• Nie Znaleziono Wyników

Życie Warszawskie. R. 7, nr 1 = 353 (1921)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Życie Warszawskie. R. 7, nr 1 = 353 (1921)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

CENA NUMERU 15 Mk.

Ns 1 ( 3 5 3 ) WARSZAWA, DNIA 3 LIPCA 1921 Rok VII

ZYCIE WARSZAWSKIE

Adres Redakcji i Admistracji:

MARSZAŁKOWSKA 123115

(TELEFON JSS 16S-34)

TYGODNIK POLITYCZNO- SPOŁECZNO-LITERflCKI

ORGAN BEZPARTYJNY

Redaktor przyjmuje we wtorki, czwartki i piątki od 5—8 wiecz.

Cena ogłoszeń za w iersz n o n p arcl. 40 mk. 1 szpalt.

O D R E D A K C J I

WZNAWIAMY WYDAWNICTWO .ŻYCIA WARSZAWSKIEGO".

Pow stało ono w 1908 r., w czasach najczarniejszej reakcji i ucisku polityczno- społecznego, kiedy wszelki śm ielszy głos zajadle był tłumiony, myśl szczera i uczciwa gnębiona i prześladow ana, kiedy argusow e ślepia ochrany, biurokracji i burżuazji bacznie śledziły za każdym przejawem ruchu wyzwoleńczego.

To też „ŻYCIE WARSZAWSKIE" stojące pomimo wszystko nieugięcie na straży obrony klasy pracującej fizycznie i umysłowo, ściągało na siebie gniew i nienaw iść zarówno rządu carskiego jak i rodzimego wstecznictwa, niegardzącego żadnym środ­

kiem, nie wyłączając denuncjacji, w zw alczaniu pism a i ludzi koło niego grupujących się (jak to było np. przy akcji przekształcenia kooperatywy „Merkury" z m ieszczań­

skiej na proletarjacką, kiedy p. S tanisław W ojciechowski wręczył na zebraniu w Muzeum kom isarzow i policji listę „socjalistów" — oczywiście w imię „neutralności" kooperacji!).

Szereg rewizji, aresztow ań, kar i procesów uwieńczony został zam knięciem

„ŻYCIA WARSZAWSKIEGO" z chwilą wybuchu rzezi światowej w 1914 r.

Za czasów strasznej okupacji niemieckiej zrobioną była we wrześniu 1915 r. próba wznowienia „ŻYCIA WARSZAWSKIEGO" pod nazw ą „Nasza Trybuna", lecz num er wyszedł tak przez cenzurę skastrow any, iż trzeba było z dalszego w ydawania zrezygnować.

Cenzor rodak Goździewicz więcej był nawet gorliwy i służalczy, niż stupajki Timofiejewy i Jankulje.

Obecnie więc będzie trzecia faza „ŻYCIA WARSZAWSKIEGO".

W arunki ogólne jakże form alnie i dekoracyjnie są odm ienne i grunt, zdawałoby się, różny od poprzednich!

A jednak w rzeczywistości, w istocie rzeczy, nie z pozorów i iluzji sądząc, jakże niewiele się zm ieniło!

N ajszersze m asy jak były tak są upośledzone, burżuazja i obszarnicy jak pa­

now ała tak panuje, proletarjat jak w znoju i udręce wytwarzał wszystkie dobra i w ar­

tości, sam zadaw alniając się ochłapam i, tak czyni to nadal, kapitał a praca walczą jak poprzednio, jeno ostrzej i bezwzględniej, krzywda, wyzysk, ucisk krzewią się bujnie, jak za „dawnych dobrych c z a só w " !

Pragnieniem więc naszem gorącem jest, aby „ŻYCIE WARSZAWSKIE" skupiło dokoła siebie znowu, jak dawniej, tych wszystkich, którzy odczuwają potrzebę wypo­

w iadania się nieskrępow anego żadnem i względami, bądź partyjnemi, bądź osobistem i, piętnow ania krzywdzicieli, ciemiężców, staw iania pod pręgierz szkodników społecznych, którzy pod m aską górnolotnych frazesów i haseł wzniosłych ukrywają dążności szpetne, postępki brudne i cele wrogie interesom ogółu.

(2)

2 Ż Y C I E W A R S Z A W S K I E

KONSTYTUCJA

A PROLETARJAT

U ch w a lo n a 17 m arca r. b. K onstytu cja z o ­ sta ła w r e sz c ie w czerw cu op u b lik ow an ą „drogą urzędow ą".

Już ten brak p o śp iech u , to zw le k a n ie d w u ­ m iesięc zn e, w k ażd ym o b y w a telu , ob jek ty w n ie i trzeźw o o cen ia ją cy m zjaw iska, n a su w a refleksje, że treść k on stytu cji (n ieod p o w ia d a ją ca ani du- cn o w i czasu ani aspiracjom k la sy pracującej), zb ytn io k ręp o w a ć ani burżuazji ani rządu — nie b ęd zie.

U św ia d o m io n y proletarjat i intuicyjnie zdaje so b ie sp raw ę, że p od p ła sz c z y k ie m i o sło n ą k on ­ stytu cji 17 m arca w d alszym ciągu h ulać so b ie b ęd zie reakcja, u praw iane b ęd ą nadal nadu życia, w c h o d z ą c e w k olizję z sam ą u sta w ą p ra w o d a w ­ czą, a już rzeczą różnych „k om en tatorów prawa"

b ęd zie w paragrafach K onstytu cji d oszu k iw ać się u sp raw ied liw ien ia b ezpraw i, san k cjon ow an ia g w a łtó w i nadużyć.

L ecz n ie ty lk o intuicyjna zn ajom ość d uszy stru p ieszałej biurokracji spraw ia, że lud zarów n o akt u ch w a len ia p rzez sejm w dniu 17 m arca K onstytucji, jak i m om en t jej op u b lik ow an ia przyjął z ch łodn ą o b o jętn o ścią i apatją.

T a apatja i p o w sz e c h n a ob ojętn ość, to w a ­ rzy szą ca n arodzinom K on stytu cji naszej, sprawi, że po su ch otn iczej w e g eta cji, zejd zie on a do n iesła w n ej p a m ięci n ie b o sz c z y k ó w b ez ak om p a­

n iam en tu burzy rew olu cyjn ej, a rozkładu jej ciała i d ucha w sk u tek różnych sp rze czn o ści za ­ w artych w jej ło n ie p rzy śp ieszą czynn iki adm i­

nistracyjne, p rzejęte atm osferą biurokracji d a w ­ n y ch m ocarstw zab orczych i n a w y k łe do s a ­ m ow oli.

C iek aw ym jest w sz a k ż e p y ta n ie i n iezb ęd n ą o d p o w ie d ź , sk ąd czerp ie sw ój ro d ow ód ta bier­

n ość, ta apatja, gd zie le ż y źródło te g o braku za ­ pału, w p rost za in ter eso w a n ia się K onstytucją, która w sza k w m niem aniu ob ozu n iety lk o en ­ decji sta n o w ić m a „kam ień w ę g ie ln y P o lsk i ładu, p racy i porządku, no i naturalnie P o lsk i d e m o ­ kratycznej".

D la rozw iązan ia te g o zagad n ien ia rzucić n a le ż y ok iem w ste cz, do ch w ili zw o ła n ia sejm u, i u przytom nić so b ie p e w n e eta p y jego d ziałal­

ności.

O tóż sejm ten m iał zad an ie i o b o w ią zek w ciągu najdalej trzech m ie s ię c y o p ra co w a ć kon- sty cję i u stąp ić zaraz m iejsca sw em u p ra w o w i­

tem u n a stęp cy.

