2001, R. X, Nr 3 (39), ISSN 1230-1493
Rozprawy
Jerzy Pelc
Głos laika w sprawie klonowania ludzi i
W
dyskusjach nadklonowaniem człowieka
biorąudział
przedstawicielenauk przyrodniczych:
genetyki,embriologii,
biologiimolekularnej, biochemii,
biofizyki i biomedycyny,a także
teolodzy,filozofowie, socjolodzy, antropolodzy,
prawnicy,oprócz nich
zaśpolitycy,
publicyściczy dziennikarze, zwłaszcza
ci, którzy —podobniejak
bodajżewiększość
dyskutantów—pragną
zabraćgłos w
kwestiachświatopoglądowych,ideologicznych,
religijnych czyspołecznych.
W zagadnieniach
klonowania,
jegoaspektów
fachowych— teorii
biolo
gicznej itechniki —
jestem ignorantem;również
w kwestiachteologicznych.
Co
się zaś tyczyproblemów etycznych,
jestemlaikiem, mimo
żepracujęwuni wersyteckim instytucie filozofii:
niezajmuję
się problemamietycznymi
— ani w swychbadaniach,
aniw
wykładach. Laik ten, choć niebez
oporu przyjmuje,gdy ktoś
nazywago
filozofem, jednakże ma pewneupodobania
i przyzwycza jenia filozoficzne: oto ceni
sobiejasność
ijednoznaczność wmyśleniu,mówie
niu
ipisaniu
oraz poprawność logicznąargumentacji,
stara sięczynić zadość
postulatowi krytycyzmu, tj.oczekiwać
należytegouzasadnienia twierdzeń i sto
pień
przekonania, zjakim je uznaje
zaprawdziwe,
dostosowywaćdo stopnia
niezawodnościmetody, prowadzącej do
ichsformułowania, wreszcie
stoi nastanowisku antyirracjonalizmu.
Uważam, że jako ignorant w kwestii
klonowania, laik zaś
wsprawach
etycznych,uczynię najrozsądniej,
jeśliwystąpię
wrolikrytycznego obserwatora stanowiskw
dyskusji nadklonowaniem, zajętych przez osoby bardziej
niż ja kompetentne i—
■ zamiastwyrokować,
że wolno (albo niewolno), należy (albo
nienależy)
klonować człowieka— poprzestanęna
oddzieleniu tychtwierdzeńi
ocen,które mnie
przekonały,od
tych, które budzą moje wątpliwości.Twier
dzenia te
ioceny zaczerpnąłem z
tomupt.
Czy klonować człowieka —- kontro-6
wersje wokół klonowania (Suplement
I do
„Medycyny Wieku Rozwojowego”, nr 3, lipiec-sierpień, tom
3,1999)1
.1 Do tego tomu odnosić się będą cytaty i numer strony, na której dany cytat lub oma
wiany pogląd został wydrukowany; jeśli podobną opinię można znaleźć również w innych artykułach, ograniczę się do wskazania jednego tylko jej źródła.
2 Napisałem to pod koniec 2000 roku — J.P.
II
1. Rozróżnienia technik
klonowania,
przedmiotów klonowania, tj. tego, co się poddajeklonowaniu
(np.s.
15), aw
związkuz jednym
i drugim — jego ce lów,
są—
jaksądzę — pożyteczne, zmierzają
bowiemdo
możliwie ścisłegozdefiniowania
słowa „klonowanie”, następnie
zaśdo wskazania
odmiennych je
go znaczeń,czyli
pojęć klonowania. Wydaje się zaśprawdopodobne,
że od te go,
cosięklonuje
ijak przebiega
ten proces, zależećbędą
oceny wtej sprawie.2.
Przemawia mi do przekonaniaopinia,
że prędzejczy później, raczej
zresztąpóźniej,
dojdziedo sklonowania człowieka.
Wszelkie dotychczasowe wielkie wynalazki, odkryciaczy osiągnięcia
technicznedoczekały się
realizacji;wiele z
nichwbrew początkowym
sprzeciwom, niekiedygwałtownym.
Dysku
sja więcnad dopuszczalnością
klonowania człowiekajest w tym sensie akade
micka,
żeocenynegatywne,
potępieniai zakazynie zdołająwsposóbradykalny zapobiec
realizacjizamierzeń w
tym zakresie2
.Jeśli
tegorodzaju
zakazyzo
staną wydane w skali światowej, to kontrolowanie
ichprzestrzegania będzie znacznie
trudniejsze imniej skuteczne
niż kontrolowanie przestrzeganiazaka
zów
dotyczących broni atomowej,łatwiej
bowiemukryć zakłady inżynierii ge
netycznej
aniżeli fabryki i wyrzutnie broni
atomowej. Oprócztego
zaśkontrole
rzy
—siły
polityczne imocarstwa
strategiczne — mniej będą zainteresowani kwestią klonowaniaczłowieka
niż sąobecnie zainteresowani kwestią rozprze
strzeniania
siębroni
atomowej,Co więcej,
powszechny i radykalnyzakaz
klo
nowaniaczłowieka
mógłbydoprowadzić do tego, że
zeszłobyono do
podzie mia, zostało opanowane przez elementy
przestępcze i wskutektego wymknęło
by się spod kontroli. Wreszcie,
jak
każdy zakaz bezskuteczny,byłby
on demo ralizujący, gdyż pośrednio uczyłby
bezkarnego łamaniaprawa.
W sprawie bez porównania mniejważnej
jesteśmy tegoświadkami codziennie
wWarszawie:
zakaz
przekraczania szybkości maksymalnej
50 km/godz. jestpowszechnie na
ruszany, a
brak
konsekwencji zato
wykroczenie utwierdzasprawców w
przy zwyczajeniu do
lekceważeniaprzepisów.
3.
Zgadzam sięz
tymi, którzysądzą, że
praktykaklonowania człowieka
nie stanie się procedurąmasową. Po pierwsze bowiem, odkrycia
w tejdziedzinie
nie sprawią,że wygaśnie popęd
płciowyi dążenie do
„tradycyjnych”
metodprokreacji;
powtóre,
klonowanie tobędzie
kosztowne,a
więc poza zasięgiemmożliwości ekonomicznych większości ludzi.
Przypuszczalnie też odpowiednio
wyspecjalizowanychzakładów inżynierii genetycznej będzie
naświecie niewiele;
przypuszczalnie
przede
wszystkim będąpowstawaływ
krajachnajbardziej
podtym
względemzaawansowanych,zapewne więc
nieu nas, gdzie
niełatwooskie
rowanie
do lekarza specjalisty. A
nawet gdybyz biegiem czasu „usługi
klonow-nicze” stały
siębardziej dostępne,
nikt przecież nie będzie zmuszanydo tego, by
się poddałsklonowaniu.
Z tychwszystkich powodów wydaje
mi się, żewy
padki klonowania
człowiekabędą
sporadyczne.Stąd
iofiary
nimspowodowane
będą chyba mniejliczne
niżte, które pociągaza
sobąmasowa
konsumpcjanar
kotyków, tytoniu, alkoholu,
motoryzacja,skażenie środowiska
i wojny (por.s.
130). Należy wyzbyćsię lęków wywołanych przez
horrory z gatunku nie słusznie nazywanego science-fiction;
niesłusznie,gdyż obecność
członuscience nie ma w tejnazwie uzasadnienia. Naiwny odbiór
tegorodzaju
fantastyki wy wołuje
pełną grozy wizjęcałej armii Hitlerów czy Stalinów
wyprodukowanychna
zbrodnicze zamówienie. Zamiasttego niech
wyobraźniapodsunie
innąsytu
ację,którąnazwęad hoc „casus Urszuli”
(z Trenów JanaKochanowskiego):
ro dzice stracili
wwypadku ukochane dziecko,
nie mogąmieć
więcejpotomstwa,
niepotrafią przeboleć tej
straty;czyż mamy uznać
zaetycznie
niedopuszczalneprzynajmniej
takie„odzyskanie” zmarłej istoty: w postaci klonu (jeśli może to choć trochę
ukoićból dotkniętych tym
nieszczęściem).4. Rację przyznaję
tym,
którzy oponują przeciw ograniczeniomwolności
badańnaukowych (np. s. 229).
