• Nie Znaleziono Wyników

Gest przeciwko Stwórcy i kulturze - o skandalu estetycznym na podstawie "Frankensteina" Mary Wollstonecraft Shelley

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gest przeciwko Stwórcy i kulturze - o skandalu estetycznym na podstawie "Frankensteina" Mary Wollstonecraft Shelley"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Magdalena Dziugieł-Łaguna

Gest przeciwko Stwórcy i kulturze - o skandalu estetycznym na podstawie

"Frankensteina" Mary Wollstonecraft Shelley

Prace Literaturoznawcze 3, 45-56

2015

(2)

2015 4 5 -5 6

Ma g d a l e n a Dz i u g i e ła g u n a

UWM w Olsztynie

G est p r z e c iw k o S tw ó rc y i k u ltu rze - o sk a n d a lu e ste ty c z n y m n a p o d sta w ie Frankensteina M ary W ollston ecraft S h elley

A G estu re A g a in st th e C reator a n d C u ltu re - th e A e sth e tic S ca n d a l B a sed

on M ary W ollston ecraft S h elley 's Frankenstein

Słow a kluczow e: aksjologia, brzydota, estetyka wartości, estetyczny skandal Key words: axiology, ugliness, aesthetic values, aesthetic scandal

1. A m b iw a len cja n o w o c z e s n o śc i

W św iecie p rz e m ia n d ynam izujących odczucie w spółczesności do głosu dochodzą d yskusje n a d ko ndycją duchow ą człow ieka, k tó ry m u si n a nowo określić sy stem y w artości, um ożliw iające m u opan ow anie ro zp ozn any ch lę­

ków. C złow ieka w spółczesnego d e te rm in u ją jed no cześn ie i n a u k a , i nowocze­

sność, k tó re m a ją w pływ n a k ry staliza cję jego niepokojów. D ośw iadczenie now oczesności bow iem - k tó rą a m e ry k a ń sk i an tro po lo g M a rsh a ll B erm an c h a ra k te ry z u je ja k o dozn anie ciągłej zm ian y - ro z u m ia n e j e s t ja k o p u łap k a, gdyż za n eg o w an iu podlega w n im u s ta lo n y ła d ś w ia ta , funkcjonu jący od czasów śred n io w iecza. Z a m ia s t tego p o rz ą d k u p o jaw ia się p e r m a n e n tn a tra n sfo rm a c ja , to też nic ju ż nie j e s t s ta łe i u sta lo n e ra z n a zaw sze. Bycie now oczesnym oznacza z a te m z jed n ej stro n y funkcjonow anie w „otoczeniu, k tó re obiecuje n a m przygodę, rozległe m ożliwości, radość, rozwój, p rz em ian ę n a s sam ych i św ia ta ”, a z drugiej - „z ag raża zniszczeniem w szystkiego, co posiadam y, co w iem y”1.

T ak ie odczu w an ie now oczesności B e rm a n sy tu u je ju ż w XVI w ieku, a tr w a ono do ko ń ca X VIII stu lecia, n a s tę p n ie jej p rz e m ia n y w y zn acza W iel­

k a R ew olucja F ra n c u s k a i w reszcie w iek XX, k iedy to now oczesność sta je się pojęciem globalnym . J a k stw ie rd z a P a u l R abinow , to „Opis i in gerencja,

1 Cyt. za J. Turney, Ślady Frankensteina: nauka, genetyka i kultura masowa, przeł.

M. Wiśniewska, Warszawa 2001, s. 16.

(3)

w iedza i w ładza, pojm ow anie i refo rm ow an ie s ta ją się, od p o czątk u, je d n o ­ cześnie celem i śro d k iem ”2 ludzk iej aktyw ności. Toteż u w id a c z n ia się tu a m b iw a le n tn e definiow anie now oczesności, bo z jed n ej stro n y s p e łn ia ją się ośw ieceniow e obietnice, że rozwój n a u k i w yposaży człow ieka w nieo gran iczo­

n e w p ro st m ożliwości, z dru giej je d n a k k ry s ta liz u ją się obawy, że owoce ludzkiego p o z n a n ia m ogą być zap raw io n e k ro p lą goryczy. J a k to w y ra ża W iktor F ra n k e n s te in w słow ach kiero w an y ch do k a p ita n a W altona: „Podob­

nie ja k kiedyś j a sam , szu k a sz w iedzy i m ądrości. Żywię szczerą n adzieję, że zaspokojenie tw oich p ra g n ie ń nie s ta n ie się d la ciebie czym ś, co ja k żm ija z a tru je cię sw ym ja d e m ”3. Owoc p o z n a n ia m oże sta ć się więc p o k u są o d k ry ­ cia - ja k słu szn ie obaw ia się b o h a te r - półpraw dy, w istocie im ita c ją P ra w d y 4 - a więc k łam stw em . P row ad zić m oże z a te m do s k a n d a lu poznaw czego, u p o d staw którego k ryje się d estru k c y jn e zło. Tę i t a k ą jed n o cześn ie d ręczącą am biw alencję wobec lu d zk ich osiągnięć, n iero z erw aln ie zw iązany ch z poję­

ciem nowoczesności, w y ra ziła ju ż d w a w ieki te m u M ary W o llsto necraft S h el­

ley w utw o rze za ty tu ło w a n y m F ra n ke n ste in albo w spółczesny P rom eteusz.

