• Nie Znaleziono Wyników

ODŻYWIANIE ZARODKÓW PRZEZ MATKI U ZWIERZĄT KRĘGO­WYCH ŻYWORODNYCH.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "ODŻYWIANIE ZARODKÓW PRZEZ MATKI U ZWIERZĄT KRĘGO­WYCH ŻYWORODNYCH."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JKfc. 3 2 ( 1 4 7 0 ) . W a r s z a w a , d n i a 7 s i e r p n i a W IO r ; j MS. T o m X X I X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: r o c z n ie r b . 8, k w a r ta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztową r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W s z e c h ś w ia ta " i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r ­ n ia ch w kraju i za g ra n icą .

W ciągu sierpnia redakcya będzie otwarta tylko od 4 do 6 popołudniu.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A J^ . 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

O D Ż Y W I A N I E Z A R O D K Ó W P R Z E Z M A T K I U Z W I E R Z Ą T K R Ę G O ­

W Y C H Ż Y W O R O D N Y C H .

W s z y s t k ie zw ierzęta, ro zm n a ża ją ce się d r o g ą płciową, przechodzą t a k z w a n y o k res życia zarodkow ego czyli em bryo- nalnego. Okres t e n t r w a od z a płodnie­

n ia do w y k s z ta łc e n ia się młodego zw ie­

rzęcia, podobnego do form y rodzicielskiej, a czas t r w a n i a tego o k resu b y w a bardzo różny. Zależnie od sposobu zapłodnienia j a k ró w nież od tego, w j a k ie m śro d o ­ w is k u zarodki się rozw ijają, d zielim y w s z y s tk ie zw ierzęta n a trz y n a s tę p u ją c e grup y: l) ja jo ro d n e (ovipara), 2) jajo ż y - w oro dn e (ovovivipara) i 3) żyworodne (vivipara). Jeżeli j a j k a przed z apłodnie­

n ie m w y d a la n e są przez sam icę naze- w nątrz, a z a płodnienie i d a lsz y rozwój o d b y w a j ą się poza o rg an iz m e m samicy, to z w ie rz ę ta te n a z y w a m y ja jo r o d n e m i (większość ry b i płazów). Je że li z apłod­

nienie o d b y w a się w łonie m atk i, przy- czem j e d n a k j u ż podczas p ierw sz y c h okresów rozw o jo w y ch j a j k o zostaje w y ­ dalone n a z e w n ą tr z ,— to są to zw ie rz ę ta

ja jo ż y w o ro d n e (prawie w sz y stk ie g a d y i w s z y s tk ie ptaki). Ostatecznie żywo- rodnem i n a z y w a m y zw ierzęta, u k tó ry c h zapłodnienie i cały rozwój o d b yw ają się w łonie m atk i, a p o to m stw o przy ch o dzi na ś w ia t żywe — p odo bn e do form y r o ­ dzicielskiej (zw ierzęta ssące i człowiek).

K om ó rka jajow a, k tó r a w s to s u n k u do organ izm u, j a k i m a w y tw o rz y ć , j e s t n i e ­ zm iernie mała, m u si oczywiście podczas rozw oju swego po brać odpow iednią ilość p o ż y w ie n ia n a m a te ry a ł budulcow y. Dla z w ie rz ą t więc ja jo r o d n y c h i jajożyw o- ro d ny ch, które, j a k ju ż wiemy, ro zw ija ją się poza o rg an iz m e m rodzicielskim , m a ­ t e r y a ł t e n j e s t z a w a r t y w s a m y m j a j k u w posta c i t. z w. żółtka odżywczego. J a j ­ ko, a później zarodek czerpią s tą d dla siebie pokarm . U jajo ro d n y ch ry b np.

k o śc is ty c h j a j k a dochodzą do w ielkości zia rn ek g roch u. J a j k a zaś p tak ó w , j a k wiadomo, są jeszcze daleko w iększe.

Inaczej p rz e d s ta w ia się t a s p ra w a u z w ie ­ r z ą t żyw orodnych. J a j k a ich są z r e g u ły b ardzo małe, gdyż z a w ie r a ją ty lk o b a r ­ dzo niez n a c zn ą ilość d e u to p l a z m y —żół­

t k a odżywczego. Dla p r z y k ł a d a w eźm y

j a j k a zw ie rz ą t ssących ż yw orodnych, —

wielkość j a j e k t y c h z w ie rz ą t w a h a się

(2)

498 W S Z E C H S W I A T

p o m ię d z y

0,12 m m

a

0,9 m m

w śre d n ic y .

Z t a k więc n ie z m ie rn ie d r o b n y c h j a j e k ro zw ija ją się m łode zn aczn ej s to su n k o w o w ielk ości, z czego w^ynika w n iosek n a ­ t u ra ln y , że j a j k a a później z aro d ki m u ­ szą p o b r a ć z n a c z n ą ilość s u b s ta n c y j z z e ­ w n ą trz . S u b s t a n e y e te są p o b ie ra n e oczy­

wiście z n a jb liż sz e g o otoczenia, ze śro ­ dow iska, w k t ó r e m się ro zw ijają z a ro d ­ ki, a w ięc w ty m p r z y p a d k u z o r g a n i ­ z m u ro dzicielskiego, za p o ś re d n ic tw e m p e w n y c h org an ów . O rg a n e m ta k im j e s t np. m ac ic a w y ż s z y c h k r ę g o w c ó w albo też t o r b a lub k iesz e ń lęg o w a niższy ch j a k ró w n ież j a jo w ó d , a u n i e k t ó r y c h

z w ie rz ą t n a w e t sam j a j n i k .

Że z a ro d k i z w ie rz ą t ż y w o ro d n y c h w cza­

sie życia śró d m a c ic z n e g o rzeczyw iście p o k a rm p o b ie ra ją , w ie d z ia n o ju ż w s t a ­ roży tn ości, a A r y s to t e le s w y g ło s ił naw^et teo ry ę o d ż y w ia n ia się z a ro d k ó w z w ie rz ą t ż y w o ro d n y c h . T e o r y a t a , u g r u n to w a n a j e d n a k w y łą c zn ie ty lk o n a s p eku lacy i, upadła. Los ta k i s p o tk a ł z re s z tą też i i n ­ ne p ó ź n ie jsze teo ry e . O sta te c zn ie n a w e t i dzisiaj k w e s t y a o d ż y w ia n ia się zaro d­

ków nie j e s t je s z c z e r o z s t r z y g n i ę t a i po­

tr z e b a będzie p rze p ro w a d z ić jeszcze b a r ­ dzo wuele badań, do zu p e łn e g o w y ś w ie ­ t le n ia tej, j a k z o b a c z y m y dalej, n a d z w y ­ czaj s k o m p lik o w a n e j sp ra w y .

Z an im p rze jd ę do p rz e d s ta w ie n ia r e ­ zultatów" b a d a ń o s t a t n i c h czasów w k w e ­ s ty i o d ż y w ia n ia się z arod k ó w , c h c ia łb y m też w k r ó tk o ś c i p odać k ilk a d any ch , d o ­ ty c z ą c y c h h is to r y i p o g ląd ó w i teoryj n a to zadanie. J a k w yżej w sp o m n ia łe m , w z a jm u ją c e j n a s s p ra w ie , w y p o w ie d z iał się ju ż A r y s to te le s , a t e o r y a jego j e s t , ze z n a n y c h obecnie, n a jd a w n ie js z ą . A r y ­ s to te le s ro zw a ża ł tę k w e s t y ę u z w ie rz ą t s sących. N ależy w ięc p rzy p o m n ieć , że zapło d n ienie u t y c h z w i e r z ą t n a s tę p u j e w jajo w odzie, p oęzem j a j k o zapłodnione w ę d ru je do m acicy, gdzie p o z o sta je ju ż p rzez cały o k res rozw oju. Otóż w e d łu g A r y s to t e le s a m a c ic a w ła ś n ie d o s ta r c z a z a ro d k o w i p o k a rm u , a p o k a rm te n u w a ­ żał on za rodzaj g o to w a n e g o n a w e t m le ­ ka. Mleko to m aciczn e n ie może j e d n a k s ta r c z y ć n a długo. W czasie cią ż y więc r o z w ija ją się w o rg a n iz m ie m a t k i ze­

w n ę trz n e g ru cz o ły mleczne, k tó re będą m iały za zadania, k o n ty n u o w a ć czynność m acicy. C hw ila z upełnego rozw inięcia się t y c h gruczołów zewmętrznych i roz­

poczęcia się ich fu n k cy i odpow iada chwili w y c z e rp a n ia się m le k a macicznego, s k u t ­ kiem czego n a s tę p u je poród. Zasadnicza m y śl tej teo ry i u trz y m a ła się dosyć d ł u ­ go, a n a z w ą „mleko m aciczne" p iszący p o słu g u ją się do dzisiaj w odm ienn em ju ż oczywiście znaczeniu.

A uto ro w ie n a s tę p n e j teo ry i u t r z y m y ­ wali, że u z w ie rz ą t ssąc y c h istn ieje b ez­

p ośre d n ia łączność pom iędzy naczyniam i k rw io n o śn e m i m atki, a naczyniam i, z n a j­

d u jąc e g o się w je j łonie, zarodka. Krew więc z o rg a n iz m u m a tk i p rzechodziłaby w p ro st w k rą ż e n ie zarodka. P og ląd ten okazał się j e d n a k zgoła błędn ym . Na p r e p a r a ta c h z n a s tr z y k a n e m i n a c z y n ia m i k rw io n o śn e m i stw ie rd z o n o m ianowicie, że b r a k zupełnie łączności pom iędzy n a ­ c z y n ia m i m a t k i a płodu i, że k rą ż e n ia obu t y c h org an iz m ó w są zupełnie samo- dzielnemi, w sobie z a m k n ię te m i s y s t e ­ mami.