T a k przynajm niej na w szy stk ich zgrom a­

d zen iach p rzed w y b o rczy ch w m a w ia n o w w yb or­

ców , tak za p ew n ia n o p roletarjat m iast i w si, o tem u r o c z y śc ie za p o w ia d a n o n a w et u en d e ­ k ów w szela k ich rozgałęzień , n azw i odcieni.

JMe 1 (353)

R y c h ło jedn ak św ia t p racy p rzek on ał się, że raz je sz c z e p ad ł ofiarą o sz u stó w p olityczn ych , którzy b ez w yjątk u na teren ie sejm u p od ali so b ie rę c e w m ilczącej u m ow ie, ab y m o żliw ie o d w le c o p ra co w a n ie K onstytu cji w celu uzurpow ania so b ie funkcji, do k tórych nie b yli zgoła p o w o ­ łani w s z c z e g ó ln o śc i zaś w celu sza fo w a n ia sta ­ nam i w y ją tk o w em i i ich k on sek w en cjam i.

Ś w iat p racy w id ział, że najm n iejsze „re­

formy" s p o łe c z n e za c ie k le zw a lc za n e b y ły przez k oalicję p ask u jącego ch ło p stw a z paskarzam i m iejskiem i, b ło g o sła w io n y m i p rzez L u tosław sk ich i T eo d o r o w ic z ó w , a o śm iela n y ch i rozzu ch w a la ­ n ych coraz w ięcej p rzez u stę p liw o ść p e p e s o w - ców , całą en ergję w y ła d o w u ją cy ch w sejm ie i p o za sejm em na w a lk ę z „bolszew ikam i", k o ­ m unistam i, no i coraz p o tęż n ieją cą o p o zy cją w e w ła sn y m ognisku.

Ś w ia t p racy w idział, że t. zw . „reform a rol­

n a” głod u ziem i u b ezroln ych i m ałoroln ych n ie zasp ok oi, ale n a w et i jej w y k o n a n ie jest fikcją i m yd len iem — m ó w ią c w u lgarn ie — oczu.

Ś w iat p racy w ciągu c a łe g o niem al tr zy let­

n ie g o istn ien ia sejm u p rze k o n y w a ł się na k aż­

d ym kroku, że „su w eren n e c ia ło ” w sw ej c a ło ­ ści od p raw icy do le w ic y i od le w ic y do pra­

w ic y sy p ie lu d ow i p ia se k w o cz y , a w bija sz ty le t w p ierś ty c h z jego sze reg ó w , którzy są najbardziej bezbronni i bezradni

D o ść w sp o m n ieć o n ielu d zk iem , h ańb iącem sejm u k am ien ow an iu n ieślu b n ej matki, w y r zu co ­ nej p o za n aw ias kas chorych.

N ieu fn o ści stąd p łyn ącej do konstytucji, o p ra co w y w a n e j p rzez sejm w tak ich w arunkach i stosu nk ach , o d p o w ia d a jej treść.

Sen at, o w a kuźnia represji dla ludu; n ie ­ u w zg lęd n ie n ie p raw n ego u san k cjon ow an ia izby pracy; od rzu cen ie rad d e le g a tó w robotniczych;

w y z n a n io w o ść w szk oln ictw ie; p rzy w ileje religii rzym sk o-katolickiej, — oto, co sejm sp łod ził, na- dom iar opatrując to w sz y stk o klauzulą, że stać na straży b ęd zie je s z c z e rok cały!

O to p o w o d y , dla k tórych k lasa robocza, na­

w e t ten jej odłam , który p od b atu tą P. P. S.

sz e d ł p rzed 3 laty do urn w yb o rczy ch , sp otk ał d ziś k on stytu cję 17 m arca n ieu fn ie, ob ojętn ie i a p atyczn ie.

Co w ięcej, proletarjat u św ia d o m io n y u w a ­ ża ją za o k o p y św ietej T rójcy ustroju w y z y sk u i n iew oli, — ok op y, którym rzuca groźne p ro­

rocze: m a n e-tek el-fares.

o*oo»c»o»ocioc»o»c»oioc»o»DO*ooio<»oaK>o»Doioo*ooio

Ż y c ie i p o c ią g . N ie lu b ię jeź d zić trz e c ią k ie s ą : p e łn o lam w yrobników , w y ch o d źcó w , c h ło p ó w i in n y ch ludzi n ie ­ ch lu jn y ch , tę p y c h i n ieo k rzesan y ch .

W szelak o , gdy p om yślę so b ie o p o d ró ż n y ch z klasy d ru ­ giej i pierw szej.

T a k je s t I b io rę b ile t d o trze cie j.

(Sofici, Ironja i Życie).

(3)

M> I (353) Ż Y C I E W A R S Z A W S K I E 3

LOS URZĘDNIKÓW.

I.

P o w s z e c h n ie znaną jest rzeczą, że p ro le­

tariat b iu row y n a le ży u nas do najbardziej w y ­ zy sk iw a n y ch p racow n ik ów .

N a leż y o b ecn ie, g d y ż w cz a sa ch p rze d w o ­ jen n y ch robotnik n a o g ó ł w yn agrad zan y b y w a ł gorzej od t. zw . in teligen ta, który sk u tk iem teg o n a w et często , za zw y cza j sp o g lą d a ł nań „z g ó ry “, tra k to w a ł g o le k c e w a ż ą c o i p rotek cjon aln ie.

D z iś c z a sy się zm ien iły, dziś z n ieu k ryw an ą zazdrością, z tę p ą za w iśc ią na robotnika fiz y c z ­ n eg o sp o g lą d a p racow n ik u m y sło w y , p orów n u jąc s w e p en sje z zarobkam i tam tego.

D z iś p racow n ik b iu row y w sw ej m asie parja- sem jest, c z ło w ie k ie m najgorzej, najmarniej u p o ­ sażon ym , n a jw ięc ej u p o śled zo n y m , ze p c h n ięty m na n a jn iższy s z c z e b e l drabiny sp o łeczn ej.

T a k ie p o ło ż e n ie ch arak teryzu je św ia f u rzęd ­ n ic zy w o g ó le , zarów n o p ryw atn y, jak m u n icy­

p aln y i p a ń stw o w y w stosu n k u do proletarjatu.

A le p racow n ik p ry w a tn y — h an d low y, p rze­

m y sło w y , b a n k ow y, tran sp ortow y — w p o rów n a­

niu ze sw y m k o le g ą p a ń stw o w y m stoi już z n a cz­

n ie w y ż ej i ta różnica b ęd zie coraz głęb szą, coraz w ięk szą .

O c z y w iś c ie nie d latego, że b y k ap itał p ry­

w atn y c z u lsz e m iał serce, w r a żliw sze su m ien ie,

„lep szą w olę" od k apitału p a ń stw o w eg o , lub ż e b y d yrek cja p rzed sięb io rstw a p ry w a tn eg o hoj­

n iejszą b y ła od rady m inistrów , norm ującej w a ­ runki p racy i p ła c y p raco w n ik ó w m in isterstw i u rzę d ó w p a ń stw o w y ch .

Z natury rz ecz y p o w in n o w sza k b y ć ina­

c z e j — k a p italista p ryw atn y, z d a w a ło b y się, jest d rap ieżn iejszy, ch c iw sz y i b ezw zg lęd n iejszy od

„szafarzy grosza p ub licznego".

