Xl>. 2 2 (1 5 6 5 ).
W arszaw a, dnia 2 czerwca 1912 r. Tom X X X I.
f -
£Ł ż '
s\
§ J §T'■ i*5*
11 a
;®
E j .a
«M
JSmcSS isaejpM -g, ^*
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PREN U M ERA TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".
W W arszaw ie: r o c z n i e r b . 8, k w a r t a l n i e r b . 2.
2 przesyłką pocztową r o c z n i e r b . 10, p ó ł r . r b .
5.
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W R e d a k c y i „ W s z e c h ś w ia t a " i w e w s z y s tk ic h k s i ę g a r n ia c h w k r a j u i za g r a n ic ą .
R e d a k t o r „ W s z e c h ś w i a t a " p r z y j m u j e z e s p r a w a m i r e d a k c y j n e m i c o d z i e n n i e o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k a lu r e d a k c y i .
A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A Jsfb.
3 7. T elefon u 83-14.
Na dwuset-pięć dziesięcio-le cie Uniwersytetu lwowskiego.
Jak burzą m iotany statek, gdy stracił busolę a wiatr przeciwny pędzi go wśród mroków nocy przez morze nieznane k u skałom podwodnym, tak skołatane nieszczęściami społeczeństwo nasze na chm urnem swem niebie z utęsknieniem szu
k a gwiazd, których promienie w skazałyby drogę do bezpiecznej przystani. Niewiele ich, ale też te, które są i świecą, tem dla nas droższe, tem bardziej serca drżą, by ich nie zasłoniły czarne obłoki.
Jedna z tych gwiazd przewodnich, jedno ze źródeł, w których duch narodu czerpie moc i orzeźwienie, U niw ersytet lwowski obchodzi uroczyście dw usetną pięćdziesiątą rocznicę swego istnienia. Powołany do życia wolą nieszczęśliwego króla, od początku spotykał przeciwności na drodze swego rozwoju i nie było mu już dane dzielić z ojczyzną chwil szczęścia i chwały złotego jej dziejówr okresu.
Dzielił zato nieszczęścia: Niesnaski wewnętrzne, napaści sąsiadów, upadek miast i najstraszniejsze ze wszystkiego powszechne zatrucie ducha narodu w p rze
klętej epoce Sasów. A po pierwszym rozbiorze, j a k cacko w ręku kapryśnego dziecka, zkolei latynizowany, niemczony, zmieniany na liceum, to zam ykany i otwie
rany napowrót, ciągle niepewny najbliższego ju tra, nigdy nie miał dłuższego okresu spokoju, k tó ry pozwoliłby mu skupić się i zorganizować swe siły. Aż dopiero po ostatecznem utrw aleniu się porządku konstytucyjnego w państwie austryackiem, a zwłaszcza — po wznowieniu w 1891 roku Wydziału lekarskiego — U niw ersytet lwowski zaczął żyć pełnem a owocnem życiem.
Że w ty m tak niedługim jeszcze lat szeregu zmężniał i rozwinął się ta k św iet
nie; że k ated ry i pracownie jeg o bez przerwy bogacą naukę niezliczonemi a najpo- ważniejszemi wkładami; że liczbą słuchaczów stan ął na drugiem miejscu w'śród wszechnic wysoce kulturalnej Austryi: dowód w tem niezbity, j a k dalece je s t po
trzebny i ważny. W tem oraz podstawa pełnego wiary przewidywania, że i w przy
szłości, pomimo wszystkiego, co ona kryć w sobie może, rozwijać się będzie coraz wspanialej ludzkości na pożytek, ojczyźnie na szczęście, sobie na sławę. Co oby się stało, redakcya W szechświata z głębi serca najgoręcej życzy, wznosząc pełen zapału okrzyk:
Joanno-Casimirea Universitas litterarum vivat, crescat, floreat!
388 W SZECH SW IAT JNE 22
KILKA U W A G O P S Y C H O L O G I I T Y P Ó W M A T E M A T Y C Z N Y C H .
Już we wczesnej młodości, na ławie szkolnej, uzdolnienie do m a tem atyk i w y różnia g a rs tk ę uczniów od reszty klasy;
już wówczas, kiedy chodzi o zrozumienie rzeczy w m atem atyce względnie ła tw y ch — o elementarne tw ierdzenia algebry i ge- o m etryi—dobitnie na ja w w y stęp u ją zdol
ności matematyczne, tw orząc cechę p s y chiczną, według której można przepro
wadzić podział uczniów na dwie grupy:
na posiadających i nieposiadających tej cechy. Zgoła byłoby je d n a k mylnem przypuszczenie, że w szyscy uczniowie, n a ławie szkolnej celujący w m a te m a ty ce, w późniejszem życiu stan ą się samo
dzielnymi badaczami. Zdaje się więc, że trzeba nasz podział jeszcze dalej wy- specyalizować i g rupę ludzi, k tó ry m ży
cie potoczne przypisuje zdolności m ate
m atyczne, rozszczepić na dwie klasy: Do pierwszej k lasy zaliczymy takich, którzy z własnej in icy atyw y dostrzegają nowe problemy i znajdują sposób ich rozw ią
zania (klasa badaczów samodzielnych).
D ru g ą klasę stanowić będą jednostki, które śledzić mogą postępy nauki i zdo
być potrafią szeroką wiedzę encyklope
dyczną, któ rym je d n ak b rak cechy spe
cyficznie twórczej. Nietrzeba dowodzić, że przeważna część ludzi, oddających się zawodowo studyom m atem aty czn y m (np.
nauczyciele m a tem aty ki w szkołach śred nich), musi być zaliczona do drugiej grupy.
Podział tu przeprowadzony należy so
bie dobrze uświadomić, a to z tego wzglę
du, że często przeciw niem u grzeszymy.
Mówiąc bowiem o zdolności m a tem atycz
nej mamy zazwyczaj na myśli klasę ba
daczów samodzielnych, a zapominamy o tem, że i tym, którzy specyficznie tw ó r
czej cechy nie posiadają, niemożna wręcz odmówić zdolności m atem atycznych. To
też, w dalszym ciągu poddając analizie zdolności matematyczne, n a oku mieć będziemy zawsze obie wyżej wymienione klasy.
J e s t rzeczą powszechnie znaną, że Mo- bius *) starał się wykazać, iż warunkiem uzdolnienia do m atem atyki je st niezwy
kły rozrost przedniego końca trzeciego sk rętu czołowego. Tezę swoję Mobius opiera na tem, że czaszki m atematyków wykazują nad oczyma od strony skro
niowej mocne zgrubienia i że analiza anatomiczna mózgów wielkich m atem a
tyków', jak np. Gaussa, Dirichleta i Helm- holtza, ów przedni koniec trzeciego skrę
tu czołowego znalazła silnie rozwiniętym.
Nie chcę temu przeczyć, że spostrzeżenia Móbiusa naogół są prawdziwe; z pun k tu widzenia zasadniczego je d n a k na spo
strzeżeniach tych tak śmiałej teoryi budować niewolno. Należałoby bowiem zbadać pod tym względem nietylko wiel
k ą liczbę matematyków, ale i wielkie mnóstwo innych ludzi, niewyjm ując ko
biet, o których zdolnościach m atem atycz
nych Mobius mocno powątpiewa. Opra
cowanie danych statystycznych metodą korelacyjną pozwoliłoby może pewniejsze wyciągać wnioski; chociaż nawet na w y
padek, że współczynnik korelacyjny oka
że się stosunkowo dość wielkim, prze
cież należy z wielką ostrożnością w y
snuwać wnioski, gdyż wielki współczyn
nik korelacyjny niekoniecznie świadczy o funkcyonalnej zależności korelujących przedmiotów 2).