W t y m s a m y m mniej więcej czasie, k ie d y obalona została te o r y a b e z p o śre d ­ niej w y m ia n y krw i, o d k ry to wr ścianie m acicy gruczoły, co dało p o d sta w ę do n ow eg o uogólnienia s p ra w y odżyw iania się zarodków . Gruczoły m ianow icie m ia ły b y ć organam i, d o s ta rc z a ją c e m i zarodkom pożywienia. W y tw a r z a ją c p ew ne s u b ­ s ta n e y e , oddają je z a rod k om w postaci w ydzieliny, któ rej c h a r a k te r i zbliżony s kład ch e m icz n y nie b yły j e d n a k znane.

R óżni autorow ie ok reśla li j ą przeto r ó ­ żnie,— albo j a k o „białko ś lu z o w a t e 11, albo

„śluz“, albo w reszcie n a z y w a n o j ą w p ro st

„m lekiem ". Zasadnicza m yśl więc A r y ­ sto te le sa wróciła, lecz u g r u n to w a n a ju ż n a p e w n y c h d a n y c h a n a to m ic z n y c h . J e ­ dnocześnie z t ą te o r y ą p o w s ta ła jeszcze d ru g a , k tó rą podali flzyologowie. Opie­

r a ją c się n a tem , że u w y ż sz y c h zw ie­

rz ą t ss ą c y c h n a c zy n ia k rw ion o śne m a tk i i płodu, leżą tu ż obok siebie, a p r z y n a j­

m niej z bardzo blizkiem sąsiedztw ie, a u ­

torow ie ci przyjęli, że pom iędzy k r w ią

m a t k i a—płodu o d b y w a się w y m ia n a m a ­

te r y j d ro g ą osmozy. Z k r w i m a t k i prze­

(3)

No

32 W S Z E C H S WIAT 499

c h odziły b y więc przez przesiąkanie p e ­

w ne s u b s ta n c y e odżywcze do n aczyń pło­

du, o trz y m u ją c s tą d naw zajem p r o d u k ty odpadowe, w celu ich zupełnego u su n ię ­ cia n a z ew n ą trz. P o g lą d t e n zyskał swego czasu bardzo wielu zwolenników, a w p o d­

ręc z n ik a c h fizyologii jeszcze z przed j e ­ d e n a s tu lat proces osmotyeznej w y m ia ­ n y m a te ry i pomiędzy płodem a m a tk ą p o d a w a n y j e s t , albo za je d y n y , albo za głów ny sposób odżyw iania się zarodków.

R e z u lta ty b a d a ń doby ostatniej zaprze­

czają j e d n a k te m u j a k o b y osmotyczna w y m ia n a m ate ry j w sprawie, o której mowa, b y ła czy n n ik iem je d y n y m albo chociażby głów nym . Z danych, ja k ie z y ­ s k a liś m y w la ta c h o sta tn ic h w y nika, że s praw ozd anie całej sp raw y o dżyw iania się zaro d k ó w do osmozy wyłącznie albo w yłącznie do roli gruczołów m acicy j e s t tra k to w a n ie m z b y t j e d n o s tro n n e m i po- wierzchow nem . Obadw a te, ostatnio w sp o ­ m niane procesy, zachodzą rzeczywiście, ale n ie wyłącznie, j a k to przypuszczano dawniej. S p ra w a d o s ta rc za n ia p o k a rm u przez m a tk ę j a k rów nież p o biera n ia tego p o k a rm u przez z arodki je s t, j a k j u ż w spo m n ia łe m , a k c y ą n a d z w y c z aj s k o m ­ plik o w an ą —- procesem b ę d ą cy m n iejako w y p a d k o w ą kilku, a może n a w e t k ilk u ­ n a s tu czynników.

T y le z historyi.*

P r z y s tę p u je m y te r a z do ro ze jrz e n ia się w b a d a n ia c h szczegółow ych doby obec­

nej. B a d a n ia te p row a d z o ne n a całym sz ere g u ró żn y c h z w ie rz ą t k ręg o w y c h są bardzo liczne. B rak j e d n a k odpow ied­

nich m eto d ch em icznych i fizyologicz- n y c h zm u sz a badaczów do o g ran ic za n ia się m eto d a m i histologicznem i, co p ro w a ­ dzi n a tu r a ln ie do p e w n y c h lu k i nied o ­ kładności. Pom im o to udało się ju ż o k r e ­ ślić p ew ne części składow e pożywienia, d o sta rc z a n e g o zarodkom , i stw ie rd z ić cały s z e re g procesów dawniej n ie z n a ­ nych.

I. R y b y .

P r z e g lą d d okładniejszy sto su n k ó w w k w e s t y i ro z p a try w a n e j z a cz y n a m y od ry b żyw orodnych.

1. R y b y p ę d z l o s k r z e l n e . N a j­

p ro stsz e s to s u n k i są u t. zw. pędzlo- skrzelnyeh (Lophobranchia), n ależących do rzę d u ry b ko stnoszkieletow ych. Za­

znaczyć zaraz należy, że w szystkie p ę ­ dzloskrzelne żyworodne sta n o w ią b ardzo ciekaw y w y ją te k z tej r e g u ł y ogólnej, że rozwój e m b ry o n a ln y u zw ierząt żywo­

ro d n y ch wogóle zw iązany j e s t z o rg a n i­

zm em m a tk i czyli samicy. Rozwój e m ­ b ry o n a ln y u ty c h ry b z w iązan y j e s t m ia ­ nowicie z o rgan izm em s a m c a i p r z y te m w sposób bardzo c h a ra k te r y s ty c z n y . Od ściany brzusznej sa m c a odchodzą fałdy skórne, tw orzące rodzaj kieszen i albo to rby lęgowej, do której j a j k a zapłodnio­

ne z o s ta ją złożone. Kieszeń ta k ą w p r z e ­ kro ju poprzecznym widzim y n a r y s u n k u fig. l. M amy ta m dw a fałdy odchodzące

rri

/fi

(Fig. 1).

Przekrój poprzeczny kieszeni lęgowej igliczni (Sygnathus typhle). rtl — mięśnie ściany brzusz­

nej, s k —szkielet skórny, f s —fałdy skórne, tw o ­ rzące ścianę kieszeni lęgow ej, j —jajka, dż — prze­

strzeń dokołażółtkowa.

po b o k a c h śc ia ny brzusznej, a o be jm u ­ ją c e w sobie 3 zapłodnione już ja j k a .

Na rycinie tej m a m y p rze d staw io n e s to ­ s u n k i zachodzące u t. zw. igliczni—S y ­ g n a th u s (Siphonostoma) typhle. F a łd y boczne, o b e jm u ją c t u j a j k a , nie zlepiają się ze sobą w linii środkow ej, w s k u t e k czego pozostaje bezp o śre d n ia ko m unik a- cya z otoczeniem z e w n ę trz n em , a więc w ty m razie z wodą. Z b a d a n y c h do­

ty ch c z a s pod t y m w zględem g a tu n k ó w

s to s u n k i takie m am y jeszcze u N erophis

ophidion, a tego rodzaju o rg an lęgow y

j e s t na jp ro stsz y . Z tej sam ej g r u p y ry b

p ę dzloskrzelnych u in n y c h znów g a t u n ­

ków j a k np. S iphono sto m a Dum erilii albo

(4)

500 W S Z E C H S W I A T JS6 32

S ip h o n o sto m a acus fałd y boczne z r a s t a j ą się w linii śro d kow ej. Z ro s t t e n n a s t ę ­ p u je tu j e d n a k d opiero po złożeniu j a j e k do ty ch fałdów. W t y m razie p o w sta je w ięc k ie s z e ń z upe łnie z a m k n i ę t a i j a j k a , a później z a ro d k i są ju ż zupełnie od w o ­ d y odcięte. J e s z c z e w yżej u o rg an izo w a- n ą t o r b ę lę g o w ą m a m y u t. zw. pławi- ko n ik ów (H ip p o cam p us H ip p o c a m p u s al­

bo H. b r e v iro stris ). T o r b a łęg o w a j e s t t u ju ż zaw sz e z a m k n ię ta , a j a j k a z a p ło d ­ nione d o s ta j ą się do niej przez m ały o tw orek, leżący poza o d b y te m . Pław iko- n ik a z t o r b ą lę g o w ą (t. b.) p r z e d s ta w ia n a m r y s u n e k fig. 2. T y le o m a k r o s k o ­

p ow ej bud ow ie k i e s z e ­ n i i t o r b lę g o w y c h ry b pędz lo sk rze ln y ch .

N a s u w a się t e r a z p y ­ ta n ie , j a k i j e s t s to s u ­ n e k t y c h o r g an ó w do z a ro d k ó w , w n ic h się r o z w ija ją c y c h i odw rot-

t b / "

^ nie. Z a c zn ie m y od Ne-

r o p h is o phidion. W i e ­ m y j u ż , że k iesz e ń lę- (Fig o) g o w a j e s t t u o tw a rta .

J a j k a przeto, żeb y się

P ław ikonik (Hip- i • • . • i

TT. 1 w kiesz e n i tei m ogły

pocampus Hippo- ° "

campus) t. b. tor-

u tr z y m a ć , są j a k ą ś ma-

ba lęgow a,

są k i to w ą p rzylep io ne do w e w n ę t r z n y c h ścian fałdów. M asa t a j e s t w y d z ie lin ą n a b ło n ­ ka w y ś c ie la ją c e g o fałdy. Pozatem , w e­

d łu g d o t y c h c z a s o w y c h b a d a ń , b r a k j a ­ k ic h k o lw ie k śladó w , p o z w a lają cy c h p r z y ­ p u sz cz a ć , że p rzez p o ś re d n ic tw o fałdów są t u z a ro d k o m d o s ta r c z a n e j a k i e ś s u b ­ s ta n e y e odżywcze. W e d łu g K o ls te ra więc k iesz e ń lę g o w a m a u te g o g a t u n k u od­

g r y w a ć rolę w y łą c zn ie o c h ro n n ą .

