• Nie Znaleziono Wyników

Powstanie Kościuszki w powieści angielskiej z r. 1803

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Powstanie Kościuszki w powieści angielskiej z r. 1803"

Copied!
58
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

P O W S T A N I E KOŚCIUSZKI

W POWIEŚCI ANGIELSKIEJ Z R. 1803

KRAKÓW

ODBITO W DRUKARNI „CZASU“

1908

(6)

L 3 l

f if ;1 <0 &

ttł&ZO

J

Odbitka z „Przeglądu P olsk iego“

ł i . i ( A -

NAKŁADEM A UTORA.

(7)
(8)

K O Ś C I U S Z K O W A N G L I I W R . 1797, R y c i n a C a r d o n a w e d ł u g r y su n k u R y s z a r d a CosMraya.

(9)

siębiorczą księgarnię Routledge and Sons w Londynie pod znamiennym tytułem H alf-forgotten Books („w pół zapomniane k siążk i“). Ciekawe zaiste zbiorowisko osobliwości powieścio- pisarskicb z ostatnich dwu stuleci znajdujem y w prospekcie tej kollekcyi. Jest tu więc przysłowiowo niemal znany jako typ szeroko później rozgałęzionego gatunku romans pani Rad- eliffe Tajemnice Udolfa, podziwiany wraz z wielu innemi produktam i tego rodzaju w początkach X IX wieku, jak o tern wiemy z gorzkich żartów B y ro n a ; jest socyalno-dydakty- czna powieść Caleb W illiam s Godwina, pamiętnego dziejom jak o w młodości „m istrza“, . później teścia, a aż do śmierci dłużnika wielkiego poety Shelleya; są P rzygody D aw ida Sim - dle przez Sarę Fielding, w X V III wieku praw ie równie po­

czytne, ja k sław ne do dziś powieści humorystyczne jej brata H e n ry k a ; jest i nieznany jakiś kam yczek ze spuścizny Dic­

kensa (Clown G rim aldi); apostołka pozytywizmu, pani H a r­

riet M artineau, figuruje z powieścią o Toussaint Louverture p. t. The H our and the M an („Mąż i godzina“) ; słowem, stąpam y po ciekawem rumowisku curiosów książkowych, zna­

nych z tytułu i wpływów kulturalnych i literackich całemu historycznie w ykształconem u ogółowi, ale z treści i rzeczy­

wistej lektury zaledwie jakim ś kilku molom bibliotecznym.

Żywszy jed n ak od antykwarsko-bibliograficznego inte­

resu obudzić musi w polskim czytelniku już sam tytuł tomu, o którym chcę mówić. Thaddeus o f W arsaw — imię Kościu­

szki i imię W arszaw y złączone, wiodą myśl wprost ku wy­

padkom r. 1794, i w nim rzeczywiście powieść ta się roz­

1*

(10)

gryw a. Skąd o Polsce tych czasów angielska opowieść?

Kiedy pisana i przez kogo? Nazwisko autorki, J o a n n y P o r ­ t e r , nie mówi nam n ie; dodatek, reklam ujący j ą na kartce tytułowej jako autorkę romansu Scottish Chiefs, może coś znaczyć dla Anglika, Polakowi nic nie w yjaśnia. Zobaczmyż więc, nim przejdziemy do treści i fabuły, co w cennej i umie­

jętn ie zestawionej przedmowie opowiada nam o życiu autorki i genezie dzieła znany na polu studyów literackich edytor, p. E rnest Baker. N iektóre szczegóły, osobliwie późniejszego życia, nie zaw arte w krótkim szkicu B akera, zaczerpnąłem z najobfitszego takich wiadomości źródła, pomnikowej ency- klopedyi D ictionary o f N ational B iography ,). Potrąciw szy 0 najświeższe w ypadki polityczne, jak o możliwy powód wzno­

wionego jak o b y u Anglików interesu dla tej powieści, wspom­

niawszy o jej doniosłości w history i literatury, jako jedynego w okresie powieści spoleczno-rodzajowych utworu na tle hi­

story) (i to współczesnej), w tern pojęciu niejako stanow ią­

cego preludyum do późniejszych o k ilk a lat arcydzieł W al­

ter Scotta — kreśli nam Mr. B aker mozaikowy iście szkic biograficzno-literacki, z którego wyjmujemy następujące fakta.

Urodzona w r. 1776, jak o córka lekarza wojskowego w sławnym pułku inniskilleńskich dragonów, po wczesnej śmierci ojca spędziła lata dziecięce i młodociane z m atką 1 rodzeństwem w Edynburgu, owiana czarodziejską atmosferą budzącego się coraz potężniej zajęcia dla romantycznej prze­

szłości i starych pieśni i baśni ludowych, otoczona tej poe­

tycznej przeszłości pomnikami, jej chwalcami i miłośnikami.

Jako chłopca jeszcze poznaje W alter Scotta, z którym wspól­

nie zagłębia się w legendarne tradycye o awanturniczych bojach na pograniczu angielsko-szkockiem, owe border stories, upamiętnione po w szystkie czasy złotym skarbem ballad lu­

dowych. Z tego w szystkiego w yrosła najpopularniejsza jej późniejsza powieść Scottish Chiefs.

') Ekscerptów z tego dzieła, którego nie miałem pod ręką, dostarczyła mi łaskawie koleżanka moja, panna Z. de Vranyczdny-Dobrinovic w Wiedniu.

(11)

Nową fazę życia rozpoczyna pobyt w Londynie od r. 1799.

Mieszka tu Joanna z siostrą Anną M aryą, dozgonną, nieod­

łączną tow arzyszką i wspólniczką w szystkich planów literac­

kich, oraz z bratem, Robertem Ker Porter, sławnym później tw órcą wielkich panoram batalistycznych, malarzem history­

cznym cara i autorem cenionych dzieł o podróżach po Wscho­

dzie : przez tego to młodego m alarza wchodzi Joanna w koła artystyczne i literackie, poznaje malarzy Flaxm ana i North- cote’a, poetkę Hannę More i innych; przedewszystkiem je ­ dnak on pierwszy budzi u niej zajęcie i współczucie dla lo­

sów Polski i Polaków. Przez, przyjaciela przedstaw iony Ko­

ściuszce, który w drodze z rosyjskiego w ięzienia do Ameryki bawi w Londynie, przejmuje się miody Anglik do głębi w ra­

żeniem osoby bohatera, znękanej trudam i bojów i cierpie­

niami niewoli, ogniem słów, którem i wódz polski przyjm uje entuzyastę i zachęca go do w ytrw ania na drodze do cnoty i sławy. T akie sceny i obrazy, udzielone wrażliwemu sercu dziewczęcia, rodzą w Joannie stanowczy zamiar osnucia pier­

wszej swej powieści na tle wojny polskiej, i tylko religijna cześć dla skromnej zawsze i cichej postaci Naczelnika, oraz obawa niepodołania ta k wielkiemu zadaniu, powstrzymuje ją od obrania jego samego za bohatera książki. Robi więc nim zmyśloną postać młodego potomka królewskiej rodziny So­

bieskich — i w tym względzie tworząc może literacki wzór dla W alter Scotta, od którego, ja k wiadomo, poczyna się re ­ guła staw iania w środek powieści historycznych nie głównych postaci dziejowych, lecz figur zmyślonych i niższego stanu.

Do opowiadań brata przyczynia się codzienny widok zbiedzonycb a hardych em igrantów polskich, zaludniających wspólnie z francuskimi alee parku St. Jam es, — równocze­

śnie wyobraźnię zapalają wieści o bohaterskich w alkach m a­

rynarzy angielskich przeciw Bonapartemu — i wychodzi w re­

szcie w r. 1803 w księgarni Longmana czterotomowa powieść Tadeusz z W arszaw y, z dedykacyą na Cześć Sir Sydney Smitha, najpopularniejszego może w tedy wodza morskiego Anglii, świeżo wsławionego obroną twierdzy St. Jean d’Acre (1799).

(12)

W ytłómaczyliśmy sobie poniekąd psychologią i osobi- stem otoczeniem autorki tak bardzo zagadkow y i uderzający na pierwszy rzut oka fakt wyboru tego polskiego tem atu po­

wieści w tym czasie i m iejscu; daleko bezpośredniejszy je ­ dnak klucz do całej tajem nicy, wyjaśnienie pochodzące z sa­

mego łona owego kółka m alarsko-artystycznego, które w domu b rata praw ie wyłącznie Joannę otaczało, znalazło się dzi­

wnym przypadkiem w posiadaniu piszącego te słowa. Oto prof. Dr. Jerzy Mycielski z niedrukow anej dotąd, odczyta­

nej w Akadem ii Umiejętności rozpraw y: Stosunki Polaków z m alarzam i A n g lii końca X V I I I i początku X I X w ieku, był łaskaw zakomunikować mi dosłownie następujące szcze­

góły o angielskich portretach Kościuszki z owych czasów.

Malował Naczelnika H e n r y S i n g l e t o n , głośny wtedy choć przeciętny malarz, głównie batalista (ur. r. 1766, umarł r. 1866); zachowana nam rycina w edług jego obrazu przed­

staw ia nam Kościuszkę „stojącego w więzieniu, w krótkim mundurze, 3!i w prawo, z konfederatką w prawem ręku i z w i­

szącym z tylu płaszczykiem, przed cesarzem Pawłem w k ry ­ tym mundurze, z gw iazdą św. Andrzeja, stojącym w lewo i praw ą ręk ą biorącym lew ą w ięźnia; za cesarzem stoi jen e­

ra ł“. R ycina nosi podpis: „Paul I. G ranting Liberty to Geni.

