Uniwersytet Jagielloński
Jak sobie radzić z mitem powstania warszawskiego?
Pomiędzy romantyzmem a realizmem
- krytyczny przegląd stanowisk w sporze o powstanie
Tytuł niniejszej pracy upomina się o dokonanie eksplikacji dwóch użytych w nim sformułowań: „mit powstania warszawskiego”oraz „spóro powstanie”. Wy pełnienietego zadania jest bardzotrudne z uwagi na liczbę rozmaitych kontekstów o parexcellence politycznym charakterze, które skutecznie zaciemniająistotę rze czy,poruszając obarczoną tak często zupełnieodmiennymi doświadczeniami emo- cjonalność Polaków. Niemniej jest to warunek konieczny dla osiągnięcia celu tego artykułu - skonstruowania modelowego schematu stanowiskzajmowanych w deba cie o powstaniu warszawskimprzez biorących w niej udziałuczestników.
1. Zacząć wypada od sformułowania „mit powstania warszawskiego”. Należy poczynić kluczowe zastrzeżenie, iż słowo „mit” jest tu użyte nie w sensie warto ściującym, lecz jako desygnat obecnego wkażdej kulturze zjawiskaczyteż procesu, polegającego -zgodnie zperspektywą MirceiEliadego1 (mówiąc w dużymuprosz czeniu) - naokresowym wdzieraniu się tego, co transcendentne w porządek docze sny zbiorowości ludzkich. W naszym specyficznym, polskim kontekście polegałoby to naaktualizacji określonej dyspozycji, mogącejuchodzić za cechę konstytutywną charakteru narodowego Polaków. Chodzi o zbrojny sprzeciw wobec zniewolenia, napędzany przez umiłowanie wolności i pryncypialnąniezgodę na wszelki stanod niej odmienny. Jeżeli istotnie uznamy tę dyspozycję za swego rodzaju „bierzmo”
dla konstrukcji charakteru narodowego2 - co wydaje się tym bardziej uzasadnione, jeżeli prześledzimy poglądy głoszone przez szczególnie aktywnych zwolenników
tego pojęcia - można pokusić się o następujące porównanie. Czyn zbrojny (nie 1 Zob. np. M. E 1 i a d c, Aspekty mitu, tłum. P. Mrówczyński, Warszawa 1998, passim.
2 Autor operuje pojęciem „charakter narodowy”, nie zaś na przykład „narodowy duch”, by nie rozstrzygać na rzecz któregokolwiek ze spojrzeń na jego genezę (charakter - czy trafniej: duch narodowy - „dany raz na zawsze” jako wrodzona konstytucja zbiorowości ludzkiej lub też efekt doświadczeń historycznych, ewolucyjnie i plastycznie kształtowany w toku dziejów).
zależnie, czy jest to powstanie czy też regularna wojna) przypomina erupcję woli politycznego istnienia narodu, któ awpolskim kontekście definiowana jest wkate
goriach wolności republikańskiej oraz państwowej niepodległości3. Bogata w pol skiej kulturze politycznej tradycja romantyzmu politycznego to właśnie w owych momentachmanifestacji pragnienia politycznego „bycia” - zupełnie niezależnie od ich konsekwencji - widzi mechanizmpodtrzymywanianarodowego istnienia, przy
najmniej od czasu konfederacji barskiej. Pojęcie „mitu powstaniawarszawskiego” dotykazatem wieloletniego procesu ochrony tożsamości narodowej, który średnio co trzydzieści lat kumulował się pod postacią gwałtownego wybuchu pragnienia samodzielnego bytu politycznego.
3 Rozłączne traktowanie tych czynników wydaje się historycznie uzasadnione - nie zawsze tzw. patriotyzm republikański (określenie Andrzeja Nowaka) szedł w parze z postulatami suwe
renności państwowej i niepodległości, szczególnie zaś u schyłku XVIII wieku, kiedy te ostatnie oznaczały konieczność ograniczenia staropolskich praw i budowę prężnego, nowoczesnego apa
ratu administracji centralnej. Zob. szerzej A. Nowak, Polski patriotyzm na progu rozbiorów, [w: ] idem, Historie politycznych tradycji. Piłsudski, Putin i inni, Kraków 2007.
4 M. W. L i s, Powstanie Warszawskie, „Tygodnik Warszawski” 1947, nr 31.
Jak się zdaje, niniejszewprowadzenienie wyczerpuje jednakproblemu„mitycz- ności” powstania warszawskiego. Kiedy spojrzymy na to wydarzenie, próbując kie rowaćsięrepublikańskąwrażliwością,odsłonionoswoje „ukryte znaczenie”,ukryte wporządku mitycznymwłaśnie.Wartow tym celuzacytowaćfragment artykułu,jaki Marian Władysław Lis opublikował w 1947roku w „Tygodniku Warszawskim”:
W ciągu dwóch miesięcy prowadził walkę lud warszawski - lud w pojęciu jak najbardziej szerokim. Zatarły się całkowicie różnice stanów i sfer społecznych - profesor uniwersytetu walczył obok analfabety, urzędnik, rzemieślnik, kupiec i ro
botnik stanowili tę samą walczącą Warszawę. Walczyli młodzi chłopcy i dziewczęta, ludzie dojrzali i siedemdziesięcioletni starcy. W tym doskonałym upowszechnieniu walki, przekreślającym różnicę płci, wieku, środowiska, zapatrywań politycznych realizowała się w formie najpełniejszej prawdziwa demokracja. Oto istotnie demos - lud Warszawy - powstał, aby walczyć o wolność swojej stolicy4.
Wedle tej perspektywy powstanie warszawskie jestostatnim ogniwem wielowie kowego otwierania się narodu polskiego na grupy społecznetym mianem dotychczas nieobjęte. Walczący w imieniuwolnego bytu politycznego „lud Warszawy” - naro dowamasa, nieczuła na wszelkie kryteria stratyfikacji społecznej - stanowi dopeł
nienie długoletniego procesuformującego naród w nowożytnym sensie,obejmujący wszystkie społeczne warstwy. Stanowi zwieńczenie wysiłków zapoczątkowanych insurekcją kościuszkowską szermującą hasłami całości i niepodległości (szczególnie to pierwszema tu wielkie znaczenie). Potencjał mityczny, spoczywający w powsta
niu warszawskim, polegałby więc na narodzinach nowoczesnego podmiotu poli
tycznego - narodu „inkluzywnego”, roztaczającego swoje skrzydłanadwszystkimi grupami społecznymi.Z nieco innej perspektywy można by równieżmówić o „wiel kim powrocie” do pierwiastkowych ustaw rządzących Polakami, które gwarantują
wszystkim obywatelom udział wdokonywaniufundamentalnychrozstrzygnięć poli
tycznych5. W tym przypadku rozstrzygnięcie to miałoczysto symbolicznycharakter -było wielką manifestacją woli narodowego istnienia. Z punktu widzenia rodzimej historiografii, nieustanniebędącej polem starcia historycznego monarchizmu irepu- blikanizmu, powstanie warszawskie byłoby tu symboliczną kartą, której zapisanie w wymiarze intelektualnym przygotował Michał Wielhorski wespół z Joachimem Lelewelem6.
5 Należy tu poczynić istotne zastrzeżenie. Jak można sądzić, powstanie warszawskie nie daje się w pełni opisać w porządku mitycznym jako przykład „pełnego udziału w podejmowaniu roz
strzygnięć politycznych” ze strony wolnych obywateli. Decyzja o powstaniu zapadła przecież w, z konieczności ograniczonym, kręgu dowodzących. Zresztą - jak przekonują świadectwa uczestników zdarzeń sprzed niespełna siedemdziesięciu lat - krąg ów nawet jak na ówczesne realia wojskowe oraz skrojone na ich miarę procedury armii podziemnej, był zbyt wąski (Bór- -Komorowski decydował o „alarmie” w stolicy, bez wysłuchania opinii znacznej części Komendy Głównej AK). Na w pełni kolektywne decydowanie nie było tu więc oczywiście miejsca. Oby
watelski duch „wolnych Polaków” mógł zatem objawić się jedynie w solidarnej walce z Niem
cami, co też nastąpiło. Trudno jednak zweryfikować, w jakich proporcjach chwycenie za broń wraz z początkiem sierpnia 1944 roku było świadomą manifestacją republikańskiej wolności, na ile zwierzęcą reakcją na hitlerowski terror, na ile zaś - wzorem postawy Pawła Popiela z okre
su powstania styczniowego - świadomym udziałem w czynie zbrojnym, motywowanym jednak wyłącznie więzią tożsamości i przynależności narodowej, pozbawionym zaś afirmacji względem kontrowersyjnej przecież decyzji o wybuchu powstania.
