• Nie Znaleziono Wyników

Imionniki Maryi Szymanowskiej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Imionniki Maryi Szymanowskiej"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Władysław Mickiewicz

Imionniki Maryi Szymanowskiej

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 9/1/4, 516-532

(2)

m a n ty z m n o w ą a u re o lą . Z acisk ali p ięście i szli do d o m u w dzie­ w a ć p a n c e rz e...

Ś re d n io w ieczn e m u m n ich o w i, ślę czą cem u n a d ilu m in o w an y m rę k o p isem św ieciło h a sło : Extra, latinitatem non est vita — w a r­ szaw sk i ro m a n ty k w y stę p o w a ł do w alki, jak d ru g i P a tro k les, w zbroi M ick iew icza; w y p isy w a ł n a ta rc z y sło w a fran cu sk ieg o k ry ty k a : Hors du romantisme il n’est p o in t du salut i to p ił w o jo ­ w nicze z a p a ły w jed n ej w ięcej balladzie.

By p o tem , w la ta c h e m igracyjnych; p a trz e ć z uśm iech em p o b ła ż a n ia n a sw e la ta b u rzy i pędu.

Lwów. Stanisław W asylewski.

Imionniki Maryi Szymanowskiej.

Im ionniki w yszły z m ody. Z a stę p o w a ły n ieg d y ś ra p tu la rz e i p a m iętn ik i. U p rzy to m n iały u sch y łk u ży cia p o sia d a c z o m m inione dni. P o to m n o śc i p rz e c h o w u ją w ie rn ie c h a ra k te ry s ty c z n e cech y d a ­ n ej epoki. P rz e g lą d a ją c n a p rz y k ła d im ionniki M aryi S zy m an o w ­ sk iej, sp o ty k a m y n a zw isk a n a szy ch znakom itości lite ra c k ic h z cza­ só w K sięstw a W a rszaw sk ieg o . W praw dzie daleko w ięcej zap isało się w n ic h sła w n y c h cu d zoziem ców niż sp ó łzio m k ó w S z y m a n o w ­ sk ie j, ale n a s ro d ac y jed y n ie zajm ą.

„Szymanowska — pisze w swoich pamiętnikach1) doktor Sta­ nisław M o r a w s k i — posiadała i zostawiła dzieciom swoim rzad­ kiej wartości albumy. Albumy te należą do um ysłowych skarbów kraju naszego i rzeczywiście do niepospolitych klejnotów liczyć się powinny. W ciągu kilkuletniego pobytu muzy naszej za granicą i w Rosyi, w ciągu długiego pobytu sw ojego w rodzinnym kraju, słow em , gdzie była ta zacna kobieta, umiejąc sobie zaskarbić przy­ jaźń i szacunek wszystkich i zostając w blizkich z wszystkimi nie­ pospolitym i ludźmi sw ojego czasu stosunkach, starała się i potrafiła zebrać i skupić w jedno własnoręczne pamiątki i podpisy najzna­ komitszych gwiazd duchow ego horyzontu całej Europy. Ludzie ci, różnych narodów a różniejszych jeszcze dążeń, z ochotą spełniali jej życzenia, chętnie wtłaczali się w jej pamiętniki, ciesząc się i chełpiąc z tego braterskiego zbliżenia, które wszystkich wielkich przedstawicieli ówczesnej europejskiej sławy pod jedną i tak gościnną strzechą zebrało. Takich album ów miała trzy. Jeden w bogatej, dro- giem i kamieniami ozdobnej oprawie, dar księcia Cambridge, brata

U Urywki z pamiętników St. Morawskiego w yszły w lutym 1898 r. w A t e n e u m .

(3)

króla angielskiego Jerzego IV-go, zawiera w sobie autografy i p od ­ pisy sławnych p oetów , historyków, w ojow ników , malarzy i t. d. Dostał się on córce Szymanowskiej, Helenie Malewskiej.1) Drugi stanowi zbiór, z niemałym kosztem i trudem zebranych autografów najsławniejszych dawnych kom pozytorów muzycznych i n o w o czes­ nych autorów, z umyślnie przez każdego z nich na pamiątkę dla Szymanowskiej napisaną muzyką. Ten zbiór znajduje się w Paryżu

w ręku córki jej, małżonki sław nego poety Adama Mickiewicza.

Trzeci zapełniony także nazwiskami różnych znamienitości krajo­

wych i zagranicznych w szelkiego rodzaju, przeszedł był w dziale

do syna jej Romualda, który wysłany na Kaukaz, jakby już w cze­ śnie zgon swój nieszczęsny przeczuwał, cały ten zbiór z Kijowa odesłał darem siostrze swojej Malewskiej i tym sposobem od w ie ­ cznej zatraty zachował. Thomas Moore, Chateaubriand, Casimir De lavigne, Benjamin Constant, Karamzyn, Koźmian, Canning, Béranger, Niem cewicz, Jouy, Goethe, Osiński, Kryłow, Roztopczyn, Humbold, Dawydow, Pasta, Paër, Miss Siddons, Catalani, Cherubini, Clementi, Beethoven, Weber, Mercadante, Rossini i tylu innych zgromadzonych tam genialnych gości zapewniają temu jedynemu m oże w sw oim ro­ dzaju zbiorow i rosnącą z każdym dniem, w otchłań przeszłości za­ padłym, wiekopom ną a niczem nie dającą obliczyć się cen ę.“

N ied aw n o m u zeu m G oethego w W ej m arze p ro siło o odfoto- g ra fo w a n ie z ty c h a lb u m ó w w ie rsz a G oethego do M aryi S zy m a­ now skiej. P o e ta n iem iec k i w iersz te n sam d la niej p rz e ło ż y ł r y ­ m em po fra n c u z k u a je s t to jed y n y z n an y w iersz fran cu sk i G oethego.

M ary a z W o ło w sk ic h S z y m a n o w sk a u ro d z iła się w W a rsz a ­ w ie 14-go g ru d n ia 1790 r.

