• Nie Znaleziono Wyników

Harfa poety

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Harfa poety"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Edward Balcerzan

Harfa poety

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (18), 1-8

(2)

Nauk

0

Literaturze Polskiej

1

Instytut

Badań

Literackich PAN

dwumiesięcznik 6, 1974

TEORIA LITERATURY KRYTYKA INTERPRETACJA

Harfa poety

Harfa poety ma być pokarmem dla całego społeczeń­ stwa.

(Z wypracowania uczennicy)

Ilekroć s ły szy się, że p o lo nistyka nie zaspokaja o czekiw ań społeczeństw a, opadają ręce. Nie dlatego, iżb y jed ynie słu szn y m b y ł a ku ra t pogląd p rzeciw sta w n y, lecz dlatego, ze o b y­ dw a sądy («zaspokaja» i «nie zaspokaja») m ają stru k tu rą frazesu, i nie rozum ow ać n im i m ożna, lecz szerm ow ać, bo nie w sporach są p rzyd a tn e, lecz w bijatyce.

Pod n ie k tó r y m i w zg lęd a m i frazes p rzyp o m in a m ow ę lu d zi obłąka­ nych. N ie zobo w ią zu je do re fle k sji — nie pozostaw ia trw a łych śla­ dów w sy ste m ie przeko n a ń słuchacza. S tanow i te k s t anonim ow y a rebours: in fo rm u je w p ra w d zie o nadaw cy, obnaża jego sy lw etk ę, ale apeluje do św iadom ości n ic zy je j. C zy m oże w zbudzać polem ikę? W y w o łu je w zru szen ie ram ion. L ekcew a żen ie sloganu — n aturalny w końcu odruch sam ozachow aw czy — m ie w a też i uboczne s k u tk i n eg a tyw n e. O dstręcza od zajm ow ania się obszaram i skażon ym i d ę ­ ty m p ustosłow iem . D zieje się ta k w łaśnie — od ja k dawna? — z interesującą nas tu kw e stią sto su n k u niefachow ców do przedsię­ w zięć w spółczesnego literaturozna w stw a .

N a początek: garść oczyw istości. P ierw szą w artością w nauce jest — n ieoczekiw ane. Rzec b y m ożna, że w m o m en ta ch zw rotnych, g dy pojaw iają się od krycia a u ten ty czn ie cenne, w iedza naukow a nie sa­

(3)

tysfa k c jo n u je p rzew id y w a ń sam ych naukow ców ; rezygnacja z w c zo ­ rajszych nadziei — skoro ż y w iły się starzyzną, szły w pustką — jest o b ow iązkiem profesjonalistów . A inni? Stracone złudzenia u c z o ­ n ych, urojenia skom prom itow ane, scenariusze w ido w isk p rze rw a ­ n y c h w połow ie — w świadom ości potocznej mogą pokutow ać bardzo długo. J a k w o jn a w strasznej opowieści o u p a rty m d zia d k u -p a rty - zancie, k tó r y wciąż w ysadzał i w ysadzał, i w ysadzał w p o w ie trze pociągi. N apięcie m ię d zy oczekiw aniam i lu d zi z ze w n ą trz a in n o ­ w acjam i te j czy in n ej d y sc y p lin y n a u k o w e j św iadczy zaled w ie 0 ty m , że dana d yscyplin a nie trw a w błogim bezruchu. A le c zy fa k t ten m oże być p rzesłanką dla in krym in a cji?

Frazes stanow i nadużycie słowa. I ja kże często — słow a «spo łe­ c zeń stw o ». S ta n posiadania ja k ie jk o lw ie k nauki, ta kże i p o lo n isty k i, rzadko angażuje w yobraźnię o g ó ł u obyw ateli. Społeczny p restiż w ie d zy u czonej nie oznacza przecież orientacji w je j problem ach. M ożna, ja k w krajobrazie o jczy sty m , albo w złożach węgla, albo w sławie przodków , ta k i w talentach badaw czych rozpoznaw ać bo­ gactw o narodowe. I trzeba. Bo to je st bogactwo. A le od rozradow a­ nia, szlachetnego w gruncie rzeczy, że, u licha, Polacy nie gęsi, lecz sw ój ro zu m m ają, do form u ło w a n ia postulatów , skarg, upom nień, próśb pod adresem ludzi n a u ki — daleka droga.

T ak, kto ś na nią w kracza — ty lk o kto?