Nie o w iele d alej, z d a je się, są p o s u ­ n ię te s to s u n k i u igliczn i ( S y g n a tu s ty- phle). K o ls te r u w a ż a też, że s to s u n k i u tej r y b y s ta n o w ią n ie ja k o p rze jście od ty c h ż e u p o p rze d n io o p isa n e g o N. ophi­

dion a s to s u n k a m i n a s t ę p n y c h g a tu n k ó w tej sam ej rod zin y . J a j k a igliczn i j a k i i n n y c h r y b k o ś c is t y c h m a ją po m iędzy żółtkiem a b ło n ą (zona r a d i a ta ) t a k z w a ­ n ą p r z e s t r z e ń d o k o łaż ó łtk o w ą, w y p e łn io ­ n ą p ły n em . N a r y s u n k u fig. 1 m a m y

tę p r z e s trz e ń oznaczo n ą lite r a m i d.ż.

W płynie, z a w a r t y m w tej p rze strz e n i, po s k le je n iu się nab łon k a k iesz e n i lęg o­

wej z b łoną j a j k a , z n a jd u je się w e d łu g H u o ta i C oh n a z n a c z n a ilość s u b s ta n c y j b ia łk o w a ty c h . S u b s ta n e y e te n a p r e p a ­ r a t a c h p rz y p o m in a ją ścięte osocze krwi.

W e d łu g w sp o m n ia n y c h d w u badaczów s u b s ta n e y e w p r z e s trz e n i dokołażółtko- wej są p o k a rm e m odżywczym, d o s ta r ­ czonym j a j k u przez śc ia n ę k iesz e n i l ę g o ­ wej. H uot p rzyp u szcza mianowicie, że p o k a rm te n d o sta je się z n aczyń w ło so ­ w a ty c h z fałdów kiesz e ni i z p r z e s tw o ­ rów lim fa ty cz n y c h w p r o s t przez p r z e s ią ­ kanie. Cohn zaś u trz y m u je , że s u b s ta n - cye te w p ra w d z ie po ch o dzą z n a c zy ń k rw io n o śn y c h i lim faty cznych , są one j e d n a k u przed n io p rze ro b io n e przez n a ­

błonek, bezpośrednio j a j k o otaczający, i p rzez t e n n a b ło n e k w formie w y d z ie li­

ny są od da w a n e j a j k u . J a k ą d ro g ą w r z e ­ c zyw istości s u b s ta n e y e odżywcze do c h o ­ d zą do ja je k , a później zarodków , w y k a ­ żą p rzy szłe b a d a n ia . W a ż n e m d la n a s j e s t t u w k a ż d y m razie to, że p o k a rm przez z a ro d k i j e s t p o b ie ra n y i, że w y n ik ten o sią g a n y j e s t zapom ocą b a rd z o p r o ­ s ty c h środków .

Znacznie dalej p o s u n ię ta j e s t s p ra w a o d ż y w ia n ia z a rodków u t y c h g a tu n k ó w , u k tó ry c h fałdy k ie s z e n i lęgow ej tw o rz ą kieszeń z a m k n iętą . T a k dzieje się, j a k ju ż w spom niałem , u Siph o n o sto m a Du- merilii i S. R on daletti. Po z a m k n ię c iu się kieszen i w y r a s t a j ą z jej ś c ia n w e ­ w n ę t r z n y c h fałd y w ró żn y c h k ie ru n k a c h . F a łd y te w n i k a ją p o m iędzy poszczególne j a j k a i o b e jm u ją je , tw o r z ą c całe m n ó s t­

wo p rzegród ek , obok siebie leżących.

P r z e g ró d k i te p o k r y w a j e d n o w a r s tw o w y n a b ło n e k , n ie p r z y le g a ją c y j e d n a k tak ściśle do j a j e k j a k to w idzieliśm y u igli­

czni. Po m ięd zy j a j k a m i m ianowicie, a ś c ia ­ nam i p rz e g ró d e k j e s t dosyć znaczna p rz e ­ s tr z e ń w yp e łn io n a j a k ą ś m asą, k t ó r ą j a k w y n ik a z b a d a ń K o lstera, j e s t w yd zieli­

n ą n a b ło n k a p rz e g ró d e k . Masa t a w m łod­

s z y c h s ta d y a c h ciąży w y d a je się być j e ­

dnolitą śluzow atą, p rz y p o m in a ją c ą śc ię tą

s u b s ta n c y ę b ia łk o w a tą . W p ó ź n ie jszyc h

s ta d y a c h m asa, o k tó re j m ow a, j e s t b a r ­

(5)

JSIs 32 W S Z E C H Ś W I A T 501

dziej s k u p io n a w g r u d k i, k tó re z a w iera ją ju ż t e r a z p e w n ą ilość kom órek, a p r z e ­ d e w s z y s tk ie m — czerwone ciałka krwi.

Oprócz te g o z n a jd u je się tu znaczniejsza ilość w ię k s z y c h lub m niejszych kuleczek tłuszczu, k tó ry , w e d łu g Kolstera, j e s t r ó ­ wnież w y d z ie lin ą n a b ło n k a przegródek.

Dla s tw ie rd z en ia , czy m asa ta ma ja k ie znaczenie d la ro zw oju zarodków , w s p o ­ m n ia n y u c zo ny b a d a ł za w a rto ść k a n a łu p o k a rm o w e g o zarodków . Badał sta rs ze j u ż nieco zarodki, po ich w y łu s k a n iu się z błony ja jo w e j. Okazało się, że w ca­

łym prze d n im o d cin k u k an a łu p o k a rm o ­ wego z n a jd o w a ły się grudki m asy id en ­ tycznej. A poniew aż końcow y o dcinek k a n a łu p o karm ow ego był zawsze próżny, w y n ik a więc, że g r u d k i tej m a s y z o sta ją w z a ro d k a c h straw ione. S u b s ta n c y e z a ­ tem , z n a jd u ją c e się w p rze g ró d k a c h k ie ­ szeni lęgow ej, a pochodzące z o rg an iz m u ojca są p ok a rm e m d o sta rc z a n y m zarod ­ kom w celu ich odżywiania.

P rzechodzim y t e ra z do pław ikonika(H ip- p ocam pus breviro stris). W zupełnie z a m ­ k n ięte j to rb ie p o w s ta ją t u rów nież fał­

dy, a w dalszym ciągu i p rze g ró d ki.

W p rz e g ró d k a c h t y c h ro zw ija ją się z a ­ rodki. Ś c ia n y p rz e g ró d e k p o k r y w a j e ­ d n o w a rs tw o w y nabłonek, k t ó r y okazuje b a rd z o w y r a ź n ą czynność wydzielniczą.

W y d z ie lin a zostaje przez k o m ó rk i w y ­ r z u c a n a w postaci kropelek, z le w ają cy c h się w p r z e s trz e n i otaczającej j a j k a w j e ­ d n o litą m asę. W m asie tej j a k i u po ­ przednio o p isa n y c h g a tu n k ó w z n a jd u ją się czerwone ciałk a k r w i i k ro p elk i t ł u ­ szczu. Oprócz teg o w n ieznacznej j e d n a k ty lko ilości s p o ty k a m y też leu k o cy ty . Co dotyczę c z erw o nyc h ciałek krw i, to K o lste r zauważył, że w k o ń c o w y c h sta- d y a c h ro zw o ju ilość ich znacznie się zw iększa, p r zy c z e m zm n iejsza się ilość leu kocytó w . Na te m k o ńczy m y opis od­

ż y w ia n ia się zarodków r y b pędzloskrzel- nych.

Stanisław Powierza.

(C. d. nast.).

H . P O 1 N C A R Ś .

M E C H A N I K A N O W A 1).

W świecie tym , j a k wiecie, n iem a nic osta te cz ne go, nic niew zruszonego; n a jp o ­ tężniejsze, n a jtrw a ls z e m o c a rs tw a nie są wieczne: j e s t to te m a t, k tó ry często i z u p o ­ d oba nie m rozw ijali kaznodzieje. T eorye n a u k o w e są j a k m o ca rstw a, nie są p e ­ wne j u t r a . J e ś li j a k a te o ry a zdawała się zabezpieczoną od niszczącego w p ły w u czasu, to b y ła n ią z pew nością m e c h a n i­

ka n e w to n o w sk a : zd aw ała się b e z sp rz e ­ czną, b y ła pom nik iem k t ó r y nie z n is z ­ czeje nigdy; i oto przyszła jej kolej, i pom nik, jeżeli nie je s t obalony —t w i e r ­ dzić t a k byłoby prze d w cz e śn ie —to w k a ż ­ dym razie j e s t mocno za ch w ia n y . P o d ­ lega on a ta k o m w ielkich burzycieli: j e ­ dnego z nich, M aksa A b ra h a m a , p o s ia ­ dacie w śród siebie, d ru g im j e s t fizyk h o ­ len d e rs k i L orentz. C h c ia łb y m w n ie ­ wielu słow ach opowiedzieć w am o zw a ­ liskach daw nego g m a c h u i o nowej b u ­ dowli, j a k ą u s iłu ją wznieść n a je g o m ie j ­ sce.

