r---- — *
:
1
’ C'S 41
LU D O W A
P R Z E D P Ł A T A N K W A R T A Ł W Y N O S I
Hi; ^ e k 4 0 . —
C en a p o j e d y n c z e g o e g z e m p l a r z a M a r e k 4 . —
P R Z E D P Ł A T A w W A R S Z A W I E
b e z o d n o s z e n i a M a r e k 5 . — m i e s i ę c z n i e .
w y c h o d z i
NA KflZDfl Ni e d z i e l ę.
Pieniądze i listy należy nadsy łać do Redakcji I Administracji
Warszawa, ul. Świętokrzyska H* 17. Telefon 3 1 9 -9 6 .
Prócz tego pieniądze możn a wpłacać w każdym urzędzie po c z to w y m na
Rachunek Przekazowy Jfe 1 5 w Pocztowej Kasie Oszczędności.
W Ł O D Z I p r e n u m e r a t ę p r z y j m u j e Biuro Dzienników A. GÓRALSKIEGO, ul. Piotrkow ska K> 27, (w p o d w ó rzy ).
N r . 41. W a r sz a w a , niedziela dnia 10 października 1920 r. R o k V I .
Juz się rozpoczęła
S P R Z E D A Ż O B L I G A C J I
4 ° lo Państwowe] Pożyczki Pretnjowej
D N I A 6 -g o L I S T O P A D A 1920 r .
będzie wylosowana z pośród tej ilości obligacji, jaka istotnie oddana zo sta ła do sprzedaży
wypłacana wygrywającemu b e z j a k i c h k o l w i e k p o t r ą c e ń nie późnie] niż w 14 dni od daty przedstawienia odnośnej obligacji.
L o k a t a o s z c z ę d n o ś c i i k a p i t a ł u w obligacjach 4 % Państwowej Pożyczki Premjowej, jest racjonalnem, celowem
i korzystnem zabezpieczezeniem gotówki.
O b lig a c ja m i t e j p o ż y c z k i m o ż n a p o s ł u g i w a ć s i ę j a k g o t ó w k ą , składając je w pełnej wartości nominal
nej, jako: wadja przy licytacjach, kaucje akcyzowe i celne, kaucje przy zawieraniu kontraktów ze Skarbem Państwa, kaucje składane do depozytów wszelkich instytucji rządowych w wypadkach, gdy prawo przewiduje składanie kaucji pieniężnych.
K u p o n a m i t e j p o ż y c z k i m o ż n a p ł a c i ć c ł a i p o d a tk i p a ń s t w o w e . Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa i Pocztowa Kasa Oszczędności będą przyjmowały bez żadnej opłaty na przechowanie Obligacje 4 % Państwowej Pożyczki Prem
jowej, aby uchronić posiadaczy przed pożarem, kradzieżą, lub zgubą obligacji.
P r z y w p ro w a d ze n iu p r z y s z łe j waEuty p o lsk ie j
4°|0 P a ń s t w o w a P o ż y c z k a P rem jow a będzie p rze ra eh o w a n a
... -- po k u r s i e o 10°|0 w y ż s z y m "■■■
od k u r s u u stalo n eg o dla w y m ian y zn a k ó w obiegow ych
W każdą sobotę w ciągu pierwszych dwudziestu lat
b ę d z ie w y lo s o w y w a n a j e d n a w y g r a n a w k w o c ie
M I L J O N A M A R E K P O L S K I C H
Do p ie r w sz e g o ciągnienia
CENA OBLIGACJI TYLKO 1,000 MAREK bez doliczania odsetek.
2 G A Z E T 'A t U D O W S Jft 41
Listy z konferencji pokojowej.
R edaktor naszej „ G a z e ty " p. Henryk Wyrzykowski, który razem z delega cją p o kojo wą wyjechał do Rygi, nad sy ła nam n a stępują ce listy.
W DRODZE DO RYGI.
i owoJj i z rozw a gą, jakby zdając s o bie s p r a w ę z pow agi chwili, w toczył się nasz pociąg na dw o rz e c w Gdańsku.
W naszym wagonie dziennikarskim rojmo
•i gwarno. Miny jednak niepewne. Już w W a rs z a w ie nam zakomunikowano, że od G dańska tylko ma siebie sam ych, w ła s n y s p ry t i energję liczyć m ożemy. Na oczekujące kontrto rp e d o w ce angielskie w najlepszym razie ty lk o 60 osób zm ieś
cić się może. P rz y je c h ało z a ś około 80.
P r z y te m ipogeda zapowiadała się kiep
sko. P o w ie trz e było mgliste, i zaczynał po d k ro p y w a ć deszcz.
Naturalnie, że w sferach naszych m łodych biurokratów zapadło nieodw o
łalnie postanowienie, że przedew&zyst- kiem oni jechać mają. Panie, piszące na m aszynach i najbardziej pomocniczy p e r sonel k a n c e la ry jn y okazał się w edług tych ooglądów bardziej niezbędny i po
t rz e b n y niż regularne i s ystem atyczne informowanie opinji ipiublicznej z a p o śre dnictw em prasy. Nie m ó w im y tu już 0 ordynansach oficerskich, bez których większość naszych oficerów nigdzie się nie rusza.
Co tu r o b ić ? Najbliższy s ta te k pa sa ż e rsk i odchodzi do Rygi dopiero za 4 dni 1 to niewiadomo czy miejsca będą. C h w y ciliśmy się więc ostatecznego śro d k a r a tunku i w ysłaliśm y 3 kolegów do p rze
w o d niczącego delegacji, wiceministra Dąbskiego.
Kto jak toto, ale ten musi nam1 przecież dopomóc. Sam dziennikarz z zawodu, zrozumie potrzebę naszej jazdy. I nie zaw iedliśm y się. P o krótkiej naradzie z generałem Kulińskim, poparci przez p o słów — Barlickiego, Kiernika i W aszkie
wicza, o trzym aliśm y 10 miejsc. P o z o staw iono w Gdańsku kilku mniej „term i
n o w y c h " ekspertów , oraz bezlitośnie skreślono ordymansów oficerskich.
