• Nie Znaleziono Wyników

O domniemanych pseudonimach Józefa Czechowicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O domniemanych pseudonimach Józefa Czechowicza"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Wojciech Kruszewski

O domniemanych pseudonimach

Józefa Czechowicza

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (119), 85-99

2009

(2)

Roztrząsania

i rozbiory

O d o t n ie t a n y c h pseudonimach

Józefa C zechow icza

W bieżącym ro k u m ija 70 lat od śm ierci Józefa Czechowicza. W tym czasie ukształtow ała się cała tradycja obecności najw ybitniejszego lubelskiego poety w k u l­ tu rze polskiej. R eg u larn ie pojaw iają się kolejne edycje jego utw orów (choć jak dotąd są to w ydania zawsze n iep ełn e, a n iek ied y b łę d n e )1. D ysponujem y dwoma to m a m i w spom nień św iadków jego krótkiego acz pracow itego życia2. M am y rów­ nież p okaźną lite ra tu rę p rze d m io tu pośw ięconą Czechowiczowi i jego dziełu. Może się wydawać, że na te m at tego au to ra i jego spuścizny literackiej w iem y już cał­ kiem sporo. Je d n ak o rzeczach najisto tn iejszy ch dla tej tw órczości wciąż w iem y

Skalę tego procesu w idać, jeśli zw rócim y uwagę choćby na książkow e edycje sam ych tylko w ierszy Czechow icza. N ajw ażniejsze i n a jp o p u larn ie jsze z nich to: Wiersze

wybrane, oprac. i w stęp S. P ollak, J. Śpiew ak, C zytelnik, W arszaw a 1955; Wiersze,

w stęp R. R osiak, L u b lin 1963; Wiersze wybrane, wyb. i w stęp T. Różewicz, PIW, W arszaw a 1967 (i dw a kolejne w ydania); Wybór wierszy, wyb. i oprac. J. Z ięba, W ydaw nictw o L ubelskie, L u b lin 1974; Poezje, wyb. i w stęp. B. Z ad u ra , W ydaw nictw o L ubelskie, L u b lin 1982; Wybór poezji, oprac. T. K lak, Z ak ład N arodow y im . O ssolińskich, W rocław 1985 (wyd. 2. popraw ione); Wiersze wybrane, wyb., w stęp i noty T. K łak, M łodzieżow a Agencja W ydaw nicza, W arszaw a 1986;

Przez kresy. Wybór wierszy i przekładów, wyb. P. Szewc, przedm . Cz. M iłosz,

W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 1994; Poezje zebrane, oprac. A. M adyda, w stęp M. Jakitow icz, Alkgo, T oruń 1997; Wiersze, wyb. i przedm . Cz. M iłosz, PIW, W arszaw a 1997. O becnie trw ają prace nad w ydaniem d zieł w szystkich Czechow icza.

Spotkania z Czechowiczem. Wspomnienia i szkice, zeb. i oprac. S. Pollak, W ydawnictw o

L ubelskie, L u b lin 1971; J. Z ięba Rozm owy o Józefie Czechowiczu, O śro d ek „B ram a G rodzka - T eatr N N ”, L u b lin 2006.

2

8

(3)

86

zaskakująco niew iele. D obrym przy k ład em u kazującym skalę naszej niew iedzy jest kw estia autorstw a jego utworów. Z agadnienie atry b u cji jest zresztą chyba prze­ k lętym p roblem em w iedzy o Czechow iczu, tow arzyszy jego tw órczości od sam ego początku. Pierwszy d ru k Czechowicza (Opowieść o papierowej koronie) był an o n i­ m ow y3; lapsus, na k tó ry tw órca nie m iał żadnego w pływu. Jeśli 70 lat po śm ierci poety p ro b lem autorstw a jego tekstów pow raca znów i to z n iesłychaną siłą (a z ta ­ ką sytuacją m am y w łaśnie do czynienia), to w ykracza to chyba poza kategorię przy­ pad k u .

A trybucja to węzłowy p ro b lem dla każdego, kogo in te resu je twórczość k tó re­ gokolw iek z pisarzy, ale spraw a n ab iera wyjątkowej wagi w p rzy p a d k u odbiorcy profesjonalnego. Czy to p róbując jakąś twórczość wydać, czy po p ro stu sko m en to ­ wać, badacz (krytyk) pow inien najp ierw w iedzieć, co dany au to r napisał. W ym aga tego nie tylko rzetelność w arsztatu badaw czego (krytycznego), ale po p ro stu zd ro ­ wy rozsądek. T rudno form ułow ać tezy opatrzone w ielkim i k w antyfikatoram i (typu: twórczość au to ra czy poetyckie dzieło au to ra ), jeśli nie w iadom o d okładnie, co składa się na kom entow aną rzeczywistość. Są przy n ajm n iej dwa dobre powody, dla których w łaśnie teraz w arto pochylić się n a d zag ad n ien iem autorstw a utw o­ rów przypisyw anych Czechowiczowi. Trwające obecnie prace n ad edycją dzieł ze­ b ran y c h Czechow icza dostarczają zarów no p rete k stu , jak i m a te ria łu do p rzem y­ śleń na te m at tej części dorobku tw órcy nuty człowieczej, której autorstw o jest n ie ­ pewne. D ru g i pow ód jest n a tu ry w ręcz interw encyjnej. P roblem autorstw a dzieł Czechowicza stał się o statnio przed m io tem ważnej p u b lik a c ji4. Tezy atrybucyjne sform ułow ane przez Tom asza Pietrasiew icza w artykule na te m at pseudonim ów Józefa Czechow icza, jeśli przyjąć te tezy z całym dobrodziejstw em inw entarza, sta­ now ią praw dziw ą rew olucję w b ad a n ia ch n a d in teresu jącą m n ie tw órczością. D o ­ niosłość wywodu dyrektora lubelskiego O środka „B ram a G rodzka - T eatr N N ” jest tej natury, że m ożna w ręcz mówić o trad y c ji filologicznej dotyczącej a u to r­ stwa Czechowicza przed Tom aszem Pietrasiew iczem (czyli p rze d tym artykułem ) oraz po T om aszu P ietrasiew iczu. Co w ięcej, jeśli au to r opublikow anego na łam ach „S criptores” stu d iu m m a rację, to w ypada pow iedzieć, że do jego w ystąpienia ra ­ czej Czechowicza n ie znaliśm y, n iż znaliśm y. Z aw iązana więc zostaje now a, n ie ­ zwykle istotna nić w trad y c ji b ad a ń n ad in teresu jącą nas tw órczością; sform uło­ w ane zostały sądy reo rien tu jące b ad a n ia n a d C zechow iczem , bo w prow adzające w pole tekstologicznych, edytorskich i literatu ro zn aw czy ch dociekań całe m n ó ­ stwo tekstów, które d otąd nie były postrzegane jako teksty Czechowicza. P raw do­ p odobnie zn ak o m ita w iększość odkrytych przez Pietrasiew icza czechow iczianów do niedaw na nie była w ogóle znana an i badaczom , ani m iłośnikom tw órczości Czechowicza. Jeśli Pietrasiew icz m a rację, to czechow iczologia w chodzi w kryzys, z którego nie w yjdzie już taka sam a. Co w ażniejsze, w te n kryzys w chodzi sam

3 „R eflek to r” 1923, czerw iec, s. 4-28.

4 T. Pietrasiew icz Pseudonimy Józefa Czechowicza, „ S crip to res” 2008 n r 32, s. 241-255. C ytaty lokalizuję w tekście.

