Zdzisław Papierkowski
Krytyka - prawda - błąd
Palestra 4/2(26), 59-65Z a m ie s z c z o n y n iż e j a r t y k u ł d y s k u s y j n y p ro f. Z d z is ła w a P a - p ie r k o w s k ie g o je s t d a ls z y m c ią g ie m p o le m ik i to c z ą c e j się d o ty c h c z a s n a ła m a c h „ P ra w a i Ż y c ia ” p o m ię d z y p r o f. P a p ie r - k o w s k im a sę d z ią S ą d u N a jw y ż s z e g o E m ile m M e r z e m n a te m a t w y k ła d n i a r t. 255 k .k . C z y te l n ik ó w in te r e s u ją c y c h się d o ty c h c z a s o w y m p r z e b ie g ie m p o le m ik i o d s y ła m y d o n r u 8 z d n ia 19 k w ie tn ia 1959 r., n r u 13 z d n ia 26 c z e r w c a 1959 r. i n r u 17 z d n ia 23 s ie r p n ia 1959 r. „ P ra w a i Ż y c ia " . Z a m ie s z c z a ją c w „ P a łe s tr z e ” a r t y k u ł p r o f. P a p ie r k o w s k ie g o , K o m ite t R e d a k c y jn y w y c h o d z i z z a ło że n ia , że r e p r e z e n to w a n e p r z e z o b u a u to r ó w p o g lą d y n ie k o ń c z ą sp o r u n a tle w y k ła d n i a rt. 255 k .k ., sp o r u , k t ó r y tr w a od la t i je s t w c ią ż a k tu a ln y . N a d to s a m te m a t j e s t n a d e r in te r e s u ją c y z p u n k t u w id z e n ia z a r ó w n o te o r ii, ja k i p r a k t y k i s ą d o w e j, a ja k w y n i k a z d o ty c h c z a s o w e j d y s k u s ji, tr a k to w a n y je s t w sp o só b p a s jo n u ją c y . P r z e z z a m ie s z c z e n ie a r t y k u ł u p r o f. P a p ie r k o w s k ie g o K o m i te t R e d a k c y jn y b y n a jm n ie j n ie z a m y k a d a ls z e j d y s k u s j i n a te n t e m a t. B y ć m o ż e z d e z a k tu a li z u j e się o n a d o p ie r o po s k o d y f ik o w a n iu p r a w a k a r n e g o m a te r ia ln e g o , je ż e li r e d a k c ja a rt. 255 k .k . d o c z e k a się w ię k s z e j p r e c y z ji, k tó r e j b r a k w y w o łu je z a p e w n e tr w a ją cą o b e c n ie d y s k u s ję .
O d R e d a k c j i
ZDZISŁAW PAPIERKOWSKI
K rytyka — praw da — błqd
i
W arty ku le pt. „A jednak zgodnie z ustaw ą” („Praw o i Życie” n r 17 z 23 sierpnia 1959 r.), hędącym repliką na mój arty k u ł pt. „A jednak contra legem ” (tamże), sędzia Sądu Najwyższego E. Merz zarzuca mi na w stępie niesocjalistyczny stosunek do k ry ty k i w Polsce Ludowej.
Uza-60 Z D Z IS Ł A W P A P I E R K O W S I N r 2
sadniając potrzebę swoistej interpretacji teleologicznej, powołuje się na K onstytucję, przepisy ogólne praw a cywilnego, orzecznictwo niemieckie go Reichsgerichtu oraz uchw ałę Zgromadzenia Ogólnego polskiego Sądu Najwyższego z 27 listopada 1948 r., uznającą za nie obowiązujące orzecz nictwo Sądu Najwyższego z okresu międzywojennego, niezgodne z obec nym ustrojem .
