• Nie Znaleziono Wyników

Kino : pismo ilustrowane poświęcone sztuce kinematograficznej i pokrewnym. R. 1, nr 21 (31 lipca 1919)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kino : pismo ilustrowane poświęcone sztuce kinematograficznej i pokrewnym. R. 1, nr 21 (31 lipca 1919)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

R o k I. Warszawa, d. 31 lipca 1919 r. M 21.

P I S M O T Y G O D N I O W E I L U S T R O W A N E --- p o ś w i ę c o n e s z t u c e k i n e m a t o g r a f i c z n e j i p o k r e w n y m .

P R E N U M E R A T A :

Rocznie Mk. 30,00; kwartalnie Mk. 7,50; miesięcznie Mk. 2,50. Z p rzesyłk ą pocztow ą roczn ie Mk. 36,00.

N u m e r p o j e d y n c z y 7 5 f e n i g ó w .

Adres Redakcji i Administracji — Daniłowiczowska (Hypotecfha) J\ł 14.

Redaktor przyjmuje od godz. 3-ej do 4-ej po poł.

| ! ! TELEGRAM !! !! TELEGRAM I! !! TELEGRAM !!

Biuro Kinematograficzne „POLONIA"

P. Menaschć

KRAKÓ W , Librowszczyzna 6.

Zawiadamiamy, iż słynna film a cyrkowa w jo-u aktach ('ij-u epokach)

„2YCIE ARTYSTKI CYRKOWEJ”

została ju z oddawna z Ameryki wysiana pod W. Pana adresem.

Niebywała wystawa, nadzwyczajna gra, tłumy ludzi. ogromne masy zwierząt, prze­

cudna fotografja wreszcie,

Transatlantie film .

P - s . Filmę tę wraz z innemi nowościam i amerykańskiem i sezonu 1 9 1 9/2 0 już otrzym aliśm y.

J?. JUenaac/łć.

(2)

216 K I N O M 21.

R adosław K ra jew ski.

X asze p ierw iastki baśniowe a kinoteatr u

(Ciąg dalszy).

3. P olskie p ierw iastk i baśniow e.

IV całości naszych pierwiastków baśniowych uwypuklają się dwie grupy:

a) pierwiastki baśniowe, powstałe przed opa- nowaniem umysłów przez zasady wiary chrześcijań­

skiej. i

b) pierwiastki baśniowe powstałe pod wply- wem chrześcijaństwa.

Do wybitniejszych pierwiastków baśnio­

wych Polski pogańskiej należą takie naprz. jak zniszczenie silnego, złego panującego władcy (Popiela) przez słabe, ale liczne istoty (Myszy).

Młody królewicz (Krak) niszczy smoka, wobec którego królewiczów ojciec i społeczeństwo było bezradne. Dziewica nie chcąc oddać wrogowi swego wianuszka (topiąc się), przenosi urodę swej dziewiczości w nieśmiertelność, do rusałek wodnych. Człowiek zamordowany niewinnie sta­

je się zmorą, wilkołakiem któremu wolno docho­

dzić sprawiedliwości na swych mordercach- Kowal (Daćbóg — bóg dający życie, wiarę) kuje blachę (słońce) i rzuca ją na niebo i t. p.,

Najwybitniejszym narodowym naszym pier­

wiastkiem baśniowym tego okresu, obok mitu sło­

necznego o kowalu, jest ten, który wypowiada sic "w legendzie o Bolesławie Śmiałym. We­

dług legendy Bolesław Śmiały jest obrońcą, patronem poganizmu i swojskości, powalonym przez przemoc chrześcijanizmu i wygnanym, ale dotąd żyjącym. Legenda twierdzi, że kędyś śpią jego wojska i że przyjdzie czas, kiedy na czele swych hufców wróci jako zwycięzca, zba­

wiciel.

Jakże odmiennie tę legendę wypowiada okres wpływów kościoła\ W Bolesławie widzi nie patrona swojskości, lecz renegata, z Biskupa Stanisława czyni Polsce patrona narodowego!...

Podobnie, jak na tej legendzie, wpływ kato­

licyzmu uwydatnił się na wszystkich pierwiastkach baśniowych pogańskiej ery, tak, że dziś większość podań, legend, posiadających osoby o nazwach pradawnych czasów, ma tendencję Długoszów Kadłubków i dzisiejszych mocno chrześcijań.

skich wierzeń ludu, do tego stopnia, że naprz.

legenda o Bolesławie Śmiałym, opracowywana jako dramat przez Szujskiego, Wyspiańskiego, Lud. Różyckiego i innych, zawsze nosi cechy

tylko legendy o katolickiem jej brzmieniu, mimo tego, że nawet historycy ostatnich czasów we właściwem, pogańskiem świetle stawiają tego króla-wygnańca.

4. Sezam polskiej baśni.

Wszystkie dotychczasowe mitolog je powszech­

ne, historje religji i sztuki kłamią, twierdząc, że Słowiańszczyzna i Polska nie posiadają tradycji własnych kultów, i podając jako cały dorobek jej przedchrześcijańskiej przeszłości trzy, cztery go­

łosłowne nazwy bogów.

Jeśli uwzględnimy ważniejsze podania ludo­

we i zapiski naszych mitologów, to istnieje na terenie Polski przeszło kilkaset nazw różnych bóstw, boginek, duchów i wiele więcej, niż drugie tyle podań o legendarnych ludziach - bohaterach, sprawcach czynów dokonanych lub dokonywu jących się.

Każda z tych postaci, jeśli będziemy się do­

szukiwać jej prawa bytu w świecie baśni, jest wyrazem jakiegoś rodzimego pierwiastka baśnio­

wego, czego ze względu na brak miejsca nie mogę licznymi dowodami poprzeć.

I mitologja i folklor dotąd nie doczekały się w Polsce człowieka, któryby materjał istnie­

jący i zmniejszający się z kaźdem pokoleniem zebrał w jedną usystematyzowaną całość.

Dla przykładu 'wielkiej obfitości tego materja- łu przytoczę poniżej nieco nazw, jedynie bogów i du­

chów, czczonych u nas.

I tak—Jesse, Bie. Wiedogonja, Żitiwrat, Bie­

leń, Kuślarz, Dziedzilja, Marża, Marzanna (miłość eligijna), Maruna (śmierć), Lada (uroda), Zywia, Nija (Nyja, Niwa), Jarowit, Poronicc (Porenutius), Pust, Dnica, Zdar, Lubczyk, Lubicz, Rozwodzics i Hlaworadze, Lei i Polel, Świst i Poświst, Godun, Baj, Dobrogost, Boża Łość, Borewit, Kolada (Ko- Jęda, bogini czasu), Trzas, Ozwiena, Ohlas, Po- lada i Pory lada, Dziwożony, Sobota, Jesyznik, Dziw, Lelek, Rugewit, Bielboh i Cztrnoboh, Chworz, Bo­

rewit, Smigurst (zdroje), Smolka, Licho, Kruga (zaraza), Doda-Dodola (deszcz), Turosik, Lesie, Światybórly: postaci niedźwiedzia, duch lasów), Siejioina i Wotula (duchy siewów), Pliwnik, Kalt i Skarbek (wyobrażenia sił ukrywających skarby), Czupran, Honiło, Swiezdy (wojska Kuslarzowe)

*) Patrz N i 16-y.

