• Nie Znaleziono Wyników

Gdzie polska prawda? Sztuka w 3 aktach osnuta na tle rozterek duszy polskiej w latach 1914-1918

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Gdzie polska prawda? Sztuka w 3 aktach osnuta na tle rozterek duszy polskiej w latach 1914-1918"

Copied!
106
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

STANISŁAW WILCZYŃSKI

|f 1; W o lo g i Sceti* t- { k i l . pie

nicy K r

GDZIE

POLSKA PRAWDA?

sztuka w 3 aktach osnuta na tle rozterek duszy polskiej w latach 1914— 1918

i

S kład G łów n y: G ebethner i W o iff.

W a rs z a w a , K rak ó w , Lublin, Ł ó d ź , Poznań, W iln o , Zakopane.

(6)

< £ 8 3 t >

‘■Mi ■

O S O B Y :

A N D R Z E J, narzeczony Sław y , o iicer w ojsk polskich S Ł A W A , narzeczona A n d rzeja

P A N F R A N C I S Z E K , o jciec S ła w y , w łaściciel wsi W uiki szlach eck iej w G a lic ji.

W A C Ł A W , dobry znajom y A n d rzeja, o ficer legjonów polskich

Nadto w y s t ę p u j ą :

D y re k to r T eatru A k to r

D w óch strejk u jący ch aktorów E c h o teatru (za scen ą)

S ta ry G ospodarz

Z iem ianin I. II. III. f

P an i Panow ie I. II P an icze I. II

K ilku ,,S trz e lc ó w “ i ,, Sokołów *'

W P R O L O G U :

O ficer pruski ,O b e rst‘ (ja k w akcie 111) U łan B elin y

H arcerz K raw iec

W A K C IE 1 M uzykanci P osłan iec

C ygan z niedźwiedziem G ro m ad a! p arobcy, dziewuchy G ospod arze, G ospodynie S ta r c y , dzieci, M atk i.

W A K C I E II-gim O fic e r ro sy jsk i, Polak

L egjon ista S ta s z e k , H arcerz z .,P ro lo g u “ . około 15 lat, tą rolą m a grać kobieta Starszy żołnierz ro sy jsk i, o jc ie c legion isty Staszk a

Sierżan t K an ia ] , , , , . .

Trębacz / le^ onow Polskich

O fic e r pruski (z ,,p ro lo g u “ ) O rd on anz niem iecki P an Feldw ebel Ż ołnierz W ałek Żołnierz Ja ś Ż ołnierz A n tek Ż ołnierze ro sy jscy

,, n iem ieccy

., a u stry accy 3 2 p ob r. kraj.

P olacy w alczący we w rogich arm iachJ -

% W A K C IE III.

O fic e r ro sy jsk i P olak (jak w akcie II) O lic e r pruski ,,O b e r s t“ (ja k w prologu) Pułkow nik rosy jsk i

M łody o licer

) legionów polskich O ficerow ie > n iem ieccy i a u stry accy

J i żołn ier*e ro sy jsc y G rom adka kobiet i dzieci

D ziad kościeln y C yg an z niedźwiedziem

AOy

(7)

W „ E P I L O G U ” Legionista = w ięzietf: I. II

W artow nik

O sob y fan tasty czn e:

K rasn olu d ek I, II. III, I V , V , V I. V II

„ S p is c y “ I, Jlt I)I5 I V , osoby z aktu I (z pośród gości)

M I E J S C E A K C JI

I. P rolo g odbywa się na scen ie każdego teatru polskiego.

S c e n a - ta je st zupełnie pusta, bez żadnych d ekoracji.

• i II. A k t pierwszy rozgrywa się we dworze polskim w G a lic ji tuż na gra nicy K rólestw a P olskiego, we wsi W ulka Szlach e ck a.

III A k t drugi ma m iejsce na polu bitwy na gruntach folw arku m ajętności W ulka s/lachecka położonego za lasem .

IV . A k t trzeci dzieje się w ru inie wiejskiego kościoła, we wsi W ulka Szlach eck a.

V . Epilog zachodzi w ,,obozie kon cen tracyjnym ^ dla zbuntow anych legio­

nistów polskich.

C Z A S A K C Y J P ro lo g rozgryw a się w r. 1913 A kt pierwszy w końcu lipca 1914 r.

A k t drugi póz'ną jesien ią 1916 r.

A kt trzeci w nocy i nazajutrz w tejże porze i roku E p ilo g : Lata 1917/1918

U W A G A

Sztuka ta została w yróżniona pierwszem odznaczeniem na konku rsie dram atycznym ogłoszonym przez D y re k cy ę 1 eatrów D ram atyczn ych w W arszaw ie.

(8)
(9)

P R O L O G ; R O K 1913.

K u rtyna spuszczona. N a widowni ciem no. (D łu ga chwila oczekiw ania)

W a c ł a w : (siedzący obok A ndrzeja, głośno) P rze­

praszam pana...

A n d r z e j : (zgorszony) Tss!

W a c ł a w : (naiwnie) Przepraszam ... ja nie tutejszy:

może mnie pan objaśn i,..?

A n d r z e j : (j. w.) T ss!...

W a c ł a w : (j. w.) D laczego ku rtyna się nie podnosi?

A n d r z e j : (j. w.) A łeż panie, mów pan ciszej, je ­ steśm y w teatrze!

W a c ł a w : (j. w.) Cóż to jest te a tr?

A n d r z e j : (niespokojnie) T ss... T ss...

W a c ł a w : Czy te a tr zaczyna się dopiero od chwili, gdy kurtyna się podniesie?

G ł o s y p u b l i c z n o ś c i : Św iatła! Co to za roz­

m ow a? Św iatła, (niepokój) — (Światło).

D y r e k t o r : (w ystępuje przed spuszczoną kurtynę) Szanow na publiczności! Je ste m zmuszony oznajm ić, iż z przyczyn niezależnych od d yrekcji, m ianow icie nagłego strajku aktorów , zapow iedziana sztuka graną dzisiaj, n ie­

stety, nie będzie...

W a c ł a w : (gwałtownie, w półpow stając) Co, nie będ zie? M usi b yć!...

D y r e k t o r : (ponad szm er publiczności, podnosi głos) Panow ie! Zw racam y się do was z gorącym apelem , ab yście nie żądali od nas niem ożliw ości: A rty ści grać nie chcą!

W a c ł a w : (niespokojnie, z fantazją) Co nie ch c ą ? D obrze! Czyż to „ A rty ści" tylko ,,grać“ p otrafią? A cóż to jest gra? (do publiczności zw rócony woła, jak w lesie) Hej, panow ie! A m ożeby znaleźli się tu jacy am atorzy,

(10)

coby nam coś pow iedzieli ze sceny. C o? A no tak od ser­

ca... poprostu... bez żadnego aktorstw a, ot, co się komu w duszy gra... C o?

U W A G R : Praw dopodobnie p u bliczn ość coraz bardziej niepokojąc się, bierze udział w grze

A n d r z e j : (ciągnie W acła w a za rękaw ) A leż uspo­

kój się pan! P ubliczność patrzy!

W a c ł a w : (z zacięciem ) A co mi tam ! (do stojąceg o bezradnie D y rek tora) P anie D y rek torze! zgłaszam się na am atora, będę grał: mam ja coś do pow iedzenia z te j tu narodow ej scen y! (do publiczności żywo) Panow ie! Panie!

N aturalnie, że i P an ie! Na ochotnika, kto jeszcze! A żywo!

A n d r z e j : (porwany) T o dopiero rezolut! J a z pa­

nem. R o b ić szaleń stw a to robić zaraz! J a z panem , (staje obok W acław a, uścisk dłoni).

W a c ł a w : (do publiczności, w yczekująco) No a pa­

now ie?

F r a n c i s z e k : (ubrany w poznańską granatow ą czam arkę, z m aciejów ką w ręce, z drugiego koń ca p ier­

w szego rzędu foteli zryw a się) Nie, co za w ar jaty! P an o ­ wie ja z wami.

W a c ł a w : (do dyrektora) Panie D yrektorze, je ­ steśm y!

D y r e k t o r : (jąka osłupiały) Co to ? ! T o znaczy, o ile Szanow na publiczność zgodzi się... groteskow y pom ysł!

Je s te m ta k zaskoczony... (trze czoło).

G ł o s y p u b l i c z n o ś c i : (z różnych punktów w i­

downi do ow ych am atorów ) Prosim y, prosimy!

U w a g a II. T ryu m fem bezp jś re d n o śc i n astroju byłoby św istan ie i k rzy k np. , , P ro szę zwrócić mi m oje pieniądze* itp . T u możliwem j:s t , iż jeszcze ktoś z sam ej publiczności zgłosi się do gry na am atora — to go trzeba wziąć ! Będzie to inkże try u m f szczerości n astroju innego, niżeli ten, który obecnie panuje w tc a tr a .li.

G ł o s y p u b l i c z n o ś c i : B raw o! Braw o! N iech ży­

je fan tazja!

D y r e k t o r : (ociera chustką pot z czoła). W k aż­

dym razie arty ści strejk u ją. W itam now ych artystów ! (bie­

rze le ż ą cą szeroką d eskę i kładzie ją w poprzek ponad m iejscem dla orkiestry, tak, że łączy tym pomostem scen ę z widownią. M oże mu ktoś pomódz.) (Z ironją) Proszę:

w ązką i strom ą jest ścieżk a „zdobyw ców " narodow ej scen y!

W a c ł a w : śm iało przechodzi po pom oście).