Pomijającfakt, że
ograniczenie badańnauko
wych
byłoby w szerszymzakresie,
tj.na dłuższą metę
ina większym obszarze, mało realne,
spowodowałobyono
nie tylko usunięciemożliwych przewidywal
nych
zagrożeń, ale
iwyrzeczenie
sięnieprzewidzianychmożliwych pozytywnych skutków
poznawczych ipraktycznych. Utwierdza mnie w
tym przekonaniuzna
jomość
wielu faktówz historii nauki.
Uważam, że samebadania naukowe
są podwzględem etycznym
neutralne, nie są zaś neutralneniektóre
ich cele i na stępstwa.
Pamiętając otym,
należyw
miaręrozwoju badań
nad klonowaniem ludziprzedsiębrać środki
zmierzające do zminimalizowania jegoniepożądanychskutków, np.
więc opracowaćprzepisy
prawne irozwijać
działalnośćedukacyj
ną,
zwłaszcza
w dziedzinie kulturywspółżycia
wspołeczeństwie. Zwykle do
tychczas tak się działo.
Oto wraz z
rozwojemmotoryzacji, początkowo gwał
townie zwalczanej,
powstawały
przepisyregulujące
ruchna drogach.
Np. po
czątkowo nie wymagano uprzedzaniao zamiarze skręcenia; później sygnalizo
wano to
wyciągając rękęw lewolub
wprawo(samochód
nie byłwyposażony w kierunkowskazy),
dziśzaśmamy
obszernyzbiórprzepisów tzw. kodeksudro
gowego.
Oczywiście równie ważny dla
minimalizacji
negatywnych skutkówklono
wania
ludzi,
jeśli nie ważniejszy niż zabiegiprawników, etyków, socjologów
czydemografów,
jestrozwój samych tych
dyscyplin naukowych,które
sięzaj
mują
teorią i metodamiklonowania.
Być możedzięki doskonaleniu czynności
8
w tej dziedzinie,
przeprowadzanych nazwierzętach,
uda sięopóźnić przed
wczesne
starzenie
sięklonów, zmniejszyć
ich śmiertelność, ograniczyćliczbę upośledzonych
mutantówlub w ogóle wykluczyć
ich powstawanie, aw razie porażki w tym
czyowym
kierunku —zaniechać
prób w obrębiedanego frag
mentu
badań, przynajmniej do
czasuopracowania
nowychulepszeń. Osiągając
w badaniach nadklonowaniem cząstkowe wyniki,
zyskamy możliwość doraź
negoreagowania
— zarównona
kolejneposzczególne zagrożenia,jak i
nasuk
cesy. Pozwoli to na
wprowadzanieregulacji prawnych czy
normetycznych,
dostosowanychdo
aktualnegostanu badań
i wdrożeńbiomedycznych, a
także przyczyni siędo stopniowej
zmiany odczuć społecznych ipostaw oraz do mo
dyfikacji obyczajów.
5. Zgadzam się
z wypowiedziami kwestionującymi przydatność antytezy
naturalny-sztuczny dooceniania
procedur genetycznych(np. s.
129). Starałem siękiedyś— w
innym celu—zdemaskować
notorycznąwieloznaczność
każdego z tychsłów
i wykazać, żeto
samo, co wjednym znaczeniu
uchodziza sztuczne, w innymbywa
określanejako naturalne3. Rozdzieranieszat z
powodunarusza
nia
porządku
natury jest nieuzasadnione nie tylko z powodówpojęciowych, ale
idlatego,
żewraz
zcywilizacją
i kulturą następuje nieuchronne ograniczeniepola
natury: nie mówiąco takich
narzędziach sztucznych,jak okulary czy pro
tezy (np. s.
42),naruszamy od
tysiącleciporządek
naturalny,czego przykładów
dostarczachoćby klonowanie stosowane w
uprawieroślin i hodowlizwierząt.6.
Opierając się nazaufaniu
do wiedzyznawców, podzielam opinię
tych dyskutantów(np. s.
25),którzyz
badaniaminad klonowaniem
idoświadczenia
mi
oraz eksperymentami
w tejdziedzinie wiążą
nadziejena
korzyścipoznaw
cze,
zapewnewykraczającepozagraniceinżynierii genetycznej.
7. Solidaryzuję się
z poglądem, którydopuszcza
(np. s. 11) spożytkowanie„bardzo wczesnych
zarodków
[ludzkich]do
uzyskanianiezróżnicowanych
ko mórek
macierzystych”,
jeśli w konsekwencjiudałoby się ratować
życielub
zdro wie
ludzkie,gdy jest ono
niedo
uratowania winny
sposób. Wiążesięto
zprzer waniem dalszego rozwoju zarodka lub embrionu,
z ichzniszczeniem (z
rozmys
łem nieużywam tu
słowa „zabiciem”;dlaczego,
starałem sięwyjaśnić
winnym artykule4).Życie
wszelkiej istoty,każdego
zwierzęcia ikażdej rośliny
powinno być dlakażdego
człowieka czymśbardzo
cennym; dlategozałożyciela zakonu
franciszkanów,Giovanniego
Bemardone,poverello, biedaczynę
z Asyżu,uoso
bienie miłości
doprzyrody, darzę
za to jako człowiekanajwiększą
sympatiąspośród wszystkich świętych.
Trzebajednak
pogodzić się znieuchronną tra
giczną
koniecznością: życie jednych
istotbywa
okupione śmierciąinnych;
roś liny stają się pożywieniem
zwierząt, a te sąniezbędne innymdo
przetrwania.Żniwa
śmierci niezmniejszyłoby chyba
przejściecałej ludzkości na
—szlachet
3 J. Pelc, Wstęp do semiotyki, 1 wyd., 1982, s. 103-112; 2 wyd., s. 108-117.
Zob. niżej: J. Pelc, Odkąd zaczyna się człowiek? Konsekwencje wyboru definicji
9 ny
w swychintencjach
—wegetarianizm, bo
wyginęłoby wielezwierząt rośli
nożernych, a w
następstwie imięsożernych.
Człowiekjestogniwemtych
zależ
ności.Rzeczywistość
raz po razstawia
go wobec niełatwego i nieuniknionego wyboru,wymagającego dojrzałej rozwagi
iodpowiedzialności: które życie rato
wać,
a które
poświęcić. Womawianym wypadku stoi wobec
wyboru:uchronić od
zniszczeniazygotę lub
embrion czyprzekreślić szansęna
uratowanieśmier
telnie chorego człowieka, a innemu
śmiertelniechoremu
umożliwićznośniejsze dożywanie ostatniejgodziny.
III
1.
Zdaję
sobie sprawęz tego, że
wśród przesłanekprzyjętych
przeze mnie wtej
ostatniej kwestii sąprzesłankinatury aksjologicznej.
Jaksłusznie
zauważa wielu dyskutantów,w całej
dyskusjinad klonowaniem człowieka uzasadnienia
fachowe,najogólniej
je określając— biologiczne,
występująw sąsiedztwiede
klaracji
ideologicznych,
motywowanychemocjonalnie. Na
podstawiemych
włas
nych nienaukowychobserwacji jestem skłonny
uważać(wbrew klasycznej
definicji człowieka), że homo est animal emotionale — wwiększym bodaj
stopniu niżanimal
rationale.Gdy
zaśzamiast
wywodu, wktórymformułuje
się sądy (prawdziwe lubfałszywe)
iuzasadnia je
za pomocąinnych
sądów,docho
dzi
do starcia
argumentówrozumowych zmanifestacjami uczuć,
trudnooracjo
nalny wynik.
Dotyczyto
nie tylkodialogu
czy sporumiędzy
dwiemaosobami, ale
iuchwał
osiąganych przezgremia
złożone z mądrych uczestników:do
świadczenie podpowiada
mi, że
—najoględniej mówiąc
—nie zawszepoziom mądrości opinii zbiorowej sięgapoziomu mądrości poszczególnych
członkówdanego grona. Mimo to jednak ustalenia
wypracowaneprzez to grono
zyskująprestiż
orazbudzą
zaufanie irespekt
jako wynikwspólnego
zgodnegowysiłku
wybitnych umysłów,podczas
gdy w rzeczywistościbywa to wynik wzajem
nych
ustępstw oraz
pojedynkówrozumuzsercem.
