• Nie Znaleziono Wyników

JXi 9. Tom VII.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "JXi 9. Tom VII."

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

JXi 9. Warszawa, d. 26 Lutego 1888 r. Tom VII.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA."

W W arszaw ie: rocznie rs. 8 k w artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata

i we w szystkich k sięg arn ia ch w k ra ju i zagranicą.

Ko nitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b.dziek.Uniw., K. Jurkiewiczb.daiek.

Uniw., mag K. Deike, mag.S. Kramsztyk,WłvKwietniew- ski, W. Leppert, J. Natanson i mag. A. Ślusarski.

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry c h treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 '/^

za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.

jfLdres a=2ed.a,łs:cyi: IKZreblscwelsie-Frzed-taa.ieście, 3>Tr 66.

0 POKARMACH M IE R A L N M

R o z d z i a ł z c h e m i i f i z j o l o g i c z n e j

■ w e d ł u g 1 >).

P rócz ciał t. zw. organicznych — woda- nów węgla, tłuszczów i b iałka — pokarm y nasze koniecznie zaw ierać muszą sole mine­

raln e i wodę.

R ostrząsając kw estyją koniecznej obecno­

ści soli m ineralnych w naszych środkach pożywienia, pow inniśm y odróżniać orga­

nizm rosnący od organizm u wyrośniętego.

Ze pierw szy w w ielkich ilościach p rz y j­

mować m usi sole nieorganiczne dla zbudo­

w ania swego ciała, całkow icie zrozum iałem jest a prio ri. Jakość zarów no ja k i ilość tego niezbędnego m atery ja łu nieorganiczne­

go najlepiój poznać możemy z chemicznego składu m leka. N iem ow lę, ważące 6 —7 kg spożywa dziennie około 1 litra m leka, za-

*) G. Bunge. L eh rb u ch d e r physiologischen und pathologischen Chemie. L ip sk 1887.

w ierającego dużą stosunkow ą ilość (0,78 g) tlenku potasu, około trzech razy m niejszą—

tlenku sodu, dalej tlenek w apnia (0,33 g) i magnezu (0,06 g), kw as fosforny (0,47 g), j chlor (0,44 g) i m ałe ilości tlenn iku żelaza . (0,004 g).

Byłoby niezm iernie ciekawem porów na- j nie składu popiołu m leka z popiołem całko­

witego niem owlęcia — nie posiadam y j e ­ d nak tak iśj analizy. P orów nanie wszakże I składu popiołu m leka suki ze składem cał- i kow itego popiołu młodego ssącego psa pro-

J wadzi do rezultatu , że wzajem ny stosunek rozm aitych substancyj nieorganicznych w m leku p raw ie zupełnie je st takim samym, ja k i w całkow itym organizm ie. M leko nieco je s t bogatsze w potas, zaś uboższe w sód, aniżeli cały organizm ssawca, a fakt ten teleologicznie daje się doskonale obja­

śnić. J a k bowiem szereg rozbiorów che­

m icznych w ykazał, zw ierzę rosnące wciąż wzbogaca się w potas a ubożeje pod w zglę­

dem ilości sodu w stosunku do innych czę­

ści składow ych swego ciała. Z najduje się to najpraw dopodobniej w zw iązku z stosu n­

kowym przyrostem mięśni, dużo potasu za­

w ierających i z stosunkow em zanikaniem chrząstek, zaw ierających dużo sodu. W yż­

(2)

130 W SZECHŚW IAT. N r 9.

sza zaś zaw artość chloru w m leku tem się może da objaśnić, że ch lo rk i m etali służą n ietylko do budow ania organów , lecz je sz ­ cze i do w ytw arzania w ydzielin traw iących (ślina, żółć, sok żołądkow y) i że, dostaw szy się w raz z tem i w ydzielinam i do kiszek, nie zostają tu całkow icie w chłaniane.

W iadom o, że m leko tw orzy się z części składow ych krw i; poniew aż zaś skład ilo­

ściowy popiołu k rw i mocno się różni od p o ­ piołu m leka, wnieść przeto musimy, że ko­

m órki nabłonkow e gruczołów m lecznych z b ie ra ją z osocza krw i składniki n ieorgani­

czne w tym w łaśnie stosunku ilościowym, w ja k im potrzeba ich ssawcowi dla w zro ­ stu i dla w ykształcenia się na podobieństw o organizm u m acierzyńskiego.

Jed e n ten fak t ju ż w ystarcza do obalenia w szystkich dotychczasow ych prób m echa­

nicznego w yjaśnienia działalności g ru czo­

łów.

W idzim y z powyższego, że rosnącem u zw ierzęciu p otrzeba bardzo dużych ilości soli nieorganicznych; w iem y też dokładnie, ja k ie są to sole i w ja k ic h ilościach w inny być przyjm ow ane. M ożemy przeto p rz y ­ stąpić do p ytania, czy dziecko, przechodząc od m leka do innych pokarm ów , zn a jd u je w nich owe sole nieorganiczne w w y starcza­

jącej dla siebie ilości.

Z zestaw ienia rozbiorów popiołu n ajw aż­

niejszych pokarm ów naszych (mięso w oło­

we, pszenica, kartofle, groch, żółtko ja j) z rozbiorem popiołu m leka kobiecego p rz e­

konyw am y się, że w szystkie te pokarm y za­

w ierają składniki nieorganiczne w rów nież obfitej, a niektóre naw et w obfitszej ilości niż mleko. Je d y n ie ty lk o w apno zn a jd u je się pod tym względem w w a ru n k ach n iek o ­ rzystnych. Za w yjątkiem żó łtk a i m leka krow iego, w szystkie inne po k arm y zaw ie- ra ją go m niej, aniżeli m leko kobiece. P rz y w yborze więc pokarm ów dla dzieci o w a­

pno jedynie starać się pow inniśm y. D ziec­

ko żyw ione mięsem i chlebem praw d o p o d o ­ bnie nie otrzym yw ałoby w tych pokarm ach niezbędnej dla w zrostu szkieletu ilości wa­

pna. W ięcej ju ż w apna zaw ierają rośliny strączkow e. Jed ynym pokarm em , który pod względem zaw artości w apna dorów ny­

w a m leku, je s t żółtko ja j. W razach więc, gdy m leko niedobrze je s t znoszone lu b dla

jak ich k o lw iek innych powodów nie może być dziecku dostarczane, winnoby ono być zastąpione przez żółtko. Znaczne ilości wa­

pn a zn a jd u ją się też w wodzie studziennej;

nie wiem y je d n a k , czy mogą one być p rzy ­ sw ajane (asym ilow ane) przez organizm ; w pokarm ach bowiem wapno znajd uje się w zw iązku z ciałam i organicznem i. D late­

go też niesłusznie je s t przepisyw ać dzie­

ciom w apno w postaci zw iązków nieorgan i­

cznych. W prakty ce lekarskiej niem al co­

dziennie się zdarza, że dzieciom rachitycz­

nym ') p rzepisują k ilk a łyżeczek wody wa­

piennej. Jestto nierossądne ju ż chociażby dlatego, że tak a ilość w apna je s t za m ałą.

Nasycony rostw ór w apna zaw iera m niej wra- pna, aniżeli mleko krow ie. W jed n y m l i ­ trze tego ostatniego znajdow ano 1,7 g tlen ­ ku w apnia (w apna); litr zaś wody w apien­

nej zaw iera go tylko 1,3 g.

