• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Ludowa : wychodzi na każdą niedzielę. R. 6, nr 41 (1920)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Gazeta Ludowa : wychodzi na każdą niedzielę. R. 6, nr 41 (1920)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

r---- — *

:

1

’ C'S 4

1

LU D O W A

P R Z E D P Ł A T A N K W A R T A Ł W Y N O S I

Hi; ^ e k 4 0 . —

C en a p o j e d y n c z e g o e g z e m p l a r z a M a r e k 4 . —

P R Z E D P Ł A T A w W A R S Z A W I E

b e z o d n o s z e n i a M a r e k 5 . — m i e s i ę c z n i e .

w y c h o d z i

NA KflZDfl Ni e d z i e l ę.

Pieniądze i listy należy nadsy łać do Redakcji I Administracji

Warszawa, ul. Świętokrzyska H* 17. Telefon 3 1 9 -9 6 .

Prócz tego pieniądze możn a wpłacać w każdym urzędzie po c z to w y m na

Rachunek Przekazowy Jfe 1 5 w Pocztowej Kasie Oszczędności.

W Ł O D Z I p r e n u m e r a t ę p r z y j m u j e Biuro Dzienników A. GÓRALSKIEGO, ul. Piotrkow ska K> 27, (w p o d w ó rzy ).

N r . 41. W a r sz a w a , niedziela dnia 10 października 1920 r. R o k V I .

Juz się rozpoczęła

S P R Z E D A Ż O B L I G A C J I

4 ° lo Państwowe] Pożyczki Pretnjowej

D N I A 6 -g o L I S T O P A D A 1920 r .

będzie wylosowana z pośród tej ilości obligacji, jaka istotnie oddana zo sta ła do sprzedaży

wypłacana wygrywającemu b e z j a k i c h k o l w i e k p o t r ą c e ń nie późnie] niż w 14 dni od daty przedstawienia odnośnej obligacji.

L o k a t a o s z c z ę d n o ś c i i k a p i t a ł u w obligacjach 4 % Państwowej Pożyczki Premjowej, jest racjonalnem, celowem

i korzystnem zabezpieczezeniem gotówki.

O b lig a c ja m i t e j p o ż y c z k i m o ż n a p o s ł u g i w a ć s i ę j a k g o t ó w k ą , składając je w pełnej wartości nominal­

nej, jako: wadja przy licytacjach, kaucje akcyzowe i celne, kaucje przy zawieraniu kontraktów ze Skarbem Państwa, kaucje składane do depozytów wszelkich instytucji rządowych w wypadkach, gdy prawo przewiduje składanie kaucji pieniężnych.

K u p o n a m i t e j p o ż y c z k i m o ż n a p ł a c i ć c ł a i p o d a tk i p a ń s t w o w e . Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa i Pocztowa Kasa Oszczędności będą przyjmowały bez żadnej opłaty na przechowanie Obligacje 4 % Państwowej Pożyczki Prem­

jowej, aby uchronić posiadaczy przed pożarem, kradzieżą, lub zgubą obligacji.

P r z y w p ro w a d ze n iu p r z y s z łe j waEuty p o lsk ie j

4°|0 P a ń s t w o w a P o ż y c z k a P rem jow a będzie p rze ra eh o w a n a

... -- po k u r s i e o 10°|0 w y ż s z y m "■■■

od k u r s u u stalo n eg o dla w y m ian y zn a k ó w obiegow ych

W każdą sobotę w ciągu pierwszych dwudziestu lat

b ę d z ie w y lo s o w y w a n a j e d n a w y g r a n a w k w o c ie

M I L J O N A M A R E K P O L S K I C H

Do p ie r w sz e g o ciągnienia

CENA OBLIGACJI TYLKO 1,000 MAREK bez doliczania odsetek.

(2)

2 G A Z E T 'A t U D O W S Jft 41

Listy z konferencji pokojowej.

R edaktor naszej „ G a z e ty " p. Henryk Wyrzykowski, który razem z delega cją p o ­ kojo wą wyjechał do Rygi, nad sy ła nam n a ­ stępują ce listy.

W DRODZE DO RYGI.

i owoJj i z rozw a gą, jakby zdając s o ­ bie s p r a w ę z pow agi chwili, w toczył się nasz pociąg na dw o rz e c w Gdańsku.

W naszym wagonie dziennikarskim rojmo

•i gwarno. Miny jednak niepewne. Już w W a rs z a w ie nam zakomunikowano, że od G dańska tylko ma siebie sam ych, w ła ­ s n y s p ry t i energję liczyć m ożemy. Na oczekujące kontrto rp e d o w ce angielskie w najlepszym razie ty lk o 60 osób zm ieś­

cić się może. P rz y je c h ało z a ś około 80.

P r z y te m ipogeda zapowiadała się kiep­

sko. P o w ie trz e było mgliste, i zaczynał po d k ro p y w a ć deszcz.

Naturalnie, że w sferach naszych m łodych biurokratów zapadło nieodw o­

łalnie postanowienie, że przedew&zyst- kiem oni jechać mają. Panie, piszące na m aszynach i najbardziej pomocniczy p e r ­ sonel k a n c e la ry jn y okazał się w edług tych ooglądów bardziej niezbędny i po­

t rz e b n y niż regularne i s ystem atyczne informowanie opinji ipiublicznej z a p o śre ­ dnictw em prasy. Nie m ó w im y tu już 0 ordynansach oficerskich, bez których większość naszych oficerów nigdzie się nie rusza.

Co tu r o b ić ? Najbliższy s ta te k pa sa ­ ż e rsk i odchodzi do Rygi dopiero za 4 dni 1 to niewiadomo czy miejsca będą. C h w y ­ ciliśmy się więc ostatecznego śro d k a r a ­ tunku i w ysłaliśm y 3 kolegów do p rze­

w o d niczącego delegacji, wiceministra Dąbskiego.

Kto jak toto, ale ten musi nam1 przecież dopomóc. Sam dziennikarz z zawodu, zrozumie potrzebę naszej jazdy. I nie zaw iedliśm y się. P o krótkiej naradzie z generałem Kulińskim, poparci przez p o ­ słów — Barlickiego, Kiernika i W aszkie­

wicza, o trzym aliśm y 10 miejsc. P o z o ­ staw iono w Gdańsku kilku mniej „term i­

n o w y c h " ekspertów , oraz bezlitośnie skreślono ordymansów oficerskich.

