M. 4
. Warszawa, d. 24 stycznia 1897 r. T o m X V I.TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA".
W W arszaw ie: rocznie rs. 8, kw artalnie rs. 2 Z p rzesyłkę pocztow ą: rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5 Prenum erow ać można w R edakcyi .W sz e ch św iata '
i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny Wszechświata stanow ią Panow ie:
D eike K., D icksteln S., H oyer H., Jurkiew icz K., K w ietniew ski Wt., K ram sztyk S., M orozew icz J., N s- tanson J., Sztoleman J., Trzciński W . i W róblew ski W .
A d r e s ZRed-eufccyi; DElZra-lso-wsfeie-^rzed.m.ieście, 2STr S S .
ANTONI WAŁECKI.
W S P O M N IE N IE P O Ś M IE R T N E .
Antoni W ałecki urodził się w 1815 roku w mieście Łukowie, gdzie teź odebrał po
czątkowe wykształcenie; wstąpił następnie do gimnazjum w Lublinie, ukończył tę szko
łę w r. 1836. w którym odrazu weszedł do byłej Akademii medyko-chirurgicznej w W il
nie; tu poświęcał się naukom przyrodniczym i lekarskim do roku 1838, w którym zmu
szony do opuszczenia obranego zawodu, oddawał się badaniom zoologicznym i bota
nicznym w Dauryi przez lat 19. W r. 1857 przybył do Warszawy, gdzie w owym czasie pozostałe po uniwersytecie aleksandryjskim gabinety zoologiczny i mineralogiczny istnia
ły jako oddzielne instytucye i pozostawały pod zarządem dyrektora Jarockiego: tu wszedł nasz przyrodnik, jako ochotnik, a nie
zadługo, w r. 1860 zajął posadę pomocnika dyrektora wspomnianych gabinetów. Gdy następnie w r. 1862 została otwarta Szkoła Główna i zarząd gabinetów rozdzielono, W a
łecki był mianowany kustoszem gabinetu mineralogicznego. Po zamianie Szkoły Głów- wnej na uniwersytet w r. 1869 pozostał na tem samem stanowisku aź do roku 1893, w którym po wysłużeniu 30 lat, jako emeryt usunął się z zajmowanej posady i zamieszkał przy ulicy Mokotowskiej, gdzie zakończył pracowity żywot dnia 12 stycznia r. b.
Był znawcą i wielkim miłośnikiem flory krajowej, wiele za młodszych lat robił wy
cieczek botanicznych, obserwował rośliny w ogrodach, mianowicie botanicznym i F ra- skati, z wielkiem zamiłowaniem hodował rośliny doniczkowe w mieszkaniu swem do ostatnich chwil życia. Jako dowód żywego interesowania się zjawiskami życia roślin, może posłużyć opracowywany przez W a
łeckiego „W ykaz spostrzeżeń fenologicz- nych”, nadsyłanych do redakcyi Wszech
świata w ciągu 10-ciu lat, od roku 1885 do 1894, wydrukowany w 9-ciu tomach „P a
miętnika fizyograficznego” (V I — X IV ).
Z niateryałów surowych, dostarczonych przez obserwatorów, tworzył się pod ręką Wałec
kiego porządny przegląd systematyczny ob
jawów życia roślinnego w zależności od wa
runków klimatycznych i miejscowych, opa
trzony w szczegółowe wskazówki co do poło
żenia geograficznego każdej stacyi i wszelkie
5 0 WSZECHSWIAT. Nr 4
uwagi, objaśniające zachowanie się przedsta
wicieli flory w danej miejscowości. Również gruntownie był obeznany z państwem mine- ralnem —jako długoletni kustosz gabinetu mineralogicznego, a nadto jako podróżnik po dalekim Wschodzie. Głównie jednak i z naj- większem zamiłowaniem oddawał się b a d a niom zoologicznym, a przedewszystkiem był prawdziwym znawcą zwierząt ssących, ga
dów i skrzeków oraz gromady ry b —z tych też działów pozostawił cenne swoje prace, drukowane w rozmaitych wydawnictwach lub oddzielnie.
Pierwszą drukowaną jego rozprawą były
„Antylopy Azyi środkowej” (Biblioteka w ar
szawska, 1859 r., tom II). Mamy tu podane ogólne pojęcie o rodzaju antylop z uwagami krytycznemi,—charakterystykę rodzaju, tre ściwy opis giemzy (kozicy), gazelli i dżejrena (Ant. subgutturosa); szczegółowo zaś jest opisany suhak czyli sumak (Antilope Saiga Pall.), jak również dzeren (Antilope guttu- rosa Pall.). Spotykamy tu opis wyczerpu
jący postaci tych zwierząt, zabarwienia, oby
czajów, łowów i wędrówek. Ponieważ z wę
drówkami dzerena związane są wycieczki tygrysa na odległą północ, dlatego też autor j opisuje obyczaje tego drapieżnego zwierza | na północy, wędrówki jego za antylopą wspomnianą i zręczny sposób wybierania haraczu z pośród stada, kończąc rozprawę opisem szczególnych przypadków zabicia tygrysa w Dauryi.
Następnie ogłosił drukiem „Przeglądzw ie
rząt ssących krajowych” (Biblioteka war
szawska 1866 r., zeszyt czerwcowy). W e wstępnej części mówi o potrzebie i znaczeniu wiarogodnych spisów zwierząt dla fauny k ra jowej oraz ogólnej geografii zoologicznej, następnie zapoznaje z literaturą przedmiotu ogólną i podaje treściwy przegląd rzeczy, w języku polskim w tym przedmiocie wyda
nych. W specyalnej części są podane 64 gatunki zwierząt ssących krajowych, dokład
nie sprawdzonych, należących do pięciu rzę
dów, nadto 4 gatunki ssących, które w kraju zapewne będą wykryte i 4 gatunki kiedyś istniejące, które obecnie wyginęły, ogółem 72 gatunki. Przy każdym gatunku umiesz
czone są uwagi nad jego rozmieszczeniem geograficznem, obfitością znajdowania się, miejscami pobytu, właściwościami obyczajów, i
wreszcie podane są nazwy popularne obok ściśle naukowych. Wogóle praca to bardzo pouczająca, zajmująco napisana i nader po
żyteczna, jako oparta na własnych obserwa- cyach autora.
„Treściwy przegląd zwierząt ssących k ra jowych” (Wykazy Szkoły Głównej, n-r 10), wydrukowany w 1868 r., jest niejako drugą częścią, albo dalszym ciągiem rozprawy po- wyżej przytoczonej, przeznaczonym do okreś
lania gatunków zwierząt ssących krajowych.
W pracy tej mamy już wyliczonych 68 ga
tunków, a zatem 4 gatunki przewidywaue znalazły się istotnie w granicach kraju. Po spisie gatunków, podzielonych według rzę dów, umieszczony jest Przewodnik do rozpo
znania gatunków, rozpoczynający się od cha
rakterystyki gromady, rozeznania rzędów (V I), a dalej rodzin, rodzajów i poszczegól
nych gatunków. Charakterystyka grup więk
szych i mniejszych i opis gatunków jest treściwie podany w formie ścisłej i dokładnej, a jednak jasnej i przystępnej, tak, że nawet dla początkujących w badaniach fauny ssą cych krajowych rozprawa ta może być bardzo użyteczna.