2. Dyskusje
natemat
klonowania człowieka wywołująw uczestnikach
emocje. Często prowadzito
doegzaltacji, która
podsuwawyrażenia
podniosłe,uroczyste
i górnolotne. Dzielnyfachowiec, zaprawiony
w pożytecznejrobocie
laboratoryjnejlub klinicznej, daje
sięwtedy
skusićmętnym
metaforomi perso
nifikacjom: zaczyna
uprawiać
twórczość literacką— ulubione zajęcieniektó
rych humanistów —porzuca konkrety i zapuszcza się w
takie
abstrakcje,jak:
integralność, tożsamość,
świętość, godność,
podmiotowość, człowieczeństwo, człowiekjako cel
i wartość, nie troszcząc się o ich zdefiniowanieczy
choćbyprzybliżone
wyjaśnienie. Nierzadko ich pojawieniesię jest
sygnałemalarmo
wym,
że brak argumentów rzeczowych, takpotrzebnych przytrudnym roztrzą saniu
poważnej kwestiiklonowaniaczłowieka.
3. Roztrząsanie to
jest trudnemiędzy
innymiz
tegopowodu,
że występuje wmm wiele rozumowań
entymematycznych,czyli
zawierającychprzesłanki
niewypowiedziane
przezwnioskującego lub
nawet takie, którychon
sobie nie uświadamia. Zarównowśród
przemilczanych, bo dladanej osoby oczywistych, często
zpobudek uczuciowych, jak wśród
bezwiednieprzyjętych, wiele nie manależytego
uzasadnienia swejprawdziwości.
Np. takim błędempetitio principiiobarczona jest następująca przesłanka:
„odpowiedzialnym
można
byćwyłącznie za kogoś
”(s.90),
a takżeprzesłanka, użyta w obronie
godności istotyludzkiej:„z
punktu
widzenia etyki niejestbowiem
dozwolone czynieniezła, nawet
wtedy gdymaono
przynieśćdobro”(s. 123).Aby móc uzasadnić prawdziwość tej przesłanki,
trzeba by
sięnajpierwdo
wiedzieć, pod
jakim względem
i dla kogojest dobre(złe)
to,o czym
wspominapowyższe zdanie,
orazojakiej
etycei októrej
zjej norm
siętu mówi.Słowo
„nieetyczny”lub wyrażenie
„niedopuszczalny zewzględów etycz
nych
”często
występujejako składnik przesłanek w
sporach na tematklonowa
nia
człowieka
iczęsto bywa językowym
uzewnętrznieniemoceny jedynie emo
cjonalnej, wyrazem oburzenia lub potępienia,
niezaśprzekazem
informacji oce
chach rzeczy,
do
której się odnosi.Zapewne
innąprzesłankę
przyjął ów profe
sorteologii, którego
wypowiedźusłyszałem przez radio
podkoniec roku
2000,gdy
toczyłasię głośnasprawa bliźniąt
syjamskich:szansę
przeżyciamiała
tylko jednaz
sióstr,silniejsza,
i tylkojeśli zostaniewykonana operacja
ichrozdziele
nia, w której słabsza nieuchronnieutraci
życie; zaniechanieoperacji spowodo
wałoby
śmierćobu
dziewczynek. Dowyboru
więcbyło: uratować
życiejednej albo dopuścićdo
śmierci obu.Wspomniany teolog
opowiedział sięza tymdru
gim rozwiązaniem. Swą
opinięuzasadnił
mniej więcej tak:ta
ocalonasiostra,
gdy będziestarsza,zapyta
rodzicówskąd
sięwzięła
ta okropnablizna na
jej cie
le. Jakpóźniej będzie żyła ze świadomością,
żejej istnienie zostałookupione śmiercią
siostry...Przesłanka, przyjęta przez
jedną osobęjako oczywista,a
więc szczególniejej
bliska, możenie być oczywista dlakogośinnego, któ
jestzwolennikiem
od miennej
ideologii, przyjmuje więcmilcząco inne przesłanki jako
subiektywniepewne
— i kontrowersja gotowa. Trzeba pamiętać, żetwierdzenie uważane
przez kogośza
prawdziwe może nie byćprawdziwe, a
zdrugiej
strony, wielutwierdzeń zgodnych z rzeczywistością, a więc
prawdziwych, niejeden człowiek nieuważaza prawdziwe.
IV
1. W
rozdziale II wymieniłem kilka z
tych poglądóww
sprawieklonowa
nia,
które
trafiają mido
przekonania.Obecnie
wspomnę o kilkutakich,
które budząmoje wątpliwości.
Problem klonowania
człowieka staje przed
ludźmi różnych zapatrywań. Są wśródnich wyznawcy różnych religii oraz
ludzieniewierzący
—agnostycy
11 bądź ateiści.
Trzeba więczacząć od szukania
takichocen
i takichrozwiązań, których a
limine nieodrzuci żadna
ze stron.Mimo
żeprogram to skromny,
mi- nimalistyczny, nie wiem,czy
uda sięutworzyćtego
rodzajuanalogon najwięk
szego wspólnego
podzielnika
obliczanegona lekcjach arytmetyki.
2.
Myśl oklonowaniu ludzi
splatasię z
myśląo transplantacjach, wobu
bo
wiemwypadkach element
jednego organizmuzostaje przeniesiony do innego or
ganizmu.
Opinie
natemat transplantacji
biegunowo się różnią.Oto jeden
zgło
sów:„Jest
zdumiewające, z jak nikłym oporem spotkała się taludożercza
praktyka... Dopotrzeb tej technologii...
dostosowanoszybko przepisy prawa,
wprowadzającrozbójniczą
klauzulę, tzw.«zgody domniema- nej»... Na razie
transplantacjesą to
zabiegigłównie
ratownicze:bez przeszczepu
pacjentrychło musi
umrzeć. (Jakw
czasie wielkiego głoduczłowiek,
coniechcespożywać
trupów)...Następnym
krokiem będąprzeszczepy melioracyjne:
pacjentmógłby
żyćdalej
bezprzesz
czepu,
ale z
uciążliwościami,jakokaleka. Czemu niepomóc? (Znika w tym punkcie równoważność transplantacji z
ludożerstwemgłodo
wym). Zaraz za
rogiem
zaśczekają przeszczepy kosmetyczne:
niema żadnejchoroby lub kalectwa, jest natomiast
pragnienie odmłodzenia sięlub
upiększenia,np. przez
wymianęzwiędłejcery
naskórę
ściąg
niętą ze świeżo zmarłego dziecka...”
(s.185-186).
Nie
sposób polemizować
zczyimiś
odczuciami. Byłoby to,jak powiedzieć komuś „Nie
czuj tak!”
.Można
natomiastzadeklarować
odmienność własnych odczuć.Wbrew
określeniu użytemuprzez autora
cytowanegourywka
nieuwa
żam transplantacji
za
„formę neokanibalizmu”
(s.190), od
której trzeba „trzy
mać się takdaleko, jak
tylko sięda”
(s. 190).Przeciwnie,
świadomość, że któ
ryś z moichnarządów
mógłby się—
po mojej śmierci —przydać
innemu człowiekowi, przyniosłaby mi pewnąulgę w
postaciczegoś
w rodzaju non om- nis moriar.Gdybym
niewiedział o istnieniu klauzuli
„zgodydomniemanej”
na pobranie narządówz moich
zwłok, wyraziłbym tę zgodę w osobnym zapisie,choć mało
jest prawdopodobne,by
tkanki człowieka wmoim
wiekubyły
jesz cze przydatne do
transplantacji. Nieuważam też
zakanibali
anipacjentów,
któ rym
sięprzetacza
krewinnych ludzi,
aniniemowlątkarmionychpiersią
własnej ich matki lubmamki. Jeśli wziąć
poduwagę obieg
substancji organicznychw przyrodzie,
jesteśmyniejako
skazani na „ludożerstwo”, tyle
że wformie
po
średniej,więc
znaczniemniej drastycznej np.
odtego,
coTadeusz Borowski, więzień
Oświęcimia-Brzezinki, opisałw jednym
zeswych
wstrząsających opo
wiadańobozowych.Transplantacje niewywołują mojej
dezaprobaty,
adecyzję,by
za życiaod
daćktóryś
ze swych organówinnemu człowiekowi, uważam
za czynszlachet
ny,
zasługującyna
wdzięczność iprzyjęcie
zestrony
biorcy.Rozróżnieniu
ra
towniczych, melioracyjnych
i kosmetycznychprzeszczepów
niemuszą
odpo
12
wiadać
stopnie
ichakceptacji. Czasem kalectwo
bywagorsze
niż śmierć, więctransplantacja,
któraje
usuwa,może
byćcenniejsza od
tej, coocala
życie,ale
życiepełne cierpień
inieszczęśliwe.
