• Nie Znaleziono Wyników

"Wielcy i mali twórcy cywilizacji (od Imhotepa do Leonarda da Vinci)", L. Sprague de Camp, Warszawa 1968 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Wielcy i mali twórcy cywilizacji (od Imhotepa do Leonarda da Vinci)", L. Sprague de Camp, Warszawa 1968 : [recenzja]"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

m i” i „okeydentalistam i” na temat uniw ersalności (czy w y ją tk o w o śc i) zachodnio­ europejskiego m o delu ro z w oju gospodarczego 6. W św ietle w spółczesnych teorii roz­ w o ju gospodarczego w krajach nierozw iniętych jest oczywiste, że ówczesne spory są bogate w tezy nie tylko historiozoficzne. P o m in ięcie ow ych s p o ró w w y n ik ło za­ p ew n e stąd, że rozdział o K a r o lu .Marksie został n ieja k o dopisany do książki, p o ­ święconej w zasadzie problem atyce ekonom ii p rzed m ark so w sk iej. T y m się też p e w ­ nie tłum aczy całk o w ity b ra k jak ich k olw iek w zm ian ek o p og ląd ach sp o łeczn o-ek o­ nomicznych F. Laissalla i K . R od bertusa 7.

A u to r m ia ł trudności i(jak w y z n a je w p rzedm ow ie) z koncepcją w y k ła d u p o g lą ­ d ó w ekonomicznych M ark sa ze w z g lę d u na to, że są one przedm iotem system atycz­ nego nauczania ekonom ii politycznej. W łaśn ie w y d a je się, że u m iejscow ienie ow ych p o g ląd ó w n ie tylko jako historycznego ogniw a, następu jącego po ekonom ii klasy cz­ nej i socjalizm ie w ie lk ich utopistów, ale także w śró d współczesnych M a rk s o w i (P r o - udhon, L assalle, Po d bertus), ukazanie zasadniczych k ie ru n k ó w sporu M a rk s a ze współczesnym i, w y d a je się rozw iązaniem dla historyka najsłuszniejszym .

P rezen tacja p o g lą d ó w Pro ud h o n a jest tradycyjna. To p ra w d a , że jego teoria p ie­ niądza p racy jest naiw n a; że to samo można p ow iedzieć o jego p rop o zyc ji re fo rm y kred ytu; że Pro ud h o n chciał urzeczywistnić ustrój społecznej spraw ie d liw o ści, za­ ch ow u jąc (ograniczoną) p ry w a tn ą włalsność. I w tym zakresie znana k ry ty k a M a rk sa zach ow uje sw ą moc. A le now si badacze słusznie w sk azu ją, że w dziełach P ro u d h on a można znaleźć p om ysły bardzo interesujące. W sk ażę na d w a z nich.

Jako jeden z p ierw szych Proud hon by ł w rę cz opętany m y ś lą o m atem atyzacji ekonom ii politycznej jako w aru n k u przekształcenia je j w naukę ścisłą. W dodatku w id z ia ł zastosowanie m atem atyki nie tylko w m ik ro - ale i w m akroekonom ii. Jesz­ cze podczas p ierw szych lek tu r za fascy n o w ała go Q uesn aya Tableau économ iqu e w łaśn ie jako p ró ba m atem atycznego ujęcia w ew n ętrzn y ch p ow iązań go spo d ark i n a ­ ro d o w ej. W ła s n e zaś dośw iadczenia kalk u latora i zarządcy w m ik rosk ali (w p rze d ­ siębiorstw ie n a w igacy jn y m ) starał się przenieść na cały k r a j, p ostulując la com pta­ bilité de la France. O w ą rachun kow ość w skali społecznej (les com ptes de la société) Pro ud h o n ek sponow ał ju ż w sam ej defin icji ekonom ii p o lity c z n e j8. O bie te idee (m atem atyzacja ekonomii, ¡rachunkowość społeczna), choć b e z n aw iąza n ia do P r o u d ­ hona, le g ły u p o d sta w współczesnej ekonomii.

Tadeusz K o w a lik

Ł . S p ra gu e d e C a m p , W ielcy i mali tw órcy cyw ilizacji (od Im hotepa do L e ­ onarda da Vin ci). 7. angielskiego tłum aczył i p osło w iem opatrzył B o le s ła w O r ło w ­ ski. „W ied z a Po w szech n a”, W a rs z a w a 1968, ss. 515, ilustr.

K sią ż k a am erykańskiego autora L . S. de Cam pa, nosząca trudny do przełożenia na język polski tytuł The A ncient Engineers l, jest p racą historyczną, dotyczącą dzie­ jó w twórczej m y śli lu d zkiej, p rz e ja w ia ją c e j się w w y tw o ra c h k u ltu ry m aterialn ej.

K sią ż k a składa się z dziew ięciu rozdziałów , traktujących — w zasadzie ch ro­

6 P o r. na ten tem at u w a g i H. Gumipricht w jej recenzji polskiego w y d a n ia H is ­ torii rosyjskiej m yśli społecznej J. Plech anow a, zamieszczonej w nr ze 1/1968 .^K w ar­ ta ln ik a”, ss. 168— 174.

7 Por.: J. P l e c h a n o w , Teoria ekonomiczna Karola R odbertusa- Jagetzowa. W : J. P I e c h a n o w , Pism a w ybrane. T. 1. W a rs z a w a 1959, ss. 7)1-— 276.

8 W szystk ie te dane czerpię z obszernej ro z p ra w y : J. B a n c a l , L a socio-éco­ nom ie de Proudhon. „C ah ier de L ’I.S.E .A .” , kw iecień 1966, ss. 3— 138.

1 Por. recenzję (pióra B. O rłow sk iego) oryginalnej w e r s ji książki w nrze 4/1963 „ K w a rt a ln ik a ” i(,ss. 565— 568). i(Ten 'i następne p rzyp isy do recenzji E. K o n ik a i Z . Schneigerta pochodzą od redak cji).

(3)

722

R e c e n z j e

nologicznie — o ro z w o ju wynalazczości, św iadczącym z kolei o ro z w o ju cyw ilizacji. A u to r w y p o w ia d a bardzo interesujące i nie 'pozbaw ione ra c ji stw ierdzenie: „R ozw ój cy w ilizacji zależy od wynalazczości, a z kolei tempo roz w o ju w ynalazczości u w a r u n ­ k ow an e jest dostateczną liczebnością społeczeństwa, m o żliw ą jed y n ie w w aru n k ach c y w iliz acji” (s. 14). B ard zo słusznie autor też podkreśla, że człow iek dzisiejszy nie może się uw ażać za bardziej rozum nego czy uzdolnionego od czło w iek a p ierw o tn e­ go, pon iew aż w obecnej dobie dokonuje się ogrom nej liczby w y n a la z k ó w i tempo ro z w o ju cy w ilizacji jest w p rost oszałam iające.

