• Nie Znaleziono Wyników

"Osiełkowi żłoby dano" : (z "Okruchów przysłowioznawczych")

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Osiełkowi żłoby dano" : (z "Okruchów przysłowioznawczych")"

Copied!
30
0
0

Pełen tekst

(1)

Julian Krzyżanowski

"Osiełkowi żłoby dano" : (z

"Okruchów przysłowioznawczych")

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 48/4, 467-495

(2)

Z A G A D N I E N I A J Ę Z Y K A A R T Y S T Y C Z N E G O

JULIAN KRZYŻANOWSKI

C złonek rzec zy w isty PA N

„OSIEŁKOW I W ŻŁOBY DANO“

(Z „OKRUCHÓW PRZYSŁOWIOZNAWCZYCH“)

Głośną b ajkę średniow ieczną o Ośle Buridana znam y wszyscy z Pana Jowialskiego. Nie wszyscy natom iast wiemy, iż jej innym pogłosem jest przysłow ie: „Postaw ili osła u żłobu, a on jeść nie um ie“. Szczegół ten w arto przypom nieć ze względu na dalszy tok rozważań, poświęconych stosunkow i przysłow ia do innych zjaw isk literackich. Ale nie tylko dlatego. „Bo jest i dla m nie coś w tej parab oli“ — powiedzieć m ógłby o sobie parem iolog zastanaw iający się nad kłopotam i kłapoucha, którem u „w żłoby dano“. Parem iolog bowiem nowoczesny stoi nie w śród dwu, lecz bodajże czterech „żłobów“ i niełatw o m u się zorientować, „od którego teraz zacznie“ i k tó ry je st jego, by tak rzec, w łaściw ą dziedziną. Innym i słowy, chodzi tu ta j o przynależność przysłow ioznaw stw a do odpowiedniej nauki, o jego m iejsce w naukach hum anistycznych, w k tórych niew ątpliw ie stanow i jakąś sam odzielną dyscyplinę.

Przysłow ia bowiem m ożna badać ze stanow iska historii k u ltu ry um ysłowej czy obyczajowej, czy naw et m aterialnej, i nie tylko można, ale nieraz trzeba, inaczej bowiem ich nie będziem y rozu­ mieli. Przysłow ia są, dalej, tw oram i językow ym i. A pelują one do uwagi językoznaw cy czy h istoryka języka. Co więcej, parem iolog bardzo często m usi uciekać się do pomocy językoznawczej, bez k tórej w świecie przez siebie badanym może zabłąkać się w sposób beznadziejny. Z tych czy owych względów przysłow ioznaw stw o za­ licza się także do etnografii, w skutek czego w każdym jej podręcz­ niku znaleźć m ożna rozdziałek o przysłowiach. I na odwrót, p a re ­ miolog m usi raz po raz sięgać do tego podręcznika, by ustalić sens i fun k cje takich czy innych składników przedm iotu swych badań.

P rakty czn e zaś konsekw encje tej sytu acji w w ypadku autora

(3)

stu-468 JU L IA N K R Z Y Ż A N O W S K I

diów o naszych przysłow iach ogłosił K w a r t a l n i k O p o 1 s k i , chodziło w nich bow iem o pew ne swoistości k u ltu ry śląskiej. Seria inna ukazała się w P o r a d n i k u J ę z y k o w y m i w -p iśm ie O n o m a s t i c a, jako że dany m ate ria ł dotyczył zagadnień języ­ koznawczych. Jeszcze inną serię przyniosła L i t e r a t u r a L u d o ­ w a , pism o pośw ięcone folklorystyce, dyscyplinie z pogranicza b a ­ dań literack ich i etnograficznych. W ten sposób jed n ak zbliżam y się do P a m i ę t n i k a L i t e r a c k i e g o i dociekań naukow ych, k tó­ re w nim dochodzą do głosu, do problem u zatem streszczającego się w p y tan iu : ja k w ygląda stosunek przysłow ia do in n ych zjaw isk li­ terack ich czy też — co na jedno w yjdzie — jakie je s t m iejsce pare- miologii w nauce o literatu rze?

Odpowiedź n a ta k postaw ione p y tan ie nie je st ani prosta, ani łatw a. A sk ład a się n a tkw iące tu trudności czynników dużo, i to bardzo rozm aitych. N ajoczyw istsze i n aju chw ytniejsze z nich są pow szechnie znane. W iadomo tedy, iż ojcem parem iologii nowoczes­ nej b ył a u to r Adagiów , w ielki E razm z R otterdam u, w Polsce zaś pierw szym zbieraczem przysłów — B ie rn a t z L ublina. Wiadomo dalej, iż przysłow iam i posługiw ali się chętnie M ikołaj Rej, J a n K ochanowski, Ignacy K rasicki, A dam M ickiewicz i w ielu, w ielu innych znakom itych pisarzy. W iadomo następnie, że niektórzy z nich, ja k A lek san d er F redro, L u cjan Siem ieński czy Adolf No- w aczyński, robili przysłow ia tem atem swych dzieł. Znane są wreszcie „przysłow ia d ram aty czn e“, ulubione niegdyś we F rancji, a spoty k ane rów nież u nas. J u ż to więc spraw ia, że badacz lite ­ ra tu ry m usi orientow ać się w św iecie przysłów n ie gorzej od przy - słow ioznawcy z zawodu.

Do tego zaś dołącza się okoliczność innego rodzaju, choć donio­ słości podstaw ow ej. T eoretyk lite ra tu ry m ianow icie, k tó ry zdaje sobie sp raw ę ze znaczenia faktu, iż tw orzyw em dzieła literackiego je st język, m usi sobie postaw ić pytanie, gdzie przebiega granica m iędzy zjaw iskiem językow ym a literackim , czy istn ieją jakieś tw ory, k tó re w ty m sam ym sto p n iu n ależą do obydw u tych dzie­ dzin. Odpowiedź zaś n a to p y tan ie głosi, że do takich w łaśnie tw orów należy przysłow ie. J e śli odpowiedź tak a je s t popraw na, jeśli przy - słpw ie jest istotnie jednym z najprostszy ch utw orów literackich, to wym aga ono tak ich sam ych zabiegów poznaw czych ja k każdy in­ ny, bardziej zaw iły u tw ó r sztuki słowa: należy ustalić jego genezę, zin terp reto w ać jego znaczenie i artyzm , zbadać dzieje jego żywota.

(4)

.O SIEŁ K O W I W Ż ŁO BY D A N O '

469 A wreszcie spraw a ostatnia, związana z genezą przysłów. W ia­ domo m ianowicie, choć parem iologowie rozm aicie na to patrzą, iż m nóstw o przysłów pow stanie swe zawdzięcza literatu rze. Pow ie­ dzenia i powiedzonka w ielkich pisarzy, klasyków literackich, obo­ jętna, czy będzie to Dawid, Horacy czy Krasicki, od ryw ają się od swego podłoża, przez całe w ieki wiodą żywot niezależny, ano­ nim ow y i w ten sposób przyśw iadczają geniuszowi sw ych zapom nia­ nych twórców.

W szystko to razem spraw ia, iż Osieł Buridana, chce czy nie chce, m usi sięgać do „żłobu“ literackiego; że zaś tak jest istotnie, dowo­ dzi garść przysłów omówiona na ty m m iejscu. Bez u stalen ia ich związku z łożyskiem m acierzystym , literackim znajdą się one w próżni historycznej, a co jeszcze gorsze: w próżni sem antycznej; okażą się układam i wyrazów, k tóre pow inny by coś znaczyć, k tó ­ rych znaczenie jed n ak tak w yblakło czy zwietrzało, iż dociec go nie­ podobna. Dopiero osadzenie ich na odpowiednim tle historycznoli­ terackim n ad aje im sens właściwy, przyw raca życia rum ieniec.

„ANIOŁ PRZELATYWAŁ“

Sonet m iłosny M ickiewicza „Nieuczona tw a postać...“, pom ysło­ wy m adrygał, posługuje się takim oto m otyw em : piękna p ann a na zebraniu tow arzyskim robi w rażenie ta k głębokie, iż przy jej w ej­ ściu m ilkną pieśni, ża rty i rozmowy:

Ty weszłaś, — każdy św ięte m ilczenie zachowa.

Dla spotęgow ania efektu au to r w prow adza obraz hucznego balu, którego uczestnicy, sam i nie wiedząc dlaczego, m ilkną nagle:

„Ja wdem, rzecze poeta, anioł przelatywał“ h

K om entarz do tych słów znaleźć by m ożna u A d a lb e rg a 2 czy

w Słow niku W arszaw sk im 3. Pierw szy („Anioł б“) podaje: „Jak b y anioł przeleciał“, co znaczy: „Cisza najw iększa zapanow ała“ ; w d ru ­ gim znajdziem y: „Cisza, jak b y anioł przeleciał“.

Znaczenie tych w szystkich wypowiedzi jest dla nas zagadkowe: dlaczegóż by bowiem przelotow i anioła, i to jeszcze w pokoju

peł-1 A. M i c k i e w i c z , Dzieła. Wydanie Narodowe. Т. peł-1. Warszawa peł-1949, s. 161.

2 S. A d a l b e r g , Księga przysłów, przypowieści i w yrażeń przysło w io ­

wych polskich. Warszawa 1889-^-1894.

8 J. K a r ł o w i c z , A. K r y ń s k i , W. N i e d ź w i e c k i , Słownik ję zyka

(5)

470 .RTLIAN K R Z Y Ż A N O W SK I

nym ludzi, m iała tow arzyszyć cisza, a nie okrzyki co najm niej zdziwienia? A to sam o dotyczy ich w ieku i pochodzenia: czyżby pow stały one dopiero w w. X IX, a jeśli tak , to gdzie i w jakich oko­ licznościach?

