• Nie Znaleziono Wyników

(1)Wystawa fotografii odbêdzie siê wkrótce w Gmachu G³ównym Poli- techniki Gdañskiej– kilkadziesi¹t zdjêæ zro- bionych przez studentów z ca³ej Europy i w ca³ej Europie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "(1)Wystawa fotografii odbêdzie siê wkrótce w Gmachu G³ównym Poli- techniki Gdañskiej– kilkadziesi¹t zdjêæ zro- bionych przez studentów z ca³ej Europy i w ca³ej Europie"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Wystawa fotografii odbêdzie siê wkrótce w Gmachu G³ównym Poli- techniki Gdañskiej– kilkadziesi¹t zdjêæ zro- bionych przez studentów z ca³ej Europy i w ca³ej Europie. Studenci nie mieli narzucone- go tematu, dlatego zdjêcia bêd¹ naprawdê ró¿ne, co pokaza³a poprzednia edycja wysta- wy. Zdjêcia przedstawiaj¹ ciekawych ludzi, niezwyk³e sytuacje, piêkne przedmioty i za- pieraj¹ce dech w piersiach krajobrazy. Zoba- czymy zdjêcia œmieszne, smutne, artystycz- ne i amatorskie. Najlepsze prace wybior¹ stu- denci naszej uczelni. Zostan¹ nagrodzone i wezm¹ udzia³ w etapie ogólnopolskim. Wy- stawa zacznie siê ich prezentacj¹ w kinie Nep- tun 17 marca w czasie trwania konferencji Annual General Meeting of ESN, natomiast na Politechnice bêdzie prezentowana od 21 marca do 4 kwietnia. PóŸniej zacznie podró-

¿owaæ po uczelniach Gdañska.

Te zdjêcia to œwiat widziany oczami studentów z polski i zagranicy... œwiat zawsze interesuj¹cy – œwiat studentów.

Wiêcej informacji na stronie: www.di- scovereurope.prv.pl

Katarzyna Lepieszka, Joanna Szechlicka Wydzia³ Architektury

Discover Europe

– Europa widziana Twoimi oczami

Chorwacja fot. Pawe³ M¹dry Politechnika Gdañska

W³ochy

fot. Anna Andruszkiewicz Politechnika Gdañska

9OIJ=M=fotografii

¯ycie na ziemi to nic innego, jak tyl ko nasz œwiat osobisty, wyodrêbniony, bezkresny we wszechœwiecie i zatrzyma siê kie- dyœ tam w dalekiej przysz³oœci, kiedy na Ziemi braknie ju¿ tlenu. Biosfera otaczaj¹ca nasz¹ pla- netê jest niewielka i stanowi zaledwie kilkuki- lometrow¹ warstwê, której znaczenie dla ¿ycia jest tak bardzo wa¿ne, ¿e musimy koniecznie pie- lêgnowaæ j¹ i ocaliæ dla siebie i dla ca³ego na- szego rodzaju ludzkiego. Czy uda siê tego do- konaæ? Niezwykle szybki rozwój nauki charak- teryzuj¹cy epokê, w której przysz³o nam ¿yæ, po- winien sk³oniæ nas do zastanowienia siê nad tym, w jaki sposób nale¿y dalej postêpowaæ, by póki czas zatrzymaæ postêpuj¹c¹ degradacjê naszej planety, która zwie siê Ziemi¹. A teraz puœæmy nieco wodze fantazji. „Czytamy: jak donosz¹ nam media, tocz¹ siê aktualnie na ten temat bar- dzo wa¿ne i gor¹ce narady i dyskusje prowa- dzone na najwy¿szych szczeblach ziemskiej wspólnoty. Zaskoczeni obywatele Ziemi dowia- duj¹ siê z nich, ¿e zosta³a powo³ana bardzo pil-

nie specjalna niezale¿na komisja do badañ zja- wisk zachodz¹cych we wszechœwiecie, a maj¹- cych wp³yw na ¿ycie na Ziemi. Zadania podzie- lone bêd¹ na etapy. Pierwszym etapem bêdzie skok w najdalsz¹ przesz³oœæ ziemi, etapy nastêp- ne oparte zostan¹ na wnioskach etapu pierwsze- go. Do tego celu pos³u¿y specjalnie skonstru- owany pojazd zwany Wehiku³em Czasu. Cz³on- kowie wielkiej komisji w³aœnie dziœ rozpoczêli sw¹ podró¿. S¹ bardzo poruszeni, ale i zaniepo- kojeni – Wehiku³ Czasu rusza. Eksperyment na skalê œwiatow¹ zosta³ rozpoczêty. Podró¿ w cza- sie odbywa siê b³yskawicznie. Uczestników wy- prawy czeka wiele niespodzianek. Oto widz¹ ju¿

wielk¹ katastrofê kosmiczn¹, eksplozjê gazów i ognia i walkê ¿ywio³ów, z której wy³ania siê ja- kaœ nowa planeta. To Ziemia! Atakuj¹ j¹ burze i na przemian pojawiaj¹ce siê ciemnoœci i jasnoœæ wielka oraz groŸne wybuchy ognia. Wehiku³ od- mierza w czasie zamierzch³e zjawiska z szyb- koœci¹ ponadczasowej b³yskawicy. Mijaj¹ epo- ki i dziesi¹tki tysi¹cleci. W³aœnie rozpoczyna siê

ostatni milion lat historii naszej planety. To w³a-

œnie jest czwartorzêd podzielony na plejstocen i holocen. Ukazuj¹ siê olbrzymie obszary ziemi pokryte dziwn¹ roœlinnoœci¹, pojawiaj¹ siê prze- dziwne zwierzêta, które b³yskawicznie gin¹ w obrazach rozpêdzonego Wehiku³u Czasu. Teraz atakuje Ziemiê l¹dolód. Koñczy siê etap pleij- stocenu, rozpoczyna siê holocen – epoka, w któ- rej teraz w³aœnie ¿yjemy. Na Ziemi pojawi³ siê cz³owiek. Od tego czasu minê³o ju¿ ponad dwie-

œcie piêædziesi¹t tysiêcy lat i odt¹d cz³owiek bê- dzie nam towarzyszy³ w podró¿y poprzez ca³¹ ewolucjê swego gatunku. Oto cz³owiek wygra³ bitwê z ogniem, nauczy³ siê pos³ugiwaæ prosty- mi narzêdziami kamiennymi i ¿elaznymi, na- uczy³ siê polowaæ, uprawiaæ ziemiê, hodowaæ byd³o, ale tak¿e nauczy³ siê zabijaæ i niestety za- bija nadal, mimo up³ywu tylu lat. W swym dzie- le pos³uguje siê on coraz doskonalszymi narzê- dziami i sposobami. Powstaj¹ na Ziemi zacz¹tki cywilizacji, ludzie ³¹cz¹ siê w grupy, rody, ple- miona. Ulepszaj¹ siê formy egzystencji, ulep- szaj¹ siê narzêdzia pracy, ale i ulepszaj¹ siê te¿

narzêdzia wzajemnego niszczenia i zabijania.

Szerz¹ siê wojny, napady, gwa³ty, rabunki. Broñ

Ziemia, cz³owiek i przyroda

(2)

nie s³u¿y ju¿ do polowania i zdobywania ¿yw- noœci, ale tak¿e do polowania na ludzi. A wszyst- ko to jawi siê przed oczyma cz³onków Nieza- le¿nej Komisji – i choæ znana jest im jest dosko- nale historia dziejów Ziemi i ludzkoœci, przera-

¿enie nie znika z twarzy. Nihil novi sub sole.

Taka jest prawda – nic nowego pod s³oñcem! W tym szalonym skrócie obrazów daje siê zauwa-

¿yæ widmo dalekiej jeszcze, ale pewnej ju¿ za- g³ady rodzaju ludzkiego. Minê³o tyle setek ty- siêcy lat, a cz³owiek dalej wzajemnie siê nisz- czy i zabija bezlitoœnie w swej niepohamowa- nej ¿¹dzy w³adzy i posiadania. Zmieniaj¹ siê me- tody, lecz cel pozostaje nadal ten sam. Czy przyj- dzie kiedyœ na rodzaj ludzki opamiêtanie? Prze- cie¿ cz³owiek, chocia¿ jest jedynie drobn¹ sk³a- dow¹ cz¹stk¹ swojego œwiata, który tworzy ra- zem z tym, co go otacza i co potrzebne jest mu do ¿ycia, to nie wolno mu jednak zniszczyæ tego umyœlnie, ale d¹¿yæ powinien do czêstego po- prawiania warunków swego bytowania, do ochrony œrodowiska ludzkiego, wody, powietrza i ca³ego œwiata przyrody o¿ywionej. Na szczê-

œcie coraz czêœciej dochodzi do g³osu rozs¹dek ludzi m¹drych i czuj¹cych, nawo³uj¹cych do ochrony resztek œwiata, który jeszcze jakoœ ¿yje.