Sloganokleta zakłada milcząco, że w kraczają w szyscy. Od T a tr do B a łty k u . S ta rzy i m łodzi. W ielo d zietni i bezdzietni. I m alarze, 1 stolarze, i leśnicy, i praw nicy, i fr y z je r z y , i p ed ia trzy, ręka w ręką, bez w y ją tk u . T y lko w te j panoram ie dzieło frazesopisa rozgrzew a się do białości. I m oże oślepiać.

T ym cza sem wiadom o, że w biografiach w ielu, bardzo w ie lu ludzi nie pojaw iają się, bo pojawiać się raz nie mogą — raz „nie chcą”, sytuacje sprzyjające in te rw e n c ji w sp ra w y w ie d zy o literaturze. L u dzie ci, n a leży sądzić, czują się członkam i społeczeń stw a i na poczucie to zapracow ali sobie spraw iedliw ie, a nie podejrzew ają bodaj, iżb y k ie d y k o lw ie k — w n a jta jn ie jszy c h m y śla ch — czegcś chcieli od dzisiejszej w ersologii, w iązali jakieś n adzieje z herm en eu­ ty k ą , w yra ża li n ieu ko n ten to w a n ie z pow odu b iałych pla m w dokb- m en ta cji przeobrażeń g a tu n ko w y ch pieśni g m in n e j lub zgoła prze­ ży w a li głód k o n ta k tu z polo nistyką. Są doskonale ob ojętn i, m a rją tysiące tro sk w łasnych. A n i ich to nie ko m p ro m itu je , ani nie obniża rangi wersologii, h e rm e n e u ty k i czy badań nad fo lk lo re m .

(4)

W zasiągu p o ten cja ln ych o ddziaływ ań w ie d zy o literaturze zn a jd u je się w ięc nie — szeroko pojm ow ane — społeczeństw o, lecz jego część jed yn ie, k tó rą n a zy w a m y publicznością literacką. N ie k a żd y, k to po po lsku i pisze, i czyta, p rzysta je dc w sp ó ln o ty czytającej w ie r ­ sze i pow ieści, a cóż dopiero — prace tra ktu ją ce o stru k tu ra c h po- powieści i w ie rszy .

W obrębie publiczności litera ckiej w łaśnie, nig d y zaś poza je j gra­ nicam i, tw o rzą się nied u że zbiorow ości i poruszają samopas je d n o ­ stk i, a u ten ty czn ie zainteresow ane m yślą literaturoznaw czą. Od ich analizy trzeba b y zaczynać cały spór. Od analizy ich w oli zw łaszcza. Dlaczego chcą być kibicam i gier badaw czych? S ką d czerpią podniety? N a tle ja kich hierarchii oceniają d ysertacje dokto rantó w i habili­ tantów filologii polskiej? Co im każe kupow ać, bo k u p u ją , i, bo c zy ­ tają, czytać owe d ru ki obśm iew ane p rzez zaoranych na śm ierć h um orystów ? N a te p yta n ia nie o trzy m a m y j e d n e j odpow iedzi. N ie u zy sk a m y opinii jed n o m yśln ie-jednogłośn ej. P rędko się p rze ­ cież okaże, iż nasi p a rtn e rzy -n ie fa c h ó w c y pielęg nu ją w sobie nader rozm aite fo r m y „ oczekiw ań”.

1. O c z e k i w a n i a d z i e w i c z e . Oto c zy te ln ik , z w y k le bardzo m łod y, stw ierd za w p e w n y m m om encie, że nagrom adzenie dośw iad­ czeń w y n ie sio n y ch z obcowania z książką staje się szczególnym k a ­ p ita łem jego osobowości. Uświadam ia sobie nadto bezm iar dzieł w a rty ch «grzechu» przysw ojenia: sztu k a słow a u zew n ętrzn ia m u się nagle jako cud n a tu ry , tego samego rzędu n ib y co zw ią zki ch em icz­ ne czy konstelacje ciał niebieskich, ty le że, w jego m niem aniu, je sz­ cze od ty c h cudów cud o w n iejszy. W szelako do tychczasow y try b postępow ania ju ż go nie sa ty sfa kc jo n u je . Rozpraszał się w decyzjach p rzyp a d k o w yc h — w chłaniał byle co. Zaczyna szukać s y ste m u s k u ­ tec zn e j i eko n om icznej eksploatacji dóbr litera tu ry. Idzie w nią — z ja k im ś planem . W ięc: autoram i (cały Conrad!), tem a ta m i (w szy st­ ko o em ancypacji kobiet), g a tu n ka m i (same lir y k i miłosne), obszara­ m i ję z y k o w y m i (A m eryka n ie), epokam i (w yłącznie nowości), laurea­ ta m i itd. C zytanie przeobraża się w am atorskie studiow anie. Z m ie ­ nia się poczucie «przyjem ności». Od ciekaw ego u tw o ru ciekaw szą w y d a je się całość, w k tó re j u tw ó r ten p a rty c y p u je , choć składają się na nią ta kże te k s ty a rcynudne. Jeżeli n a w e t nie ko rzysta ł dotąd z fa ch o w ych opracowań (oprócz podręczników szkolnych), to zdołał sobie ju ż w yrobić pogląd na cele i zadania w ie d zy o literatu rze.