Przeciw wywodom Mobiusa wystąpić można w dalszym ciągu z temi w szyst
kiemi zarzutami, które uczyniono freno- logii Galla; konsekwentne bowiem prze
prowadzenie lokalizacyi wszystkich przez analizę psychologiczną wyróżnionych zdol
ności w ściśle określonych centrach mó
zgowych prowadzi do absurdu.
A jeśli na chwilę przypuścimy (poni
żej o tem będzie obszerniej mowa), że część m atematyków w rozumowaniach swoich posługuje się przedstawieniami wzrokowemi, część zaś słuchowemi, to widzielibyśmy się zmuszeni do przyjęcia
*) P. J. Mobius. t/bor die Anlage zur Mathe- matik. łapsk, 1900.
2) Z n a cisk iem zw raca na to u w a g ę W . B etz:
U ber K orrelation . L ip sk , 1911. (B e ih e fte zur Z e its c h r ift fur a n g e w a n d te P s y c h o lo g ie ).
No 22 WSZECHSWIAT 389
dwu różnych centrów mózgowych dla tej samej zdolności.
Wreszcie i to chciałbym nadmienić, że nie objętość guzów mózgowych, lecz r a czej ich ustrój histologiczny, bogactwo i subtelność tk a n ek mogłyby uprawniać nas do wniosków, jak ie Mobius w y sn u wa. Mózgi wielkich ludzi—a badano ich liczbę niemałą — nietyle różniły się od innych wielkością i ciężarem, ja k ilością i zróżnicowaniem skrętów mózgowych.
Wszak najcięższy mózg, ważący 2 222 g, posiadał niejaki Rustan, którego nazwis
ko tylko dzięki ciężarowi jego mózgu przedostało się do historyi, za życia bo
wiem był mało ciekawą jednostką. Tak
że mózgi robotników są często niezwykle ciężkie skutkiem tego, że ich ruchowe partye mózgu są silnie rozwinięte.
Próby lokalizacyi wyższych funkcyj psychicznych w korze mózgowej nie w y
szły dotychczas poza obręb hypotez.
A choć wyświetlenie koordynacyi funk
c y j psychicznych *) czynnościom mózgu je s t rzeczą ciekawą, to przecież psycho
logii zjawisk psychicznych i zdolności duchowych wiele pożytku nie przynosi.
To, co nam dane je st w doświadczeniu we- wnętrznem, stanow i w artość pierwszą.
Od doskonałości analiz zjawisk psychicz
nych w głównej mierze zależy powodze
nie i ścisłość hypotez budujących most, który łączy psychę z mózgiem.
By módz badać uzdolnienie do m ate
matyki, samemu być trzeba m a tem a ty kiem lub posiadać choć do pewnego sto
pnia zdolności matematyczne; poza tem trzeba je d n a k być psychologiem, trzeba umieć i chcieć swoje myślenie i tworze
nie uczynić przedmiotem refleksyi. J e dno oczywiście nie wyłącza drugiego;
zgóry jed n ak przypuścić można, że tw ór
czy m atem atyk będzie przedewszystkiem tworzył a wystrzegał się trwonienia cza-
i) D o k ła d n e z e s t a w ie n ie i k r y ty c z n ą ocen ę te o r y j, d o ty c z ą c y c h z w ią z k u fn n k cy j p s y c h ic z n y c h z c z y n n o śc ia m i m ó z g u zn a leźć m ożna w k sią żce E . B echera: G ęhirn und S e e ie . H e id e l
b erg 1911, S s ią ż k a ta j e s t s z c z e g ó ln ie cen n a dla ty c h , k tó r z y m ało są ob zn ajm ien i z anatom ią i fiz y o lo g ią cen tr a ln e g o układu n e r w o w e g o .
su na reflektowanie nad swą twórczo
ścią i na introspekcyę w czasie tworze
nia. Z tego to powodu ani licznych, ani wyczerpujących wiadomości o sposobach tworzenia i rodzajach uzdolnienia m ate
matycznego nie spodziewamy się usły
szeć z u st wybitnych matematyków. J e dnak dwu cennych przyczynków do psy
chologii matematycznego myślenia, które zawdzięczamy dwom znakomitym współ
czesnym uczonym, przemilczeć niemo
żna. Przyczynki te są tem cenniejsze, że ich autorowie — H. Poincare x) i P.
K le in 3) — niejednokrotnie opuszczali cia- śniejszy teren swych fachów, oddając tamże nabyte doświadczenia filozofii i pe
dagogice.
Poincare dzieli m atem atyków na logi
ków i intuicyonistów. Logik zwolna po
stępuje naprzód, opierając się na defini- cyach, krok za krokiem zdobywa sobie przesłanki, z k tó ry ch ostrożnie wyprowa
dza wnioski. Intuicyonista nie przecho
dzi tej długiej, mozolnej drogi wyprowa
dzania wniosków; on wygłasza twierdze
nie na tej zasadzie, że je s t mu dane bez
pośrednio. Dowód, ubrany w szatę logi
czną, je st dla intuicyonisty czynnością wtórną; czynnością pierwszą je s t ujęcie w słowach tego, co mu je st w intuicyi geometrycznej oglądowo bezpośrednio dane.
Klein rozróżnia trzy kategorye m a te
matyków: logików, formalistów i in tu icyonistów. Treściowa ch ara k tery styk a tych trzech typów brzmi w tłumaczeniu polskiem p. Dicksteina w sposób następ u jący:
„Wyraz „logik“, tu użyty, nie ma związku z logiką matem atyczną Boola i Peircea i t. d.; chcemy przezeń tylko wskazać, że siła główna ludzi, należących do tej klasy, polega na zdolności logicz
nej i krytycznej, na zdolności tworzenia ścisłych określeń i wyprowadzania z nich
i) H . P o in ca re. L a va leu r de la scien ce. R o z d zia ł p ie r w sz y . L ‘in tu itio n e t la lo g iq u e en m a- them atiqu.es.
3) F . K lein . O d c z y ty o m a tem a ty ce. P r z e kład S. D ic k ste in a . W arszaw a 1899. W y k ła d p ie r w sz y .
390 W SZECH SW IAT jVfo 22 dokładnych dedukcyj. Znany je s t wpływ
wielki i dobroczynny, jak i w Niemczech w ty m k ieru n ku w y w arł W eierstrass.
„Matematycy-formaliści celują zwłasz
cza w zręcznem trak to w a n iu formalnem danej kwestyi, k tó rą sprowadzają do al
gorytmu. Gordan, Sylvester i Cayley zaliczeni być m ogą do tej grupy.
„Intuicyoniści wreszcie kładą szczegól
ny nacisk na intuicyę geom etryczną (Anschauung) nietylko w geom etryi czy
stej, lecz i we w szystkich gałęziach m a
tematyki. To, co Benjamin Peirce n a zwał „geometryzowaniem k w esty i m a te matycznej" zdaje się w yrażać tę samę myśl. Lord Kelvin i von S tau d t mogą być wymienieni ja k o należący do tej ka- tegoryi".
