• Nie Znaleziono Wyników

Thomasa Reida myślenie o języku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Thomasa Reida myślenie o języku"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Zofia Florczak

Thomasa Reida myślenie o języku

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 71/4, 49-57

1980

(2)

ZOFIA FLO R C Z A K

THOMASA REIDA MYŚLENIE O JĘZYKU

Chciałabym w przedstawionym tu szkicu nawiązać do spraw y XVIII- -wiecznych prób odpowiedzi na pytanie, czym jest język i jaka jest, czy też powinna być, linia jego rozwoju. Problem ten uznawano za pod­

stawowy dla wszelkich rozważań o człowieku i jego roli w świecie.

Było to zgodne z duchem epoki.

0 wielkim i powszechnym wówczas zainteresow aniu wśród uczo­

nych Europy spraw ą języka mówiłam szerzej w rozprawie pt. Europej­

skie źródła teorii językow ych w Polsce na przełomie XVI I I i X I X wieku.

Nazwiska przywołane w tej książce, reprezentatyw ne dla różnych kierunków myślenia, nie w yczerpują jednak pełnej listy w ypowiada­

jących się o języku. Nie sposób było przytoczyć wszystkich. Do pom i­

niętych należy m. in. założyciel szkockiej szkoły filozoficznej, tzw. filo­

zofii zdrowego rozsądku, Thomas Reid. Na kartach swoich dwóch głównych dzieł, Inquiry into the Human Mind on the Principles of Common Sense (1764) oraz Essays on the Intellectual Powers of Man (1785) 1, a także w swoich wykładach o sztuce, Lectures on the Fine Arts (powst. 1774) 2 — Reid wprowadza sprawę języka jako dowód główny słuszności swego rozumowania. Jak wiadomo, nie zgadzał się on z założeniem em piryzmu, iż um ysł ludzki, sam przez się będący pustą białą kartą, zapisany zostaje dopiero przez doświadczenie; nie od­

rzucając wagi doświadczenia, Reid uważał, iż umysł zna sam z siebie różne praw dy, naw et takie, o których doświadczenie nigdy pouczyć nie może. Cała stru k tu ra języka ludzkiego (wszystkich języków ludzkich) — tw ierdził — wskazuje na to, że istnieją odwieczne praw dy i zasady, niezależne od doświadczenia i obserwacji.

1 Th. R e i d , R o z w a ż a n ia o w ł a d z a c h p o z n a w c z y c h c z ł o w i e k a . P rzeło ży ł oraz w stęp em i p rzyp isam i opatrzył M. H e m p o l i ń s k i . W arszaw a 1975. D alej do tego tom u od sy ła m y skrótem R. L iczb y po sk rócie w sk a zu ją stron ice.

2 W yk ład y o sztukach p ięk n ych p o zo sta w a ły w ręk op isie do n aszych czasów . W ydane zostały pt.: T h o m a s R e i d ’s L e c tu r e s on th e Fine A r ts . T ranscribed from th e O riginal M anuscript, w ith an In trod u ction and N otes, b y P . К i v y. T h e H ague 1973. D alej do tego tom u od syłam y skrótem L. L iczby po sk rócie w sk a zu ją stron ice.

4 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i 1980, z. 4

(3)

50 Z O F I A F L O R C Z A K

R epertuar rozważań Reida o języku obejm uje gram atykę (grama­

tykę uniw ersalną — choć sam Reid nie używa tej nazwy — ta k frapu­

jącą uczonych w. XVIII), związki między językiem a m yśleniem , wresz­

cie takie zagadnienia, jak ch arakter języka (naturalny czy ustanowiony), jego bogactwo, doskonałość i źródła błędów, język powszechnej komu­

nikacji a język filozoficzny. W krótkim szkicu trudno jest przedstaw ić i rozwinąć wszystkie te motywy. W ydaje się, że sama ekscerpcja cy­

tatów z wymienionych dzieł szkockiego filozofa utw orzyłaby pojem ny tom „Myśli Thomasa Reida o języku”. Chciałabym się zatrzym ać przy niektórych.

Przede wszystkim Reid należy do grupy pisarzy, którzy zabierali głos w wielkiej dyskusji, czy język jest naturalny, czy a rb itraln y i ja­

kie stąd w ynikają jego m ożliw ości3.