Otóż pow tarzam jeszcze raz, że jestem zdecydowanym zwolennikiem rzeczowej krytyki. Rozumiem sens walki o urzeczywistnienie idei socja lizmu, skłonny jestem zaakceptować analogiczną aktualność przepisów ogólnych praw a cywilnego w związku z in terp retacją przepisów praw a karnego. Nie mogę jednak zgodzić się z tym , żeby nie odpowiadająca prawdzie k rytyka publiczna, alarm ująca, jątrząca i drażniąca opinię społeczną, robiąca tzw. złą krew a zarazem oszczercza lub obraźliwa, m iała stanowić w państw ie o ustroju socjalistycznym nietykalne tabu. Ze wszystkich doktryn społeczno-politycznych chyba w łaśnie socjalizm jest w najwyższym stopniu powołany do tego, aby dbać o człowieka i stać na straży jego dóbr, w tym również jego czci i godności osobistej. Toteż k ry ty ka nie powinna być form ą zniesławienia ani obrazy obywa tela, a je d y n ą . gw arancją bezkarności naruszenia cudzej czci może być obiektywna prawdziwość krytycznego zarzutu. Dopóki ten, kto ma ochotę krytykow ać, nie posiadł całkowitej praw dy, niech się w strzym a z k ry tyką albo niech k ry ty k u je oględnie, by nie popaść w konflikt z praw em karnym chroniącym w spom niane dobra.
Wiadome mi są w ahania interpretacy jn e Sądu Rzeszy w związku z przepisem § 193 niemieckiego kodeksu karnego, jak również inne sztuczki in terpretacy jn e tegoż Sądu. Cóż jednak m a nas obchodzić nie miecki kodeks k arn y i jego w ykładnia? Mamy swój w łasny kodeks k ar ny i czytajm y go tak, ja k jest napisany. A przepis ant. 255 k.k. je st n a pisany niedwuznacznie. Bezkarność za zniesławienie popełnione w form ie kry tyk i czy w jakiejkolw iek innej form ie m a m iejsce tylko w wypadku, gdy zarzut (obmowa, pomówienie) jest przedmiotowo prawdziwy. Tak zwana dobra w iara, a ściślej mówiąc błąd co do treści tego zarzutu (ob mowy, pomówienia), jest wobec kategorycznego brzm ienia przepisu art. 255 § 2 k.k. bez znaczenia ekskulpującego. Może ew entualnie odgry wać rolę okoliczności łagodzącej przy w ym iarze kary.
. Znana mi jest również w spom niana uchw ała Zgromadzenia Ogólnego naszego Sądu Najwyższego. Uważam ją w wielu w ypadkach za potrzeb ną i trafn ą wskazówkę interpretacyjną. N iem niej jednak, będąc tylko orzeczeniem .sądowym, musi ona skapitulow ać wobec niewątpliwego po stanowienia ustaw y.
N r 2 K R Y T Y K A — P R A W D A — B Ł Ą D 61
II
W dalszej części swego artykułu stw ierdza sędzia Merz, że konstruk cja przepisu art. 255 k.k. jest w yjątkow a i całkiem różna od budowy reszty przepisów części szczególnej kodeksu karnego, określających po stać przestępstw a, co „nasuwa konieczność odmiennej in terp retacji”. A utor arty k ułu zarzuca mi, że cytując przepisy art. 112 § 2 i 113 § 2 k.k., pomieszałem elem ent procesowy z elem entem m aterialnopraw - nym dotyczącym istoty przestępstw a oraz że błędnie powołałem się na przepis art. 6 k.k. A w ogóle mój Ibłąd ma polegać na tym , że żaden z tych przepisów nie zawiera zdania „Nie ma przestępstw a”. Ponadto autor wspomina o szeregu przepisów kodeksu karnego, w których jest mowa 0 „niepopełnieniu przestępstw a” i „niepodleganiu karze”.