P y tan ie takie postaw ił sobie p rzed blisko stu la ty znany folklo­ ry sta niem iecki K oehler w n o tatce Ein Engel floh durchs Z im m e r 4, by wykazać, iż om aw iany zw rot w y stęp uje w językach niem ieckim i hiszpańskim , u G rim m a i B üschinga (Volkssagen, 1812), M öricke- go (1832), Im m erm anna (1832) i F ern an a Caballeros (1850). Sonet M ickiewicza w łańcuchu tym zajm ow ałby chronologicznie m iejsce drugie (1826), przytoczone zaś m ate ria ły słow nikow e dowodzą i żyw otności u nas samego zw rotu, i jego ch a ra k te ru przysłow io­ wego. Z nam y go zresztą i w innych językach, m. in. włoskim.

Sam K o eh ler źródło jego u p a try w a ł w G recji, przytoczył bow iem taką oto uw agę G rim m a:

Gdy nagle wśród zebranych ludzi zapadnie cisza, mówi się: anioi przeszedł, anioł przeleciał, jego wzniosłe zjaw ienie się uciszyło światowy zgiełk. Grecy m awiali: Hermès ep e isê lth e 5.

W iadomość w zdaniu ostatnim jest bardzo interesu jąca i p ra w ­ dopodobnie stanow i klucz całej spraw y. Pozw ala ona m ianowicie przypuścić, czego dom yślał się już G rim m , że chrześcijański anioł jest tu odpow iednikiem pogańskiego H erm esa. W śród w yobrażeń zaś tego boga, w ypełniających w encyklopediach całe szpalty, obok funkcji takich, jak posłow anie bogom olim pijskim , jak patro n o w a­ nie kupcom , spryciarzom , a n a w e t złodziejaszkom, syn Mai był rów nież przew odnikiem zm arłych, dusze ich bowiem odprow adzał do H adesu. W zw iązku z ty m m iał on odpowiednie przydom ki: psy-

chopompos, psychagos, a n aw et angelos Fersefones — anioł (posła­

niec) Persefony, w ładczyni Hadesu, ś m ie rc i6. W tej roli znają

4 R. K o e h l e r , Ein Engel floh durchs Zimmer. G e r m a n i a , X, 1865, s. 654. Przedruk: Kleinere Schriften. T. 3. Berlin 1900, s. 542—543.

5 „Wenn plötzlich unter ve rsam m elten Menschen Stille entsteht, heisst es:

ein Engel ist hindurchgegangen, ein Engel flog hindurch, ein hehres Erschei­ nen hat den weltlichen Lärm geschwichtigt. Die Griechen sagten: Hermès epeisêlthe

6 Ogromny m ateriał dotyczący Hermesa, ale bez zwrotu G r i m m a , znaj­ duje się w leksykonach Wilhelma Heinricha R o s c h e r a, Pauly W i s s o - w a i innych. Roscher (Ausführliches Lexicon der griechischen und römischen

Mythologie. T. 1. Leipzig 1884— 1890, s. 2275), podobnie jak i Erwin R o h d e

(6)

O SIE ŁK O W I W ŻŁO BY D A N O ' 471

go n aw et niezbyt w mitologii greckiej biegli czytelnicy N ocy listo-

padowej, scena bowiem przedostatnia d ram atu W yspiańskiego w pro­

w adza H erm esa zapędzającego do łodzi Chaironowej dusze poległych. W yraz angelos, jak powszechnie wiadomo, przeszedł do te rm i­ nologii chrześcijańskiej i upowszechnił się we wszystkich językach E uropy i w więlu poza nią. W k ulturze zaś chrześcijańskiej spotkał się on z w yobrażeniem innym , pochodzenia hebrajskiego, znanym doskonale z Biblii, gdzie często czyta się o aniołach zagłady czy śmierci, grom iących tysiące przeciw ników czy kładących k res życiu jednostek 7. W yobrażenie to niejednokrotnie w ystępow ało w poezji, jak dowodzi choćby opowieść G ustaw a w Dziadach o popełnieniu sam obójstw a:

Wtem anioł śmierci wywiódł z rajskiego ogrodus.

I gdzieś ze skrzyżow ania tych dwu wyobrażeń, antycznego kon­ w ojenta dusz i biblijnego anioła śmierci, pow stało powiedzenie o ciszy tow arzyszącej ukazyw aniu się anioła wśród zebranych ludzi. Oto gdy w hucznym i rozbaw ionym gronie kogoś nagle śm ierć spo­ tka, obecni reagują na nią zamilknięciem.

Pogląd tu przedstaw iony w ym agałby precyzyjnego uzasadnie­ nia m ateriałem w y b ranym z większej ilości słowników, zarów no ję ­ zykowych, jak zaw ierających ,,realia“ klasyczne. P rzejrzen ia tych źródeł dokonać nie mogłem, wszelkie jed nak poszlaki prow adzą cał­ kiem w yraźnie do podanego rozw iązania zagadki.

Z w rot zaś o przelocie anioła, wywodzący się z litera tu ry , choć upowszechniony w języku potocznym, łatw o ulegał przeróżnym de­ form acjom . Ich przykładem może być osobliwostka w powieści Jeża U skoki (1870), gdzie czytamy:

Wtedy nagle, jakby anioł snu z makowym kwiatem w ręku wionął . ponad głowami tłumu, zrobiło się cich o 9.

Jeż, pisarz klasy niezbyt wysokiej, pom ieszał w zdaniu przytoczo­ nym rzeczy różne, bo i zw rot omawiany, i inny, pokrew ny: „Cicho jak m akiem siał“, i jeszcze coś innego, bo anioła snu w yposażył w k w iat makowy, a więc em blem at przysłow iom n ie znany.

7 Por. rozdziały Apokalipsy (8—10), I z a j a s z 37, 38 iitd., itd. 8 M i c k i e w i c z , op. cit., t. 3, s. 80.

9 T. T. J e ż , Uskoki. Powieść z dziejów Słowiańszczyzny Południowej. Warszawa 1956, s. 416.

(7)

472 J U L IA N K R Z Y Ż A N O W SK I

PLESC BANIALUKI

Z w ro t ten m am y u A dalberga pod hasłem „B anialuk a“, a pod „Pleść“ znajd u jem y : „Plecie ja k o zaklętej kaczce“, „Plecie jak o żelaznym w ilk u “, „Plecie koszałki-opałki“, „Plecie niebylice“ . Z zespołu tego w yłączyć by m ożna pozycję ostatnią, pochodzącą z okolic K am ieńca Podolskiego, „niebylica“ bow iem jest znanym w yrazem rosyjskim i zaw ierające ją przysłow ie, o niedużym zasięgu tery to rialn y m , niew ątpliw ie z Rosji przyszło, i to może n aw et za pośrednictw em le k tu ry szkolnej. Cały zaś zespół, k tó ry powiększyć by m ożna pozycjam i takim i, ja k „ P raw i jak o żelaznym w ilk u“ , m a znaczenie zupełnie określone i w yraźne, dane bow iem p rzy ­ słow ia w y ra ż ają niedow ierzanie wobec „ b ajek “ czy „plo tek“, sło­ w em — relacji fikcyjnych.

W śród relacji tego rodzaju było m nóstw o hum oresek, kaw ałów , w k tó ry ch niezw ykłość służyła w yw oływ aniu śm iechu. Były to najrozm aitsze b ajk i łgarskie, to, co po niem iecku zwano L ü g e ­

m ä r c h e n 10, co u nas zawodowo niejako upraw iano w Babinie, a co

określano p o p u larn ie jak o „koszałki-opałki“, w ychodząc od podw ój­ nego znaczenia w yrazu „pleść“, dosłow nie stosow anego do w y ro ­ bów rzem ieślniczych, koszykarskich, przenośnie zaś do m ówienia byle czego, do robienia „p lo tek “, k tó ry to w yraz pow stał na gruncie owego w tórnego, m etaforycznego czy m etonim icznego zna­ czenia w y razu podstaw owego, czasownika.

Z astanaw ia jed n a k coś innego, m ianow icie w łączenie do „plo­ te k “ bajek, w k tó ry ch elem ent fikcy jny w y stępuje w ujęciu po­ w ażnym , a w ięc do b ajek fantastycznych, o zaklętej kaczce i o że­ laznym w ilku.

Pierw szej z nich nie um iem y z id e n ty fik o w a ć 11. Bardzo być może, iż om aw iane przysłow ie łączy się z bardzo szeroko znaną b ajk ą czy „baśn ią“ o dziew czynie zaklętej w ptaka, podpatrzonej w kąpieli przez m łodzieńca, k tó ry zabiera jej sk rzy d ła lub ko­ szulę i w ten sposób zmusza, by została jego żoną. B yłaby to więc b ajk a ty p u Urwasi, ja k w edle w ersji jej indy jsk iej p rzyjęto

10 Por. J. K r z y ż a n o w s k i , Peregrynacja Maćkowa. W książce: Od

średniowiecza do baroku. Warszawa 1935, s. 251 i n.

U J. K r z y ż a n o w s k i , Polska bajka ludowa w układzie sy stem a tyc z­

nym. II: Baśń magiczna. Warszawa 1947, s. 60—64 (T 400: „Mąż szukâ utra­

(8)

.OSIEŁKOWT W ŻŁO BY D A N O 473

ją nazywać. Jej* odm ianę stanow i Banialuka, w folklorze zaś pol­ skim spotykam y ją bardzo często i w różnych' odm ianach, z tym tylko dodatkiem , że zaklęta dziewczyna częściej byw a gęsią lub łabędziem czy naw et jakim ś innym egzotycznym ptakiem niż kaczką. Ta jednak różnica ornitologiczna jest bez znaczenia i nie przeszkadza bynajm niej przyjęciu, iż om awiane przysłow ie dotyczy w łaśnie bajki T 400, jak oznaczamy tę prześliczną baśń w syste­ m ie m iędzynarodow ym .

