• Nie Znaleziono Wyników

Epoki i formacje w dziejach literatury polskiej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Epoki i formacje w dziejach literatury polskiej"

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Ziomek

Epoki i formacje w dziejach

literatury polskiej

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 77/4, 23-54

(2)

JE R Z Y ZIOM EK

EPOKI I FORMACJE W DZIEJACH LITERATURY POLSKIEJ

1

G dyby zespół autorów drukowanego i opracowywanego teraz, tj. w r. 1985, podręcznika historii lite ratu ry polskiej zatytułowanego Dzie­

je literatury polskiej — synteza uniw ersytecka miał zaczynać prace od

nowa, to nie sądzę, by rozkład m ateriału na epoki miał się zmienić. Nie zm ieniłyby się chyba i nazwy epok: średniowiecze, renesans (albo odro­ dzenie), barok, oświecenie, romantyzm, pozytywizm, Młoda Polska, dwu­ dziestolecie i literatu ra po drugiej wojnie światowej (albo literatu ra Polski Ludowej). Złe doświadczenie z niemal adm inistracyjnym lanso­ w aniem niezgodnych z tradycją nazw (np. literatu ra epoki k o ntrrefo r­ macji, epoka realizm u krytycznego) zniechęca do wszelkiej w tej dzie­ dzinie wynalazczości.

Periodyzacja historycznoliteracka ma oczywiście cele praktyczne, ale daleko poza nie wykracza. Periodyzowanie jest pewnym sposobem rozu­ m ienia historii literatu ry , ponieważ wszelkie dzielenie i łączenie two­ rząc konfigurację orzeka zarówno o wartościach, jak i o siłach napędo­ w ych procesu historycznego.

Trudności periodyzacji polegają przede wszystkim na tym, że perio­ dyzacja, jak każda praca porządkująca, ma na względzie pewien este­ tyczny ideał skończoności — stąd prezentystyczna skłonność uznania czasu samego historyka za punkt finalny procesu. Prezentyzm jest może i nieuniknioną skazą naszego zawodu i nie tyle należałoby go zwalczać, a przez to świadomie czy podświadomie ukryw ać, ile raczej głośno de­ klarować, a przez to ujawniać dla krytyki. Nie ma jednej periodyzacji, tej najsłuszniejszej, ponieważ jest ona pojmowaniem. Spór o dzielenie i łączenie m ateriału historycznego zawsze jest sporem o wartości — rozum iane dwojako: jako wartości rozwojowe i jako wartości zaktuali­ zowane.

P roblem wartości oczywiście jest związany z myśleniem o historii lite ra tu ry jako o procesie mniej lub bardziej suwerennym . Jeśli Stani­ sław Cywiński zarzucał Juliuszowi Kleinerowi, że „uryw a w ykład n a

(3)

г. 1795, nie stanowiącym w rozwoju literatu ry żadnej granicy” 1, znaczy to, że negował związki między w ydarzeniam i politycznymi a literacki­ mi — zatarcie tych związków postulował zresztą expressis verbis, do­ puszczając jako granice jedynie „zdarzenia literackie i tylko w yjątkow o k u ltu raln e” 2.

Przywoływanie artykułu Cywińskiego w tym właśnie miejscu je st 0 tyle uzasadnione, że przed sformułowaniem własnych, nader w ątpli­ wych propozycji dokonał on pożytecznego przeglądu dziejów periodyzo- w ania od Oswalda Balzera do A leksandra Brücknera i Juliusza K lei­ nera, a więc do lat poprzedzających głośne wystąpienie Juliana K rzy­ żanowskiego na tem at baroku i prądów rom antycznych. Przegląd ten pokazuje, że wszelkie propozycje periodyzacyjne można ustawić na osi łączącej dwa punkty: punkt skrajnego myślenia egzogenetycznego 1 punkt rozumowania endogenetycznego, czyli immanentystycznego: w pierwszej w ersji literatu ra jaw i się jako skutek przyczyn pozosta­ jących poza nią, w drugiej — jest układem wyposażonym jakoby w sam osterujące instrukcje ewolucyjne. N ajłatw iej dyskutować z w er­ sjam i egzogenetycznymi i najłatw iej je krytykow ać, ponieważ praw ie nigdy nie w ystępują one w postaci skrajnej i stanowczej. W ersje im- m anentystyczne natom iast przysparzają więcej trudności: albo trzeba je odrzucić a limine, albo przyjąć z dobrodziejstwem inw entarza.

Jest jeszcze trzecie ujęcie, z którym dyskutować nie w arto, któ re jednak wypada odnotować, a mianowicie periodyzowanie sekulam e ty p u włoskiego, według stuleci. Podział taki jest w zasadzie neutralny, służy jedynie wygodzie autora, dla czytelnika może mieć zaledwie zna­ czenie porządkująco-mnemotechniczne. Zwolennicy podziału sekularne- go nie byli jednakże stanowczy w swych przekonaniach. B rückner chwalił Stanisław a Tarnowskiego, że o żadnych „dobach” nie myślał i pisał „wedle obfitości m ateriału” 3. Ale skoro m ateriał co do obfitości różnie się na stulecia i dziesięciolecia rozkłada i niejednakie wartości prezentuje, trzeba znaleźć jakąś fu rtk ę dla periodyzacji m erytorycznej — B rückner volens nolens gotów był przystać na wyznaczenie cezury koń­ cowej litera tu ry staropolskiej na rok 1763, a więc na datę ścisłą, epokę zaś następną umieścić w latach 1763— 1820. Uczyniwszy to musiał litera­ tu rę tego czasu jakoś nazwać: w odróżnieniu od „średniowiecza” czy

„li-1 S. C y w i ń s k i , S p r a w a p o d z i a łu d z i e j ó w l i t e r a t u r y p o l s k i e j n a o k r e s y . (P r z e ­

g lą d p r ó b d o ty c h c z a s o w y c h i p o m y s ł y ) . W zbiorze: Prace h is to r y c z n o li te r a c k i e . K s ię g a z b i o r o w a k u czci Ig nacego C h r z a n o w s k i e g o . K rak ów 1936. P rzed ru k w : J. К а ­

р и ś с i k, W. J. P o d g ó r s k i , G ra n ic e i p ogran icza. P r ó b y p o d z i a ł u li t e r a t u r y p o l­

s k i e j na o k r e s y . A n tologia. W arszaw a 1982, s. 104. D la w y g o d y czy teln ik a b ęd ę

w m ia r ę m ożn ości od syłać do tej a n tologii. * G ra n ic e i p ogran icza, s. 105.

* A . B r ü c k n e r , rec.: S. T a r n o w s k i , H isto ria l i t e r a t u r y p o ls k ie j . „P a m ięt­ n ik L ite r a c k i” 1902.

(4)

te ra tu ry staropolskiej” nie wym yślił żadnej nazwy łagodnej i napisał: „racjonalizm, encyklopedyzm, kosmopolityzm m arki francuskiej” 4. Tak chwalony przez B rücknera Tarnow ski też nie mógł się oprzeć pokusie skoordynowania dat neutralnych z wydarzeniam i uznanym i skądinąd za ważne, przy czym brał pod uwagę zarówno w ydarzenia polityczne, ja k i li­ terackie: „koniec jednego wieku i początek drugiego zastawał Polskę z n a c z n i e zm ienioną” — pisał i dodawał:

około p o ło w y każd ego z tych czterech w ie k ó w [jak w iad om o, T a rn o w sk i p o­ m in ął śred n io w iecze i zaczął sw ą sy n tezę od w . X V I] zm ien ia się coś w s t a n ie tego narodu znacznie, głęboko, a ta zm iana od b ija się w jego lite r a t u r z e 5.

Jako przykłady tych zmian przyw oływ ał autor kolejno śmierć Zyg­ m unta Starego, śmierć Władysława IV, wstąpienie na tron Stanisław a Augusta, zgon trzech wieszczów. Polemizowano z tym kiedyś; ani starych argum entów przeciw Tarnowskiem u przytaczać nie warto, ani szukać no­ wych. Przypom nienie Tarnowskiego może służyć jedynie jako ilustracja złego sumienia zwolennika metody sekularnej.

2

XIX-wieczna synteza historycznoliteracka jest pod jednym względem uderzająco zgodna: badacze obserw ują dzieje literatu ry w nieustannym związku z dziejami narodu i rozwojem świadomości narodowej, przy czym literatu ra jest w tym układzie raz skutkiem, innym razem przyczyną przekształceń owej świadomości, a najczęściej jej konserw atorką. Ten u p arty m otyw można łatwo wytłum aczyć szczególną funkcją, jaką przy­ jęła na siebie literatu ra polska w dobie u tra ty niepodległości, zastępując i wyręczając nie istniejące instytucje państwowe. Ale jednocześnie nie wolno zapomnieć, że kry teriu m charakteru narodowego to także skutek w pływ u H erdera, a nie wyłącznie polska specjalność.