Nie widzę w redakcji przepisu art. 255 k.k. niczego wyjątkowego i róż nego w stosunku do innych przepisów form ułujących species delicti. Dyspozycją tego przepisu, opisującą treść zniesławienia, jest tylko § 1 1 tylko w nim zawiera się to, co nazywa się istotą czynu. Przepis § 2 a rt. 255 k.k. nie rzu tu je na treść § 1 art. 255 k.k. w sensie m odyfikacji definicji zniesławienia i nie w tłacza w obręb jego verba legis wym aga nia nieprawdziwości .podniesionego zarzutu (obmowy, pomówienia). P rze pis § 2 art. 255 k.k. reguluje tylko spraw ę dowodu prawdy, a więc za gadnienie drugorzędne w porów naniu z definicją zniesławienia. Nie wy maga on więc ani naw et nie zezwala na odmienną in terpretację przepi su § 1 art. 255 k.k. w stosunku do innych przepisów podających istotę
danego przestępstwa.
Jeśli chodzi o przepisy art. 6, 112 § 2 i 113 § 2 k.k., zacytowałem je trafn ie i niczego nie pomieszałem. Nic nie szkodzi, że art. 6 znajduje się w części ogólnej kodeksu karnego, że wspomina o „w arunku odpowie dzialności k arn ej”, a nie o tym, iż „nie ma przestępstw a”, i że w myśl a rt. 8 i 9 k.k. za czyn popełniony za granicą odpowiada sprawca niezależ nie od uznania tego czynu za przestępstw o przez prawo k arne zagra niczne. Nie m a również znaczenia okoliczność, że przepisy art. 112 § 2 i 113 § 2 k.k. wspominają o „ściganiu” za wymienione w tych przepisach przestępstw a. Cytując przykładowo powyższe przepisy, zamierzałem w ska
zać na tertiu m comparationis zachodzące między nim i a przepisem § 2 art. 255 k.k. pod względem obiektywności danego w arunku. Twierdziłem więc i tw ierdzę nadal, że nieprawdziwość zarzutu w w ypadku zniesła wienia jest t a k s a m o obiektyw nym w arunkiem odpowiedzialności karn ej, j a k u z n a n i e c z y n u popełnionego za granicą z a p r z e s t ę p s t w o przez obowiązujące tam ustawodawstwo k arne (art. 6 k.k.),
62 Z D Z IS Ł A W P A P I E R K O W S I N r 2
jak i s t n i e n i e w z a j e m n o ś c i przy ściganiu za zniewagę itd. (art. 112 § 2 k.k.) oraz jak u z n a n i e z a c z y n k a r a l n y publiczne go nawoływania do w ojny zaczepnej przez państwo, przeciwko którem u do takiej w ojny spraw ca naw oływ ał (art. 113 § 2 k.k.). W tych i tym podobnych w ypadkach chodzi o taki sam obiektyw ny w arunek karygod- ności, jak w stosunku do przestępstw określonych w przepisach art. 198 i 273 k.k., trafn ie zacytowanych przez sędziego Merza, jak również w wielu innych przepisach ani przez niego, ani przeze m nie nie zacyto wanych.
Nie rozumiem, na czym m iałby polegać związek między interp retacją przepisu art. 255 k.k. a przepisami art. 141, 145 § 2, 148 § 2, 219 § 2, 19, 20 i 21 kodeksu karnego zacytowanymi na poparcie tezy, że przepis art. 255 k.k. zadowala się błędem, czyli dobrą w iarą, jako okolicznością ekskulpującą.
