• Nie Znaleziono Wyników

O schizofreniku i małej dziewczynce

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O schizofreniku i małej dziewczynce"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Gilles Deleuze

O schizofreniku i małej dziewczynce

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (27), 193-205

(2)

Gilles Deleuze

O schizofreniku i o małej

dziewczynce*

Nie m a nic delikatniejszego od powierzchni. Czy tej organizacji w tó rn e j nie zagraża potwór wielokroć potężniej­ szy niż Ja b b e rw o c ky , jakiś nonsens b e zkszta łtn y i bez dna, całkiem różny od tych, które określiliśm y poprzednio jako dw ie postaci przynależne jeszcze do sensu? Niebezpieczeństwo to z początku jest niezauważalne, ale w y s ta rc z y uczynić kilka kroków , by uświadomić

sobie p o w iększenie się szczeliny oraz to, że zniknęła cała organi­ zacja przestrzeni, zapadając się w głąb straszliwego pierwotnego porządku. N onsens nie w yd ziela ju ż sensu, pochłonął w szystko. Z początku sądziliśm y, że t k w i m y nadal w t y m s a m y m lub w są­ siednim żywiole. Spo strzeg a m y teraz, że zmieniono żyw ioł, że zna­ leźliśm y się w o k u cyklonu. Sąd ziliśm y dalej, że z n a jd u j e m y się wśród m a ły c h d z ie w c z y n e k i dzieci, a oto zstąpiliśm y w nieodw ra­ calne szaleństwo. Sądziliśm y, że m a m y do czynienia z awangardą literackich poszukiw ań, z w y ż y n a m i inw en cji j ę z y k o w e j i słownej, a tym c za s e m wstrząsają nam i k o n w u lsje istnienia w m ro k a c h pato­ logicznej twórczości związanej z ciałem. Dlatego obserwator musi mieć się na baczności; trudno dopraw dy byłoby się pogodzić z ty m , b y pod p r e te k s te m np. słó w -k u fr ó w mieszać z sobą dziecięce w y l i ­ czanki, e k s p e r y m e n ty poetyckie i przeżycia szaleńca. W ielki poeta może pisać nawiązując bezpośrednio do tego dziecka, k t ó r y m sam był, i do dzieci, które kocha; szaleniec może wnieść z sobą n iezm ie ­ rzone w prost dzieło poetyckie, zachowując bezpośredni k o n ta k t

* Fragment 13 z Logique du sens. Paris 1969 Ed. de Minuit

(3)

Św i a d e c t w a 191

z poetą, k tó r y m sam był, i k tó r y m być nie przestał. Nie usprawie­ dliwia to byn a jm n ie j groteskowej trójcy: dziecko — poeta — szale­ niec. P r z y całym podziwie i p r z y całym szacunku m u s im y zwracać uwagą na przesunięcia zdradzające głębokie różnice pod płaszczy­ k ie m ogólnych podobieństw. M u sim y zwracać uwagę na najróżn iej­ sze fu n k c je oraz otchłanie nonsensu, niejednorodność słów -ku frów , które nie upoważniają do łączenia z sobą w y m yśla ją c y c h je osób, a n a w e t osób je używających. Mała dziew czynka może śpiewać «Pimpanicaille», artysta może napisać «f r u m i e u x » 1, schizofrenik może powiedzieć «perspendicace» 2; nie m a m y najmniejszego powodu uważać, że problem pozostaje ten sam, ty lk o dlatego, że w y n i k i są z grubsza podobne. Nie można całkiem serio m y lić piosenki Babara z o k r zy k a m i— tchnieniami A rtauda — „Ratara ratara ratara Atara tatara rana Otara otara katara (...)”. Dodajmy, że błędem logików rozprawiających o nonsensie jest to, że dają oni p r z y k ła d y całko­ wicie odcieleśnione, pracowicie skonstruowane przez nich sam ych dla potrzeb dowodzenia, jak g d y b y n igdy nie słyszeli piosenki m a ­ łej dziew czynki, słów poety, m o w y schizofrenika. Oto nędza tzw. p r z yk ła d ó w logicznych (z w y j ą tk i e m tych, które daje Russell zawsze inspirujący się Carollem). Ale braki w rozum ow aniu logika również nie upoważniają nas do zestawiania tej trójcy na przekór jem u, wręcz przeciwnie. Jest to problem z zakresu kliniki, zw ią ­ za n y z wciśnięciem się jed nej organizacji do drugiej lub z brze­ m i e n n y m w s k u tk i pow staw aniem dezorganizacji. Jest to ta kże pro­ b lem z zakresu k r y t y k i , zw iązany z określeniem różnicujących po­ ziom ów, gdzie nonsens zm ienia swoją postać, słowo— k u fe r naturę a cała m ow a swój wym iar.

Otóż ogólne podobieństwa zastawiają na nas z początku pułapki. C hcielibyśm y zastanowić się nad d w om a teksta m i zaw ierającym i te podobieństwa-pułapki. Otóż u A n to nina A rtauda doszło k ilk a razy do konfrontacji z L ew isem Carollem, najpierw p rzy tra n sk ry p cji

1 Jest to typowa — jak się zwykło mówić — kontaminacja, czyli w term ino­ logii autora: słowo—kufer. Frumieux jest złożeniem fumaut i furieux (przyp.

tłum.)

2 „Perspendicace” to słowo—kufer używ ane przez pewnego schizofrenika dla oznaczenia istot znajdujących się ponad głową danego osobnika (perpen dicu ­

laires), które są bardzo spostrzegawcze (perspicaces), przytoczone przez Geor­

gesa Dumasa w Le Surnaterel et les dieux d ’après les maladies mentales. 1946, P.U.F., s. 303.