Ten ton pojawia się najpierw w yraźnie u Michała Wiszniewskiego i z pewnym i w ariantam i pow tarza się u Antoniego Małeckiego, K arola Mecherzyńskiego, P iotra Chmielowskiego i Józefa Tretiaka. Z prac tych przebija żal za utraconą i zagubioną pierwotnością słowiańską, przesło­ niętą przez k u ltu rę łacińską, i nadzieja pow rotu do rodzimości. I tak, zdaniem Wiszniewskiego, w XVI w. i pierwszej połowie XVII w. rozkwi­ ta lite ratu ra „polsko-łacińska”, ale nie polsko-słowiańska, w czasach zaś stanisławowskich „literatu ra polska przemaga nad łacińską”, ale rodzima jeszcze nie istnieje, i dopiero po r. 1815 „poczęła się przeglądać w czasach słowiańskich, chrześcijańskich wiekach i wróciła na łono n a tu ry ” 6.

4 G ra n ic e i p o g r a n i c z a , s. 99.

8 S. T a r n o w s k i , H i s t o r ia l i t e r a t u r y p o ls k ie j . T. 6. K ra k ó w 1905, s. V III. ®M . W i s z n i e w s k i , H isto ria l i t e r a t u r y p o ls k ie j . T. 1. K rak ów 1840. Cyt^ z an tologii: G ranic e i p o g r a n i c z a , s. 69.

(5)

Dla Małeckiego dzieje litera tu ry polskiej dzielą się na okres schola- styczny, klasyczny i narodowy. Podobnie zdaniem Mecherzyńskiego: po czasach stanisławowskich następuje „odrodzenie i rozwinięcie w całej peł­ ni literatu ry narodow ej” 7. Popełnia on przy tej okazji godną uwagi, a n a­ w et uznania niekonsekwencję. Oto okres Wazów i Sasów ocenia, podob­ nie jak wielu innych, w zasadzie negatywnie: jest to dla niego „zaburze­ nie klasycyzmu, rozstrój w literatu rze”. Ale jakby tk n ięty uboczną m y­ ślą, że „klasycyzm” będąc przecież zjawiskiem uniw ersalnym oddala prze­ to rodzimość, dodaje, że w XVII w. jak nigdy przedtem literatu ra stała się w iernym „społeczeństwa i w ieku swego w yobrażeniem ”. To zdanie nie jest banałem — to, co autor dalej pisze, budzi uznanie dla przenikli­ wości i oryginalności, chyba przez następców nie docenionej: „Nie był to jałowy bezsmak, ale raczej wymyślność sm aku — nie brak, lecz m ar­ notraw stw o sił i życia” 8.

Koordynacja podziału litera tu ry z podziałem w ydarzeń politycznych nigdzie nie jest konsekwentna, bo też konsekwencja w tym względzie byłaby tyle rew elacyjna, co i ryzykow na w swym kategorycznym sche­ matyzmie. Przykładem nieuniknionego eklektyzm u mogą być nie tyle naw et daty Chmielowskiego, ile dat tych uzasadnienia: podwaliny cywi­ lizacji chrześcijańskiej, Kościół w zależności od władzy świeckiej, wzrost potęgi Kościoła, budzenie się żywiołu świeckiego, reakcja katolicka i swa­ wola polityczna, reform y polityczne. Rozmaitość tych m otywacji jest ude­ rzająca, zwłaszcza przy dacie 1795, która, przyw ołana jako data trzeciego rozbioru, została złączona z datą 1796 jako datą „przewagi klasycyzmu francuskiego”. Z kolei ta przewaga klasycyzmu jest tylko okresem (czy podokresem) zaczynającej się w tym że roku, trw ającej do „dziś” (czyli do czasu pisania książki) epoki „w yrażenia uczuć, myśli i ideałów całego narodu” 9.

Ten „cały” naród jest nie tylko kontynuacją koncepcji H erdera i ich polskich adaptacji, ale i śladem przemieszania koncepcji egzogenetycznych w przedstaw ianiu procesu historycznego z nomotetycznością, a więc z myśleniem im m anentystycznym . I tak jest nie tylko u Chmielowskiego, lecz w większym lub m niejszym nasileniu u jego poprzedników, którzy świadomie lub nieświadomie (bo pośrednio) czerpali z Hegla.

Początek zastosowania Heglowskiej trychotom ii jest zasługą owego genialnego młodzieńca, Edwarda Dembowskiego, jako autora

Piśmienni-7 K. M e c h e r z y ń s k i , H i sto ria l i t e r a t u r y p o ls k ie j . K ra k ó w 18Piśmienni-73. Cyt. jw., s . 97.

8 I b i d e m .

9 P. C h m i e l o w s k i , H is t o r ia l i t e r a t u r y p o ls k ie j . T. 1— 6. W arszaw a 1899— 1900. J est to w e d łu g C y w i ń s k i e g o (op. cit. Zob. an tologię: G ran ice i p o g ra ­

nicza, s. 98) p o w tó rzen ie term in o lo g ii E. D em b ow sk iego, J. M ajork iew icza i K. M e­

(6)

etw a polskiego (1845). Zasługą — choć propozycji periodyzacyjnej tej n aj­

bardziej doktrynerskiej historii lite ra tu ry polskiej następcy nie przejęli. Byli zbyt rzetelnym i historykam i, by powtarzać, że pierwsza epoka obej­ m uje to, co było, ale zaginęło, czyli literatu rę słowiańsko-polską przed r. 1000, będącą tezą, której zaprzecza piśmiennictwo epoki łacińskiej trw ającej do r. 1820 (antyteza). Na syntezę natom iast rozumianą jako epoka rom antyzm u, czyli narodowa, jako swoiste spełnienie tysiącletniej pracy ducha, przystaw ało w ielu badaczy.

3

Podziały trychotomiczne — jak zobaczymy — cechuje szczególna trwałość, ale nie jest to jedyna droga poszukiwania czynników im ma- nentnych w procesie. D rugą drogą jest rozumowanie dychotomiczne (bi- naryzm ). Te dwa sposoby są poniekąd konkurencyjne. Nasza wiedza o przeszłości jest w zrozum iały sposób ograniczona nieznajomością przy­ szłości, co powoduje, że jesteśm y skłonni uznawać nasz czas za kraniec analizowanego odcinka, niezależnie od tego, czy jego granica początkowa je st w yraźna i ostra, czy nie. Być może — jak wspomniałem — histo­ rykiem powoduje tu podświadomy ideał skończoności estetycznej: praw ­ dopodobnie jednak historyk (niekoniecznie historyk literatury) jako „czy­ te ln ik ” dziejów ma zawodową skazę, skłaniającą do ujm owania układu zdarzeń jako fabularnego „tekstu” , k tó ry aby mógł być sensowną stru k ­ tu rą, musi zostać z obu stron „odgraniczony”. Stąd zrozumiała tenden­ cja do traktow ania lite ra tu ry (ściślej: ku ltury) naszych czasów jako okre­ su finalnego, przy czym możliwe są dwie w ersje owego finalizmu: k ata­ stroficzna i chiliastyczna. W ersja katastroficzna jest najlepiej znana: dość przypomnieć idee Spenglera. W ersja chiliastyczna, a więc taka, która głosi nadejście nowej formacji, jest bardziej złożona, a w każdym razie chwilami niejednoznaczna.

Ju rij Lotm an i Boris Uspienski słusznie twierdzą, że „kultura jest pam ięcią”, skutkiem czego o istnieniu k u ltu ry nie można nic powiedzieć w chwili jej powstawania, lecz dopiero post factum:

K ied y zaś m ó w im y o stw o rzen iu n o w e j k u ltu ry , m am y do czy n ien ia z n ie ­ u ch ro n n y m w y b ie g a n ie m naprzód, tj. m a m y n a m y ś li to, co, jak zak ład am y, s t a n i e s i ę p a m ięcią z p u n k tu w id z e n ia rek o n stru o w a n ej p r z y s z ło ś c i10.

K u ltura pomnaża swoje zasoby — piszą dalej Lotman i Uspienski — „lawinowo” 11. Jest to jednak połowa praw dy. K ultura, rozumiana jako przeszłość, nagromadzona jest nie tylko mnożeniem, lecz także elimino­

10 J. Ł o t m a n , B. U s p i e ń s k i , O s e m i o t y c z n y m m e c h a n i z m ie k u l t u r y . P rze­ ło ż y ł J. F a r y n o . W zbiorze: S e m i o t y k a k u l t u r y . W ybór i opracow anie: E. J a n u s i M. R. M a y e n o w a . W arszaw a 1975, s. 181.

(7)

waniem wartości; ponieważ każdy system jest możliwy tylko jako koom - binacja z ograniczonej liczby elementów („system, który posiada n i e o g r a ­ niczoną liczbę elementów, nie może służyć do przekazywania inform na- cji” 12), typologizowanie kultury, a więc przeszłości, zmierza w ty m styylu myślenia do niebezpiecznej kompletności rachunku kombinatorycznepgo.

I tak Lotman wyróżnia w historii k u ltu ry (rosyjskiej) cztery m odeele, wyprowadzone z relacji „k u ltu ra — znak” 13: typ semantyczny (średnnio- wiecze), typ syntaktyczny (wiek XVI—XVII), typ asem antyczno-asyyn- taktyczny (oświecenie) i typ sem antyczno-syntaktyczny (wiek XIX).