Z dan iem autora, w o ln e tempo ro zw oju w zaraniu d zie jó w ludzkości w y n ik ało ■z w ie lu przyczyn, a m. in. z tej, że w społeczeństwach niewielkich, składających się często z g ru p nie przekraczających 100 osobników , jednostki, posiadające zdolności do w y m y ślen ia czegoś zupełnie now ego lu b do w ydatnego ulepszenia tego, czym się dotąd p osłu giw ały, p o ja w ia ły ,się bardzo rzad k o i w dodatku nie cieszyły się — tak, ja k to jest teraz — specjalnym poparciem ze strony s w o je j społeczności. L u d y p r y ­ m ity w n e bow iem , żyjące z dnia na dzień, nie p osiadające żadnych n ad w y żek gospo­ darczych, nie m ogły pozw alać sobie na luksus w yłą czan ia pew n y ch osobn ików od co­ dziennego trudu zd obyw an ia śro d k ó w do życia, ab y um ożliw ić im ek sp erym entow a­ nie. N ieu nik nione n aw et i w naszych w aru n k ach ryzyko eksperym entu by ło p rzy tym niedopuszczalne: „nieudany eksperym ent oznaczał śm ierć” (s. 12). Prócz tego człow iek p ierw otn y o b a w ia ł się w szelkich w zasadzie nowości; jeżeli w ie le z nich — i to o decydującym dla przyszłości czło w iek a znaczeniu — p o trafiło znaleźć p ra w o o b y w atelstw a w ówczesnych społecznościach, to przypuszczalnie dlatego, że p o ja w ia ­ ły się w sposób pozornie niedostrzegalny i ¡niczego ra d y k a ln ie nie zm ieniały. C zło ­ w ie k p ierw o tn y b y ł bard z o k o n serw aty w n y i dlatego dla w szystkich czynności w y ­ tw o rzy ł przepisy i zasady, które z czasem n a b ra ły charakteru dogm atycznych ry ­ tu ałów .

N a w e t na etapie wysoko rozw iniętej u p ra w y ro li i h o d ow li m agia zru tyn izo w a- nych czynności sp raw ia ła, że w szelk ie w y n a la z k i b y ły w zasadzie niepotrzebne i „ d la ­ tego w iększości w y n a la z k ó w dokonali m ieszkańcy m ia st” (s. 13). W idoczne jest to na przy k ład zie starożytnej M ezopotam ii, gdzie dzięki inżynierom w odn ym , którzy um ieli o pracow ać odpow iedni system irygacyjny, rolnictw o uzysk iw ało tak obfite plony, że zw iększająca się liczba coraz b a rd z ie j potrzebnych specjalistów m ogła grom adzić się w miastach. W iększość tych specjalistów p ra c o w a ła całkowicie b e z i­ m iennie i -— chociaż przyczynili się oni w bardzo znacznym stopniu do dzisiejsze­ go poziom u k u ltu ry m aterialn ej — historia p rze w ażn ie o nich m ilczy, pisząc nato­ m iast o kapłanach, w odzach i królach, filozofach i artystach, dla których technika b y ła godna p o g a rd y jak o zw iązana z pogard zan ym trudem fizycznym . A u to r słusznie kończy rozdział o N ajdaw n iejszych inżynierach, stan ow iący zarazem w stęp w y ja ś ­ n iający jego p og lą d y na znaczenie p racy fizycznej i techniki, słow am i: „książkę tę pośw ięcam o w y m zapom nianym d aw n y m inżynierom , którzy przyczynili się do zb u ­ dow ania c y w iliz acji w stopniu znacznie w yższym niż w odzow ie, politycy, prorocy i k a p ła n i” (s. 2:7).

R ozdział d rugi pośw ięcony jest Inżynierom egipskim. T u w y p a d a podać, aby uniknąć nieporozum ień, że au tor za in ży n ierów uw aża w iększość starożytnych w y ­ n alazców i n o w a to ró w (s. .24). N ajstarszy m znanym bud ow niczym egipskim b y ł Im - hotep, którem u zaw dzięcza pow stanie schodkow a piram id a farao n a D żesera w S a k - karze. Imhotep pochodził z M em fisu, które m iało w sp a n iałe rnury obronne, w zb u d z a ­ jące p od ziw jeszcze u H erodota; m ia ły one b y ć wzniesione ok. 3000 r. p.n.e., a w ię c na trzy w ie k i przed rząd am i D żesera. E gip cjan ie w y sok o oceniali dzieło Im hotepa, został on b o w ie m uznany za syna Ptaha, boga własności, sztuk i rzem iosł, o p iek u ­ na M em fisu ; czczono go jako boga m edycyny, którego później G recy utożsam ili t. Asklepiosem .

(4)

D e Catnp k o ry g u je w ie le zakorzenionych a m yln ych p o g lą d ó w na temat tech­ nicznych i organizacyjn ych p ro b le m ó w zw iązanych z b u d o w ą piram id. Z ach o w an e n az w y niektórych b ry g a d roboczych, zatrudnionych p rzy b u d o w ie p iram id , ja k np. „K rze p k a B ry g a d a ” czy „Niestru dzona B ry g a d a ” (s . 47), w s k a z u ją dobitnie, że k o­ rzystano 'tu nie z p racy niew olniczej, lecz z pracy lud zi w oln ych, których przez tego ro d zaju n azw y zachęcano do w y d a jn iejsz ego w y s iłk u i w sp ó łzaw o d n ic tw a.

N ie m niej godnym p od ziw u, a chyba w ażn iejszy m dziełem egipskich in ży n ie ró w b y ły kanały n aw a d n ia ją c e , które do tego stopnia p rzerzy n ały cały k ra j, że zw ie d za ­ jący E gip t ¡Herodot stw ierd zał: „Egipt, choć cały jest ró w n in n y, stał się niezdatny dla koni i w o zów . P rzyczyn ą tego jest m nóstw o 'kanałów , które b ie g n ą w różnych kieru n kach ” (s. 59). ¡W słow ach tych jest 'dużo p rze sa d y uniesionego p od ziw em tu­ rysty, m ateriał ilustracyjny dostarcza b o w ie m p rzedstaw ień egipskich w o zó w , a n a ­ w e t zachow ały się resztki różnego ro d zaju p ojazdów .

W ie lk im dziełem , p od jętym ok. 600 r. p.n.e. przez farao n a N echo II, b y ł kanał żeglow ny, m ają c y p ołączyć M orze C zerw on e z M orzem Śródziem nym , który, choć p rze biega ł inaczej iniż dzisiejszy K a n a ł Sueski, b y ł jego ch lubn ym poprzednik iem i służył, po okresach zaniedbania i opuszczenia oraz po w ie lu energicznych n a p ra ­ w ach, a n aw et odbudow ach, do V I I I w . n.e., kied y to cały E gip t p op a d ł w ru inę i w ylu dn ienie.

N ie m niejsze zasługi dla ro z w o ju techniki m ieli Inżynierow ie M ezopotam ii. W tym, tak sam o ja k E gipt, rolniczym k ra ju ogrom ną ro lę odegrała gospod ark a w o d ­ na rozporządzająca ro z bu d o w a n y m system em irygacy jn y m . Jego b u d o w a , ro z b u d o ­ w a i systematyczna ko n serw acja p rzy czy n iły się — podobnie jak w Egipcie i in ­ nych tego typu k rajach rolniczych — do w ytw o rzen ia w y sok o zo rganizow anych i scen­ tralizow an ych p aństw . W 'M ezopotam ii ro zw in ęło się także bu d o w n ic tw o , które, stosując się do m iejsco w y ch m ożliw ości surow cow y ch , w p ro w a d z iło cegłę, w y ra b ia n ą z glin y zmieszanej z sieczką suszoną n a słońcu.