6 Zob. J. A d a m u s, Monarchizm i republikanizm w syntezie dziejów Polski, Łódź 1961.
7 Grupa ta jest liczna i bardzo zróżnicowana. Znajdują się pośród niej generałowie (Kazi
mierz Sosnkowski, Władysław Anders), historycy (Jerzy Kirchmayer, Jan M. Ciechanowski, Władysław Pobóg-Malinowski czy Paweł Wieczorkiewicz), publicyści (Tomasz Łubieński, Lech Mażewski) czy filozofowie społeczni (Bronisław Łagowski).
2. Tak zakreślone w kontekście powstaniawarszawskiego ramy pojęcia „mitu”
pozwoląstworzyć tło dla rekonstruowanego w niniejszej pracy schematu modelo
wych stanowisk w dyskusji. Pozostaje jeszcze wyjaśnienie sformułowania „spór opowstanie”. Niemoże ulegać wątpliwości, że chodzi tu o pewien skrót myślowy, odwołujący się do decyzji o ogłoszeniu alarmu i wybuchu powstania w Warsza
wie. Jakie jednaksąstrony tegosporu i czy rzeczywiście jeston symetryczny? To kwestiaproblematyczna. Bez wątpienia możemy wymienić szereg krytykówdecyzji o wyprowadzeniu podziemnej armii nauliceokupowanej Warszawy7. Czy natomiast ich adwersarzami są osoby, równie jak oni przekonane o słuszności - tym razem jednak podjęcia decyzji o powstaniu? W pewnej mierze na pewno tak. Co jednak godneuwagi, po tej stronie sporu nadzwyczaj często pojawia się argument o „nieuniknioności” czynu zbrojnego, wzmacniający rzekomo tezę o tym, że gen.
Tadeusz Bór-Komorowski wraz z gen.Leopoldem Okulickim i płk. Antonim Chruś
cielem na popołudniowej odprawie Komendy Głównej Armii Krajowej 31 lipca 1944 roku podjęli właściwą decyzję. Zwolennikom takiego postawienia sprawy należy przypomnieć, że „historyczna konieczność” jest siłą diabelską i ktokolwiek z niąigra, chociażby tylko miałsię na nią powołać, zdejmuje osobistą odpowiedzial ność z ludzi podejmujących konkretne, polityczne rozstrzygnięcia. A zatem teza
o „nieuniknioności” powstania musi wejść w konflikt z obroną zachowań dowód
ców, która - jeżeli traktowaćją poważnie- powinna operować argumentamiwy
łącznie „merytorycznymi”, czyli opartyminaścisłej analizie takichczynników, jak:
zdolność bojowa sił własnych, kontekst międzynarodowy (swoista „geopolityka”
powstania) czygeostrategicznerozłożeniezbliżającychsięwojsksowieckichi przy
gotowujących się doobrony Warszawy wojsk niemieckich. Idąc dalej, gdybynawet dowodzący AK okazali się być „drugimi Skrzyneckimi”8, powstanie wybuchłoby samorzutnie, być może w nieco późniejszym czasie, a być może nawet od razu, wwyniku erupcji narodowychnamiętności.
• Określenie to zostało użyte 31 lipca 1944 roku, podczas narady Komendy Głównej AK pod adresem gen. Bora-Komorowskiego. Jego autorem był gen. Okulicki, największy zwolennik podjęcia natychmiastowej walki z Niemcami. Zob. J.M. Ciechanowski, Powstanie war
szawskie, Warszawa 1984, s. 384-386.
’ Pod pojęciem „obozu realistycznego” autor rozumie pewną określoną grupę, która kwestio
nuje romantyczną tradycję, stojąc jednakże na pozycjach jednoznacznie patrio
tycznych i tożsamościowych. Wyklucza to z jej obrębu silny dziś w Polsce nurt pa
neuropejski, postulujący konieczność radykalnej modernizacji intelektualno-kulturowej Polaków, opartej wszelako na wzorcach jednoznacznie zachodnich, niewrażliwych na specyfikę podłoża, na jakim się je odgórnie implementuje.
Wskazany powyżej brak symetrii w sporze o powstanie sprawia, że debata ta przenosi się na metapłaszczyznę dyskusji o polskości jako pewnej idei (narracja narzucana przez romantyków) czy też o polskim charakterze narodowym (narra
cja preferowana przez realistów). Naczelny dylemat owego sporu dajesię skrótowo przedstawić w sposób następujący: czy bez powstań zbrojnych moglibyśmy dalej być Polakami?
Stojący na pozycjach romantycznych udzielą na to pytanie odpowiedzi prze
czącej - pęd za wolnością to element konstytutywny dla duszy narodowej, która jest niezmienna. Kto tego nie rozumie i odważa się kwestionować - z pozycji po
zytywistycznego szkiełka - sens zrywówpowstańczych, tenjest Polakiem jedynie w sensie nominalnym.Polska nie jest organizmempaństwowym, nie jest nawet te rytorium, gdzie ludzie współżyjąw oparciu o określoną kulturę, definiowaną przez język, wiarę i tradycję. Polska toraczejwielka idea, któramaterializuje się w histo
rii poprzez poruszenie tworzących ją pierwiastków. Polacy zaś jako naród muszą byćnieustannie wiemi tej ideiw imię zachowania swejtożsamości. Zwolennicy tej perspektywy rozwijają ją, używając często argumentów politycznych. Podkreślają oni mianowicie, iż gdyby nie danina krwi, regularnie ofiarowywanej przez Pola
kówprzynajmniej od czasówkonfederacji barskiej, instynkt wolnościowy (będący mechanizmem napędzającym żywotność narodu), który finalnie doprowadził do od
zyskania niepodległości państwowej, nieuchronniezanikłby wskutekrozmyciapol skiej tożsamości wobcych narodowo żywiołach. W tym sensie - powtarzają - „bez powstań nie byłoby Polski”.
Obóz realistycznystoi nadiametralnie odmiennych pozycjach9. Zdecydowanie niechętny odczuwanej przez siebie tyranii Polski jako „idei”, woli definiować ją
w polityczno-socjologicznych kategoriach państwa-terytorium oraz naroduo boga
tej przeszłości, utrzymującego swojąkulturową ciągłość. Niechęćkunarodowej mi
styce pcha jegoreprezentantów w objęciaperspektywy wewnątrzświatowej, bynie powiedzieć doczesnej,co nie oznacza jednak, że liczysię tylko „tu i teraz”. W per
spektywie realistów naródjest pokoleniową ciągłością, o czym przypominają nam ziemia i groby. Tak jak romantycy na piedestale stawiająwierność imponderabiliom, płynącym wprost z idei „Polskości”, takobózrealistycznykierujesię raczej kalkula cjąkonsekwencji, jakiekonkretne posunięcia narodumogą wywołać w określonym czasie, wdanej przestrzeni terytorialno-społecznej.Organizm narodowy, niezależnie od tego,czy dysponuje własnym państwem,czy też nie,musi po pierwsze przetrwać w sensie biologicznym, następnie dopiero wskazane jest pielęgnowanie obywatel skich cnót10 pośródjego członków oraz budowaniezrębówetyki państwowej, będą cej fundamentalnym warunkiemniedopuszczenia do sytuacji, wjakiej znalazła się Rzeczpospolita u schyłku XVIIIwieku. Wedletegoujęcia, abygodnie nosić miano Polaka, nie potrzebalegitymować się poparciem dla zrywów narodowowyzwoleń czych, zwłaszcza jeżeli niosąone wyłącznie zagrożenie militarnej klęski i widmo ostrych represji wobec rodaków. Polska bez powstań byłaby zaś możliwa. Być może nawet bez niektórych znich byłaby dziśznacznie silniejsza. Hipoteza ta, lubią pod kreślać realiści, szczególnie odnosisię właśniedo powstania warszawskiego.
10 Które, jak podkreślają realiści, mogą polegać również na kulcie pracy czy też posłuszeń
stwie względem rozumnego prawa, niezależnie od jego pochodzenia.
3. Stanowiskaw sporze o powstanie -im większego natężeniaon przybiera - wydają się polaryzować. Kierując się chłodną analizą argumentów i uruchamianych przez uczestników debaty kontekstów, dualistyczny podział romantyzm - realizm nie wydaje się wystarczający. W obrębie każdej ze stron daje się wyróżnić pozy cjebardziej bądźmniej umiarkowane. Dlatego proponowanyw niniejszym artykule schematusiłuje uwzględnić owe odcienie, wyodrębniająccztery modelowe stano
wiska:radykalny romantyzm, umiarkowany romantyzm, umiarkowanyrealizmoraz realizm radykalny.