Możliwa jest jednak inna in terp retacja przysłowia, jest ono bowiem tak ogólnikowe, iż odpoznanie jego prototypu stanow i niepodobieństwo. Znam y więc bajkę osnutą na w ątk u opracow anym przez Mickiewicza w balladzie Rybka. Młoda kobieta, k tóra utopiła się lub k tórą utopiono, u k azu je się w postaci ry by lub ptak a, by karm ić niem owlę. W n iektórych w ariantach bajki w ystępuje ona jako kaczka, w arian t krakow ski ma naw et ty tu ł Z aklęta w kaczkę,

choć pochodzi on zapew ne od zbieracza. B ajka ta znana była u nas

doskonale już w poł. w. XVI, z tych bowiem czasów pochodzi jej opracow anie łacińskie w ierszem przez K rzysztofa K obyliń­ skiego. Przypuścić więc można, iż ona to, bajka Brat baranek, stała się źródłem om awianego przysłow ia 12.

Ale to bynajm niej nie wszystko. Istnieje u nas bajka przybie­ rająca w W arszaw ie i K rakow ie c h arak ter podania związanego zarówno z pałacem książąt mazowieckich, jak i z kościółkiem Sw. Benedykta. B oh aterką jej jest dziewczyna, księżniczka, zaklęta w postać bądź czarnej królew ny, bądź złotej k a c z k i13. W ybaw ie­ nia jej p odejm uje się m łodzieniec; nie um ie jed nak dotrzym ać w arunku, k tóry m u postaw iono, i z zadania się nie w yw iązuje.

M otyw ostatni p rzew ija się również w Banialuce, bajce, Iktórą w ierszem opracow ał u nas po raz pierw szy Jarosz M orsztyn około roku 1625. P ełny ty tu ł tej „powieści“, drukow anej od r. 1650 w zbiorku A n ty y a s ty m ałżeńskie, brzmi: H istory a ucieszna o zac­

nej królew nie Banialuce w schodniej krainy. Treścią jej, stanow ią­

cą sw oistą odm ianę Urwasi, są przygody młodzieńca, k tó ry poznaje na łow ach zagadkow ą pannę, w skutek lekkom yślności tra c i ją, w yrusza n a poszukiw anie i p rzy pomocy zw ierząt, ptaków i w iatrów odnajduje ją w tajem niczym pałacu; służy w przebraniu i daje się

12 Tamże, s. 75 (T 450: „Brat baranek“). ,s Tam że, s. 80 ГГ 464: „Czarna królewna“).

(9)

474 J U L IA N K R Z Y Ż A N O W SK I

poznać w czasie jej ślubu z innym p re te n d e n te m do jej ręki. Pochodzenia B anialuki dotąd w yjaśnić nie um iemy. Źródłem jej może być b a jk a łacińska, w łoska lub polska.

J a k dowodzą jej w ydania, w znaw iane jeszcze w w. XVIII, stała się ona u tw o rem chętnie czytyw anym , w zm ianki jed n ak o niej literack ie w skazują, iż m iłośnikam i jej byw ali — jak podrw iw a sobie K a je ta n W ęgierski — ludzie o bardzo w ątpliw ych upodoba­ niach, „podsędkow ie“ . K rasicki, dw orując z lek tu ry tego właśnie środow iska, jak o okazy jej w ym ienia Banialuką i kalendarze. I tym i w łaśnie okolicznościami tłum aczy się pow stanie przysłow ia „pleść ban ialu k i“.

N asuw a się jed n ak pytanie, dlaczego fantastyczna królew na fantastycznej „w schodniej k ra in y “ poszła w przysłow ie, dlaczego imię w łasne stało się pospolitym , i to synonim em bredni, dlaczego zatem b a jk a fan tastyczn a nie zdobyła sobie u nas takiego uznania, jak im w e W łoszech czy F ra n cji cieszyła się w stuleciach XVI i XVII. Odpowiedź n a to p y tan ie nie nastręcza pow ażniejszych trudności. W k ra ja c h rom ańskich m otyw y baśniow e były zja­ w iskiem pospolitym już w średniow ieczu, w ystępow ały one bo­ w iem pospolicie w utw orach w ierszow anych zw anych rom ansam i. Cała ta w ielka dziedzina lite ra tu ry i k u ltu ry średniow iecznej do Polski nie do tarła i n ie przygotow ała g ru n tu dla bajki. W skutek tego b ajk a fantastyczna, u p raw ia n a już w poł. w. XVI przez Ko­ bylińskiego, w w. X V II zaś przez Jarosza M orsztyna i innych, w dodatku pisarzy nie pierw szorzędnych, nie zakorzeniła się w lite­ ra tu rz e i n a okres sw ego rozkw itu czekać m usiała do czasów ro ­ m antyzm u, do czasów M ickiewicza i Słowackiego.

Tym i w łaśnie okolicznościam i tłum aczy się rów nież przysłow ie o żelaznym w ilku, b ardzo często stosow ane już w w. XVI, zwłasz­ cza przez Reja. B ajka ta p raw i o dw ojgu dzieciach zaprzedanych żelaznem u w ilkowi, istocie dem onicznej, pokonanej n astępn ie przez jedno z nich, m łodzieńca, m im o trudności, w k tó re w ikła go za nam ow ą żelaznego w ilk a zdradziecka s io s tr a 14. Bajka, w trad y cji ludow ej znana szeroko, opracow anie literack ie otrzym ała dopiero w r. 1845, gdy w form ę w iersza odział ją A ntoni Czajkowski, w w. X X zaś stała się tem atem dużej, artystyczn ie chybionej po­ wieści W acław a Sieroszew skiego (1911).

(10)

.O SIEŁ K O W I W Ż ŁO BY D A N O ' 475

BIC NA BARK

Zagadkowe to w yrażenie przysłowiowe R y siń sk i15 podał bez w yjaśnienia, A dalberg zaś („Bić s“) zaopatrzył je uwagą: „Zły, narow isty, k rn ą b rn y “ — oraz: „B ark — wyższa i grubsza część nogi przedniej u zw ierząt“. Słownik W arszawski („B ark“) pow tó­ rzył to samo, z dodatkiem , iż chodzi tu jakoby o konia, pod „Bić“ natom iast, przyjm ując, iż w yraz „bark, barczyk“ znaczy tyle co „orczyk“, zaznaczył: „Przenośnia z konia, bijącego tylnym i nogami w orczyk“ . Rozbieżność tych dwu sform ułow ań jest tak duża, iż budzi uzasadnione niedowierzanie, jeśli bowiem pierw ­ sze jest popraw ne, to drugie musi być mylne, i odw rotnie. Być jednak może, iż błędne są obydwa, a w takim razie i sens całego w yrażenia: „Zły, narow isty, k rn ą b rn y “ — zawisa w pow ietrzu.

W yjaśnienia spraw y szukać należy chyba w k ieru nk u innym , w skazanym przez Sienkiewicza, k tóry na kartach K rzyżaków dał opis pojedynku na topory, oparty niew ątpliw ie na znajomości średniowiecznej techniki szerm ierczej czy bojowej. Czytam y tam o rycerzu krzyżackim , iż „Raz po razu zadał dw a ciosy krótkie, ale straszne, k ieru jąc je na praw e ram ię Zbyszka“ , a zginął, gdy „ostrze spadło m u ja k p io ru n na p raw y b a rk “ 16. Źródeł wiedzy powieściopisarza w ty m zakresie nie znamy, że zaś językow o był w porządku, dowodzi słownik polszczyzny średniow iecznej, gdzie w yrazow i „bić“ w znaczeniu technicznym „napadać, atakow ać“ (łac. incurrere) poświecono osobną rubrykę. M amy tam zwroty, jak „na jego dom b ił“, „bił na m ię“, „na stry ja siekirą b ił“ 17 itp., itp.

Nasuw a się więc przypuszczenie, iż zdanie przytoczone przez Rysińskiego w śród przysłów i zapewne żywe w jego czasach zro­ dziło się nie w języku stajennym , lecz wojskowym , i dotyczyło nie barku-orczvka, lecz barku -p leca (ram ienia). Gdy zaś w te n spo­ sób pojm iem y jego pochodzenie i zważymy n a c h arak ter jego w tórny, przysłowiowy, to trzeba bedzie odrzucić podane poprzednio jego rzekom e znaczenia, za właściwe zaś uznać coś innego, czego

15 Proverbiorum polonicorum a Salomone Rysinio collectorum centuriae

decern et octo. Lubecae [Lubcz] 1618. Następne wydania (z lat: 1625, 1629,

1634) n^sza tvtuł m iski: Przypowieści polskie.

18 H. S i e n k i e w i c z , Dzieła. Wydanie zbiorowe pod red. Juliana

K r z y ż a n o w s k i e g o . T. 25. Warszawa 1948, s. 46, 47.

17 Słownik staropolski. T. 1, z. 2. Warszawa 1953, s. 84. Polska Akademia Nauk.

(11)

476 J U L IA N K R Z Y Ż A N O W S K I

jednak ustalić niepodobna do chwili, gdy znajdziem y inkry m ino ­ w any zw rot w odpow iednim kontekście. Może on znaczyć: godzić w m iejsce n ajsłabsze czy najniebezpieczniejsze — albo też: godzić podstępnie czy może celnie. W każdym razie ostrzega ono przed przeciw nikiem niebezpiecznym , którego strzec się należy.