A n d r z e j : (próbuje za nim).

D y r e k t o r : A leż nie naraz w szyscy, moi panow ie!

O strożnie! Nie naraz w szyscy, deska słaba! T rzaśnie!

T rzaśnie!

(11)

W a c ł a w , A n d r z e j , F r a n c i s z e k (przechodzą szczęśliwie).

D y r e k t o r : (na przyw itanie, podając im ręk ę). Co za nieostrożność, żeby tak się p ch ać w szyscy naraz, Bogu dzięki! nie trzasła! No panowie w ięc napraw dę ch cecie g rać? (nie cz e k a ją c odpowiedzi, zw raca się n ieco bokiem od publiczności, woła) Hop, hop! K urtyna! Hej tam, panie m aszynisto, proszę nie flirtow ać z panną garderobianą!

(klaszcze w ręce zniecierpliw iony) H aalo! K urtyna w gó­

rę! (kurtyna podnosi się, puste w nętrze sceny).

W a c ł a w , A n d r z e j , F r a n c i s z e k : (w kraczają na scen ę, zmiana nastroju, ruchy .poważne, zam yślone).

D y r e k t o r : (kontrastow o pozostał w dawnym to ­ nie, podniecony nadzw yczajnością. P ółzw rotem ku grupie prowadzi w głąb, zachow anie niezupełnie naturalne,) P ro ­ szę... proszę... dalej na scen ę, na nasza... narodową scen ę!

(staje zdziwiony) A le co się stało... Panow ie jacyś in n i?!

Zupełnie inni! (pauza).

A n d r z e j : (po chwili pow ażnie) Panow ie! O to stoi­

my na scen ie polskiej...

W s z y s c y t r z e j : (włożywszy przy karkołom nem przechodzeniu przez deskę kapelusze na głowę, teraz przy słow ie: „p olskiej" zdejm ują je mimowoli, jakb y z uszano­

waniem) (pauza).

W a ę ł a w : C icho... Cicho... Gdy patrzę na tę scenę, ogarnia mię szacunek dla niew olnictw a tylu, długich lat...

F r a n c i s z e k : Tss... panow ie! Słuchajm y m ilczenia w spółczesnej scen y polskiej. (Długa cisza) (przykry brzęk łańcuchów za sceną).

T r ó j k a : (wzdryga się nerwowo)

W a c ł a w : (półgłosem, nadsłuchując) M oże to dusza zbiorow a nasza w jakich ś kajdanach się szarp ie?

D y r e k t o r : (wybucha śm iechem ) Ha, ha! A leż pa­

now ie! Nie przypuszczałem , że... że... p otraficie tak, jak z rękaw a, grać... grać... P rzecież, ha... h a.- p rzecież to nie żadne kajdany. To robotnik gdzieś łańcuchem brzękn ął, a wy... wy już gracie: „duszę polską w k ajd an ach

*1

Ha Ha!

Narodowa żyłka zbudziła się w was, ak to rsk i gest! Ha! Ha!

W a c ł a w : (wzburzony) Panie d yrektorze! Pan się myli! Nie przyszliśm y tu poto, aby grać zw ykły, aktorsk i gest. Przyszliśm y tu poto, aby w ypow iedzieć, co czujemy najserdeczniejszego, n ajbard ziej ukochanego; przyszliśmy tu po to, aby przedstaw ić m igaw kowe zdjęcie z lotu skrzy­

deł naszych myśli, naszych uczuć, bólów i... nadziei n a­

szych! G dyby ta k w tej chwili w łaśnie, gdy to m ówię, roz­

kroić serce narodu, jak krw aw y owoc tysiącletn iego drze­

(12)

wa historji — jakiż byłby przekrój tego bolesnego ow ocu?

J a k iż ? pytam ,,. Czyż my, dzieci chwili, nie m amy prawa być... cie k a w i? M y P olacy, dzieci ch w ili? Czyż nie mamy św iętego obow iązku .. być c ie k a w i?

D y r e k t o r : O ryginalny pomysł, daję słowo...

A k t o r : (wsuwa nagle głowę) Co to ? Ł am istrejk i?

(głowa znika, głos kom endy) H alo! K oledzy! Laski w górę.

W ypędzić łam istrejków !

D y r e k t o r : (przestraszony) S tre jk u ją c y ? Z la sk a ­ m i? R atu j się, k to m oże! (ucieka).

A k t o r : (wchodząc swobodnie) A tom mu napędził strach u ! (ogląda się za dyrektorem , potem z ironją) S ły sza­

łem już,.. Słyszałem . Panow ie przyszli grać, nam artystom ch leb odbierać, sztukę grać, publiczność będzie ziew ać, H ę?!

T r ó j k a : (kontrast tonu, poważny, niem al uroczy­

sty) — (gest)

W a c ł a w : M y nie chcem y ,,g rać“...

A k t o r : (z kom iczną grozą, ro zk ład ając ręce) Co to?

Drugi stre jk w ybucha! Panow ie tra cą ducha! A tu publicz­

ność — ucha nadstaw iła... (szyderczo) J a k a szkodaa!

T r ó j k a : (kontrastow o, pow ażnie) M y smutni sobą..

A k t o r : (łagodnieje w ironji) A ha rozumiem, chociaż słow o „sm utni" było troch ę fałszyw ie pow iedziane. W ięc rozumiem, ch cecie w te a trz e naszym (kom iczny gest) coś takiego... coś... no, jakiś w ielki polski frazes?

F r a n c i s z e k : M y w łaśnie w sobie czujem y ból frazesu.., (pauza)

A k t o r : C hyba to ze w szystkich — najbardziej w y­

górow any frazes!

T r ó j k a : (cicho, jak b y z obawą) Nie! Nie! Nie!

A k t o r : (szorstko) Pow tarzam , czegóż szu k acie?

W a c ł a w : (zdecydowany) C hcem y u jrzeć tutaj przez tę scen ę: — sieb ie — Naród.

A n d r z e j : C hcem y tu na tej scen ie w yszukać taki czarodziejski pryzm at, coby rozszczepił dokładnie tęczę dzisiejszej duszy polskiej, ja k ą jest teraz! T e ra z w łaśnie!

F r a n c i s z e k : Chcem y, jak harfiarze, położyć k o ­ ch a ją ce p alce na tych rozszczepionych prom ieniach zbio­

row ej duszy i grać... grać zrozum iale: co ich barw y zn aczą?

(pauza)

A k t o r : (jakby cz ek a ł jeszcze chw ilkę, potem p ar­

ska śm iechem )

W a c ł a w : D laczego pan się śm ieje?

A k t o r : O stateczn ie... czy panow ie zdają sobie spra­

wę, co w łaściw ie ch cą g rać?

W a c ł a w : M y nie chcem y ,,grać‘‘!

(13)

A k t o r : W ię c?

A n d r z e j : Chcemy-., (zakłopotany milknie*

A k t o r : W ię c?

F r a n c i s z e k : Chcem y... (zakłopotany m ilknie]

A k t o r : Poraź trzeci: w ię c? (pauza)

W a c ł a w : C h cem y .. ch cem y dać ciało naszej...

naszej.., polskiej T ęsk n o cie! (m ilczenie)

F r a n c i s z e k , A n d r z e j : (rozw ażają cicho) C h ce­

my dać ciało naszej, polskiej T ęsk n o cie! (poważne m il­

czenie)

A k t o r : (drwiąco) T a, tak... k to tęskn i, temu (fałszyw ie nuci) w sercu pustoo (nagle zatrzym uje się podejrzliw ie) S to icie panow ie cisi... (pauza) Czy wam co dolega?

T r ó j k a : T a k jest!

A k t o r : Co?

F r a n c i s z e k : T o trudno o k reślić!

A k t o r : P rzepraszam za m oje dotychczasow e zacho­

w anie i za śm iałość że pytam : pan ma łzy w o czach ? F r a n c i s z e k : (poważnie) W idzę, że muszę panu w ytłum aczyć: Je s te m pierw szy raz na scen ie prawdziwie polskiej, w teatrze, gdzie wolno m ów ić i czuć po polsku...

D la was, którzy słyszycie ciągle język w łasny — to n iezro­

zum iałe. może naw et śm ieszne — mnie to... wzrusza!

W a c ł a w , A n d r z e j : Pan z Poznańskiego... (uścisk dłoni)

F r a n c i s z e k : Je s te m z Poznańskiego. W ię c c h cia ł­

bym tu, w tym tea trz e w tym roku 1913... śnić o tem , że m ojej ziemi mi nie zabiorą, że... m oje dzieci... choćby za sto lat... będą m ów iły i czuły, jak ja. — T a k i cudny serjJ

W a c ł a w , A n d r z e j : (cicho) T ylko sen!

S ł a w a : (młoda panna siedzi w pierw szym rzędzie foteli, nagle w staje i woła z p ełn ej piersi na ca łą widownię) P olsk a nie umrze — nigdy! (opuszcza rę c e zaw stydzona wybuchem , i siada w fotelu p rzyb ierając z pow rotem po­

zycję zw ykłego teatraln eg o widza).

A k t o r : Baczność!- ja mam głos! Za chw ilę państw o zaczn iecie grać — sw ój sen!

T r ó j k a : Nasz sen!

A k t o r : Czuj duch! R ozd aję rolę! (do F ran ciszk a z tajem niczym szyderstw em ) P anie! Panie patryotn ik! Pan zagra nam rolę takiego, co do koń ca w ypije swój kielich goryczy. Mam dla pana p artn era — cacy, wiem, że go pan lubi... (wychyla się za kulisy, k laszcze w dłonie i woła) Hej tam ! N iechże się k tó ry z panów statystów p rzebierze za oficera tego... z te j kom edji: „D ary D onaów “ ... czy ja k tam

11

(14)

tytuł, zapomniałem, mniejsza o to, no mniejsza! A ruszże się jeden z drugim!