C h a r a k te ry s ty c z n e było pow iedze­

nie wicem inistra Dąbskiego:

My jedziem y bez ordynamsów, pa­

nowie oficerowie m ogą również.

Lecz tera z n o w y kłopot — miejsc m am y 10, a jedzie nas 19. Skończyło się ma tem, że jedziem y w s z y s c y do p o r ­ tu, a tam jak już komu szczęście posłuży.

Koło „Zielonej B r a m y “ o c zekiw ał nas ho.

lownik. Na w y b rz e żu tłumy gdańszczan, sam ych Niemców. Spojrzenia nienaw ist­

ne. Gdzieniegdzie pojedyncze wrogie okrzyki, lojalnie jednak tłumione iprzez policję. Sły sze ć się daje n a w e t „Niech żyje R o s ja !“ — Ale to nie znajduje jakoś oddźw ięku w masie.

tW oddali, niedaleko doków, oczekują nas t r z y duże k o n trto rp e d o w ce angiel­

skie, gotow e do odjazdu. Nasz holownik przybija. Na pokładzie zjawia się oficer angielski. Admirał Borowski, k tó ry nas odprow adza, salutuje i melduje po angiel­

sku nasz przyjazd. Powoli po drabince dostajem y się ma pokład. I. o dziwo, je­

steśm y w szyscy. Miny jeszcze niepew­

ne, lecz zadowolone.

Oficerowie angielscy staw iają jeden

w arunek — pochow ać zuipiełnie a p a ra ty fotograficzne i nieuż yw ać ich w czasie drogi. W s z y s c y na to chętnie się zga­

dzamy.

B ezgraniczna uprzejmość oficerów angielskich, ich n iez w y k ła subtelność w stosunku do nas w p ro w a d z a w zdu­

mienie tych, co nie znając Anglików, a zdając sobie s p ra w ę z potęgi Wielkiej Brytanji, w yobrażali sobie, że oficer a n ­ gielski musi być conajmniej trzy razy tak butny, jak by ły leutnant pruski.

R uszamy. Cicho i spraw nie, bez najmniejszego zgiełku i hałasu odbijają statki jeden za drugim. S ło w a kom endy padają cicho, bez najmniejszego podnie­

sienia głosu. M arynarze zwijają się jak frygi.

Imponująco w yg lą d a cały dywizjon na pełnym morzu. Na pirzedzie mknie

„Vanquisher“ s ta r o d a w n a n a z w a an­

gielska, zna cz y : Zw ycięsca. Dobra p rze­

powiednia dla naszej delegacji, która w ra z z wiceministrem Dąbskim. tu w ł a ś ­ nie się znajduje. Na tym również statku jedzie i dow ódca całego dywizjonu kapi­

tan Beattie, przem iły .pan, któ ry w sz e l­

kimi sposobami w ra z z pozostałymi ofi­

cerami s ta r a się uprzyjemniać nam p o ­ dróż. Następnie idzie „Vimiere“ (czytaj:

Wajmiri) i „\V essix“. Na „Vimiere“ jedzie lw ia część prasy.

Statki idą z s z ybkością 22 mil m or­

skich na godzinę, czyli 38 kilom etrów.

Jest to sz y b k o ść normalnego pociągu o s o ­ bowego: Mogą jednak rozw inąć s z y b ­ kość 34 mil morskich, c o ró w n a się 60 kilom etrów, czyli szybkości kurjerskie- go pociągu.

Jest z nami naturalnie i przedstaw i- cel agencji kimemotograficznej „ P a th e “, k tó ry z nieodstępnym sw y m aparatem jakimś cudem wcześniej niż my wszyscy, znalazł się n a pokładzie torpedow ca. Na holowniku jechał z nami razem , przybiliś­

m y do to rp e d o w c a — tu się ukłonił, tu się uśmiechnął i już przed wszystkim i był na górze i z najuprzejmiejszą miną kręcił korbą sw e g o aparatu, zdejmując w chodzącego ipo drabince wiceministra Dąbskiego z r e s z tą delegacji.

Uprzejmość oficerów angielskich z kapitanem Beatie na czele, sięga tak dalego, że urządzają nam m ałe m an e w ry na pełnem morzu, pokazują m asz y n y i uz­

brojenie statków . Wibrew początkow ym przewidywaniom- pogoda przecudna. Mo­

r z e gładkie i spokojne jak tafla szklanna.

W s z y s c y w najlepszym nastroju r o z k o ­ szują się przeipysznem m orskiem po­

wietrzem.

Żołnierze nasi, których kilku z nami jedzie w net zaw ierają znajomość z m a ­ rynarzam i angielskimi i porozum ie­

wają się z nimi sw oistym jakimś sposo­

bem. Jest n a w e t jeden, k tó ry imponuje pozostałym sw o ją 1,angielszczyzną“, był ponoć kiedyś p rz e d wojną krótko w Ame­

ryce. W ogóle zdumiewa łatw o ść t o w a ­ rzyskiego obcowania, jaką widzi y'i u Anglików, w b r e w spofyk£rvrn c ę s t ' u nas błędnym poglądom. AreKk bure’7 cbętnie zbliża s ‘ę do obcr-!i.

nam rapr7vk);:d

7i:p?lr.is s:c z r::e i :: ;;

Anglicy, że nas to w y s o c e interesuje i że jeste śm y ipełni podziwu dla ich olbrzy­

miej techniki i wspaniałej organizacji.

Niemiec w tej samej sytuacji b y łb y pełen pych, wyniosłości i lekcew ażenia dla

„gorszego narodu". Jednem słowem c a ła ośmiogodzinna podróż nasza z G dań­

ska do L ib a w y zbiegła nami niesłychanie miło i przyjemnie.

P o d ró ż ta w z w y k ły c h w arunkach statkiem- pasażerskim tr w a 18 godzin.

Była już z górą 11 wieczorem , g dy­

śm y stanęli w porcie libawskim.

Rząd łotew ski przyjął nas bardzo uprzejmie. Delegat łotewskiego minister­

stw a s p ra w zagranicznych w r a z z pre­

fektem L ibaw y i tam tejszym konsulem polskim, p. Łopatto, wyjechał po nas aż pod same torpedowce.

Na brzegu w porcie powitał nas k o ­ mendant miasta, k tó ry zmobilizował plu­

ton żołnierzy dla przeniesienia naszych pakunków do specjalnie przyg o to w a n y c h dorożek.