W dzisiejszym rozumieniu tych term inów, ograniczonym zw ykle do kategorii znaku, „n atu raln y ” znaczy tyle co 'um otyw ow any’, „ arb itral­

ny ” — tyle co 'nie um otyw ow any’. W tam tej epoce pojęcia te były b ar­

dziej skomplikowane. Nawiązywały do starego problem u physei i theseiy ale były wplecione w charakterystyczne dla epoki problem y ogólne, przede wszystkim — jak już wspomniano — w problem statu su czło­

wieka w świecie: w sprawę jego pojaw ienia się na ziemi i jego rolę w kształtow aniu świata. Na człowieka patrzyło się albo jako na kreację Boga obdarzoną rozumem i od razu gotowym językiem (lub zdolnością mówienia), albo jako na tw ór ewolucji zachodzącej w świecie przyrody.

„N aturalny” mogło zatem znaczyć: dar Boga czy też N atury rozumiane]

jako siła sprawcza, a więc to, co jest niezależne od człowieka. D arem Boga mógł być cały język (przy czym znak językowy zaw ierał w sobie istotną właściwość rzeczy, wpisaną od razu w ten znak) lub też tylko jego podstawowa, uniw ersalna stru k tu ra gramatyczna. Za natu raln e w języku uważano również to, co w ynikało z naśladowania N atury ro­

zumianej jako przyroda (naśladować można było dźwięk), a także w szyst­

ko, co się wiązało z samą czynnością organów mowy (poszczególne miejsca artykulacji dźwięków wiązali niektórzy uczeni ze znaczeniem tych dźwięków). W „n atu raln y ” sposób, okrzykiem, jękiem, w yrażano pierw otne uczucia. Oto niektóre tylko, choć najczęściej spotykane, ro­

zumienia term inu „n atu raln y ”. Do określenia: arbitralny, czyli zależny od woli lub kaprysu człowieka bądź w ybrany przez człowieka na za­

sadzie jakiegoś „rozumnego w yboru” — dochodził jeszcze pośredni, często wówczas używ any term in: „konw encjonalny” („from compact” — dosłownie: z umowy). I gdy problem naturalności łączył się praw ie zawsze z pytaniem o genealogię, o początek, to konwencjonaliści zwykle uchylali to pytanie. Konwencja była zgodą człowieka na kiedyś posta-

* Zob. Z. F l o r c z a k , E u r o p e js k ie ź r ó d ł a te o r ii j ę z y k o w y c h w Polsce na p r z e ło m i e X V I I I i X I X w i e k u . S tu d i a z d z i e j ó w te o r ii j ę z y k a i g r a m a ty k i . W ro­

cła w 1978, rozdz. P o g lą d y na p o c z ą t e k , r o z w ó j i c h a r a k t e r ję z y k a .

(4)

wioną propozycję, z nie zawsze już rozpoznawalnym jej um otywowa­

niem. Zatem w konwencji mógł tkwić zarówno elem ent naturalności, jak i arbitralności: przyjm owano stan aktualnie istniejący — zwyczaj.

Tych kilka uwag w stępnych pomoże znaleźć miejsce Thomasa Reida wśród wypowiadających się na ten tem at uczonych.

Reida interesow ał mechanizm poznawania świata przez człowieka i to, w jaki sposób człowiek ów świat wyraża. Uważał, iż każdy akt percepcji składa się z wrażenia („sensation”) i z przeświadczenia („belief”), że istnieje przedm iot, k tóry to wrażenie spowodował. Jednakże ów akt percepcji przebiega w um yśle człowieka tak, jak gdyby stanow ił całość nierozdzielną.

Przedm ioty ludzkiego poznania dzielił Reid na dwie kategorie: cie­

lesne („of body”) i umysłowe („oj m ind”), i te same kategorie wyróżniał w zakresie w rażeń: te w rażenia, które pow stały np. z bólu od oparzenia, są w rażeniam i cielesnymi, te zaś, które pow stały po stracie drogich przyjaciół, są w rażeniam i umysłowymi. W związku z tym Reid zary­

sował interesującą nas teorię znaków. Prześledźm y tok rozumowania szkockiego filozofa.

Stwierdza on, że gdy dwa przedm ioty są tak powiązane z sobą, że jeden prowadzi nas do poznania drugiego, wówczas pierwszy staje się znakiem drugiego (np. dym jest znakiem ognia). Zatem w yrazy w książ­

ce są znakami myśli autora: litery to znaki dźwięków, zespół dźwięków to znaki wyrazów, a w yrazy — to znaki myśli. Tak samo w mówieniu słowa są znakami idei lub myśli mówiącego. Można więc powiedzieć, że język („language”) jest znakiem naszych myśli, które w ten sposób kom unikujem y (L 29).