C h a r a k te ry s ty c z n e było pow iedze
nie wicem inistra Dąbskiego:
— My jedziem y bez ordynamsów, pa
nowie oficerowie m ogą również.
Lecz tera z n o w y kłopot — miejsc m am y 10, a jedzie nas 19. Skończyło się ma tem, że jedziem y w s z y s c y do p o r tu, a tam jak już komu szczęście posłuży.
Koło „Zielonej B r a m y “ o c zekiw ał nas ho.
lownik. Na w y b rz e żu tłumy gdańszczan, sam ych Niemców. Spojrzenia nienaw ist
ne. Gdzieniegdzie pojedyncze wrogie okrzyki, lojalnie jednak tłumione iprzez policję. Sły sze ć się daje n a w e t „Niech żyje R o s ja !“ — Ale to nie znajduje jakoś oddźw ięku w masie.
tW oddali, niedaleko doków, oczekują nas t r z y duże k o n trto rp e d o w ce angiel
skie, gotow e do odjazdu. Nasz holownik przybija. Na pokładzie zjawia się oficer angielski. Admirał Borowski, k tó ry nas odprow adza, salutuje i melduje po angiel
sku nasz przyjazd. Powoli po drabince dostajem y się ma pokład. I. o dziwo, je
steśm y w szyscy. Miny jeszcze niepew
ne, lecz zadowolone.
Oficerowie angielscy staw iają jeden
w arunek — pochow ać zuipiełnie a p a ra ty fotograficzne i nieuż yw ać ich w czasie drogi. W s z y s c y na to chętnie się zga
dzamy.
B ezgraniczna uprzejmość oficerów angielskich, ich n iez w y k ła subtelność w stosunku do nas w p ro w a d z a w zdu
mienie tych, co nie znając Anglików, a zdając sobie s p ra w ę z potęgi Wielkiej Brytanji, w yobrażali sobie, że oficer a n gielski musi być conajmniej trzy razy tak butny, jak by ły leutnant pruski.
R uszamy. Cicho i spraw nie, bez najmniejszego zgiełku i hałasu odbijają statki jeden za drugim. S ło w a kom endy padają cicho, bez najmniejszego podnie
sienia głosu. M arynarze zwijają się jak frygi.
Imponująco w yg lą d a cały dywizjon na pełnym morzu. Na pirzedzie mknie
„Vanquisher“ s ta r o d a w n a n a z w a an
gielska, zna cz y : Zw ycięsca. Dobra p rze
powiednia dla naszej delegacji, która w ra z z wiceministrem Dąbskim. tu w ł a ś nie się znajduje. Na tym również statku jedzie i dow ódca całego dywizjonu kapi
tan Beattie, przem iły .pan, któ ry w sz e l
kimi sposobami w ra z z pozostałymi ofi
cerami s ta r a się uprzyjemniać nam p o dróż. Następnie idzie „Vimiere“ (czytaj:
Wajmiri) i „\V essix“. Na „Vimiere“ jedzie lw ia część prasy.
Statki idą z s z ybkością 22 mil m or
skich na godzinę, czyli 38 kilom etrów.
Jest to sz y b k o ść normalnego pociągu o s o bowego: Mogą jednak rozw inąć s z y b kość 34 mil morskich, c o ró w n a się 60 kilom etrów, czyli szybkości kurjerskie- go pociągu.
Jest z nami naturalnie i przedstaw i- cel agencji kimemotograficznej „ P a th e “, k tó ry z nieodstępnym sw y m aparatem jakimś cudem wcześniej niż my wszyscy, znalazł się n a pokładzie torpedow ca. Na holowniku jechał z nami razem , przybiliś
m y do to rp e d o w c a — tu się ukłonił, tu się uśmiechnął i już przed wszystkim i był na górze i z najuprzejmiejszą miną kręcił korbą sw e g o aparatu, zdejmując w chodzącego ipo drabince wiceministra Dąbskiego z r e s z tą delegacji.
Uprzejmość oficerów angielskich z kapitanem Beatie na czele, sięga tak dalego, że urządzają nam m ałe m an e w ry na pełnem morzu, pokazują m asz y n y i uz
brojenie statków . Wibrew początkow ym przewidywaniom- pogoda przecudna. Mo
r z e gładkie i spokojne jak tafla szklanna.
W s z y s c y w najlepszym nastroju r o z k o szują się przeipysznem m orskiem po
wietrzem.
Żołnierze nasi, których kilku z nami jedzie w net zaw ierają znajomość z m a rynarzam i angielskimi i porozum ie
wają się z nimi sw oistym jakimś sposo
bem. Jest n a w e t jeden, k tó ry imponuje pozostałym sw o ją 1,angielszczyzną“, był ponoć kiedyś p rz e d wojną krótko w Ame
ryce. W ogóle zdumiewa łatw o ść t o w a rzyskiego obcowania, jaką widzi y'i u Anglików, w b r e w spofyk£rvrn c ę s t ' u nas błędnym poglądom. AreKk bure’7 cbętnie zbliża s ‘ę do obcr-!i.
nam rapr7vk);:d
7i:p?lr.is s:c z r::e i :: ;;
Anglicy, że nas to w y s o c e interesuje i że jeste śm y ipełni podziwu dla ich olbrzy
miej techniki i wspaniałej organizacji.
Niemiec w tej samej sytuacji b y łb y pełen pych, wyniosłości i lekcew ażenia dla
„gorszego narodu". Jednem słowem c a ła ośmiogodzinna podróż nasza z G dań
ska do L ib a w y zbiegła nami niesłychanie miło i przyjemnie.
P o d ró ż ta w z w y k ły c h w arunkach statkiem- pasażerskim tr w a 18 godzin.
Była już z górą 11 wieczorem , g dy
śm y stanęli w porcie libawskim.
Rząd łotew ski przyjął nas bardzo uprzejmie. Delegat łotewskiego minister
stw a s p ra w zagranicznych w r a z z pre
fektem L ibaw y i tam tejszym konsulem polskim, p. Łopatto, wyjechał po nas aż pod same torpedowce.