P rz e d e w s z y s tk ie m , co c h a r a k te r y z o w a ­ ło d a w n ą m echanikę? N a s tę p u ją c y b a r ­ dzo p r o s t y fakt: uw a ż a m p ew n e ciało w spoczynku, udzielam m u pewnego i m ­ pulsu, to znaczy k a ż ę n a ń działać w c i ą ­ gu daneg o czasu danej sile; ciało w p r a ­ wione zo staje w ruch, n a b y w a pewnej prędkości; k ied y ciało p orusza się z tą p rędkością, ka ż m y n a ń działać tej samej sile w c iągu tego sam ego czasu, a p r ę d ­ kość je g o okaże się podwojoną; jeśli m u n a d a m y poraź trzeci t a k i sam impuls, p ręd k o ść będzie potrojona. P o w tó rz m y to d o s ta te c z n ą ilość razy, a ciało w k o ń ­ cu nabędzie pręd k o śc i b ardzo wielkiej,

ł) O statni z cyklu „Sześciu w ykładów o w y ­ branych przedm iotach z czystej m atem atyki i fizyki m atem atycznej", w ygłoszonych w Ge­

tyndze od 22 — 28 kw ietnia roku 1909 na zapro­

szenie K om isyi im. W olfskehla K rólew skiego Tow arzystw a N auk. Lipsk, Tenbner, 1910.

(6)

502 W S Z E C H S W I A T J\° 32

k t ó r a będzie m ogła p r z e k r o c z y ć w s z e lk ą

g ran ic ę, p rę d k o ś c i n ie sk o ń c z o n ej.

P rz e c iw n ie , w m e c h a n ic e nowej p r z y ­ pu szcza się, że j e s t niem o żliw e n a d a n ie ciału, w y c h o d z ą c e m u ze s t a n u sp o c zy n ­ ku, p rę d k o ś c i większej niż p rędkość ś w ia ­ tła. Cóż się t e d y dzieje? Uw ażam to s a ­ mo ciało w spoczynku; u d zielam m u t e ­ go sa m e g o p ie rw s z e g o im p u ls u co po­

p rze d n io , n a b ie rz e ono tej samej p r ę d ­ kości; p o n ó w m y te n im p u ls poraź d rugi, p r ę d k o ś ć w zrośnie, ale n ie będzie po­

dwojona; trz e ci im p u ls w y w o ła s k u te k an alo g icz n y , p r z y r o s t p ręd k o śc i będzie coraz m niejszy, ciało s ta w ia ć będzie opór coraz w iększy. Opór t e n — to b e z w ła d ­ ność, to — to, co się pospolicie n a z y w a m a ­ są; w s z y s tk o o d b y w a się z a te m tak, j a k - g d y b y m asa nie b y ła s ta ł a lecz ro sła w ra z z p rę d k o ś c ią . Z ja w isk o to m ożna ła tw o p r z e d s t a w ić graficznie: w d aw n ej m e c h a n ic e ciało n a b ie r a po p ierw sz y m im p u lsie p r ę d k o ś c i w y o b ra ż o n e j przez pe ­ w ie n odcinek; po d r u g im im pulsie w z r a ­ s ta o o dcinek r ó w n y p ie rw s z e m u , po k a ż d y m n o w y m im p u lsie p rę d k o ś ć w z r a ­ s ta o t a k ą s a m ą w ielkość, odcinek, k t ó ­ r y j ą w y o b ra ż a z w ię k s z a się o d łu g ość stałą; w m ec h a n ic e no w e j od cin ek w y ­ o b r a ż a ją c y p rę d k o ś ć z w i ę k s z a się o o d ­ c in ki nowe, k tó re są c oraz m niejsze, ta k , że nie m ożem y p r z e k r o c z y ć p ew n ej g r a ­ nicy , p r ę d k o ś c i św ia tła .

W j a k i sposób o s ią g n ię to ta k i e w n io ­ ski? C z y p rze p ro w a d z o n o b e zp o śred nie d o ś w iad czen ia? R o zbieżn o ść u ja w n i się do p iero d la ciał o ż y w io n y c h w ie lk ie m i p ręd k o ś c ia m i; w ó w c z a s dopiero pomie- n ione różnice d a ją się odczuć. Lecz cóż to j e s t w ie lk a p ręd k o ś ć ? Czy j e s t to p ręd k o ść a u to m o b ilu , k t ó r y p rz e b ie g a sto k ilo m e tr ó w n a godzinę; n a ulic y chyżość t a k a budzi podziw; z n a s z e g o przecież p u n k t u w id z e n ia j e s t t o p o p r o s tu p r ę d ­ kość ślim acza. Z n a c zn ie jsz e ju ż p r ę d k o ­ ści d a je n a m a stro n o m ia : M e rk u ry , k tó ­ r y j e s t n a js z y b s z e m c ia łem n ie b ie s k ie m p r z e b i e g a rów nież około s t u k ilo m e tró w , ale nie n a godzinę, lecz n a s e k u n d ę;

w s zelako, to je s z c z e nie w y s ta rc z a , p r ę d ­ kości ta k i e są z b y t m ałe, by u j a w n ić r ó ­ żnice, o k t ó r y c h s tw ie r d z e n ie n a m c h o ­

dzi. Nie mówię o n a s z y c h k u la c h a r ­ m atn ic h , k tó re są szybsze niż a u to m o ­ bile, lecz zn acznie pow olniejsze niż Mer­

k u r y ; wiecie w szakże że o d k ry to arty- leryę, której pociski m k n ą bez poró w na­

nia prędzej: mówię o radzie, k t ó r y we w s z y s tk ie k ie r u n k i w y s y ła e n e r g i ę —po­

ciski; sz yb k ość s trz a łu j e s t t u daleko w iększa, pręd k o ść p o c z ą tk o w a wynosi 100 000 k ilo m etró w na sekundę, czyli trz e c ią część p ręd k o śc i św iatła; k a lib e r pocisków , ich ciężar j e s t , copraw da, d a ­ leko m niejszy i nie możemy liczyć n a tę a r t y l e r y ę dla z w ię k sz e n ia p o tęg i m ilita r­

nej n a s z y c h a rm ij. Czy można p rze p ro ­ w ad z a ć dośw iadczenia na t y c h p ociskach?

P r o b o w a n o to zrobić; w pły w pola e le k ­ try c z n eg o , pola m a g n e ty c z n e g o w y w o ­ łu je odchylenie, k tó re pozw ala ocenić be z w ład n o ść i z m ierzyć j ą . Stw ierdzo no w t e n sposób, że m asa zależy od p r ę d ­ kości i w ygłoszono n a s tę p u ją c e prawo:

bezw ład no ść ciała rośnie z j e g o p ręd k o ­ ścią, k tó ra pozostaje m n ie js z a od p ręd ­ kości św iatła, czyli od 300 000 kilom e­

tró w na sekundę.

P rzechodzę z kolei do d ru g ie j zasady, do z asady względności. Niechaj o b se r­

w a to r p r z e s u w a się n a praw o; w szystko d la ń o d by w a się ta k , j a k g d y b y był on w spoczynku, a otaczające go przed m io ­ t y p rz e s u w a ły się n a lewo: n ie m a spo­

sobu dow iedzenia się, czy p rze dm ioty p r z e s u w a ją się rzeczyw iście, czy o b s e r ­ w a t o r j e s t n ieru c h om y , lub też w ruch u.

W k a ż d y m p o d ręc z n ik u m echaniki n a ­

ucza się, że p a s a ż e ro w i p ły n ą c e m u na

s ta t k u , w y d a je się, że b rze g rze k i się

p rze su w a , g d y ty m c z a s e m je g o to ła g o ­

dnie unosi r u c h s ta t k u . Po bliższem z b a ­

d a n iu p ro ste to pojęcie n a b ie r a k a p i t a l ­

nej wagi; n ie m a sposobu r o z s trz y g n ię c ia

k w e s ty i, żadne dośw iadczenie nie może

z a ch w ia ć zasady: niem a sz p r z e s trz e n i

a b s o lu tn e j, w s z y s tk ie p rzesunięcia, k tó re

m o że m y o b se rw o w a ć są przesun ięciam i

w zględnem i. Z darzyło mi się k i l k a k r o t ­

nie w ypow iedzieć te u w a g i, t a k poulałe

filozofom: dało m i to n a w e t rozgłos, bez

k tó re g o c h ę tn ie b y m się obszedł, m iano ­

w icie w s z y s tk ie r e a k c y jn e dzien nik i f r a n ­

c u sk ie opowiedziały, żem dowiódł, iż

(7)

JM® 32 WSZECH ŚWIAT 503

słońce o b rac a się naokoło ziemi; w s ły n ­ n y m procesie między In k w izy c y ą a Ga­

lileuszem cała w in a m iałab y być po s t r o ­ nie Galileusza.

P o w ró ćm y do sta re j m echaniki: p rz y j­

m ow ała ona zasad ę względności; p r a w a jej, z a m ia s t być o p arte n a dośw iad cze­

niac h , b y ły w y p ro w a d z a n e z tej p o d s ta ­ wowej za sa dy . D edu k c y e tak ie w y s t a r ­ czały dla zja w isk czysto m echanicznych, nie d a w a ły się przecież stoso w ać do po ­ w a ż n y c h działów fizyki, n a p rz y k ład do optyki. P rę d k o ść św ia tła w zględem e te ­ ru u w a ż a n o za absolutną: p rędkość tę m ożna było zmierzyć, posiadało się te d y teorety czn ie środe k do sądzenia, czy d a ­ ne ciało z n a jd u je się, lub nie, w r u c h u a b s o lu tn y m .

S u b te ln e e k s p e ry m e n ty , niezm iernie ścisłe p rzy rz ą d y , k tó ry c h t u ta j opisywać nie będę, pozwoliły n a przeprow adzenie w p r a k t y c e podobnego porównania: w y ­ nik był ujem ny. Z asada względności nie podlega w nowej m echanice żadn y m za­

strzeżeniom ; p osiada ona, jeśli wolno mi się t a k w yrazić, w a r to ś ć bezwzględną.