Inne studyum z tegoż działu stanowi
„Fauna zwierząt ssących Warszawy i jej stosunek do całego k raju ” (Pamiętnik tizyo- graficzny, tom I, 1881 r.). Po ogólnym wstępie, wykazującym wielkie zamiłowanie autora do badań przyrody, oraz po przyto
czeniu literatury przedmiotu, są wyłuszczone powody, dla których autor zmuszony był ograniczyć się na badaniu i skreśleniu fauny ssących zamkniętego miasta. Przechodzi następnie do wyliczenia gatunków ssących znalezionych w Warszawie, ogółem 28 ga
tunków, a mianowicie: niedoperzy 10 gatun
ków, ryjkowców 3 gatunki, mięsożernych 7 i skrobogryzów czyli szczurowatych 8; opi
suje dość szczegółowo ich obyczaje, dalej rozmieszczenie, a nadto prostuje i wyjaśnia różne wątpliwości. Rozprawkę kończy po
równawcze zestawienie gatunków, znalezio
nych w W arszawie, z gatunkami całego kraju, oraz rozmieszczenie geograficzne z wy
kazaniem, jakie gatunki są pospolite wszę
dzie, jakie zaś rzadsze, albo zamieszkujące pewne ograniczone miejscowości,—wreszcie spis systematyczny gatunków z synonimami ważniej szemi.
N r 4. WSZECHSWIAT. 51
Oprócz tego zasługuje na uwagę „Przy
czynek do fauny teryologicznej kraju: Smin- thus” (Pamiętnik fizyograficzny, tom IY , 1884 r.), będący monografią osobliwego a mało znanego zwierzątka z rodziny myszy, zwanego smużką czyli Sminthus, którego ga
tunek Smintkus subtilis, smintus szczupły, autor, dzięki doskonałemu materyałowi jaki się znalazł w Warszawie (za pośrednictwem ś. p. prof. A. Wrześniewskiego), wyczerpu
jąco i podstawowo opisał, w porównaniu z podobnemi do niego gatunkami myszy.
Pracę uzupełnia piękny rysunek całego zwierzęcia oraz jego uzębienia.
Ostatnią wreszcie pracą z gromady zwie
rząt ssących są „M ateryały do zoografii k ra
jowej—Microraammalia, drobne zwierzątka ssące” (Pam.fizyogr., tom Y, 1885 r.), w któ
rej po ogólnych wskazówkach są podane tablice synoptyczne, obejmujące siedem rzę
dów zwierząt ssących fauny krajowej. Tabli
ce te, długoletniem użyciem wypróbowane, bardzo dokładne, mogą służyć do rozezna
wania drobnych ssących, szczególniej niedo- perzy i ryjkonosów, a nadto praca zawiera doskonałą charakterystykę rzędów, rodzin, rodzajów i gatunków. W tym samym tomie V-ym Pamiętnika fizyograficznego Wałecki umieścił ciekawą rozprawkę p. t. Ż ubr i bóbr>k (według najświeższych o nich wiadomości).
W młodzieńczych jeszcze latach, bo w Aka
demii wileńskiej, W ałecki pod kierunkiem kochanego swego profesora Eichwalda (auto
ra dzieła „Zoologia specialis Rossiae et Po- loniae”. Yilnae, 1831), zapoznał się dość gruntownie z płazami czyli gadami (Reptilia) i skrzekami (Amphibia) i odtąd przy każdej sposobności z prawdziwym zapałem oddawał się badaniu tych ciekawych zwierząt. Nie
tylko obserwował ich obyczaje i cały sposób życia w naturze, poznawał budowę, ale nadto hodował często jaszczurki, węże, trytony, żaby i t. p. w domu, oswajał wychowańców swoich, przyzwyczajał do brania pożywienia z ręki, do przyjmowania pieszczot i t. p.
Owocem tych badań były dwie rozprawy z dziedziny erpetologii, dwie monografie gro
mady gadów (płazów) i skrzeków pod tyt.: J 1) Materyały do zoografii Polski: Skrzeki— | Amphibia (Pamiętnik fizyograficzny, tom II, 1882 r.). 2) M ateryały do zoografii Polski:
Płazy—Reptilia (Pam. fizyogr., tom I II , i
1883 r.). W pracach tych wstępną część autor poświęca ogólnym uwagom krytycz
nym, przytoczeniu literatury przedmiotu, poznaniu budowy ciała. Część zaś druga zawiera bardzo dokładną i wyczerpującą cha
rakterystykę gromad, podział na rzędy, ro
dziny, rodzaje i gatunki, opis szczegółowy tych grup i o ile można ścisły, nadzwyczaj wyczerpujący, gatunków, postaci, zabar
wienia, różnych właściwości obyczajowych i miejsc zamieszkania. Przytem wszędzie przy trudniejszych i liczniejszych podziałach ułożone są tablice synoptyczne, ułatwiające określenie danych gatunków czy rodzajów i rodzin. Nadto, jako dodatki, dołączo
ne są: geograficzne rozmieszczenie płazów i skrzeków, sposób ich łowienia, hodowla, przechowywanie w zbiorach, oraz spis gatun
ków płazów i skrzeków z uwzględnieniem podziałów na rzędy, rodziny i rodzaje; wresz
cie kończą pracę, synonimy ważniejsze ga
dów i skrzeków.
Nauka o rybach czyli ichtyologia stanowi
ła bez zaprzeczenia główną specyalność W a
łeckiego—był on biegłym znawcą tej najob
szerniejszej gromady kręgowców. Badania nad rybami rozpoczął również w młodym jeszcze wieku, a różne okoliczności życia, , pobyt w miejscowościach obfitujących w wo
dy, obfitość materyału podatnego do ulubio
nych studyów, przy wytrwałej, gruntownej pracy doprowadziły dzielnego przyrodnika do niepospolitej znajomości tych zwierząt.
O rybach wydrukował następujące prace:
„Materyały do fauny ichtyologicznej Pol
ski” (Biblioteka warszawska, 1863 r., lis
topad i grudzień). Było to niejako przy
gotowanie do następnej rozprawy: „Syste
matyczny przegląd ryb krajowych”, W ar
szawa, 1864 r., wydanej w oddzielnej książce; tu po przedmowie, zawierającej uwagi o potrzebie dzieła opisującego ryby krajowe, oraz spisie literatury przedmiotu, I mamy część ogólną, mieszczącą opis kształtu
ogólnego ryb, ich budowy, szkieletu, pokry
cia zewnętrznego, narzędzi ruchu, pęcherza pławnego, oi’ganów krążenia krwi, oddycha
nia, organów rozrodczych i sztucznego za- pładniania. N astępują uwagi o klasyfi- kacyi ryb, tablice synoptyczne ryb k ra jowych według Cuyiera i J . Mullera, wykaz ogólny rządów, rodzin, rodzajów i gatunków,
52 WSZECHSWIAT N r 4.
a nadto specyalne uwagi o klasyfikacyi ryb karpiowatych, opartej na zębach gardłowych.