Klein zalicza siebie samego do katego- ry i trzeciej i pierwszej.
Przytoczone zdania dwu znakom itych m atem aty k ó w są niewątpliwie cennym przyczynkiem do psychologii uzdolnienia matematycznego, i zrazu trud n o sobie przedstawić, w ja k im k ie ru n k u dalsza analiza mogłaby postąpić. Zdaje mi się, że psychologia w ty m z a k r e s i e — j a k to się zresztą dzieje i w innych dziedzi
n ach —powinna zacząć od badania łatwo dostępnych i dających się ściśle ująć stanów psychicznych. Obszerne pole do pracy leży tu dotychczas odłogiem. S ą
dzę, że byłoby np. ciekawe dowiedzieć się, czy między typami, ja k ie wyróżnili Poincare a przedewszystkiem Klein, a tak zw. typami wzrokowców i słuchowców niema jakiegoś bliższego związku. J e s t moim domysłem, niew ylegitym ow anym zresztą w szerszem doświadczeniu, że logicy będą caeteris paribus słuchowca
mi, a intuicyoniści wzrokowcami. P r z y puszczenie to opieram na tem, że słu chowcy naogół są zmuszeni do posługi
wania się określeniami i delinicyami tam, gdzie wzrokowiec z łatw ością posługuje się obrazem wzrokowym; niemówiąc ju ż o tem, że w istocie geom etrycznego m y ślenia leży posługiwanie się w yobraże
niami oglądowemi. Badania te z łatw o
ścią przeprowadzić można na stu d en tach m atem atyki, u których równie j a k u tw ó r czych m atem atyków podział na logików
i intuicyonistów silnie się zarysowuje;
bowiem człowiek — wypowiada to jasno P o in carć—rodzi się m atem atykiem a zd a
j e się także logikiem lub intuicyonistą.
Badania wirtuozów liczb •) natom iast nie przyczyniają się do wyjaśnienia naszego zagadnienia; okazało się bowiem, że n ie
zw ykła pamięć liczb i łatwość działań rachunkowych niekoniecznie idzie w p a
rze z uzdolnieniem matem atycznem . P rze
ciwnie, nieraz słyszymy z u st praw dzi
wych matematyków, że -rachować" nie umieją. Poruszone zagadnienie nietylko samo przez się j e s t ciekawe; ma ono t a k że pewną wartość dla powyżej w spom nia
nych problemów lokalizacyjnych.
Gdybyśmy się zabrali do zrealizowania wypowiedzianych pomysłów, m usieliby
śmy stosować jednę z metod rachunku korelacyjnego. Z tego względu, a głó
wnie dlatego, że w dalszym ciągu poda
m y wyniki badań, otrzymanych metodą korelacyi, w krótkości opiszemy pojęcie korelacyi 2).
Jeżeli chcemy się dowiedzieć, czy m ię
dzy cechą posiadania niebieskich oczu a cechą posiadania ja sn y ch włosów za
chodzi związek korelacyjny, to musimy ze względu na te dwie cechy zbadać większą liczbę (np. milion) ludzi, zesta
wić i m atematycznie opracować o trzy mane wyniki. Opracowanie m atem atycz
ne prowadzi nas do liczby r, zwanej współczynnikiem albo stopniem korelacyi, liczby, która oznacza stopień prawdopo
dobieństwa, z jak iem cecha a (błękitne oczy) j e s t związana z cechą b (jasne wło
sy). Ten stopień korelacyjny je s t liczbą, leżącą między - j - 1 a — 1. Gdyby się
J) P a tr z S. B ła c h o w sk i. O w ir tu o z a c h liczb , W s z e c h ś w ia t, 1911 iNa 49.
2) P s y c h o lo g ia za c z ę ła się p o słu g iw a ć meto*
d ą k o r e la c y i dop iero w cza sa ch n a jn o w sz y c h , Z prac, za jm u ją cy ch s ię k o rela cy ą w stosu n k u do p sy c h o lo g ii, n a le ż y obok w y ż e j w p rzy p isk u w y m ie n io n e j p ra cy B etza , w y m ie n ić W . S tern a D ie d iffe r e n tie lle P s y c h o lo g ie (rozd ziały X V I I I —•' X X ) i n a jn o w sz ą pracę B e tz a (w Z e its c h r ift f, a n g e w a n d te P s y c h o lo g ie , 1912. S tr. 65), w k tórej a u tor na k ilk u p rzy k ła d a ch d em on stru je sp o so b y d o g o d n e g o o b liczen ia w s p ó łc z y n n ik a k o r e la c y j
n eg o ,
JYo 22 W SZECH SW IAT 391 bowiem okazało, że wszyscy ludzie, k tó
rzy posiadają niebieskie oczy mają jasne włosy, to korelacya byłaby zupełną i do
datnią, a stopień korelacyjny równy -)- 1.
Gdyby natom iast z posiadaniem cechy a łączył się stałe brak cechy
b,to otrzy
malibyśmy równie korelacyę zupełna ale odjemna, a stopień korelacyjny równy
— 1. Rachunek korelacyjny komplikuje się je d n a k przez to, że w rzeczywistości cecha
alub
bw najrozmaitszych w y stę puje odcieniach. Ludzie należący do g r u py blondynów będą się ze względu na jasność włosów między sobą różnili. To samo dotyczę cechy niebieskich oczów.
Chcąc ściśle naukowo sobie począć, trze
ba wszystkie jedn o stk i według pewnej miary uporządkować w je d n y m szeregu ze względu na cechę
a,w drugim ze względu na cechę
b.Dopiero po takiem uporządkowaniu przystąpić można do obliczenia stopnia korelacyjnego.
Obliczania korelacyj nie przedstawia łyby w psychologii wielkich trudności, gdybyśm y mieli dobre metody psycho- metryczne, zapomocą których można upo
rządkować jedn o stk i w szeregi. W nie
których dziedzinach psychicznych, np.
w dziedzinie pamięci, pomiary są do p e
wnego stopnia możliwe. Moglibyśmy np.
w tej dziedzinie zbadać, ja k a zachodzi korelacya między pamięcią liczb a p a
mięcią zgłosek bezsensowych. Badania te moglibyśmy przeprowadzić w sposób dwojaki: albo stwierdzilibyśmy, ile cyfr i zgłosek w danym czasie osoba badana zdołała zapamiętać, albo mierzylibyśmy czas,- w jakim szeregi o stałej ilości cyfr i zgłosek osoba badana właśnie się n a uczyła.
W coraz to większe trudności wikłamy się im dalej sięgamy w głąb psychiki.
J a k trudne byłoby np. obliczenie korela- cyi, zachodzącej między zdolnością do muzyki, a zdolnością do matematyki.
Tu bowiem brak nam wszelkich ścisłych kryteryów , na których podstawie mogli
byśmy przeprowadzić podział ludzi na zdolnych lub niezdolnych. Ani ilość po
mysłów, ani chyżość myślenia nie roz
strzyga o przynależności do danej g r u py; a i o tem zapominać nie należy, że
zdolności mogą być utajone. Jest rzeczą nieulegającą zapewne wątpliwości, że wielkie zdolności u k ry w ają się nieraz tam, gdzie się ich najmniej spodziewa
my. Możemy sobie spokojnie pomyśleć, że jakiś pasterz gęsi ma wybitne zdolno
ści do gry w szachy i pójdzie do grobu, za życia niemając ani razu sposobności użycia swych zdolności.