(4)

rozdziału « H u m p ty D u m p t y » a następnie w liście z Rodez, w k t ó ­ r y m daje ocenę Carrolla. K ie d y c z y ta m y pierwszą z w ro tkę «Jab- b e rw ocky» w ujęciu A rtauda m a m y wrażenie, że dwa pierw sze w iersze odpowiadają jeszcze k r y t e r iu m Carrolla i podporządkowane są re g uło m przekład u w dużej mierze analogicznym do tych, ja­ k im i posługują się inni francuscy tłumacze, Parisot czy Brunius. A le począwszy od ostatniego słowa drugiego wiersza oraz od w ie r­ sza trzeciego dokonuje się przesunięcie a n a w e t zasadnicze twórcze załamanie, które sprawia, że oto znaleźliśm y się w i n n y m świecie, w obrębie zupełnie innej m o w y 3. Po znajem y ją bez trudu, ale nie bez dreszczu grozy: to j ę z y k schizofrenii. N a w e t słowa— k u f r y peł­ ne synkop, przeładowane g ardłow ym i zgłoskami, spełniają tu, jak się w yd aje, inną fu n kc ję. Pozwala to n a m zm ie rzy ć odległość dzie­ lącą j ę z y k Carrolla, w y s ła w ia n y na powierzchni, od ję z y k a Artauda, w ydob yw a ją cego się gdzieś z głębi ciała — różnicę dzielącą ich p rob lem y. P r zy w ra c a m y vj ten sposób całą doniosłość słowom A r ­ tauda z a w a r ty m w liście do Rodez:

«Nie przetłum aczyłem 'Jabberwocky’. Próbowałem przełożyć fragment, ale to m nie znudziło. Nigdy nie lubiłem tego wiersza, w ydaw ał mi się infantylny, i afektow any (...) N ie lubię w ierszy czy języków powierzchniowych, prze­ siąkniętych przyjem nym i rozrywkami i sukcesami intelektu, bo nawet jeśli intelekt ten opiera się o odbytnicę, nie wnosi do nich ani duszy, ani serca. Odbytnica budzi zawsze przerażenie i jestem przekonany, że każda utrata ekskrem entu powoduje rozpacz z obawy o utratę duszy, podczas gdy w 'Jabberwocky’ dusza jest nieobecna (...) Można w ym yśleć język i kazać m ówić językiem czystym, mającym sens pozagramatyczny, ale sens ten musi być sam w sobie ważny, tzn. musi w yw odzić się z trwogi (...) 'Jabberwocky’ jest dziełem człowieka interesu, który po spożyciu należycie podanego posiłku zapragnął pożywić się intelektualnie, nasycić się bólem innych... Kiedy się grzebie w odchodach* istnienia i jego języka, wiersz musi cuchnąć; 'Jabber­ w ocky’ jest wierszem starannie utrzymanym przez autora z dala od trzewi cierpienia, które zna każdy w ielki poeta i pochodzący stamtąd wiersz cuchnie przy porodzie. Są w 'Jabberwocky’ fragm enty dotyczące wydalania, ale jest to wydalanie angielskiego snoba muskającego jego sprośne skłonności jak

3 A. Artaud: L ’A r v e et l’Aume, te ntative anti-grammaticale contre Lew is

Carroll. A rbalète” 1947 nr 12:

„11 étala roparant, et le s v liq u e u x tarands A lla ien t en g ib royan t et en b rim bulkdriquant

J u sq u e là où la rou rgh e est à rou argh e a rangm bde et rangm bde a rouargham bde: T o u s le s falom itard s éta ien t le s c h a ts-h u a n ts

(5)

Św i a d e c t w a 196

fryzjerskie żelazko — fale loczków (...) To dzieło człowieka, który dobrze jadał i czuje się to w jego tekście (...)»4.

S tre ś ć m y zatem: A rta u d uw aża Lewisa Carrolla za zboczeńca, za małego zboczeńca, k tó r e m u w ysta rczyło stw orzenie ję z y k a po­ wierzchni, k tó r y nie w y c z u ł prawdziwego problem u ję z y k a głębi — schizofrenicznego problem u cierpienia, śmierci i życia. G ry Carrolla w y d a ją się m u dziecinne, jako posiłki z b y t światowe i n a w e t w y ­ dalanie pełne h ipokryzji i dobrze ułożone.

O ddalm y się od geniuszu Artauda, by zastanowić się nad i n n y m t ek stem , którego piękno i gęstość są kliniczne 5. Ó w «stu dent j ę z y ­ k ó w obcych», n a zy w a ją cy sam siebie cho rym lub schizofrenikiem , odczuwa istnienie i odrębność dwóch ciągów oralnych: chodzi o d u ­ alizm rzeczy — słowa, k onsum pcja — wyrażanie, p r z e d m io ty k o n ­ su m p c y jn e — tioierdzenia wyrażalne. Ów dualizm jedzenia i m ó ­ wienia może być oddany w sposób jeszcze bardziej g w a łto w n y : pła­ cenie — mówienie, wydalanie — mówienie. Ale, co najważniejsze, przenosi się on i odnajduje również w dwóch rodzajach w y ra zó w i twierdzeń, w dwóch typach języka: ję z y k o jczysty — angielski — jest zasadniczo k o n s u m p c y jn y i e k stre m e n ta ln y , ję z y k i obce — za­ sadniczo e k sp resyjne i chory stara się je sobie przyswoić. Matka stara się przeszkodzić m u w czynieniu postępów w ty c h języ k a ch na dw a równie niebezpieczne dla niego sposoby: albo podsuwa m u pod nos p o tra w y nęcące, ale niejadalne, za m k n ięte w puszkach, albo pojawiając się zaczyna znienacka m ów ić do niego po angielsku, za­ nim, zdążył sobie zatkać uszy. Próbuje uniknąć niebezpieczeństw a na wiele sposobów, które stają się coraz doskonalsze. Z początku je zachłannie, napycha się, depcze puszki, powtarzając cały czas do siebie k ilka obcych słów. W sposób o iviele głębszy zapew nia w spół­ brzmienie p o m ię d zy obydw om a ciągami, przekształcając jeden z nich w drugi, tłumacząc słowa angielskie na obce w e d ług e le m en ­ tów fo n e ty c z n y c h (z któ rych n ajw ażniejsze są spółgłoski), np. an­ gielskie «drzewo» — «tree» zostaje przekształcone dzięki R, które odnajduje się w słowie francuskim , następnie dzięki T, któ re od­ najdu je się w term inie hebrajskim , a poniew aż po r o s y js k u «drze­ wo» m ó w i się «d e rev o » m ożna również przekształcić «tree» w