Modne sta³o siê s³owo ekologia. Powstaje na ziemi ruch ekologiczny, nazywany te¿ ruchem zielonych. Wehiku³ Czasu niepostrze¿enie zmniejszy³ nieco szybkoœæ i zmieni³ kierunek podró¿y. Mo¿na ju¿ dostrzec, ¿e wskroœ szerz¹- cej siê degradacji œrodowiska zarysowuje siê co- raz œmielej d¹¿enie do ocalenia tego, co jest bez- myœlnie niszczone przez bezwzglêdnoœæ wielu ludzi i ich pêd do s³awy i pieniêdzy. Obecnie nauka i technika pragn¹ g³ównie zapewniæ lu- dziom lepszy byt materialny, pamiêtaj¹c, ¿e w przysz³oœci trzeba bêdzie wy¿ywiæ mieszkañców ziemi, których ci¹gle przybywa. W pracowniach uczonych zaczynaj¹ siê ju¿ badania przygoto- wuj¹ce Ziemiê do walki z g³odem, a choæ znaj- duj¹ siê one jeszcze w fazie wstêpnej, mog¹ nie- d³ugo zbli¿yæ siê do granicy produkcji roœlin- nej, zakreœlonej przez sam¹ naturê. Uczeni prze- widuj¹ bowiem, ¿e w ci¹gu najbli¿szych wie- ków naszej ery musi nadejœæ zjawisko przelud- nienia, a wtedy okazaæ siê mo¿e, ¿e zasoby ¿yw-

noœci, którymi dysponuje Ziemia, nie wystarcz¹ na wy¿ywienie wszystkich ziemian. Dotychczas ludzie ¿yli zgodnie z nakazem biblii: „rozmna-

¿ajcie siê i zaludniajcie ca³¹ ziemiê”. Kres na- szych ludzkich mo¿liwoœci wydawa³ siê niegdyœ

zagubiony w pomroce przysz³ych wieków, ale w tej chwili widaæ go ju¿ wyraŸnie. I jeœli nie dotknie nas samych ¿yj¹cych tu i teraz, to sto- sunkowo nam bliskim pokoleniom zagrozi wid- mo œwiatowego g³odu. Ludzi rzeczywiœcie ci¹- gle przybywa, co wi¹¿e siê z popraw¹ warun- ków ich ¿ycia, ze wzrostem higieny i medycy- ny, z wyeliminowaniem wszelkich epidemii i wszelkiej zarazy, choæ niestety jednoczeœnie po- jawiaj¹ siê nowe zagro¿enia, z którymi uczeni podejmuj¹ niezw³oczn¹ walkê. S¹ jeszcze na

œwiecie kraje, gdzie widmo chorób i g³odu ist- nieje dalej i nie maleje. Kurcz¹ siê tereny upraw roœlin jadalnych, a uczeni szukaj¹ wci¹¿ nowych metod ich wytwarzania. Rozwój przemys³u jest coraz intensywniejszy, d¹¿¹cy do zwiêkszenia dobrobytu mieszkañców ziemi, choæ wi¹¿e siê to z zajmowaniem coraz to wiêkszych obsza- rów ziemi, potrzebnych do zabudowy i budowy wielkich zak³adów przemys³owych, kopalni, hut oraz bloków mieszkalnych. Jak¿e czêsto zabu- dowa ta jest nie przemyœlana, powoduj¹c czêsto

oszpecenie oraz degradacjê krajobrazu. W wy- niki takiego w³aœnie wykorzystywania ka¿dego wolnego skrawka ziemi, powiêkszaj¹ siê bardzo szybko skupiska ludnoœci oraz wzrasta w szyb- kim tempie urbanizacja kraju. W efekcie pozba- wia siê cz³owieka w du¿ej mierze, a czasem na- wet ca³kowicie, naturalnych jego kontaktów z przyrod¹. Urbanizacja oraz ¿ycie w oœrodkach uprzemys³owionych nieuchronnie zaczyna po- woli zagra¿aæ prawie wszystkim mieszkañcom Ziemi. St¹d niektórzy ludzie za wszelk¹ cenê d¹¿¹ do choæby czêœciowego odbudowywania naturalnych warunków ¿ycia, w jakich kiedyœ

¿yli nasi przodkowie. Widoczne s¹ starania eko- logów do zak³adania choæby niewielkich miast- ogrodów, do tworzenia gdy tylko siê uda, wiêk- szych czy mniejszych parków, skwerków, pie- lêgnowania ka¿dego trawnika i ka¿dego drze- wa i krzewu.

Prawo zabrania nieuzasadnionego wycina- nia drzew, zw³aszcza tych rosn¹cych w obrê- bie miast, chroni te¿ obszary ró¿nych upraw ziemi, a nawet fragmenty pobliskich miastom lasów, zalesia siê nieu¿ytki rolne, tworzy siê krajobrazowe parki, sadzi siê wiele nowych drzew, krzewów oraz kwiatów. Tego w³aœnie potrzeba nam, ludziom st³oczonym wœród wie-

¿owców i betonowych bloków mieszkalnych.

odkrywamy na nowo prost¹, a jak¿e wa¿n¹ rolê roœlin, które oddaj¹ cz³owiekowi ¿yciodajny tlen, ten tak pospolity gaz, a tak wa¿ny dla ¿y- cia, i to nie tylko fizycznego, ale i psychiczne- go. Dziêki niemu odnajdujemy wielk¹ radoœæ, coraz bli¿szy kontakt z przyrod¹, która odra- dza siê dla nas ka¿dej wiosny z pe³n¹, konse- kwentn¹ sta³oœci¹ i niezmiennoœci¹, przekazu- j¹c nam ca³e swoje piêkno ukryte w kwitn¹- cych i pachn¹cych kwiatach oraz wspania³ej zieleni, ¿yj¹cej i lecz¹cej nasz wzrok. Tak od- czuwamy to teraz, nie myœl¹c i nie zastanawia

(3)

j¹c siê g³êbiej nad tym, jak¹ rolê odgrywaæ bêd¹ kiedyœ roœliny w ¿yciu cz³owieka przysz³oœci?

Ale jednego mo¿emy byæ pewni, ¿e ich zna- czenie bêdzie siê stawa³o coraz wa¿niejsze, poniewa¿ cz³owiek oœmieli³ siê ju¿ wyjœæ poza granice kuli ziemskiej, nie wiedz¹c w³aœciwie, co zastanie tam we wszechœwiecie i co go tam bêdzie czekaæ. Nasz Wehiku³ Czasu coraz wy- raŸniej zmienia kierunek lotu, kieruj¹c siê nie- postrze¿enie ku przysz³oœci. St¹d do g³osu doj- d¹ nowe elementy – marzenia i nowe plany.

Cz³owiek marzy, ale i wierzy równoczeœnie, ¿e planety uk³adu s³onecznego i ich satelity stan¹ dla niego otworem, choæ wie tak¿e, ¿e bêdzie to wymagaæ z pewnoœci¹ bardzo wielkiej energii, niemo¿liwej na razie do uzyskania. Jest tak¿e ma³o prawdopodobne, ¿e w chwili obecnej pod- bój kosmosu rozwi¹¿e na przyk³ad tak wa¿n¹ sprawê przeludnienia ziemi, dziêki skolonizo- waniu Ksiê¿yca, a nawet Marsa. Okazuje siê, ¿e jednak myœl¹ o tym ca³kiem realnie naukowcy z Politechniki Gdañskiej. Oto w prasie lokalnej (Wieczór Wybrze¿a z dnia 30 wrzeœnia 2004 r.) czytamy dos³ownie: „Ma³¿eñstwo naukowców z Politechniki Gdañskiej chce dr¹¿yæ otwory w zboczach marsjañskich wzgórz i budowaæ tam kosmiczne stacje. To w nich bêd¹ kiedyœ mogli zamieszkaæ pierwsi ludzie na Marsie. M³odzi na- ukowcy tworz¹ projekty zarówno specjalnych baz eksperymentalnych, w których znajd¹ siê la- boratoria, ambulatoria i mieszkania pracuj¹cych tam ludzi oraz baza przeznaczona na agrokultu- rê, czyli ziemskie rolnictwo, np. glony poch³a- niaj¹ce dwutlenek wêgla i wytwarzaj¹ce tlen”.

Tyle Wieczór Wybrze¿a. Daje to wiele do my-

œlenia, bo oto w³aœnie roœliny pomog¹ ludziom w ich miêdzyplanetarnych zamierzeniach. To one w³aœnie powinny, tak jak w pierwszym okre- sie powstawania œwiata, odœwie¿yæ atmosferê kosmosu, aby móc zapocz¹tkowaæ ¿ycie. Chy- ba jednak s¹ to plany i marzenia utopijne i niech na razie takimi pozostan¹. W wyniku tych roz- wa¿añ Niezale¿na Komisja podró¿uj¹ca Wehi- ku³em Czasu zrezygnowa³a ostatecznie z dalszej wêdrówki w przysz³oœæ, jako zbyt trudnej do wy- obra¿enia i zrozumienia, i odmówi³a dalszego przegl¹du nadchodz¹cych czasów i epok przy- sz³oœci Ziemi. „Je¿eli teraz na Ziemi zapanowa-

³a taka wielka przemoc, wojny, podboje, niena- wiœæ wzajemna spo³eczeñstw zaludniaj¹cych Ziemiê, zdobywanie wszelkimi sposobami w³a- dzy i pieniêdzy, gwa³ty, fanatyzm bez granic i terroryzm ogarniaj¹cy coraz wiêksze po³acie, deptanie ludzkiej godnoœci – to co nas mo¿e cze- kaæ w przysz³oœci? Prawd¹ staje siê z dawna ju¿

powtarzane twierdzenie, ¿e „nafta rz¹dzi œwia- tem”. Wielki postêp cywilizacyjny wydaje siê,

¿e zosta³ w³aœnie skierowany jakby na niszcze- nie ¿ycia i zag³adê rodzaju ludzkiego. Grozi nam