Dla zrozu m ienia roli, j a k ą o d g ry w a z a ­ sa d a w zględn ości w nowej m echanice w y p a d a n a m n a sam przó d mówić o cza­

sie pozornym , ty m wielce p o m y sło w y m w y n a la z k u fizyka Lorentza. W y o b ra ź m y sobie d w u obserw atorów , je d n e g o A w P a ­ ry żu, d ru g ie g o B w Berlinie. A i B po­

sia d a ją id e n ty c z n e c h ro n o m e try , k tó re chcą ureg ulow ać; lecz są to o b s e rw a to ­ row ie drobiazgow o dokładni; chcą o s ią ­ g n ą ć nadzw yczajn ej ścisłości; nie do s e ­ k u n d y n a p rz y k ła d , lecz do je d n e j m ilia r­

dowej części s e k u n d y . Ja kże tego d o k o ­ n a ją ? Z P a r y ż a do Berlina A p rze sy ła s y g n a ł telegraficzn y , tele g ra fem bez d r u ­ tu, pow ied zm y , a b y być całkiem nowo- czesnem i.

B n o tu je chwilę o trz y m an ia

s y g n a łu , i dla obu c h ro n o m e tró w będzie to p oczątek czasu. Lecz s y g n a ł w y m a g a p e w n e g o czasu, a b y p rze jść z P a r y ż a do B erlina, gdyż b iegnie on je d y n i e z p r ę d ­ kością św iatła; z e g ar B będzie się tedy spóźniał; B j e s t z b y t roztropny, a b y nie z d a w a ć sobie z teg o spraw y; p o s ta r a się on z a rad zić tej wadzie. S p r a w a zdaje się b ardzo prostą: trz e b a sk rz y ż o w a ć s y ­

g nały, iżby A o trz y m a ł s y g n a ł w y s ła n y przez

B,

wziąć ś re d n ią o trz y m an yc h w te n sposób p o p raw ek , i będzie się miało dokładną godzinę. Ale czy nape- wno? P rzypuszczam y, że aby przebiedz od A do B s y g n a ł p o trz e b u je tego s a ­ m ego czasu co od B do A. Owóż A i B są unoszeni ru c h e m ziemi w zg lędem e te ­ ru, a e te r w łaśnie stano w i w ehikuł fal e le k try c z n y c h . Kiedy A w ysłał sy gn ał, ucieka przed nim, podobnież od d a la się i B, czas więc będzie dłuższy, niż g d y ­ by obadw aj o b s e rw ato ro w ie byli w spo ­ czynku; je ś li zaś B w ysyła, a A o trz y ­ muje, czas ten j e s t k rótszy, gdyż A idzie n a sp o tk a n ie sygnału ; j e s t więc a b s o lu t ­ nie niem ożliwe wiedzieć, czy ch ro n o m e ­ t r y ich w s k a z u ją rzeczywiście tę sam ę godzinę. J a k ą ś k o lw ie k zastosow ałoby się metodę, tru d n o ś ć pozostaje t a sama, czy to o b se rw ac y a z ja w isk a a s tro n o m ic z n e ­ go, czy j a k a k o lw ie k m etod a optyczna ro z ­ b ija ją się o te sam e przeszkody, B n ig d y nie będzie w s ta n ie poznać nic po n a d różnicę pozorną czasów, pew nego r o d z a ­ j u godzinę lokalną. Z a sa d a względności

s to s u je się tu całkowicie.

W dawnej m echanice przecież d o w o ­ dziło się zapomocą tej z a sa d y w s z y s t­

kich p ra w p od sta w o w y c h . Z daw aćby się

mogło, że rozum ow an ia k lasy czn e z a c h o ­

w u ją s w ą moc, i że m ożna rozum ow ać

t a k oto: Niechaj b ę d ą znowu dwaj o b s e r ­

w atorow ie, n a z w ijm y ich A i B, bo t a ­

kie n a z w isk a n oszą zawsze w m a t e m a ­

ty c e dwaj obserw atoro w ie; p rzypuśćm y,

że są oni w ru c h u , oddalają się od s ie ­

bie; żad en z nich nie może biedź prędzej

niż światło; B n a p rz y k ła d porusza się

z p rę d k o ś c ią 200 000 kilom etrów n a p r a ­

wo, A z pręd k o śc ią 200 000 na lewo. A

może sądzić, że j e s t w spoczynku i p r ę d ­

kość pozorna B będzie dlań w ynosiła

400 000 kilom etró w . Jeżeli A zna now ą

m echanikę, to powie: B posiada p r ę d ­

kość, k t ó r a j e s t nie do osiągnięcia, z n a ­

czy to, że i j a z na jduję się w ru c h u .

Z daw ałoby się więc, że może on sądzić

o sw ojem położeniu a b so lu tn e m . Ale m u ­

siałby mieć m ożność o b s e rw o w a n ia s a ­

m em u r u c h u B; dla p rz e p ro w a d z e n ia tej

o b se rw ac y i A i B

p rz e d e w sz y stk ie m re­

(8)

504 W SZECHSW IAT J\B 32

g u lu ją sw o je z egark i, n a s tę p n i e B posyła

A t e le g ra m y , a b y m u w s k a z a ć kolejn e

sw oje położenia; łąc z ą c j e w je d n o , A może sobie zdać s p ra w ę z r u c h u B, n a ­ kreślić k r z y w ą teg o r u c h u . L ecz s y g n a ­ ły rozc h o d z ą się z p rę d k o ś c ią św iatła;

zegary, w s k a z u ją c e czas pozorny, z m ie­

n ia ją się w k ażdej chw ili, w s z y s tk o b ę ­ dzie się o d b y w a ło t a k , j a k g d y b y z e g a r

B się śpieszył. B z d a w a ć się będzie, że

p o ru sza się dale k o w olniej i j e g o p r ę d ­ kość p o z o rn a w z g lę d e m A nie p rz e k ro ­ czy g ra n ic y , k tórej nie wolno je j dosię­

gnąć. Nic n ie będzie w s ta n i e pouczy ć A, czy j e s t on w r u c h u czy te ż w a b s o lu t­

n y m sp o c zy n k u .

T rz e b a zrobić je s z c z e t r z e c i ą hy p o tez ę , je s z c z e b ard ziej n ieo c z e k iw an ą , daleko t r u d n i e js z ą do p rzy ję cia , n a d w y r ę ż a j ą c ą na sze o becne p r z y w y k n ie n ia . Ciało z n a j ­ d u jąc e się w r u c h u p r z e n o s z e n ia u le g a o d k s z ta łc e n iu w t y m s a m y m k ie r u n k u , w j a k i m się p rze s u w a ; k u la n a p r z y k ła d s ta je się czem ś w r o d z a ju spłaszczonej elipsoidy, k tó re j oś m a ła j e s t ró w n o le ­ g ła do k i e r u n k u r u c h u . Je ż e li nie z au ­ w a ż a m y codzien n ie p o d o b n y c h p r z e k s z ta ł ­ ceń, to d late g o , że dla ich małości, są one n ie m a l n ie d o strz e ż o n e. Ziemia, u n o ­ szo n a r u c h e m o b ie g o w y m po swej orbi­

cie, o d k s z ta łc a się p rzy b liże n ie o V2o

Oooo ooo:

a b y z a o b se rw o w a ć t a k i e z ja w is k o potrze- b a b y n a rz ę d z i p o m ia r u o n a d z w y c z a jn e j dokład n o ści, ale n a w e t w o b e c d o k ła d n o ­ ści n ie sk o ń c z o n ej n i c b y ś m y nie z yskali, albow iem i n a rz ę d z ia , u n o sz o n e t y m s a ­ m y m r u c h e m , u le g a ł y b y t e m u s a m e m u o d k sz ta łce n iu . Nic się n ie u d a z a u w a ­ żyć; m e t r s ta n ie się k r ó t s z y m w r a z z d ł u ­ gością, k t ó r ą b y się n im c h c ia ło m ierzyć.

J e d y n y m sp o s o b em d o w ie d z e n ia się cze­

goś b y ło b y p o r ó w n a n ie d łu g o śc i j e d n e g o z t y c h ciał z p r ę d k o ś c i ą św ia tła . S ą to e k s p e r y m e n t y wielce s u b te l n e , p r z e p r o ­ w a dzo n e w ^ r z e c z y w is to ś c i przez M ichel- sona, nie b ę d ę w s z a k ż e opisywrał ich t u ­ taj szczegółowo; d a ły one w y n i k i b a rd z o doniosłe; ^w yniki te, j a k k o l w i e k d ziw ne- mi w y d a w a ć b y się m ogły, ś w ia d cz ą , że trz e c ia h y p o te z a j e s t z u p e łn ie słu s z n a .

T a k ie s ą p o d s ta w y n o w e j m e c h a n ik i;

z a p o m o c ą t y c h hy p o tez stw ierdzono, że je s t ona z g o d n a z zasa d ą względności.

W y m a g a przecież nowej k on cep cy i m a te ry i.

D la now oczesnego fizyka atom nie j e s t ju ż e le m e n te m prostym ; s ta ł się istn y m w sz e c h św ia te m , w k t ó r y m ty sią c e p la­

n e t k rą ż ą dokoła d r o b n iu tk ic h słońc.

Słońcam i, p la n e ta m i są t u ta j c z ą s tk i na- e le k try z o w a n e bądź odjem nie bądź d o ­ datnio; fizyk n a z y w a je e le k tro n a m i i b u ­ d u je z n ich cały nasz św iat. N iektórzy w y o b ra ż a ją sobie atom n e u tr a ln y , j a k o z n a jd u ją c ą się w śro d k u m asę do datnią, dokoła k tó re j k r ą ż y w ielka ilość e le k tro ­ nów o ła d u n k a c h o djem n y ch , p rzy czem c a łk o w ita ich m a s a e le k try c z n a ró w n a j e s t co do w ielkości m asie j ą d r a śro d k o ­

wego.