I tak jest, ale są te ż inn e w z g lę d y , które p rzew a ża ją sza le na n iek o rzy ść urzędnika p ań ­ s tw o w e g o , w z g lę d y jasn e i zrozu m iałe.

P r z e d e w sz y stk ie m dobrze rozum ian y in teres w ła sn y k a p ita listy i fabrykanta p ry w a tn eg o : idzie mu o p racow n ik a fa ch o w eg o , zd oln ego, su m ien ­ n ego, a takim m o ż e b y ć tylk o ch ociaż jako tako op ła ca n y , w k ażd ym razie w ięc ej, niż na u rzę­

dach p a ń stw o w y ch , skąd, jak w iad om o, biura i za k ła d y p ry w a tn e czerp ią i w y co fu ją co le p sz e siły, en erg iczn iejsze, zd o ln ie jsze i rzutniejsze, a p r o c e s ten, w m iarę rozw oju g o sp o d a rczeg o , b ęd zie s ię jen o p o tę g o w a ł i rozszerzał.

W zg lą d ten, d ecy d u ją cy dla d b a łeg o o zysk i zarządu p rzed sięb io rstw a p ryw atn ego, n ie istn ieje d la rady m inistrów , żyjącej ch w ilą i w isto ęie, w r z e c z y w isto śc i, napraw d ę, w sw ej k rótk o­

w zro cz n o ści n ie dbającej o dobro „państwa", p om im o n a jp a tety c zn iejszy c h i n aju roczy stszy ch zak lęć, — przynajm niej w takim stopniu, jak k api­

ta lista dba o dobro sw e g o interesu.

Istn ieje op rócz te g o drugi, rów n ie w a żn y czyn n ik le p sz e j sytu acji p ra co w n ik ó w p ry w a t­

n y ch w p orów n an iu z p a ń stw o w y m i.

P o le g a on na w ię k sz e m u św iad om ien iu , lep - szęj orjen tacji w m e ch a n ice zd o b y w a n ia sob ie k o rzy stn iejszy ch w arun k ów p racy i p ła cy .

Z y c ie i d o św ia d c z e n ie robi sw o je, jest to agitator n ajw y m o w n iejszy , n a jw y trw a lszy i naj­

w iern iejszy , k tórego sc h w y ta ć i do w ięz ie n ia zam k n ąć n iesp o só b , p om im o n ajsp rytn iejszych

w y b ie g ó w i z a b ieg ó w ochrany, przepraszam , d e fe n z y w y .

P od w p ły w e m te g o agitatora u św ia d o m ien ie a z n iem i organ izacja coraz sp ręż y stsza te g o odłam u proletarjatu, jakim jest p racow n ik p ry­

w atn y, p o stęp u je w yraźn ie, ch oć p o w o li, p ow oli, gd y ż w ie le p rzeszk ód zew n ętrz n y c h i nade- w sz y s tk o w e w n ę trz n y c h m a do zw a lczan ia.

Jeżeli w ie le p racy trzeba kłaść, aby z d z ie ­ rać, zd rap yw ać, w y k o rzen ia ć z robotnika tę 9ieć fra zesó w , w które m ózg jeg o i w o lę o p lą ta ć u si­

łują różni „dem okratyczni" p o c z c iw c y , — to có ż m ó w ić o tych m oczarach i bajorach, w k tórych grzęźn ie p o u szy n asz trom tadrata biurow y?!

A jednak! N ie tylk o tak ie n ie do p o m y ś le ­ nia fak ty p rzed kilku je s z c z e laty, jak u p o r c z y w e strajki w T o w . K red y to w y m m. W arszaw y, ban ­ k o w có w , k olejek p od jazd ow ych , farm aceu tów , ale c a ły sze reg innych ob ja w ó w z ży c ia tak za ­ c h w a sz c z o n e g o p racow n ik ów p ry w atn ych w s k a ­ zują, że św ia te k ten o ck n ą ł się w r e sz c ie i szu k a ratunku na drodze, p o której k roczy z w y c ię s k o proletarjat m iast i w si.

Z tern się liczą, lic z y ć m u szą ek sp loatatorzy p ryw atni, ch o ć na razie z w y c ię z c a m i są.

W sz y stk o w sk azu je, że z urzędn ikiem p ań ­ stw o w y m rada m inistrów , jej prezydjum i p o ­ szc zeg ó ln i m in istrow ie n ie tylk o się nie liczą, ale traktują go z le k c e w a ż e n ie m , „per nogam ", co n ajw yżej, jak sw a w o ln y c h żak ów .

Na jakie p s y d zia d o w sk ie zjech a ł stan u rzę­

d n iczy w P o ls c e n iep od ległej, o tern ro zw od zić się d ługo n ie p otrzeb a i n ęd za w d o sło w n em , upiornem sło w a te g o zn aczen iu żre urzędn ików - głodom ork ów , ob erw a ń có w , ży ją cy ch p rzew ażn ie

„kątem ", m arzących, jak o n ie d o śc ig ły m id eale, o zarobkach n iew y k w a lifik o w a n eg o w yrobnika.

G zy i jak m oże fu n k cjon ow ać aparat p a ń ­ s tw o w y p rzez taki m aterjał ludzki ob słu giw an y, m aterjal n erw o w o i fizy czn ie w yczerp a n y , grzę­

zn ą cy w długach, rozgo ry czo n y i le k c e w a ż o n y , o tern rów n ież ro zp isy w a ć się jest rzeczą zbędną.

W sz e lk ie próby racjon aln ego w yb rn ięcia z teg o ro z p a czliw eg o p oło żen ia , w sty d i hańbę p r zy n o szą c eg o p aństw u, w zarodku b y ły tłu ­ m io n e — droga organizacji zw iązku z a w o d o w e g o zam kn ięta p rzez radę m inistrów , serw ilizm , dono- sicielstw o , lizu so stw o , ob niżan ie g o d n o ści aż do jej zaniku, m iast b y ć tę p io n e i trzeb ione, jak jad o w ite zielsk a, zo sta ło p rzez w ielu n a c z e ln i­

k ów m in isterjaln ych p o d n iesio n e do m etod y, do zasad y, sta ło się ideą k ierow n iczą!

N ie m ożna zap om in ać rów nież, że jeśli w sze lk i rząd w ustroju k ap ita listy czn y m p rze­

d e w sz y stk ie m słu ży in teresom k lasy p o sia d a ją ­ cej i te in teresy m usi m ieć n a d e w szy stk o na oku, to i u naś to n ie sły ch a n e i zd u m iew a ją ce z kro­

cio w ą armią p racow n ik ów p a ń stw o w y ch p o s tę ­ p o w a n ie ma sw o je g łę b sz e p o d ło że , w zm o cn io n e nadto p rzez to, że nasi m in istrow ie są p rze­

w a żn ie k apitalistam i i obszarnikam i lub ich m ę­

żam i zaufania. Idzie w ię c o to, aby rzesze pra­

co w n ik ó w p a ń stw o w y c h m óc w każdej ch w ili p rz e c iw sta w ić ich k olegom , p racow n ik om p ry­

w atn ym , aby w razie dom agan ia się n ie w o ln ik ó w kapitału p ry w a tn eg o p o p raw y bytu, w razie k o n ­ flik tów i strajków , ich s z e fo w ie m ogli im rzucić p ogróżk ę: „urzędnik p a ń stw o w y m a zn aczn ie gorzej, a sied zi cich o! na k iw n ięcie, na g w izd ­ n ię c ie oni w a s zastąpią!"