Nie miejsce tu, by dyskutować zasadność takiego podziału danej li­ teratu ry , w arto jednak zatrzymać się nad precedensową metodologią ppe- riodyzacji. Wątpliwości budzi przede wszystkim sama kom binatorytka: jeśli dysponujem y dwoma typami, z których każdy może wystąpić po jje- dynczo, ale i oba razem, tyle że w dowolnej kolejności (tzn. gdy m ie ma różnicy między typem sem antyczno-syntaktycznym a typem sy n taik - tyczno-semantycznym), otrzym am y razem cztery układy. Ale jeżeli — jak to czyni autor — każde zdarzenie można przekształcić w jego n e g a ­ cję (prefiks a- oznaczający brak danej cechy), wówczas liczba kom bim a- cji wzrośnie do ośmiu (dojdą typy: asemantyczny, asyntaktyczny, asse- mantyczno-syntaktyczny i semantyczno-asyntaktyczny). Lotm an ty m c z a ­ sem widocznie uważa te cztery zdarzenia za puste i niemożliwe — tw ie r ­ dzi bowiem, że k u ltu ra (rosyjska) wyczerpała swój zestaw autorów p<od koniec ubiegłego wieku, tak że cechują ją (teraz) powroty, stylizacje, metaopisy i tendencje do „coraz głębszego przenikania w głąb s tr u k tu ­ ralnych zasad systemów znakowych” u : wiek XX jest więc metaopisio- wym etapem i granicą ludzkiej k u ltu ry w jej dotychczasowym kształcie.

Myśl chyba nie została dopowiedziana do końca, tak iż otw arte są obie interpretacje: wiele przem awia za tym, by domyślić się in te rp re ta ­ cji chiliastycznej (a nie katastroficznej) i oczekiwać nowego tysiącleciai... Ale nie w tym rzecz, ponieważ sposób przeżycia szoku przyszłości nie jest dziedziną historii literatu ry . Lotman wprawdzie mówi o m eta- -m etatekstach i kulturze analizującej samą siebie, mając na myśli już praw ie minione XX stulecie, niemniej z jego wywodów przebija w yraź­ nie przekonanie o przełomowym charakterze naszej współczesności. Tak czy inaczej, nad wywodami kładzie się jakby cień zmierzchu lub światło brzasku.

Lotman mógł podzielić literatu rę na epoki semantyczne (przewaga referencji, realizm) i syntaktyczne (przewaga relacji formalnych, we- wnątrzsystemowych) w ten sposób, że następując jedna po drugiej na

** J. L o t m a n , S t a t j i po tip o ło g i i k u l t u r y . Z. 1. T artu 1970, s. 13. Zob. R. M a ­ z u r k i e w i c z , S e m i o t y k a k u l t u r y i eschatolo gia. „Z nak” nr 335 (1982), s. 1313.

18 L o t m a n , op. cit. — M a z u r k i e w i c z , op. cit., s. 1312. 14 C yt. za: M a z u r k i e w i c z , op. cit., s. 1313.

(8)

przem ian, tw orzyłyby łańcuch o nieprzew idzianym końcu, wolał jednak napisać jakby ostatni akt sztuki, poprzedzony prologiem, protasis, epita-

$is, katastasis i — katastrofą lub szczęśliwym rozwiązaniem. Ujął więc

historię literatu ry jak „tekst” : i to raczej jak dram at klasycystyczny, wyposażony w reguły, niż jako powieść-rzekę.

Podział na epoki tworzące łańcuch zdarzeń wzajemnie przeciwstaw­ nych, czyli w ystępujących naprzemiennie, jest lepiej znany — zwłaszcza w Polsce, gdzie przyjął się pod wpływem a rty k u łu Ju liana Krzyżanow­ skiego Barok na tle prądów rom antycznych 1S. Wprawdzie to nie Krzyża­ now ski pierwszy w yodrębnił barok jako epokę, bo pod tą właśnie nazwą i w podobnej kolejności (średniowiecze, humanizm, barok, oświecenie, ro­ m antyzm , pozytywizm, Młoda Polska) wyliczał epoki już M arian Szyj- k o w sk i16, ale n ik t przed Krzyżanowskim nie dał tak sugestywnego uza­ sadnienia odrębności baroku i jego swoistej konieczności w dziejach.

Wręcz nie w ypada streszczać tu tak dobrze znanej pracy Krzyżanow­ skiego, ale nie wypada też pominąć kontrow ersyjnych, a przez to właśnie

ważkich jego tez.

Krzyżanowski stwierdziwszy, że kierunek wyznaczony przez rozprawę Brodzińskiego O klasyczności i romantyczności „był zupełnie słuszny” 17, podjął jego myśl i podzielił wszelkie możliwe prądy na dwa typy: typ ro­ mantyczny, oznaczony literą A, i klasyczny, oznaczony literą B. Ponu­ merowawszy następnie poszczególne odmiany typów, czyli prądy, w ko­ lejności ich występowania, otrzym ał szereg A lf Bu A 2, B2, A z, B 3, A4..., a więc średniowiecze, renesans, barok, klasycyzm oświeceniowy, rom an­ tyzm , neoklasycyzm, neoromantyzm . W późniejszej w ersji Krzyżanowski „średniowiecze” zastąpił „alegoryzmem” (na co trudno przystać), „neo­ klasycyzm ” zaś powszechną coraz bardziej nazwą „pozytywizm”. Kropki po Л4 są poniekąd cytatem , ponieważ we wszystkich w ersjach tego te­ m atu Krzyżanowski rzecz kończy na neoromantyzmie. Z wykresu, zwa­ nego zwykle „sinusoidą Krzyżanowskiego”, wynikać powinno, że w cza­ sie górowania prądu A4 (linia przebiega nad osią) prąd B, k tó ry miałby otrzym ać num er 4, znajdował się w stanie półuśpienia, ale w m iarę opa­ dania fali neorom antyzm u zaczynał się wznosić, aliści w cytowanym artykule nigdy tej linii (osi) nie przeciął.

Można by to tłumaczyć na dwa sposoby. Jedno wyjaśnienie jest pros­ te, bo odnosi kwestię metodologiczną do etyki uczonego: dla autora piszą­ cego przed r. 1937 (pierw odruk w „Przeglądzie Współczesnym”) odległość

15 J. K r z y ż a n o w s k i , B a r o k na tle p r ą d ó w r o m a n t y c z n y c h . W: O d ś r e d ­

n io w i e c z a do b aroku . W arszaw a 1938. P rzed ru k w zbiorze: P r o b l e m y te o r ii l i t e r a ­ t u r y w P o lsc e m i ę d z y w o j e n n e j . W yboru dok on ał H. M a r k i e w i c z . W rocław 1982

(dalej c y tu ję w ed łu g tego w yd an ia).

16 M. S z y j к o w s к i, Z a r y s r o z w o j u p i ś m i e n n i c t w a p ols kie go. P ozn ań 1918. 17 K r z y ż a n o w s k i , op. cit., s. 292. Zob. też J. K r z y ż a n o w s k i , N a u k a o li te r a tu r z e . W rocław 1966, s. 334.

(9)

od żywych ciągle trady cji młodopolskich była zbyt mała, by mogła stać się przedm iotem refleksji historycznoliterackiej. W tym w ypadku przy­ znawszy po części rację Krzyżanowskiemu, w ypadnie jego koncepcji po­ stawić inny zarzut: oto teoria dychotomiczna, odtw arzająca naprzem ienny ry tm epok, chce czy nie chce, podejm uje zadania prognostyczne. Tym­ czasem rzeczywistość prognozy nie potwierdziła.

Drugie wyjaśnienie trudności w odnalezieniu dychotomii w historii lite ra tu ry najnowszej być może nie pochodzi z błędu widzenia, lecz ma źródło w faktach i praw dach obiektywnych. Wielu historyków lite ra tu r europejskich notuje ciekawe zjawisko skracania epok w m iarę zbliżania się do współczesności18. Zjawisko to można by w ytłum aczyć rzeczywis­ ty m przyśpieszeniem systemów kom unikacyjnych, które powoduje, że program y, rozumiane jako poetyki sformułowane oraz jako poetyki im - m anentne, zaczynają się na siebie nakładać w taki sposób, iż rozróżnianie początku, szczytu i końca trafia na nieprzezwyciężalne trudności. Ale skoro tak, skoro wiek rew olucji przemysłowych zmienił nie naszą opty­ kę, lecz ry tm przemian, to podział ty p u dychotomicznego i naprzem ien­ nego też traci sens.