Dopiero o 2-giej w mocy w yjechaliś­

m y z L ibaw y nadzw yczajnym pociągiem.

Niestety, łotew skie koleje żelazne nie rozporządzają dostateczną ilością pasa­

żerskich w agonów . J a k że ż rozkosznie wspominaliśmy naszą jazdę z W a rs z a w y do Gdańska w sypialnych i wspania­

łych naszych wagonach salonowych.

T rz eba tu jednak szcz e rze i otw arcie po­

wiedzieć, że rząd łotewski dał nam do rozporządzenia w s z y s tk o to, co miał n a j­

lepszego; a uprzejmość s w ą (posunął tak dalece, że prow adzenie naszego pociągu powierzono m aszyniście i nadkondukto- ro w i — o b y d w u Polakom w 1 'służbie ło­

tewskiej.

Już jakieś 30 kilom etrów przed R ygą rozpoczynają się r o w y strzeleckie, głębo­

kie zasieki i całe p a s y d ru tó w kolczastych kilkometrowej szerokości — św iadectw o k r w a w y c h i długich walk, jakie toczyły się tutaj jeszcze nie tak dawno.

Ostatnio osław iony Berm ond s tr a s z ­ nie zniszczył te okolice, zanim został przez Ł otyszów pokonany. Okolica nis­

ka, torfiasta i mokra. Ciężkie życie mieli tu żołnierze w tych row ach. Gdzienie­

gdzie w idać jeszcze i t o r y kolejek popo­

w y c h , któremi dowożono amunicję do stanow isk artyleryjskich.

W oddali sipostrzegamy pasmo rzeki i w krótce w jeżdżam y ma wjelki m ost że­

lazny n a Dźwinie. P ociąg sunie wolniut­

ko, bo most niepew ny. Na p r a w y m b r z e ­ gu — Ryga, miasto piękne pełne o g ro ­ dów, s k w e r ó w i alej. Wiele dom ów od stro n y Dźwimy zniszczonych. To r o b o ­ ta B erm onda, k t ó r y zaw ziecie b o m b ard o ­ w a ł z tej s tro n y miasto. Wi porcie poły­

skują k o rp u sy dwóch dużych k rą ż o w n i­

ków — to angielskie okręty.

Na d w o rc u oczekuje nas p rez y d e n t miasta wrr a z z n aszym posłem ia Kamie­

nieckim. Pow itania. Mnóstwo ukłonów!

i miłych uśmiechów. Siadam y do auto­

mobilów i za chwilę jes te śm y w przezna-

• o n y d i dla nas pokojach. Sztab delega^

i z wiceministrem Dąbskim, staje w ho­

lu Rzymskim, dziennikarze i część per o n c h i '.m ic c n ic - ^ o w Kom m ercyjnym

lienryR W yrzykow ski.

(3)

W? 41

Pierwsze Posiedzenie konferencji.

Ryga dnia 21 września 1920 r.

Godzina 5-ta popołudniu.

P rz e d 6 -w ie k o w y m stylow ym gm a ­ chem „C z a rn o g io w c ó w " tłumy. U w e j­

ścia dwóch żołnierzy łotewskich na w ar • cie w nowych uniformach. P r z y nich kilkudziesięciu różnojęzycznych dzienni­

k a r z y ; wielu ma a p a ra ty fotograficzne w pogotowiu. Na pierw szym planie, jak zw ykle ruchliw y Mr. Ercolle z agenci kinematograficznej „ P a th c “ zc s w ą „ k a ­ ta ry n k a " ^ a trójnogu.

Naraz (poruszenie i jakby osłupienie w śród publiczności. Z sąsiedniej ulicy w ychyla się postać wiceministra Dąb- skiego z teka pod pachą. Obok niego dwóch panów z polskiej delegacji. Cicho i skrom nie przechodzą w śró d tłumu. P u ­ bliczność, która oczekiw ała automobilo­

wej pom py z flagami i adjutantami, nie Chce w ierzyć, źe to przew odniczący pol­

skiej delegacji. Koresęiodenci fotografu­

ją. Mr. Ercolle zawzięcie kręci korbą sw ego aparatu.

W chwilę potem w jeżdża na plac elegancki k a re to w y automobil, ponoć da ­ wniej stanowił w łasność cara. Sztandar c z erw o n y na przedzie, na nim złotem haftow ane litery: R. 5. F. S. R, (Rosijska Socjalisticzeskaja Sow ictskaja Republi­

ka). też same litery na drzw iczkach s a ­ mochodu. W y sia d a przew odniczący so­

wieckiej delegacji p. Joffe. K orespon­

denci znów fotografują, p r z r s ta w ia ją ą mu a p a ra ty prawie do samej tw a rz y . Mr.

Ercolle nieomal skacze z radości. T oż to będzie sensacja nielada w am erykańskich kinem atografach: Dąbski pieszo; Joffe w carskim automobilu. Toż to dopiero będzie kasę robi.’o.

Niedarmo „joffe“ z na cz y po hebraj- sku piękny. P. Joffe jest rzeczyw iście bardzo przystojnym m ężczyzną, z ładnie u trz y m an ą brodą. Na p ie rw s z y rzut oka robi wrażenie solidnego kupca pierwszej gikUi, lub też w z ię te g o w ś ró d sfer ż y d o ­ wskich lekarza.

Sala posiedzeń mieści się na pierw ­ s z y m ipiętrze domu „C zarnogłow ców ".

J est to olbrzym ia sala, gdzie swobodnie tysiąc osób się zmieści. Ściany upiększo­

n e wielkimi portretami królów s z w e d z ­ kich i c a ró w rosyjskich. W idzim y więc

tam konne p o r tr e ty Karola XI, i XII., Gu­

sta w a Adolfa, piękny portret K a ta rz y ­ ny II konno w męskim stroju, oraz Piotra Wielkiego na rozhukanymi koniu. W s z y s ­ cy panujący w 19-tym wieku carow ie są tam' rów nież sportretow ani w naturalnej wielkości. tyJko w tym miejscu, gdzie wisiał Mikołaj II,. świeci ściana w stydli­

w ą nagością. Dookoła stoją k ry te jas­

nym adamaszkiem meble, zdobne w c h a ­ r a k te ry s ty c z n ą c z arn ą gło w ę z białą przepaska — herb starego hanzeatyckie- go s to w a rz y sz en ia „ C z a rn o g ło w c ó w “.