Korelacye, zachodzące między uzdol
nieniami do geometryi, ary tm ety k i i al
gebry obliczył W. Brown *), badając 83 uczniów średnich klas pewnej wyższej szkoły angielskiej. Z przytoczonych po
niżej liczb na pierwszy rzut oka w yła
niają się dwa odrębne typy geometrów i analityków. Korelacye wypadły bo
wiem w sposób następujący:
algebra — arytm. 0,76 geom. —- arytm . 0,28 geom. — algebra 0,18.
Zaznaczyć tu chcę, że prawdopodobny błąd był w drugim i trzecim wypadku dość wielki tak, że współczynniki kore
lacyjne 0,28 i 0,18 w skazują wątpliwy stosunek korelacyjny. Tak więc badania Browna doszły na statystycznej drodze do tego, do czego Poincare doszedł dro
gą analizy czysto fenomenologicznej: do wyróżnienia ty p u geom etry (intuicyoni- sty) -i ty pu analityka (logika). Nie je s t również niemożliwe, że owe trzy katego- rye matematyków, tak zw. logików, for- malistów i intuicyonistów—które rozróż
nia Klein—dałyby się ująć liczbowo; n a leżałoby tylko metodę badań do tego sto
pnia uczynić subtelną, by mogła n a prawdę dać jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czy w danym przypadku mamy przed sobą — a sprawa to bardzo nie
u chw ytna — typ logiczny lub formali- styczny. Metody są podobne do wag: do subtelnych pomiarów potrzeba wag czu
łych.
W końcu chcemy nadmienić, że psy
chologia zdolności m atem atycznych od
dać może znaczne usługi psychologii my
l) W. Brown. An objective study of Mathe-
matical Intelligence. Biometrica. Tom 7, 1910,
Rozprawę tę znam tylko z referatu.
392 W SZECH SW IAT Ne 22 ślenia. Psychologia myślenia, stworzona
głównie przez t. zw. szkołę wtirżburską, jak o je d n ę ze swoich najw iększych zdo
byczy podaje stw ierdzenie w świadomo
ści wiedzy nieopartej n a w yobrażeniach oglądowych. Stw ierdzenie to ma donio
słe znaczenie p raktyczne, gdyż p rz e s trz e g a nas przed zb y tniem stosowaniem n a uki oglądowej. Dotychczas eksperym en
talnie nie zdołano w yk ry ć — i wogóle, zdaje mi się, k w e s ty i w te n sposób nie postawiono—czy nieoglądowe w yobraże
nia odgrywają w m yśleniu je d n o stek r ó żną rolę zależnie od tego, do jak ieg o t y pu zmysłowego dana je d n o stk a należy.
S tatystyczne zbadanie tego związku b y łoby p racą wdzięczną. A szczególnie dla naszego te m atu praca ta miałaby wielką wartość. Bo g d y b y śm y wiedzieli, że z j e dnej strony zachodzi ścisły związek m i ę dzy typem słućhow ym a ty p e m logicz
nym (albo też formalistycznym), i że z drugiej stro n y ta k zwani słuchowcy posługują się w myśleniu sw em w zn a cznie wyższym stopniu nieoglądowemi wyobrażeniami niż wzrokowcy, to posu nęlibyśm y się w analizie m yślenia m a te matycznego o duży k rok naprzód. Dziś je d n ak musimy ograniczyć się do p rz y puszczeń, zaznaczonych zresztą ju ż w ca
łym biegu myśli wywodów powyższych x).
Sądzimy, że różnice typów m a tem a ty cz
nych w znacznej mierze polegają na tem, że myślenie danego osobnika doko
nyw a się na zasadzie wyobrażeń nieoglą- dowych, gdy tym czasem w świadomo
ści innego osobnika nieoglądowych w y obrażeń brak. S nując dalej naszę hypo- tezę, rzeklibyśmy, że wyobrażeniami nie
oglądowemi posługuje się ty p logiczny, że n atom iast myślenie typu g eo m etry cz
nego zasadza się z reguły na w yobraże
niach oglądowych. Być może, że nasze odróżnienie tłumaczy odrazę wielu m a te matyków do ta k zw. „geom etryzow ania kw esty i m atem atycznej".
P r z y p u sz c z e n ie tó w y p o w ie d z ia łe m ju ż na in n e m m ie jsc u , z o k a z y i r o z p a tr y w a n ia o d c z y tu K iilp ego: „U ber d ie B e d e u tu n g d er m od ern en D e n k p s y c h o lo g ie “, Z ob. >;R u ch filo zo ficzn y '* . Maj
1912, • . . ■
O słuszności naszych przypuszczeń roz
strzy g n ą przyszłe badania.
Stefan Blachowski.
O D Z I E DZ I CZ E NI U S Z T U C Z N I E W Y W O Ł A N Y C H ZMIAN W U B A R
W I E NI U Ł).
Jaszczurka murówka (Lacerta muralis) ma ubarwienie grzbietu szare z połyskiem metalicznym, szeroki ciemny pas od oka do nasady nogi tylnej; ten pas u samca je s t n a brzegach falisty lub zygzakowaty i prawie zawsze ma białe plamki. Na bokach w ystępuje u samca szereg łusk niebieskich; brzuch je s t czerwony lub przynajm niej rdzawo - plamisty. Samica różni się ciemniejszym pasem wzdłuż
nym, k tó ry prócz tego ma brzegi równe i nie j e s t plamisty, jednostajnie szarą barw ą grzbietu i głowy i białą barwą brzucha. Samcy z białym brzuchem zda
rzają się niekiedy, samice jed n ak z czer
wonym nie w ystępują.
W podwyższonej tem peraturze (25°C) samice nabierają cech właściwych nor
malnie tylko samcom. Brzuch przyjm uje barwę czerwoną, wcale nie bledszą niż u samców; barwa ta trw a przez cały rok, 0 ile działają stale zmienione warunki;
zmienia się tylko jej natężenie: w okresie rui j e s t ognisto czerwona, potem zwolna przechodzi w rdzawą, żółto - czerwoną 1 żółtawą. Samica z k u ltu ry w podwyż
szonej tem peraturze odznacza się ponad
to niebieskiem zabarwieniem boków, ta k jak to je s t u samców. Ta właściwość nie je s t je d n ak zmianą zasadniczą, lecz raczej ilościową, gdyż i u normalnych samic zdarzają się nieznaczne niebieskie plamki n a bokach. Co dotyczę przebie
gu pasów n a grzbiecie, to stają się one faliste, ale i ta różnica nie j e s t ściśle określona, bo istnieją formy przejściowe
!) P a u l K am m erer. V ererb u n g erzw u n g en er F a rb v era n d eru n g en . I u. I I . M itteilu n g . A rch . f.