(4)

Czechowicz. Za pochodzące spod jego ręki P ietrasiew icz uznał w iersze, prozę i p u ­ blicystykę, któ re pokazu ją in n ą tw arz poety, d otąd n ieznaną. Jest nią zd um iony chyba sam badacz, skoro pisze o jednym ze swoich odkryć, o w ierszu On: „M ożli­ we, że jego au to rem jest Józef Czechowicz. Jeżeli tak, to w iersz te n pow stał wiele la t w cześniej, co tłu m ac zy ło b y b ra k w y ro b ien ia p oetyckiego a u to ra ” (s. 250). C zechow iczologia da sobie radę z tym i tezam i. W ażne, żeby w nioski sform ułow a­ ne w dyskusji n a d tezam i Tom asza Pietrasiew icza d otarły jed n ak do szerokiego grona czytelników. Stawką jest bow iem n ie tylko stan b ad a ń , ale i m iejsce C zecho­ wicza w k anonie dw udziestow iecznej lite ra tu ry polskiej.

U żyłem powyżej słowa „interw encyjny” na określenie pow odu m ojej wypowie­ dzi w spraw ie arty k u łu P ietrasiew icza. Już na w stępie dopow iem , że m oim zd a­ niem , au to r Pseudonimów Józefa Czechowicza w prow adza czytelników w b łąd. Co w ięcej, b łą d te n jest przez większość odbiorców arty k u łu niezauw ażany. P oprosi­ łem o przeczytanie w spom nianego te k stu studentów wyższych lat p olonistyki i nikt nie zauw ażył żadnych usterek w przeczytanym wywodzie; wszyscy bezdyskusyjnie p rzyjęli tezy P ietrasiew icza za dow iedzione. Podobnie rzecz m a się z obiegiem „fa­ chow ym ” . R ecenzent „Nowych K siążek”5 naw et nie zająknął się na te m at m ery to ­ rycznej w artości tego tek stu , jakże ważnego dla trzytom ow ej edycji „S criptores”, której te m atem był C zechow icz6. Powód takiego stan u jest p o n ie k ąd zrozum iały. W trak cie edukacji uniw ersyteckiej poloniści n ie po b ierają pogłębionego k u rsu (albo n ie p o b ie ra ją takiego k u rsu w ogóle) dotyczącego k w estii filologicznych. M łode pokolenie polonistyczne m u si w iedzieć, co to g ender i queer, co oznacza teza o śm ierci autora, co do skarbnicy m yśli hum an isty czn ej w nieśli G reim as, Ja­ kobson, G adam er i Hjelm slev. To dobrze; tak a w iedza n ik o m u jeszcze nie zaszko­ dziła. Z pew nością jed n ak nie p o nieśliby także żadnej szkody, gdyby w to k u stu ­ diów dow iedzieli się, jak radzić sobie z klasycznym i p ro b lem am i filologicznym i, choćby z za g ad n ien iem autorstw a. Pisząc o interw encyjności niniejszej pracy, m ia ­ łem na m yśli to, że obliczyłem ją nie tylko jako polem iczną wobec określonych ustaleń. Przede w szystkim m am n adzieję, że w jakim ś sto p n iu uw rażliw i ona na p roblem atykę uchodzącą dziś za herm etyczną, a która wym aga p rzede w szystkim zdrow ego rozsądku i m etodycznej, ciężkiej pracy. Poloniści n ie m uszą być dziś b ez b ro n n i wobec ta k ich rozpraw. M ając na uw adze ta k i cel, zrezygnow ałem z de­ talicznego rozliczenia autora Pseudonimów z w szystkich jego tez. S kupiłem się na spraw ach sym ptom atycznych. M am nadzieję, że posłuży to nie tylko sprostow a­ n iu ew identnych błędów w w iedzy o C zechow iczu, ale także b u d o w an iu k u ltu ry filologicznej.

Z an im przejdę do m e ritu m - jeszcze jedna uwaga. A utor Pseudonimów już na w stępie zastrzega: „P rzytoczenie w szystkich argum entów uzasadniających przy­

5 W. Kaliszew ski Lublin Józefa Czechowicza, „Nowe K siążki” 2009 n r 3, s. 49-50.

6 O m aw iany tu a rty k u ł pochodzi z n u m e ru 32. lubelskiego periodyku. Dwa

(5)

88

p isan ie danych tekstów Czechowiczowi w ym agałoby n ap isan ia osobnej p u b lik a cji naukow ej. N iek tó re z n ic h są zam ieszczone p o n iż ej” (s. 241). Rozgrzeszm y autora z tego zachow ania. N ie m u siał ujaw niać w szystkich argum entów , przy użyciu k tó ­ rych p okusił się o takie, a nie inne rozstrzygnięcie spraw y autorstw a. W czytując się w jego wywód, m ożna jed n ak dostrzec w ystarczająco dużo, b y spróbow ać zre­ konstruow ać zręby jego m etody badaw czej.

Pierw szą kw estią jest stosunek autora do dokonań jego poprzedników . Jak już zaznaczyłem na w stępie, P ietrasiew icz pró b u je zawiązać nową nić w trad y cji b a ­ dawczej dotyczącej C zechow icza, nić sn u jącą się w okół kw estii autorstw a. N ie w chodzi jed n ak na ziem ię niczyją. W prow adzeniem do le k tu ry jego te k stu jest p rz e d ru k arty k u łu prof. Józefa K łaka Nieznana tw arz Czechowicza1. Do n iektórych p u b lik a cji ze sta n u b ad a ń odniósł się autor w swoich rozw ażaniach jedynie w spo­ sób doraźny, tylko wtedy, gdy było m u to potrzebne. A utor nie w spom ina jednak w swoim tekście o w szystkich swoich p o p rzed n ik ach , k tórzy do p ro b lem u atrybu- cji interesujących go p u b lik a cji Czechow icza dołożyli swoje istotne spostrzeżenia. P rzede w szystkim nie odnosi się do relacji św iadków życia i dzieła lubelskiego p oety8. U znając n iek tó re nazw iska realnych osób (jak choćby „Stanisław C zecho­ w icz” czy „K azim iera G łuszew ska”) za p seu d o n im y poety, rów nież n ie przyw ołał w swojej pracy żadnych studiów, któ re m ogłyby rzucić ciekawe światło na kw estię m ożliw ości p rzypisania tych nazw Józefowi Czechowiczowi. Co w ięcej, ak u ra t w tej spraw ie badacz niezbyt się stara, żeby do swojego zdania przekonać.

P ietrasiew icz nie m a żadnej w ątpliw ości, że Czechow icz posługiw ał się nazw i­ skiem siostry jako swoim pseudonim em . U znaje, że p o d p isa n y m ia n em „K azim ie­ ra G łuszew ska” tek st dotyczący „R eflektora” jest w rzeczyw istości autorstw a Józe­ fa Czechowicza: „N ie ulega w ątpliw ości, że to nie ona jest au to rk ą tego te k stu ” (s. 248). N ie jest to jed n ak takie oczywiste. Jednoznacznie autorstw o n o tk i o „R eflek­ to rze” na łam ach „Z iem i L u b elsk iej” zostało w tekście p rzypisane w łaśnie jej przez n iek tó ry ch badaczy: „M iała pew ne uzdolnienia literack ie, pisała kiedyś w «Ziem i L ubelskiej» o g ru p ie «Reflektora», a także w spółpracow ała z C zechow iczem i M a­ dejem p rzy u k ła d a n iu antologii poetów lu b e lsk ic h ”9. W spraw ie n oty o „R eflekto­ rze” w ypow iedziała się całkiem niedaw no Ewa Łoś. W skazała ona na ró żnorod­ ność o p in ii w śród badaczy: „N iektórzy b adacze sugerują, że być m oże arty k u ł n a­ p isał sam poeta, choć stylistycznie odbiega on od innych jego w ypowiedzi. Jeśli naw et ta k było, to użycie nazw iska siostry z pew nością świadczyło o jej akceptacji

„S crip to res” 2008 n r 32, s. 237-239. Z jakichś powodów tek st ten został

p rzedrukow any bez jednego, dość istotnego dla poruszanego zag ad n ien ia a k ap itu , a owo opuszczenie nie zostało przez red ak to ró w „ S crip to res” zaznaczone.

Zob. np. uwagi M a rian a Piechala o notach publikow anych przez au to ra nuty

człowieczej na łam ach „ barykad” (Spotkania z Czechowiczem. Wspomnienia i szkice,

zeb. i oprac. S. Pollak, W ydaw nictw o L ubelskie, L u b lin 1971, s. 287-288).