Pow ieść, ta k ja k dzieło tytułow ego b o h a te ra - je śli m o żn a się ta k w y ra ­ zić - zo sta ła „zszyta” z gatunków , poniew aż sty k am y się t u i z „ h isto rią grozy (o p a rtą m iejscam i n a trad y c ji gotyckiej), po tro sze filozoficzną przypow ieścią i po tro sze fa n ta z ją n a u k o w ą ”5. D latego F ra n ke n ste in a m o żn a odczytać jak o pow ieść science fictio n , tr a k tu ją c ą o dziejach n auk ow ca, zaw dzięczającego pow ołanie życia n auce, a nie siłom n adp rzyrodzon ym , ja k to m iało m iejsce chociażby w p rz y p a d k u m itu o P ro m eteu szu , k tó ry tw orzy człow ieka z gliny, łez i isk ry słońca. N ie bez przyczyny w p o d ty tu le pow ieści pojaw ia się im ię tego ty ta n a , k tó re w ykorzystuje p is a rk a w k o n tekście w spółczesności w ła­

śnie. J a k p o d k re śla B ria n W. A ldiss w P ochodzeniu g a tu n kó w : M a ry S h e l­

ley6 , bacznie obserw ow ała o n a zm ian y św iata: pierw sze lokomotywy, k ra jo ­ b ra z y „ s z a ta ń s k ic h fa b ry k ”, e k s p e ry m e n ty z e le k try c z n o ś c ią G alvanieg o i Volta. Te o znaki nowego w yw oływ ały w niej reak cje co n ajm n iej n iejed n o ­ znaczne. N ie tyle więc chęć p rz ek ro c zen ia n o rm estety czn y ch s ta ła u pod­

s ta w p o w sta n ia powieści, co lęk p rz ed niem ożliw ym i do w y o b rażen ia k o n se­

kw en cjam i d z ia ła ń ludzkich, choć ich m ożliw ości bez w ą tp ie n ia u rz e k a ły i wciąż u rz ek ają.

2 Tamże, s. 8.

3 M. Wollstonecraft Shelley, Frankenstein, przeł. H. Goldmann, Poznań 1989, s. 18;

wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania, dalej zastosowano następujący zapis: F - na oznaczenie tytułu i cyfra arabska - odsyłająca do strony, z której pochodzi cytat.

4 Zob. J. Krasicki, Ja, Ty, On, w: tegoż, Przeciw nicości, Kraków 2002, s. 19.

5 M. Wydmuch, Gra ze strachem, fantastyka grozy, Warszawa 1975, s. 80.

6 Zob. B. Aldiss, O pochodzeniu gatunków: Mary Shelley, w: Spór o S. F. Antologia szkiców i esejów o science fiction, red. R. Handke, L. Jęczmyk, B. Okólska, Poznań 1989, s. 19-40.

(4)

2. P r z e c iw k o k u ltu r ze - p o w iesc-p a ra d o k s o c zło w iec zy m m a rz en iu i lęk u

W 1816 ro k u rodzi się u 18-letniej M ary S helley pom ysł n a powieść grozy, k tó ra w d w a la t a później zostaje w y d a n a anonim ow o w L ondynie.

H isto ria m łodego a d e p ta n a u k i, k tó ry p rz e k ra c z a g ran ice śm ierci, s ta je się lite ra c k im i k u ltu ro w y m sk a n d a le m w XIX-wiecznej Anglii. I chociaż W alter Scott, w opublikow anej w „E d in b u rg h M ag azin e” recenzji, w skazyw ał n a za lety te k s tu , to w iększość w ypow iadających się p o strz e g a ła pow ieść jak o o b ra z o b u rc z ą i „nieoby czajną”. P o d w a ż a ła o n a bow iem B oskie p ra w a do s tw a rz a n ia życia, a p rz y d a w a ła tę sp ra w c z ą potencję człow iekowi ja k o k r e ­ ato ro w i życia bez u d z ia łu kobiety. P ubliczność p rz eży ła w strz ą s estetyczny:

b o h a te r, jego dzieło, la b o ra to riu m b u d z iły o d ra zę, a o cen a t a w y n ik a ła z sy ste m u w y znaw anych w artości, w k tó re ów „w andalizm ” arty sty c z n y b ez­

pard o n o w o w k ra c z a ł. S k a n d a l (o z n acz ający d z ia ła n ie n ie m ie sz c z ą c e się w ża dnych n o rm ac h p o stępow an ia, gdyż „przek raczające lu d zk ie pojęcie”7) sk u tk o w a ł w ięc chaosem , d efin io w anym ja k o b e z m y śln a d e w a sta c ja obo­

w iązującej aksjologii. T a k a re a k c ja odbiorcy pow ieści S helley n ie p o w in n a b y ła dziwić, poniew aż - ja k s tw ie rd z a M a ria G o łaszew sk a w E stetyce i anty- estetyce -

Gdy [...] przekroczony zostanie pewien próg nasilenia bodźca - następuje szok - przestają działać mechanizmy percepcji, proces odbioru zostaje gwałtownie zahamowany i następuje albo reakcja agresywna [...] albo zniechęcenia, odwró­

cenia się [...]8.

A ty m czasem - ja k w przedm ow ie do III w y d a n ia pow ieści z 1831 ro k u k o n sta tu je a u to rk a - chodziło o g rę lite ra c k ą (a n ie ja w n ą prow okację, zresz­

t ą św iadczy o ty m u jaw n iają ce się w n a rra c ji w artościow anie językow e, dzie­

ło F ra n k e n s te in a o k re śla n e j e s t bow iem m ian em „diabelskiego”, to też m ożna podejrzew ać, że ta k ie m ów ienie o rzeczyw istości arty sty cz n ej było zgodne z oceną sam ej au to rk i, co dodatkow o w sp ie ra ją s e m a n ty k a i aksjologia w y ra ­ stając e przecież z d o z n a n ia rzeczyw istości9), ale też zw erbalizow anie n iep o­

kojów w ynikających z odw iecznych m arz eń , a te ra z i zdolności człow ieka.

Pow ieść n ie m ia ła więc antycypow ać nowego sy stem u , tylko opowiedzieć się wobec tego, k tó ry obow iązyw ał. Ale tę fra p u ją c ą te m a ty k ę n ależało jeszcze oblec w a tra k c y jn e k s z ta łty i to g e st-b u n t wobec śm ierci sta je się ce n tru m fabuły, bo ja k z kolei w sk azu je R adosław O kulicz-K ozaryn:

7 Zob. M. Tramer, Kto dołki kopie, w: tegoż, Literatura i skandal na przykładzie okresu międzywojennego, Katowice 2000, s. 22.

8 M. Gołaszewska, Estetyka i antyestetyka, Warszawa 1984, s. 131.

9 Zob. T. P. Krzeszowski, Semantyka a pragmatyka, w: tegoż, Aksjologiczne aspekty semantyki językowej, Toruń 1999, s. 20.

(5)

[...] gesty nadają życie postaci poetyckiej, zmuszając do nietypowej reakcji, a nie tylko potwierdzenia naszego doświadczenia. Poeta odniesie zwycięstwo, kiedy wymarzy sobie człowieka o „zajadłym geście wobec życia” i uczyni go „bohate­

rem” jakiejś opowieści10.