Zkolei
transplantacjakosmetyczna czasem
ratujeod
depresjipołączonej z myślami o samobójstwie,
anawet usiłowaniami popełnienia go, lub
przywracamiejsce
wspołeczności,
umożliwia założeniero
dziny,zdobycie
pracy,
możewięcbyćniemniej cennaniżratownicza.Bunt
przeciw
„ludożerczejpraktyce...
utylizowanialudzkichzwłok”
wcelu
transplantacji możemieć źródło w uczuciowym stosunku do
osóbnajbliższych, które od
nasodeszły:
niedo
zniesieniajestmyśl
o „zadawaniu bólu” ich mar
twemuciału. Może też
byćzakorzeniony w
kulciezmarłych, „najbardziej
oczy
wistymi podstawowym wyróżniku całej dotychczasowej cywilizacji”
(s. 193).Może wyrastać
napodłożu pamięci o
zamordowanych wobozachzagłady iobo
zach koncentracyjnychw czasie
ostatniejwojny, o
abażurach zeskóry więź
niów, o dymiących
kominach
krematoriów,których wspomnienie do
dziś nie
jednemukażęodrzucić myśl
o spopieleniu swychwłasnych szczątków i szcząt
ków osóbbliskich. Trzeba
jednakpamiętać, że
odczuciasą
wtejsprawie różne:
innym
— samdo
nich należę — łatwiejsię pogodzić
zwyobrażeniem
oczysz
czającego ognia,który „w proch
obraca”ciało,
niż zwyobrażeniem losu
zwłokw
ziemi. W Indiigrzebańie zmarłych
budzi uczuciowysprzeciw,
a palenie ich nastosie zaleca religia,
co zresztą mauzasadnienie higieniczno-sanitarne. W sta rożytnym
Egipciemumifikowano
zwłokiludzkie
i w tym celu poddawano je przedtemróżnym zabiegom, a
wśredniowiecznejEuropie
ichsekcja
byłaściga
na
jakoprzestępstwo,gdyż operacje dokonywane na martwym
cieleuważano za karygodne bezczeszczenie osoby ludzkiej.Na
ogół — wkwestiach eschatolo
gicznych
jesteśmy
irracjonalni; ma toswoje
racjonalnewytłumaczenie.
3. Sprzeciw niektórych dyskutantów
wobec klonowania organizmówludz
kichopiera się na
przekonaniu, że
„nic nie usprawiedliwia eksperymentowania
na
istotach ludzkich— dużych
czy małych,rozwiniętych
czy nierozwiniętych—chybaże
is tota taka
sama iw pełni
swych władzumysłowych
wyraziłana to
swązgodę”
(s. 184).Jeśli przez
eksperymentowanie rozumieć czynnośćpolegającą na tym,
że umyślnie zmieniamy pewien czynnik A iobserwujemy, czy
—i ewentualnie jak
— będzie sięzmieniał czynnik
B, co doktórego przypuszczamy,
iż możebyćzależny
od A,
orazpragniemy sięupewnić, czy
tak jestwrzeczywistości:to
powszechność eksperymentowania na istotachludzkich
okaże siębezsporna, sporne
natomiast pozostanie, czy zawsze jestnaganna.Ileż to
razy lekarz
zalecapacjentowi, żeby
zażywał danelekarstwo przez
kilkadni,
apotem
zobaczymy,jakorganizm
na niezareaguje.
Tym pacjentembywa niemowlę, niezdolne do
wyrażeniazgodyna
zaordynowanąpróbęterapii, anizaś
opiekun małego dziecka, ani dorosłypacjent
niemają
wiedzy,która by
im umożliwiała
podjęcieracjonalnejdecyzji: czy wyrazić zgodę, cży jej odmo-
wić. Niktim
zresztą
tego nieproponuje;
jedynie naoperacjępacjent lub
jego ro
dzina wyraża zgodęlub
jej niewyraża (częściej
zresztąw
filmachamerykań
skich
niżw
naszej codziennej praktyce). Aw pedagogice
—ileż
sięprzeprowa
dza eksperymentów na
wychowankach wywołując
— bezpytania
o zgodę —umyślne
zmianyw
ich psychice iobserwując, jak
się zmieniąinne
ichreakcje
psychiczne,np. na
skutekuwierzenia przez nichw obietnicę nagrody lub w o-
strzeżeniaprzedkarą. Wiele eksperymentówprzeprowadza
sięzarównona
cie le, jak i
psychicenp.
przyszłych pilotów czykosmonautów, poprzestając na
tym,że na
początku zgłosili akcesdo zawodu lub misji,
natomiastnikt
się nietroszczy o
ichzgodę
na tenlub
óweksperyment np.
wkabinie próżniowej czy
na wirówce. Ćwiczeniawojskowe tonietylko trening, ale
częstoieksperyment,
jak się zachowaczłowiek
naskutek takiej a
takiejzmiany warunków; gdy
czło
wiek ten
podlega obowiązkowi służby
wojskowej, nie ma mowy o wyrażaniuprzezeń zgody
na poszczególnepraktyki —
rozkazto
rozkaz.Myślę, że dezyderat, aby człowiek, na którym się
przeprowadza ekspery
menty, wyraził na
tozgodę,jest słuszny, ale wgranicach
możliwościjego
speł
nienia.Niemożliwe
zaśjestjego spełnienie, jeśli
siędo
zbioru ludzizaliczy
— opróczistot
znatury
zdolnychdo
wyrażaniaswych stanów psychicznych
—is
toty niezdolnedo
tego. Dezyderat ten staje sięwówczas,
moim zdaniem,para
doksalny. Z góry
wiadomo, że
aniembrion ludzki,
anipłód,
aninieboszczyk
nie są zdolnido wyrażenia
zgodyalbo
niezgodyna cokolwiek.
Niepotrzeba więc
powoływać się na to,że
są istotamiludzkimi, aby wykluczyć eksperymentowa
nie na
nich,
jeśli sięjest jego przeciwnikiem. Wystarczy
dopuszczalnośćtej
praktykiograniczyć do
tych ludzi(w zwykłym
tegosłowa
znaczeniu),którzy
sięna
to — w pełniswych władz
umysłowych — zgodzą.Pociągnęłoby to
za sobąrezygnację
nietylko
zklonowaniaczłowieka,
ale i takiegoeksperymento
wania
na
istotach ludzkich,jak:
reanimowanie nieprzytomnych ofiar wypadku, pobieranie organówdo
transplantacjize zwłok
orazsekcja zwłok
nie poprze dzona
przedśmiertnązgodą zmarłego.
Wydaje
mi się,że
niejest prawdziwe tak apodyktyczne i ogólnetwierdze
nie,
jak to,które
głosi, iż eksperymentowanie naistotachludzkich
,jest to... praktyka
zbrodnicza, podobnie jak
zbrodniczymi byłyprak
tyki
doktoraMengele, choć
oneteż
miały swe utylitarne uzasad nienie
”(s. 181).Doktor
Mengele — wyjaśnienieto przyda
sięniejednemu czytelnikowi
—był lekarzem, który przeprowadzał
eksperymenty medycznena więźniach
obo
zuzagłady
wOświęcimiu.
Zbrodniczabyła
całasytuacja:
abyuśmiercić więź
niów,
stosowano różneśrodki:
cyklonw komorzegazowej, drakońskie
kary,np.
wielogodzinne apele
na mrozie,głodowe racje żywności, morderczą pracę,
od
mowę
leczenia,jeśli
choroba niebyła—jak
tyfusplamisty
—zakaźna
idlatego
nie zagrażałastrażnikom
i tymwięźniom funkcyjnym, kapo,
którzypomagali
w utrzymaniu dyscypliny w
obozie,wreszcie
właśnie eksperymenty medyczneobliczonena
to,
żealbo
się skończąśmiercią „zwierząt doświadczalnych
”, albouczynią z nich niewolników nieprzydatnych do
dalszych doświadczeń ani dopracy,
azatem kwalifikujących
siędo
tzw. selekcji i zagazowania. Uważam,że eksperymenty przeprowadzane
naistotach
ludzkich przezdra
Mengelenależy
oceniać na tlecałej sytuacji
oraz uwzględniając pozamedycznecele, którym miały
służyć isłużyły. Tamte eksperymenty
byłyniewątpliwie
zbrodnicze. Aleczy był
zbrodniczypierwszy przeszczep serca,
który opróczcelu terapeutycz
nego
zawierał
elementy eksperymentu?Z góry
było wiadomo,że
eksperyment to bardzoryzykowny,
co potwierdziły pierwsze transplantacje,które na stosun
kowo niedługi
czas przedłużałyżycie
pacjentom.4.