«te-4 List do Henri Parisot: Lettres de Rodez 19«te-46 G. L. M.

5 L. Wolfson: Le Schizo et les langues ou la phonétique chez le psychotique. „Les Temps Modernes” 1964 nr 218.

(6)

re» i wówczas T stanie się D. T e n dość już s k o m p lik o w a n y sposób u stę p u je miejsca sposobowi ogólniejszemu, k ie d y chory wpada na p om ysł, by posłużyć się skojarzeniami: słowo («early» — «wcze­ śnie», którego spółgłoski R i L stawiają szczególnie d e likatny pro­ b le m przekształcania się w kojarzące się wyrażenia francuskie «s u R - L e -c h a m p », «de bonne heuRe», «matinaLement», «a la pa­ Role», «devoRer Uespace», a n a w e t w ezoteryczny i f i k c y j n y w y ­ raz o brzm ieniu n iem ie c k im — «urlich». (Pam iętajm y, że R aym o nd Roussel w w y m y ś la n y c h *przez siebie technikach do tworzenia i przekształcania ciągów i u obrębie ję z y k a francuskiego wyróżniał p ie r w s z y sposób o w ą s k im zasięgu i drugi, ogólniejszy, oparty na skojarzeniach). B yw a, że nieposłuszne w y r a z y opierają się w szel­ k im próbom przekształcenia, w y w o łu jąc nieznośne paradoksy: np. słowo «ladies», odnoszące się do p ołow y rodzaju ludzkiego, które je d n a k może być przekształcone jedynie w «le u te » lub «ludi», sło­ w a odnoszące się do całej ludzkości.

W t y m m iejscu ta kże m a m y z początku wrażenie pewnego podo­ bień stw a do ciągu Carrolla. U Lewisa Carrolla również w y s tę p u je w ie lk i dualizm oralny: jedzenie — m ów ienie ju ż to przemieszcza się i o b ejm uje dwa rodzaje czy też dwa y jy m ia ry twierdzeń, ju ż to zastyga stając się płaceniem — m ów ieniem , e k s k r e m e n te m — ję ­ z y k i e m (Alicja ma kupić jajko w skle p iku owcy, a H u m p ty D u m p ty płaci za słowa, co zaś do wydalania, o c z y m m ów i A rta ud , jest ono zawsze skrycie obecne w dziele Carrolla). Podobnie, k ie d y Arta ud rozwija swoje własne an tynom iczne ciągi: „być i słuchać, żyć i istnieć, działać i myśleć, materia i duch, ciało i u m y s ł ”, on sam m a wrażenie n iezw yk łeg o podobieństwa do Lewisa. Carrolla. W y ­ raża to mówiąc, że gdzieś poza loszelkim czasem Carroll okradł go i splagiatował, właśnie jego A n tonina Artauda, zarówno pisząc w iersz H u m p t y ’ego D u m p t y ’ego o rybach, jak i «Jabberwocky». Ale dlaczego A rta u d m im o w s z y s tk o dodaje, że nie ma nic wspólnego z Carrollem? Dlaczego ta n ie z w y k ła zażyłość jest również absolutną i ostateczną obcością? W ys ta r cz y raz jeszcze postawić sobie p y ta ­ n ie , w jaki sposób i gdzie organizują się ciągi Carrolla; oba ciągi w ypow iadane są na powierzchni. Na tej powierzchni linia staje się ja k b y granicą dzielącą dwa ciągi, twierdzenia i rzeczy, albo same w y m ia r y twierdzenia. Sens tw o r z y się w zd łu ż tej linii, zarazem jako to, co wyrażone w twierdzeniu, oraz jako p r z y m io t rzeczy, ja­ ko to, co «wyrażalne» w wyrażeniach i «a try b u ty w n ie » w

(7)