W ty m celu S helley w y k o rz y stała w ła s n ą wizję, oto bow iem w au rze sennego k o sz m a ru zobaczyła m ężczyznę, k tó ry leżącem u u jego stóp ciału zaszczepia isk rę życia. W ty m w łaśn ie „zajadłym geście” - w ykraczającym poza lud zk ie dośw iadczenia - tk w iła atra k cy jn o ść b o h a te ra . T ak więc akcja ożyw ienia c iała pozszyw anego z różnych szczątków , k tó ra o tw ie ra ro zd ział V powieści, sta je się jej ce n tru m . P rz e d s ta w ia o n a m ak ab ry czn e w y darzenia, k tó re w z b u d zają u k o n k re tn io n y stra c h , gdyż s ta w ia ją odbiorcę oko w oko z p otw ornym istn ie n ie m . Oto re la c ja W ik to ra F ra n k e n s te in a z bluźnierczego a k tu stw a rz a n ia życia:

Stało się. W ponurą noc listopadową oczy moje widziały, jak spełniał się cel moich trudów. Z lękiem, który niemal dochodził do śmiertelnego strachu, zebra­

łem wokół siebie narzędzia życia, by tchnąć iskrę żywota w bezduszną masę, leżącą u mych stóp; Była już pierwsza po północy i deszcz z okropnym odgłosem uderzał o szyby. Świeca była już niemal zupełnie wypalona, kiedy przy jej migocącym, przygasającym płomyku ujrzałem, jak otwiera się zamglone żółtawe oko stworzenia; oddychało ono ciężko i kurczowe ruchy wstrząsały jego ciałem.

(F 46) N ie bez zn a cze n ia je s t t u pora, w której tw orzy się now e życie. W swej sym bolice noc je s t p rz e s trz e n ią o tw arcia n a niebezpieczeństw o i u w o ln ie­

n iem tego, co niem ożliw e podczas d n ia, a s k rz ę tn ie sk ry w a n e i intym ne.

P oprzez b ra k g ra n ic noc skierow uje ta k ż e k u m etafizyce, czyli po zw ala n a dojście do p ra w d y o sobie11, a tej w łaśn ie - z re s z tą słu szn ie - o b aw ia się W iktor. O człow ieku św iad czą bow iem czyny, w k tó ry ch m oże p rzejrzeć się ja k w zw ierciadle, gdyż p o św iad czają one ra n g ę człow ieczeństw a albo j ą obniżają, k ie ru ją c ty m sam y m podm iot d z ia ła n ia k u ety cz n em u przek ro cze­

niu. D latego lęk W ik to ra je s t ta k n a p ra w d ę ta je m n ic ą jego w łasnego p rz e ­ k ro c zen ia12, czyli pogw ałcenia n o rm etycznych. To d ziała n ie sp ro w a d za n a niego niebezpieczeństw o „bycia” m artw y m , n ieu leczaln y m z choroby d o tk n ię ­ cia zła, bo przecież to zło, choć „w zbudza w u m y słach słu szn e poczucie s k a n ­ d alu , w yw iera rów nież pew nego ro d z aju fascy nację”13.

10 R. Okulicz-Kozaryn, Gest otwierający wyobraźnię, w: tegoż, Gest pięknoducha. Ro­

man Jaworski i jego estetyka brzydoty, Kryspinów 2003, s. 271.

11 Zob. D. Kulas, Noc w kulturze - noc kultury, w: Noc - symbol, temat, metafora, red.

J. Ławski, J. Korotkich, M. Bajka, Białystok 2011, s. 93-98.

12 Zob. P. Ricoeur, Lęk etyczny, w: tegoż, Symbolika zla, przeł. S. Chichowicz i M. Ochab, Warszawa 1986, s. 31.

13 F. Madre, Skandal z pierwszych stron, w: tegoż, Skandal zla, przeł. D. Zańko, Kra­

ków 1996, s. 12.

(6)

P oczątkow o S helley p la n o w a ła rozpocząć opowieść od tej w łaśn ie sceny, k tó ra je s t zw ieńczeniem h an iebnego g ro m ad z en ia przez W ik to ra szczątków lu d zk ich różnego pochodzenia, a n iezb ęd n y ch do p re k u rso rsk ieg o ek sp e ry ­ m e n tu . B o h a te r bezw sty d n ie w yznaje, że byw ał n a c m en ta rza ch , gdzie pozy­

skiw ał „m ateriał” - co z re sz tą m iało m iejsce istotn ie, gdyż w la ta c h 1800-1810 z grobów lo n d y ń sk ich ginęło corocznie około ty sią c a ciał zdobyw anych t ą d ro g ą do celów a n a to m icz n y ch 14. O stateczn ie, za n a m o w ą P ercy ’ego S h el­

leya, p is a rk a rozpoczyna n a rra c ję od w yp raw y naukow ej R o b e rta W altona, k tó ry w lista c h do sio stry relacjonu je przeb ieg podróży n a b ieg u n północny.

N ie j e s t to przypadkow y zabieg kom pozycyjny, poniew aż w ą te k naukow ca- e n tu z ja s ty stan o w i p a ra le lę do biografii F ra n k e n s te in a . P odobnie ja k on, W alton rów nież o p ętan y je s t w izją now ych odkryć, a w d ą ż e n iu do ta k w y ty­

czonego celu a b so lu tn ie nie liczy się z lu d zk im życiem. D latego jego zd u m ie­

nie je s t ogrom ne, gdy podczas próby p rz eb icia się przez s k u te lodem m orze poznaje W iktora, k tó ry p o d ąż a tro p e m um ykającego p rz ed n im człow ieka, a ja k się później okazuje - p o tw o ra - będącego owocem jego nau kow ych eksperym entów . Stopniow o tajem n iczy przybysz o dk ry w a p rz ed W altonem h isto rię swego tragicznego życia, sn u jąc opowieść o śm ierci, o sa m o tn ien iu i nienaw iści. Oto bow iem , b ędąc s tu d e n te m m edycyny, zostaje dem onicznie w p ro st o p ętan y ż ą d z ą w iedzy i sukcesyw nie zdobyw a um iejętn ości, by powo­

łać do życia nowego A dam a.