O f i c e r p r u s k i : (typowa postać, sztywny, mil­

czący — wchodzi)

F r a n c i s z e k : (zaskoczony, krzykn ął z obrzydzę- mcm) P ru sak ?

A n d r z e j , W a c ł a w : (cicho, co fając się o krok) P ru sak ?

A k t o r : (j. w. szyderczo do Fran ciszka) No podajcie mu państw o dłoń... a m ocno, a serd ecznie!

O f i c e r p r u s k i : (sztywno, jak m anekin, w yciąga dłoń do F ran ciszk a i posuwa się ku niemu).

F r a n c i s z e k : (pochyla się nad tą dłonią i — c o fa ­ jąc się ze w strętem , szepce okropnie) Na tw ojej dłoni krew !... krew kątow ych dzieci w rzesińskich... Łzy w y­

w łaszczonych, polskich ziem ian... (z m ocą) Nigdy! Nigdy!

A k t o r : (z okru tną łagodnościa, filuternie) No, uściśnij tę dłoń: serd ecznie... mocno!

F r a n c i s z e k : (j. w. co fając się) Nigdy!

A k t o r : (rozkazująco) U ściśnij tę dłoń! Ty — mu­

sisz uścisnąć tę dłoń! W y sąsiady: W as — na w ieki zw ią­

zała razem — h istorja!

F r a n c i s z e k : (z rozpacza) K łam iesz!

A n d r z e j , W a c ł a w : (zasłaniając sobie oczy, c i­

cho, jak echo) K łam iesz!

A k t o r : (postępując obok posuw ającego się naprzód O ficera pruskiego wślad za cofającym się Fran ciszkiem ) Co dla jednych stu lat jest kłam stw em , dla drugich stu lat jest praw dą. A was dwóch zw iązała historja!

T r ó j k a : K łam iesz! kłam iesz!

A k t o r : (gładzi pieszczotliw ie, jak kot, po twarzy F ran ciszk a) No, w ięc ja proszę, daj zad atek na kupno za lat trzy sta: uściśnij tę dłoń... m ocno serd ecznie... (nagle z tajem n iczem szyderstw em ) Z w dzięcznością! Z w dzięcz­

nością m ów ię! P olaku ! Z w dzięcznością uściśnij tę pięść k rzyżacką! Za to, że cię biła! Za to, że n auczyła cię — być silnym!

F r a n c i s z e k : (głucho) Nigdy! P óki tchu! Nigdy!

(cofając się przed w yciągniętą dłonią m anekina — znika w raz z nim za kulisami.)

A k t or : (wybucha dziwnym śm iechem ) He He H e!

E c h o : (z góry nad scen ą przedrzeźnia) He He He He A k t o r : (do A ndrzeja, wesoło) No, a... pan

A n d r z e j : (zniżając głos, aktorow i niem al do ucha) J a ? Je s te m ood knutem cara. W piersi w staje za w olno­

ścią tęskn ota tak a, że m ogłaby rozsadzić w ieko trumny.

A k t o r : (kpiąco k lep iąc go po ram ieniu) Za wolno- cią — m ów isz? (K laszcze w dłonie i w ychyla się za kulisy)

(15)

Hej, tatn! P rzynieść no mi z tea tra ln ej rekw izytorni te tam św iecid ełka (klepie go znowu po ram ieniu) Pan, K ró le- wiak, to woli nieraz św iecidełko, niż treść sam ą... C o? He!

A n d r z e j ’ : Nie rozum iem ? A k t o r : (niedbałe) Zobaczysz!

U ł a n B e l i n y : (Krój munduru z r. 1914 staje w n aj­

dalszym planie, na purpurowej poduszce złoci się w jego dłoniach — tajem niczem św iatłem z głębi — korona i berło polskie. W ew nątrz korony czerw ona, m ała lam pka e le k ­ tryczna. Z poduszki zw ieszają się u roczyste, am arantow e p łach ty z białem i orłam i).

A n d r z e j : (krzyknął okropnie) Co to ? P rzeszłość?

W a c ł a w : (na stronie, ogląda się z lękiem ).

A n d r z e j : (nalega podniesionym głosem z coraz w iększem naprężeniem ) P rzeszłość?

A k t o r : (silnie) Przyszłość. T o państw ow e Sym bo­

le. T o Państw o P olskie!

A n d r z e j : (wzruszony k lę k a przed symbolami, szep­

cą c z tęsknotą) T o W oln o ść?

A k t o r : (kładzie mu dłoń na sercu, m ówiąc z ak- iorskiem , ironicznem w spółczuciem ) B iedne ty serce pol­

skie, jak bijesz... jak bijesz... jak skrzydłam i p tak (nagle uroczyście, z fałszyw ym patosem ) P am iętaj ptaku na lat trzy sta: wolność — to posiadanie ostrych pazurów w m o­

carnych szponach: to jest —- W olność!

E c h o : (nad scen ą szyderczo) „Szpony — to W o l­

n o ść!" He! He!

A k t o r : (ksztusząc się od śm iechu, w oła niby uro­

czyście) D alej — przysięgę złóż!

(K o ro n a na poduszce rozgorzała taiem n ic2em św iatłem ).

A n d r z e j : (K lęcząc, podnosi dwa p alce ku koronie i głosem wzruszonym zaczyna uroczyście) Przysięgam ...

U ł a n B e l i n y : (podnosi w górę sym bole i woła po­

tężnie, rozkazująco) ...na P olskę — królew sk ą!

A k t o r : (W suwa się między U łan a a A n d rzeja i pod­

powiada) ...na P olskę p ro letarjack ą, robotn iczą!

A n d r z e j : (patrzy na niego).

E c h o : (z górv sceny, natarczyw ie) ...tylko: dem okra­

tyczną!

A n d r z e j : (zdumiony spogląda w górę).

W a c ł a w : (z nagłą zaw ziętością wpada z drugiej strony, odtrąca aktora, krzycząc ochryple') P recz z pana­

mi! N iech ż y j e C hłopska P olska Ludowa!

A n d r z e j : (j. w. pow oli z nam ysłem , w m ęce) na.., P o lsk ę...? (waha się, co w ybrać i patrzy w yczeku jąco — to na aktora, to na W acław a, to na U łana),

(16)

A k t o r i W a c ł a w : (nachyla się z dwóch stron do uszów A ndrzeja, aby mu szep tać sw oje praw dy i szar­

pią go każdy w sw oją stronę).

U ł a n B e l i n y (z nad koronnych insygnitów pochy­

la się nad klęczący m i hypnotyzuje go rozkazującym w zro­

kiem)

A n d r z e j (szarpany ze w szystkich stron drży w m ę­

ce wyboru).

( Ci s z a )

S ł a w a (która siedziała dotąd w pierw szym rzędzie foteli, zryw a się; przez pom ost zarzucony nad o rk iestrą cich o w biega na scen ę, staje za plecam i przysięgającego.

C ała p ostać i m im ika tw arzy w yraża naprężone oczekiw a­

nie. Półgłosem , drżąc ze wzruszenia)

D zieje Narodu zależne od T w ej odpowiedzi — słuchaj ty lk o w łasnej duszy... P o lak u ? P olak u ?

( Ci s z a )

A n d r z e j : (odtrąca tam tych dwóch, w yciąga obie rę c e ku górze i krzyczy w uniesieniu) P olsko— M atko! R a ­ tuj! B roń m nie! Na M ęk ę C hrystusa! P olsko bezprzym iot- nikow a! P olsk o w szystkich stanów ! J a tylko... T o b ie przy­

sięgam ...

A k t o r : (j, w. H a! Ha! Tem u już nie p otrzeb a w y­

znaczać roli, Sam ją gra jak z nut; (pow ażniejąc) W iedz w ięc, mój panie, że se rce tw e nie zazna spokoju. W d zie­

jesz na siebie ten mundur, lecz pod tym mundurem dusza tw oja nie zaraz się odrodzi: szarp ana zw ątpieniam i, nieraz zw ątpi! Zw ątpi straszn ie!

A n d r z e j : (z m ocą) Nigdy! J a nie ch cę grać tak iej roli! P olsko! J a w cieb ie nie zw ątpię nigdy!

A k t o r : (woła za kulisy) Hop! Hop!

D w ó c h s t r e j k u j ą c y c h : (wpada, staje).

A k t o r : (do A ndrzeja) P atrzno. T o moi koledzy:

strejk u ją cy arty ści... (Do tam tych) P atrzcie. O to łam istrejk.

B ra ć go.

D w ó c h s t r e j k u j ą c y c h : (rzucają się na A n ­ drzeja i po k ró tk ie j w alce, ujm ują go z obu stron za ręce, w przegięciu pow yżej dłoni. O dciągają go ku praw ej ku­

lisie).

A n d r z e j : (stara się im w yrw ać, w yciąga rę c e ku Państw ow ym Sym bolom ) N ie! Nie! (znika).

U ł a n B e l i n y (z jarz ą cą vsię na poduszce koroną, cofa się tw arzą do A ndrzeja i znika z nim).

S ł a w a : (w yciągając rę c e do grupy A ndrzej-U łan Beliny, w ychodzi za nimi).