„Z duszą muzyczną — pisze Morawski. — Każdy dźwięk b o ­ skiego natchnienia zaraz trafiał na odpow iednią i gotow ą strunę jej czułego serca. Całe skarby, jakie sobie zebrała, winna była sobie samej wyłącznie. Nikt ją wtajemniczyć w sekrety sztuki nie umiał, bo Warszawa p od ów czas żadnego w tym rodzaju mistrza nie miała i kiedy w roku 1812-ym za świetnym duchem Napoleona Paër, Rhode, Cherubini, jak porwane wirem tej wielkiej komety św ia­ tełka, nagle wśród Warszawy błysnęli, młodziutka i prześliczna pod­ ów czas kobieta w yw ołała sw oim talentem serdeczne zadziwienie, zachwycenie i życzliw ość tych wielkich mistrzów, życzliw ość nie- udałą i trwałą, bo w w iele lat potem, kiedy się już ona jako ar­

tystka w podróżach sw oich z nimi spotkała, ludzie ci, znakomici

Okładkę zdobi piękny kamień, rznięty w płaskorzeźbę Klamra, składająca się z drogich kamieni, została wyłamana i skra dziona. Wszystkie trzy albumy, o których mowa, złożon e są dzi­ siaj w Muzeum M ickiewiczowskiem w Paryżu.

(4)

wszyscy co do jednego dobrze ją pamiętali i otoczyli w cudzym kraju tem poważaniem , podziw ieniem , szacunkiem, okryli ją temi skrzydłami ojcowskiej przychylności i opieki, jakich godną ze wszech miar była. La danse nationale polonaise przypisany Baillotowi i nok­

turn Le murmure, w Paryżu, „Świtezianka“ ballada Mickiewicza,

w Moskwie, „Trzy śp iew y“ Mickiewicza i sławny „Le murmure à trois

mains'*, w Petersburgu, były ow ocem ciągłego tej rzadkiej kobiety

natchnienia“.

C elina M ickiew iczow a g ry w a ła często m ężow i sw e m u Le

murmure, p rz y p o m in a ją c m u p e te rs b u rs k ie czasy i dom S z y m a n o w ­

skiej.

Z anim p rzejd ę do a lb u m ó w S zy m an o w sk iej, p rz y to c z ę jeszcze s ą d y o niej p ra s y p o lsk iej. D o w iad u jem y się z K u r y e r a W a r ­ s z a w s k i e g o z d. 7 lu teg o 1822 r. że :

„J. Pani Maryanna z W ołowskich Szymanowska, której talent muzyczny tylokrotnie był uwielbiany w jej ojczyźnie Warszawie, wyjechała zeszłej niedzieli do Petersburga, gdzie ma dać kilka kon­ certów na fortepianie“.

N u m er z 31 m a r c a 1822 r. K u r y e r a W a r s z a w s k i e g o z a ­ w ie ra n a stę p n y d o p isek w ła s n o rę c z n y :

„Dom aszewski ma honor przesłać tak zaszczycającej naszych rodaków artystce niniejszy egzemplarz w d ow ód pow innego sza­ cunku“.

„Podług św ieżo nadeszłych listów z Petersburga— pisał K u- r y e r W a r s z a w s k i— znajduje się tam od kilku tygodni pani Marya z W ołowskich Szymanowska, znana w stolicy naszej ze znakomitego talentu sw ego na fortepianie. Poprzedziła ją tamże tak zasłużona sława i zjednała jak najchwalebniejsze przyjęcie w najrozmaitszych towarzystwach. Na dni kilka przed publicznym koncertem miała zaszczyt grać u N. Cesarzowej i u N. Wielkiej księżny Aleksandry, gdzie zyskała wysokie Najjaśniejszej rodziny cesarskiej zadow olenie ; w dniu zaś 18 marca dała się słyszeć w sali zwanej filarmoniczną. O d koncertów pani Katalani nigdy sala tak napełnioną nie była ; o bilety tak się ubiegano, iż przed zaczęciem koncertu wszystkie już dawno wyprzedane zostały, a chociaż naznaczona cena była rubli assyg. 10, to jest około dukata za bilet, niektóre osoby dla okazania, ile wielbią doskonałość sztuki, od 10 do 20 dukatów za jeden bilet płaciły. Za ukazaniem się pani Szymanowskiej przyjęły ją głośne i pow szechne oklaski, które po odegraniu każdej sztuki powtarzano z większem coraz uniesieniem. Pom iędzy innemi grała

adagio skom ponow ane dla niej w Petersburgu przez sław nego

Himla, nadwornego dyrektora orkiestry N. W. Ks. Maryi Paw łów ny małżonki Ks. następcy tronu Wejmarskiego. Tenże kom pozytor dy­ rygował orkiestrą. N ie zapuszczając się w szczegółow y rozbiór

(5)

licznych i nadzwyczajnych zalet, jakie grze p. Szymanowskiej spra­ w iedliw ie publiczność przyznała, to tylko powiem y, iż odgłos p o ­

w szechny mieści ją na jednym stopniu doskonałości z Fieldem.

Wielki książę, następca Wejmarski, obecny na koncercie, dzielił za­ d ow olen ie pow szechne. N . Pan raczył przesłać pani Szymanowskiej

w upominku kosztow ny fermoar ozdobiony brylantami. D ochód

z tego pierwszego koncertu miał w ynosić 19000 rubli asygn.“

21 m a ja 1822 r. K u r y e r w a r s z a w s k i donosi, że :

„podług listów nadesłanych z Petersburga J. Pani Szym anow­ ska miała szczęście dn. 24 z. m. grać na fortepianie u N. Cesarza i Króla, tudzież N. Cesarzowej Elżbiety i zyskała obok najłaskaw­ szego przyjęcia, zupełne JJ. CC. MM. Mści zadow olenie. W dniu następnym udarowaną została od N. Cesarza i Króla kosztownym naszyjnikiem z pereł na fermoar szmaragdowy, brylantami ozdobiony, zapiętym. Dnia 27 kwietnia wyjechała J. Pani Szymanowska do Mo­ skwy, gdzie zamyśla dać kilka koncertów, później zaś ma znów do Petersburga p ow rócić“.