O żywiony stw ó r sta je się źródłem jego u d rę k i. P is a r k a bow iem za d b ała o pogłębienie p o rtre tu psychologicznego tytułow ego b o h a te ra , czym p o tw ier­

d z a ła tezę, że najw iększym zagrożeniem d la człow ieka j e s t on sam . W iktora wciąż niepokoi w izja dem ona, nieboskiego stw o rzen ia, odczuw a dręczący n a ­ tło k m yśli, oczekuje n a d ra m a ty czn e w y d arzen ia. D zięki ta k ie m u zabiegowi u d aje się wzmóc e fe k t grozy, u m iejscaw iając jego źródło w p rz e strz e n i p sy ­ chicznych d o zn ań b o h a te r a 15. I rzeczyw iście, lęki i obsesje F ra n k e n s te in a p rz e ra d z a ją się w szczegółowy d ia riu sz sza le ń stw a, w w iw isekcję p row adzo­

n ą w p ro st n a ludzkiej psychice. W ik to r bow iem obserw uje dzieło sw ych tw ó r­

czych zapędów i nie m oże zapanow ać n a d w strę te m , k tó ry w z b ie ra w n im ja k fa la uporczyw ych a n a trę tn y c h torsji, k tó re zaw ładn ęły jego św iadom o­

ścią i p rz em ien iły j ą w is tn e m are tenebrarum :

Czyż mogę opisać, jak bardzo byłem wstrząśnięty tą katastrofą? Albo jak mam określić wygląd tego nieszczęśnika, którego stworzenie kosztowało mnie tyle starania i nieustannego wysiłku? Miał proporcjonalnie zbudowane członki i wy­

brałem mu rysy twarzy, które miały być piękne. Piękne! Wielki Boże! Miał żółtą skórę, która z ledwością pokrywała przechodzące pod nią arterie i pasy włókni­

stych muskułów, włosy zaś czarne, błyszczące i faliste, a zęby białe jak perła.

14 Zob. J. Turney, Postać stworzona przez Mary Shelley, w: tegoż, Ślady Frankenste­

i n a s. 40.

15 Zob. A. M. Rustowski, Gotycka powieść okultystyczna w Anglii w latach 1845-1860, w: tegoż, Angielska powieść gotycka doby wiktoriańskiej, Katowice 1977, s. 91.

(7)

Ale ten przepych tworzył tylko bardziej potworny kontrast z jego wodnistymi oczyma, które wydawały się niemal tej samej barwy co brudnobiałe orbity, w których były osadzone, jak też z jego pomarszczoną cerą i prostymi czarnymi wargami.

(F 46) Żaden śmiertelnik nie zniósłby odrazy, jak ą wywołuje ta okropna twarz. Gdyby mumii przywrócono życie, nie mogłaby być tak ohydna jak ten nieszczęśnik.

Przypatrywałem mu się, kiedy jeszcze nie był skończony. Był wtedy wystarczająco szpetny. Lecz kiedy mięśnie i stawy otrzymały zdolność poruszania się, wtedy zrobiło się z niego coś tak okropnego, czego nawet Dante nie potrafiłby wymyślić.

(F 47)]

Tw órca nie j e s t zdolny, by zaopiekow ać się sw oim dziełem (w istocie an tydziełem ), k tó re zgotuje m u iście d a n te jsk ie piekło za życia. W ik to r p r a ­ gnie - w ręcz sk an d a lic zn ie - u n ik n ą ć konsekw encji za swe czyny, a te nie d a ją długo n a siebie czekać. M o n stru m bow iem u n ic e stw ia w akcie zem sty - za pow ołanie do życia, którego ono nie p ragn ęło - żonę W iktora, m ałego b r a ta W illiam a i jego przy jaciela C lervala. W końcu F ra n k e n s te in podejm uje decyzję o zlikw idow aniu potw ora. K iedy je d n a k dochodzi do ich sp o tk an ia, w ysłuchuje p rz erażającej opowieści o alienacji, gdyż b rz y d o ta fizyczna M on­

s tru m od czu w an a je s t przez innych jak o zło etyczne, w ręcz p rz e strz e ń s k a la ­ n ia. N a stę p u je t u więc efek t „ściągnięcia estetyczn ego ”16, w k tó ry m zrów nuje się pojęcia zupełnie sobie obce, n ależące bow iem do od m ien ny ch dom en a k ­ sjologicznych: m a te r ii i d u c h a . Czyż n ie j e s t to w ięc o p o w ieść -sk an d al o sam y m W iktorze, k tó ry - tw o rząc nowego A d a m a - w y n a tu rz a ideę P ię k ­ n a? Człow iek bow iem sa m dokonuje w yboru pom iędzy dobrem a złem , które w sp ółtw orzą lu d z k ą duchow ość i za raz em p rz e są d z a ją o jej w artości. Ja k o stw órca-darczyńca m a ty m w iększe z a te m zo bow iązania wobec powołanego życia, k tó re m u n ależało p rzy d ać w a rto ści i uczynić je p ięk n y m w sferze m e n ta ln e j, je ś li ju ż nie w sferze m aterii.

D latego też w pierw szym o d ru c h u F ra n k e n s te in u leg a nam ow om stw o­

rz e n ia d la M o n stru m to w arzy szk i życia i u w o ln ien ia się ty m sam y m od u d rę k i odpow iedzialności. Początkow o poddaje się su g estii i k o n s tru u je now ą E w ę, ale w yob rażając sobie s k u tk i m n o żen ia się „diabelskiej ra s y ”, w o s ta t­

n iej ch w ili n iszcz y p ra w ie ju ż o ży w io n ą isto tę . O d te j p o ry jeg o życie - z przy ro d zo n em u człowiekowi n a tu ra ln e m u kroczen iu k u godnej śm ierci - p rz e m ie n ia się w rozpaczliw ą drogę egzorcyzm ow ania w łasnej d u szy od grzech u n ienaw iści, co o statec zn ie sk a z a n e j e s t n a klęskę. Tw orząc M on­

stru m , opow iedział się bow iem po stro n ie zła i - choć j e s t b ezg raniczn ie szczery wobec siebie sam ego w d efiniow an iu w łasn y ch nikczem ności - to tej w ła śn ie szczerości z a b ra k n ie m u w obec ś w ia ta , p rz e d k tó ry m m u sia łb y

16 Zob. J. Kurowicki, Wyobraźnia przedstawiająca i pojęciowa, w: tegoż, Piękno jako wyraz dystansu. Wykład estetyki z perspektywy filozofii kultury, Warszawa 2000, s. 95.