Lecz istnieją inne jeszcze znaki naszych myśli. W wojsku np., w m a­

rynarce znakiem do odwrotu lub w ym arszu jest głos trąbki, umownie wywieszona flaga, itp. Głuchoniemi w celu porozumiewania się używ ają specjalnych znaków, które nie są wyrazam i. Znaki jednak zawsze są przedm iotam i zmysłowymi. Natom iast rzecz oznaczana może nie być przedm iotem zmysłowym, np. gdy jest myślą. Reid posuwa swoje ro­

zumowanie dalej i wyróżnia znaki naturalne i sztuczne. Te ostatnie wywodzą się z ogólnej umowy między ludźmi lub z umowy zaw artej przez pewną grupę ludzi, nie znanej innym ludziom. Słowa (wyrazy) są właśnie tego rodzaju znakami. Takie są również sygnały wojskowe, gdyż znane są tylko tej, a nie innej armii. Znaki naturalne zaś, prze­

ciwnie, są zrozumiałe przez każdego, ta k jak dym jest powszechnie rozum iany jako sygnał, znak, że tam gdzieś jest ogień, a w ezbrana rzeka jest znakiem ulewnego deszczu, topnienia śniegu, itd. Ale i tu można wyróżnić dwa rodzaje znaków: te, które są wprawdzie ustalone przez natu rę, lecz człowiek odkrywa je dopiero przez doświadczenie (dziecko nie wie, że dym jest znakiem ognia, a zam arzanie wody znakiem zimna, dopóki samo tego nie pozna), drugi zaś rodzaj to znaki poznawane bez

(5)

52 Z O F I A F L O R C Z A K

doświadczenia, w sposób, którego nie można wyjaśnić. Np. pewien szczególny w yraz tw arzy oznacza uczucie strachu. Strach je st afektem , doznaniem umysłu, jest niewidzialny. Jak wyjaśnić, dlaczego w ywiera on taki właśnie w idzialny skutek na tw arzy? Pojaw ia się pytanie: skąd my wiemy, że to jest w yrażeniem tego właśnie uczucia? Reid zauważa, iż gniewnie wypowiedziane słowa przerażają już niemowlęta, nie m a­

jące przecież w tym zakresie żadnego doświadczenia, że jeden rodzaj muzyki w yraża smutek, inny miłość, a jeszcze inny — gniew. Są to naturalne przedstaw ienia pewnego afektu, pewnego stanu um ysłu. Nie są osiągnięte przez doświadczenie. Są więc ustanowione i w jakiś spo­

sób zakodowane w samej stru k turze ludzkiej n atu ry (L 30).

Z tej właściwości danej człowiekowi płynie możliwość w yrażania uczuć poprzez głos, gest i w yraz tw arzy: człowiek ma inny wygląd, gdy się cieszy, a inny, gdy jest sm utny, inny wśród przyjaciół, a inny wśród wrogów. W ynika to tylko z N atury. N atura zam ierzyła też, że w yrazem tw arzy i gestem możemy w sposób świadomy wyrazić nasze uczucia i naszą wolę. Jest to n aturalny język człowieka, język, który poprzedził wszystkie inne, później ustanowione. W stw ierdzeniu tym Reid jest bliski teorii Condillaca, który — jak wiem y — w pierw otnym języku gestów, języku czynnościowym, upatryw ał pierwszego sposobu w ypo­

wiadania się człowieka 4. Przyw ołując w toku rozważań nazwisko lorda Monboddo, „znakomitego autora rozpraw y Of the Origin and Progress of Language” (1773), który usiłował dowieść, że język nie jest n a tu ra l­

ną właściwością człowieka („is not natural to m an”) 5, Reid stwierdza, że słowa „n aturaln y” i „język” („language”) używane są w bardzo róż­

nych znaczeniach. Z lordem Monboddo można zgodzić się tylko dlatego, że „language” rozumie on jako język artykułow anych dźwięków, a ten istotnie nie jest naturalnym językiem człowieka. Jest oczywiste — mówi dalej Reid — że potrzebny był czas i doświadczenie, aby się stać zdol­

nym do formowania i ustanaw iania artykułow anych dźwięków. N ikt jednak nie może powiedzieć, że język angielski czy francuski, łacina lub greka są ludziom wrodzone. Już ten fakt, że każdy naród ma odmienną artykulację dźwięków, jest dowodem, że nie są one naturalne, jakkol­

wiek to N atura zamierzyła, że artykułow ane dźwięki mogły się stać rzeczami („things”), przez które możemy wyrazić nasze myśli. Gdyby tak nie było, znalibyśmy narody, które porozum iew ają się w zupełnie inny sposób. Praw dziw y n atu raln y język składa się ze znaków nie bę­

dących artykułow anym i dźwiękami, a ludzie mogą za pomocą tych zna­

ków komunikować zarówno swoje uczucia jak myśli.