Na brzegu w porcie powitał nas k o mendant miasta, k tó ry zmobilizował plu
ton żołnierzy dla przeniesienia naszych pakunków do specjalnie przyg o to w a n y c h dorożek.
Dopiero o 2-giej w mocy w yjechaliś
m y z L ibaw y nadzw yczajnym pociągiem.
Niestety, łotew skie koleje żelazne nie rozporządzają dostateczną ilością pasa
żerskich w agonów . J a k że ż rozkosznie wspominaliśmy naszą jazdę z W a rs z a w y do Gdańska w sypialnych i wspania
łych naszych wagonach salonowych.
T rz eba tu jednak szcz e rze i otw arcie po
wiedzieć, że rząd łotewski dał nam do rozporządzenia w s z y s tk o to, co miał n a j
lepszego; a uprzejmość s w ą (posunął tak dalece, że prow adzenie naszego pociągu powierzono m aszyniście i nadkondukto- ro w i — o b y d w u Polakom w 1 'służbie ło
tewskiej.
Już jakieś 30 kilom etrów przed R ygą rozpoczynają się r o w y strzeleckie, głębo
kie zasieki i całe p a s y d ru tó w kolczastych kilkometrowej szerokości — św iadectw o k r w a w y c h i długich walk, jakie toczyły się tutaj jeszcze nie tak dawno.
Ostatnio osław iony Berm ond s tr a s z nie zniszczył te okolice, zanim został przez Ł otyszów pokonany. Okolica nis
ka, torfiasta i mokra. Ciężkie życie mieli tu żołnierze w tych row ach. Gdzienie
gdzie w idać jeszcze i t o r y kolejek popo
w y c h , któremi dowożono amunicję do stanow isk artyleryjskich.
W oddali sipostrzegamy pasmo rzeki i w krótce w jeżdżam y ma wjelki m ost że
lazny n a Dźwinie. P ociąg sunie wolniut
ko, bo most niepew ny. Na p r a w y m b r z e gu — Ryga, miasto piękne pełne o g ro dów, s k w e r ó w i alej. Wiele dom ów od stro n y Dźwimy zniszczonych. To r o b o ta B erm onda, k t ó r y zaw ziecie b o m b ard o w a ł z tej s tro n y miasto. Wi porcie poły
skują k o rp u sy dwóch dużych k rą ż o w n i
ków — to angielskie okręty.
Na d w o rc u oczekuje nas p rez y d e n t miasta wrr a z z n aszym posłem ia Kamie
nieckim. Pow itania. Mnóstwo ukłonów!
i miłych uśmiechów. Siadam y do auto
mobilów i za chwilę jes te śm y w przezna-
• o n y d i dla nas pokojach. Sztab delega^
i z wiceministrem Dąbskim, staje w ho
lu Rzymskim, dziennikarze i część per o n c h i '.m ic c n ic - ^ o w Kom m ercyjnym
lienryR W yrzykow ski.
W? 41
Pierwsze Posiedzenie konferencji.
Ryga dnia 21 września 1920 r.
Godzina 5-ta popołudniu.
P rz e d 6 -w ie k o w y m stylow ym gm a chem „C z a rn o g io w c ó w " tłumy. U w e j
ścia dwóch żołnierzy łotewskich na w ar • cie w nowych uniformach. P r z y nich kilkudziesięciu różnojęzycznych dzienni
k a r z y ; wielu ma a p a ra ty fotograficzne w pogotowiu. Na pierw szym planie, jak zw ykle ruchliw y Mr. Ercolle z agenci kinematograficznej „ P a th c “ zc s w ą „ k a ta ry n k a " ^ a trójnogu.
Naraz (poruszenie i jakby osłupienie w śród publiczności. Z sąsiedniej ulicy w ychyla się postać wiceministra Dąb- skiego z teka pod pachą. Obok niego dwóch panów z polskiej delegacji. Cicho i skrom nie przechodzą w śró d tłumu. P u bliczność, która oczekiw ała automobilo
wej pom py z flagami i adjutantami, nie Chce w ierzyć, źe to przew odniczący pol
skiej delegacji. Koresęiodenci fotografu
ją. Mr. Ercolle zawzięcie kręci korbą sw ego aparatu.
W chwilę potem w jeżdża na plac elegancki k a re to w y automobil, ponoć da wniej stanowił w łasność cara. Sztandar c z erw o n y na przedzie, na nim złotem haftow ane litery: R. 5. F. S. R, (Rosijska Socjalisticzeskaja Sow ictskaja Republi
ka). też same litery na drzw iczkach s a mochodu. W y sia d a przew odniczący so
wieckiej delegacji p. Joffe. K orespon
denci znów fotografują, p r z r s ta w ia ją ą mu a p a ra ty prawie do samej tw a rz y . Mr.
Ercolle nieomal skacze z radości. T oż to będzie sensacja nielada w am erykańskich kinem atografach: Dąbski pieszo; Joffe w carskim automobilu. Toż to dopiero będzie kasę robi.’o.
Niedarmo „joffe“ z na cz y po hebraj- sku piękny. P. Joffe jest rzeczyw iście bardzo przystojnym m ężczyzną, z ładnie u trz y m an ą brodą. Na p ie rw s z y rzut oka robi wrażenie solidnego kupca pierwszej gikUi, lub też w z ię te g o w ś ró d sfer ż y d o wskich lekarza.
Sala posiedzeń mieści się na pierw s z y m ipiętrze domu „C zarnogłow ców ".
J est to olbrzym ia sala, gdzie swobodnie tysiąc osób się zmieści. Ściany upiększo
n e wielkimi portretami królów s z w e d z kich i c a ró w rosyjskich. W idzim y więc
tam konne p o r tr e ty Karola XI, i XII., Gu
sta w a Adolfa, piękny portret K a ta rz y ny II konno w męskim stroju, oraz Piotra Wielkiego na rozhukanymi koniu. W s z y s cy panujący w 19-tym wieku carow ie są tam' rów nież sportretow ani w naturalnej wielkości. tyJko w tym miejscu, gdzie wisiał Mikołaj II,. świeci ściana w stydli
w ą nagością. Dookoła stoją k ry te jas
nym adamaszkiem meble, zdobne w c h a r a k te ry s ty c z n ą c z arn ą gło w ę z białą przepaska — herb starego hanzeatyckie- go s to w a rz y sz en ia „ C z a rn o g ło w c ó w “.