(3)

.N? 21. K I N O 217 tdewolicz, marliwki, łubki, iviły (boginie chmur),

samożonki (amazonki przejęte od Słowian przez Greków), dziady (nawi, rachmany), Dyblik, Roha- ta-Waha, Huże, Boruta, grule, bubaki, kanie, raro- gi, wilkołaki, dziewięsiły', biesy (od bied-jesm), czarty, jędze, wiedźmy, strzygi, strzygony, koszma­

ry. zmory, planetniki, widmaki, upiory, rusałki, za- padliski (ludzie zatopionycn miast, gdzie teraz są jeziora, stąd zapadliskami są Goplanki, Świtezian­

ki, Zarnowiczanki), wichrozoice, majki, mamuny, o- maje, omacnice, gaiłki (czynią krzyk przed bu­

rzą), chochliki, odmieńki, uboźęta, krasnoludki, kar­

ły, rojenice, przypołnice, strasznice, Stwolim (olbrzym wspinający się do gwiazd i gaszący je), wcior­

nastek, Baba-Jaga, Nord, Gospodarzyk (duch sie­

dzący na „pokuciu", opiekujący się domem wraz z setkami różnych duchów domowych o nazwach przodków) i inni.

A przecież każda ta nazwa jest związana z wieloma miejscowościami, obrzędami, poda­

niami, wierzeniami i całym szeregiem najgłęb­

szych przeżyć ludzkich i posiada swoje ideje rzą­

dzące i w .teraźniejszem naszem życiu.

Z bogactwa tego tylko trzeba umieć czer-.

pać, są to dziewicze lasy dla naszych artystów dra­

matycznych i kinodramatycznych.

(C. d. n.)

„Pracownicy morsa”.

W wypożyczalni film „L u x“, dzięki której mieliśmy możność zapoznać się z arcydziełami tej miary, co „Dziesiąta Symfonja", „Mater Dolo- rosa", „Bouclette”, „Niewolnica*, „Szał miłości"

„Skowronek", „Błąd matek"... zademonstrowano nam obraz, opracowany według nieśmiertelnego dzieła Wiktora Hugo

„Pracownicy morza"

ze słynnym Joube z paryskiego „Odeonu”, w ro­

li głównej Gilliatt’a. Arcydzieło to przerobił na scenę, a następnie wystawił—najznakomitszy re­

żyser świata, Antoine.

Rezerwując sobie na przyszłość prawo zda­

nia relacji szczegółowej z obrazu tego i zazna­

czając na razie, iż jest on pod względem gry, reżyserji, techniki wykonania wreszcie—wprost wyjątkowy, poniżej pragnąłbym jedynie przy­

pomnieć czytelnikom fabułę tego wiekopomnego utworu.

W silnym skrócie, arcydzieło to da się streścić w słowach:

Na drodze; wijącej się ponad morzem, od St. Pierre do Valle, znajdowało się dwoje ludzi:

mężczyzna i kobieta. Mężczyzna szedł drugi, podążając za kobietą o jakieś sto kroków. Mło­

dy był jeszcze i zdawał się być majtkiem do

pracy idącym; co do kobiety—to ta szła najwi­

doczniej do kościoła. Strojnie ubrana—wyglą­

dałaby na paryżankę, gdyby nie grube, czerwo­

ne pończochy, które zdradzały jej miejscowe pochodzenie. W ruchach jej była pierzchliwość i ujawniała się dziewczęca jeszcze kobiecość, brzaskowi dnia podobna.

Dwojga ludzi tych nic z pozoru nie łączy­

ło. Na zakręcie drogi jednak dzieweczka obej­

rzała się, następnie schyliła i coś napisała pal­

cem na piasku. Poczem się wyprostowała, jak powstaje sosna gdy ją wiatr przychyli, i szybko już poszła dalej.

Co do rybaka, to ten szedł, szedł równym krokiem z głową ku ziemi pochyloną. Gdy jed­

nak doszedł do miejsca, na którem przed paro­

ma minutami zatrzymała się dziewczyna, drgnął, zatrzymał się i wyczytał słowo, którego wiatr nie zdołał zatrzeć jeszcze: „Gilliatt".

Było to nazwisko przechodnia.

Napis ten i to spojrzenie—zdecydowały o jego życiu i śmierci. W jego sercu narodziło się uczucie, ze wszystkich najstraszliwsze: mi­

łość.

Gilliatt mieszkał w Guernesey. I—nie był łubiany. Przyczyny tego były rozmaite. Prze- dewszystkiem mieszkał daleko po za wsią, w cha­

cie zwanej „Na pustkowiu". Dom ten uchodził za n a w ie d z a n y . Szatan gościł tam nocą. Dom, jak człowiek, stać się może trupem i po­

strachem. I zabobon bowiem zabija. Dom ten, w którym nikt mieszkać nie chciał, zajęła przed laty jakaś kobieta, niewiadomo zkąd przybyła, i żyła tam już zupełnie samotna ze swem dzie­

cięciem, które było dla niej: być może synem, albo wnukiem, wreszcie—niczem może zupełnie.

Żyła z uprawy jarzyn i z tego co dało morze.

Jakiej była narodowości?—niewiadomo, pewnem było to jedynie, że na ten brzeg odludny wy­

rzuciła ją Wielka Rewolucja. Wulkany wyrzu­

cają w bezmiar kamienie, zaś rewolucje—ludzi.

Z biegiem czasu kobieta się zestarzała, następ­

nie umarła, zaś dziecię wyrosło na mężczyznę.

Ze śmiercią kobiety—stał się on człowiekiem naj­

zupełniej samotnym. Żył w pustyni. Z nikim nie rozmawiał, nie chodził nawet nigdy do koś­

cioła. Nie miał znajomych, jak również przyja­

ciół. Życzliwość okazywał tylko ptakom, które kupował, by je wypuścić na wolność. Czytał księgi i udzielał wszystkim dobrych rad, lecz ich od nikogo nie przyjmował. Siał dobro, lecz ni­

komu nie dał sposobności, by obdarzony mógł się odwzajemnić.

Taki człowiek—nie może być łubiany. I jest to zrozumiałe. Z Gilliattem było jednak go­

rzej. Był on każdemu nienawistny i znienawi­

dzony.

(4)

218 K I N O Ns 21.

Mówiono jeszcze o nim, iż był brzydki. Z profilu wyglądał na starożytnego barbarzyńcę, na Daka z kolumny Trajana. Uśmiechał się jak dziecko, aczkolwiek w spokoju do jego twarzy zdawała się przylegać maska wichru ponura i morskiej otchłani.

Takim był Gilliatt.

Miłość takiego człowieka nie mogła być in­

na, jak tylko straszliwa i potężna. Mocna—jako śmierć.