A rty ku ł Krzyżanowskiego o tyle utrudnia dyskusję, że nie przywo­ łuje poprzedników z w yjątkiem Brodzińskiego: nie m a tu takich nazwisk,, jak Nietzsche, Wölfflin, Walzel czy Strich 19. Tymczasem opozycja klasy­ cyzmu i rom antyzm u ma w historii k u ltu ry różne znaczenia szczegóło­ we. Dla Goethego klasycyzm jest „przedtem ”, rom antyzm zaś „potem ”, jak choroba po zdrowiu. Dla V alery’ego zaś odwrotnie: klasycyzm im­ plikuje wcześniejsze istnienie rom antyzm u, ponieważ każdy porządek na­ stępuje po niepo rządk u 20. Rozróżnienie postaw y apollińskiej i dionizyj- skiej też nie jest wolne przecież od opcji (Nietzsche opowiadał się oczy­ wiście za sztuką dionizyjską), ale w dziejach recepcji można obserwować poniekąd rów nom ierny mniej więcej rozkład w wyborze jednej z dw u tradycji. Niezależnie jednak od deklaracji historycznoartystycznych, a właściwie norm atywno-program owych, pozostaje przym us wyboru jed­ nej z dw u możliwości, ponieważ Nietzscheańska para „Dionizos contra Apollo” musi spełniać w arunek addytywności, a to znaczy, że wszystko, co istnieje, jest albo dionizyjskie, albo apollińskie, lub też po części dio- nizyjskie i po części apollińskie, ale tak, że suma tych części w yczerpuje w szystkie możliwości.

18 L. С a z a m i a n, L e s P é r io d e s d a n s l’histoire d e la l i t t é r a t u r e angla ise m o ­

d e r n e . „ B u lletin o f th e In tern a tio n a l C om m ittee o f H isto r ic a l S c ie n c e s” 1937. C yt.

za: H. M a r k i e w i c z , G ł ó w n e p r o b l e m y w i e d z y o li t e r a t u r z e . K rak ów 1966,

s. 291 n.

10 J est to ty m d ziw n iejsze, że K r z y ż a n o w s k i (B a r o k n a tl e p r ą d ó w ro ­

m a n t y c z n y c h , s. 288) od n otow ał m n iej w ażn e i g ło śn e w y stą p ie n ia W . F o lk iersk ieg o

i K . W aisa.

20 Zob. M. P r a z, Z m y s ł y , ś m ie r ć i d ia b e ł w l i t e r a t u r z e r o m a n t y c z n e j . P rze­ ło ż y ł K. Ż a b o k l i c k i . W arszaw a 1974, s. 21— 35.

(10)

I w ty m rozum ieniu Nietzscheańską dychotomię przejął i zaadapto­ w ał H einrich W ölfflin 21, a za nim w odniesieniu do literatu ry — F ritz S tr ic h 22. Tak zatem jeśli mocą praw a wiecznej przemienności istnieje barok avant la lettre, to istnieć musi i barok (resp. klasycyzm) après la

lettre.

W koncepcjach dychotomicznych jest widocznie coś ponętnego, skoro przyciągają one stale uwagę badaczy. Być może, dychotomia jest w ro­ dzoną właściwością naszego umysłu? Ale w takim razie są um ysły (a mo­ że „rozum y” epok?) skłonne do myślenia dychotomicznego i są um ysły skłonne do myślenia trychotomicznego. Takiej natywistycznej tezy nie należy lekceważyć, ale trzeba ją odnieść raczej do historyków litera­ tu ry oraz do twórców poetyk norm atyw istycznych niż do samej litera­ tu ry . W każdym razie ograniczoność rep ertu aru ludzkiego postrzegania rzeczywistości nie jest równoznaczna z zasadą przemiennego następstw a stylów i epok.

Ciekawą, choć bynajm niej nie zadowalającą, ale godną uwagi próbę pogodzenia periodyzacji im m anentystycznej z historyzm em podjął nie­ dawno germ anista z M arburga, W alter Falk 23, k tó ry w swoich rozważa­ niach połączył w sposób nieco zaskakujący dwie inspiracje: Foucaulta i Chom sky’ego. W yodrębnił w historii literatu ry niemieckiej czasy nowo­ żytne, odgraniczone datam i 1450 i 1910, które podzielił na trzy „ery ” :

1) 1450— 1630, 2) 1630— 1770 oraz 3) 1770— 1910. Pierwszą erę nazw ał Falk erą znakowości („Markierungsära”), drugą — erą wizualności („Vi­

sualisierung”), trzecią — konkretyzacji („Konkretisierung”). I na w yzna­

czone granice, i na nazw y można się od biedy zgodzić, w każdym ra ­ zie wiadomo, o co tu chodzi: kolejno o przewagę systemu, przewagę eks­ presji i przewagę doświadczenia, czyli o realizm. Ale pytania „co d alej” znowu nie potrafim y uniknąć. Moglibyśmy go w ogóle nie stawiać, gdyby Falk poprzestał na empirycznie ustalonych granicach i cechach epok, nazw anych tu eram i (choć rok 1910 jako kraniec realizm u w ydaje się n ad er wątpliwy). P resja im m anentyzm u okazuje się jednak tak silna, że autor nie może uniknąć pokusy dalszego dzielenia er na trzy okresy

(„Perioden”), a okresów na trzy fazy, przy czym ani okresy, ani fazy nie

21 H. W ö l f f l i n , P o d s t a w o w e p o ję c i a h is to rii sz tu k i. P rzeło ży ła D. H a n u - l a n k a . W rocław 1962.

22 F. S t r i c h , T r a n s p o z y c j a p o ję c i a b a r o k u ze s z t u k p l a s t y c z n y c h na p o e z j ę . P r z e ło ż y ł A. W ę g r z e c k i . W zbiorze: W s p ó łc z e s n a te o r ia b a d a ń li te r a c k ic h z a

granicą. A n to lo g ia . O p racow ał H . M a r k i e w i c z . T. 2. K ra k ó w 1972. J est to p rze­

k ład a rty k u łu z r. 1956, a le god zi się zau w ażyć, że S trich sfo rm u ło w a ł zarys tej k o n cep cji już w p racy D e u ts c h e K l a s s i k u n d R o m a n t i k o d e r V o lle n d u n g u n d U n -

en d li c h e k e it . Ein V e r g le i c h (M ünchen 1922).

2* W. F a l k , Ü b e r d ie P o te n t ia l g e s c h ic h t e u n d ih re P e r io d e n in d e r d e u ts c h e n

L i t e r a t u r 1750— 1890. W zbiorze: P r o b l e m e d e r L it e r a tu r g e s c h ic h t s s c h r e ib u n g . H rsg.

(11)

są obiektywnie datowane, lecz oznaczone literam i M (= „M arkierung”),

V ( = „Visualisierung”) oraz К (= „K onkretisierung”). Czasy nowożytne

dzielą się więc na 3 ery, 9 okresów i 27 faz, powstałych z kom binacji

M, V i K. W pomyśle tym odezwały się prawdopodobnie echa teorii

B runetière’a, wedle którego konsekwencją „życia” literatu ry je st wzrost, szczyt i schyłek. I tak sobie właśnie Falk w yobraża następstw o er, okre­ sów i faz — jako początek (M), środek (V) i koniec (K). G dybyśm y to narysowali, otrzym alibyśm y wielki łuk dzielony przez dwie oscylacje na coraz mniejsze odcinki.

I tu kończy się wszelaka dyskusja, ponieważ autor nie usiłuje dowieść słuszności swych racji m ateriałem historycznym, lecz przeciwnie, stara się zastosować stworzone kategorie periodyzacyjne jako in stru m en ty in­ terpretacji. A nalizuje mianowicie dram at Lessinga Miss Sara Sampson biorąc za punkt wyjścia datę powstania utw oru (1755). Tw ierdzi przy tym, że wyłącznie na podstawie daty powstania można poczynić ważne spostrzeżenia, które są możliwe naw et bez uprzedniej le k tu ry 24.

Chwilę uwagi w arto poświęcić najnowszej próbie typologii prądów i epok w sztuce, a mianowicie artykułow i Stanisław a Piskora — a to z dwu co najm niej powodów: 1) rzecz była drukow ana w m ałonakłado- wym i trudno dostępnym p erio d y k u 25; 2) arty k u ł zaw iera zarówno po­ mysły oryginalne, jak i kompilacje. Zbiegły się tu w ątki różnych szkół filozoficznych, co samo przez się nie jest wadą: ale w ątków tych powią­ zanie uw ypukla słabe strony dotychczasowych im m anentystycznych kon­ cepcji kultury.

A utor wyszedł z założeń psychologii głębi Junga, za którym wyróżnił cztery funkcje psychiczne jako sposoby pojmowania świata przez „ego”, a mianowicie: myślenie (A), intuicję (B), uczucie (C) i doznanie (D )26. Z kolei Piskor myślenie i uczucie uznał za dom inanty n u rtu apollińskie- go i dionizyjskiego, intuicję zaś przysądził nurtow i nazw anem u „destruk­ cyjnym ”, a doznanie — nurtow i „kontem placyjnem u”. Dlaczego intuicji ma odpowiadać właśnie destrukcja — trudniej zrozumieć, ale o to m niej­ sza. Ważniejsze w tej propozycji jest ułożenie sposobów pojmowania świata i ich artystycznych korelatów w linię ciągłą, kolistą i spiralną. W ten sposób powstało kilka okrążeń (siedem, ale w przyszłości doszłyby dalsze), podzielonych na cztery odcinki А, В, С i D, które pow tarzają się za każdym obrotem, ale zarazem dzięki unoszącemu ruchow i spirali róż­ nią się od siebie. I tak mamy: 1) A renesans, В m anieryzm , С barok,

24 D osłow n ie tak ( F a l k , op. cit., s. 134): „D iese D ic h tu n g (»Mise S a r a S a m p ­

son«) w u r d e i m Ja h re 1755 v e r f a s s t . A ll e in a u f g r u n d d ie s e s E n ts t e h u n g s d a t u m s lassen sich ein ige n ic h t u n w i c h t i g e A u s s a g e n ü b e r sie m a c h e n , die auch ohne vo r h e r ig e L e k t ü r e m ö g lic h w ä r e n ”.