Ongiś, iprzed wiekami było to s to w a ­ rzy sz e n ie bezżennych k upców w celu obrony miasta prze d wrogami. P a trone m ich był św. Maurycy, pochodzący z Etjo- pti', któ re g o m alarze kościelni stale m a ­ lowali z c z a r n ą m u rz y ń s k ą głową. S to ­ w a rz y sz e n ia takie zmieniły się z biegiem czasu w z w y k łe kluby bogatych bezżen­

nych kopców. W tym więc to sta ry m go­

tyckim gmachu, pod m arkotnem okiem patrzących ze ścian byłych w ładców tej

ziemi, m a się dokonać historyczny akt zaw arcia pokoju między w yzw oloną P o l­

ską a sow iecką Rosją.

C iekaw e uczucia musiał przeżyw ać były carski, obecnie sowiecki generał No­

wicki}, gdy z wielkim złotym herbow ym sygnetem na palcu siedział obok p. Jof- fego zti stołem obrad i rozglądał się (po sali. Scho ro w a n y generał Poliwanow.

były carski minister wojny na po­

siedzenie w skutek choroby nie iprzy- szedł. Należy przypuszczać, że byłby się bardzo zle poczuł, g d y b y się tak był spotkał z niesłychanie w y ra z isty m , peł­

nym gryzącej ironji i pogardy spojrze­

niem' cara Piotra Wielkiego, patrzącego naw et jeszcze i teraz z portretu z nie­

w y m o w n ą siłą. Historja ipowstarza się jednak. Zmieniły się tylko formy. Ten sam Piotr Wielki niesłychanym terrorem i krw i rozlewem popchnął zaskorupiałą w starośw iecczyźnie Moskwę na nowe tory życia. Kto wie, c z y i obecny terror i nieszczęście Rosji nie są zadatkiem n o ­ w ego jej rozwoju.

Posiedzenie rozpoczęła się około szóstej. Po obydw óch stronach dużego stołu, ustaw ionego pośrodku sali, zasie- dlo delegaci. Z jednej stro n y P olacy z drugiej Rosjanie. Dąbski i Joffe n a ­ przeciw ko siebie. P o praw ej ręce Dąb- skiego generał Kuliński, dalej pp. Kamie­

niecki, Kiernik, W arzkiew icz, Wichliń- ski, Rundstein i t. d., z lewej pp. Grabski, W asilew ski, Barlicki, Mieczkowski, Eber- hardt. Perl, major Polakiew icz i t. d.

Z i;irawej stro n y Joffego siedział i : Manuilskij, Leszczyński, gen. Nowicki, Siemionow, Lorenc (łodzianin), Szemia- kim i R o zenberg; z lew ej: Oboleńskij, Bogolepow, Piczeta, Rosenblat (łodzia­

nin), W asilewskij, Jankotow icz i Kricze- wskij. Z tyłu za k a ż d y m przew odniczą­

cym sta ły stoliki dla s e k re tarz y , tłum a­

czy j stenografistek. S to ły dla dzienni­

k a rz y ustawiono półkolem u szczytow ej ściany, k a ż d y ma num erow a ne miejsce, co nie było zadaniem łatwern ze względu na wielki zjazd naszej różnojęzycznej braci. J P ! ... ■ j '

O tw o rz y ł obrad y łotewski minister s p ra w zagranicznych p. Mejerowicz fr«vn- cuskiem przemówieniem, które już znacie z depeszy. W edług program u odpow ie­

dzieli mu Dąbski po polsku, Joffe r o r o ­ syjsku. Podziwiano silny i dźw ięczny głos Dąbskiego.

Nastąpiło spraw dzanie pełnom oc­

nictw. Posiedzenie prze rw a n o i obydwie delegacje u d a ły się do przeznaczonych dla siebie pokoi dla p ry w a tn y c h narad.

W a rto wspomnieć, że nasza delegacja ma dwa śliczne stylowe pokoje pod salą obrad. Jeden z nich przyozdobiony sta- remi zbrojami, na ścianie między innemi przytwierdzono duży kawaleryjski but szwedzki, bardzo zgrabny na w ysokim ob­

casie. Nie Jeden z naszych młodych ka- walerzystów pozazdrościłby, tego kroju.

W edług legendy miał to być but Karola XII, który zostawił go gdzieś w błocie.

Pod tym oto K arolow ym butem spraw dzi­

ła polska delegacja sowieckie pełnomoc­

nictwa.

Na górze, pośród dziennikarzy i obec­

ne! publiczności, panowało powszechne przekonanie; że nad pełnomocnictwami napewno rozwinie się dyskusja. Jakież więc było zdziwienie wszystkich, gdy po

G A Z E T # V U D O W A1 3

krótkotrw ałej przerw ie, w znow iono po­

siedzenie i przewodniczący obydwóch de­

legacji oznajmili, że pełnomocnictwa uzna­

ją nawzajem za dostateczne. W obec tego przewodniczący Dąbski posiedzenie zam­

knął.

Nie obyło się naturalnie bez zdjęć fo­

tograficznych i nieodstępnego Mr. Ercolle ze swoją „katarynką".

P iechotą ponownie opuszczał Dąbski dotui „C zarnoglow ców “, ex-carskim au­

tem odjeżdżał Joffe; a flegmatyczni Ry- żanie, co z aw sze dużo czasu mają spo­

kojnie i bez wzruszeń wszystkiem u temu się przyglądali, w duszy narzekając; że artykuły spożyw cze już z powodu tego nawet nielicznego zjazdu zdążyły w cenie podskoczyć.

Henryk W yrzykowski.

M czym (M o u a ł Sejm.

Pierwsze posiedzenie Jesiennych obrad dnia 24 b. m. miało przebieg po­

w ażny i spokojny, choć w atmosferze sej­

mowej czuć było napięcie, jak przed bu­

rzą. w y w o ła n e w yzyw ającą postaw ą en­

decji. Ona jakby rozmyślnie pcha do wybuchu gorszącej walki na terenie sej­

m owym , walki, która w obecnej chwili, kiedy się toczą rokowania pokojowe w Rydze, tak jest szkodliwą dla kraju.

