/
J o a c h i n j £ a r i o s z e w i c z
Sprawa polska
Kijów 1918
JVakłctclem „p rzeg lą d u polskiego“
/
Oprawa polska
Kijów 1918
jY a kładem ,,przeglądu polskiego“
Drukarnia „SOJUZ BANKA.* Włodzimierska >6 30.
I.
Od pierwszej chwili wybuchu w ojny obecnej sprawa polska stanęła na porządku dziennym dyplom acji światowej, jako zaga d nienie pierwszorzędnej w agi. Stało się to n ie dlatego, że pow odem konfliktu była Polska, ale z tej racji, iż przy każdej w ojnie powszechnej, a tem bardziej przy w ojnie, w której mocarstwa rozbiorcze stoją w ob o
zach przeciwnych, problem at sztucznie w XVIII w. pogrzebanej Pol
ski musi wypłynąć na pierwszy plan polityki m iędzynarodowej.
O d czasów napoleońskich nie było takiej wojny. W prawdzie i później, w przeciągu stu lat ostatnich wypływała niejednokrotnie sprawa polska, bądź to pod wpływem bezpośrednich wysiłków p o l
skiego narodu, bądź to z powodu większych w ojen, przez m ocar
stwa eu ropejskie toczonych, ale zawsze udawało się dyplom acji uto
pić ją na now o w krwi narodu polskiego, lub w dyskretnej ciszy gabinetów i archiwów.
Teraz, g d y się przygotowywała i gdy w r. 1914 wybuchła obecna walka światowa, nikt w Europie nie chciał wyciągnięcia na jaw tej, tak długo tajonej, a tak niepokojącej kwestji polskiej. N aw et wśród Polaków, oczekujących niejako tradycyjnie w iosennej pobudki, m ało było takich, którzy w pamiętnym 1914 r. m ieli świadom ość, źe się nasz los decydow ać musi. Lęk przed okropnościam i w ojny wstrzy
m ywał w ted y wielu w narodzie naszym od spojrzenia w dal, poza m orze krwi i poza dym y szalejącej pożogi.
Poza Polską, wśród narodów europejskich, które nigdy m oże należycie kwestji polskiej nie rozum iały i, które o istnieniu Polski praw ie zapom niały, nie było oczyw iście przewidywań tych radykal
nych, doniosłych zmian, jakie nad W isłą przynieść będzie musiała
wojna powszechna. Co więcej, znajom ości sprawy polskiej i trafn ego
poglądu na jej rozwiązanie nie było w chwili wybuchu w ojny nawet
wśród kół kierujących dyplom acją i polityką m iędzynarodową. Jeśli
rządy państw najbardziej zainteresowanych, t. j. państw rozbiorczych
m usiały z konieczności znać sprawy polskie, wchodzące przecież
4
-w skład ich polityki wewnętrznej, to śm iaio twierdzić można, że n a wet politycy tych państw nie obejm ow ali należycie całości problem atu polskiego i, że do ostatecznych w tym względzie konkluzji, świado
m ie czy nieśw iadom ie, dochodzić nie usiłowali. Cóż dopiero m ów ić o państwach m niej zainteresow anych, jak ftnglja, dziwnie m ało w ie
dząca o Europie, lub Francja, której sym patje dla Polski przysło
nięte były od dawna afektem dla sprzym ierzonej Rosji.
Z tąż chwilą rozpoczęły się usiłowania państw rozbiorczych, Rosji z jed n ej strony, a N iem iec i ftustro-W ęgier z drugiej, dążące do umniejszenia i zlokalizowania m og ą ceg o grozić im stąd n iebez
pieczeństwa. Pierwsze do polaków skierowane odezw y głów n od o
wodzących w alczącem i arm iam i były koniecznym i m anewram i w ojen nymi, m ającym i obietnicą zjednoczenia czy wyzwolenia zachęcić ich d o boju bądź z N iem cam i, bądź z Rosją.
D yplom acja wielkich m ocarstw zachodnich niechętnie bardzo myślała o Polsce, uważając ją za jakiś szacowny anachronizm, za szlachetny sym bol, który przy zetknięciu z rzeczywistością g otów jest narobić w iele poważnych kłopotów. Odsuw ano więc te kłopoty, nie m yślano o nich. W śród o g ó ln e g o braku zrozum ienia i zainteresow a
nia, wśród powszechnej od wielu lat przez w rogów naszych p rzy go
towyw anej niechęci, narzuciła się sprawa polska uwadze Europy i świata od pierwszej chwili rozpoczęcia kroków wojennych m iędzy Rosją a państwami centralnemi.