(5)

M niem a ted y , iż re fle ksja n aukow a pow inna odznaczać się... p rze ­ zroczystością absolutną. «Szkiełko» badacza m oże w p raw dzie coś przybliża ć lub oddalać, być i soczew ką m ikroskopu, i lu n e ty , ale niech będzie szk ie łk ie m tylk o , nie z a tr z y m u je spojrzenia na sobie. Badacz w ie w ięcej od niego i badacz praw dę m u powie. W yja śn i to, co on, c zy te ln ik , w y c zy ta ł z te k stó w , a trudno m u p rzew id zieć praw dopodobieństw o w y ja śn ie ń in n yc h — w a żn ych dla a k tu a ln e j sy tu a c ji nauki, i jeszcze tru d n ie j u w ierzyć, iż jego czyte ln ic ze fa sc y ­ nacje w zię ły się z p rzem y śle ń niepraw om ocnych: m ia ły charakter « m y ln y ch w zruszeń». R ozm aw iałem z ka n d yd a ta m i na stud ia polo­ n isty c zn e — po lo n istyka je st dla n ich sum ą dzieł literackich, k s ię ­ gozbiorem arcydzieł, spisem lek tu r, o w szem , up orząd kow an ych h i­ storycznie, w p ię ty c h w «izm y», u w a ru n ko w a n ych ta k i ow ak, ale ja ko nauka zdaje się nie m ieć żadnej autonom ii. A n i tra d ycji, ani rozgałęzień, ani w łasnego języ k a .

Zaspokajać w stu procentach oczekiw ania «dziewicze» zn a czyło b y — zapom nieć o tradycji, zlikw id o w a ć w e w n ętrzn e podziały litera tu ro z­ na w stw a , stracić ję z y k . P o stu la t absurdalny, żen ują cy, a przecież — o to chodzi n a szym sloganszczykom ? Z drugiej stro n y «dziewicze» w ołanie o p r a w d ę brzm i szlachetnie i czysto. O praw dę, nie o fra zesy, nie o w iw a ty , nie o ten cały jazgot ogólników , o te •sztuczki z tasow aniem znaczonych cytatów .

2. O c z e k i w a n i a p i s a r s k i e . Są poplątane, ró żn o kszta łtne, zm ienn e. R ozpięte m ię d zy m roźną nieufnością a bałw o ch w a lczym u w ielbieniem . T rudne. Zarów no dlatego, że nie istn ieje — jeżeli ta k m ożna pow iedzieć — sta ły k w a n ty fik a to r em ocji pisarskich wobec a u to ry te tu uczoności, z k tó r y m sztu k a m u si grać o d usze pokoleń, ja k i dlatego przede w s z y s tk im , iż a rtysta wcale nie zaw sze ocenia rzeczyw isto ść z p e r sp e k ty w y a rty sty , przeciw nie, um ie wcielać się w świadom ość obcą, m yśleć m y śla m i in n ych , a to ro ln ikó w , a to generałów , a to duszpa sterzy, nieraz p rzeciw ko sobie c zy w ła sn em u środow isku. (Rzecz znam ienna: ko ntesta cje literatów , w zniecane w im ię ideałów po za a rtystyczn ych , nasam przód rozpraw iają się z litera ta m i w łaśnie; autorom się w yda je, że osądzają sk rzy w ie n ia eg zysten cji mas, a to ty lk o — a u to rzy sądzą autorów .) M ówiąc o pisarskich p red ylekcja ch i anim ozjach do w ie d zy o literaturze, trzeba brać pod uw agę p ew ien stan idealny: m odel teo re tyc zn y , w k tó r y m w artością naczelną je s t sztu k a słow a albo — szerzej —

(6)

sytuacja s z tu k i słow a w k u ltu rze. W schem acie ta k «oczyszczonym » nie zn ik a ją jed n a k antyno m ie. Z jed n e j stro n y tw órca ciąży k u rozstrzyg nięcio m n a u k o w y m , z drugiej — bu rzy się przeciw ko scjen - ty zm ów i.