oznaczni-ŚW IA D E C T W A 198

kach. Oba ciągi u z y sk u ją artykulację dzięki dzielącej je różnicy a sens ogarnia całą powierzchnię, m im o że przebiega w z d łu ż swojej w łasnej linii. Z apew ne również ten niem aterialny sens jest w y n i ­ k ie m rzeczy cielesnych, ich zlepków , działań i doznań. A le w y n ik jest zupełnie innej n a tu ry niż cielesna przyczyna. Dlatego właśnie na powiechrzni sens jako s k u te k odsyła zawsze do n ib y -p r z y c z y n y , która nie jest cielesna; to wiecznie ru c h liw y nonsens w yra żon y w ezoterycznych słowach i słowach— kufrach obdziela sensem obie s tron y jednocześnie. To jest właśnie organizacja powierzchni, na któ rej igra dzieło Carolla będące e fe k te m lustrzanego odbicia. Mówi Artaud: to ty lk o powierzchnia. Odkrycie to, ożywiające ge­ niusz Artauda, znane jest k a żd em u schizofrenikowi, k tó r y także p r zeży w a je na swój sposób: dla niego powierzchnia nie istnieje, ju ż nie istnieje. J a kżeż Carroll nie miał m u się wydać małą, z m a ­ nierowaną dziew czynką, nie znającą żadnych istotn ych problemów? Pierwsza oczywistość dla schizofrenika to przedziurawienie po­ wierzchni. Nie istnieje granica m ię d z y rzeczami a stw ierdzeniam i właśnie dlatego, że przestała istnieć powierzchnia ciał. Ciało-rze- szoto to p ierw szy aspekt ciała schizofrenika; Freud podkreślał sk ło n ­ ność schizofreników do u jm o w a n ia powierzchni i skóry jako nie­ skończonej ilości maleńkich o tw orów 6. A z a te m całe ciało jest ty lk o głębią i porywa, wchłania w s z y s tk ie rzeczy w tę rozwartą głębinę, która przedstawia obejmującą w s zy stk o inwolucję. W s z y s tk o jest ciałem i w s z y s tk o jest cielesne. W sz y s tk o jest mieszaniną ciała w ciele, nachodzeniem na siebie, w ch odzeniem w siebie. W sz y s tk o jest fizyką , jak to powiedział Artaud; „W ypełnione kręgi w naszych plecach, przekłute gw oźd ziem bólu, w czasie chodzenia, pod w p ł y ­ w e m ciężarów, które podnosimy, popychając się na siebie stają się p u s z ka m i” 1. Drzewo, kolum na, kw iat, laska wyrastająca w ciele — inne ciała bez p rz e r w y wkraczają do naszego ciała i współistnieją z jego częściami. W szy stk o jest w sposób bezpośredni puszką, je ­ d zeniem w puszce i e k sk r e m e n te m . Ponieważ powierzchnia nie istnieje, w nętrze i wnętrzności, zawartość i naczynie tracą określo­ 6 Zob. Z. Freud: Nieświadomość (1915). W: Metapsychologie. Przytaczając dwa przypadki chorych, z których jeden postrzegał sw ą skórę, drugi zaś swoją skarpetkę jako układy maleńkich dziurek, gotowe w każdej chw ili się roz­ rosnąć, Freud wykazał, że jest to objaw sw oiście schizofreniczny, którego nie można zaliczyć ani do histerii, ani do obsesji.

(8)

ną granicą i zagłąbiają się w powszechną otchłań lub obracają się w k r ę g u teraźniejszości, zaw ężają cym się w miarę, jak się wypełnia. Stąd schizofreniczny sposób przeżyw ania sprzeczności; jest to albo szczelina przecinająca ciało, albo poćwiartowane części, które na­ chodzą na siebie i krążą wokół. Ciało-rzeszoto, ciało poćwiartowane

i ciało rozproszone — oto tr z y w y m ia r y ciała schizofrenika.

W raz z u p a d k ie m powierzchni w y r a z y tracą swój sens. Zachowują m oże pew ną moc oznaczania odczuwaną jednak jako pustą, pew ną moc przejawiania odczuwaną jako obojętną, pew ne znaczenie od­ czuw ane w sza k jako «fałszywe». W k a ż d y m razie traci swój sens, czyli moc przygarniania lub wyrażania pozacielesnych sk u tk ó w , róż­ n y c h od działań i doznań ciała, zdarzeń idealnych, różnych od ich a ktu a ln y ch spełnień. Każde zdarzenie jest spełnione choćby w fo r­ m ie halucynacji. K a żd y w y r a z jest fizy c zn y , dotyczący bezpośrednio ciała. Dzieje się to w następujący sposób: wyraz, często ty p u k o n ­ sum pcyjnego, pojawia się napisany d u ż y m i literami, d r u k o w a n y m i jak w collage’u, co go unieruchamia i pozbawia sensu. W tej samej jedna k chwili — k ie d y w ten sposób p rzyg w ożdżony w y r a z traci swój sens — rozpada się on na kawałki, rozkłada na sylaby, litery, nade w s zy stk o na spółgłoski, które po prostu działając bezpo­ średnio na ciało, p rzeszyw ają je i ranią. Z a u w a ży liś m y to w p r z y ­ p a d ku schizofrenika uczącego się ję z y k ó w obcych; w chwili, k ie d y ję z y k o jczy sty traci swój sens, jego e le m e n ty fo n etyczne stają się szczególnie bolesne. W y r a z nie w yraża już p rz y m io tu jakiegoś sta­ nu, rzeczy, jego fra g m e n ty , łącząc się z n ieznośnym i dźwiękam i, wkradają się do ciała, gdzie tworzą zlepek, n o w y stan rzeczy, jak g d y b y one same b y ły hałaśliwymi z a tr u ty m i potraw ami i e k sk r e ­ m e ntam i. Części ciała, jego organy określane są w zależności od f u n k c ji rozproszonych elem entów , które je pobudzają i a t a k u j ą 8. W zabiegu t y m — ześro d k o w a n y m na doznawaniu — e fe k ty j ę z y ­ kowe zostają zastąpione c z y s ty m ję z y k ie m -e fe k te m : «W szelka pisa­ nina to ś w i ń s t w o » (czyli w szelkie słowa uchwycone, nakreślone rozkładają się na hałaśliwe, brzęczące fra g m e n ty , k o n su m p c y jn e i ekskrementalne).