Tak więc Reid szukając odpowiedzi na pytanie, jak człowiek w yra-

4 C ours d ’étu d e s E. C o n d i l l a c a , gdzie je s t m ow a o język u czyn n ościow ym , u kazał się w r. 1789, p óźniej niż w y m ien io n e p race R eida.

5 O p ogląd ach M onboddo zob. F l o r c z a k , op. cit.

(6)

ża poznawany przez siebie świat (zarówno zewnętrzny, jak i swój świat wew nętrzny), dochodzi do popularnych w tym okresie wniosków o pier­

w otnym języku człowieka: człowiek pierw otny „mówił” ciałem, gestem, mimiką, okrzykam i — dopiero później wykształcił się język artykuło­

wany.

Jest jednak duża różnica w stosunku ówczesnych autorów i w sto­

sunku Reida do znaczenia tak rozumianego języka naturalnego. Reid nie uważa tego języka — jak inni — za relikt przeszłości. On wciąż widzi w tym języku właśnie wielką siłę żywotną zawsze aktualną. Nie tylko dlatego, że posługują się nim głuchoniemi, że ludzie różnych na­

rodowości. nie znający wzajemnie swoich języków są zdolni do poro­

zum iewania się przy pomocy gestów. Reid przytacza przykład antycz­

nych pantomim . Te nieme widowiska, w których nie padało żadne słowo, w yw ierały na ludziach większe wrażenie niż „mówione” tragedie.

Rozróżniano wówczas aktora i spikera. Wielki aktor staw ał się idolem tłumów. Znany „pojedynek” Cycerona z Rosciusem, kto z nich wykona lepiej tę samą partię wybranego utw oru, przyniósł zwycięstwo Rosciu- sowi: Cycero wypowiedział zadany ustęp zgodnie z wszystkimi zasadami retoryki, Roscius wykonał to ruchem ciała i mimiką. Cycero powtórzył swoją partię, ale tak, że nadał jej inne znaczenie — Roscius to uchw y­

cił i pokazał dokładnie rucham i. Taka była umiejętność Rosciusa — mówi Reid — że gestami i grymasem tw arzy mógł ludziom uzmysłowić dwa różne możliwe znaczenia tego samego fragm entu sztuki. Jest to jednak umiejętność trudna: łatw iej jest rozumieć język ruchów niż się nim posługiwać. Dlatego trzeba było wymyślić inny jeszcze, dodatko­

wy język — sztuczny („artificial language”). Lecz tam ten nie zatracił swego znaczenia.

Czynności i gesty, a także intonacja charakteryzują przecież czło­

w ieka równie dobrze jak wypowiadane przez niego słowa: np. zew nętrz­

ny sposób bycia w stosunkach z przełożonymi albo z poddanymi mówi wiele o w ew nętrznych dyspozycjach człowieka. Siła przekonywania, tak ważna dla mówcy, tak ważna ze względów społecznych, zasadza się nie tylko na wypowiadanych przez niego argum entach: wyobraźmy sobie mówcę stojącego nieruchomo przed ludźmi i operującego tylko językiem dźwięków artykułow anych — będzie to mowa m artw a. Dopiero gest, spojrzenie, wyraz tw arzy ożywiają sztuczny język człowieka, dopiero w tedy mówca może liczyć na właściwy odbiór u słuchaczy. Na tym też polega oddziaływanie teatru. Język natu raln y jako czynnik tow arzy­

szący językowi słownemu jest w takim ujęciu czynnikiem wielkiej ran ­ gi (L 33— 34).

Reid — wnikliwy entuzjasta „naturalnego języka” — bardzo sze­

rokie ram y zakreślił ogólnemu pojęciu „język”. Należałyby do tego po­

jęcia wszelkie sposoby w yrażania przez człowieka poznawanego świata

(7)

54 Z O F I A F L O R C Z A K

i w yrażania samego siebie — swoich uczuć, sądów, aktów woli — za pomocą odpowiednich znaków, nie tylko słownych, należałyby też w'szel- kie umowne symbole i sygnały, rozumiane przy tym przez odbiorcę.