Niestety, i zachowanie się P ana Marszał- ka nie przyczynia sie do oczyszczenia burzliwego nastroju. Pan M arszałek ja w ­ nie trzym a z endecją, w yw ołując przetoi coraz silniejsze wołania z ław poselskich:

przeciw swojej stronniczości. A wszakże ten sam Pan M arszałek, g dy wchodził na miejsce m arszałkowskie, dziękując za w y b o r y zapewniał, źe będzie się rządził na stanowisku sw em sprawiedliwością i bezstronnością. Tej „bezstronności'*

p. M arszałka widzimy właśnie przykład w jego mowie, otwierającej jesienne obra-1 dy sejmowe. Przedstaw iając tryum f ore^

ża polskiego dokonanego podczas dwu­

miesięcznej p r z e r w y sejmowej, złożył on cześć „podoficerom i oficerom, którzy nie szczędząc życia własnego w skazali żoł­

nierzom drogę do zw ycięstw a" — wy­

raził cześć „wodzom naszym, którzy umieli przechylić los wojny na naszą ko- rzy ść “ — wreszcie złożył cześć „francus- kim tow arzyszom broni“ — lecz dla .Wo­

dza Naczelnego Józefa Piłsudskiego ani słowa.

To rażące pominięcie imienia 1 za­

sługi Naczelnego W o d z a poprawiła izba sejmowa, w gromkim okrzyku składając hołd Józefowi Piłsudskiemu.

P o marszałku zabrał głos prezydent Ministrów Witos. W przemówieniu tem, które podaliśmy w całości w poprzednimi numerze „G azety Ludowej", odm alow ał prezydent W itos zew nętrzne i w ew nętrz- ne położenie kraju po najeździe bolsze­

wickim i wskazał drogę na najbliższą;

przyszłość.

Sposób rzeczowy, jędrny a mocny!

tego przemówienia świadczy, że się na­

ród polski poczuł na siłach do prow adze­

nia samodzielne} polityki, że się dziś nie da on pominąć w praw ach swoich, źe z całą stanowczością będzie bronić god­

ności narodowej przed zakusami złych są­

siadów. i

Nie zataił prezydent W itos goryczy*

(4)

4 G A' Z E T A1 L U D Ó W A1 N i 41 -

mówiąc o obojętności zagranicy, która za wyjątkiem, jednej Francji, w chwilach ciężkich dla Polski, zwątpiła w Polskę i doradzała jej przyjąć upokarzające w a ­ runki pokoju.

Poruszając spraw ę Gdańska i G órne­

go Śląska wytknął prezydent W itos w r o ­ gie działania Niemców i w skazał nam. że jeszcze na długi czas należy nam się mieć na baczności przed zaborczością zachod­

niego sąsiada i jednocześnie silnie pod­

kreślił, że w tych spraw ach, jak i w in­

nych jeszcze niezalatwionych. Polska stać będzie mocno na gruncie interesów swoich i swej godności narodowej i nie pozwoli, by ją skrzywdzono.

Stojąc na straży swej niepodległości i całości, Polska J e d n a k pragnie żyć ze w szystkim i sąsiadami w spokoju — oświadcza prezydent — a n a jw y m o w ­ niejszymi tego dow o d e m są rokowania w Rydze.

Mówiąc o stosunkach w e w nętrznych prezydent Witos dał obietnicę rychłego uskutecznienia reformy rolnej i uporząd­

kow ania urzędów, o raz przeprowadzenia zjednoczenia dzielnic, a na zakończenie w ezw ał stronnictwa wszystkie, naród ca­

ły do zgody wewnętrznej, tak potrzebnej dopóki pokój zew nętrzny i bezpieczeń­

stw o państw a nie zostanie ugruntowane.

Przem ówienie prezydenta Witosa w y w a rło wrażenie tak głębokie, że kiedy niechętny obecnemu rządowi m arszałek sejm owy nazWal to przemówienie „refe- ratein“ — niby „ w y pracow aniem szkol- nem “ natychm iast posypały się protesty i M arszałek musiał przeprosić, tłómacząc się, że użył tego w y ra ż en ia bez złej woli i chęci obrazy, jednak przeprosiny te nie uspokoiły wzburzenia, jakie w Sejmie pa­

nowało.

P o mowie prezydenta ministrów, nad którą dyskusja została odłożoną, w eszły pod obrady szczegółowe rozpraw y nad Konstytucją.

' S p r a w a uchwalenia Konstytucji m u­

siała, niezależnie od tego, co myślała i ro­

biła endecja wejść pod obrady Sejmu, bo jest to dziś piekącą potrzebą Polski i żą­

daniem ludu. Chodzi teraz, jaką będzie ta Konstytucja i o to będzie się toczyć walka między p ra w ic ą a lewicą.

Kilka początkow ych artykułów p ro ­ jektu Konstytucji w yw ołało dyskusję, jak naprzykład przy artykule 1-ym, czy Pol­

ska ma być Rzeczypospolitą, i przy a r t y ­ kule 2-gim „władza zwierzchnia w R z e ­ czypospolitej należy do narodu, organam.

jej Sejm i senat, w ładzą w y k o n a w c z ą pre- z ydent“.

Klub „Wyzwolenia*4 wnosi poprawkę, że tylko Sejm ma by ć organem narodu, że zamiast prezydent należy używ ać tytułu drogiego nam od czasów Kościuszki —

Naczelnik Państw a — i że ministrowie 1 mają być odpowiedzialni przed Sejmem.

P. Dubanowicz, prezes bliziniaków i ks.

Lutosławski są przeciwni tym po p raw ­ kom.

Poseł Rudziński dowodzi, że Senat jest zbyteczny, więc w artykule 2-im n a ­ leży słowo „Senat" — skreślić.

Poseł Sm oła przem aw ia za tem, by prawo głosowania mieli ci, co skończyli lat 21. Endecy żądają lat 25. „U panów—

powiada — młodzi dopiero w 25—30 r o ­ ku życia zaczynają działać. Inaczej — w warstw ach ludowych". Tani ludzie prędzej dojrzewają, bo wcześniej musr-a pracować.

POSIEDZENIE SEJMU Z DNIA 28 WRZEŚNIA 1920 R.

wypełniła1 dalsza r o z p ra w a szczegó­

łowa nad Konstytucją (a o b ra c a ła się głównie około s p ra w y Senatu, tak ważnej dla ludu), oraz sp ra w a Gdańska i plebi­

scyt na Mazurach.