Radykalny romantyzm. Zajmujący tę pozycję bronią decyzji o powstaniu warszawskim, odwołując się - wprost lub nie - do rozumienia Polski jako „idei”. Powstanie musiało wybuchnąć, jeżeli Polacychcieli być nadal Polakami. Jeżelina
tomiast poszukiwać wspólnego, „teoretycznego” mianownika dla rzeczników tego stanowiska, byłoby to bez wątpienia przyznawanieabsolutnego prymatu wartościom ponad politycznym kontekstem. W tym sensie moralność, czyteż szerzej - etyka, bierzegórę nad polityką. Skrajnym przykładem, który jednakżeunaoczniaową„ce chę konstytutywną” radykalnego romantyzmu,jest wypowiedź Jerzego Brauna, re
daktora „Tygodnika Warszawskiego”, z 1948 roku:
Ich [powstańców - przyp. M.R.] prawda jest odwieczną prawdą przenikania się dwu światów: świata realnego rzeczy, walących się domów, ginącego dorobku narodowego, statystyki, strategii i polityki, oraz drugiego, wyższego świata, owych
wartości bezwzględnych, które jednakowoż nie bytują oddzielnie niby idee platoń
skie, ponad bogami i ludźmi, ale ż ją niewidzialnie w nas i pokazują nam się naraz, w momentach olśnienia, jak Bóg z ognistego krzaku.
I następnie:
[...] w zagadce powstańczej Warszawy, w labiryntach jej ruin czytać będąrun- nicy idących wieków, że można zniszczyć, a żyć, przegrać, a zwyciężać, i duszę położyć za świat, a przez to właśnie odzyskać duszę. I wraz z tą prawdą Warszawa będzie róść i wznosić się w górę, ponad wszelkie stolice ziemi, aż czoło jej w wień
cach piorunów i różowego świtu, w radosnych dzwonach świętojańskiej katedry dotknie stropu historii, tam gdzie króluje Nieśmiertelny".
W podobnym tonie - co sugeruje już sam tytuł - wypowiedział się znany powo
jenny poeta i dramatopisarzWojciech Bąk1112.
11 J. Braun, Czasy ekstatyczne, „Tygodnik Warszawski” 1948, nr 31-32.
12 W. Bąk, Miasto ludzkości, „Życie literackie” 1945, nr 5-6.
13 J.M. Rymkiewicz, Kinderszenen, Warszawa 2008, s. 191.
Wątek moralny można znaleźć u wielu autorów, niezależnie, czy rzeczywiście plasująsię oni na pozycjiokreślonejw niniejszej pracy jako „radykalny romantyzm”, czy teżnie. To, cojednak stanowijej signum specificum, to konsekwentne ignoro wanie kontekstu politycznego. Powstanie było słuszne, bo występowało w obronie wolności, więcej nawet - godności ludzkiej. Niezależnie od jego skutków będzie ono zawszezwycięskie, bowiem w porządkuetyki absolutnej nawetnajstraszliwsze konsekwencje muszązblednąć wobec konieczności dochowania moralnego impera tywu.
Interesującą perspektywę w omawianym sporze proponuje Jarosław Marek Rymkiewicz. Podkreślając duchowy wymiar powstania, pisarz ten stawia zadziwia
jącą tezę, iż aby należycie zrozumieć sens i istotę powstania warszawskiego,należy spojrzeć na nie oczami nie Polaków, lecz Niemców. Polemizując z krytykiem po wstaniaWładysławem Pobóg-Malinowskim, Rymkiewicz wskazuje, że historyk
[...] nie spojrzał natomiast na nie [tj. powstanie warszawskie - przyp. M.R.] [...]
z drugiego, równie ważnego [co polski - przyp. M.R.] punktu widzenia - to znaczy z punktu widzenia niemieckiego. Powstanie, jego ówczesny sens i jego przyszłe (dziejowe) znaczenie można zrozumieć tylko w ten sposób - patrząc na nie okiem polskim i okiem niemieckim13.
Okażesię wówczas,że powstanie warszawskie - ten, jak określił je Pobóg-Ma- linowski, wybuch szaleństwa - było jedynie odpowiedziąna wcześniejsze szaleń
stwo Niemców, które na ziemiach polskich trwało już od czterech lat pod nazwą Generalnego Gubernatorstwa.Polski naród - co zdaniem Rymkiewicza szczególnie doniosłe i zarazem wspaniałe - pokazał swoim najeźdźcom, żerównież potrafi sza
leć. W tym sensie Polacy zachowali swoją podmiotowość, biorąc aktywny udział w historii Europy. Dostosowali się bowiem do „ducha czasów”, jakim były realia
II wojny światowej - prawdopodobnie największego szaleństwa właśnie,jakiego doświadczył Stary Kontynent14.
14 „Autor Najnowszej historii politycznej nie dostrzegł mianowicie, że szaleństwo Polaków, którzy zdecydowali się na swoje szaleńcze Powstanie, było tylko odpowiedzią na szaleństwo, wobec którego stanęli, z którym musieli się zmierzyć i któremu musieli sprostać - a było to coś takiego, czemu sprostać było straszliwie trudno, coś takiego, czemu nie sprostałby żaden inny naród. To szaleństwo, na które Polacy odpowiedzieli swoim szaleństwem, można by nazwać szaleństwem wojny albo szaleństwem niemieckiej wojny, ale wtedy ten fenomen trochę byśmy uogólnili - a to było całkowicie konkretne, widzieliśmy to na własne oczy, a kto widział, ten nie zapomni. Szaleństwo Polaków było odpowiedzią na szaleństwo Niemców”. Ibidem, s. 191-192.
15 Ibidem, s. 192.
16 Chodzi o gen. Tadeusza Pełczyńskiego, który w swej „romantycznej” racjonalizacji zry
wu przytaczał również słowa Stefana Bobrowskiego z okresu powstania styczniowego: „po
Oryginalne spojrzenie Rymkiewicza zdaje sięwyróżniać swojąpoetycką formą, nie niesie za sobąjednak nowych treści. Tymbardziej, jeżeli zwróci się uwagę na tezę o „nieuniknioności powstania” (która głębiej zostanie omówiona w kolejnej części pracy), powtarzaną przez Rymkiewicza:
Nawet jeśli polski obłęd narodowy [...] uznamy za coś głębokiego i trwałego, coś przyrodzonego, nawet jeśli uznamy, że to jest coś takiego, co jest zakorzenione w najgłębszych warstwach naszej historii oraz naszej narodowej psychiki, i co się właśnie stamtąd, z jakiejś słowiańskiej głębi, wydobywa, i jak gęsty tuman, słowiań
ska czy prasłowiańska mgła, otacza nas i każę nam szaleć - to wtedy, w roku 1944, była to tylko odpowiedź, nic więcej. Jeśli zaś tak to ujmiemy, to będziemy musieli też przyznać, że była to odpowiedź jedyna i nieunikniona. Trzeba było dać sobie radę z niemieckim mordowaniem, z jego nonsensem - powiedzieć Niemcom, że ich szaleństwo napotkało na coś, z czym (przez wieki całe - chcąc mieszkać obok nas) będą musieli się liczyć. Na ich szaleństwo mordowania Polacy musieli odpowie
dzieć swoim szaleństwem - jeśli chcieli nadal istnieć na kuli ziemskiej15.
Podtekst książki Rymkiewicza poświęconej powstaniu warszawskiemu jest wyraźny. Polacy straceńczo rzucili się dowielkiego odwetu na swoich brutalnych oprawcach, depczących ich podstawową godność nie tylko jako narodu, lecz istot ludzkich. Wtymsensie stanowisko pisarzazupełnie oddaje ową hegemonięwartości ponad polityką, które wkonstruowanymtu modelowym schemacie wyróżnia rady
kalny romantyzm.
Omawiane tu perspektywy sąniewątpliwie dosyć skrajne, a przy tym bardzo konsekwentne. Trudno jest zarzucić im cokolwiek, oprócz niezrozumienia istoty polityki i suwerennej sfery w porządku etycznym, jakąona zajmuje - oczywiście z punktu widzenia realizmu politycznego.Jego zwolennicyzawszebędą podkreślać, iż radykalni romantycy powinni pamiętać o konkretnych celach powstania, które zrealizowane nie zostały. Być możejednak nie jestto dobry argumentwkontekście faktu, iż jeden z dowódców zrywu(a zatem ludzi mającychstać na strażyefektyw ności wypełniania owychcelów)otwarcie przyznał, że prawdziwym zamierzeniem powstania warszawskiego jest poruszenie sumienia Europy16.