Od tej chwili schizofr enikow i chodzi nie tyle o odnalezienie sensu, ile o odwrócenie od siebie a fek tu lub o przekształcenie bolesnego 8 Zob. A. Artaud „Le Rite du P eyotl”. W: Les Tarahumaras. „L’Arbalète” 1947 nr 12, s. 26—32.

(9)

ŚW IA D E C T W A 200

doznania cielesnego w triu m fa ln e działanie, posłuszeństwa w roz­ k a zyw a nie, a w s z y s tk o to w głębi otwierającej się pod podziurawio­ ną powierzchnią. S tu d e n t ję z y k ó w obcych dostarcza p r z y k ła d u spo­ sobów pozwalających przekształcić bolesne odpryski w y r a z ó w ję z y ­ ka ojczystego w działania skierowane k u j ę z y k o m obcym. Do nie­ dawna raniące ostrze znajdowało się w elem entach fo n ety czn y c h ata ku jących części ciała połączone z sobą lub rozproszone, obecnie t r i u m f je s t m o ż l iw y jedynie przez ustanowienie w yrazów-tchnień, w y r a z ó w - k r z y k ó w , w k tó ry c h w szelkie wartości literowe, sylabicz- ne i f o n e ty c z n e zostają zastąpione wartościami wyłącznie toniczny- mi, nie pisan ym i, k tó r y m odpowiada ciało eteryczne, organizm bez części, będący n o w y m w y m ia r e m ciała schizofrenika, którego c zyn­ ności polegają na w dm uch iw a n iu , w dychaniu, ulatnianiu się, prze­ k a z y w a n iu p r z y pom ocy flu id ó w (ciało wyższego stopnia, czyli ciało bez organów A ntonina A r t a u d a 9). Takie określenie techniki c z yn ­ ne j w p rzeciw staw ien iu do techniki biernej w yda je się zapewne z p oczątku niewystarczające, flu id y b ow iem nie są chyba m n ie j zło­ wrogie niż fra g m e n ty . Ale dzieje się tak z powodu ambiwalencji działanie — doznanie. W t y m właśnie miejscu p rzeżyw a na przez sch izofrenikó w sprzeczność znajd uje swoje praw dziw e zastosowa­ nie; jeśli doznanie i działanie są nierozłącznymi biegunami jakiejś am biwalencji, dzieje się tak dlatego, że dw a języ k i, które tworzą, stanowią nieodłączną część ciała, część głębi ciał. N igdy nie można być p e w n y m , że mające idealny charakter flu id y organizmu pozba­ wionego części nie niosą z sobą jakichś pasożytów, fragm en tów orga­ nów, k a w a łk ó w potraw, resztek e k sk re m e n tó w ; m o ż e m y b yć naw et pew ni, że złowrogie moce rzeczywiście posługują się fluid am i i od­ dechem , by w tło czyć do ciała ka w ałki doznania. Fluidy są więc z konieczności zanieczyszczone, ale nie same przez się, lecz przez ów drugi biegun, z k tó r y m są złączone. N iem niej to one są biegu­ n e m c z y n n y m , czyli mieszaniną doskonałą, w przeciwieństwie do niedosko na łych zlepków , których e le m e n ty potrącają o siebie, kale­ cząc się, stanowiąc biegun bierny. W schizofrenii o d n a jd u je m y pe­ wien sposób przeżyw ania stoickiego rozróżnienia dwóch mieszanin cielesnych: m ie sza n in y częściowej, która niszczy, oraz mieszaniny całko w itej i p ły n n e j, która pozostawia ciało nietknięte. W p ł y n n y m 9 Zob. w. 84, 1948: „Bez ust Bez zębów Bez krtani Bez przełyku Bez brzucha Bez odbytu Odtworzę człowieka którym sam jestem (Ciało bez organów jest utworzone jedynie ze skóry i kości).

(10)

ż y w io le lub w połykanym, p łynie zaïvarta jest nie pisana tajem nica m ie sza n in y c zynn ej, przypom inająca „zasadą Morza” w odróżnieniu od biern ych z le p k ó w napierających na siebie części. W t y m właśnie k ie r u n k u A r ta u d przekształca w iersz H u m p t y ’ego D u m p t y ’ego o m o r z u i rybach, o problemie posłuszeństwa i rozkazywania. Ten drugi ję z y k , ję z y k działania polega iu p ra ktyce na nadm iarze spółgłosek, gardłow ych i aspirowanych, na apostrofach i w e w n ę t r z ­ n y c h akcentach, oddechach i skandowaniach, na m odulacji, która zastępuje w szelkie wartości sylabiczne, a na w e t literowe. Chodzi o to, b y w y ra z stał się działaniem, i dlatego czyni się go nierozkła- d a ln ym , nierozpadalnym : ję z y k ie m pozbaw ionym a rtykulacji. Ale c e m e n te m jest tu zasada płynna, nieorganiczna, bryła lub masa morska. Co się zaś ty c z y w yra zu rosyjskiego oznaczającego drze­ wo, s tu d e n t ję z y k ó w cieszy się, że m a on także liczbę m nogą — «derev’ya»; w e w n ę t r z n y apostrof (u języ k oznaw c ó w — m ię k k i znak) zapewnia, ja k m u się w yd a je, połączenie spółgłosek. Można by powiedzieć, że samogłoska zredukow ana do m iękkiego znaku, zamiast oddzielać spółgłoski i czynić je w y m a w ia ln y m i, zwilżając spółgłoski sprawia, że stają się nierozłączne, n ieczytelne, a na w e t n iew y m a w ia ln e , ale czyni z nich k r z y k i zawierające się w je d n y m , d ług im oddechu 10. K r z y k i są zespolone z sobą w oddechu ja k spół­ głoski w znaku, k tó r y je zmiękcza, jak r y b y w m o r s k im m a s y w ie albo ja k kości zanurzone we k r w i ciała bez organów.