Zob. K. M iernow ski Moje wspomnienia o Czechowiczu, w: Spotkania z Czechowiczem s. 74, przyp. 4. P rzypis ten pochodzi n ajpraw dopodobniej od Sew eryna Pollaka. 7

8

(6)

dla zaw artych w artykule sądów ” 10. We w spom nianym tekście Ewa Łoś nie po ­ p rzestała jed n ak na zrelacjonow aniu dotychczasowej w iedzy na te n tem at. Przy­ bliża rów nież zaw artość zdeponow anego w M u zeu m L ub elsk im (w O ddziale L ite ­ rack im im. Józefa Czechowicza) archiw um K azim iery G łuszew skiej. Z n ajd u ją się ta m m .in. próby przekładów z angielskiego i rosyjskiego, co dowodzi literac k ich zainteresow ań siostry Józefa Czechow icza, tym sam ym zaś u p raw dopodobnia jej autorstw o n oty o „R eflektorze” . A rg u m en tem na rzecz tej tezy są też cytowane w artykule Ewy Łoś opinie przełożonych Głuszew skiej na te m at kom p eten cji in ­ telek tu aln y c h ich podw ładnej. W o p in iach tych podkreślona została jej in te lig e n ­ cja, pracow itość, sum ienność. R easum ując, K azim iera Głuszew ska była kobietą w ykształconą (jak na owe czasy), in te lig e n tn ą , spraw ną w piśm ie, zainteresow aną k u ltu rą , przejaw iającą aspiracje literackie. P odpisany jej im ien iem i nazw iskiem tek st o „R eflektorze” odbiega (zdaniem Ewy Łoś) od stylu tekstów Czechow icza (ja nie zn alazłem w tym artykule niczego, co wskazyw ałoby jednoznacznie, że ar­ tyk u ł wyszedł spod pióra jej brata). W zw iązku z tym : dlaczego m ielibyśm y w ąt­ pić, że to K azim iera Głuszew ska jest au to rk ą te k stu opublikow anego w g ru d n iu 1930 ro k u na łam ach „Z iem i L u b elsk iej”? Istn ieje wiele przesłanek, że m ogła to napisać, więcej, niż tych przem aw iających na rzecz tezy przeciw nej. Jeśli z jednej strony m am niczym nieu arg u m en to w an ą opinię: „N ie ulega w ątpliw ości, że to nie ona jest au to rk ą tego te k s tu ”, z drugiej zaś dysponuję k o n k retn y m i inform acjam i (archiw aliam i, rela cja m i św iadków i o p in ia m i badaczy), że autorstw o Głuszew ­ skiej n ie jest w ykluczone - w ybieram tę d rugą opinię. M oim zdaniem , w ystarcza­ jąco wiele przem aw ia za tym , by nie odm awiać siostrze poety autorstw a jednego krótkiego artykułu.

O prócz w idocznych lu k w zn ajo m o ści s ta n u b a d a ń a u to r o p u blikow anego w „S criptores” a rty k u łu m a kłopoty ze zro zu m ien iem w ypow iedzi swoich p o p rze d ­ ników. N a s. 249-250 cytuje dość długi frag m en t p racy Alojzego G zelli „Kurier Lubelski” Józefa Czechowicza. C ytat dotyczy pseudonim ów Czechow icza, po d k tó ­ rym i drukow ać m iał on swoją publicystykę na łam ach „K u rie ra” . Kończą go sło­ wa: „R edaktor n aczelny m iał b ardzo otw arty stosunek do radia. W yraźnie tym w ynalazkiem był oczarowany. Już w num erze 3 «K uriera Lubelskiego» ukazał się arty k u ł B enedykta H ertza pt. Radiom im ika” (s. 250). Z zacytowanego zdan ia w yni­ ka w prost, że Czechow icz w ydrukow ał w kierow anej przez siebie gazecie artykuł Benedykta H ertza dotyczący radia. Czy zdanie to m ożna zrozum ieć inaczej? O ka­ zuje się, że tak. M ożna bow iem odczytać je tak, jak zrobił to Tom asz Pietrasiew icz: Czechow icz w ydrukow ał pod p se u d o n im e m „B enedykt H e rtz ” swój tekst na te ­ m at radia. Skoro n ija k n ie w ynika to z arty k u łu G zelli, skąd te n pom ysł? Pietra- siewicz:

W spom niany przez G zellę p o d p is „B enedykt H e rtz ” pod tekstem Radiom im ika [...] p o ja­ w ia się rów nież pod innym tekstem , także zw iązanym z tem atyką radiow ą pt. Cudze chwa­

licie [...]. W obu p rzypadkach zabaw nie łączy się on [podpis „B enedykt H e rtz ” - W.K.]

(7)

06

z treścią arty k u łu , co w skazuje na m ożliwość zastosow ania tu zabiegu literackiego przez innego niep o d p isan eg o autora. (s. 250)

Pietrasiew icz uznaje więc, że B enedykt H ertz jest p se u d o n im e m Józefa Czechow i­ cza, gdyż: (1) Czechow icz interesow ał się rad iem ; (2) nazw isko au to ra Radiomimi- ki jest identyczne jak nazw isko tw órcy podstaw rad io k o m u n ik ac ji H ein ric h a R u­ dolfa H ertza. W ystarczyłoby, zapoznając się ze stanem b ad a ń (k onkretnie - zacy­ tow anym powyżej frag m en tem arty k u łu G zelii), przeczytać go ze zrozum ieniem , zajrzeć do encyklopedii czy leksykonu pisarzy polskich X X w ieku, przekonać się, że B enedykt H ertz to zm arły w 1952 ro k u polski pisarz, żeby wykluczyć jedno z nazw isk z listy przypuszczalnych pseudonim ów Czechow icza11.

K onkludując powyższy frag m en t rozw ażań, w analizow anym artykule uderza b ra k w ażnych inform acji z trad y cji badaw czej dotyczącej interesującego Pietra- siewicza p ro b lem u albo też recepcja tego sta n u b ad a ń b u d zi zastrzeżenia. A utor praw dopodobnie nie zna n iektórych ustaleń, inne rozum ie opacznie. System atycz­ ne, potw ierdzone w artykule stu d iu m lite ra tu ry p rze d m io tu na pew no nadałoby jego pracy in n y walor. N ie chodzi przecież tylko o konieczność spłacenia długu p o p rze d n ik o m an i o podarow anie czytelnikow i narzędzia pozw alającego na w ery­ fikację istotnych tez artykułu. S tan b ad a ń pozw ala przede w szystkim stw ierdzić, co sam au to r wie na dany tem at. I bez znaczenia jest p o p u la rn y ch a rak te r „S crip­ to res”. Stan b ad a ń m ógł zostać zasygnalizow any tak, by był on straw ny dla p rze­ ciętnego odbiorcy. Czy zresztą tego odbiorcę in teresu je p roblem atyka atrybucji?