Część druga dziełka zawiera szczegółowy, systematyczny opis ryb krajowych, treściwy ale niemniej dokładny, jasny i przystępny opis rzędów, rodzin, rodzajów i gatunków.
W końcu dodany jest wykaz pór ta rła ryb krajowych, ceny targowe i spis alfabetyczny i systematyczny z synonimami. Jestto dzieł
ko wysokiej wartości i pożytku przy oznacza
niu gatunków, obyczajów i rozmieszczenia geograficznego ryb krajowych.
„Przyczynek do naszej flory ichtyologicz- n e j” (Pamiętnik fizyograficzny, t. I X , 1889), rozprawa poświęcona rodzinie Gobiidae, pę- pówki (babki), będąca uzupełnieniem po
przedniej. Jestto opis monograficzny ro dzaju Gobio z 5 gatunkami, do których autor dodał spis ryb krajowych, obejmujący 94 gatunki, z wskazaniem ich rozmieszczenia geograficznego w wodach systematu bałtyc
kiego i czarnomorskiego, trybu życia ich osiadłego lub wędrownego, tudzież stanowi
ska, wraz z nazwami naukowemi i potoczne- ini polskiemi.
Ostatnią rozprawą z dziedziny ichtyologii jest „Przyczynek do fauny ichtyologicznej”
(Pam. fizyogr., tom X , 1890 r.). Po wyczer
paniu w handlu księgarskim „Systematycz
nego przeglądu” etc. z r. 1864, W ałecki, pragnąc przyjść z pomocą tym, którzyby się chcieli zająć poznaniem fauny ryb krajowych, opracował „Skorowidz do fauny ichtyoło- gicznej Polski” do użytku w poszukiwaniach po kraju. Rozpoczyna od opisu 3-ch pod- gromad ryb i ułożenia ich w tablicę synop
tyczną, przechodzi do treściwego opisu rzę
dów, rodzin, rodzajów i gatunków, podając wszędzie tablice synoptyczne, ułatwiające niezmiernie określenie danej ryby.
Oprócz prac specyalnych wysokiej w arto
ści dla fauny krajowej, których treść została przytoczona, W ałecki pisał wiele artykułów drobniejszych, sprawozdawczych, informa
cyjnych i krytycznych, które umieszczał w Bibliotece warszawskiej jako stały współ
pracownik; nadto był współpracownikiem pierwszej Encyklopedyi Orgelbranda. T łu maczył na język polski Zoologią d-ra F ry deryka Schoedlera (z Księgi przyrody), któ
rej wydanie drugie wyszło w 1873 r. Dzięki doskonałemu przekładowi polskiemu, książ
ka ta w swoim czasie oddawała niemałe usługi uczącej się młodzieży. Wreszcie był chętnym i życzliwym, choć niestety rzadkim współpracownikiem Wszechświata.
W ałecki należał do wygasającego już typu miłośników nauki starej daty, albo raczej był tego typu najlepszym i najsympatycz
niejszym przedstawicielem. Rozmiłowany w przyrodzie całą siłą gorącego swego serca, najwyższe dla siebie zadowolenie znajdował w zgłębianiu tych jej tajemnic, zktórem i ona chętnie się zwierza człowiekowi, umiejące
mu patrzeć i poznawać bez pomocy sztucz
nego aparatu dzisiejszych badań naukowych.
A patrzeć i rozumieć umiał, jak mało kto w świecie: przyuczyło go do tego długoletnie poufałe obcowanie z przyrodą. Nie stronił jednak i od ksiąg ręką ludzką pisanych, owszem gruntownym był znawcą literatury specyalnej, a już zwłaszcza tych mało dzisiaj dostępnych, nawpół zapomnianych dzieł daw
niejszych mistrzów nauki,które jednak nigdy być nie przestaną fundamentem i zrębem dzisiejszego nauk przyrodniczych rozwoju.
Zawód uczonego pojmował szczytnie, jako rodzaj kapłańskiego powołania, a podszywa
nie pod płaszcz nauki jakichś celów ubocz
nych wydawało mu się zawsze kupczeniem w świątyni. Nigdy też z nauki nie czy
nił warsztatu zarobkowego: umiarkowany w swych potrzebach do ostatecznych prawie granic możliwości, umiał poprzestawać na skromnej pensyjce, umiał nawet ze swych małych środków dobrze czynić potrzebują
cym. Umiał też cieszyć się z drobnych uśmie
chów losu, gdy te niekiedy spotykały jego samego, a już szczególniej—innych, jem u miłych. Długi jego żywot, wypełniony p ra cą ciężką i wytrwałą, był więc pogodny, na swój sposób szczęśliwy, a jeżeli w czystej jego duszy znalazła się kiedy kropla gory
czy, chował ją starannie przed okiem ludz- kiem.
W ałecki miał zawsze dla wszystkich dobry uśmiech i słowo przyjazne, nie znosił tylko obłudy i kłamstwa. Młodzież, z którą przez długi lat szereg spotykał się ciągle, kochał serdecznie, ale sposobem dawniejszych ojców naszych, bez zewnętrznych tej miłości obja
wów, bez poufalenia się bliższego. Gdy jed nak szło o pomoc w rzeczach naukowych, nie było granic jego życzliwej uczynności.
N r 4. W SZECHSWIAT 53 Nauczycielstwem publicznem mało się zaj
mował, nie odpowiadało ono jego pojęciom i upodobaniom. Nie był też zbyt skory do pióra, a to wszystko, co ogłosił drukiem, przygotowywał zwolna i niesłychanie staran
nie. Jego rozprawy uderzają tez wykończe
niem i całkowitem panowaniem nad rzeczą opisywaną. Niemniej uwagi godna jest ich strona zewnętrzna: takich głębokich znaw
ców języka, takich pisarzy, pełnych siły i wdzięku w wyrażeniach i zwrotach, mało posiadamy w literaturze naszej, osobliwie w czasach ostatnich. W ałecki był również jednym z ostatnich między przyrodnikami naszymi znawców łaciny, a kiedy wiek sę
dziwy upomniał się o swoje prawa, kiedy w ostatnich paru latach życia odetchnąć wonią kwiatów można było tylko w wyjątko
wo ciche i ciepłe dnie letnie, najmilszym to
warzyszem chwil samotnych był mu stary Horacy. Odczytywał go i tłumaczył—dla siebie.
Widząc zmierzch swego życia, na którem niema plamki ni skazy by najmniejszej, W a
łecki miał prawo powtórzyć za apostołem:
„Dobry bój przebyłem, wiary-m dochował”.
Nic to, źe zwłoki jego odprowadziła do cichej mogiły niewielka tylko garstka dawnych dru
hów i młodzieży, że nad trum ną nie rozległo się pochwalne słowo mowy pogrzebowej, że ani jeden dziennik słówkiem nawet nie oddał hołdu starej zasłudze i cnocie. Pamięć jego żyć będzie w sercach tych, którym było dano w obcowaniu z nim czerpać zapał do prawdy i wiedzy i pozostanie nazawsze w piśmien
nictwie naszem w postaci choć nielicznych lecz trwalszych od spiżu pomników.