E n tw ic k lu n g sm e c h a n ik . T om X X IX , 1910,
Ma 22 W SZECHSW IAT 393 także w przyrodzie, mianowicie okazy
samic z południa mają przebieg pasów falisty, ja k u samców. Badacz w ten sposób wywołał sztucznie dwupostacio- wość samic murówki; jed n a forma ma brzuch czerwony, niebieskie łuski bo
ków i falisty przebieg pasów grzbiet- nych, d ru g a—brzuch biały, przebieg pa
sów przeważnie całobrzegi, bez niebies
kich łusk po bokach. U samców dwu- postaciowość je s t zjawiskiem normalnem;
w przyrodzie bowiem, oprócz form o brzu
chu czerwonym, są także formy o b rzu chu białym, czarno plamistym; okazy t a kie mają większe i połyskujące łuski boków.
Dziwnem musi się wydawać, że gdy u samic czerwone zabarwienie brzucha wywołuje w ysoka tem peratura, to samcy o czerwonym brzuchu w ystępują prze
ważnie na północy, o białym na połud
niu. Kammerer przypuszcza, że działa tu wpływ k ontrastu: na północy żyjące jaszczurki wybierają miejsca silniej n a świetlone, te m p eratu ra działa na nie sil
niej, gdyż są bardziej wrażliwe.
Je s t rzeczą znamienną, że każda sam i
ca zmieniała w tem peraturze 25°C u b a r
wienie ju ż w przeciągu roku; natomiast, przeniesiona do zwykłych warunków, po roku nie w ykazywała jeszcze wcale po
wrotu do pierwotnego ubarwienia, a do
piero w ciągu drugiego roku barwy za czynały blednąc, w trzecim brzuch p rzy brał odcień żółto-zielony z plamami czer- wonemi, wreszcie stał się prawie zupeł
nie biały. Wskazywałoby to, że o ile właściwości nabyte schodzą się z drogą, po której dąży organizm w rozwoju po
stępowym, to właściwości te są trwalsze, dłużej się opierają przeciwdziałającym czynnikom niż właściwości wrodzone.
Badacz krzyżował samice zmienione z normalnemi samcami we wszystkich 4-rech kombinacyach:
1) 9 z czerwonym brzuchem i $ z czer
wonym brzuchem;
2) $ z białym brzuchem i cf z czerwo
nym brzuchem;
3) $ z czerwonym brzuchem i'c? z bia
łym brzuchem;
4) $ z białym brzuchem i d* z białym brzuchem.
Okazało się, że cecha nab y ta (czerwo
na barw a brzucha u samicy) je s t dzie
dziczna. Czerwona barwa brzucha u s a micy w ystępuje tylko u okazów pocho
dzących z tych krzyżowań, w których samica miała brzuch czerwony (1,3). N a
tomiast czerwona barw a samca przenosi się wyłącznie na samców. Jakkolwiek do
świadczenia robione były tylko nad dwo
ma pokoleniami zwierząt, wnosić można, że cecha n ab y ta podlega praw u Mendla, mianowicie zwierzęta czerwone z czer- wonemi nie dają białych, tymczasem białe z białemi (4) dają czerwone; stąd wnio
sek, że barwa biała j e s t cechą dominu
jącą, czerwona regresywną.
Jaszczurka krasow a (Lecerta fiumana) ma grzbiet zielony lub brunatny: u sam ca w ystępują plamki, u samicy pasy.
Niebieskie łuski z boków ciała są tylko u samca; barwa brzucha może być u obu płci biała, lub też je s t czerwona u sam ca, żółta u samicy. W okresie rui b ar
wy są najsilniejsze, u samicy szafrano
wa, u samca wiśniowa.
Kamm erer użył do doświadczenia sam ca o czerwonym brzuchu, samicy o żół
tym. Przeniesione do niższej te m p era
tu ry obie płci stają się jaśniejsze; grzbiet jasno zielony z jasno b runatnym rysu n kiem, brzuch brudno biały. Wysoka te m peratura powoduje występowanie cie
mniejszych barw grzbietu, brzuch zaś nabiera u samca białej barwy.
Widoczne je st zatem, że bardzo wyso
ka i bardzo nizka tem p eratu ra wywołują te same skutki; barw a biała brzucha u samicy L. muralis była wynikiem zi
mna, u samca L. fiumana wynikiem pod
wyższonej temperatury. Można ułożyć szereg barw brzucha obu jaszczurek, wy
wołanych wpływem tem peratury; najniż
szy stopień zajmie samica L. muralis, u której barw a biała je s t wynikiem niz- kiej temperatury; drugi stopień tworzy samiec L. muralis z północnych okolic, o czerwonym brzuchu i samica sztucznie zmieniona; barwa żółta u samicy L. fiu
mana stanowi formę przejściową do b ar
wy czerwonej. Samiec L. muralis z po-
394 W SZECHŚWIAT M 22 ludniowych okolic i samiec L. fiumana
sztucznie zmieniony ma barw ę białą, w y
wołaną gorącem.
Zm iany w u b arw ieniu okazały się i tu nadzwyczaj opornemi n a działanie w a
runków przeciwnych; dopiero w
2 7a lata po przeniesieniu do warunków norm al
nych zwierzęta zaczęły nabierać ja sn e g o odcienia b arw y czerwonej lub żółtej.
Kamm erer urządził krzyżowanie w 6 kombinacyach:
1) c? z czerwonym brzuchem i 9 z żół
ty m brzuchem (zwierzęta normalne);
2) d” z czerwonym brzuchem i $ z b ia
łym brzuchem (zmieniona przez nizką temp.);
3) c? z białym brzuchem (zmieniony przez nizką temp.) i $ z żółtym b rzu chem;
4) z białym brzuchem (zmieniony przez nizką temp.) i $ z białym b rzu chem (zmieniona przez nizką temp.);
5) z białym brzuchem (zmieniony przez wysoką temp.) i $ z żółtym b rzu chem;
6)
c fz białym brzuchem (zmieniony przez w ysoką temp.) i 9 z białym b rz u chem (zmieniona przez nizką temp.).
Cecha nabyta, a więc biała barw a dzie
dziczy się bez względu na to, czy była wywołana przez wysoką, czy nizką te m peraturę. Powoli je d n a k ta cecha ulega zanikowi, o tyle, że rodzi się coraz mniej okazów o białej barwie brzucha i że b ar
wa ta staje się coraz mniej czystą.
Z połączeń osobników białych i żół
ty c h z białemi lub czerwonemi wynika, że barw a żółta z czerwoną nie dają bar
wy białej, biała z białą mogą dawać czer
woną. Samiec biały przenosi, w połącze
niu z żółtą samicą,, cechę n a b y tą tylko na samców, samica biała z czerwonym samcem przeniosła cechę now ą w jednym przypadku na samca.
Doświadczenia czynione na jaszczurce zwince (Lacerta agilis) i n a jaszczurce zielonej (Lacerta yiridis) są niezupełne, gdyż zmiany dotyczą tylko jednego po
kolenia zwierząt.
Samiec jaszczurki zwinki m a boki t r a wiasto zielone, żółto-zielone lub niebie- sko-zielone, grzbiet b ru n atn y , samica zaś I
ma grzbiet i boki jasno szare. Barwa zielona u samca w ystępuje w okresie rui, następnie blednie i zanika. W tem p era
tu rze podniesionej (30—37°C) zieleń bled
nie ju ż w ciągu jednego roku i nie w y
stępuje już potem; dwupostaciowość płcio
wa została w tym p rzypadku zniesiona.