„cywilizacja œmierci”, czy taka to w³aœnie przy-

sz³oœæ czeka nasz¹ planetê? Nie wszyscy jed- nak ludzie ¿yj¹ z³em i nienawiœci¹, ale s¹ i tacy, a jest ich wielu, którzy chc¹ postêpowaæ i ¿yæ dla dobra w³aœnie ca³ej ludzkoœci, kieruj¹c siê mi³oœci¹ i braterstwem wobec bliŸnich, jak to nakazuje religia chrzeœcijañska. Ci ludzie d¹¿¹ do zapewnienia lepszego jutra, do zlikwidowa- nia g³odu, cierpieñ, chorób i klêsk ¿ywio³owych, do ochrony ¿yciodajnej przyrody na ca³ej kuli ziemskiej. Przecie¿ na przestrzeni tylko jedne- go naszego stulecia mo¿na dostrzec, jak dawne marzenia tych dobrych, myœl¹cych ludzi sta³y siê rzeczywistoœci¹ i w ci¹gu tak niewielu lat przebywa³y d³ug¹ drogê od pierwszych nieœmia-

³ych prób do wielkich osi¹gniêæ wspó³czesnej nauki. Samoloty przekraczaj¹ barierê dŸwiêku i niesterowane rêk¹ cz³owieka pokonuj¹ olbrzy- mie przestrzenie, satelity kr¹¿¹ w przestrzeni miêdzyplanetarnej, radio, radar, telewizja, tele- metria tworz¹ wielk¹ sieæ informacyjn¹, medy- cyna tworzy cuda, a przeciêtny cz³owiek ca³ko- wicie gubi siê w osi¹gniêciach nauki i techniki.

Nie wolno ludziom zniszczyæ tego wszystkie- go, jak i nie wolno tych wielkich osi¹gniêæ na- uki kierowaæ na drogê zag³ady ¿ycia na Ziemi.

Za wszelk¹ cenê nale¿y pokonaæ zagra¿aj¹c¹ nam coraz wyraŸniej ow¹ „cywilizacjê œmier- ci”. Czy jest taka ogromna si³a, która mo¿e siê temu przeciwstawiæ? Musimy wierzyæ, ¿e tak.

Cz³onkowie Komisji nie kryj¹ przera¿enia. Nie- którzy z nich zaczynaj¹ wierzyæ w legendê i opo- wieœci, pochodz¹ce z mitologii skandynawskiej, mówi¹ce o totalnej zag³adzie bogów i œwiata, który ma sp³on¹æ wœród walki z demonicznymi olbrzymami, gdy zgasn¹ gwiazdy, a morze za- leje ziemiê i dopiero wówczas wy³oni siê z mo- rza nowa ziemia, a dla ludzkoœci, nowej ludzko-

œci, nastanie nowa i szczêœliwa era. Czy¿by to by³a era Wodnika? Jednak nie zaprz¹tajmy so- bie g³owy katastroficznymi myœlami i wierzmy,

¿e mimo wszystko przysz³oœæ cz³owieka bêdzie inna, lepsza, zwyciê¿y dobro, a planeta Ziemia stanie siê dla zaludniaj¹cych j¹ narodów – ra-

jem. Pomyœlmy o jaœniejszej przysz³oœci, choæ- by tej najdalszej, i zajmijmy siê przygotowywa- niami do niej poprzez ochronê tego dobra, które jeszcze pozosta³o na ziemi. A wiêc chroñmy co- raz bardziej zmniejszaj¹ce siê zasoby przyrody i jej piêkno, ¿eby odtworzyæ pierwotn¹ harmo- niê miêdzy cz³owiekiem a œwiatem zwierz¹t i roœlin. A trzeba to robiæ, bo to nie tylko dla do- bra nas samych, ale przede wszystkim dla dobra nastêpnych pokoleñ, które wkrótce nadejd¹ i sta- n¹ siê pionierami nowej ludzkoœci.

W tym miejscu pozwolê sobie na garœæ re- fleksji, które bêd¹ mo¿e podsumowaniem nie tylko dotychczasowych rozwa¿añ opartych na wra¿eniach wyimaginowanych cz³onków Nad- zwyczajnej i Niezale¿nej Komisji podró¿uj¹cych Wehiku³em Czasu, ale bêd¹ to te¿ refleksje, któ- re nasunê³y mi siê równoczeœnie po przeczyta- niu wydanej niedawno piêknej i zarazem nieco dziwnej i jakby trochê pesymistycznej ksi¹¿ki pt. Saga Puszczy Bia³owieskiej, której autork¹ jest Pani Profesor Simona Kossak, pracownik naukowy Instytutu Badawczego Leœnictwa w Zak³adzie Lasów Naturalnych. Pani Simona Kossak jest wielk¹ popularyzatork¹ dzia³añ na rzecz ochrony przyrody. Jestem zafascynowa- na, ale i lekko przera¿ona lektur¹ tej ksi¹¿ki.

Wyra¿am równoczeœnie g³êboki podziw dla umi-

³owania przez autorkê przyrody w ogóle, a szcze- gólnie Puszczy Bia³owieskiej i egzystuj¹cych w niej roœlin i zwierz¹t. W ksi¹¿ce wyczuwa siê prawie skrajny pesymizm oraz rozpaczliwe wo-

³anie o ratunek dla gin¹cej w coraz szybszym tempie tej przepiêknej puszczy. Autorka opowia- da bardzo sugestywnie o losach puszczy, po- cz¹wszy od epoki lodowcowej po czasy dzisiej- sze. Puszczy Bia³owieskiej wiele ju¿ razy gro- zi³o unicestwienie, ale zawsze w jakiœ nieomal cudowny sposób potrafi³a prze¿yæ i ocaleæ. Pusz- cza Bia³owieska to ostatnie miejsce, gdzie jesz- cze przetrwa³y – chocia¿ w formie szcz¹tkowej

– pozosta³oœci lasów, jakie w czasach historycz- nych pokrywa³y ca³y Ni¿ Europejski. Nadal ¿yj¹

(4)

tu, a mo¿e raczej wegetuj¹ liczne gatunki zwie- rz¹t i roœlin, które wyginê³y ju¿ prawie ca³kowi- cie w innych lasach. Puszczy Bia³owieskiej jesz- cze i dzisiaj grozi zag³ada, gdy¿ wycinka wielo- wiekowych drzew nie ustaje ani na chwilê, a co za tym idzie – ostatni pierwotny las Europy nie- d³ugo bêdzie ju¿ tylko histori¹. Mno¿¹ siê bez przerwy liczne apele uczonych, przyrodników, ekologów i mi³oœników przyrody o zachowanie tego niewielkiego skrawka polskiej czêœci Pusz- czy Bia³owieskiej jako pomnika przyrody i ob- jêcie go ochron¹ konserwatorsk¹ poprzez utwo- rzenie Parku Narodowego. Jednak¿e apele te po- zostaj¹ bez echa. Wschodnia czêœæ Puszczy Bia-

³owieskiej, nale¿¹ca do Bia³orusi, ju¿ w 1991 r.

uznana zosta³a za Park Narodowy. Polska czêœæ, wielokrotnie mniejsza – nie. Autorka „Sagi o Puszczy Bia³owieskiej” zapytuje publicznie, czy ta nasza polska czêœæ przetrwa równie¿ i XXI wiek? Ale to zale¿y ju¿ tylko wy³¹cznie od na- szego pokolenia i naszego rz¹du. Gorycz jest wielka, bo widoczna jest tylko obojêtnoœæ i chy- ba niezrozumienie lub œlepota ludzi odpowia- daj¹cych za dalsze losy tego bezcennego nasze- go skarbu o œwiatowej s³awie. Puszcza ca³y czas i bez przerwy jest bezkarnie i skutecznie eks- ploatowana na wielk¹ skalê poprzez wyrêb sta- rych, wiekowych drzew puszczañskich. Bez przerwy warcz¹ pi³y i bez przerwy powstaj¹ nowe rz¹dy, urzêdy i nowe uchwa³y w zakresie ochrony przyrody, podobno roœnie te¿ œwiado- moœæ ekologiczna coraz to nowych ministrów, ale co z tego, kiedy Puszcza Bia³owieska jest postrzegana z handlowego punktu widzenia, jako cenne Ÿród³o surowca drzewnego. Wszelkie ape- le, listy i proœby o utworzenie z puszczy Bia³o- wieskiej Parku Narodowego nie odnosz¹ skut- ku. Ostatnie szanse na ocalenie puszczy i odzy- skanie jej majestatu i piêkna – to natychmiasto- we zatrzymanie pi³ wycinaj¹cych drzewa, to je- dyny warunek zachowania choæ tej niewielkiej czêœci naszego i œwiatowego dziedzictwa natu- ralnego i kulturowego, to jakby pewna konty- nuacja najlepszych tradycji Pañstwa Polskiego, jak¹ by³a od dawna ochrona tej puszczy przez polskich królów. Œcis³y rezerwat i kilka rezer- watów czêœciowych zajmuje niewielk¹ tylko czêœæ naszej Puszczy Bia³owieskiej, zaœ ca³a ogromna jej wiêkszoœæ zaliczona jest do lasów gospodarczych, choæ powinna byæ bezwzglêd- nie pod prawn¹ ochron¹ konserwatorsk¹ rz¹du polskiego jako Park Narodowy. A oto z ostat- niej chwili (paŸdziernik, 2004 r.) dowiadujemy siê o projektach budowy ekspresowej drogi Via Baltica, która ma miêdzy innymi przebiegaæ przez tereny rezerwatu biebrzañskiego i pusz- czy bia³obrzeskiej. To bêdzie jeszcze jednym do- datkowym zagro¿eniem dla puszczy. W³aœnie niedawno w Warszawie dzia³acze organizacji ekologicznej Green Peace protestowali przeciw