Isto ta i przyczyny k rzyw icy (rachitis) całkow icie są jeszcze ciemne. Pew nikiem je st to, że m ożna sztucznie, tucząc młode rosnące zw ierzęta pokarm am i ubogiemi w w apno, osięgnąć zm niejszenie ilości soli w apiennych w kościach i nienorm alną sk u t­

kiem tego ich giętkość i łam liwość. W nie­

k tó rych tego rod zaju dośw iadczeniach p o ­ dobno w ytw orzono rzeczyw istą krzyw icę z w szelkiem i charakterystycznem i d la tej choroby objaw am i. Lecz rów nież je s t fak ­ tem, że dzieci, nigd y niecierpiące na brak w pokarm ach dostatecznej ilości w apna, do­

stają krzyw icy. Należy więc przypuścić, że sole w apienne albo niedostatecznie zostają rezorbow ane (w chłaniane) w skutek zakłó ­ conych czynności traw ien ia, albo też pom i­

mo rezo rb ow an ia nie zostają przysw ajane w tkan kach kostnych. Obecnie, spowodu b ra k u dostatecznie pew nych badań, d oty­

czących przem iany m ateryi w organizm ie dzieci rach ityczn ych , nie jesteśm y w stanie ro sstrzy g n ąć, k tó ra z tych teoryj bardziej je s t u sp raw iedliw ion ą.

W p orów nan iu z ciałam i nieorganicznem i m leko k ro w ie zaw iera więcej soli n ieorga­

nicznych aniżeli mleko ludzkie. M ożnaby to objaśnić teleologicznie tem, że cielę zna-

') C ierpiącym na krzyw icę czyli t. zw. chorobę angielską, m a ją c ą swe źródło w niedostatecznej ilości soli w apiennych w kościach.

(3)

N r 9. WSZECHŚWIAT. 331

cznie prędzej rośnie, aniżeli dziecko. W y ­ daje się z tego, że organizm ju ż wyrośnięty bardzo m ałych potrzebuje ilości soli. Co się organizm u takiego tyczy, to a p riori wogóle nie można się dopatrzyć konieczno­

ści ciągłego doń dostarczania soli. Rola i znaczenie soli nieorganicznych zupełnie są.

inne, aniżeli pokarm ów organicznych. Te ostatnie są. d la nas źródłem siły; w prow a­

dzamy do tk an ek w raz z niem i siły n a p ię ­ cia chemicznego, k tóre podczas rosszczepia- nia się i u tleniania tych pokarm ów prze­

chodzą. we w szystkie te form y żywój siły, które zmysłom naszym objaw iają się jak o życie. O rgan iczne pokarm y przynoszą, nam więc korzyść w łaśnie tylko w skutek swego ustaw icznego roskładu. Konieczność ich bezustannego odnaw iania je stn ie ty lk o wnio­

skiem dośw iadczalnym , lecz je st z góry lo ­ gicznie zrozum iałą. Z upełnie inaczej rzecz się ma z solami nieorganicznem u Są to nasycone zw iązki tlenow e albo chlorowe, również nieposiadające pow inow actw a che­

micznego do tlenu. P rze z roskład ich w ciele nie może się żadna siła wytworzyć;

nie mogą one w żaden sposób być zużytemi i niepotrzebnem i dla organizm u. Pocóż więc ich ciągle odnaw ianie? W oda też się inaczej zachow uje, aniżeli sole. Służy ona do w ydzielania nazew nątrz ostatecznych produktów przem iany m ateryi. N erki zd o l­

ne są do w ydalania zw iązków azotow ych jed y n ie w rostw orze wodnym . D yfuzyja gazów w płucach możliwą je s t tylko póty, póki płuca są w ilgotne. P ow ietrze w ydy­

chane nasycone jest p arą wodną. O d p a ro ­ wywanie wody na pow ierzchni skóry od­

gryw a najw ażniejszą rolę w spraw ie re g u ­ low ania ciepła w ciele. Niezbędność więc ciągłego dostarczania w ody też je st zrozu­

m iałą. Całkiem co innego dzieje się z so­

lami. W szak byłoby możliwem, że w ra ­ zie przyjm ow ania przez organizm d ostate­

cznych ilości pokarm ów organicznych i wo­

dy, sole nieorganiczne pow stające z rospa- dających się tk an ek znów by zostaw ały u ży ­ te do odnaw iania tkanek. A naw et, gdyby m ałe straty były nieuniknione — w skutek w ydzielania nazew nątrz, w skutek odłusz­

czania się naskórka, w ypadania włosów i t. p. — trzebaby chyba oczekiwać, że o r­

ganizm w yrośnięty zdolny je s t do upornego

zatrzym yw ania posiadanego przez siebie za­

pasu soli i zadaw alania się bardzo niezna- cznem ich dostarczaniem . A p rio ri przeto nie daje się wywnioskować konieczność cią­

głego przyjm ow ania znacznych ilości soli przez organizm y dorosłe.

S praw ę tę trzebaby więc rosstrzygnąć doświadczalnie. Możnaby karm ić w yrośnię­

te zw ierzę wyłącznie ciałami organicznem i i wodą i obserw ow ać, ja k długo przy tem zw ierzę pożyje i jak ich dozna zaburzeń.—

Zasadnicze to doświadczenie aż do najnow ­ szych czasów raz tylko było wykonane, m ianowicie przez F o rstera , asystenta Yoita w M onachijum .

P rz y przygotow yw aniu pokarm ów , nie- zaw ierających absolutnie popiołu, n apo tk ał F o rster nieprzezw yciężone trudności. Wo- dany węgla i tłuszcze dały się w praw dzie w stanie zupełnie wolnym od popiołów otrzym ać. Natom iast nie udało się dotych­

czas jeszcze uw olnić białka od wszelkich substancyj nieorganicznych. N aw et białko krystaliczne zaw iera jeszcze w m ałych ilo­

ściach w szystkie składowe części popiołu.

F o rste r używ ał do swoich doświadczeń od­

padków m ięsnych, pozostających p rzy w y­

robie wyciągu mięsnego L iebiga. P o wie- lokrotnem jeszcze w ygotow aniu ich wodą dystylow aną, zaw ierały one w 100 częściach suchćj substancyi 0,8 cz. popiołu. T akiem ubogiem w popiół białkiem obok tłuszczu, cu k ra i krochm alu k arm ił F o rs te r dwa psy.

K a rm ił też trzy gołębie m ączką krochm alo­

wą i sernikiem , rów nież bardzo mało soli zaw ierającem u

Otóż spostrzegł w tych doświadczeniach F o rster, że zw ierzęta przy takim pokarm ie niesłychanie szybko padają. T rzy gołębie żyły 13, 25 i 29 dni. Z dw u psów jeden po 36 dniach ta k w ynędzniał, że przy dłuż- szem trw an iu doświadczenia najpew niej niezm iernie prędkoby zdechł, gdy d rugi już po 26 dniach bliskim był skonu. P rz y cał- kow item głodzeniu psy żyją 40 do 60 dni.

0 ile się zdaje, prędzej padają nieotrzy- m ując z w szystkich pokarm ów jed y n ie soli nieorganicznych, aniżeli przy zupełnem od­

jęciu wszystkich pokarm ów .

F o rste r wnosi z swoich doświadczeń, że 1 w yrośnięte zw ierzę znacznych potrzebuje ilości soli nieorganicznych do wyżywienia.

(4)

132 W SZECH ŚW IA T. N r 9.

W nioskow i tem u m ożnaby postaw ić n astę­

pujący zarzut. F o rste r nie uw zg lęd n ił wca­

le jednój okoliczności, m ianowicie tw orzenia się wolnego kw asu siarczanego z siarki ciał białkow atych.