(8)

w yznać w iny i zadośćuczynić za w yrządzone zgorszenie, a tego nie uczyni.

T ak więc, k iedy w końcu u m ie ra z w y c zerp a n ia n a s ta tk u W altona, j e s t to jego d efin ity w n a p rz e g ra n a , poniew aż nie zdołał przebaczyć sobie sam em u.

Ś w iad k iem śm ierci F ra n k e n s te in a s ta je się M o n stru m , k tó re przybyw a, by o p łak ać swego ojca i k a ta zarazem . Toteż za p o w ied zian a przez b estię scena sam o u n ice stw ie n ia je s t w istocie oczyszczeniem poprzez ogień w sze ch św iata ze zła, k tó re w niej wydało śm ie rte ln e owoce. Co ciekaw e, odczuw ane przez p o tw o ra w y rz u ty su m ie n ia s ą przecież po tw ierd zen iem w y k szta łc en ia m o ra l­

ności, n a w e t je śli ułom nej, to zdolnej do w y ró żn ien ia zła z p rz e s trz e n i św ia­

ta . Tym sam y m więc okazuje się on o fia rą g o d n ą w spółczucia i przeb aczen ia.

T ak oto p rz e d sta w ia się p ro b le m a ty k a powieści, k tó ra m ia ła siać grozę, gdyż - ja k p isa ła S helley - „w najw yższym sto p n iu m u si p rz e ra ż a ć efek t każdego ludzkiego d ziała n ia , którego celem je s t n aślad o w an ie p ro cesu stwo- rz e n ia ”17. S iła te k s tu - będącego „sk an d alem d la m yśli i w yzw aniem dla w iary ” - tk w iła więc w zb u rz e n iu ła d u em pirycznego czy teln ika, tłu m a czą ce­

go ś w ia t poprzez p ra w a N a tu ry lu b Boga, poniew aż zaw sze - ja k k o n sta tu je R o b ert P la n k - „życie pow staw ało z życia i poprzez płeć”18, a n ie w brew te m u p raw u . D odatkow o p is a rk a o d b iera ła człow ieczem u b u n to w i przeciw ko złu in ten cję „czystości”, co było tru d n e albo w ręcz niem ożliw e do p rzy jęcia przez c z y te ln ik a . M o n s tru m , n ie s k a ż o n e k u l t u r ą , było d o b re (e fe k t filozofii J . J . R ousseau ), a sta je się złem w cielonym w ze tk n ięciu z człow iekiem , dla którego ułom ność je s t potw ierd zen iem n iem alże biblijnego tr ą d u du cha, s k a ­ z ą m e n ta ln ą . S tą d odw rócenie się od s k a n d a lu estetycznego (k tó ry za św iad ­ cza ohyda cudzego ciała), ro z u m ia n e przecież ja k o w yparcie dem onicznego zła, ale też u ch ro n ie n ie siebie p rz ed sk aż en iem n im , j e s t w istocie te s te m n a człow ieczeństwo: bo oto n ależ y rozstrzy g n ąć, czy w ułom ności tk w i id e a s a ­ m ego Boga, czy m oże a n ty id e a u padłego anioła?

4. P r z e c iw k o B o g u - b io g r a fia a n ty stw ó r cy

H e rm a n E b elin g w przedm ow ie do niem ieckojęzycznego w y d a n ia F ra n ­ k e n ste in a stw ierd z a, że „ L ite ra tu ra grozy o p iera się n a stosunkow o prostej zasadzie. W ykorzystuje o n a fa k t, że k ażd y czy teln ik św iadom ie lu b p o dśw ia­

dom ie in w estu je w le k tu rę określone en erg ie psychiczne. [...] Z m u sza do za an g a ż o w a n ia m oralnego w sy tu acjach , ja k ie le ż ą poza dobrem i złem ”19.

W łaśn ie to w ciągnięcie cz y te ln ik a do oceny w y d a rzeń pod w zględem etycz­

ny m m a znaczenie zasadnicze, nie m oże on bow iem pom inąć p y ta ń o to, czy tytu ło w y b o h a te r - a de facto k ażd y kto się n a to odw aży - m a praw o do

17 Cyt. za M. Wydmuch, Gra ze strachem, fantastyka grozy, Warszawa 1975, s. 77.

18 Tamże, s. 73.

19 Cyt. za M. Wydmuch, Strach skompromitowany: nonsens i śmiech, w: tegoż, Gra ze strachem..., s. 154.

(9)

n a śla d o w a n ia B oga czy też N a tu ry w akcie stw órczym i ja k ie b ę d ą tego konsekw encje. A z a te m n a p la n pierw szy in te rp re ta c ji te k s tu w ypływ ają:

n a u k a i jej dzieło, czyli m o n stru m .

N a pow ieść S helley m iały w pływ odw ieczne człowiecze p ra g n ie n ia , ale p rzed e w szy stk im m yśl filozoficzna i s ta n n a u k i. J e j ojciec, W illiam Goldwin, był a u to re m Ż ycia nekro m a n tó w , w k tó ry m op isał alchem ików A grippę i Pa- ra celsu sa. Tw ierdzili oni, że „w szystkie c iała s ą sobie blisk ie i łatw o z m ie n ia ­ j ą sw ą po stać i n a tu rę , pod w a ru n k ie m , iż z n a jd ą się pod w pływ em innej, potężniejszej od n ich su b sta n c ji”20. P a ra c e ls u s w De n a tu ra reru m p isa ł n a ­ w e t o m ożliwości stw o rz en ia życia bez u d z ia łu kobiety. Toteż filozofia n a tu ry s ta n ie się dem onem F ra n k e n s te in a . Obok tej idei w yposaża p is a rk a swego b o h a te ra w n a rz ę d z ia nau kow e, z n a ła bow iem poglądy E ra s m u s a D arw in a, k tó re legły u p o d staw koncepcji tw o rz e n ia życia za pom ocą m eto d n a u k o ­ w ych21. Od 1804 ro k u m ogła obserw ow ać też, ja k G iovanni A ldini, sio strz e ­ n iec G alvaniego, prow adził pokazy sty m u lacji zw łok lu d zk ich p rą d e m e le k ­ trycznym . S tą d sam a k t ożyw ienia M o n stru m przez F ra n k e n s te in a był - co p o d k re śla ją bad acze k u ltu ry - ja k o ś zw iązan y z elektry czno ścią, co z kolei okazało się szczególnie a tra k c y jn e d la ad a p ta c ji film ow ych tej h istorii.

