Maria Janion
Literatura a spisek
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/4, 23-61
P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X V I I , 1976, z. 4
MARIA JANION
LITERATU RA I SPISE K
Spiskowiec romantyczny?
Źródło arch iw aln e o dużej doniosłości dla dziejów lite ra tu ry X IX - -w iecznej zostało o d k ry te przez W ładim ira A. D jakow a z M oskwy. Ba
dacz te n w C e n tra ln y m P ań stw ow y m W ojskow o-H istorycznym A rchi w um ZSRR odnalazł obfite dok um en ty śledztw a prow adzonego w zw iązku z k o n spiracjam i lat 1833— 1849 (m. in. dotyczyło ono w arszaw skiego oddziału Stow arzyszenia L u d u Polskiego, znanego pod nazw ą „św ięto- krzyżców ” , z la t 1836— 1838) 1. D okum enty zostaną ogłoszone w w ielo tom ow ej w spólnej polsko-radzieckiej publikacji, w której uczestniczy rów nież In s ty tu t B adań L ite ra c k ic h 2. H istoria spisku bow iem w tej do bie stanow i część h isto rii lite ra tu ry — i ze w zględu na udział pisarzy w konspiracjach politycznych, i ze w zględu na w pływ spisku na lite ra tu rę rom an tyczną oraz lite ra tu ry rom antycznej na spisek.
Dla h isto ry k a lite ra tu ry zeznania śledcze św iętokrzyżców p rze d sta w iają w yjątk o w ą w artość. Pow odów jest kilka — n iek tó re łatw o b y było z góry przew idzieć, inn e odsłaniają się dopiero po sta ra n n ej lek tu rze dokum entów . Z pew nością jed n ą z n ajisto tn iejszych przyczyn szczegól nego zainteresow ania historycznoliterackiego stanow i fakt, że za p rzy wódcę spisku w arszaw skiego lat 1836— 1838 uchodzi G ustaw E hrenberg, u ta le n to w an y działacz polityczny, ale rów nież w y b itn y poeta, rep rezen
-1 Efekty interpretacyjne tego odkrycia archiwalnego W. A. D j а к o w przed staw ił m. in. w publikacjach: Edward Dembowski i rewolu cyjne spiski na początku
lat czterdziestych X I X wieku. Z rosyjskiego przełożyła W. S l i w o w s k a . „Pa
m iętnik Literacki” 1973, z. 2; Literackie zainteresowania konspiratorów polskich
z lat trzydziestych i czterdziestych X I X wieku. Z rosyjskiego przełożyła J. S i-
d o r s k a . Jw., 1974, z. 4.
2 W dalszym toku w yw odu fragm enty zeznań nie opatrzone przypisami cytuję z m ateriałów do tejże publikacji.
ta n t ro m an ty zm u ty rtejsk ieg o , in ic ja to r znanej dy sk u sji z epigonam i w ro m antycznej poezji k rajo w e j, a także a u to r utw orów , k tó re zdobyły niezw ykłą p o pularność sta ją c się te k sta m i pieśni, ja k B a rtło m iej Gło
w a cki („Hej! ta m w k arczm ie za stołem ...”) i — w jeszcze w iększym
stopniu — Szlachta w ro k u 1831 („G dy n aró d n a pole w y stąp ił z orę żem ...”, śpiew ana do dziś jeszcze, ja k w iadom o, jako rodzaj bojowego h y m n u ru ch u ludow ego i rew olucyjnego) 3. W jego osobie zatem „ lite ra tu r a ” i „spisek” łączą się w ta k ą całość, k tó ra nie może pozostaw ić obo ję tn y m żadnego h isto ry k a lite r a tu r y ro m anty cznej.
Poza ty m w a rto jeszcze zw rócić uw agę na to, że w tra d y c ji historycz nej św iętokrzyżcy zdobyli sobie renom ę u gru p o w an ia politycznego o w y ra ź n y ch zain teresow an iach literack ich , u trzy m u jąceg o bliskie k o n ta k ty z ówczesną m łodzieżą a rty sty c z n ą zarów no K rakow a ja k i W ar szaw y. Zalicza się w ięc ich zw iązek do ty p u u g ru pow ań m ieszanych: polityczno -literack ich , w cale zresztą często w y stę p u ją c y ch w życiu lite rack im k ra ju w okresie m iędzypow staniow ym ; w w y p ad k u św iętokrzyż- ców m am y jeszcze do czynienia z eksponow aną łącznością, niem al toż sam ością niepodległościow ych ideałów spisku politycznego z poezją ro m antyczną. Je j id e n ty fik a c ja z uczuciam i p atrio ty czn y m i doprow adziła K aro la B alińskiego (oskarżonego rów nież w sp raw ie św iętokrzyżców ) n a w e t do osobliwego te rro ry z m u , w edle którego k ażdy p ra w y P olak m u siał być poetą — jeśli nie słow em , to czynem :
bo poezja a m iłość ojczyzny to dwa prom ienie jednego św iatła — kto praw dziwej poezji nie czuje, ten pew nie P olski nie kocha.
Przypatrzmy się w szystkim naszym praw dziw ie polskim stow arzyszeniom — tam gruntem, podstaw ą, dźwignią jest poezja! tam w szyscy są poeci, jeśli nie słow em , to czynam i — tam w szyscy żyją poezją — m iłością — braterstwem — niebem !
„M ickiew icz i K o n a rsk i” stanow ią dla naszego n a ro d u „toż sam o”,
8 O Ehrenbergu-poecie i jego roli w życiu literackim kraju okresu m iędzy- powstaniow ego zob. M. J a n i on: Poezja w kraju. Próba syntezy. W zbiorze:
Literatura krajow a w okresie rom an ty zm u . 1831—1863. T. 1. Kraków 1975. „Obraz
Literatury Polskiej X IX i X X W ieku”, seria 3; Gustaw Ehrenberg. 1818— 1895.
Wybór tekstów opracowała i bibliografię zestaw iła M. D e r n a ł o w i c z . W zbio rze: jw. Sylw etka Ehrenberga, pt. Od z e m s ty ludu do domu umarłych, przedruko wana została w książce M. J a n i o n Gorączka ro mantyczna (Warszawa 1975). — W ariacje osnute w okół w iersza-p ieśni Ehrenberga, sięgające aż do czasów drugiej w ojny św iatow ej (jak np. pieśń, która zaczyna się od słów: „Gdy naród do boju w ystąpił z orężem, I gdy N iem iec m ordował nas dziki, / panowie wołali: »Ginąć lub zwyciężyć«. / ... i w iali przez Zaleszczyki”) opublikowano w antologii: Gdy
naród do boju... Wyboru dokonała i opracowała D. W a w r z y k o w s k a - W i e Γ ο ί ο c h o w a . Warszawa 1975.
gdyż poeta u Polaków to „człowiek, k tó ry kocha, cierpi, szaleje lub kona dla ojczyzny”, a w „śpiew y” poetyckie naró d ten w ierzy podobnie jak w „w ięzienie, m ęki lub sko n ” patrio ty -m ęczen n ika 4.
Ju ż w ty m m om encie u jaw n ia się możliwość w ejrzen ia w problem , k tó ry ty lk o d o k u m en ty mogą albo w ogóle zakw estionow ać, albo po tw ierdzić trafn o ść jego sform ułow ania. P rz y czym oczywiście należy stale mieć n a uw adze tę decydującą — z socjologicznego p u n k tu w idze nia — okoliczność, że w działalności g ru p y św iętokrzyżców (liczącej, jak p odają sam i podsądni, około 30 osób) u jaw n ia ją się niezm iernie w y ra ziście praw idłow ości, jak ie zachodzą pom iędzy „ aw an g ard ą” a „społe czeństw em ”. W ątła liczebnie g ru p a aw angardow a może być niechętnie w idziana przez społeczeństwo, może być n aw et przez nie opuszczona, m oże budzić w nim przerażenie i grozę, ale jed n ak gru pa ta staje się re p re z e n ta n tk ą postaw i nosicielką w alorów , k tó re z czasem m ogą zyski w ać na znaczeniu, przesłaniać obraz niechętnego im społeczeństw a i u ras tać do ran g i n ajb ard ziej autentycznych, n ajisto tniejszy ch w artości epoki. Otóż aw angardow ość św iętokrzyżców w yraża się w fakcie, że w paskie- w iczow skiej W arszaw ie popow staniow ej u tw o rzyli oni grupę „rom an tyczny ch spiskow ców ”, w yposażonych w pełnię „rom antycznej m en tal ności”, D ok u m en ty śledcze m ogą odpowiedzieć m. in. na pytanie, czy uzasadnione są podobne określenia, a b y w ały one przecież niekiedy kw estionow ane bądź też uznaw ane za zbyt m gliste i nieprecyzyjne.
W nazw ie „rom an ty czn y spiskow iec” na p lan pierw szy w ysuw a się term in : „ro m an ty czn y ” — te rm in o w y raźnej prow eniencji literackiej. Czy „ro m an ty czn y ” oznacza zatem w ty m w ypadku: „uform ow any przez lite r a tu r ę ”?