B iałko zaw iera '/2—1 Va°/o siark i, k tó ra podczas rosszczepiania się i u tlen ian ia biał­

ka zostaje przeprow adzoną w najw yższy stopień utlenienia'— w kwas siarczany, 8 0%

siarki naszych pokarm ów w ydziela się w tej postaci w moczu. W w arunkach n o rm a l­

nych ten kw as siarczany łączy się z zasado- wemi solam i, w prow adzonem i do u stro ju w raz z każdym roślinnym i zw ierzęcym po­

karm em . P okarm y zw ierzęce zaw ierają zasa­

dowe fosforany alk alij, w ęglany alkalij i bialkany alkalij, roślinne zaś prócz tego jeszcze i alk alija w zw iązku z kw asam i ro- ślinnem i ja k w innym , cytrynow ym , ja b łk o ­ wym i t, p., które p rzy spalaniu w ciele za­

m ieniają się na w ęglany. Zasady te nasy­

cają, zobojętniają k w as siarczany, pow stały z siarki ciał białkow ych. G dy wszakże so­

le zasadow e zostały w ydalone przy p rzy g o ­ tow aniu pokarm u w olnego od popiołu, ów silny kw as m in era ln y —siarczany— pow sta­

ją c y w tk an k ach z ro sk ła d u białka, nie z n a j­

duje ju ż ciał zasadow ych dla sw ego zoboję­

tnienia i naciera n a zasady, stanow iące in ­ tegraln e skład n ik i żyw ych tkanek; w yryw a oddzielne cegiełki z kom órek i sprow adza ich zniszczenie. To zd aje się, było p rzyczy­

ną szybkiego p adania zw ierząt w dośw iad­

czeniach F o rstera . Zw łaszcza dla tego obja­

śnienie to w ydaje się uspraw iedliw ionem , że w przeciw nym razie trudnoby było pojąć ów szczególny fakt, że psy karm ione w p o ­ wyższy sposób prędzćj zdychały, aniżeli cał­

kiem głodzone.

Słuszność tego apriorystycznego wniosku została na drodze dośw iadczalnćj spraw dzo­

n ą przez L u nina.

L u n in k a rm ił je d n ę część zw ie rzą t, w zię­

ty ch do dośw iadczeń, pokarm em bez popio­

łu , drugićj zaś części, caeteris paribus, doda­

w ał w ęglanu sodu tyle, ile w łaśnie p otrzeba było do zobojętnienia kw asu siarczanego, pow stającego ż siarki pokarm u

C hodziło o to, aby dośw iadczenie w yko­

nać na możliwie dużćj liczbie zw ierząt, gdyż w ten tylko sposób d a ją się w yłączyć czy n ­ nik i przypadkow e i w niosek staje się pew ­

nym . R obiono więc te doświadczenia z m y­

szami, poniew aż dla dużój liczby w iększych zw ierząt praw ie niem ożebnem by było p rz y ­ g o to w a ć ^ potrzebnśj ilości pokarm y bez p o ­ piołu.

P o k a rm zo3tał otrzym any w sposób n astę­

pujący. P rz e z osadzenie roscieńczonego m leka kw asem octowym i następne przem y­

cie osadu wodą, zakw aszoną kwasem octo­

wym, otrzym ano m ięszaninę tłuszczu i ser­

nika, k tóra w 100 częściach suchej su b stan ­ c j i zaw ierała tylko 0,05—0,08 cz. popiołu a więc dziesięć razy m niej, aniżeli odpadki mięsne F o rstera . Do m ięszaniny tćj dodano jak o przedstaw iciela trzecićj g ru p y p o k a r­

m ów — cukl-u trzcinowego, zupełnie od po­

piołu w olnego.

P rz y takiem pożyw ieniu i wodzie dysty- lowanój p ięć myszy żyło 11, 13, 14, 15 i 21 dni. C ałkow icie głodzone dw ie myszy żyły 4 dni, inne dwie tylko 3 dni.

D alej karm iono sześć myszy tym samym pokarm em z dodatkiem w ęglanu sodu. M y ­ szy te żyły 16, 23, 24, 26, 27 i 30 dni, więc praw ie dw a razy dłużźj od myszy, k tóre nie otrzym yw ały ciała zasadowego do zoboję­

tnienia w ytw orzonego kw asu siarczanego.

M ożnaby tak i zarzu t postawić: zw ierzęta żyły dłużej nie w skutek zobojętnienia kw a­

su siarczanego, lecz dlatego, że otrzym yw a­

ły p rzyn ajm nej jed en zw iązek n ieo rg a n i­

czny. Z a rz u t ten je d n a k zostaje obalony przez n astępujące doświadczenie, w którem siedm iu m yszom zam iast węglanu sodu, cae­

teris paribus,d ano rów now ażną ilość chlorku sodu (soli kuchennój), a więc soli obojętnej, k tó ra nie je s t zdolną zobojętnić kw asu siar­

czanego. M yszy te p ad ły po 6,10, 11, 15, 16, 17, 20 dniach. Jak k o lw iek więc otrzym y­

w ały dw a ciała pokarm ow e nieorganiczne—

chlor i sód — żyły d w a razy k ró cćj, aniżeli zw ierzęta, k tó re w poprzedniem dośw iad­

czeniu ty lk o jed en otrzym yw ały zw iązek nieorganiczny —sód i nie dłużej od z wderząt karm ionych ciałam i zupełnie pozbawionem i popiołu.

D ośw iadczenia więc w doskonałój znaj­

du ją się zgodzie z teoretycznem objaśnie­

niem . D la spraw d zenia wykonano jeszcze dw a szeregi prób z chlorkiem potasu i wę­

glanem p otasu i otrzym ano zupełnie ten sam re zu ltat.

(5)

N r 9. WSZECHŚWIAT. 133 Zapobiegając więc pow staw aniu wolnego

kwasu siarczanego, zdw ajam y długość życia zw ierząt; lecz pomimo to wszystko jeszcze zbyt k ró tk o żyją zw ierzęta. Bo, zapytajm y, w skutek czego padały m yszy, u których działanie kw asu nie m ogło być przyczyną śmierci? Czy może skład pokarm ów o rg a ­ nicznych nie był odpowiedni?

D la rosstrzygnięcia tego pytania, do tćj samej sztucznej m ięszaniny pokarm ów orga­

nicznych dodano w szystkie sole nieorganicz­

ne m leka dokładnie w takim stosunku wa- gowym, w ja k im skład ają one popiół m leka i w takim samym stosunku do ilości zw iąz­

ków organicznych, w jakim się one w mle­

ku znajdują. P rz y takiem pożyw ieniu sześć myszy żyło 20, 23, 23, 29, 30 i 31 dni, a więc niedłużej od tych, które dostaw ały tylko w ęglan sodu. M yszy zaś, żyw ione w yłą­

cznie m lekiem krow iem , doskonale się przy tem m ają.

J e s t to fakt godny uw agi. Samem mle­

kiem zw ierzęta żyć mogą, gdy zaś połączy­

my w szystkie składow e części m leka, które w edług obecnego nauczania fizyologów ko­

nieczne są do utrzym ania życia organizm u, to pod wpływ em takiego pokarm u zw ierzę­

ta prędko giną. Czy cukier m leczny może nie daje się zastąpić przez cukier trzcinow y?