Niektórzy uczestnicy dyskusji w sprawieklonowania
ludziodwołują
siędo wierzeń
religijnych:„Dusza ludzka
jest tym,
coczyni
nas ludźmi — jestbezpośrednio
stwarzanaprzez
Boga,jestnieśmiertelna,
nieprzekazywana
przezro
dziców,jak
genom
”(s. 65).Niejestemkompetentny w
kwestiach
teologicznych,stąd moje
następujące pytanie, byćmoże
naiwne, utrzymane wobrębie
tzw. krytyki immanentnej,to
znaczy takiej,która
nie wykracza poza założenia komentowanegotekstu:
czywynika
z niegolub
jakichśinnych wierzeń
religijnych, że wową „duszę ludz
ką...
stworzonąprzez Boga”
nie może zostaćwyposażony klonczłowieka?Z
te go, że „dusza
ludzka,jesttym,
coczyni nas ludźmi”,
wynikałoby,jak
się zdaje, iżwłaśnie
dzięki temu powstały klonbyłby klonem
człowieka, a niejakiejś in
nejistoty,
że zostałamu dana
duszaludzka,
gdyżto ona
czyni nas ludźmi.Ta
zaś okoliczność,że duszy
nieprzekazują
dzieckujego rodzice,zdawałaby
się przemawiać zatym, iż udział
ichobojga
niejest warunkiemkoniecznym
posia dania przez
nieduszy:
klonjednego
rodzicarównieżmoże
być niąobdarowany, czyli
być—
wrozumieniurozważanej wypowiedzi
—człowiekiem.
Kolejne pytania wywołuje lektura
następującegotekstu:
„Wszelkie formy manipulowania
ludzkimi
embrionamisą sprzeczne
zgodnością
istotyludzkiej równocześnie
zagrażająprawu
każdejoso
by
od poczęcia iurodzenia
sięw małżeństwie
i przezmałżonków.
Także usiłowania
zmierzające douzyskania istoty
ludzkiejbez
jakie gokolwiek
związkuz płciowością, przez «podział
bliżniaczyw,«klo- nowaniew
czy partenogenezęnależy rozważyć
jako przeciwnezasa
dom
moralnym,
o ilesprzeciwiają
sięgodności przekazywania
życia,jak
i jednościmałżeńskiej”
(s.65).
Nie
wiem, czy
jestto
oryginał,czy przekład na
językpolski; nie wiem też,czy
zwrot „zagrażająprawu każdej osoby od poczęcia i
urodzenia sięw
małżeń
stwie”
niezawiera błędu;
możepowinno być „prawu do poczęcia
”itd.; jeśli
zaś„od poczęcia”
ma oznaczaćpoczątek
przysługiwaniaprawa, to
ojakieprawo
chodzi,
prawo do czego?15 W wypowiedzi tej
wysuniętopostulat,
aby„partenogenezę... rozważyć
jako przeciwnązasadom moralnym,
oile
sprzeciwiasię godności przekazywania ży
cia, jak
ijedności małżeńskiej”
. Gubię się w tym sformułowaniu:a
jeśli parte-nogeneza
niesprzeciwia
się godności przekazywaniażycia, jak
ijedności mał
żeńskiej.
to
już przestaje być podejrzanapod względem
moralnym? Ale kiedy„się sprzeciwia
” owejgodności
przekazywania życia,a kiedy
nie sprzeciwia?Kiedy się
sprzeciwia
jedności małżeńskiej,a
kiedy niesprzeciwia?
Nietrudnodostrzec
antynomie wwierzeniach
religijnych:według jednych partenogeneza
wyróżniaw
sposób pozytywnymatkę-dziewicę, a
urodzone przeznią dziecko
obdarzaboskością, według innych
w dzieworództwieupatruje
się możliwośćzagrożenia
moralności,godności
przekazywaniażycia ijedności małżeńskiej.
Podobne wątpliwości powstają
wobec kwestii
„związku z płciowością”;również
i w
tej dziedziniewystępują sprzeczności.
W niektórych wierzeniachreligijnych
bądźmitach
brak tegozwiązku jest
atrybutem bóstwalub obowiąz
kiem
służących mu kapłanów, np.
Atena wyskoczyław
pełnejzbroi
z głowy Zeusa; onasama
byładziewicą, westalki
zaśbyłyobowiązane do
celibatuprzez trzydzieści
lat. Zdrugiej
strony,wiele
religiigłosi świętość
rodziny igodność jedności
małżeńskiej,a
przecież rodzina i małżeństwo pozostają wistotnym
„związku
zpłciowością”
.Na
czympolega
sprzecznośćmiędzy
„manipulowaniemludzkimi embrio
nami” a
„godnością istoty ludzkiej” io czyją
godnośćchodzi:
embrionuludz
kiego, człowieka, który
„manipulujeembrionami
ludzkimi”?Co
się tu rozumie przez„godność
istotyludzkiej
”,
coprzez „godność przekazywania
życia”?Którym
zasadommoralnym przeciwne
jestklonowanie
czypodziałbliźniaczy?
Dopóki nie padnie jednoznaczna i
jasna
odpowiedźna każde z
tych pytań,nie można rozstrzygnąć,
czy sięjest
za poglądem wyrażonymw powyższym
tekście, czyprzeciw, czy
też aniza,
aniprzeciw —
jeśli tawypowiedź
niejestzdaniem w sensie
logicznym,niczego
nie stwierdza, lecz tylkojest
ekspresjąprzeżyć emocjonalnych.
5.
Motywem większościprotestów przeciw
klonowaniuczłowieka, a
takżeinnym
technikom stosowanymw inżynierii genetycznej, jest
stanowczeopowie
dzenie
sięza zasadą „nie
zabijaj”rozumianą
wsposób maksymalistyczny,
rady
kalnyi
nie dopuszczający wyjątków.Motywacja to
bezspornieszlachetna.
Nie stety,
przykazania „niezabijaj
” nieudajesię dochować,
nawetpo istotnym
ogra niczeniu
jegozakresu: „nie
zabijajżadnego
człowieka — aniinnego,
ani siebiesamego
”.
Zabijamy sięwzajemnieod początku
ludzkości: wwalce o
byt— takjak
innegatunki,
w obronierodziny, naszej
własnejgrupy
społecznej, naszegonarodu,
naszej ojczyzny{dulce
et decorum est pro patria morf),w
obronie ideałów iwartości
{ad maiorem Deigloriam —jako misjonarzeczy
inkwizyto rzy; a do
dziśdnia niektóre
religie obiecująwieczny żywot w
raju za zabicie„niewiernego”
).
Wczasie pokoju
iw czasie wojen
zabijanie jestwrośnięte
wna
szą
egzystencję,
arozwój cywilizacji i kultury
—z
jednej strony umożliwia16
ocalenie życia i przedłużenie
życiacoraz
większej liczbyludzi, z
drugiejzaś
— doskonali i rozpowszechniaśrodki do coraz sprawniejszego
ibardziej
masowe
go zabijania naszychbliźnich i
samych siebie:broń
powszechnejzagłady, nar
kotyki,
tytoń, alkohol, rozwójtechniki,
zanieczyszczenieśrodowiska itd.
Życie stwarzatakietragiczne sytuacje,
żeta
niepodważalna—zdawałobysię—zasa
da, „niezabijaj
”,
takczcigodna
podwzględem etycznym,
występuje wkolizji
z innympięknym
zaleceniem:miłości bliźniego.
Wimię
tejmiłości powinniś
my bliźniego
uwalniaćod cierpień
nie do zniesieniaa
beznadziejnych,gdy
nie ma dlańratunku; ale
wówczaszłamiemy
przykazanie „nie zabijaj”.