Ongiś, iprzed wiekami było to s to w a rzy sz e n ie bezżennych k upców w celu obrony miasta prze d wrogami. P a trone m ich był św. Maurycy, pochodzący z Etjo- pti', któ re g o m alarze kościelni stale m a lowali z c z a r n ą m u rz y ń s k ą głową. S to w a rz y sz e n ia takie zmieniły się z biegiem czasu w z w y k łe kluby bogatych bezżen
nych kopców. W tym więc to sta ry m go
tyckim gmachu, pod m arkotnem okiem patrzących ze ścian byłych w ładców tej
ziemi, m a się dokonać historyczny akt zaw arcia pokoju między w yzw oloną P o l
ską a sow iecką Rosją.
C iekaw e uczucia musiał przeżyw ać były carski, obecnie sowiecki generał No
wicki}, gdy z wielkim złotym herbow ym sygnetem na palcu siedział obok p. Jof- fego zti stołem obrad i rozglądał się (po sali. Scho ro w a n y generał Poliwanow.
były carski minister wojny na po
siedzenie w skutek choroby nie iprzy- szedł. Należy przypuszczać, że byłby się bardzo zle poczuł, g d y b y się tak był spotkał z niesłychanie w y ra z isty m , peł
nym gryzącej ironji i pogardy spojrze
niem' cara Piotra Wielkiego, patrzącego naw et jeszcze i teraz z portretu z nie
w y m o w n ą siłą. Historja ipowstarza się jednak. Zmieniły się tylko formy. Ten sam Piotr Wielki niesłychanym terrorem i krw i rozlewem popchnął zaskorupiałą w starośw iecczyźnie Moskwę na nowe tory życia. Kto wie, c z y i obecny terror i nieszczęście Rosji nie są zadatkiem n o w ego jej rozwoju.
Posiedzenie rozpoczęła się około szóstej. Po obydw óch stronach dużego stołu, ustaw ionego pośrodku sali, zasie- dlo delegaci. Z jednej stro n y P olacy z drugiej Rosjanie. Dąbski i Joffe n a przeciw ko siebie. P o praw ej ręce Dąb- skiego generał Kuliński, dalej pp. Kamie
niecki, Kiernik, W arzkiew icz, Wichliń- ski, Rundstein i t. d., z lewej pp. Grabski, W asilew ski, Barlicki, Mieczkowski, Eber- hardt. Perl, major Polakiew icz i t. d.
Z i;irawej stro n y Joffego siedział i : Manuilskij, Leszczyński, gen. Nowicki, Siemionow, Lorenc (łodzianin), Szemia- kim i R o zenberg; z lew ej: Oboleńskij, Bogolepow, Piczeta, Rosenblat (łodzia
nin), W asilewskij, Jankotow icz i Kricze- wskij. Z tyłu za k a ż d y m przew odniczą
cym sta ły stoliki dla s e k re tarz y , tłum a
czy j stenografistek. S to ły dla dzienni
k a rz y ustawiono półkolem u szczytow ej ściany, k a ż d y ma num erow a ne miejsce, co nie było zadaniem łatwern ze względu na wielki zjazd naszej różnojęzycznej braci. J P ! ... ■ j '
O tw o rz y ł obrad y łotewski minister s p ra w zagranicznych p. Mejerowicz fr«vn- cuskiem przemówieniem, które już znacie z depeszy. W edług program u odpow ie
dzieli mu Dąbski po polsku, Joffe r o r o syjsku. Podziwiano silny i dźw ięczny głos Dąbskiego.
Nastąpiło spraw dzanie pełnom oc
nictw. Posiedzenie prze rw a n o i obydwie delegacje u d a ły się do przeznaczonych dla siebie pokoi dla p ry w a tn y c h narad.
W a rto wspomnieć, że nasza delegacja ma dwa śliczne stylowe pokoje pod salą obrad. Jeden z nich przyozdobiony sta- remi zbrojami, na ścianie między innemi przytwierdzono duży kawaleryjski but szwedzki, bardzo zgrabny na w ysokim ob
casie. Nie Jeden z naszych młodych ka- walerzystów pozazdrościłby, tego kroju.
W edług legendy miał to być but Karola XII, który zostawił go gdzieś w błocie.
Pod tym oto K arolow ym butem spraw dzi
ła polska delegacja sowieckie pełnomoc
nictwa.
Na górze, pośród dziennikarzy i obec
ne! publiczności, panowało powszechne przekonanie; że nad pełnomocnictwami napewno rozwinie się dyskusja. Jakież więc było zdziwienie wszystkich, gdy po
G A Z E T # V U D O W A1 3
krótkotrw ałej przerw ie, w znow iono po
siedzenie i przewodniczący obydwóch de
legacji oznajmili, że pełnomocnictwa uzna
ją nawzajem za dostateczne. W obec tego przewodniczący Dąbski posiedzenie zam
knął.
Nie obyło się naturalnie bez zdjęć fo
tograficznych i nieodstępnego Mr. Ercolle ze swoją „katarynką".
P iechotą ponownie opuszczał Dąbski dotui „C zarnoglow ców “, ex-carskim au
tem odjeżdżał Joffe; a flegmatyczni Ry- żanie, co z aw sze dużo czasu mają spo
kojnie i bez wzruszeń wszystkiem u temu się przyglądali, w duszy narzekając; że artykuły spożyw cze już z powodu tego nawet nielicznego zjazdu zdążyły w cenie podskoczyć.
Henryk W yrzykowski.
M czym (M o u a ł Sejm.