K ie d y A n to n in A rta u d powiada w sw oim «Jabberwocky»: «Jusque la ou la rourghe est à rouarghe a rangmbde et rangm b d e a rou- arghambde» — chodzi o to, by uaktyionić, tchnąć, z m ię k c z y ć albo zapalić słowo, by stało się działaniem ciała pozbawionego części, nie zaś doznaniem poćwiartowanego organizmu. Chodzi o to, by przekształcić w y r a z w zbiór spółgłosek, zrośniętych z sobą i nieroz- kładalnych, połączonych m ię k k im i znakami. W j ę z y k u t y m z n a jd u ­ j e m y bez p r z e r w y odpowiedniki słów -kufrów . S a m A r ta u d w s k a ­ zuje, że «rourghe» i «rouarghe» odpowiadają «ruée», «roue», «rou-10 Zob. Wolfson: op. cit., s. 53: w wyrazie d e r e v ’ya „przecinek pom iędzy m ię- kim v a y oznacza m ięki znak, który w tym wyrazie powoduje, że długie spółgłoskowe y daje się wym ów ić po m iękim u, w przeciwnym razie zostałoby zm iękczone w skutek sąsiedztwa z następną samogłoską mięką, oddaną tu w transkrypcji fonetycznej przez ya, po rosyjsku zaś zapisywaną jednym zna­ kiem przypominającym duże R”. Zob. również komentarze schizofrenika do rosyjskiego w yrazu louD’Mi (s. 73).

(11)

ŚW IA D E C T W A 202

te», «réglé», «route à ré g le r» (dodajm y do tego także Rouergue, region, w k t ó r y m 'znajduje się Rodez, gdzie p rzeb yw ał Artaud). Podobnie, k ie d y m ó w i «U k ’h atis» z w e w n ę t r z n y m apostrofem, w ska zu je na «ukhase», «h ate» i «abruti» i dodaje «cahot nocturne sous Hecate qui v e u t dire les pourceaux de la lune rejetés hors du droit chemin». Otóż w tej samej chwili, k ie d y w y ra z u kazuje się jako sło w o-kufer, jego s tru k tu ra i komentarz, k tó r y m jest opa­ trzone, p r zek o n u ją nas o c zym ś zupełnie inn ym : «Ghoré U k ’hatis» Arta uda nie są odpowiednikiem , «m om e ra th s» Carrolla ani «ver- chons fourgus» Parisota. Nie ry w a lizu ją z n im i w tej dziedzinie dlatego, że zam iast tw orzyć rozgałęzienia ciągu w zależności od sensu, ustanaw iają łańcuch skojarzeń m ię d zy e lem entam i tonicz- n y m i a spółgłoskow ym i w swoistej dziedzinie infrasensu zgodnie z zasadą p ły n n ą i płonącą, która pochłania, zawiera w sobie sens w miarę, ja k zostaje utworzony: «U k ’h atis» (czyli «les pourceaux de la lune égarés»), to K H («cahot»), K T («nocturne»), H ’K T («Héca­ te»).

Nie dość w y r a ź n ie zaznaczono dualizm słów schizofrenika: słowo- -doznanie, k tó re rozpada się na kaleczące wartości fo n ety czn e i sło- wo~działanie, łączące niea rtyku ło w a n e wartości tomiczne. Te dwa t y p y słów rozwijają się w ścisłym z w ią z k u z dualizm em ciała, ciała poćwiartowanego i ciała pozbawionego organów. Odsyłają nas do dwóch tea tró w — teatru terroru, czyli doznania i teatru okrucień­ stwa, z zasady sw ej teatru działania. Odsyłają do dwóch ty p ó w nonsensu, biernego i czynnego: nonsensu słowa pozbawionego sen­ su, które rozkłada się na e le m en ty fonetyczne i nonsensu e lem en ­ tów tonicznych, tworzących słowo nierozkładalne, ale również po­ zbawione sensu. To loszystko dzieje się, działa i cierpi pod powłoką sensu, z dala od powierzchni. To pod-sens, w ew nątrz-sens, «Unter­ sinn», k tó r y trzeba odróżnić od powierzchniowego sensu. W edług powiedzenia Holderlina, «znak pozbawiony sensu» to właśnie jest ję z y k r o z p a tr y w a n y pod jego d w om a aspektami: pozostając m im o w s z y s tk o zna k ie m , łączy się jednak z działaniem lub z doznaniem, ciała 11. Dlatego właśnie stwierdzenie, że ję z y k schizofreniczny jest określony p rzez niekończące się i oszalałe przeskoki z ciągu zna­ czącego do ciągu znaczonego, w yd a je się całkiem nieiuy stare zające. 11 Zob. G. Pankow : Structuration dynamique dans la schizofrenie. Berno 1956 Verlag Hans Huber.