D ochodzenie, czyje są pseudonim y, to na g runcie n a u k i o lite ra tu rz e p o stęp o ­ w anie, które od strony m etodyki tej pracy zostało już opisane. O ddajm y głos Do- brosław ie Świerczyńskiej, badaczce, która dla w yjaśniania pro b lem aty k i p se u d o ­ n im u literackiego m a niew ątpliw e zasługi:

G dy istnieje opatrzony pseudonim em tekst z jakiegoś powodu „podejrzany”, należy spraw ­ dzić, czy tw órca gdzieś potw ierd ził swoje autorstw o, czy m u nie zaprzeczył, czy rozw iązał gdzieś pseudonim . Jeśli takich in fo rm acji nie m a, do spraw dzenia pozostaje w iarygod­ ność in fo rm ato ra, wydawcy, bib lio g rafa o raz św iadectw a w spółczesnych. W ażne m ogą być też w nioski w ypływ ające z przeprow adzenia krytyki te k s tu .12

Z d arza się też, że podp isan y p seudonim em tek st p rzy p isu je się autorow i w legendzie czy n a w et... plotce literackiej, czasem za jego życia, czasem po śm ierci. Przede w szystkim trzeba spraw dzić, czy w zachow anych m ateriałach istn ie ją jakieś w ypow iedzi au to ra na tem at tek stu i p seu d o n im u , naw et jakieś aluzje, m ogące pom óc w potw ierdzeniu. Jeśli takich danych nie ma, należy spróbow ać ustalić, kto był tw órcą legendy czy p lotki, kto u stala ł autorstw o, skąd p ochodził tekst, kto go d ał do d ru k u , jakie były zw iązki edytora

11 Podobnie jest zresztą z innym nazw iskiem - „Z y g m u n t K arsk i” (s. 250), uznanym przez P ietrasiew icza za kolejny pseu d o n im Józefa Czechow icza. W 1922 roku ukazał się to m ik pt. Musujący poranek poety o tym nazw isku, o którym w zasadzie niew iele więcej w iadom o.

12 D. Św ierczyńska Polski pseudonim literacki, W ydaw nictw o N aukow e PW N , W arszawa 1999, s. 198.

(8)

z ew entualnym autorem ; należałoby też zastanow ić się, czy „obraz a u to ra ” w ynikający z tek stu w skazuje na sugerow anego twórcę, czy „obraz a u to ra ” w ynikający z ew en tu al­ nych recenzji i p o lem ik w skazuje na niego. Tego rodzaju zabiegi są szczególnie ważne przy u sta la n iu autorstw a w szelkich w spom nień i „ p am iętn ik ó w ” zaw ierających oceny ludzi w spółczesnych twórcy. [...] „sztuka rozw iązyw ania p seu d o n im ó w ” - to rów nież orien tacja w rodzajach pseudonim ów , w ich źró d łach i etym ologii, w m etodach ich tw o­ rzenia, w pow odach, dla jakich autorzy o b ierają dan y rodzaj oznaczenia, wreszcie u m ie ­ jętność uchw ycenia wskazówek, które autorzy n iekiedy d ają dla u łatw ienia rozw iązania p se u d o n im u .13

Postępow anie P ietrasiew icza przebiegało w nieco o d m iennym rygorze m e to ­ dologicznym . N ad e r często stosuje on arg u m en t ze stylu. Badacz pisze więc o te k ­ stach, które noszą „w yraźne znam iona d ziennikarskiego stylu C zechow icza” (s. 242), zwraca uwagę na artykuł, który „nosi w szelkie znam iona kaw alarskiego sty­ lu C zechow icza” (s. 244); arg u m en t ta k i pojaw ia się w p rzy p a d k u nazw iska „Adam R ekw irew icz” (s. 244), p se u d o n im u „zet” (s. 247) czy anonim ow ego a rty k u łu pt. Zułów (s. 247). Ten typ dow odzenia swoich tez stosuje au to r Pseudonimów dość często, chyba naw et zbyt często (Św ierczyńska uznaw ała go za o sta tn i w zestaw ie w skazówek pom agających rozw ikłać p ro b lem autorstw a). Skoro jed n ak na tego ro d zaju dow odach oparł on swoje sądy, w arto przyjrzeć się jego kom petencjom stylom etrycznym .

W artykule n ierzadko obw arow uje on swoje tezy zastrzeżeniam i: n ajp raw d o ­ podobniej, być może. N ie m a już jed n ak tych w ątpliw ości, p u b lik u jąc k o n k retn e teksty w części „S criptores” zatytułow anej Lubelska antologia Czechowicza. A więc jed n ak Czechowicza! W eźm y jeden z d o m niem anych (w artykule) pseudonim ów : „B”. P ietrasiew icz zauw aża, że opatrzonych jest n im „szereg not noszących w szel­ kie cechy stylu C zechow icza” (s. 244). W Antologii na s. 383-385 sygnow any tą lite rą artykuł pt. Przed 25 laty publikow any jest już jako tekst bez w ątpienia Cze- chowiczowski. Oto frag m en t tej noty, noszącej rzekom o w szelkie cechy stylu C ze­ chowicza:

N auczyciel m atem aty k i w szedł w o stry zatarg z klasą piątą. U czniow ie poskarżyli się dyrektorow i g im n azju m , który robił wym ówki ow em u pedagogowi. Tegoż d n ia „p ed a­ gog” z pasją w padł do klasy, krzycząc „to skandal! wy się skarżycie! ja z tak ą hołotą nie będę pracow ał!” - poczem w yszedł, trzasnąw szy drzw iam i. N aty ch m iast zjaw ił się in ­ sp ek to r z notesem w ręku i py tał uczniów kolejno, no tu jąc ich w ypow iedzi, co m ają p rz e ­ ciw nauczycielow i m atem atyki. (s. 384)

F rag m en t te n w ybrałem dość przypadkow o, ale w niczym nie odbiega on od stylu pozostałej części Przed 25 laty. G dzie tu styl Czechowicza? O sobiście nie dostrze­ gam niczego, co byłoby św iadectw em , że tekst w yszedł spod ręki tego pisarza. Oczy­ w iście, m oim zd a n ie m nie oznacza to, że tekst nie został n ap isan y przez C zecho­ wicza. Sam arty k u ł nie dostarcza jed n ak żadnej inform acji, która by takie przy­

(9)

9

2

p uszczenie upraw dopodobniała. N a pew no n ie jest ta k im sygnałem styl artykułu. W powyższym p rzykładzie P ietrasiew icz zaprezentow ał chyba n ad m iar sub­ telności, doszukując się stylu Czechowicza tam , gdzie go nie było. W innych in te r­ p reta cja ch m a te ria łu literackiego w ykazuje jed n ak raczej pew ien n ie d o sta tek sub­ telnego m yślenia. D obrym przy k ład em są jego tezy dotyczące tekstów p u blikow a­ nych na łam ach „E xpressu L ubelskiego” i p se u d o n im u „Stanisław C zechow icz” . P ietrasiew icz uw aża, że od w rześnia 1924 ro k u (w artykule om yłka - podano rok 1934) Józef zastępuje swojego chorego b rata Stanisław a w pracach redakcyj­ nych w tej gazecie (zob. s. 242). In n e zdanie m a w tej spraw ie prof. Tadeusz Kłak; w k o m e n tarzu do listu z 10 lipca 1924 (którego ad resatem był sekretarz redakcji czasopism a - W acław G ralew ski), stw ierdza, że Czechowicz „w tym czasie” p rac o ­ wał już w „E xpressie”14. Jed n ak nie sposób uznać, by ta w spółpraca m ogła zostać zaw iązana dużo wcześniej. I ta k np. znany jest w ysłany z W łodzim ierza W ołyń­ skiego list Czechowicza z lutego 1924 (data u stalona przez prof. K łaka w p rzy b li­ żen iu na 19 lu te g o )15. Z n an y jest też list z 12 lipca 1924, rów nież w ysłany przez Czechow icza z W łodzim ierza W ołyńskiego, z inform acją, że zostanie w tym m ie­ ście kilka ty g o d n i16. Czy m ożliwe jest więc, aby Józef Czechow icz, przebyw ający do je sie n i 1924 głów nie poza L u b lin e m , był re g u la rn y m w sp ó łp rac o w n ik iem „E xpressu”, już od początku tego ro k u kom en tu jący m ze sw adą bieżące spraw y lubelskie?