Umiarkowany romantyzm. To, co oddziela umiarkowany romantyzm odjego skrajnejwersji, towrażliwość naargumentację polityczną. Stojącynatymstanowi
sku w dyskusji gotowisą przyznać rację realistom, kiedy ci podkreślają katastrofalne skutki powstania, tudzież wskazująna bardzo niejasny i problematyczny kontekst podjęcia decyzji o alarmie w Warszawie.Na tym poziomie formułująteż czasem mniej bądź bardziej słuszne kontrargumenty. Charakterystyczna dla owego stano wiska jestczęsto przywoływana, popularna teza o moralnej i psychologicznej ko
niecznościpowstania, z której często wyprowadzasię szereg argumentów „politycz
nych”, za pośrednictwemktórych pośrednio bądź bezpośrednio usiłujesię uzasadnić decyzję o wybuchu powstania warszawskiego.Dobrąpróbkę odnajdujemy w tekście emigranta i współpracownika RadiaWolna Europa, Jana Bielatowicza:
Mimo całopalnej ofiary i kapitulacji Warszawy, Powstanie zakończyło się zwy
cięstwem powstańców. Osiągnęli oni swój cel, o który walczyli: że Polska pragnie pozostać niepodległą i niezależną zarówno od Niemiec, jak i od Rosji. Sowiety mi
mowolnie pozwoliły powstańcom przekonać świat, że Polska pragnie pozostać nie
podległą i niezależną zarówno od Niemiec, jak i od Rosji. Sowiety mimowolnie pozwoliły powstańcom przekonać świat, że Polska nie jest tylko wypadkową zma
gań między Rosją a Niemcami. Trzeba dopiero wzajemnej zmowy a co najmniej nie
życzliwej neutralności jednego z sąsiadów, aby Polska straciła wolność. Polska może być niepodległa nie tylko wówczas, gdy Niemcy z Rosją są powaśnione, ale także i wtedy, gdy chociaż jedno z tych państw nie żywi wobec niej wrogich zamiarów17.
wstanie wykopie przepaść na 50 lat między Polską a Rosją”. Relacja ks. Józefa Warszawskiego, [w:] J.K. Zawodny, Uczestnicy i świadkowie Powstania Warszawskiego. Wywiady, Warszawa 1994, cyt za: L. M a ż e w s k i, Nikt nie hyl przeciw, [w:] idem, Powstańczy szantaż, Warszawa 2004, s. 104.
17 J. B i e 1 a t o w i c z, Powstanie narodu, „Życie Literackie” 1945, nr 5-6.
To, co istotne w tym fragmencie, to swego rodzaju odwołanie się do roli „ma nifestacji” jako środka w polityce. Autor jednak wydaje się przeceniać jej znacze nie, pozostaje również pytanie, czym chciałby mierzyć jej skutki? Jedyne wyjście to odwołanie się do historii alternatywnej i stwierdzenie, że gdyby nie powstanie, Polska stałaby się sowiecką republikąpokroju Litwy czy Łotwy. To jednakwyłącz nie niemająceosadzenia w faktachdomysły, zaśzłośliwi zawsze mogą powiedzieć, że tylko ktoś całkowicie pozbawiony elementarnych, politycznych intuicji będzie potrzebować tylu ofiar izburzonegomiasta, by dojść do wniosków kończących cytat zartykułu Bielatowicza.
Na podobne problemy natrafia argumentacja użyta przez Wojciecha Kętrzyń
skiego, powojennego działacza organizacji katolickich (międzyinnymi PAX-u), ak
centującatym razem„polityczną” konieczność powstania:
W lipcu 1944 roku każdy mieszkaniec Warszawy niemalże wiedział, że powsta
nie wybuchnie. Ogromna większość ludzi, w szczególności starsi, zdawała sobie do
skonale sprawę z tego, jak straszne niebezpieczeństwo wisi nad miastem. [...] Termin wybuchu powstania został Warszawie narzucony z góry. Warszawa jednak stwier
dziła swoją wolę walki już wcześniej, gdy na 100 000 żądanych stawiło się do prac fortyfikacyjnych zaledwie kilkudziesięciu ludzi. Z tą chwilą los miasta był prze
sądzony. Czy można było wówczas Warszawę uratować. Wydaje się, że nie. Cóż bowiem czekało miasto, gdyby powstanie nie wybuchło? Możliwości były trzy: albo Warszawa zostałaby wyewakuowana, przy czym nie ulega wątpliwości, że olbrzy
mia część powiększałaby groby Niemodlina czy podobnych obozów, miasto zaś, wyewakuowane czy nie, podzieliło by losy Budapesztu. W styczniu 1945 Niemcy się w Warszawie nie bronili - nie było już czego bronić. Wreszcie, gdyby miasto nie zostałoby wyewakuowane, to nie ulega wątpliwości, że ludność Warszawy by nie wytrzymała tak spokojnie bliskiego sąsiedztwa frontu. Powstanie zaś w mieście, któryby obrócone w potężną bazę przyfrontową byłoby jeszcze bardziej beznadziej
ne niż to, które wybuchło w sierpniu 1944 roku"1.
18 W. Kętrzyński, Warszawa 1944, „Tygodnik Powszechny” 1945, nr 21.
19 Ibidem.
20 Diametralnie różną perspektywę w polemice z Kętrzyńskim przedstawia Stefan Kisielew
ski. Odnosząc się do jego stwierdzenia, że „w momencie wybuchu powstania społeczeństwo pol
skie zdawało sobie sprawę z beznadziejności podejmowanej walki”, ripostuje: „Dla każdego, kto był wtedy w Warszawie, rzeczą oczywistą jest, że było akurat przeciwnie: wszyscy byli pewni, że walka potrwa krótko i zakończy się sukcesem - błyskawiczne tempo ofensywy sowieckiej i przy
kłady innych miast polskich zdawały się być tego gwarancją. Powstanie wydawało się konieczną, ale niezbyt ryzykowną demonstracją: na naszym terenie Niemcy biją się z Rosjanami, a więc i my nie możemy pozostać bierni, my też musimy wziąć udział w walce, żeby zadokumentować swoje istnienie i swoją - jak się wyraża Kętrzyński - suwerenność”. S. Kisielewski, Porachunki narodowe, „Tygodnik Powszechny” 1945, nr 24.
W tym sensie, konkluduje autor,wobecbeznadziejności swojej sytuacji,społe
czeństwo warszawskie świadomie „postawiło sobie wówczas własne cele o wiele wyższe od wszelkich rzekomych celów politycznych , uruchamiając kontekst mo ralny1819.
Mimo wskazania racjonalnych argumentów, przemawiających za podjęciem czynuzbrojnego w sierpniu 1944 roku, ponownie napotykamytu na odwołanie do historii alternatywnej. Czy rzeczywiście masowo odmawiając udziału w pracach fortyfikacyjnych, warszawiacy podpisali na siebie wyrok?W jakim stopniu istnia
ło rzeczywistezagrożenie, że wraz z zatrzymaniem się Rosjan na brzegach Wisły, lewobrzeżna część miastaogłoszona zostanie„Festung Warschau”? To pytania dla tych historyków, którzy mają wgląd w archiwa niemieckie. Pewnejest natomiastto, iż używanie podobnej Kętrzyńskiemu argumentacji stawia konieczność odpowie dzenia na pytanie, cozkonkretnymi, deklarowanymicelami politycznymi, które po wstanie miało osiągnąć? Czybyła to tylko „makiaweliczna”wymówka,użyta przez dowódców po to, by pchnąć ludzi do walki? Jeżeli tak, to skoro sytuacjamieszkań ców Warszawy (z której mieli oni rzekomo zdawać sobie sprawę20) była tak dra
matyczna, dlaczego w ogóle taka wymówkabyłapotrzebna? Bezjednoznacznego, rzetelnego udzielenia odpowiedzina te pytania, nadalbędziemy mielidoczynienia z argumentacją posthistoryczną, która ustąpićmusi wswej silemerytorycznej ana lizie tego, czy istotnie 1 sierpnia 1944rokubyłodpowiednim czasem na ogłoszenie decyzji o wybuchu powstaniawWarszawie.