Kościuszko I From the Original Picture, painted under the im mediate direction of Geni. Kościuszko | when in London in the Months of May & June, 1797 (obok takiż napis francu­

ski). Published March 25, 1798, by Jam es Danieli, Nr. 6, Great Charlotte Street, Blackfriars Road, London“.

Jeżeli już tu i w treści obrazu i w słowach napisu mamy doniosłe świadectwo, ja k dokładne wskazów ki m alarz od Ko­

ściuszki samego o przedstawionej scenie otrzymał, ja k wiel­

kie dla postaci i losów jego w świecie malarskim Londynu panow ać musiało zainteresowanie i ja k bliskie go z nim łą ­ czyły stosunki przez czas tego krótkiego a pełnego owacyj pobytu — to w bliższym jeszcze zw iązku z przedmiotem mo­

jej pracy pozostaje drugie zjawisko artystyczne: portret Cos- waya. R i c h a r d C o s w a y , najw iększy m iniaturzysta Anglii, bodaj czy nie Europy owych czasów, którego k ary era a rty ­

(13)

styczna rozciąga się głównie na łata 1770 do 1810, niejedno­

krotnie malował osobistości polskie: tak z r. 1791 posiadam y portret, w edług jego rysunku, Izabelli z Flemingów Czarto­

ry sk iej ; dalej jest rycina, także na jego rysunku polegająca, z d atą „published March 20, 1793, by Colnaghi, 132 Pall Mall“, przedstaw iająca Michała ks. Ogińskiego z żoną Iz a ­ bellą z Lasockich (Ogiński był ostatnim posłem nadzw yczaj­

nym polskim do Hollandyi i Anglii w r. 1791, i w tym j e ­ szcze czasie portret mógł powstać). Otóż i Kościuszkę Cos- w ay malował. Zachowana nam rycina podpisana jest „Car- don Ant. sc(ulpsit). R. Cosway delin(eavit)“ ; przedstawiony n a niej Kościuszko leżący, % w lewo, w pokoju, w sparty na praw ą rę k ę , lew ą trzym a na leżących na kanapie folia­

łach, w surducie i w wojskowych wysokich b u ta c h ; na lewo przed kanapą stoi stół z piórem w kałam arzu i z szablą, na wiszącym arkuszu napis: „From ] The | W hig Club | Of | E ngland To Geni. | Kościuszko | 1797“ i konfederatka na ta- b u recie'). Na czworograniastej ramie znajdujem y napis: „Lon­

don. Published by A. Cardon. Jany. 1798“ i najciekaw szy dla nas czterow iersz:

O Freedom, Valour, Resignation! here Pay, to your godlike son, the sacred tear;

Weave the proud laurel for his suffering brow A nd in a world’s wide pity, steep the b ough2).

A n n a M a r i a P o r t e r . Pod spodem dedykacya: „D edicated by permission to the W hig Club of England by their most obliged and humble Servant Anthy. Cardon“ 3).

1) Znany obraz olejny w krakowskiem Muzeum Narodo- wem, mimo że i napis cały reprodukuje, jest — zdaniem prof. Mycielskiego — kopią późniejszej daty, według ry­

ciny Coswaya.

2) »Wolności, Odwago, Rezyguacyo! tu boskiemu synowi waszemu świętej łzy hołd złóżcie; uwijcie lauru wieniec dla cierpiących jego skroni, a litość świata całego niech zrosi gałązkę«.

3) P o rtret ten, zdaniem Niemcewicza »podobny jak żaden«, reprodukuje illustracya na początku. Bliższe szczegóły

(14)

Tu więc zdumiewającym zbiegiem okoliczności w oso­

bie poetki-am atorki, która tak pełnym szczerego entuzyazmu emblematem wierszowanym ten Coswaya portret przyozdo­

biła, spotykam y się z rodzoną starszą siostrą i, ja k później zobaczymy, w ierną literacką współpracowniczką naszej au­

torki. Teraz jnż widomie i wyraźnie staje nam przed oczyma cały obraz okoliczności, z jakich ta dziwna powieść całkiem norm alną i naturalną drogą w y ro sła: przenosimy się w kółko młodych entuzyastów artystów , rozpraw iające w salonie Ro­

berta K er P orter o osobie Naczelnika, o powstających dzie­

łach m alarskich, których dostojny gość Londynu je st przed­

miotem, do których daje wskazówki, może p o z u je 1) ; w i­

dzimy zasłuchane w te opowieści dziewczęta, ja k ich w ra­

żliwe serca poją się coraz nowszemi wiadomościami o egzo­

tycznych, rom antycznych wojnach polskich, ja k starsza sio­

stra, żywo się interesując pięknem dziełem Coswaya, na prośbę albo artysty, albo rytow nika, piszę tę posy na obraz, ja k młodsza coraz silniej w cichości serca postanaw ia sobie dać wyraz w dziele literackiem zachwytom swego otoczenia, ja k chciwie zbiera autentyczne i nie-autentyczne wiadomości, bezkrytycznie je grupuje, akcyę i postać bohatera w ym yśla — i ta k staje przed nami gotowa powieść, której tak dziwnym trafem dostrzegliśmy rozgałęzione korzenie i ukryte w życiu tow arzyskiem i prywatnem początki.

Sukces był natychm iastow y i nadzwyczajny. Książka przebiegła przez szereg w ydań zaraz w najbliższych kilku latach, została przetlómaczona n a niemieckie i zdobyła autorce w irtem berski order św. Joachim a, a co więcej, uznanie sa­

mego Kościuszki, z dodatkiem tylko skrom nych zastrzeżeń przeciwko pochwałom. Podobno naw et w darze od niego lub

0 nim znajdzie czytelnik w pracy p. M. G u m o w s k i e g o : Portrety Kościuszki, Lwów, 1905 (str. 50).

') Kościuszko, wyjechawszy ze Szwecyi 16 czy też 10 maja 1797 r., po trzechtygodniowej podróży stanął w A nglii;

bawił — głównie w Londynie — około dwóch tygodni, 1 17 czerwca wyjechał z portu Bristol do Ameryki. (T.

K o r z o n : Kościuszko).

(15)

jakiegoś przyjaciela otrzym ała autorka medal czy też p ier­

ścień z wizerunkiem Naczelnika. Pani Stael nazwala „T a­

deusza“ une epopee en prose i zdaje się, że dopiero w scho­

dzące słońce W alter Scotta przyćmiło blask pierwszego po­

wodzenia powieści ’).

Po tak zachęcającym początku, gdy w dodatku i Scott obudził w całym świecie zajęcie dla powieści historycznej, jak o rodzaju literackiego, nic dziwnego, że nastąpił długi okres obfitej twórczej pracy na tem polu. Najbliższem po Tadeuszu i najlepiej po dziś dzień znanem dziełem Joanny Porter był pięciotomowy romans Scottish Chiefs („Wodzowie

’) Chcąc się dowiedzieć czegoś bliższego o historyi sukce­

sów księgarskich powieści, wystarczy zajrzeć do tak świetnej i wyczerpującej bibliografii angielskiej, jaką jest katalog biblioteki British Museum. Otóż Muzeum — jak na moją prośbę był łaskaw wynotować p. Leonard C.

W h a r t o n, M. A. — posiada wydanie piąte z r. 1809 (4 tomy, 12-o), siódme z r. 1816 (taksamo) i jedenaste z r. 1816 (w trzech tomach), wszystkie w nakładzie firmy Longmana. Oprócz tego znana wypożyczalnia London Library posiada egzemplarz późniejszego jeszcze, rewi­

dowanego przez autorkę wydania z r. 1831 (spowodowa­

nego pewnie ożywionem wówczas na nowo zajęciem Za­

chodu dla sprawy polskiej), gdzie prawdopodobnie zna­

lazła się owa autobiograficzna przedmowa o genezie dzieła, którą cytuje Baker. Dictionary o f National Biography wspomina jeszcze o pośmiertnych wydaniach z lat 1840, 1860 i 1868. Stamtąd także dowiadujemy się, że pierw­

sze po śmierci Kościuszki wydanie (1819 r.) dedykowała autorka jego pamięci. Nowy wreszcie przedruk Routled- ge'a, o którym mówiłem na wstępie, wyszedł po raz pierw­

szy w r. 1880 (w przepisane ustawą trzydzieści lat po śmierci autorki). — Niemieckiego tlómaczenia, o którem wspomina Baker, niema w British M useum ; posiada ono natomiast egzemplarz tlómaczenia francuskiego p. t. Le Polonms. Traduit de Tanglais, par ***. (M. & Mme. Te- rasson de Sennevas, objaśnia katalog). Seconde ćdition, ornće d ’une gravure. Delance et Belin, Paris, 1809 (3 to­

my, 12-o). Już w sześć lat więc po pierwszem ogłosze­

niu powieści, francuskie jej tłómaczenie wychodziło w dru- giem wydaniu!