„Widywałem — m ówi Morawski — w jej domu często księ­ żnę Kurakin, jedną z najpoważniejszych dam dworu, księżną Bar­ barę Golicyn i panią D iw ow , córki hrabiego Rumiancewa, księżni­ czkę Alinę Wołkońską, córkę sław nego ministra dworu, całą zacną i utalentowaną rodzinę sekretarza stanu Lwowa, panią Dierżawin, panią Szyszkow, Narbutównę z domu — żonę ministra oświecenia, pana Middleton z familią — posła Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, barona Palmstjerna — ambasadora szw edzkiego, hra­ biego Simonetti — ambasadora Sardyńskiego, pana Potemkina — posła rosyjskiego przy dworze bawarskim, barona Bourgoing — mi­ nistra francuskiego, kawalera O ’Sullivan — sprawiającego interesa Holandyi, księcia Ksawerego Lubeckiego — genialnego ministra fi­ nansów Królestwa Polskiego, hrabiego G rabow skiego— ministra se­ kretarza stanu Królestwa Polskiego, z siostrzenicą i wnuczką, tajnego radcę Turkułła — dzisiaj ministra sekretarza stanu Królestwa Polskiego, hrabiego Zamoyskiego, jenerała K osseckiego, Fryderyka hrabiego Skarbka, jenerała Łubieńskiego i m nóstw o innych“.

M arya S z y m a n o w sk a sto su n k i sw o je w w y ższy ch sfe ra c h ro ­ sy jsk ich u m ia ła o b ró c ić n a k o rz y ść P o lak ó w , w y g n an y ch z W iln a do P e te rs b u rg a i M oskw y. S ta ia się ich n ie z m o rd o w a n ą d o b ro ­ d ziejk ą. N iem ało p rz y c z y n iła się do serd eczn eg o p rz y ję c ia , jak ieg o A dam M ickiew icz d o z n a ł w k o ła c h lite ra c k ic h n a d n ew sk iej s to ­ lic y i g o rliw ie z a ję ła się u ła tw ie n ie m jego w y jazd u za g ran icę. O s ta ra n ia c h je j w ty m k ie ru n k u św iad czy n a p rz y k ła d n a s tę p u ­ ją c y lis t do F ra n c isz k a M alew skiego :

J’ ai vu la princesse Pauline Galitzine, qui m’a assuré positi­ vem ent que le prince Dimitri arrive pour la fête de sa mère, qui

(6)

s’appelle Nathalie, ce qui est l e 17 J a n v i e r . Le prince doit être le 14 ou le 15 au plus tard, selon ce qu’en dit sa mère, qui re­

garde l’arrivée de son fils com m e immanquable. Arrêtez de force

Mickiewicz : qu ’il se fasse malade et envoie un certificat de mé­

decin, s’il le faut, pourvu qu ’il reste. Ces dames se chargent de faire parler au prince par sa mère qu ’il adore, s’il fallait une demande; mais Mickiewicz rien a pas besoin, car le prince Dimitri l’aime trop

pour qu’il ait besoin de cela. Le fort de la chose est de rester

et d’attendre le 15 Janvier, qui décidera de tout.

M. S.

M ary a S zy m an o w sk a p o ecie u p rz y je m n ia ła n iezm iern ie p o b y t w tak p rz y k ry c h w a ru n k a c h w P e te rsb u rg u . Nie daw n o W ik to r G om ulicki p o ru sz y ł k w esty ę, czy M ickiew icz ry s o w a ł lub nie, a to z p o w o d u ró ż n y ch u tw o ró w a rty sty c z n y c h m ylnie p o ecie p rz y p i­ sy w anych. P o e ta nigdy nie p o p isy w a ł się ani o łów kiem ani pędzlem . Jed y n y m m oże a u te n ty c z n y m sw o im ry su n k iem o b d arz y ł lo tery ę u rz ą d z o n ą p rzez M aryę S z y m a n o w sk ą n a cel d o b ro czy n n y . G łów ny lo s n a tej Io tery i b y ł, w ed łu g słó w F ra n c isz k a M alew ­ skiego » ry su n ek A d am a n ajn ie z g ra b n ie jsz y n a św iecie«. Los te n w y g rała J u lia W o ło w s k a 1), lecz M ickiew icz z o baw y, a b y to a rc y ­ dzieło dalej nie p o w ę d ro w a ło , lo s te n so b ie p rzy w łaszczy ł, co w y w o łało n a s tę p n ą sk a rg ę :

„Rendez à Dieu ce qui est à Dieu et à César ce qui est à Cé­ sar“ V oilà les paroles divines de notre Sauveur. En bonne catho­ lique chrétienne, je profite de cette sainte maxime et je renvoie

à Mr Malewski son lot gagné. Julcia robi formalne zeznanie, że

nie rozmyślnie, ale z przymusu oddała wczoraj swój wielki los, o którego zwrot usilnie się domaga. Spodziew ać się należy, że autor hymnu „Gołąbku Syonu“ zechce korzystać ze słów Pisma Świętego powyżej namienionych i że niezw łocznie odeszle niewła­

ściwie zabrany los. Dziś będziemy na operze. Kto się nie ob a­

wia napaści pana T., znajdzie w loży p od numerem 10-tym un

refuge hospitalier. Dowiadując się o zdrow ie Pana Malewskiego,

zasyłam mu dzień dobry, z którego p ołow ę odstąpi są sia d o w i2).

M . S.

W piątek rano.

„Marya Szym anow ska— pisze Stanisław Morawski — miała dobrze starszą od siebie rodzoną siostrę pannę Julię W ołowską, od dzieciństwa przez ospę najzupełniej pozbaw ioną wzroku. Ta siostra, pomimo ślepoty swojej, ją w ynosiła na ręku i jak własne dziecię kochała“.

2) Franciszek Malewski mieszkał razem z Mickiewiczem do wyjazdu poety za granicę.

(7)

P ra w d o p o d o b n ie , jeż e li M alew ski los sw ój o trzy m a!, p a n n a J u lia W o ło w s k a m n iej b y ła szczęśliw a i z rą k M ickiew icza nie

w y d o s ta ła ry su n k u , k tó ry p rz e p a d ł d la p o to m n o ści.

W in n y m b ilec ik u M aryi S zy m an o w sk iej do F ra n c is z k a M a­ le w sk ieg o z M oskw y 4-go g ru d n ia m a lu je się m a c ie rz y ń sk a jej tro sk liw o ść o p o e tę :

Kolonia polska przypomina się pamięci Pana Franciszka, któ­ rego odjazd wraz z Panem Adamem zasmucił nas. Przyznaję się do winy, że często mówiłam : „Niech sobie Malewski zmarznie, aby

M ickiewiczowi ciepło b y ło “. Cela s’appelle vouloir du bien à quel­

qu’un aux dépens d’autrui. Cette franchise vous prouve, bien esti­

mable compatriote, que je reconnais votre zèle et toute votre ami­ tié pour votre com pagnon de voyage et d’infortune et que vous lui voulez plus de bien qu’à vous-m êm e. J’ai été bien souffrante

avant le concert, toute tremblante ce jour même. Mais j’ai eu une

douce récom pense de mes nom breuses tracasseries, car on m’a

accueillie avec distinction et bienveillance. Mes enfants m’ ont rendu mille soins tendres et empressés et la bonne H élène1) a fondu en larmes, dès qu’elle m’a vu paraître. Cela fait oublier bien des contra­ riétés. La connaissance de Monsieur et de Madame Zaleska2) nous est bien précieuse. N ous nous promettons des moments agréables dans leur société. Vous en ferez toujours partie, mes bons com pa­ triotes, car, quoique loin, nous serons près de vous par le souve­ nir et par le coeur. Les enfants et Julie vous disent mille choses.