Ta k o n c e p c y a m a te r y i pozw ala z ła ­ tw o śc ią tłum aczyć w z ro st m a s y ciała w raz z j e g o p rędk o śc ią, co j a k w id z ie ­ liś m y sta n o w i j e d n ę z cech c h a r a k t e ­ r y s t y c z n y c h nowej m ec h a n ik i. Poniew aż każde ciało s ta n o w i p o p r o s tu zbiór e le k ­ tronów , w y sta rc z y , że o każem y to n a j e ­ d n y m z ty c h elektronów . Zauważmy, w rzeczy sam ej, że o d dzielny elek tron , p o r u sz a ją c y się poprzez eter, w y w o łuje p r ą d e le k try c z n y , to j e s t , pole e le k t r o ­ m a g n e ty c z n e . Pole to odpow iada pew nej ilości e n e rg ii um iejscow ionej nie w e le k ­ tronie, lecz w eterze. Z m ian a w w ie l­

kości lub w k i e r u n k u p rę d k o ś c i e le k tr o ­

n u w y w o łu je zm ianę w polu, prowadzi

do z m ia n y e n e rg ii e le k t ro m a g n e ty c z n e j

eteru. Kiedy w m ec h a n ic e n e w to n o w ­

skiej w y d a tk o w a n ie e n e rg ii w y n ik a j e ­

dynie z be zw ładności cia ła w ru ch u , t u ­

taj część tego w y d a t k u j e s t w y n ik iem

tego, co m ożnaby n a z w a ć b e z w ładno ścią

e te r u względem sił e le k tro m a g n e ty c z ­

nych. B ezw ładn ość e te r u rośnie z p r ę d ­

kością i g r a n ic a j e j s ta je się niesk o ń c z o ­

ną, k ie d y p ręd k o ść zdąża do p ręd ko ści

św iatła. M asa pozorna e le k tro n u rośnie

więc w ra z z prędk ością; d ośw iadczenia

K a u fm a n a dowodzą, że r z e c z y w is ta m asa

s ta ła e le k tro n u j e s t znikom o m ała w s to ­

s u n k u do m a s y pozornej i może by ć

u w a ż a n a za r ó w n ą zeru.

(9)

JSB 32 W SZECHSWIAT 505

W nowej tej koncepcyi s ta ła m asa m a t e r y i znika. B ezw ładn y m j e s t je d y n ie e te r, n ie zaś m a te ry a . J e d y n ie e te r s t a ­ w ia opór ruchow i, tak , że m ożnaby po­

wiedzieć: niem asz m a te ry i, są ty lk o dziu­

r y w eterze. Dla r u ch ó w s ta te c z n y c h lub p raw ie s ta te c z n y c h m e c h a n ik a nowa nie różni s ię —-w g ra n ic a c h przy bliżen ia n a s z y c h pom iarów — od m e c h a n ik i n e w t o ­ now sk iej, z t ą je d y n ie różnicą, że m as a nie j e s t n iez a le ż n a ani od prędkości, ani od k ą ta m iędzy t ą prędkością, a k i e r u n ­ k iem siły p rzyśpieszającej. Je śli n a t o ­ m ia s t p rę d k o ś ć p o sia d a przy śp ie sz e n ie znaczne, np. w p r z y p a d k u bardzo s z y b ­ kich d rg a ń , o d b y w a się w y tw a rz a n ie fal h e rtz o w sk ich , r e p r e z e n tu ją c e s tr a tę e n e r ­ gii e le k tro n u , prow a d z ąc ą do w y g a s a n ia jeg o r u c h u . T ak w telegrafie bez d r u tu fale w y sy łane pochodzą od d r g a ń elek­

tro n ó w w razie w y ła d o w y w an ia d r g a j ą ­ cego.

P o d o b n e drgania o d b y w a ją się w p ło ­ m ieniu i n a w e t w żarzącem się ciele s t a ­ łem. D la L o r e n tz a w e w n ą trz r o z ż a rz o ­ nego ciała k rą ż y znaczna ilość e le k t r o ­ nów, k tóre, nie m ogąc w y jś ć poza to ciało, l a t a j ą we w sz y s tk ie s tro n y i odbi­

j a j ą się od jeg o powierzchni. Możnaby j e p o ró w n a ć z rojem m uszek, z a m k n ię ­ ty c h w szklance, i u d e rz a ją c y c h s k r z y ­ dłam i o ściank i swego więzienia. Im b a r ­ dziej t e m p e r a t u r a j e s t podniesiona, te m sz y b sz y j e s t r u c h ty c h e le k tro n ó w i te m liczn iejsze w z a je m n e zderzen ia oraz o d ­ bicia od ścianek . K ażdem u zderzeniu, k a ż d e m u o dbiciu t o w a rz y s z y w y s ła n ie fali e le k tro m a g n e ty c z n e j, i p o s trz e g a n ie ty c h w ła śn ie fal spraw ia, że ciało w y ­ daje się n a m rozżarzone.

Ruch e le k tro n ó w j e s t niem al n a m a c a l ­ n y w r u rc e Crookesa. O dbyw a się w niej is tn e b o m b a rd o w a n ie e lektron am i, wy- chodzącem i z k a tody . Te p rom ienie ka- to d aln e b i ją g w a łto w n ie w a n ty k a t o d ę i częściowo się od niej odbijają, w y w o ­ ł u ją c w t e n sposób w s trz ą ś n ie n ie elek ­ tro m a g n e ty c z n e , k tó re n ie k tó r z y fizycy u to ż s a m ia ją z p ro m ie nia m i R oentgena.

Poz o sta je n am w k o ń c u r o zp a trz e ć s to ­ s u n k i now ej m ec h a n ik i z astron o m ią.

Skoro pojęcie stałej m a s y ciała u p a d a ,

to co się stanie z p ra w e m N ew to na? P o ­ zostanie ono słusznem j e d y n i e dla ciał w spoczynku. Po n ad to trz e b a będzie uwzględnić fakt, że a t r a k c y a nie j e s t m o m entalna. Możnaby t e d y zasadnie z a ­ pytać, czy now a m e c h a n ik a nie d o p ro w a ­ dzi je d y n ie do s ko m p liko w ania a s tr o n o ­ mii, nie dając w zam ian przybliżenia w y ż ­ szego n a d to, k tó re nam daje klasy c z na m e c h a n ik a nieb ie sk a. K w e sty ę tę p o d ­ ją ł L orentz. W ych od ząc z p ra w a N e w to ­ na, j a k o s to s u ją ce g o się do dwu naelek- t ry z o w a n y c h ciał w spoczynku, wylicza on działania e le k tro d y n a m ic z n e p r ą ­ dów, w y w o ła n y c h przez ciała te w r u ­ chu. O trzy m u je w ten sposób nowe p ra ­ wo p r z y c ią g a n ia z a w ierające pręd k o śc i obu ciał, ja k o p a ra m e tr y . Zanim z o b a ­ czymy, j a k p ra w o to zdaje sp ra w ę ze z ja w isk astro no m iczny ch, z a u w a ż m y j e ­ szcze, że w y n ik iem p r z y ś p ie sz e n ia ciał n iebieskich j e s t prom ien iow anie e le k tr o ­ m ag n e ty cz n e , zatem ro zp ra sza n ie e n e r ­ gii, k t ó r e daje się z kolei odczuć w w y ­ g a s a n iu ich prędkości. W biegu czasów p la n e t y s p a d n ą więc w końcu na słońce.

J e s t t o w szakże p e r s p e k t y w a n iez b y t dla nas z a stra s z a ją c a , bo k a ta s t r o f a ta może n a s tą p ić dopiero po kilku m ilionach m i­

liardów wieków. P o w ra c a ją c do p r a w a p rzy ciągania, ła tw o zauw ażyć, że różnica m iędzy obu m e c h a n ik a m i będzie tem w ię k sza , im w ię k s z a będzie pręd kość p la n e t. Jeżeli is tn ie je d o s tr z e g a ln a róż­

nica, to b ędzie ona n a jw ię k sz a d la Mer­

k u reg o albow iem M e rk u ry po siada ze w s z y s tk ic h p la n e t n a jw ię k s z ą prędkość.

Otóż w łaśnie w r u c h u M erkureg o is t n i e ­ j e a n o m alia d oty ch c z a s n ie w y tłu m a c z o ­ na: r u c h j e g o p u n k t u przysłonecznego j e s t p ręd sz y niż r u c h obliczony przez te o ry ę k lasy c z n ą. Prz y śpie sze n ie j e s t za- duże o 38". L e y e rr ie r p rzypisał tę ano­

malię n ie o d k ry te j jeszcze planecie, a p e ­ w n e m u a stro n o m o w i—a m a to ro w i z d a w a ­ ło się, że obserw ow ał je j p rzejście przez słońce. Od tego czasu j u ż n i k t je j nie oglądał i, n i e s t e ty , j e s t rz e c z ą pew ną, że p la n e ta t a była p o p r o s tu p ta k ie m . Otóż n ow a m e c h a n ik a t łu m a c z y anomalię w tę s a m ą s tro n ę z w róco ną co a n o m a lia M er­

k u reg o, p o z o sta w ia w szak że je s z c z e roz-

(10)

W SZECHSWIAT -N® 32

d źw ięk 32" m ięd zy nią, a o bserw acy ą.

Nie w y s ta rc z a ona z a te m n a w p ro w a d z e ­ nie ł a d u do te o r y i M e rk u re g o . Jeżeli w y n i k t e n nie m oże b y n a jm n ie j z a d e c y ­ dow ać n a k o r z y ś ć nowej m ec h a n ik i, to je s z c z e mniej może ś w ia d c z y ć przeciw je j p rz y ję c iu , sk oro k i e r u n e k w ja k im k o r y g u je on a błąd te o r y i k las y c z n e j j e s t dobry. T e o r y a i n n y c h p l a n e t nie u leg a żadn y m w y r a ź n ie js z y m z m ia n o m n a g r u n ­ cie nowej m ec h a n ik i, i w y n i k i z le w ają się w g ra n ic a c h p r z y b liż e ń p om ia ró w z w y n ik a m i te o r y i k la s y c z n e j.