D rz e w a b y ło tu m ało i dlatego w szystk ie d rew n ian e części domu, ja k np. d rzw i i fu try n y , b y ły tak w y k o n y w a n e , a b y m ożna je b y ło w razie opuszczenia dom u ł a ­ tw o rozebrać i w ziąć ze sobą. D r z w i umieszczano zatem na sworzniach, u m o ż liw ia ją ­ cych ich obracanie się (za w ia só w jeszcze nie znano); służyły one p rz y tym do zapisy ­ w a n ia w szystkich w ażniejszych s p r a w i w ydarzeń.

C e g ła b y ła m ateriałem użytym do b u d o w y potężnych m u r ó w obronnych w o k ó ł m iast m ezopotam skich i z miej wznoszono ogrom ne b u d o w le B ab ilo n u , z których w ie lk ą sła w ę zyskała zachow ana b ra m a 'Isztar '(zrekonstruow ana w B lisk ow sch odn im M u zeum w B erlin ie). B u d o w la ta, sięgająca 20 m wysokości, cała jest w y ło ż o n a em a­ liow an ym i, o ży w y ch p o dziś dzień kolorach, cegłami.

A u to r w sp o m in a także o słynn ych ogrodach Sem iram idy, stw ierdzając, że do n a ­ w ad n ia n ia ich słu ży ły podnośniki czerpakow e z łańcucham i b e z końca, o czym św iadczyć m oże o dk ryta w podziem iach o g ro d ó w studnia o trzech szybach ze śla ­ dam i takiego urządzenia (s. 89). Inne w ie lk ie dzieła chaldejsk iego B a b ilo n u — to najstarszy znany n am most, przerzucony przez E u frat, długości 116 m. M ia ł on — ja k p od aje H erod ot — d rew n ian e p r z ę s ła 2, z których jedn o b y ło podnoszone na noc dla zabezpieczenia się przed niespodziew anym i nap ad am i. Fu n dam en ty potężnych kam iennych fila r ó w tego m ostu zostały niedaw n o odkopane w dnie p ierw otn ego koryta E u fratu <s. 91).

Z innych m onum entalnych b u d o w li M ezopotam ii zasługują na u w a g ę tzw. zik - kuraty. P o d staw ę do b ib lijn e g o podania o w ie ży 'Babel d ał n ie w ą tp liw ie babiloń sk i zikkurat Etem enanki, który, nie k o n serw o w an y , dopiero w czasach S e leu cy d ó w ro z­ p ad ł się i zam ienił w gó rę m u łu l(s. 93).

2 N iesłusznie zatem d e C am p (por.: The A ncient Engineers. N o r w a lk , C onnecti-

(5)

724

R e c e n z j e

W tym sam ym (rozdziale autor w spom ina też o technicznych osiągnięciach innych lu d ó w B liskiego W schodu , które politycznie b y ły w różnych okresach zależne od różnych potęg, które nad tym i obszaram i k o lejn o p an o w ały . D o takich lu d ó w należeli np. Fenicjanie, którzy bogacili się niezm iernie na d alekosiężnym handlu i stan ow ili łakom y kąsek dla potężnych m ilitarn ie sąsiadów. Fen icjanie um ieli p rzeciw staw ić się ówczesnym w y n alazk o m w zakresie u forty fik o w an y ch miast, w czym celow ali w o jo w n ic y A sy ry jscy . T ak np. m ieszkańcy fen ick iego m iasta A r w a d '(dzisiejsze R u ad) za pomocą bardzo zm yślnego urządzenia p o trafili zaopatryw ać się podczas oblęże­ nia w słodką w o d ę ze źródła bijącego na d n ie m orza (s. 98).

F enicjanie jako kupcy utrzym u jący kontakty z w szystkim i k ra ja m i śródziem no­ m orskim i w y tw o rz y li zupełnie now e typy okrętów , h an d lo w yc h i w ojsk ow ych , p o ­ ruszanych g łó w n ie wiosłam i, m im o że b y ły też w yposażone w żagle. U m ieli też oni w y ra b ia ć na w ie lk ą skalę przedm ioty ze szkła, znanego w Egipcie, ale nie w y k o ­ rzystyw anego tam w zbyt w ie lk im zakresie (s. 102).

N a zakończenie rozdziału autor w spom ina także kró tko o osiągnięciach m in o j- skiej K rety , która w I I tysiącleciu p.n.e. b y ła p ow a żn ą potęgą m o rsk ą dzięki w ie l­ kiej i ru ch liw ej flocie. W kreteńskim pałacu w K nossos zasługują n a specjalną u w a ­ gę nie tylko w sp a n ia łe m a lo w id ła ścienne, ale także urządzenia sanitarne z bieżącą w odą. D rew n ia n e kolum ny, podtrzym ujące b e lk o w a n ia , ustaw iane tu b y ły szerszą częścią do góry, za p ew n e dlatego, że o baw iano się, b y ustaw ione przykorzemną czę­ ścią w ziemi nie w y p u ściły w porze deszczowej korzeni 3. W ażn ym osiągnięciem in ­ żyn ieró w K re ty by ła b ru k o w a n a droga, p ierw sza tego rod zaju na terenie Europy, w y b ie g a ją c a z Knossos.

Z d o b y w c y K re ty , greccy A ch ajo w ie, ko n tyn u o w ali w znacznym stopniu osiąg­ nięcia techniczne poprzednik ów . iNa u w a g ę za słu g u ją m. in. p ierw sze portrety, za j a ­ kie m ożna u w ażać w ykon an e z cienkiej folii złotej pośm iertne m a sk i arystok ratów achajskich, znalezione w M ykenach w grobach 'bądź szybowych, bąd ź kop ułow ych (s. 104). A u t o r w spom ina też krótko o licznych (p r a w ie 6500), w zn iesionych z k a m ie­ nia, b u d o w la c h obronnych o konstrukcji tzw. cyklo po w ej, spotykanej zwłaszcza w 'Grecji, o raz o blisko dwudziestu ogrom nych św iątyniach kam iennych, w ykonan ych podobną techniką na M alcie. Szkoda, że nie zw ró cił u w a g i na liczne drogi koleinowe, w yk u te w skalistym podłożu, które p ro w a d z iły na tej w y spie od w y brzeży ku terenom w y że j p ołożonym służąc — ja k się przypuszcza — do przew ożenia ziemi lu b w o d y na wozach ciągnionych przez ludzi. IPozw alają się tego dom yślać specjalne w yżło bien ia w drogach na bose stopy, b y m ocniej się nim i można b y ło zapierać p o d ­ czas ciągnięcia w ozów .

W rozdziale p ośw ięconym Inżynierom greckim au to r zw raca n a jp ie rw u w a gę na greckie bu d ow n ictw o . Interesu jącą now ością zastosowaną przez architektów Ik - tinosa i K a llik ra te sa p rzy b u d o w ie P arten o n u b y ło w ykorzystanie efek tó w złudzeń optycznych. „ W ie le linii, które w y d a ją się proste, nie są nimi w rzeczywistości. K o ­ lum n y m a ją lekkie w ybrzu szen ia i są nieco pochylone do w ew n ą trz . Otaczające ś w ią ­ tynię schody są trochę uniesione pośrodku. K o lu m n y w narożach są nieco grubsze od pozostałych, ab y nie w y d a w a ły się cieńsze od innych, m ając za tło jedynie niebo. Ponadto, dzięki pom ysłow em u w y o lbrzym ien iu naturaln ej p ersp ektyw y , św iątynia w y g lą d a na jeszcze w ię k szą i w span ialszą, niż jest w rzeczywistości” ¡(s. 111)4.