Idzie w ię c o to, aby św ia t u rzędn ików pań-

(4)

4 Ż Y C I E W A R S Z A W S K I E Na 1 (353)

stw o w y c h b y ł rezerw u arem łam istrejk ów , w ie c z ­ ną i sk u teczn ą p ogróżk ą d la w a lc z ą c y c h ich k o ­ le g ó w z biur, k antorów i z a k ła d ó w p ryw atn ych , w ie c z n y m h am u lcem w ich ruchu w y z w o le ń ­ czym i w a lce !

W ięc się ty lk o od czasu do czasu rzuca, jak z łaski, nic n ie z n a c z ą c e w stosu nk u do isto t­

n y ch p otrzeb , u stęp stw a , w ię c na m em orjały, na p ety cje, na b łagaln e w p rost zw racan ia się zarządu sto w a r zy sze n ia b ąd ź w c a le n ie o d p o ­ w iada, bądź zb y w a b y le czem , d eleg a cji n a w et się n ie przyjm uje, le k c e w a ż y , bagatelizu je, ig n o ­ ruje, p od rw iw u jąc z d ą só w p a n ó w urzędników , iron iczn ie w y sta w ia ją c ich cier p liw o ść na próbę, w ie d z ą c z góry, że d zięk i ca łem u sp lo to w i w arun­

ków , jest ona n iew yczerp an ą.

N a p o p a rcie p o w y ż sz e g o , o p o w ie m y naj­

ś w ie ż s z e d zieje w n ajb liższym n um erze ostatn ich sk rom n ych prób i próśb u rzęd n ik ów p a ń stw o ­ w y c h w d ążen iu do p o le p sz e n ia sw ej n iedoli.

ECHR ŻYCIR.

— Przeciw Komisji Centralnej Z. Z.

N ie z a d o w o le n ie z d zia ła ln o ści o b e c n e g o k iero w n ictw a centralnej ogólno-krajow ej organi­

zacji k la so w y ch Z w . Z a w . zatacza coraz sze rsze kręgi.

Na n ied a w n o o d b ytym w Jeziornie zjeźd zie rob otn iczym p rzem ysłu p a p iern iczeg o zap ad ła n a stęp u jąca rezolucja:

„II O góln o-K rajow y Z jazd Z w . Z a w . R obotn.

Przem . P ap iern iczego, biorąc p o d u w a g ę O k ó l­

nik C. K. Z. Z. z k w ietn ia 1921 r. w sp raw ie Z w ią z k ó w Z a w o d o w y c h stw ierd za, że C. K. Z . Z.

n ie ma praw a żąd ać od w szy stk ich czło n k ó w Z w ią z k ó w ch od zen ia na p asku żółtej M ięd zy ­ n arod ów k i i P. P. S.

C. K. Z . Z., przyjm ując u ch w a ły o e w e n tu ­ alnym u suw an iu czło n k ó w zw iązku , b ęd ą cy ch inn ych zap atryw ań oraz za w iesza n iu całych zw iązk ów , p ostąp iła, jak w s z y s c y rozb ijacze k la­

s o w e g o ruchu za w o d o w e g o .

W o b e c c z e g o Z jazd p rotestu je p rzeciw k o p od o b n y m u ch w a ło m ; żąd a od C. K. Ż. Z . z w o ­ ła n ia II K rajow ego K ongresu Z w ią z k ó w Z a w o ­ d o w y c h w jak najkrótszym terminie'*.

W a ln e zebranie p ra co w n ik ó w k o lei G rójec­

kiej i W ilan ow sk iej, cz ło n k ó w Z. Z . K. w dn. 5 c z erw ca r. b. u ch w a liło rezo lu cję n astęp u jącą:

„W aln e zebranie

1) P iętn u je sta n o w isk o K om isji Centralnej i Z arządu G łó w n e g o Z. Z . K. jako je s z c z e jed en p rzejaw zdrad zieckiej p o lity k i P. P. S., zm ierza­

jącej do rozbicia zw ią z k ó w z a w o d o w y c h w P o lsce.

2) Z eb ran i w yrażają votu m n ie u fn o śc i za ­ rów no K om isji C entralnej jak i w ię k sz o śc i p e- p e so w sk ie j w Z a rząd zie G łó w n y m Z . Z. K.

3) Z eb ran i k olejarze p o stan aw iają z całą sta n o w cz o ścią bronić jed n o ści organizacyjnej Z. Z . K. p rze ciw zd rad zieckim rozbijaczom p e- p e so w sk im i nie d o p u szc zą do te g o , ab y P. P. S.- o w c y d okon ali h a n ieb n ego d zieła rozbicia Z. Z. K .“

— Dolary, Żydki, Fotografja.

O k r ęg o w y R ob o tn iczy K om itet w P oznaniu tak ie w y p a lił P. P. S. o to sło w a praw dy:

„Cała W a sza siła p o le g a na czem ? I-o) Na

W a sz y c h n azw isk ach , które d łu ż sz y czas p o W a ­ szej śm ierci so cjalistyczn ej, siłą tradycji je sz c z e teraz na n ieliczn y ch m o ż e robią w rażen ie. 2-o) N a staw ian iu w sz y stk ic h p rzeciw n ik ó w p o za n aw ias legaln ości, p rzylep iając im e ty k ie tę „K o­

m unista", p o zb a w ia ją c ich w ten sp o só b m o ż n o ­ ści jaw n ej w alk i o sw o je przekon an ia. 3-o) D o ­ lary. A zkąd się biorą dolary, o tern m oże c o ś n ie c o ś nam o p o w ie d z ie ć „lew ica" Z . S. P.

w A m e ry ce .

K o n se k w en tn e sta n o w isk o so cja listy c zn e a b solu tn ie w y k lu c za m o żn o ść to ler o w a n ia W as, P a n o w ie, w ło n ie partji so cja listy czn ej. W y ś c ie zabrnęli tak bardzo na praw o, że n ie m o ż e b yć m o w y o tern, ab y m ód z d op atrzyć s ię u W a s bodaj śla d ó w socjalizm u. T a k ich k iero w n ik ó w partji m y n ie p otrzeb ujem y. T a k a N. P. R. n ie ­ jed n ok rotn ie jest w ięcej so cja listy czn ą , an iżeli W y. W p ro w a d za c ie m a sę rob otn iczą w b łąd za p o m o cą op ero w a n ia tem i w zn io słem i i św ię- tem i h asłam i rew olu cyjn em i, w k tórych w id zi ona sw ój cel i sw o je w y z w o le n ie , a które są jej isto tn ą i organ iczn ą w olą.

A cz y n y W a sze ? Ż jednej strony g ło śn e sło w a , z drugiej k o n sz a ch ty z B elw ed erem , z rzą­

dam i burżuazyjnem i. C h cieliście nam zatk ać usta.

Idea i m yśl rew olu cyjn a z a w sz e jest ży w a i je d y ­ n ie tw órcza. W a sz u p ad ek jest juz p rzesą d zo n y . Jak to n ą cy ch w y ta się d eski, tak W y c h w y ta c ie się w sze lk ich sp o so b ó w , bodaj n a jn ik czem n iej­

szych, b y u ratow ać sw o ją sytu ację. P ro w o k a cje, o sz c zer stw a i d en un cjacje — o to w szy stk o , na co m o ż e c ie się zd ob yć. Jest to s ta n o w c z o za m ało, by m óc p o z y sk a ć opinję ludu pracu jącego".

A cóż na to P. P. S.?