Pierwsze posiedzenie Jesiennych obrad dnia 24 b. m. miało przebieg po
w ażny i spokojny, choć w atmosferze sej
mowej czuć było napięcie, jak przed bu
rzą. w y w o ła n e w yzyw ającą postaw ą en
decji. Ona jakby rozmyślnie pcha do wybuchu gorszącej walki na terenie sej
m owym , walki, która w obecnej chwili, kiedy się toczą rokowania pokojowe w Rydze, tak jest szkodliwą dla kraju.
Niestety, i zachowanie się P ana Marszał- ka nie przyczynia sie do oczyszczenia burzliwego nastroju. Pan M arszałek ja w nie trzym a z endecją, w yw ołując przetoi coraz silniejsze wołania z ław poselskich:
przeciw swojej stronniczości. A wszakże ten sam Pan M arszałek, g dy wchodził na miejsce m arszałkowskie, dziękując za w y b o r y zapewniał, źe będzie się rządził na stanowisku sw em sprawiedliwością i bezstronnością. Tej „bezstronności'*
p. M arszałka widzimy właśnie przykład w jego mowie, otwierającej jesienne obra-1 dy sejmowe. Przedstaw iając tryum f ore^
ża polskiego dokonanego podczas dwu
miesięcznej p r z e r w y sejmowej, złożył on cześć „podoficerom i oficerom, którzy nie szczędząc życia własnego w skazali żoł
nierzom drogę do zw ycięstw a" — wy
raził cześć „wodzom naszym, którzy umieli przechylić los wojny na naszą ko- rzy ść “ — wreszcie złożył cześć „francus- kim tow arzyszom broni“ — lecz dla .Wo
dza Naczelnego Józefa Piłsudskiego ani słowa.
To rażące pominięcie imienia 1 za
sługi Naczelnego W o d z a poprawiła izba sejmowa, w gromkim okrzyku składając hołd Józefowi Piłsudskiemu.
P o marszałku zabrał głos prezydent Ministrów Witos. W przemówieniu tem, które podaliśmy w całości w poprzednimi numerze „G azety Ludowej", odm alow ał prezydent W itos zew nętrzne i w ew nętrz- ne położenie kraju po najeździe bolsze
wickim i wskazał drogę na najbliższą;
przyszłość.
Sposób rzeczowy, jędrny a mocny!
tego przemówienia świadczy, że się na
ród polski poczuł na siłach do prow adze
nia samodzielne} polityki, że się dziś nie da on pominąć w praw ach swoich, źe z całą stanowczością będzie bronić god
ności narodowej przed zakusami złych są
siadów. i
Nie zataił prezydent W itos goryczy*
4 G A' Z E T A1 L U D Ó W A1 N i 41 -
mówiąc o obojętności zagranicy, która za wyjątkiem, jednej Francji, w chwilach ciężkich dla Polski, zwątpiła w Polskę i doradzała jej przyjąć upokarzające w a runki pokoju.
Poruszając spraw ę Gdańska i G órne
go Śląska wytknął prezydent W itos w r o gie działania Niemców i w skazał nam. że jeszcze na długi czas należy nam się mieć na baczności przed zaborczością zachod
niego sąsiada i jednocześnie silnie pod
kreślił, że w tych spraw ach, jak i w in
nych jeszcze niezalatwionych. Polska stać będzie mocno na gruncie interesów swoich i swej godności narodowej i nie pozwoli, by ją skrzywdzono.
Stojąc na straży swej niepodległości i całości, Polska J e d n a k pragnie żyć ze w szystkim i sąsiadami w spokoju — oświadcza prezydent — a n a jw y m o w niejszymi tego dow o d e m są rokowania w Rydze.
Mówiąc o stosunkach w e w nętrznych prezydent Witos dał obietnicę rychłego uskutecznienia reformy rolnej i uporząd
kow ania urzędów, o raz przeprowadzenia zjednoczenia dzielnic, a na zakończenie w ezw ał stronnictwa wszystkie, naród ca
ły do zgody wewnętrznej, tak potrzebnej dopóki pokój zew nętrzny i bezpieczeń
stw o państw a nie zostanie ugruntowane.
Przem ówienie prezydenta Witosa w y w a rło wrażenie tak głębokie, że kiedy niechętny obecnemu rządowi m arszałek sejm owy nazWal to przemówienie „refe- ratein“ — niby „ w y pracow aniem szkol- nem “ natychm iast posypały się protesty i M arszałek musiał przeprosić, tłómacząc się, że użył tego w y ra ż en ia bez złej woli i chęci obrazy, jednak przeprosiny te nie uspokoiły wzburzenia, jakie w Sejmie pa
nowało.
P o mowie prezydenta ministrów, nad którą dyskusja została odłożoną, w eszły pod obrady szczegółowe rozpraw y nad Konstytucją.
' S p r a w a uchwalenia Konstytucji m u
siała, niezależnie od tego, co myślała i ro
biła endecja wejść pod obrady Sejmu, bo jest to dziś piekącą potrzebą Polski i żą
daniem ludu. Chodzi teraz, jaką będzie ta Konstytucja i o to będzie się toczyć walka między p ra w ic ą a lewicą.
Kilka początkow ych artykułów p ro jektu Konstytucji w yw ołało dyskusję, jak naprzykład przy artykule 1-ym, czy Pol
ska ma być Rzeczypospolitą, i przy a r t y kule 2-gim „władza zwierzchnia w R z e czypospolitej należy do narodu, organam.
jej Sejm i senat, w ładzą w y k o n a w c z ą pre- z ydent“.
Klub „Wyzwolenia*4 wnosi poprawkę, że tylko Sejm ma by ć organem narodu, że zamiast prezydent należy używ ać tytułu drogiego nam od czasów Kościuszki —
Naczelnik Państw a — i że ministrowie 1 mają być odpowiedzialni przed Sejmem.
P. Dubanowicz, prezes bliziniaków i ks.
Lutosławski są przeciwni tym po p raw kom.
Poseł Rudziński dowodzi, że Senat jest zbyteczny, więc w artykule 2-im n a leży słowo „Senat" — skreślić.