P r z y b u d o w ie teatrów, które stały się p ie rw o w z o ra m i teatrów dzisiejszych, Grecy p otrafili w y k o rz y sty w ać praktycznie znajom ość fa lo w e j natury dźw ięku oraz p r a w akustyki. D zisiaj jeszcze w w ie lu teatrach greckich na terenie G recji i p ołud n iow ej

3 Tłum acz o m yłk ow o pisze tu o „ k ie łk ow a n iu ” (s. 103).

4 Z agadnieniom złudzeń optycznych pośw ięcona jest p raca : J. G o m o l i s z e w - s k i, Złudzenia perspektyw iczne w architekturze za bytk ow ej (K r a k ó w 1966), zre- cenzowana w nrze 3/1968 „ K w a rt a ln ik a ”, ss. 689— 690.

(6)

Ita lii — m im o że stan ich zachowania .pozostawia w ie le do życzenia — m ożna p od zi­ w ia ć zd u m iew ające efekty akustyczne; tak np. w teatrze w E pidaurze, trzask za p a­ lanej za p ałk i jest słyszany na najw yższych naw et rzędach siedzeń (s. 119).

D e C am p dochodzi jedn ak do stw ierd zen ia, że G rek o m od początków epoki k la ­ sycznej po A le k sa n d ra M aced ońskiego „zaw dzięczam y w ięcej na polu literatury, sztuki, filozofii, logiki, m yśli politycznej i nauk ścisłych niż w dziedzinie techniki” (s. 1412). Jednakże technika greck a tego czasu nie b y ła by n a jm n ie j bez znaczenia, zw łaszcza dla przyszłości. Specjaln ie niebezpieczny b y ł, 'do o w y ch czasów nie spoty­ kany, pom ysł D ion izjo sa I, tyrana syrakuzańskiego i(z I V w . p.n.e.), o którym D iod or S y cy lijsk i pisze: „zgrom adził on b ie gły ch w sztuce fach o w có w , p o w o łu ją c ich z m iast, nad którym i p an o w ał, i zw a b ia ją c ich w ysok ą p łacą z Italii i G re c ji, ja k ró w n ież z o bszarów należących do K a rta g in y (...]; podzielił ich na gru p y w e d łu g specjalności i p ostaw ił nad nim i najznakom itszych obyw ateli, o bd arzając hojnie każdego, kto w y tw a r z a ł b ro ń ” i(s. 129). ,;Pomyisł ten — kom entuje autor — p rz e trw a ł stulecia, z n a j­ d u jąc pełne zastosowanie dopiero dziś, kiedy tysiące lu d zi pracu je w tajem n icy nad doskonaleniem śro d k ó w zniszczenia” (s. 142).

In żyn ierow ie świata hellenistycznego, którym i za jm u je się rozdział następny, d zia łali w epoce, która pod w ie lo m a w zględ am i p rzyp om ina czasy nam współczesne: „ B y ł to okres ogrom nego ferm entu um ysłow ego, podróży i turystyki, badań n au k o ­ w y ch i oświaty, p op u laryzacji w iedzy, ro z w o ju stron nictw i stowarzyszeń, w y n a ­ lazczości i reklam y. Z jedn ej strony, w alczono o dobra stworzone przez postęp tech­ niki i rozw ój handlu, z drugiej zaś strony ro z w ija ły się ruchy re w olu c yjn e, zm ie­ rzające do innego podziału tych d ó b r ” i(s. 144).

O b o k nauki ro z w ija ła się w epoce hellenistycznej także technika. W okresie tym zastosowano np. do podnoszenia b lo k ó w kam iennych d źw igi, sk ład ają ce się „z je d ­ nego lu b w iększej liczby m asztów , połączonych u góry, oraz blok u lu b w ie lok rążk a. P o d koniec epoki hellenistycznej d źw ig i m iały do pięciu k rą ż k ó w linow ych, co p o ­ zw a lało podnosić ciężary pięciokrotnie m niejszą s iłą ” i(s. 1168). Przypuszczalnie F ilo - n o w i z Bizancjum i(pocz. II w . p.n.e.) zaw dzięczam y um iejętność w y k o rz y sty w a n ia energii płynącej w o d y do c e ló w praktycznych, czego d ow od em b y łb y , podobno przez niego w ynaleziony, łańcuchow y podnośnik w odny. Jeżeli dodam y do tego już znacz­ nie w cześniej poznaną um iejętność w y k o rz y sty w an ia siły w ia tru , na co w s k a z u je żagiel, to m ożna — ja k pisze autor — stw ierdzić, że w tej epoce otw o rzy ły się m oż­ liw ości koncentracji o w iele w iększej energii na znacznie m niejszej przestrzeni niż poprzednio [...]. U m iejętn ość zaprzęgania do użytecznej p racy sił p rzy ro d y ro z w ija ła się nieprzerw an ie od czasów F ilona poprzez w y n alaze k w ia tra k a, m aszyny p a ro w e j i tu rbiny aż do siłow n i jąd ro w yc h naszych czasów ” (s. 184).

D o n ajbardziej znanych w y n a la z c ó w okresu hellenistycznego należał A rc h im e - des, którem u p rzy p isy w an o później rów nież w y n a la zk i niem ożliw e do realizacji p rzy ówczesnym poziom ie i m ożliwościach technicznych, takie ja k zw ierciad ło s k u ­ p iające prom ienie słoneczne, za którego pomocą m ożna b y ło rzekom o w y w o ły w a ć pożary na okrętach zn ajdujących się w odległości strzału z łuku (s. 202). A rch lm ed es b y ł natomiast w y n alazcą w sp a n iały ch m ach in w o jen n y ch oraz skonstruow ał p lan e­ tarium i globus, któ re — p rzew iezion e jako łup w o je n n y z S y ra k u z do R zym u — b y ły p odziw ian e jeszcze przez Cicerona. Śm ierć A rch im ed esa, ja k słusznie zauw aża autor, zam yka w ła ś c iw ie dzieje techniki hellenistycznej (s. 203).

R o zw ój techniczny starożytnego R zym u p rze d sta w ił autor w d w u rozdziałach, z których p ie rw sz y o b e jm u je czasy repu bliki, a d rugi — cesarstwa. Pow szechnie p rz y jm u je się, że R zym ian ie n ie b y li tw ó rc z y w zakresie nauki i sztuki, chętnie za to korzystając z cudzych osiągnięć w tym zakresie, sam i zaś w y k a z a li p od ziw u godne uzdolnienia w dziedzinie w ojsk ow ości, p olityki, ad m in istracji i p ra w a . W ie le u w a gi pośw ięcali też naukom stosowanym i dlatego rzym scy architekci i in żynierow ie uzy­

(7)

7I2'6

R e c e n z je

skali p ow ażne osiągnięcia w udoskonalaniu „urządzeń życia codziennego i przekształ­ cania Z iem i dla w y g o d y człow iek a” i(s. 205).