( P a u z a )

14

(17)

W a c ł a w : (odw raca się szepcąc) Nie widzę... nie słyszę... nie rozum iem ... Nie ch cę w idzieć... Nie ch cę sły­

szeć... Nie ch cę rozum ieć...

A k t o r : (do W acław a) No, a p an ? (Przypatrując mu się) Czego pan taki osow iały?

W a c ł a w : J a — nic.

A k t o r ; Ja k to : „n ic“ ?

W a c ł a w : J a panie zapomniaiłem się. Zrobiłem głupstwo, w chodząc tutaj, bo — bo.., względy służbow e,., w ięc jestem tutaj incognito,,. rozumie pan, nie wypada, nie w ypada inaczej... jestem bowiem urzędnikiem . M y G alicja- nie.. Je ste m na turze., mam rangę., mam rangę.

A k t o r : P an ie! P anie!

W a c ł a w : M a pan mi mówić ,,panie rad co ".

A k t o r : P an pow inien m ieć łzy w oczach.

W a c ł a w : (podrażniony) „R obię pana uw ażnym ", ma pan mi m ówić panie radco. Zaw sze o rangę wyżej...

tak w ypada; (zaperzając się) J a od tego nie odstąpię.

Ja ... J a ...

A k t o r : O, ty w yschnięte, jak czarna h erb ata, wy- studzone se rce ! (energicznie) Przydzielam panu rolę: oto ta tw oja zakurzona, w sobie tylko rozkochana, zagłodzona duszyczka — rzuci nagle w szystko i szczeb le k arjery , po których, jak kura, sk a k a ła i wygodne życie w bladze i po­

złacanym sztychu i nagle zakw itnie — Słyszysz, biedaku!

S e rc e tw oje zakw itnie. T o! T o ! tw oje se rce : I przykładem św iecić będziesz na drugie zabory i m ęstw em i nieugię- tością woli — za P olskę!

W a c ł a w : (zdumiony) J a , ależ ja nie mam czasu.

Ja ... mam urzędow e kaw ałki. „ R e s ta n c je ".

A k t o r : W żołnierskim płaszczu, w legjonowym tru­

dzie, zapomnisz. Zapomnisz.

W a c ł a w : A leż ja panie... a cóż pensja, em ery tu ra?

A k t o r : (klaszcze w dłonie).

K r a w i e c : (wbiega)

A k t o r : Hej panie kraw cze: wziąć m iarę temu panu na mundur... żołnierski,... polski mundur.

K r a w i e c : (pokazuje) Mam w łaśnie mundur goto­

wy, jak cack o ... przeznaczony był dla tam tego pana, o.., (pokazuje na loże w widowni).

A k t o r : T o doskonale — proszę przym ierzyć temu panu,

W a c ł a w : (broni się) A leż — A leż!

K r a w i e c : (przem ocą ściąga bluzę cyw ilną z W a ­ cław a, w kłada nań legjonow ą).

W a c ł a w : (broni się bezw iednie, kom icznie).

(18)

A k t o r : (nad nim szyderczo, u roczyście) Słu ch aj roli sw ej... Słu ch aj dziejow ego posłannictw a swego. O to pierw ­ szy w narodzie w dziejesz mundur ten, b oh aterem będziesz!

F r a n c i s z e k : (ukazuje się blady, ociera chustką pot z czoła).

A n d r z e j : (wbiega z gestem , jakb y się w yrw ał

„S trejk u jący m aktorom ") S ł a w a : (za nim).

A k t o r : (j. w.) ...przykładem swoim nowe drogi otw orzysz tem u (w skazuje A ndrzeja) i tem u (wskazuje Fran ciszk a).

W a c ł a w : (przeciera oczy) J a ? J a ? J a tak ą rolę mam g rać? W tej naszej sz tu ce ? W tym naszym ,,śnie“ ?!

K r a w i e c : Tu trzeb a zeszyć. Idę po nici! (odchodzi) A k t o r : (nagle potężnie) A teraz — role rozdane — g rajcie! G ra jcież ten w asz cudny sen.,, o P o lsce!... o Wolnej

— k och an ej... grajcież tę w aszą... ,,T ę s k n o tę "! J a — nie przeszkadzam : w ychodzę! Hi, hi, hi! (wychodzi śm iejąc się ironicznie).

S ł a w a , A n d r z e j , W a c ł a w , F r a n c i s z e k : (stoją w zam yśleniu, z głowami spuszczonem i).

A n d r z e j : (nagle podnosi głowę do W acław a) J a ­ kim prawem chcesz narzucać nam swói orzvkład?

W a c ł a w , (nagle zapinając się, gniew nie) Praw em inicjatyw y. Praw em przeznaczenia mundur ten będzie ju tro najw łaściw szym strojem narodowym P olski!

A k t o r : (wsuwa głowę z za kulis) Oni już grają

„P olskę", bo się k łó cą. Hi. Hi.

W a c ł a w : (podrażniony, nagle do F ran ciszk a z po­

gardą) A p an ? Pan m ilczy? Ciągle m ilczy? Pan umie tylko m ilczeć. Panu, zdaje mi się, nie podoba się ten mundur...

P anie... P ozn ań czy k?

F r a n c i s z e k : J a ? — Umiem już tylko m ilczeć i pracow ać!

W a c ł a w : (do F ran ciszk a) Pfuj!

F r a n c i s z e k : C o? Patrjotyzm em nie jest lanie krw i obłąkań ców . P atrjotyzm em jest spełnianie obow iąz­

ków — ch oćby w brew przekonaniu.

W a c ł a w : W ygasło w was już serce, zm aterializo­

w ani... odosobnieni... W y... sobki-

F r a n c i s z e k : (rzuca się na W acław a)

S ł a w a : Je z u ! (zakryw a sobie oczy i stoi jak posąg znieruchom iała).

A n d r z e j : (krzyczy przeraźliw ie z bólu) S tó jcie!

A lbo ra cz e j-n ie : bijmy się... na serca! Na dusze się bijmy!

Gdzie p raw da? D la narodu praw da! N iech raz wrzód p ęknie! Bijm y się... Sk o ro mową porozum ieć się nie m o­

żem y. G ryźm y się sercam i — bratniem i sercam i.,, gryźmy

16

(19)

się jak psy... jak psy o kość, o narodow ą praw dę! Ha! H af (rzuca się na b ijący ch tak, iż w szyscy trzej, okład ając się pięściam i, padają na ziemię).

H a r c e r z : (który siedział w pierwszym rzędzie fo­

teli, zrywa się i, przebiegając pom ost, przyskakuje, k rzy­

cząc) P olacy ! W y wszyscy P olacy!

A n d r z e j , W a c ł a w , F r a n c i s z e k : (pow stają zaw stydzeni, otrzepując pył z ubrań w zajem nie i — płaczą)

F r a n c i s z e k • (głucho) W styd mowę odbiera. T ak ., tak ... dożyliśm y już ta k iej chwili, że nie możem y się poro­

zumieć, my P olacy, z pod różnych zaborów ...

W a c ł a w : (j. w.) Słow a na pozór te sam e... polska mowa na pozór ta sam a, ale sposób m yślenia... czucia...

już inne... inne...!

H a r c e r z : (zatyka sobie uszy, krzycząc) N iepraw ­ da! Niepraw da!

A n d r z e j : Naród rozlatuje się na p artje... na zabory;

nie dzielą naszej O jczyzny słupy graniczne, ale M y! My sami!

H a r c e r z : (j. w. krzyczy) N iepraw da! N iepraw da!

F r a n c i s z e k : Na m artwym punkcie duchowego rozwoju stan ął Naród dzisiaj w tym starym d ziew ięćset trzynastym roku. On się nie rozw ija, przeciw nie, z niego rozw ijają się nowe tw ory, trzy zabory, trzy ,,narodziki“ . Je s z c z e ta k ie j niew oli lat pięćdziesiąt.,, sto,.. B oże., B oże., czy my przetrw am y?

A n d r z e j : (głucho) T ak , tak . Zm ęczeni już jesteśm y tą polską beznadziejną rzeczyw istością!

H a r c e r z : (niespodzianie k lę k a i łk a m łodzieńczą modlitwę) Boże spraw, jak i w ielki potop, któryb y w strząs­

nął polskiem i duszami... B oże... każ w ybuchnąć jakiem u w ulkanowi tu, w środku Europy, ab y ogniem swoim oczy­

ścił serca polskie. O bręczam i m iłości sku b nas, abyśm y po w ieki jak o Naród — trw ali!

F r a n c i s z e k , A n d r z e j , ' S ł a w a : (k lęk ając sk ła ­ dają ręce) Boże... spraw, jak i w ielki potop... B oże modlimy ęię do C iebie... B oże... spiesz się, bo nie w ytrzym a jedność Narodu. B oże... spiesz się... B oże spiesz się bardzo. (W szy­

scy k lę czą z podniesionem i ja k do m odlitw y rękam i!) A 'k t o r : (wsuwa głowę z za kulisy) Oni już grają! Hi Hi! Obudziła się w nich polska n atu ra: tylko grać! W sz ę ­ dzie i zaw sze: ty lk o grać. Hi, Hi, H i!.(G łow a znika).

A n d r z e j , W a c ł a w , F r a n c i s z e k i S ł a w a pod wodzą H arcerza k lę cz ą z podniesionem i rękam i — trw ają w niodłitwiel

K O N IEC P R O L O G U . K U R T Y N A .

2 17

(20)

A K T I.

R ok 1914.

S c e n a r j u s z :

P o p r a w e j r ę c e w i d z a :

Typow y dw orek polski, biały, o spadzistym dachu D re­

wniane, p ęk a te filarki w sp ierają liściem oplecioną w erandę.