DWA PRZYSŁOWIA O JEDNYM BOBRZE

W Księdze przysłów polskich A dalberga pod dwoma hasłam i znajdujem y dwa przysłow ia o tarap atach bobra, bardzo ściśle z sobą, ja k się okaże, zw iązane. I tak pod hasłem „Płakać 4“ czy­

tam y: „Płacze jak b ó b r“, z odw ołaniem się do trzech źródeł, w śród nich słow nika Troca; pod „O kupić“ zaś: „Okupić się jak bóbr stro jam i“, p rzy czym dano dwa cytaty, z K ochanowskiego i Zimo- rowica, oraz objaśnienie Lindego. Że zaś genetycznie jest to p a ra przysłów -bliźniaków , zauw ażył dopiero Bystroń, k tó ry dodał tu jeszcze c y ta t z M oraliów Potockiego i w skazał źródło pom ysłu w Ezopie 18. Nie zw rócił natom iast uwagi na okoliczność, że kon ­ cept był u nas znany już B iernatow i z Lublina, którego wydawca, Ignacy C hrzanow ski, odnotow ał przy okazji i „Ezopy“, i inne aluzje Potockiego (w Ogrodzie fra sze k ) 1Э. Poniew aż jednak w y­ niki tej, stosunkow o obfitej, „ lite ra tu ry p rzedm iotu“ nie weszły do studium o przysłow iach u K ochanow skiego20 i nie zaważyły w pracy n ad poznaniem fraszkopisów późniejszych, poniew aż nadto dysponujem y tu ta j nieoczekiw anie dużym m ateriałem , w arto po­ kusić się o przed staw ien ie dziejów płaczącego bobra w obrębie języka, w k tó rym poszedł on w przysłowie.

*

P u n k tem w yjścia jest tu ta j ulubione dzieło średniowiecza,

Ezop, w któ ry m znajd ujem y taką oto history jkę o bobrze:

FIBER

Fïbrum esse quadrupedem animantem, qui fere in aquis degat, atque eius pudenda magnum in medicinis usum habere accepimus. Hic igitur, quoties urgetur vi hominum, non ignarus cuius rei gratia petatur,

prae-18 J. S. B y s t r o ń , Przysłowia polskie. Kraków 1933, s. 144— 145. 19 B i e r n a t z L u b l i n a , Ezop. Wydał Ign. C h r z a n o w s k i . Kra­ ków 1910, s. 329. B i b l i o t e k a P i s a r z ó w P o l s k i c h . Nr 55.

20 Z. S z m y d t o w a , Przysłowia i z w r o ty przysłow iow e w utworach K o ­

(12)

.O SI EŁ KO Wl W Ż ŁO BY D A N O 477

mordet ń pse pudendą sibi sua et contra insequentes projicit atque ita saepe numéro conservatur.

Significat fabula similiter et prudentes homines salutis suae conser- vandae gratia iacturam facultatem libenter facere. Ut et in poeticis fa,- bulis legimus non fuisse cariora Hippomeni poma aurea quam vita m suam, quibus abiectis illam re tin u e rit21.

B iernat z L ublina bajeczkę tę bardzo w iernie przełożył kładąc nad jej tekstem przysłowie: Strać pieniądze strzegąc się n ę d ze :

Mówią, iż stroje bobrowe Jesit lekarstwo barzo zdrowe, Dla których bóbr niepokój ma, A częstokroć gonion bywa.

Więc gdy inaczej nie może zbyć, Niźliby sie śm iał dać zabić,

A wie, iże to przez stroje, Zęby ugryzie oboje.

A tak je łowcom ostawi, A sam się z garłem wybawi; I w oli części ostradać, Niźliby miał i garło dać.

Słuszeciem to na mądrego, By nie stracił garła swego, Żadnych skarbów nie żałować, Swe zdrowie więcej m iłow ać22.

Tak samo rzecz ujęto w anonim ow ym przekładzie prozą no­ szącym ty tu ł F abuły Ezopowe, pochodzącym z końca w. XVI, choć zachow anym tylko w przedrukach ze stulecia następnego 23.

*

Ezop był książką bardzo popularną, niejedna z bajek w nim

spotykanych poszła w przysłowie, k tó re zresztą — podobnie jak bajkę — przypow ieścią u nas zwano, nic więc dziwnego, iż tą drogą upow szechniła się u nas przygoda bobra. Tym bardziej, że pow tarzali ją przyrodnicy, jak M arcin z Urzędowa w sw ym H er­

barzu polskim , w ydanym w praw dzie dopiero w r. 1595, ale napi­

sanym o pół w ieku wcześniej, lub M arcin Siennik, który (w L e­

karstw ach doświadczonych, 1564) anegdoty w praw dzie nie przyto­ 21 Historia vitae fortunaeque Aesopi. Lipsiae 1544, p. 103—104.

22 B i e r n a t z L u b l i n a , op. cit., s. 328—329.

(13)

478 JU L IA N K R Z Y Ż A N O W S K I

czył, ale ją poniekąd p o tw ie rd z ił2i. W tak ich w a ru n k a ch nie dziwi fraszka Kochanow skiego Do doktora, dowodząca, iż p o eta albo sam był facecjonistą, którego w tow arzystw ie nagabyw ano, by opow iadał kaw ały, albo też, co m niej praw dopodobne, iż na po­ czekaniu im prow izow ał ju rn e fraszki wierszem:

N ie mam ci zacz dziękować, mój m iły doktorze, Żeś m ię samego z gośćmi zostaw ił w komorze, Bom się im żadną miarą nie mógł wykuglować. Musiałem się, jako bóbr, jajcy odkupować 2\

Nie m am y w praw dzie pewności, czy fraszka je st aluzją do facećji Ezopowej, czy też cy tu je przysłowie. W w ypadku p ierw ­ szym K ochanow skiem u trzeba by było przyznać autorstw o p rzy ­ słowia, co ze w zględu na popularność Fraszek n ie byłoby dziwne. Szeroka jed n a k znajom ość Ezopa pozwala przyjąć, iż poeta w y­ zyskał tu ta j gotowe, sform ow ane przysłow ie. J a k zaś było ono powszechne, przekonyw a o stulecie późniejsza sielanka Zimoro- wica B urda ruska, gdzie o oblężeniu Lw owa przez Chm ielnickiego czytam y:

Nie dosyć było cerkwie przedm iejskie im złupić, Że się każda musiała jako bóbr okupić,

K tórakolwiek zostawać nie chciała popiołem [...]26.

U stalona jako przysłow ie facecja o bobrze m usiała w cza­ sach Zim orow ica zażyw ać wziętości u facecjonistów szlacheckich, jak dowodzi le k tu ra Potockiego, k tó ry stosow ał ją bardzo roz­ legle, zarów no w tedy, gdy k u ł tłu sty dowcip na tem at m ałżeństw a K otowskiego z Bobrow nicką i b ra ł asum pt od nazw iska panny m łodej, by pow tórzyć stary kaw ał w nowej sytuacji, jak w tedy, gdy bobra staw iał za p rzy k ład „Towarzyszom w pocącej w an n ie“, leczącym się z pospolitej choroby w e n e ry c z n e j27. Nie m a powodu pow tarzać tu ta j tych bezeceństw , w któ rych mało dowcipu, a du ­ żo sarm ackiej rubaszności. Z biegiem lat jednak a u to r Moraliów

24 Zdanie z Herbarza podaje Słow nik Warszawski („Strój“), cytat z S i e n ­ n i k a o polowaniu na bobry — C h r z a n o w s k i ( B i e r n a t z L u b l i - n a, op. cit., s. 367).

25 J. K o c h a n o w s k i , Dzieła polskie. Wstępem i przypisami opatrzył Julian K r z y ż a n o w s k i . Wyd. 3. T. 1. Warszawa 1955, s. 215.

26 J. B. Z i m o r o w i c , Sielanki. 1663. Wydał Jan Ł o ś . Kraków 1916, s. 138.

27 W. P o t o c k i , Ogród fraszek. Wydał Aleksander B r ü c k n e r . T. 1. Lwów 1907, s. 234 i 396.

(14)

„O SIE ŁK O W I W ŻŁO BY D A N O “ 47,9

spojrzał na facecję tak, jak na nią p atrzy ł człowiek średniowiecz- ПУ» pisał Significat fabuła... i szukał jej sensu m oralnego. W trak tacik u tedy Na piękne każdy w aży, zastanaw iając się nad rozm aitym i niebezpieczeństw am i, które człowiekowi grożą, odwo­ łał się do przy k ład u Ezopowego:

Ugryzie bóbr piżmowej moszna sobie woni I ciska precz, nie mogąc człeczej ujść pogoni. Nie chcąc dać dla nich garła, w oli żyć wałachem, Wiedząc, że na się wabi m yśliwych zapachem 2S.

Podobnie zaś odniósł się do facecji Ja n Stanisław Jabłonow ­ ski, a u to r zbioru przysłów P olitika w łoska i polska (1715), z k tó ­ rego odpowiedni cy tat (pod hasłem ,,S tró j“) znaleźć można w Słow ­ niku W arszawskim .

W racając do fraszkopisów, jednym jeszcze zająć się tu trzeba, Adam em K orczyńskim z końca w. XVII, a więc rów ieśnikiem Potockiego. W facecji rym ow anej Z prosta fra n t fran tem okazuje się chłop, k tó ry na ta rg przedw ielkanocny przyw iózł kosz jaj... ugotowanych, bał się bowiem, by się nie potłukły, i sprzedał je jako surow e. K obiety, k tó re tow ar nabyły, a użyć go do pieczywa nie mogły, opadły oszusta, gdy ponow nie do m iasta przyjechał:

Więc po świętach jedna gdy go zoczy Na targu, tysiąc kobiet zaraz go obskoczy.

I był od nich nieboras dość w w ielkim ucisku,

Sw ych ledw ie jak bóbr nie dał tamtych jajec w zysku 2".

„Z ysku“ jednak, czyli w yroku sądowego, uniknął, gdy bowiem usiłow ał przekonać sędziego, że nie popełnił przecież oszustwa, bo do jaj dołożył ognia i wody, nie mówiąc o pracy przy gotow a­ niu, ten uznał fra n ta za głupca i od odpowiedzialności zwolnił. Fraszce Korczyńskiego w ypadło przyjrzeć się tu taj nie tylko dla zaokrąglenia m ateriału , ale nadto z innego względu. Oto w w ierszu z om aw ianym przysłowiem m am y tam błędnie napi­ sane „jak b o r “ (!). W ydawca w yraz ten zaopatrzył uwagą: „jak b o r — może w związku z ruskim b o r o w, tj. skop (łac. v ervex, w ykastrow any baran lub w ieprz)“. Zbyteczna dowodzić, iż

objaś-28 w . P o t o c k i , Moralia. Wydali Tadeusz G r a b o w s k i i Jan Ł o ś . T, 1. Kraków 1915, s. 76.