Poseł Sm oła przem aw ia za tem, by prawo głosowania mieli ci, co skończyli lat 21. Endecy żądają lat 25. „U panów—
powiada — młodzi dopiero w 25—30 r o ku życia zaczynają działać. Inaczej — w warstw ach ludowych". Tani ludzie prędzej dojrzewają, bo wcześniej musr-a pracować.
POSIEDZENIE SEJMU Z DNIA 28 WRZEŚNIA 1920 R.
wypełniła1 dalsza r o z p ra w a szczegó
łowa nad Konstytucją (a o b ra c a ła się głównie około s p ra w y Senatu, tak ważnej dla ludu), oraz sp ra w a Gdańska i plebi
scyt na Mazurach.
P rz y rozprawie s z c z e g ó ło w e j. nad ustaw ą Konstytucji dyskutow ano nad a r tykułami od 21 — do 36.
Do art. 23 poseł Putek (Klub Stapiń- skiegc) zgłosił pop raw k ę ; że: „posłem nie może być w y b ra n y żaden duchow ny1'.
W niosek ten uzasadniał tem, że nietykal
ność poselska' pogodzić się nie może z za
leżnością od Kurji Biskupiej. W Sejmie duchowni reprezentują nie społeczeńsiwo, ale organizację kościelną. D ow odem są wystąpienia księdza arcybiskupa Teodo- rowicza i księdza Kotuli. P ie rw sz y prze
mawiał w imieniu wszystkich biskupów polskich, — drugi cytował z kodeksu ka nonicznego jakieś przepisy przeciwko w y
właszczeniu duchow ieństw a. P r a w o ko
ścielne nie pozw ala żadnemu d u chow ne
mu ubiegać się o m andat poselski bez po
zwolenia Kurji Biskupiej. D uchow ień
stw o staje się biurokracją państw ow ą.
Dowodzi tego c h oćby postępow anie w i
ceministra Dębińskego, k tó ry opracow ał stra s zliw y projekt regulacji płac kościel
nych, ipllac duchow ieństw a. Arcybiskup ma m ie ć pensję taką. jak prezydent mi
nistrów, a proboszcz tyle, ile poseł. J e żeli duch o w n y jest urzędnikiem państw o
wym . to mu nie wolno piastow ać m an d a tu poselskiego. W Anglji duchowni, po
siadający w y ż s z e święcenia, nie mogą być w ybierani do Sejmu. Wr Szwajcarj, a nawet' w Meksyku, w e Francji, w e W ło szech nie wolno w y b ie ra ć duchownych na posłów.
Ks. Lutosławski odpowiada w n astę
pujący sipiosób: Jeszcze bardzo daleko do tego, aby państw o oddało kościołowi to, co duc how ieństw u zabrało. (W r z a w a na lewicy). To, co ze S k a rb u P a ń s tw a
a sygnow ano na u trz y m an ie duchow ień
stw a i instytucji kościelnych, jest tylko częściow ą restytucją tych wielkich dóbr, które wierni złożyli n a utrzym anie k o ścioła.
W dyskusji n a d artykułem 25 „Zwo
łanie, odroczenie i rozwiązanie Sejmu“
poseł H ertz jest za przyjęciem artykułu w brzmieniu większości komisji. Naczel
nik P a ń s tw a będzie ponad partjami i dla
tego z ufnością m ożna złożyć w jego ręce funkcje związane z art. 25. O wiele nie
bezpieczniej b y ło b y pow ie rz yć te funk
cje m arszałkowi, gdyż nie d a w a ło b y to rękojmi bezstronności.
Najważniejszym punktem o b rad była sp ra w a Senatu (artykuł 35 i 36) i w s z y s t
kie S tro n n ic tw a centro w o -le w ic o w e w y raźnie się w ypow iedziały iprzeciw S e n a towi.
Ośw iadcza się przeciw S enatow i socjalista Czapiński (P. P. S.) poseł Fi- chna (N. P. R.), poseł Griinbaum (Klub żydowski), poseł Sm oła (W yzwolenie), a poseł Jan Dębski (P. S. L.) tak się w y pow iada:
Dla stronnictw a ludowego żądanie je dnoizbow ego sejmu jest zasadniczym.
Dla obecnej konstytucji 'niedopuszczenie do utw orzenia senatu jest tem samem, czem dla konstytucji 3-go maja było znie
sienie liberum veto. Lud w y c z u ł instyn
ktownie, że inne form y w Polsce być nie może. S e n a t był może ongiś instytucją pożyteczną i konieczną, dziś jednak stał się hamulcem w rozwoju narodów . Sejm jednoizbow y jesit najczystszą formą (par
lam entaryzm u. P o w o ły w an ia się na za
granicę niczego nie dowodzą. K onstytu
cja nasza musi być rylska z ducha, jak konstytucja 3-go maja, a nie zlepkiem u s ta w zagranicznych. Musi w yn ik a ć z po
trzeb życia narodow ego. Jeśli sejm je
dnoizbow y jest tylko próbą, to pamiętać należy, że i polska komisja edukacyjna przed laty była nowością. W obronie senatu nie padło dotychczas ani jedno przemówienie. Mówca uw aża to za do
b rą w różbę, za dowód, iż sejm liczy się z wolą ludu. O be c ny Sejm, g d y b y prze
kreślił zasadę jednoizbowego ciała, p r z e kreśliłby tem sam em sw oje w łasne istnie
nie i p r z y s z ł y sejm m usiałby uchw alać konstytucję. (B raw a w centrum' i na le
wicy.)..
Za senatem p rze m aw ia ks. Lutosła
wski (Związek Ludow o N arodow y), p.
D ubanow icz i poseł Czernicki z Chrześ- ciańskiei Demokracji.