Przerażona hałaśliwością tej fanfary, dyplom acja rozpoczęła swoją grę. Chodziło o to, aby nie dopuścić do wytoczenia sprawy p o l
skiej na szerokie forum polityki m iędzynarodowej. Pod tym w zg lę
dem , m im o wojny, panowała zgoda m iędzy Rosją a m ocarstwami centralnemi. Zadzierżgnięty przez rozbiory Polski węzeł wspólnictwa przetrwał niebywałą próbę ogniową. O Polskę żadne z państw rozbiorczych kłócić się nie chciało, rezerwując sobie zawsze m oż
ność porozum ienia się na terenie tej właśnie sprawy.
O d sa m eg o więc początku w ojny Rosja zawarła była tajne um owy z ftn glją i Francją, któremi te państwa zobowiązały się do nieczynienia żadnych aktów w sprawie Polski bez uprzedniej na to zgo d y gabinetu petersburskiego. Innemi słowy, fln glja i Francja z g o dziły się uznać sprawę polską, jako podlegającą wyłącznym w pły
wom Rosji, jako wewnętrzną sprawę polityki rosyjskiej.
Niem cy, wiedząc o tem, traktowały sprawę polską spokojnie.
Rozumiały one, że ze strony carskiej Rosji nie grozi im n iebezpie
czeństwo takiego wygrania atutu polskiego, które m ogłob y mierzyć,
—
5
—w żywotne interesy państwa niem ieckiego. Byleby kwestja polska pozostała m iędzy m ocarstwami rozbiorczemi, to d r o g a wyjścia była zawsze otwarta.
Na tej podstawie, w zajem ne licytowanie się m og ło być użyte z pożytkiem dla operacji wojennych i dla planów niejako d o m o w eg o załatwienia sprawy polskiej, a bez szkody dla państwowych zasad polityki rosyjskiej i niem ieckiej w dorzeczu Wisły.
Z aznaczm y odrazu, iż za takie podstaw ow e zasady uznane być muszą zachow anie przez dzisiejsze cesarstwo niem ieckie za boru pruskiego i zgrom adzen ie pod władzą carów rosyjskich w szelk ich ziem, do „świętej Rusi“ zaliczanych.
Miemcy śm iało wkroczyły na d rogę licytacji i wydały listopa
dow y akt o niezawisłości Polski. Krok ten był niewątpliwie poważ- nem zaszachowaniem polityki rosyjskiej, stawiającej program zjed n o
czenia wszystkich ziem polskich pod berłem cara rosyjskiego. Było to wydarcie Rosji inicjatywy w wewnętrznem załatwieniu sprawy polskiej. Miem cy uzyskiwały przytem tę przewagę, że zdobywając się na form u łę „niezaw isłości", rachować m ogły na zyskanie sobie aprobaty polskiego narodu na określenie je g o losu przez wspania-
m yśine mocarstwa centralne.
Odtąd nie z m ocy tajnych um ów dyplomatycznych, ale na p o d stawie wdzięcznych zą w ybaw ienie z niewoli rosyjskiej polaków, d e
cyzja w kwestji polskiej miała się stać wewnętrzną sprawą Niem iec.