29 A. K o r c z y ń s k i , Fraszki. Z rękopisu po raz pierwszy wydał i opra­ cował Roman P o i l a k. Wrocław 1950, s. 6. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria I, nr 134.

(15)

480 JU L IA N K R Z Y Ż A N O W SK I

n ien ie to fałszyw e, że należało tu po prostu dodać opuszczoną w rękopisie literę i czytać „jak b o b r “ .

Tak oto p rzed staw iają się losy przysłow ia o bobrze, podanego u A dalberga pod hasłem „O kupyw ać“.

*

Jego postać druga, Płacze jak bó br“, drukiem podana do­ piero w r. 1688, w Ignacego Zaw adzkiego G em m ae Latinae, bardzo rad y k aln ie różni się od sw ej poprzedniczki tym , że gdy tam ta nie przekracza granic w. XV III, w ogrom nym bow iem m ateriale zebranym dla reed y cji A dalberga nie spotykam y jej wcale, m a­ teriał ten dla przysłow ia „Płacze ja k b ó b r“ je st zdum iew ająco obfity. Tę now ą czy nowszą postać spotykam y u trzydziestu pi­ sarzy w. X IX i XX , i to po w ielekroć razy, w dziełach ich n a j­ rozm aitszych. Do pisarzy tych należą: A bgar Sołtan, Bałucki, W ojciech B ogusław ski, P io tr Ja k sa Bykow ski, Chojnowski, Dzierz- kowski, A lek san der Fredro, Gliński, W iktor Gom ulicki, Jeż, J u ­ nosza, Kaczkowski, K onopnicka, Korzeniow ski, Kosiński, K ra ­ szewski, Lam , W alery Łoziński, M akuszyński, M ieczysław P aw li­ kowski, Rapacki, Rodziewiczówna, Sienkiewicz, Sieroszewski, Szel- burg-Z arem bina, S zty rm er, W eyssenhoff, W ilkoński, Zachariasie- wicz, Żm ichow ska. P od ich piórem w y stęp u ją najrozm aitsze odm ia- ny popularnego w yrażenia: a więc obok norm alnego „p łakać“ jest tu: beczeć jak bóbr, chlipać jak bóbr, ryczeć i ry k nąć jak bóbr, rozczulać się jak b ó b r itp. U Sienkiew icza w S ta ry m słudze „po­ p łakali się razem z ojcem ja k b o b ry “, w Na polu chw ały zaś „Bu- kojem scy p łak ali ja k b o b ry “ 30. Junosza zabaw nie sparafrazow ał przysłow ie, w kład ając w u sta żydowskie: „Uni by tak sobie płakali w kościele ja k w id ry czy ja k jak ie inne fu trz an e stw orzenia“ 31. P rzyk ład y te dowodzą niezw ykłej popularności przysłow ia w ję ­ zyku naszych czasów, przy czym zatraciło ono n ajzupełniej swój sens pierw otny, niew ątpliw ie nieco komiczny, nabrało zaś nowego, na ogół bow iem owo „jak b ó b r“ znaczy tyle co „rzew nie“, p rzy ­ kłady zaś z Sienkiew icza dowodzą, iż chodzi tu o płacz ludzi do­ rosłych, jako reak cję n a radosne wzruszenie.

G dyby wreszcie n a zakończenie zapytać, jak przedstaw ia się istotny stosunek obydwu postaci przysłow ia o bobrze, związek

30 S i e n k i e w i c z , op. cit., t. 4, s. 13; t. 27, s. 311. 31 K. J u n o s z a , Na zgliszczach. Warszawa 1898, s. 17.

(16)

„O SIEŁ K O W I W ŻŁOBY DANO*

481 ich bowiem genetyczny w ątpliwości nie ulega, odpowiedź byłaby nieco kłopotliw a. Po p rostu nie m am y całkow itego m ateriału, k tó ry pozwoliłby n am ustalić przejście od postaci pierw szej, sta r­ szej, do drugiej, m łodszej. Przypuścić jed nak wolno, a przypusz­ czenie to nie tylko praw dopodobne, ale n aw et niem al pew ne, iż pierw otna, nieznana dzisiaj postać przysłow ia brzm ieć m usiała: „Płacze jak bóbr, gdy okupił się stro jam i“. Postać więc nowsza byłaby przyzw oitą aluzją do rubasznego przysłow ia i jego rów nie rubasznej podkładki facecjonistycznej. W ypadki uprzyzw oicania przysłów, podobnie jak k ró tk ie aluzje do dłuższych ich postaci, są zjaw iskiem w życiu przysłow ia norm alnym , n aw et częstym i ta w łaśnie okoliczność pozwala podane przypuszczenie wysunąć.

ŁAKOMA RZECZ CHRUST

W yraz „łakom y“ jest w języku polskim wieloznaczny, podobnie i „ c h ru st“, ty m też tłum aczy się, iż przysłowie, n a pozór tak pro­ ste, m a u A dalberga dw a znaczenia, poniew aż zaś przekonam y się, iż obydw a nastręczają wątpliwości, w ypadnie poszukać trzeciego.

Idzie nie o przym iotnik, ju ż bowiem n a pierw szy rz u t oka widać, iż w ystęp uje on tu w fun k cji pierw otnej, archaicznej, znaczy więc tyle co: pożądany, upragniony, słowem — ten, którego się łaknie. Co do c h ru stu natom iast, Linde przyjm ow ał tu znaczenie gałęzi, potrzebnych w gospodarstw ie na płoty; może to być, zwłaszcza w okolicach, gdzie o drzewo, naw et w postaci chrustu, je st tru d ­ no. Darowski, wychodząc od przym iotnika nasuw ającego skoja­ rzenia z łakom stw em , za ch ru st uw ażał k ru ch e ciastka, na po­ łudniow ych i wschodnich połaciach istotnie chrustem zwane, gdzie indziej z francuska faw orkam i; więcej naw et: użycie tego w y­ razu w iązał z pochodzeniem Rysińskiego z ziem litew skich; i zno- wuż mogłoby to być słuszne, gdyby się dowiodło, iż ch rust w zna­ czeniu kuchennym czy piekarnianym znany był u nas już w w. XVI, dowodu zaś takiego nie m am y. Pozostaje więc znaczenie trzecie, utrw alon e przez R ysińskiego w przysłow iu „A naszy w ch ru st“. A dalberg za K napiusem podaje tu: „uciekli, u m knęli“, co określa sens zw ro tu późniejszy, gdy paremiologoWi chodzi o pierw otny, dosłowny. Ten zaś podsuw a P ow rót ta ty : „Spojrzę m iędzy c h ru sty “, a więc k rzaki tak duże, iż napad zbójecki urządzić w nich można. K rzaki służyły jed n ak nie tylk o zbójcom i innym „drapich rusto m “ (tj. zbiegom i dezerterom , drapiącym się, tj. przedzierającym

(17)

482 J U L IA N K R Z Y Ż A N O W S K I

przez gęstw inę), ale i kom u innem u. „Lepiej do łasa n i ż . d o . ta ra - sa“ — czytam y w śród przysłów,, od R eja zaś dow iadujem y się, iż w ystaw iona n a n ap ad y ta ta rsk ie i n ieta ta rsk ie ludność zastan a­ wiała się: „W yglądając n a każdy czas, Bronić się abo łomić las“ 32, a gdzie indziej okazuje się, że las był jedy n ym środkiem ra tu n k u dla tych, co na ucieczkę pozwolić sobie n ie mogli.

A snadź czasem i krokiem nie w stąpił nieprzyjaciel do granic na­ szych, a ludzie barzo zatrwożeni bywali, abowiem co inszego czynić, jedno: „Uciekajcie, co rozum macie, a prostacy do łasa!“ 33

P ro ced er ten m am y nadto u trw alo n y w zwrocie przysłowiowym , żakowskiego ponoć pochodzenia: Fugas chrustas, czyli: zm ykaj w chrusty.

I ty ch stosunków praw dopodobnie dotyczy przysłow ie om a­ wiane. In n a spraw a, że p rzedstaw ione tu rozum ow anie byłoby pewne, gdybyśm y albo m ieli ko ntek st w skazujący na niebezpie­ czeństwo, albo też stw ierdzili, iż przysłow ie w postaci podanej przez Rysińskiego jest ułom kow e, że tek st pełny brzm iał tu może: „Łakom a rzecz c h ru st...“, gdy bronić się niepodobna, gdy nie­ przyjaciel tuż, lu b coś podobnego.

MA WRÓBLE POD CZAPKĄ

Śląskie to przysłow ie znaczy, jeśli zaw ierzyć A dalbergow i („Czap­ k a ^ “): „N ikom u się nie kłania, p rze d nikim czapki nie zd ejm uje“ . G dyby to było słuszne, to trzeb a by w nim widzieć aluzję do ja ­ kiegoś dialogu, w k tó ry m p an zap y tu je chłopa, czy obaw ia się, że gdyby zdjął czapkę, w róble by m u spod niej uciekły, a więc coś analogicznego do przysłow ia („Chłop 104“): „Skądeś ty, chłopie? —

Z tej wsi, co n ad w odą wisi. — A czapka skąd? — I czapka stam ­ tąd, dobrodzieju“ .