Niedaleko domu Gilliatt’a znajdowało się urwisko daleko w morze idące, zakończone ska­

łą, na której szczycie znajdowało się jakby krze­

sło falami mórz wygładzone. W czasie odpły­

wu łatwo się było dostać tam i wygodnie za­

siąść, by podziwiać rozbijające się u stóp morze- Zdradzieckie było jednak to miejsce. Przypływ morza bowiem odcinał skałę od brzegu i—byłeś zgubiony, gdyż morze dostawszy się na wyso kość skały—stawało się odmętem, wirem, pieni­

ło się w gniewie. Patrzeć na morze w pew­

nych miejscach i w pewnych godzinach—jest- śmiercią. Zupełnie tak, jak niekiedy przypatry­

wać się kobiecie. Wgłębienie to nazywało się

„Gi 1 d-H o 1 m - Ur“ ( q u i d o r t —m e u rt; k to ś p i —u m ie ra ). Umiera tam także i ten, kto rozpacza.

W chwili pełnego przypływu, krzesło to znikało pod wodą całkowicie.

Raz na tym krześle usnął człowiek. Z ob­

jęć śmierci nieuniknionej wyratowął go Gilliatt.

Człowiekiem tym był rektor parafjiSt. Sampson, wielebny Joe Ebenezer Caudray. Gdy się nań patrzyło, zdawało się mieć jedną z tych istot do­

brych, niewinnych, czystych i pięknych, jakie Bóg zsyła czasami na ziemię, by uzmysłowić lu­

dziom, jacy są mieszkańcy nieba.

Takiemu to człowiekowi uratował życie Gil­

liatt—i... nie przyjął za to nawet podzięki. Nie słyszał jej nawet. Marzył o otchłani, w której pogrążyło się całe jego istnienie. Marzył o dziew­

częciu, które rzuciło mu ongi uśmiech, a które nosiło imię Deruchette’y.

*

Deruchetta była ptakiem, który przybrał jedynie kształt dziewczęcia. Nie widzi się skrzy­

deł, ale się słyszy ich trzepotanie. Chwilami śpiewa. Stworzenia takiego nie można nie ko­

chać. Kochać je trzeba za to choćby tylko, że nie rozwija swych utajonych skrzydeł, by się unieść w słońce i w niebo.

Deruchetta miała wzrok omdlały i była cała jeszcze jak sen. O słowie „miłość" nie wiedziała nic. Była, na razie, szczęściem swego wuja wyłącznie, Lethierry’ego, który miał dwie namiętności: ją i Durandę.

Ta ostatnia — była statkiem. Pierwszym statkiem parowym, który krążył po la Manche.

Jego dumą i miłością.

Pewnego dnia, umiłowany statek ten wpadł na podwodne skały Douvres, zaś cały majątek w papierach i zlocie został Lathierry’emu zrabo­

wany przez ludzi złych: Clubin’a i Rantaine’a.

Wtedy przyszedł do Lathierry’ego Gilliat i zaofiarował się wydobyć z odmętów Durandę.

Za co uszczęśliwiony starzec przyrzeka mu rękę siostrzenicy.

I Gilliatt poszedł na walkę z morzem. Po­

szedł i — zwyciężył. Wydarł Durandę z uści­

sków skał, naprawił i wprowadził całą do por­

tu. Zrobił nawet więcej. W walce z olbrzy­

mim głowonogiem — zabił go, zdobywając pas Clubin’a, w którym znajdowało się złoto i 3,000 gwinei papierami, zrabowane ongi Lathierry’emu przez Rantain’a.

Powrócił Gilliatt z łupem, który wydarł morzu, i — o biedne serce ludzkie! — odrazu na progu nowego, spodziewanego życia (a było to w wonną noc majową) dowiedział się, że nie- tylko on, ale jeszcze i inny człowiek kocha Deruchettę i że ta—tego innego kocha.

Wtedy Gilliatt, w serce śmiertelnie ugo­

dzony, poszedł do Lantherry’ego i rzeki: oddaję ci Durandę i oddaję ci twój majątek, lecz De- ruchetty już nie chcę, bo... już jej nie kocham.

I oddał sam, z własnej swej woli, swą umi­

łowaną człowiekowi, któremu ongi uratował życie: Ebenezerowi.

Więcej, wobec oporu stryja — ułatwił im wzięcie ślubu i ułatwił wyjazd na statku idącym do Anglji, gdzie Ebenezer otrzymał właśnie spadek:

Statek ten zwany „Cashmere" wypłynął z portu w czasie przypływu, w samo południe, mając na pokładzie dwoje ludzi szczęśliwych.

Widokiem tym chciał nasycać wzrok jaknajdłu- żej Gilliat i w tym celu wstąpił na skałę G i 1 d- H o l m - U r ’u, jako najdalej w morze się wrzy­

nającą i najwyższą.

Cashmere opłynął skałę tę, otarł się pra­

wie o nią, — gdy Gilliatt miał wodę po kolana, a gdy statek zginął zupełnie w migotającej się świetlnej poświacie na morzu leżącej — fale zalewały mu oczy. Lecz nawet i w tej chwili jeszcze oczy Gilliata były wciąż w znikające maszty statku utkwione. Oczy te, spokojne i nieruchome, miały niewysłowiony wyraz spoj­

rzenia. Takie spojrzenia śledzą znikające gwiazdy.

W chwili, gdy ślad „Cashmere" zatarł się na widnokręgu, głowa Gilliatta zniknęła pod wodą.

I nie pozostało nic — prócz morza....

. s./.

(5)

M 21. K 1 N O

„KINOFILM ”

= A . K U T N O W S K I j r . i S - 1 ł e i =

W a rsza w a , A larszalk ow sk a 139,

telef. 192-47.

G ryficz-M iele w ska D. Buchow iecki i A.

w obrazie

D. B u chow iecki i W . O sle rw in a

w obrazie „Blanc et N o lra.

(6)

220 K I N O Xs 21.

„ F O R T U N A ”

B I U R O W Y N A J M U F I L M K I N E M A T O G R A F I C Z N Y C H W A R S Z A W A , M A R S Z A Ł K O W S K A 9 5 = T E L E F O N 2 0 8 - 5 6

S P I S O B R A Z Ó W B O D Ą C Y C H W O B I E G U :

D R A M A T Y

TAJEMNICZY ARLEKIN

5 akt. (PASOUALI) //. IIO X X A llD

ż ię Ó U P O Ł E z

6 akt (CAESAR) E R A N C E S C A B E H T 1 N I

S K A Z A N I E C N r . 17

6 akt. (ATLAN TIC) J O E J E N K I \ S

P I Ę T N O K A I N A

6 akt. ~ (OSW ALD) E H A E T A N

ZAGADKOW A PERŁA

5 akt. (BIO SC O P) E D S Y N D

DO MILCZĄCEJ MOGIŁY

6 akt. (PASOUALI) E C C I A D A M D I lO

PRZYGODY Dr. PALMERSTONA

5 akt. (LUNA) K A T A F E B I D A

H R A B IN A JA D W IG A

5 a kt. (C H A N ŻO N K O W ) II. I B E A T O 'i A

D W U M E S T W O

5 akt. (AMBROSIO) IE. E K A S I Ń S K A

T R Y U M F Ś M IE R C I

5 akt. (CINES) E I D J A B D R E E E !