W b u d o w n ic tw ie R zym ianie w p ro w a d z ili w ie le p ow a żn y ch udoskonaleń, roz­ w ija ją c także in żynierię ląd o w ą i w odn ą. iChoć najstarsze znane śla d y centralnego ogrzew ania obiegow ego pochodzą z X I I w . p.n.e. i(iss. 213—(214), zasługą G ajusza S e r­ giusza O raty, m ieszkającego w pobliżu (Neapolu by ło ok. 80 r. p.n.e. p onow ne i ca ł­ kow icie niezależne dokonanie tego w y n alazk u . N ie jest w ykluczone, że w ła ś n ie dzię­ ki temu Rzym ianie m o gli osiedlać się na ¡stałe lu b utrzym yw ać garnizony w o jsk ow e w chłodnych rejonach Europy.

Około I I I w . p.n.e. R zym ianie dokonali b a rd z o w ażnego w y n a la zk u : b y ł to b e ­ ton, i to w odoodporn y, który po stw ardn ien iu nie u stępow ał w niczym naturalnym skałom . W sk u tek jed n ak dużego konserw atyzm u dopiero w pierw szych w iekach ce­ sarstw a stał się on p o d staw o w y m m ateriałem dla w ie lk ich konstrukcji bu d o w la n y ch (s. 217). Po d koniec re p u blik i nie w oln o juiż b y ło stosować su row ej cegły m u ło w ej, zastąpiono zaś ją przez cegłę p aloną. M ia ła ona różne kształty i w y m ia ry , ale n a j­ chętniej p osłu giw an o się cegłą d łu gą i szeroką o grubości n a jw y ż e j 4 cm, która przy w y p a la n iu d a w a ła najm niejszą ilość b ra k ó w .

W p r a w d z ie łuk, sklepienie i kopuła b y ły znane już Etruskom , R zym ian ie jednak p o trafili bardzo p ow ażn ie je udoskonalić, radząc sa b ie dobrze z naciskiem pionow ym i działaniem rozporu na ¡słupy czy odcinki m u ró w , na których sp o czy w ały luki, skle­ pienia i kopuły. Arch itekci rzym scy, p otrafili p rzy tym „wznosić w ielk ie, solidnie skonstruow ane b u d o w le w znacznie krótszym czasie i o w ie le m niejszym kosztem, niż czyniono to w poprzednich stuleciach. Jako p ie rw si w dziejach rozum ieli R z y ­ m ianie korzyści płynące ze zwiększenia w ydajn ości p ra c y ” (s. 223).

W rozdziale, który autor p ośw ięcił Inżynierom W schodu, jest n a jp ie rw m ow a o cesarstw ie bizantyjskim . M im o że w y ż y w a n o się tam — obok w y ś c ig ó w na r y d w a ­ nach — „ w jało w y ch i w y rafin o w an y ch dysputach teologicznych” (s. 331), ro z w ija ła się architektura, której n ajw sp a n ialszą reprezentantką ¡była zbu do w an a za czasów Justyniana św iątynia H agia Sophia w K onstantynopolu. N ow o ścią by ło tu zastosow a­ nie k o p u ły p en d ety w o w ej, stanow iącej „przejście pom iędzy k w a d ra to w y m planem zn ajdującego się pod nią bu d y n k u a okrągłą p od staw ą p rz y k ry w a ją c e j ją kopuły w ła ś c iw e j” (s. 336). R ó w n ie ż za cesarza Justyniana architekt C hryzes z A le k san d rii zb u d o w ał w mieście Daras, na gran icy perskiej, tam ę przeciw p ow od zio w ą, na pod­ staw ie której opisu m ożna sądzić, że stał się on w y n alazcą zapory w o d n ej w kształ­ cie poziom ego łuku.

Jedynym istotnie now ym w yn alazk iem w o js k o w y m B izan ty jczy k ów b y ł tak z w a n y „ogień greck i” ¡(s. 338). Tajem nica receptury „ow e j (substancji zw anej «p ły n ­ nym ogniem » lu b «d zik im ogniem » ¡[...] nigdy nie została u ja w n io n a ” (s. 340).

W dalszym ciągu autor m ó w i o Irańczykach, później o In d iach oraz o inżynie­ rach i w y nalazcach arabskich, których następcam i w dziedzinie techniki stali się od w ie k ó w X I I i X I I I , kiedy u p ad ła nauka i technika arabska, Turcy. C i jednak ro z w ija li niem al w yłączn ie technikę w o je n n ą <s. 361). U p a d e k n au ki arabsk iej b y ł w yn ik iem n aw rotu do religii. W p r a w d z ie św. Tom asz z A k w in u p ró b o w a ł dowieść, w sposób zresztą dość zaw ik łan y i niejasny, że nie m a k o n flik tu pom iędzy nauką a religią, jedn ak ra cję m ia ł w cześniejszy od niego pobożny i uczony m uzułm anin G azali '(1058— 1111), tak m ów iąc o szkodliwości bad ań nau kow ych: „ P ro w a d zą one do utraty w ia ry w początek św iata i w stw órcę” . A u to r zaś stw ierd za następnie. „ N a u k a n a p ra w d ę p od w aża w ia rę w Boga i podkopuje re lig ię ” i(s. 363).

O nauce chińskiej D e C am p stw ierdza, że „podobnie ja k arab sk a zaw sze b yła

słaba teoretycznie, silna zaś pod w zg lęd em p raktycznym ” (is. 367), przyczyn doszu­ ku ją się w tym, że obie głó w n e chińskie ¡szkoły filozoficzne, konfucjanizm i taoizrn, nastaw ione b y ły antynaukow o, „język chiński jest źle przystosow any do rozw ażań

(8)

naukow ych, w y m agający ch bogatego sło w n ictw a um o żliw iającego p recy zyjn e rozróż­ nienia” i(s. 369)9

M im o niezbyt sp rzy jają cy ch w a r u n k ó w dokonano w C hinach w ie lu cennych ud o ­ skonaleń technicznych i w y n alazk ó w . T a k np. ok. I V w . p.n.e., a w ięc ju ż w trzy w ie k i po zapoznaniu się z żelazem , którego znajom ość dotarła tu z Zachodu, C hińczy­ cy nauczyli się w y tw a rz a ć żeliwo. D o n ajw span ialszy ch w y n a la z k ó w chińskich z a li­ cza autor papier (s. 377), w p e w n y m ,zaś sensie także w y n a la z e k d ru k u należy do C hińczyków, gd yż najstarsza d ru k o w an a techniką d rze w o ry to w ą książka chińska datow ana jest na 868 r. n.e. C hińczycy um ieli też b u d o w ać zegary w od n e, a dla ochrony przed zam arzaniem sto so w ali w nich zam iast w o d y — rtęć. Z a słu g ą chiń­ skiego zegarm istrzostw a b y ło w p ro w ad zen ie tzw. m echanizm u w y c h w y to w eg o, któ­ ry — n ie w iadom o ja k — przedostał się na Zachód i przyczynił się do udoskonale­ nia zegaró w europejskich (s. 388). Z ok. 1100 r. n.e. zaś pochodzi p ie rw sz a w zm ian k a chińska o kom pasie żeglarskim (s. 395). D ynastia M in g, reprezen tująca n ac jo n ali­ styczną k o n serw aty w n ą , izolacjonistyczną reak cję na rz ąd y zn ienaw idzonych M o n ­ gołów , doszedłszy w 1368 r. do w ład z y , d op ro w ad ziła do stagnacji naukę i technikę chińską w łaśn ie w tym okresie, k ie d y w E uropie przyśpieszał się postęp n a u k o w y i techniczny.