P rz y rozprawie s z c z e g ó ło w e j. nad ustaw ą Konstytucji dyskutow ano nad a r ­ tykułami od 21 — do 36.

Do art. 23 poseł Putek (Klub Stapiń- skiegc) zgłosił pop raw k ę ; że: „posłem nie może być w y b ra n y żaden duchow ny1'.

W niosek ten uzasadniał tem, że nietykal­

ność poselska' pogodzić się nie może z za­

leżnością od Kurji Biskupiej. W Sejmie duchowni reprezentują nie społeczeńsiwo, ale organizację kościelną. D ow odem są wystąpienia księdza arcybiskupa Teodo- rowicza i księdza Kotuli. P ie rw sz y prze­

mawiał w imieniu wszystkich biskupów polskich, — drugi cytował z kodeksu ka ­ nonicznego jakieś przepisy przeciwko w y­

właszczeniu duchow ieństw a. P r a w o ko­

ścielne nie pozw ala żadnemu d u chow ne­

mu ubiegać się o m andat poselski bez po­

zwolenia Kurji Biskupiej. D uchow ień­

stw o staje się biurokracją państw ow ą.

Dowodzi tego c h oćby postępow anie w i­

ceministra Dębińskego, k tó ry opracow ał stra s zliw y projekt regulacji płac kościel­

nych, ipllac duchow ieństw a. Arcybiskup ma m ie ć pensję taką. jak prezydent mi­

nistrów, a proboszcz tyle, ile poseł. J e ­ żeli duch o w n y jest urzędnikiem państw o­

wym . to mu nie wolno piastow ać m an d a ­ tu poselskiego. W Anglji duchowni, po­

siadający w y ż s z e święcenia, nie mogą być w ybierani do Sejmu. Wr Szwajcarj, a nawet' w Meksyku, w e Francji, w e W ło ­ szech nie wolno w y b ie ra ć duchownych na posłów.

Ks. Lutosławski odpowiada w n astę­

pujący sipiosób: Jeszcze bardzo daleko do tego, aby państw o oddało kościołowi to, co duc how ieństw u zabrało. (W r z a w a na lewicy). To, co ze S k a rb u P a ń s tw a

a sygnow ano na u trz y m an ie duchow ień­

stw a i instytucji kościelnych, jest tylko częściow ą restytucją tych wielkich dóbr, które wierni złożyli n a utrzym anie k o ­ ścioła.

W dyskusji n a d artykułem 25 „Zwo­

łanie, odroczenie i rozwiązanie Sejmu“

poseł H ertz jest za przyjęciem artykułu w brzmieniu większości komisji. Naczel­

nik P a ń s tw a będzie ponad partjami i dla­

tego z ufnością m ożna złożyć w jego ręce funkcje związane z art. 25. O wiele nie­

bezpieczniej b y ło b y pow ie rz yć te funk­

cje m arszałkowi, gdyż nie d a w a ło b y to rękojmi bezstronności.

Najważniejszym punktem o b rad była sp ra w a Senatu (artykuł 35 i 36) i w s z y s t­

kie S tro n n ic tw a centro w o -le w ic o w e w y ­ raźnie się w ypow iedziały iprzeciw S e n a ­ towi.

Ośw iadcza się przeciw S enatow i socjalista Czapiński (P. P. S.) poseł Fi- chna (N. P. R.), poseł Griinbaum (Klub żydowski), poseł Sm oła (W yzwolenie), a poseł Jan Dębski (P. S. L.) tak się w y ­ pow iada:

Dla stronnictw a ludowego żądanie je ­ dnoizbow ego sejmu jest zasadniczym.

Dla obecnej konstytucji 'niedopuszczenie do utw orzenia senatu jest tem samem, czem dla konstytucji 3-go maja było znie­

sienie liberum veto. Lud w y c z u ł instyn­

ktownie, że inne form y w Polsce być nie może. S e n a t był może ongiś instytucją pożyteczną i konieczną, dziś jednak stał się hamulcem w rozwoju narodów . Sejm jednoizbow y jesit najczystszą formą (par­

lam entaryzm u. P o w o ły w an ia się na za­

granicę niczego nie dowodzą. K onstytu­

cja nasza musi być rylska z ducha, jak konstytucja 3-go maja, a nie zlepkiem u s ta w zagranicznych. Musi w yn ik a ć z po­

trzeb życia narodow ego. Jeśli sejm je­

dnoizbow y jest tylko próbą, to pamiętać należy, że i polska komisja edukacyjna przed laty była nowością. W obronie senatu nie padło dotychczas ani jedno przemówienie. Mówca uw aża to za do­

b rą w różbę, za dowód, iż sejm liczy się z wolą ludu. O be c ny Sejm, g d y b y prze­

kreślił zasadę jednoizbowego ciała, p r z e ­ kreśliłby tem sam em sw oje w łasne istnie­

nie i p r z y s z ł y sejm m usiałby uchw alać konstytucję. (B raw a w centrum' i na le­

wicy.)..

Za senatem p rze m aw ia ks. Lutosła­

wski (Związek Ludow o N arodow y), p.

D ubanow icz i poseł Czernicki z Chrześ- ciańskiei Demokracji.

P. Dubanowicz poucza, że a b y utw o­

rz y ć dobrą konstytucję, trzeba ją w zoro­

wać na w sz y stk ic h państw ach ośw ie­

conych św iata, Senat jest w’e Francji, An-

*vy\"

CELEM ORGANIZOWANIA STOWARZYSZEŃ MLECZARSKICH ! JAJCZARSKICH

o t wor zyl i ś my agent ur y: w Sompolnie, Lipnie, w Sierpcu, Płońsku, Makowie, Kosowie, Sokołowie, Siedlcach, Łukowie, Żelechowie, Garwolinie, Chmielniku, i w Pińczowie. Oddziały w Poznaniu, Łodzi i Lublinie or az a g e nt ur y udzie­

lają pouczer t o d n o ś n i e m l e c z a r s t w a i j aj cz a r s t wa. Ag e n t u r y kupują: m a s ł o , s e r , jaja) m ió d i sp rzed aję

w i r ó w k i , k o n w i e d o n sle k a i p a p i e r p e r g a m i n o w y .

Warszawskie Ziem. Towarzystwo Mleczarskie.

(5)

G A Z E T A L U D O W A 5 glji. N aw et m urzyńska republika Liber­

ia w Afryce posiada senat (ogólna w e ­ sołość).