W tekścieKętrzyńskiego zawiera się również sugestia, iż powstanie było w psy
chologicznym sensie nieuniknione. Tzw. „psychiczną konieczność” powstania su gestywnie ująłszef wywiadu AK, płk Kazimierz Iranek-Osmecki21:
21 Notabene płk Kazimierz Iranek-Osmecki zachowywał pod koniec lipca daleko idącą wstrzemięźliwość osądu w zakresie tego, czy rzeczywiście panujące warunki sprzyjają podjęciu czynu zbrojnego. Zob. J.M. Ciechanowski, Powstanie warszawskie, s. 411.
22 Płk Kazimierz Iranek-Osmecki, szef wywiadu AK, [w:] Spór o powstanie warszaw
skie. Boję się wymówić słowo ,, bezsens", wybrał G. Sroczyński, http://wyborcza.
pl/56,75402,1004620l,plk_Kazimierz_Iranek_Osmecki__ szef_wywiadu_AK_„5.html (data do
stępu: 29.08.2011).
Trzeba było przeżyć pięć lat okupacji w Warszawie w cieniu Pawiaka, trzeba było słyszeć codziennie odgłosy salw, tak że przestawało się je słyszeć, trzeba było asystować na rogu ulicy przy egzekucji dziesięciu, dwudziestu, pięćdziesięciu przy
jaciół, braci lub nieznajomych z ustami zaklejonymi gipsem i oczami wyrażającymi rozpacz lub dumę. Trzeba było to wszystko przeżyć, aby zrozumieć, że Warszawa nie mogła się nie bić22.
Warszawa, grzebiąca swymi gruzami masę ofiar i fiasko osiągnięcia strategicz nych celów - to wszystko twardefakty, których lekceważyć niewolno, jednaksens i istotę powstania mogą zrozumieć jedynie ci, którzy doświadczyli pięciu lat terro
ru okupacji hitlerowskiej, masowych łapanek i rozstrzeliwań ulicznych. Zgnębiony naród utrzymywał się na skraju wytrzymałości, awybuch powstania był zwierzę cą wręcz reakcją obronną, która była nieunikniona. Co ciekawe, argumentacja taka operuje raczej na poziomie biologicznym niż metafizycznym, a zatem poziomie bliższym realistom. Ci jednak przypomną, że o wybuchu zadecydowali dowód
cy. Powołają się przy tym na ojca realizmu politycznego, Tukidydesa, którywy
raźnie podkreśla kluczową w polityce rolę przywódców, czyli tych, którzy nawet w krytycznych okolicznościachpotrafią zachować umiari zdrowy osądsytuacji,na przekór targanemu emocjami ludowi. Perykles jest tu jednym z najznamienitszych przykładów. Co więcej, wydaje się, że fakty wcale nie przesądzają na rzecz tezy o oddolnej erupcjipragnienia odwetu na Niemcach.
27 lipca, kiedy gubernator Dystryktu Warszawskiego Ludwig Fischer wydał za rządzenie o mobilizacji ludności cywilnej do prac fortyfikacyjnych, płk Chruściel wydałdecyzjęo alarmiew Warszawie,który jednak został następnego dniaskutecz
nie cofnięty. Nie odnotowano jakichkolwiek incydentów niesubordynacji ze strony palących się do walki żołnierzy. Nakazuje to domniemywać, że ArmiaKrajowa do końca zachowywała karność podobnąregularnemu wojsku. Można nawet powie dzieć więcej - należybyć wysoceostrożnymwobec częstoprzywoływanych argu mentów, że presjichwili nie wytrzymało romantycznie rzekomo wychowane poko lenie Kolumbów. Jeżeliktokolwiek jej nie wytrzymał, byli to dowódcy, awięc raczej pokolenie lat 1895-1900. Fakt tenjest symptomatyczny, bowiem w pewnym sensie obala tyleż popularne, co niesłuszne kojarzenie etosu II RP z tradycją romantyczną.
Wyraźnie bowiem wskazujena karność i posłuszeństwo społeczeństwa wychowane
go na solidnym fundamencieetyki państwowej.
Kolejnym argumentem,podkreślającym polityczną wartość przelanej wpowsta niu krwi, jest wskazanie, iż bez niej Polakom groziłaby „duchowakapitulacja” wo
bec komunistycznego reżimu. Na podnoszenie tej kwestii wśród obrońców decyzji o powstaniuzwrócił uwagę w„Tygodniku Powszechnym” Antoni Gołubiew:
Obrońcy powstania [...] wskazują na olbrzymi zysk natury moralnej, na warto
ści wychowawcze, na przyszłe pokolenia. Widzą działanie tego czynu przez wiele wieków. I odwrotnie, powiadają, że gdyby Warszawa na powstanie się nie zdecydo
wała, byłoby to początkiem naszego załamania się23.
23 A. G o ł u b i e w, Myśli o powstaniu warszawskim, „Tygodnik Powszechny” 1946, nr 31.
24 Np. Maria Dąbrowska, a ostatnio Dariusz Gawin. Zob. M. Dąbrowska, Conradowskie pojęcie wierności, „Warszawa” (Dwutygodnik Literacko-Społeczny) 1946, nr 1 oraz D. G a w i n, Wstęp, [w:] Sporo Powstanie. Powstanie Warszawskie w powojennej publicystyce polskiej 1945- -1981, wstęp, wybór i oprać, tekstów idem, Warszawa 2004.
Argument ten znakomicie wpisuje się w romantyczną logikę. Każdorazowe
„koszty” powstańwpostacirozlanej krwi, zniszczeń i braku politycznych efektów, na jakiebyły obliczone,rekompensowane są podtrzymywaniem tradycji aktywnego oporu, pozwalającej przetrwaćnarodowemuduchowi. Należy jednak zdawać sobie sprawęz nieproporcjonalności obydwu, stojących naprzeciw siebie racji. Polityczne działaniazawsze obliczone są na konkretnycel, którego realizacja weryfikuje ich zasadność. Podtrzymywanie narodowej tradycji samo w sobie celem tym być nie może,ponieważ ma czysto formalny,procesualny wręczcharakter. Chyba że, jeżeli założymy tożsamość przyczyny formalnej i przyczynycelowej, co zdająsię czynić radykalni romantycy.Widaćwięc, że romantyzm w sporze opowstanie, by pozostać wewnętrznie spójny, powinien trzymać się swej skrajnej wersji, inaczej wikła się w problemywynikające z niemożności pogodzeniadwóch diametralnieodmiennych paradygmatówmyśleniao polityce.
Ujmowaniu powstaniajako konieczności psychologiczno-moralnej musi towa rzyszyć pytanie owalczącychpowstańców - sensichwysiłku oraztrudu, a wreszcie symboliczną wartość ich śmierci. Wydawać by się mogło, że mit romantycznego bohatera byłby tu właściwą figurą interpretacyjną, którą posłużą sięzwolennicy de
cyzjiopowstaniu.Co innego admiratorzytezyo jego nieuniknioności.Część z nich, wyraźnie zmęczonych „realistycznymi” atakami naczęsto wyszydzane, problema tyczne dziedzictwo romantyzmu, kojarzone z kultem męczeństwa i bohaterszczy- zny,poniosło trud wypracowania nowego modelu24. Wtejperspektywie bohaterowie płonącej Warszawy niemają z romantykami nic wspólnego, sąto bowiem bohatero wie Conradowscy.
Spojrzenie to ma głęboko egzystencjalny charakter - akcentuje pełną świado
mość idących na stracenie powstańców, którzyjednak nie mogą inaczej. Wierni określonemu kodeksowi etycznemu, wyznaczanemu przez pojęcie człowieczeństwa,
wydają się być jak bohater Tajfunu, kapitan Whirr, który „nie chciał zejść z kursu nawałnicy, ponieważwierzył, że «tak trzeba», że należy trzymać się raz obranego kursu, ponieważchciałbyć wiemy sobie, swojemu najbardziej wewnętrznemuprze konaniu o tym, na czym polegaprawość”25.