Po kam iennych schodkach w stępuje się tam, by usiąść na jaskraw o pom alow anych k rzesłach . P oręcze werandy oplecione pnącem i się różam i. Przed oknem dworku grzę­

da czerw onych malw.

W p r o s t w i d z a :

Przed dw orkiem zajazd żółci się półkolem i ginie ku lew ej rę c e widza zasłonięty koroną p raw ieczn ej lipy, osy­

panej p rzekw itającym puchem.

T y ł scen y zam yka do połow y kw ietny, dziki zagon, p rzy ty k ający do narożnika dworku; słoneczników złote tarcze w y strzelają z pośród czerw onych pelargonji i t. d

Ponad tym jaskraw ym zagonem widać białą wieżę ko­

ściółka, a dalej sk raw ek zakurzonej drogi, k tó ra się wije wśród złotych łanów .

N iektóre pola już zżęte, ściern ie pocentkow ane rdza- wemi plamam i kopek.

P o l e w e j r ę c e w i d z a :

Poza traw nikiem i lipą w głębi — bram a wjazdowa, którą stróżu ją topole. Bram a ma roztw arte szeroko sta ro ­ modne w rota wśród m urow anych przysadzistych filarów , z których tynk odpadł. F ila ry zakończone są wazonami.

Od bram y — lew ą kulisę stanow i traw n ik terasow ato i dość strom o opad ający; na grzbiet tej terasy między dwa krzaki bzu prow adzą schodki z b arjerk am i z białych brzó­

zek; od schodków biegnie żółta ścieżk a w głąb ogrodu.

C ałość zalana słońcem .

Sk w arn e popołudnie. K on iec lipca 1914 r.

Przed podniesieniem kurtyny sły ch ać ze sceny prym i­

tywną, raźną m uzykę w iejską. Sk oczn e okrzyki taneczne Z chw ilą podniesienia kurtyny m uzyka urywa, tnńczą- ce zatrzym ują się pary. W ystrojon e p aro bczaki z elegan- ckiem i paniam i w balow ych sukniach. Panow ie we frakach Z dziew ucham i w gorsetach i różnobarw nych spódnicach.

Na głow ach pań i panów złocą się w ieńce kłosów przetykan e rubinem m aków . Przez b iałe gorsy panów złocą się w ieńce kłosów i polnych m aków ,

18

(21)

Je sz c z e k ilk a par z żalem niecierpliw i się do tań ca i kiw a na spoconych m uzykantów w kap otach .

M uzykanci o b cierają czerw onem i chustkam i spocone k ark i i gestem odpowiadają, że muszą odpocząć.

A n d r z e j : (który tańczył ze Sław ą, nagle zatrzym u­

je ją, szepcąc nam iętnie) Panno S ław o ? Panno Sław o ? S ł a w a : Co?

A n d r z e j : Panno Sław o: ja... nie umiem... ja popro- stu... ja... (nie w iedząc jak się w ysłow ić, zdejm uje z piersi w ieniec z kłosów i zaw iesza go na szyji Sław y).

S ł a w a : (cicho) T e n w ieniec... dla m nie?

A n d r z e j : (j. w.) T ak .

S ł a w a : Tańczm y dalej... (dopiero teraz zauważyła) Praw da, m uzyka nie gra?

A n d r z e j : (j. w.) K ocham panią!

S ł a w a : (zatoczyła się) A !

P a n n y : (rów nocześnie obstępują ją — w rozbaw ie­

niu nie zauw ażyły nic) Sław o, Sław o, przepow iadaj! T y je ­ dna z nas potrafisz. Mów, czy przyszła zabaw a tak będzie m iła jak ta ? Sław o, przepow iadać, przepow iadać; co w i­

dzisz przez ten w ien iec?

(Zdejmują z jej szyi w ieniec i trzym ają go przed ocza­

mi Sław y).

S ł a w a : (wyrwała im nagle w ieniec ruchem szor­

stkim i zm ieszana w ybiega przez ganek do dworku).

P a n n y : (patrzą po sobie zdumione, potem p ytająco zw racają się do A ndrzeja — w esołość im w raca).

S t a r y g o s p o d a r z : (do gromady) Ano, m oiście- wy: tośm y się natańczyli, napoili, jak Pan Je z u s przykazał

— to tera z idźmy do domu. Ino przed tym, gdy to winko pijem, zakrzyknijm y, a społem : Na zdrowie naszemu panu dziedzicow i (wznosi kubek).

W s z y s c y : (spełniają toast) Na zdrowie panu dzie­

dzicowi!

P a n o w i e : Panie F ran ciszku ! Na zdrow ie! (trącają się kubkiem ).

P a n F r a n c i s z e k : (z ganku) D ziękuję wam! D zię­

ku ję gospodarze! T a k pięknych im ienin, jak dzisiejsze, ju ­ zem dawno nie m iał (zw racając się do starszych panów) O kupiłem się tu na tej ziemi i zaraz pierś szerzej oddycha

— po naszemu — po sw ojsku. W ie cie panow ie... u nas, w Poznańskiem gorzej jest. (zw racając się do gospodarzy) W asze zdrowie gospodarze! (wypija ku bek, ściska dłoń starym gospodarzom).

G r o m a d a : (kłan iając się wesoło) S to lat zdrowia i scy ścia! S to lat! Z Bogiem państw o!

P a n o w i e i P a n i e : Bądźcie zdrowi! Z Bogiem!

2* 19

(22)

G r o m a d a : (odchodzi bram ą wjazdow ą, skocznie przytupując i krzycząc) N iech żyje dziedzic! Ciuch! Ciuch!

P a n F r a n c i s z e k : (śm iejąc się do gości) A co ? Ładna zab aw a? T eraz moi państw o — co kto lubi — chw i­

la odpoczynku; panów zapraszam na karty, jest bilard...

P a n o w i e : B raw o! (wysuwają się, w drzwiach dwor­

ku, ce rtu ją c się starym zw yczajem : k to pierw szy).

P a n n y : (cicho, zbiw szy się w grupę) Co się stało S ła w ie ? D laczego tak nagle u cie k ła ? J a k m yślicie?

P a n i c z e : (stając filuternie za pannami) Czy wolno

—- do rad y?

P a n n y : (parskają śm iechem ) Nie! Nie! (biorąc się wpół, w ychodzą brzozow em i schodkam i na lewo, a k o k ie ­ teryjn ie oglądają się za m łodzieżą).

1 P a n i c z e : (idąc za pannam i i p rzekom arzając się z niemi, w ołają na A ndrzeja) Pójdź z nami, panie Andrzeju!

Coś tak i zam yślony? (pociągnęli go za sobą).

(Przez chw ilę scen a pusta).

S ł a w a : (staje w drzw iach dworu; z gestem zawodu rozgląda się) Niema go? (jedną rę k ą gładząc w ieniec z k ło ­ sów zło cący się na piersiach, drugą zasłania oczy od słońca i w patruje się w ogród. Nagle podnosi do ust w ieniec, cału ­ je go długo i tuli do kłosów rozpalony policzek) M ój! Mój A ndrzej! (Zastygła w tym m iłosnym , pieszczotliw ym ruchu.

P lecam i jest teraz zw rócona do ogrodu).

A n d r z e j : (wbiega, w raca ją c z ogrodu, gest ulgi, że się w yrw ał z nudzącego go tow arzystw a. S taw iając nogę na stopniach w erandy, zobaczył Sław ę — zrozumiał

7

— gest szalonej radości).

S ł a w a : (z głów ką przytuloną do szorstkich kłosów , lek k o k oleb ie się w m arzeniu, jak dziecko we śnie) M ój!

M ój!

A n d r z e j : (głosem zduszonym z radości) Ten...

w ien iec?

S ł a w a : (przestraszona odw raca się. Zarum ienione) ze wstydu — w ypada zdradziecki w ieniec z ręki) A ? ! (zni­

kła we drzw iach).

A n d r z e j : (skok na ganek i obu rękam i wznosi tryum falnie w ieniec nad głow ą w ysoko, o k ręcił nim pijany rad ością i — nagle wpada do dworku za panną, śpiew ając jakąś niezrozum iałą pieśń szczęścia — bez słów) Ha Ha!

M ł o d z i e ż : (za scen ą gwar) Tu nic nie w idać!

(Ruchliw y k o tłu ją cy się tłum ek różow ych n ieb ieskich i b iałych su kienek panien — czarne p ostacie paniczów — k o tłu jąc się i gestyku lu jąc, w biegają przez brzozow y m o­

stek).

P a n n a I.: (w skazując zdyszana) Na w erandę! S ta m ­ tąd lepszy widok na gościniec,

20

(23)

M ł o d z i e ż : (bardzo czem ś zaniepokojona — jak :;nd.o >:oii -: cli w róbli — obsiada w erandę, sta je na po­

ręczach , wspina się na słupki; gorączkow o w yciągają się rę c e i szyje w stronę gościńca).

(Przyciszone lękiem głosy) Tam ! Tam ! (W skazują na gościniec).

P a n n a I.: (patrząc w dal) Od granicy dwóch jeźdźców . P ędzą co koń w yskoczy!

M ł o d z i a n : (przyciszonym głosem) Pędzą! Pędzą!

P a n i c z I.: A tam ? B ry c z k a ?

P a n i c z II, Pędzi ciężk a b ry czk a; czy się konie roz­

b iegały?

P a n n a II, W b ry czce siedzą żydzi.