budowie tej drogi. W pewnym momencie wy- dawa³o siê nawet, ¿e walka o utworzenie Parku Narodowego w Puszczy Bia³owieskiej zakoñ- czy siê zwyciêstwem. Rz¹d polski i jego mini- strowie Ochrony Œrodowiska z³o¿yli bowiem obietnicê powo³ania najpóŸniej do 2000 roku Bia³owieskiego Parku Narodowego. Niestety, nie uda³o siê, a to wskutek wielkiego veto - sprze- ciwu spo³ecznego bior¹cego w obronê w³aœci- cieli prywatnych tartaków i przetwórni drewna, osaczaj¹cych coraz liczniej Puszczê Bia³owie- sk¹. Okazuje siê, ¿e najbardziej w ¿yciu liczy siê bezpardonowa walka o stanowiska, w³adzê i pieni¹dze. I znów mo¿na zacytowaæ ³aciñskie przys³owie: „Nihil novi sub sole”, które do dziœ

nic nie straci³o ze swej aktualnoœci, a mamy rok 2005! Autorka „Sagi o Puszczy Bia³owieskiej”

koñczy swoje smutne raczej rozwa¿ania uroz- maiconymi i serdecznymi opowieœciami z ¿y- cia niez³omnej i niezwyciê¿onej jak dot¹d pusz- czy i jej mieszkañców, przytaczaj¹c dodatkowo cytaty jak¿e nam bliskie i w pe³ni zrozumia³e, wybrane z literatury oraz z ró¿nych pism i li- stów, które ci¹gle otrzymuje. Oto przytoczê nie- które z nich: wiek XVI. Tak pisze Jan Kocha- nowski: „gdzie poŸrzê, wszêdy r¹bi¹ albo bale do huty, albo sosninê na smo³ê, albo d¹b na szku- ty”. Wiek XX: Jan Gwalbert Pawlikowski, pio- nier ochrony przyrody, zauwa¿a, ¿e „cz³owiek odk¹d pojawi³ siê na ziemi, pocz¹³ ujarzmiaæ przyrodê, a¿ wreszcie ujarzmi³ j¹ tak gruntow- nie, ¿e poczynaj¹ mu w³osy stawaæ z przera¿e- nia na g³owie, aby w pustce przestrzeni nie zo- sta³ sam z trupem”, zaœ znany artysta Robert Ha- inart stwierdza, ¿e „walczyæ o przyrodê – to unik- n¹æ potêpienia cz³owieka”. I wreszcie nasz no- blista niedawno zmar³y poeta i pisarz Czes³aw Mi³osz napisa³: „kiedy¿ nareszcie ca³a Bia³owie-

¿a zostanie uznana za park narodowy? U¿ywam mego pióra w nadziei, ¿e jednak poœród za¿artej walki polityków nie maj¹cych czasu ani energii na sprawy trwaj¹ce d³u¿ej, ni¿ ich kadencje, mo¿e skutecznie przypomnieæ o czymœ, co do- tyczy wspólnego dobra wielu pokoleñ”. W Pusz- czy Bia³owieskiej toczy siê ostatnia w Europie bitwa ludzi z puszcz¹. Skoñczy³ siê przecie¿ wiek XX i rozpocz¹³ wiek XXI, a jest to era wielkich odkryæ, jak np. ujarzmienie atomu i klonowanie

¿ywych istot, a ludzie nie potrafi¹ uratowaæ bez- cennego dobra, jakim jest Puszcza Bia³owieska.

Beznadziejnie zabrzmi epilog piêknej Sagi Pusz- czy Bia³owieskiej streszczaj¹cy beznadziejny bój o ni¹. Pani Simona Kossak koñczy swoj¹ Sagê s³owami: w ostatnich dniach trzeciego tysi¹cle- cia naszej ery, na szczeblu rz¹dowym zapad³a decyzja: „Puszcza Bia³owieska nie bêdzie Par- kiem Narodowym”.

Jadwiga Lipiñska Klub Seniora

Rys. Bogna Lipiñska

„Nad wszystko, co w dzikiej przyrodzie, Co ¿yje, oddycha i œpiewa,

Nad wszystko, co kocha i têskni, Mi³ujê leœne drzewa...

...A gdy ju¿ ushnê na wieki, Niech sen mi siê przyœni królewski...

Niech mnie ko³ysze do marzenia Szum Puszczy Bia³owieskiej...

Julian Ejsmond

l „Co chcecie mi daæ, a ja wam Go wydam?” Oni odliczyli mu trzydzie-

œci srebrników. Mat 26:14-16.

l Lecz oto rêka mojego zdrajcy jest ze mn¹ na stole. £k 22:21.

l A wydawaæ was bêd¹ nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele, i niejed- nego z was o œmieræ przyprawi¹.

£k 21:16.

l Gdyby to l¿y³ mnie nieprzyjaciel, z pewnoœci¹ bym to znosi³, (...) lecz to by³eœ ty: mój towarzysz, przyja- ciel zaufany (...). Ps 54:14.

l Bo nie ma nic zakrytego, co by nie mia³o byæ ujawnione, ani nic tajem- nego, o czym by siê dowiedzieæ nie miano. Dlatego wszystko, co powie- dzieliœcie w mroku, w œwietle bêdzie s³yszane, a coœcie w izbie szeptali do ucha, g³osiæ bêd¹ na dachach.

£k 12:2-3.

l Nie zapala siê te¿ œwiat³a, by je schowaæ pod korzec, lecz stawia je na œwieczniku, aby œwieci³o wszyst- kim, którzy s¹ w domu. Mat 5:15.

Wed³ug Biblii Tysi¹clecia, Pallotinum, Poznañ 1965, zebra³

Zbigniew Cywiñski Emerytowany profesor PG

Aktualnoœci biblijne

Aktualny ideogram – Joan Miro: Wzburzo- ne osoby, 1949

(5)

Doœæ szybko jednak przyjê³a siê nazwa utworzona od autora wspo- mnianego wniosku, który, nota bene, wcale nie by³ wynalazc¹ gilo- tyny i protestowa³ przeciwko u¿ywaniu tej nazwy. Nawiasem mó- wi¹c, samo urz¹dzenie by³o stosowane we Francji do 1977 r.

Wprowadzon¹ przez L. Pasteura metodê niszczenia drobnoustro- jów w produktach spo¿ywczych nazywamy pasteryzacj¹ (nie: „pa- steuryzacj¹”), zaœ na czeœæ H. Balzaca mówimy o wieku balzakow- skim, a nie „balzacowskim”. W geometrii analitycznej jest karte- zjañski uk³ad wspó³rzêdnych, a nie o „uk³ad Descartesa”.

Rozumuj¹c w powy¿szy sposób – jeœli ludzkoœæ chcia³aby uho- norowaæ pana Rudolfa Diesla, okreœlaj¹c jego nazwiskiem pewn¹ jednostkê fizyczn¹ lub pierwiastek, to w jêzyku polskim by³by to zapewne dizel, a nie „diesel” ani „Diesel”.

Wprawdzie di nie jest naturaln¹ sylab¹ w naszym jêzyku, ale wystêpuj¹ ju¿ w nim s³owa: diler, dinar, dingo, dinozaur, Maledi- wy. Byæ mo¿e, zgodnie z zasadami tradycyjnej polszczyzny, nale¿a-

³oby zamieniæ w nich di na dy, ale któ¿ podj¹³by siê tego zadania? W koñcu wspó³czesna polszczyzna oswoi³a siê ju¿ z równie nietypow¹ dawniej koñcówk¹ –ing (np. marketing czy sponsoring), choæ przed wiekami niemieckie Ring zosta³o przyswojone w formie: rynek.

Wobec powy¿szego proponujê uznaæ formê dizel za w³aœciw¹ nazwê dla rodziny silników wynalezionych przez Rudolfa Diesla.

Analogicznie nale¿a³oby wprowadziæ formy: dizelizacja, dizlow- ski i dizlowy.

Podobnie te¿ sterowce – na czeœæ ich wynalazcy Ferdynanda Zep- pelina, równie¿ Niemca – powinny byæ nazywane cepelinami, a nie

„zeppelinami”.

Miros³aw Naleziñski absolwent Instytutu Okrêtowego PG z 1977 r.

Popularne silniki o zap³onie samoczynnym, zw³aszcza samocho- dowe, zasilane olejem napêdowym, nazywane s¹ – na czeœæ niemiec- kiego wynalazcy – silnikami Diesla.

W jêzyku potocznym wystêpuje podzia³ silników samochodowych na ‘benzyniaki’ i ‘ropniaki’, ale obu tych form nie mo¿na, oczywi-

œcie, zaakceptowaæ w oficjalnym jêzyku technicznym.

W uk³adzie SI (lub w innych uk³adach) – na czeœæ wielkich wy- nalazców i naukowców – natê¿enie, napiêcie, opór, ³adunek, pojem- noœæ, przewodnoœæ elektryczn¹ mierzymy odpowiednio: w ampe- rach (nie: „Ampere’ach”), w woltach (nie: „Voltach”), w omach (nie: „Ohmach”), kulombach (nie: „Coulombach”), faradach (nie:

„Faradayach”), simensach (nie: „Siemensach”); si³ê okreœlamy w niutonach (nie: „Newtonach”), ciœnienie w paskalach (nie: „Pasca- lach”), energiê, ciep³o i pracê w d¿ulach (nie: „Joule’ach”), moc w watach (nie: „Wattach”), temperaturê w kelwinach (nie: „Kelvi- nach”), czêstotliwoœæ w hercach (nie: „Hertzach”), strumieñ magne- tyczny w weberach i makswelach (nie: „Weberach” ani „Maxwel- lach”), indukcjê magnetyczn¹ w teslach lub gausach (nie: „Teslach”

ani „Gaussach”), natê¿enie pola magnetycznego w erstedach (nie:

„Oerstedach”), indukcyjnoœæ w henrach (nie: „Henry’ach”), zaœ w dziedzinie promieniotwórczoœci stosujemy bekerele (nie: „Becqu- erele”).