25 Ibidem, s. 33.
26 P. Skibiński, Realizm polityczny a powstanie warszawskie. Analiza trzech aspektów:
decyzji o wybuchu powstania, o jego kontynuacji i postawy społeczeństwa wobec niego, [w:] Pa
triotyzm i zdrada. Granice realizmu i idealizmu w polityce i myśli polskiej, red. J. Kloczkow- ski i M. Szułdrzyński, Kraków 2008, s. 136. Autor tak podsumowuje swoje stanowisko w sporze o powstanie: „Jakie więc wskazania mogą płynąć z analizy powstania warszawskiego w kategoriach realizmu politycznego? W moim przekonaniu powstanie może być szkołą patrio
tyzmu politycznego i poświęcenia dla Ojczyzny dla każdego następnego pokolenia Polaków, tak
że nam współczesnych. Natomiast studium decyzji o podjęciu działań zbrojnych powinno być obowiązkowym ćwiczeniem w polskich akademiach wojskowych i politycznych, jako przykład, z jednej strony, w jak trudnych warunkach przychodzi nieraz wojskowym i politykom podejmo
wać decyzje oraz, z drugiej strony, jak zachowywać się w takich wypadkach nie należy”. Ibidem, s. 152-153.
Figura Conradowskich bohaterów przekonuje swoją autentycznością w per
spektywie indywidualistycznej, a zatem w perspektywie dylematów, które gorejąc w sumieniuposzczególnych powstańców wydobywały z niegowszystko to, co czyni z nich najwyższy rodzaj ludzi. Nie wolno jednak zapominać, iż perspektywa poli
tyczna jest perspektywą zbiorową. Warto więcpilnować, byConradowskie mitynie zakłóciły jej przejrzystości. W tym sensie powstańcy mogli być kapitanamiwyłącz
niewłasnej duszy. Warszawa walczyła,ponieważ dostała taki rozkaz - jeżeli zatem poszukiwać tu kapitanastatku, byli nim generałowie, którzypodjęli decyzję o alar mie. Musieli jednak wiedzieć,żeniesą na tym statkusami.
Umiarkowany realizm. Stanowisko to charakteryzuje się uznaniem kanonów realistycznego myślenia o polityce (uznanie dla kryterium skuteczności w polityce oraz widzenie jej jako domena siły), wzbogaconychwszelako orolę kontekstumo
ralnego. Wsposób znakomitywyraził jeniedawno historyk PawełSkibiński:
Można by było zdefiniować realizm polityczny jako rodzaj trzeźwej i racjonal
nej kalkulacji politycznej, która jednak nie musi być obojętna na czynniki moralne lub wręcz negować ich istnienie. Sugestia bowiem, że postawa moralna w polity
ce jest „nierealistyczna”, by nie powiedzieć nieodpowiedzialna, jest zbytnim i nie
uprawnionym intelektualnie uproszczeniem. Takie rozumowanie opiera się bowiem na niedającym się racjonalnie dowieść założeniu, że nie istnieje obiektywny porzą
dek moralny, a także, że nie istnieje w związku z tym jakakolwiek nadprzyrodzona warstwa rzeczywistości, albo przynajmniej jest ona całkowicie niepoznawalna26.
Analizadecyzji o powstaniu i kontynuowaniu walki w kategoriachRealpolitik nie pozwala autorowi znaleźć uznania dla postępowania dowódców. W tym sen sie Skibiński jednoznacznie stawia się po stronie „krytyków powstania”. Pozycja ta nie przeszkadzamu wwidzeniu dalekobieżnych skutków warszawskiego zrywu, które swoje źródło mająwpostawiespołeczności Warszawy. Ten bezprecedensowy
akt ofiarności i patriotyzmu stworzył wedle autorawielki kapitał w postaci mitu.
Wpewnym sensie został on następniepolitycznie zdyskontowany podpostaciąro dzącej się „Solidarności”.
Perspektywa Skibińskiego wydajesię umiejętnierozdzielać dwa porządki - wą
ski porządekpolityczny(decyzja o podjęciu walki z Niemcami w Warszawie) oraz ten szerszy, wzbogacony o aspekty moralne, płynące z mitu powstania, którymusi zostać zweryfikowanyprzez czas. Mitbowiem -by efektywnie funkcjonować w sfe
rze politycznej - zawsze go potrzebuje. Co szczególnie warte podkreślenia, uznanie prawdopodobności pozytywnych skutków owego mitu dla niepodległej państwo wości polskiej nie zmienia krytycznego zdania autora odnośnie do samej decyzji i wybuchu powstania. Można powiedzieć więc, że to przypadek dość szczególny wśród zabierających głos w sporze - krytycy decyzji o powstaniu przeważnie nie lubiązastanawiać się nad jego możliwymi pozytywnymi skutkami dla świadomości narodowej, argumentując, że to raczej szkoła fałszywego patriotyzmu. Zwolenni cy, zajmujący radykalnie romantyczne stanowisko, spychają konkretne i namacalne skutki powstania na dalszy plan, eksponując tezę o jegofundamentalnym znaczeniu dla pedagogiki narodowej, które stało się widoczne i zrozumiałe dopieropo czter
dziestu, pięćdziesięciu latach. Jak sięjednak wydaje,perspektywę podobnąSkibiń skiemu potrafiłjuż w 1946 roku przedstawić Antoni Gołubiew:
Uważam powstanie za błąd o tragicznych skutkach. Nie zaprzeczam, by po
wstanie nie miało dodatnich skutków moralnych. Ale powstania nie można trakto
wać jako demonstracji [...]. Powstanie należy traktować jako czyn bojowy. [...] Bez względu na to, jak oceniać ówczesną sytuację strategiczną i polityczną, powstanie udać się nie mogło - więc nie wolno go było rozpoczynać27.
27 A. Gołubiew, Myśli o powstaniu...
21 Ibidem.
29 Obłąkana koncepcja powstania (wywiad z P. Wieczorkiewiczem), „Życie Warszawy”, 25.07.2005.
Autorznaczenie moralne powstania widziw jedności narodu, który - jego zda
niem -wcale nie popierał rozpoczęciapowstańczej walki z Niemcami. Miejsca na sprzeciwjednak nie byłoi społeczeństwo warszawskie solidarniei dosamego końca stanęło po stronie Armii Krajowej ijej dowódców. „Powstanie warszawskie - nie zależnieod tego, jak będziemy jeoceniali z punktu widzeniajegocelowości - jest wspaniałym objawem jednolitości narodu w walce o wolność”28.
Radykalnyrealizm. Stanowisko to - wodróżnieniu od jego umiarkowanejwer
sji - charakteryzuje pryncypialne odrzucenie stosowania jakichkolwiek kategorii moralnych w polityce. Zapytany o „moralne zwycięstwo” w kontekście powstania warszawskiego,nieżyjący już historyk PawełPiotr Wieczorkiewicz udzielił w tym względzie bardzo reprezentatywnej odpowiedzi: „Pojęcie moralnegozwycięstwa jest bardzo dziwne, bo wojnajest przedłużeniem polityki,awpolityce nie ma kategorii moralnych. Ważnejest tylko to, czy posunięcie było skuteczne. Powstanie okazało się kompletnąklęską. Klęskątego,co pozostało jeszcze zniepodległej Polski”29.
Radykalni krytycy powstania wskazują na olbrzymie ofiary w cywilach, cał kowicie zrujnowane miasto i utratęolbrzymichzasobówkultury materialnej, która w formie dzieł sztuki, archiwów oraz bibliotek skupiona została w Warszawie, w celu lepszego chronienia jej przednadchodzącą armię sowiecką. Wskazująprzy tym na bardzo niejasny iburzliwy kontekst podjęcia samej decyzji o powstaniu oraz fakt, iż naruszała ona procedury wyznaczone przez rząd londyński30. Podkreślają, że pozytywnych skutków politycznych powstanie osiągnąć nie mogło - w intere
sie Józefa Stalina leżała anihilacja stołecznego podziemia niepodległościowego, by następnie na zdobytym terenie sprawniej zainstalować władze mu posłuszne.
W tym sensie, powiadają reprezentanci tego stanowiska, „powstanie było wymierzo ne militarnie przeciwko Niemcom, politycznie przeciw Sowietom, demonstracyjnie przeciw Anglosasom, a faktycznie przeciw Polsce”31. Co również bardzo istotne, szczególnie sprzeciwiają się racjonalizacjipowstania post factum, w kontekście dłu gotrwałegoprocesu wyzwalania Polski z komunizmu,któryszczęśliwie zakończył się - przynajmniej wsensie nominalnym- w 1989 roku. Z podobnych usiłowań bez
pardonowo ironizuje filozof społecznyBronisław Łagowski, dosyć trafniediagno
zując jednak określoną dyspozycjępsychologiczną stojącą za owymi usiłowaniami:
30 Zob. w szczególności bardzo wnikliwe opracowanie tych kwestii przez Lecha Mażewskie- go: i d e m, Nikt nie był przeciw..., s. 92-115.