(16)

szkoccy“), ogłoszony z początkiem r. 1810. Źródeł natchnie­

nia sznkać należy we wspomnieniach edynburskich z lat mło­

docianych, w szczególności w opowiadaniach i gaw ędach sta­

rej szkockiej kobiety Łuckie Forbes, z której ust Jane P or­

ter w dzieciństwie po raz pierwszy poznała całe bogactwo wpół-legendarnych tradycyj ludowych o bohaterach dawnej Szkocyi. T em at powieści stanow ią boje i przygody wielkiego bohatera narodowego W illiam a W allace, ja k je przedstaw iają stara wierszowana romanca, przypisyw ana ślepemu śpiew a­

kowi ludowemu U ind H a rry , oraz pseudo-historyczna kronika wierszem kanonika Barboura o Kobercie Bruce, dwa główne pomniki popularnej epiki średniowiecznej Szkocyi. Informa- cyj bibliograficznych o tych źródłach, wraz ze szkicem życia i czynów W allasa, dostarczył autorce poeta Tomasz Camp­

bell, znany i jako miłośnik przeszłości i pieśni gminnej szkoc­

kiej i jak o gorący rzecznik spraw y polskiej (o czem niżej), a więc w obu upodobaniach jej pokrewny. Jemu też dedy­

kow ała trzecie wydanie w r. 1816.

Styl i barw a opowiadania panny P orter — ja k zwykle u pisarzy owego okresu - w rażącej niezgodzie z historycz­

nym przedmiotem, mdławo sentym entalny i jaskraw o-sensa- wzorem H enryka Mackenzie i Anny Radcliffe, królu­

jących wówczas w miłości ogółu czytelników, a co za tern idzie, technice stylistycznej ogółu piszących. Potężnym jed n ak był też bezwarunkowo wpływ ogłoszonych tymczasem powie­

ści poetyckich Scotta. Zresztą przebłyskuje miejscami w po­

wieści talent już bardziej realistyczny, kolory żywsze i zdrow­

sze — ja k to z uznaniem podnosi i przykładam i illustruje Baker. Jeden z opisów, spalenie pałacu w Ayr z bankietują­

cymi w nim oficerami angielskim i przez powstańców szkoc­

kich, uznał naw et sam Scott za godny naśladow ania w j e ­ dnej ze swych ostatnich epopei wierszem, Rokeby.

Siostry po piórze, ja k powieściopisarka Miss Mitford, poetka Joanna Baillie, unosiły się nad pow ieścią, a powo­

dzenie u publiczności znowu było wielkie, szczególnie w Szko­

cy i; w tłómaczeniu niemieckiem i rosyjskiem rozeszła się powieść no kontynencie, nie uszła naw et uwagi Napoleona,

(17)

którego cenzura ją proskrybow ała — w oryginale dotarła aż do Indyj angielskich, a do pewnego stopnia cieszy się po­

pularnością jeszcze dzisiaj, ja k o tern świadczy dziewiąte wy­

danie z r. 1882. Ze wszystkich w ogóle późniejszych dzieł panny Porter, jedno tylko, fantastyczna powieść żeglarsko- geograficzna O 'przygodach E dw arda Seaw ard na odkrytych przezeń wyspach w morzu karaibskiem 10 leciech 1733 do 1749, według jego p a m iętn ika — utwór przez autorkę sam ą uporczywie podawany to za autentyczny pam iętnik, to znów za dzieło jej brata, Dr. Ogilvie P orter w Bristolu — dożyło pamięci pokoleń dzisiejszych (ośm w ydań do r. 1883) i za­

chwyca dorastających odkrywców i admirałów in spe na ró­

wni z Robinsonem i całą tej bogatej klasy literaturą. Inne powieści historyczne (T h e P a sto r’s Fireside, z panow ania ostatnich Stuartów, cztery w ydania 1817 - 1880; D uke Chri­

stian o f Lüneburg, or T raditions o f the H arz, 1824, The F ield o f F orty Footsteps, z dziejów m iasta Londynu, 1828, oraz bardzo niefortunne próby dram atyczne: Egmont, Szw aj- carya, Owen książę Powys) spoczyw ają w zapomnieniu. In ­ teresować nas może ze względu na Tadeusza z W arszaw y, w ydany w r. 1804 Szkic ka m p a n ii księcia Suworowa R y- m ińskiego.

Do r. 1832 cieszyła się Jane P orter nieodłącznem to­

warzystwem i współpracownictwem Anny Maryi, która w ro­

mantycznych opowieściach na tle egzotycznych dla Anglików zawieruch politycznych (B racia tocgierscy, Don Sebastian czyli dom B raganza, etc.), szła śladam i literackich pierwo­

cin siostry, wspólnie z nią napisała Opowiadania p rzy ko­

m inku zimoioym (2 t., 1826) i kilka dzieł niedrukowanych i zaginionych.

Po śmierci tej najlepszej przyjaciółki, którą już w r. 1831 wyprzedziła matka, spędziła Miss P orter resztę dni swych między Londynem a siedzibą starszego brata w Bristolu, z wy­

jątkiem krótkiego pobytu w Petersburgu (1842 — 1844), na prośbę wspomnianego już drugiego brata, m alarza Roberta, który w krótce po jej przyjeżdzie umarł. W sześć lat po nim autorka Tadeusza z W arszaw y dokonała życia w Bristolu,

(18)

doczekawszy się jeszcze w r. 1844 hołdu (w postaci pre­

zentu : fotelu z drzew a różanego) ze strony wydawców i lite­

ratów Ameryki, gdzie jej dzieła szybko i szeroko się ro­

zeszły.

Przyjrzyjm y się teraz powieści tak powstałej z entuzya- zmu młodej dziewczyny angielskiej dla losów em igrantów polskich po trzecim rozbiorze.

Z właściwem sobie upodobaniem w pewnym zew nętrz­

nym przepychu dekoracyj literackich (przejaw iającym się także w niezbędnych u niej autobiograficzno-literackich przed­

mowach) staw ia Jane P orter na czele powieści spis osób akcyi, dram atis personae, zupełnie ja k w utworze dram aty­

cznym. N ader charakterystyczny ten wstęp, już ze względu na treść i figury samej powieści, w arto przytoczyć w cało­

ści. Mają zatem w ystępow ać: „H rabia K onstanty Sobieski, wojewoda mazowiecki („P alatine of M assovia“ ); hrabina T e­

resa Sobieska; Tadeusz Konstanty Sobieski, jej syn; jenerał Butzou (sic), oficer polski, który ocalił życie króla Stani­

sław a A ugusta; Tadeusz Kościuszko, wódz Polaków ; książę Poniatow ski (który w całej powieści figuruje jako brat króla);

pułkow nik Łomża, jen erał W awrzecki, oficerowie wojsk pol­

skich“ — dalej już osoby angielskie: „Jenkins, służący w ho­

telu Hummums; pani Robson, wdowa w ynajm ująca m ieszka­

nie przebranem u Sobieskiemu; pan Vincent, chciwy aptekarz;

doktor Cavendish, lekarz; lady Tinemoutb, prześladowana nie­

wiasta, która życzliwie opiekuje się Sobieskim; hr. T ine­

moutb, jej brutalny m ałżonek; lady Albina, jej córka; miss Egerton, jej tow arzyszka; lady S ara Ross, pusta młoda dam a św iatow a; lady Dundas, zarozumiała żona bogatego Naboba;

miss Dundas, jej arrogancka i źle wychow ana có rk a; Eufe­

mia Dundas, druga córka, rom antyczka i m arzycielka; lady Villiers, lekkom yślna a ry sto k ra tk a ; lord Berrington, rozsądny stary szlachcic; Sir Robert Somerset, m ajętny baronet; Pem­

broke Somerset, jego syn ; pani Dorota Somerset, jego siostra;

Miss Beaufort, jego siostrzenica, zakochana w Sobieskim “.

Z tak dobitnego argum entum przeglądają już potrosze zarysy ak cy i: poznajemy, że powieść będzie się składała

(19)

z dwóch części, których pierwsza opisuje udział bohatera w walce narodowej, a druga jego losy jako em igranta na ziemi angielskiej.

Rozdział pierwszy: Polska, w prow adza nas do Willanowa, który to pałac autorka wyobraża sobie jak o zamieszkały przez potomka króla Jana, wojewodę Konstantego Sobieskiego, „pa- latyna Mazowsza“. Światły, dobry, postępowo myślący ten m agnat, jak o pierwszy w Polsce uwalnia chłopów swoich z poddaństwa, upewniwszy się jed n ak poprzednio z rozumem ekonomicznym iście angielskim (a niestety wcale nie pol­

skim), że życie swobodne będzie dla nich miało wartość i że potrafią rozsądnie korzystać z praw obywatelskich — przez wybudowanie im zdrowotnych mieszkań, zaopatrzenie w do­

skonałe narzędzia i inwentarz gospodarski, wreszcie naucze­

nia zasad organicznych bytu społecznego i politycznego.

Ten piękny przykład działa na Zam oyskich i inne rodziny, w pływ a na króla, i w tej czysto racyonalnej drodze, niezale­

żnie od wpływów zachodnich, przedstaw ia się młodej An­

gielce geneza K onstytucyi Trzeciego Maja, „staw iającej Pol­

skę w pierwszym rzędzie wolnych narodów“. W śród takich idei i czynów chowa się młody Tadeusz Sobieski, wnuk wo­

jew ody i jed y n y dziedzic imienia.