Polon i rad odkryli Maria Sk³odowska-Curie i Piotr Curie, ale pierwiastek (nazwany na ich czeœæ) po polsku nazywa siê kiur. Po- dobnie mendelew (nie: „Mendelejew”), lorens (nie: „Lawrence”), ferm (nie: „Fermi”). Promienie Röntgena to promienie rentgenow- skie, przegub Cardana to kardan, a urz¹dzenie do œcinania g³ów ska- zañcom, wprowadzone ustawowo w rewolucyjnej Francji w 1792 r.

na wniosek deputowanego i lekarza J. Guillotina, to gilotyna. Co siê tyczy tej ostatniej, warto dodaæ, ¿e urz¹dzenie to wprowadzono ze wzglêdów humanitarnych i pocz¹tkowo nazywa³o siê ono louisette.

Dbajmy o jêzyk !

Dizel

Odstêpuj¹c od dotychczasowej zasady publikowania w tej rubryce w³asnych tekstów, tym razem polecam uwadze Czytelników artyku³ mgr. in¿. Miros³awa Naleziñskiego, absolwenta PG i wieloletniego pracownika polskiego przemys³u stoczniowego. Autor ten jest radykalnym obroñc¹ czystoœci jêzyka polskiego i nierzadko nie aprobuje wskazañ s³owników. Na swojej witrynie internetowej Przemyœlenia nad mow¹ ojczyst¹ tudzie¿ problemami spo³ecznymi i ekonomicznymi (www.mirnal.neostrada.pl/) publikuje liczne memoria³y, które kieruje m.in. do Rady Jêzyka Polskiego. Tak np. 11 listopada 2000 r. M. Naleziñski wystosowa³ list do RJP, zatytu³owany last minute of jêzyk polski?, w którym zachêca³ „do wydania zbioru zasad przystosowywania s³ów obcego pochodzenia do wymogów jêzyka polskiego” oraz prosi³ „o spowodowanie kategorycznego przestrzegania tych¿e zasad przez instytucje odpowiedzialne za upowszechnianie naszego jêzyka”.

Naleziñski postuluje m.in.: „Polskie s³owa nie powinny zawieraæ liter spoza naszego alfabetu” i „powinny byæ pisane zgodnie z zasadami polskiej fonetyki” (np. wideo a nie video, milenium a nie millenium). „Za polskie s³owa uznaje siê tak¿e nazwy (przy spe³nieniu powy¿szych wymogów) wyrobów wylansowanych przez producentów, przy czym znaczeniowy zakres okreœleñ rozci¹gany jest na wszystkie podobne produkty (elektroluks, rower, adidas). Niektóre s³owa niezupe³nie s¹ zgodne z polskimi zasadami jêzykowymi, ale niejako warunkowo mo¿na uznaæ je za polskie (sinus, plastik, Tirana, marina i Marina)”. Poniewa¿ w wielu wyrazach obcych, zw³aszcza nazwiskach – pisze dalej Naleziñski – „nie mamy jednak pomys³u na zast¹pienie niektórych g³osek, zatem jesteœmy zmuszeni do stosowania wielu powszechnie znanych s³ów, choæ w oryginalnej postaci nie mo¿na ich przyj¹æ w poczet polskiego s³ownictwa (weekend, William, walkman, Chile, Chica- go, Quebec). Jeœli uznaæ, ¿e polskim s³owem jest Londyn (nie London czytany ‘landen’), to nazwê niedalekiego mu Dublina mo¿na uznaæ za polsk¹ jedynie w przypadku czytania ‘dublin’ (nie ‘dablin’). Podobnie jest ze s³owem menu. Mo¿na by³oby uznaæ za s³owa polskie, ostatnio modne – kasting, diler czy bajpas (wy³¹cznie w takiej pisowni), gdyby nie fakt, ¿e ju¿ istniej¹ polskie odpowiedniki”.

S¹dzê, ¿e poni¿szy tekst M. Naleziñskiego zainteresuje Czytelników „Pisma PG”.

Stefan Zabieglik

(6)

Morski zestaw pchany

Po powrocie z urlopu dokoñczy³em bada- nia oporu szybkich drobnicowców i rozpo- cz¹³em przygotowania do obszernej pracy badawczej morskiego zestawu pchanego.

Opracowa³em kszta³t kad³uba barki, który wraz z odpowiednio umieszczonym pcha- czem tworzy³ zespó³ charakteryzuj¹cy siê minimalnymi oporami. Kszta³t ten zosta³ opa- tentowany i uzyska³ patent Nr 84 366 z dnia 30.03.1976 r. Model morskiego zestawu pcha- nego by³ najwiêkszym modelem z dotychczas badanych (o d³ugoœci L=16 m) na jeziorze w I³awie. Badania nad kszta³tem zestawu pcha- nego prowadzi³em w basenie w 71 r. W dru- giej po³owie 72 r. przeprowadzi³em pe³ny za- kres badañ oporowo-napêdowych i manew- rowych z du¿ym modelem na jeziorze.

We wrzeœniu 72 r. prof. J. Doerffer przy- wióz³ do I³awy genera³a Wojska Polskiego na rozmowy z Szefem, które mia³y doty- czyæ badañ dla wojska. Wieczorem genera³ wyjecha³, prof. J. Doerffer pozosta³ do na- stêpnego dnia. Ja z ekip¹ pomiarow¹ pla- nowa³em badania modelowe zwrotnoœci morskiego zestawu pchanego. Poniewa¿

warunki pogodowe by³y ¿eglarskie: s³o- neczne z silnym wiatrem, Szef zapropono- wa³, ¿e wyskoczymy na Wid³¹gi na grzy- by. Razem z nami pop³ynê³a równie¿ zna- joma Szefa, pani Maryna. Nie pamiêtam, czy Szef oficjalnie przedstawi³ pani Mary- nie prof. J. Doerffera. Po pewnym czasie, kiedy skrzykiwaliœmy siê w lesie do powro- tu, pani Maryna na widok pe³nego kosza grzybów prof. Doerffera powiedzia³a – „Pan to nazbiera³”, na co prof. Doerffer – „jak ktoœ myœli o d.... Maryni to wiadomo, ¿e nie grzyby mu w g³owie”. Prof. J. Doerffer nie zna³ imienia pani i st¹d mimo woli po- jawi³a siê ta ¿artobliwie niezrêczna sytuacja.

Na prze³omie lat 72-73 prowadzaliœmy badania zachowania siê morskiego zestawu pchanego na fali regularnej w basenie na ma³ym modelu.

Na fali rzeczywistej badania na du¿ym modelu prowadziliœmy latem 73 r. na Zale- wie Wiœlanym, ze wzglêdu na charaktery- styki fal – na jeziorze wystêpuje zbyt ma³a fala w stosunku do wielkoœci modelu.

W roku 74 zosta³y wykonane badania zmodyfikowanego uk³adu sczepiaj¹cego pchacz z bark¹ na fali rzeczywistej równie¿

na Zalewie Wiœlanym. Badania te dokoñ- czy³ K. Paul i W. Krenicki, gdy¿ ja wyje- cha³em 1.07.74 na sta¿ naukowy do Ham- burga. Szkoda tylko, ¿e tak bogaty program badañ i ogromny nak³ad pracy nad tym pro- jektem poszed³ na marne, gdy¿ okaza³ siê

„pó³kowym”. Na wysokich szczeblach rz¹- dowych podjêto decyzjê, aby projekt mor- skiego zestawu pchanego od³o¿yæ na pó³- kê, upad³a bowiem koncepcja mostu wêglo- wego do Danii.

Wyjazd do Leningradu

Wiosn¹ 72 r. na zebraniu wyborczym pracowników Instytutu Okrêtowego zosta-

³em wybrany na przewodnicz¹cego Rady Wydzia³owej ZNP. Przyby³o mi trochê obo- wi¹zków spo³ecznych, gdy¿ w tym czasie dyrekcja Instytutu (dyr. prof. L. Kobyliñ- ski, z-ca ds. naukowych prof. J. Doerffer, z-ca ds. ogólnych doc. J. Burzyñski) prze- strzega³a zasady, ¿e przedstawiciel ZNP powinien uczestniczyæ w kolegiach dyrek- cyjnych i innych posiedzeniach dyrekcji, czy Radzie Instytutu, dotycz¹cych spraw

ogó³u pracowników. Czasem posiedzenia kolegium by³y interesuj¹ce ze wzglêdu na

œcieranie siê pogl¹dów dwóch osobowoœci.

W czerwcu 72 r. zosta³ po³o¿ony kamieñ wêgielny pod budowê nowego gmachu In- stytutu Okrêtowego, w którym mia³y siê mieœciæ pomieszczenia dyrekcji oraz Zak³a- dy: Projektowania Okrêtów, Hydromecha- niki Okrêtów, Mechaniki Konstrukcji i Wy- trzyma³oœci Okrêtów, Urz¹dzeñ Okrêto- wych, Si³owni Okrêtów, Biblioteka, dwa audytoria oraz sale wyk³adowe. Zaprojek- towano równie¿ pomieszczenia na labora- toria i warsztaty Zak³adu Technologii Okrê- tów. Pozosta³e zak³ady, laboratoria i warsz- taty pozosta³y w dotychczasowych miej- scach.