M . S.

W im io n n ik ach są n ie k tó re w iersze n iep o d p isan e, lub o p a ­ trz o n e n ie w y ra ź n y m p odpisem .

„Ktoś, opowiada Michelet w l e g e n d z i e d e m o k r a t y c z ­ n e j o Kościuszce, odm ów ił przy nim jednego dnia te wiersze fran- cuzkie tak znane :

Z gałązki swojej odjęty, Biedny mój listku wyschnięty,

G dzie idziesz ? — Czy w iedzieć m ogę.

G łęboko niemi tknięty, przepisał je z pośpiechem . Biedny

starzec, wygnaniec, znajdował w nich swój obraz, obraz swojej ojczyzny miotanej wiatrami północy śród tylu przygód.“

J) Helena Szymanowska, starsza córka Maryi, która wyszła za mąż za Franciszka Malewskiego.

2) Bonawentura i Joanna Zalescy, którym poeta dedykował K o n r a d a W a l l e n r o d a .

(8)

Z apew ne niejednem u w iersz ten n atch n ął podobne myśli, gdyż znajdujem y w im ionniku Maryi Szym anowskiej tłum aczenie tej poezyi, podpisane nieczytelnie:

Od gałązki oddzielony, Biedny listku w ysuszony,

G dzież lecisz ?... Nie wiem, gdzie lecę. Niewstrzymanej burzy siła

Nagle dąb ten wywróciła, W którego byłem opiece ! Wiatry, przez niestałe wiania Miotają mnie od świtania, To z zarośli na równinę, To z pagórka na dolinę. Lecę, gdzie chcą losy m oje! Nie żalę się ani boję ; Nieświadom celu podróży Lecę, gdzie kwiat dąży wszystek: I ten przyjemny kwiat róży I ten świetny lauru listek.

Ofiaruje autor tej, która z obydw u listków już ma w ieniec uwity.

Bezim iennych autorów zostaw iając n a boku, spotykam y w ier­ sze H enryka Rzewuskiego. A utor P a m i ę t n i k a S o p l i c y , obe­ znany z wszystkiem i trądycyam i upadającej Polski, m iał też w w y ­ sokim stopniu jej przyw ary. Obżarstwo nie było m u obce. W sta­ w ał często od stołu po sutym obiedzie, aby spieszyć n a inną ucztę. W X IX -tym wieku przedstaw iał typ szlachcica w ieku p o ­ przedniego, u którego tryskający dowcip zastępow ał b rak ujące cnoty. W P etersburgu przyjął zaproszenie n a obiad do S zym a­ nowskiej w W arszaw ie, ale jeżeli nieraz sprzeniew ierzył się ide­ ałom ojczyzny, to zawsze w iem y został kuchni narodow ej :

P oniew aż Marya na obiad mnie prosi I w ybór potraw mnie samemu daje : Niech barszcz, co gęsto śmietana go rosi, Z uszkami, z rurą na początku staje; P o nim niech kawał zwierza, co ma rogi 1 nie jednego z szlachty zrobił panem, Tłuste z majranem poprzedza pierogi, Byle był tylko kruchy i ze chrzanem. Potem kartofle, z cebulą zmieszane,

(9)

Niechaj apetyt swą w onią zbudzają, Lecz niech słoniny skwarki przysmażone Kartofle barwą ciemną ozdabiają.

Potem nadzianie kopru i pietruszki Niechaj rozpycha kurcząt z półtuzina, A gdy już będą napełnione brzuszki Daj nam, Marysiu, węgierskiego wina ; Prawdziwie jesteś dla nas tak łaskawa, Że nie zapom niesz sałaty i ciasta, A po obiedzie polska będzie kawa, Całuję rączki, bo już będzie basta.

6 czerwca H. R.

Do pierw szych w ielbicieli Maryi Szym anowskiej należy M aurycy Gosławsiri, k tó ry 10-go m arca 1823 r. ofiarow ał jej n a­ stępne w iersze „z pow odu jej koncertu na ubogich dnia 9 m arca w K rzem ieńcu“.

Jakaż to harmonija rozległa się tkliwa? T o głos Muz pieszczon y!

Ach nie! to Szymanowska czarownem i tony Serce porywa...

A ch oć dźwięk, co mą duszę najtkliwiej przeniknął, Którym mile ucho pieszczę,

Jak lekki wiaterek zniknął, Czuje go me serce jeszcze. 0 ! kto się nim nie poruszy

I łzy nie uroni z oka, Ten nie ma czucia ni duszy,

I serce ma jak opoka.

Co tkliwą wznieca rozkosz, podziw ienie budzi, Talent boski nad resztę w ynosi cię ludzi,

Lecz nad talent przymioty w znoszą cię szczęśliw sze, Bo nad tkliwe twe tony, twoje serce tkliwsze. U b óstw o — w ięzień blady — i skryta potrzeba, Losu nieszczęsne igrzyska,

Których w idok łzy wyciska,

P ocieszon e twą ręką, głos w noszą do nieba. Z rów nym jak w szyscy zapałem

1 ja słyszałem ciebie i ja ubóstwiałem ;

P o zw ó l więc... lecz nie... nie śmiem tyle być zuchwały, Bym miał piórem zbyt słabem śpiew ać twe pochwały.

(10)

Jakaż lutnia będzie zdolna Jakie pienie to ogłosić,

Co czuć tylko i nad czem zdumiewać się w olno, Czuć nad to, ale nigdy w ydziwić się dosyć.

M a u rycy G osław ski U. L. W.