M ł o d z i e ż : Żydzi u ciek ają!

P a n n a I.: (zelektryzow ana nagłą myślą) Ja k ie ś w różby? Ja k ie ś w różby? Coś się d zieje?

M ł o d z i e ż : (przyciszony okrzyk) Coś się d zieje?

Coś się d zieje?

C h ł o p i e c : Powiedzm y starszym .

M ł o d z i e ż : Powiedzm y! Powiedzm y! (wpada do dworu),

(Przez chw ilę scena pusta).

(W e dworku zaczyna się dziać coś dziwnego: jakiś ruch, zam ieszanie. W oknach migają p rzelęk łe tw arze. Na w erandzie ukaże się, czegoś szu kając, jakiś gość: to z k i­

jem bilardowym w ręku, to z kieliszkiem i znika).

(Za bram ą tu rkot zajeżd żającej nagle bryczki).

(Kilku m łodych panów w ybiega naprzeciw i ló ż - nvch punktów dworu, gestam i naw ołują się).

D w a j S t r z e l c y : (w mundurach ów czesnego T o - w arzystw a ,,S trz e le c " wchodzą przez bramę- K ilku m ło­

dych panów podbiega żywo).

D w a j S t r z e l c y : (gestam i n akazują m ilczenie) J a k się m acie. (Uściski dłoni, k ró tk ie, silne) Nie trz eb a aby nas przed czasem widziano. P rzedtem musimy dać wam in­

stru kcje.

A n d r z e j : (nerwowo) A leż tak n agle? 1 ak to wszy­

stko nagle,..?

S t r z e l e c W a c ł a w : (zw raca się ku niemu ostro) O byw atel się w aha?

A n d r z e j : A gdyby?

S t r z e l e c W a c ł a w : (j. w.) Ja k ie „gdyby"?

A n d r z e j : ...jeszcze raz rozp atrzeć się... zastan ow ić?

S t r z e l e c W a c ł a w : (j. w. przykro zdziwiony) J a k t o ? P rzecież byliście już raz zdecydow ani?

A n d r z e j : T yle myśli k otłu je się we m nie; tyle ,,za“

i „przeciw "...

21

(24)

S t r z e l e c II.: (niechętnie, szorstko) P atrzcie go:

kunktator!

P a n i c z I.: (wzburzony) E, panie A ndrzeju: w iecznie byś tylko zastan aw iał się, analizow ał...

P a n i c z II.: A tu... pali się! Czasu niem a!

A n d r z e j : Gdy o spraw ę całeg o narodu chodzi...

S t r z e l e c II.: W łaśn ie... trzeb a się spieszyć,

A n d r z e j : (głucho) A któż mi zaręczy, że się nie m ylim y? A któż mi z a ręczy że zn aleźliście — P raw d ę?

P olską praw d ę? G enialnym rzutem se rca w odmęt przy­

szłości — w ysondow aliście — P raw dę całeg o N arodu?

S t r z e l e c W a c ł a w : (rozkazująco) D aję wam pół godziny czasu do nam ysłu. S k o ro jed n ak raz już zdecy­

d ujecie się mundur w dziać — podpadniecie pod rygor w oj­

skowy.

A n d r z e j : (kiwa głową na znak zgody).

P a n i c z I.: (który w yszedł do bryczki, w raca) Co to za skrzynia u k ry ta pod siedzeniem w b ry cz ce ?

S t r z e l e c W a c ł a w : T ss,.. Broń i mundury. P rzy­

n ieście, żywo!

S t r z e l e c i P a n i c z I.: (przynoszą).

S t r z e l e c W a c ł a w : Gdzie m ożem y na razie ukryć tę sk rzy n k ę?

P a n i c z II.: Za m ną! (w skazuje) (wychodzą ścieżką poza dwór na praw o).

A n d r z e j : (w zamyśleniu) B oże... B oże... co ro b ić?

(wychodzi wolno).

G ł o s y g o ś c i : (za scen ą, we dw orku — bezładne, trw ożne) G dzie dziedzic? Gdzie dziedzic?

G o ś c i e : (szklane drzwi w erandy z trzaskiem u d e­

rzają na boki, w ypada szereg przestraszonych p ostaci: ten z kijem bilardow ym w ręku , ta z filiżanką, to z ta lerz y ­ kiem , tam ten z k a rtą w zniesioną w górę — szu kając oczy­

ma. Stłum ione bezładne głosy:) Gdzie dziedzic? M oże on co w ie? Podobno je st jak aś w iadom ość? Gdzie dziedzic?

(M gnienie cz e k a ją na odpowiedź — próżno — już b ie­

gną, o k rążają dwór, zn ikają bezładną, wydłużoną gromadą za narożnikiem dworku).

G o ś c i e : (w racają od narożnika dworku) Gdzież jest dziedzic? Nigdzie go niem a! On się k ry je! On coś w ie!

G ł o s : P a trz cie na gościniec!

G o ś c i e : (jak przedtem młodzież, biegiem obsiadają w erandę, z w ytężeniem w patrują się we w stęgę gościńca).

I, Z i e m i a n i n : (patrzy na gościniec) Sło ń ce wzrok razi,,. Co się tam d zieje?

II. Z i e m i a n i n : Po gościńcu przem yka jakiś jeź ­ dziec.

(25)

III. Z i e m i a n i n : (przypomina sobie) Dziwne.,.

dlaczego gazety dzisiaj znowu nie przyszły?

P a n i : Czy to mnie tylko zrobiło się tak chłodno?

I. Z i e m i a n i n : P atrzcie: tam drugi jeździec. U b o­

ku błyszczy mu...

II. Z i e m i a n i n : (woła) T o pałasz!

III. Z i e m i a n i n : (wzruszony). Je ź d z ie c szaro u bra­

ny... z pałaszem ... (do kilku siw ych ziemian) P am iętacie...

jak my niegdyś... pow stańcy polscy —

S t a r c y : (ściskają sobie rę c e pod wpływem niew y- tłom aczonego wzruszenia) Ej, było to... było... 63-ci roczek H ej... nie w róci...

Z i e m i a n i n I.: (dziwnie) Nie w róci?

Z i e m i a n i n II.: S e rce dziwnie się rusza... Coś drży w pow ietrzu —

S t a r c y : (wzruszeni między sobą) P am ięta cie...? P a ­ m iętacie,..? (prostując się dumnie — do młodych) Myśmy się bili... za Polskę... Czy wy... rozu m iecie?

Z i e m i a n i n III.: (wyglądając woła nagle) Znowu ktoś pędzi po gościńcu...

P a n i : (pow tarza szybko, coraz szybciej, cisnąc ręką bijące serce) Takam niespokojna... T akam niespokojna (kładzie rę k ę na ram ieniu męża, który wygląda na gości­

niec) Co się w domu d zieje? (w strząsa nim i woła z n ie­

w ieścią, nagłą trwogą) Co się w domu d zieje? Słyszysz:

w racajm y!

G o ś c i e : (jeden krzyk niepokoju) Co się w domu d zieje? W racajm y! W racajm y! Hej, konie! (Zbiegają z w e­

randy — ch cą pędzić, w ołać na stangretów — klaszczą w dłonie — ku bram ie) Hej, konie!

(Tumult, bieganina- p ełn a nieokreślon ego lęku, n ie k tó ­ re panie z niepokoju ścisk ają ręce, nikt nie może u stać na m iejscu) Co się w domu d zieje! Hej, konie! Co się w domu d zieje?... Boże, B oże... prędzej. Co się w domu —•

S ł a w a : (nagle staje na progu. W czarnym otw o­

rze drzwi — postać jej jak b y w yolbrzym iała natchnieniem

— góruje nad barwnym zalęknionym tłumem skłębionym u stóp werandy).

A n d r z e j : (wybiega z boku, toru jąc sobie drogę i staje nieruchom o przy schodkach w erandy —- wpatrzony w Sław ę).

(Nagła cisza).

G o ś c i e : (mimowoli zw racają się twarzam i ku Sław ie)

(Pauza).

Nieruchomo — jak zam agnetyzow ani wyrazem tw a­

rzy Sław y — czek ają w patrzeni w nią)

(26)

(Naprężone milczenie).

(Cichy szept przebiegł dreszczem w szystkich) Sław a coś w ie,.. P anna Sław a coś w ie... co się d zieje? Co się d zieje?

(M ilczenie).

A n d r z e j : (nie m ogąc w ytrzym ać naprężenia, wy­

bucha pytaniem ) P anno S ław o ? (Pauza)

S ł a w a : (j. w. u roczyście, radośnie) Przeczuw am ...

idzie Chw ila W ie lk a !

G o ś c i e : (przerażeni spojrzeli po sobie) (Pauza)

S ł a w a : (w uniesieniu radości woła) Na kolana...

idzie Chw ila W ielk a... D la narodu p olsk ieg o — jedyna!

P rzeczuw am : ona przem ieni słab e dusze dzisiejsze na — tw arde — jed n olite! M o carn e! H ej! Idzie chw ila św ięta...

w p iersiach polskich nowe, zdawna zapom niane w artości zabłyszczą!

A n d r z e j : (w uniesieniu) S ły sz y cie?

S ł a w a : (potężnie, radośnie) S ły sz y cie ? O to rdzeń duszy polskiej, jak na w iosnę żyw iczny pąk — w ystrzeli radośnie w górę! Na św iat! S zarą pleśń obcych formuł, ob­

cych ku ltur p rzebije! O drzuci! W e w łasnem słońcu znaj­

dziemy n areszcie — sieb ie — Naród! S ły sz y cie ? Słyszycie, jak pulsa h u czą? P recz w kaw ały pójdzie ta obca pieśń, co... każdą z trzech cz ęści duszy polskiej w inne ubiera kolory! S ły sz y cie ? W io sn a się zbliża!