Z D E M A S K O W A N Y

6 akt. (ATLANTIC) J O E J E \ K H S

C Z A R N A K C E A

6 akt. (ATLANTIC) J O E J E N K l N S

S T E Z Ę P Y Ż Y C I A

6 akt. (CAESAR) E B A N C E S C A B E B T 1 N 1

T A J E M N IC A KANAŁU PANAMSKIEGO

5 akt (BIO SC O P) S E N S A C J A

Z E M ST A K A P Ł A N A

6 akt. (CORW IN) £ . K B A M E B

CYRK W P Ł O M IE N IA C H

5 akt. (PASO U ALIj M A l l l O B O N A M I)

PODRÓŻ NAPO W IETRZNA

4 a k ty (EIKO) S E N S A C J A

A GDY W GŁĄB D U SZY W N IK N IE M Y

6 akt. (CALE) A E E Y K O L l i E H

W O K O W A C H TAJEM NICY

5 akt. (CH ANŻO N KO W ) Z li t H A \C E A F lC Z

ŻYC IE ZA WOLNOŚĆ

5 akt. (CH ANŻO N KO W ) I I . M I B S K I

Z A G A D K O W Y W Y P A D E K

5 akt. (W ALL) E1E t S E Ó Ż A N S E A

D W A J S I E R Ż A N C I

5 akt. (PASOUALI) A . E A E O Z Z I

TANCERKA CZARNEJ TAWERNY

6 akt. (CAESAR) E R A N C E S C A B E R T I N I

N Ę D Z A R Z E Ż Y C I A

5 a k t (DANS-M ARK) N O R A N I E L

W M O C Y T R U C I Z N Y

5 akt. (C lN ES ) L I D A F L O R E L L I

l; i? o d a ż y c i a

5 akt. (TIBER) EUCIA G O N Z A N N I

Ż A L M I Ł O Ś C I

5 a k t (C A ES AR ) E R A N C E S C A B E R T I N I

TAJEM NICZY SOBOWTÓR

5 akt. (BIO SC O P) P A W E Ł W E G E N E R

S Y N M A R N O T R A W N Y

5 akt. i BIO SCO P) TEODOR LO O S

F A R S Y

P R Z Y G O D Y T E Ś C IO W E J

5 akt. (KARFIOL) J Ó Z E F IN A D O RA

W P O G O N I Z A M Ę Ż E M

5 akt. (F. M.) E R IK A G L E C K

P A N R A D C A W K Ą P IE L I

5 a k t (OLIVER)

E R S A T Z M Ę Ż U L E K

5 akt. (KARFIOL) K E T T I D O R C II

ANTOŚ PRAGNIE SCHUDNĄĆ

2 akt. (CH ANŻO N KO W ) A N T O N I E E R T N E R

i w . i n n .

(7)

Ala 21. K I N O 221

J" e d y n i e

B I U R O KINEMATOGRAFICZNE

SFINKS

W A R S Z A W A ,

Ś - t o K r z y s k a 55.

T el. 86-85, 28-37.

A*'

z

\ k&e ^ °

V

> 6

V-

&

*8

©*

\O

1 ^ ' L1 S

© ^ &

\ °

&>

• <o

\ 0 \ x

łF

©

j * '

O d w ró c ić !!!

(8)

222 K I N O M 21.

NORDISK-FILM

KOPENHAGA.

WILLIAM FDX C!

U. S. A.

TIB E R -FILM

Produkcja:

TRIANGLE

R O M A . I9I9/I920

U. S. A.

(9)

21. K I N O 223

inW łtflSflfl PRODUKGJfl!!!

1 9 1 9 /1 9 2 0 .

JANINA 52YLL1N2ANKA

BIURO

KINEMATOGRAFICZNE

SFIN KS

WARSZAWA,

Ś - 1 o K r z y s k a 35.

T e l . 8 6 - 8 5 , 2 8 3 7 .

/V

<x5

%

£ A?

oraz

inni najwybitniejsi artyści sceny Polskiej.

(10)

2 2 4 K I N O X s 2 1 .

Z

BIURO

KINEMATOGRAFICZNE

SFINKS

W ARSZAW A, Ś - 1 o K r z y s k a 35.

T e l . 8 6 - 8 5 , 2 8 - 3 7 .

/ STRINDBERG,

jako autor scenarjusza,

ASTA NIELSEN j

jako wykonawczyni głównej

n

n j jako wytwórnia

są zupełnie wystarczającą

gwarancją powodzenia

jaką mieć będzie

6-cio aktowy dramat życiowy

któ ry już nadszedł

— i —

w najbliższej już przyszłości ukaże się

w jednym z największych i najwytworniejszych kinoteatrów

W AR SZAW Y.

(11)

N° 21. K I N O 225

W " ---

B i u r o k i n e m a t o g r a f i c z n e

"3J4

< „ATLANTIC" >

i — - - - J Telef. 2 3 9 -0 6 .. W A R S Z A W A , u l. M A R S Z A Ł K O W S K A 111 Telef. 239-06.

S P I S O B R A Z Ó W :

„ O d e t t a " , fo r y g i n a ł ) , d ram at w 6 cz., z Francescą Bertini.

„ P i ę k n a Y v o n n a “ , ( o r y g i n a ł ) , dra­

m at w 6 cz., z Francescą Bertini.

„ D a m a K a m e l j o w a 11, ( o r y g i n a ł ) , dram&t w 6 cz., z Francescą Bertini.

„ C y r e l l a " , d ram at salo n o w y w 5 cz., z Zuzanną Grandats

„ Z e m s t a z n i e w a ż o n e j 11, dram at z ży ­ cia ro sy jsk ieg o .

„ D z i e c i k a p i t a n a G r a n t a 11, dramat w 7 cz., pg. p o w ieści J u l ju sza V erne.

„ M i l j o n y r o d z i n y R e n n e p o n t 11, dra­

m at w 5 cz., pg. B u g . S u e g o . W ytw .

„ P a s q u a 1 i “

„ G e r m i n a l . . . ” ( W ę g l a r z e ) , d ram a t w 8 cz., pg. pow ieści E m ila Z o li (n o ­ w y e g z e m p la r z ). A rty śc i fran cu scy .

„ O s t a t n i e d n i B i z a n c j u m " , obraz h isto ry cz n y w 4 cz., w kolorach (fa­

b ry k i G aum ont). A rty śc i francuscy.

„ F a ł s z y w y k u p o n " , dram at k ry m in a l­

ny w 4 cz. A rty śc i w iedeńscy.

„ K l o w n c y r k o w y " , d ram a t c y rk o w y w 5 cz. A rty śc i berlińscy.

„ P o d c i ę t e s k r z y d ł a " , d ram at k ry m i­

nalny w 3 cz. A rty śc i b erlińscy.

j j T y r a n W s c h o d u 11. . . , d ia m a t w 7 cz., o sn u ty na tle w ojny. A rty śc i a m e ry ­ kańscy.

, , G o l g o t a m i ł o ś c i " , dram at życiow y w 5 cz., w roli głów nej Możuchin. A r ­ tyści ro sy jscy .

„ K r z y s z t o f C o l u m b " , d ram at h isto ­ ryczny w 4 cz. A rtyści am ery k ań scy .