Rosja carska nie m ogła się zdobyć na przelicytowanie nie
m ieckiego aktu z 5 listopada 1916 r. Rozkaz Mikołaja II do w o j
ska i floty z 25 grudnia tegoż roku nie m ógł mieć tego znaczenia i pozostał bez efektu
D opiero rew olu cja rosyjska zmieniła radykalnie sytuację. M ar
cow y m anifest rosyjskiego rządu tym czasowego, proklamujący zgo d ę w olnej Rosji na n iep od ległość zjednoczonej Polski był iście rewolu- cyjnem w yprow adzen iem przez jed n o z państ rozbiorczych kwestji polskiej na arenę m iędzynarodow ą. Były wprawdzie w tym m ani
feście dyplom atyczne zastrzeżenia co do przyszłego sojuszu państw o
w e g o m iędzy R o s ją a Polską, ale nie umniejszało to niebezpieczeń
stwa poddania przyszłego państwa polskiego pod rozw agę i decyzję szerokich kół dyplom acji światowej. I chociaż istniały dalej tajne um owy m iędzy Rosją a fln glją i Francją, to jed n ak z uczynionym w tej spraw ie w yłom em i gwałtownie wzbierającym potokiem rew o
lu cji zawsze skłonnej do szerokich i nieopatrznych gestów, liczyć się
trzeba było. ■
—
6
—Sytuacja przedstawiała się dia N iem iec o tyle poważniejsza, że poza skrępowaną tajnem i um owam i d y p lom acją koalicyjną poczy
nione zostały poważne enuncjacje, świadczące o w ybitnie m iędzyna
rodowym charakterze sprawy polskiej. M am y tu na myśli niejedn o
krotne oświadczenia rządu w łoskiego, a w pierw szym rzędzie w spa
niałe orędzie prezydenta Stanów Z jednoczonych W ilsona z 22 stycz
nia 1917 r., proklam ujące, dla uzyskania trw a łe g o pokoju, koniecz
ność utworzenia Polski n iep od ległej, zjed n oczon ej i sam odzielnej.
Rozpoczęła się w ięc usilna i bardzo ciekawa gra dyplom acji niemieckiej. Mowa sytuacja w ym agała nowych m etod działania.
Perspektywy otwierały się olbrzym ie. Trzeba b y ło tylko, aby rew o
lucja rosyjska szybko przyszła do absurdum , aby Rosja straciła swe w ojsko i m oc wszelką, aby zniknęło państwo rosyjskie, a olbrzy
m ie je g o terytorjum stało się ziem ią b ezp ań sk ą, od pow ied n ią do wszelkich ek sp erym en tów i do łatw ego podziału . W przeciągu nie
ca łego roku rezultat ten został osiągnięty. R o s ja , jako mocarstwo*
przem awiać już nie m ogła. Za to n a jej teren ie podniosły głow ę różne, on gi do im perjum włączone, kraje i narody, w m yśl hasta o t. zw. sam ookreśleniu i pod w pływ em d r u g ie g o pod sta w ow ego hasła rewolucji rosyjskiej chciano za w szelką cenę zawrzeć pokój
„bez aneksji i kontrybucji".
D yplom acja niem iecka postarała się z rew o lu cy jn y ch haseł ro
syjskich należycie skorzystać.
fln ek syjn e plany niemieckich kół w ojsk ow ych , chcących p o- prostu przesunięcia na wschód granic państw a n iem ieck iego, m u
siały być narazie zaniechane. N ależało n a to m ia st posunąć się na wschód bez aneksji i na zasadach wolności n arodów do stanow ie
nia o sobie. Przyszła chwila na realizację szerok iej koncepcji poli
tycznych kół pangerm anistycznych utw orzenia na wschodzie Euro
py, pod egid ą N iem iec, szeregu państw n ib yto niezawisłych, a prze
cież złączonych ścisłym sojuszem w ojskow ym i ekonom icznym z nie
m iecką środkową Europą. M iędzy w ieiora k iem i korzyściami, jakte- by z urzeczywistnienia te g o planu dla polityki niem ieckiej wypfy- wały, na jed n em z pierwszych m iejsc postaw ić należy tę, która da
je m ożność pod pozoram i w olnościow ych haseł, znakom itego skrę
powania i obezw ładnienia tw orzon ego na m ocy aktów listopado
wych państwa polskiego. Z jed n ej strony bow iem kombinacja ta
ka wtłacza Polskę tak silnie w w ew nętrzne koła niemieckich tw o
rów państwowych, iż sprowadza je faktycznie do czynnika w e
w nętrznego polityki niem ieckiej, a z drugiej strony czynnikami nie
—
7
-ja k o zewnętrznym i spow odow u je konieczność ogran iczenia jej terytor- jum państw ow ego. Za cen ę wyrzeczenia się zaboru pruskiego o b ie
cywano dawniej Polakom rozszerzenie ich terytorjum państw ow ego na wschodzie. Teraz takie rozszerzenie znaleźć m nsiało granicę w za sadzie wolności każdego z narodów do stanowienia o swej p ań stwowej przynależności. N ie m oże to być winą m ocarstw central
nych, że nie chcą słyszeć o łączności z Polską Litwini, Łotysze, B ia łorusini i Ukraińcy. N ie przez niechęć dla Polaków, nie wsku
tek zmiany poprzedn iego stanowiska, ale dla uszanowania zasady wolności Polska musi pozostać państwem nieznacznem, bez W ie l
kopolski i Ślązka, bez Chełmszczyzny, wschodniej Galicji, litewskiej części Suwalszczyzny i bez dostępu do morza. N ależało tylko stw o
rzyć z inicjatywy N iem iec przed kongresem pokojow ym szereg w o l
nych państw na razie republikańskich, któreby zwartym pierścieniem otoczywszy Polskę, stały się m urem ochronnym i tamą przed wy
toczeniem sprawy polskiej na forum polityki m iędzynarodow ej. Dy
plom acja zwykła się liczyć z pow agą faktów dokonanych. Istnienie państw wolnych, nie pozwalających Polsce stać się mocarstwem sil- nem i żywotnem , pow inn oby skłonić dyp lom acje państw zachod
nich, wojujących przecież o ideę wolności d o zaniechania trudnego z w olą ościennych ludów sprzecznego pom ysłu utworzenia zjedn o
czonej i niepod ległej Polski, m ającej dość siły na to, aby prowadzić swoją sam odzielną politykę państw ow ą.