O statni rozdział pracy D e C am p p ośw ięcił In ż yn ie rem europejskim , rozpoczyna­ jąc od czasów K a r o la W ielkiego, kiedy to c y w iliz a c ja europejska rozpoczęła się p o­ w o li d źw igać z upadku, k tóry nastąpił w ra z z rozkładem cesarstw a zachodn iorzym - skiego. K siążk a kończy się w zasadzie na L eo n a rd z ie da Vinci, k tó ry „podobn ie ja k w iększość in ży n ie ró w od czasów Im hotepa, p o p rz estaw a ł na ustnym ro zgłosie”, z tego w łaśn ie w zg lę d u autor nie u w a ża go „za p ierw szego z in ży n ieró w nowoczesnych, a le za ostatniego ze starożytnych” i(is. 468). Stw ierdzen ie to z różnych w z g lę d ó w jest b a r ­ dzo dyskusyjn e 5, podobnych zaś opinii spotyka się w ie le w tej interesującej książce. Tłum acz książki B o le sła w O rło w s k i dołączył do niej krótki zarys ro z w o ju p o l­ skiej m yśli technicznej sięgnąw szy też głęboko w stecz w nasze p rad zieje. Jest to — ja k pisze — „pobieżny re jestr osiągnięć, których dok onali polscy in ży n ierow ie w cza­ sach, kiedy opisyw an i przez L . S p ra g u e de C am pa in żynierow ie {...] ro z w ija li tech­ nikę św iatow ą. O becn y poziom techniki w naszym k r a ju jest w ró w n e j m ierze za­ sługą jednych, ja k i d rugich ” (s. 494).

D obrze się stało, że bardzo ciekaw a i ucząca książka L . S. de C am pa została udostępniona szerokim rzeszom polskich czytelnik ów dzięki w zo ro w e m u i ję zy k o w o gładkiem u p rz e k ła d o w i B. O rło w skiego . P raca tłum acza nie b y ła tu łatw a, z czego zdaje sobie sp ra w ę każdy, kom u zdarzyło się p rze k ład a ć jakiś tekst techniczny. B. O rłow sk i, w y k az u jąc głęhoką w ie d z ę w zakresie zagadnień historyczn o-technicz- nych, łatw o p orad ził sobie z p rzekładem n ie w ą tp liw ie trud nej książki de C am pa.

T rz y m a ł się bardzo w iern ie tekstu oryginału; dlatego może w k r a d ło się do p o l­ skiej w e rs ji p arę tego typu określeń, ja k „na terenie dzisiejszej R o s ji” (s. 374), p od ­ czas gd y chodzi tu o p ołu d n iow e re p u b lik i dzisiejszego Z w ią z k u Radzieckiego. W p rzyp isie na s. 120 nazwisko L u d w ik a P io tro w ic za zostało przekształcone na „Piotrow skiego ” . T akich określeń, ja k „prehistoryczny” <s. 420)) czy „przedhistorycz­ n y ” (s. 473), nie u ż y w a się w naszej literaturze archeologicznej, zastęp ując je logicz­ nie brzm iącym i term in am i „prahistoryczn y” lu b „ p ra d z ie jo w y ”. N ie można m ówić, że nasi p rzo d k o w ie z epoki k am ien n ej „ w y r ą b y w a li spore odłam y krzem ien ia”' (s. 474), gdyż w y łu s k iw a li oni b u ły krzem ienne tk w iące w skale w ap ien nej.

T ak ie drobne uchybienia w n ajm niejszym stopniu nie obniżają w artości p rz e k ła ­ du książki, która p o ja w iła się bardzo na czasie, zw łaszcza u nas, gdzie w c ią ż jeszcze pok utuje m niem anie, że historia obejm u je tylko działalność p o lity k ó w i w o d zó w ,

5 W tej sp r a w ie por. np. w n in iejszym num erze (s. 603) a rty k u ł E. O lsz e w sk ie ­ go Leonardo da Vin ci jako prekursor nauk technicznych.

(9)

728

R e c e n z j e

a ku ltura — to jedyn ie lite ratu ra i filozofia. Zapom in a się natomiast o n a jw a ż ­ niejszej stronie naszego życia codziennego: o k u lturze m aterialn ej, której w p ły w na w szy stk ie inne ‘dziedziny życia jest w ielk i. R o zw ó j zaś tej dziedziny k u ltury z a w ­ dzięczam y tym w łaśn ie W ielkim i m ałym tw órcom cywilizacji, którzy tak często są bezim ienni lu b niedoceniani, chociaż dzieła ich m yśli i rąk p rze trw a ły liczne i p o ­ tężne m ocarstwa.

K siążka de C am pa, w y d a n a w nakładzie 8000 egzem plarzy, rozeszła się w ciągu dosłow nie n iew ielu dni, co jest n ajb ard z iej -w ym ownym dow odem jej w artości czy­ telniczej. Jest zatem konieczne, ab y „W iedza P ow szech n a” i B. O rło w s k i przygoto­ w a li drugie jej w ydanie.

Eugeniusz Konik *

W e w spółczesnej literaturze obserw u jem y sta ły w zrost zainteresow ań historią ro z w o ju techniki i jej w p ły w u ,na ro z w ó j społeczności ludzkiej. M nogość zjaw isk , sięgających korzeniam i w zam ierzchłe dzieje ludzkości oraz szczupłość źródeł, w y ­ n ik ająca z sup rem acji k u ltów jednostki czy też dom inacji idei religijn ych i politycz­ nych nad m aterialn ą stroną życia, s ta w ia ją p ow a żn e trudności p rzed badaczam i. M i­ nione w ie k i p o zo staw iły nam zabytki pow ażnie zniszczone, często zaś jedn ak tylko ich fragm en t lu b ślady w pośrednich przekazach. 'N ajle p iej p rze trw a ły obiekty o d ­ znaczające się n iezw y k ły m i rozm iaram i i trw a ły m m ateriałem . Ich w yjątkow ość, p rz e ja w ia ją c a się w olbrzym im nakładzie p racy fizycznej, tru d n ym do zrozum ienia w dzisiejszej epoce, przyczyniła się do otoczenia ich legendam i i pow stania n o w o ­ czesnych m itów. R ejestracja i system atyzacja o dk ryć i zabytków , uszeregow anie ich w ciągi genetyczne, p ow iąza n ie z obecnie p rze biega jąc ym i procesam i — oto problem y p ociągające n au k ow ców .

Tem peram ent autora, jego przynależność do określonego kręgu k u lturow ego i społecznego, w reszcie jego specjalność z a w o d o w a p ow ażn ie ró żnicu ją w ą tk i p rze­ w o d n ie książek z historii techniki. K la s y k tej dziedziny, F ran z M aria Feldhaus, energetyk z zaw odu, trak tow ał przedm iot jako zbiór fak tó w , które należy sk atalo­ g ow ać i u p orząd k ow ać w ciągi czasow e i g ru p y , o dp o w iad ające zasadniczej idei danego dzieła inżynierskiego. Z gro m ad ził on i usystem atyzow ał w ten sposób 130 tys. k art dokum entacyjnych i 16 tys. rycin. N atom iast Sam uel L ille y , będ ąc blisk i m arksistow skiem u ujęciu dziejów , w ią że ro z w ój techniki z przem ianam i społecz­ nymi, b a d a ją c ich w za jem n e oddziaływ anie.