Albo może skład n ik i nieorganiczne w m le­

ku chem icznie są zw iązane ze składnikam i organicznem i i w tem tylko połączeniu mo­

gą być przysw ajane? P odczas osadzania sernika kw asem octowym m ała ilość albu- m inu m leka pozostała w rostw orze. Czyż­

by album in ten nie dał się zastąpić przez sernik? A może m leko zaw iera prócz b iał­

ka, tłuszczu i wodanów w ęgla inne jeszcze ciała organiczne, rów nież niezbędne dla pod­

trzym ania życia? B yłoby niezm iernie po*

żądanem dośw iadczenia w tym k ieru n k u dalój prow adzić.

K w esty ja więc potrzeby soli nieorganicz­

nych przez zw ierzę w yrośnięte nie je st jesz­

cze rozw iązaną. D la je j rosstrzygnięcia m usielibyśm y przedew szystkiem znać do­

kładnie w szystkie niezbędne dla zw ierzęcia pokarm y organiczne. M usielibyśm y dalej, być w stanie kom binow ać te pokarm y w ta ­ k ie j formie, aby zadow alniały smak zw ie­

rz ą t naw et przy dłużej trw ających dośw iad­

czeniach. W reszcie pow inniśm y um ieć po­

w stający z białka kw as siarczany zoboję­

tn iać bez dostarczania zasad nieorganicz­

nych — n aprzyk ład nieszkodliw em i zasada­

mi organicznem i, ja k może k reaty n in ą lub neuryną.— L ecz naw et i wówczas spraw a ta praw dopodobnie nie dałaby się rozw ią­

zać, gdyż nie byłoby w mocy naszej d o pro ­ wadzić zasadę tę w te w łaśnie miejsce o rg a­

nizm u, gdzie powstaje wolny kwas siarcza­

ny, albo też dlatego, że sole kw asu siarcza­

nego utw orzone z zasad sztucznie do orga-O C5 nizm u w prow adzonych m ogłyby w ypierać norm alne siarczany zaw arte w tkankach.

O becnie więc w ydaje się ta kw estyja całko ­ wicie niepodobną do rosstrzygnięcia.

(d. c. nast.).

M aksym ilijan Flaum .

PROJEKT

WVTĘPIENIA KRÓLIKÓW W AUSTRALII,

PODANY PRZEZ PASTEURA.

W łaściciele ziemscy w A ustralii i Nowej Zelandyi, naśladując zw yczaje angielskie, zaprow adzili w swych posiadłościach hodo­

wle królików i zajęcy, sprow adzonych z E u ­ ropy w celu polow ań z chartam i. K lim at niezm iernie sprzy jał rozm nożeniu się tych zw ierząt, tak, że w nieznacznym przecią­

gu czasu rozm nożyły się one w niesłychany sposób.

U ciecha am atorów polow ania trw ała nie­

długo, ilość bowiem królików stała się w re­

szcie groźną dla ogrodów' i pól, a n aw et za­

groziła hodowcom owiec, gdyż całkow ita roślinność w n iektórych miejscowościach zaczęła niknąć, pożerana przez niezliczone rzesze leporydów .

Żadne środki przedsięw zięte dla ukróce­

nia plagi nie zdołały j e j tam y położyć. P e ­ wien posiadacz w ydał m ilijon franków na środki, m ające zniszczyć króliki w jego m a­

jętności i nie dopiął celu.

W n iek tóry ch ferm ach ilość królików i przenosi setki tysięcy; ogrom ne pastw iska

(6)

134 W SZECH ŚW IA T.

m ogące wyżywić stada owiec zostają spusto­

szone, gdyż nic nie może w yniszczyć szko­

dników : ani w yław ianie, ani trucie, ani ża­

dne przedsiębrane sposoby. W iliam son, który ro b ił wycieczkę do miejscowości n a­

w iedzonych plagą, opow iada, że koła pow o­

zu co chw ila zapadały w nory królików , które n a w szystkie stro n y um ykały w n ie­

zliczonej ilości. T a k ą je s t treść listu pisa­

nego przez p. M. Y a rig n y do redakcyi Re- vue de deux M ondes.

W końcu zeszłego ro k u dziennik T em ps ogłosił urzędow y kom u n ik at następującej treści:

Z arząd A u stra lii i Nowój H o lan d y i w y­

znacza nagrodę 625000 franków (25 000 f.

sterlingów ) tem u, kto w ynajdzie m etodę skuteczną na w ygubienie królików , z w a­

runkiem , ażeby ona była nieszkodliw ą dla koni, owiec, w ielbłądów , kóz, trzo d y ch le­

wnej i psów.

P a ste u r w niedługim czasie podał do te ­ goż dziennika Tem ps następ n y kom unikat:

„D otąd, o ile wiadomo, dla zniszczenia królików , k tó ry ch ilość zagraża rolnictw u i hodow li bydła w całej A u stra lii, używ ane są m ateryje m ineralne, m ianow icie m ięsza- n in y zaw ierające fosfor. O ile sądzę, uży­

cie takich środków chybia celu; nie są one w możności p rzeniknąć aż do głębi n o r pod­

ziem nych i tam szerzyć spustoszenie. Czy nie należy w tym razie poszukać środka, który b y był rów nie ja k k ró lik i żyw ym , k tó ­ ry b y m ógł przedostać się z niem i do ich gniazd.

„Mówię tu o środku, k tó ry b y m iał na ce­

lu szerzyć pom iędzy kró lik am i chorobę ep i­

dem iczną, bezw arunkow o d la nich śm ie r­

telną, d la innych zaś isto t żyjących nie­

szkodliw ą.

„Istn ieje zarazek zn an y pod nazw ą „cho­

lery k u rz e j”. Z arazek ten w postaci d ro ­ bnej bak tery i w pracow ni m ojej został do ­ kładnie zbadany. C horoba je s t rów nież właściw ą królikom , a je j zarazek je s t p r a ­ w dopodobnie identycznym z b a k te ry ją po­

socznicy kró lik a, opisaną poraź pierw szy przez D avainea. P om iędzy dośw iadczenia­

mi, ja k ie w ykonano, m am y następujące.

Jeżeli pokarm k ró lik ó w zw ilżyć płynem , zaw ierającym hodow lę ty ch b a k te ry j, k ró ­ liki giną szybko po zjed zen iu i roznosząc

z w ypróżnieniam i niezniszczony zarazek szerzą epidem iją pom iędzy tow arzyszam i” .

D ośw iadczenia poszczególne pow tórzone zostały w pracow ni P asteu ra. O to n iek tó ­ re z nich.

D nia 27 L isto p ad a r. z. pięć królików umieszczono w jednój skrzyni. Po sześciu godzinach dano im pokarm złożony z liści kapusty, zroszonych hodow lą bakteryj cho­

lery k urzej. N astępnego dnia w południe dw a k ró lik i znaleziono nieżyw e, do wieczo­

ra zaś p adły wszystkie. D o tejże 'skrzyni włożono następnie trzy k ró lik i bez daw ania im pokarm u zakażonego. Na d ru g i dzień zdechł jed en , dw a zostały zdrowe.

D nia 3 G ru d n ia podano takiż pokarm czterem królikom umieszczonym w jed n ej skrzyni. W ciągu 20-tu godzin w ym arły wszystkie. W k ilk a godzin po nakarm ie-

| niu po przednich, gdy jeszcze choroba się nie o bjaw iła, pomieszczono z nim i cztery świeże króliki. D nia 4 G ru d n ia p ad ł je d e n z nich, 5 — d ru g i, 7 — trzeci, 9 — czw arty.

D ośw iadczenia, ponowione n a w ieprzach, psach, owcach, kozach, szczurach, koniach, osłach, w ykazały zup ełn ą nieszkodliwość zarazka dla tych zw ierząt. N aw et k u ry by­

ły odporniejsze pod tym względem od k ró ­ lików.