Chwila obecn a jest chwilą stop n iow ego wprowadzania w życie te g o planu w szechstronnego okrążania Polski, lokalizowania sprawy polskiej nową m etodą, ale w tym sam ym co i poprzednio celu.
Z w oli m ocarstw centralnych powstała niezależna repuplika ludowa ukraińska, która na m ocy traktatu brzeskiego z 9 lutego r. b. otrzy
mała już oderw ane od Polski ziem ie chełm ską i podlaską i, która posiada jeśli nie obietnicę, to nadzieję przyłączenia niewolą polską um ęczonej wschodniej Galicji. Z woli tychże mocarstw centralnych tworzyć się m ają niebawem państwa:|litewskie, białoruskie, kurlandz- kie. W szystkie on e m ają być strażą pograniczną frontem przeciwko Polsce zwróconą. W takich warunkach hasło o Polsce zjedn oczonej i n iepod ległej przestałoby być postulatem polityki realnej, zasługu
jącym na u w agę dyplom acji św iatow ej.
II.
W o b ec powyższej sytuacji, zadaniem polityki polskiej od pierw
szych chwil w ojny w inno było być dążenie d o wydobycia sprawy
polskiej z pod w yłączn ego wpływu i op ieki czy to Rosji, czy dwóch
-
8
-drugich państw rozbiorczycb. B y to uczynić i m iędzynarodow ość polskiego zagadnienia najłatwiej ujawnić, należało przedewszystkiem stanąć na właściwym punkcie wyjścia, a następnie powiązać naszą sprawę z ogóln ą zasadą, o którą w gruncie rzeczy walka światowa się toczy.
P u n k t e m w y j ś c i a d l a s p r a w y p o l s k i e j j e s t a k t r o z b i o r ó w R z e c z y p o s p o l i t e j .
Stało się to w praw dzie dawno, z górą sto lat temu, ale od teg o czasu fatalna siła konsekwencji, wynikłych z unicestwienia pań
stwa polskiego nietylko się nie umniejszyła, lecz przeciwnie, bar
dziej jeszcze, niż kiedyś, cięży na ogóln ej sytuacji europejskiej. Na żadnym innym , p óźn iejszym m om encie historycznym nie m oże się, oprzeć ten, kto chce istotę kwestji polskiej zrozum ieć i zdać sobie spraw ę z m ożliwości praw idłow ego jej rozwiązania.
Jak tu m ów ić o wskrzeszeniu Polski, o budowaniu jej państwa, określeniu granic, jeśli się nie cofnąć do chwili, kiedy to państwo po ośm iow iekow ych wielkich dziejach byt swój sam oistny straciło.
Polska nie jest pustym dźwiękiem , ani niezapisaną kartą, ną której kreślić m ożna dow oln e iinje i cyfry z abstrakcyjnych teorji, czy z krakowskich targów wynikłe. Z ap ew n e Polska dużo się zm ie
niła od kiedy ją po sąsiedzku rozdrapano, file kto ją dziś nanowo budow ać chce, d o o w y c h c z a s ó w s i ę g n ą ć m u s i , do m o
m entu rozbiorów. To jest jedyny punkt wyjścia dla sprawy polskiej, tak jak jed yn ym punktem wyjścia dla sprawy Alzacji i Lotaryngji jest traktat frankfurcki z 1871 r.