W sw ych odkryw czych pracach dotyczących sem iotyki zachow ania J u rij M. L o tm an zastosow ał in teresu jącą klasyfikację stosunków m iędzy „ lite ra tu rą ” a „rzeczyw istością” w now ożytnych p rąd ach literackich. M ożna b yłoby jego pogląd streścić w n a stę p u jąc y sposób: k l a s y c y z m w prow adza niezm iernie ostro zaznaczoną, nieprzekraczalną granicę m ię dzy sztuką a rzeczyw istością — nigdy nie p rzen ik ają się one w zajem nie; w r o m a n t y z m i e sztuka sta je się m odelem i prog ram em dla rze czywistości: „Życie w y b iera sobie sztukę jako wzór i u siłu je ją »naśla dow ać«” ; w reszcie w r e a l i z m i e sto su n k i u k ład ają się w ręcz od w ro tn ie — to życie tw o rzy w zory, k tó re sztuka naśladuje. T eatralizacja życia, zachow yw anie się w życiu jak n a scenie, stanow i niezm iernie isto tn ą cechę k u ltu ry rom an ty czn ej — ro m an tyzm program ow o narusza ustanow ioną przez klasycyzm granicę m iędzy sztuką a zachow aniem ży ciowym.
Są epoki, w których sztuka władczo wdziera się w obręb bytu, estetyzując codzienny bieg życia. Takie były epoki odrodzenia, baroku, romantyzmu, sztuki początku w ieku XX.
T eatr, rzeźba i szczególnie poezja w y w ie ra ją w ów czas osobliw y w pły w na życiow e zachow ania w spółczesnych 5. W stanow isk u L otm ana u d erzają podobieństw a do poglądów Z y g m u n ta Łem pickiego, do czego jeszcze pow rócim y w d alszym toku w yw odów.
W rozpraw ie tra k tu ją c e j o ro m an ty czn y ch zachow aniach dekab rystów L otm an szczegółowo zanalizow ał dążność d ek ab ryzm u do nad an ia zna czenia każdem u postępkow i, zatem : do całkow itej sem iotyzacji życia, do globalnej jedności oficjalnych i p ry w a tn y c h zachow ań ludzkich, do u to ż sam ienia słow a i czynu, co stanow iło w łaśnie znam ienny ry s — m ożna powiedzieć — ro m an ty czn ej sem iotyki b y t u 6. Żaden znak nie pozostał przez ro m an ty k ó w nie zauw ażony, ale też i każdy z nich czuł się zobo w iązany do w y p ełnien ia p osłann ictw a odczytanego w znaku kosm icznym czy ż y c io w y m 7. Z asada le k tu ry rzeczyw istości w yznaczała w ro m a n tyzm ie decy du jącą rolę Księdze. Sam ro m an ty zm chciał być tak ą K się gą — nie ty lk o do odczytania, ale i do w ypełnienia. D latego Mickiewicz m ów ił w p rele k cja c h p ary sk ich , su m u jąc aforystycznie te n pogląd:
Jeśliś jeszcze nie odbył swojej w ojny krzyżowej i sw ojej Rewolucji fran cuskiej, pośpiesz się, bo inaczej nie będziesz m ógł iść wraz z pokoleniem dzi siejszym .
Zbudować sw ą św iątynię i odbyć swoją w ojnę krzyżową to coś w ięcej niż przeczytać opis św iątyni i historię w ojen krzyżow ych 8.
S tosun ek m iędzy z a w a rty m w dziejach zn ak iem -p rzesłaniem do od czytania a n a śla d u jąc y m je czynem , zachow aniem , postaw ą je st tu chyba całkiem oczyw isty. L o tm an dowodzi:
W dziele rom antycznym nowy typ ludzkiego zachowania rodzi się na stro nicach tekstu i stąd przenosi się do życia.
5 Ю. М. Л отм ан , Театр и театральность в строе культуры начала XIX в. W zbiorze:
S em iotyka г struktu ra tekstu. W rocław 1973, s. 338, 355. Zob. też s. 377, 340—341.
6 Ю. М. Л о т м а н , Декабрист в повседневной жизни. (Бытовое поведение как исто
рико-психологическая категория). W zbiorze: Литературное наследие декабристов. Ленин
град 1975, s. 69, 74, 33. Zob. też s. 70: „Z nieśw iadom ego żywiołu życiowego zacho wania rosyjskiego szlachcica na przełom ie XVIII i X IX w. dekabryści budowali św iadom y system znaczącego ideologicznie zachowania życiowego, zamkniętego jako tekst i przenikniętego w yższym sensem ”.
7 U w agi na tem at dyrektyw y sem iotycznej jako tkwiącej im m anentnie w ro m antycznej lekturze świata, na tem at rom antycznego marzenia o całkow itym usensow nieniu kosmosu — zob. w książce J a n i o n Gorączka romantyczna (zw ła szcza rozprawy: R o m a n ty zm polski wśród ro m a n ty zm ó w europejskich, „Kuźnia
n a tu ry ” i Rom antyczna wizja rewolucji).
8 A. M i c k i e w i c z , Dzieła. Wyd. Jubileuszowe. T. 11. W arszawa 1955, s. 471. Na tej sam ej edycji opieram dalsze cytaty z M ickiewicza.
R om antyzm żądał w ręcz up raw ian ia zachow ań literack ich w rzeczy w istym życiu, co jeszcze ułatw ione zostało przez to, że literack im boha tere m ro m an ty zm u był człow iek w spółczesny — te k s t mógł być zatem sw obodnie tra k to w a n y jako program realnego przyszłego zachow ania się c z y te ln ik a 9. Polska poezja rom antyczna — ze w zględu na szczególne okoliczności historyczne, w jak ich nasz rom antyzm się zrodził i oddzia ływ ał — z w yjątk o w ą ju ż w p ro st kunsztow nością i naciskiem form ow ała czytelnika na swój w zór i podobieństwo, tw orzyła go jako człowieka czynu, jako osobnika, k tó ry każdym sw ym postępkiem poświadczać w inien w ierność ideałow i patriotycznem u i dem okratycznem u. Mówiąc o „rom an ty czn ym spiskow cu”, ów w łaśnie p rio ry te t lite ra tu ry i jej n a kazów m am y na m yśli.
Tak rozum iana „m entalność ro m an ty czn a” u trzy m ała się w Polsce bardzo długo, odnaw iając się stale w każdej okoliczności, k tó ra pozw a lała utożsam iać „dążenie do niepodległości” z „nakazem lite ra tu ry w iesz czej” . Tadeusz K onw icki, k tó ry praktyczn e życiowe sk u tki literack o -ro - m antycznego zauroczenia pokazał już raz w powieści R o jsty, powrócił do tego sam ego tem a tu w w yzn an iu autobiograficznym , rela c jo n u ją cym — jakk o lw iek rzecz działa się w ponad sto lat później — w szystkie cechy typow ego dla „m entalności ro m an ty czn ej” podporządkow ania się nakazow i n aśladow ania lite ra tu ry :
Moje pokolenie zaczytywało się w książkach na śmierć. Co gorsza, moje pokolenie w ierzyło w książki. [...]
Kiedy spadła pierwsza bomba na Wilno, ja wypełzłem na świat, na n ie wielki, prowincjonalny św iat w ileński, opity ambrozją książkową jak pijawka krwią.
A z tych naszych polskich, polsko-polskich i nadpolskich książek w yrw a liśm y niczym główną stronicę jeden jarzący się imperatyw: umrzeć za Polskę. A w ięc o sobie: sześć m iesięcy partyzantki 1944/45. Pod koniec już chyba dzikiej, znikąd nie sterowanej, może sterowanej tylko przez erudycję literacką. Umrzeć za Polskę. W ogóle umrzeć 10.
To stero w anie przez eru d y cję literack ą — w edle znakom itego okre ślenia K onw ickiego — zaczęło się bardzo daw no. T ak było w pow staniu listopadow ym , ta k było w spiskach polistopadow ych. T ak też było u św ię- tokrzyżców . Zostali oni uform ow ani przez poezję rom antyczną, ale rów nież sam i ją kształtow ali, nie ty lk o tw orząc ją po p ro stu (jak to się stało w p rzy p ad k u E h ren b erg a czy Balińskiego), ale i dostarczając niezbędne go dla niej w zoru osobowego, legendo- czy m itotw órczego, zw racając go jej niejako.
9 Л о т м а н , Декабрист [ . . .], s. 40—41.
M it osobowy polskiego ro m an ty zm u w yjątkow o silnie zw iązany jest z postacią patrioty-żo łnierza-spisko w ca-m ęczen nik a, pośw ięcającego się na śm ierć za n aró d i ludzkość, zwłaszcza — n a jb ard ziej licząca się w ro m antyzm ie polskim , słow iańskim , eu rop ejsk im — tw órczość M ickiewicza ob fitu je w tego ro d zaju boh ateró w literack ich. W szystko, co dotyczy „psychologii spiskow ca”, u zy sk u je dla in te rp re ta c ji lite r a tu r y ro m a n tycznej, n atch n io n ej „duchem sp rzy siężen ia” (Mochnacki), w artość nie- przepłaconą. Je d n a z podstaw ow ych k rea c ji literack ich ro m an ty zm u to przecież bo h ater zbu nto w any , skłócony ze św iatem , w y d ający m u w alkę, n ajw y żej ceniący wolność osobistą i wolność narodu , schodzący w pod ziem ia i zaw iązujący spiski polityczne, rzu c a ją c y się w czyn w ielki, k tó ry pochłania go bez reszty; to b o h a te r sk ład ający ofiarę z w łasnego życia.
Typow a „b io g rafia” b o h a te ra rom antycznego, p rzy n ajm n iej polskiego, zaw iera zazw yczaj te dośw iadczenia jako konieczne niem al składniki żyw ota „dziecięcia w ie k u ”.