„ P o d c z a s b u r z y w o j e n n e j " , d r a ­ m at w 5 cz., o sn u ty na ile wal k na fro n ­ cie Salonickim . A rty ści w łoscy.

„ N i e w o l n i c y m i ł o ś c i , c z y l i M a r s z W e s e l n y " , dram at w 5 cz. z L idą B orclli i Ledą Gys. A rty śc i w łoscy.

„ M i ł o ś ć a W i a r a " , d ram at życiow y w 4 cz. A rty śc i a m sterd am scy .

„ S z e j l o k z K r a k o w a " , d ram at w 5 cz. z życia ż y d o w sk ieg o . A rty śc i k r a ­ kow scy.

„ W e s o ł a w d ó w k a " , dram at w 3 cz., fab ry k i „ E c la i* * . A rty śc i francuscy.

„ Ż y c i e ż y d ó w w A m e r y c e " , dram at w 5 cz. z życia żydow skiego. A rty śc i a m e ry k ań sc y .

„ P o l s k i e w o j s k o w o g n i u " , aktualne zdjęcie w 3 częściach.

„ H r a b i n a T a r n o w s k a " , d ram at w 4 cz. z Heleną Berone. A rty śc i wied.

i

Trzy obrazy ze S t u a r f e m W e b b s ’e m .

Pozwalam sobie przytem zwrócić uwagą Szanownej Klijenteli, iż jako człowiek gruntownie z branżOi kinematograficzną obeznany—dają gwarancją, iż wszelkie zamó­

wienia wykonane bądą punktualnie i z zadowoleniem U7. Panów.

Z poważaniem Szymon Leyman.

M W MWWN

(12)

226 K 1 N O 21

K in o - p r e m je r y .

N ajlepsze f i l m y ty g o d n ia : ,,P ra co w n icy m orza“.

„ R ó ży czk a 44.

„N iew olnica*'.

„S zal m iło śc i44.

Opieka — „W ykolejony".

Dramat, z polską artystką Mia Marą w roli głównej. W łasność ajencji „ C o r s o " .

Utwór ten obfituje w treść bardzo bogatą, sensacyjną. Odtwarza losy człowieka, który nie z własnej winy się załamał chwilowo, był w y­

stępny, lecz szybko wrócił na drogę uczciwej pracy i honoru, w czem mu pomogła miłość ko-

biety-żony.

Główne role kochających się małżonków odegrali wcale dobrze: Mia Mara i Bernd Aldor Bogata wystawa, przyczem pokazano: kopalnie srebra w Colorado, wojska kolonjalne w Afry- ce etc.

Nad program — bardzo piękna natura: po- brzeża morskie Bretanji.

R en aissan ce—„Pracow nicy morza".

Dramat, wg. utworu W iktora Hugo, z a r­

tystami komedji francuskiej: B r a b a n t , Z o u b e i G e r a r d ’em w rolach głównych. Reżyserja A n t o i n e ’a. Wytwórni francuskiej „ P a t h e " , własn. ajencji „ L u x “.

O treści tego arcydzieła kinematografji, wspo minamy na innem miejscu, tutaj zaznaczamy je­

dynie, iż w obrazie omawianym zostały odtw o­

rzone momenty dramatu, który się rozegrał po­

między trojgiem ludzi wspaniałych, dostojnych i pięknych: rybakiem Gilliatt’em, piękną, jak wy­

łaniające się z cichego morza słońce, Deiuchet- tą i wikarym Ebenezerem Caudray.

Pokazano kolejno: pierwsze spotkanie żywio­

łu i kwiatu, morskiego wichru i—ptaka, boga dzieł dokonanych—i piękna, albo inaczej—Gilliatfa i Deruchetty. Bajkowe i niewinne było to spot­

kanie. Podobne było różowemu brzaskowidnia—

z pozoru, bo w istocie rzeczy było ono zarze­

wiem, z którego powstał płomień, pożar niszczą­

cy. Odtworzono nam śmierć straszliwą Clubin’a, w objęciach potwornego głowonoga i wciągnię­

tego przezeń w otchłań. Pokazano dalej herku­

lesową pracę Gilliatta nad wydobyciem maszy­

ny Durandy z uścisku skał i pokazano rzecz wprost nieprawdopodobną, by mogła być ona

odtworzona: walkę Gilliatta z ruchliwą, opasują­

cą go mackami, potworną i,—jak brudna szma­

ta, ohydną ośmiornicą; walkę dwóch błyskawic.

Niezrównana w swem poetycznem pięknie filma ta wyśpiewała nam dalej cieniami, w któ­

rych były łzy, owe cudne karty, na których fran­

cuski mocarz pióra dał opis spotkania się D eru­

chetty, Ebenezera i Gilliatfa, po powrocie tego ostatniego, nocą, w ogródku Deruchetty. Maj był, pachniały kwiaty, słowik śpiewał w gęstw i­

nie. W ypatrywanie Gilliatt’a tej, która była jak białość obłoku, jak widzenie złudne i jak mgli­

sty czar jego duszę oblegający. A potem,— cie­

nie odtworzyły grą mimiczną słowa Ebenezera:

„Myślę o tobie, jak o modlitwie. Wierzę w B o ­ g a , lecz w t o b i e pokładam nadzieję". Dalej ślub. I pytanie wielebnego Joe Jaijuemine H e­

ro d ^: „Kto daje tę kobietę mężczyźnie temu?"

I odpowiedź Gilliatta, potężna jak grzmot burzy, burzy odchodzącej i zamierającej na falach: „Ja”.

Wreszcie cicha, bezdennie smutna śmierć Gilliatfa.

I ostatni nakoniec obraz: spokojne, w po­

świacie księżyca śniące o wieczności morze.

Rolę GilliatPa z porywającą siłą i prawdą odtworzył p. Zoube Jest on przytem piękny, złowrogo, straszliwie piękny, jak pogański bóg.

Tak piękny mógł być jedynie strącony z nieba Lucifer. Gdy walczy z morzem i skałami o Du- randę, i o Deruchettę,—jest w łachmanach, nagi nieomal. 1 rozumie się, patrząc nań, Greków i ich dogmaty, w których bogiem było piękno.

Co do Deruchetty, to piękność tej ostatniej grzeszyła—według W iktora Hugo—z b y tk i e m w d z i ę k u . P. Brabant, rolę tę odtwarzająca, grzech ten niewątpliwie spotęgowała. Była jak poranek o wiośnie i jak rozwijający się kwiat.

Uosobieniem duchowego piękna był p. G e­

rard, któremu Antoine powierzył rolę Joe Ebe- nezer’a. Odrażająca w swej podłości i ohydzie była maska aktora grającego rolę Clubin’a.

Wogóle obraz ten został wyreżyserowany, do ostatnich szczegółów, niezrównanie. W spa­

niały był obraz burzy zwłaszcza.

(13)

21. K I N O 227

Filma ta powinnaby przekonać wszystkich przeciwników kina, iż jest ono, w cywilizacyj­

nym dorobku—dużą wartością. Że może kształ­

cić, szlachetniejsze rozbudzać pragnienia, kult piękna szerzyć, dawać to, czego teatr nigdy dać nie jest w stanie.