O stalenie te g o punktu wyjścia dla kwestji polskiej w iąże ją z zasadą w olności i bezpieczeństwa bytu dla każdego państwa i każ
d e g o narodu, bez względu na je g o wielkość i siłę. O zabezpieczenie egzystencji i rozwoju drobnych i słabych państw, leje się przecież dziś strum ieniam i krew po całym świecie. Kto więc byt swój postra
dał dlatego, że był słaby, a m im o to chce żyć pełnią w łasnego życia, tem u byt pow rócony być musi, jeśli krew ludzkości niem a być przelana na darm o. I wraz z innem i, w olnem i i bezpiecznem i państwam i, wśród n ow eg o układu m ięd zyn arodow ego życia wskrze-.
szona będzie Polska z te g o w iek ow ego tworu, który przy końcu XVIII stulecia przez przem ożnych a chciwych sąsiadów z rzędu państw w ykreślony został.
W myśl tych przesłanek zaraz na w stępie postaw iony był przez polskich polityków postulat zjednoczenia. Dokoła te g o hasła rozpo
c z ę ła
się natychmiast w Polsce zacięta i hałaśliwa walka. Poniew aż
postulat zjednoczenia postawiony został przez obóz polityczny, przez
—
9
-w any później „koalicyjn ym ", jako pierwszorzędny i naczelny, bez dodatku innych narodowościowych haseł, przeto znaleźli się zaraz bardziej gorliwi, którzy uchwyciwszy się oburącz hasła niepodległości, usiłowali przekonać swych rodaków, że zwolennicy zjednoczenia są przeciwnikam i n iep od ległego państwa polskiego.
Było to pierwsze wielkie, rzucone w naród, bałamuctwo. T y m czasem stwierdzić należy, iż kto wówczas chciał zjednoczenia, t. zn.
w yprowadzenia kwestji polskiej na fo ru m m iędzynarodowe, ten na
turalnym biegiem rzeczy musiał w odpow iednim m om encie dojść d o postawienia postulatu zupełnej niepodległości. Kto zaś odrazu krzyczał o niepodległości i nie wiązał jej ani z aktem rozbiorów, ani z wynikającem stąd żądaniem zjednoczenia, ten musiał być konse
kwentnie doprow adzony do uznania zasady jakiejkolwiek n iepod le
głości, bodaj fikcyjnej, bodaj na skrawku terytorjum.
Powstały więc zaraz na w stępie dw ie polskie polityki, zwane nietrafnie „orjentacjam i". O orjentacji trzeciej, nibyto czystopolskiej, co m iało oznaczać trwanie w polskiej biernej neutralności, jako o kierunku politycznym w spom inać tu nie warto.
Dwie zatem polityki polskie, m ające wszelkie dane na to, ażeby się wzajem nie uzupełnić, ażeby stać się dw iem a taktycznemi m eto
dam i jednej wielkiej polityki polskiej, wzbudzały wśród narodu zu
pełnie niepotrzebne, a tylko w ro go m naszym przyjem ne rozdarcie.
Spow odow ały on e rozbicie nie na gruncie taktyki, lecz na gruncie celów, do których powinna była dojść Polska w wyniku wojny.
Wie to jest nieszczęściem, że były w tej wojnie dwie metody, d w ie orjentacje w polskiej polityce. W ob ec rozdarcia Polski m iędzy dwa fronty, było to rzeczą nieuniknioną. Co więcej, było to dla sprawy polskiej rzeczą pożyteczną, iż z dwóch stron, przez dwa n ie
zależne od siebie obozy polskie posuwać można było dalej przez ciernistą d rogę kwestję wskrzeszenia Polski. By taką jednolitą, choć na pozór sprzeczną, politykę prowadzić, trzeba było, aby wśród p o lityków dwóch przeciwnych obozów była zgoda, co do konkretnego efektu, jaki chciano po tej w ojnie dla Polski osiągnąć.
Co do tej zgody, to stwierdzić musimy z przykrością, że nie było jej przed czterem a laty, i, że niema jej dotąd wśród czynnych ob ozów politycznych w Polsce.
N ie chodzi tu oczywiście o zgodę teoretyczną, o utajone w ser
cu każdego Polaka hasło idealnej, ponad wszystko wywyższonej- O j
czyzny. M y tu m ów im y o realnej koncepcji politycznej, o od p ow ie
dzi na pytanie: jaką Polskę chcem y m ieć teraz, bezpośrednio po
w ojnie, po kongresie pokojowym .