Słowem , w zeznaniach spiskow ców o b u stro n n a relacja m iędzy „ lite ra t u r ą ” a „życiem ” m ogłaby się u jaw n ić w w yjątkow o efektow ny spo
sób — i rzeczyw iście u ja w n iła się.
Legenda i prawda
A le istnieje rów nież i in n a jeszcze re la c ja — m iędzy „legend ą” a „ p ra w d ą ”, rela cja , z ajm u jąca zresztą w b adan iach n ad ro m an ty zm em szczególne m iejsce, a to ze w zględu n a w y ją tk o w e w p rost upodobanie ro m an ty zm u do leg en d o tw ó rstw a, najczęściej osnutego w okół tzw. w iel kich postaci histo ryczn y ch. K onfederaci barscy, Napoleon, książę Józef, Kościuszko, K iliński, E m ilia P la te r, O rdon, filom aci i filareci, uczestnicy tzw. spisku koronacyjnego, pow stańcy r. 1830/31, spiskow cy i m ęczen nicy... Ileż to ju ż procesów rew iz y jn y ch w ytoczono ro m an ty czn em u le - gendotw ó rstw u , u siłu jąc przyw rócić uw ielbione i uśw ięcone przezeń oso by i w y d arzen ia do rea ln y ch , w łaściw ych, zw yczajnych w ym iarów i ja - kim iż porażkam i k o ńczyły się najczęściej te usiłow ania! „P o raż k ą ” nazw ać bowiem m ożna ta k ą okoliczność, że b adan ia naukow ców szły sw oim torem , a leg end a ro m an ty czn a pozostaw ała nienaruszona.
Oczywiście ta je m n ic a podobnego im m u n ite tu legendy je st dość pro s ta — jej n iew y czerp ana siła tk w i w zapotrzebow aniu zbiorow ej św iado mości. Dopóki jest „ p o trz e b n a ”, nic nie jest w stan ie jej obalić; dopóki odpow iada rzeczyw istości społecznej i psychicznej, k tó ra ją pow ołała do życia, pozostaje n iety k a ln a . L egenda u m iera ty lk o w tedy, kiedy um iera zbiorowość albo część zbiorowości, dla k tó re j b yła „ p ra w d ą ”. Ale śm ierć ta m oże być ty lk o pozorna — w każdej chw ili bow iem legend a m a szan sę zm artw y ch p o w stan ia. W alka z legen d ą jest oczyw iście czym ś koniecz
n y m w n o rm aln y m życiu duchow ym społeczeństwa, ale rów nie niezbęd ne jest racjo n aln e uśw iadom ienie sobie m echanizm ów jej kształtow ania, jej potęgi, jej działania.
P ierw szy rz u t oka na dok um en ty śledcze uw idocznia odległość m iędzy ro m an ty czn ą legendą „niezłom nych książąt” spisku a rzeczyw istością zeznań uw ięzionych, przew ażnie 20-letnich chłopców, spow iadających się szczegółowo ze sw ych „w ystępn y ch” i „szalonych” m yśli i czynów p rzed S tałą K om isją Śledczą w C ytadeli W arszaw skiej. Są w szakże dwa w y ją tk i — i to w y b itn e: K arol Bogdaszewski i K arol Podlew ski, którzy podjęli śm iałą grę ze sw ym i prześladow cam i; są też zeznania zręcznie w y k rę tn e : K arola Balińskiego i A leksandra Bielińskiego, k tó rz y zresztą po uw olnieniu pow rócili do działalności konspiracyjnej.
W iększość jed n ak św iętokrzyżców zachow ała się odm iennie. Nie n a leży chyba sądzić, że dosłowność ich zeznań w toku prac śledczych i pro to k o larn y ch uległa jakiem uś pow ażniejszem u naruszeniu. P om ijając ju ż fakt, że to w łaśnie K arol Bogdaszewski „dopraszał się dozwolenia w łasnoręcznego opisania całej rzeczy” i że K om isja „dozwoliła Bogda- szew skiem u w łasnoręcznego tłum aczenia, k tó re on pod jej okiem u sk u teczn ił” (co zresztą oczywiście mogło sprzyjać p rzem yślanym w ykrętom , ale mogło też staw iać w gorszej sy tu acji w ięźnia jako bezpośredniego a u to ra zeznań), in n i oskarżeni — podpisując „z w olna i w yraźnie odczy ta n y ” protokół śledztw a — potw ierdzali zgodność jego brzm ienia z w łas nym i zeznaniam i; potw ierdzali też podpisem „w szystkie popraw ki i do pełnienia w noszone do pierw otnego te k s tu ” . N atu raln ie, protokolant nad aw ał ich w ypow iedziom pew ien szlif stylistyczny, ale też jako ludzie „książkow i” — z w ykształcenia, upodobania i form acji um ysłow ej — często naw et zawodowi juryści, raczej um ieli oni mówić to, co chcieli pow iedzieć n .
L egen d arny w zór rom an ty czn y zachow ania w ięźnia tw o rzy n a tu ra l nie III cz. Dziadów. O pow iadanie Adolfa w scenie Salonu w arszaw skiego o C ichow skim przedstaw ia heroizm spiskowca, którego m ilczenie — w obliczu nieludzkich siepaczy — staje się najw yższym spraw dzianem m oralnym („A całą jego było obroną — m ilczenie”). M ilczenie to w dal szym ciągu tow arzyszy spiskow cow i w ypuszczonem u na wolność:
11 W rozważaniach nad problemem wiarygodności zapisu w ypow iedzi św ięto krzyżców przydatne mogą być spostrzeżenia L o t m a n a o sposobie m ówienia de kabrystów, którzy w ustnych wypowiedziach stosow ali w łaściw e tekstom pisanym
zasady starannego uporządkowania, poprawności składniowej itp. — zob. Декбрист
[...], s. 31: „Famusow m iał podstawy, by powiedzieć, że Czacki »mówi jak pisze«.
W tym w ypadku nie jest to tylko powiedzonko: mowa Czackiego różni się w yraź nie w łaśnie swą książkowością od wypowiedzi innych postaci. Czacki m ówi jak pisze dlatego, że widzi św iat w jego przejawach ideologicznych, nie życiow ych”.
Jeśli do jego domu przyjdzie kto nawiedzić, Na klam ki trzask on m yśli zaraz: idą śledzić; Odwraca się i głow ę na ręku opiera,
Zdaje się, że przytomność, moc um ysłu zbiera: Ścina usta, by słow a same nie wypadły, Oczy spuszcza, by szpiegi z oczu co nie zgadły, Pytany, m yśląc zawsze, że jest w sw ym w ięzieniu, Ucieka w głąb pokoju i tam pada w cieniu,
Krzycząc zawsze dwa słowa: „Nic nie wiem , nie powiem !” (sc. 7, w. 165—173)
Cichowski nosił p ierw o tn ie u M ickiewicza nazw isko M achnicki — to ów K azim ierz M achnicki z przedlistopadow ego T ow arzystw a P a trio ty c z nego, którego w m onografii o W alerianie Ł ukasińsk im ta k s c h a ra k te ry zował Szym on A skenazy:
potem w najcięższych chw ilach prześladowania i zguby wytrzym a bez drgnienia w yszukane katusze w ięzienne, z zimną przenikliw ością uniknie m isternych s i deł indagacyjnych, w zgardliw ie odepchnie łaskaw e pokusy wielkoksiążęce, w y trwa aż do końca, dłużej i bezwzględniej od w szystkich, od sam ego nawet Ł u kasińskiego, zgoła niem y i nieporuszony, zam knięty w denegacji prostej i b ez warunkowej [...]12.
Jego zasada w śledztw ie opiew ała:
Albo rzecz, o którą pytany jestem, jest mi wiadoma, albo nie. W pierwszym przypadku postanow iłem nic nie w yjaw ić; w drugim nic w yjaw ić nie m o g ę 13.
Z niego uczynił Ż erom ski b o h atera opow iadania W szy stk o i nic, po w tarzającego n ieu sta n n ie m aksym y: „nie w ierz nikom u, nie w ierz n a w et sam em u sobie!” , „nie m a takiego, k tó ry by nie pow iedział”, „w ydałby
czy nie, tego nie w iesz” — i grom adzącego w sobie w ieloletnie dośw iad czenia m ęczarni k o n sp iracji i w ięzienia, „jad m ądrości, w ysiedzianej w w ięzieniach, w y ciśn iętej ze sw ych stary ch , o k ru tn y c h i w strę tn y c h cierp ień ” 14
M ickiewicz m iał też in n y jeszcze p ro to ty p rzeczyw isty: heroicznie zachow ał się podczas śled ztw a Tom asz Zan. Podobnie zresztą, jak np. znacznie później B en ed yk t Rosiew icz, k tó ry ocalił sw ym „bo h atersk im m ilczeniem w śród m ęczarn i” H en ry k a K am ieńskiego 15. M ilczenie poja w ia się tu zatem jak o „katego ria e ty c z n a ” i jako „cnota h ero iczn a”, w
e-12 Sz. A s k e n a z y , Łukasiński. T. 1. W arszawa 1908, s. 10— 11. 13 Ibidem, t. 2, s. 175.