N a pow ietrzu b ak tery ja cholery kurzej g in ie dość szybko. P rzechow yw anie hodo­

wli je s t łatw em w stanie w ilgotnym , naw et w ciągu la t kilku. H odow le mogą być ro ­ bione w bu lijon ie z jakiegobądź mięsa, choć­

by z króliczego. Należało teraz p rz e p ro ­ w adzić dośw iadczenia na szerszą skalę.

P rz y p a d e k p rzyb ył P asteu ro w i z pom o­

cą. M ógł on w ykonać łatw o doświadczenie i otrzym ał pom yślny wynik.

P a n i P o m m ery , zam ożna w łaścicielka w innic w R heim s, u rząd ziła w ogrodzie, m a­

ją c y m 8 h ek taró w pow ierzchni, polow anie

| d la swoich m ałych synów . W tym celu p u ­ ściła do ogrodu króliki, k tó re w ciągu paru la t rozm nożyły się nadzw yczajnie i nie m o­

g ły być w żaden sposób wytępione. P o ry ­ ły one n a w szystkie strony głębokie n ory

• podziem ne, w reszcie zaczęły przedostaw ać się do piw nic i uszkadzać beczki. Ażeby zm niejszyć w yniki niefortunnej ro zry w k i p an i P om m ery codzień kazała rossypyw ać w ogrodzie furę świeżo skoszonej lucerny,

(7)

N r 9. W SZECHŚW IAT. 135 którą, rozrzucano na pastw ę szkodnikom .

Posłyszaw szy zaś o sposobie P a ste u ra p ro ­ siła go o sprobow anie skuteczności m etody jak n ajp ręd zó j.

D n ia 23 G ru d n ia L o ir, m łody pomocnik P asteu ra, pow iózł hodow lę kurzej cholery do Rheim s i sk ropił nią podaną na pokarm królikom lucernę. Na d ru g i dzień 19 m ar­

tw ych królików leżało na ziem i w różnych m iejscach ogrodu. P o trzech dniach nie ujrzano ani jednego k rólika. Poniew aż śnieg lekko przypruszył ziemię łatw o było­

by dostrzedz ślady, tych je d n a k nie było.

L u cern a złożona teraz zostaje zupełnie nie­

tkniętą; króliki więcej się nie pokazały. K o ­ piąc ziemię natrafiano na m artw e k ró li­

ki, po kilk a i kilkanaście sztuk w jednem miejscu.

O pierając się na tem dośw iadczeniu, P a ­ steu r rad zi zastosować podany przez siebie środek we wszystkich gospodarstw ach wiej­

skich w A ustralii i Nowej Zelandyi.

O. B ujw id.

O P A D A N I E LI ŚCI .

(Dokończenie).

Zaznajom iw szy się ze zm ianam i anatom i- cznemi, k tóre tow arzyszą procesowi opada­

nia liści, a k tó re cechują zarów no fizyjo- logiczne ja k i patologiczne opadanie, prze­

chodzim y z kolei do ro sp atrzen ia przyczyn listopadu. Zajm iem y się zatem rozbiorem tycli wpływ ów , od k tórych wyłożone pow y­

żej zm iany zależą. W idzieliśm y, że proces opadania liści przedstaw ia dw ie fazy: p ier­

wszą je st w ytw arzanie się pokładu rozłącz­

nego, drug ą zm iany, zachodzące w tej no­

wopowstałej tkance, na których polega m e­

chanizm opadania. Zachodzi teraz pytanie, czy w ytw arzanie się p o k ład u rozłącznego należy ro sp a try wać ja k o proces zależny tyl­

ko od w ew nętrznych w arunków ustroju bez względu na w pływ y zew nętrzne, czy też i te ostatnie w a ru n k u ją pojaw ienie się pokładu rozłącznego. Ju ż ten fakt, że pow staw anie po kładu rozłącznego m ożna wywołać sztu­

cznie przez poddaw anie rośliny pewnym w arunkom anorm alnym , świadczy za d ru - giem z powyżej wyrażonych przypuszczeń.

B ezw ątpienia jesienne opadanie liści p rz e d ­ staw ia proces n aturalny, pow tarzający się rokrocznie w pew nym oznaczonym czasie, za­

przeczyć się j ednak nie da, że proces ten zale­

ży poczęści od zm ieniających się rokrocznie w pływów klim atycznych. Znane są p rz y ­ padki przystosow ania się peryjodu wegieta- cyi liścia do zm ienionych w arunków zew nę­

trznych. W ed ług D e C andollea czereśnia przeniesiona na Ceylon okryw a się wieczną zielonością, krzew winny ulega w Y enezue- li tej samej zm ianie, a dęby i buki p rzen ie­

sione na M aderę opóźniły się tam znacznie w opadaniu liści. Olesków w idział naw et w ogrodzie botanicznym we L w ow ie nie­

które rośliny, ja k T estu d in aria i m elono­

wiec zw yczajny (Carica P ap ay a) w zimie okryte liśćmi. P rz y k ła d y powyższe w ska­

zują, że opadanie liści je s t w wysokim sto­

pniu zależne od w arunków zew nętrznych, a jeżeli sprzyjające okoliczności rzadko są zdolne zmienić pery jod wegietacyi liścia w naturze, objaśnia się to wpływem dzie­

dziczności, któ ry je st daleko silniejszy an i­

żeli przystosow anie. R okroczna peryjody- czność opadania liści „jest poprostu nieza­

tartym jeszcze śladem, dalekiem echem d a­

wnych wpływów zew nętrznych; echem, k tó ­ re trw a i w w arunkach innych, lecz niezdol­

nych na razie, aby je przeinaczyć. Jeżeli bowiem pery jo d d ojrzew ania liścia pow oli tylko do straja się do nowego peryjodu zm ian zew nętrznych, to je s t rzeczą jasn ą, że i na o dw rót stan ten powoli tylko może być utracony, czyli, co na jed no wychodzi, przechow uje się i w w arunkach ju ż w p raw ­ dzie nowych, ale których siła działania nie w ystarcza do pow strzym ania raz nabytego tem pa rozw oju. J a k w ahadło potrącone nie pozostaje w spoczynku, lecz mocą bez­

władności kołysze się jeszcze przez czas nie­

ja k i, tak i funkcyja życiow a rospędzona pewnem zgrupow aniem w pływ ów zew nętrz­

nych, za now em potrąceniem nie odpow ia­

da dokładnie sile potrącenia, gdyż je s t wy­

padkow ą dawnój i nowej siły ” (Olesków).

Z powyższego wynika, że jesiennem u o p a ­ daniu liści nie jesteśm y w stanie zapobiedz żadnem i środkam i, bo leży ono w n atu rze

(8)

136 W SZECH ŚW IA T. N r 9.

rzeczy, ja k śmierć każdej istoty o rganicz­

nej. Conajwyżej możemy zjaw isko to nieco opóźnić lub przyspieszyć, p oddając roślinę w arunkom odm iennym od tych, do ja k ic h jest przyzw yczajona. N ato m iast leży w n a­

szej mocy zapobieganie lub leczenie choro­

bliw ego opadania liści, zup ełn ie tak samo ja k jesteśm y w s ta n ie zapobiedz lub leczyć choroby, pow stałe w skutek w aru n k ó w nie­

przyjaznych. W a ru n k i n iep rz y jazn e , od k tó rych zależy chorobliw e opadanie liści, są zazw yczaj identyczne z w arunkam i, w pływ ającem i na jesienne opadanie liści w natu rze. R oślina chorobliw ie opuszcza­

ją c a swoje liście w czasie niew łaściw ym znajd u je się, że tak pow iem y, w wai-unkach jesiennych.