A. Ś. i Zn.
0 anatomicznych podstawach teoryi umiejscowień mózgowych.')
Olbrzymie postępy, które poczyniła ana
tomia mózgu w ostatnich czasach, rzuciły wiele światła na mechanizm, a nawet czyn-
') Jako przygotowanie mogą, służyć artykuły prof. H. Hoyera (ojca) „Mózg i myśl”, Wszech
świat 1894, n-r 7 i następne.
ności tego ważnego narządu, co więcej w wie
lu razach anatomia daje nam wystarczającą odpowiedź tam, gdzie dotychczas doświad
czenie fizyologiczne do żadnych pewnych wyników nie doszło. Tak się rzecz ma i z t. z w. teoryą umiejscowień (lokalizącyi) mózgowych.
Jako zwiastuna tej teoryi uważać należy Galla. Do jego czasów inaczej zupełnie poj
mowano lokalizacyą. Wyobrażając sobie duszę jako jednostkę niepodzielną, szukano miejsca, w którem ona może mieć swoje siedlisko. Powszechnie panował wówczas pogląd Kartezyusza, który, jak wiadomo, przeznaczał duszy umiejscowienie w gruczole szyszkowym (gl. pinealis) mózgu. Teoryą tę zmienił nieco słynny anatom Soemmering.
Wychodzi on z zasady, jakoby wszystkie czuciowe i ruchowe nerwy kończyły się lub brały początek w ścianach komór mózgo
wych; nie widząc żadnego materyalnego czynnika, mogącego służyć dla nich za łącz
nik, z wyjątkiem płynu, wypełniającego ko
mory, w nim szukał siedliska duszy. Gall pierwszy zwrócił uwagę na to, że kora mózgowa ma najważniejszy udział w życiu duchowem. Zdaniem, które wyrzekł, że nie wszystkie zawoje mózgu są pod względem psychicznym równoważne, zbliża się on do teoryi umiejscowień, ale zato zupełnie do
wolnie bez żadnych pewnych podstaw umiej
scawia swoje 27 ośrodków władz umysłowych na powierzchni kory mózgowej. Przeciwko teoryi Galla wystąpił Flourens (1822).
Uczony ten podzielał dawniejsze zapatry
wania na istotę duszy, jako jednostki niepo
dzielnej i na tej podstawie wyjaśniał swoje wyniki, otrzymane z doświadczeń na zwie
rzętach. Ścinając kolejnemi warstwami pół
kule mózgowe u zwierzęcia doszedł on do wniosku, źe zwierzę traci w miarę utraty istoty mózgowej to, co nazywamy inteligen- cyą i wolą, przytem każda część mózgu po
siada tutaj jednakowe znaczenie; usuwając więc którąkolwiek z nich, osłabiamy w odpo
wiednim stosunku wszystkie władze umys
łowe.
Jeszcze do czasów Flourensa uwaga leka
rzy była zwrócona na pewną postać choro
bową, zwaną afazya. W tej chorobie słuch jest zachowany, chory pojmuje usłyszane wy
razy i potrafi je nawet napisać, ale nie jest
5 4 WSZECHSWIAT. N r 4.
w stan ie pow tórzyć ich lu b w łasne swoje m yśli uw y d atn ić w mowie. Jeszcze G a ll i je g o uczeń B o u illa n d w ykazyw ali, źe o g r a niczone uszkodzenie m ózgu w zraz ie czoło
wym może wywołać podobne objaw y. L e k a rz fran cu sk i M a rc D a x w y k a z a ł, źe afa- zy a p o w staje przez uszkodzenie lewej p ó ł
k uli, aż w reszcie B ro ca (1863) dowiódł, źe trz e c i zawój czołow y w yłącznie m a zw iązek z m ow ą członkow aną i że u ludzi p o s łu g u ją cych się głów nie p ra w ą rę k ą (9 8 % ) tylko lew a p ó łk u la je s t p rzy sto so w an a do tej czyn
ności, podczas gdy u m ańkutów odpow iedni ośro d ek z n a jd u je się w półkuli p ra w e j. D a l
sze sp o strzeżen ia w y k a zały ró żn e odm iany te j choroby, np. W ern ick e o p isa ł p rzy p ad ek , w k tó ry m chory m ia ł słu ch n ie tk n ię ty i p o tr a f ił usłyszane w yrazy pow tórzyć, ale nie p o jm o w ał ich znaczenia. N iep o d o b n a p rz y p uścić, żeby z a b u rz e n ia w je d n y m tylko za- w oju B ro c a pow odow ały w szystkie te odm ia
ny. R zeczyw iście zn ajd o w an o , że ów zawój u le g a chorobie w tedy, kiedy o k azy w ała się niem ożność w y ra żan ia m yśli p rzy pomocy wyrazów; odm iany tej choroby p o le g a ją n a o b ra że n iach innych okolic k o ry m ózgowej.
T e n p rz y k ła d w y starcza, ażeby dowieść, że nie w szystkie okolice k o ry są rów now aż
ne, co s ta je się jeszcze ja śn ie jsz e m z d a l
szych b a d a ń n a d stosunkiem oddzielnych okolic mózgowych do w rażeń zm ysłow ych i ruchów dow olnych. O becnie m o żn a u w a żać za rzecz dow iedzioną, źe w p ła c ie p o ty licow ym m ózgu z n a jd u je się okolica, k tó re j zniszczenie w yw ołuje zniszczenie w rażeń w zrokow ych. W ta k i sam sposób m ożna d o wieść, że słu c h zw iązany je s t z p ła te m sk ro niow ym , węch z p o d sta w ą m ózgu, a d o ty k z okolicą b rózdy środkow ej R o la n d a .
Z ab u rzen io m w ty c h o śro d k ach to w a rz y sz ą jeszcze z a b u rz e n ia ruchow e, n p . urazom okolicy dotykow ej— w częściach c ia ła , k tó re g łów nie do czynności d o ty k a n ia są p rz e z n a czone, a więc p rz e d ra m ien iu , rę c e i t. d., u ra z o m w okolicy sfery w zrokow ej— zbocze
n ia w u sta la n iu oczu, ale tylko przejściow e.
W psychologii dośw iadczalnej p o w sta ła now a epo k a od czasu, kiedy użyto p rą d u g a l
w anicznego do d ra ż n ie n ia pow ierzchni m óz
g u (F rits c h i H itz ig 1870). O k azało się, źe w n astęp stw ie d ra ż n ie n ia pew nych okolic k o ry p o w sta ją ruchy części c ia ła i to w ściśle
określonym stosunku do podrażnionego miejsca. Fizyologia odkryła tutaj, jak wie
my to obecnie, nie duchowe ośrodki, ale tyl
ko początki dróg ruchowych w korze mózgo
wej. Dalej Munk, usuwając systematycznie rozmaite zawoje mózgowe u zwierząt, potra
fił wywoływać takie same zaburzenia w czyn
ności zmysłów, jakie później poznano i u czło
wieka. Wreszcie Gotzowi udało się utrzy
mać przy życiu psa, któremu wyciął obie półkule i to mu dało możność oznaczyć grun
towniej niż Flourens, jakie spełniają one zadania w życiu duchowem. Okazało się, źe zwierzę oddziaływa na silne bodźce zewnętrz
ne, odczuwa potrzeby ciała, które działają na organizm wprost jako popędy i wprowa
dzają w stan czynny narządy, służące do bezpośredniego ich zaspokojenia. Jeżeli jednak potrzeby owe zostaną zadowolone, wtedy zwierzę zapada w rodzaj snu, gdyż prawdopodobnie żadne wrażenia do jego świadomości się nie przedostają. Sen ten trwa dopóty, dopóki silne bodźce lub potrze
ba jedzenia nie wywołają nanowo podobnego pobudzenia.