(12)

W istocie, ciągi ju ż nie istnieją, oba ciągi zn ik n ę ły. Nonsens nie dostarcza j u ż sensu powierzchni; pochłania, ftożera w sze lk i sens zarówno od stro ny e le m en tu znaczącego, jak i od strony e le m en tu znaczonego. A rta ud powiada, że B yt, będący nonsensem, szczerzy zęby. W organizacji powierzchni, którą nazw aliśm y wtórną, ciała fiz y c zn e i złożone z d źw ię kó w słowa są oddzielone od siebie i po­ łączone zarazem jakąś niecielesną granicą, granicą sensu, która z jed n e j stro n y jest c z y s ty m e le m en te m w y r a ż o n y m słów, a z d r u ­ giej —• logicznym p r z y m io te m ciał. Ale m im o to, że sens w y ­ p ły w a z działań i doznań ciała, jest to s k u te k zupełnie innej n a tu ry , nie będąc sam ani działaniem, ani doznaniem, chroni j ę z y k d źw ię kó w , nie pozwalając m u w ja kikolw iek sposób z m ie ­ szać się z ciałem fiz y c z n y m . Przeciwnie, w t y m p ie r w o tn y m po­ r ządku schizofrenii nie istnieje ju ż żaden dualizm poza dualiz­ m e m działań i doznań ciała; ję z y k natom iast obe jm uje je, będąc całkowicie z a n urzo ny w otw artej głębinie. A za te m nic ju ż nie stoi na przeszkodzie, by zdania brały odwet na ciałach i łączyły swoje d ź w ię k i z wrażeniami ciała, w ęcho w ym i, sm akoioym i, tra­ w ie n n y m i. W szelako nie tylk o sens przestał istnieć, nie istnieje także g ram atyka, składnia a n a w et artyku łow ane e le m e n ty syla- biczne, literowe i fo netyczne. A n to n in Arta ud mógł zatytułow ać swój esej: «A n t y gram atyczna próba przeciwko Lew isow i Carrollo- wi». Carrollowi jest potrzebna bardzo ścisła gram atyka, k tó r e j za­ daniem jest odnalezienie fle k sji i artykulacji w y r a z ó w oddzielo­ n y c h w pew ien sposób od fle k sji i artykulacji ciał, np. przez lustro, w k t ó r y m się odbijają i które odsyła im s e n s 12. Właśnie dlatego m o ż e m y przeciwstawić p u n k t po punkcie Artauda i Carrolla — p ier w o tn y porządek i wtórną organizację. Pow ierzchniowe ciągi t y p u «jedzenie — móiuienie» nie mają w istocie nic wspólnego z pozornie p o dob n ym i' głębinow ym i biegunami. Dwie postacie no n­ sensu na powierzchni obdzielające sensem oba ciągi nie m ają żad­ nego z w ią z k u z dw o m a zanurzeniami nonsensu, które pociągają 12 W tym sensie u Carrolla mamy do czynienia tylko z wynalazczością słowną, nie zaś składniową lub gramatyczną. Dzięki temu słow a-kufry otwierają nie­ skończenie w iele m ożliwych interpretacji rozgałęziając ciągi; oczyw iście rygor składniowy wyklucza faktycznie pewną liczbę tych możliwości. Tak samo jest u Joyce’a, jak to w ykazał Jean Paris (w „Tel Quel” 1967 nr 30, s. 64). Prze­ ciwnie postępuje Artaud, wszelako dlatego, że w gruncie rzeczy nie pojawia się już tu problem sensu.

(13)

ŚW IA D E C T W A 204

sens z sobą, pochłaniają i wsysają «untersinn». M ię d z y dw iem a fo rm a m i jąkania się — kloniczną i toniczną — a dw o m a ję z y k a m i schizofrenii istnieją ty lk o ogólne analogie. Przecięcie powierzchni nie m a nic luspólnego z głęboką «Spaltung». Sprzeczność u c h w y ­ cona w niesko ńczon ym podziale przeszłości — przyszłości na nie- cielesnej linii, po której przebiega Aion, nie ma żadnego zw ią zku z fizyczną teraźniejszością ciał. N a w e t sło w a -k u fry m ają zupełnie różne fu n kc je.

Można odnaleźć u dziecka schizoidalną «pozycję», za n im nie w z n ie ­ sie się na powierzchnię lub jej nie zdobędzie. N a w e t na pow ierzch­ ni m o ż e m y odnaleźć schizoidalne fra g m e n ty , poniew aż sens jej polega właśnie na organizacji i ukazaniu ele m en tó w pochodzących z głębin. N ie m n ie j byłob y c zym ś o b r z y d liw y m i i r y t u ją c y m m ie ­ szać to w szy stk o : podbicie powierzchni przez dziecko, u nicestw ie­ nie powierzchni u schizofrenika i władanie powierzchniami u tych, k tó r y c h n a z y w a się na p rzyk ła d — zboczeńcami. Dzieło Lewisa Carrolla m o ż e m y zawsze przedstawić jako rodzaj schizofrenicznej bajki. N ie k tó r z y nieostrożni psychoanalitycy angielscy ju ż to u c z y ­ nili; pisząc o ciele— teleskopie Alicji, jej w y r a ź n y c h obsesjach k o n ­ s u m p c y jn y c h i u k r y t y c h obsesjach e k skrem entalnych; o fra g m e n ­ tach, które oznaczają zarówno ka w ałki pożywienia, ja k i «wybrane fra g m e n ty » , o collage’ach i e ty k ie tk a c h z w y ra za m i k o n s u m p c y j­ n y m i g o tow ych w każdej chwili do rozkładu, o utratach tożsamości, o rybach i morzu... Można jeszcze postawić sobie pytanie, jaki ro­ dzaj szaleństw a przedstawiają w sposób k liniczn y K apelusznik, Zając M arsow y i Suseł. Natomiast w przeciwstawieniu Alicja — H u m p t y D u m p ty można w każdej chwili odnaleźć dwa a m b iw a ­ lentne bieguny: «poćwiartowane organy — ciało bez organów», ciało-rzeszoto, ciało eteryczne. S a m A rta u d z tego pow odu podjął konfrontację z te k s te m H u m p ty - D u m p ty . Wszelako właśne w t y m m om encie rozlega się ostrzeżenie Artauda: «Nie p r z e tłu m a c z y ­ łem (...), n ig d y nie lu biłem tego wiersza (...), nie lubię w ie rszy czy j ę z y k ó w p o w ie rzc hniow y c h”. Z ł y psychoanalityk m oże się m ylić na dw a sposoby: albo yjydaje m u się, że od k rył identyczn ą materię, k tórą zn a jd u je się z koniecznością wszędzie, albo analogiczne fo r ­ m y , które czynią fa łszy w e różnice. T y m s a m y m gubi się zarówno aspekt klin icznopsychiatryczny, jak i aspekt krytycznoliteracki. S tr u k t u r a li z m m a rację, k ie d y przypom ina, że form a i materia są ważne jed y n ie w oryginalnych i n iere duk ow a lnyc h stru ktura ch , w k tó r y c h się organizują. Psychoanaliza powinna mieć na jpierw