P ietrasiew icz zwraca uwagę na n o ty opatrzone in icjałem „o” (s. 242). M iałyby się one ukazywać od 6 p aźd ziern ik a do 2 listo p ad a 1924. Z apytajm y jednak: czy n oty pod p isan e tym inicjałem , a ukazujące się w ro k u 1924 na łam ach „E xpressu L ubelskiego”, ale poza tym (wyznaczonym precyzyjnym i d atam i dziennym i) okre­ sem - czy one rów nież są autorstw a Józefa Czechowicza? O to kilka ta k ich tekstów : Drugi proces redaktora „Ziemi Lubelskiej” (nr z 13 stycznia 1924, s. 4), Proces mieszka­ niowy Kurji Biskupiej (nr z 17 stycznia 1924, s. 4), M agistrat nie ma szczęścia w proce­ sach sądowych (nr z 18 stycznia 1924, s. 4) albo Walka z lichwą mięsną. Surowy wyrok na rzeźnika (nr z 19 stycznia 1924, s. 4). Podobnie z p seu d o n im em „N os” . P ietra­ siewicz zauw aża, że p se u d o n im te n pojaw ia się na łam ach gazety po d n o ta tk ą z 2 kw ietnia 1925. Ja tak ą n o tatk ę zauw ażyłem p o d arty k u łem w ydrukow anym na ła ­ m ach tego czasopism a p o n ad rok w cześniej, 6 lutego 1924, a więc w okresie, kiedy Józef Czechow icz przebyw ał poza ro d zin n y m m iastem . N a s. 4 tego n u m e ru wy­ drukow ano tekst pt. O niespostrzegawczym detektywie i cudownej wódce. Historja

pew-14 J. C zechow icz Listy, zeb. i oprac. T. K łak, W ydaw nictw o L ubelskie, L u b lin 1977, s. 53, przyp. 1. W „Expressie L u b elsk im ” z 11 sierp n ia 1924 (s. 1) w ydrukow any został w iersz Piłsudski pod p isan y przez naszego autora. D o kiedy trw a ta praca? W liście do K onrada Bielskiego nadanym w B rodach, a datow anym na 16 lipca 1925, C zechow icz pisze: „Po expressow ej prozie należy mi się słuszny w ypoczynek” (Listy, s. 62).

15 Tam że, s. 50-51.

(10)

nego dnia „bezalkoholowego”. W tym m iejscu jeszcze jedna uwaga. D oszukując się C zechow icza po d p se u d o n im e m „N os”, Pietrasiew icz posłużył się arg u m e n tem stylistycznym . Rzecz dotyczy w praw dzie n o tk i niep o d p isan ej, ale zw iązanej z jed­ nym z artykułów osoby ukrywającej się pod nazw ą „N os”. P ietrasiew icz uznaje za w łaściwy Czechowiczowi żartobliw y ch a rak te r notki; pisze: „Tekst [ . ] nosi w szel­ kie zn am io n a kaw alarskiego stylu C zechow icza” (s. 244). N iew ątpliw ie, teksty sygnowane „N os” znam ionują żywą inteligencję ich autora, przejaw iającą się choćby w żartobliw ym to n ie wypowiedzi. J e d n a k . czy Czechow icz był w ta m ty m czasie jedynym dow cipnym d zien n ik arzem w L ublinie?

W iele w skazuje na to, że zarów no „o”, jak i „N os”, p u b lik u jąc y zresztą na ła­ m a c h in te re s u ją c e g o n a s ty tu łu dość r e g u la rn ie , b y li (w s p ó ł)p ra c o w n ik a m i ([w spółpracow nikiem ?) „E x p ressu ”, zan im Józef zastąp ił w red ak cji swojego b ra ­ ta, gdy przebyw ał we W łod zim ierzu W ołyńskim . M oim zdaniem , z tej rac ji nie m ogą zostać u znane za p seu d o n im y Józefa Czechowicza.

P ietrasiew icz zauw aża ciekaw ą polem ikę, któ ra m a m iejsce na łam ach „K urie­ ra L ubelskiego” na przełom ie m arca i kw ietnia 1932 roku. N iejak i St. Borsa (zda­ n iem Pietrasiew icza, St. Borsa to p se u d o n im Józefa Czechowicza) d yskutuje z ar­ tykułem Łobodowskiego na tem at lite ra tu ry p roletariackiej. Co do zasadności u toż­ sam ienia Czechowicza z Borsą m am jednak pow ażne w ątpliw ości. Czy m ożliwe jest bow iem , że Czechow icz pozw alał sobie n a aż ta k p odłą jakościowo wypowiedź, która upraw n iałab y Łobodow skiego do wycieczek w stylu:

Mój arty k u ł p. t. „ L ite ra tu ra p ro le taria ck a ” wywołał odpow iedź p. Borsy, będącą całk o ­ w itym zaprzeczeniem celowości polem iki. P. Borsa przeoczył i n f o r m a c y j n y c h a ­ ra k te r arty k u łu , przeznaczonego przecież nie dla czytelników klasowo zorjentow anych, ale dla w szystkich i zan ad to serjo przyjął ośw iadczenie red ak cji „ K u rjera”, stw ierd zają­ ce rzekom ą dyskusyjność, która b ynajm niej w mojej in te n c ji nie leżała. [...] N ie m am zdrow ia przytaczać i zbijać w szystkich argum entów w tej m ierze, w ytaczanych na długo przed p. B orsą przez rozm aitego k alib ru m acherów od p ro le tarja tu napom pow anych dia- lektyką M arksa, ale w gruncie rzeczy całkow icie go nie rozum iejących. Pan B orsa nie należy do w yjątków i dlatego specjalne znęcanie się n ad nim niem a sensu, poniew aż m an k am en ty myślowe tu reprezentow ane zdążyły się już daw no w pew nem środow isku zgeneralizow ać?

I konkluzja:

To nie są w cale rzeczy tru d n e do przem yślenia, m am więc nadzieję, że mój adw ersarz zrozum ie je z czasem , trzeba tylko więcej pracow ać nad sobą, a m niej pobłażać zam asz- kom w łasnego pióra. R ozum iem i odpow iednio oceniam satysfakcję p łynącą z faktu, że czyjeś nazw isko zostało w ydrukow ane, ale m egalom anja jed n o stek nie u p raw n ia do za­ b ieran ia ludziom czasu, chociażby na p isan ie odpow iedzi. N ie bądźcie dzieckiem , tow a­ rzyszu B orsa!17

17 J. Ł obodow ski Prawda i nieprawda o literaturze proletarjackiej, „K u rier L u b elsk i”

(11)

94

W arto dodać, że Łobodow ski w tym czasie prow adzi reg u la rn ie ru brykę „Zgrzyty lu b e lsk ie” na łam ach „K u rie ra” (podpisuje się ta m p seu d o n im em P aragraf). Dość często pojaw iają się w „K u rierze” jego te k sty (publicystyka i w iersze). C zecho­ wicz w czasie tej polem ik i redaguje „ K u rie r” . P rzeczytajm y jeszcze raz odpow iedź Łobodow skiego, pam iętając o tym , że zarów no on, jak i Czechowicz, byli kolega­ m i z jednej gazety; więcej: że Czechowicz decydow ał, które teksty się w tedy na łam ach „K u rie ra” ukazywały. Jeśli „B orsa” to p seu d o n im Czechowicza - byłoby to jakieś gigantyczne oszustwo. Oto bow iem dwóch redaktorów udaw ałoby na łam ach „K u rie ra” polem ikę. T rudno przecież przypuszczać, żeby usta la li ze sobą, jak da­ leko jeden z n ic h m oże się posunąć, obrażając drugiego.