Spostrzeżenia nad nowonarodzonemi dzieć
mi wykazują, że i u człowieka spotkać mo
żemy podobne stosunki. Ażeby wniknąć, głębiej w te zjawiska, należy rzucić okiem na nowe zdobycze w kierunku budowy i wza
jemnych stosunków oddzielnych części móz
gu ludzkiego.
W idzialne gołem okiem części mózgu mo
żemy podzielić na dwie grupy, które prze
ciwstawiamy sobie, jako ośrodki wyższe i niższe. Do pierwszej kategoryi zaliczamy głównie korę obu półkul mózgowych, do dru
giej—-rdzeń przedłużony, móżdżek, wzgórki czworacze i przynajmniej część szarych j ą der, leżących w trzonie mózgowym. A na
tomia mózgowa wykazuje, a fizyologia po
twierdza to, źe niższe ośrodki posiadają pe
wien stopień samodzielności i przedstawiają narządy, które są w stanie regulować czyn
ności ciała. Do móżdżku np. dochodzą włókna nerwowe od mięśni, ścięgien, stawów, kanałów półkolistych błędnika usznego, mo
że więc on odbierać od wszystkich części ciała wrażenia, zaznaczające każdą zmianę położenia ruchomych części, napięcia mięśni i t. d. i można podziwiać, jak bez współudzia
łu wyższych] ośrodków następują zupełnie
N r 4. WSZECHSWIAT. 55
celowe odruchy. R d zeń p rzed łu żo n y zo staje znów w zw iązku z nerw am i, k tó ry ch specyal- nem zadaniem je s t zarz ą d za n ie chem icznem i spraw am i u s tro ju : m am y więc tu ta j ośrodek oddechowy, naczynioruchow y i inne.
D la duchowej je d n a k działalności n ajw aż niejsze znaczenie m a ją ośrodki wyższe. K ilk a dziesiątków la t tem u jeszcze nie było m etod badania, k tó re b y pozw oliły oryentow aó się pośród m ilia rd a kom órek, sk ład ający ch sza
r ą isto tę półkul, oraz ro z p lą ta ć zaw ikłany kłąb włókien nerw ow ych, stanow iących b ia łą istotę m ózgową. D ziś m etody te zostały wynalezione i d oskonaląc się stopniowo, po-
się w zw iązku z n arząd am i zmysłowemi, gdyż szare owe ją d r a służą za stacy e po
średnie d la zakończeń nerwów obwodowych.
Poniew aż m ożemy w yobrazić sobie, że przy pomocy ty c h włókien o trzym ujem y w rażenia św iata otaczającego w p o staci rz u tu n a płaszczyznę kory mózgowej, dlatego też M eynert zaproponow ał dla nich nazw ę włó
kien rzutow ych, k tó ra się ogólnie p rz y ję ła . T w orzą one ro d zaj prom ieni, w ychodzących ze śro d k a m ózgu, g d zis przew ażnie z g ru p o w ane z o stały ją d r a sz a re (wzgórki wzroko
we, ciało ogoniaste, ją d ro soczewicowate i t. d.) ku k o rze i d lateg o nazw ano cały ich
. P s t o d e i . C Z u e i t t C i e / t s , t r <j0
Cr*,
> •
** .
H r>
3N 5*
**a 5
F . S. D ó ł S ylw iu sza (fo s s a Silvii).
f . c. R . B ró zd a środkowa R olanda (jlssu ra centralis Rolandi).
Fig. 1. — Półkula mózgowa lewa : strona zewnętrzna.
zwolą zapew ne w przyszłości zu pełnie poznać złożoną budowę ośrodków nerw ow ych i wy
jaśn ić w szystkie skom plikow ane ich czyn
ności.
J a k ju ż wyżej było w spom niane, rozm aite w rażenia zmysłowe są związane z pew nem i ściśle ograniczonem i d z iałk a m i k o ry m ózgo
wej. O tóż F lech sig w szystkie te działki obejm uje n azw ą ośrodków zm ysłow ych i s ta r a się określić je w sposób czysto a n a to miczny. Jesz c z e b a d a n ia M e y n e rta w yka
zały, że w łókna białej isto ty m ózgu możemy podzielić n a dw a głów ne działy: je d n e p rz e b ie g a ją od szarych węzłów mózgowych i rd ze n ia przedłużonego do kory i z n a jd u ją
u k ła d wieńcem prom ienistym (corona radia- ta ). D o drugiego d ziału zaliczyć należy w łókna łączące pom iędzy sobą pojedyńcze pu n k ty bąd ź dwu m iejsc obu półkul, bądź też różnych okolic je d n e j i te j sam ej p ó ł
kuli. T ę g ru p ę nazw ano w łóknam i jedno- czącem i, w yszczególniając z nich p rz e b ie g a ją c e m iędzy obu półkulam i nazw ą włókien spoidłow ych, gdyż, przechodząc z jed n ej p ó ł
kuli do d ru g ie j, wchodzą one w s k ła d w iel
kiego spoidła m ózgu (corpus calosum ) (fig. 2).
O tóż z p u n k tu widzenia anatom icznego ośrod
ki zmysłowe m ożna określić ja k o te d ziałk i kory mózgowej, k tó re zapom ocą w łókien rz u towych z n a jd u ją się w zw iązku z szarem i
56 WSZECHŚWIAT. JSlr 4.
ją d r a m i m ózgu lu b m óżdżku, bez w zględu n a to, czy są to w łókna dośrodkow e (czucio
we), czy też odśrodkow e (ruchow e), W ta k i sposób ośrodki zm ysłowe zaw ie ra ją z a k o ń czenia nerw ów czuciowych i p o cz ątk i nerw ów ru chow ych, a pola czuciowe i ruchow e w za
je m n ie się p o k ry w ają. N ig d zie w m ózgu nie sp o ty k am y ośrodków czysto zm ysłow ych, a n i ; te ż czysto ruchow ych, lecz ty lk o m ieszane, a czynności d an eg o czucio-ruchow ego ośrod- | k a o k reślam y p rzez n a tu r ę (t. zw. e n e rg ią | specyficzną) zw iązanego z nim końcow ego j
n a rz ą d u zm ysłow ego.