P o s e ł C zaD iński (P. P. S.) odpowiada z w o le n n ik o m 'Senatu, że nigdy jeszcze nie słyszał, aby na jakimkolwiek więk- s z e m zgrom adzeniu ludow em w y p o w ie ­ d z ia n o s ię za dwuizbowością, przeciwnie dla c h ło p ó w druga izba jest w yra z em

w a lk i przeciw reformie rolne:.

Z kolei przystąpiono do drugiego punktu porządku dziennego. W niosek 0 zabezpieczeniu praw Polski w Gdańsku referow ał pos. M. Seyda. W niosek p r z y ­ jęto; brzmi on:

Sejm poleca Ministerstwu S p ra w Za­

granicznych, aby p rze d staw iło Radzie a m basadorów niedostateczność opiera­

nia bezpieczeństw a państw a i na jż y w o t­

niejszych jego p ra w i interesów o dobrą w olę panujących w Gdańsku Niemców.

1 w imieniu Rzeczypospolitej wskazało n a 'k o n ie c z n o ś ć naty c h m ia sto w e g o w c ie ­ lenia w życie przyznanych Polsce t r a k ­ tate m w ersalskim praw, w mającej być zaw a rte j konwencji polsko-gdańskiej.

Następnie .poseł H e rtz przedstaw ił wniosek n a g ły N. P. R. w spraw ie ple­

biscytu na Mazurach i W armii, Plebiscyt ten był uplanow aną w ten sposób ko- medją.

W niosek opiew a: Sejm w z y w a rząd:

l) do założenia na drodze d y p lom atycz­

nej protestu w Radzie am basadorów w P a r y ż u p rz e c iw ważności powziętej przez nią decyzji, jako aktow i k r z y w d y i g w a łtu w obec Polski; 2) do nieuznania ipllebiscytu i domagania się rewzji jego i 3) do w ytoczenia całej s p r a w y przed forum Ligi narodów . Nagłość uchw alo­

no, a w niosek odesłano do komisji s p ra w zagranicznych.

Dalej przystąpiono do nagłego w n io ­ sku W ach o w ia k a w spraw ie gw a łtów niemieckich na Polakach w Nadrenji i w Westfalji. Nagłość wniosku u c h w a ­ lono, a w niosek odesłano do Komisji S p ra w Zagranicznych.

P o odesłaniu szeregu w niosków do w ła ściw yc h Komisji posiedzenie zam ­ knięto.

Następne posiedzenie w e w to rek 5-go października o godzinie 4 po południu.

L I S T Y .

BIŁGORAJ, Z. LtJBELSKA,

Biłgoraj niedaw no p rze ż y ł chwile Krytyczne. Ze wschodu konna armja B u­

dionnego p osuw ała się dość szybko ku Biłgorajowi — z a b ra ła Tom aszów , Z a w a ­ dę, o sa cz y ła Zamość. P rzeciw nik nie n a ­ potykał żadnych przeszkód ze stronv W o js k a Polskiego, które przedtem front opuściło, przejeżdżając na inną linję i front przedstaw iał próżnię, k tó rą konnym puł­

kom Budiennego łatw o było zajmować.

W ciągu czterech dni i nocy przecią­

gały p rze z Biłgoraj nasze w ojska: dzielna kaw alerja, piechota dobrze obmunduro- wana, niezliczone tabory, tysiące fur z uchodźcami. W o jsk a nasze jaknajlepsze p o z o sta w iły w rażenie, a upadłym 1 na du­

chu dodały a tuc hy i w ia ry w e własne siły- . . . .

. Ruch nadzw yczajny, nerw ow e pod­

niecenie i panika c e chow a ły ow e dni.

Na ulicach z b ie rały się gromadki ludzi i sz erz y ły różne denerw ujące pogłoski;

w istocie r z e c z y nikt iprawdy nie w ie ­ dział, bo poczta i gazety nie dochodziły do Biłgoraja. Hurtow nia współdzielcza była przepełniona narodem : w y p r z e d a -1 w ano to w a ry , udziałowcom w y d a w an o udziały w postaci ryżu, soli, sa ch a ry n y i innych to w a ró w w braku gotówki pie­

niężnej. C ałe procesje kobiet p rz y c h o ­ dziły do miasta po sól, zapałki i naftę.

Spekulanci mieli niezłe żniwo. U rzędni­

c y w yw ozili sw e rodziny do miejsc b e z ­ piecznych, u rzę d y b y ł y n a pogotowiu do ewakuacji.

Nadeszło n a front wojsko, bolszew i­

k ó w odegnało za Bug. P ow róc ił d a w n y spokój i prac y s z are dni.

W a cła w Skakuj.

IZBICA. P O W . KRASNYSTAW. ZIEMIA LUBELSKA.

Minęły dni obawy, dni trwogi miej­

scowego ludu, a głównie ziemiaństwa, które uchodząc w popłochu przed nie­

przyjacielem, zostawiało w szystko na po­

lu na pastw ę losu.

W róciły władze, urzędy zaczynają funkcjonować, życie zaczyna pomału wracać do normalnego trybu.

Tylko klasa pracująca jakoś z pod oka patrzy na pow racających urzędników, którzy pewnie podczas ewakuacji nie- bardzo się dobrze z sw ych zadań musieli w yw iązać.

W ielu z nich zdałoby się zastąpić in­

nymi, którzyby bardziej; po obywatelsku spełniali swe obowiązki, a nie pamiętali tylko o sw oim gładkim, brzuszku i sw em najbliższem otoczeniu.

Policja, również patrzy przez szpary, na różnego rodzaju kombinacje i naduży­

cia i zalewa od czasu do czasu, swe zmartwienia „gorzałką".

Nic więc dziwnego, że ceny rosną i spekulacje jawnie prawie uprawia, kilka ciemnych jednostek, ze znanym tu kom­

binatorem i p aserem w arszaw skim , Lure- rem, n a czele.

Tego rodzaju rzeczy, jak sk u p y w a ­ nie cukru. mąki. ryżu i szmalcu trzeba wyśledzić, jeżeli się jest stra ż ą bezpie­

czeństwa, i w innych nadużycia do odpo­

wiedzialności pociągnąć. Życie społecz­

ne. jak i polityczne z a czyna się pomału ruszać.