W reszcie spraw a zastępow ania w red a k cji um ierającego b ra ta i przejęcie jego nazw iska do sygnowania własnej p racy twórczej. W stanie b ad a ń i w św iadectw ach z epoki pojaw ia się teza, że Józef posługiw ał się nazw iskiem przedw cześnie zm ar­ łego Stanisław a oraz jego in icjałam i. Rzecz jednak rozbija się o p roste z pozoru pytanie: które teksty pod p isan e w te n sposób wyszły spod ręki starszego z braci Czechowiczów, a któ re spod ręk i Józefa? S tanisław Czechow icz zm arł 12 m arca 1925 ro k u „po d ługich i ciężkich cierp ie n ia c h ” 18. A m im o to teksty o patrzone jego in ic ja łam i u k az u ją się naw et na dzień p rze d jego śm iercią (zob. s. 4 n u m e ru z 11 m arca), a także już po jego śm ierci. W num erze 7. „P rzeglądu L ubelsko-K resow e- go” z ro k u 1925 (s. 15) zn a jd u je się w spom nienie o S tanisław ie Czechow iczu sy­ gnow ane C.B. Są ta m inform acje o życiu b ra ta poety, m .in. takie, które rzucają św iatło na spraw ę m ożliw ości po słu g iw an ia się p rzez Józefa in ic ja ła m i b ra ta . W 1924 roku choroba Stanisław a postąpiła i m usiał on wyjechać z L ublina do M era- no. W m a rc u 1925, św iadom bliskiej śm ierci, w rócił do L ublina: „K onającego n ie ­ m al przew ieziono z dworca kolejowego do szpitala. [...] W trzy d n i po przyjeździe zm arł cicho jak dziecko”. Jest więc b ardzo praw dopodobne, że w tym okresie Józef opatryw ał swoje teksty w „E xpressie” choćby in ic ja łam i b rata. Je d n ak czy to ozna­ cza, że w szystkie te k sty o p atrzo n e p o d p ise m „ J C ”, a u k azu jące się na łam ach „E xpressu” p rze d śm iercią Stanisław a, n ap isał późniejszy autor Kamienia? To za­ g ad n ien ie n ie zajm uje Tom asza Pietrasiew icza zupełnie.

Jest w reszcie in n a spraw a dotycząca Stanisław a Czechow icza, jeszcze bardziej kłopotliw a in terp retacy jn ie. P ietrasiew icz podaje, że tłum aczenie Ostrokołów Apol- lin a ire ’a, które po d p se u d o n im e m „S tanisław C zechow icz” ukazało się w „Z iem i L u b elsk iej” 19, to tłu m aczen ie Józefa Czechow icza. Je d n ak dwa n u m e ry później ukazuje się w tej gazecie notka pod p isan a in icjałem „B.” (inicjał „B”, jak p am ię­ tamy, uznaje P ietrasiew icz w tej gazecie i w tym okresie za p seu d o n im C zechow i­ cza), w której czytamy: „Prócz powyższych dwa czy trzy tłu m aczen ia z A pollina- ire ’a z n a jd u ją się w p uściźnie rękopiśm iennej po zm arłym tragicznie poecie R o­ m anie E m inow iczu i jedno z 1923 ro k u pióra rów nież nieżyjącego już Stanisław a

18 N ekrolog z łam ów „E xpressu L u b elsk ie g o ” 1925 z 14 m arca, s. 4; relacja z pogrzebu - tam że, z 15 m arca, s. 4.

(12)

C zechow icza”20. Skoro tak, to tru d n o uznać, że p se u d o n im „S tanisław C zecho­ w icz” jest w tym p rzy p a d k u p seu d o n im em Józefa Czechowicza. W przeciw nym razie należałoby chyba przyjąć, że pod p isu jący się p se u d o n im e m „B.” Józef C ze­ chowicz w prow adzał czytelników w b łąd. C zem u m iałby to robić? Co ciekawe, „B.” nie w spom ina nic o tłu m ac ze n iac h Józefa C zechow icza, drukow anych przecież w num erze 290., jakby przez skrom ność. Ten przy k ład każe przem yśleć podane przez Pietrasiew icza argum enty, że p seu d o n im em „Stanisław C zechow icz” po słu ­ giwał się Józef p rzy p u b lik a cji w ierszy (bo „sk ąd in ąd w iadom o, że S tanisław C ze­ chowicz w ierszy nie p isa ł”). O kazuje się, że raczej tłum aczył niż nie tłum aczył, więc może i w łasne wiersze tworzył, skoro interesow ał się cudzym i? Z drugiej strony - Czechow icz w ydał to tłu m aczen ie (praw da, że nieco zm ienione) p o d swoim n a ­ zw iskiem w 1933 ro k u na łam ach „K am eny” . M oże więc sytuacja jest jeszcze b a r­ dziej skom plikow ana. M oże (czemu nie dopuścić takiej myśli?) tłum aczenie w p ie r­ w otnej w ersji było dziełem braci. P ublik u jąc je po raz pierwszy, Józef podpisał tylko im ien iem Stanisław a, składając m u tym sam ym swego ro d zaju hołd. Po p o ­ praw kach m ógł już jed n ak opublikow ać te n tekst (trzy lata później) jako w łasny21. Sporo w tej kw estii niejasności. Zbyt dużo, m oim zdaniem , by ryzykować pew ­ ność, że „S tanisław C zechow icz” (i „JC ”) to zawsze, bezw zględnie p se u d o n im Jó ­ zefa Czechowicza.

N ajw ięcej błędów w swoim postępow aniu badaw czym p o p ełn ił P ietrasiew icz, n ie d o k ład n ie w ykonując kw erendę. W p o p rzedniej części m ojego stu d iu m p rze d ­ staw iłem już p rzykłady niezauw ażonych przez niego artykułów opatrzonych przy­ pisyw anym i Czechow iczowi pseu d o n im am i. W prow adzenie tych tekstów w pole in te rp re ta c ji pozw ala sfalsyfikować n iek tó re tezy na te m at autorstw a. Poniżej - jeszcze k ilka zw eryfikow anych negatyw nie pseudonim ów . Łączy je fakt, że zostały one u znane za Czechowiczowskie w łaśnie z pow odu b łędnie przeprow adzonej kwe­ rendy.

Pierw szym z interesujących m nie przykładów jest „Józef B ren e r” . N azw iskiem tym p o d p isan y jest Legion ulicy. Z d an iem Pietrasiew icza, pod p se u d o n im e m tym „niew ątpliw ie” ukrywa się Józef Czechow icz (s. 252). Je d n ak uznanie tego nazw i­ ska za p se u d o n im Czechow icza oznacza konieczność uznania za Czechowiczow- skie rów nież innych ta k p o dpisanych artykułów. W ro k u 1932 na łam ach „K uriera L ubelskiego” w n u m e ra ch 98-101 (w kw ietniu) ukazał się arty k u ł Karalność prze­ rywania ciąży. Byłby to jedyny znany n am p rzypadek w ypow iedzenia się C zecho­ wicza (na d odatek w ta k rozbudow anej form ie) na te m at pen alizacji aborcji, a więc w spraw ie, na której z rac ji w ykształcenia, zaw odu i pośw iadczonych w m a te ria ­ łach biograficznych in form acji - k o m p letn ie się nie znał. M oim zdaniem , kw eren­ da uzu p ełn io n a o in n e n iż Legion ulicy arty k u ły sygnowane nazw iskiem B renera

20 Polskie przekłady G. Apollinaire’a, „Z iem ia L u b elsk a” 1930 n r 292, 28 paźd ziern ik a,

s. 3.

(13)

96

um ożliw ia rozstan ie się (bez w iększego żalu zresztą) z przypuszczeniem , że był to Józef Czechowicz.

P odobnie jest z nazw iskiem „A dam R ekw irew icz”. Pietrasiew icz (s. 244): „W ro ­ k u 1926 pojawił się w «Expressie» dw ukrotnie i niespodziew anie p seu d o n im «Adam Rekwirewicz». [...] Styl tych artykułów , a także sposób p isan ia o zabytkach, w ska­ zują z w ielkim praw dopodobieństw em na autorstw o Józefa Czechow icza” . P oja­ w ienie się tego p se u d o n im u nie było w ro k u 1926 chyba całkiem ta k niespodzie­ w ane. Dwa lata w cześniej, 3 m aja 1924 ro k u nazw iskiem tym p o d p isan y został artykuł Rejowiec stać się może miejscem doniosłych odkryć historycznych. O miejscu zgonu i pochowania M ikołaja R eja 22. Sam a w sobie inform acja ta nie p rzekreśla oczywi­ ście w sposób bezsporny i ostateczny tezy, jakoby „A dam R ekw irew icz” był p se u ­ d o n im e m Józefa C zechow icza. Z astanów m y się jednak: te m a te m a rty k u łu jest zw iązek ro d u Rejów z Z iem ią C hełm ską. A utor streszcza inform acje, które zebrał w tej spraw ie, i pisze dalej:

Z aciekaw iony powyższym i szczegółam i - udałem się w końcu lipca 1916 roku do Rejow ­ ca w celu p rzek o n an ia się, czy rzeczyw iście nie da się odszukać choćby m iejsca na k tó ­ rym stał jeden po d ru g im kościół kalw iński i gdzie pochow anym jest n iezap o m n ian y M ikołaj Rej i jego potom stw o. [...] K w estję rozkopania opisanych powyżej rum ow isk w celu od szu k an ia grobowca Reja, - poruszyłem wówczas niebaw em po pow rocie z R e­ jowca (w roku 1916) w gazecie „Ziem ia L u b elsk a ” i czasopiśm ie „Teka Z am o jsk a”.