O środki zmysłowe leżą p o ro z rzu can e n a j
te n z a jm u je w szystkie zaw oje środkow e, ty l
ne części zawojów czołowych, oraz części t. zw. g y ru s fo rn icatu s i g. hippocam pi (fig. 2). W ra z ie p o ra ż e n ia te g o o śro d k a w y stę p u ją objaw y t. zw. znieczulenia p o ło wicznego (h em ian aesth esia) przeciw ległej stro n y c ia ła , opisanego przez T u r k a —z n a j
dujem y tu zanik czucia dotyku, ucisku, te m p e r a tu ry i bólu, zo sta ją znieczulone błony śluzowe oczu, nosa, ust, uszu, zn ik a ją w ra żenia o d b ieran e od m ięśni, ścięgien, stawów, zarów no ja k i w rażliw ość na p rąd y elek try cz ne. P acy en ci tego ro d z a ju przy wysokim sto p n iu rozw oju choroby nie ro z ró ż n ia ją cię-
Fig. 2. — Lewa półkula mózgowa: strona wewnętrzna i spód.
pow ierzchni półkul, porozdzielane przez d z ia ł
ki kory mózgowej, k tó re nie p o sia d a ją ż a d nego zw iązku z w ieńcem prom ienistym . W korze mózgowej m ożem y w yróżnić cz tery ta k ie wyspy. P ierw sze m iejsce co do ro z ciągłości za jm u je o śro d ek czucia cielesnego.
T y ln ą g ra n ic ę teg o o śro d k a ła tw o określić:
dochodzi o n a do tylnego b rz e g u zaw oju środkow ego tyln eg o i zaw oju okołośrodko- w ego (g y ru s c e n tra lis i p a ra c e n tra lis). N a to m ia s t an atom icznie ścisłe określenie g r a nicy przedniej je s t p o łączo n e ze znacznem i tru d n o ściam i technicznem i i w ym aga jeszcze stw ierdzenia p rz y pomocy danych anatom o- patologicznych. W każdym ra z ie ośrodek
żarów , a o położeniu oddzielnych części c ia ła nie m ogą sądzić bez pomocy w zroku.
J e ż e li ośrodki te zo stały zniszczone w obu p ó łk u lach , zan ik a zupełnie poczucie w łasne-
| go ciała: chory widzi sw oje c ia ła , a le nie otrzy m u je w rażenia, żeby ono należało do
| niego; je ż e li z am k n ą ć m u oczy i zatk ać uszy, tra c i zupełnie św iadom ość. N iek tó rzy a u to - rowie (H o rsley i inni) o pisują p rzypadki
| częściowego połow icznego znieczulenia tego ty p u , k tó re n a s tę p u ją w skutek częściowego : zniszczenia te g o ośrodka w postaci u tr a ty w rażliwości dotykow ej i świadomości poło-
| żen ią niektórych członków ciała. Zw ykle w tych p rz y p ad k ach częściowego znieczule
N r 4. WSZBCHSWIAT. 57 n ia czucie bólu zo staje za c h o w a n e,stą d w nio
sek, że czucie to m usi się um iejscaw iać w in nej okolicy ośrodka. Bliższe poszukiw ania w skazują tu ta j przedew szystkiem gyr. forni- catus. Z aw oje środkow e w yróżniają się jeszcze przez to, że z a w ie ra ją niezw ykłej wielkości kom órki t. zw. p iram id aln e w t a kiej ilości i uło żen iu , ja k nigdzie więcej w korze m ózgow ej; ta k ą sa m ą osobliwością budowy odznacza się ta k ż e ty ln a połow a I-g o zaw oju czołowego. O znaczeniu tych k om ó rek możemy wnioskować, porów nyw ając je z odpow iedniem i ko m ó rk am i rd z en ia p a cierzow ego: w p rzednich ro g ach szarej istoty rd z e n ia spotykam y podobne wielkie kom órki, k tó re d a ją p oczątek nerw om ruchowym . J a s n ą więc będzie rzeczą, źe kom órki te sp o ty k an e w m ózgu, d a ją początek t. zw.
drogom piram idalnym , po któ ry ch przenoszą się bodźce ruchów dowolnych. Część o śro d k a czucia cielesnego, w k tó rej spotykam y owe kom órki p ira m id a ln e w wielkiej ilości, nosi nazw ę p a s a ruchow ego (zona m otoria) C h arco ta.
(D o k. nast.').
(Głównie podług P. Flechsiga „Gehirn und Seele”
Lipsk 1896).
J a n D u d ziń sk i.
Mowa wstępna Rudolfa llirchowa,
w y g ło s z o n a na o g ó ln e m z e b ra n iu n ie m ie c k ie g o T o w a rz y s tw a a n tro p o lo g ic z n e g o w S p irz e dnia 3
s ie rp n ia 1 8 9 6 r.
R z u t oka n a rok ubiegły przekonyw a nas, że przyniósł on nam ja k zwykło bogaty ma- te ry a ł nowych dośw iadczeń. G dy zaś sp o j
rzym y n a to, co nam n ajb liższa zapow iada J przyszłość, w padam y w zam ęt: bogactw o m a te ry a łu antropologicznego, różność p rz e d miotów i zad a ń , k tó re się około n as g ro m a dzą, są ta k wielkie, że tru d n o n am się będzie zoryentow ać i d la wszystkiego znaleźć g ru n t wspólny. N iecierpliw ość lu d zk a w yprzedza p raw ie zawsze nasze postępy. K aż d y chce widzieć o stateczne rozw iązanie za d a ń , któ- rem i się zajm ujem y; każdy chce zajrzeć do
naszych p ra c i ju ż przedw czesne robi p rz y puszczenia. P rz y te m zainteresow ani sięg ają zwykle do najw yższych problem atów lu d z k o ści i w ym agają od nas odpowiedzi n aty c h m iastow ej. J u ż oddaw na, rzec m ogę śm iało, nie walczono tyle n a polu naszej nauki, ile w ro k u ostatn im . O ddaw na nie byliśmy w takiem straszn em zam ieszaniu. T rz e b a też nietylko poważnej pracy, ale rów nież wiele krw i zim nej, aby się nie zachw iać wśród tylu krzy żu jący ch się w ym agań oraz po
glądów .
P rzedew szystkiem zazn aczę tu ta j z n a ciskiem, że znajdujem y się w łaśnie w Spirze, w je d n ej z tych miejscowości niem ieckich, które zostały w ysunięte n a pierw szy p la n bad ań ju ź przez h isto ry ą rzym ską i k tó re przez całe wieki średnie zw racały n a siebie uw agę św iata germ ańskiego.