W k ró tc e 'zacznie tu funkcjonować T-wo Niesienia P om ocy Żołnierzowi na froncie. W tych dniach powstaje też S traż Bezpieczeństwa, złożona z miejsco­

wej ludności, która zrozumiała, że kraju bronić muszą wszyscy. Kiedy żołnierz na froncie, m urow ać musi parkan, by nam obca Świnia nie ryła, w naszej ziemi i pod naszą chałupa, ci co są w domu, w e­

wnątrz musizą kraju bronić, przed różnego rodzaju szumowinami społecznerm. a gdy nieprzyjaciel się zbliża, razem z naszymi synami i braćmi-żołnierzami. bronić w r o ­ gowi dostępu do naszych pól i chat.

Idziemy ku lepszemu jeszcze iść raź ­ niej i szybciej, gdyby miejscowy ks. pro­

boszcz jednakow o cenił wszystkich i nie traktował po macoszemu tych, którzy nie patrzą, na świat; przez ciemne szkła u okularów.

StW06Z.

(M om cści telegraficzne.

M e (biclkie zwycięstwo-

Frcnt północny: Z chwilą ruszenia się frontu z Małopolski, było jasnem, że musi z naszej strony nastąpić uderzenia i na północy, abv rozbić reorganizującego s ę przeciwnika, na wschód od Grodna, w rejonie Lidy. W tych dwóch punktacji s koncentrow ały się resztki pobitych pod W a rszaw ą 3, 15 i 16 armji bolszewickich.

Naczelne dow ództw o sowieckie zasilało, je uzupełnieniami z głębi kraju, jako też budowało pośpiesznie front przeciw nam

^ wszelkiego rodzaju oddziałów, ściąga*

nych z innych frontów. Oddziały te m ia­

ły, w krótkim czasie wystąpić do akcji w kierunku na Kobryn, Brześć Litewski i W olkow ysk — Białystok. Chcąc to uderzenie uprzedzić W ódz Naczelny, ob­

jąw szy dowództwo nad armjami, stojące- mi na północ od błot poleskich, nakazał uderzenie wprost w najczulsze dla nie­

przyjaciela miejsce, to znaczy, rejon jego koncentracji, z zadaniem zaatakow ania go ze skrzydła, zepchnięcia od Grodna na południe, z głównych komunikacji na te­

ren bezdrożny i bagnisty.

W nocy z 25 zostało wzięte szturm em przez ochotniczą i górską dywizję, popar- te przez grupę ciężkiej artylerii gen, Le*

dóchowskiego.

Walki pod Grodnem; b y ł y nadspodzie*

wanie uporczywe i k rw a w e . Żołnierze armji czerwonej bili się wyjątkowo, za­

grzani nodobno obecnością na froncie Le*

riina i Trockiego. i

6-ta, 5-ta, 21-a, 56-ta, 33-a, części 8-ej 38-a. 27-a i 11 dywizji, po zaciekłych odpartych kontratakach na Odelsk i Brzo*

stowicę cofały się, paląc za sobą, mostyi i rujnując szosy, przez Niemen i dalej w kierunku na Lidę.

Spotkały się one w drodze z pionm t*

wem uderzeniem polskiej armji od Rodu- nia i Lidy, dokąd zdążyła już polska jaz­

da i 1-sza dywizja legjonowa. M asy wojsje sowieckich, zaatakowane ze skrzydeł, ciągnąc za sobą tabory długości dziesiąt- ków kilometrów, usiłowały rozpaczliw ym atakiem w ręcznym boju przedostać się na północny wschód. W 16-godzinnym boju. w którym nieprzyjaciel ponawiał tłumne ataki w kilom etrow ych kolimis iiach. podchodząc na 50 kroków pod strze­

lające kartaczam i nasze baterje, drogi sq«

bie jednak nie otw orzył i m asow o poddaj się. 22-ga dywizja sowiecka w y rż n ę ła swoich kom isarzy i poddała się w całości.

Rezultatem operacji północnej jest rozbi­

cie 6-ej, 56-ej, 5-ej, 2-ej, 21-ej, 8 ej. 33 ej, 11-ej i 16 ej dywizji bolszewickich. Je ń có w łącznie 25,000, 100 armat, dużą ilość kara*

binów m aszynowych, broni ręcznej, amu­

nicji, których dotąd przeliczyć nie zdołano.

Resztki nieprzyjaciela, rozbite i zde­

moralizowane. odpłynęły w kierunku p o ­ łudniowo-wschodnim p rzez Sielec, Nowo­

gródek. Mir, Stołbce swoim traktem . Śmiertelnie zmęczone oddziały dywizji legjonowej, zaalarm ow ane osobiście przez Naczelnego W odza, któ ry znalazł się na­

tychmiast na placu boju, ruszyły w pościg za bolszewikami. Nieprzyjaciel, nie mo^

gąc. jak zamierzał, w ycofać się za Moło- deczno. odpłynął na południowy w schód i znalazł się na terenie rzek, rozlanych i błotnistych na przeciętnym jedną tylko linia kolejową, wiodącą z Lidy przez Ba*

Cytaty

Powiązane dokumenty

kazało, że można się całkowicie obejść bez Senatu. Stronnictw a prawicowe przed wyborami agitowały pod hasłami Sejmu Jednoizbowego, lecz jak tylko udało im

dą regulowały ten powrót i opiekowały się uchodźcami, których los jest bardzo ciężki.. Jeńcy wojenni będą mogli

Zaraza szerzy sie nietylko wprost przez tykanie się sztuk chorych ze zdrowemi,. >le także pośrednio przez ludzi, paszę, pochodząca z obór zapowietrzonych i

Tak również na nic się przydadzą całe zastępy panów, aptekarzy, księży, sędziów i urzędników, jeżeli chłop nie będzie mógł w ytrw ać i zniechęci się

Jeżeli jednak bolszewicy, choć obecnie pobici, będą chcieli przez swoje niepomierne żądania przedłużać wojnę, to Polska potrafi im dać jeszcze większą

mii polskiej1 do 50 tysięcy ludzi. 3) Polska wydaje Rosji wszystek s>przęt wojenny poza Ilością, niezbędną dla 50-tysięcznej armji. 4) Zlikwidowanie, to jest

dostał się w kilku miejscach przez rzekę został przez nasze oddziały odrzucony. W bitwie pod

mali. Nie mając zaufania ani dr> panów, ani do urzędników, którzy pańską stronę trzymają, dali za wygranę i więcej się o dzierżawę nie