14 Na tem at M achnickiego A s k e n a z e g o i M achnickiego Ż e r o m s k i e g o zob. H. M a r k i e w i c z , Ż erom ski z bliska. (Na przy k ła d zie „W szy stk o i nic”). W zbiorze: Literatura. K o m p a ra ty s ty k a . Folklor. K sięga poświęcona Julianowi
K rzyżan ow skiem u . W arszawa 1968.
15 H. K a m i e ń s k i , Pam iętn iki i wizeru nki. Z rękopisów przygotowała do druku i przypisami opatrzyła I. Ś l i w i ń s k a . W rocław 1951, s. 257.
die określeń Izydory D ąm bskiej 16. Członkowie jednej z ta jn y c h organi zacji am ery k ań sk ich X IX w. na p y tan ie dotyczące, jej celów m ieli od pow iadać: „Nic nie w iem ” — skąd poszło przezw isko „K n o w N o th in g ”. W iele k o nsp iracy jny ch ugru p ow ań ubiegłego w ieku m ogłoby przysw oić ta k ą nazw ę czy dewizę, gdyż większość z nich zalecała swoim w yznaw com program ow e m ilczenie bądź utajen ie.
Bogdaszewski i Podlew ski, ja k już o ty m była mowa, obrali tak ty k ę przem ilczeń, niedopow iedzeń, śm iałych zaprzeczeń — wówczas gdy K o m isja operow ała zeznaniam i in n ych oskarżonych. K om isja więc była zm uszona upom inać w łaśnie ich w ielokrotnie (wobec in n y ch nie m usiała się uciekać do podobnych środków). Np. Bogdaszewskiego:
N ierzetelnie zeznajesz i ciągłe tw e usiłowania zmierzają do ukrycia zw iąz ku i współwinnych, stąd okazuje się, iż nie przestajesz trwać w chęci rozszerza nia demokratycznych zasad, gdyby uwolnienie twoje nastąpiło. I nie posiadasz ani skłonności do okazania za tw e w ystępki żalu, ani ufności w m iłosierdziu rządu, który twej poprawy więcej niż kary pragnie.
Albo:
Staw ionego przed Komisją Karola Podlew skiego upomniano o rzetelne od powiedzi i odstąpienie od dotychczasowego niegodnego kłamstwa.
N ieustępliw a zatw ardziałość obydw u podsądnych by ła jed n ak nie do skruszenia. K om isja więc tra c iła cierpliw ość nękając „u p arteg o w ino w ajcę” , „zbrodniarza s ta n u ” — nie tracąc przecież nadziei, że uda się skłonić go do „odkrycia bezw arunkow ej p ra w d y ”.
Jak o zn am ien ny p rzyk ład ty p u postępow ania przy jęteg o przez obyd w u oskarżonych podać m ożna ta k ą próbkę zapisanego w protokole oso
bliw ego dialogu m iędzy K om isją a Podlew skim :
20. [...] Gdy w ielokrotnie zaprzeczasz i nader oczyw istym i okolicznościam i do w yznania prawdy skłonić się nie dajesz, Komisja okazuje ci w yżej powołane z daty i stronnicy Bogdaszewskiego zeznania z poleceniem , iżbyś zaniechał dal szego uporu i prawdę w yznał. Bo wszakżeż ustnie domagałeś się, żeby ci po dobny dowód okazać, a uważać się będziesz przekonany?
Widzę zeznanie Bogdaszewskiego odpowiednie pytaniu i uwagom Komisji, lecz oświadczam, że zm yślił i że tyle tylko o nim wiedziałem , ile w pytaniu poprzednim zeznałem. Karol Podlewski.
21. Jakież powody miałby Bogdaszewski zmyślać przeciw tobie cokolwiek, kiedy łączą was stosunki fam ilijne i jeden interes i kiedy wedle wszelkich okoliczności zeznanie jego ma zupełne prawdopodobieństwo?
16 Zob. I. D ą m b s k a , O funkcjach semiotycznych milczenia. W: Znaki i myśli.
W y b ó r pism z se m io ty ki, teorii nauki i historii filozofii. W arszawa 1975, s. 104:
„Jeśli m ilczy ktoś, kogo zmuszają do zeznań i udzielania informacji, to może być to m ilczenie obroną w łasną lub obroną cudzego dobra. Bywa takie m ilczenie hero izm em ”; „M ilczenie jest cnotą, gdy nie jest obowiązkiem, gdy równocześnie służy jakiem uś dobru moralnemu, a jest cnotą heroiczną, gdy równocześnie naraża mil czącego na cierpienia, których nie m ilcząc mógł uniknąć”.
Nie wiem , co na to pytanie odpowiedzieć. Karol Podlewski.
22. A jeśli w ięcej oprócz powyższych dowodów okazanych ci będzie, czy
przyznasz to, co dotąd i dlaczego taisz?
Choćby najw ięcej m i okazywano dowodów, jednak tego nie przyznam. Karol Podlew ski.
A le upór wobec inkw izytorów , zachow anie zim nej krw i, przem yślana ta k ty k a , um iejętn o ść w ym in ięcia pułapek, dążność do za ta je n ia bądź zbagatelizow ania ja k najw ięk szej ilości osób i faktów , w szystko to b y n ajm n iej nie stanow iło re g u ły w zeznaniach in n y ch św iętokrzyżców . N iem al w szyscy ci m łodzieńcy niezm iernie dokładnie p rze d staw ia ją nie ty lk o w łasne poglądy i p rzedsięw zięte działania propagandow e, ale ró w nież w y zn ają — z całą gotow ością pam ięci — kogo, gdzie i kiedy spot kali i jakie prow ad zili z n im rozm ow y. S pow iadają się z w łasnych g rze chów, lecz nie przepuszczają i cudzym , jeśli ty lk o b y ły im znane. K onsul francu sk i, o p ierając się z pew nością na tym , co m ówiono w mieście, do nosił w rap orcie z r. 1838, że „areszto w an i [w W arszaw ie] m łodzi lu dzie, zam iast się starać u niew innić, w yznali sw e p ro je k ty obciążające inne osoby [...]” 17.
W yżyny jakiegoś p rzerażająceg o a b su rd u ob jaw iają się w sy tu a c ji (a nie jest ona w y jątk ow a), gdy G u staw E h re n b erg podaje dokładnie tek st przysięgi, k tó rą złożył jako inicjow any przed „so łty sem ’' S tow a rzyszenia L u d u Polskiego. W jej rocie w ym ów ił słowa: „istn ienia S to w arzyszenia nie w ydam , groźbą, prośbą, w ięzieniem n a w e t i m ęczarnią uw ieść się an i zastraszyć nie d am ” — k tó re te ra z podaje do protokołu K om isji Śledczej! Czy u zn ał się zatem za uw olnionego od złożonej p rz y sięgi? Podobnie zachow ali się inni, p rzek azu jąc treść d e k la rac ji p ro g ra m ow ych (np. „iż dla sp ra w y S tow arzyszenia pracow ać nie przestanę, nigdy go nie zdradzę, w jego obronie życie gotów jeste m pośw ięcić”), in fo rm u jąc o ta jn y c h znakach, po k tó ry c h poznaw ali się członkow ie S tow arzyszenia, o w ysokości sk ładek — aż do całkiem n iew in nych p rz e pisów tech n iczn ych odczyniania „ a tra m e n tu sym paty cznego ” . Co się t u taj p rzydarzyło?
„Poezja” i „rzeczywistość”
N ie ma dw óch zdań: te zeznania śledcze — ta k p recy zyjne, tak g o r liw e, ta k szczegółowe — do starczają h isto ry k o w i niczym już nie z a s tą pionego m ateriału . N a tu ra ln ie , p rzy jąć należy, że w d o kum en tach ow ych z n a jd u ją się ro zm aite i liczne zniekształcenia, niejako pośrednie, bo
17 Cyt. za: J. B e r g h a u z e n, Ruch p a trio tyc zn y w K r ó lestw ie Polskim. 1833—
spow odow ane przez szczególne w aru n k i, w jakich p o w s ta w a ły 18. Ale, ja k się w y d aje — nie są to deform acje uniem ożliw iające zastanow ienie się n ad problem em , k tó ry w olałabym w ty m m om encie nazw ać raczej nie ty le m oralnym , ile psychologicznym .
Albo może jeszcze inaczej należałoby o kw estii powiedzieć: jakie po zw alają się zrekonstruow ać p rzyczyny psychiczne owego gruntow nego załam ania m oralnego, którego sk u tk i o bserw ujem y w zachow anych ze znaniach śledczych większości św iętokrzyżców ? T rud no tra k to w a ć p ro blem jako czysto a b stra k cy jn y czy teoretyczny, w y d aje się bow iem , że
coś, co m ożna by nazw ać „psychologią spiskow ca”, rzutow ało w sposób decyd ujący zarów no n a dzieje podziem nych ruchów politycznych, jak i n a zw iązaną z nim i lite ra tu rę , nie w spom inając już o typie arg u m en tó w k ry ty czn y ch , k iero w any ch w rów nej m ierze pod adresem spisku co rom antyzm u.