Co dotyczę h isto ry i S piry, zaznaczam , źe przychodzim y raczej uczyć się, aniżeli n a u czać. W p rzeciąg u ro k u o statn ieg o z e b ra liście ta k dużo, źe nowe bogactw a u d e rz a ją j naw et ty ch , k tó rzy daw niej znali wasze
j skarby; prosim y więc, rzucajcie i dalej ja k z ro g u obfitości swe o d k ry cia i dośw iadcze
nia. Je ste śm y ciekaw i w aszych zdobyczy, gdyż w łaśnie zachód N iem iec zaw ikłany zo
s ta ł w ró żn o rak i sposób przez swoje dawne rzym skie sto su n k i z h isto ry ą powszechną i w m iarę ja k u s ta la się g ra n ic a pom iędzy tem co rzym skie, a co niem ieckie, tem usil
niej jesteśm y zm uszeni zajm ow ać się owemi zadaniam i. K w esty e gran iczn e zajm ow ały zawsze nasze Tow arzystw o, zain tereso w a
liśmy niem i szerszo koła. Cieszy n a s, że wyższa w ła d za uw olniła n as od tej p racy , że państw o niem ieckie n ajlep sze stro n y swej działalności zw róciło ku zad an iu , którego je d nostki nie były w możności rozw iązać. O do
tychczasowych re z u lta ta c h b a d a n ia nie chcę dziś mówić, zaznaczę tylko, że w skutek e n e r
gicznej p racy ty lu w ybitnych mężów bliską je s t chwila, w k tó re j d o k ład n ie będziem y wiedzieli, gdzie się właściwie kończyło p ań stwo rzym skie, a gdzie zaczyna niepodległa, lu b , ja k te ra z mówią, w olua G erm an ia. O w a wolna G e rm a n ia je s t w łaśnie naszym te m a tem . D ziw na rzecz, że naw et historycy nie
m ieccy w łaśnie do ty ch studyów zwrócili się ze szczególnem zam iłow aniem , nie m ogę po
wiedzieć, ab y zawsze z wielkiem powodze
58 WSZECHSWIAT N r 4.
niem . P rzeciw nie naw et, to , co w łaśnie h i
sto ry cy m ówią o tej epoce, m ożna rac zej uw ażać z a ste k nieporozum ień. W szy stk o to dalek iem je s t od p raw d y . W p rz eciąg u o sta tn ic h d ziesiątków la t, w łaśnie w tym czasie, kiedy niem ieckie T o w arzystw o a n tr o pologiczne wzięło się do p ra c y , je ż d ż ą c od prow incyi do prow incyi, od m ia s ta do m ia sta , sz u k a ją c nietylko w spółpracow ników , lecz budząc za ra z em nowe zainteresow anie, udało m u się w łaśnie d o p iero od teg o czasu u to ro w ać d ro g ę pow ażnem u i w szechstronnem u b a d a n iu , u d a ło się rozłożyć ta k zwane czasy p rz e d h isto ry c z n e G e rm a n ii n a szereg c h ro nologicznych ogniw, k tó re się ju ż nie d a ją zestaw ić z pew nem i nazw am i historycznem i.
T u się okazało, po k tó re j stro n ie znaleźć m o żn a pew ność i bystro ść sp o strzeżeń , ale rów nież okazało się, j a k łatw o przez b łęd n e tra k to w a n ie w yw ołują się pom yłki i niep o ro zum ienia. B łęd y w m etodzie p o c ią g a ją n ie uniknione b łęd y we w nioskow aniu. C ierpi n a te m głównie p ra h is to ry a .
W rzeczyw istoci do zu p ełnego ro zw ik ła n ia w ątpliw ości p rzeszk a d za tylko p a rę w ielkich błędów logicznych, k tó re w łaśnie dzisiaj sp ró b u ję W a m p rzed staw ić. J e d e n z ty ch b łę dów polega n a tem , że się u siłu je nazw y oraz poglądy z czasów h istorycznych p rzenieść do czasu n iehistorycznego. N ie m ożna w praw dzie nikom u b ra ć za złe, źe s ta r a się p rz o d ków swych m ieścić w p o rz ą d k u w stecznym n a tym gruncie, k tó ry oddaw na p o siad a.
K a ż d y p ra g n ie w d o b rej w ierze, ja k in d y a - nin A m ery k i północno-zachodniej wznieść p a l herbow y p rz e d swoim dom em i w ypisać n a nim szere g swych przodków , się g a ją c aż do przedpotopow ego k ru k a lub w ieloryba, od k tó reg o w yprow adza ró d swój. W ięc i u nas każd y bu d u je ch ętn ie ta k ie słupy i jeszcze te ra z p atrzy m y ze zdziw ieniem , j a k c a ła uczo n a sta ro ży tn o ść, a n aw et przy ro d n icy nie w a h a ją się ro zciąg ać g erm ańskości aż do krańcow o niem ożebnycb konsekw encyi. N ie ch cę'im czynić z teg o z a rz u tu , przeciw nie, z n a jd u ję to b a rd z o n a tu ra ln e m i ludzkiem , że się u siłu je budow ać słu p herbow y celem p rz e d sta w ie n ia sobie przeszłości swego rodu przez w szystkie okresy. Z a m ia s t okresów , k tó re sobie u k ła d a ją czerw onoskórzy, po
słu ch ajm y ^co b iało sk ó ry o swej przeszłości praw i: P rze ch o d zi on epokę L a T en e, m ija
p o tem h a llsz ta d z k ą , dochodzi do epoki bron- zowej, w reszcie do k am ien n ej, zawsze je d n a k i w szędzie widzi g e rm a n in a i staw ia go n a czele sceny. A żeby dać je d e n p rz y k ła d — choć nie chcę nikogo d o ty k ać— wspom nę 0 je d n y m z za słu źe ń szy ch i n a jsta rsz y c h ba- daczów czaszek w S z tu ttg a rd z ie . M a on tę w ielką zasłu g ę, źe z b a d a ł w szystkie znane 1 d o stęp n e c m e n ta rz y sk a w irtem b ersk ie i r e z u lta ty sw ych ro zleg ły ch poszukiw ań z e b ra ł w je d n ę całość. W nowej swej p racy , w k tó re j d a ł nam ogólny p rz e g lą d grobów ze w szystkich epok p rzedhistorycznych, docho
dzi on w ręcz do re z u lta tu , źe w W irte m b e rg ii ju ż od epoki kam iennej m ieszka szczep g e r m ański.
P o g lą d te n m ożna podw ójnej p o d d ać dy- skusyi: Czy w szystkie te groby rzeczywiście za w ierają szczątki plem ion g erm ań sk ich , czy te ż są to ty lk o słu p y herbow e, k tó re póty sta ć b ę d ą , dopóki ich kto nie obali? M nie się z d a je , źe m am y tu do czynienia z o stat- niem praw dopodobieństw em . C zaszka g e r
m a ń sk a je s t to b ard z o tru d n a za g a d k a , może o n a służyć ze p ro b ie rz naszej n au k i. P r z e de wszy stkiem , jeżeli chcem y znaleźć ty p czaszki g e rm a ń sk ie j, m usim y określić ja k ic h to g erm an ó w bierze się właściw ie z a p o d sta- wę, gdyż nie w szystko, co się nazyw a g e r- m ańskiem i co w edług re je s tru dziejów d aje się sprow adzić do g erm ańskości, odznacza się w spólnym k sz ta łte m czaszki. T e ra z docho
dzim y do drugiego w ażnego p ro b le m a tu , k tó ry M ogu n cy ą m a za p u n k t ciężkości, a z o sta ł w ysunięty n a p la n pierw szy głównie przez L in d e n sc h m id ta i E c k e ra . C hodzi m ianow icie o czaszki z c m e n tarzy sk rzęd o w ych, z czasów n a ja z d u F ran k ó w , a po- części należących ju ż do plem ion allem ań- skich. W cm e n ta rz ac h tych w ystępuje bez
sprzecznie pew ien je d n o lity ty p czaszki.