Eutanazja, aktmiłosierdzia,
akthumanitarny, gdy dokonana
nazwierzęciu,
według opinii wielu ludzi orazinstytucji5 zasługuje na
potępienie,gdyprzerywa męczarnie
in
negoczłowieka lub
własne:także
w sytuacjibez szans na
ocalenieżycia, ocze
kują od
nas,że do
dnawychylimy „kielich
goryczy”lub dopomożemy w
tym bliźnim.5 Na przełomie listopada i grudnia 2001 roku Polskie Radio (Program I) podało wia
domość, że brytyjski Sąd Najwyższy odrzucił prośbę czterdziestoletniej kobiety nieuleczal
nie sparaliżowanej od szyi w dół; chora prosi o uwolnienie jej męża od winy i kary, jeśli ten dopomoże jej w zakończeniu życia, którego sama niezdolna jest sobie odebrać.
Życie i
śmierć
sąze
sobąnierozerwalnie
zrośnięte:śmierć
jestkresem każ
dej żywej
istoty; ale
są zrośnięterównież inaczej: nieraz
stajemywobec
ko nieczności dokonania
wyboru,które życie poświęcić, aby
inneocalić. Obraz tej
tragicznej sytuacji przedstawia sztukaJerzego
Junoszy Szaniawskiego Powódź:aby
ratować życieswej żony i
dziecka,flisak odmawia
ratunku tonącemu ojcu;gdyby
go wciągnął nałódź nabierającą już wody,
wszyscy poszlibyna dno.
Tego rodzaju
wyboru musimy dokonać klonując embrion ludzki w
celu niesie
nia pomocy chorym, wśródnich
—śmiertelnie
chorym. Następuje przy tymprzerwanie
rozwoju niejednegozarodka. Wydaje
mi się, że abyocalić
ichjak najwięcej,
trzebadoskonalić techniki
inżynierii genetycznej, tozaś
wymaga kontynuowaniaeksperymentów
irozwijania
badań w tejdziedzinie. Ich
zanie chanie
doprowadziłoby dozwielokrotnienia
liczbywyeliminowanych embrio
nów,
gdyż
coraz liczniejszeoperacje na
genach będą zapewne trwały—żadne zakazy anipotępienia
niezdołają
ich zmieśćz
powierzchniZiemi
—ale
będą trwały w nieulepszonejpostaci, pociągając
odpowiednio większestraty.
Nato miast z
ulepszaniemzabiegów
genetycznychmożna
wiązaćnadzieje na stopnio
we
obniżanie tychstrat, do
czego podstawydają
dziejeprzeszczepów
nerek,serca itd.: pierwsze zostały okupione
wielomaofiarami, przy następnych
śmier telność malała.
Przerwanie
życia lub dopuszczenie do przerwania
życiauważa
się po
wszechnie za
czyn zły,ocalenie
zaś życialub
przedłużenieżycia—za czyn do
bry.
Zawszejednak
należydopowiedzieć, pod jakim
względem ów czyn jestdobry i
dla kogojest dobry, a pod
jakimwzględem
— zły i dlakogo zły.Ta
re-latywizacja dotyczy
m.in. ocen wsferze
etycznej. Zamiastzły-dobry, rozsądniej jest
oceniać:lepszy
dlaXpodwzględem
w—
gorszy dlaXpod
względemw.4 października
2000
o godz.715 w
IProgramie Polskiego
Radiausłyszałem wiadomość,że
wChicagorodzicezdecydowalisięnazapłodnienieinvitro,aby na
stępnie
od
narodzonego synkapobrać materiał genetycznydo klonowania
i w tensposób uratować od śmierci
ichstarszącóreczkę
Molly,cierpiącą na
zanikszpi
ku kostnego. Spośród
kilkunastuembrionów
zachowano ten, któregogenombyłidentyczny
zgenomem Molly. Dziewczynka
zostałauratowana. Wiele instytucjireligijnych
potępiło „tenprzerażający
fakt produkowaniadzieci na zamówie
nie
”
. Ja zaś myślę,że w obliczu
malum necessariumdokonano
wyboru mniej szej
straty, takżemniejszej straty
moralnej. Dylematyetyczne
często taki tylko wybórnampozostawiają. Nie w
każdej sytuacjimamy możliwość postępowania według przykazania„nie zabijaj”
.Aby
w zakresie tej normy etycznejmóc lepiej
odróżniać większe zło, dopuszczanie do zgonu wielu ludzinieuleczalnie cho
rych,
od
mniejszegozła,
zniszczenia wieluzarodków
ludzkich,postąpilibyśmy
—jak myślę — racjonalnie, zachowując przyjęte,
tradycyjne
znaczeniesłowa
„zabijać
”, ograniczone do
aktu, w którymistotę
psychofizyczną,podmiot do
znający — ex definitions,
niekoniecznie
zaśw danym
momencie(stany:
snu, utratyprzytomności)doznający
—pozbawia się życia.6.
Przeciwnicy klonowanialudzi
ostrzegają przed jego skutkami. Niektóre zagrożeniamają
sięwiązać
z faktem(rzekomej)
identycznościklonu
i osoby,z której
ówklon
powstał.Wśród
tychzagrożeń
wymienia się to,że klon
nie miałbypoczucia
własnejindywidualności; że
i klon, i jego pierwowzór cierpie
liby zpowodu
utraty unikalności,a
klon z tego powodu, żejestkopią
(s.241);
że klon
będąc
replikąswego dawcy,
nie darzyłbygo
szacunkiemnależnym
ro
dzicomod
dzieci(np. s. 139);
żeklon przeżywałbystanfrustracji,ilekroć
okaże sięmniej
udany niżjego
model,z drugiej
zaśstrony obaj czy obie byliby nara
żeni na
rozczarowanie: klon, gdy spostrzeże,
iż—wbrew jegopragnieniom
io-
czekiwaniom—
oryginał„nie jest
takwspaniały
ipełen tajemnic
”,jak
by tego ówklon
sobieżyczył, a „rodzic”
klonu,gdy spostrzeże,
iżpowstała zeń
osoba zawiodłajegonadzieje (np. s.
134);dalej,
„przekonanie o
zasadniczej
wymienialności i zastępowalnościposzczegól
nych
osobników”zapomocąsklonowaniago
„może
prowadzićdo
naruszeniasamej podstawy etyki
— podważenianie powtarzalnej wartości
życiakażdej osoby” (s.
135).Wyraża
sięteż
obawy,że
zaburzoneby zostały
relacjepokrewieństwa
(s.24), gdyżklon
byłby zarazem synemlub córką
i bliźniaczym bratemlub siostrą
tejosoby, z
którejzostał otrzymany, a
nawet—
że „faktistnienia
dwóchpłci”
mógłby zostać sprowadzony
„do
rangiprzeżytku”
(s.240), skoro klonowanie
przeprowadza
siędrogą pozapłciową.
18
Nie podzielam tych
obaw. Pamiętam, że na szkoleniach
ideologicznychw dobie
genetyki Miczurinai Łysenki przekonywano,
iż tylko środowisko spo
łecznedecyduje o ukształtowaniu jednostki, zwłaszcza jej
osobowości,geny
zaś sąnieważne, czego
dowodemmiały
byćliczne
przykłady bliźniątjednojajo-
wych, zktórych
każdewychowywało się
winnym środowisku,
wskutekczego stały
się zupełniedo
siebieniepodobne, z
wyjątkiempewnych
—lecz
niewszystkich
— szczegółów zewnętrznegowyglądu.
Obecnie wahadłodziejowe odchyliło się
wprzeciwnym kierunku:
zaczęto uważać,że wyłącznie genom jest
istotny, natomiast wpływ środowiskazasługuje na
zignorowanie. Tymczasemważne
sąobaczynniki: zarówno wyposażeniegenetyczne,
jakśrodowiskonatu
ralne
i kulturowe. Klon więc ijego
oryginał wprawdziemiałyby
taki samge
nom,
mimo
to byłybyto
dwie różneosoby, a
z ichdużego podobieństwa
nie wynikałybywspomniane negatywne skutki. Tak przynajmniej można mniemać na
podstawieobserwacji bliźniąt
orazrodzin,
w którychdzieci
są bardzo podob
nedo rodziców.