Inaczej jeszcze podchodzi do tematu L. S p ra g u e de C am p. Już pierw sze zdanie jego książki: „N asza dzisiejsza cy w iliz a c ja zaw dzięcza swe istnienie inżynierom ” (s. 9), w sk az u je na stosunek autora do zagadnienia, a dalsze k arty wstępnego ro z­ działu p o tw ierd z ają to stanowisko blisk ie p ozy cji technokratów: de C am p jest skłon­ ny uzależniać ro z w ó j k u ltu ry i przem ian społecznych od ro z w o ju techniki i jej ak tu aln ego stosunku do państw a czy grup społecznych. [Doprowadza to autora W ie l­ kich i małych tw órców cyw iliz a cji6 do dość kw aśn ego i ry zyk o w n ego stwierdzenia: „Jeśli w ięc 'istnieje ja k iś postępowy, konsekw entny .nurt w d ziejach ludzkości, nie należy on do dziedziny polityki, re ligii czy sztuki. D o ostatnich stuleci nie było go n aw e t w nauce. T ak im postępow ym p rąd em jest jedynie ro z w ó j techniki re a liz o w a ­ ny przez in ży n ie ró w ” i(s. 26).

Jeśli p rz y jm o w a ć z d d b rą w ia rą osąd de Cam pa, nie sposób nie zauważyć, że o becny ro zw ój śro d k ó w m asow ej zagład y niezbyt p otw ierdza jego w nioski. W łaśn ie dziś zaczynam y coraz silniej odczuw ać ujem ne skutki ro z w o ju techniki i — poza w iszącą nad g ło w ą groźbą n u k learn ej zagłady — m ęczą nas p roblem y zachwiania

6 W p rzeciw ieństw ie do tytułu angielskiego (T h e Ancient E ngineers) tytuł p rze­ kład u p olskiego akcentuje technokratyczny aspekt p o g lą d ó w de Cam pa.

(10)

ró w n o w a g i biologicznej na kuli ziem skiej, niszczenia fau n y i flo ry , za tru w an ia p o ­ w ietrza, w o d y i ziemi, w y n atu rzan ia 'środowiska b y to w a n ia ludzkiego, to wszystko p ro w a d zić może do k a tastrofalnych p rze w id y w a ń . E ntu zjazm autora dla w iod ącej ro li techniki w y d a je się z tego p unk tu w id ze n ia sm utnym paradoksem .

Z zarzutu technokracji de C am p, nieśw iadom ie zapewne, p ró b u je się jed n ak oczy­ ścić w dalszej treści książki. P o d nap o rem fa k tó w z historii, w której zresztą p o ru ­ sza się z za d ziw ia jąc ą sw o bod ą, w ielokrotnie stw ierd za on, odchodząc o d p ie rw o t­ nych założeń, zależność techniki od p rą d ó w re ligijn y ch i społecznych i od ro li w ie l­ kich jednostek. T ru dn o jest b o w iem s y m p lifik o w a ć zagadnienie tezy o dom inacji techniki w ro z w o ju ludzkości. S iły kształtujące losy plem ien ia człowieczego są ró ż­ norodne, zmienne w czasie i przestrzeni, w zajem n ie uzależnione, w tó rn ie i w ie lo ­ krotnie sprzężone, obarczone zjaw isk am i losow ym i, które czasem p rze k re ślają w y ­ siłk i całych pokoleń.

Pom im o tych zastrzeżeń, odnoszących się do idei p rze w od n iej książki de C am - pa, trzeba przyznać, iż jest ona p racą w y bitn ą, przede Wszystkim dzięki doskona­

łym pow iązaniom historii powszechnej z historią techniki. Szczególnie cenną ozdobą książki są p rz y tym niezw ykle trafne i nie p ozbaw io n e sark azm u u w a g i au tora na w ie le tem atów zw iązanych z losam i ludzkości, zm iennością jej d zie jó w i niezm ien­

nością zasadniczych p ostaw życiowych. N iek tóre u w a g i zm uszają do głębokiego za­ stanow ienia się nad tym, dokąd dąży ostatecznie ludzkość, nad tym , czy postęp

k u ltu raln y i cy w iliz a c y jn y nie tylko n ie oddala w o je n , ale je p rzybliża.

W w ie lu m iejscach autor nie m oże pom inąć m elanch olijnych m y ś li o za w od n o ­ ści naszych działań. K ończy zaś pracę fragm entem , k tóry w a rto zacytow ać w cało ­ ści: „ A le p roblem y isą ja k h yd ra z m itu o ¡Heraklesie; odetniesz jed n ą gło w ę, a o d ra ­ s ta ją na jej m iejsce d w ie nowe. U czeni i inżynierow ie starają się rozw iązać, u ż y w a ją c s w e j in teligencji, niektóre p ro b le m y ludzkości. A le same ro zw iązan ia ro d zą jeszcze w ięk sze p ro blem y, że w y m ien im y tylko nacjonalizm , w o jn ę n u k learn ą i p rze lu d n ie­ nie. Jeśli nasza cy w ilizacja m a przetrw ać, ro zw iązu jąc pom yślnie te p roble m y, nie

tylko uczeni i inżynierow ie, ale cała ludzkość p ow in n a zrobić użytek ze s w e j inte­ ligen cji w stopniu w iększym ¡niż dotychczas. W p rze ciw n ym w y p a d k u , w odległej przyszłości, jakiś szczególny potom ek dzisiejszej m ałp y , szczura albo jaszczurk i zacznie być m oże zamiast ¡nie istniejącego już człow ieka, kopać p ierw sz y w dziejach sw ego gatunku r ó w iry gacyjn y i zapoczątkuje w ten sposób cały proces od n o w a ” <S. 4712.).

T em atyka książki jest świadom ie zaw ężan a d o d zie jó w techniki w tzw . G łó w ­ nym P a sie C yw ilizac ji, ciągnącym się od C h in przez Indie i B lis k i ¡Wschód do w y ­ brzeży M orza Śródziem nego. N o w y Św iat, z jego ku lturam i In k ó w , A z te k ó w i M a ­ jów , jest niestety pom inięty, zapew n e dlatego, że k u ltu ry te d o okresu K o lu m ba, a faktycznie do czasów jeszcze późniejszych, nie o d d ziaływ a ły na ku ltu rę Starego Św iata. N iem n iej ukazanie zbieżności pew n y ch osiągnięć cy w ilizacy jn ych , np. w dziedzinie bu d ow n ictw a, astronomii, agrotechniki, m o głoby b y ć interesujące.