Z pew nością m ożna przypuścić w iele w ew n ętrznych powodów „szcze ry c h ” w obec K om isji Śledczej zachow ań św iętokrzyżców — szok p ierw szego aresztow ania, b ra k dośw iadczenia i tre n in g u psychologicznego, psy choza klęski oraz poczucie u tra ty oparcia i osam otnienie w sku tek aresz to w ania całej niem al g ru p y spiskow ej; w reszcie być może i to, o czym w spom ina L otm an z okazji dekabrystów : „tragiczna okoliczność w y stę pow ania bez św iadków , do k tó ry ch m ożna byłoby, licząc na zrozum ienie z ich stro n y , adresow ać heroiczne postępki” 19, a co znalazło ta k p rz e j
m u ją c y w yraz w w ierszu M ickiewicza Do m a tk i P o lk i:
W yzw anie przyszłe mu szpieg nieznajomy W alkę z nim stoczy sąd krzywoprzysiężny; A placem boju będzie dół kryjomy,
A wyrok o nim wyda wróg potężny.
Je d n a k na podstaw ie zeznań św iętokrzyżców m ożna w ysnuć w niosek, że jed n y m z zasadniczych powodów b rak u pew ności w łasnej i pow ierze nia się K om isji Śledczej było bardzo silnie przeżyw ane zderzenie „poe z ji” i „rzeczyw istości” , tzn. k o n flik tu m iędzy w spaniałą, podniosłą r e to ry k ą ro m an ty czn ą w ielkich ideałów a n ap ełn iającą strach em i p rze
18 S. K r ó l (Cytadela Warszawska. X Pawilon — carskie więzienie polityczne.
(1833—1856). W arszawa 1969, s. 64, 65) charakteryzuje bardzo dokładnie często sa
dystyczne i bestialskie sposoby prowadzenia śledztw a przez Komisję, która zajm o w ała się również sprawą św iętokrzyżców: „na badanych m iotano obelgi, obsypy w ano ich stekiem w yzw isk i przekleństw ”; zastraszano ich, oszukiwano, okłam y w ano i łudzono; w celu w ym uszenia zeznań stosowano izolację więźnia i niekiedy bicie. Jednak bicie nie było regułą, „sprawa ta przedstawia się różnie w poszcze gólnych okresach om awianej epoki”.
19 Л о т м а н , Декабрист [—], s. 51. Autor m ówi tu również o karierze — po r. 1826 — tem atu sądu bez świadków, „sądu w podziem iach”.
rażeniem , try w ia ln ą , o rd y n arn ą , b ru ta ln ą zw yczajnością aresztow ania, w ięzienia, śledztw a. M ówiąc sym bolicznie: nie stał się żaden cud, nie dokonała się żadna w ielka p rzem iana, nie p o w stały tłu m y p a trio tó w a n i nie zstąpiła z niebios B ogurodzica — w ybaw icielka Polski; nie doszło więc do niczego z tego, co obiecyw ała poezja rom antyczn a, obecna w szak nie tylk o w w ierszach, ale i w m anifestach, ro ta c h przysiąg i a rty k u ła c h publicystycznych. N ajb ard ziej rzeczy w isty okazyw ał się g en erał-m ajo r Storożenko, p o licm ajster, żan d arm , stu p a jk a , sły n n y z obelżyw ego ję z y ka, jak im p rzem aw iał do w ięźniów 20. S tarcie — pow iedzm y um ow nie — „ ro m a n ty z m u ” i „S to ro żen k i” m usiało w istocie po tw o rn ie w strząsać areszto w an ym i m łodzieńcam i.
S tanisław M orozewicz ta k np. p rzed staw iał przed K om isją w rażenia odniesione z le k tu ry L a m en n a is’go:
Tam [tj. w Galicji] zastałem jedną z tych zgubnych książek, które bodajby nigdy nie opuszczały drukarskiej prasy. Było to dziełko księdza Lamennais pod tytułem Les Paroles d’un croyant — Sło wa wierzącego. Napuszone wyrażenia, pokrywające nicość i fałszyw ość w ew nętrznej wartości m yśli, łatw o skierow ały mój um ysł na drogę błędu — umysł m łodociany, który bez przewodnictwa zdro w ego rozumu i doświadczenia postępując, chciw ie chw ytał i poczytyw ał za prawdę każde rozum owanie szczytnym i w yrażeniam i opatrzone.
N ie idzie tu jed y n ie — ja k sądzić w olno — o w prow adzenie w błąd lu b przyp o do b an ie się K om isji Śledczej przez odw ołanie się do w łaści wego jej sy ste m u ocen i użycie jej sposobu w y rażan ia się, lecz o dość a u ten ty czn e w y zn an ie kogoś, kto w ytrzeźw iał, doznał osobliwego ośw ie cenia w sk u tek o trząśnięcia się z chw ilow ego zam roczenia. Dowodów na podobne „p rzeło m y ” m ożna by przyto czy ć znacznie w ięcej.
Oczywiście, n ależy się dom yślać, że w cześniej została przeprow adzona praca nad odpow iednim przysposobieniem do otrzeźw ienia, że biciem i głodzeniem , „pro śb ą i g ro źb ą” (a w ięc np. obietnicam i carskiej dobro tliw ości i m onarszego w sp aniałom yślnego przebaczenia albo p rz e d sta w ian iem losu opuszczonych rodziców, o k tó ry c h uw ięzieni spiskow cy tak często się troszczą, albo zapow iadaniem o k ropnych kar) skłoniono do szczerego „p o k ajan ia się” i w y zn an ia popełnionych błędów . Ale też n ie d o p atrzeniem in te rp re ta c y jn y m było b y przeoczenie fa k tu , że nie ty lk o z zew n ętrzn y ch , b ru ta ln y c h nacisków , lecz i z osobliw ych w ew n ętrzn y ch
20 Podobiznę jego cynicznego oblicza reprodukuje K r ó l (o p . cit., po s. 64), zam ieszcza też biografię Storożenki, jak i porucznika korpusu żandarm ów — L eich- tego, członka Stałej K om isji Śledczej, którego podpis figuruje pod protokołam i ze znań św iętokrzyżców . Do czego zdolni b yli ci obaj, św iadczy choćby ich śledztw o w spraw ie M ichaliny R ogalew iczów ny. Król cytuje (s. 194): „Storożenko sp o n iew ie rał ją i sp lugaw ił słow em , a Leichte ją kopał nogam i”, po czym dodaje: „Ciężko chorą zwolniono z aresztu pod dozór policyjny, w 10 dni później zm arła”.
konieczności w ynikało owo przyznanie się do w iny —■ ze w szystkim i jego konsekw encjam i. Te w łaśnie konieczności spow odow ały załam anie się tak słabo u g ru n to w an ej etyki spiskow ej, one doprow adziły do uw e- w n ętrzn ien ia rac ji rep rezen to w an y ch przez w ładzę. Ż aden ze św iętokrzyż- ców nie zachow ał się tak ja k Szym on K onarski, należący w szak do tego sam ego Stow arzyszenia L u d u Polskiego, b y ły uczestnik pow stania listo padow ego, w y p ra w y Zaliw skiego, w y p raw y sabaudzkiej, będący s ta r szym od większości z nich em isariuszem , p rzy b y ły m z em igracji — z niezm iernie jasno określonym prog ram em działania politycznego.
D la zrek o n stru o w an ia sy tu acji, w jak iej znaleźli się oskarżeni, posłużm y się p rzyw ołaniem pew nych cech nieco późniejszego (ale w ty m w yp adk u to zupełnie nieistotne) działania konspiracyjnego E dw arda D em bow skiego — takiego, jak im go przed staw iła pod im ieniem „H en ry k a ” w O brazku w s tę p n y m do P oganki N arcyza Żm ichow ska. P rzede w szytkim od przyjaciół o trzy m u je on przezw isko „Z apaleniec”, a oto osobowość jego naszkicow ana w św ietnym poetyckim skrócie:
Alchemik, co by w ziął trzech ludzi z burzliwym i i sprzecznymi skłonnoś ciami, czterech innych z cnotą najwznioślejszą, pom ieszał razem, utłukł w moź dzierzu, nalał wodą w iślaną, zagotował przy wulkanie, odcedził przy księżycu, trochę podsycił siarką i saletrą, m iałby dopiero dla osobliwości lub dla prze straszenia spokojnych am atorów w ista i ojców rodziny esencję podobniutką do takiego jak Henryk człow iek a21.
Ale dalej Żm ichow ska, k tó ra D em bow skiego nie ty lko podziw ia, lecz i kocha, używ a określenia „egoizm ” na oznaczenie sposobu jego postępo w ania (chodzi o a b so lu tn ą bezwzględność w dążeniu do celu), a naw et w yw odzi, ja k to „H en ry k k łam ał bez litości”. Nie kłam ał przecież ze stra c h u , tchórzostw a i podłości.
Henryk był odważnym jak lew — był w gruncie serca szlachetnym jak epo peja; jeśli kłamał, to ze zbytku gorączkowych m yśli, z m aligny lub fantazji tylko, a przy tym w życiu sw oim m iał jedno uczucie, jedną św iętość, która mogła i stokroć cięższe w iny łaską sakram entalną w oczach bardzo surowych sędziów okupić. Za głos kobiet ręczę przynajmniej — Henryk kochał swoją matkę! 22
Było to zatem kłam stw o z m iłości do ojczyzny (podobne do „kłam s tw a ” K o n rad a W allenroda), kłam stw o dla pom yślności rew o lu cji (czego
nie ta ił w sw ej ocenie D em bow skiego H en ry k K am ieński w P a m ięt
nikach).