P. Dubanowicz poucza, że a b y utw o
rz y ć dobrą konstytucję, trzeba ją w zoro
wać na w sz y stk ic h państw ach ośw ie
conych św iata, Senat jest w’e Francji, An-
*vy\" •
CELEM ORGANIZOWANIA STOWARZYSZEŃ MLECZARSKICH ! JAJCZARSKICH
o t wor zyl i ś my agent ur y: w Sompolnie, Lipnie, w Sierpcu, Płońsku, Makowie, Kosowie, Sokołowie, Siedlcach, Łukowie, Żelechowie, Garwolinie, Chmielniku, i w Pińczowie. Oddziały w Poznaniu, Łodzi i Lublinie or az a g e nt ur y udzie
lają pouczer t o d n o ś n i e m l e c z a r s t w a i j aj cz a r s t wa. Ag e n t u r y kupują: m a s ł o , s e r , jaja) m ió d i sp rzed aję
w i r ó w k i , k o n w i e d o n sle k a i p a p i e r p e r g a m i n o w y .
Warszawskie Ziem. Towarzystwo Mleczarskie.
G A Z E T A L U D O W A 5 glji. N aw et m urzyńska republika Liber
ia w Afryce posiada senat (ogólna w e sołość).
P o s e ł C zaD iński (P. P. S.) odpowiada z w o le n n ik o m 'Senatu, że nigdy jeszcze nie słyszał, aby na jakimkolwiek więk- s z e m zgrom adzeniu ludow em w y p o w ie d z ia n o s ię za dwuizbowością, przeciwnie dla c h ło p ó w druga izba jest w yra z em
w a lk i przeciw reformie rolne:.
Z kolei przystąpiono do drugiego punktu porządku dziennego. W niosek 0 zabezpieczeniu praw Polski w Gdańsku referow ał pos. M. Seyda. W niosek p r z y jęto; brzmi on:
Sejm poleca Ministerstwu S p ra w Za
granicznych, aby p rze d staw iło Radzie a m basadorów niedostateczność opiera
nia bezpieczeństw a państw a i na jż y w o t
niejszych jego p ra w i interesów o dobrą w olę panujących w Gdańsku Niemców.
1 w imieniu Rzeczypospolitej wskazało n a 'k o n ie c z n o ś ć naty c h m ia sto w e g o w c ie lenia w życie przyznanych Polsce t r a k tate m w ersalskim praw, w mającej być zaw a rte j konwencji polsko-gdańskiej.
Następnie .poseł H e rtz przedstaw ił wniosek n a g ły N. P. R. w spraw ie ple
biscytu na Mazurach i W armii, Plebiscyt ten był uplanow aną w ten sposób ko- medją.
W niosek opiew a: Sejm w z y w a rząd:
l) do założenia na drodze d y p lom atycz
nej protestu w Radzie am basadorów w P a r y ż u p rz e c iw ważności powziętej przez nią decyzji, jako aktow i k r z y w d y i g w a łtu w obec Polski; 2) do nieuznania ipllebiscytu i domagania się rewzji jego i 3) do w ytoczenia całej s p r a w y przed forum Ligi narodów . Nagłość uchw alo
no, a w niosek odesłano do komisji s p ra w zagranicznych.
Dalej przystąpiono do nagłego w n io sku W ach o w ia k a w spraw ie gw a łtów niemieckich na Polakach w Nadrenji i w Westfalji. Nagłość wniosku u c h w a lono, a w niosek odesłano do Komisji S p ra w Zagranicznych.
P o odesłaniu szeregu w niosków do w ła ściw yc h Komisji posiedzenie zam knięto.
Następne posiedzenie w e w to rek 5-go października o godzinie 4 po południu.
L I S T Y .
BIŁGORAJ, Z. LtJBELSKA,
Biłgoraj niedaw no p rze ż y ł chwile Krytyczne. Ze wschodu konna armja B u
dionnego p osuw ała się dość szybko ku Biłgorajowi — z a b ra ła Tom aszów , Z a w a dę, o sa cz y ła Zamość. P rzeciw nik nie n a potykał żadnych przeszkód ze stronv W o js k a Polskiego, które przedtem front opuściło, przejeżdżając na inną linję i front przedstaw iał próżnię, k tó rą konnym puł
kom Budiennego łatw o było zajmować.
W ciągu czterech dni i nocy przecią
gały p rze z Biłgoraj nasze w ojska: dzielna kaw alerja, piechota dobrze obmunduro- wana, niezliczone tabory, tysiące fur z uchodźcami. W o jsk a nasze jaknajlepsze p o z o sta w iły w rażenie, a upadłym 1 na du
chu dodały a tuc hy i w ia ry w e własne siły- . . . .
. Ruch nadzw yczajny, nerw ow e pod
niecenie i panika c e chow a ły ow e dni.
Na ulicach z b ie rały się gromadki ludzi i sz erz y ły różne denerw ujące pogłoski;
w istocie r z e c z y nikt iprawdy nie w ie dział, bo poczta i gazety nie dochodziły do Biłgoraja. Hurtow nia współdzielcza była przepełniona narodem : w y p r z e d a -1 w ano to w a ry , udziałowcom w y d a w an o udziały w postaci ryżu, soli, sa ch a ry n y i innych to w a ró w w braku gotówki pie
niężnej. C ałe procesje kobiet p rz y c h o dziły do miasta po sól, zapałki i naftę.
Spekulanci mieli niezłe żniwo. U rzędni
c y w yw ozili sw e rodziny do miejsc b e z piecznych, u rzę d y b y ł y n a pogotowiu do ewakuacji.
Nadeszło n a front wojsko, bolszew i
k ó w odegnało za Bug. P ow róc ił d a w n y spokój i prac y s z are dni.
W a cła w Skakuj.
IZBICA. P O W . KRASNYSTAW. ZIEMIA LUBELSKA.
Minęły dni obawy, dni trwogi miej
scowego ludu, a głównie ziemiaństwa, które uchodząc w popłochu przed nie
przyjacielem, zostawiało w szystko na po
lu na pastw ę losu.
W róciły władze, urzędy zaczynają funkcjonować, życie zaczyna pomału wracać do normalnego trybu.
Tylko klasa pracująca jakoś z pod oka patrzy na pow racających urzędników, którzy pewnie podczas ewakuacji nie- bardzo się dobrze z sw ych zadań musieli w yw iązać.