P o m iń m y k w e stię ję zy k a u czonych tra kta tó w . Janusz S ła w iń sk i na ty m s a m y m m iejscu cierpliw ie k ie d y ś tłu m a czył, że spór o ję z y k m a z w y k le charakter sporu o inne, u k r y te wartości. A pisarz? P rze ­ bije się p rze z k a żd y kod, jeże li ty lk o zechce! G łó w n y m s y ste m e m odniesienia — w ocenie w szelkich fen o m en ó w świadom ości lu d zkiej, a więc i z ja w isk m y ś li n a u k o w e j — jest dla a r ty s ty najczęściej jego b i o g r a f i a . I jego po etyka.

W «M istrzu i Małgorzacie» M ichała B ułhakow a w y stę p u je poeta R iuchin, k tó r y nie m oże, bo nie chce, pojąć, ja k do tego doszło, iż nieja ki A le ksa n d e r S ierg iejew icz P u szk in m a i rozgłos św iato w y, i sp iżo w y p o m n ik w środku M o skw y, i coko lw iek był przedsiębrał, w szy stk o m u sprzyjało, n a w e t śm ierć w p o je d y n k u z «białogwar­ dzistą» D antesem . No a cóż on takiego dokonał? Co szczególnego zaw ierają słow a «burza m g ła m i niebo k r y je , w ichrów śn ieżn ych k łę b y gna»? R iuchin nie w ie rzy w m ożliw ość racjonalnego w y tłu ­ m aczenia sła w y i niesła w y lu dzi pióra. To ru letka , to to -lo tek, gra przyp a d kó w . Stać go na jed n ą ko n klu zję: P u szkin o w i się po prostu poszczęściło!

S zy d zi B u łh a ko w z Riuchina, a m y go w e ź m y w obronę. Z p e r­ s p e k ty w y dośw iadczeń in d yw id u a ln y ch p o ety-n ieu d a czn ika racjo­ nalność procesu historycznego przesta je się liczyć. Nauka, te d y m ogłaby m u służyć, pod w a ru n k iem jed n a k, iż potra fiłab y go s k u ­ tecznie u tw ierd zić w jego prześw iadczeniach lub p rzyn a jm n ie j: g d y ­ b y je j sądy o kazały się niesprzeczne z k o m p le kse m prześw iadczeń tw órcy.

O czekiw ania pisarskie, jeżeli nie brać w rachubę zu pełn ie try w ia l­ nego tra kto w a n ia litera tu ro zn a w stw a jako m a ga zynu info rm acji en cyk lo p ed y c zn y ch , są z w y k le dw uznaczne. U zależnione od chwili, od k ie ru n k u p o szukiw a ń a rty sty c zn y c h , o d z g o d y n a s i e b i e . A więc, a rty sta m oże w ątpić w «literackość» sw oich dzieł, zw ła sz­ cza g d y k o n stru k c je jego w yo braźni zaczynają tonąć w «nielitera- turze». M oże szukać pom ocy w nauce. T u ta j w ym aga się od niego w ie lu rzeczy naraz: i fik c ji, i funkcjonalności, i «projekcji z osi na oś», i że b y jeszcze w szy stk o to szło w quasi-sądach, w in te rw a ­

(7)

za d ecyd u je nie trafność ty c h koncepcji, lecz ostateczn y re zu lta t w y ­ siłk u pisarza. A u to r m a praux> odrzucić każdą zracjonalizow aną ideę i u w ie rzy ć w każdą fantazją , jeżeli w końcu zgodzi się na w ła sn y te k st, a te k s t będzie w ym agał ochroni/, w sza leństw ie i n a j­ b ezczelniej rozum ow i bluźnił.

Oto dlaczego polonistyka nie p reten d u je do roli szk o ły dla pisarzy. Choć całokształt reakcji pisarskich na piśm ien n ictw o litera tu ro zn a w ­ cze je st zaw sze c e n n ym m ateria łem dla m yślącej, now oczesnej po­ lo n istyki.