Z daje się jednak, że spraw a je s t znacznie prostsza. U A dal- berga (pod hasłem ,,G łow a84_U6“) znajdu jem y całą szpaltę, pół kopy przysłów n a tem at tego, co m ożna m ieć w głowie; są tu okazy botaniczne, zoologiczne i w ytw ory rą k ludzkich; w zakresie zoologii są ssaki (zajączki), ptak i (wróble), ry b y (kiełbie), ow ady

32 M. R e j , Pisma wierszem. (Wybór). Opracował Julian K r z y ż a n o w ­ s k i . W rocław 1954, s. 70. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria I, nr 151. 33 M. R e j , Zwierciadło. W ydali Jan C z u b e k i Jan Ł o ś , wstępem opatrzył Ignacy C h r z a n o w s k i . T. 2. Kraków 1914, s. 158.

(18)

.O SIE Ł K O W I W ŻŁO BY DANO* 483

(muchy). To najzupełniej wystarcza, by „w róble pod czapką“ uznać za synonim „w róbli w głow ie“ .

Ja k zaś łatw o „głow ę“ m etonim icznie zastąpić tu m ożna czymś innym , dowodzi koncept Sienkiewicza w Potopie, gdzie po bitw ie pod W arką czytam y tak i oto dwugłos „dziobatego“ Czarnieckiego i Zagłoby, powiadającego, że nie jest kurk iem na kościele:

Pan Czarniecki tak był wesół, że nie tylko się nie rozgniewał, ale odrzekł żartując:

— Waść do dzwonnicy niż do kurka podobniejszy, zwłaszcza że, jako widzę, wróble masz w kopule. [...]

Na to Zagłoba, ale już półgłosem:

— Kto ma dzioby na gębie, ten ma wróble na m yśli ! 34 CZUBKI

J a k w szelkie in sty tu cje stare a zam knięte, tak i zakłady dla chorych um ysłowo w ytw orzyły swój odrębny folklor, i to tak w ew nętrzny, ja k zew nętrzny. W śród obsługi szpitalnej tedy krążyły i krążą przeróżne anegdoty o kaw ałach urządzanych przez pacjen ­ tów, poza m u ram i zaś szpitalnym i pow tarzało się i pow tarza owe anegdoty, urozm aicone przysłowiam i. Tą odm ianą folkloru nie interesow ano się u nas, jakkolw iek arcydzieła rom antyczne pośw iad­ czają jego istnienie. Wszak w Kordianie Słowackiego i N ie-boskiej

kom edii K rasińskiego m am y jego w yraźne pogłosy.

Do przysłów tego rodzaju należy niew ątpliw ie okrzyk Cześ- nika w Z em ście: „bo do czubków zam knąć kazę“, nie podany ani u A dalberga, ani naw et w Słow niku W arszawskim , gdzie je st kilk a analogicznych zw rotów w rodzaju: „K andydat do czubków“ lub „W yrw ał się od czubków“.

P rzysłow ie to dotyczy B raci M iłosierdzia, inaczej bonifra­ trów, zakonu hiszpańskiego pow stałego w poł. w. XVI, a na człon­ ków sw ych nakładającego ślub służenia chorym. S tąd zajm ow ali się oni szpitalnictw em , m. in. m ieli oddziały dla umysłowo cho­ rych, k tó ry ch w czasach daw niejszych zam ykano zazwyczaj w w ię­ zieniach, pozbaw ieni bowiem właściwej opieki, dopuszczali się nie­ raz zbrodni. Do Polski „czubków “ sprow adzono w w. XVII; w r. 1608 założyli oni szpital pod wezwaniem swego patrona, Ja n a Bo­ żego, w K rakow ie przy ulicy jego im ieniem nazw anej, w r. 1650

(19)

484 J U L IA N K R Z Y2A N O W SK J

w W arszaw ie na Lesznie, sikąd przenieśli się n a m iejsce dzisiejszego Ogrodu Saskiego, a w reszcie n a ul. B o n ifra te rs k ą 35.

Z przysłów zaś z ich działalnością zw iązanych znajdujem y u A dalberga („G łow a 16“): „ F u ra siana m u w głowę zajechała“ . Jego sens w y jaśn ia anegdota, k tó rą w początkach naszego w ieku opowiadano o głośnym psy ch iatrze krakow skim , doktorze Ż uław ­ skim. Przyw ieziono m u do szpitala p acjenta, k tó ry cierpiał na dotkliw e bóle głow y i tw ierdził, że w jechał m u do niej wóz siana, pow odujący cierpienia. Ż uław ski w yleczył go jakoby w ten sposób, iż chorego, ustaw ionego p rzy oknie, uderzono z ty łu silnie w gło­ wę, rów nocześnie zaś p rzed oknem błyskaw icznie przejechał wóz siana. P rzekonany, iż wóz te n w yskoczył m u z głowy, chory w ró­ cił do zdrow ia.

A negdota, krążąca w śród stud entó w m edycyny U n iw ersytetu Jagiellońskiego, jest, jak dowodzi przysłow ie, starsza od wczes­ nych la t naszego stulecia i n a pew no nie zw iązana an i z K ra ­ kowem, a n i z doktorem Żuław skim . Początków je j szukać należy n iew ątpliw ie w folklorze lekarskim , którego okazy najrozm aitsze spotykam y w daw nej facecjonistyce.

„DAJ ABOĆ WYDRĘ“ I „ŚWIĘTY MIKOŁAJ“

M onum entalny zbiór adagiów K n a p sk ieg o 36 otw iera, jako d ru ­ ga pozycja, przysłow ie: „Abo daj, aboć w y d rę “, R ysińskiem u znane w postaci: „Daj aboć w y d rę “. Serię przysłów o św. M ikołaju u A dal­ berga rozpoczyna: „Alboć wezm ę, albo daj; ta k kazał św ięty Mi­ ko łaj“, datow ane rokiem 1858, gdy ukazało się d ruk iem w K a len­

darzu Jaw orskiego. J a k się zaraz okaże, datę tę w ypadnie cofnąć

o trz y w ieki, na razie zaś stw ierdzić można, iż już n a pierw szy rzu t oka widać, że trzy przytoczone przysłow ia są identyczne, z tą tylko różnicą, iż o statnie jest rym ow ane i w ry m ie w prow adza św. M ikołaja. D la tych więc parem iologów , któ rzy — jak B rück­ n er — przysłow ia rym ow ane poczytują za późniejsze, pozycja trzecia b y łab y zjaw iskiem w tórnym . W edle takiego rozum ienia autentyczny, sta ry w iersz pierw szy dopełniono m echaniczną do- czepką o św. M ikołaju, i to nie tylk o m echaniczną, ale bezsen­ sowną.

Sß A. B r ü c k n e r , Encyklopedia staropolska.,T. 1. Warszawa 1939, s. 114 („Bracia m iłosierdzia czyli bonifratrzy“).

38 Gregorii Cnapii adagiorum polono-latino-graecorum libri quatuor. Cra- coviae 1630.

(20)

.O SIEŁ K O W I W ŻŁO BY D A N O ' 485

S próbujm y w yjaśnić, jak to było napraw dę. P u n k tem wyjścia jest dla nas K ró tka rozprawa M ikołaja R eja z pam iętnego roku 1543, w której stosunek duchow ieństw a do p arafian au to r scharak­ teryzow ał inkrym inow anym przysłowiem :

Aboć wezmą, abo co daj, Tak kazał święty M ikołaj37.

Taka funkcja przysłow ia niekoniecznie k w ad ru je z jego cha­ rak tery sty k ą u Knapskiego, któ ry uznał je za w yraz postępow a­ nia żołnierzy i zbójów, ale m niejsza o to. W ażniejsze je st co in­ nego. Z cytatu Rej owakiego widać, że postać rym ow ana sięga r. 1543, ale tu stajem y wobec dylem atu, czy Rej pow tórzył ją za znaną m u tra d y c ją daw niejszą, czy też sam dla ry m u dodał zda­ nie drugie. Obie alte rn a ty w y są jednakow o praw dopodobne, w iem y bowiem, że au to r K rótkiej rozpraw y niejednokrotnie „w atow ał“ dwuw iersze, to znaczy drugi dodawał ze względu n a rym , a w y­ pełniał go treścią byle jaką, często m echanicznym pow tarzaniem m aterii w yrażonej w w ierszu pierwszym . S ytuacji nie rozjaśnia nam rym „daj-M ikołaj“, jakkolw iek bowiem jest on arcyśrednio- wieczny, to jednak nie stanow i w y jątk u w p rak ty c e pisarskiej Reja, zwłaszcza we wcześniejszych latach jego twórczości. W rezultacie więc, jeśli nie znajdziem y naszego przysłow ia przed r. 1543, wolno przyjąć, iż swą postać rym ow aną zawdzięcza ono tw órcy K ró tkiej

r o z p ra w y 38.

N aw et jedn ak w tym w ypadku wiersza z św iętym M ikołajem niepodobna traktow ać jako „w aty “, jako doczepki m echanicznej, w yw ołanej rym em „daj-M ikołaj“. D ziałały tu czynniki inne, zwią­ zane z lite ra tu rą tradycyjną, zapew ne z folklorem m yśliwskim . Chodzi tu o hum oreskę Jak sm akuje ludzkie mięso, której bohate­ ram i są trzy figury: św. M ikołaj, p atro n wilków, w ilk i człowiek, zwykle chłop lub kowal. W redakcji małopolskiej z końca w. X IX brzm i ona, jak następuje:

o WILKU

Raz przysed w ilk do św iętego Mikołaja, bo św ięty Mikołaj rozrządza wilkami, i powiedział mu, ze bardzo głodny. Święty Mikołaj powiedziśł: 37 R e j , Pisma wierszem, s. 26.

38 Tak sprawę stawia, gołosłownie zresztą, B r ü c k n e r (Mikołaj Rej. Kraków 1905, s. 32—33), gdy pisze, iż postać rymowaną „cytuje Księga p r z y ­

słów z kalendarzy nowszych, ale to wiersze Rozprawy [...], przysłowie brzmiało

(21)

486 J U L IA N K R Z Y Ż A N O W SK I

„Idź, pódzie ta chłop bez las, to go zj és!“ — A św ięty Mikołaj zawdy grozi wilkom, zeby ludzi nie jadły.