Zbadaniem przyczyn opadania liści zajęli się kolejno W iesner, O lesków i M olisch.

Chociaż rezultaty tych badań nie są w zu­

pełności zgodne ze sobą, je d n a k dośw iad­

czenia tych uczonych prow adzą do w nio­

sku, że przyczyn listo p ad u szukać należy w niesprzyjających w a ru n k ach k lim a ty c z­

nych. Te n iesp rzyjające w a ru n k i d ają się sprow adzić do u b y tk u w ody w roślinie resp.

w liściach, do zm iejszenia o św ietlenia i ob­

niżania tem p eratu ry .

U bytek w ody w liściach może być spow o­

dow any albo w skutek wzm ożonej tran sp i- ra cy i albo też w skutek zatam ow ania je j do­

p ły w u od spodu. I je d n o i d ru g ie sp ro w a­

dza opadanie liści. W zm ożenie tran sp ira - cyi ma m iejsce, jeżeli roślinę p rz y zw y cz ajo ­ n ą do atm osfery w ilgotnej przeniesiem y do m iejsca w zględnie suchego. D ośw iadcze­

n ia dokonane z begoniją, p o ch n iatk ą (Co- leus) i krocieniam i (C roton), k tó re zostały przeniesione z cieplarni, gdzie h y g ro m etr w skazyw ał 81— 8 5 % wilgoci, do p rz e s trz e ­ ni, zaw ierającej 70—75°/0 wilgoci, d ały n a ­ stępujące re zu ltaty (M olisch): Z 22 liści be­

gonii pozostały po 20 dniach zaledw ie 2, z 8 liści pochniatki po 5 dniach — 3, nak o- niec pięć silnych egzem plarzy k rocienia zo­

stały w ciągu trzech tygodni p raw ie zu p e ł­

nie ogołocone z liści. D odać tu jeszcze n a ­ leży, że stopień wilgoci, w jak iej pozosta­

w ały rośliny w czasie dośw iadczenia je st jeszcze dość znaczny, gdyż przeciętna w il­

gotność atm osfery wynosi zaledw ie 60°/0, w azoniki zaś, w k tó ry ch rośliny powyższe

się znajdow ały, nie by ły przez cały czas do­

św iadczenia podlew ane.

Z bijologicznego p u n k tu widzenia pow yż­

sze zachow anie się roślin jest. łatw em do zrozum ienia, gdyż rośliny w brak u wody zrzucają swoje organy transp iracy jn e, ażeby uchronić łodygę i pączki od zupełnego w y­

schnięcia.

Nieco odm ienny re z u lta t otrzym am y z ro ­ ślinam i przyzw yczajonem i do względnie su­

chej atm osfery, jeżeli pozwolim y ziemi w w azonikach wyschnąć, gdyż w tym razie liście częściej w iędną nieopadając. Sto- pniowem podlew aniem m ożna w iędnącą ro ­ ślinę doprow adzić do norm alnego stanu, zbyt obfite je d n a k podlew anie n araz p ro w a­

dzi do u tra ty liści w ciągu k ilk u godzin, zapew ne w sk utek nagłego naprężenia kom ó­

re k w arstw y rozłącznej. M olisch się p rz e ­ ko n ał, że w arstw a rozłączna tw orzy się tu podczas w iędnięcia, nie może je d n a k funk- eyjonować d la brak u wody. D opiero nagły dopływ tej ostatniej n ap ręża kom órki, które się roschodzą p rzy jednoczesnem rospusz- czaniu się substancyi m iędzykom órkow ej.

Do b ra k u w ody w liściach daje się sp ro ­ w adzić bezw ątpienia opadanie liści u roślin, k tó re zostają przesadzone z ogrodu do do­

niczek. M irty , fuksyje i t. p. rośliny zosta­

j ą zazw yczaj na lato przeniesione na w olne p ow ietrze i przesadzone do ogrodów , gdyż tu lepiej się rozw ijają. G dy je d n a k na j e ­ sień n ap o w ró t j e do doniczek przesadzam y, korzenie zo stają znacznie uszkodzone, w sku­

te k czego p rz y jm u ją bardzo m ałą ilość wo­

dy i roślina usycha lub ogołaca się z liści.

Z daw ałoby się napozór, że brakiem wody nie da się objaśnić jesienne opadanie liści, gdyż w jesien i g ru n t obfituje w większą ilość wody aniżeli w lecie. Jednakże tu za­

chodzi zjaw isko podobne do powyżej opisa­

nego. P odczas zim nych nocy jesiennych g ru n t zostaje znacznie ochłodzony, .co p ro ­ w adzi do znacznej różnicy pom iędzy tem pe­

ra tu rą je g o a ciepłotą atm osfery. W skutek tego ko rzen ie słabo fu nk cy jon ują, p aro w a­

n ie zaś zm ienia się nieznacznie. Oto dw a czynniki, sprow adzające ubytek wody w ro ­ ślinie, k tó ry , ja k to w ykazał R. H a rtig (1882), w czasie opadania liści dochodzi sw ego m aximum.o

Zw rócim y tu uw agę czy teln ika jeszcze na

(9)

N r 9. W SZECHŚW IAT. 137 jeden czynnik, który posiada doniosłe zna­

czenie praktyczne. M am y na m yśli zbyt obfite podlew anie roślin doniczkow ych, k tó ­ re częstokroć prow adzi do n ader zgubnych rezultatów , gdyż g ru n t zostaje nasycony wodą i przew ietrzanie jego staje się niemo- żebnem. W sk u tek tego cały system korze­

niow y zaczyna gnić, obum iera i roślina ska­

zaną je s t na los T antala, stojąc bowiem po szyję w wodzie nie może z niój korzystać, w iędnie i traci liście.

B ra k wody w liściach nie jest jed y n ą przyczyną ich opadania. W ielki wpływ w yw iera na ten proces ośw ietlenie i tem pe­

ra tu ra, k tó re to czynniki kom binując się z brakiem wody w a ru n k u ją opadanie liści w jesieni. Co się tyczy w pływ u św iatła, to każdem u wiadomo, że rośliny ustawione w m iejscach zacienionych tra c ą liście. D o ­ św iadczenia O leskow a w ykazały, że poch- n iatk a (Coleus) u staw iona dnia 17 W rz e ­ śnia w piw nicy zrzuciły liście ju ż d. 21 te ­ goż miesiąca, fuksyja traci liście w ciągu 3 — 8 dni, trzm ielina (Evonym us) w ciągu sześciu dni. N ajlepiej ilu stru je w pływ świa­

tła na opadanie liści następująca tabliczka, w yjęta z p racy M olischa. Z dw u egzem ­ p larzy begonii, jed en umieszczony został w ciemnej skrzyni, d ru g i był oświetlony norm alnie. T em p e ratu ra 17— 20° C.

Czas doświadczenia w dniach

Ciemność Światło Ilość opadłych liści

2 3

5 2 0

7 27

8 25

9 4 5 2

1 0 62 2

11 7 0 2

12 8 3 2

16 9 9 2

Z powyższego widzimy, że ju ż po 16 tu dniach egzem plarz, do którego przystęp św iatła był zatam ow any, stracił 99 liści czyli został zupełnie z liści ogołocony, p od­

czas gdy egzem plarz, któ ry się znajdow ał w w a ru n k ach norm alnych, stracił zaledw ie dwa liście. P od ob ny re z u lta t dały doświad­

czenia z innemi roślinam i. B adania m ikro­

skopowe w ykazały, że b ra k św iatła w pływ a bespośi-ednio na tw orzenie się w arstw y roz­

łącznej, przy czem najbardziój wrażliw em i na b rak św iatła okazują się rośliny silnie tran - spirujące, obdarzone m iękkiem i liśćm i (Co­

leus, F uchsia), mniej ju ż rośliny o liściach skórzastych z silnym nadskórkiem , w których natężenie transpiracyi je st słabsze (R odo­

dendron, A zalija, T rzm ielina), zaś praw ie obojętnie zachow ują się pod tym względem rośliny szyszkowe.