—
10
O tóż ta koncepcja nie jest jed n olicie ustalona. M y w prawdzie wiem y, i wszyscy o tem wiedzą, c z e g o pod tym w zględ em chce na
ród polski, bo to ogłaszał na w sze strony w licznych enuncjacjach, począwszy od m aja 1917 r. flle walka dw óch orjentacji trwa dalej.
Wynika to stąd i jed yn ie stąd, że ob óz polityków polskich, którzy przed czterem a laty wystawili hasło zjednoczenia, dodawszy do n iego w od pow ied n im czasie hasło niepodległości i oparcia się 0 w łasne w ybrzeże m orskie, stanęli w zgodzie z naturalną, istotnym historycznym instynktem pow od ow an ą w olą narodu. Tym czasem w o b ozie przeciwnym , tym, który na początku głosił „niepodległość®
Polski i który chwalić się m ó g ł uzyskaniem n iem ieck iego aktu z 5 li
stopada 1916 r. o „n ie z a w is ło ś c i części Królestwa Kongresow ego, drugie podstaw ow e hasło o zniesien ie rozbiorów nie zostało m im o wszystko i w brew woli narodu w łączone do pozytyw n ego programu politycznego.
Z ap ew n e, gdyby postulat zjednoczenia przyjęty był przez ob óz»
opierający się o mocarstwa centralne, zniknąćby musiała teg o ro dzaju orjentacja. Sądzimy jednak, że interes Polski ważniejszy jest od istnienia takiej czy innej orjentacji. Jeżeli pewna orjentacja jest już niepotrzebna, powinna przestać istnieć. Za*niepotrzebną, Ł zn. za szkodliwą, uważać m usim y taką politykę, która nie m oże dążyć do zrealizow ania istotnych postulatów, bez których sprawa polska, po strasznych przejściach i ofiarach, nietylko nie posunęła się naprzód, ale m usiałaby dalej na długie lata tkwić na beznadziejnym martwym punkcie.
O rjentacja, t. zw. centralna, z punktu widzenia taktyki, miała w pierwszym okresie w ojn y ważne zad an ie d o spełnienia. M ogła pobudzać państwa centralne do skutecznego przelicytowywania Rosji 1 tem ułatwić robotę obozu t. zw. koalicyjnego, w alczącego o w yd o
bycie spraw y polskiej z przem ożn ego w koalicji wpływu Rosji. Jeśli ta orjentacja przyczyniła się czem śkolwiek do aktu niem ieckiego z 5 listopada 1916 r., lub nawet do wstawienia w orędzie prezydenta W ilsona postulatu niepodległości, to historja za zasługę jej to za
pew n e poczyta.
N atom iast bynajm niej nie za zasługę narodow ą poczytywane być muszą wysiłki, czynione przez o b ó z tak zwanej orjentacji cen
tralnej, w celu podporządkow ania polityki polskiej swojej form u le niekom pletn ej, n iezgod n ej z w olą narodu i niweczącej m iędzynaro
dow y charakter p o lsk iego zagadnienia. Szkodliwość tych wysiłków nabrała szczególnej ostrości od chwili proklam ow ania przez rew olu
cyjną R osję form aln ej zgo d y na zw rócenie Polsce zabranych przez
- l i
nią terytorjów i utworzenia n iepod ległego, zjedn oczon ego państwa polskiego. O bóz t. zw. koalicyjny m ógł już odtąd w obec m ocarstw zachodnich jaśniej i dobitniej stawiać tezą Polski n iepod ległej i sil
nej. Gra przechodziła do polityków teg o właśnie obozu. N ie om iesz
kali oni z tej sytuacji skorzystać i sprawą polską, jako w ybitnie m ię- ozynarodową głośno stawiając, przygotowywali grunt do pow szech
n e go zrozumienia potrzeby odbudow ania Polski całej i istotnie nie
podległej. Ci politycy mieli prawo sądzić, że nie powinno być w P o l
sce nikogo, któryby to zadanie im utrudniać pragnął. Niestety, stało się inaczej. Politycy czynni obozu „cen traln ego", po orędziu W ilsona i po m anifeście rosyjskiego rządu tym czasowego, proklamującym Polskę zjednoczoną, n iepod ległą i sam odzielną, nie zdobyli się na porzucenie swej koncepcji Polski nie zjednoczonej, na nowo pokra
janej, nibyto niezawisłej, a opartej bądź o N iem ey, bądź o ftu stro- W ęgry, bądź wreszcie o obydwa te mocarstwa. Ponieważ trudno było taki program jaw nie zalecać narodowi polskiem u, przeto chwycono się innej, dość sprytnej m etody. Skorzystano z teg o faktu, że w chwili ogłoszenia aktów m iędzynarodow ych o niepodległej i sam odzielnej Polsce, znaczna większość ziem polskich była w ręku, czy w okupa
cji mocarstw centralnych i, że pod opieku ńczem ich skrzydłem za
częły powstawać tak zwane „zręby państw ow ości polskiej".