Przejdźm y teraz do tych wypowiedzi Reida, które naw iązują do

„sztucznego języka” („artificial language”) dźwięków artykułow anych.

Temu językowi Reid poświęca wiele uwagi. Uznając go za tw ór pow sta­

ły z umowy ludzkiej 6 Reid nie przyznaje człowiekowi całej „zasługi”

utw orzenia sztucznego języka. Znów powraca tu pierw iastek n a tu ra l­

ności, zgodnie zresztą z ogólną filozoficzną postaw ą Reida, up atru jącą w zdrowym rozsądku, k tó ry jest darem Boga („we m ust then derive it from God”, L 23), źródła wielu dzieł ludzkich. Otóż sama koncepcja utw orzenia takiego języka jest według Reida wynikiem praktycznego zm ysłu podpowiadającego człowiekowi wynalezienie dodatkowego na­

rzędzia komunikowania się. I problem jeszcze ważniejszy: choć w po­

szczególnych językach plem iennych czy narodowych istnieją różne roz­

wiązania kw estii zastosowania dźwięków artykułow anych „do w yrażenia poszczególnych idei”, jednakże istnieje również i to, co łączy w szystkie języki, co jest im bezwzględnie wspólne. Te unrw ersalia zajm ują w roz­

w ażaniach Reida chyba najwięcej miejsca.

S tru k tu ra i gram atyka języków opiera się na pewnych powszech­

nych, wrodzonych przekonaniach ludzkości — tak można by sform u­

łować pow tarzający się często motyw wypowiedzi autora Rozważań o władzach poznawczych człowieka. Jest dla niego zastanawiające, że:

W stru k tu rze w szy stk ich języ k ó w od n ajd u jem y rozróżnienie m ięd zy d z ia ­ ła n iem i p od legan iem d ziałan iu , m ięd zy czyn n ością i czyn n ik iem d ziałającym , w ła sn o ścią i pod m iotem , oraz w ie le in n ych rozróżnień tego rodzaju, które w sk azu ją, że n ależą one do p o w szech n eg o rozsądku ludzkości. B ęd ziem y m ie li nieraz sposobność a rgu m en tow ać w oparciu o w yra żo n y w strukturze języ k a rozsądek lu d zk ości [...]. [R 54]

Rozsądek („common sense”) jest wyrażony w stru k tu rze języka, rozsądek jest darem Boga w pisanym w n atu rę człowieka, a zatem w tej

„um owie” ludzkiej tkw i — jak już powiedziano — element „n atu ral­

ności” spraw iający, że „um owa” tylko częściowo jest własnym niejako w ynalazkiem człowieka, własną jego propozycją.

N iek tóre p ierw sze zasady m ożna n azw ać g r a m a t y c z n y m i . N ależą do nich ta k ie, jak: ze k a ż d y p r z y m i o t w z d a n i u m u s i należ eć do p e w n e g o r z e c z o w n i k a w y r a ż o ­ neg o lub p o jm o w a n e g o ; ż e k a ż d e zd a n i e pełn e m u s i posiadać czas o w n ik .

Ci, k tórzy b ad ali stru k tu rę języ k a i u tw o rzy li w y ra źn e pojęcia dotyczące n a ­ tu ry i u ży w a n ia rozm aitych części m ow y, d ostrzegli bez p om ocy rozum ow ania, że te i w ie le innych zasad są p raw d am i k on ieczn ym i. [R 606]

Reid z wielką uwagą zastanaw ia się nad poszczególnymi częściami mowy i częściami zdania, ich współzależnością i rolą, jaką odgrywają

6 Zob. L 32: ..m usiała być jak aś um ow a [a con ven tion ] co do każdego d źw ięk u , tak aby p oszczególn e d źw ięk i b y ły o d p ow ied n ie do w y ra żen ia poszczególnych id e i”.

(8)

w języku, zastanaw ia się też nad ich powstawaniem. Stw ierdza np., że praw ie wszystkie słowa, za pomocą których w yrażam y czynności umysłu, pierw otnie odnosiły się tylko do przedmiotów i czynności m a­

terialnych. Do takich słów należą: „wyobrażać (sobie)”, „obejmować (rozumem)”, „rozważać”, „wyciągać (wnioski)” i wiele innych. „Tym samym cały język ludzki w odniesieniu do czynności naszych umysłów jest analogiczny” (R 66). Rozpatrując rzeczowniki Reid wyróżnia w nich imiona w łasne oraz appellativa. Pierwsze są nazwami przedmiotów jed­

nostkowych.