25 S. P i s k o r , S p ir a la t w ó r c z o ś c i. „S tu d io” t. 4 (K a to w ice 1983).

se C. G. J u n g, A r c h e t y p y i s y m b o l e . T łu m a czy ł J. P r o k o p i u k . W arszaw a 1981. — P i s k o r , op. cit., s. 4.

(12)

D rokoko. Potem 2) A oświecenie, В prerom antyzm i Wielka Rewolucja Francuska, С rom antyzm , D dandyzm i prerafaelityzm ; 3) A pozytywizm,

В im presjonizm i rew olucja przemysłowa, С symbolizm, D secesja i ima-

żynizm; 4) A kubizm, В futuryzm , dadaizm i powstanie łączności radio­ w ej, С ekspresjonizm, D suprem atyzm ; 5) A konstruktyw izm , Bauhaus, A w angarda krakow ska, В Joyce, Dos Passos, film dźwiękowy, С poezja czysta i surrealizm , D neoplastycyzm, unizm; 6) A Cercle et Carré,

В Gombrowicz, telewizja (początki), С taszyzm, D O rientacja (1960—

1962—); 7) A nouveau roman, op-art, В antysztuka, mass media... W tym m iejscu spirala zbliża się ku środkowi, co jest znam iennym sygnałem trudności (nie tylko graficznych) wyłożenia praw procesualnych. Ponad­ to linia się uryw a, tzn. że w ostatnim , siódmym obrocie — ru b ry k i С i D pozostają puste.

Zbyt łatwo byłoby polemizować z nazwam i poszczególnych okresów, a zwłaszcza z nazw iskam i i tytułam i, dla których zostały wyodrębnione; jeszcze łatwiej by było zakwestionować połączenie Joyce’a np. z filmem dźwiękowym — ale rozumieć należy, że to tylko pewne skróty myślowe. Istotniejsze je st tu co innego: autor unika wizji procesu historycznego w sztuce, podobnego do sinusoidy, faliście przesuwającej się równymi (z założenia) rytm am i w dal, i zamiast dychotomii (tudzież trychotomii) przyjm uje podział czworaki (tetrachotomię?), k tó ry nie tylko polega n a bardziej urozmaiconym repertuarze możliwości stylowych, lecz wyraża ponadto przekonanie, że powtórzenia zaniechanych kiedyś stylów są pow­ tórzeniam i skorygowanymi: nie w raca się bowiem nigdy do tego samego punktu, lecz jakby do punktu umieszczonego powyżej, co dobrze ilu stru ­ je spirala zwężająca się ku środkowi. Tym sposobem nie tylko oświecenie pow tarza na wyższym poziomie renesans, a rom antyzm — barok, lecz także prerom antyzm musi być interpretow any jako m anieryzm przełomu w. XVIII i XIX, co innym i słowy znaczy tyle, że oba są kierunkam i destrukcyjnym i — do czego dochodzimy jednak nie drogą badań empi­ rycznych, lecz a priori; w takim bowiem rozumieniu procesu historycz­ nego po fazie apollińskiej m u s i pojawić się faza destrukcyjna, a po fa­ zie dionizyjskiej — faza kontem placyjna. O tym, czy m anieryzm współ- w ystępuje z reform acją i czy oba kierunki są w swym rodzaju kierunka­ mi destrukcyjnym i, można dyskutować długo, podobnie jak o tym, czy rokoko w istocie pochodzi z kontemplacyjnego nastawienia. Byłyby i py­ tania bardziej — by tak rzec — drażliwe: czy kubizm jest apolliński w przeciwieństwie do destrukcyjnego impresjonizmu?

4

Konsekwencja metodologiczna ma zwykle jedną wadę, o której moż­ na powiedzieć, że szybko okazuje się zaletą, lecz z punktu widzenia opo­ nentów: dzięki tem u ostrzej widać wszelkie niedostatki zastosowania teo-3 — P a m ię t n ik L it e r a c k i 1986, z. 4

(13)

rii cyklicznych do historii literatury. Trzeba bowiem postawić sobie n ie­ uniknione pytanie, czy rep ertu ar możliwości stylowych danej k u ltu ry jest istotnie ograniczony, czyli zamknięty. Jeśliby tak było, to należa­ łoby albo izolować proces historycznoliteracki od procesu historyczne­ go (w sensie: historia globalna), albo doszukiwać się w w ydarzeniach historii społecznej (w tym historii politycznej, historii religii, historii gospodarczej) określonego „stylu”, będącego korelatem stylu arty sty cz­ nego. Pierwsze rozwiązanie — to właśnie skrajny im m anentyzm , k tó ry choć często był teoretyczną deklaracją, właśnie nigdy nie był p rzestrze­ gany w praktyce badawczej, tak w pracach szczegółowych, jak w sy n te­ zach. Druga wersja, niewątpliwie ponętna, bo intelektualnie w ytw orna, nie da się „sfalsyfikować” (w Popperowskim sensie słowa), tzn. nie moż­ na jej ani obalić, ani udowodnić. Ściślej zaś mówiąc: praw dą jest, że istnieje podobieństwo między pew nym i zdarzeniam i w historii globalnej i w historii k u ltu ry (np. dobrze zbadana i potwierdzona zależność m ię­ dzy rewolucją a romantyzmem) 27, ale nie da się uzasadnić dom niem a­ nia, że podobieństwa te m ają charakter regularny w układzie cyklicz­ nym.

Teorie cykliczne czerpią popularność ze zrozumiałej skądinąd ludzkiej potrzeby poznania przyszłości. W tym też zawiera się elem entarny błąd tej koncepcji: historia nie jest tablicą M endelejewa i nie zna pustych miejsc dla pierwiastków, które dopiero zostaną odkryte.

Okresy powracające — to pewien naw yk językowy, k tó ry czasowi przypisuje właściwości organiczne, podobny do tego naw yku, któ ry po­ w tarza się w zw rotach typu „narodziny, wzrost, wielkość, schyłek” . Nad­ zwyczaj lapidarnie ujął to Fernand Braudel:

n ie m ó w ić o c y w iliz a c ji jak o o b y cie lu b organ izm ie, lu b osob istości, lu b c ie le , ch ociażb y n a w e t h isto ry czn y m . N ie m ów ić, że rod zi się ona, rozw ija i u m iera, bo oznacza to obdarzanie jej p rzecież lin e a r n y m i p ro sty m lo s e m lu d z k im 28.

W tym zdaniu, znakomicie zresztą streszczającym zasady teoretycz­ nego i analitycznego dorobku Braudela, jest ważna wskazówka, która — aby stała się użyteczna w refleksji historycznoliterackiej — wymaga ko­ m entarza. Jeśli Braudel mówi, że czas cywilizacji nie jest linearny, to nie znaczy, że nie jest sekw encjonalny — nikt przecież nie przedstawia sobie czasu w sposób połowy. Twierdzenie o nielinearności czasu zna­ czy — jeśli już trzeba się odwołać do ułatw ień poglądowych — że czas nie płynie cienką strużką. Braudelowi chodzi o to, że trw anie jest „nie- jednolinearne”, że wprawdzie wszystko, co się dzieje, m ierzym y w jed­ nej s k a li29, ale w innych rytm ach.

27 M. J a n i o n, R o m a n t y z m , r e w o lu c j a , m a r k s i z m . C o llo ą u ia g dańskie. G dańsk 1972.

28 F. B r a u d e l , H is t o r ia i tr w a n i e . T łu m a czy ł B. G e r e m e k . W arszaw a 1971, s. 288.

(14)

Przypom nijm y więc, że:

[B rau d el p odjął] próbę zb ad an ia in e r c ji w ram ach p ew n ej h isto ry czn ie u k szta łto w a n ej c a ło ści jako próbę h isto rii g lo b a ln ej, jako p oszu k iw a n ie porządku glob aln ego, w k tó r y w p isu je się ek on om ik a, p o lity k a , k u ltu ra. W yk ład tej h i­ sto rii g lo b a ln ej n ie d zieli się na trzy m n iej czy bardziej p o w ią za n e pasm a, le c z toczy się w trzech rejestra ch c z a s o w y c h 80.

Te trzy re je stry — to: długie trw anie, koniunktura, wydarzenie, czy też w innym nieco ujęciu i w innej terminologii: czas biologiczny, czas społeczny, czas jednostki ludzkiej.

Skoro są to reje stry historii globalnej, to odnoszą się one także do historii literatu ry . A daptacja myśli Braudela do periodyzacji historii li­ te ra tu ry (polskiej) nie może być tylko zmianą terminologii, musi bowiem być zmianą stylu myślenia. Nie w tym rzecz, żeby jeszcze raz przesunąć granice lub zmienić nazw y epok, lecz w tym , by odróżnić sposoby ist­ nienia poszczególnych osobowości twórczych i ich dzieł od układu p rą­ dów, których dom inanty zwykliśmy nazywać epokami, i tych wreszcie od ogólnych i trw ałych właściwości, będących wielkim dziedzictwem śródziemnomorskim, które daną literatu rę (w tym w ypadku polską, ale nie tylko, bo każdą czerpiącą z biblijno-antycznych źródeł) wpisuje w roz­ legły kontekst literatu ry europejskiej (literatury raczej niż literatur) ja­ ko rodzimej całości.