31 P. Jasienica, „Tygodnik Powszechny”, 1949, [w:] Spór o powstanie warszawskie..., http://wyborcza.pl/56,75402,10046201 ,Pawel_Jasienica_Tygodnik_Powszechny_1949_r_„4.html (data dostępu: 29.08.2011).
32 B. Łagowski, Partia powstania warszawskiego, [w:] idem, Duch i bezduszność III Rzeczypospolitej, Kraków 2007, s. 431-432.
33 Podobnie Jacek Trznadel. Zob. idem, Powstanie o ukrytym celu, [w:] idem, Spór o całość, Warszawa 2004.
Armia Krajowa zwyciężyła, ale z opóźnieniem; zważywszy na ostateczny rezultat - opłaciło się. Powstanie zrobiono w tym celu „abyśmy mogli żyć w wolnej Polsce”
i właśnie żyjemy. Wykrycie związków przyczynowych między zburzeniem Warsza
wy w 1944 roku a upadkiem systemu radzieckiego w 1989 stanowi wkład polskiej historiografii do skarbnicy wiedzy ludzkiej. Bez Polaków Norman Davies by na to nie wpadł. Rozejrzyjmy się wobec siebie, przyjrzyjmy się szczęściu własnemu i swoich rodaków, a będziemy musieli przyznać, że dla tak wspaniałego rezulta
tu warto było poświęcić życie 200 tysięcy mieszkańców Warszawy. (Założyłem na chwilę, że polska teoria związków przyczynowych jest prawdziwa i że powstańcy walczyli nie po to, by zwyciężyć w 1944 r., lecz 45 lat później)32.
Niektórzy autorzy, stojącynastanowiskuradykalnego realizmuw sporze o po
wstanie warszawskie dlapotwierdzenia stawianych przez siebie tezodwołują się do historii alternatywnej. Wieczorkiewicz kreśli wizję losówWarszawy i Polski, gdyby powstanie nie wybuchło33. Jego zdaniem Stalin - wkraczając do stolicy -miałby nieporównywalnie trudniejsze zadanie,jeżeli chodzi o pacyfikację podziemia nie podległościowego, zdołałbyjednakporadzić sobie zArmiąKrajową, wysyłając kil
kadziesiąt tysięcy żołnierzy na Sybir bądź stosującbezpośrednie represje polegające
na natychmiastowej,fizycznej eliminacji. Zdaniem tego historyka, byłaby to jednak cena, którą warto było zapłacić- przetrwałaby bowiem duża części tkanki naro dowej o nastawieniu niepodległościowym, a przy tym olbrzymi kapitał w po taci narodowej kultury materialnej. Sowietyzacja Polski nie mogłabyposuwać się wtak szybkim tempie, w jakim posuwałasię w rzeczywistości, a faktyczna „dekomuniza cja” (rozumiana za Lechem Mażewskim, jako powolne odchodzenie od przesyco
nego ideologiąustrojukomunistycznego w wariancie stalinowskim) postępowałaby zdecydowanie szybciej. Polska zachowałaby znaczną część swojej elity, co praw
dopodobnie zagwarantowałoby, iż opozycja polityczna nie musiałaby koncentro wać się wokół grupy „rewizjonistów”, która - będącjedyną realną siłą - narzuci ła później swojąwizję kompromisuz „władzą ludową” reszcie. Konkludując, kraj i naród nie doznałby tak daleko posuniętego spustoszenia kulturowo-politycznego, jakie nastąpiło wokresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej34. Warto przypomnieć, żepodobne tezy stawiał już pod koniec lat 50. ubiegłego wieku Juliusz Mieroszew- ski- ichtreść polityczna sprowadza się do następującej konstatacji: „bezsensowne warszawskie powstanie rozbroiło Październik”35.
34 Obłąkana koncepcja powstania...
35 J. Mieroszewski, Kronika angielska. O przeciętności w polityce, „Kultura” 1959, nr 4.
Zastrzegając, iż tego rodzaju rozumowanie opiera się na historii alternatywnej (co z definicji uniemożliwiajego analizęw kategoriachwiarygodności), należy za
pytać, czy rzeczywiście wizja taka miała szansę się spełnić, gdyby Niemcy posta nowili bronić Warszawy do końca, ogłaszając miasto „twierdzą”? Być może bo wiem społeczność stolicy zostałaby użyta w charakterzemięsa armatniego, a miasto czekałaby całkowita anihilacja. Taki scenariusz podważałby zasadność koncepcji Wieczorkiewicza,sam jednak nie może pretendowaćdopewnościczy nawetpraw- dopodobności.
Radykalni realiści, zgłaszając swoje argumenty w sporze o powstanie, wiele miejsca poświęcają krytyce romantyzmu politycznego Polaków, wpisanegorzekomo wnarodowego ducha.Na tym gruncie formułująmniej bądźbardziejskrajne twier dzenia. Dobrym przykładem jest tu Bronisław Łagowski, bezkompromisowykrytyk tradycji powstańczej, sceptycznie nastawiony również do zasadności i celowości funkcjonowania podziemia zbrojnego i Armii KrajowejpodczasII wojny światowej.
Filozof jednoznacznie opowiadasię po stronie tradycji pracy organicznej, rehabili tując przy tej okazji nieco zapomnianą dziś postać Adama Ronikiera, przewodni czącego Rady Głównej Opiekuńczej, legalnej organizacji charytatywnej, działającej wGG, którazajmowała siępomocą głodującym i represjonowanym. Stwierdzenia, padające spod pióra filozofa, mogą wydawać siędziś dość bulwersujące:
Armia Krajowa według wszelkiego prawdopodobieństwa zabiła więcej Pola
ków niż Niemców. Osobno tTzeba liczyć tych Polaków, których Niemcy zabili w ak
cjach odwetowych, kierując się barbarzyńską zasadą odpowiedzialności zbiorowej.
„Państwo podziemne” było bezsilne wobec niemieckiej machiny wojny i terroru,
jego aktywność nie dawała żadnych rezultatów, które można by uznać za korzystne dla Polski i Polaków. Zwielokrotniała jedynie ofiary śmiertelne. Zwycięstwo może usprawiedliwić poniesione wielkie ofiary, a nawet popełnione zbrodnie. Ale zwycię
stwa „państwo podziemne” nie odniosło30.
30 B. Łagowski, Pamiętniki Ronikiera, [w:] idem, Duch i bezduszność III Rzeczypospo
litej, Kraków 2007, s. 386.
37 S. Kisielewski, O odwiecznym konflikcie polskim (w II rocznicę powstania warszaw
skiego), „Tygodnik Warszawski” 1946, nr 31.
3* Idem, Porachunki narodowe.
Ewidentnemu lekceważeniu kontekstumoralnego nawetw szerszej,politycznej perspektywie, towarzyszy ukryty, lecz zauważalny postulat „bohemizacji” Polaków, któryŁagowski w pełni afirmuje. Należyzauważyć, iż w podobnym, choć nie tak skrajnym tonie, wypowiadałsię bezpośredniopo wojnie Stefan Kisielewski,zabie
rającgłos w debacie o powstaniu warszawskim:
Psychologicznych przyczyn nieszczęść Polski dopatruje się właśnie w konflikcie psychologii Polaków z konkretnymi dyspozycjami warunków zewnętrznych Polskę otaczających. Nie da się zaprzeczyć, że najdalszym dla nas psychicznie narodem są Czesi; nie da się również zaprzeczyć, że walory polityczne, zdolności taktyczne, temperament Czechów, to są właśnie cechy, które w naszych warunkach, w naszym położeniu byłyby najbardziej przydatne* * 37.
Kiedyindziej autor piętnuje brak u Polaków tzw. instynktu życia:
[...] instynkt życia, nakazujący cierpliwość, ostrożność, powściągliwość, subtelność taktyczną w dążeniu do celu zasadniczego posiadają oprócz państw wielkich i takie narody jak Czesi, Szwedzi, Szwajcarzy. My natomiast mamy przedziwny instynkt życia a rebours, który w praktyce staje się - instynktem śmierci3".