Tę ciągłość lu d zk ich d ąż eń i m a rz e ń p o d k re śla S h elley poprzez ze sta w ie ­ n ie w tekście stare g o i nowego św ia ta n au k i. Oto przybyw ający do In g o lsta d t F ra n k e n s te in , zafascynow any jeszcze m y ślą K o rn e liu sz a A grypy i P ara celsu - sa, p orzuci ju ż w krótce sw ych m istrzó w n a rzecz chem ii i p rzy sw o jen ia m ożliwości n a u k przyrodniczych. Oto co, podczas w ykładów p ro feso ra Wald- m a n a , słyszy n a ów tem at:

- Dawniejsi nauczyciele tej wiedzy - mówił - obiecywali niemożliwości i nie dokonali niczego. Współcześni jej nauczyciele obiecują bardzo mało - wiedzą oni, że metali nie da się w żaden sposób przeistoczyć i że eliksir życia jest fantazją wybujałego umysłu. Lecz ci badacze, których ręce wydają się stworzone tylko po to, by grzebać w błocie, a oczy, by ślęczeć nad mikroskopem czy tyglem, napraw ­ dę dokonali cudów. Przenikają do tajników natury i pokazują, jak działa w swych kryjówkach. Wspinają się po nieboskłonie; odkryli tajemnice krążenia krwi i właściwości powietrza, którym oddychamy; zdobyli nową i niemal nie­

ograniczoną władzę - mogą rozkazywać grzmotom i piorunom, naśladować trzę­

sienie ziemi, a nawet drażnić świat niewidzialny jego własnymi widmami.

(F 37) Od tego m o m e n tu w zm ag a się w W iktorze n ieg asn ą ce p ra g n ie n ie doko­

n a n ia czegoś przełom owego. „N iem ało ju ż zrobiono [...] ale j a doko nam w ię­

cej, w iele więcej!” - w oła w głębi duszy i okrzyk ów je s t w istocie dem onicznym poczuciem niezależności od jakichkolw iek no rm 22, w olnością nieobw arow aną,

20 A. M. Rustowski, dz. cyt., s. 57.

21 Zob. J. Tuyney, Postać stworzona przez Mary Shelley., s. 37.

22 Zob. A. Gębalska, Zrozumieć zło w „Mistrzu i Małgorzacie” Michaiła Bułhakowa, Opole 2012, s. 24.

(10)

to ta ln ą . Toteż F ra n k e n s te in stopniow o sta je się fa n a ty k ie m wiedzy, docieka­

jącym , gdzie k ryje się źródło życia. R ozpoczyna więc sw oją w ędrów kę od m iejsc, z k tó ry ch życie wyciekło, ro z p rz e strz e n ia ją c dokoła śm ierć. K ostnice i c m e n ta rz e s ta ją p rz e s trz e n ią jego w a lk i z n a tu rą , by g w ałtem w ydrzeć z niej tajem n icę „z a p ła d n ia n ia życiem m a te rii nieożyw ionej”. W olny od w iary w istn ie n ie św ia ta B oskiego z za in te reso w a n ie m śledzi proces rozp ad u , by w yprow adzić z niego nić życia. O to ja k relacjo nu je W altonow i swoje o b serw a­

cje czynione n a d zw łokam i:

Musiałem patrzeć na to, jak ta wspaniała postać ludzka leżała teraz pohańbiona w nikczemnym, trupim rozkładzie. Widziałem, jak zgnilizna śmierci obejmuje skwapliwie to, co niedawno było kwiatem życia. Widziałem, jak obrzydliwe ro­

bactwo obejmuje w spadku te wspaniałe cuda oka i mózgu.

(F 40) O stateczn ie, w w y n ik u m orderczej pracy, o d k ry w a sposób n a ożyw ienie ciała i odczuw a n a r a s ta ją c ą w sobie du m ę z pow odu ro z w iąza n ia sfinksow ej za g ad k i za n eg o w an ia p ra w śm ierci:

Najróżnorodniejsze uczucia miotały moim sercem, porywając mnie za sobą, niby huraganowy wicher w pierwszym zapale powodzenia. Nikt tego pojąć nie zdoła.

Zycie i śmierć wydały mi się teraz idealnymi granicami, przez które muszę się najpierw przedrzeć, a potem zalać potężnym potokiem światła ten ciemny świat.

Nowy gatunek będzie mi wdzięczny jako swemu źródłu i stwórcy. Wiele szczęśli­

wych i wspaniałych istot mnie będzie zawdzięczać swoje istnienie. Zaden ojciec nie mógłby żądać tak pełnej wdzięczności od swego dziecka, na jak ą ja z ich strony będę zasługiwał.

(F 42) D u m a prow adzi go n a drogę pychy, w łasnego ub ó stw ien ia, gdyż F r a n ­ k e n s te in o b d arza siebie m ian em stwórcy, staw iają c ty m sam y m z n a k rów no­

ści pom iędzy so b ą a Bogiem. A k t te n j e s t w istocie w yn iesien iem w łasnego

„ja”, u z n a n ie m swojej w ielkości23, k tó ry obróci się przeciw ko niem u . W św ie­

tle jego dalszych poczynań iro n iczn em u p rz etw o rz en iu u le g a p rz y ję ta przez niego ro la w szechm ocnego ojca, to tylko zab aw a w stw órcę, m ak a b ry c z n a gra. J a k p o tw ierd z a B iblia, stw orzony przez B oga św ia t oraz człow iek są o bd arzone a try b u ta m i dobra. I k iedy człow iek za p ra g n ie wytyczyć gran icę pom iędzy dobrem i złem , a w w y n ik u tego d z ia ła n ia sp rz en iew ierzy się sw em u Ojcu, to niew ątp liw ie zasłu ży n a k arę. Ten je d n a k n ie pozostaw i człow ieka w rozpaczy, gdyż poprzez śm ierć swego S y n a u w a ln ia lu dzi od p o tęp ien ia, p rzy w racając im godność bycia praw ym i. W ikto r - co p ra w d a - p rzy jm u je m iano ojca, tw o rząc życie, ale jego u w ad ze u m y k a fa k t, że pow ołane istn ie n ie nie j e s t określone pod w zględem aksjologicznym . Tkwi ono bow iem poza dobrem i złem , co w istocie ozn acza zb yt bliskie obcow anie