N a zw a w sp ó ln a , czy li a p ela ty w n a , [...] jest term in em ogóln ym ozn a cza ją ­ cym coś, co jest lub m oże być w sp ó ln e w ie lu p rzedm iotom jed n o stk o w y m . N azw y w sp ó ln e oznaczają w ięc w sp ó ln e atryb u ty. [...] Stąd o czy w iste je st, że od n iesien ie tej sam ej n a zw y do szeregu p rzed m iotów jed n ostk ow ych z po­

w odu ich p o d o b ień stw a do sieb ie n ie m oże — zgodnie z gram atyk ą i zd row ym rozsądkiem ■— oznaczać n iczego innego jak ty lk o w y ra żen ia za pom ocą term in u o góln ego czegoś, co jest w sp ó ln e tym p rzedm iotom jed n o stk o w y m , co w ię c m o ż­

na o n ich w szy stk ich p ra w d ziw ie stw ierd zić. [R 481—482]

Są to bardzo typowe dla Reida sformułowania.

Reid nie miał jednak wątpliwości co do tego, że język artykułow any przy całym swym bogactwie i możliwościach rozwoju pozostaje wciąż niedoskonałym narzędziem w ypowiadania się człowieka.

Język za sto so w a n y w filo zo fii z k on ieczn ości jest n ied osk on ały, gdyż w sp o ­ łecz eń stw a ch p ierw o tn y ch n ie został on stw orzon y do tak iego użytku. L u d zie p ry m ity w n i i ciem n i p o słu g iw a li się p ew n y m i form am i m o w y dla w y r a ż e n ia sw y ch potrzeb, p ragn ień i dla przep row ad zen ia w sp ó ln y ch spraw . Ich ję z y k nie m ógł sięgać dalej niż m y śli i pojęcia, a je ż e li ich p ojęcia b y ły m ętn e i źle ok reślone, to sło w a , za pom ocą których je w y ra ża li, też m u sia ły być tak ie.

[R 673]

To, co może nie razić w mowie potocznej, staje się powodem błędów w tym języku, który powinien odznaczać się ścisłością, tzn. w języku nauki. Wieloznaczność słów jest tu ogromną przeszkodą. Zaradzić by tem u mogło dokładne definiowanie term inów używanych przez uczo­

nych. Pisze Reid:

N a leża ło b y sob ie życzyć, aby term in y ogólne, w y stęp u ją ce w języ k u p o ­ tocznym , a tak że w język ach nauk i sztuk, m ożna b yło sp row ad zić do u p o ­ rządkow anego sy stem u i w tak i sposób zd efin io w a ć, by u w o ln ić je od d w u ­ znaczności, ale tru d n ości z tym zw iązan e są chyba n ie do p rzezw y ciężen ia . N ie znam nikogo, oprócz b iskupa W ilkinsa, kto by się tego podjął. W sw y c h R o zw a ża n ia c h nad r z e c z y w i s t y m c h a r a k t e r e m i j ę z y k i e m filo zofii p o w zią ł on w ielk i zam iar, godny gen iu sza 7.

T w orzen ie w ięc tak ich sy stem ó w dotyczących rozm aitych tw orów p rzy ­ rody n ie p ow in n o być lek cew a żo n e, lecz zaliczon e do n a jw a rto ścio w szy ch o sią g ­ nięć d zisiejszy ch cza só w i tym bardziej w in n o być d ocenione, że jego p o ży ­ teczność sięga n ajbardziej od ległej p rzyszłości [...]. [R 454]

7 Zob. J. W i l k i n s , A n E ssa y T o w a r d s a R eal C h a r a c te r and a P h il o s o p h i­

c a l Language. L ondon 1668. P rojek t p ow szech n ego sztu czn ego język a p rzed sta w io n y jest w części 4 tego dzieła.