Równie¿ w czerwcu tego¿ roku w ramach wymiany naukowej z Leningradzkim Insty- tutem Budowy Okrêtów (LIBO) wraz z doc.

A. Jaroszem, doc. W. Kurskim, dr. M. Wil- czopolskim pojecha³em na kilka dni do Le- ningradu. Wycieczka by³a wyœmienita. Go- spodarze opiekowali siê nami nad wyraz tro- skliwie, pokazuj¹c wprawdzie niewiele ze swoich osi¹gniêæ zawodowych, ale przygo- towali nam bogaty program zwiedzania.

Zapewniono nam komfortowe warunki zwiedzania Ermita¿u, carskich rezydencji i zabytkowych budowli. Dbano o to, abyœmy nie mieli wolnego czasu. Jeden z pracow- ników zawióz³ nas w³asnym samochodem do Karelii na pograniczu z Finlandi¹, do miejsca, gdzie wielki wódz rewolucji paŸ- dziernikowej ukrywa³ siê w leœnym sza³a- sie. Oprócz naszej czwórki w LIBO byli w tym czasie jeszcze: rektor prof. J. Staliñski z ¿on¹, sekretarka rektora, pe³nomocnik rektora ds. wspó³pracy z zagranic¹ doc. A.

Tejchman i z Wydzia³u Mechanicznego doc.

K. Iwanowski.

W pi¹tek wieczorem by³a uroczysta ko- lacja z kierownictwem LIBO i niektórymi pracownikami. Kolacja w restauracji „Asto- ria” przeci¹gnê³a siê do póŸnych godzin.

Jeden z prorektorów po kolacji zaprosi³ Wil- czopolskiego i Iwanowskiego do siebie do

Po doktoracie

Model morskiego zestawu pchanego Badania oporu morskiego zestawu pchanego

Moje czterdzieœci piêæ lat

spêdzone w murach Alma Mater (cd.)

(7)

domu, a ¿e mieszka³ w odleg³ej dzielnicy na obrze¿u Leningradu, na drugi dzieñ, a by³a to sobota, Wilczopolski spóŸni³ siê na umówione spotkanie w Katedrze Techno- logii z doc. Kamyczkawem. W kilka dni po powrocie rektor prof. J. Staliñski wezwa³ nasz¹ czwórkê z Instytutu Okrêtowego wraz z prze³o¿onymi na „dywanik”. Okaza³o siê,

¿e doc. Kamyczkow napisa³ donos do rek- tora, ¿e przyje¿d¿aliœmy ka¿dy w innym ter- minie (nieprawdziwie), ¿e umawialiœmy siê na spotkanie w Katedrze, on poœwiêci³ swój czas, a umawiaj¹cy siê nie przyszed³ i takie tam dyrdyma³ki. Pan rektor najpierw nam nawciska³, ile siê tylko da³o, tak po „kapral- sku”, mia³ taki zwyczaj, a dopiero potem wys³ucha³ naszej prawdziwej relacji, jak na- prawdê by³o. Myœlê, ¿e pan rektor nie mia³ najlepszych wspomnieñ z tego pobytu w Leningradzie, bo – jak póŸniej sam opowia- da³ – te¿ mia³ nieprzyjemn¹ sytuacjê. Umó- wi³ siê ze znajomym profesorem z LIBO w hotelowej restauracji, i mimo ¿e w ca³ej sali tylko przy jednym stoliku siedzia³ jeden pan, to starszy kelner posadzi³ rektora i jego znajomego w³aœnie przy tym stoliku.

Pod koniec 72 r. Szef wyst¹pi³ do Mini- sterstwa z wnioskiem dla mnie o odbycie sta¿u naukowego w Hamburgu (RFN) w ra- mach stypendium Humboldta. Wstêpnie zo- sta³em zakwalifikowany w terminie od lip- ca 73 r. Jak wczeœniej wspomnia³em, chcia-

³em dokoñczyæ badania na fali z morskim zestawem pchanym. Zaproponowa³em roz- poczêcie sta¿u dopiero od listopada. By³a to nierozwa¿na decyzja z mojej strony, bo- wiem w jesieni 73 r. nast¹pi³ doœæ powa¿ny

œwiatowy kryzys energetyczny i zamiast in- formacji, od kiedy mam rozpocz¹æ sta¿, otrzyma³em w grudniu decyzjê, ¿e ze wzglê- dów oszczêdnoœciowych nie mog¹ mi za- pewniæ stypendium w 73 r. i powinienem staraæ siê w nastêpnym roku. Mój wyjazd spali³ siê na panewce.

Sta¿ w Hamburgu

Prof. J. Doerffer wyjaœni³ trochê sprawê w ministerstwie i w roku 74 wyjecha³em do Hamburga do Hamburgische Schiffbau- Versuchsanstakt (HSV) w ramach stypen- dium ministerstwa na szeœæ miesiêcy. Tym razem wylecia³em punktualnie 1.07.74 r.

Przed wyjazdem przeprowadzi³em jeszcze badania oporu i napêdu du¿ych modeli szybkich drobnicowców SDJ-8 i SDJ-9.

Sprzeda³em samochód, licz¹c, ¿e mo¿e przywiozê z zagranicy. Wczeœniej uzgod- ni³em z prof. Otto Grimem tematykê moje- go zainteresowania badaniami w HSV.

Wyjecha³em – by³em z dala od domu. ¯ona,

aby sobie poradziæ, podjê³a pracê na pó³ etatu. Starsza córka od nowego roku szkol- nego mia³a pójœæ do szko³y œredniej, m³od- sza zaczyna³a uczêszczaæ do I klasy szko³y podstawowej.

Prof. Grim wys³a³ na lotnisko sekretar- kê, aby mnie odebra³a i przywioz³a do HSV.

Po krótkiej rozmowie prof. Grim przedsta- wi³ mnie swoim wspó³pracownikom, resz- tê spraw za³atwi³em z kierownikiem dzia³u badañ manewrowych in¿. K. Brixem. Za- k³ad Badawczy HSV by³ typowym oœrod- kiem badañ modelowych dla przemys³u okrêtowego i naukowych prac badawczych w ramach funduszy rz¹dowych. Radê Na- ukow¹ Zak³adu stanowili pracownicy HSV z cenzusem naukowym doktora i profeso- rowie Wydzia³u Budowy Okrêtów w Ham- burgu, który s¹siadowa³ z HSV.

Na mnie du¿e wra¿enie zrobi³ basen mo- delowy (300x12x4 m) do badañ oporowo- napêdowych na wodzie spokojnej i na fali, basen manewrowy z ramieniem obroto- wym, basen do badañ w lodzie, a przede wszystkim wyposa¿enie w odpowiednio profesjonaln¹ aparaturê. Nie mia³em pro- blemów z poruszaniem siê po ca³ym labo- ratorium i uczestniczeniem w badaniach. W przypadku badañ dla wojska uprzedzano mnie wczeœniej, ¿e w tych badaniach nie bêdê móg³ uczestniczyæ. Mia³em do dys- pozycji pokój i mo¿liwoœæ korzystania z biblioteki, jak równie¿ wstêp do skromne- go laboratorium wydzia³u okrêtowego po uprzednim uzgodnieniu. Pracê mieli dobrze zorganizowan¹. Dziwi³em siê, ¿e maj¹ trzy przerwy: pierwsz¹ 15-minutow¹ na kawê oko³o 10, drug¹ 20-minutow¹ na „lunch” o 12.30 i trzeci¹ o 15 te¿ 15-minutow¹ na dru- g¹ kawê. Przerwy przewa¿nie przeci¹gano przynajmniej o 5 minut, ale obowi¹zywa³a zasada, ¿e w pozosta³ym czasie, je¿eli chcia-

³o siê pójœæ do s¹siedniego pokoju, to nale-

¿a³o telefonicznie uprzedziæ pracownika i zapytaæ, czy mo¿e przyj¹æ zainteresowane- go. Zrozumia³em, ¿e pracodawca pozwala³ na niewielkie wyd³u¿anie przerw, aby w po- zosta³ym czasie pracownicy wydajniej pra- cowali, nie trac¹c czasu na pogaduszki, jak to u nas bywa³o.

Zdumiewa³a mnie tak¿e sprawa integra- cji zespo³u. Pod koniec sierpnia dyrekcja zorganizowa³a w pi¹tek (dzieñ roboczy) wyjazd do oœrodka wypoczynkowego w po- bli¿u granicy z Niemieck¹ Republik¹ De- mokratyczn¹ dla wszystkich pracowników wraz ze wspó³ma³¿onkami. Koszty pokry- wa³ Zak³ad. Rano o 8.30 wyruszyliœmy au- tokarami do oœrodka. Na miejscu prof. O.

Grim przywita³ wszystkich goœci przy ka-

wie. Oko³o 13 podano wystawny obiad.

Ka¿dy z uczestników otrzyma³ ponadto piêtnastomarkowy kupon na zakup dowol- nych artyku³ów w barze.

Czas po obiedzie spêdzano zgodnie z upodobaniami: niektórzy p³ywali i opalali siê, inni spacerowali lub uczestniczyli w wielu konkursach, licz¹c na atrakcyjne na- grody. Wieczorem biesiadowaliœmy przy uroczystej kolacji z licznymi toastami. PóŸ- nym wieczorem wróciliœmy do Hamburga.