W sw o im d olarow ym organie zw a la zbrodnię m ordu górn ików w Z a g łęb iu D ąb row sk im na — słu ch a jcie i radujcie się K ruszew ani, L u to sła w ­ scy, N iem o jew sc y ! — na „kom unistów , p r z e w a ­ żn ie żyd k ów , m o ż e n a w et n a sła n y ch p rzez p o lic ję i k a p ita listó w — p row ok atorów " !!!

C zy to już kres hańb y i sz c z y t sk a ły T ar- p ejskiej, sk ąd strącan o zd rajców ?!

A ch , nie, nie, n ie!

Jest niem d op iero rozd aw an ie fotografji z te g o ro cz n e g o ob ch od u m ajow ego, p ie rw sz eg o k rw a w eg o ob ch od u w n ie p o d leg łej P o lsce.

— Cyrograf lokautowy.

D o czasu zorgan izow an ia się introligatorów w sek cję i p rzystąp ien ia do k la so w e g o zw iązk u z a w o d o w e g o drukarzy n a leżeli oni do najbar­

dziej w y z y sk iw a n y c h z p ośród proletarjatu w ar­

sza w sk ieg o . G d y w y stą p ili jako zorganizow ana siła, m ająca nadto op arcie o siln y scen tra lizo ­ w a n y zw iązek , zarobki ich się p o d n io sły p raw ie do w y s o k o ś e i zarob k ów drukarzy.

S p ę d z a ło to sen z p o w ie k ich w y z y sk iw a ­ czy, ob u rzon ych na tak ie w y e m a n c y p o w a n ie się p otu ln ych dotąd, zah u kan ych ch a d eck o - c e c h o ­ w y c h o w ie c z e k , i p o sta n o w ili ich — w y p ęd zić ze zw iązku , rozbić organizację za p ęd zić z p o ­ w rotem do cechu.

N a jw ięk sze 5 firm — A ren c, L au rysiew icz, L eśn iew sk i, M arcinkiew icz, M iern ick i.— o g ło siły lokaut. Z a nim i p o szła chm ara m ajsterk ów -ch a- łup n ików , ciem na, le d w ie c z ę s to p isać um iejąca m asa b o goojczyźn ian a która zm u sza zlok au tyzo- w a n y ch p racow n ik ów do p od p isan ia z o b o w ią za ­ nia, że do zw iązk u nie należą, że, o ile n ależą, to zeń w ystąp ią, a g d yb y się ok azało, że, pom i-

(5)

Ż Y C I E W A R S Z A W S K I E 5 M I (353)

m o p od p isa n ia cyrografu, z organizacją n ie zer­

w ali, stracą n a ty ch m ia sto w o i b e z p raw n ego w y p o w ie d z e n ia zajęcie.

Jak na ten terror a n tizw ią zk o w y i b e z ­ p raw n y zareagują p racow n icy i ich organ izacja—

zo b a cz y m y .

•— Także wróg związku.

N a rów nym p o zio m ie z ciem n ym i łykam i m iejskim i w n ien a w iści do organizacji z a w o d o ­ w ej stan ął prof. uniw . S zym on D zierzgow sk i, dyrektor zak ładu h igien y i bakterjologji.

O d p raw ił on p racow n ik a zakładu p. W ła ­ d y sła w a M inca b ez żadnej m otyw acji.

Z w ią z e k w o ź n y c h p a ń stw o w y c h w sp osób zu p ełn ie p op raw n y zap y ta ł o p rzy czy n y w y d a ­ lenia.

Na listy zw iązk u u w a ża ł za s to so w n e lu­

m inarz n ie o d p ow iad ać, w r e sz c ie ordynarnie i brutalnie n a w y m y śla ł zw iązk ow i.

Z arząd zw iązk u w in ien dać n a u czk ę „kul­

turalnem u" p rofesorow i.

— Stowarzyszenie b. więźniów poli­

tycznych.

P o dłu gich staraniach zarejestrow an e z o ­ stało p rzez min. spr. w ew n . p o w y ż s z e sto w a r zy ­ szen ie, m ające na celu „n iesien ie p o m o c y m a­

terialnej, m oralnej i kulturalnej” sw y m człon k om . N a le ż e ć doń m oże k ażd y b y ły w ię z ie ń p o ­ lity cz n y b e z różnicy p łci i w yznan ia, który u c z e ­ stn iczy ł w ruchu sp o łe czn o -r ew o lu cy jn y m i k tó­

ry się n ie p r z e c iw sta w ił w n a stę p stw ie tem u ruchow i.

D o o m ó w ien ia sz e r sz e g o n ow ej organizacji p ow rócim y, zazn aczając ty m cza sem że zarząd o b e c n ie tw o rzą Stan. Kulik, W a c ła w Koral, J.

Kuran, L ud w ik Śledzińsk i, K onstanty G rzegor­

cz y k i Jan W ieczy ń sk i, który u ż y c z y ł sw e g o m ieszk an ia dla sto w a r zy sze n ia przy ul. D an iło- w icz o w sk ie j JMŚ 4.

— Tułacza dola.

800 em igrantów , m ających już w y k u p io n e karty o k ręto w e na sta tek „Józef Piłsudski" T -w a P o lsk iej Ż eg lu g i M orskiej, nie u zysk ali w izy am erykańskiej.

List do Redakcji

Szanowny Redaktorze!

Oddaję w Wasze ręce placówkę, na której trwałem przez 6 lat za gniotu siepaczy carskich.

Czyżbym dlatego schodził osobiście z tej placówki, że gniot swojej reakcji, że bat i razy, zadawane bratnią ręką są cięższe i boleśniejsze, niż od obcych językiem, obyczajami i rasą wrogich elementów. Nie. Oddaję w Wasze, Redaktorze, ręce .Życie Warszawskie” i spo­

łeczną pracę publicystyczną, bo brak mi sił do dalszej pracy, nadewszystko zaś brak wiary w celowość tej pracy wobec rozpasania złych instyktów w społeczeństwie i upadku obywatelskości.

Mogłem odczuwać bolączki nieszczęśliwych, jako redaktor dawnego .Życia Warszawskiego” mogłem starać się je leczyć, nie czuję się na siłach walczyć z obłąka­

niem, lub zbrodnią, będącemi podłożem dzisiejszych warun­

ków i podstaw bytu społecznego.

Oddając złamane moje pióro w Wasze, Redaktorze ręce, życzę powodzenia.

Witold Koszutski.

SOJUSZ OKUPANTÓW Z POL­

SKĄ KLASĄ P O S I A D A J Ą C Ą

P rzytaczam y poniżej, jako próbki, kilka n o ­ tatek, p rzezn a czo n y ch do „N aszej T rybuny", w y ­ ch od zącej p o zam k n iętym p rzez carską ochranę

„Ż yciu W arszaw skiem ", sk reślo n y ch jednak p rzez cenzurę n iem iecką, ró w n ie g o rliw ie stojącą w ob ro­

n ie p olsk iej burżuazji, jak to robiła rosyjska.

„Municypalne więzienie"

N a p ierw szej sesji „Trybunału" m ięd zy obrońcą a prokuratorem n astąp iła oryginalna w y ­ m iana zdań z p o w o d u jakiejś n ieletn iej nędzarki, p rzeciw której b y ły poszlaki, że u siło w a ła p o ­ p ełn ić kradzież. P oszlak i w y sta r czy ły , aby sąd p okoju d ziew c zy n ę sk azał na kilka m ie się c y w ię ­ zienia. O k rop n e warunki n ęd zy, b ezradn ości, o p u sz cze n ia i ciem n oty, w jakich n ie s z ę ś liw a p ę ­ dziła ży cie, które b y ło dnem n ęd zy i rozpaczy, w strzą sa ły sw ą grozą. O brońca uw ażał, że w o ­ b ec te g o w ię z ie n ie jej nie popraw i, le c z dobije w styd , zn iep raw i i n au czy z a w o d o w e g o z ło d z ie j­

stw a, p rosił p rzeto w y so k i T ryb un ał o od d an ie d zie w c z y n y p od o p ie k ę T o w a r z y stw a nad ubo- giem i d ziew czętam i, bo m atka, u boga handlarka starrzyzną, o p u szczo n a p rzez m ęża i ojca 14-ga dzieci, sam a p o m o cy p otrzeb u je.