III
Wreszcie la dernière cartouche, mianowicie argum entacja oparta na przepisie art. 254 § 3 k.k. jako drugim 1 (rzekomo w yjątkow ej konstruk cji) przepisie kodeksu karnego, nasuw ającym konieczność interpretacji zupełnie innej niż interpretacja całej reszty przepisów tegoż kodeksu. Ponieważ przepis art. 254 § 3 k.k. jest co do wyjątkowości konstrukcji bliźniakiem przepisu art. 255 § 2 k.k., przeto wszystko, co da się powie dzieć o sensie § 3 art. 254 k.k., pokryw a się — zdaniem sędziego M erza —
7. dokładnością geom etrycznego zjawiska przystaw ania trójkątów ze zna czeniem § 2 art. 255 k.k. W celu uplastycznienia tej operacji logicznej przytacza on następujący przykład. Lekarz stw ierdza u swojego pacjen ta chorobę w eneryczną i w yjaw ia ten fak t przed swoją znajomą, z k tó rą ów pacjent „chodzi”. Okazało się jednak po dalszym zbadaniu, że nie było choroby w enerycznej, znajoma zaś lekarza nie była narzeczoną je go pacjenta. Sędzia Merz twierdzi, że lekarz ten nie popełnił przestęp stw a naruszenia tajem nicy określonego w przepisie § 1 ant. 254 k.k.,
gdyż działał w najlepszej w ierze zarówno co do choroby pacjenta, jak i co do uzasadnionego interesu swojej znajomej w tym , by dowiedziała się o tej chorobie, a więc co do okoliczności należących do istoty n aru szenia tajem nicy. I podobnie jak w obrębie przepisu art. 254 k.k. treść
• 1 D o c z a su w e jś c ia w ż y c ie u s ta w y z d n ia 27 k w ie tn i a 1956 r. o w a r u n k a c h d o p u s z c z a ln o ś c i p r z e r y w a n i a c ią ż y b y ł jesz c z e tr z e c i t a k i sa m p rz e p is , m ia n o w ic ie a r t . 233 k .k . B y ć m o że, że t a k i c h w y ją tk ó w z n a la z ło b y się je s z c z e w ię c e j w ś ró d s e te k p rz e p is ó w p o z a k o d e k s o w e g o u s ta w o d a w s tw a k a rn e g o .
N r 2 K R Y T Y K A — P R A W D A — B Ł Ą D 6S
§ 3 wchodzi w treść § 1, również pierwsze zdanie §, 2 art. 255 k.k. („Nie ma przestępstw a, jeżeli zarzut był praw dziw y”) staje się częścią skła dową istoty czynu, stanowiąc tym samym, iż nieprawdziwość zarzutu jest jedną z cech przestępstw a objętą tym sam ym zam iarem sprawcy. Uzasad niony błąd sprawcy, a zatem jego dobra w iara wyłącza przestępczość czynu (art. 20 § 1 k.k.).
W tej całej argum entacji dotyczącej przepisów § 1 i § 3 art. 254 k.k. sędzia Merz ma o tyle rację, że między tym i przepisam i a przepisam i § 1 i § 2 art. 255 k.k. istnieje analogia co do ich budowy. Ponieważ jed nak błędna jest in terpretacja przepisu art. 254 k.k., przeto i wniosek wy snuty z tej analogii jest fałszywy. Lekarz bowiem popełnił przestępstwo. Jego błąd nie dotyczył istoty czynu zwanego naruszeniem tajem nicy i ok reślonego w przepisie § 1 art. 254 k.k., lecz okoliczności określonej w prze pisie § 3 art. 254 k.k. On nie mylił się co do naruszenia tajem nicy, prze ciwnie, m iał co do tego pełną świadomość. Lekarz ten był w błędzie co do istnienia choroby pacjenta i jego stosunku do kobiety, z którą „cho dzi". Ponieważ zaś choroby pacjenta obiektyw nie nie było, przeto lekarz dopuścił się nieudolnego usiłowania naruszenia tajem nicy, przy czym nieudolność polegała na braku przedm iotu nadającego się do dokonania na nim zamierzonego przestępstwa.