W o p ublikow anych przez D jakow a fra g m en ta ch zeznań spiskow ców
21 N. Ż m i c h o w s k a ( G a b r i e l i a), Poganka. Opracował T. Ż e l e ń s k i ( B o y ). W rocław 1950, s. 21. BN I, 121.
aresztow an y ch la te m 1843 w ychodzą n a ja w osobliwe w zajem n e m isty fi kacje. A lek san d er K arp iń sk i zeznaw ał:
Kiedy mi w ięc Dem bowski w potocznej rozm owie kilka razy wspominał, jakie on ma ogromne stosunki w kraju i za granicą i że m ógłby być w ielce przez sw oje w pływ y i znaczenie krajowi pożytecznym, m istyfikując się, d a ł e m d o z r o z u m i e n i a , i ż b e z e m n i e o b e j ś ć [ s i ę ] n i e p o t r a f i , b o i j a r ó w n i e ż m a m s w o j e z n a c z e n i e , c h o c i a ż b y ć w p r a w
d z i e m o ż e , i ż d a l e k o m n i e j s z e , a l e , j a k w K o n g r e s o w e j
P o l s c e , z u p e ł n i e s t a n o w c z e . Odtąd już nie ja do Dem bowskiego, ale D em bow ski do m nie w szelkim i siłam i starał się zbliżyć 23.
Nie jest to je d y n ie p rzem y ślan a linia obrony, to rów nież p raw d a b a r dzo w ątłego i słabego spisku, k tó ry m usi szukać za w szelką cenę oparcia dla sw ej nadziei n a przyszłość. Toteż w szyscy zeznający rela cjo n u ją niepraw dopodobne opowieści D em bow skiego o p rzyg o to w an ym przez sprzysiężenie rzem ieśln ikó w w arszaw skich pow staniu, k tó re m iało w y buchnąć najp ó źn iej w sie rp n iu 1843, a w te d y m iała pow stać cała Polska.
Nagadał mi dużo o Poznańskiem i o Galicji, jak tam rzeczy wysoko stoją, że stamtąd ma niezawodne wiadomości, iż w szystko jest w pogotow iu i czeka tylko na K ongresową Polskę, iż nie chcą sam i zaczynać, bo wypada, ażebyśmy w szyscy razem ruszyli; że w reście jeśli m y się n ie ruszym, to i tak rzeczy pójdą swoim torem i w ypadki koniecznie pom yślnym i zostaną 24.
No w łaśnie — „ k o n i e c z n i e p o m y ś l n y m i z o s t a n ą ” ! Na to K arp iń sk i odpow iadał D em bow skiem u, że je śli w sie rp n iu W arszaw a nie pow stanie, „to i ta k zaw sze n a w iosnę spodziew ać się czegoś należy ” . N adzieja, ja k w idać, p rzy b ie ra ła n ieu sta n n ie tę sam ą m ity czn ą postać.
pow stanie w iosen n e jest prawdopodobnym , z łatw ością można by je doprow a dzić do skutku. A le że i bez tego, kiedy tak rzeczy stoją, to ono, samo z siebie w yciekając, [być] m u s i25.
Z jed n ej s tro n y przek on an ie, że p ow stanie b yć m usi, z dru g iej zaś — w zajem ne pod niecan ie się w izją n ied alek iej w spaniałej przyszłości... K łam stw o w sp isk u — dotyczące np. zasięgu działania organizacji, ilości przy n ależn y ch do niej sprzysiężonych — było, ja k się w y d aje, chw ytem ta k ty c zn y m dość rozpow szechnionym i całkow icie w ety ce spiskow ej u sp raw ied liw ian y m i rozgrzeszanym . T yle ty lk o , że nie w szyscy um ieli — już po uw ięzieniu — doznaw szy szoku z pow odu „pobożnego k łam stw a ” , w którego zasięgu się znaleźli, tera z oddać się m ilczeniu.
G dy opadło ro m a n ty cz n e oszołom ienie i rozgorączkow anie (sami oskarżeni p o słu g u ją się podobnym i term in am i), gdy p rzestali patrzeć na
23 Cyt. za: D j a k o w , E dw ard D e m bow ski [...], s. 263. 24 Cyt. jw., s. 264.
sw e położenie „przez szkło ro m an ty zm u ” (jak to określił A. Bieliński), gdy m usieli spojrzeć w oczy potw ornej rzeczyw istości — nie stać było ow ych zagubionych i osam otnionych m łodzieńców na trzeźw ość um ie ję tn e j g ry z rep re z en ta n ta m i carskiej „spraw iedliw ości”, za co chyba tru d n o ich winić. Do ko nd y cji k o n sp irato ra należało — aktorstw o. J u lia n K laczko podkreślił tę cechę u Dem bowskiego:
jako em isariusz odgrywał on najrozmaitsze role z jednakową odwagą i m is trzostwem, i nic nie zdradzało w prostym chłopie, który gdzieś w karpackiej chacie w ykonyw ał najgrubsze roboty — wykształconego światowca, m ieszkają cego przed paroma tygodniam i w jednym z najwspanialszych pałaców W arsza w y. Wszystko i nic — wszędzie i nigdzie; w tym sam ym czasie był poszukiwany w zaborze rosyjskim, w Galicji f Poznaniu, zawsze ścigany, nigdy nie sch w y tany; i jeszcze do dziś dnia [tj. w końcu r. 1847] jego istnienie lub nieistnienie
okryte jest nieprzeniknioną tajem n icą2β.
Ale D em bowski był niew ątp liw ie geniuszem konspiracji.
D odajm y jeszcze, że praw dopodobnie przekonania polityczne św ięto- krzyżców nie b y ły dostatecznie ugrun to w ane, by dostarczać m ogły trw a łego fu n d a m e n tu w okolicznościach ostatecznych, a niew ielu przecież w ogóle u m iałoby postąpić ta k ja k K arol L evittoux, k tó ry w r. 1841, obaw iając się w ydania kolegów, podpalił siennik w ięzienny i zginął w płom ieniach. P rzestaw ała też działać m agia grupy, solidarności spis- kow o-koleżeńskiej oraz stan, k tó ry oskarżeni w zeznaniach określali n a w e t m ianem „m oralnego te rro ry z m u ” czy „m oralnego p o stra c h u ” sze rzonego przez przyw ódców spisku. M ichał Olszew ski stw ierdzał przed K om isją:
Aleksander Wężyk, jako sekretarz Zboru Ziemskiego, m iał nad nami moc nieograniczoną. Okazał się on mi awanturnikiem i poświęcającym się na w szyst ko. Na zgromadzeniach Zboru w skazyw ał nam czynności, dawał rozkazy, nauki i rady, zupełnie azjatyckim był sułtanem, za każde nieposłuszeństw o z naszej strony śm iercią nam groził; m ówił nam, że jeżeli w .przeciągu m iesiąca gmin do liczby przepisanej 5 stowarzyszonych nie skom pletujem y, oczy nam w ydra- pie (są to w łasn e jego wyrazy).
Sam zaś W ężyk p ow tarzać m iał, że „jeżeli nie pozna jakiego m a jstra lu b profesora w ciągu 1 m iesiąca” (dla utw o rzen ia organizacji w śród rzem ieślników oraz w szkolnictw ie), „w tedy sobie w łeb strz e li” . Despo ty czn a w ładza spiskow ych wodzów m usiała oczywiście znacznie osłabnąć czy zgoła upaść w w a ru n k a ch w ięziennych.
F ascynacji charyzm atyczną osobowością przyw ódcy w śród św ięto- krzyżców zd aje się w ogóle nie było, spisek został zresztą bardzo szybko
2,1 Cyt. za: M. G r a b o w s k a , Julian Klaczko o Edw ardzie Dembow skim .
(Z notatek na marginesach t. 7 „Nowego K o r b u ta ”). „Pamiętnik Literacki” 1970,
w y k ry ty . To, co dom in u je w n a stro ja c h podsądnych z r. 1838, to r a czej — często ju ż w cześniej boleśnie odczuw any i by n ajm n iej nie p re zentow an y ty lk o na u ży tek K om isji Śledczej — ciężar konspiracji, u k ry w an ia się i u d aw an ia oraz żądza o d erw an ia się od w łasnej spiskow ej przeszłości, w yrzeczenia się jej. C y to w an y p rzed chw ilą Olszewski w y wodził:
To jest całkow ite m oje wyznanie, cieszę się z tego, że m oje czyny w szyst kie się w ykryły, że zrzuciłem z siebie brzem ię całe, w esół jestem, że widoma rządowi przeszłość moja i że się od niej oderwałem.
M ichał G ruszecki zaś m ówił:
Sami z sobą przestawaliśm y, powtarzaliśm y jedno i toż samo. Każdy z nas, który się tylko zastanawiał, czuł całą nicość naszego przedsięwzięcia, lecz nie śm ieliśm y go ani zerwać, ani wydać. Ja przecież cieszyłem się tą nadzieją, że rzecz cała jakiś czas w ukryciu pozostanie, a byłem pewny, że się sama roz
b ije i że jako była marzeniem, tak się też jako marzenie rozejdzie.
Początkow y siln y im puls ideow y, oddanie się „szałow i m łodości”, i późniejszy lęk przed odpow iedzialnością, p rzed nieuchronnością kary , poczucie słabości i zagrożenia, b ra k u oparcia w w iększej liczbie spisko w ych oraz w społeczeństw ie — to sta ły w ą te k zeznań św iętokrzyżców .
N iech m yśl młodych, ciem nicy nie przestąpi proga, Niech spisek z czarną twarzą na św iat nie wychodzi, Bo tam na św iecie białym błyszczy Boga słońce!