P r z e jd ź m y do w nio sk ó w . P r z e d w c z e ­ śnie byłoby, sądzę, p o m im o wielkiej w a ­ gi a r g u m e n tó w i fak tó w , przeciw niej w y to c z o n y c h , u w a ż a ć m e c h a n ik ę k l a s y ­ c zn ą za o s ta te c z n ie s k a z a n ą . J a k k o lw ie k z r e s z tą j e s t pozostanie ona m e c h a n ik ą p rę d k o ś c i bardzo m a ły c h w s to s u n k u do p ręd k o śc i ś w ia tła , a w ięc m e c h a n ik ą n a ­ szego ży c ia p r a k t y c z n e g o i naszej z ie m ­ skiej te c h n ik i. Je ż e li p rze c ie ż za l a t k i l ­ k a r y w a l k a je j o dn iesie try u m f, to p o ­ zwolę sobie zw rócić w a s z ą u w a g ę n a p e ­ d a g o g ic z n y szkopuł, k t ó r y n a p o t k a w ie lu n a u czycieli, p r z y n a jm n ie j we P r a n c y i.

N au czy ciele ci, w y k ł a d a ją c m e c h a n ik ę e l e m e n t a r n ą sw oim uczniom , nie b ę d ą mieli nic śp ie sz n ie js z e g o do ro b o ty , j a k z a k o m u n ik o w a ć im, że t a m e c h a n ik a n a ­ leży j u ż do przeszłości, że z a s tę p u je j ą m e c h a n ik a nowa, w k tó re j p o jęc ia m asy i czasu i n n ą c a łk ie m p o s ia d a ją w a rto ść ; pa trz e ć oni b ę d ą z g ó ry n a tę p r z e s t a ­ rz a łą m e c h a n ik ę , do k tó re j n a u c z a n i a z m u s z a ją ich p r o g ra m y , i okażą uczniom , z j a k ą się do niej o d n osz ą p o g a rd ą . S ą ­ dzę w szelako, że t a z le k c e w a ż o n a m e ­ c h a n ik a k l a s y c z n a będzie wów czas r ó ­ w nie p o t r z e b n a j a k dzisiaj, i że te n , k to jej do sk on ale nie pozna, n ie będzie w s t a ­ nie zro zum ieć m e c h a n ik i now ej.

T łu m . m. h. h.

N O S E M A B O M B Y C I S ,

PASORZYT P R Z Ą D K I BOMBYX M OEI DO­

STA R C ZA JĄ C EJ JE D W A B IU .

N osem a b o m b y cis j e s t j e d n y m z n a j­

daw n iej z n a n y c h Sporozoa. J u ż w la ­ t a c h 1854 (Leydig), 1857 (Nageli) i t. d.

opisyw ane b y ły je j z a ro d n ik i—spory, j a ­ ko „ p s o ro s p e rm ia “, w y w o łujące chorobę, z w a n ą „ p e b r i n a “ śród p o ż y te c z n y c h g ą ­ sienic p r z ą d e k B om byx mori, d o s ta rc z a ­ j ą c y c h je d w a b iu . W la ta c h 1866 — 1867 L e y d ig bliżej tro c h ę poznał rozwój paso- r z y t a i zaliczył go do rzę d u „Microspo- r id i a “. Również w r. 1867 P a s te u r b a d a t Nosem a, k t ó r a w yw ołała w E u ropie groź­

n ą e pidem ię śród g ą s ie n ic J e d w a b n ik a i s tw ie rd z ił f a k t dla hodowli bardzo w a ­ żny, że p a s o rz y t może a ta k o w a ć n a w e t j a j k a chorego zwierzęcia i, nie z a b ija ją c ich, przenosić się t a k i m sposobem n a no ­ we pokolenia ju ż przez z arodek; ró w n o ­ cześnie P a s t e u r w sk a z a ł j e d y n y sposób z w a lcz a n ia epidem ii przez w y łączan ie z hodowli za k aż o n y c h osobników. D al­

sze b a d a n ia b y ły n a d z w y c z aj u tru d n io n e w s k u t e k d r o b n y c h ro zm iaró w te g o p ier­

w otn iaka. Dopiero w now szy ch czasach p o jaw ia się k ilk a rozp raw , k tó re w y j a ­ ś n ia ją ta j n ik i b u d o w y teg o o r g a n i z m u — w re szc ie n a jn o w sze b a d a n ia S te m p e lla do się g a ją, zdaje się, g r a n i c tego, co po ­ znać m ożem y wobec d z isie jsz y ch ś ro d ­ ków te c h n ic z n y c h .

S te m p e ll b a d a ł m a t e r y a ł z a k o n se rw o ­ w a n y i żywy. O statni o trz y m y w a ł przez hodo w lę i sz tu c z n e z a ra ż a n ia g ą sie n ic d w u g a tu n k ó w : B o m b yx m ori i pospoli­

tej n ied ź w ie d z ió w k i — A r c ti a caja. Ho­

dow la pierw sz e j b y ła u t r u d n i o n a w w a ­ r u n k a c h , w j a k i c h b a d a cz p row adził do­

św iadczenie (na P om o rzu ) gdzie drzewo

m orw ow e — roślina, k t ó r ą gą sie n ice te

żyw ią się, późno w y d a je liście, a g ą s ie ­

nice s p ro w a d za n e z o jc z y s ty c h s w y ch,

cie p lejsz y ch k r a j ó w (P ra n c y a , A u s try a )

znacznie wcześniej się w y lę g a ją . U d a ­

wało się, copraw da, a u to ro w i żywić g ą ­

sienice pospolitą n a P o m o rz u rośliną

Scozzoneza hisp an ica, j e d n a k p o k a rm t e n

(11)

M 32 WSZECHSWIAT 507

w p ły w a ł upośledzająco na w zrost i r o z ­ wój gąsienicy. A r c tia caja Stem p ell k a r ­ m ił zielem b ro d aw n ik ie m (T a ra x a cu m officiuale). Zarażenie p rzep row ad zał w t a ­ ki sposób, że gąsienice silnie zakażoną ro zry w a ł n a dro bn e cząsteczki w wodzie, ta k , że p o w staw ała w re z u lta c ie g ę s ta m iazga. Tą m iazgą sm arow ał liście; po p rz y sc h n ięc iu d aw ał ta k p r z y g o to w a n y p o k a rm zdrow ym gąsienicom . H o dując potem zarażone gąsienice, ich poczwarki

i

m otyle mógł zbadać p rzebieg c horoby

i

s ta d y a rozwojowe pasorzyta.

C ykl rozw ojow y Nosem a bom by cis p r z e b ie g a w n a s tę p u ją c y sposób: ze s p o ­ ry , k t ó r ą połyka gąsien ica w raz z p o k a r ­ m em , w y p e łz a je d n o ją d r o w a , n a d z w y c z aj d ro b n y c h rozm iarów , am eba, t. zw. pla- n o nt. P la n o n t przed ostaje się przez n a ­ b ło n e k j e l i t a do n aczyn ia krw ionośnego;

w ra z z k rw ią w ę d ru je po całem ciele go spo darza, rozm nażając się przez po­

dział wzdłużny; w p e w n y c h m iejscach,

„ p re d y s p o n o w a n y c h " p la n o n ty d o s ta ją się do w n ę trz a k o m ó re k i t u po ca ły m sz ere g u podziałów d a ją t. zw. m eron ty , oso bnik i również je d n o ją d ro w e , j e d n a k obłonione. P re d y sp o n o w a n e m i m iejscam i są: n a b ło n e k jelita , j a k o najbliżej z n a j­

d u ją c y się od m iejsca zakażenia, zgięcia ciała, p o d s ta w y nóg i t. p. miejsca, w k t ó ­ r y c h k r e w z a tr z y m u je się dłużej; p o n a d ­ to j a j n ik , często skóra. M ero nty ro z ­ m n a ż a ją się w d alszym ciągu p rzez p o ­ dział n a dwa, bądź n a kilk a i p rzez p ą ­ czkowanie; w re z u lta c ie z a a ta k o w a n a ko ­ m ó rk a n a p e łn ia się p asorzytam i; g d y do dalszego rozw odu m erontów b ra k n ie m ie j­

sca, k a ż d y z n ich z a m ien ia się n a s p o ­ rę. P r z e m ia n a ta o dby w a się w n a s t ę ­ p u jąc y sposób: m e ro n t p r z y jm u je k s z ta ł t ja j o w a t y ; ją d r o dzieli się k ilk a k r o tn ie , w y d a ją c w rezu ltacie pięć n o w y c h ją d e r ; pon ad to p o w s ta je s k o ru p k a i k a p s u łk a b iegun o w a, j a k o p ę c h e rz y k ze s p ira ln ie z w in ię tą nicią w e w n ątrz. W ś r o d k u s p o ­ ry z n a jd u je się zaro d e k o d w u ją d r a c h ; z t rz e c h pozostałych j ą d e r , d w a p o łączo ­ ne są z tą częścią plazmy, k t ó r a w y d a je s k o ru p k ę i d e g e n e r u je , trz e cie połączone j e s t z k a p s u łk ą b ie g u n o w ą i po d leg a t e ­ m u s a m e m u losowi, co d w a pierw sze.

Gdy z czasem spo ra do sta n ie się do przew odu pokarm ow ego nowej gąsienicy, n a s tę p u je n a jp ie rw pew ien proces w e­

w n ą tr z zarodka: każde z dw u j ą d e r dzieli się raz jeszcze, j e d n a połowa p o w stała z podziału każdego zostaje w ydalona na- z e w n ą trz zarodka, a dwie drugie połowy zlew ają się razem . P odczas tego procesu n i t k a z k a p s u łk i biegunow ej zo staje w y­

rzu c o n a n a z ew n ą trz, k a p s u łk a p ę k a i p la ­ n o n t wypełza. Ostatnio opisany proces ją d r o w y j e s t k a ry o g a m ią , t. j. zjaw isk iem płciow em najniższego ty p u , polegającem na zlaniu się ze sobą nie d w u kom órek, lecz d w u ją d e r , p o w s ta ły c h z m a c ie r z y ­ stego j ą d r a tej samej komórki; przed zlaniem się ow ych dw u ją d e r , n astąpiło tu jeszcze w ydalenie z każdego z nich części c h ro m a ty n y , nieużytecznej do za­

płodnienia, n a p o do bień stw o w y d a la n ia ciałek k ie r u n k o w y c h podczas z a p ło d n ie ­ n ia jajk a .