(Pauza)

A n d r z e j : (głosem pełnym m iłości, dumy i zapału) Sław o!

G o ś c i e : (stoją w pozach w yrażających zdumienie i w zruszenie).

(Cisza)

S ł a w a : (zupełnie innym tonem — raczej błaga, pro­

si, sk ład ając ręce) Czymu! Czymu! (zakryw a oczy dłońmi) A n d r z e j : - (w uniesieniu) Sław o! Ja m gotów!

S ł a w a : (łka ze w zruszenia),

A n d r z e j : (wbiega na w erandę, w yprow adza S ław ę).

G o ś c i e : (po długiej chw ili przyciszonym pod w pły­

wem w rażenia głosem — gorączkow o) Co to ? Sk ąd tak ie słow a? Co ona p rzeczu w a? Ja k a ż to w ielka chw ila się zb liża? A leż to w ezw anie do ,,Czynu“ ? Ja k ie g o „ cz y m u '?

Co to ma zn aczy ć?

(Ja k p rze z'sen , nie ru szając się) „W ie lk a C h w ila"?

D la P o lsk i? D la n a s? (dopiero teraz uśw iadam iają sobie spraw ę).

24

(27)

G ł o s : Dziedzic! Dziedzic!

G o ś c i e : (budzą się z letargu — zw racają głowy ku bram ie w zjazdow ej).

P. F r a n c i s z e k : (wpada bram ą wjazdową) Co to ? Państw o nie przy zab aw ie? P rzecież nic się nie sta ło ? Hej wina! T a bryczka na gościńcu — to n ic: ot, zamówiona z m iasteczk a nowa kap ela: w łaśnie p rzyjech ała... Tu idą...

Zawsze lepsza, niż ta chłopska... A leż jakoś... w szyscy po­

w ażeni...? W ięc tań ce! Hej, ta ń ce !

M u z y k a n c i : (po m iejsku odziani — żydowskie fi- zjonom je. — W chodzą z m iejsca skocznie grając),

P. F r a n c i s z e k : (podaje jednej z pań ram ię — rzu­

ca spojrzenie w esoło do kilku ziem ian i zaciera ręce) P a ­ now ie,,, cieszm y się: ceny zboża sk aczą w górę. W racam od gospodarstw a, kazałem m łócić na gw ałt. R obię m ajątek.

Z i e m i a n i n I.: Pan był przy gospodarstw ie... pan nie wie co się tu działo.?

P. F r a n c i s z e k : (ustaw iając się ze swą damą w ta k t muzyki) T ań czy ć! T ań czyć!

G o ś c i e : (porwani przykładem dziedzica tańczą przy w tórze muzyki).

K r z y k : (za sceną) Je ź d z ie c tutaj pędzi. R ozstąp ić się. Z eskakuje z konia.

G o ś c i e : (barwny tłum rozskaku je się na boki).

P o s ł a n i e c : (kurzem o k ry ty wpada) W ojna!

G o ś c i e : (jak obuchem uderzeni cofają się w tył, w yciągając ręce).

P o s ł a n i e c : W ojn a! R ozk az m obilizacji! Gdzie dziedzic?

P. F r a n c i s z e k : (zmienionym głosem) Je ste m ! P o s ł a n i e c : (oddając dokum enty) Do dworu... od starostw a. — P roszę potw ierdzić odbiór. — (podaje długą k siążeczkę).

P. F r a n c i s z e k : (drżącą rę k ą odbiera dokumenty, niezgrabnie, ze zdenerw ow aniem kw itu je odbiór).

P o s ł a n i e c : (gwałtownie odbiera k siążeczk ę, p ę­

dem wybiega).

G o ś c i e : (niektóre pary trzym ają się jeszcze m ach i­

nalnie za rę c e , jak do tań ca —- w szyscy skam ienieli).

(Długie m ilczenie)

(Nagle w górze ponad sceną, lecz w dali, odzywa się m ajestatyczn y, głęboki dźw ięk dzwonu. N ajpierw powoli

— potem coraz szybciej — ponuro głucho).

G o ś c i e : (po długiej chw ili budzą się) T o dzwon k o ­ ścieln y na trwogę — wzywa lud z pola.

(Dzwon b ije długo; niespodzianie świergotliw ym w y­

sokim jękiem odzywa się dzwonek mały).

25

1 i , LIG TEK A

Ilsstrowaneg*

VI* i m v. * £ ^ 3 ^

(28)

G o ś c i e : (po długiej chwili — szeptem ) T o sygna­

turka w o statn iej g o d z i n i e śm ierci.

(M ilczenie)

(Dzwony huczą coraz groźniej. Na tle ich w staje za scen ą —- we wsi szum — początkow o niew yraźny, rozpla­

ta sie jak w arkocz — w tysiące jęków i krzyków oddziel­

nych. Lam ent głosów kob iecy ch i dzieci, dźwięk kos, tur­

kot wozów, naw oływ ania i krzyki m ężczyzn).

G o ś c i e : (nie m ogąc ruszyć się z w rażenia — nad­

słuchują — szeptem ) K o b iety w ypadają z chałup... ludzie biegną z pola — W ieś — szumi! W ieś — szumi!

(Zgiełk zbliża się. Za scen ą z różnych punktów dalsze i blizkie krzy k i różnych głosów m ęskich i kobiecych, ostrzegaw cze, rozpaczy pełne) W ojn a! W ojn a! W ojna!

G o ś c i e : (szeptem) Idą tu! (cofają się pod lipę) (prze­

raźliw y krzyk i lam ent tuż za bram ą).

G r o m a d a : (lawą walą się ‘bram ą wjazdową przed dwór. F a la spraw ia w rażenie pierw otnego żywiołu).

D z i e c i : (kilkan aścioro w kolorow ych koszulkach, trzym ając się za rę c e z przeraźliw ym piskiem przelatuje i chow a się na lew o w krzakach ogrodu, potem w toku tej sceny ukazuią się złote głów ki w ysoko nad tłumem w ga­

łęziach lipy i piskiem , pow iew aniem gałązkam i biorą udział w podniosłym nastroju)

P a r o b c y : (w yrzucają czapki wysoko, skaczą za niem i w górę, w rzucie p rzeskaku jąc przez w łasne sp lecio­

ne ręce, krzyczą jak oszaleli) H urra! hurra! W ojn a! W ojna!

G o s p o d y n i e i d z i e w c z ę t a : (biegną szybko z załam anem i nad głow ą rękam i, przvsiadują jak kw oki na piasku zajazdu, a pchane z tyłu falą, zryw ają się, znowu pędzą w kółko, fartucham i zakryw szy tw arze, lam entują tragicznie, jak b y cała wieś była w płom ieniach) O la Boga!

0 la Boga! Je z u sie ! Je z u sie ! O la Boga!

(K rótki odstęp, potem ukazują się):

G o s p o d a r z e : (w granatow ych i szarych kapotach pobladli, poważni, wśród nich razem mignie chusta w ięk­

szej gospodyni, ten z biczem , ten z kosą i teł., jak alarm każdego przy rob ocie zastał, Idą szybko zbitą gromadą, spoglądając na siebie niespokojnie, drapiąc sie po łbach, naw ołują się niskim , półgłośnym basem , w którym drga troska) R an y B o sk ie ? R an y B o sk ie ?

S t a r c y i s i w e k o b i e t y : (szybko trzęsąc się na kijku starają się napróżno z tyłu nadążyć za gromadą. B la ­ de są ich tw arze, b iałe rę c e latają od czoła ku piersiom w k sz ta łt krzyża. D ziesiątek tych żyw ych krzyży miga upiornie m iędzy filaram i bram y w jazdow ej).

(29)

G o ś c i e ; (zbici w gromadkę z przodu scen y po pra­

w ej stronie i na w erandzie patrzą w osłupieniu na w ieśn ia­

ków . C ała skala uczuć przebija się w tern patrzeniu; smu­

tek , w spółczucie, przerażenie, ciek aw ość. S ce n a po b rze­

gi pełna wzburzonego ludu).

P a r o b c y ; (j. w. skacząc) W ojna! H urra! Hurra!

P F r a n c i s z e k : (stoi na stopniach w erandy, pa­

trzy na rozkiełzany tłum i targa drżącą ręk ą wąsa).

G r o m a d a : (szaleje z radości i nieookoju).

W i e ś n i a c z k a : (wpada przez bram ę wjazdow ą, ro ztrąca gromadę, biegnie pod w erandę i rozglądając się, krzyczy przeraźliw ie z trwogi) Gdzie J a ś ? Gdzie mój J a ś ?

G r o m a d a : (nie zważa na nią w cale, w strasznym śnie k łęb i się i wiruje)-

S ł u ż ą c y J a ś : (wybiega z za w ęgła dworu) M am o?

W i e ś n i a c z k a : (obejm uje go, szepcząc mu na tle zgiełku takiego, że tylko poszczególne jej, urywane w yrazy słyszeć można) R ob aczku m ój... Pogodo m oja...

Ja sie ń k u ty... (w nagłem bolesnem przeczuciu zakryw a sobie oczy ręk ą, drugą tuląc syna) J a m iałabym cieb ie u tra cić ? (podnosi się, uśw iadam iając so b ie coraz jaśniej, coraz straszniej) U tra c ić ? U tra c ić ? (ręka opada z bezsil­

ną rozpaczą. Nagle w ieśn iaczka rzu ca się — niem al zw ie­

rzęcym skokiem dziedzicow i pod nogi: jakiś n iearty k u ło­

wany ję k w ydziera się z je j piersi).