(9)

56 Z O F I A F L O R C Z A K

Ten długi cytat jest o tyle ciekawy, że nawiązuje do pasjonującego wielu ówczesnych uczonych problem u jednoznaczności języka „filozo­

ficznego”. Wymienienie nazwiska Wilkinsa jest szczególnie trafne, gdyż czcigodny biskup, członek Royal Society, który w ielokrotnie w ypow ia­

dał się na ten tem at i sam próbował ułożyć słownik języka filozoficz­

nego, był w pewnym sensie prekursorem podobnej idei Leibniza 8. Lecz oto co Reid sam na ten tem at pisze:

D efin icja n ie jest n iczym innym , jak ty lk o w y ja śn ien iem zn aczen ia sło w a za pom ocą słów , których zn aczen ie jest już znane. O czyw iste jest w ię c , że n ie każde sło w o m oże być zd efin io w a n e; d efin icja m u si b o w iem sk ład ać się ze słó w u przednio rozum ianych bez d efin icji. S łó w p otocznych n a leży w ię c u ż y ­ w ać zgodnie z p ow szech n ą ich akceptacją; w te d y zaś, gdy p osiad ają one w j ę ­ zyku potocznym różne ak cep tacje, różnice, gdy jest to n iezb ęd n e, w in n y być w yk azan e. Lecz sło w a te n ie w y m a g a ją d efin icji. [R 14]

C hristian W olff [...] w sw ej p racy o u m y śle lu d zk im z a ty tu ło w a n ej P s y ­ chologia E m piric a, zaw ierającej w ie le setek tw ierd zeń o b w a ro w a n y ch d o w o ­ dam i, z o d p ow ied n ią ilością d efin icji, w n io sk ó w i w y w o d ó w , podał tak w ie le d efin icji rzeczy n ied efin io w a ln y ch , tak w ie le d o w o d ó w tego, co o czy w iste, że p rzew ażająca część p racy sk ład a się z ta u to lo g ii i operuje sło w a m i w b łę d ­ nym kole. [R 16]

Reid, postulując jasność i prostotę wypowiedzi, dostrzega wszakże zakres możliwości języka artykułow anych dźwięków i porów nuje je z realnym i obserwacjam i n atu ry ludzkiej, „ograniczonej zgodnie z wolą Boga”. Z tych obserwacji rodzi się jego stosunek do figuratywnego spo­

sobu mówienia. Ponieważ w przyrodzie dostrzec można wiele podo­

bieństw między różnymi przedm iotami, to i w najprym ityw niejszych naw et językach widać odbicie tych podobieństw. Lubią się nimi posłu­

giwać ludzie w zwykłej konwersacji, lubią je wykorzystyw ać w sposób bardziej w yrafinow any pisarze. Samuel B utler np., autor Hudibrasa, potrafił zauważyć własność wspólną dla poranku i gotowanego homara, gdyż oba zmieniają barw ę z czarnej na czerwoną, i w ykorzystał to spo­

strzeżenie jako dowcip. Podobieństwa takie nie są niczym innym jak zgodnością porównywanych przedmiotów z p unktu widzenia jednego atry b u tu lub większej ilości atrybutów . Te podobieństwa i analogie w naturze, a zatem i w języku są niewyczerpane. Dostarczają zaś „nie tylko zadowolenia, gdy ukazane zostaną przez poetę lub artystę, lecz są także wysoce użyteczne w zwykłym przekazyw aniu naszych myśli

8 L eib n iz — jak w ie m y — chciał oprzeć sw ój sło w n ik „filo zo ficzn y ” (u łożył go p raw dopodobnie w r. 1704) na zasad zie d efin io w a n ia w y ra zó w k onkretnie fu n k ­ cjonujących w język u w y ra za m i p rostszym i, zrozu m iałym i sam e przez się. R eid m ógł n ie znać T a b le d e d é fin itio n s L eibniza, które w y d a n e zostały dopiero w r. 1903, w ed y cji L. С o u t u r a t a: G. W. L e i b n i z , O p u scu les e t f r a g m e n ts in é d its . Z naczna część tego tek stu u kazała się w p olskim p rzek ład zie pt. Ta b lice d e f i n ic j i (w zbiorze: S ło w n i k i s e m a n t y k a . D efin icje s e m a n ty c z n e . W rocław 1975). Zob.

F l o r c z a k , op. cit., s. 182— 183.

(10)

i poglądów za pomocą języka” (R 430) 9. W prym ityw nych językach narodów barbarzyńskich podobieństwa i analogie uzupełniały brak od­

powiednich słów tak dalece, że w tych językach nie było praw ie zdania bez m etafory;

a gdy zbadam y języ k i najbardziej bogate i su b teln e, to okaże się, że o znacznej części słó w i w y ra żeń , k tóre u w ażan e są za n ajbardziej p opraw ne, m ożna p o­

w ied zieć , że pochodzą z m etafor. [R 430]

W tym w yrażaniu świata mieści się i praw da, i fałsz. Człowiek bo­

wiem ta k jest ukształtow any przez N aturę, że musi poddać się narzu­

conym przez nią ograniczeniom. P otrafi jednak i powinien korzystać z jak najbogatszego rep ertu aru posiadanych możliwości wypowiadania się i możliwości te zarówno kontrolować, jak rozwijać.