Bliźnięta—również i te jednojajowe—na
ogółniecierpiązte go powodu,
że sądo
siebiepodobne,
często łudzącopodobne;na
swychkongre
sach, będących
zbiorową
zabawą, nieskarżą
sięna
swój los,lecz opowiadają o
komicznych quipro quo, zwłaszczaw
kontaktach zosobami odmiennej płci.Nie
stwierdza się też,żeby
dziecko, bardzopodobne do ojca lub matki,
cierpiało ztego powodu, a jego
rodziclub ono
samonabrało przekonania o
zastępowal
nościwłasnej
osobyi
wskutek tegowpadło
w przygnębienie ani żebyotoczenie myślało o
takich osobach jako o identycznych egzemplarzach,przez
tomniej cennych, że każdy z
nich możnawymienić na
inny. Podobieństwo dziecido
ro
dziców nie jestchyba przez żadne
znich traktowane
jakoupośledzenie. Prze
ciwnie, na
ogółfakt, że syn to
„wykapanyojciec”
albocórkato
„skóraściągnię
ta
z matki
”,
bywa źródłem satysfakcji dlarodziców,
adumy
dladzieci; chcąc sprawić
przyjemnośćojcu
i matce noworodkazachwycamy się, żetaki do nich podobny,
choćto
przeważnie nieprawda.Nie wydaje
się więcnaganne to,
żektoś pragnąłby mieć
potomstwo do niegopodobne.Jeśli
pragnie,to niekoniecz
nie
dlatego, że
sam sięuważa za
szczytdoskonałości.
Często szukaw tenspo
sób potwierdzenia
więzirodzinnej. Tak
samomogłaby
odczuwaćosoba pragną
casię
poddać klonowaniu.Podejrzenie więc, źe skrajny egocentryzm
i pychamogłyby
byćw jakimś
wypadkumotywem
tegopragnienia, niepowinno
decy dować o
negatywnym stanowisku wobec klonowania ludzi — w każdymwy
padku, jak
deklarujeto jeden z
dyskutantów (s. 42), tak właśniemotywując
swójpogląd.
Można natomiast być wkażdym
wypadku przeciwnikiemklono
wania
ludzi,ale
zjakiejśinnej
racji.Przypuszczam,
że wanalogiczny
sposóbjak w
rodzinieukładałyby się
wzajemne stosunki międzyklonem a
jego dawcąoraz wzajemne
stosunki między każdym z nicha otoczeniem. Co
się zaś tyczy stosunkówpokrewieństwa, wystarczy ściśle
powiedzieć, co sięrozumie przez
słowa „brat”, „bliźniak
”,
„przodek”, „potomek”,
abyuchylić obawy,
że przodek ipotomek
będąbliźniakami, a
19
„kobieta
może
byćsiostrą bliźniaczką
swojej matki, nie mieć biolo
gicznegoojca
i byćcórkąswojegodziadka”
(s.241).
Opinia, według której
„klonowanie
próbuje
sprowadzićfakt
istnienia dwóch płci dorangi przeżytku”
(s. 240),nie przekonała mnie, nie
sądzę bowiem,
aby takieintencje mieli
teoretycyklo
nowania
człowieka lub
eksperymentującyna
tym poluoraz
abyswoje zamiary
próbowali urzeczywistniać i w ten sposób przyczyniali się dozniesienia
różnic między płciąmęską a płcią żeńską.
Zagrożeniepowstałoby
wówczas,gdyby
klonowanie człowieka stało siępowszechną praktyką i całkowicie wyparło obecną
formę prokreacji,a
więcgdyby
i przyszłeklony przestały
przejawiaćjakiekolwiek
zainteresowanieklonami płci
przeciwnej.7.
Jako
kolejnygroźny
skutek klonowania ludziwymienia
się to,że
po
wstałe klonymogłyby
„być skazane
na cierpienie” (s. 84),m.in. mogłyby
mieć wady
genetyczne (s. 49),mogłybynawet„powstawać
ludzkie
monstra... niekonieczniełatwo
zauważalne,bo
duchowe...”
(s.189).
Tak,
toprawda.
Aleczy
płodząc irodząc dzieci
nienarażamy niektórych z
nichna
cierpienia,czy żadne
niebędzie
miało wad genetycznych,takich
jakmongolizm, czyż
niesprowadzamy
na światludzi
dotkniętych dziedzicznymichorobami,
m.in. chorobami psychicznymi?Gdyby
sięokazało,
że odsetek klo nów.
tak czy inaczejupośledzonych, jest
nieodwracalnie większy niżodsetek podobnie upośledzonych niemowląt poczętych
iurodzonych
wsposób
natural ny, gdyby
takasama
różnica wystąpiław
długości życia jednych i drugich, w ich odpornościna
choroby, wszybkości
starzenia się organizmówi zmniejszania
sięich sprawnościfizycznej lub psychicznej
—wówczasnależałoby,jak sądzę, zrezygnować
zmyśli
o klonowaniuczłowieka. Pragnę
jednakwyjaśnić,
cow
po
wyższym sformułowaniu rozumiemprzez
słowo„nieodwracalnie”. Wspomnia
ne różnice
byłbym skłonny
uznać za nieodwracalne,gdyby były skutkiem
ta
kich różnic międzynaturalnym procesem, trwającym od
momentu zapłodnieniado momentu
porodu, aprocesem klonowania, które
nazywa się niekiedyniezbyt ściśle „różnicami strukturalnymi”
albo„różnicami
między istotąkażdegoztych procesów”
.Gdyby natomiast te
różnicebyłyspowodowane
pewnymi niedostat
kami obecnejwiedzy
genetykówczy embriologów,
teoretykówklonowania,
niedoskonałością jegotechniki, niewystarczającą
biegłością inżynierówgene
tycznych,
usterkamidostępnej
dziś aparaturyitd.,
gdybyzatem
były ceną, którączęsto trzeba
zapłacićwpoczątkowymokresie
realizacjijakiegośprzedsięwzię
cia,
wówczas
istniałabynadzieja na stopniowe zmniejszanie strat
istopniową
poprawę wyników. Wady
klonowanialudzi
okazałyby się usuwalne, ito tym
szybciej i w tym większym stopniu, imwięcej wykona
się badań i prób, któretak
czy takbędą —
jak myślę— przeprowadzane.
20
8.
Nietylko
skutki klonowaniaczłowieka
budzą sprzeciwniejednego dys
kutanta, ale i
to, że byłobyono wykonywane „na zamówienie
”(np. s.
48-49).Możliwe by
tubyły następujące wypadki. Po pierwsze,osoba zamawiająca sa
ma się chce
poddać sklonowaniu.
Po drugie, pragniesobie
obstalować klon in
nejosoby.
Różneteż
mogąbyć
sytuacjeosobiste
ispołeczne
— zarównozama
wiającego, jak
zastępczej matki. Np.oboje
mogąbyć małżonkami niezdolnymi dospłodzenia lub wydania
na świat potomstwa. Wówczaswykonanie klonu
jednego z nich „na zamówienie” staje
siępod względem celu podobne do świa
domego, zamierzonego, naturalnego rozrodu
—w następstwieaktu płciowego.
Jak
wiadomo,
niejedna religiatylko wówczas
aprobujestosunki
seksualne— gdy te
mającel rozrodczy, a inne, np. połączone
z użyciem środkówantykon
cepcyjnych —potępia.
Gdy więc
niemożliwe sięstało zrealizowanie zalecenia
crescite etmultiplicamini,np. z
powoduwieku lub choroby jednego bądź oboj
ga
małżonków, wówczas
tego rodzaju rozmnażaniesię
„na zamówienie”
nie po winno być kwestionowane
przezludzi pragnącychpostępować
zgodnieze
wspom
nianymi zasadami.Tymczasem
przeważnie sąoni dalecy
od akceptacji klono wania w
tego rodzaju sytuacjach.Przypuszczam, że dzieje
się tak, ponieważ zagrożenie widzą w tym,że
m.in. talub
owapara żyjąca
wzwiązku homo
seksualnym mogłaby
„zamówić sobie”
klonjednego z partnerów.
Analogicznezastrzeżenia
mająrównieżwobec
adoptowania dziecka przezdwie kobiety
po
zostającewtego
typuzwiązku,a
tym bardziejprzez dwóch
mężczyzn;sprzeci
wiają
sięprawnemu sankcjonowaniutakiejformy małżeństwa.
9.