Na to z w sp a n ia łeg o fotela p o d n ió sł się w ca ły m prokuratorskim blasku i m a jesta cie pan S tan isław N ow od w orsk i i g ło sem p ełn y m en tu ­ zjazm u skarcił obrońcę, aby ten nie zap om in ał że n a d e szły czasy, k ied y sąd p o w a żn ie m usi się zastan ow ić, co l e p s z e — o b ecn ie dla p od sąd n ego:

cz y w o ln o ść z jej pokusam i, czy zam k n ięcie

„w m u n icypaln ym więzieniu"?! W w ięzien iu , gd zie troskliw a, w yrozu m iała i o b y w a telsk a op iek a m i­

licji czyni w nim p o p y t w c a le zn ośn ym , p rzy­

jem nym , a w każdym razie chroni od różnych zach cian ek i p okus.

N o, i 16-letnia G riinów na p o w ęd ro w a ła do m u n icyp aln ego w ięzien ia .

Jak s ię tam czuje i c z e g o tam d oznała, o tern się m o ż e d ow iem y, k ied y z n ieg o w y j­

dzie, je żeli w yjd zie.

O d M oszka S ch affa teg o się już n igdy nikt n ie d ow ie. W y w ie z io n o go w n o cy do trupiarni ze zm iażdżoną g łow ą. M ilicja zap ew n ia, że to winda...

D o tą d te g o n ie sz c z ę śliw e g o m am przed oczam i, gd y w „T rybunale" p rosił i b łagał o zw ró cen ie mu w oln ości, której go p o zb a w io n o za to, ż e ujął się za jakim ś k atow an ym przez m ilicję ch łop cem . Jakby p rzeczu w ając sw ój los, a p e lo w a ł od w yroku sądu pokoju, który go sk a­

zał na 2 i p ó ł m iesiąca, do „Trybunału", a p e lo ­ w a ł do su m ien ia i rozum u „ob yw atelsk iego" .

S zaff b y ł w oźn icą, a w ięc ubogim , ciężk o pracującym na k aw a łek ch leb a cz ło w ie k ie m , a sąd pokoju zażąd ał od n iego kaucji 500 rubli,— s ły ­ szycie?! — p ię ć s e t rubli.

(6)

6 Ż Y C I E W A R S Z A W S K I E <Ns I (353) T a k ie p a stw ien ie się i szy k a n o w a n ie u bó­

stw a, to god n e jakichść ju ryd ycznych sa d y stó w , — n ie w iem , cz y taką form ę zw yrod n ien ia zna psychjatrja, w k ażd ym razie zb o cz en ie tak ie tu się ob jaw iło, tern bardziej, że jak d o w ió d ł w s ą ­ d zie adw . prz. Z ygm u n t K ok oszk o, p rew en cy jn e w ię z ie n ie Ś zaffa b y ło n iczem u sp raw ied liw ion em bezprawiem. D arem n ie stw ierd zon o, że S zaffa bili m ilicjanci, którzy w sp raw ie figurują jako

„świadkowie**, darem nie w o b e c teg o K ok oszk o p rosił T ryb un ał o ich ek scep cję, jako takich, którzy o so b iśc ie są w sp raw ie zain teresow an i, bo sam i p ow inn i za sią ść na ła w ie osk arżon ych , d arem nie p rzyp om in ał sęd ziom - „ob yw atelom " , że to z w y ­ czaj d esp otyzm u , z a b ez p iec za ją c eg o się w ten sp o só b od o d p o w ie d z ia ln o ści i ch ron iącego g w a łcicie li praw a p rzed nią, darem nie ostrzegał, ile to szu m ow in , m ę tó w i w yrzu tk ów n ap ełn ia m ilicję, — daremnie!!! S zaff p o w ę d r o w a ł do „mu­

n ic y p a ln eg o w ięzien ia" , ab y z n ieg o n ie w yjść, ab y zgin ąć w k w ie c ie w iek u , aby mu „winda"

w nim zdru zgotała głow ę!

S praw ą w k ażd ym razie w inna zająć się prokuratura, tylko, — na boga! — n ie p. N o w o ­ dworski...

Z ponurą tą i zagad k ow ą sp raw ą łą c z y się u b oczn ie moja o — sp raw ozd an ia są d o w e. W d w óch p ism ach je za m ieściłem ze w sze lk iem i ostro- żnościam i, n ied om ów ien iam i, b ez żadnych w n io s­

ków , ale i to, jak w sze lk ą k rytykę, zd an ie n ie ­ zależn e, m yśl n iep o d leg łą , u czu cie n ie w y k o szla - w io n e, ch cian o zd ła w ić w zarodku za p om ocą, jak za w sz e , za k u liso w y ch p otajem n ych o d d z ia ły ­ w ań w redakcjach, w czem n ajw yżsi „dygnitarze"

n ie w sty d zili się brać udziału, m nie zaś o s o ­ b iście za czep ian o, in terp elow an o, p rzek on yw an o p otrzeb ą sto so w a n ia „p olityki karnej". D o sło w n ie:

„p olityki karnej".

A ty m cza sem , g d y b y tak nie rw ali się do

„sądzenia" bliźnich, do urządzania w czasach najstraszniejszej z w o jen m ask ąrad y sąd ow ej, lecz p am iętali ch o ćb y o sw ej w łasn ej nauce, jurysprudencji, to by sto so w a li n ie „p olityk ę karną", lecz jurysiycjiim, to zn a czy za w ie szen ie są d zen ia spraw p o d cza s w ojny, a w każdym razie nie sza fo w a lib y tak hojnie w ięzien iem , ka­

rami i eksm isjam i. B ylib y isto tn ie ob yw atelam i, no, i S zaff n ie m iałb y zdruzgotanej głow y...

w m u n icyp aln em w ięzien iu .

Do ut des.

T rzy te w yrazy ła ciń sk ie znaczą: daję abyś dał, p osiad ają b. głęb o k i sen s, stan ow ią oś spraw p u b liczn ych i sp o łe czn y ch , są k lu czem do zro­

zu m ien ia w ielu ob jaw ów . N ic darm o. W szy stk o za op łatą. Idzie ty lk o o form ę i sp osób . K ied y do p ałacu arcybisk up a w c h o d ziła jedn em i d rzw ia­

mi d eleg a cja C. K. O. z w oram i złota, do dru­

gich drzw i p uk ała je d n o cz eśn ie druga delegacja, ach! nic w sp ó ln e g o z tam tą n ie m ająca. T o ty l­

ko traf tak rządził, śle p y p rzyp ad ek . T ej drugiej, delegacji, na c z e le której stali p p. A ndrzej W ierzb ick i i Piotr D r zew ieck i, sz ło o p op arcie arcyp a stersk ie w u rzeczyw istn ien iu jeżeli nie

„m arzeń o jc ó w ”, to od d łu ższeg o czasu p ia sto ­ w a n y ch nadziei, dobro kraju i narodu m ających jed y n ie na celu — to się sam o p rzez się ro­

zum ie.