Skoro już znaleźliśmy się na płaszczyźnie analogii konstrukcyjnej za chodzącej między przepisem* art. 254 a art. 255 k.k., należy z naciskiem podkreślić, że podobnie jak nie można transponow ać okoliczności za w artych w przepisie § 3 art. 254 k.k. na teren przepisu § 1 art. 254 k.k., podającego definicję naruszenia tajem nicy, tak samo nie wolno robić te
go również z przepisem § 2 art. 255 k.k. w stosunku do przepisu § 1 art. 255 k.k., określającego treść pojęcia zniesławienia. Toteż kto błądzi co do prawdziwości zniesławiającego zarzutu (obmowy, pomówienia), ten nie może się powoływać na treść przepisu art. 20 § 1 k.k., gdyż praw dzi wość czy nieprawdziwość zarzutu nie należy do istoty czynu zwanego zniesławieniem. Do tej istoty czynu należy jedynie zarzut (obmowa, po mówienie), który może poniżyć w opinii publicznej lub narazić na u tra tę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju dzia łalności (§ 1 art. 255 k.k.). 2
2 N ie b r o n ię sw e g o s ta n o w is k a z „ s z y d e rc z y m ś m ie c h e m ” , z „ le k k ą ir o n ią ” czy z „ z a ż a r to ś c ią ”, j a k to b a r w n ie p r z e d s ta w ia sę d z ia M e rz w sw o ic h a r t y k u ła c h „O d o b r ą w i a r ę ” („ P r a w o i Ż y c ie ” n r 13/59) o ra z „A je d n a k z g o d n ie z u s t a w ą ” („ P r a w o i Ż y c ie ” n r 17/59). N a to m ia s t d z ia ła ją c w im ię n a jw a ż n ie js z e g o i n te r e s u i d o b r a sp o łeczn eg o , o k tó r e p o w in ie n w a lc z y ć k a ż d y o b y w a te l, a z w ła sz c z a z a w o d o w y p r a w n ik , c z y n ię to z tr o s k ą o p ra w o rz ą d n o ś ć .
■64 Z D Z IS Ł A W P A P I E R K O W S I N r 2
IV
W trakcie pisania tych uwag przeczytałem arty k u ł sędziego Sądu Najwyższego Mieczysława Szerera pt. „K rytyka publiczna i art. 255 k.k.” {„Państwo i P raw o”, zeszyt 8— 9, sierpień—w rzesień 1959 r.). A utor stw ierdza kategorycznie, że podstawienie przez orzecznictwo sądowe („z aprobatą Sądu Najwyższego”) dobrej w iary krytykującego w miejsce obiektywnej prawdziwości zarzutu było sprzeczne („Nie można naw et powiedzieć, by szło p raeter legem: szło w prost contra legem”) z przepi sem art. 255 k.k. („Żadna w ykładnia nie może sprawić, by wymaganie
faktycznej praw dy rów nało się w ym aganiu jedynie dobrej w iary w tę praw dę. To są dwa zgoła różne pojęcia”). Ponadto au to r artykułu stw ier
dza, że w spraw ie prawdziwości zarzutu nie może mieć zastosowania przepis art. 20 §, 1 k.k., gdyż istotą zniesławienia jest narażenie obmó wionego na skutki wymienione w, przepisie § 1 art. 255 k.k. bez względu na to, czy treść zarzutu jest prawdziwa, czy fałszywa.
O tyle więc mogłoby się wydawać, że nie ma różnicy in puncto oma w ianej kw estii między stanowiskiem sędziego Szerera a moimi poglą d am i w yrażonym i w różnych wypowiedziach, a ostatnio w niniejszym artykule. Niem niej jednak różnica ta istnieje. Gdy bowiem ja twierdzę konsekwentnie, że przepis art. 255 § 2 k.k. nie zadowalał się d o b r ą w i a r ą zam iast p r a w d y ani w chwili pow stania kodeksu karnego, ani nie czyni tego obecnie, to sędzia Szerer uspraw iedliw ia „rozsadzenie skrępow ania” gw arantującego nieprzestępczość zniesławienia jedynie w w ypadku obiektyw nej prawdziwości zarzutu. Po przeprowadzeniu analizy alternatyw y: „albo egzekwując praw o idzie się przeciw in tere sowi zmienionego kształtu życia społecznego, albo zaspokajając ten in teres łam ie się praw orządność”, sędzia Szerer dochodzi do wniosku, że „nie popełnia zniesławienia, kto działa w u z a s a d n i o n e j d o b r e j w i e r z e w prawdziwość swych zarzutów ”. Otóż m am co do tego za strzeżenia.