Zazdrość o szczęście społeczne konstytucyjnej Polski skłania m ocarstw a rozbiorowe (w szystkie tr z y !) do rozpoczę­

cia wojny w r. 1792 (o Targow icy niema wzmianki). W dzie­

w iętnastą rocznicę urodzin Tadeusza, gdy i dziad i wnuk gotują się do wyruszenia w bój, hrabina, m atka młodzieńca, oddaje mu list, przez nią sam ą do niego pisany, w którym m atka spowiada się synowi z dziejów swej młodości. Dowia­

duje się Tadeusz, że tylko po kądzieli je st Sobieskim. M atka jest córką wojewody i z nim przed dwudziestu kilku laty po śmierci wojewodziny baw iąc nad Arnem, poznała we Floren- cyi młodego A nglika: Mr. Sackville przedstawiony nam jest we wszystkich poetycznych kolorach typowego bohatera ro ­ mansów ówczesnych. Po całym roku czułych westchnień i roz­

mów, poczyna unikać Teresy, k tóra wychowana w samot­

nych m urach Willanowa, przylgnęła z dziewczęcym idealizmem

(20)

do tego błyskotliwego zbioru doskonałości towarzyskich. Po zwykłym sm ętin m monologu do księżyca, w zw ykły znowu sposób przerwanym przez nagłe zjaw ienie się podsłuchują­

cego am anta, z łatw ością nakłania backville pannę do ta j­

nego ślubu w najbliższym klasztorze, a dalej do ukryw ania tego związku przed ojcem i światem, ze względu (po angiel­

sku oportunistycznego) na rodzinę bohatera, która rzekomo zakazała mu się żenić bez poprzedniego uwiadom ienia o sta­

nie i rodzinie w ybranej. Po dwóch miesiącach czekania Sack- ville dostaje listy z domu, na skutek których opuszcza S o ­ bieskich jakoby na czas krótki, ale w krótce pisze do Teresy typowy list pożegnalny dezerterującego uwodziciela. Teraz już dowiaduje się o wszystkiem ojciec, w yrzuca sobie, że sam przez życzliwe goszczenie Sackvilla sprowadził nieszczęście na swój dom, i postanaw ia nie szukać go więcej. Ale dopiero po urodzeniu syna, którego wychowaniu oboje się od d ają, zapomina i T eresa powoli i o szczęściu i niedoli przeżytej.

Pierwsze swe imię zawdzięcza ten syn serdecznej przyjaźni między starym Sobieskim a jenerałem K ościuszką, którego Teresa pełnemi entuzyazmu słowy w tym jeszcze liście sta w ia synowi za wzór cnót rycerskich i obywatelskich. Po po­

wrocie do k ra ju opowiada się światu, że hrabina na obczy­

źnie została żoną i wdową i że, dla rychlejszego zapomnie­

nia żalów po zmarłym małżonku, ma nosić nadal wraz z sy­

nem nazwisko rodzinne Sobieskich. T ak kończy się historya młodych lat pani Teresy.

Cały ten list m atki do syna je st sam w sobie zam knię­

tym romansikiem w najczystszym stylu X V III wieku i calem przeprowadzeniem akcyi i charakterów — ja k zresztą i formą listowną — najw yraźniej w ykazuje wszechwładny wciąż jeszcze wpływ Richardsona, autora C lańssy Hnrlowe.

Tadeusz poprzysięga m atce i dziadkowi pam iętać za­

wsze tylko o tem, że płynie w nim krew Sobieskich, i w y­

rusza z wojewodą do obozu. W drodze tej, odbytej w towa­

rzystw ie jenerała Butzou, starego przyjaciela wojewody, na widok młyna w Marymoncie opowiada dziadek wnukowi ro ­ m antyczną aw anturę porw ania króla przez konfederatów b ar­

(21)

skich w r. 1771, potępiając na samym wstępie — w sposób równie charakterystyczny dla niejasności informacyj autorki, ja k może i dla konserwatywnego legalizmu duszy angiel­

skiej — silnemi słowy całą konfederacyę jako „zgraję zdra- dzieckiej szlachty, sprzysiężonej na zniszczenie kraju i k rzy ­ wdę wiernych poddanych króla“. Ł ukaw ski, Strawiński i Kosiński, poprzysięgłszy wydać króla w ręce Pułaskiego, napadają na powóz w racającego wieczorem z obiadu u So­

bieskich w Willanowie (nie u Czartoryskich, ja k w historyi) pod eskortą samego wojewody i jego łudzi, i po krwawej walce z otoczeniem uprowadzają m onarchę, włóczą go w bru­

talnej poniewierce po przedmieściach i grożą mu śmiercią.

Rozproszeni przez strach i patrole po lesie bielańskim, zo­

staw iają z królem samego K osińskiego; tego udaje się S ta­

nisławowi Augustowi zmiękczyć, tak, że błagając o przebacze­

nie, pomaga mu znaleść schronienie u m łynarza marymonc- kiego i dać znać do pałacu, skąd niebawem nadbiega Sobieski, raniony w walce z „bandytam i“. Jem u i rówtfież ciężko po­

ranionemu żołnierzowi Butzou, którego brat padł na miejscu, dochowuje „najcnotliwszy z monarchów“ niespożytą w dzię­

czność; m łynarza w ynagradza, a Kosińskiego na dobrowol- nem w ygnaniu wspom aga sowitą pensyą. Nawet o losach reszty aktorów (Łukaw skiego i Straw ińskiego) mą autorka notę, dodając w końcu, że Pułaski, „główny herszt, uszedł nędznego życia wyjętego z pod praw a wygnańca, i umarł wreszcie w Ameryce w r. 1779“.

T ak w oczach ewolucyonistycznie z tradycyi a monar- chicznie w duchu epoki królów Jerzych usposobionego dziew­

częcia angielskiego, na podstawie mętnych, z dziesiątej może ręki, anegdotycznych informacyj przedstaw iała się konfede- racya barska i ten jej tajem niczy epizod, który ona jak o rom antyczne tableau uchwyciwszy, jaskraw ię maluje, a który nam dziś dopiero powoli z coraz autentyczniejszych źródeł w yjaśniać się poczyna daleko prozaiczniej, jako inscenizo­

w ana przez rojalistów kom edya dla odświeżenia w ytartego autorytetu króla i zdyskredytow ania konfederatów w oczach Europy. Co się i udało, ja k świadczy tak późny choćby od­

(22)

głos opinii zachodniej, ja k właśnie opowieść Miss Porter, pełna szczerego oburzenia na gwałtowników’ i en tu zjasty cz­

nego uwielbienia dla dostojnego męczennika.

Znowu w tym drugim rozdziała powieści M ły n m ary- moncki postaw iła nam autorka przed oczyma zam knięty w so­

bie obrazek historyczny, oderw any od głównego w ątku po­

wieści. Ja k zobaczymy, pozostaje tej technice i nadał wierną.

Przybyw szy do obozu w Lininach, Tadeusz u samego wejścia do namiotu głównego wodza przedstaw iony je st Ko­

ściuszce (który występuje w mundurze „oficera huzarów “ i przypom ina młodzieńcowi, że jedyny król polski, „co do­

rów nyw ał naszemu patryotycznem u monarsze S tanisław ow i“, był Sobieskim, i jego im ienia potomek godnym okazać się powinien). W krótkiej nocie pod tekstem podaje nam autorka kilka d a t z młodości Kościuszki, w yrażając się przytem spo­

kojnie i szlachetnie o powstaniu Am eryki przeciwko Anglii.

Pierw szą noc w obozie Tadeusz (naturalnie!) spędza na du­

maniu do księżyca o bohaterskich czynach, aż o szarym św i­

cie spostrzega, że „burka na nim m okra od rosy“ i w raca na krótki spoczynek do namiotu. Cała ta scena medytacyi, tak charakterystyczna dla bohatera epoki sentym entalnej, obraca się głównie około myśli, że chw ytając za broń celem uwol­

nienia ojczyzny od napastnika, młody obywatel nie myśli ani na chwilę o żołnierce jako powołaniu i już m arzy o w strzy­

maniu miecza od bezcelowego tępienia zwyciężonych.

Z araz n a drugi dzień młody Sobieski, który Księciu Jó ­ zefowi odrazu bardzo przypadł do serca, otrzymuje zaszczy­

tne zadanie z częścią brygady swego dziadka pod dowódz­

twem Kościuszki przyjść z pomocą forpocztom pod pułko­

wnikiem Ł om żą, zaatakow anym przez aw angardę rosyjską.

N acierając na czele kaw aleryi z lewego skrzydła, zdobywa sztandar i rozstrzyga potyczkę, ale w gorączce pościgu w pada w zasadzkę i tylko przez nieustraszony opór czworoboku w pie­

chotę zmienionych jeźdźców w yw alcza sobie chlubny odwrót z uścisku przew ażających sił — pod osłoną nowego ataku głó­

wnego oddziału Kościuszki. W yleczywszy się za cztery dni z lek­

kiej rany, w tej pierwszej potrzebie otrzym anej, bierze udział

(23)

w odwrocie tymczasem rozpoczętym. W drodze straż przed­

nia forsuje przejście pod Wieluniem („Volunna“), przyczem stary Sobieski odnosi ra n ę , a pod w sią „Zielime“ (Zieleńce) napotyka arm ia polska główne siły nieprzyjacielskie. Znowu Tadeusz rozstrzyga losy walki, obchodząc ze swymi „huza­

ram i“ skrzydło artyleryi nieprzyjacielskiej; po rozbiciu wojsk rosyjskich ocala wspaniałomyślnie odcięty od reszty jeden z ich pułków od wymordowania przez polską piechotę, przy­

czem zamienia słowa przyjaźni z młodym oficerem rosyjskim.