Nieliczni – 3 osoby, które nie zdecydowa³y siê na wyjazd, spêdzi³y ten dzieñ, pracuj¹c.

By³ rok 74, w RFN odbywa³y siê pi³kar- skie mistrzostwa œwiata, na których Polacy dobrze siê spisywali. Pani Van Blerik, se- kretarka prof. Grima zaprosi³a mnie na obej- rzenie meczu Polska – RFN i Polska – Bra- zylia; by³em jej wdziêczny.

Hamburg poznawa³em najczêœciej na piechotê. Tak poznaje siê najlepiej nowe miasta. Od sierpnia zacz¹³em uczêszczaæ na kurs jêzyka, bo niestety niemiecki zna³em biernie. Z czasem pozna³em niektórych pra- cowników. Jeden z nich zwierzy³ siê kie- dyœ, ¿e ma problem, bo musi za³o¿yæ kar- nisze do firanek, a nie ma odpowiedniego sprzêtu, zaœ jego kupno by³o nieop³acalne.

Powiedzia³em, ¿e w warsztacie mechanicz- nym maj¹ pistolet do wstrzeliwania ko³ków w strop, mo¿emy z niego skorzystaæ i przy- krêciæ karnisz. Zdziwiony odpar³, ¿e u nich czegoœ takiego siê nie robi. Zaproponowa-

³em, ¿e wypo¿yczê urz¹dzenie i zrobimy to jutro. Nie mia³em ¿adnego problemu z wy- po¿yczeniem, co jeszcze bardziej zdumia-

³o mojego znajomego.

Stefan Nawrocki Emerytowany pracownik Politechniki Gdañskiej Klub Seniora

Zwiedzanie Peterhoffu

(8)

Thomas Alva Edison, gdy mia³ dwa- naœcie lat, zosta³ wyrzucony ze szko-

³y. Dzisiaj uwa¿any jest za jednego z naj- wiêkszych geniuszy w historii. Ma bowiem na swoim koncie ponad tysi¹c oryginal- nych wynalazków i innowacji.

Najwiêkszym jednak i niekwestionowa- nym geniuszem kreatywnoœci jest Leonar- do da Vinci. Jego pragnienie poznania, roz- woju i nauki sta³o siê motorem twórczego myœlenia i dzia³ania. By³ wspania³ym ma- larzem, architektem i urbanist¹, anatomem i botanikiem, choreografem, muzykiem i projektantem ubiorów, geografem i geolo- giem, matematykiem, fizykiem, teorety- kiem wojskowoœci, in¿ynierem i wynalaz- c¹, filozofem, a tak¿e jeŸdŸcem, kucha- rzem, humoryst¹ i gawêdziarzem. Po

œmierci mistrza jego uczeñ, Francesco Melzi napisa³: „Odejœcie takiego cz³owie- ka pogr¹¿a w ¿a³obie wszystkich ludzi, jako ¿e stworzenie drugiego, jemu podob- nego, nie le¿y ju¿ w mocy natury”. Leonar- do ca³e ¿ycie d¹¿y³ do poznania prawdy.

Jego dociekliwoœæ oraz podejœcie do wie- dzy sta³y siê fundamentem nowoczesnego rozumowania naukowego. Trudno uwie- rzyæ, ¿e badania, które przeprowadzi³ np.

w dziedzinie fizyki ,wyprzedzi³y powsta- nie nowoczesnej hydrostatyki, optyki i

mechaniki. To samo dotyczy pozosta³ych dziedzin, którymi siê zajmowa³.

Nie wszyscy mamy wyobraŸniê dorów- nuj¹c¹ mistrzowi z prze³omu XV i XVI wieku. Wszyscy jednak potrafimy myœleæ, a myœlenie jest jednym z elementów two- rzenia nowych rzeczy, podobnie jak inne procesy poznawcze: uwaga, wyobraŸnia, kategoryzowanie obiektów oraz procesy pamiêciowe. Odkryto, ¿e ludzie o rozpro- szonej uwadze s¹ bardziej kreatywni od tych, którzy doskonale skupiaj¹ siê na jed- nej rzeczy. Umiejêtnoœæ chwytania jedno- czeœnie wiêkszej iloœci bodŸców sprawia,

¿e wzrasta liczba doznañ, spoœród których wybieramy te, które przydadz¹ siê nam w trakcie rozwi¹zywania problemu.

Przeprowadzone badania wykaza³y, ¿e ogromn¹ rolê odgrywa intuicja, która spo-

œród ró¿nych przypadkowych bodŸców po- zwala wybraæ te, które doprowadz¹ do twór- czego rozwi¹zania zadania. Otaczaj¹cy nas

œwiat staje siê Ÿród³em odkrywania nowych sensów i znaczeñ. Percepcja rzeczywisto-

œci poddawana jest subiektywnym interpre- tacjom. Osoba kreatywna potrafi interpre- towaæ odbierane bodŸce na wiele ró¿nych sposobów i zawsze gotowa jest do zmiany interpretacji. Widzi ona rzeczywistoœæ jako uporz¹dkowan¹ ca³oœæ, ale czyni to w spo-

sób indywidualny, subiektywny. Wprowa- dza swój w³asny porz¹dek, unikaj¹c porz¹d- ku wprowadzonego przez innych.

Pozwala na to wa¿na zdolnoœæ ludzkie- go umys³u, jak¹ jest wyobraŸnia. WyobraŸ- nia odtwórcza pomaga prawid³owo poru- szaæ siê w istniej¹cym œwiecie, natomiast dziêki wyobraŸni twórczej mo¿emy doko- nywaæ odkryæ, wynalazków oraz byæ auto- rami dzie³ sztuki. Twórcza wizualizacja po- zwala wykorzystaæ potencja³, jaki tkwi w konkretnych przedmiotach. Przyk³adem wy- korzystywania wyobraŸni wzrokowej jest Albert Einstein, który mia³ k³opoty z pos³u- giwaniem siê myœleniem za pomoc¹ s³ów i abstrakcyjnych symboli. Okaza³o siê, ¿e to, co wydawaæ siê mog³o u³omnoœci¹, sta³o siê

Ÿród³em epokowych odkryæ. Generowane przez twórcz¹ wyobraŸniê obrazy, bêd¹ce zlepkiem elementów z ró¿nych dziedzin, dziêki przekszta³caniu, ³¹czeniu i przeró¿- nym manipulacjom prowadziæ mog¹ do ca³- kiem nieoczekiwanych rozwi¹zañ.

Twórczoœæ naukowa, zw³aszcza wspó³- czesna, dostarcza wielu mo¿liwoœci oso- bom kreatywnym. Powstaj¹ i s¹ odkrywa- ne ci¹gle nowe dziedziny czy zjawiska, na które nie ma okreœleñ. Izaak Newton, ob- serwuj¹c spadaj¹ce jab³ka, odp³ywy i przy- p³ywy morza oraz kr¹¿enie planet wokó³ s³oñca, wprowadzi³ pojêcie grawitacji.

Zygmunt Freud, dociekaj¹c, dlaczego lu- dzie broni¹ siê przed lêkiem i niepochleb- nymi myœlami na w³asny temat, stworzy³ w psychologii pojêcie mechanizmów obronnych. Jak powstaj¹ nowe pojêcia?

Wyodrêbniono szeœæ rodzajów twórczych operacji pojêciowych: otwarcie (rozmycie) granic kategorii, poszerzenie pola seman- tycznego (w³¹czenie w zakres kategorii nowych obiektów bez rozmywania granic miêdzy kategoriami pojêciowymi), rede- finicja obiektu (po spojrzeniu na obiekt z nowej perspektywy i wziêciu pod uwagê tylko jednej jego cechy), synteza pojêcio- wa (utworzenie nowej kategorii z wyko- rzystaniem znanych pojêæ), zmiana kon- tekstu u¿ycia kategorii pojêciowej i „rewo- lucja pojêciowa” (zasadnicza zmiana za- kresu pojêæ i ich wzajemnej relacji).

Aby jednak stworzyæ coœ nowego, trze- ba dysponowaæ pewnym zasobem wiedzy, doznañ i doœwiadczeñ. Nie zbadano roli pa- miêci w procesie tworzenia nowych pomy- s³ów, nikt jednak nie kwestionuje, ¿e jest ona kluczowa. Pamiêæ koduje wszystko, z czym siê zetknie. W procesie kreatywne- go tworzenia nastêpuje przeszukiwanie magazynu pamiêciowego. Przeszukiwanie wydobywa elementy, które ³¹czone s¹ po-

KreatywnoϾ nie jest dla wybranych

Potrzeby sprawiaj¹, ¿e z przepastnych g³êbin ludzkiego intelektu wynurzaj¹ siê wci¹¿ nowe i cudowne odkrycia i wynalazki.

Giordano Bruno Wyzwól cz³owieka, a bêdzie tworzy³.

Antoine de Saint-Exupéry

(9)

tem w sposób nietypowy, alternatywny i selektywny. W nastêpuj¹cym póŸniej pro- cesie myœlenia twórcze efekty mo¿na osi¹- gn¹æ wówczas, gdy zostan¹ przezwyciê-

¿one dotychczasowe sztywne nawyki i nastawienia.

Nawyki okreœlonego myœlenia wszyscy poznajemy ju¿ w szkole podstawowej.