M arya S z y m a n o w sk a w ie rsz a tego nie w k le iła do alb u m u . S łab e to b y ły p ró b y p o c z ą tk u ją ce g o m ło d zień ca . W id a ć , że n a ty m k o n c e rc ie z n a la z ł się i ks. A loizy Osiński, k tó ry n ie szczędził a rty stc e n ajg ło śn iejszy ch p o c h w a ł :

Do Maryi Szymanowskiej grającej koncert w Krzemieńcu.

Jakie tylko przymioty zdobią tę płeć, którą kościół nazywa

pobożną a świat piękną, te stały się twoją własnością najdroższą. Kiedy każdy zdumiewa się nad biegłością nadzwyczajną w w yd o­ bywaniu tych dźw ięków niezliczonych, tak miłych dla ucha a mil­ szych jeszcze dla serca ; kiedy w szyscy z uniesieniem ten głos je­ dnostajny podnoszą, że nic podobnego słyszeć nie m ogli ; kiedy nakoniec zachwyceni i rzadką przyjemnością twoją i ujmującą d o ­ brocią, wyraźnie widzą nad wszelkie zalety, sprawiedliwie Ojczyzna

Polska z tych darów najznakomitszych odnosi chlubę. D o tych

od głosów uwielbień, które się rozlegają w stolicy królestwa, do tych znamion chwały, któremi cię zaszczycił nailepszy z cesarzów

i królów, niech zostanie w pamiątce i to przekonanie o twoich

współziomkach : że W ołyń stawiający posągi naukom i cnotom, w yprzedzić się nie dał nikomu w szacunku dla ciebie, kiedy miał za największą pociechę w idzieć cię, słyszeć, poznać i ubóstwiać.

A lo jzy O siński.

L u d w ik O siński w ierszem sw o je z a c h w y ty w y ra z ił :

Gdy pod twą dłonią brzmiały czarujące tony Nad Tybrem, nad Sekwaną, m ówił lud zdum iony: Jakie dla niej swych darów niebo hojnem było ! Jaka rozkosz ją słyszeć i w idzieć jak miło!

Nie dziw ; sztuka przy wdziękach piękniejszą się staje. Lecz my, bliżej cię znając niż odległe kraje,

Gdy wśród zyskanych w ieńców , z dala od oklasku, Widziemy cię, w mniej głośnym dom ow ych cnót blasku, Niedumną tryumfami, przyjaźni pamiętną,

Córką, matką, na wszystko pośw ięcić się chętną, Jakże musiemy kochać — pow iedz sama szczerze,

To zgodne sztuki, wdzięku i cnoty przymierze.

Ludw ik O siń ski.

P o ty m p ło d zie ch ło d n ej re to ry k i, n a s tę p u ją w iersze N iem ­ cew icza, o żyw ione n a s tro je m p a try o ty c z n y m i tc h n ą c e d u m ą n a ­ ro d o w ą .

(11)

W zbiorze pamiątek tylu wielkich ludzi, N a próżno myśl się m a łudzi,

Jak tam, gdzie świecą natchnienia ich wieszcze, M o j e umieszczę.

Ciśniony wiekiem, nieznany ich sławie, Bez ich znaczenia, bez ojczyzny prawie, C ó ż przyda starca lutni rozstrojona D o tylu pochwał, któremiś wielbiona? Plemię Sarmatów, lud w o l ny i śmiały, Wojennej tylko lubił szukać chwały:

Stuk dział, szczęk broni, trąb chrapliwych wrzawa, K r w a w e utarczki, lub gonitw zabawa,

T o jest, c z e m Polak był cały zajęty ; Ale słodkiej harmonii łudzące ponęty,

T e mdlejące w powietrzach wdzięcznej nuty drżenia, C o nas unoszą, rzewne p r z y w o d z ą wspomnienia, T e n dar pr a w d z i w y niebios, mało n a m był znanym. T y nad Tybrem, Tamizą, D u n a j e m wezbranym, Budząc dłonią twą stróny, jakby czuciem tchnące, Umiałaś z nich w y w o d z i ć tony czarujące.

Słysząc cudne te dźwięki, rzekł świat zadziwiony: Jak d o bitw, tak do pięknych sztuk Polak zrodzony.

J . U. N

D. 7 września, 1826 w Ursynowie.

Nie dziw , że g ra S zym anow skiej w y w o ła ła u K a je ta n a K o- ź m ia n a k la sy c z n e p o ró w n a n ia ;

U r o k czarownych t o n ó w z dźwiękiem nie ulata: D o tąd z Lesbos dziewica hołd odbiera świata ; S m u t n y przychodzień zwiedza te m o r z a i skały, Gdzie przed wiekami stróny p o d jej dłonią brzmiały, Lecz, jeźli za stracony jej urok poczyta,

Niech cię pozna, niech słyszy i tej księgi spyta.

К K ośm ian.

Nie p o p rz e s ta ją c n a te m w y p isa ł jeszcze d la niej „w y jątek z w ie rs z a do m u z y k i“ .

Witaj darze! którego czarująca władza C z u c i o m użycza m o w y a myśli nie zdradza ; L e dwie się słyszeć dadzą twe uroczne brzmienia, Cisną się niewystępne : radość, łzy, westchnienia. Milczenie jest t w y m hołdem, g o d ł e m wieniec sławy. O z w i e s z się ? — drżę i słucham, lecz drżę nie z o b a w M i l c z y s z ? — a ja dumając nad m y m stanem jeszcze, U r o k i e m znikłych d ź w i ę k ó w zmysły moje pieszczę.

(12)

Unoś, rozrzewniaj, łagodź, a m o c ą ułudy Podbij świat, panuj czaso m i pocieszaj ludy.

K ajetan K o źm ia n ,

Dnia 23-go stycznia 1829.

W W ilnie n a jw y ższ ą p o w a g ą b y li Ś n iad e ccy .

Stary Polak — pisze melancholicznie Jan Śniadecki, — nie u m rz e bez pociechy, kiedy świetne talenta zrodzone na polskiej ziemi zyskują podziwienie obcych narodów, a w towarzystwie w d z i ę k ó w i cnoty roznoszą chwałę swojej ojczyzny.

W Wilnie, 24-go lutego 1829 r.

J a n Śniadecki.

Brat Jana Śniadeckiego dodaje :

Jako nic tyle nie osładza przykrych chwil życia jak dobre towarzystwo, tak z towarzystwa ludzi sławnych spływa jakaś cząstka chwały na innych, którzy się w niem mieszczą. Jest więc rzecz chlubna połączyć imie swoje z tyle świetnemi imionami, które z d o ­ bią tę księgę; jest nader przyjemna należeć do liczby wielbicieli osoby tak hojnie o d przyrodzenia uposażonej i tak znakomitym wsławionej talentem.