Tej nocy dozoruje sypania szańców około obozu, znowu wśród rozmyślań, tym razem ogólno-filozoficznej natury na melan- cholijnem tle bitew i śmierci. W obozie dowiaduje się, że młody jego jeniec, ów oficer karabinierów rosyjskich, jest Anglikiem. „A nglik! i walczy przeciw narodowi, broniącemu swych praw i sw obody!“ — wola Tadeusz, a raczej autorka.

Z agadka w yjaśnia się tak, że Mr. Somerset na zwykłej w owych czasach podróży edukacyjnej młodego kaw alera po świecie, zaprzyjaźnił się w P etersburgu z jenerałem ro sy j­

skim i z młodzieńczej ochoty do życia żołnierskiego poszedł z nim na wojnę jak o ochotnik. W ym iana rycerskich komple­

mentów daje początek w zrastającej z dniem każdym przyja źni między Anglikiem a Polakiem.

W krótce stary Sobieski w liście od króla, zaw ierającym insygnia orderu św. Stanisław a dla młodego Tadeusza, otrzy­

muje dla obydwóch zaproszenie na dwór warszaw ski, gdzie ma się odbyć narad a nad dalszą wojną. Tadeusz uradowany bierze ze sobą do W illanowa młodego przyjaciela angielskiego.

Zachwycony arystokracyą polską, opisuje Somerset swe w ra ­ żenia w liście do m atki, który stanowi główną treść roz­

działu piątego: N a d brzegami W isły. Na początku powołuje się na ostatni siedmio-arkuszowy list z nad N ew y— jesteśm y w okresie najw iększego rozkw itu literatury epistolarnej, duch pani de Sćvignć zgasł bowiem dopiero przed k a rtk ą korespon­

dencyjną — potem podobnie obszernie kreśli swe wrażenia z Polski. Rozpoczyna od charakterystyki starego i młodego Sobieskiego; pisze o dostojności ich rodu (arcy-chaotyczna nota autorki o polskich i rosyjskich tytułach szlacheckich); rozczula

2

(24)

się sentym entalnie nad dobrobytem oswobodzonych chłopów na ich ziemiach, chwaląc jed n ak zarazem, czysto po angielsku, głównie to, że stary Sobieski w ręce uświadomionych wło­

ścian nie daje „książek o naukach oderwanych i spekulacyj­

nych, by w bezcelowych badaniach czas trawili, lecz biblie i narzędzia rolnicze, dające im środki poznania i w ykonyw a­

nia obow iązku“.

Opisuje dalej życie tow arzyskie w pałacu w illanow skim ; mówiąc o śpiewie hrabiny, zachwyca się polską m uzyką, porów nując jej sm ętną rzewność z melodyami tureckiem i — entuzyazm po dziś dzień charakterystyczny dla Anglika, wszędy spragnionego rozkoszy muzycznych, których nie znajduje w bez- śpiewnej od czasów purytanizm u ojczyźnie.

Przechodząc do opisu pałacu willanowskiego, przypo­

mina Somerset m atce jego podobiznę wśród illustracyj w dro­

bniejszych angielskich opisach Polski (slight sketches o f Po­

land) ; takie więc książki musiały istnieć i po części służyć autorce jak o źródła, choć sam dość konwencyouałnie-idyl- liczny opis wrześniowego krajobrazu polskiego, który teraz następuje, przeplatany zwykłemi deistycznemi refleksyami doby racyonalizmu, m a być zaczerpnięty z ustnych opowia­

dań stęsknionych wygnańców.

Wspomnienie o polach Woli daje autorce pożądaną spo­

sobność do dłuższej noty o nieszczęściach system u elekcyj­

nego, który po takich królach, ja k Zygm untowie, dał Polsce monarchów przew ażnie obcych, tron albo kupujących, albo biorących gwałtem, aż wreszcie Stanisław August, choć sam przez wpływ carowej kreowany, na nowo przez konstytucyę królestwo dziedzicznem uczynił, dając obrońcom upadającej ojczyzny w tak uzdrowionym ustroju państwowym godny przedm iot walki i wysiłków. W szędzie z tych pochwał dzie­

dzicznego tronu i cnót (!) Poniatowskiego bije duch mieszczań­

stw a angielskiego, śpiącego jeszcze w tym czasie snem re ak ­ cyjnego zadowolenia ze swego króla i parlam entów — aż do

wielkiej reformy r. 1832, w naszych dniach przez odmianę Izby lordów dopełnić się m ającej. Zobaczymy jednak, że w inne tony uderza autorka w ściśle angielskiej części utworu.

(25)

Przepych wersalski budowli willanowskich, malownicze stroje narodowe gości i służby, pam iątki po wielkim królu zapełniające dom, ja k muzeum: oto końcowe obrazy tego interesującego listu. Gorzko nam się trochę robi, gdy w re­

szcie młody Anglik swoją gentlem ańską młodość, oddaną sportom, polowaniu i fląncow aniu, z uwielbieniem przeciw­

staw ia ciągłej służbie publicznej, ja k a je st treścią życia mło­

dego szlachcica p o lsk ieg o ...

Wiemy, że tak nie było.

W drugim, krótszym liście do m atki, unosi się Somer­

set nad zaletami Tadeusza Sobieskiego, który już stał się najpopularniejszym i w salonach i na ulicy bohaterem chwili, a jed n ak ani miłości ziemskiej, ani ambicyi osobistej nie otwiera serca, oddanego wyłącznie służbie ojczyzny.

Z tego w zrastającego zapału dla Polski i Polaków bu­

dzi Somerseta list starego pedanta-guw ernera, który z nim podióżował. Poważnego tego cleęyym ana zaplątała w swe si­

dła jeszcze w Petersburgu baronowa Surowkow, z którą zbli­

żyła go wspólna cześć dla tradycyj centralistyczno-m onar- chicznyck; i appelem do tych idei doprowadziła go do tego, że w yruszył na wojnę z arm ią rosyjską i ośmieszył się ucieczką z pierwszego ognia, poczem go z pogardą odtrąciła.

Bezradny na bruku petersburskim , straciw szy i ucznia z pod swojej opieki, dow iaduje się Mr. Lofton na dobitek, że ro­

dzice Somerseta tego właśnie najgoręcej pragnęli uniknąć, by ich syn zetknął się kiedykolw iek z życiem wojskowem.

Znając oprócz tego ich wyraźne życzenie, że ze wszystkich krajów Europy syn miał nie poznać specyalnie Polski i W ę­

gier (jako dziedzin anarchii i rebellii), poczyna Andrzej Lof­

ton drżeć o probostwo w Somerset, przyobiecane mu przez państw a kollatorów, a potrzebne do utrzym ania starej m atki i sześciu sióstr. W tem to położeniu pisze mentor błagalny list do swego Telemacba, naszpikow any cytatami z Horacego, prosząc o łaskaw ą zgodę na bezzwłoczny wspólny powrót do Anglii. C ała ta uniżona epistoła jest pełnym humoru przy­

czynkiem do bistoryi wychowania młodych arystokratów w X V III wieku.

2*

(26)

Na szczęście dla p. Lofton przychodzi i od ojca lako­

niczny nakaz natychm iastowego powrotu do domu (bez uza­

sadnień) i tak młody Somerset z żalem żegua gościnną ro­

dzinę Sobieskich i dąży na Gdańsk do Anglii.

Tymczasem chmury ściągają się nad Polską. Rosya i Prusy zajmują pograniczne terrytorya; „cnotliw y“ król, w którego charakterystyce przez autorkę tutaj następuje zwrot ku historyi, wbrew gorącej opozycyi Sobieskiego unie­

ważnia K onstytucyę 3 Maja i rozkazuje armii zaprzestać dzia­

łań wojennych (o Targow icy i tu mowy niema). Sobiescy, Kościuszko, Dąbrowski i inni patryoci, zebrani w Willanowie, poprzysięgają sobie bronić wolności do ostatka.

Siódmy rozd ział: Sejm p o lski rozpoczyna się dość w ier­

nym obrazem coraz śmielszego szarpania granicy przez Rosyę i Prusy, w zrastającego wyzywającego tonu ich am basadorów i bezsilnych protestów „konfederacyi w illanow skiej“, t. j. opo­

zycyi sejmowej, kulm inujących w „niemym sejm ie“ w r. 1793, który opisując, autorka wymownie dodaje: „To boleści pełne milczenie, poczęte w zawziętości, zachowane było przez roz­

pacz; to boleści pełne milczenie nazwali grabieżcy przyzw o­

leniem ; to boleści pełne milczenie głosi się światu i potom­

ności jako dobrowolne przez Polaków ustąpienie tych w szyst­

kich praw, które od natury otrzymali, ustawami zatwierdzili i których krw ią w łasną bronili“. A utorka podaje też dosło­

wnie tekst odezwy posłów do narodu, tłómaczącej zachow a­

nie sejmu bezsilnością wobec zbrojnego gw ałtu — tek st w y­

stylizowany z ta k ą intuieyą historyczną, że literalnie taksam o mógł był brzmieć w rzeczyw istości; w ogóle cały ten roz­

dział znacznie bardziej od innych zbliża się do kronikarskiej praw dy historycznych w ypadków.