3. O c z e k i w a n i a k o o p e r a t o r ó w . Badacz lite ra tu ry p r z y ­ zn a je się chętnie do zapomóg u d ziela n ych m u p rzez — szybsze? zasobniejsze? bardziej gospodarne? — d y sc y p lin y h u m a n isty k i. Z n a sw o je zadłużenia wobec teorii języka . (W ie, ja k ja śn ieje p o e ty k a — w św ietle języko zn a w stw a .) O sw oiliśm y się ju ż z tą m yślą, że pra­ cuje się z cudzą pomocą. T ym cza sem rozw ija się szereg d zied zin «prztfliteraturoznaw czych». Istn ieje na p rzy k ła d szkoła in te rp re ta ­ cji film u ja ko «przyliterackiego» dzieła sztu k i. A le nie ty lk o . W p rzestrzen i ko m u n ika cji literackiej — obok u tw o ró w pisa rzy — fu n k c jo n u ją rozm aite transform acje ty c h utw o ró w , a ta kże te k s ty w erbalne z kręg u tzw . paraliteratury. W idow iska, słuchow iska, r y ­ tu ały, dow cipy, fo rm y korespondencji p r y w a tn e j i p u b liczn ej, w k tó ­ ry ch m ożna rozpoznać m ec h a n izm y narracji pow ieściow ej czy poe­ ty c k ie j reżyserii. Badacze ty c h fo rm to kooperanci p o lo n istyki. L in g ­ w isty k a rów nież, raz po raz, choćby w dociekaniach se m a n tyc zn y c h , w studiach nad ję z y k ie m fo lklo ru , w teorii tłum aczenia, w analizie le k s y k i i frazeologii p isarskiej steru je k u teorii litera tu ry. (C zy nie pojaw ia się now a dziedzina: języ k o zn a w stw o w św ietle p o e ty k i? ) O czekiw ania naszych w spółdziałaczy — a nie sąż one na sw ó j spo­ sób w y ra ze m potrzeb społecznych? — nie k ri/ją żadnej ta je m n ic y. Chcą oni od nas aku ra t tego samego, czego m y chcem y od n a u k p o k rew n y ch — rzetelności fachow ej. L itera tu ro zn a w czej p ra w d y o literatu rze. To nie paradoks: p o lo n istyka ty m r y c h le j na syci żą ­ dze socjologii, w ie d zij o sztuce radiow ej c zy leksyko g ra fii, im p e w ­ n ie j opanuje w ła sn y p rzed m io t badań.

4. O c z e k i w a n i a « i n t e r e s u j ą c y c h l u d z i » . W iedza u czo ­ na ich n u ży , rozum ow anie usypia, spór o p ry n cy p ia ir y tu je . J a k tw órczość w yso ko a rty styc zn a zn a jd u je sw oje odbicie w fo lk lo rze

(8)

u lic zn y m , poezja w piosence, ta k i h u m a n isty k a przygląda się w k r z y w y m lu ste r k u «lekkich» g a tu n kó w dzienn ikarskich. Felieto­ niści tygo d nio w i, etatow i przeglądacze prasy, a u torzy śm ieszn ych ru b ryk , nosiciele w y szu k a n y c h pseudonim ów — wcale nie zaw sze są «wrogami» p o lo n istyk i i jeże li n a w e t grają gniew i palą czyjeś k u k ły , to najczęściej na n ib y dla draki, że b y straszniej, g d yż w istocie na u ka je s t dla n ich m a t e r i a ł e m a tra k c y jn y c h i po- k u p n y c h rew elacji. Ż a d n ych a u te n ty c zn y c h «oczekiw a ń » ludzie ci nie m ają i m ieć nie chcą. Ich cel je d y n y — zdobyć i u trzy m a ć opi­ nię «interesującej indyw idualności». Od sezonu do sezonu. Cena nie gra roli. N ie daj Boże, iżb y kto ś w yzn a ł, że są nudni. T e j obel­

gi nie darują n iko m u . W iedza o litera tu rze i literatura sama liczą się o ti/le w ich rachubach, o ile m ożna tu i ta m pobaraszkować. U pam iętnić przede w s z y s tk im Siebie — S w e nastroje, S w ą in te li­ gencję, Osobiste spraw ności w eleganckiej, zgrabnej, w a rtk ie j k o n ­ wersacji.

To je st to.