W końcu przypominamy, iż teatrzyk „Re- naissance" jest prowadzony na rachunek „ P r z y ­ t u ł k u Ś w . S t a n i s ł a w a K o s t k i ”, będącego schronieniem drobnych, ułomnych dzieci i para­

lityków, a który bardzo rzadko kołacze do ofiar"

ności publicznej. __

Filharmonja—„Małżeństwo markiza".

Komedja, z Bernd Aldorem w roli głównej.

W ytwórni „R e x ”, własność ajencji „P o 1 f i 1 m a ”- Filma ta wprowadza nas w świat upudro- wanych peruk, przeczulonego honoru, pojedyn­

ków, wykwintnych form i poetycznych miłości, w świat Cyrano de Bergerac'ów i d’Artagnan'ów.

Potomek rycerskiego rodu marquis’ów de Grammont przeżywa swe dni na hulankach, po­

jedynkach i „szalonych nocach", urządzanych wraz z towarzyszami, niemającymi nic do stra­

cenia.

Na kompanję tę spada jak grom z ja ­ snego nieba wieść, którą przynosi z trybunału stary doradca prawny rodziny, iż mocą testa­

mentu fundatora ordynacji—każdy ordynat oże­

nić się musi do trzydziestego roku życia naj­

później. Zaś ordynat dzisiejszy wiek ten prze­

kroczy za dwa dni. O ile więc w przeciągu dwóch dni ten ostatni nie wprowadzi do swego domu prawnie poślubionej małżonki, to prawo posiadania przejdzie na następcę z innej linii.

„Jeżeli o to tylko chodzi, to czasu mam aż nadto i ożenię się jeszcze dziś, za dwie, trzy godziny"—woła de Grammont, a następnie idzie do karczmy—bierze pierwszą lepszą z brzegu dziewczynę i zapowiada jej, by natychmiast sta­

wiła się w zamkowej kaplicy, ażeby wziąć ślub z nim, markizem.

1 szalony ten ślub istotnie nastąpił, z tą jed ­ nak zmianą, iż miejsce oblubienicy zajęła dzie­

dziczka pobliskich włości, hrabianka de Beaure- gard, która oddawna się w sąsiedzie kochała.

Zamiana ta nie przedstawiała żadnych trudności, ponieważ oblubieniec nawet nie spojrzał na tę, której przysięgał miłość i wiarę.

Po jakimś czasie wszystko się ułożyło jak- najlepiej. Niby żona, a ex-aktoreczka w ędrow ­ nego teatru—uciekła szczęśliwie z którymś z przy­

godnych amantów, zaś istotna małżonka zajęła jej miejsce.

W ystawa wyjątkowo wspaniała, godne wi­

dzenia są zwłaszcza naprawdę piękne i stylowe kostjumy z końca XVIII-go wieku.

Dobra gra i bez zarzutu reżyserja. Parę pięknych widoków.

Obraz ten należy do lepszych i znajdzie u- znanie u tych zwłaszcza, którzy szukają podnio- ślejszych i spokojniejszych wrażeń.

Colosseum — „Niewolnica".

Dramat, z p. Brabant w roli tytułowej. Re­

żyserja Abla G ance’a. W ytwórni francuskiej

„ P a th e ”, własność ajencji „ L u x “.

I znów Francja dała nam filmę piewszo- rzędną, gdyż „Niewolnicę" niemal do arcydzieł zaliczyć można. Obraz ten posiada wszystkie zalety filmy francuskiej: doskonały scenarjusz, mimo jego sensacyjności — o dużej literackiej wartości, wyborną reżyserję, wspaniałą technikę, nakoniec wprost świetną grę poszczególnych artystów.

Treścią obrazu — żywot finansisty - miljo- nera, który,— w poczuciu potęgi zdobytego na giełdzie złota—depcze wszystko dookoła siebie, z głęboką wiarą w to, iż człowiek bogaty wi­

nien być za boga uważany, któremu wolno wszystko: deptać szczęście wszystkich, z żony—

czynić swą niewolnicę, do więzienia wtrącać swych ongi przyjaciół... słowem, przy pomocy złota—p a n o w ać.

Prócz tej zasadniczej myśli utworu, dołą­

czono dużą ilość epizodów konsekwentnie ze sobą powiązanych, które cały utwór czynią nie­

słychanie interesującym. Na dwa ostatnie akty zwłaszcza patrzy się z zapartym oddechem.

Co do reżyserji, to już „Dziesiąta symfo- nja ujawniła, iż Abel Gance jest reżyserem nie­

zrównanym, który rozumie i wyczuwa ekran le­

piej bodaj, aniżeli sławny Olle Olsen, reżyser wytwórni „N o r d is k “.

Akcja utworu toczy się pomiędzy: finan­

sistą Piotrem Veryal’em, jego ongi przyjacielem, młodym Jakóbem Altery; sekretarzem giełdziarza, Markiem, wreszcie młodziutką żoną Piotra, An- drfee.

W szystkie role męskie są grane mistrzow­

sko, jedynie p. Brabant była... tylko piękna.

W ystawa bardzo bogata (bal w IV-m ak­

cie oraz balet w Ill-m).

Jeżeli „Dziesiąta symlonja" była obrazem wyłącznie dla kół litaracko wyrobionych, to

„Niewolnica" spotka się niewątpliwie z uzna­

niem wszystkich bez wyjątku, będzie dla wszyst­

kich „szlagierem".

Nad program dano więcej niż arcy - w e­

sołą farsę: „Maks lekarzem mimo woli", z ulubio­

nym Maksem Linderem w roli głównej.

(14)

228 K I N O j\s 21.

R E P E R T U A R T Y G O D N IO W Y KINEMATOGRAFÓW W WARSZAWIE.

STYLOWYM

M a S A

R e n d e z -v o u s eleganckiego świata.

colosseum

„ N i e w o l n i c e ”

Dramat w 5 akt. wytw. Br. Pathe.

Nad program „ M a k s L i n d e r —l e k a r z e m ” .

n 11

m

p i

a F ern A ndra

U L 1 IVI 1 1 n w tragedji 6-o aktowej

w o g r o d z ie fj r n 7 n P M a r s z a ł k o w s k a 116. U Z II 0

P o c z ą t e k o g . 5 . C Ił Ul U F y” ,

APOLLO

„Strofa śmierci”

Marszałkowska 106. dram at w 5-u częściach Pocz. o g. i pp. z udziałem pięknej p. Brabant.

POLONIA „Ochrana Warszawska

r u L u n i H i je j ta j em i)iC8''.

Jasna 3. Dram at polityczny w b aktach.

W rolach głównych:

ocz. o godz. 6.

k

Ju nosza S tępow skI, J. W ę­

grzyn 1 H. B ruczów na.

„CORSO”

- R ó ż y c z k a ” Romans w 6 cz. wytw. „Clnes,, 7 Wierzbowa 7. w Rzymie, ze słynną art. włoską Początek o godz. 54. G Iovanną Thea.