Podobna konwergencya w ynika u ja sz
czurki zielonej, trzymanej w te m p eratu rze 25°C albo też 30 — 37°C; dotyczę to ty lk o pewnych cech, mianowicie barwy podgardla. Samiec ma grzbiet je d n o b arw n y zielony, podgardle niebieskie; sa
mica grzbiet z plamkami lub pasami czar- nemi, podgardle żółte. W podwyższonej tem peraturze podgardle samicy nabiera b arw y niebieskiej, podgardle samca staje się nieco bledsze. W jeszcze wyższej tem peraturze blednie podgardle samca znaczniej i u obu płci w ystępuje barwa żółta.
Nasuwa się pytanie, czy nie nastąpiła tu k astracy a pod wpływem zbytniego ciepła; wiadomą je s t bowiem rzeczą, że zwierzęta kastrow ane w ykazują pewną konw ergencyę drugorzędnych cech płcio
wych. Jednak tak zachowanie się zwie
rząt, ja k też cechy anatomiczne dowodzą normalnego rozwoju gruczołu płciowego.
Standfuss wykonywał podobne do
świadczenia nad motylem cytrynkiem (Rhodocera ramni) i apollo (Parnassius Apollo) a F rings nad pewną prządków ką (Cosmotriche potatoria). Przez podwyż
szanie lub obniżanie te m p eratu ry otrzy
mali oni jednakie ubarwienie skrzydeł u obu płci tych motyli, u których nor
malnie samica ma skrzydła jaśniejsze.
Obaj przyjmują, że ilość jaj u samicy się zmniejszyła, że w ystąpiła zatem częścio
wa kastracya.
Co do jaszczurki zwinki i jaszczurki zielonej w edług Kammerera może istnieć 1 podejrzenie częściowej kastracyi, je s t to je d n a k wyłączone dla obu poprzednich doświadczeń (Lacerta muralis i L. fiuma
na). Tutaj zmiany w ubarw ieniu u w a
żać należy za wyraz w wyższej tem pe
raturze wzmożonej, w niższej obniżonej energii życiowej.
L au ra K aufm anów na.
JM® 22 W SZECHSW IAT
395H . V I G N E B O N .
P R Z E K S Z T A Ł C A N I E SIĘ CIAŁ P R O M I E N I O T W Ó R C Z Y C H .
A. Debierne, prowadzący zajęcia prak tyczne w Sorbonie, wypowiedział w tych czasach odczyt o „przekształcaniu się ciał promieniotwórczych". Ów odczyt miał początkowo uzupełnić w^ykład o no
wych badaniach nad promieniowaniem ciał promieniotwórczych, badaniach pro
wadzonych przez p. Curie-Skłodowską, które w sk u tek nagłej choroby musiała odłożyć na czas nieograniczony. J e d n a k że, ponieważ treść tego wykładu była blizka treści odczytu Nobla 1911 r., posłu
gujem y się nim dla uzupełnienia wykła
du Debiernea. Nie będziemy już w ra
cali do części historycznej promienio
twórczości, ani do sposobu, w jaki Cu-
• rieowie wydzielili kilka centygramów czy
stego chlorku radu.
Ciało promieniotwórcze, takie ja k rad, stanowi ciągłe źródło energii, którego działalność objawia się przez wysyłanie promieniować. Z badań wielu fizyków (Giesela, Becąuerela, Curiego, R utherfor
da, Villarsa...) wynika, że ciała promie
niotwórcze mogą wysyłać promienie trzech rodzajów, nazwane przez Rutherforda pro
mieniami a, (3, •{. Promienie (3, podobne do promieni katodalnych, zachowują się j a k pociski uzbrojone odjemnie, o masie 2 000 razy mniejszej od masy atomu wo
doru (elektrony). Promienie a, podobne do promieni kanałowych Goldsteina, za
chowują się ja k pociski l 000 razy cięż
sze i uzbrojone dodatnio. *Wreszcie pro
mienie y są podobne do promieni Roent
gena. W ysłane promienie przechodzą przez kilka centym etrów ołowiu, wywo
łują fosforescencyę platynocyanku baru, zabarwiają na kolor fioletowo - niebieski szkło naczyń zawierających przez czas pewien ciała promieniotwórcze i t. d.
W dodatku Curie wykazał, że rad stale wydziela ciepło w stosunku 100 małych kaloryj na godzinę, to jest, że 1 gram
! w ciągu godziny może stopić trochę wię
cej niż gram lodu: to znaczne wydziela
nie ciepła j e s t stałe, naw et po kilku la
tach badania i całkowita energia, ja k ą w ten sposób rad wydziela je s t bardzo duża.
Pewne ciała promieniotwórcze działają jeszcze inaczej niż przez promieniowanie bezpośrednie: otaczające je powietrze zkolei samo staje się promieniotwórczem;
Rutherford twierdzi, że ta własność znajduje się w związku z wydzielaniem się gazu, z emanacyą, rozchodzącą się w powietrzu. Promieniotwórczość gazów zmniejsza się zresztą z czasem według prawa wykładniczego. Również i ciała stałe w styczności z powietrzem promie
niotwórczem same stają się czasowo pro- mieniotwórczemi. J e s t to zjawisko pro
mieniotwórczości indukowanej, która zre
sztą również je s t niestała. Wreszcie, ja k to wykazali Ramsay i Soddy, rad je s t siedliskiem samorzutnego wytw arzania się helu.
To są najważniejsze zjawiska, zauwa
żone w ciałach promieniotwórczych i któ
rych następstw a odczuć można we wszy
stkich gałęziach wiedzy. W fizyce rad je s t nowem narzędziem badań, źródłem nowych promieniowań, których badanie dało potwierdzenie teoryj elektronowych.
W chemii zjawiska te doprowadziły do stworzenia nowej metody badań pier
wiastków, opartej na promieniotwórczo
ści, uważanej za własność atomową ma
teryi. W naukach biologicznych pro
mienie radu zostały użyte do leczenia pewnych chorób (wilk, rak, choroby n e r wowe). W geologii, przemiany ciał pro
mieniotwórczych pozwoliły zdać sobie sprawę z tworzenia się skał, ocenić ich wiek, a nawet, co stanowi nieoczekiwa
ny wynik, pozwoliły wprowadzić nowy czynnik w ta k złożone zagadnienie ognia wewnętrznego. Rzeczywiście, można było obliczyć, że do głębokości kilku metrów skorupa ziemska zawiera kilkaset ton radu, których istnienie zdradza stw ie r
dzona promieniotwórczość wody deszczo
wej, powietrza w zamkniętej piwnicy,
osadu w źródłach ciepłych i t. d. Ciepło
wydzielone przez tę ilość radu je s t wię
396 W SZECHSW IAT JM® 22 cej niż w ystarczające do wynagrodzenia
straty ciepła kuli ziemskiej przez p ro mieniowanie. Są więc dane na to, że zn a
czna część ciepła kuli ziemskiej pocho
dzi z tego źródła.
Badanie zjawisk promieniotwórczych stanowi nową gałąź nauki. Na ja k ich się ona opiera hypotezach i j a k hypotezy owe zostały sprawdzone, rozpatrzym y poniżej.