I tak, sam bezpośredni początek zbrojnych rozruchów po drugim rozbiorze przedstaw iony je st zgodnie z historyą:

kilka odważniejszych pułków nie chce się poddać n akaza­

nemu rozbrojeniu; Tadeusz Sobieski i inni oficerowie gro­

m adzą wokoło siebie resztki wiernego w ojska; stary Sobie­

ski, uwięziony z innymi opozycyonistami jeszcze przed „niemą"

sesy ą, z rozkoszną dum ą śledzi działania w nuka. Kościuszko

(27)

łączy te drobne siły w większe oddziały, stacza w drodze ja k ą ś fantastyczną bitwę (pod „Inowlotz“ — Inowłodzem), gdzie sam z Tadeuszem na czele wojska przebyw a wez­

braną rzek ę, by atakow ać nieprzyjaciela z frontu i zagro­

dzić się od drugiego z tyłu — wreszcie zajmuje Kraków i stąd m aszeruje na W arszaw ę, którą jego w ojska wspólnie z po­

wstałym do broni ludem wyzw alają (coś więc autorka musiała słyszeć o rewolucyi mieszczańskiej Kilińskiego). Królowi, mdlejącemu i modlącemu się w pałacu, jaw i się młody So bieski ja k anioł zwycięstwa i zwiastuje oswobodzenie stolicy.

W arszaw a wolna, ale skarb państw a pusty, wojsko znużone, bez mundurów i amunicyi. Tadeusz składa kosztowności i ma ją te k osobisty na ołtarzu ojczyzny, budząc przykładem ową gorączkow ą ofiarność, znaną nam wszystkim jako chlubny fa k t historyczny w dziejach tego powstania.

Dalsze ruchy wojsk Kościuszki opisuje autorka w kilku słowach, w sposób dość niejasny i poplątany i zdąża wprost do bitwy z dyw izyą Fersena w dniu 10 października pod Brześciem, czyli, jak my ją zwiemy, pod Maciejowicami.

P rzebieg bitwy znów podany tylko ogólnikowo, scena zra­

nienia Kościuszki dość dokładnie i wiernie: na trzecim tego dnia koniu zdążając na skrzydło linii bojowej, natyka się na wysuniętą kaw aleryę nieprzyjacielską i mimo bohaterskiej obrony przez Tadeusza i innych, pada raniony lancą w ra ­ mię i cięty pałaszem przez głowę. Znać, że scenę tę poznała autorka z ust kom petentnych, bo i bajka o F in is Poloniae się tu nie zabłąkała.

W szeregach panika na wieść, że Kościuszko poległ.

Tadeusz, mimo ran staw iając mężny opór, cofa się za innymi przez w ezbrany od krw i potok Muchawiec i po drodze wśród trupów i rannych znajduje swego dziadka, który po kilku słowach błogosławieństwa i napomnienia, kona na jego r ę ­ kach. Nad ranem znajdują ich żołnierze zbierający poległych i odnoszą do obozu, gdzie W awrzecki, następca Kościuszki w komendzie, gotuje staremu przyjacielowi pogrzeb z hono­

rami wojskowemi, a młodego oddaje troskliwej opiece lekar­

skiej. Ale dopiero list hrabiny Teresy, błagalnie w yrażający

(28)

nadzieję, że choć syn jej zachowanym będzie, w raca T a­

deuszowi wolę do życia i zdrowia. Siódmego dnia już sam towarzyszy żałobnemu orszakowi żołnierskiemu do klasztoru bialskiego, gdzie zwłoki Sobieskiego złożone są na wieczny spoczynek.

W odwrocie na W arszaw ę Tadeusz z bólem serca ogląda kraj zniszczony ogniem i mieczem. Przechodząc do tych naj­

tragiczniejszych scen, autorka nie może się powstrzymać od o krzyku: „Był to ostatni a k t tragedyi, na którą spoglądała cała Europa, której wszystkie narody były świadkam i, bez najm niejszego wysiłku, by w strzym ać lub oddalić jej straszną katastrofę! Ja k całkiem zaginęła cnota, kiedy już naw et po­

lityka nie wym aga przybrać jej pozorów“ ! I w charaktery­

stycznej nocie do tego ustępu uzasadnia ten upadek moral­

ności politycznej w Europie zaniedbaniem „zdrowych doktryn na korzyść zdradzieckiego napoju, zgotowanego narodom przez solistyczne pochlebstwa Voltaire’a “, co pociągnęło za sobą zanik odpowiedzialności człowieka przed człowiekiem i wszechwładne panowanie samolubstwa.

W W illanowie podejmuje Tadeusz sztab i w ojska Wa- wrzeckiego i pociesza m atk ę, która w trwodze o utratę swej jedynej i ostatniej pociechy, wcale nie okazuje się sp artań ­ ską m atką bohatera polskiego, ja k ą znamy z pieśni i histo- r y i : oczywiście taki charakter nie leżał w sferze możliwych koncepcyj sentym entalnego dziewczęcia angielskiego.

W fortyfikacyach na P radze zbierają się resztki w o jsk ; Tadeusz ocala je przed nocną napaścią przew ażających sił, alarm ując zawczasu obóz; przededniem wszczyna się bój i w krótce m asy żołdactwa moskiewskiego zalew ają nasze szańce. Tadeusz, ranny w tej rozpaczliwej walce, budzi się wśród bombardowania m iasta i rzezi pragskiej i z pola klęski spie­

szy do W illanowa, gdzie zastaje pałac wzmocniony i obsa­

dzony do ostatecznej obrony przez jenerała Butzou. M atka T adeusza zaklina go, by w razie upadku Polski udał się do Anglii, k raju wolności, w gościnne progi Som erseta; oddaje potem synowi m iniaturę nieznanego ojca i zgnębiona nie- szczęsnemi przejściami, kona w samej chwili zdobycia pałacu

(29)

przez Moskali. Od śmierci lub niewoli ocala Tadeusza wierny Butzou, uprowadzając go przez ogrody. Przebyw ają wpław Wisłę i z przeciwnego brzegu z gronem W arszawian p atrzą na płonący ja k pochodnia pałac willanowski — stos pogrze­

bowy Teresy Sobieskiej.

Pozostawiwszy Tadeusza w opiece lekarskiej, zdąża Bu­

tzou do resztek armii, k tóra pod wodzą Poniatowskiego i Niemcewicza jeszcze staw ia opór wrogom. (Wiemy, że ani jeden, ani drugi o tej porze już czynni nie byli). O „bar­

dzie i bohaterze“ ursynowskim daje nam autorka krótką biograficzną notę, wspominając przy tern o wspóluem jego z Kościuszką więzieniu i wspólnej podróży przez Anglię do Ameryki po uwolnieniu przez cara Paw ia. Dowiedziawszy się od oficerów o rzezi P ragi i haniebnych w arunkach kapi- tulacyi W arszawy, wymuszonej na królu przez prośby strw o­

żonego ludu (!), spieszy Tadeusz do króla. Ten, nie mogąc mu dać żadnych nowych nadziei, zezwala i naw et radzi na w yjazd do Anglii, a sam na wyjezdnem do Grodna, gdzie ma „pogrzebać swe troski i krzyw dy“ na resztę żywota, że­

gna młodzieńca charakterystycznem i słowy: „Może, gdyby ja k i Sobieski był panował w tym czasie, te okropności nie zostałyby dokonane. Nie mogę nie pomnieć, że ta sama nie- zwalczona moc, która mój lud dziś zniszczyła, mnie kiedyś osadziła na tronie. Ale K atarzyna nie rozumiała moich za­

sad, gdy popierała mój w ybór; myślała, że tylko wice-króla swego ustanawia. A ja nie mogłem wymazać z serca p a­

mięci, że moi przodkowie, ja k i twoi, byli dziedzicznymi mo­

narcham i Polski (?) — ani czuć nie przestałem godła, jak ie król królów wyrył na tern sercu: że podtrzymywać winienem spraw iedliw y zakon ojców moich! — i do ostatka walczyłem, by wypełnić to powołanie“. Z tej przemowy (zmąconej tylko jed n ą faktyczną pomyłką) przebija wcale trafne intuicyjne zrozumienie charakteru i stanow iska Stanisław a A u g u sta;

równoważy ono do pewnego stopnia wygórowane i nieco konwencyonalne zresztą uwielbienie autorki dla tej postaci — a w każdym razie samo dla siebie, nie licząc już poetycko- kulturalnej prawdy w przedstawieniu innych typów, chara­

(30)

kterów, naw et wypadków - pom aga nam zrozumieć, ja k je ­ nerał Gardiner, ostatni angielski am basador na dworze pol­

skim, mógł wyrazić zdziwienie na wiadomość, że autorka nie była nigdy w Polsce i nie w idziała naocznie w ypadków w ar­

szawskich.