23 Zob. P. Madre, Strategia kuszenia, w: tegoż, Skandal zla..., s. 28.

(11)

z d e s tru k c ją i negacją. T ak więc on - ja k o ojciec - po w in ien nauczyć je dobra, by um iało przeciw staw ić się złu, by mogło je rozróżnić24. T ym czasem F r a n ­ k e n s te in a nie p o c h ła n ia ją k w estie n a tu ry etycznej, n ie z a s ta n a w ia się n a d odpow iedzialnością, w ogóle n ie tru d z i się odpow iedzią n a p y ta n ia : co zrobi ze sw ym su k cesem - a więc pow ołanym do życia tw o rem - ja k udźw ignie ciężar jego skutków . W ykazuje ty m sam y m niedojrzałość i daleko p o su n ię tą niefrasobliw ość. S am więc jego a k t stw órczy z a w ie ra w sobie zalą żek zła, je s t b lu źnierczym g estem wobec Boga, g estem A n ty p ro m ete u sz a. Bycie rów nym Bogu zobow iązuje do w szelkiej rzetelności, roztropności, a n a d e w szystko m iłości. Szczególnie w sy tu acji, gdy stw o rz en ie n ie j e s t id ealn e . T a jego ułom ność nie je s t przecież jego g rzechem tylko w in ą albo też w o lą jego stwórcy.

W ik to r n a to m ia s t zdolny je s t tylko do o d czu w an ia negacji. W sw ym anty d ziele, w M o n stru m m oże się p rz eg ląd ać ja k w zw ierciadle, poniew aż w yzw ala ono w n im zdolność do czy n ien ia zła. W w y n ik u u w o ln ien ia się w n im pokładów k o n te sta c ji nie u z n a więc w łasnego dzieck a za w a rte uw agi, k tó re b rz y d o tą uw łacza przecież godności człow ieka. O statec zn ie z a te m do­

św iadczy ono jed y n ie o d rzu cen ia z a m ia s t akceptacji. O to ja k opisuje p ierw ­ sze re la c je p o m ięd zy s tw ó rc ą a s tw o rz e n ie m , ojcem a d zieck iem , so b ą a M o nstru m :

A równocześnie przy mdłym i żółtawym świetle księżyca, [...], zobaczyłem tę ohydę - nieszczęsnego potwora, którego stworzyłem. Uniósłszy firanki łóżka, utkwił we mnie swoje oczy, jeśli oczami można by je nazwać. Szczęki jego otwierały się i wymamrotał kilka nieartykułowanych dźwięków, podczas gdy grymas uśmiechu zmarszczył mu policzki. Prawdopodobnie coś mówił, ale ja nie słuchałem.

(F 47) Oczywiście W iktor ucieka, sta ją c się ty m sam y m człow iekiem -dezerte- rem , ale też u z u rp a to re m , oceniającym w a rto ść swojego d zieła ze w zględu n a w alory estety czne. W św ietle jego biografii b rzy d o ta, ułom ność, nieforem ność jak o w y m iary s k a n d a lu estetycznego s ta ją się a rg u m e n ta m i p rzesąd zający m i

0 p ra w ie do śm ierci. F ra n k e n s te in w ychow any p rzez w łasnego ojca bez bo- ja ź n i wobec Boga, tra k tu ją c y m iejsce pochów ku ja k o p rz e strz e ń ro z k ła d u

1 egzystencji robactw a, uw olniony zostaje od cię ż a ru odpow iedzialności. P o­

zbaw iono go najw ażniejszej rzeczy: B oskiego a u to ry te tu i to dlatego owoc jego e k sp e ry m e n tu w y n a tu rz a się i p rz y b ie ra cechy sz a ta ń sk ie , gdyż w isto ­

cie pow iela za ch o w a n ia swego stw órcy-ojca, czyli podnosi b u n t przeciw ko u sta lo n e m u ładow i św iata:

24 Zob. J. Krasicki, dz. cyt., s. 10.

(12)

Błyskawica oświetliła tę postać i pokazała mi wyraźnie jej kształty; jej olbrzymi wzrost, jej zeszpecony wygląd, zbyt ohydny, by móc mienić się ludzkim, od razu mi powiedział, że był to ten łotr, ten podły demon, któremu dałem życie. [...]

Blisko dwa lata upłynęły od owej nocy, kiedy poczęło się jego życie. Czy była to jego pierwsza zbrodnia? Niestety wypuściłem w świat nikczemnego łotra, który z rozkoszą nurzał się we krwi i cierpieniach swych ofiar [...].

(F 63-64) D opiero p okonany przez p o tw o ra (sym bolizującego drogę człowieczych wyborów, a ty m sam y m przyrodzone n a tu rz e ludzkiej zło) i zdegrado w an y w sw oim człow ieczeństw ie W iktor zdolny je s t do racjon aln ej oceny lu d zk ich am bicji i n am iętn eg o d ą ż e n ia do w y d a rcia ta je m n ic N a tu rz e czy Bogu:

Istota ludzka dążąca do doskonałości powinna zawsze zachować spokój i równo­

wagę umysłu i nie dopuścić nigdy do tego, by namiętność albo zachcianki kiedy­

kolwiek go zakłócały. Nie sądzę, żeby dążenie do wiedzy miało stanowić wyjątek od tej zasady. [...] Gdyby tej zasady zawsze przestrzegano, gdyby nikt nie po­

zwolił, żeby jego aspiracje w jakikolwiek sposób naruszały pogodny stan jego uczuć rodzinnych, Grecja uniknęłaby niewoli, Cezar przysłużyłby się lepiej swo­

jemu krajowi, Amerykę odkrywano by bardziej stopniowo i cesarstwa Meksyku i Peru nie uległyby zniszczeniu.