P rz e b ie g choro by w zw ierzęcia o d b y ­ w a się w ta k i sposób, że a ta k o w a n e są pokolei poszczególne kom órki; w s k u te k tego trz e b a b ardzo silnego z arażen ia, ażeby mogły być zniszczone całe tkan k i;

k o m ó rk a z a a ta k o w a n a n a p e łn ia się s p o ­ ram i, w reszcie z o staje z t k a n k i u s u n ię ta , a na je j m ie jsc u p o w s ta ją nowe, zdrow e kom órki. C h a r a k te r y s t y c z n e dla c h o ry c h g ą s ie n ic z g ru b ie n ia n a skórze są w łaśnie t a k ie m i u s u n ię te m i k o m ó rk a m i p rz y b ło n - k a sk óry, n a p e łn io n em i sporam i; są one t u ta j otoczone c h ity n ą , a pod niem i na nowo, r e g e n e r u je się t k a n k a . W j a j k u m e ro n ty , a p o tem sp o ry u m ie s z cz a ją się w s a m y m środku, śród ż ó łtk a — s k u tk ie m tej okoliczności rozwój j a j k a nie z o sta je p o w s trz y m a n y , a spory z czasem d o s ta ją się do je l it a młodego owada; dopiero pod w p ły w e m soków z przedniej części je lita , n i tk a z k a p s u łk i biegunow ej w y s trz e la , s p o ra p ę k a i rozwój zaczy n a się na n o ­ wo. Ten sposób u m ieszczenia się p a s o ­ rz y ta j e s t dla niego w ysoce k o r z y s t n e m przysto so w a n ie m i s p rz y ja z a ch o w a n iu g a tu n k u , gdyż nie niszczy p o to m s tw a ży w iciela i n a p e w n ia d la spory wszelkie, n ajlepsze w a r u n k i p r z e t r w a n ia i rozwoju.

H. Raabe.

(12)

508 WSZECHSWIAT

N O W Y K A T A L O G G W I A Z D P O D W Ó J N Y C H .

W ro k u 1874 staraniem królewskiego To­

w arzystw a astronom icznego w Londynie, Main i P r itc h a rd ogłosili k atalog ogólny spisanych aż do owej chwili gwiazd podwój­

nych, sporządzony podług rękopisów J . Herschela. K atalog te n zawiera około 10 000 przedmiotów. Od owej epoki je d n a k liczba p ar znacznie wzrosła: S chm idt i B urnham , że przytoczę tylko najbardziej niezmordowa­

n ych badaczów naszej półkuli, odkryli p rz e­

szło 2 000 gwiazd podwójnych; z drugiej stro n y , H. Russel i See znaleźli około 1 000 na niebie południowem. Gwiazdy podwójne, spisane w dobie ostatniej, są, w większości przypadków , nadzwyczaj ciekawe: p rz ed sta­

wiają one albo pary gwiazd, silnie do siebie zbliżonych, — co często odpowiada krótkim okresom obrotu, w ym ag a ją cy m dla obliczeń tylko k ilk u lat obserwacyi, — albo też s ta ­ nowią system y, k t ó r y c h je d n a składowa jest bardzo świecąca, gdy ty m cza sem d ru g a po­

siada blask słaby. Zrozum iałą przeto jest doniosłość, j a k ą posiadać mogą w badaniu budow y system ów. K atalog H erschela, m a­

ją c y ju ż la t około 40, dość zresztą lakomi- czny, stanow i przeto źródło bibliograficzne, dziś ju ż nie w ystarcza ją ce dla astronomów, k tó rz y zajm ują się pom iaram i gwiazd p o ­ dwójnych. L u k a ta została właśnie zapeł­

niona, przynajm niej o ile to dotyczę naszej półkuli, dzięki ważnem u dziełu B urnham a, k tó re p. t. „A General C atalogue of double stars, w ithin 121° of n o rth P o le “ świeżo ukazało się w seryi w ydaw n ictw I n s t y t u t u Carnegiego w W aszyngtonie.

Im ponujące dzieło B u rn h a m a składa się z d w u części. Pierw sza część stan o w i k a ­ talog właściwy; zawiera ona pok aź n ą liczbę 13 665 num erów . Z n ajdujem y w niej wszy­

stkie gw iazdy podwójne, spisane aż do r o k u 1906. Dla każdej z nich są podane współ­

rzędne przybliżone wzniesienie p roste i zbo­

czenie dla 1 880, wielkości składow ych oraz k ą t, jaki tw orz y k ie ru n e k odległości obudw u składow ych z k ie ru n k ie m koła godzinnego (k ą t położenia), dla epoki możliwie najbliż­

szej. Oprócz tego, w stę p zawiera około 10 tablic niezmiernie cen n y ch , zaw ierających osobno klasyfikacyę par, k tó re posiadają p e ­ wne własności szczególne (p a ry t y p u 61 Ł a ­ będzia; p a r y podwójne; p ary, k tó ry c h s k ł a ­ dowe są ożywione wspólnym ru c h e m w łas­

nym i t. p.). D ru g a część dzieła, z a t y t u ł o ­ wana „N otes to the C a ta lo g u e “, oddać p o ­ winna wielkie usługi astronom om . B u rn h a m usiłował w niej zebrać wszelkie dane d o ty ­

JMś 32

czące par, w k tó ry c h możliwem było uwi­

docznić ru c h względny. W ty m celu po­

daje on dla każdego z systemów tablicę po­

miarów, dokonanych przez pierwszorzędnych obserwatorów i rozmieszczonych j a k najpra- widłowiej względem okresów. Często po­

miary te są uwidocznione przez dyagram y, co pozwala szybko zdawać sobie sprawę z n a t u r y przemieszczenia. Noty zawierają również nader pożyteczne wiadomości d o ty ­ czące par, k tóre wymagają pomiarów szcze­

gólnie częstych. Badacz nie będzie w ten sposób, narażony,—j a k to było dotychczas, w b ra k u spisu dostatecznie uzupełnionego—

na zaniedbanie systemów ciekawych na k o ­ rzyść gwiazd, k tó ry ch ru c h własny redukuje się prawie do zera. B u rn h a m nie ograni­

czył się tylko do podania ruchów własnych względnych, będących bezpośrednim w y n i­

kiem pomiarów różniczkowych; podaje on również ru c h y własne absolutne tam, gdzie wyniki katalogów pozwalają je wyprowadzić z dostateczną pewnością. Rozdział, o k tó ry chodzi, zawiera wielką liczbę pomiarów, do­

k onanych przez samego B u rnham a, a d o ty ­ czących par, k tóre dotychczas były zanie­

dbane. N astępnie w ybitny astronom rozpa­

tru je k w e sty ę par fizycznych lub czysto optycznych, i jeśli nie wyciąga wniosków zupełnie ścisłych, to dochodzi przynajmniej do wyników wielce prawdopodobnych, że na 14 000 prawie gwiazd podwójnych, znanych obecnie, zaliczyć należy kilka tysięcy do system ów optycznych. Wreszcie Burnham nie zaniedbał części bibliograficznej, t a k po­

żytecznej dla astronom a; na p o c z ą tk u d r u ­ giej części znajduje się spis bardzo szczegó­

łowy różnych wydawnictw, zawierających pom iary gwiazd podwójnych.

Doniosłość i pożyteczność dzieła B u r n h a ­ ma w ystępuje z całą jaskrawością; rozpo­

częte prawie 20 lat tem u, przedstaw ia ono olbrzymią sumę wysiłków. P ra c a jego zo­

stała p rz y ję ta z prawdziwem uznaniem przez w szystkich astronomów, k tó ry c h badania są skierowane k u tej, t a k obfitej w plony, g a ­ łęzi astronomii. Życzyć sobie należy, aby dzieło to, w wysokim stopniu pożyteczne, zostało uzupełnione, skoro tylko dane n a to pozwolą, dla części nieba położonej między 30° zboczenia południowego a biegunem południowym.

I. F.

(Rev. scient.)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Co komendant policji może wywnioskować z powyższego raportu (poza oczywistym fak- tem, że należy zwolnić

zastosujemy metod¦ do zdania zaczn¡ si¦ pojawia¢ formuªy, które nie b¦d¡ zdaniami. Metody wyznaczania (najbardziej ogólnego) unikatora s¡ wa»nym dziaªem

Jan Paweł II, utwierdzając braci w wierze w prawdę, utwierdza ich w miłości Prawda bowiem jest dobra, a dobru należy się miłość.. W miłości prawdy tkwi

Kodeks postępowania administracyjnego (Dz. organ wezwał zarządzającego lotniskiem – Spółkę Aero Partner do dostarczenia potwierdzonej za zgodność z oryginałem pełnej

— usprawnienie transportu zwierząt, które przewożone będą w stadium embrionalnym dzięki opracowaniu techniki przechowywania zarod- ków. Zabieg transplantacji polega

5 Poka», »e w przestrzeni Hausdora punkty s¡ domkni¦te, a ci¡gi zbie»ne maj¡ tylko jedn¡

Udowodni¢, »e z dokªadno±ci¡ do izomorzmu istnieje przeliczalnie.. wiele przeliczalnych ciaª

Co istotne, w naszym wyk ladzie interesowa´ c nas b¸ ed¸ a zawsze przestrzenie sko´ nczenie