FILHARMONJA

»PX

j“ “ s „Małżeństwo markiza”

Komedja w 5 częściach

0 T F 1 1 A „ S y n o w ie lu d u ”

U l L L L fł dram, w 6 częściach M a r s z a ł k o w s k a I I I . wytw. „Nordisk".

n T T I T T m k k i m i ^ d 29 VII Mia Mara w dram.

T L K AN N „ C h a r l o t t e C o r d a y ” I U I I I I I I I M I 1 U I 1 Od d. 2 VII Gabr. Robinne

S ie n k ie w ic z a 8 w dram. „ P o k u t a ” .

„ K R E S Ó W Y “ »iŚ ,a d * w h o t e lu P o l o n i a ”

D łu g a 4 2 . Arcydzieło filmowe w 6 cz. LUNA-DOWBORCZYK Od 2 VIII „W p o g o n i z a H o ż a 3 8 . m ę ż e m ” , larsa i kom.

f

W I D O W I S K A

llf I I EUR,

W K A R O W A 1 8 , t

< M O R S K I E

JJ ■■ W III tel 8e 82 j

> co d zien n ie 3 p rz e d sta w ie n ia 630, 8 i 930

ł

w w N iedz. Św . 4 p rz e d st. 5, 630, 8 i 930. <

1

U W A G A : Od P ią tk u 1 go S ie r p n ia l- s z y r a z <

ł --- 1 15 Y Ł.

I _ »

A.

ł K T

I

T V T JET" ---

I

f ---

N A W Y S P I E C A P R 1 >

Widowiska plastyczne. Chóry, soliści i balet na wodzie.

(15)

M 21. K I N O 229 Apollo—„Szal miłości".

Dramat. Wytwórni „'.n t e r o c e a n film C o r p o r a t i o n P a th e " . Własność ajencji

„Lu x".

„Dramat" ten w gruncie rzeczy niema naj­

mniejszych zawiązków dramatycznych i w isto­

cie jest przemiłą komedją salonową tylko, pa­

stelowym utworem, z ukrytą tendencją, by mło­

dzi ludzie, gdy się już połączą w jedno stadło, nie rozpraszali swych uczuć na poboczne roz­

rywki, najniewinniejsze choćby, jak flirt, lub po­

lowanie, lecz całe swe szczęście skupiali dooko­

ła domowego ogniska i dzieci, bez których mał­

żeństwo: „jest iako ogród — bez słońca i bez kwiatów”.

W utworze omawianym młoda para, kocha­

jąca się i bogata, stanęła jednak na progu nie­

szczęścia* z powodów:—ona jest nazbyt przez męża zaniedbywana, którego zresztą wszystek czas i siły pochłania żyłka myśliwska, czego wy­

nikiem jest nuda i chęć rozrywek, pustoty, śmie­

chu po za domem, flirtu... zaś on jest zbyt gwał­

towny, zbyt zakochany, zazdrosny. „Na Romea pan się najzupełniej nie nadaje—mówi mu reży­

ser amatorskiego teatru amer. miljonerów—na­

tomiast jest dla pana rola Otella jakby napisa­

na".

I grają Otella. Wpływ Szekspira okazuje się jednak fatalny dla małżeńskiego szczęścia.

Otello bowiem, grany przez zacietrzewionego żonkosia, dusi swą Desdemonę-żonę... n a p r a w - d ę.

Komedja—zamieniła się w dramat.

Na szczęście—był to sen tylko i wszystko kończy się jaknajlepiej dla wszystkich, z wyjąt­

kiem reżysera, dla którego flirt z mężatką skoń­

czył się fatalnie. W amerykańskim pojedynku bowiem został biedak wywieziony na taczkach i wyrzucony do przydrożnej sadzawki.

Gra całego zespołu—znakomita. Przepysz­

nie zwłaszcza odtworzył swą rolę aktor, grają­

cy męża-Otella.

Mimo to, iż obraz ten został wytworzony w Ameryce, nosi on wszystkie cechy filmy fran­

cuskiej. Doskonały ma scenarjusz, jest wytwor­

ny, dowcipny, żywy i przewybornie wyreżyse­

rowany.

Ale bo też reżyserem był francuz, p. Leonce Perret, który, napewno, mając środki jakiemi rozporządzają wytwórnie amerykańskie, da nam z pewnością jeszcze nieraz filmy pierwszorzędne.

Wystawa w „Szale miłości" jest bardzo bo­

gata, piękna i wspaniała. Utwór jest zajmujący;

w czwartym akcie silnie wzrusza, rozśmiesza w ostatnim. Jest wart widzenia.

Corso — „Różyczka"

Romans według komedji Caillaveta i de Flersa z Giovanną Thea. Wytwórni włoskiej

„ C in e s" , własność ajencji „ C o rs o " .

Przed kilku laty z ogromnem powodzeniem na scenach europejskich jak również w War­

szawie grano wyborną komedję salonową zna­

nej spółki autorskiej, osnutą głównie na tle edyktu wydalającego zakony z Francji. Niemiły ten fakt historyczny, który autorzy o innych koncepcjabh artystycznych wyzyskali conajmniej do napisania kilkunasto-aktowej tragedji, Cailla- vet i de Flers ujęli znacznie pogodniej, z dużym sentymentem i liryzmem, jak na takich kpiarzy przystało, opowiadając dzieje „Różyczki", przy­

wróconej światu „siostry Marji".

„Różyczka” ukazuje się obecnie na ekranie jako bardzo miły, pełen cichego smutku, choć zarazem i pogody romans. Dzięki technice jaką scena nie rozporządza, samą fabułę rozszerzono znacznie, wyzyskano pod względem dekoracyj­

nym, kładąc przedewszystkiem główny nacisk na malarską stronę tematu, to też w filmie mamy niektóre zdjęcia wprost pastelowe jak np. wnętrza starych ogrodów i parków, fra­

gmenty o wysokiem pięknie i nastroju. Bardzo ciekawą jest też między innemi scena jak pod­

czas wypełniania edyktu żołnierze francuscy od­

dają honory wojskowe starej zakonnicy, która zdobyła legję honorową za pomoc rannym pod Sedanem.

Obraz grany jest wybornie, to też na hi- storję miłości zakochanego dziewczątka i zruj­

nowanego magnata patrzy się ciekawie, zwła­

szcza) że na pewien przeciąg czasu obraz prze­

nosi się na prerje Ameryki.

Różyczkę gra nieznana jeszcze w Warsza­

wie, a bardzo zdolna i piękna artystka Giovan- na Thea, gra ją spokojnie, z wdziękiem bez przesady i minoderji. W „Rozmaitościach” kreo­

wała swego czasu tę postać Lubicz Sarnowska.

Trudno przeprowadzać porównanie mię­

dzy grą sceniczną, a dla ekranu, lecz porównu­

jąc obie artystki niewiadomo której przyznać pierwszeństwo? Sąd pozostawiamy publiczności, która znając komedję Caillaveta i de Flersa ze sceny, powinna zobaczyć ją na ekranie z uro­

czą Giovanną Thea. W.

Stylowy — „Kobieta bez jutra".

Dramat z premjowaną pięknością, Ledą Gys, i Mario Bonard’em w rolach głównych.

Wytwórni włoskiej „ A lg a le —film ”, własność ajencji „ S fin k s".