Co się tyczy w pływ u tem peratu ry , to ten daje się sprow adzić do spotęgow ania lub zm niejszenia tran sp iracy i, pomiędzy parow aniem bowiem wody a tem peratu rą zachodzi stosunek prosty: im tem peratu ra je st wyższa, tem natężenie tran sp iracy i je st silniejsze. S tąd wynika, że rośliny przy wyższej tem peraturze tracą liście w w ięk­

szym stopniu, aniżeli przy n iż s z e j, co w rze­

czy samej udow odnionem zostało zapomocą doświadczeii.

Z powyższego okazuje się, że jesienne opadanie liści nie może być zależnem od zm niejszania się tem p eratury, ja k o czynni­

ka osłabiającego natężenie parow ania wo­

dy. Jed n ak że W iesner utrzym uje, że zaró­

wno ja k silna tran sp ira cy ja prow adzi do opadania liści w skutek u tra ty wody, tak przygnębienie transpiracyi w jesien i p ro ­ wadzi do stagnacyi płynnej zaw artości k o ­ mórek, co zniew ala rośliny do zrzucan ia li­

ści. Zdaje się, że zarów no niska tem pera­

tu ra ja k b ra k wody i św iatła w pływ ają na opadanie liści tylko o tyle, o ile u tru d n iają lub tam ują p rzysw ajanie węgla w roślinie, wszystkie bowiem przytoczone wyżej wa­

run k i opadania liści dają się zredukow ać do jednej ogólniejszej p rzy czy n y , do zastoju

asym ilacyi.

Poniew aż asym ilacyja może być p rz y tłu ­ mioną skutkiem b rak u d w u tlen k u w ę­

gla, Olesków p rzeprow adził odpowiednie doświadczenia w atm osferze wolnej od bez­

w odnika w ęglanego i o trzym ał następujący wynik: w ciągu 16 dni m o rw a biała (M orus alba) opuściła w szystkie liście, z sześciu li­

ści u lilaka pospolitego (S yring a vulgaris) pozostały po dośw iadczeniu tylko dw a na gałązce, a z sześciu liści u jarz ęb in y (Sor- bus A ria ) pozostało trzy. Z powyższych

(10)

138 W SZECH ŚW IA T. N r 9.

doświadczeń wyciąga O lesków wniosek, że i w przyrodzie jesienne opadanie liści łączy się z zastojem w asym ilacyi w zw iązek przyczynow y, w je sie n i bow iem zachodzą w arunki, k tóre j ą tam ują, a m ianowicie: n i­

ska tem p eratu ra, zm niejszona ilość św iatła i ubytek wody w roślinach.

W ja k i sposób zastój asym ilacyi resp.

czynniki nań składające się, pro w ad zą do w ytw arzania się w arstw y rozłącznej, trudn o rosstrzygnąć p rzy obecnym stanie nauki, z pytaniem bowiem tem w stępujem y w sfe­

rę w ew nętrznych w aru n k ó w u stro ju , k tó re się w ym ykają zp o d b a d ań naszych. Możemy tylko powiedzieć, że powyższe czynniki działają pobudzająco na kom órki m iękiszo- we nasady liścia, zniew alając je do nowćj pro du kcyi kom órek, do utw orzenia w a r­

stw y rozłącznej. Olesków naw et u trzy m u ­ je , że pom iędzy pow staw aniem tój w arstw y a zastojem w asym ilacyi nie zachodzi żadna przyczynow a łączność, że zm iany an a to m i­

czne, dające się obserw ow ać w nasadzie li ­ ścia przed jeg o opadaniem , w ystępują je s z ­ cze w czasie, gdy klim atyczne w a ru n k i nie uległy żadnej zm ianie, np. u berb ery su , li­

laku i in. w y stęp u ją jeszcze w m łodych li­

ściach, u m orw y białej na p ó łto ra m iesiąca przed opadnięciem liścia i t d., że zastój w asym ilacyi pow ołuje tylko kom órki u tw o ­ rzonej ju ż w arstw y rozłącznej do c z y n n o ­ ści, m ianow icie do w zajem nego oddzielania się od siebie. T a k i je d n a k pogląd polega bezw ątpienia na niedokładnych obserw acy- jach, albow iem , gdyby był zgodny z rz e ­ czyw istością, nie bylibyśm y w stanie sp ro ­ wadzić sztucznie opadania liści, p oddając roślinę z nieutw orzonym jeszcze pokładem rozłącznym powyżej przyto czonym w a ru n ­ kom . M usim y się zatem zgodzić z M oli- schem, że każdy z w spom nianych wyżej czynników może pow oływ ać do życia tk a n ­ kę rozłączną oraz sprow adzić w tćj osta­

tniej zm iany, od k tó ry ch zależy w prost od ­ dzielanie się liścia. P ozo staw iając więc nierosstrzygniętem postaw ione przez nas wyżej pytan ie, zajm iem y się kw estyją, w j a ­ ki sposób zastój asym ilacyi w p ływ a na o d ­ dzielenie się kom órek pokładu rozłącznego, czyli innem i słowy, w ja k i sposób zastój w asym ilacyi w yw ołuje te zm iany w p ok ła­

dzie rozłącznym , na k tó ry ch polega m echa­

nizm opadania liści. W idzieliśm y ju ż wy­

żej, że opadanie liści możebnem jest tylko przy silnem n ap rężen iu kom órek w arstw y rozłącznój i że naprężenie zaw dzięczają k o ­ m órki w ytw arzaniu się nadm iernej ilości kw asów w liściach, sposobiących do opad a­

nia zw łaszcza zaś w nasadzie ogonka liścio­

wego. To obfite nagrom adzenie się k w a­

sów organicznych je s t w łaśnie skutkiem za­

stoju w asym ilacyi.

W iadom o, że kw asy organiczne pow stają w roślinie przez u tlen ien ie p rod uk tó w asy­

m ilacyi, w szczególności zaś wodanów wę­

gla, w edług następującego wzoru:

CcH 120 6 - 3 H 20 + 90 = 3 (C2H 20 4)

cukier gronow y kw as szczawiowy

N iedającym się zaprzeczyć faktem je st, że jednocześnie z asym ilacyją czyli p rz y ­ sw ajaniem węgla z atm osfery w roślinie ma m iejsce proces wręcz przeciw ny, oddycha­

nie czyli spalanie p rod uk tó w asym ilacyi.

Ja s n ą je s t rzeczą, że z ustaniem asym ilacyi w jesien i lub p rzy po ddaw aniu rośliny w a­

ru nk om anorm alnym , ten proces rosk ład o- wy przew aża w roślinie i nagrom adzone po­

przednio p ro d u k ty asym ilacyi zostają u tle ­ nione, co prow adzi do nadm iernego p o ja ­ w iania się kw asów organicznych, posiadają­

cych w ysoki rów now ażnik endosm otyczny.