Promieniotwórczość polega n a dwu za
sadniczych poglądach kierowniczych. Po- pierwsze promieniotwórczość, j a k p rzy puszczał Curie, j e s t istotnie własnością atomową ch arak tery sty cz n ą dla pewnych atomów chemicznych dokładnie określo
nych, ja k to wykazała Curie-Skłodowska, otrzym ując rad w postaci czystej soli i naw et metalu posiadającego w łasny cię
żar atomowy, widmo i własności chemi
czne.
Drugi pogląd zasadniczy polega na tem, że badane zjawiska pochodzą z przemian atomowych. Podług R utherforda i Sod- dyego energia wyzwolona pochodzi z samej substancyi. W tych w arunkach produktam i rozkładu byłyby z jednej stro n y pociski, a z drugiej stro n y ema- nacye i promieniotwórczość indukow ana, które są nowemi ciałami chemicznemi 0 rozwoju często prędkim i o mniejszym ciężarze atomowym, aniżeli ciężar pier
wiastku, z którego pochodzą. Naprzy- kład gazy w zetknięciu z solą radu stają się promieniotwórczemi, Zawierając nowe ciało gazowe, emanacyę; ciała stałe, po
siadające promieniotwórczość indukow a
ną, otrzymały p ew n ą ilość atomów p ro mieniotwórczych nowego ciała, radu A 1 t. d.
J e s t to więc prawdziwa teoryą prze
m iany ciał prostych, ale nie taka, ja k ją pojmowali alchemicy; przyroda n ieorga
niczna rozwija się bezwarunkowo z bie
giem lat i podług praw niezmiennych.
Z tego punk tu widzenia je d n y m z n a j
piękniejszych tryumfów teoryi było w y kazanie, że pierw iastek chemiczny, do
skonale określony, rad, powoduje u tw o rzenie się innego pierw iastku również określonego, helu, że cząsteczki a w ysy
łane przez rad z ładunkiem elektrycz
n ym znajdują się w przestrzeni pod po
stacią gazu helu.
Liczne badania, wykonane na pod sta
wie tej teoryi, doprowadziły do poznania około 30 nowych pierwiastków, odróżnia
ją cy ch się istotą ich promieniowania, drogą w ysyłanych cząsteczek i długością czasu ich trw ania i które można podzie
lić na 4 rodziny według pierwotnej su b stancyi, mianowicie rodzinę uranu, radu, toru i aktynu. Dwie pierwsze rodziny mogą zresztą być złączone w jednę, gdyż rad pochodzi zapewne z uranu. Oto na- przykfttd tablica rodziny rad u (str. 397).
W idzimy, ja k średnie czasy trwania różnych pierw iastków nie są do siebie podobne, zmieniają się bowiem od 1/500 sekundy do kilku miliardów lat. To też trzeba było Stworzyć specyalne metody, ażeby je módz ocenić.
E m anacya również stanowiła przedmiot specyalnych badań i jej ciężar atomowy, oznaczony przez Debiernea na zasadzie . j ej wypływ u przez wązki otwór, i przez
Ram saya zapomocą metody gęstości, zo
stał uznany za wyraźnie rów ny 222.
Otóż, jeżeli przyjmiemy pojęcia prze
miany, napiszemy:
Rad = Em anacya -j- Hel
i ciężar atomowy emanacyi musi być ró
wny ciężarowi radu (226,4) mniej ciężar helu (4) to je s t 222,4. Zgodność z do>- świadczeniem j e s t znakomita, zwłaszcza jeżeli zwrócimy uwagę, że eksperymen- tatorowie mieli do czynienia z objęto
ścią emanacyi, nieprzechodzącą dziesią
tej części milimetra sześciennego. Zwra
cając się do poprzedniej tablicy, dojdzie
my do tego samego wniosku, i doświad
czenie stwierdza, że ponieważ rad składa się z u ran u mniej 3 cząsteczki a (3 ato
my helu), musi mieć ciężar atomowy od
powiednio mniejszy od ciężaru uranu.
Idąc dalej, znajdziemy, że polon tracąc cząsteczkę a powoduje powstanie ciała o ciężarze atomowym 206,5. Otóż wła
śnie ciężar atomowy ołowiu przedstawia się ja k o ostateczny koniec rozwoju.
A zatem jeden z pospolitych metalów,
którego wartość sprzedażna j e s t najniż
JS*2 22 W SZECHSW IAT 397
S n b sta n c y a
Średni czas trw a n ia
1 R odzaj w y sy ła n y c h prom ien i
D roga ty c h prom ieni
Ciężar a to m o w y
U r a n ...
R a d y o -u r a n ...1
U ran X ...
1
9.103 la t a 2,7 238,5
35,5 dnia
P,
fJ o n ...1 1
5.105 la t (?) a 2,8
R a d ...I E m a n a c y a ...1
R ad A ...
R ad B ...1 R ad C 1 i ...
2 900 la t « ,
p
3,5 226,55,5 dnia a 4,2
4,3 m in u ty 38,5 — 28,1 —
a
p
« ,
P,
Y4,8
7,06
i R ad C, . . . . 2 -
P
R ad D ...
R ad E ...
R ad F albo p olon . .1
• /? V
21 Jat 6,9 dnia 202 dnie
P
P
a 3,8
P o t a s ...
P
39R u b i d ...
P
• 85,1
sza, utworzony j e s t przez przyrodę z me
talu w chwili obecnej najkosztowniej
szego.
J a k się odbywają owe przemiany? Jest to tajemnica dręcząca i dotychczas nie
zbadana. W ydaje się, że rozpad atomu odbywa się w jednej chwili; zachodzi wy
buch atomu i cząsteczka a zostaje wyrzuco
na je s t nazewnątrz z ogromną prędkością.
W dodatku owa przemiana wydaje się być stałą bezwzględnie niezależną od wa
runków zew nętrznych i od sposobów działania, któremi człowiek rozporządza;
nie mają na nią wpływu: ani te m p era
tura, k tó rą zmieniano od —180° do 1230°, ani odgłos sąsiednich wybuchów, ani mniejsze lub większe skupienie materyi, ani rozbrojenia elektryczne, ani najpo
tężniejsze fale magnetyczne. Żadne z tych zjawisk nie mogło w jakikolwiek sposób zmienić prędkości przemiany.
Wymienione teorye, mimo że różnią się najzupełniej od poprzednio uznaw a
nych, z łatwością przyjęte zostały przez
fizyków, chociaż posiadają stronę ta je mniczą: dlaczego pewne atomy radu np.
ulegają natychniiastowej przemianie, gdy tymczasem inne istnieć będą bez zmia
ny przez miliardy lat. Wszystkie poda
wane dotychczas wyjaśnienia okazały się niewystarczającem i i jeżeli chcemy za
stosować i tutaj jeszcze rachunek praw dopodobieństwa i praw a przypadku, z ko
nieczności będziemy musieli uznać is t
nienie w ewnątrz atomu elementu nieła
du, do którego te obliczenia stosować się będą.
Zatem w miarę, ja k przenikamy ta je mnice materyi, objawia się nam ona j a ko coraz bardziej złożona i atom, który wydawał się fizykom przeszłego stulecia ostatecznym składnikiem materyi, posia
dającym budowę prostą i niezłożoną, u k a zuje się oczom fizyków współczesnych jako nieskończony świat, objawiony nam przez naukę, a którego budowy zaledwie się domyślamy.
Tłum. H. G.