Rozpoczęto więc w alkę z polityką, dążącą do m iędzynarodowe
g o rozstrzygnięcia sprawy polskiej za pom ocą form uły o bezwzględ- nem posłuszeństwie prawowitej władzy w kraju. Posłuszeństwo kra
jow i m iało oznaczać, iż nikomu w Polsce czy poza Polską nie woi- no prowadzić żadnej polityki bez w yraźn ego rozkazu czy zezwolenia prawowitej władzy polskiej. Za prawowitą zaś władzę Polski w o b o zie „centralistów" uznano najpierw Radę Stanu, a później Radę R e
gencyjną. Łatw o było przem awiać do narodu w im ię karności, w imię:
posłuchu dla własnej władzy, w im ię budow ania państwowości p o l
skiej. Łatw o było oskarżać przed^narodem tych, którzy mieli kon
cepcję większej Polski o politykę na własną rękę, o niedozw olone warcholstwo.
ł chociaż naród nie dał się zbałamucić, chociaż w olę swą w y
powiedział nie po myśli obozu „centralistów 14, to jednak wałka na
podstawie jedynej przez władze krajową uprawnionej polityki trwa
w dalszym ciągu, trwa dziś, dzięki sprzyjającym zewnętrznym o k o
licznościom z wzrastającą m ocą i niesie z sobą niebezpieczeństwo
skrępowania sprawy polskiej starem i więzam i, z których się wreszcie
w ydobyw ać zdawała.
—
12
—III.
W ojna światowa jeszcze nie jest skończona. Jeszcze niejedną ona zgotow ać nam m oże ciężką chwilę, niejedną militarną niespo
dziankę. file jed n o pozostaje dzisiaj, po czterech latach wojny, bardziej jeszcze niezbitym pewnikiem . Mianowicie, że najwyższy i istotny cel dzisiejszej wojny, polegający na postawieniu zasady in
teresu ponad zasadę prawa, nie zostanie osiągnięty.
Mieraz już p rób ow an o dopięcia te g o celu; próbowali g o władcy potężni i genjusze w ielcy i nigdy na tej zasadzie utylitarnej i e g o i
stycznej oparty plan panowania nad światem, czy nad częścią świata, nie m ógł się urzeczywistnić. Tak było dawniej, tak będzie i w przy
szłości.
W łaśnie dlatego, że ludzie i narody i państwa zbytnio własnemu interesowi unosić się dają, zasada prawa musi ham ować te zapędy i norm ow ać istniejące m iędzy niemi życiow e stosunki. U tożsam ie
nie w ła sn ego interesu z prawem zawróciłoby świat z drogi cywilizacji w prow adziłoby stan dzikości, w którym człowiek wilkowiby się u po
dobnił: hom o h o m in i lupus. Do teg o dopuścić nie m oże cywilizowana ludzkość, choćby miała przelać potoki krwi i choćby się w pustynię obróciła ziem ia.
W ię c i ta wojna skończyć się musi tryum fem prawa, które za
bezpieczy każdem u narodowi należne mu m iejsce pod słońcem i m ożność w o ln eg o życia. Chwila tak iego tryum fu jeszcze nie na
deszła. N ie trzeba brać złudy za prawdę, fikcji za rzeczywistość.
Jeszcze nie jest przełamana siła w yw yższonego ponad wszystko in
teresu.
Z tej siły płynące twory i koncepcje polityczne są ciekawym i epizodam i walki, niczem więcej na razie. Jako epizody traktować je należy politykom realnym i nie m ożna dać się bałamucić suge- stjami, a co gorzej jeszcze, na niczem nie opartem i autosugestjam i.