(akt III, sc. 4, w. 149—151) 27
— m ów i P rezes w K ordianie Słowackiego, znakom icie oddając lęk przed czarnością spisku w ylęgłego w ciem nościach, czarnością m oralną przede w szystkim . W ydobyci z ty c h ciem nych otchłani św iętokrzyżcy, postaw ie ni p rzed K om isją Śledczą, tracili sw oją pew ność m o raln ą w zetknięciu z a p a ra te m re p re sy jn y m , re p re z e n tu ją c y m w szak legalną w ładzę i p a ń stw ow y a u to ry te t. W ted y przy p om in ali sobie, że obrazili M onarchę i zm artw ili O jca, w ted y d eklam ow ali — jak S tanisław Morozewicz — oficjalną d o k try n ę legalizm u:
Przekonany jestem, że nie tylko w postępow aniu moim zbłądziłem, ale sta łem się praw dziw ie przestępnym, bo człow iek nie ma żadnego prawa nie tylko czynem, ale i słow em powstaw ać na instytucje, których początek z wyższych nad pojęcia um ysłu praw Boskich pochodzi [...].
Sprzysiężenie młodzieńców
W zeznaniach śledczych oraz do k um entach program ow ych, skonfis kow anych podczas rew izji, spisek m łodzieńców , będący podstaw ow ą „ fo r
m ą życiow ą” ro m a n ty z m u 28, odsłania w szystkie sw oje pozytyw y i ne g aty w y — to, co Żm ichow ska zw racając się do nieżyjącego już ,,H en ry k a”-Dem bow skiego określała słowami:
a ja cię tak lubiłam w prostocie twojej złej i dobrej natury, w bogactwie tw e go św iatła i w czarności twoich cien ió w !29
Sw iętokrzyżcy to przew ażnie chłopcy rep re z en tu ją c y głów ną kad rę spisku w K rólestw ie — „młodzież szkolną i urzędniczą” 30, pracu jący często jako aplikanci sądowi, poznający się „w tra k tie rn i podczas obia d u ” , m ieszk ający nieraz w ty m sam ym dom u albo na tej sam ej stancji, stołujący się u m atki jednego ze spiskowców — A leksandra K ra je w skiego. W ielu z nich w spom ina o tych obiadach jako okazji do rozmów, spotkań i w ręcz „propagandy d em o kraty czn ej”.
W śród cech charakterologicznych, k tóre determ inow ały rodzaj ich działalności, w ym ieniane są najczęściej takie, jak porywczość, śmiałość, skłonność do „uniesień gorączkow ych”, do chw ilow ych „ob łąkań”, zago rzałość; jed en z nich p rez e n tu je się jako „zapaleniec oddający się m a rzeniom ”. W ogólności — obok „rozognionej w y o braźn i” — owo odda w anie się m arzeniom pow oływ ane byw a jako powód zejścia na niebez pieczne m anow ce.
Jako młody, niedoświadczony, biedny i bez losu, oddałem się tym m arze niom m yśląc, że jeśli nie sobie, to przynajmniej ogółowi jakąś przysługę uczy nię.
— ta k „P raw d y m ó w ” , czyli M ieczysław W yrzykow ski, p rzedstaw ia w ra żenia, jak ie uczyniły na nim rozm ow y z E hrenbergiem . W podaw anych a u to c h a ra k te ry sty k ac h bez tru d u rozpoznajem y ry sy „dzieci szału”, „m arzeń dzikich potępieńców ” , od któ ry ch roiła się ówczesna poezja k ra
-28 Na ten tem at obszerniej — zob. M. J a n i o n , Druga i trzecia generacja
ro m a n ty k ó w (w: Gorączka romantyczna). K rajewski w zeznaniach relacjonował
rozm owy sw oje z Morozewiczem w r. 1838 o „demokracji i jej propagowaniu”: „Rzekł mi tenże Morozewicz, iż na mnie niew iele można liczyć w tym względzie, gdyż ja w propagandzie w idzę tylko prostą gaw ędkę demokratyczną przy fajce i nic w ięcej. Gdym od niego zażądał objaśnienia tych wyrazów, zaczął on mi dopiero opowiadać, że propaganda nie jest zwyczajną gawędą, że ona w zachodniej Europie jest uorganizowanym ciałem, Stowarzyszeniem działającym system atycznie, że przeto i u nas tym sam ym być powinna”. Takich wypowiedzi znaleźć można sporo. Świadczą one o silnym ówcześnie dążeniu do zorganizowania się w partię, stron nictwo, a w warunkach polskich — w podziemnę ugrupowanie polityczne. Roman tyzm, wyw ierając potężny w pływ na europejskie życie społeczne i kształtując no wożytną kulturę polityczną, wspierał podobne dążności do dyferencjacji i sam oświa domości.
29 Ż m i c h o w s k a , op. cit., s. 24.
jowa. O ddziaływ anie poezji na m łodzieńców i m łodzieńców na poezję
było obustronne. : '
W sposób n a tu ra ln y m usiał się też zarysow ać konflikt, k tó ry K a je ta n K oźm ian jeszcze p rzed po w staniem listopadow ym uznał za decydujący 0 now ożytnych dziejach Polski:
A le niestety, już bezbożna nauka, wszczepiona w młodzież przez M ickiew i cza Odą jego do młodości, chwyciła się niedojrzałych żaków serca i umysłu. Już dzieci uprzedziły się, że one są jedynie narodem, one są zdolne jprzewrotem towarzystw a kraj zbawić, a ojcow ie — niczym lub przeszkodą 31.
U bodzy m łodzieńcy ze spisku św iętokrzyżców , m ogący o sobie po w tórzyć au to c h a ra k te ry sty k ę Ł ukasińskiego:
ten człowiek, nie m ając żadnego znaczenia, jakie dają urodzenie, majątek, za sługi lub znane talenta, przyjął trudną i niebezpieczną m isję, nieść pomoc
i ulgę nieszczęśliw ym ziomkom 32. i
— rozum ow ali w sposób podobny. U przedziw szy się, że oni „są jedy nie n a ro d e m ”, usiłow ali w ziąć n a siebie cały ciężar dem okratycznego i nie podległościowego p osłannictw a, pośw ięcenia się d la dobra ogółu, „ o ta r cia łez cierpiącej ludzkości” . J e d n a k sprzeczność m iędzy „spiskiem ” a „fam ilią” b y ła przez nich bardzo silnie odczuw ana i przeżyw ana.
A lek san d er K rajew sk i podaje, że jed e n z ty ch , k tó ry c h próbow ał „zdem okratyzow ać” , odm ówił, posługując się n astęp u jącą arg u m entacją: „że on w reszcie m a rodziców i fam ilię, k tó ra m u jest droższa nad w szystko”. M ichał G ruszecki zaś tak p rzedstaw ia swój stan psychiczny 1 um ysłow y w ro k u 1838:
Szalona m yśl o dem okracji opętała nas z początku tak silnie, że wygnała z serca naszego w szelkie inne uczucia. Ja sam zajęty nią zapom niałem o św ię tych dla m onarchy obowiązkach i moich fam ilijnych stosunkach. Ojciec mój za każdą w domu rodzicielskim bytnością zaklinał mnie, abym się ściśle do w oli rządu stosował, napominał, abym pism zakazanych nie czytywał, rozmów zdrożnych nie prowadził, ale się kształcił na wiernego poddanego, dobrego urzędnika i tym sposobem jemu na starość stał się pociechą. Ja przecież tak silnie uwiedziony zostałem zgubnymi zasadami, iż zapomniałem o zdrowych,
praw ych radach ojca mojego.
Jeśli n aw et dopuścim y tu ta j do głosu okoliczność m ów ienia „pod K o m isję ”, to i ta k k o n flik t m iędzy „ojcam i” a „dziećm i” nie d aje się ani stuszow ać, ani unicestw ić. D opiero gdy m ijała „zaraźliw a choroba”, jak
31 K. K o ź m i a n , Pamiętniki. [...] ustalenie tekstu w oparciu o autograf oraz kom entarz filologiczny: M. K a c z m a r e k i K. P e c o l d . T. 3. Wrocław 1972, s. 88.
32 W. Ł u k a s i ń s k i , Pamiętnik. Opracował, w stępem i przypisam i opatrzył R. G e r b e r . W arszawa 1960, s. 81.
jed e n z podsądnych określa szał spiskow ania, przychodziły użalenia się n a w iek m łodzieńczy, b rak dośw iadczenia i b rak ro zu m n y ch przew od ników. Jedn ak że w stanie gorączki rom antyczno-konspiracyjnej spisku jąc y m łodzieńcy byli najgłębiej przekonani, iż rozporządzają dostateczną w iedzą, m ądrością, znajom ością rzeczy, by ojczyznę w yjarzm ić i ludz kość zbawić. Mieli poczucie swej w yjątkow ości. W idzieli przecież sy tu ac ję tak, ja k to podsum ow ał n ajstarszy z nich, 40-letni O n ufry Ś w ier czewski (rachm istrz Rządu G ubernialnego Augustowskiego), m ówiąc o Suw ałkach:
u nas pod względem pomnażania Towarzystwa na nikogo nie można liczyć, gdyż w iele jest osób żonatych, obarczonych familią, a młodzi zajęci są kartami i zabawami.
Jed en ze spiskujących sensatów , Morozewicz, zadał w ted y ju ż tylko jedno p y tanie: ,,to p rzy n ajm n iej żeby składki można od kogo zbierać?” Nie żyw ił więc M orozewicz pow ażniejszych złudzeń co do społeczności, ale w jakim ż stopniu m usiał wówczas odczuwać wyższość swego poło żenia!