398 W SZECH SW IAT
j\r» 2 2CZY S T A W K I W I E J S K I E SĄ S Z K O D L I W E DLA Z D R O W I A M I E S Z K A Ń C Ó W O K O L I C Z N Y C H
W każdej wsi praw ie znajdu je się staw wiejski (gm inny), a je st zw ykle ta k da
w ny, ja k wieś sama.
Do niedaw nego czasu słu ży ły zazwyczaj ty lk o do pojenia bydła, m ycia naczyń, do gaszenia pożaru i t. p., dopiero w o statnim czasie włościanie w Galicyi coraz gorliw iej zabierają się do lepszego zu żytk ow ania s ta w ków przez zarybianie ich karpiam i.
T eraz hygieniści w y stę p u ją z zarzutam i i tw ierdzą, że staw y w iejskie m ają wodę i brzegi zanieczyszczone; że podnoszą w yso
kość wody g ru n to w e j; że do nich spływ ają różne szkodliwe odpływ y i ścieki; że w p ły t
kich m iejscach tw o rzą się bagna; że się w nich m yje i czyści sp rz ę ty i wozy; że wreszcie w nich rozm nażają się larw y ko m arów — że więc staw ki w iejskie mogą być szkodliwe zdrow iu okolicznych m ieszkańców .
W szystkie te z a rz u ty je d n a k nie są u z a sadnione.
W oda staw ków w iejskich nie ma w cale | szkodliw ych w łaściw ości, lecz raczej dobre.
J e j barw a b ru n a tn a , lub zielona św iadczy o tem , że żyją w niej w ogrom n ych ilo
ściach jednokom órkow e glony, k tó re jako p ro d u k t przem iany m atery i w ydzielają z sie bie tlen, zużyw ający się przedew szystkiem na u tlen ian ie isto t o rg an iczn y ch do w ody w prow adzonych. Nie ma p rz y te m znacze
nia, czy istoty te pochodzą z gnojow isk, czy je w iatr w pędza do wody z dróg w iej
skich, lub też deszcz ulew ny spłókuje, czy pochodzą z naw ozu bydlęcego lub też z m y
cia byd ła i czyszczenia sprzętów , lub w o
zów, czy je też dzieci do w ody w rzucają.
T len służy dalej do o ddych ania m iliardom drobnej fauny żyjącej w wodzie staw k u ju ż to z ty c h isto t o rg a n ic zn y ch , ju ż też z ich p ro d u k tó w rozkładów lub pośrednio z isto t żyjących: b a k te ry j, m ający ch ta k w ielkie znaczenie w całej przyrodzie i w g o sp o d ar
ce. N iem a staw k u , w k tó ry m b y b ra k o wało drobnej fauny p rzerabiającej isto ty o r
ganiczne do wody się dostające. S taw ek w iejski nie cuchnie zgnilizną. T y lk o ta wo
da cuchnie, w k tó re j odbyw a się gnicie, najczęściej sk u tk iem b ra k u tle n u , ja k np.
w ściekach m iejskich, i w ro w ach z a w iera
jący ch odpływ y fabryczne. T ak nigdy nie cuchnie staw wiejski, i tru d n o n aw et u w ie rzyć, ja k olbrzym ie ilości is to t o rg a n ic z ny ch w nim się p rzerab iają i p rz etraw ia ją .
B rzegi staw ków bynajm niej nie są zanie
czyszczone, gdyż na nich znajdzie się ty lk o czasem nieco k ału drobiu, kąpiącego się w wodzie, lub też k ał b ydła podczas jego pojonia. K ał te n pozostaw iony na b rzegu w y sych a i pow ietrza nie zanieczyszcza, je żeli zaś w padnie do wody, ulega przerobie
niu, ja k to wyżej podałem . B łoto, po w sta
jące sk u tk iem pędzenia bydła do wody, nie je s t bynajm niej bagnem , i je s t nieszkodliwe, ja k w szelkie b ło ta utw orzone z ziemi i wo
dy, To też nieznany je s t ani jed en p rzy padek w ytw orzenia się jak iej epidćm ii ze sta w k u wiejskiego, lub zachorow ania ludzi po spożyciu k arp ia w tak im staw k u złowio
nego. W szelkie isto ty organiczne, mogące uledz gniciu, a w prow adzone do staw u w iej
skiego ulegają przerobieniu zupełnem u, j e żeli oczywiście nie są w prow adzone w ta k w ielkiej ilości, że fauna drobna przerobić i p rz etraw ić ich nie zdoła. N ie m ożna więc do staw ków w iejskich w puszczać odpływów z cukrow ni, kro chm alam i i inn ych fabryk.
Jeżeli staw ek wiejski założony je s t na dnie nieprzepuszczalnem , w tak im razie nie ma połączenia- z wodą g ru n to w ą, i gdyby się naw et bezpośrednio przy b u d y n k ac h m ie
szkalnych znajdow ał, nikom u nie może stać się szkodliwym ; jeżeli zaś m a połączenie z wodą g ru n to w ą , to zw ierciadło wody w e
dług poczynionych doświadczeń i n au k i, za
wsze niżej leży od wody gru n to w ej p rz esią
kającej brzegi staw k u , i stan wody w nim na wodę g ru n to w ą żadnego nie w yw iera w pływ u i zdrow iu szkodliwy być nie może.
B ag na zaw ierającego gnijące isto ty o rg a niczne niem a wcale i nigdy w s ta w k u w iej
skim . M uł wcale nie jest cuchnący i zd ro w iu szkodliwy, gdyż stanow ią go n iep rz ero bione przez drobną florę i faunę części, k tó re nigdy nie gniją i nie cu chną, a są ty lk o glebą urodzajną dla roślin w sta w k u ro sn ą cych.
N ad staw am i wiejskiem i rzadko kiedy zo
baczyć można roje kom arów , gdyż ow ady te trzy m a ją się bagien. G dyby się je d n a k gdziekolw iek znalazły, te zarybienie sta w ków karpiam i usu w a w szelkie niebezpie
czeństw o i uciążliw ość, gdyż k arp ie do szczętu w yjedzą larw y kom arów .
S taw k i w iejskie nie są więc ani niebez
pieczne ani szkodliwe dla zdrowia ludzkiego, m ożna je zakładać w dowolnej ilości i, za
ry biając karpiam i, zw iększyć przez to bo
g actw o narodow e.
D r. F. W .
N" 22 W SZECH SW IAT 399
Kalendarzyk astronomiczny na czerwiec r. b.
M erkury i W enus są ta k blizko słońca, że nie dają się obserw ow ać. M arsa widać ju ż tylko k ró tk o w ieczoram i, jak o czerwoną gwiazdę, z dnia na dzień zm ieniającą poło
żenie w gwiazdozbiorze R aka.
Jow isz 1-go je s t w przeciw staw ieniu ze słońcem , przechodzi więo przez południk około północy i w idoczny je s t od zm ierzchu przez całą noc. Ś w ietna ta p lan eta niew y
soko się jed n ak podnosi nad poziom, zajm u
ją c pom iędzy gw iazdam i to samo położenie, co słońce późną jesienią.
S a tu rn w śro d k u m iesiąca zaczyna się w ydostaw ać z okolic zorzy porannej i świeci na wschodzie.
Pełnia księżyca 29-go; księżyc w pełni świecić będzie niezw ykle nizko.
T. B .