A do te g o p otrzeb n y jest p rze d e w szy st- kiem... „norm alny d zień p ra cy ”. T o zn aczy, aby

u sun ąć w sz y stk ie św ięta, które tak rozleniw iają lud, a je żeli nie w szy stk ie, to zn aczn ą ich część.

N a w e t n ie usunąć, tylk o „przenieść" na n ie d z ielę.

K ied y arcypasterz zrobił k w a śn ą m inę, za im p o ­ n o w a n o mu całym traktatem sp o łe czn o -p o lity cz - n o-p rzyrodn iczo-religijn o filozoficzn ym , a n a stę p ­ n ie w ręczo n o mu w lisią sk órę op raw n ą en c y k ­ likę P iu sa X „Motu p rop rio” (znaczy: „z w ła ­ sn eg o p o p ę d u ”, a n ie na ż y c z e n ie burżuazji i ob szarn ików ). S praw a załatw ion a.

Z a zn a czy ć trzeba, że ks. G od lew sk i, który ją gorąco w im ieniu sw ej ow czarn i popierał, p od k reślił u m iark ow an e żądania, bo w sza k bur- żuazja francuska przy dojściu do w ła d zy w 1789 r.

u sunąć ch ciała n ie d z iele, a zrobić t. zw. d ek ady, ty d zień d ziesięc io d n io w y , a d zień p racy „unor­

m o w a ć ” na 18 godzin. T u jedn ak z p rzyg n ęb ia ­ jącym w e stch n ie n iem przerw ał mu p. W ierzbicki, o cz y w z n o szą c na w ielk i z k ości sło n io w ej kru­

cyfiks; „no, m o ż e i m y tu k ie d y ś b ęd ziem y g o ­ spodarzam i b ez zastrzeżeń , p anam i b ez żadnej kontroli i w ę d z id ła ”... Na taką p e r sp e k ty w ę na­

w et na m łod ym w ikarym , sek retarzu K akow - sk iego, skóra ścierpła.

Głód, orzełek i poezja

Z d z isła w ks. L ubom irski je st n ie ty lk o d e ­ m okratą (tytułu z w y k le nie u żyw a, z w yjątk iem k o le k ty w n y ch d ep esz), jest n ie ty lk o m ężem czynu i k olosaln ej p racy w różnych kierunkach (jed n o ­ c z e śn ie potrafił za siad ać w trzech „K om itetach"), ale, co przyjem ną sp raw ia n iesp od zian k ę, zdra­

dza d uży talen t p oetyck i.

Przynjm niej redakcja n asza b ez w zru szen ia nie m ogła o d czy ta ć n ied zieln ej K sięcia Pana o d e z w y na orzełk o w ą k w estę . C zuć było, ż e ją n atch n ion e pióro w yd ało. N ib y proza, a to p o e ­ zja, niby o g ło d z ie m ow a, a to gra harfa eolsk a.

T e g o się się nie czyta, tern się c z ło w ie k kropla p o kropli d elek tu je, jak n ajp rzedn iejszą zielo n ą ch a rtreu seą .

C h oćb y ten oto ustęp: „bijem y w trw ogi dzw on, na progu dom u n a szeg o stan ął głód w całej sw ej grozie, w całej sw ej okropnej nagości"...

A lb o ten: „pragniem y o d b u d ow ać kraj nasz, czy jednak n ie ujrzym y rychło, że n o w e p o d w a ­ liny zak ład am y na cm en tarzysk u ludu".

Ile razy sły sz ę , że k toś upadł, z głodu, zaraz na p ok rzep ien ie czytam tę o d e z w ę . Bo, op rócz poezji, tryska z niej, jak k a sta lsk ie źródła, o b y ­ w a te lsk a troska o lud, szczera, gorąca, d em o ­ kratyczn a troska.

P o n ie w a ż jednak liczb a tych p ad ających z gło d u nie m aleje, p rzeciw n ie, zdarza się, że tuzinam i ich sam o P o g o to w ie — n ie ratuje, le c z notuje w ciągu d o b y jednej, — w n o sić należy, że g d yb y n a w et rozm iary orzełk a z w ię k sz y ć do w ie lk o śc i orła, to drogą k arotow an ia da się z lu d n ości w y c ie ń c zo n ej, ogłod zon ej i zu b ożałej w y łu d zić już n ie w ie le , — w stosu nk u do ogrom u potrzeb, w każdym razie b ęd zie to co ś nik łego.

N atom iast p rzy takiej dobrej w oli, tk liw o ­ ści i patrjotyzm ie, jaki o ż y w ia K sięcia, ła tw o mu b ęd zie w yjed n ać u w ła d z p o z w o le n ie na o p o d a tk o w a n ie lud n ości od m ajątku, a nim p o ­ z w o le n ie K siążę w yjedna, n ie w ą tp liw ie w s z y s c y cz ło n k o w ie „K om itetu" d ob ro w o ln ie i ch ętn ie to u czyn ią: np. p. S tefan D z ie w u lsk i 10 I, od p o ­ sagu da rbl. 500.000; p. Józef N atan son 10$ od w artości fabryk, ziem i i dom u b a n k o w e g o —

(7)

M> i (353) Ż Y C I E W A R S Z A W S K I E 7

m iljon rubli; p. H en ryk K on ic 10% od pensji z Banku H a n d lo w eg o — 5.000 rubli; p. Piotr D r zew ie ck i 10% od w artości dom u, fabryki, robót w jed n ym zresztą P orcie A rtura — 25.000 rubli, p. K azim ierz Z y ck i no i t. d. i t. d.

P o m y sł p rosty i tylk o d la teg o o c z y w iś c ie dotąd m y śleli nie o jeg o w yk on aniu , le c z o o rz eł­

kach, że o n e dużo uroku i w d zięk u w so b ie mają. Praw da?

BOHATEROWIE.

PAN PUŁKOWNIK.

Z n ak o m ity p isa rz francuski M irbo p o m istrzow ­ sk u z o h y d za ł o h y d ę w sp ó łc z esn e j n a m „ cy w ilizacji", b e zh to śn ie u k a zu jąc c a łą jej n ęd zę, b lag ę i o b łu d ę.

W ciąg u o sta tn ie j św iato w ej rzezi k a za n o czcić i h o łd o d d a w a ć w ielu „ b o h a te ro m " . W arto p rz y p o m n ieć so b ie , co o n ich są d z ił p rzen ik liw y i g łęb o k i satyryk.

R zecz się d z ie je w k asy n ie w m o d n ej letn iej m iejsco w o ści, g d zie a u to r p o z n a ł p a n a p u łk o w n ik a i p a n a g e n era ła .

W tym n u m erze p o d a je m y sy lw etk ę p ierw szeg o , p a n a p u łk o w n ik a.

D ziś rano b y ł u m nie k ierow n ik zak ładu F istule. W śród w ielu inn ych historji, o p o w ied zia ł, że p u łk ow n ik baron P resale sp ęd za tu d nie i n o­

c e przy zielo n y m stoliku. A d m in istracja k asyn a n iety lk o p o z w a la d zieln em u w o ja k o w i zab aw iać s ię grą w bakara, le c z n a w et daje mu za k aż­

dym razem w ygrać d w a d zieścia franków , które n a stęp n ie zw ra ca bankierom .

— C óż robią? w y tło m a c z y ł mi F istu le S za ­ cu n ek dla armji p rze d e w szy stk iem . Bo to nie dla reklam y; za licza m y to do w y d a tk ó w z w y ­ czajnych.