Wilk posed w las i chodziuł po drozysku, patrzy, idzie chłop. I tak w ilk m ówi do niego: „Chłopie, ja cie zjém “ — Chłop zaś mówi: „E, dej spokój, jâ jézdem chudy, co byś ta na m nie m iał“. — „Ale muse cie zjeś“ — m ówi wilk. Chłop znowu mówi: „Ale sie nie m yłem dziś, pozwól mi, niech sie umyję, to mie juz zjés“. — Chłop posed do skarpy niby sie umyć, a tem casem urżnął sobie dobrą lagę i idzie do wilka, i mówi: „Dej mi sie teraz ogona utrzyć“. — Chłop wziąn w ilka za ogon, okręciuł koło ręki, a drugą tak rznął, ze wilka ledw o żywego puściuł. Wilk ledwo sie zawlók do św iętego Mikołaja. Św ięty Mikołaj zapytał się go: „Cyś zjâd tego chłopa?“. — A w ilk mu mówi: „Ej, dzie ta! Chłopskie mięso ogromnie kw aśne“ 39.

Nie um iem y, n iestety, powiedzieć, od jakiego czasu b ajka ta znana je st w postaci tylko co podanej, w średniow ieczu bowiem i w w. XVI, gdy cieszyła się ona dużą popularnością, nie było w niej ani w ilka, ani wilczego patro na, św. M ik o ła ja 40; zam iast w ilka w ystępow ał tu lew, którego spotykam y zresztą również w naszych w a ria n tac h ludow ych. Zbieżność jed n ak m iędzy p rzy ­ słow iem w kładającym zbójecką form ułkę w usta św. M ikołaja, a bajką, gdzie św ięty ten p a tro n u je zbójow i leśnem u, wilkowi, jest tak niezw ykła, iż niepodobna jej odnieść na k a rb przypadku, lecz trzeb a p rzyjąć pochodzenie przysłow ia od owej bajki.

D la uzasadnienia zaś poglądu, iż św. Mikołaj znalazł się i w b a j­ ce, i w przysłow iu jako p a tro n wilków, wskazać m ożna w ierzenie zanotow ane przez Stefanię U lanow ską w Łuków cu pod G arw o­ linem :

Św. Mikołaj rządzi wilkami, oni mają zgromadzenie 6 grudnia, do­ piero en im daje nakaz, w iele ich ma gdzie iść. I to musi tak wytrwać do Matki Boskiej Gromnicznej, potém jak Matka Boska kiw nie gromnicą, tak w ilk i się wystraszą i każdy się cofnie, tak w którą stronę który się cofnie, tam musi i ś ć 41.

39 S. U d z i e l a , Lud polski w powiecie ropczyckim w Galicji. Kraków 1892, s. 293—294. Odbitka ze Z b i o r u W i a d o m o ś c i d o A n t r o p o ­ l o g i i K r a j o w e j . T. 14—16. Kraków 1892. Inne warianty polskie poda­ je K r z y ż a n o w s k i , Polska bajka ludowa w układzie systematycznym. I: B ajka zwierzęca, s. 67 (T 157: „Jak sm akuje ludzkie m ięso“).

40 Zob. J. B o i t e , G. P o l i v k a — m ateriały do dziejów bajki w ko­ mentarzu do bajek G r i m m ó w , 2, 96—100*.

41 Z b i ó r W i a d o m o ś c i d o A n t r o p o l o g i i K r a j o w e j . T. 8. Kraków 1884, s. 294.

(22)

.O SIEŁ K O W I W Ż ŁO BY DA N O ' 487

DĘBOWA WIC...

„Dębowa wić uczy robić, a brzozowa rozum daw a“ — zapisał Knapius, odw ołując się do m aksym starożytnych i przysłow ia fra n ­ cuskiego o nieodzownej karności jako czynniku w ychow ania m ło­ dego człowieka 42.

Przysłow ie jednak nie m a ch arak teru szkolnego tylko, jak k o l­ wiek część jego druga szkoły dotyczy. Do obyczajów szkolnych przecież należało virgatum , wycieczka z G regoriankam i związana, gdy żacy w ycinali rózgi brzozowe na w łasną skórę. Były one czymś tak niezbędnym w życiu codziennym ja k tablica i szkoła. Odpowiednie c y taty z Kitowicza podane tutaj w związku z przysło­ wiem: „Mieć z kim na p ień k u “ — rzecz całą w y jaśn iają dosta­ tecznie, a pom nożyć by je można bez trudności ury w kam i wspom ­ nień pam iętnikarskich i z powieści praw iących o szkole w w ie­ ku XIX.

Część natom iast pierwsza, o dębowej wici, dotyczy raczej pracy w rzem iośle i na roli, tej pracy, nad której przebiegiem czuw ała „toczona m aczuga“ nie tylko „staro sty “ z Żeńców Szy- monowica, ale i jego niezliczonych poprzedników, zw anych „urzędnikam i“ i „podstarościm i“, a nie uwiecznionych w dziełach literackich.

Samo zaś przysłow ie jest niew ątpliw ie starsze od Adagiów K napiusa (1630) i sięga zapew ne średniowiecza. Dom ysł tak i nasuw a jego rym , typow o średniow ieczny (wić — robić, brzozow a — dawa), tj. w ym agający identyczności zgłosek końcowych. Ponadto, jakkolw iek od analogicznych konceptów roi się w satyrach so- w iźrzalskich pisyw anych przez klechów w epoce Knapiusa, to jed ­ n ak znam y je już z lat dawniejszych. K napius tedy jako zw rot synonim iczny podaje: „Dębowym i słowy łajać leniw em u trzeb a“. Ale już u Reja (1568) znajdujem y apoftegm at:

Trudno rozwagę skrócić płochej główki; Rychlej ją skróci dębowymi słó w k i43.

A w Żyw ocie człow ieka poczciwego, zastanaw iając się nad podobieństw em zadań w ychow aw cy i lekarza, naw iązuje do za­ biegów m edycznych, do stosowania środków łagodzących i gryzą­ cych i uw agi swe kończy tak ą ironicznie ujętą refleksją:

42 Gregorii Cnapii adagiorum..., s. 152. 43 Re j , Zwierciadło, t. 2, s. 228.

(23)

488 J U L IA N K R Z Y Ż A N O W S K I

A le iż nasze przyrodzenie jest tale zgwałcone, iż się zawżdy rychlej ku gorszemu niźli ku lepszemu ciągnie, nie Iza, jedno agarykiem dębowym, co trzy lata rósł, a korrozywą żelazną, co na szyi albo na nogach brząka, pohamować go m u s i44.

DUDY (PISZCZELE) W MIECH

W latach m iędzyw ojennych na polance pod K om inam i w Do­ linie Strążyskiej w idyw ało się latem stale i nieodm iennie ten sam obrazek. S ta ry Ja k u b Mróz, d ry blas o gębie owczej raczej niż ludzkiej, stał pod sm rekiem lub siedział na kam ieniu i grał n a kobzie. G rał i kierpcem ta k t w ybijał ku radości ,,ceprów “, k tórzy „dudkam i“ w yrażali m u swą wdzięczność. Pod wieczór zaś, gdy „goście“ rzedli, Ja k u b odpoczywał, zapalał fajeczkę, piszczałki sta ra n n ie zaw ijał w skórzany miech, w kładał in stru ­ m ent pod pachę i szybkim kro kiem w ędrow ał w dół, do Zako­ panego.

Podatków n ija k ic h od sw ych w ystępów artysty cznych nie płacił, „ k lim aty k a“, tj. zarząd uzdrow iska, nie interesow ała się nim, rep rezen to w ał p ry w a tn ą — by tak rzec — in icjaty w ę w dzie­ dzinie sztuki.

W yobraźm y sobie jednak, iż kom uś z urzędników tej czci­ godnej in sty tu cji przyszłoby do głow y nałożyć n a M roza odpow ied­ nią daninę i w ysłałby w ykonaw cę tego zarządzenia do Strążyskiej. N a jego w idok góral przerw ałb y grę, spłaszczyłby m iech kozi, zaw inąłby w niego piszczałki, inaczej: schow ałby dudy w miech, i rozpoczął dawać tak ie czy inne w yjaśnienia.

Szczegóły te w a rto mieć w pam ięci, gdy chcem y się zorientow ać w prostej spraw ie bardzo starego przysłow ia, k tó ra w skutek bałam utnego u k ład u haseł u A dalberga w ygląda całkiem niejasno. Pod „D udam i“ tedy czytam y tu: „W szyscy dudy (dudki) w m iech“ , z pow ołaniem się na K rzysztofa Piekarskiego (1695) i W acława Potockiego (1697) i objaśnieniem : „W szyscy um ilkli, uciszyli się, zaprzestali g ry “ ; pod „Piszczel“ znowuż: „W łożył piszczele w m iech“ według M ączyńskiego, Rysińskiego i K napiusa, z objaśnieniem : „Z am ilkł“.

Na podstaw ie tego m ateriału w ynikałoby, że dw a te przysłow ia były używ ane w lata ch 1564 (Mączyński) — 1697 (Potocki) i że znaczyły zam ilknięcie, tym czasem i jedno, i drugie jest niepraw dą.

(24)

O SIE ŁK O W I W Ż ŁO BY D A N O 489

P rzede w szystkim więc są to dwie odmiany tego samego p rzy ­ słowia, różniące się jedynie nazwą części instrum en tu, w w. XVI zwanej „piszczelą“, w w. XVII „dud ą“, przy czym, zgodnie z jego * budową, obejm ującą dwie piszczałki, dane w yrazy w ystępują w liczbie m nogiej. Być zresztą może, iż o om aw ianej różnicy sta ­ nowi nie czas, lecz m iejsce, piszczałki te bowiem m ogły mieć różne nazw y w różnych prow incjach Polski. Następnie, p rzy ­ słowie jest grubo starsze od Mączyńskiego, już bowiem w średnio­ wiecznej Rozm owie M istrza ze Śm iercią czytam y o nieuczciwym urzędniku, zaskoczonym przez śmierć:

Sędzia w miech piszczeli w ło ży 4S.