Wątekten z całą pewnościąwykracza poza dyskusjeo powstaniu warszawskim, będąc raczej głosemw debacie o polskim charakterze narodowym. Niemniej warto się nad nim pochylić, z uwagi na doniosłość niesionego przezeń postulatu. Chodzi wszak o istotną modyfikację naszego charakteru narodowego, zaszczepienie w nim instynktu biologicznego przetrwania, trzeźwej oceny sytuacji (jeżelizałożymy,że to jejbrak był głównąprzyczyną powstania warszawskiego, jak również innych nieuda
nych zrywów niepodległościowych) oraz pragmatyzmu. Do pewnegostopnia postu
laty te wydająsię ze wszech miarsłuszne, jednakże należy miećpełną świadomość, iż„czeskisyndrom” jest jak morfina- wodpowiednich ilościach (iokolicznościach!) przynosi pożądane rezultaty, jednak niezmiernie łatwojest paśćw jej objęcia,a stąd już prosta droga do zguby. Wydaje się, że fenomen tendobrze uchwycił Józef Łobo- dowski, emigracyjny publicysta przebywający po wojnie wHiszpanii, uzasadniając swe krytycznemotywacje względem decyzji o wybuchu powstania:
Nie chciałbym być źle zrozumiany. Nie zamierzam doszlusować do tych, którzy traktują powstanie warszawskie jako okazję do generalnej rozprawy z polskim ro
mantyzmem. Idąc przecież konsekwentnie tą drogą, zawędrujemy nieuchronnie do Złotej Pragi, której nie polecałbym nikomu naśladować. Szeroko rozreklamowany czeski rozum polityczny może budzić zachwyty tylko w dzisiejszych nikczemnych czasach, które - zaiste - są jeszcze bardziej obrzydliwe niż tragiczne. Gdy słyszę argument, że Czesi wyszli z tej wojny z minimalnymi stratami, zawsze przychodzi mi na myśl brutalne powiedzenie rosyjskie, „Złoto idzie na dno, g... pływa”. Gdyby Polacy, a wraz z nimi wszystkie narody europejskie wykazały identyczny „rozum polityczny”, co nasi kuzyni znad Wełtawy, Hitler byłby dziś arbitrem świata3’.
Powyższycytat, niepozbawiony zbędnej egzaltacji,polegającej na negatywnej, przesadnie estetycznej ocenie rzeczywistości, naktórą to w polityce nigdy nie wolno się obrażać, umiejętnie pokazuje groźbę płynącą z „zespołu czeskiego”. Admirato- rzy tezy o „konieczności bohemizacji” muszą - wbrewtemu, co twierdzi Kisielew ski-zwrócić uwagę na całkiem odmienny potencjałludnościowy, gospodarczyoraz polityczny(azwłaszcza geopolityczny),jaki w odróżnieniu od Czech charakteryzuje Polskę. Już sam ten fakt powinien przemawiać za ostrożnym spoglądaniem na po lityczne wybory naszego sąsiada, jako potencjalne wzorce zachowania w danych okolicznościach. Osławiony czeski realizm w polityce to bowiem nic innego, jak konsekwentne realizowanie polityki państwa o statusie drugo-, a wręcz trzeciorzęd nym w Europie. Pragmatyzmw działaniach politycznych jest więcej niż wskazany i na przestrzeni dziejów Polskaniewątpliwie znajdowałasię w okolicznościach, które skłaniały do pobieraniapolitycznych nauk nad Wełtawą (szczególnie w XIX wieku, kiedy tojej status międzynarodowy byłniewiele większy niż Czech). Jednak postu
lowaniecałkowitej bohemizacji naszejnarodowej wrażliwościpolitycznej, rzekomo na podstawienauczkiwyciągniętejz powstańczych klęsk, w tym tragedii powstania warszawskiego (a więc klęsk okresu, kiedy Polska wsensieprawno-politycznymnie istniała), jestrównoznacznezobniżaniem naszych aspiracji narodowych.Na pewno nie jest realistą ten, kto nie potrafidochować wierności cnocie umiarkowaniai roz
poznaćgranic samegorealizmu politycznego. Pseudopozytywistyczny minimalizm jestnajbliższączyhającą nańpułapką.
* * *
Powyżej zaprezentowany i poddany krytycznej analizie „modelowy” schemat stanowisk w sporze o powstanie warszawskie ma na celu rozjaśnienie meandrów, jakimi toczy się narodowa dyskusja poświęcona temu wydarzeniu. Naturalnie nie rości on sobie pretensji do „kompletności” w sensie uwzględnienia wszystkich głosów w sporze. Dzięki niemu wyraźnie widać jednak, do jakich tradycji odwo
łują się biorący w debacie udział orazjakie motywacje towarzyszą im w krytyce bądź afirmacji powstańczego zrywu. Element krytycznegorozważeniagłosów „za”
i „przeciw” wydaje się wskazany, o ileprzeprowadzony z rozwagą ibeznadmierne gofaworyzowania którejkolwiek ze stron, zakładając, że postulat pełnego obiekty-
” J. Łobodowski, Jeszcze o powstaniu warszawskim, „Wiadomości” (Londyn) 1947, nr 27.
wizmu jestmrzonką, zaś analiza zupełniepozbawiona intuicji płynących z prywat
nych przekonańautorajest po prostu niemożliwa.
Należyrazjeszcze podkreślić, iż spóro powstanie to wistocie spóro polskicha
rakter narodowy i każde ze stanowisk formułujew tym zakresie odmienne postulaty.
Radykalny idealizm „duszy polskiej” stoi naprzeciw realistycznego pragmatyzmu politycznego, który w swej skrajnej formie przybiera postać postulatu „bohemiza- cji” Polaków. Bardziej umiarkowane stanowiska, wrażliwena charakter argumentacji przeciwników, skupiają się na poszukiwaniupozytywnych,politycznychskutków po
wstania dlapolskiej tradycji państwowej,przyznając, wwariancie realistycznym,rolę czynnikom moralnym w szerszym kontekściepolitycznym lub, w wariancie roman tycznym,potwierdzając jedynie słusznośćdecyzji o powstaniu, mimo wielkich strat osobowych i materialnych.Jakie więc powinny płynąćwnioski ze sporu o powstanie dlawielkiej, narodowejdebaty skupionej wokół rozumienia polityki przez Polaków?
Przede wszystkim należy wskazać, iż postulatumiarkowanego realizmu,zakła
dający uwzględnienie czynników moralnychw szerszym kontekście politycznym, może stanowić płaszczyznę, na której spotykasię perspektywa realistyczna z per
spektywą romantyczną. Niepowinno podlegać dyskusji, że powstanie warszawskie winno stanowićwielką szkołę patriotyzmuoraz ofiarności społeczeństwadlapoko leń potomnych. Niezależnie bowiem od ocenysamej decyzji o powstaniu, od narodu, którego państwo chcezachować polityczneaspiracje w stopniu proporcjonalnym do jego roli w historii, należy wymagać w określonych okolicznościach umiejętności
zapłacenia najwyższej ceny za uprawianie polityki z pozycji podmiotowej. Szkoła pragmatyzmu, napędzanego „instynktemżycia”(niewątpliwie będącego wśród Po laków w deficycie), jakkolwiekbardzo potrzebna, musi w wyjątkowychmomentach ustąpić gotowości poniesienia najwyższej obywatelskiej ofiary, jeżeli ofiara ta jest warunkiem realizowania przez państwo swojej racjistanu.
Trzeba również pamiętać o znaczeniudotychczasowegoprofilu pedagogiki na
rodowej, który mabezsprzecznieromantycznycharakter. Głosy opotrzebie radykal
nego zerwania ztym modelem, rozbrzmiewające dziś wśródwielu realistów, mogą przynieść skutki odwrotne do zamierzonych. Na poziomie krytyki wpisująsię bo wiem w narrację „paneuropejską”, która orzeka przecież o konieczności pozbycia się tożsamościowego balastu i stawia znak zapytania nad bezdyskusyjnymjeszcze kilkanaście lat temu imperatywempatriotyzmu. Dziśnajpopularniejszajego szkoła to szkoła romantyczna, a zatem walka z nią zawszeniesie ze sobą poważnezagro
żenie. Nic zresztąnie wskazuje nato, byw obozie patriotyczno-tożsamościowym dominacja paradygmatu romantycznego miała ustąpić. Nieustanne utyskiwanie na ten fakt ze strony realistów świadczyraczej o doktrynerstwie oraz o nieumiejętno ści pogodzenia sięz rzeczywistością, co z prawdziwym realizmem politycznym ma niewielewspólnego. Fundamentalna krytyka tradycji powstańczych może jedynie rozkopać ów rów dzielący obydwie strony, które na poziomiepoczucia tożsamości i oddania Ojczyźnie nic przecież nie różni. Niestety, nie każdy z biorących dziś udział w narodowymsporze zdaje sobie sprawę z polityczno-kulturowych konse kwencji takiegodziałania.Każdy jednak boleśnie je odczuje.