(F 44) W św ietle powyższego W ikto r F ra n k e n s te in je s t stw ó rc ą a rebours, za­

przeczeniem jego odpow iedzialności i m iłości, piłatow y m um yciem r ą k od konsekw encji czynu i w ypełnionym p y ch ą szalonym naukow cem , d la którego w a rto ść p rz e d s ta w ia sam a k t tw o rz e n ia ja k o r e z u lta t nieograniczonych, „bo­

skich ” m ożliwości człow ieka. Ale kiedy tylko okaże się, że ów „ re z u lta t” staje się sk a n d a le m etycznym i estetyczn ym , bez sk ru p u łó w zadecyduje o jego anihilacji, gdyż m ow a j e s t przecież o w y n ik u e k s p e ry m e n tu , a n ie istocie ludzkiej.

Pow ieść m łodej p isa rk i, u ko chanej P ercy ’ego S h elley a i przyjaciółki Geo­

rg a B yrona, w yw ołała estety c zn y szok w XIX-wiecznej Anglii. Oboje arty ści - z re s z tą słu szn ie - liczyli się z t a k ą re a k c ją czytelników , gdyż n a każd ym poziom ie znaczeń pow ieść s ta n o w iła p rzek ro czen ie norm : etycznych, e s te ­ tycznych i aksjologicznych. Je j tytu ło w y b o h a te r pow odow any n am iętn o ścią d o ta rc ia do g ra n ic p o z n a n ia p rz e k ra c z a je, roszcząc sobie praw o do bycia k re a to re m w pow oływ aniu życia bez u d z ia łu kobiety. T a u z u rp a c ja szczegól­

n ie b u lw erso w ała odbiorców i o b d a rz a n a b y ła m ian em s k a n d a lu k u ltu ro w e ­ go. To pogw ałcenie p ra w B oskich i przy ro dy wywoływało w konsekw encji p y ta n ia o sk u tk i człowieczych d ziałań , sp ełn iający ch ośw ieceniow e obietnice w y rw a n ia n a tu rz e w szy stk ich tajem n ic, a zatem : czy s ą one p o d sta w ą do m ów ienia o triu m fie odw iecznych p ra g n ie ń , czy w ręcz przeciw nie - o klęsce lęków w yw iedzionych z z a tru te g o owocu p o z n a n ia d o b ra i zła.

(13)

B ib lio g ra fia

Źródła

Wollstonecraft Shelley M., Frankenstein, przeł. Henryk Goldmann, Poznań 1989.

O pracow ania

Aldiss Brian, O pochodzeniu gatunków: Mary Shelley, w: Spór o S. F. Antologia szkiców i esejów o science fiction, red. Ryszard Handke, Lech Jęczmyk, Barbara Okólska, Poznań 1989.

Gębalska Anna, Zrozumieć zło w „Mistrzu i Małgorzacie” Michaiła Bułhakowa, Opole 2012.

Gołaszewska Maria, Estetyka i antyestetyka, Warszawa 1984.

Krzeszowski Tomasz P., Aksjologiczne aspekty semantyki językowej, Toruń 1999.

Kulas Dariusz, Noc w kulturze - noc kultury, w: Noc - symbol, temat, metafora, red.

Jarosław Ławski, Krzysztof Korotkich, Marcin Bajka, Białystok 2011.

Kurowicki Jan, Piękno jako wyraz dystansu. Wykład estetyki z perspektywy filozofii kultury, Warszawa 2000.

Madre Philippe, Skandal zła, przeł. Dorota Zańko, Kraków 1996.

Okulicz-Kozaryn Radosław, Gest pięknoducha. Roman Jaworski i jego estetyka brzy­

doty, Kryspinów 2003.

Ricoeur Paul, Lęk etyczny, w: tegoż, Symbolika zła, przeł. Stanisław Chichowicz i Maria Ochab, Warszawa 1986.

Rustowski Adam M., Angielska powieść gotycka doby wiktoriańskiej, Katowice 1977.

Tramer Maciej, Literatura i skandal na przykładzie okresu międzywojennego, Katowi­

ce 2000.

Turney Jon, Ślady Frankensteina: nauka, genetyka i kultura masowa, przeł. M arta Wiśniewska. Warszawa 2001.

Wydmuch Marek, Gra ze strachem, fantastyka grozy, Warszawa 1975.

Summary

M. Wollstonecraft Shelley’s novel grew out of the experience of modernity. Technological progress and science put up a man on the threshold of the nineteenth century in a new cultural situation. This experience of reality as continuous change in man caused various fears to grow, which in turn required from him to develop new values, to determine what is good and what is bad. In such a situation is the title character of the novel Frankenstein, which deals with the scientist, who creates a new life without the participation of woman. So in terms of subject matter, character construction, who turns out to be an anticreator, the novel became an aesthetic shock to the audience, when it was supposed to be a novel about human dreams and fears.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak wpływa na załama- nie się znaczenia kulturowego dziedzictwa oraz poczucia tożsamości — jednost- kowej i osobowej, narodowej i społecznej, religijnej i wspólnotowej..

Aliquando vir et uxor inter se solidum capere possunt, velut si uterque vel alteruter eorum nondum eius aetatis sint, a qua lex liberos exigit, id est si vir minor

Dowiaduję się od wspólnych naszych znajomych, że Książę stoisz na czele grona osób, które zam ierza zająć się obchodem rocznicy mojej 25-letniej pracy pisarskiej..

The combination of SD and EMA –which we call Exploratory System Dy- namics Modeling and Analysis (ESDMA)– could indeed be used for dealing with deep uncertainty and dynamic

Po twym zainteresowaniu, zdumieniu i nadziei, jaką wyrażają twoje oczy, widzę, mój przyjacielu, że spodziewasz się, iż wyjawię ci poznaną przeze mnie

Mężczyzna jest przypisany do sfery publicznej, kobieta do sfery domowej, a jedyna rola, jaką Rousseau widzi dla kobiet, to rola małżonki i matki w pierwszych latach

Nieco bardziej skomplikowaną sprawą jest dokładne odtworzenie odbiorców kazania wygłaszanego (Scio breviatus). Pierwszym założeniem, jakie należy zweryfikować, jest

Los zwierząt interesuje zatem Locke’a tylko pośrednio, przede wszystkim w kontekście wpływu, jaki wywiera odnoszenie się do nich na ludzki charakter i zachowanie w stosunku do