Poco w m aw iać w siebie to, czego nie próbują nawet wm aw iać w nas w ykonaw cy różnych wolnościowych koncepcji, a tem bardziej poco się śpieszyć z w yciąganiem konsekwencji z sytuacji, która w żadnym razie za ostateczną uznaną być nie m oże? Jeszcześm y nie doszli do końca wojny, przeto m am y czas.
Zajęliśm y już należne nam, a dla życia naszego niezbędne
stanowisko. Formuła o Polsce n iepodległej, całej i sam odzielnej
stała się nietylko w yrazem gorącej naszej woli, ale i h a s ł e m ,
b e z k t ó r e g o o d n o w i e n i e ś w i a t a n a p o d s t a w i e s p r a -
—
13
—w i e d l i w o ś c i i p r a w a n i e m o g ł o b y b y ć u r z e c z y w i s t n i o n e ™ . N a tej form u le twardo i wytrwale stać powinniśm y aż do ukończenia światowej katastrofy. Żadne chwilowe konjuktury, żadne rzeczywiste czy urojone niebezpieczeństwa nie powinny nas zepchnąć z teg o stanowiska, jedynie god n ego w ielkiego narodu, który się swej wielkości nie wyrzeka.
Gdyby nawet m iało być tak, że widoki na ostateczny tryum f prawa musiałyby być odsunięte na czas dłuższy, gdybyśm y się teraz doczekać m ieli nie trw ałego pow szechnego pokoju, ale siłą w ym u
szon ego zawieszenia broni, to jeszcze i w tedy nie wolnoby nam było dobrow olnie pom niejszać naszych narodowych żądań i godzić się na stanowisko podrzędnego satelity czy wasala. Jeśli nas (os d o takiej smutnej sytuacji zmusi, to niechaj to będzie mus, lecz nie własna nasza wola.
Sprawa polska jest dlatego właśnie zagadnieniem trudnem, że n i e d a s i ę r o z s t r z y g n ą ć b y l e j a k . Polska nie jest ftlbanją ani Ukrainą. Polska ma nietylko tysiącletnią historję, ale ma w tej historji akt rozbiorów i bez załatwienia się z tym właśnie aktem, niem a sposobu załatwić się ze sprawą polską. Skoro się uzna ko
nieczność wskrzeszenia Polski, nieuniknionym się staje dylem at p r z e k r e ś l e n i a r o z b i o r ó w , l u b n i e b y t u p a ń s t w a p o l s k i e g o . Polska albo stanie się państw em m ogącem prowadzić własną polską politykę na wschodzie Europy, albo przestanie istnieć jako taka. Ponieważ o niebycie Polski m ow y być nie może, więc ew entualność pierwsza jest jed yn ie realnym problem atem chwili.
Zdają sobie z teg o sprawę coraz liczniejsze zastępy polityków.
Jeśli jeszcze przed rewolucją rosyjską i przed zawaleniem się Rosji prezydent W ilson twierdził w swem orędziu z 22 stycznia 1917 r., że „m ężow ie stanu wszędzie zgodzili się na to, aby Polska była zjednoczona, niepodległa i sam odzieln a“ , to dzisiaj konieczność utworzenia takiej właśnie Polski tem bardziej jest widoczną. I nie leży chyba w naszym interesie, ażebyśm y pogląd owych m ężów stanu zm ieniać mieli, okazując światu małoduszną chęć zrezygno
wania z program u powszechnie już przez obcych przyjętego.
T o też w ierzym y m ocno, że naród polski nie da się uwieść m ałodusznym nam owom i intrygom , przez w rogów naszych spry
tnie zadzierżgniętym , ani złudnym fa its accom plis, ani sugestji nie
botycznej siły i p o ziom ego strachu. Wierzymy, że dobrow olnie nie skurczy sw ego hasła i że nie dopuści do n iezgod n ego z tem ha
słem hańbiącego układu.
—
14
—F o ru m jed y n em , na którem sprawa polska w c a ł o ś c i s w e ] postawioną i rozstrzygniętą być musi, jest p o w s z e c h n y ś w i a t o w y k o n g r e s , na którym ustalać się będą warunki
trwałego p o k o ju i zasady prawa narodów. Przed decyzjam i, które tam co do Polski zapadną, żadne krępujące nas decyzje, czy ukła
dy, miejsca m ieć nie powinny.
K ijó w , 23 kwietnia 1918 r.