M amy więc czas w ydarzeń jako czas danego dzieła, niewielkiej serii dzieł, ew entualnie twórczości pisarza; jest to czas na tyle krótki, że nie ma potrzeby ciąć go na odcinki. Czas w ydarzeń nie jest po pro­ stu składnikiem czasu prądów; kłopoty autorów syntezy z rozmieszcze­ niem pisarzy długowiecznych w poszczególnych tomach (częściach) są kłopotami organizacyjnym i czy redakcyjnym i. Tak rozumiany kłopot zniknie, gdy się zgodzimy, że historia litera tu ry jako historia twórców oraz historia litera tu ry jako historia prądów i epok to dwa zupełnie od­ mienne ujęcia. Może ktoś historię pisaną z perspektyw y czasu zdarzeń uważać za coś gorszego i archaicznego, ale nikt dotychczas nie zaprojek­ tował (nie mówię już, że nie napisał) historii literatu ry bez nazwisk, takiej, o jakiej marzyli historycy sztuki. Trudność literackiego historio­ grafa na tym właśnie polega, że dzieło, nuklearny składnik opisu, jest połączone ze wszystkimi trzem a odmianami czasu.

Zresztą pisanie w duchu trzech rejestrów czasu winno prowadzić nie do konfliktu historii literatu ry jako procesu i historii literatu ry jako ana­ lizy arcydzieł, lecz do swoistej kooperacji. Każdy rejestr ukazuje inny

aspekt rzeczywistości — i literackiej, i pozaliterackiej.

(15)

5

Dopuścić do historii lite ra tu ry myśl o tym, że czas nie jest czasem „jednolinearnym ”, to znaczy poszerzyć problem periodyzacji o zaniedba­ ne poniekąd pytanie: o właściwości granic dzielących epoki.

Jak się rzekło, niniejszy dyskurs polemiczny nie ma zam iaru kw estio­ nować przyjętego podziału dziejów piśmiennictwa polskiego na dziewięć epok, a więc konstrukcyjnego podziału na dziewięć tomów, części czy rozdziałów. Dyskurs ten jednak zmierza do zwrócenia uwagi na fakt n a­ stępujący: dzieląc pewną całość na części, całość ową interpretujem y nie tylko różnicując części wobec siebie, ale też wyznaczając między częścia­ mi granice o niejednakowej wartości, tzn. o niejednakow ym znaczeniu dla czynności rozumienia.

W artość granicy należy rozpatryw ać w dwu aspektach, czyli — ina­ czej mówiąc — granicy periodyzacyjnej przysługują dwie ch arak tery ­ styki: szerokość i moc.

Fakt, że często nie um iem y wskazać przybliżonej końcowej daty m i­ jającej epoki i daty początkowej epoki nadchodzącej, nie musi być wcale m ankam entem naszego w arsztatu, ponieważ bywa właściwością obiektyw ­ ną: epoki, ciągle rozumiane tu jako koniunkturalny układ prądów, mogą przekształcać się w nową jakość szybko lub powoli (szerokość granicy) oraz mogą się zmienić znacznie lub nieznacznie (moc granicy). I tak mię­ dzy tzw. średniowieczem a renesansem widoczne są zm iany tak zasadni­ cze, że granicę tę nazwiemy granicą o dużej mocy; zarazem jednak pro­ ces zm iany trw ał na tyle długo, że żadnej sensownej daty rocznej ani dla globalnej historii Europy, ani dla historii literatu ry europejskiej i jej części, czyli litera tu ry polskiej, wyznaczyć się nie da.

Inny przykład: data 1795 jako data trzeciego rozbioru jest granicą ostrą, tzn. o minimalnej szerokości; to zaś, czy jest granicą o dużej mocy, tzn. czy z tą datą wszystko lub bardzo wiele się zmienia, pozo­ stawić m usim y do dyskusji: z jednej strony wraz z upadkiem państw a rozkładowi ulegają dotychczasowe system y kom unikacji kulturow ej, z drugiej zaś istotne przekonania estetyczne ubiegłego stulecia trw ają aż po powstanie i upadek K rólestw a Polskiego 31. N ikt nie przeoczy roli w y­ buchu i klęski powstania styczniowego w dziejach literatu ry , ale bada­ cze epoki dziś wyraźniej niż kiedyś mówią o pozytywizmie przed 1863 r. i o trw ałości rom antyzm u po pow staniu styczniowym 32.

81 R. P r z y b y l s k i (K l a s y c y z m , c z y l i P r a w d z i w y k o n ie c K r ó l e s t w a P olskiego. W arszaw a 1983, s. 61) zw raca u w a g ę na to, że po trzecim rozb iorze k la sy cy zm z k o ­ n ieczn o ści n ab rał ca łk iem o d m ien n eg o charakteru: „Z n a rzęd zia w y ch o w a n ia p a ń ­ stw o w e g o sta ł s ię n arzęd ziem w y c h o w a n ia n a ro d o w eg o ”.

“ H. M a r k i e w i c z , D i a l e k t y k a p o z y t y w i z m u p o ls k ie g o . W: P r z e k r o je i z b l i ­

(16)

Przytoczone przykłady nie tylko uzasadniają potrzebę zdecydowanego różnicowania granic między epokami pod względem ich szerokości i mo­ cy jako odcinkami średniego trw ania, ale podsuwają następne i tru d n iej­ sze pytanie: czyż najgłębsze (najmocniejsze) przełomy nie przypadają w dziejach lite ra tu ry polskiej mniej więcej w tym samym czasie co w li­ te ra tu rze całej łacińskiej Europy? Jeśli zaś tak jest, jeśli renesans i jego następniki oraz rom antyzm i jego następniki są zjawiskami należącymi do pewnej w spólnoty kulturow ej, to czyż nie rozgryw ają się w odcinkach czasu znacznie dłuższych niż to, co przyw ykliśm y nazywać epoką? Te dłuższe odcinki nazw ijm y za Braudelem „trw aniem długim”.

Długie trw anie w historii literatu ry nie oznacza komasowania okre­ sów i epok w jakąś większą całość, „nadepokę” czy „nadokres”. To nie 0 to chodzi, by na linię prostą, już podzieloną na epoki i podporządko­ wane im m niejsze odcinki, nanieść znaki wskazujące owe wspomniane już mocne granice, lecz o to, by proces historycznoliteracki wyobrazić sobie (jeśli już m ielibyśm y się uciec do m etod poglądowych) jako trzy oscylacje, które nie muszą się na siebie sym etrycznie nakładać. Oscyla­ cja pierw sza (długiego trw ania) wskazuje na powiązania danej literatu ry z jej m acierzystym kontekstem kulturow ym , jakim jest dziedzictwo śród­ ziemnomorskie. Oscylacja druga (średnia) koryguje pierwszą o tyle, o ile oddaje ry tm przem ian bliższy podłożu społecznemu, a tym samym specy­ fice historii danej przestrzeni i danego czasu. Oscylacja trzecia (czyli krótka i wydarzeniowa) najoporniej poddaje się ujęciom system atyzują­ cym: w tym w ym iarze czasu historia jest najbardziej wydana na wszel­ kie niespodzianki przypadku.

Pytanie, jakie postawił B arthes („co ze swego czasu przekazuje nam dzieło” 33), jest źle sformułowane, jako że nie istnieje jeden jedyny „czas dzieła”: dzieło jest świadectwem różnych sposobów trw ania rzeczy i sto­ sunków. Czas dzieła jest więc czasem mierzonym w dniach, miesiącach 1 latach, a także w dekadach la t oraz stuleciach. „To nie trw anie jest tw orem naszego um ysłu — pisał B raudel — ale jego podziały” 34, co zna­ czy, że tych czasów historycznych może być więcej, niekoniecznie trzy. Istotne jest jedno, by nauczyć się myśleć o historii, która dzieje się w różnych rytm ach: od prawie nieruchomego czasu aż do gwałtownych zmian.

N ajłatw iej unikniem y nieporozumień terminologicznych, jeśli dla ry t­ mów dłuższych niż epoka przyjm iem y nazwę „form acja”, w rozważa­ niach periodyzacyjnych raczej nie nadużywaną.

Jeśli zgodzimy się, że najmocniejsze granice w historii literatu ry pol­ skiej przypadają na przełom w. XV i XVI, potem na początek w. XIX

**R. B a r t h e s , H isto ria c z y li te r a tu ra ? P rzeło ży ła W. B ł o ń s k a . „P am iętn ik L itera c k i” 1969, z. 4, s. 255.