Przede wszystkim nie rozumiem, dlaczego „zmieniony kształt życia społecznego”, opierający się w tak wysokim stopniu na postulacie p ra worządności, o czym tak dużo mówi się i pisze w ostatnich latach w na szym kraju , m iałby sankcjonować „łam anie praworządności”, o którym
wspomina sędzia Szerer w swojej alternatyw ie. Nie rozumiem też, dla czego ze względu na k ryty k ę w ogóle, a k ry ty k ę publiczną w szczegól ności, miałoby istnieć praw o dokonywania zm iany ligwistycznego zna czenia verba legis, zwłaszcza kiedy tek st ustaw y jest — jak tw ierdzi sę dzia Szerer — „zupełnie jednoznaczny” i kategorycznie stwierdza, iż nie
N r 2 K R Y T Y K A — P R A W D A — B Ł Ą D 65
m a przestępstw a „nie kiedy indziej, lecz w tedy tylko, gdy zarzut był praw dziw y”. To praw da, że obecnie kry ty k u je się więcej niż dawniej. Nie znaczy to jednak wcale, aby nie dbać o tak wielkie i ważne dobro indyw idualne i społeczne, jakim jest cześć lub godność osobista obywa tela bądź dobre imię pewnej grupy społecznej, w arstw y, klasy, in sty tu cji itp. Trzeba też stwierdzić, że niejednokrotnie w w ypadku k rytyki podjętej rzekomo w interesie publicznym nie chodzi o prawdziwy inte res „zmienionego kształtu życia społecznego”, lecz o utrzym anie się p ra sy przy swoim zdaniu, nadesłane zaś przez zainteresowany czynnik spro stowanie (odpowiedź, wyjaśnienie) uważa się za skrępow anie swobody dziennikarza i godzenie w prestiż zawodu dziennikarskiego.
Po w tóre, co to znaczy u z a s a d n i o n a dobra wiara? Czy tak subiek tyw na kategoria psychiczna jak w iara może być uzasadniana jakimiś racjonalnym i argum entam i? Albo ktoś wierzy, to wówczas nie potrzeba mu żadnej podbudowy rozumowej, albo też ktoś nie wierzy, a w tedy nie pomogą żadne zasady. Skoro istnieje postulat uzasadnionej dobrej w ia ry, pow staje zagadnienie, jakie znaczenie m iałaby n i e u z a s a d n i o n a
dobra w iara i czy w ogóle byłaby ona dobrą wiarą? Jakim i kryteriam i m iałby się kierować sąd przy spraw dzaniu zasadności dobrej w iary oskarżonego, skoro to właśnie o n m iałby uznać, że jego poszukiwanie praw dy poszło tak daleko, iż wzbudziło w nim przekonanie, że istnieje w ystarczająca podstawa do uznania zarzutu za prawdziwy. Czy takim k ryteriu m m iałaby być uzasadniona dobra w iara sądu (w takim razie zachodziłaby możliwość istnienia dwu lub więcej r ó ż n y c h u z a s a d n i o n y c h d o b r y c h w i a r ) , czy też sąd powinien by operować po jęciem obiektywnym praw dy jako jedynym trafn y m spraw dzianem da nej rzeczywistości?
Niezależnie od tych i tym podobnych wątpliwości, jak również nieza leżnie od tego, że praw da i dobra w iara (uzasadniona czy nieuzasadnio na) to „dwa zgoła różne pojęcia”, uważam, że w związku z odpowiedzial nością karną należałoby zaniechać używ ania pojęcia dobrej w iary jako term inu technicznego praw a cywilnego i operować tylko pojęciem błędu,
nota bene jeśli pozwala na to przepis art. 20 § 1 k.k. oraz konstrukcja
postaci przestępstw a (species delicti) określonej w cżęści szczegółowej ustaw y karnej.