Cóż, w obliczu danych z biografii Józefa Czechow icza, tru d n o uznać, by A dam em Rekw irew iczem , w izytującym w lip cu 1916 roku okolice C hełm a i piszącym w 1916 arty k u ły o tem atyce regionalnej do lokalnej prasy, był trzy n a sto le tn i chłopiec, ten sam autor, o któ ry m pow szechnie w iadom o, że debiutow ał dopiero w 1923 ro k u 23. K olejnym rzekom ym p seu d o n im em Czechow icza, k tóry m u si upaść w obliczu danych z kw erendy, jest „M. G ozdaw a” . P ietrasiew icz uważa, że p o d p isan y tym nazw iskiem arty k u ł pt. Tajemnice lubelskich podziemi24 jest autorstw a Czechow icza (s. 245-246). A rg u m en tu je to następująco: (1) opis w ypraw y do lu b elsk ich p o d zie­ m i zaw iera isto tn e nieścisłości, dlatego tekst te n jest m istyfikacją (pow tarza tu Pietrasiew icz tezy H enryka G aw areckiego); (2) tekst te n bez p o d p isu autora i pod zm ienionym ty tu łem został p rzedrukow any w „E xpressie L u b elsk im ” z 27 lipca 1925, a poniew aż w pisuje się on w serię czterech innych artykułów na te m at lu b e l­ skich podziem i, z któ ry ch dwa pierw sze opatrzone zostały in ic ja łam i „S.C.”, u zn a­

22 A rty k u ł w ydrukow any na odw rocie s. 4 w tym num erze; nie mogę podać

d okładniejszego adresu, gdyż s. 4 z n ajd u je się m iędzy k a rtą z pag in am i 1-2 a k a rtą ze stro n a m i 3-4, zaś verso tej czw artej k a rty jest niepaginow ane.

23 O to arty k u ły A dam a Rekw irew icza z „Teki Z am o jsk iej”: O nieznanym widoku

Krasnegostawu z X V IIstu lecia , „K ronika Pow iatu Z am ojskiego” 1918 n r 1-2, s. 8-10;

arty k u ł, o którym w spom ina R ekw irew icz w „E xpressie L u b elsk im ” (wyprawa do Rejow ca w 1916 roku): „Teka Z am o jsk a” 1919 n r 1, s. 15-16.

(14)

w anym i przez P ietrasiew icza za p seu d o n im y Czechow icza, przeto i te n tekst jest autorstw a Czechow icza; w zw iązku z tym „G ozdaw a” m u si być p seu d o n im em C ze­ chowicza. P ietrasiew icz zakłada, że pow odem w ydrukow ania w „E xpressie” arty­ k u łu , k tó ry Gozdawa opublikow ał w cześniej na ła m ac h „P rzeg ląd u ”, była chęć otrzym ania w ynagrodzenia d ru g i raz za to samo. Krótko: Czechowicz używał pseu ­ d o n im u Gozdawa, gdyż pom agało m u to oszukać pracodaw cę (słowo oszustwo pada na s. 246 w zd a n iu m ającym form ę pytan ia, ale P ietrasiew icz nigdzie n ie postaw ił tezy, że ta k nie było).

To ro z u m o w a n ie m a je d n a k p o w a ż n e d efe k ty . P rz e d e w sz y s tk im , te k s t z „E xpressu” pt. W podziemiach lubelskich n ie m oże stanowić podstawy, z której prze­ drukow ano rzecz w „Przeglądzie Lubelsko-K resow ym ” . T akie sform ułow anie sp ra­ wia, że należy przypuszczać, iż P ietrasiew icz w ogóle w spom nianych druków nie w idział. To zup ełn ie inne teksty. Pierwszy z n ich , autorstw a M. G ozdawy Tajemni­ ce lubelskich podziemi, dotyczy eksploracji po d ziem i lubelskich. Gozdawa w spom i­ na o w ypraw ie, któ ra odbyła się dłuższy czas p rze d sp isan iem relacji: „P rzed k ilk u laty n ależałem do m ałej «ekspedycji», k tóra postanow iła choć w części i to dla za­ spokojenia jedynie w łasnej ciekawości, zbadać tajem nice podziem i L u b lin a” . W spo­ m n ia n y tekst stanow i opis tej wyprawy. Z kolei anonim ow y arty k u ł pt. W podzie­ miach Lublina (dalej: kryją się tajemnice zamierzchłych czasów), k tó ry został o p u b li­ kow any 27 lipca w „E xpressie”, to streszczenie referatu inż. K onstantego Teleżyń- skiego w ygłoszonego 15 m aja 1925 na sp o tk a n iu Towarzystwa O pieki n a d Z abyt­ k am i Przeszłości. Owszem, au to r tej noty przytacza wypow iedź referen ta w sp ra­ wie p odziem i na te re n ie L u b lin a, w iększość te k stu dotyczy jed n ak poszukiw ania do m niem anych p odziem i na te re n ie wsi Dys. W spom niane teksty nie pozostają więc ze sobą w jakiejkolw iek relacji, która um ożliw iałaby nazw anie jednego arty­ k u łu p rze d ru k ie m drugiego.

Po drugie, kw erenda Pietrasiew icza jest n iek o m p letn a. W „E xpressie L u b el­ sk im ” z 11 m arca 1925 ro k u (s. 4) ukazała się nota pt. Do krainy podziemnych tajem­ nic. Zebranie Tow. Opieki nad Zabytkam i. P ietrasiew icz zauw aża, że na ła m ac h „E x p ressu ” w iadom ości o p o d ró ża ch w głąb lu b e lsk ic h lochów p ojaw iają się 1 k w ietnia 1925. Tym sam ym odczytuje te n „pierw szy” arty k u ł i kolejne po n im (ostatni z 18 w rześnia 1925!) jako p rim aap riliso w y żart („Wszystkie one układ ają się w jedną serię artykułów u trzym anych w sensacyjno-prim aaprilisow ym to n ie ”, s. 245). P roblem w tym , że ta sekwencja artykułów zaczyna się na łam ach „E xpres­ su L ubelskiego” w cześniej, w łaśnie w n u m erze z 11 m arca 1925. N ie w iem , czy sam a ta inform acja jest w ystarczającym arg u m en tem , że to nie żart. D odam więc, że au to r p odpisał się p o d tym tek stem in ic ja łam i S.C. i że w spom ina on o zeb ra­ n iu Tow arzystwa, któ re odbyło się 9 m arca i któ re pośw ięcone było relacji G ozda­ wy. W sp o tk a n iu w ziął udział m .in. w iceprezes tej organizacji - inż. Teleżyński. W artykule czytamy:

O statecznie ustalono, że wycieczka w stępna do lochów odbędzie się w sobotę 14 b. m. o godzinie 14 m. 30. U d z iał w niej wezmą: członkow ie zarząd u T-wa Op. nad Z ab. vicepr. T eleżyński, in ży n ie r Iw anicki, prof. Świeży i p. Rojow ski, oraz p. kom. G alan t jako kie-

9

7

(15)

98

row nik techniczny, p. G ozdaw a znający już lochy i drogę do podziem nej kaplicy, oraz p. J. Czechowicz.