Przedstaw ione tu patrzenie na m etaforę odbiega nieco od bardziej powszechnego wówczas, negatywnego stosunku do tego zjawiska języ­

kowego. Szczególnie we Francji nie lubiano w yrażeń m etaforycznych jako prowadzących do fałszu, do odebrania słowom ich „prawdziwego”

znaczenia. Bliższy Reidowi jest w tym względzie H erder, który zresztą też przyw oływ ał autora Hudibrasa jako przykład um iejętności wzboga­

cania języka odpowiednio dobranym i a niespodziewanymi skojarze­

niami.

Na zakończenie w arto podkreślić, iż według Reida ogólna gram atyka języka ukazuje ogromną jego siłę, tkw iącą im m anentnie w nim samym, co pozwala człowiekowi wyrażać wszelkie stosunki zachodzące między rzeczami a ich cechami oraz charakter różnych czynności. W języku i tylko w języku w yrażać można pojęcia abstrakcyjne i ogólne. Jest to zresztą szczególny przyw ilej — znak — człowieka. Przyw ołajm y jesz­

cze raz słowa szkockiego filozofa:

P o n iew a ż zw ierzęta n ie w y k a zu ją oznak, iż zd oln e są do rozróżniania roz­

m a ity ch atry b u tó w tego sam ego podm iotu, do k la sy fik o w a n ia rzeczy w ed le rodzaju i gatu n k u , do d efin io w a n ia , rozu m ow an ia lub p rzek azyw an ia sw ych m y śli za pom ocą sztu czn ych znaków , jak czyn ią to ludzie, m u szę przyjąć [...], że na ty m w szczególn ości p olega różnica g atu n k ow a w prow ad zon a przez n a ­ turę m ięd zy zw ierzęta m i a gatu n k iem lu d zk im . [R 459—460]

Wiele problemów podnoszonych przez Reida nie straciło swojej ak­

tualności do dnia dzisiejszego.

9 R e i d (L 34) p isze o „ za d o w o len iu ”, jak ie przynosi czytan ie H oracego, u ży ­ w ają ceg o m etafor: „N ic bardziej p osp olitego, jak p o w ied zieć, iż w szy scy m u sim y um rzeć. L ecz H oracy oddał tę m y śl n adzw yczaj p ięk n ie, gdy m ów i: »pallida M ors aequ o p u is â t p e d e p a u p e r u m t a b e m a s r e g u m q u e tu r ris [blada Ś m ierć uderza stop ą zarów no w ch atę b iedaka jak w p ałac k siążęcy]«” (C a r m i n a I 4, 13— 14).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wielorakie kryzysy prawdy, sumienia, wolności doprowadziły do kryzysu moralnego współczesnego świata, który szczególny wyraz znajduje się w od- niesieniu do

Oczywiście jest, jak głosi (a); dodam — co Profesor Grzegorczyk pomija (czy można niczego nie pominąć?) — iż jest tak przy założeniu, że wolno uznać

Zygmunt II August (1548 – 1572), syn Zygmunta I Starego i Bony Sforzy, wielki książę litewski od 1529 r., ostatni król na tronie polskim z dynastii Jagiellonów;

Jeśli jednak nie jest prawdą, że logika jest jedna, to może istnieć logika prawnicza jako odmienny rodzaj logiki.. Zatem albo logika jest jedna, albo nie jest prawdą, że nie

2) In der Offenbarung des Johannes findet man keine besonderen chris- tologischen Entwicklungen. Es wird eine schon entwickelte Christologie vorausgesetzt. Beim Menschensohn,

2 Hipoteza zerowa: wartości oczekiwane (średnie) badanej cechy w dwóch grupach nie różnią się

Każda taka klasa jest wyznaczona przez pewne drzewo de Bruijna, możemy więc uważać, że λ-termy to tak naprawdę drzewa de Bruijna.. λ-wyrażenia są tylko ich

Załóżmy, że ustawiliśmy płyty z rysunku 24.16a i b blisko siebie i równo- legle (rys. Płyty są przewodnikami, dlatego też po takim ich ustawieniu ładunek nadmiarowy na