E m igracja, k tó ra w tej fazie spisku krajow ego w yw ierała zasadniczy wpływ. na jego koleje, doskonale orientow ała się w biegu rzeczy i szan sach działania. E h renb erg opowiada więc o zw iązkach Stow arzyszenia L udu Polskiego w K rakow ie z „M łodą P olską” w Szw ajcarii:
Zarząd tego Stowarzyszenia, będący początkowo w ręku emigrantów, miał przyjść do ludzi bardziej sym patyzujących z m ł o d z i e ż ą . I z tego powodu ja, aczkolwiek t a k b a r d z o m ł o d y (miałem w tedy dopiero lat 18), przez wzgląd na moje chęci i m oje usposobienie zostaję przyjęty. [Podkreśl. M. J.]
K ilk ak ro tn ie zresztą dostrzec m ożna p rzy lek tu rze zeznań, że spis kow cy jak b y uśw iadam iali sobie k alku lacje polityczne starszy ch i do św iadczonych em igrantów , którzy w ykorzystyw ali dla swoich widoków „zapalone w yobraźnie m łodych stow arzyszonych”.
S tanisław Morozewicz k o m en tu je np. zastosowanie do E h ren berga przez przybyłego z K rakow a A leksandra W ężyka zw rotu „człowiek z u ż y ty ” :
To wyrażenie „człowiek zużyty” oznaczało tego zwykle, który będąc przez niejaki czas czynnym, okazywał się później obojętnym i, bądź przez znudzenie, bądź przez rozwinięcie się w nim rozsądku, do rozszerzania demokratycznych wyobrażeń niew iele zapału okazywał. I jak później z rozmów z W ężykiem i Ehrenbergiem dowiedziałem się, było prawidłem M alinowskiego i innych em i grantów, żeby nigdy długo tychże samych ludzi do składu zborów nie używać, tylko dobierać zawsze j a k n a j m ł o d s z y c h i j a k n a j z a p a l e ń s z y c h , aby tym sposobem Zbór Główny w niższych Zborach żadnego oporu w w yko naniu sw ych poleceń nie znajdował. [Podkreśl. M. J.]
T ak ty k a w erbow ania i zm iany sztafet m łodych fan a ty k ó w ch arak tery sty czn a jest w ogólności dla now ożytnych p a rtii politycznych i tru d no sobie w yobrazić, żeby działacze em ig racy jn i zaniedbali tę stro n ę spraw y. D ążyli z pew nością do tego, aby wzm agać rozgorączkow anie m łodzieży, jej dem okratyczne i ro m an ty czn e „om am ienie”, stow arzyszo
ne z „nadzieją nieom ylnego i rychłego s k u tk u ”. Ileż razy te n zw rot o „om am ieniu” , „uw odzeniu” , „o p ęty w an iu ” m łodzieży sp o ty k an y w em i g racy jn ej i k rajo w e j publicy styce lib eraln ej i k o n serw atyw nej, rów nież w listach i u tw o rac h K rasińskiego, tu u zyskuje niespodziew ane p o tw ier dzenie — jako in fo rm acja o stały ch sposobach oddziaływ ania d em ok ra tycznej em igracji na k ra j.
U siłow ania em ig racy jn e zn ajd ow ały g ru n t p o d atn y w um ysłach m łodzieży przede w szystkim dlatego, że — znużona i znudzona „czczością rzeczyw istości” (a należy przypom nieć sobie, że była to rzeczyw istość paskiew iczow skiej W arszaw y w p arę la t po stłu m ien iu pow stania listo padow ego 33) — z zapałem oddaw ała się ona m arzeniom o tzw . lepszym świecie, p rag nąc pracow ać „nad otrząśnieniem się z niew oli i upod lenia” . T rudno zresztą powiedzieć, żeby p rzed staw iały one coś szczególnie zdroż nego — były to po p ro stu n iezm iernie typow e dla w ieku m łodzieńczego m arzenia o b o haterstw ie, o odegran iu jak ie jś niezw ykłej roli, o pośw ię ceniu się dla w ielkiej sp raw y , podsycane jeszcze przez rom antycznego ducha epoki. E m igracja u m iała nadać im w łaściw y k ieru n e k politycz ny — „ d em o k raty czn y ”, ja k to o k reślają sam i podsądni.
Rozmowy nasze o przyszłej w olności i niepodległości narodów były ciągłym marzeniem [...].
Wiara dem okratyczna gruntow ała się: na uznaniu za najlepsze tych form rządowych, które były oparte na zasadach wolności, równości i braterstwa; że dzisiejszy stan społeczeństw a nie odpowiada powołaniu człowieczeństwa; że sam duch czasu i postęp dem okracji musi zmienić; że rządy arystokratyczne są głów ną zaporą szczęścia ogólnego.
Później Wężyk chciał ze mną rozm awiać tylko o demokracji wznosząc się w niej do najw yższego stopnia, do dziwactwa, bo m aw iał mi o równości ko biet, nawet dzieci [...].
P rzeko n an ia dem o k raty czn e w ielu spośród św iętokrzyżców uzyski w ały silną m o ty w ację em ocjonalną i nie sprow adzały się by najm niej do ogólnikow ej „ g a w ę d y ”, jak oni sam i najczęściej określali — w p rze ciw ieństw ie do w łasnej „ p r o p a g a n d y ” — nieobow iązującą gadaninę na te m a ty społeczne. W zeznaniach w ielokrotnie p ojaw iają się relacje o zajadłych sporach na te m a t szlachty i chłopów. Tak np. A ntoni W a łecki opow iadał o treści sw ych „w yobrażeń d em o k raty czn y ch ” :
33 Żob. charakterystykę położenia inteligencji: R. C z e p u l i s - R a s t e n i s ,
należy nam pracować, ażeby lud prosty oświecać i dać im poznać ich prawa w olności i równości, żeby ich nauczać po karczmach i po wsiach, i gdzie tylko zdarzy się sposobność, ażeby poznali, iż nie powinni być ciem iężeni i utrzym y w ani w poddaństwie, że to jest przeciw przeznaczeniu człowieka. Przeciw zaś szlachcie powstawałem nazywając ich egoistami.
Jego koledzy jed n ak oponowali wobec ta k stanow czych potępień, „u trzy m u jąc, że tylk o szlachta, i to ty lk o m ożniejsza, może przechow ać w spom nienia daw nych czasów św ietności polskiej”. Tak w ięc od razu w m ikrokosm osie tej d yskusji u jaw n ia się podstaw ow y dylem at ro m an tycznej polityki: „ tra d y c ja ” czy „rew olucja”, „p atrio ty zm ” czy „dem o- k ra ty z m ”.
Podobnie śmiało, a może i śm ielej niż W ałecki, poczynał sobie Bogda szewski. Chciał on — w edle relacji Juliusza Cenara — w pajać chłopom przekonanie, że „chłop tak i dobry jak i szlachcic” ; pow staw ał przeciw księżom, dowodząc, że „nie w stęp u ją w zasady Jezusa C h ry stu sa ”, a „Jezus C hrystus był rzeteln y m dem okratą, bo zalecał zgodę, jedność, rów ność b ra te rsk ą i brzydził się a ry sto k ra c ją ” ; dalej:
wyobrażenia wolności, równości i niepodległości między chłopów i w szelkiego rodzaju rzem ieślników najgorliwiej wkorzeniać trzeba, bo klasa ta, jako najlicz niejsza, przez swą siłę fizyczną obali wszystko, co jej na przeszkodzie stanie, a w ięc szlachtę i rząd obecny, których swym i tyranami poczytywać winni, [...] nareszcie wyobrażenia takie, gdy staną się powszechne, uwolnią Europę od tło czącego ją jarzma i ,połączą ludy w ęzłem braterskim.
W in n ej jeszcze rozm ow ie z C enarem m iał Bogdaszewski stw ierdzić:
Przecież kiedyś może się skończy ta bieda nasza i chłopów, żeby szlachta nad nimi przewodziła. Wtenczas pierwszy lepszy chłop złapie za fuzję swojego pana i odpłaci mu się za baty, które od niego odebrał. Po czym zaczął śpiewać:
Wzięli diabli pana, Do piekła go niesą. Na ziemi — wesele, Poddani się cieszą.
Sam Bogdaszewski m niej w ięcej w podobny sposób scharaktery zow ał zasady w łasnej p ro p ag an d y dem okratycznej. In teresu jące w jego w yw o dach jest to, co m ożna byłoby nazw ać „uw ew n ętrzn ien iem dem okra- ty z m u ”, k tó rą to postaw ę usiłow ał zaszczepić ogółowi „m łodej szlach ty ”. M otyw acja em ocjonalna poglądów dem okratycznych została przez Bog daszew skiego jasno w ypow iedziana: obudzenie „żalu n a w idok nędzy i cierp ień” , co szczególnie targ ało „m łodym i sercam i” , w rażliw ym i na w idoki poniżania „godności człow ieka”. Bogdaszewski, m ówiąc przed K o m isją Śledczą: „Oto jest zupełny i szczery zakres m o j e j p rop agand y p r z e z e m n i e s a m e g o u t w o r z o n y ” (podkreśl. M. J.), nie ty l ko chciał całą w inę wziąć na siebie — w te n sposób u jaw n iał ró w