(16)

230 K I N O 21.

Dziewczęcy pączek, który jednak za chwilę w przepyszny, purpurowy kwiat granatu ma się rozwinąć, pozostaje na bruku stolicy Włoch — bez żadnej opieki, bez domu, zupełnie samotny.

Matka umarła, ojciec poszedł do więzienia...

Dni nędzy i upokorzeń; dni głodu i bru­

talności przechodniów. W tej smutnej, bezna­

dziejnej wędrówce życiowej Pepita spotyka czło­

wieka, który opanowywa wszystkie jej zmysły i uczucia. Zupełnie nieświadoma życia i jego szałów—upaja się nowemi dla niej wzruszeniami.

Rozpętał się gorejący płomień krwi nieświado­

mej. Uczucie bólu pełne, niepokające, a jednak., upojne. Nieubłagane są wszakże prawa życia.

Za chwilę szału — płaci się latami niedoli i łez.

Pepita po krótkich dniach szczęścia — zostaje porzucona, z dziecięciem u łona, które umiera...

W jakiejś aferze szpiegowskiej zdobywa majątek. Jest niezależna, bogata. Lecz dokąd się udać i po co? Najstraszliwszy los, gdy się jest bez steru, żagla i wiosła. Bez żadnych obo­

wiązków i bez żadnej miłości w sercu. Bez przyszłości, bez jutra!...

„Gdziekolwiek zw rócę wzrok — W szędzie mi jedno.,.

Na północ pójdę, czy też na południe — W szędzie napotkam cień od spieki słońca 1 znajdę studnię...

W szędzie nad głową znajdę dach wśród nocy I w szędzie mogę za grosz kupić chleba11...

„Kobieta bez jutra" wsiadła w sleeping i ru­

szyła w dal,., napewno w niedolę, albowiem naj­

większym wrogiem duszy jest brak celu w życiu i połączone z tym niszczące działanie powszed­

niego dnia.

Rolę Pepity, a następnie—marquisy Baccia- relli, odtworzyła Leda Gys, znana W arszawie z niezrównanej filmy, przed paroma laty u nas demonstrowanej: „Ukarana". Artystka ta ma nerw sceniczny i dużo temperamentu.

Niestety jednak—czas dla włoszek jest za­

bójczy... Artystka ta stoi już na progu jesieni życia. Natomiast gra Ledy Gys przez czas wojny pogłębiała się, ‘przyczem stara się ona teraz naśladować Marję Carmi. Pozuje z du- żem poczuciem artystycznego piękna (u łoża matki, moment przed wypiciem pierwszego kie­

liszka szampana, tulenie zmarłego dziecka...).

Na specjalną uwagę zasługują stopy tej ar­

tystki. Piękne ma Helia Moja, lecz omawiane—

służyć mogą jako arcyw zór największym artys­

tom świata.

Parę niezrównanych krajobrazów, na Boec- klinie wzorowanych (villa nad morzem, Campo Santo...).

W reszcie zabarwienie — czasami zupełnie

naturalne. >ęric*v

R edakt Druk „Gazet

a Stanisław Hora-Łistopad.

Musielewicza), Złota 24.

„Kobieta bez jutra" jest filmą względnie dobrą i niewątpliwie będzie miała powodzenie.

Jest efektowna, bogato wystawiona, a zwłasz­

cza — ogromnie łatwa, dla wszystkich dostępna (czego powiedzieć nie można o „Zazdrości' lub lub „Dziesiątej symfonji"), łzawa i rzewna. Ach jaka rzewna!... ____

Polonia — ,,Z za kulis dyplomacji**.

Dramat detektywny, z cyklu przygód Joe Deebs’a. W ytwórni niemieckiej, niezaznaczonej.

W łasność ajencji „S f i n k s “.

Obraz wytworzony w tych jeszcze czasach, gdy Prusy marzyły o panowaniu nad światem, a ich buta i pycha — nie miały granic.

W filmie omawianej jest taka scena: pod­

dany „Westiandji" wpada w czasie pokoju do prezesa ministrów jakiegoś państewka bałkań­

skiego i grozi: „Armaty naszych pancerników są skierowane na miasto i po upływie godziny zostanie ono zbombardowane (jak Kalisz), jeżeli"..-

Uzyskawszy podpis — „tryumfujący” przed­

stawiciel „Zachodu” dosiada konia (oczywiście cudzego) i pędzi trotuarem, tratując przecho­

dniów.

„Deutschland, Deutschland ueber alles“...

Petit Trianon—„Charlotte Corday".

Dramat, z polskimi artystami: Mia Marą i W iktorem Biegańskim w rolach głównych. Wła­

sność ajencji „ C o r s o ”.

Utwór fantastyczno-historyczny, współcze­

sny i z czasów rewolucji francuskiej. Bardzo barwny, zajmujący i dobrze, zwłaszcza przez W.

Biegańskiego, grany.

Od soboty dn. 2 p. m.:

„Pokuta"

Dramat wg. utworu Guy de Maupassant'a ze słynną z urody G. Robinne w roli głównej.

W ytwórni francuskiej „ P a th e " , własn. ajencji

„L u x“. , _________

KOMUNIKATY.

P. Szymon Leyman zawiadamia nas, iż w y­

stąpił z firmy „Feniks", której był współwłaści­

cielem i zakłada nowe biuro kinematograficzne, pod firmą „ A t l a n t i c " , (Marszałkowska 111), które początkowo zajmie się wyłącznie w y­

pożyczaniem film. Przy ajencji znajduje się sala projekcyjna, w której na każde żądanie kli- jenteli demonstrowane być mogą obrazy na

składzie się znajdujące.

Cytaty

Powiązane dokumenty

wiedliwić się przed Ketty, przy sposobności zwierza się bratu, że ma dużo długów.. Jan proponuje mu, aby rzucił sztukę i objął posadę w

wianej broszurki zasadniczo się nie zgadzamy, w całości się -piszemy na słowa autora, które są zakończeniem jego pracy:.. „Jeżeli ani państwo, ani

— lecz z warunkiem by serce zostało zimne i nieczułe — w przeciwnym bowiem razie, gdy serce zabije silniej, twarz momentalnie okryje się zmarszczkami a wiosna

wych, odnosimy takie wrażenie, jakbyśmy już ten dramat widzieli byli, tylko w innem nieco może miejscu i przez innych grany aktorów, i nuży nas to, że

rym kobieta subtelna i dobra gnie się pod ciężarem rzuconego na nią podejrzenia. Miody mąż prosi przyjaciela o towarzyszenie jego żonie do teatru. Pod wpływem wina i

dzo ostrej formie zwrócił już uwagę-wiedeńskim przemysłowcom, by nie ważyli się puszczać w obieg kontrtypów włoskich wytwórni, zostaną bowiem w czasie

czas kilkanaście osób z personelu; na widownię pożar się nie przedostał, niemniej okazała się znaczna liczba poszkodowanych pośród ucieka­.. jącej w popłochu

nie, że kinematograf może i powinien zyskać sobie prawo obywatelstwa w szkole, wywoła oburzenie i wyda się bluźnierstwem kwalifiku- jącem się przed kratki