Jęd rzej Śniadecki.

D. 13 lutego v. s. 1827 roku.

A ntoni G órecki sk ro m n ie c h ro n i się p o d egidą Ś n ia d e c k ic h . I mnie wzywając, chciałaś Pani zażartować,

Ale ja dobrze wyjdę na tym żarcie: N a tej, co i Śniadecki, napiszę się karcie, I musisz Pani pisanie m e chować.

A n to n i Górecki.

1827 lutego 14, Wilno.

Z n an y je s t w iersz A d am a M ickiew icza :

N a jakimkolwiek świata zabłysnęłaś końcu, Tobie wieszcze, jak G w e b r y indyjskiemu słońcu, Chylą głowy, ubrane w nieśmiertelne liście, 1 arf tysiącem twoje opiewają wniście.

C ó ż pomyślisz, gdy nagle z ch e rubinów choru W y r w i e się jeden odgłos niezgodny i dziki P o m i ę d z y tryumfalne pieśni i okrzyki ; Jako wieśniak pośrodku królewskiego dwotu, Ale śmiały i wszystkich roztrącać gotowy, Pójdzie prosto do ciebie i duszą obejmie:

(13)

K rólowo to n ó w ! ty go powitasz uprzejmie,

To twój dawny znajomy, to dźwięk polskiej m owy.

A dam Mickiewicz.

W M oskwie, 1827.

A le k sa n d e r C hodźko i A ntoni E d w a rd O dyniec w p isali się p o M ickiew iczu. C hodźko o p a trz y ł p rz e k ła d p ersk i so n e tu M ickie­ w icza n a stę p n e m o b ja śn ie n ie m :

„Tłumaczył i na pamiątkę własną ręką przepisał Mirza Dżea- fer ibn Alimerdan z miasta Tus, syn kapitana artyleryi — Pers — w Petersburgu roku 1 8 2 8 .“

Oto w iersz A le k sa n d ra C h o d źk i:

Marzyłem o m uzyce — myśli się błąkały

To z echem strón Dawida po wzgórzach Syonu, To po Tracyi kniejach, gdzie na głos bardonu, Czulsze od serc dzisiejszych, szły drzewa i skały; Gdzie ręką Cecylii dotknięte organy,

Uroczyste, ponure i tkliwe na przemian, Tchnęły harmonią, lejąc w dusze ziemian Wielkie czucia i myśli o Panu nad Pany ; Lub nad mgły Osyana, gdzie duchy rycerzy

W powietrzne się obszary w zniósłszy z ciemnych cieśni, Piły, słodszy nad nektar, dźwięk ojczystej pieśni,

Dźwięk, co im z lutni Bardów przynosił wiatr świeży. Marzyłem — i pytałem: czyż dawniejszym ludom Serce biło gwałtowniej ? czy im piękniej grano ? Jak słodko tę wątpliw ość skarało twe piano ! Tak! słysząc cię, muzyki uwierzyłem cudom I piłem czystą rozkosz z m elodyi czary.

Bo też los, innym skąpy, zostaw ił w twem ręku I arfę harmonii i liliję wdzięku :

Dwa najbardziej niebieskie, najmniej ziemskie dary. P ozw ól w ięc, niech podw ójnie dziękczynienia złożę, Że w w ieniec polskiej sławy wplatasz nową różę, 1 cierpisz kilka rymów nieznanego pióra,

O bok imion G öthego, Adama i Moora.

Aleksander Chodźko.

Petersburg 1828, kwietnia 28.

Do ty c h w ierszy Chodźko d o d a ł jeszcze afo ry z m :

Życie jest książką czynności człow ieka. Szczęśliw y ! kto jej

karty dobrem tylko zapisał. A , Ch.

(14)

O dyniec w z ią ł się do p ió ra w sam dzień sw ego w y jazd u :

O d d a l o n y .

I.

Rozwesel lice, cudzoziem cze młody, Poprzestań tęsknić za rodzinnym krajem, N iebo stalszemi św ieci tu pogody, Bogatszym ziemia kwitnie urodzajem. Pójdź lepiej, w gronie nowych przyjacieli, Skroń swą bluszczowym przyozdabiać majem, Pieśń żal ukoi, w ino rozweseli

Posępną tęskność za rodzinnym krajem. A niebios warte dziewice tej ziemi,

Jeden wzrok, uśmiech, sam nazwiesz ją rajem. Pójdź przyjacielu, pójdź z nami i z niemi, Zapom nieć tęsknot za rodzinnym krajem.

II.

Dzięki za czułej przyjaźni dow ody, Obyś podobnych nie doznawał wzajem : Nigdy daleki od ojców zagrody,

Nigdy nie tęsknił za rodzinnym krajem. Miłe mi niebo, miła ziemia wasza, Miła z gościnnym uczta obyczajem, Lecz pieśń nie słodzi, w ino nie rozprasza Posępnych tęsknot za rodzinnym krajem. Znam waszych dziewic wdzięki i uśmiechy, Lecz świat raz tylko m iłość czyni rajem. W ięc przyjacielu, gdy chcesz mej pociechy, P o zw ó l mi tęsknić za rodzinnym krajem.

A n to n i E d w a rd Odyniec.

1829 maja 15-go, w Petersburgu.

W sp o m n ia łe m n a w stęp ie , że p o m in ę c a ły z a stę p zn a k o m i­ ty c h cudzo ziem có w w p isa n y c h w im io n n ik u S zy m an o w sk iej. U czy­ n ię je d y n y w y ją te k d la G öthego, p o n ie w a ż w iersz jeg o w a lb u m ie S z y m an o w sk iej p r z e tłu m a c z y ł J u lia n K o rs a k ; z a ra z po au to g rafie p o e ty n ie m ie ck ie g o c z y ta m y :

T o ż p o p o l s k u .

Nam iętność nam cierpienia tworzy. Któż uleczy P o wielkiej stracie serce rozdarte, skruszone?