Tadeusz żegna opustoszałą W arszawę i splądrow ane ruiny W illanowa i na dwie godziny przed wkroczeniem Su- worowa ze Izami opuszcza stolicę; z granicy Polski zabiera pęk ziela polnego i w yrusza w św iat na wiernym koniu, co go nosił w bojach. I z tym towarzyszem rozstać się musi w G dańsku; nie chcąc sprzedawać, oddaje go w opiekę za­

możnemu kupcowi angielskiemu Hopetown, od lat w mieście osiadłemu.

Ponuro i samotnie upływ ają młodemu Sobieskiemu dni na okręcie; widok wybrzeży Anglii nie napełnia go nadzieją ani radością, bo i adres jedynego przyjaciela Somerseta przez nieszczęsny tra f stracił. S tarając się odpędzić rozpacz modli­

tw ą , wśród uradowanej grom ady pasażerów angielskich wjeżdża na Tam izie do Londynu. Płaczącego samotnie w k a ­ jucie budzi z zadumy m ajtek ; na stopniach tw ierdzy Tower wyładowuje w jednej łódce z kapitanem , i wśród św iątecz­

nego ruchu sobotniego wieczoru jedzie przez ulice Londynu do hotelu Hummums w dzielnicy C o v en t-Garden. Służba bierze go za rosyjskiego księcia, może am basadora, tak przy­

najmniej ze względu na wojskowy strój sądzi kelner, w prze­

ciwieństwie do pokojówki, która w pięknym modrookim mło­

dzieńcu dopatruje się jakiegoś wygnanego Bourbona („może którego z tych królów emigrantów, co ich teraz ta k a moc w ędruje po św iecie“). Już ta pierw sza rozmowa w kuchni między Jenkinsem a Sally tchnie prawie Dickensowskim re a ­ lizmem codziennej dykcyi i swojskiego kolorytu; znać, że autorka w mgnieniu oka z sinych mgieł poetycznie rojonej Polski zstąpiła na bity, dobrze znany bruk londyński, z po­

śród idealnych schematów między żywych ludzi i starych znajom ych; jak b y się k a rta jak aś obróciła, zmienia się z tą lokalną dekoracyą cały styl i technika powieści. P ienoszy dzień Tadeusza 10 A n g lii (tytuł rozdziału X II) rozpoczyna

(31)

pompą obskakuje go i obsługuje na każdym kroku ciekawa służba hotelowa. Snując się w niedzielę bezradnie po uli­

cach miasta, chce właśnie przed właściwym Londynowi śnie­

giem z deszczem (sleet) schronić się do jednego z otw artych kościołów, ale trafia na koniec nabożeństwa. W śród tłumu wychodzących rozpoczyna Tadeusz rozmowę z ja k ą ś starszą ubogą kobietą — od pierwszego w ystąpienia na scenę nasz bohater mówi płynnie po angielsku — która, dla uniknięcia natrętnej gawiedzi, szybko wkoło obcej postaci się groma dzącej, zaprasza go do siebie. W kuchence poznaje grom adę wnucząt gościnnej staruszki, ośmiela je swoją łagodnością — z początku straszył je czarny mundur (bo taki autorka każe nosić „huzarom “ polskim) i pióra u kołpaka — wreszcie do­

wiedziawszy się, że pani Robson ma pokoje do w ynajęcia, decyduje się u niej zamieszkać. Na wychodnem chce obda- rzyć jednego z chłopców półkoronowym srebrniakiem , ale wstrzymuje go myśl, ja k niewiele srebra po zapłaceniu ra ­ chunku hotelowego w kieszeni zostało. Gorzkie refleksye nie- naw ykłego do rachowania się z pieniędzmi młodzieńca n a­

suw ają autorce sposobność do ekskursyi biograficznej o bez­

granicznej dobroczynności Tadeusza dla włościan polskich za daw nych dobrych czasów.

Zeszedłszy z błotnistych i posępnych ulic do parku St.

Jam es, doznaje tam nasz bohater pierwszego co do Anglii i Anglików rozczarowania : jest przedmiotem dość bezczelnej zaczepki ze strony młodego oficera, który upodobawszy sobie jego buty polskie, zapytuje, gdzie je Kupił. Dopiero na od­

powiedź: „Tam gdzie i szablę“, konfunduje się arrogant i od­

chodzi. Po pełnej ciepła rodzinnego scenie w kuchni pani Robson, mamy więc in n ą, przedstaw iającą jeden z mniej sym patycznych rysów młodych natur b ry ty jsk ich : butę p ra­

wie ju n k iersk ą, która do dziś dnia cechuje młodego Anglika o średniem w ykształceniu a dobrem urodzeniu.

W hotelu, dokąd już tylko po rzeczy wraca, znowu musi Tadeusz energicznie się oprzeć natrętnym pytaniom j a ­ kiegoś ciekaw skiego, czy cały swój m ajątek ocalił z pogromu,

(32)

etc. Po odejściu młodzieiica słyszymy ciekaw ą rozmowę sta­

rego clergymana, broniącego obowiązku miłości i współczu­

cia dla politycznych nieszczęść obcych narodów, z typowym Anglikiem, wyznającym zasadę, że charity begins at home (p rim a caritas ab ego) i że w szelka inna charity je st mono­

polem osób duchownych, z którym i on się nią dzielić nie chce.

Z febry, którą osłabionego ranami i przejściami T ad eu ­ sza obdarza na powitanie klim at londyński, ratuje go tro­

skliw a opieka pani Robson w połączeniu z um iejętnością me­

dyczną pana aptekarza Vincenta, świetnie scharakteryzow a­

nego jako jednego z tych doskonałych obywateli i ojców ro­

dzin, co lepiej znają i w ypełniają obowiązki względem siebie i swoich, aniżeli wobec obcych, ubogich i cierpiących I u niego charity begins at home, i nie rozciąga się ta charity po za mury własnego domu, a w żadnym razie po za kanał La Manche.

Otoczony m acierzyńską pieczą swej gospodyni i usłu­

gami jej wnucząt, z których szczególnie mały William jest mu praw ie ciągłym towarzyszem, wraca Tadeusz do zdrowia, m edytując dość smętnie nad sposobami zdobycia sobie środ­

ków utrzym ania na obczyźnie. Na pierwszej przechadzce po chorobie ratuje Tadeusz małego Williama z pod kopyt roz­

hukanych koni, ale zarazem w powstałem zbiegowisku traci przez kradzież swój zegarek i musi sprzedać szubę u Żyda, a trochę drobnych kosztowności zastawić, chcąc zapłacić p a­

nią Robson i lekarza. Znajduje się bez długów, ale też p ra­

wie bez pieniędzy, i nie m ając nadziei zarobku przez zużyt­

kowanie swych zdolności literackich, ani ochoty do sprzeda­

w ania swej muzyki po salach koncertowych, postanaw ia żyć z trzeciej sztuki, ja k ą posiada: m alarstw a. Ale postępowanie kupca, u którego chce sprzedać swe rysunki, do reszty wzbu­

rza jego sentym entalną delikatność uczuć, calemi temi pier- wszemi w życiu transakcyam i pieniężnemi już podrażnioną, i woli żyć przez tygodnie o chlebie i wodzie, niż poniewie­

rać siebie i swe prace po tych jaskiniach w yzysku. Aliści po dłuższej chorobie, mimo najtroskliwszej opieki samego Ta-

(33)

William. Biedna Mrs. Robson niema z czego zapłacić sutego rachunku pana Vincent i kosztów pogrzebu; chcąc jej po- módz, musi wreszcie Tadeusz z ciężkiem sercem zastawić najdroższe swe pamiątki, szablę i w ykładane pistolety. U za­

stawnika, który mimo zmiany munduru p-Iskiegó na zw ykły ubiór angielski, pam ięta go od pierwszej wizyty i zdjęty jakiem ś ludzkiem uczuciem, ofiarowuje dobre warunki, staje się nasz bohater, ukryty przymusowo za zasłoną, świadkiem ciekawej sceny, ja k ja k a ś dam a z arystokracyi zastaw ia p e r­

łowy naszyjnik, nie mogąc na oddane już przedtem kosztowno­

ści wydobyć więcej pieniędzy. Oburzony do żywego tajną zgnilizną, ja k a się tu jego oczom przedstawia, dowiaduje się Sobieski od kupca, że jest to objaw w londyńskiem high life, bardzo pospolity, że mnóstwo dam z arystokracyi, gdy po- I noszą slraty w grze lub zakładach, składa u niego klejnoty rodzinne, które on im tylko do uroczystych występów za I odpowiedniem wynagrodzeniem w ydaje — że wreszcie ojco­

wie, bracia i mężowie tych pań, taksam o ja k one same, są w mocy finansistów tego rodzaju, tylko innej klasy i niż­

szego rzędu: Żydów i pospolitych lichwiarzy, do których Mr. Burket, przedstawiony nam jak o gentleman wykonujący swe rzemiosło w sposób handlowo nienaganny, siebie i sobie podobnych nie zalicza.

O autentyczności takiego stanu rzeczy zapewnia nas w skwapliwej nocie autorka, której mieszczańsko-demokraty- ęzna odraza do tej zepsutej sfery tutaj po raz pierwszy wy­

raźnie się zaznacza, pozostając przylem w niezmąconej, a dla znawcy umysłowości angielskiej zrozumiałej harmonii z uspo­

sobieniem monarchicznem i ewolucyjnie konserwatywnem.