(17)

oraz na dwie ostatnie dekady w. XIX (jak chce część badaczy) lub na drugą dekadę w. XX, czyli na lata pierwszej w ojny światowej (jak wolą inni), to będziemy mówić o czterech formacjach, czyli o czterech wielkich falach wiążących polskie dzieje piśmiennictwa z k u ltu rą europejską. Mó­

wić więc będziemy kolejno o średniowieczu, klasycyzmie, romantyzmie i awangardyzmie. Aby uniknąć nieporozumienia, będziemy mówić o k la­ sycyzmie, romantyzmie i awangardyzm ie sensu largo, mając na myśli formację, oraz sensu stricto, gdy mowa będzie o tradycyjnie rozumianej epoce czy prądzie. Można by wymyślić całkiem nową i nie stosowaną dotychczas nazwę, ale byłby to zabieg bardziej niebezpieczny od dwu­ znaczności, której w razie potrzeby unikniem y przez dodatkową infor­ mację o szerokim lub wąskim stosowaniu term inu. Zresztą dwuznaczność ta jest w historiografii już przyjęta: mówimy o klasycyzmie renesanso­ wym, klasycyzmie w. XVII, klasycyzmie w oświeceniu czy o oświeceniu jako klasycyzmie. O tym, że rom antyzm zachował siłę trw ania przez cały niemal wiek XIX, pisze się coraz częściej. Z nazwy „aw angardyzm ” przyj­

dzie się w dalszych częściach arty k u łu wytłumaczyć.

6

Dla średniowiecza b rak nazwy, która by była skonstruowana przy użyciu pojęć stylowych. Proponowany przez Krzyżanowskiego „alego- ryzm ” był pomysłem chybionym — nie mniej bowiem alegoryczne były renesans i barok.

Natom iast niebezpieczną karierę mógłby zrobić niezbyt zręcznie uku­ ty, ale zręcznie lansowany term in „złota jesień polskiego średniowie­ cza” 35, naw iązujący do znakomitej pracy Huizingi Jesień średniowiecza. Nawiązanie to jest jednak nietrafne. Huizinga przeciwstawiając się nau­ kowym przesądom, rozpraw iającym o epoce „m roków ”, ukazał intelek­ tualną i artystyczną aktywność łacińskiej k ultury, która bynajmniej nie upadła ostatecznie w V w. pod ciosami Gotów czy innych przybyszów z Północy, lecz przetrw ała w zmiennych koniunkturach przez całe tysiąc­ lecie. Właśnie tysiąclecie! Jego ostatnie stulecia, zwane późnym średnio­ wieczem, były — do tego zmierzał Huizinga — okresem owocobrania. Ale ta synteza odnosi się do całej europejskiej i już chrześcijańskiej kon­ tynuacji antyku — i jeżeli mamy zostać przy m etaforyce pór roku, to kraje na wschód od Renu i na północ od D unaju przeżyw ały w drugim tysiącleciu raczej burzliwą wiosnę. Zetknęły się w tedy ze sobą partyku- laryzm y pogańskie z chrześcijańskim uniwersalizmem. Jak pisze Aron Guriewicz,

(18)

w ięk szość n arod ów eu ro p ejsk ich w sta ro ży tn o ści b y ła jeszcze b a rb arzyń sk a; w m iarę p rzech o d zen ia do śred n io w iecza n a stęp o w a ło ich w łą c z a n ie się do

ch rześcijań stw a i k u ltu ry greck o -rzy m sk iej [...]3®.

Jeśli pozbędziemy się pejoratyw nego rozumienia określenia „barba­ rzyński” lub gdy nadam y mu sens historyczny, to będziemy mogli po­ wiedzieć, że dzieje literatu ry polskiej przed w. XVI są obrazem mozol­ nego wkraczania barbarii w łaciński uniwersalizm. Obraz to dla nas nie­ pełny, złożony z odłamków i śladów, z których historyk usiłuje skom­ ponować sensowną całość, co jest czynem jednocześnie darem nym (wobec nikłej nadziei na odnalezienie nowych i nie znanych jeszcze zabytków) i koniecznym; trzeba bowiem postawić kilka trudnych pytań: co się stało z rodzimą literatu rą ustną? czy mieliśmy pieśń epiczną podobną do tej, która się przechowała u Słowian należących do greckiej części k u ltu ry europejskiej? jak doszło do zagubienia rodzimej mitologii, tak że ją z tr u ­ dem dziś re k o n stru u je m y ?37 jaką rolę odegrało piśmiennictwo łaciń­ skie — raz w dziedzinie wyparcia k u ltu ry rodzimej, drugi raz w dziele awansu intelektualnego, za którym przyszły narodziny literatu ry w ję ­

zyku polskim?

W każdym razie daleko tej form acji do barw y złotej, jaka tow arzyszy dojrzałem u schyłkowi. Tak rozumiane średniowiecze, niezależnie od tego, na jakie epoki i okresy je podzielimy, jest form acją i n i c j a l n ą .

7

Druga z kolei formacja, klasycyzm sensu largo, począwszy od nazwy, a skończywszy na interpretacji czy klasyfikacji poszczególnych autorów

i utworów, wymaga pewnych w yjaśnień i usprawiedliwień.

Klasycyzm w tym sensie to taka teoria i p raktyka kultury, która po­ stulowała i ustalała skończony porządek norm pochodzących od osobo­ wych autorytetów . Zasadzie norm y zawdzięczał klasycyzm trwałość swych przekonań estetycznych i moralnopolitycznych; ile razy jednak klasycyzm nie umiał się zdobyć na luksus tolerancji, tylekroć zastygał; „największym wrogiem poezji klasycznej była jej doktryna” 38.

Klasycyzm w sposobie postulowania Ładu był ahistoryczny, ale zara­ zem klasycyzm stał się możliwy dzięki zastąpieniu nieruchomego, a ra ­ czej kolistego czasu świętego ruchom ym i linearnym czasem świeckim. Paradoks polega na tym, że dokonując mozolnego dzieła poszukiwania źródeł kultury, dokonując otwarcia wstecz, klasycyzm uznał

intelektual-89 A. G u r i e w i с z, K a te g o r i e k u l t u r y ś r e d n io w ie c z n e j . P rzeło ży ł J. D a n c y - g i e r . W arszaw a 1976, s. 23.

87 Zob. A. G i e y s z t o r , M ito lo g ia S ło w ia n . W arszaw a 1982. «s P r z y b y l s k i , op. cit., s. 15.

(19)

ny orbis terrarum za zamknięty. Ze wszystkich cech klasycyzm u — twierdzi słusznie Ryszard Przybylski — najważniejsza jest w łaśnie skoń- czoność 39.

Tak rozumiana form acja nie jest oczywiście tożsama ani z renesan­ sem, ani z klasycyzmem stanisławowskim czy późnym a zdecydowanie ofensywnym okresem, kiedyś niesłusznie zwanym pseudoklasycyzmem . W ykładana tu koncepcja nie zmierza bynajm niej do przedłużenia jednej epoki na niekorzyść drugiej. Łatwo zgadnąć, że najtw ardszym orzechem do zgryzienia jest dla tak rozumianej periodyzacji barok — epoka n aj­ pierw zlekceważona, w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych właściwie zlikwidowana (zresztą w zgodzie ze starym i, pozytywistycznymi w zora­ mi), potem przywrócona do łask i chyba przeceniona, a co ważniejsza (i co gorsza) — epoka atrakcyjna w prezentystycznych ujęciach, co skła­ nia badaczy do swojego rodzaju ekspansjonizmu. Nie tylko Szarzyński został uznany za poetę baroku, ale elementów barokowej poetyki szuka się już u Krzyckiego. Bez Szarzyńskiego istotnie poezji w ieku XVII, zwłaszcza jego pierwszej połowy, zrozumieć niepodobna, ale trud n o też uznać za prekursora poetę w swoim typie twórczości nieprześcignionego. Słuszniej byłoby może mówić o manieryzm ie Sępa, na co wszakże nie wszyscy gotowi się zgodzić 40.

Ostrzeżeniem najważniejszym przed aneksjam i barokowymi powinna być twórczość poetów łacińskich początków w. XVI, których poetyka i ideologia bynajm niej nie są objawem kryzysu renesansu: Krzyckiego koncepty i konceptyzmy wiele m ają wspólnego z petrarkizm em , a kon­ w ersja Dantyszka mieści się doskonale w tym renesansowym polu m a­ newru, które obejm uje także chrześcijański hum anizm 41.

Zresztą toczymy tu spór nie o poszczególnych pisarzy, lecz o zasadę periodyzowania: bo jeśli przed Kochanowskim ujaw nił się kryzys epoki (tzn. renesansu) i jeśli przed śmiercią Kochanowskiego zdążył zabłysnąć (choć nie publikował drukiem ) wielki poeta, który był jakoby już poetą barokowym, i jeśli na ten sam czas przypada wielka twórczość Reja, poety niehumanistycznego (renesansowego wszakże, a nie — jeszcze śred­ niowiecznego), to w takim razie nie m am y w ogóle renesansu, albo też jest renesans z jednym Kochanowskim.

M R. P r z y b y l s k i , To j e s t k l a s y c y z m . W arszaw a 1978, s. 218 n.

40 Zob. W. W e i n t r a u b , L it e r a tu r a , p a r a l it e r a tu r a i k u l t u r a X V I w i e k u .

IRec.: J. Z i o m e k , R e n esa n s. W arszaw a 1973]. „ T ek sty ” 1974, nr 4.