Przyjêto, ¿e jedne przedmioty s¹ wa¿niej- sze, inne stanowi¹ margines szkolnej edu- kacji. Ka¿dy z nas na pewno zastanawia³ siê, dlaczego tak siê dzieje? Dlaczego jed- ne przedmioty s¹ wa¿niejsze, a inne lek- cewa¿one? Dlaczego historia czy geogra- fia s¹ wa¿niejsze od plastyki czy muzyki?

Dlaczego nauczyciele uwa¿aj¹ niektórych uczniów za m¹drych, podczas gdy ucznio- wie maj¹ o nich odwrotne zdanie, i dla- czego grono pedagogiczne jako z³ych i dzia³aj¹cych destrukcyjnie postrzega uczniów, którzy ciesz¹ siê dobr¹ opini¹ wœród kolegów? Dlaczego nauczyciele za identyczne prace stawiaj¹ ró¿ne (zawy¿o- ne lub zani¿one) oceny?

Przyjêto, ¿e o efektach edukacji decy- duje tylko lewa pó³kula naszego mózgu.

Spokojny uczeñ, poprawnie wykonuj¹cy zadania z przedmiotów œcis³ych, uwa¿any jest za dobrego ucznia. Dziecko ¿ywe, o usposobieniu marzyciela, zainteresowane poznawaniem œwiata, pe³ne energii i sk³on- ne do marzeñ postrzegane jest przez na- uczycieli jako niespokojne, niegrzeczne, nadpobudliwe albo powolne, czy wrêcz opóŸnione.

W¹tpliwoœci, które rodz¹ podane wy¿ej pytania, prowadz¹ do kolejnych pytañ: kto rozstrzyga o tym, kogo uwa¿amy za osobê inteligentn¹? czyj autorytet i wiedza defi- niuj¹, na czym polega i czym jest inteli- gencja? czy iloraz inteligencji (mierzony wynikiem testu IQ) mo¿na zmieniaæ i po- prawiaæ?

Cz³owiek mo¿e zrobiæ wszystko, je¿eli chce. Je¿eli chce!!! Najczêœciej wpadamy w rutynê, z której ciê¿ko siê wyrwaæ. Nie lubimy niespodzianek. Wolimy œwiêty spo- kój i utarte drogi. A tymczasem postêp wi¹-

¿e siê z odejœciem od przyjêtej normy i przeciêtnoœci. Kreatywnoœæ to coœ nowe- go, innego, coœ, co mo¿e zszokowaæ, za- skoczyæ, wywo³aæ zdumienie, sprowoko- waæ, pobudziæ wyobraŸniê. Kreatywnoœæ to powiew nowoœci – zarówno w ¿yciu zawodowym, jak i w prywatnym. Poza ramy rutyny wyszli: Aleksander Wielki (stosuj¹c nieznan¹ wczeœniej strategiê wal- ki), Ludwig van Beethoven (komponuj¹c inaczej ni¿ Joseph Haydn), El¿bieta I Tu- dor (nie akceptuj¹c prawa ograniczaj¹ce- go rolê kobiet w spo³eczeñstwie), Pablo Picasso (nie naœladuj¹c Vincenta van Go- gha), Mohammed Ali (nie tylko tworz¹c w³asny styl walki na ringu, ale równie¿ sta- j¹c w obronie grup mniejszoœci). I w³aœnie dlatego wszyscy ich znamy. Byli inni, lep- si, odbiegali od przyjêtych norm postêpo- wania, byli kreatywni, chocia¿ terminu tego do niedawna nie u¿ywano. Intuicyj- nie wyodrêbniono ich spoœród ogromnej masy ludzi niczym siê niewyró¿niaj¹cych.

Je¿eli nasze myœli biegn¹ utartym szla- kiem, je¿eli ich schemat jest zawsze taki sam, wówczas wnioski s¹ ma³o odkryw- cze. Czêsto w twórczym myœleniu i dzia-

³aniu przeszkadzaj¹ nam nasze emocje.

Odst¹pienie od przyjêtego wzorca myœle- nia i postêpowania budzi niepokój, obawy, wyobraŸnia demonizuje ewentualn¹ pora¿- kê. Gdy zaistnieje konflikt miêdzy stabili- zacj¹ pe³n¹ spokoju opartego na wêdrów- ce znan¹ drog¹ a niepewnoœci¹ zwi¹zan¹ z podjêciem ryzyka i nowoœci¹ dzia³añ, które chcemy podj¹æ, najczêœciej wybie- ramy to, co nie wymaga wysi³ku, czyli trwanie w bezpiecznym, spokojnym, acz-

kolwiek nudnym œwiecie. Nasza podœwia- domoœæ w³¹cza filtry przetrwania (automa- tyczne wykonywanie pewnych czynnoœci) oraz filtry spo³eczne (normy mówi¹ce, jak mamy zachowaæ siê w okreœlonej sytuacji), które wyciszaj¹ lub wrêcz zabijaj¹ w nas nowe pragnienia, cele i aspiracje. Zakotwi- czamy siê wówczas w bezpiecznej, dosko- nale znanej przystani, stosuj¹c jako uk³ad odniesienia przyjête przez siebie i innych wzorce myœlenia i postêpowania.

Ogromn¹ pomoc¹, ale czêsto równie¿

bardzo skutecznym hamulcem, s¹ ludzie, wœród których przebywamy – w domu, w pracy, w gronie znajomych i przyjació³.

Sprzymierzeñcem twórczego dzia³ania jest zawsze œrodowisko, w którym ceni siê zdolnoœæ szybkiego rozwi¹zywania proble- mów, sprawne i samodzielne podejmowa- nie decyzji, umiejêtnoœæ radzenia sobie z sytuacj¹ kryzysow¹. Je¿eli potrafimy spoj- rzeæ obiektywnie, a zarazem krytycznie na otaczaj¹cy nas œwiat, okreœliæ jego zdol- noœæ i stosunek do innowacyjnego myœle- nia, wówczas z wiêksz¹ skutecznoœci¹ bê- dziemy mogli wybraæ i zastosowaæ odpo- wiednie techniki i narzêdzia oraz opraco- waæ strategiê, która pomo¿e stawiæ czo³a wyzwaniom i dotrzeæ do celu, jakim jest stworzenie nowych wartoœci, nadanie ko- lorów codziennoœci i doœwiadczenie satys- fakcji z bycia kreatywnym. Bo bycie kre- atywnym to nie tylko oryginalnoœæ, ale równie¿ u¿ytecznoœæ. Mo¿emy dziêki swo- im twórczym osi¹gniêciom prze¿yæ chwile osobistej satysfakcji, a jednoczeœnie daæ innym cz¹stkê ofiarowanych nam talentów, umiejêtnoœci i wiedzy.

Nie mogê wprawdzie powiedzieæ, czy bêdzie lepiej, gdy bêdzie inaczej; ale tyle rzec mogê, i¿ musi byæ inaczej, o ile ma byæ dobrze (Georg Christoph Lichtenberg).

Zatem Sapere aude (miej odwagê byæ m¹- drym – Horacy, Listy) i odmieñ swoje ¿y- cie na bardziej satysfakcjonuj¹ce.

Ewa Dyk-Majewska Biblioteka G³ówna rys. Kuba Gornowicz Bibliografia:

1. H. Alder, Inteligencja kreatywna. Amber 2003.

2. T. Buzan, G³owa przede wszystkim. Dziesiêæ me- tod rozwijania w³asnego geniuszu. Muza 2001.

3. T. Buzan, Si³a twórczej inteligencji. Muza 2002.

4. M. J. Gelb, Myœleæ jak Leonardo da Vinci. Sie- dem kroków do genialnoœci na co dzieñ. Rebis 2002.

5. E. Nêcka, Psychologia twórczoœci. Gdañskie Wy- dawnictwo Psychologiczne 2003.

6. J. Wheeler, Moc innowacyjnego myœlenia. Am- ber 2001.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jednak dla lepszego opisu siedlisk kszta³tuj¹cych siê w tych warunkach nale¿a³oby zmodyfikowaæ wycenê wskaŸników cz¹stkowych omawianych indeksów, opieraj¹c siê na

Autorzy w artykule rozwa¿aj¹ wszystkie mo¿liwe problemy nowoczesnego podejœcia do zagadnieñ modelowania i optymalizacji uk³adów rozdrabniania surowców mineralnych w

Liczne wspólne dyskusje przyczyni³y siê do lepszego zrozumienia dostêpnych wyników badañ i wnios- ków ich autorów oraz sformu³owania w³asnych hipotez na temat

Wœród nastolatków znajduj¹cych siê pod opiek¹ oœrodków opiekuñczo-wycho- wawczych oraz szkolno-wychowawczych znaleŸli siê badani bior¹cy narkotyki okazjonalnie, problemowo

Op³aci³o siê – na szeœæ miejsc dla pierwszego roku Wydzia³u Budowy Okrêtów (zdawa³o piêædziesiêciu czterech kandydatów), Aleksander Rylke uzyska³ pierwsz¹ lokatê, by po

Ogrom zajêæ na uczelni i pracy w do- mu skutecznie t³umi³ niepohamowane emocje, wynikaj¹ce z nie- mo¿noœci zrozumienia tego, co siê dzia³o podczas wojny i po jej zakoñczeniu..

w Gmachu G³ównym Poli techniki Gdañskiej odby³a siê Ogólnopolska Konferen- cja Nau- kowo-Techniczna Charakterystyka i Zagospodarowa- nie Osadów Œciekowych OSAD 2000,

Nasza sowa, ptak kontrowersyjny – jak widaæ, jest zarazem symbolem samotnoœci, czujnoœci, milczenia, rozmyœlania, umiar- kowania, m¹droœci, œwieckiej nauki, wiedzy racjonalnej,