Po trzecie wreszcie, kom entarz słownikowy A dalberga jest błędny. P opraw ny znajdujem y u K napiusa w zdaniu: „Dictum

hoc quadrat in eum qui pudore vel tim oré perculsus, lïberlatem et licentiam in loquendo vel agendo com prim it“ 46, co znaczy:

„Pow iedzenie to odnosi się do człowieka, który, zaskoczony w sty ­ dem lub strachem , traci swobodę lub zuchwalstwo w słowach lub uczynkach“.

Dzisiaj w sytuacjach takich m ówimy o przekłuciu nadętego pęcherza, posługujem y się więc obrazem analogicznym — worka, z którego nagle wypuszczono powietrze. Sytuację tę rozum iał doskonale Sienkiewicz, gdy w usta Zagłoby wobec bu tny ch p a stu ­ chów, któ rzy na wiadomość o zbliżaniu się w ojsk Jarem y nagle spuścili z tonu i spokornieli, włożył: „A co, psie dusze? Dudy w m iech?“ 47

Z przysłow iem poprzednim pozostaje w n atu raln y m związku inne, bardziej skom plikowane, znane już Rysińskiem u: „Niedź­ wiedź zdechł, dudy o ziem ię“, z w ariantem : „Niedźwiedź zdechł, dudy w m iech“ (Adalberg, „Niedźwiedź 1 7“ ). Chodzi w nim o sta ry

zwyczaj popisów tresow anego niedźwiedzia tańczącego do w tóru piszczałki czy kobzy. Przysłow ie znaczy, iż dobry in teres nagle się skończył, i dalszych w yjaśnień nie wymaga.

45 Rozmowa Mistrza ze Śmiercią. W książce: Średniowieczna poezja pol­

ska świecka. Zebrał i opracował Stefan V r t e l - W i e r c z y ń s k i . Wyd. 2,

uzupełnione. Wrocław 1949, s. 26. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria I. nr 60.

46 Gregorii Cnapii adagiorum..., s. 852. 47 S i e n к i e w i с z, op. cit., t. 8, s. 48.

(25)

490 JU L IA N K R Z Y Ż A N O W SK I

GORĄ NASI!

Żyw y i używ any do dzisiaj okrzyk „G órą nasi!“, przy któ ry m Słow nik W arszaw ski podaje znaczenie: „być górą — zw yciężać“, wywodzi się n iew ątpliw ie ze średniow iecza i w poł. w. XVI m usiał być nie ty lk o doskonale znany, ale jak o w yraz sam ochw alstw a budził zastrzeżenia. Dowodzi tego R ejow a Rozm ow a Lw a z K otem , napisana około r. 1540, gdzie zaraz na w stępie czytam y: „Naszy górą, chw ała Bogu!“ 48 O krzyk ten w ydaje K ot na w idok Lwa, zw ierza im ponującego w praw dzie, ale osadzonego za kratam i, w klatce. Poniew aż K ot stale dw oruje sobie ze swego możnego krew niaka, w ątpliw ości nie ulega, iż owo „Górą naszy!“ ma tu taj zabarw ienie w yraźnie satyryczne.

Nie je s t to zresztą w ypadek odosobniony, w Figlikach bowiem (1562) czytam y facecję Polakow i kucharza obiesili. „Polak przez włoską ziem ię ja d ą c “ w ysłał przodem kucharza, by dla orszaku swego p a n a w y n a ją ł gospodę. W ysłaniec „zbroił coś dobrego“, tak że w k ró tkiej drodze skazano go na szubienicę. Podjeżdża­ jąc ku m iastu jeg o chlebodawca poznaje w w isielcu „pana Ma­ tu sza“ i na ten w idok woła: „W ej, przedsię naszy górą, chociaj w cudzej ziem i“ 49. Sens więc p rzysłow ia nie pozostaw ia tu żad­ nej w ątpliw ości, w jakiej in tencji zostało przez R eja użyte.

INOCHODA

Na S yberii i w7 Azji cen traln ej przed laty trzydziestu, a i dzi­ siaj nie uległo to zapew ne zm ianie, wysoko ceniono konie w ierz­ chowe zw ane „inochodcam i“. Konia takiego trenow ano od źre­ bięcia do specjalnego biegu („inochodj“); w długim m ianow icie kłusie w yrzucał on kolejno nogi lew e i nogi praw e, podczas gdy koń zw yczajny w yrzuca rów nocześnie p rzednią praw ą i ty lną lewą, przednią lew ą i ty ln ą praw ą. Kołysząca jazda n a inochodcu nie m ęczyła jeźdźca, gdy w ypadło m u przebyw ać setki w iorst w siodle, nadto „inochodj“ była znacznie szybsza od zwykłego kłusa.

U n as już w w. XVI chętnie posługiw ano się inochodnikam i lub jednochodnikam i i jak z R eja w nioskować wolno, uchodziły one za w ierzchow ce bardzo wygodne, nadające się dla starszych

48 R e j , Pisma wierszem, s. 3. 40 Tamże, s. 288.

(26)

O SIE ŁK O W I W ŻŁO BY D A N O 491

panów. W W izerun ku tedy m am y obrazek, gdy syn w yłudza od ojca jego pięknego konia, obłudnie

Radząc, iż panu ojcu już inochodniczek Lepszy by, bo ociężał wierę, m iłośn iczek 5U.

Więcej jeszcze m ówią o nich przysłow ia nastręczające trudn oś­ ci nie do pokonania kom entatorom , którzy albo rezygnow ali z w yjaśnień, albo podaw ali błędne. U A dalberga więc („Ko­ ściół 12“) mamy: „Do kościoła trzeba kłusem , a z kościoła jedno- chodą“, podane za Rysińskim , ale bez najm niejszej próby in te r­ pretacji. Z Rysińskiego pochodzi przysłowie, znane i Knapiusowi: „Zbił go z inochody“, znaczące zbicie z tropu, pom ieszanie szy­ ków. K om entarz językow y A dalberga głosi: „Inochoda — pew ny chód koński, prędszy od k łu sa“, co niew ątpliw ie jest w jakim ś stopniu słuszne, ale tylko w jakimś. Sens literaln y głosi tu, że kogoś zmuszono do przejścia z inochody na kłus, sens zaś przenośny w yjaśnił już K napius. A dalberg natom iast nie podaje trzeciego przysłowia, k tó re zapisał Rej:

jeden musi być hojny, drugi łakomieć, jeden trzeźwi, drugi opilec, jedein skromny, pokorny, drugi jadowity a gniewliwy [...], jeden rychły, drugi leniwy, jeden grędą, drugi inochodą.

Rozum owanie kończy się uwagą:

A tak mi się zda, iż się nas mało inochodą puszcza, więcej gręd ą51.

Czytelnik stoi tu bezradny, wydaw ca bowiem Zwierciadła, tęgi językoznawca, ale z term inologią koniarską najw idoczniej nie obez­ nany, J a n Łoś, w słow niczku pod hasłem „G ręda“ dał w yjaśnie­ nie... in o ch o d y 52. W Słow niku W arszawskim , gdzie pod hasłem „G ręd a“ przytoczono inny cy tat z Reja: „Jeden się koń urodzi z krzyw ym i nogami, drugi z prostym i, więc jeden inochodą, drugi chodzi g ręd ą“ — w yraz „g ręd a“ objaśniono popraw nie jako „bieg konia średni, tru c h t“, ale dla odm iany przez nieporozum ienie przypisano go... ptakow i. Poniew aż dla Reja inochoda je s t syno­ nim em „bystrości“ („jedno, iż mi sie z bystrości puścił inocho­ d ą“ 53), więc „Jed en grędą, drugi inochodą“ znaczy: jeden powoli, drugi szybko, jeden tak, drugi owak.

50 Tamże, s. 213.

51 R e j , Zwierciadło, t. 1, s. 198. 32 Tamże, t. 2, s. 460.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Najważniejszym problemem, który musi znaleźć roz- strzygnięcie w najbliższych miesiącach, aby w Polsce została otwarta „brama” na drodze do neutralności klimatycznej,

Wówczas Żadna liczba naturalna nie występuje jednocześnie w obu ciągach Istnieje liczba większa od 2000, która występuje w obu ciągach Liczba 1997 występuje w obu

Istnieje przestrzenny 6-kąt foremny, którego wszystkie kąty są proste. Każdy przestrzenny 4-kąt foremny, którego wszystkie kąty są proste, leży w

Dla dowolnego 4ABC tak wybrane punkty D, E, F mogą być spodkami wysokości.. Dla dowolnego 4ABC tak wybrane punkty D, E, F muszą być spodkami

W danym trzypytaniowym zestawie możliwa jest dowolna kombinacja odpowiedzi „tak” i „nie”.. W zestawach zaznaczonych gwiazdką (gwiazdka wygląda tak: * ) prócz udzielenia

całkowicie wykroczyć poza standardy poznawcze wewnątrz niego obowiązujące, że mogę patrzeć tylko „własnymi oczami”), moglibyśmy powiedzieć, że Bachtin uprawia tutaj

Tym niem niej poczynić trzeba w tym m iejscu zastrze­ żenie, że za czyny przeciwko władzy, stojącej w szak na straży porządku publicznego, uznaje się

PROBLEM REORGANIZACJI SZKOLNICTWA ŚREDNIEGO W DIECEZJI WILEŃSKIEJ W CZASACH KOMISJI EDUKACJI NARODOWEJ.. Treść: Wstęp;