O to więc źródło anorm alnego naprężenia kom órek p o k ład u rozłącznego, które przy jednoczesnem pojaw ianiu się ferm entu, ros- puszczającego substancyją m iędzykom órko­

wy, prow adzi do opadania liści. P ow yższa teo ry ja w y tw arzan ia się kw asów organicz­

nych resp. opadania liści pod w pływ em przewragi oddychania n ad przysw ajaniem zn a jd u je potw ierdzenie w niedaw no w yda­

nej pracy M olischa. B adacz ten się p rz e ­ konał, że obecność tlen u je s t koniecznym w arun kiem opadania liści: caeteris paribu s liście o p adają obficiej w przestrzeni, b og at­

szej w tlen.

S. Grosglik.

(11)

N r 9. W SZECHŚW IAT. 139

O ROSCHODZENIU SIĘ GŁOED

PRZY

STRZAŁACH BRONI PALNEJ.

K a p itan Journće, profesor jednój ze szkół w ojskowych francuskich (Ecole norm ałe de tir) przeprow adził niedaw no w obozie w C M - lons szereg ciekaw ych dośw iadczeń nad roschodzeniem się głosu z now śj broni p a l­

nej, k tó ra w yrzuca kule ze znaczną szyb­

kością; osięgnięte przez niego rezultaty za­

w ierają nieznane dotąd szczegóły, tyczące sięh u k u pow stającego p rz y w ybuchach, dla tego też podajem y tu o nich wiadomość we­

dług spraw ozdania złożonego tow arzystw u fizycznemu francuskiem u.

K ap itan Jo u rn ć e d ostrzegł mianowicie, że gdy staw ał w pobliżu tarc zy celowźj, tak że mógł słyszeć h u k pow stający przy ud erze­

niu kuli o tarczę, łoskot ten zbiegał się ra ­ zem z hukiem w yw ołanym przez strzał. Ma to wszakże miejsce tylko do pewnój g ra n i­

cy, k tó ra w zrasta w raz z szybkością począt­

kową kuli; począwszy zaś od pew nćj odle­

głości oba głosy nie p rzy b y w ają ju ż współ­

cześnie do ucha, a przerw a między jednym a drugim przedłuża się w m iarę, ja k odle­

głość tarczy celowćj w zrasta.

O bserw ator p ra g n ą ł tedy oznaczyć chw i­

lę, w którćj owa współczesność obu huków u staje i mógł się przekonać, że rozdział ich zachodzi dopiero w tćj chw ili, gdy p rę d ­ kość kuli w skutek oporu pow ietrza ulega osłabieniu o tyle, że staje się m niejszą od szybkości roschodzenia się głosu w powie­

trzu, odtąd h u k strza łu przybyw a ju ż do ucha obserw atora w cześniśj, aniżeli uderze- j n ie k u li o tarczę celową. O kazuje się zatem, że gdy szybkość k u li je st w iększa aniżeli szybkość głosu, ten ostatni nie pozostaje za nią w tyle, ale przesuw a się z nią razem . Należy więc wnieść, że kula w przebiegu swoim w ydaje wciąż głos podobny do huku j pow stającego p rzy sam ym strzale, dopóki j nie dobiega p u n k tu granicznego, w którym szybkość jć j opada niżćj szybkości głosu w pow ietrzu.

D om ysł ten potw ierd ził liczne dośw iad­

czenia i obserwacyje kapitana Jo u rn śe.

O bliczał on czas, jakiegoby potrzebow ał głos dla dojścia do obserw atora, idący w pierw szej części swego biegu w raz z k u ­ lą, a następnie oddzielający się od niój w określonym wyżej punkcie granicznym , którego położenie można z dostatecznem przybliżeniem oznaczyć; od tego p u n k tu głos posuwa się ku obserw atorow i po linii p ro stej. Z rachunkiem tym okazyw ały się zawsze zgodne obserw acyje przy strzałach, dokonyw anych w różnych w arunkach.

G dyby doświadczeń tych chciano użyć dla oznaczenia szybkości głosu w powie­

trzu, w przypuszczeniu, że posuwa się on po linii p ro s tó jo d p u n k tu strzału aż do ob­

serw atora: wartości w ypadałyby bardzo ró ­ żne. Jeżeli strz a ł ma miejsce bez kuli, al­

bo też, jeżeli k u la posiada szybkość mniejszą aniżeli głos w pow ietrzu, rach u n ek tak i prow adzi do należytój szybkości głosu; j e ­ żeli natom iast kula ożyw iona je s t szybko­

ścią znaczną, pozorna prędkość głosu, tak obliczona przechodzi często bardzo znacz­

nie w artość je j norm alną; w zrasta wraz z szybkością kuli i ze zbliżeniem się obser­

w atora do k ierun ku strzału , a w niektórych

j doświadczeniach dochodziła do 600 m etrów na sekundę i wyżój. Jeżeli broń skierow a­

na je st w taki sposób, że k u la w krótce po opuszczeniu lufy napotyka pew ną przeszko­

dę, ja k wał ziemny np., czas przebiegu g ło ­ su natychm iast wzrasta, a szybkość jego zgadza się z norm alną. P rz y w ystrzałach kul biegnących z szybkością znaczną h u k jest silniejszy, natężenie jego jed n ak zw olna sła­

bnie a wreszcie kończy się znów w zm ocnie­

niem, k tó re zapew ne pochodzi stąd, że w te­

dy przybyw a do ucha łoskot eksplozyi na­

boju.

G dy obserw ator znajduje się daleko od broni i z boku względem k ierun ku strzału, doznaje on w rażenia, jak b y głos nie p rz y ­ byw ał od fuzyi, ale od najbliższego dla niego p u n k tu drogi, po której kula prze­

biega.

Różne obserw acyje uspraw iedliw iają te­

dy dom ysł, że ku la w ydaje łoskot ciągły, podobny do hu k u samego w ystrzału, aż do punk tu granicznego, gdy posiada ju ż szyb­

kość m niejszą od szybkości głosu. P oza tym punktem kula przebiegając w pobliżu

Cytaty

Powiązane dokumenty

Uczniowie powinni skoncentrować się na słowach wiersza, by móc wyobrazić sobie obrazy poetyckie pokazane w tym wierszu.... Nauczyciel czyta powoli i wyraźnie tekst wiersza, potem

Mówię, iż dzisiaj zajmiemy się porównywaniem władzy, jaką sprawowali w Rzymie: Gajusz Juliusz Cezar oraz Oktawian August.. Spróbujemy odpowiedzieć na pytanie zawarte w

żółty szalik białą spódnicę kolorowe ubranie niebieskie spodnie 1. To jest czerwony dres. To jest stara bluzka. To są czarne rękawiczki. To jest niebieska czapka. To są modne

Dla badania nowych zjawisk, zbiór wykorzystywanych metod matematycznych znacznie się rozszerzył – wraz z tradycyjnymi obszarami matematyki szeroko zaczęto stosować

Dowód będzie polegał na tym, że podamy nowe niestandardowe ( ale, oczywiście równoważne stwierdzeniom standardowym ) definicje zbioru ograniczonego i punktu granicznego, po czym

poprzez MessageBox().. Jednocześnie też stworzyliśmy i pokazaliśmy nasze pierwsze prawdziwe okno. Wszystko to mogło ci się wydać, oględnie się wyrażając, trochę

Lekoman to osoba, która uzależnia swój stan zdrowia czy nastrój od tego, czy zażył odpowiednie tabletki ( często dużą ich ilość ).. 3 najczęstsze przyczyny

Biorąc pod uwagę te obserwacje, możemy stwierdzić, że jeśli K jest ciałem liczbowym, do którego należą współrzędne wszystkich punktów danych do wykonania pewnej konstrukcji,