W czoraj, k ied y zob a czy ł, że w ygrał, d zieln y p u łk ow n ik śm iało p o ło ż y ł na sto le stu fran k ow y banknot i k ied y p rzyszła na n ieg o k olej w yp łaty:

— C ałe sto franków... w e s o ło o św ia d czy ł.

Krupjer za w a h a ł się, n ie w ied zą c, co począć...

— A le ż pułkowniku?... w yjąkał.

Co takiego?... co takiego?.,. N ie rozum iesz pan, do k roćset, co zn a czy sto franków .

W ó w c z a s zarząd zający salą gry, który znaj­

d o w a ł się tuż za b ohatersk im w ojak iem , p rze­

ch y lił się ku niem u, p o k le p a ł go d ysk retn ie po ram ieniu i cich o p o w ied ział:

— U w aga, pułkow niku... za c zy n a m y p rze­

sadzać...

— T ak pan sądzi?... od parł pułkow nik... D o kroćset!..

I zw racając się do krupjera:

T y lk o d w a d zieścia franków... błażnie!...

Jak w id zicie, m iły typ żołnierza.

N iegd yś, p o d cza s n a jw ięk sze g o n ap ięcia sp ra­

w y D reyfu sa, p u łk ow n ik sk ład ał mi c z ę s te w i­

zyty. W ch od ził, k aszląc, plując i klnąc. R o z m o ­ w y n a sze b y ły w n a stęp u jącym rodzaju:

— I có ż pułkow niku?

I cóż!... P o w o li p rzy ch o d zę do sieb ie, a le p rze ży łem c ięż k ie c h w ile .. A , sto ty s ię c y djabłów l

— P ań sk i patrjotyzm ...

7 “ N ie ch od zi o mój patrjotyzm ... chodzi o m oją rangę...

— T o w y c h o d zi na jedno...

— R acja, to w y c h o d zi na jedno...

— I cóż?

— I cóż... p rzez parę tygod n i m yślałem , że te gagatk i odbiorą mi rangę... S ło w o honoru!...

— A teraz w sz y stk o w porządku? N ie o b a ­ w ia się pan?

N ie obaw ia... n ie obaw ia! Z a czy n a m w oln iej o d d y c h a ć i na tern koniec... T o co ś strasznego...

co ś straszn ego, sto ty s ię c y djabłów!...

T u p u łk ow n ik za m y śla ł się i w zrok jego pod krzaczastem i, ru ch liw em i brw iam i zd a w a ł się p rzen ik ać p rzyszłość... P y ta łe m go:

— I cóż, b ę d z ie sz pan nadal w y d a w a ł roz­

k a zy d zien n e, w k tórych b ę d z ie sz n a z y w a ł cy - w ilu só w w strętn em i świniam i... m asz zam iar n a ­ dal grozić, że p rze jed ziesz tw ą w a le c z n ą szp ad ą p o b rzu ch ach k osm op olitów ?

— At!... tak że pytanie!... W p ierw m u szę z o ­ b aczyć, cz y ich ch olera w eźm ie... Jeżeli ich w eźm ie, to zn aczy, jeżeli rząd klapnie... ha! ha! to d o ­ p iero rzucę w m ordę tym k o sm o p o lity m rozk a­

zy dzienne...

— A je żeli go ch olera nie w eźm ie?

— Co pan p rzez to rozum iesz?

Jeżeli rząd w zm ocn i się i p r z e d się w e - źm ie su ro w e środki p rzeciw p row ok acjom w s p ó ł­

c z e sn y c h pretorjanów ?

— W ó w c z a s co innego... A n i p isn ę, drogi chłopcze... A lb o też b ęd ę im o p o w ia d a ł o m oim szacun k u dla te g o p a rszy w e g o praw a, o m ojem p o słu sz e ń stw ie w z g lę d e m tej b y d lęc ej Republiki...

Jestem p rze cież żołnierzem?... A w ię c do szeregu , le w e m ram ieniem naprzód!...

M elan ch olijn ie dodaw ał:

— Tak, rzem iosło w ojak a nie jest łatw em . N ieraz się c z ło w ie k d ław i w łasn ą szablą... A le cóż... n ie m o ż e b y ć inaczej... Patrjotyzm ...

— R anga pułkow nika...

— T o w y c h o d zi na jedno...

— Bardzo słusznie...

D z ie ln y p u łk ow n ik ch od ził po pokoju, żu ­ jąc cygaro, którem zrzadka za c ią g a ł się. P o każ- d em za cią g n ięciu p ow tarzał:

— Francja p rzepad ła, do kroćset... Francja d o sta ła się w szp o n y k osm o p o litó w .

— M asz pan cią g le na u stach s ło w o „ko­

sm o p o lici ... C zy nie b y ło b y n ied ysk recją sp ytać pana, co p rzez n ie rozumiesz?...

•— K osm op olici?

— T ak jest, p ułkow niku.

C zy ja wiem?... W strętn e bydło, p rzek lęte p o d łe św in ie, zdrajcy b ez ojczyzn y.

— N o tak... a p o za tern?

S p rzed aw czycy... frarmasoni... cy w ilu sy !

— M ów pan ściślej.

— H ołota, do k roćset!

I p u łk ow n ik za p a la ł cygaro, które zg a sło p od tą w śc ie k łą n a w ałn icą filo lo g iczn y ch w yja­

śnień. P oczem :

— A le co zn ow u opowiadają?... P od ob n o G allifet m a zn ieść uniform w armji?... S ły sz a ł pan o tern?

— N ic o tern n ie wiem!,..

P ow iad ają, że za czn ie od spodni, które n ie b ęd ą m iały o b o w ią zk o w ej form y p o d cza s p rzegląd u w o jsk 14-go lipca? B iałe sp od n ie, n ie ­ b iesk ie, w kratki, ak sam itn e lub cyk listow sk ie...

ad libitum. A dla d o w ó d c ó w o b o w ią zk o w y m ma b yć cylin der. A n i b iałych piórek, ani p iórop u ­ szów!... A to dopiero... L ep iej już odrazu zn ieść

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jest to bardzo doniosłe dla życia gospodarczego zarządzenie, gdyż w ten sposób ukaże się na rynku dużo walut zagranicznych, które do­.. tychczas nie miały

musimy zbadać rozmaite poglądy na daną kwestję, przetrawić i umieścić tylko te, z którymi się całkowicie zgadzamy, które możemy przyjąć jakby za

chę później będ ą mogli rów nież otrzym ać cukier, jeżeli p rzed tem uzupełnią sw e udziały do tysiąca m arek. JÓ ZEF

chodzącego zdarzenia, ukazania się publicznie Jana, przes/annika Pańskiego, według proroków: aby także okazać bliskość zjawienia się publicznie Messyasza, gdy

Okazało się jednak (nieraz po bardzo kosztownem doświadczeniu), że zbyt głęboka orka wyciągała często na wierzch nowiznę — a żyzne, górne warstwy roli

Bo tego bezgranicznego , poświęcenia, wobec sprawy Polskiej uczyliśmy się w Sokole, stąd znienawidziliśmy materializm, a ukochaliśmy w pełni ten piękny, a

wy wniosek. m mniejszy zbiór zboża w tym roku spowodowany został wyłącznie obniżeniem się kultury rolnej. I taki wniosek bodaj nie jest daleki od prawdy. Trochę

remont stadionu.. Gospodarzem ŚDM jest Kraków, ale at- mosferą tego święta żyje cała Polska. Podczas kon- certów zorganizowanych na „Skałce” bawiła się młodzież nie tylko