U samego w ejścia do teatru Drury-Lane Tadeusz widzi wśród zajeżdżających swego dawnego przyjaciela Som erseta, ale mimo cierpliwego czekania aż do końca przedstawienia, na nieszczęście się z nim rozmija.

Rozdział X V II: Spotkanie wygnańców, nosi godło b i­

blijne: „I podnieśli głosy swe i p łak ali“. Zapłaciwszy kura-

(34)

cyę i pogrzeb swego małego ulubieńca, pocieszywszy n i e ­ szczęśliwą panią Robson, której przytem opowiada swoją w ła­

sną tragiczną historyę i obiecuje opiekować się m ałą Nanny ja k brat starszy, Tadeusz na drugi dzień w kaw iarni z księgi adresowej arystokratycznego Londynu (Court Guide) dowia­

duje się adresu Somerseta i pisze do niego łist. Na odpo­

wiedź czeka bezskutecznie trzy dni; drugi list odnosi sam i odszedłszy z bólem serca od drzwi przyjaciela, spotyka na ulicy wycieńczonego do ostateczności i żebrzącego o jałm u ­ żnę em igranta polskiego: je st nim nie kto inny, ja k wierny towarzysz broni i wybawca z pogromu willauowskiego, je n e ­ rał Butzou. Tadeusz natychm iast bierze go do siebie, gości pod swym dachem i kosztem reszty swych wyczerpanych środków, ratuje od śmierci z głodu i zmęczenia. Nieraz pe­

wno wśród takich okoliczności spotykać się musieli tułacze polscy w owych latach na ulicach wielkich m iast Zachodu.

Prostemi a wymownemi słowy kreśli Butzou smutne dzieje rozproszenia reszty korpusów polskich i gospodarkę żołdactwa rosyjskiego po kraju — dalej bolesne sceny w W ar­

szaw ie: ja k widział hr. Potockiego, Kilińskiego i innych przywódców narodu wiedzionych w niew olę, słyszał od in­

nych (bo patrzeć nań nie chciał) o tryumfalnem wejściu Su- warowa do żałobnej stolicy — wreszcie spoglądał na powóz wywożący króla do Grodna. Uciekłszy z kraju klęsk i nie­

szczęść przez Hamburg do Anglii, chorował w H arw ich i w re­

szcie o żebranym chlebie dotarł do Londynu.

W tym obrazie ostatnich chwil niepodległej Polski n a­

zwisko Dąbrowskiego daje autorce sposobność do noty (za­

pewne w późniejszem wydaniu wstawionej) o losach Legio­

nów polskich i bohaterskiej śmierci ks. Józefa.

Somerset daje wreszcie znak życia: odsyła oba listy Tadeusza w kopercie bez słowa odpowiedzi. Z goryczą w sercu wyrusza bohater na nową upokarzającą ekspedycyę do han­

dlarzy rysunków. Tym razem trafia na lepszego (czy rozsą dniejszego) człowieka, który płaci odrazu żądaną gwineę i zam aw ia dalsze prace. W ten sposób udaje się Tadeuszowi

(35)

utrzym ać siebie i chorego towarzysza broni przez resztę tej niezwykle ostrej zimy 1).

W pierwszych dniach wiosny ocala na wieczornej prze­

chadzce w Hyde P arku ja k ą ś elegancką damę od napaści zbója czy aw anturnika i zaproszony przez nią do ary sto k ra­

tycznego domu na Grosvenor Square, zdradza się mundurem (który w tak romantycznej chwili naturalnie musi mieć na sobie) jako oficer polski, słyszy komplementu na tem at swej wymowy angielskiej i rycerskości obyczajów, zgoła nie-an­

gielskiej (czemu na podstawie swojej przygody z młodymi oficerami w parku przeczyć nie może) — i spędza cały w ie­

czór z piękną lady Tinemouth i jej młodą i dowcipną przy­

jaciółką miss Egerton na miłej konwersacyi, prowadzonej z całą epigram atyczną wytwornością salonów X V III wieku. Za ponowną po dłuższej przerwie w izytą u lady Tinemouth, robi tam nasz bohater nową znajomość: lady S ara Ross, młoda przyjaciółka pani domu, zaciekaw iona wieściami o pięknym wygnańcu, pragnie po tylu innych i na nim spróbować siły swych w dzięków , „bo poznała, że z bladego oblicza i za­

myślonego wejrzenia przem awia melancholijne usposobienie, a o takiego właśnie wielbiciela w zdychała nadewszystko.

Od człowieka tej natury spodziewała się szczególnej czułości i oddania — słowem, owej gorącej, romantycznej namiętności, która od Delfiny (patii de Stael) i innych francuskich powieści była w modzie“. Ciekawy ten kom entarz autorki, która choć.

sam a pisze romans sentym entalny po myśli i sercu ówczes­

nej (a po prawdzie i dzisiejszej) publiczności angielskiej, je ­ dnak całym zdrowym rozumem anglo-saskim protestuje prze­

ciwko rasowo odmiennemu typowi sentym entalizm u, wytwo-

*) Tu miejsce wspomnieć, że przygody Tadeusza jako a r­

tysty-rysownika, jak w Ogóle podobno znaczną część po­

czątkowych dziejów jego życia w Londynie, zaczerpnęła autorka z autentycznych przejść młodocianych cenionego później rysownika-architekty i pejzażysty J a n a S e l l C o t m a n (1782 — 1842) z Norwich, którego poznała w kółku artystycznem u brata malarza.

(36)

rzonemu przez literaturę francuską okresu C hateaubrianda i pani de Stael.

Lady Ross, chwilowo wolna od więzów życia m ałżeń­

skiego — bo mąż jako kapitan fregaty jeździ po morzu Śród- ziem nem — utw ierdzoną je st w swych zamiarach przez prze­

nikliwe spojrzenie in tu ic ji i współczucia, jakiem konfunduje j ą Tadeusz, gdy ona, zamieniwszy kilka wyrazów z prze­

chodzącym pod oknami Somersetem, nawpól się zdradza jak o zajęta tym młodym człowiekiem.

Przed końcem tej wizyty lady Tinemouth przez zrę­

czny i delikatny m anew r dowiaduje się czegoś więcej o prze­

szłości Tadeusza, nieszczęściach rodzinnych i osobistych; ale i tu, ja k u pani Robson, bohater podaje swe nazwisko tylko jak o „Mr. Constantine“. W krótkim czasie lady Tinem outh po drobnych oznakach (n. p. ciągiem noszeniu munduru, mimo że zw raca uw agę tow arzystw a) poznaje, że Tadeusz walczy z trudnościami pieniężnem i; zręcznie doprowadza go do wy­

znania, że środki jego w yczerpuje głównie coraz kosztow­

niejsza opieka nad starym towarzyszem broni i niedoli, je ­ nerałem Butzou, który z każdym dniem bardziej dziecinnieje i wyłącznie się pogrąża w pisaniu pam iętników o wojnie ubiegłej i chimerycznych planach nowej. Z wielkim taktem i dobrocią serca ofiarowuje lady Tinemouth Tadeuszowi jako natychm iastową pomoc stanowisko nauczyciela języka nie­

mieckiego u bogatej wdowy, lady Dundas, której córka, n a­

leżąc do znanego nam z satyry B yrona żeńskiego tow arzy­

stw a literackiego B lue stocking Club, pragnie tłómaczyć Wer- thera. Weszliśmy więc na dobre w wielki św iat londyński.

L ady S ara Ross zaczyna się poważnie kochać w Tadeuszu, dla jego tow arzystw a przesiaduje wciąż u pani Tinemouth i już z góry je st zazdrosna o nową jego uczennicę, Eufemię Dundas. O charakterze tej panny i jej starszej siostry, jak je znamy ze spisu osób na czele powieści — wreszcie o par- weniuszowskiej historyi ich m atki informuje Tadeusza ostry języczek dowcipnej panny Egerton.

Portretow i odpow iada oryginał. W przepełnionej po­

sągam i i ozdobami bibliotece przyjm uje T adeusza wyniośle

Cytaty

Powiązane dokumenty

Panu wojska, i niew ypuszczaj z tamtąd żadnego bez sw ojego biletu, co osobliw ie staraj się zachow ać w dzień kończącego się wyboru, utrzymywaniem ile być

cznego ruchu gotowali się do walki o niepodległość Ojczyzny.. Wybory do sejmu odbyły

U nowszych autorów, „(pod)przestrzeń izotropowa” to taka, której pewien wektor jest izotropowy – co nie odpowiada znaczeniu słowa „izotropowy” (jednorodny we

Rozpoczął się wtedy najlepszy okres Pracowni Dziekanka, prze­ rwany wkrótce na rok (od grudnia 1981 do grudnia 1982) przez stan wojenny i trwający potem do zakończenia jej

[r]

26 W badaniu I fazy przeprowadzonym z udziałem chorych na dnę moczanową urykaza PEG 20 podawana domięśniowo zmniejsza- ła stężenie moczanów w surowicy w stopniu zależnym od

W kolejnej części tego tomu czytelnik znajdu­ je wykład na temat Bożej miłości: (I) Miłość Boga według Pisma św.; (II) Teologicz­ na refleksja nad miłością do Boga i

Chociaż Po tamtej stronie jest jedyną po- wieścią, jaką Kubin napisał, przez jakiś czas pomagał Gustavowi Meyrinkowi w pracy nad jego Golemem.. Pojawia się tam bliźniaczo