Jest rzecządla mnie bezsporną,że najlepsze warunki
rozwoju zapewniadziecku
wychowanieprzez oboje
rodziców w harmonijnie współżyjącej rodzi nie, złożonej z ojca, matki
ijeżelisytuacja
ekonomicznana to pozwala
—także rodzeństwa. Niektórzy dodają do tego:
podwarunkiem,
żerodzice są małżon
kami
w rozumieniu obowiązujących przepisówprawnych,niektórzy
zaś dodają—oraz przepisów
religijnych. Nie wiem natomiast, czy
lepiej jest dladziecka, by je
—jak
sięcoraz częściej
zdarza— wychowywała samotnamatka
albosa
motny
ojciec, albo wprawdzie obojerodzice, ale
skłóceni, alborodzina
patolo giczna,
alboulica, czy też
lepiejby było
dladziecka,
gdybyje
wychowywałydwie
kochające się kobiety albodwaj kochający
sięmężczyźni.
Możeby
na topytanie umieli odpowiedzieć pedagog,
psycholog i socjologlub
jeszcze inni kompetentni ludzie, gdybybyli
zdolniuniezależnić się od ideologii,
którąwy
znają.
Jeśliby przeważył pogląd, że jako rodziny
zastępczemożna brać pod uwagę pary homoseksualne
iumożliwić im adoptowanie dziecka, to
należałobychyba
umożliwić im także posiadanie dziecka będącego klonem jednej zpart
nerek lub jednego z
partnerów. Skoro
bowiem wiadomo, żeprzybrani
rodzicezdolni są pokochać adoptowane
dzieckojak własne
iwzajem być
przeznie ko
chani, to
tymbardziej uczucieto związać by mogło „dawcę”
klonu zjego klo
nem — i na odwrót, a także partnera dawcy — z tym klonem, i nawzajem (wbrewzaniepokojeniu wyrażonemu
nas. 49).
Tegorodzaju związkiuczuciowe
występują
nie tylkowśród
ludzi,a
przy tym przekraczajągranicegatunku (suka karmi iotacza
opiekąnp. kocięta),
albowięc
wtej
miłościjestzawartyelement instynktu
—także
wludzkiej miłości
— albo izwierzęta są
zdolnedo wyż
szych uczuć;
zapewne jednoi
drugie.Wiemy
dziś,że
w populacjiludzkiej pewien procent
osobnikówwykazuje orientację homoseksualną. Podobne zjawisko
występuje iw innych gatunkach.
Choroby psychiczne
przestaliśmytraktować
jako opętanieprzez
złego ducha.Najwyższy czas
przestać traktować
homoseksualistówjako zboczeńców i obar
czać ich winązato,żetakimi
ichstworzyła natura,
niekiedywspomagana przez
warunkiżycia wzamkniętym środowisku monoseksualnym.
A zatemdyskrymi
nowanie ludzi
za ich właściwości homoseksualne należy —moim
zdaniem —uznać
za rzecznaganną.
Odmawianieim zaś prawa do zaspokojenia
uczucio wych
potrzebrodzicielskich—instynktu czy
wyższych pragnień—byłobyfor
mą
dyskryminacji.Dlatego, jeśli to
niebędzie zagrażałodobru dziecka, opowia
dam się
za
umożliwieniemparom
homoseksualnym adoptowaniadziecka,
gdy by w
przeciwnymrazie
jegolos miał być gorszy, jak
równieżopowiedziałbym
sięza
umożliwieniem imposiadaniaklonu.
Wzgląd na
potrzeby
i pragnieniapar
homoseksualnych, atakże
małżeństw lubosób
samotnych, które z tych czyinnych
względówniemogą
miećpotom
stwa,
każę z
rezerwą potraktować kategorycznypogląd,że
„nie
mapotrzeby
klonowanialudzi” (s.
171).Parom
takim, małżeństwom iosobom
samotnymmoże
się onookazać
po
trzebnedo
zaspokojenia ważnycha
nienagannych pragnień, niewykluczone, żez korzyścią
dla innychistot ludzkich i
dlaspołeczeństwa. Być może,
cytowanypogląd
łatwiej by było przyjąć, jeślibyzostał
uzupełniony w następujący spo sób: „nie
mapotrzeby masowego klonowania
ludzi”.
Aleczy niewyłoniłabysię takapotrzeba,
gdybykatastrofa
kosmicznalub wojna
nuklearna spowodowałaśmierć
niemalwszystkich
ludzi?10. Myśląc
zapewneo masowym
klonowaniu człowieka — co niewydaje mi
sięprawdopodobne, przynajmniej
w przewidywalnejprzyszłości
—niektó
rzy są zaniepokojeni, iż zagroziłobyono
zróżnicowaniu genetycznemu; wiado mo
zaś,że
„zbyt
dalekoidące
ujednolicenie genetyczne populacjimoże
być...z wielu względów
bardzo
niebezpieczne”
(s. 8).Dyskusja
na tematskutków klonowania
człowiekazbiega
siętu
zrozważa
niami
o dopuszczalnościeugeniki
(s. 34-37 i132-135).
Z
eugeniki, w jednym ze znaczeń
tegosłowa,
korzystanojuż przed wiekami
przy kojarzeniumałżeństw, np. dobierano
żonęz rodziny znanej z długowiecz
ności lub
płodności albokierując
się budowąciała kobiety, rokującą, żebędzierodziła
zdrowe dzieci.„Odświeżano” też
krew feudalnegolub
magnackiegoro
duuznając
potomstwospłodzone zgodnie
zius
primaenoctisalbo
pochodzącez
nieprawego łożaod
„dziewki folwarcznej”
. Byłyto
wypadkiindywidualne,
22
ale
istotapostępowania, które
w nichzastosowano,
jest takasama jak
w zabie gach eugenicznych
na skalęmasową:
doskonalenie pewnej populacjizapomocą powielaniapożądanych cech, a
zapobiegania pojawieniusię
niepożądanych.„Klonowanie”
występujetu
jakopewnatechnika.
11. W doskonaleniu ciała lub psychiki
ludzkiej trudno się dopatrzyćele
mentów
ujemnych, chyba
żeintensyfikacja cechy korzystnej lub
eliminacjanie
korzystnej
pod jednym względem powoduje
wystąpienieskutków
niepożąda nych pod
innymwzględem. Nie zawsze
udaje się tego uniknąć. Trzeba wów czas —
przyjąwszy zasadęstanowczo
wykluczającązabijanie
ludzi — sporzą
dzić bilans zyskówi strat. Obliczając
tenzysk bądź
straty należy,moim zda
niem,
wziąćpod
uwagę—
jakoelement
bardzo istotny — dobro potomstwa.Dlatego
nieprzekonuje mnie normagłosząca, że
„jakakolwiek modyfikacja genomu
ludzkiego...może
zostaćprzepro
wadzona
tylko
wtedy,gdy jej
celem nie jest wprowadzeniemodyfi
kacji w
genomiepotomstwa”(s.235).
Uważam,
że gdyby
tegorodzaju modyfikacja
genomu mogła zapobiecja
kiejśchorobie lub
wyleczyć
jąw
danympokoleniu, a
następniezostać przekaza
na
potomstwu,
azatem
wywołać analogiczną modyfikację genomu w następ
nympokoleniu, przynoszącą
taki sampozytywny
skutek,to
tegorodzaju zabieg eugeniczny należałoby
uznać za pożyteczny.Podobnieza
pożyteczne uważamy to,
iżkobietaw
ciążyzażywa przepisanejej lekarstwa, stosuje odpowiednią
dietę i ćwiczenia gimnastyczne, powstrzy muje
sięod
palenia tytoniu, piciaalkoholu czy
używania narkotyków.Wszyst
ko
towywiera wpływ nietylko na
jej organizm,ale i na zdrowie
mającego się urodzić dziecka.Nikt
rozsądny nieprotestuje przeciwko takiemu„manipulowa
niu”
jejciałem,
niktrozsądny
nieupatruje w tym
„instrumentalizacji kobiety,
w której
dostrzegasię
wyłącznie funkcje biologiczne”(s.
240).Nie należy ignorować
faktu,że również
w wypadkunaturalnej ciąży,
tak jakw
wypadkuklonowania,
kobieta ofiarowujeswą
komórkęjajową oraz ma
cicę
i staje się depozytariuszkąpłodu.
Natomiast w żadnym z tych wypadków niestaje
sięprzezto
przedmiotemaniistotą,w
której byśmydostrzegalifunkcje
wyłącznie biologiczne.Trudno
miuznać
pogląd,że
„kontrolowanie informacji
genetycznej
pociągaza
sobąniebezpieczeń stwo zredukowania człowieka
dowymiaru biologicznego
”(s. 138).Wyniki badania