P. F r a n c i s z e k : (wzruszony, poch ylając się nad nią) M ichałow a... No... odwagi! Odwagi!

M a t k i : (niemal rów nocześnie, odryw ają się od sw ych synów, których żegnały, rzucają się ku p. F ra n ­ ciszkow i, podejm ując go pod nogi i krzyczą) Dziedzicu, ra ­ tuj: My m atki... R atu j... R atu j! R a tu j! M y m atki —

P. F r a n c i s z e k : (po chw ili walki, nagle następuje w nim zmiana. S zep ce do siebie ze zdumieniem) A ja...

m yślałem o.,, mojem zbożu... o... m ajątku. A le ż ? A leż to w ojna o P o lsk ę? (ręką przesuw a po czole, schyla się do kobiet, podnosi je łagodnie) K obiety... uspokójcie się... co tylko będzie w m ojej m ocy, to dla opieki nad dziećm i waszem i... nad wami — zrobię. — A gdy i ja będ ę m usiał iść w pole... (głos mu zadrga! dziwnie — patrzy z żalem poprzez głowy tłumu na sw oje gospodarstwo, na Sław ę) a gdy ja będę... m usiał...

S ł a w a : (w ystępuje, mówi do kobiet głosem sta ­ nowczym) ...W ted y ja się wami opiekow ać będę. Gdy zaś m ężow ie i synowie w asi pójdą — zostaniem y razem . Nie b ó jcie się kobiety.

G o s p o d a r z e i P a r o b c y : (z w yrazem niem ej w dzięczności zdejm ują przed Sław ą czapki).

(30)

S ł a w a : (obejmuje szlochające matki]

T 1 u m : (patrząc na ból m atek, uspokaja się, skupia) P. F r a n c i s z e k : (przypomina sobie coś, znowu ponuro szarpie wąsa)

T ł u m : (patrzy na niego z oczekiw aniem )

P. F r a n c i s z e k : (j. w.) S łu ch a jcie m nie, ludzie, A w iecie wy z kim się bić m am y?

G r o m a d a : (radośnie) Z N iem cem ? P. F r a n c i s z e k : Z M oskalem !

G r o m a d a i G o ś c i e : (nieopisany zapał. W ie ś­

n iacy ścisk ają sobie ręce. K o b iety p rzestają fartuchem łzy o ciera ć, w znoszą groźnie ściśn ięte pięści do góry) H urra! B ij M ochów ! B ij psiajuchów ! B ij! Hurra!

W i e ś n i a k : Panie dziedzicu! A to ca ła W ulka p ój­

dzie na M oskala i go na kw aśne jab łk o stłu cze! ' T ł u m : H urra!

P. F r a n c i s z e k : Nie tylko W u lka pójdzie. Nie będziem y sam i: (z naciskiem ) obok nas jak b racia ram ię przy ram ieniu w alczyć będą przeciw M oskalom ,,.

G ł o s : (naiwnie) P ozn an iacy?

P, F r a n c i s z e k : Pr u - sa - cy!

T ł u m : (cicho) ,,Pru - sa - c y " ?

(W zniesione ręce opadły. Nagle, długie m ilczenie chw ilow ego zn iech ęcen ia).

P. F r a n c i s z e k : (ocierając czoło) A teraz,,, w ie­

cie już w szystko.

G r o m a d a : (cicho) Nie — M y jeszcze nie wiemy

— nic!

P, F r a n c i s z e k : Czegóż c h c e c ie ? G r o m a d a : (nieśm iało) A ... tam ci?

P. F r a n c i s z e k : (ocierając czoło) Ja c y ,,ta m ci"?

G r o m a d a : Po drugiej stron ie... ślabanu... za k o­

m orą... no, dziedzic w iedzą? (W szystkie rę c e w skazują p y tająco w dal).

P. F r a n c i s z e k : Nie p y tajcie się... Nie p ytajcie się... (rozkłada rę c e niem al z rozpaczą).

G r o m a d a : (zakłopotana) Co ja k ż esz ? T o jakżesz ta k ? T o tam ci z za ślabanu przeciw ko — nam ?

G o ś c i e : (podchodzą do dziedzica, coś mu szepcą) P. F r a n c i s z e k : (opędza się, a do gromady roz­

kazu jąco) O dtąd... (głucho) nie m yśleć! Nie m ędrkow ać.

Do domów iść! D o chałup i przygotow ać się! Przygoto­

w ać się!

G r o m a d a : (w ahająco, z nagłą trwogą) „P rzygoto­

w ać s ię ? " A leż... m y nie znamy... ju tra?

G o ś c i e : (cicho) Nie znamy... Ju tr a ? (spoglądają po sobie z lękiem ),

28

(31)

P. F r a n c i s z e k : T o wiem y jedno: jutro nie będzie tak ie, jak ciche w czora...

G r o m a d a : (z w estchnieniem ) Nie będzie już?

P. F r a n c i s z e k : (wzruszony) Nie będzie już...

W ię c radzę... niech każdy tak... na w szelki w ypadek, bo, k to w ie... w ięc jak b y w godzinie śm ierci... uporządkuje sw oje spraw y (nagle szorstkością p okryw ając w zrusze­

nie) ...jak i ja muszę... (odwraca tw arz przed oczam i tłu ­ mu i szybko wychodzi).

T ł u m : (stojąc na m iejscu cicho) ... tak, jak w godzi­

nie śm ierci... przygotow ać się... (zabiera się do odejścia — poważny, m ilczący).

S t r z e l e c W a c ł a w : (staje nagle w drzwiach dworku, woła potężnym głosem młodzieńczym) P olacy!

T ł u m : (staje zdziwiony).

S t r z e l e c W a c ł a w : W ojn a eu ropejska oczek i­

wana od la t stu... przepow iadana przez W ieszczów Na­

rodu — zbliża się! W ojn a eu rop ejska! P olacy ! T a wojna...

tu, na tej ziemi 'to czy ć się będzie. W ię c gdy O jczyzna nasza spłynie krw ią — my siedzieć mamy b ezczyn nie?

W szakżeż to o tę ziemię ukochaną, o M atk ę naszą!

O rolę... o domy... o dzieci... o dusze polskie; o P olskę całą toczyć się będą w alki: P o lacy do broni! Pokażm y

■światu, że w ta k iej chwili — my — Naród nie śpimy; że w szczęku oręża, czy później może — my w łasne życie nasze i w łasny, krw ią w yw alczony — m ieć chcem y... głos!

C y g a n z n i e d ź w i e d z i e m (ukazuje się w b ra ­ mie)

T ł u m : (zmieszany usuwa się trochę).

P a n i e : (przestraszone) Co to ? Co to ?

Z i e m i a n i n I.: (zakłopotany) A ha już wiem. T o ta., niespodzianka zam ówiona dla m łodzieży, (nerwowo m acha ch u stką do cygana) P óźniej! Później!

P a n i e : (m achają chustkam i do cygana, w ołając dy­

skretnie) P óźniej! Później!

C y g a n : (z niedźwiedziem) (znika).

S t r z e l e c W a c ł a w : (j. w. uroczyście) ...m ieć chcem y głos... G łosem tym już dzisiaj w chwili wybuchu wojny — odezw ać się możemy! Będzie nim w łasne, n aro­

dowe W ojsko P olsk ie: P olacy! W ielu z was pójdzie w re- kruty do armji państw a, k tó re nami tu w łada. A le wielu z was w stąpić może dobrow olnie w szeregi w ojska naro­

dowego pod w łasną, polską kom endę. S łu ch a jcie : ja W a ­ cław Saw ick i staję przed wami, jako upełnom ocniony do przyjm ow ania zgłoszeń ochotników ... K to z was Polacy, ch ce w stąpić do w ojska polskiego?

G r o m a d a i G o ś c i e : (potężny krzyk) W szyscy!

(nieopisany zapał. Czapki, rę c e w górę),

29

Cytaty

Powiązane dokumenty

gdy ujrzał generał na werandzie stojący, daje znak rąką i w odpowie dniej chwili nar na werandzie trąbacz wytrąbuje alarm... Drzwi po prawej nie mają klamki

Zaśpiewaliście koledze, żeby mu się Polska w grobie przyśniła a teraz ogrzejcie się trochę.. O RLĘ (spojrzawszy na

Jak pisała dr Iwona Luba, po likwidacji (w 1922 r.) na skutek nieudolnego działania Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz zaniedbań spraw związanych ze sztuką w

nego zerwania — taki wybuch... Potem nagle z łobuzerskim błyskiem w oczach, cicho na palcach wychodzi. Całą moją młodość., gotowam rzucić na ołtarzu

jak wiadomo— pozostali zupełnie bezczynni i sceptyczni. Gdy wszakże przebieg wojny wykazywał, że N. oryentował się trafniej niż jego przeciwnicy, wówczas

Dalej w moim śnie widzę, jak w tej krainie mam swój własny dom nie na jeden dzień, i jak moja własna mateczka woła do mnie: “Ludwisiu kochana, pójdź już do domu, gdyż

EUGENJA: To wszystko dla mnie jest ogromnie zabawne, lecz niech pan dobrze pomyśli, czy będzie ze mną szczęśliwy!. KACPER:

Tomasz Armstrong, pastor Kornel van Taił, bankier Zuzanna van Taił,.. jego