(15)

Kto nam wróci dni piękne, tak rychło stracone? Daremnie piękność kunsztu trzymacie w swej p iecz), Posępny jest duch marzeń w uczucia krainie

A świat w yższy nam ciągle przed zmysłami ginie. O to skrzydłem Serafa muzyka wzleciała

I w net człow iek posłyszał tonów milijony:

On przed nią, jak przed bóstwem , upadł ukorzony I wieczna piękność tchem swym duszę mu owiała. Zapłakał — myśl w ydostał z rzeczywistej cieśni, Poznał, uczuł niebieską cenę łez i pieśni. I tak serce ulżone czuje i poznaje, Że bije, że bić m oże i że jeszcze żyje.

Za tyle dóbr nam danych, pow iedz, serce czyje, W hołdzie czystej w dzięczności, siebie nie oddaje? Ja czułem, obym tylko rów nie czuł do zgonu, Podw ójne szczęście, rozkosz miłości i tonu.

J ul i an Korsak.

Tłumacz przepisał na pamiątkę w dzień odjazdu z Peters­

burga r. 1830, kwietnia 13-go.

R o zp o czy n a ła się w io sn a p a m ię tn e g o ro k u p o w sta n ia . Je d e n tylko S k a rb e k w p isa ł się do im io n n ik a M aryi S zy m an o w sk iej po w y b u c h u listo p ad o w y m .

F ry d e ry k S k a rb e k n u ci p io se n k ę w to n ie sie la n k o w y m :

Znikło słońce pod obłokiem , Ciemno na zachodzie ;

Burza gości pod tym zmrokiem, Grozi mej zagrodzie.

Woda wezbrana z uléw y Zniszczy m oże m łode siew y ! Wiatr m oże drzewa obali, I piorun domek mój spali ! A ja, wstrzymany w mym biegu, Próżno chcę przyśpieszyć kroki, Bo mnie od tamtego brzegu Oddziela nurt szeroki !... A jeśli tam grom y biją, Niechże i mnie tu przeszyją ! Petersburg, w styczniu 1831 r.

Fr. Skarbek.

P rz e b ija w ty m w ie rs z u żal P o la k a , p rz y p a tru ją c e g o się z P e te rs b u rg a re w o lu c y i lis to p a d o w e j. P o w sta n ie le d w ie w y b u c h ło . E c h o zw y cięstw o rę ż a p o lsk ie g o ro z le g a się p o całej E u ro p ie

(16)

a je d n a k se rc a są p e łn e w ro g ich p rz e c z u ć i p o w ą tp ie w a ć a p o ­ cz c iw y S k a rb e k n ie w ró ż y n ic w esołego, lecz je d y n ie życzy so b ie, je ś li ta m g ro m y b iją, a b y i jeg o n a d N ew ą p rz e sz y ły ! G rom y rz e c z y w iście P o la k a w szędzie d ościgną, cbo ćb y od tam teg o b rz eg u o d d z ie la ł go n u r t szero k i !

M ary a S zy m an o w sk a d o b ieg a ła k re s u sw ojego żyw ota. F r a n ­ ciszek M alew ski z a m ie rz a ł o jej zgonie d onieść M ickiew iczow i ; b ru lio n jeg o listu z 14/26 listo p a d a 1831 o d z w ie rc ia d la ro zp aczliw y s ta n jeg o duszy po u p a d k u W a rsz a w y :

„Dziś 14/26 otrzymałem twój list datowany 4 Novem bra.

Natychmiast nań odpisuję, choć nie wróciłem jeszcze z radości, jaką mi w idok twojej ręki sprawił. Ja tu dziewiątego lub najpóźniej jedynastego czytam pruską gazetę, a ty w Prusiech!! Co tu zacząć,

co ci pow iedzieć, kiedy tyle jest do powiedzenia. Le strict né­

cessaire zajmie całą kartkę. W górnym stylu Jana Śniadeckiego

mógłbym zacząć od Maryusza, który usiadł na ruinach, lecz ton taki nie byłby ci miłym, bo ne Kartago cierpi, ale po prostu cier­ pią przyjaciele, szkolni towarzysze, rów ieśnicy parafialni, siostry, matki, ojcow ie i wszystko; za cóż, za tę iskrę, która się fatalnie wzdęła w płomień i świeciła na to, aby objaśnić tysiące niepoliczone klęsk, w które wiarołomstwo dziś ludzi wprowadza, tak jak od w ieków wprowadzało. Tyś dziś jedyna dla mnie kotwica, Adamie, ty tylko p o d o b n o uchowałeś w tem rozbiciu hasło, na które rozbit ostatnich sił dobędzie, to jest na wiarę w Opatrzność, na tę gw ia­ zdę, która jedna zw ycięzcę ze zw yciężonym i po długich zapasach uczy tak nawzajem poznawać plemiona i narody, jak nieszczęście uczy w naszem błahem pożyciu poznawać ludzi. Wiara twoja uzdro­ wi cię. Jakie to wielkie słowa. Nigdym nie czuł ich mocy tak jak teraz, bom się zaw sze wzdragał od wierzenia, aby nieszczęścia lu­ dzkie były środkiem wybranym przez Opatrzność do nauczenia, jak bez granic wierzyć w nią potrzeba. M ówiłeś mi niegdyś, że chcesz napisać chrześcijańskie poema, pisz je teraz, gdyż Polska rewolucya zdaje mi się, była ostatnią okupicielką błędów politycznych czło ­

wieka. Już odtąd człow iek powinien inaczej pojmować swój byt na ziemi, wierzyć, że jego siła nie jest siłą Boską, któraby w każdej chwili poruszona, wydawała gromy i zmieniała postać rzeczy na świecie. C óż dziś cichy płacz dziewczyny, lub długie w nocy ro­ daków rozm owy, a tyle krwi, a tyle nieszczęść na szali ! Ty dziś, mój Adamie, jak Feniks (bo twój N ow ogródek okropnie zgorzał) zw róć myśli ludzkie raz jeszcze ku tej skale, której bramy ludzie nie przemogą. Na zgliszczu ostatniej, jak mi się zdaje, europejskiej rewolucyi, zanuć pieśń przyszłego religijnego życia, jaką Bóg w lał tobie, swem u wybrańcowi. — Nie m ogę powstrzymać pióra, choć o czem innem nakazałeś donieść. Jam jeszcze nie żonaty, ale twoje wyrazy są błogosławieństwem i, jak pew ny jestem, przebłagam ojca starca, aby z nią mieć syna, którego choć domniemanym będziesz

(17)

ojcem chrzestnym, jeśli Bóg nam nie da mieć cię rzeczywistym. Ah, Adamie ! po Oleszkiewiczu na własne oczy widziałem drugą konającą o sob ę. O d zaprzeszłego października śmierć zaczęła mię ścigać. Umarł O leszkiew icz, alem na jego chwile ostatnie b ył'p rzy­ gotow any, bom kilka nocy spędził na niepew ności między jego ży­ ciem a śmiercią. W szedłem pierwszy do stancyi nieboszczyka Kuła­ kow skiego, i to zniosłem , bo leżał na ziemi, jakby go piorun ude­ rzył, jedna chwila żyw ot przerwała.