A u t o r p om ija rów nież, zapew n e św iadom ie, w ie le odkryć, które n arastają w m ia ­ rę poszerzania się o bszarów penetracji badaczy, a które przez s w ą zagadko wość w y ­ d ają sie n ie do w ytłum aczenia w św ietle obecnego stanu w iedzy. Są to m. in. dziw ne w ie lo k ilo m etro w e rysun ki sk aln e In k ó w czy tzw. „kosm odrom ” na północ od D a ­ m aszku. W idocznie b ra k p raw d o po d o bn ego w y ja śn ie n ia tych zagadek p ow strzym ał

de C am p a od w ciągnięcia ich w re je str zdobyczy lu d zk iej techniki, choć takie nie w y ja śn io n e p ro b le m y silniej s k u p ia ją na sobie u w a g ę niż s p ra w y n ie bu d zące w ą t ­ pliw ości

Interesujące jest rozmieszczenie p rzez de C am p a ak centów w tematyce dzieła. P o m ija on d robiazgo w e opisy m ech anizm ów i b u d o w li, bardzo skąp o p o d a je liczby, natomiast ¡obszernie o m a w ia tło społeczne i historię poszczególnych k ra jó w . M ożn a b y

(11)

730

R e c e n z j e

zarzucić, że autor ze zbytnim upodobaniem za jm u je się iry g a c ją (czyżby b y l in ży­ nierem b u d o w n ic tw a w odnego?) i kon stru k cją ze garó w (czyżby b y l zegarm istrzem ?), a za m ało m ó w i o innych działach m echaniki. 'Rów nież zagadnien ia technologii, któ­ re j ro la w e d łu g obecnych p o g lą d ó w urasta do pozycji naczelnej, jest w y raźn ie p o ­ m ijana, co jest p ow ażniejszym uchybieniem .

G d y p atrzy się na p ozostaw ione przez naszych p op rzed n ik ów w ielk ie dzieła inżynierskie, w y siłe k w ie lu tysięcy ludzi niezbędny dla ich w zn iesienia w y d a je się w p ro st 'niepraw dopodobny. Jakież siły b y ły m otorem działania, jak potężna m usiała b y ć inspiracja! N ie należy p rzy tym zapominać, ż e dla tych m as robotn ik ów trzeba było stw o rzy ć zaplecze gospodarcze, transport, iże m usiała istnieć adm inistracja, któ­ ra nie m iała do dyspozycji a n i p apieru , an i m aszyn do pisania i liczenia, b a — w k tó­ rej znajom ość pisania i prostych działań arytm etycznych b y ła rzadko posiadaną sztuką.

T a strona d aw n ej techniki jest p ra w ie zupełnie zatarta w pozostałych śladach, autor jedn ak zbyt pobieżnie za jm u je się tym i problem am i. Tak np., om aw ia jąc sztukę inżynierską Egiptu, b e z p ró by ja k ie jk o lw ie k analizy stwierdza, „że H erodot p rzesa­ dza opow iadając, iż W ie lk ą -Piram idę b u d o w a ło 1100 000 ludzi przez 20 la t” (s. 47). Tym czasem m ożna obliczyć, iż dla w y k on an ia p ira m id y C h u fu p rz y użyciu ów czes­ nych narzędzi trzeba b y ło p racy co -najmniej 80 tys. ludzi przez 30 lat. T ran sp ort o belisk ó w z A su a n u de C arnp u w a ża za zupełnie n aturaln y (ss. 54— 55). A przecież te w ażące d-o tysiąca ton b ry ły i dziś n astręczałyby olbrzym ie trudności w tra n ­ sporcie. R ó w n ież ¡transport p o sąg ó w o ciężarze ¡60 T przez 172 ludzi (s. 49) uw aża a u ­ tor aa zgod ny z rzeczyw istością; tym czasem pobieżne przeliczenie doprow adza do w n iosk u, że jeden człow iek m u siałby pokonać opór rzęd u 300 kg, co nie jest w y ­ konalne.

M ó w ią c o drogach rzym skich ((ss. 229— -2.35), chyba -największym starożytnym dziele inżynierskim , autor n ie -wspomina o długości ich sieci, sięgającej 20 tys. km, tj. p o ło w y o bw o d u ziemi, oraz -o tym, że p rz y ich b u d o w ie zużyto ok. 140 m in m 3 kam ienia tj. w ię cej n iż na lic ó w k ę m uru chińskiego i 50 razy w ię cej -niż na p ir a ­ m idę C hufu . N ie w ie le też pośw ięca de iCamp u w a g i skaln y m b u d o w lo m Indii, a p rze­ de w szystk im w y k u ty m w skale w w iekach I— <VIII naszej ery św iątyniom (z k tó­ rych zachow ało się ok. -1200), choć w y k u c ie i o dtran sp o rto w an ie ogrom nych ilości k a ­ m ienia by ło w ie lk im dziełem techniki.

M ożn a by oczywiście znaleźć d w ię cej m ateriału do uzupełnień ale należy p rze­ de w szy stk im w y sok o ocenić ze bran y i p rze d sta w io n y przez de C am p a m ateriał.

P rz e k ła d B o le sła w a ¡Orłowskiego jest p o p ra w n y , n arrac ja jest p row adzona tak, że czytelnik m a stale napiętą uw agę. M ożna b y tylko m ieć pretensję do czasem m y ­ lącego opuszczania skrótu „ r ” p rzy datach, podczas g d y stale p ow tarza się „p.n.e.” i „n.e.” . M oże b y b y ło lepiej, zgodnie z p ra w id ła m i m atem atyki, s ta w ia ć znak ujem ny dla dat sprzed naszej ery, a znak dodatni — d la dat naszej ery.

O so b n a u w a g a należy się w zo ro w e m u p o sło w iu tłum acza, w którym d a ł on p rz e ­ gląd d z ie jó w techniki na ziemiach polskich. Co p ra w d a łączenie r o z w o ju technicznego lu d ó w sprzed naszej ery z historycznym i P o la k a m i nie jest najszczęśliwsze, jedn akże spuścizna tych lu d ó w b y ła przez nas zastana i odziedziczona.

N a le ż y żałow ać, że dotąd nie ukazało -się dzieło -obrazujące w szerokim aspekcie dzieje techniki ńa ziemiach polskich. Jest przecież dla takiego dzieła dość m ateriału i jest potrzeba p rze ciw sta w ien ia się dość częstym n a zachodzie, a zw łaszcza w N ie m ­ czech, tendencjom do pom ijania w k ła d u iPoilski d-o d ziejó w cy w ilizacji św iatow ej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na naszej lekcji przeanalizujemy dwa dzieła tego wielkiego człowieka a będą to : Obraz „Mona Lisa”(„Gioconda”) 1503-19 Luwr

Opiekuj się pan mym chłopcem, daj mu możność pójść w życiu naprzód, jeżeli rząd nie zechce tego uczynić... Zaremba przedstaw ia rozprawę

[r]

Tylko 3% ogólnych zasobów wód stanowią wody słodkie, z tego ponad 61% są to lody i śniegi znajdujące się na Antarktydzie, 30% wody podziemne, 8% pozostałe lodowce i

Ekologiczne metody ochrony przeciwpowodziowej mają za zadanie nie tylko chronić przed powodzią, ale także umożliwić zachowanie natu- ralnych ekosystemów rzek i dolin

[r]

W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy Leonardo da Vinci był filozofem musimy najpierw dowiedzieć się, jak rozumiana była filozofia w czasach renesansu.. W poprzed- nim

Zamek z piasku, otoczony fosą.. Jutro zaczynają się