5. O c z e k i w a n i a d y r y g e n t ó w . Ich p u n k t w idzenia m ożna b y określić ja ko p rzedopojazow ski. P ocząw szy od w y stą p ie ń fo rm a - listów ro syjskich , tru d badaczy s z tu k i słow a — ja k to określił w 1926 r. B o rys E ichen ba u m — cechuje «dążenie do stw orzenia sam od zielnej n a u k i o literatu rze opartej na sp e cy fic zn y ch uńaści- wościach m a teriału literackiego». W szelako z w y ż y n n aukoznaw - stw a w spółczesnego, a zw łaszcza — z n ieb o ty czn y c h ru szto w a ń lo­ giki, te n s k ro m n y fa k t nie zaw sze b yw a dostrzegany. N aukoznaw ca m a rzy o m u zy c e sfer. M o ntu je g ig a n tyczn e planetariu m , w k tó r y m osobliwości te j c zy in n ej d y sc y p lin y giną w blasku wspaniałego C ałokształtu W ie d zy i znaczą ty le , co daleka, spadająca gwiazda. S praw a to z ro dzaju «kłopotliw ych». Racje m etodologii ogólnej, ow ej m e ta -m e ta d o k tr y n ^ w szech n au k, są bezw arun kow o słuszne, idee — poryw ające, a jed n a k w p ra k ty c e badaw czej polonisty je j aktua ln e prop o zycje okazują się ja k g d y b y n iep rzyd a tn e, k o n fig u ­ racje sylo g izm ó w z reg u ły zaw odzą, nie dość na ty m : inspiracje opisu c a ł o ś c i k u l t u r y idą nie z góry, lecz z dołu, od stro n y dziedzin w ysp ecjalizo w a n ych, ja k fonologia, ja k p o etyka , ja k ik o ­ nografia, ja k teoria in fo rm a cji, i one lołaśnie — w granicach rze ­ c z y w is ty c h m ożliw ości — k szta łtu ją interd yscyp lin a rn o ść h u m a n i­ s ty k i. T ak, w iedza o litera tu rze nie zaspokaja «dyrygenckich» ocze­

(9)

k iw a ń logiki i m etodologii ogólnej. D ziw ne to, orkiestra gra, choć i fa łszu je czasem , ale gra, g d y d yryg e n c i zapew niają publiczność, że nic się jeszcze nie zaczęło, bo dopiero trzeba opracować p a r ty tu ­ rę, poustaw iać w yko n a w có w , rozdać z jed n e j blachy w y k ro jo n e in stru m e n ty ...

D laczegóż b y nie? teo retyczn ie nic nie stoi na p rzeszko dzie, aby logika i m etodologia ogólna zaczęły pomagać w ie d zy o literaturze w ro zw ią zyw a n iu je j zagadek. A le m ó w im y ju ż o c zy m ś in n y m ,

o oczekiw aniach sam ych polonistów .

Cytaty

Powiązane dokumenty

ZASADA OGÓLNA załatwienie sprawy wymagającej przeprowadzenia postępowania dowodowego powinno nastąpić bez zbędnej zwłoki, jednak nie później niż w ciągu miesiąca, a

Jeśli pracownik przedszkola zauważy podejrzaną osobę (agresywną) na terenie przedszkola powiadamia Dyrektora przedszkola lub osobę zastępującą Dyrektora lub

15) działanie zmierzające do utrudnienia znalezienia w przyszłości zatrudnienia w danym sektorze lub branży na podstawie nieformalnego lub formalnego porozumienia

Teren, przez który przebiegać będzie projektowana sieć cieplna, jest uzbrojony w następujące sieci infrastruktury technicznej:.. • sieci

Winczakiewicz Andrzej 15 Wittekind J.. STAN BADAŃ TRWAŁOŚCI PAPIERU DRUKOWEGO ...'. Dokonania zagraniczne ... METODYKA BADANIA PAPIERU ... Metody w badaniach własnych

Oneg- daj odbyło się roczne walne zebranie Li- gi Morskiej i Kolonialnej, oddział przy U- pezpieczalni Społecznej w Lodzi.. Ze sprawozdania prezesa

Czas realizacji zamówienia liczony jest od dnia następnego po otrzymaniu akceptacji projektu, a w przypadku zaproszeń personalizowanych lub winietek – od dnia następnego po

Fakt odbioru sprzętu, jego sprawność oraz wartość, Wypożyczający stwierdza podpisem pod umową wypożyczenia sprzętu (zał.. Zespół SCWEW ma prawo odmowy