Ale byłem o 2-giej po południu u Szymanowskiej, alem z nią

jak zwykle rozmawiał, alem siadł do szachów z Heleną *) i ona

mię zawołała na skarżenie się na swoją słabość i nie w yszedłszy z jej domu prócz po doktora i lekarstwa już w godzinę z rozm ow y lekarzy wiedziałem, że żyć nie będzie i w 10 godzin rzeczywiście nie żyła. Nie miałem wyobrażenia do tej chwili co to jest nieszczę­ ście familijne i gdzież familia, dla którejby matka i taka matka była taką jedyną orędowniczką. To dobrze, że się nazywała tąż samą Maryą, do której córki będą za lat kilka (bo dziś darmo im to m ó­ w ić) odprawiały godzinki i litanie. Ta kobieta była czemś niezw y- czajnem m iędzy kobietami. Jej obraz po dziś dzień snuje mi się po nocach i to drugi cud, że mię cholera po dziś dzień oszczę­ dziła, jeżeli prawda, że umysł cholerze dopom aga“.

Z daje się, że list nie b y l d o k o ń czo n y i w y słan y . M ickiew icz u k ry w a ł się w K sięstw ie P o z n a ń sk ie m . Ż a d n a oględność w p isa n iu lis tu n ie o c h ra n ia ła od n ajg o rsz y c h sk u tk ó w : k o re sp o n d e n c y a z e m ig ra n ta m i b y ła p o c z y ta n a za zbrodnię. P rz e rw a ła się w ięc n a ty m b ru lio n ie listu n a długo k o re sp o n d e n c y a o b ydw óch p rz y ­ ja c ió ł. O zgonie M aryi S zy m an o w sk iej inny n ao czn y św iad ek

d o k to r S ta n isła w M oraczew ski p isze w sw o ich p a m ię tn ik a c h :

„Wdarła się do stolicy cholera mściwa, rozsrożona, zabójcza· O kropność, którą ona mnie okazała dotąd w miejscach dla mnie zupełnie obcych, o w ieleż razy zwiększyła się tutaj, robiąc mnie

ciągłym świadkiem mąk i konania samych tylko przyjaciół i d o ­

brych znajom ych! Boże mój wielki, wyjmij te chwile z mojej pa­ m ięci! Szym anowska nasza dnia 25 lipca 1831 roku jeszcze przed chwilą w oczach m oich zdrowa, w esoła i hoża stała się ofiarą tego m orderczego powietrza. Nie w yszło kilka godzin srogiej męczarni, znoszonej z dziwną odwagą i niepodobną do wiary spokojnością umysłu, jedna z wielkich ozdób płci swojej, jeden z wielkich zasz­ czytów naszego kraju stanął w zastępstwie za nas przed B ogiem ! Śmierć jej n aw et w tym krwawym m om encie powszechnym i g ło ­ śnym żalem, a rzewnem i przyjaciół i znajomych łzami, uczczoną i z głębi duszy opłakaną została“.

(18)

Im io n n ik i M aryi S zy m an o w sk iej Sączą, się ściśle z b io g rafią A d am a M ickiew icza, z a w ie ra ją im io n a w ie lu p rz y ja c ió ł n ie tylko p o lsk ich , ale i ro sy jsk ic h p o e ty ; z ty c h o sta tn ic h w y m ien ię P u szk in a, Ż ukow skiego, K ry ło w a , W ia zem sk ieg o i t. d. M ickiew icz w P e te rsb u rg u żył w te m sa m e m kole, co S zy m an o w sk a, z a g ra ­ n ic ą zaś p o z n a ł p ra w ie w szy stk ich jej w ie lb ic ie li i z a p rzy jaźn ił się z n iejed n y m ze zn a k o m ity c h m ężów , k tó ry c h a u to g ra fy zd o b ią jej im io n n ik i: z G oethem , H u m b o ld tem , C h a te a u b ria n d e m , P ic te - te m i t. d. N iem al k aż d y z n ic h o nim z u s t je j sły szał, a z u s t M ickiew icza o P o lsce. G ieniusz b a rd ziej zb liża lu d zi a n iż e li k o leje żelazn e i d ru ty teleg raficzn e, a u n o sząc ich p o n a d p o zio m o ść n ie ­ n a w iśc i i u p rz e d z e ń n a ro d o w y c h , w p ro w a d z a w yższe u m y sły w p o g o d n ą sferę w zajem nej m iło ści i sp ra w ie d liw o śc i m ięd zy ­ n a ro d o w e j.

W ładysław Mickiewicz.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Odnosi się to szczególnie do Matki Jezusa, która wydała na świat samo Życie odradzające wszystko i została przez Boga obdarzona darami god- nymi tak wielkiej roli […] Tak

władze natrafiły na ślady działalności związku, nastąpiły liczne aresztowania; w liczbie zatrzymanych znalazł się także Wincenty Dawid.. Po trwających ponad rok

Кто его знает, понимал ли он умом своим детским или же невдомек было ему, что старый Момун лежал здесь в расплату за сказку свою о Рогатой

kie pisma tu chodzi, ale możemy przypuszczać, że ma na myśli dzieła ascetyczne poświęcone dziewictwu, na co zdaje się wskazywać list do Eustochii 53 Zarówno

LITURGII SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA NA ZACHODZIE DO XII

Kielichów cztery: z tych próby szóstej trzy, jeden wewnątrz, a dwa i zewnątrz wyzłacane, czwarty próby trzynastej matowej roboty, z częścią kamuszkami granatkami wewnątrz

Czwarty numer Rocznika Bezpieczeństwa Międzynarodowego, przygotowywanego przez pracowników Instytutu Bezpieczeństwa i  Spraw Międzynarodowych Dolnośląskiej Szko- ły

Zo zou de onderzoeker geen invloed op de situatie hebben, is niet bekend wat de situatie op alternatieve rou- tes is en welke informatie de automobilist heeft over andere routes,