(14)

w y m ia r g eom etryczny, za nim stanie się zbiorem, historycznych anegdot. B o w ie m życie, a n a w e t spra w y płci znajdują się ju ż w or­ ganizacji i ukierunkoiuaniu ty c h w y m iarów , zanim znajdą się w ge­ neru ją c y ch materiach i w generow anych formach. Psychoanaliza nie m oże się ograniczać do w skazyw ania p rzypadków , ujawniania historii czy oznaczania kom pleksów . Psychoanaliza jest p sycho­ analizą sensu. Jest z n a tu ry geograficzna, n im stanie się histo­ ryczna. Rozróżnia rozliczne krainy. A rta u d nie jest Carrollem ani Alicją, Carroll nie jest Artaudem., a n a w e t Carroll nie jest Alicją. A n to n in A rta u d wtłacza dziecko w r a m y a lte r n a ty w y niesłychanie gw ałtow n ej, zgodnej z dw om a ję z y k a m i głębi, j ę z y k a m i doznań i j ę z y k ie m cielesnego działania; albo dziecko nie rodzi się, tzn. nie w yc h o d zi z p u szek swojego przyszłego kręgosłupa, na k t ó r y m grze­ szą cieleśnie jego rodzice (samobójstwo a rebours), albo sprawia sobie ciało z fluidów , ciało eteryczne, płonące, pozbawione organów i rodziców (jak te, które A rta u d n a zy w a swoimi „córkami”, m a ją ­ cym i się narodzić). Carroll przeciwnie, oczekuje dziecka zgodnie ze sw o im j ę z y k ie m niecielesnego sensu; oczekuje go iv t y m miejscu i w te j chwili, k ie d y dziecko ju ż opuściło głębię macierzyńskiego ciała, a nie odkryło jeszcze głębi własnego, w oyjej k r ó tk ie j chwili określającej p oby t na powierzchni, kie d y mala d z ie w czy n k a d otyka tafli w ody, ja k Alicja — k a łu ży swoich własnych łez. To zupełnie różne krainy, różne w y m ia r y nie mające z sobą zw iązku. J e s te ś m y skłonni wierzyć, że powierzchnia nie jest pozbawiona potworów, ja kim i są S n a r k i Jabberw ocky, że przeżyw a swoje przerażenie i okrucieństw a, które nie będąc głębinami, mogą sc h w y ta ć nas w swoje szpony, a n a w e t ponownie wrzucić do przepaści, która, jak m y ś l e l i ś m y , już na m nie grozi. A le Carroll i A rta u d m im o w s z y s tk o nie spotykają się, jed yn ie kom enta tor może przenieść się z jednego w y m ia r u w drugi, na t y m polega jego słabość; to z n a k , że nie zam ie szk u je w ż a d n y m z nich. Nie o dd alib yśm y ani jed ne j stronicy A rtau d a za całe dzieło Carrolla. A rtaud osiągnął, jako je d y n y , absolutną głębię literatury i odkrył, jak powiada, za cenę cierpienia, ż y w e ciało i jego c u d o w n y język. Badał pod-sens, do dziś nieznany. Ale Carroll pozostał m is tr z e m albo geom etrą p o ­ wierzchni, którą jak n a m się zdawało, z n a m y aż ta k dobrze, że n a w et je j nie badaliśmy, gdzie tym c za s e m zawarta jest cała logika sensu.

przełożyła Joanna Skoczylas

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mówiąc o pracy, która jest dziełem człowieka dla człowieka i poprzez którą następuje „spełnienie się człowieka” 14, musimy stwierdzić, że praca rodzi

Załącznik nr 2 – schemat dla nauczyciela – Czym bracia Lwie Serce zasłużyli sobie na miano człowieka. walczą o

SPŁYW - szybkie przemieszczanie się masy gruntowej bez wytworzenia wyraźnej powierzchni poślizgu przy współudziale wody np.. spływy

Słowa kluczowe projekt Etnografia Lubelszczyzny, kultura ludowa, Bukowa, obrzędowość rodzinna, pogrzeb, wierzenia o zmarłych, obiadki, dusze, pokarm dla dusz, Puszcza.. Dusze

[Czy pamiętam moment, kiedy Ludka pojawiła się u nas w domu?] Nie, bo przed nią jeszcze mama wzięła z domu dziecka dziewczynkę i ona miała rodziców, tylko oni tam czy nie

Mimo opisanych powyżej pozytywnych zmian po chirurgicznym leczeniu otyłości mogą także pojawiać się trudności w bliskich związkach.. Po tym, jak pacjent stracił na wa-

2 lata przy 38 to pestka… Izrael był na finiszu i to właśnie wtedy wybuch bunt, dopadł ich kryzys… tęsknota za Egiptem, za niewolą, za cebulą i czosnkiem przerosła Boże

nie duszy — zazwyczaj przyjmuje się bowiem, że dusza jest tym składnikiem człowieka, który po śmierci ciała nie ginie, lecz przebywa w jakiejś rzeczywis­.. tości