N ajw ażniejsze dane z tej n o ta tk i są zgodne z praw dą. Potw ierdza je konk u ren cja „E xpressu” - „Głos L u b elsk i” . W „Głosie L u b elsk im ” z 12 m arca 1925 ro k u (nr 71, s. 4) ukazał się arty k u ł p o d p isa n y p se u d o n im e m „R es” pt. Wycieczka do podzie­ mi, k tó ry pow tarza w szystkie w zasadzie inform acje znane z „E xpressu” z dnia 11 m arca. A więc, że zebranie Towarzystwa odbyło się 9 m arca, że sform ow ano ekipę (w skład której w chodzili m .in. przedstaw iciele prasy; znów pada nazw isko Goz­ daw a), która 14 m arca m a zejść do lu b elsk ich podziem i. „G łos” pow iadam iał swo­ ich czytelników o tej spraw ie rów nież dwa lata p ó ź n ie j25. Jest tu m .in. inform acja, że kom isja badająca podziem ia lubelskie została w yłoniona w Towarzystwie oraz że eksploracji dokonyw ano p rzy pom ocy straży ogniowej (co zostało też w spo­ m n ian e w spraw ozdaniach, o których p isałem powyżej). R easum ując, nie m a wy­ starczających podstaw, by wyprawa do lu b elsk ich p odziem i m ogła zostać uznana za czystą m istyfikację, a nazw isko „M. G ozdaw a” mogło zostać u zn an e za kolejny pse u d o n im Józefa Czechowicza.

W reszcie, au to r Pseudonimów nie spraw dza w szystkich tropów, na któ re n a p ro ­ w adzają odnalezione przez niego w to k u kw erendy teksty. A rty k u ł Zułów i lata dziecięce Komendanta został na łam ach „Z iem i L u b elsk iej” o patrzony p odpisem „Z. Z ygm untow icz”. Z d an iem P ietrasiew icza, to rów nież p se u d o n im Czechow i­ cza: „N azw isko to jest b ardzo podobne do innych pseudonim ów poety: «Z. Kli- m untow icz» czy też «Jerzy K lim untow icz»” (s. 247). Zostaw m y na boku, co się kom u z czym kojarzy. W ażne, że pod tym arty k u łem re d a k to r „Z iem i L u b elsk iej” w staw ił dopisek: „(N. W iek )” . Czy oznacza to, że arty k u ł jest p rze d ru k ie m z k tó ­ regoś z num erów lwowskiego czasopism a „Nowy W iek” („Wiek N ow y”)? N ie u d a ­ ło m i się odnaleźć w lubelskich zbiorach b ibliotecznych n u m e ru gazety z tym te k ­ stem . Sądzę jednak, że szef „B ram y G rodzkiej” n ie spróbow ał naw et do niego d o ­ trzeć, aby rozstrzygnąć swój domysł.

Postępow anie badaw cze Tom asza Pietrasiew icza w spraw ie Czechowiczowskich pseudonim ów m a pew ne łatwo rozpoznaw alne, charakterystyczne cechy.

1. A utor n ie zna w szystkich w ażnych dla jego dociekań publik acji. G dyby je znał, albo nie sform ułow ałby pew nych tez, albo też sform ułow ałby je subtelniej (ca­ sus Głuszew skiej).

2. W ykonana przez autora kw erenda jest n iepełna. Pietrasiew icz n ie zebrał wszyst­ kich in form acji na te m at działalności pisarskiej osoby podpisującej się okre­ ślonym m ian em , a tym sam ym w niew łaściw y sposób rozstrzygnął zagadkę to ż­ sam ości tej osoby (casus Rekw irew icza).

3. In te rp re tu ją c m a teria ł z kw erendy, badacz dopuszcza tylko jedną tezę, a m ia ­ now icie, że k o n k retn y tekst jest autorstw a Józefa C zechow icza, zam ykając się

25 O należytą ochronę zabytków. Zebranie Lub. Tow. Op. nad Zabytkam i Przeszłości, „Glos

(16)

na inne w yjaśnienia. N ajlepszym przy k ład em tego zjaw iska jest h isto ria tłu ­ m aczenia Ostrokołów A p o llin a ire’a i nazw isko b rata poety, Stanisław a.

4. G łówną p ro ce d u rą in te rp re tac y jn ą jest nie w nioskow anie, ale kojarzenie. Tym sam ym czytelnicy k o n frontow ani są nie tyle ze sferą faktów, co z subiektyw ­ nym św iatem in te rp re ta to ra (casus B enedykta H ertza i Z. Zygm untow icza). Poniew aż poszukiw anie niezn an y ch p seudonim ów Czechow icza przebiegało zgodnie z ta k im i zasadam i, jego w ynik nie m oże zostać uzn an y za satysfakcjonu­ jący. Jeśli P ietrasiew icz m a rację, to przede w szystkim w tych frag m en tach swoje­ go wywodu, gdzie pow tarza tezy sform ułow ane już przed nim . Tak jest choćby z dom niem anym i p se u d o n im a m i Czechow icza: W acław O skoła, Jerzy A rcher czy Jerzy K lim untow icz. N ie k tó re z p ozostałych tez (jak d o m n ie m a n y p se u d o n im „Stefek G .”) być m oże rów nież dadzą się obronić. Jeśli jed n ak P ietrasiew icz p o słu ­ giwał się zaw odną m etodą badaw czą, to te n pozytyw ny w ynik udało m u się osią­ gnąć nie dzięki, ale pom im o jego sposobu pracy. M oim zdaniem , w arto poczekać na badacza, k tó ry w reszcie te spraw y u porządkuje. N a razie, niestety, w kw estii Czechow iczow skich p seudonim ów jest tylko w iększy b ałag an niż jeszcze p rzed rokiem .

Wojciech KRUSZEWSKI

Abstract

W ojciech KRUSZEWSKI

The John Paul II Catholic University of Lublin

Józef Czechowicz’s Alleged Pseudonyms

In late 2008, the Lublin periodical Scriptores published an article by Tomasz Pietrasiewicz devoted to pseudonyms of the Polish avant-garde/catastrophist poet Józef C zechow icz (1 9 0 3 -1 93 9 ). Mr. Pietrasiewicz offered a few dozen of new, thitherto unknown pseudonyms which the Lublin-based poet (author of nuta człowiecza, among others) was to use in publishing his texts, mainly in the local press. T h e present article critically analyses these attributive findings. T h e verification procedure applied has enabled to delete a significant portion of these alleged pseudonyms from the originally suggested pool.

6

Cytaty

Powiązane dokumenty

Uczniowie powinni skoncentrować się na słowach wiersza, by móc wyobrazić sobie obrazy poetyckie pokazane w tym wierszu.... Nauczyciel czyta powoli i wyraźnie tekst wiersza, potem

Niektórzy uczniowie otrzymują łatwy przykład, a inni trudniejszy (uczniowie siedzący obok siebie powinni mieć różne zestawy). Przydział ćwiczeń jest losowy.. wykonaniu

Jeśli chciałbyś wybrać się na mecz z jego udziałem, to niestety jest to niemożliwe, ponieważ niedawno zakończył karierę sportową, ale nawet kiedy grał, było to bardzo

Zielnik- drukowana lub ręcznie wykonana kolekcja opisanych rycin lub zasuszonych roślin, utrzymana zwykle w formie zeszytowej?. Co powinna

stwa, poza Legjonami, znajduje się tylko 2-ch takich oficerów, którzy mogą pro­.. wadzić do boju więcej niż

Brentanowska interpretacja Kartezjańskiej koncepcji sądu (jako czynności nie tyle konstytuowanej, co raczej jedynie determinowanej przez akt woli) jest jednak niekorzystna czy

Szkoła Podstawowa w Boguszynie.

Bogurodzica z czasem stała się Bogarodzicą, kiedy genetiw upomniał się o swoje prawa adnominalnego nomen substantivum Porów- naj również datywne klityki jako wykładnik