W p raw d zie nie ta k on je d n o sta jn y , ja k go przedstaw iono, ale zaw sze je s tto pew ien typ sta ły .
Pow inniśm y je d n a k przypom nieć sobie, że je żeli gdzie, to tu ta j w łaśnie, po lewej s tro nie R en u , germ ańscy przybysze m ogli do
p ie ro w tedy w ta rg n ą ć i założyć swoje cm en
ta rz y s k a , gdy p o konali i odepchnęli rzym ian, źe te d y dopiero od owej chwili historycznej u k a z u je się ta k zw ana czaszka g erm ań sk a.
N a zap y tan ie te d y sk ąd się w zięła— n ależa
N r 4. WSZECHŚWIAT. 59 łoby je j szukać, co fając się aż do okolic,
które, według n ajdaw niejszych wiadomości rzym skich historyków , były zalu d n io n e przez germ anów i to w łaśnie przez plem iona, o k tó rych wiemy, źe później w istocie w targ n ęły na zachód. N ie w szystkie bowiem groby, ja k ie znajdujem y n a w schodzie i północy N iem iec, d a d z ą się przypisać szczepom , k tó re ostateczn ie przekroczyły R en . W iecie dobrze, panowie, że ru c h ogólny, k tó ry o g a r
n ą ł ju ż b ard zo wcześnie ową daw ną ludność, rozw inął się w dw ojakim kieru n k u . J e d n i ciągnęli do R enu, inni w stro n ę D u n a ju . N ie jesteśm y w m ożności określić, gdzie się po
działy pojedyncze plem iona. M ożem y n a- p rzy k ład ze zn aczn ą pew nością powiedzieć, że w dzisiejszej M arch ii B ra n d e b u rsk ie j, a mianowicie w południow ej je j części osiadł w owym wcześnym okresie w edług historycz
nej tra d y c y i potężny ró d Sem nonów . J e s tto podwójnie zajm u jące, gdyż Sem nonow ie uw a
żani byli podów czas za p a n u ją c e , silne i nie- zaprzeczenie g erm ań sk ie plem ię '). Z e wy- w ędrow ali, n iem a co do tego w ątpliw ości, ale gdzie się podzieli, n ik t o tem nie wie. W e d łu g zdania je d n y c h pociągnęli oni przez R en, d o ta rli ostatecznie aź do H iszp an ii i stw orzyli ta m część sta ro g e rm a ń sk ie j lu d ności, k tó ra się głów nie o siedliła w H iszp an ii północnej. W ed łu g innych poszli ku p o łu dniowi p rzez D unaj i pow innibyśm y ich śla dów szukać po śró d różnych plem ion, roz
pierzchłych po całym półw yspie B ałk ań sk im . A le zarów no n a zachodzie, ja k n a po łu d n iu , giną ślady Sem nonów, im ię ich p rz e p a d ło na- zawsze. T ru d n o zb a d a ć ja k się to sta ło . I oto b ra k u je nam p u n k tu o p a rc ia do stw ier
dzenia, co to były w łaściwie z a plem iona, od k tó ry ch pochodzi ów ta k nazw any ty p „czasz
ki g erm a ń sk ie j”.
Z n a jd u je m y też n a wschodzie cm en ta rzyska, k tó re trz e b a nazw ać w edług p o ło ż e
n ia kopców i p o rz ą d k u pogrzebow ego: g ro bam i rzędowem i. G dy się doszło do tych północnych i w schodnich niem ieckich grobów rzędow ych, było zaiste b a rd zo ponętnem uznać je ża germ ań sk ie. C m e n ta rz y sk a te z a w iera ją bowiem czaszki doskonale odpo-
’) Nowsi slawiści kwestyonują ten pogląd.
(Przyp. tłum.).
w iad ające typowi „ g e rm ań sk iej” czaszki. J a ko dowód n ie u p rzed z an ia się i bezstronności w przyjęciu takiego całkiem n a tu ra ln e g o w n io sk u —mogę zapewnić, źe dwie osoby tu ta j obecne, obaj b a rd zo gorliw i badacze czaszek, w padli, że się ta k w yrażę, w ta k ą p u łap k ę. Jed n y m b y ł mój szanow ny p rzy ja c ie l L issa u e r, najlepszy znaw ca czaszek
nadw iślańskich, drugim byłem j a sam . P o pełniłem w M archii B ra n d e b u rsk ie j ta k i sam b łąd , ja k i L issa u e r popełnił n a d W isłą . Z naleźliśm y „p raw d ziw ą” g erm a ń sk ą czaszkę w grobach rzędow ych, wszystko się zgadzało i nie było nic łatw iejszego, ja k orzec, że t u ta j b y ła k o leb k a germ ań sk ich plem ion nad- reńskich, że s tą d oni się rozszerzyli, że dawni B urgundow ie żyli pom iędzy O d rą i W isłą w okolicach N oteci; i nic p rostszego n ad to, że gdy s tą d wyszli za R en i założyli k ró lestw o B urgundzkie, zanieśli ta m swoje czaszki, a cechy ich pozostaw ili swoim p o tom kom . A le n a nieszczęście okazało się, że w schodnie cm en tarzy sk a rzędow e zaw ie
r a ją jeszcze różne inne rzeczy prócz szcząt
ków ludzkich. Rzeczy te w oczach n iek tó ry ch b adaczy m ają jeszcze w iększą w artość od kości, są to mianowicie przedm ioty archeo
logiczne, ta k nazw ane d o d atk i, a więc m e
ta le , naczynia glin ian e i kto ta m wie co jeszcze. Z ro z p atry w an ia tych przedm iotów u jaw n iła się, niestety , w yraźna odm ienność tych grobów . W sch o d n ie g ro b y rzędow e okazały się po większej części tak iem i, o k tó ry ch je s t obecnie powszechne p rzekonanie, że są pochodzenia słow iańskiego i n ależą mniej więcej do Y l-g o wieku naszej ery, t. j.
do tych czasów, kiedy z północy plem iona frankońskie i allem ańskie zaczęły się posu
wać wzdłuż R e n u k u F ra n c y i i S zw ajcaryi.
N ie m ożna w zasadzie mieć za złe history
kowi jeżeli ta k powie: ponieważ n a tych szla
kach znajdujem y wszędzie cm en tarzy sk a rzędow e, a w nich wszędzie czaszki „g e rm a ń sk ie”, erg o n a w szystkich ty ch m iejscach m uszą to być ślady d ro g i, po k tó rej dokona
ła się w ędrów ka. A le co m am y z tem zro bić, gdy przychodzi arch eo lo g i pow iada, że w jed n y ch grobach z n a jd u ją się dod atk i zu p ełnie odm iennego ro d z a ju aniżeli w d r u gich? Je ste śm y naw et w możności zakreślić ścisłą gran icę pom iędzy obudw om a typam i, a g ra n ic a t a zg ad za się faktycznie z tą , k tó