W ielu z nich zdałoby się zastąpić in
nymi, którzyby bardziej; po obywatelsku spełniali swe obowiązki, a nie pamiętali tylko o sw oim gładkim, brzuszku i sw em najbliższem otoczeniu.
Policja, również patrzy przez szpary, na różnego rodzaju kombinacje i naduży
cia i zalewa od czasu do czasu, swe zmartwienia „gorzałką".
Nic więc dziwnego, że ceny rosną i spekulacje jawnie prawie uprawia, kilka ciemnych jednostek, ze znanym tu kom
binatorem i p aserem w arszaw skim , Lure- rem, n a czele.
Tego rodzaju rzeczy, jak sk u p y w a nie cukru. mąki. ryżu i szmalcu trzeba wyśledzić, jeżeli się jest stra ż ą bezpie
czeństwa, i w innych nadużycia do odpo
wiedzialności pociągnąć. Życie społecz
ne. jak i polityczne z a czyna się pomału ruszać.
W k ró tc e 'zacznie tu funkcjonować T-wo Niesienia P om ocy Żołnierzowi na froncie. W tych dniach powstaje też S traż Bezpieczeństwa, złożona z miejsco
wej ludności, która zrozumiała, że kraju bronić muszą wszyscy. Kiedy żołnierz na froncie, m urow ać musi parkan, by nam obca Świnia nie ryła, w naszej ziemi i pod naszą chałupa, ci co są w domu, w e
wnątrz musizą kraju bronić, przed różnego rodzaju szumowinami społecznerm. a gdy nieprzyjaciel się zbliża, razem z naszymi synami i braćmi-żołnierzami. bronić w r o gowi dostępu do naszych pól i chat.
Idziemy ku lepszemu jeszcze iść raź niej i szybciej, gdyby miejscowy ks. pro
boszcz jednakow o cenił wszystkich i nie traktował po macoszemu tych, którzy nie patrzą, na świat; przez ciemne szkła u okularów.
StW06Z.
(M om cści telegraficzne.
M e (biclkie zwycięstwo-
Frcnt północny: Z chwilą ruszenia się frontu z Małopolski, było jasnem, że musi z naszej strony nastąpić uderzenia i na północy, abv rozbić reorganizującego s ę przeciwnika, na wschód od Grodna, w rejonie Lidy. W tych dwóch punktacji s koncentrow ały się resztki pobitych pod W a rszaw ą 3, 15 i 16 armji bolszewickich.
Naczelne dow ództw o sowieckie zasilało, je uzupełnieniami z głębi kraju, jako też budowało pośpiesznie front przeciw nam
^ wszelkiego rodzaju oddziałów, ściąga*
nych z innych frontów. Oddziały te m ia
ły, w krótkim czasie wystąpić do akcji w kierunku na Kobryn, Brześć Litewski i W olkow ysk — Białystok. Chcąc to uderzenie uprzedzić W ódz Naczelny, ob
jąw szy dowództwo nad armjami, stojące- mi na północ od błot poleskich, nakazał uderzenie wprost w najczulsze dla nie
przyjaciela miejsce, to znaczy, rejon jego koncentracji, z zadaniem zaatakow ania go ze skrzydła, zepchnięcia od Grodna na południe, z głównych komunikacji na te
ren bezdrożny i bagnisty.
W nocy z 25 zostało wzięte szturm em przez ochotniczą i górską dywizję, popar- te przez grupę ciężkiej artylerii gen, Le*
dóchowskiego.
Walki pod Grodnem; b y ł y nadspodzie*
wanie uporczywe i k rw a w e . Żołnierze armji czerwonej bili się wyjątkowo, za
grzani nodobno obecnością na froncie Le*
riina i Trockiego. i
6-ta, 5-ta, 21-a, 56-ta, 33-a, części 8-ej 38-a. 27-a i 11 dywizji, po zaciekłych odpartych kontratakach na Odelsk i Brzo*
stowicę cofały się, paląc za sobą, mostyi i rujnując szosy, przez Niemen i dalej w kierunku na Lidę.
Spotkały się one w drodze z pionm t*
wem uderzeniem polskiej armji od Rodu- nia i Lidy, dokąd zdążyła już polska jaz
da i 1-sza dywizja legjonowa. M asy wojsje sowieckich, zaatakowane ze skrzydeł, ciągnąc za sobą tabory długości dziesiąt- ków kilometrów, usiłowały rozpaczliw ym atakiem w ręcznym boju przedostać się na północny wschód. W 16-godzinnym boju. w którym nieprzyjaciel ponawiał tłumne ataki w kilom etrow ych kolimis iiach. podchodząc na 50 kroków pod strze
lające kartaczam i nasze baterje, drogi sq«
bie jednak nie otw orzył i m asow o poddaj się. 22-ga dywizja sowiecka w y rż n ę ła swoich kom isarzy i poddała się w całości.
Rezultatem operacji północnej jest rozbi
cie 6-ej, 56-ej, 5-ej, 2-ej, 21-ej, 8 ej. 33 ej, 11-ej i 16 ej dywizji bolszewickich. Je ń có w łącznie 25,000, 100 armat, dużą ilość kara*
binów m aszynowych, broni ręcznej, amu
nicji, których dotąd przeliczyć nie zdołano.
Resztki nieprzyjaciela, rozbite i zde
moralizowane. odpłynęły w kierunku p o łudniowo-wschodnim p rzez Sielec, Nowo
gródek. Mir, Stołbce swoim traktem . Śmiertelnie zmęczone oddziały dywizji legjonowej, zaalarm ow ane osobiście przez Naczelnego W odza, któ ry znalazł się na
tychmiast na placu boju, ruszyły w pościg za bolszewikami. Nieprzyjaciel, nie mo^
gąc. jak zamierzał, w ycofać się za Moło- deczno. odpłynął na południowy w schód i znalazł się na terenie rzek, rozlanych i błotnistych na przeciętnym jedną tylko linia kolejową, wiodącą z Lidy przez Ba*