41 Cz. H e r n a s (B aro k. W arszaw a 1973, s. 16) pisze: „E uropejski k ry zy s k u ltu r y o b ja w ił s ię jed n ak i w P o lsce. W 1548 rok u — za n im jeszcze u k a za ły się to m ik i K o ch a n o w sk ieg o — w y sz e d ł z druku zbiór w ierszy D an tyszk a, H y m n i a li q u o t e c c l e -

siastici, w y ra z k o n w e r sji tw ó rcy , k tó ry m ając za sobą sp ory i w a r to śc io w y dorob ek

ren esa n so w y , szu k a od w rotu od tej poezji, szu k a in n y ch tr e śc i i in n y c h źród eł n a­ tc h n ie n ia ”.

(20)

Warto zwrócić uwagę na fakt, że renesans, k tó ry mimo wszystko na szczęście istniał, nie ma w yraźnej granicy końcowej, co myliło i myli raz zwolenników wydłużania epoki odrodzenia głęboko w wiek XVII, innym razem autorów koncepcji wczesnego prebaroku. Wyraźnej granicy nie było, ponieważ mimo wszystkich istotnych różnic renesans i barok to dwie epoki w tej samej klasycystycznej formacji. Najczęściej wymie­ niane cechy baroku (takie jak dysharmonia, asym etria, ornamentyzm) na­ ruszają istotnie renesansowy kanon, ale, po pierwsze, renesans nie jest tożsamy z klasycyzmem sensu largo, ponieważ jest jedną z jego wersji, po drugie, naruszenie kanonu jest zachwianiem pewnego stanu równo­ wagi, ale nie jest w ykolejeniem generalnej zasady au to ry tetu i normy. Szczególnie zawodne jest wyróżnianie baroku z powodu zamiłowania do ornam entu: różnica bowiem nie w tym , że renesans nie uznawał rzekomo ozdoby, lecz co najw yżej w tym , że odróżniał piękno n atu ry od orna­ m entu, czyli piękna przydanego przez człowieka, i w tym poglądzie był bliski estetyce średniow iecza42. Może najw yraźniej barok różni się od sąsiednich epok zamiłowaniem do brzydoty lub — inaczej mówiąc — do „niezdrowego piękna”, bolesnej przyjemności, którą daje owo „piękno M eduzy” — jak pisze Praz. I mimo że Praz rozważa tę cechę sztuki i mentalności barokowej w kontekście rom antyzm u, co by mogło popie­ rać hipotezę epok naprzem iennych, lojalnie zauważa, że „to, co u pisarzy barokowych było często tylko postawą intelektualną, u rom antyków sta­ je się przejaw em określonej wrażliwości”, rzecz bowiem w tym , iż „m iej­ sce barokowego concetto zajm uje rom antyczne uczucie” 4S. I właśnie wszelki konceptyzm baroku jest w gruncie rzeczy klasycystyczny, po­ dobnie jak barokowy realizm. Pod tym względem barok nie tylko kon­ tynuow ał klasyczną teorię imitacji, rozwinął ją i rozszerzył, ale stwo­ rzył — jak mówi B ra u d e l44 — „rodzaj w eryzm u na użytek w iernych”, którym sztuka pokazywać chciała cień rajskiego szczęścia (bądź grozę potępienia) za pomocą ziemskiego doświadczenia i poprzez żywy przykład.

Co się zaś tyczy niezaprzeczalnych nawiązań rom antyzm u do baroku, to w ypada stwierdzić rzecz oczywistą, o której żadna technika periody- zacyjna zapomnieć nie może: silniejsze od praw a renowacji jest często w historii literatu ry praw o kum ulacji. Żadna nowa epoka i żaden nowy p rąd i program nie rozstaje się na zawsze ze swoją przeszłością. Ani barok nie zamilkł w oświeceniu, ani renesans w romantyzmie. Oświece­ nie miało swój n u rt sarmacki. O klasycznej erudycji rom antyków napi­ sano tomy, ale nie to jest najważniejsze. Romantyzm byłby w ogóle nie­

a W. T a t a r k i e w i c z , D z ie j e s z eściu p ojęć. S z t u k a . P ię kn o. F o rm a . T w ó r ­ czość. O d tw ó r c z o ś ć . P r z e ż y c i e e s t e t y c z n e . W arszaw a 1975, s. 194.

41 P r a z , op. cit., s. 54.

44 F. B r a u d e l , M o r z e Ś r ó d z i e m n e i ś w i a t ś r ó d z i e m n o m o r s k i w ep o c e Filip a II. P rzeło ży ł B. G e r e m e k . T. 2. G dańsk 1977, s. 189.

(21)

zrozumiały bez koncepcji wieszcza, odziedziczonej przecież po klasycy- stycznym „furor poëticus”.

Oświecenie w tych rozważaniach przysparza nam najm niej kłopotu, ponieważ tradycyjnie umieszcza się to 30-lecie (ewentualnie poszerzone tzw. postanisławowskim klasycyzmem) w nurcie spokrew nionym z ren e­ sansem. Pozostaje wszakże do wyjaśnienia jedna ważna kw estia. P rze­ sadne jest przeciwstawianie oświecenia barokowi: pisarze oświecenia istot­ nie wznawiali tradycję renesansu poniekąd z pominięciem stulecia po­ przedzającego, ale nie ich winą była nieznajomość istotnych (ukrytych, bo nie publikowanych) wartości baroku, a więc ogniwa w 300-letniej ciągłości. Upadek k u ltu ry politycznej nie był przecież skutkiem przem ian artystycznych, lecz na odwrót — to kryzys in stytucji społecznych spo­ wodował takie zakłócenia w funkcjonow aniu systemów kom unikacji k u l­ turow ej, że do głosu doszło to, co najgorsze. Nie jest praw dę, że barok jest w ytw orem kontrreform acji, natom iast praw dą jest, że k o ntrreform a­ cja, zwłaszcza późna kontrreform acja, sprzyjała w Polsce degradacji gus­ tów artystycznych i przekonań politycznych.

8

Dla opisu zależności między zdarzeniam i pozaartystycznym i a proce­ sem historycznoliterackim w arto przystosować zaproponowane przez A r­ nolda Toynbee’e g o 45 pojęcia „wyzwania” („challenge”) i „odpowiedzi”

(„response”). W tym sensie społeczeństwo stojąc przed pytaniam i (wy­

zwaniem) rzuconymi przez okoliczności zewnętrzne reaguje określonym system em świadomości (udziela odpowiedzi). Toynbee twierdził, że k u l­

tury, które nie są zdolne do sformułowania odpowiedzi na rzucone im wyzwanie, giną — ale Toynbee, k tóry interesow ał się bardzo długim trw aniem (narodzinami, rozkw item i śmiercią wielkich cywilizacji świa­ towych), nie rozróżniał innych rytm ów czasu, z czego mu słuszny zarzut

uczynił B ra u d e l46.

Te myśli nasuw ają się ze szczególną wyrazistością, kiedy przychodzi badać przełom między klasycyzmem a rom antyzm em w Polsce. K lasy­ cyzm, rozum iany szeroko, i oświecenie jako jedna z w ersji tej form a­ cji — to w tym sensie odpowiedzi na wyzwanie pochodzące z zagrożenia bytu państwowego i narodowego. Nie można powiedzieć, że odpowiedź klasycystyczna była m ylna — była nieskuteczna, ale też nigdy i nigdzie literatu ra (szerzej: kultura) nie ocaliła politycznie państwa. Dzięki jed­ nak dorobkowi oświeconych naród wszedł w stulecie pozbawione pań­ stw a z pełnym wyposażeniem kulturow ym , otw arty na Europę, wyzwo­ lony z zaścianka, zdolny do w ytw arzania zastępczych form życia insty­

45 A . T o y n b e e , A S t u d y of H is t o r y . T. 1— 10. L on d on 1934— 1954. 46 B r a u d e l , H i sto ria i t r w a n i e , s. 279.

(22)

tucjonalnego. Zarazem jednak odziedziczony system doktryny klasycy- stycznej był już anachroniczny. Jak kończył się klasycyzm i jak poczynał się rom antyzm , wiem y dobrze z dwu (co najm niej) znakomitych książek: Ryszarda Przybylskiego K lasycyzm , czyli Praw dziwy koniec Królestwa

Polskiego oraz M arii Janion i M arii Żmigrodzkiej R om antyzm i histo­ ria. Trudno by było te dzieła streścić, łatwo za to uprościć — przyw ołuję

je więc tylko n a świadków tej tezy niniejszego artykułu, któ ra mówi, że przełom stuleci XVIII i XIX przynosi największy przew rót w dziejach polskiej literatu ry , tak że cezura ta nie ma równej sobie; a jeśli ją można porównać (acz nie zrównać), to jedynie z przejściem od średniowiecza do renesansu i z wygasaniem rom antyzm u. Inne przedziały między epo­ kam i są, jak się rzekło, bez porównania słabsze. Romantyzm — tak ro­ zumiem przyw ołane wyżej prace — przeciwstawia się klasycyzmowi jako wielkiej form acji w jej długim trw aniu, a nie oświeceniu i późnemu kla­ sycyzmowi Księstwa Warszawskiego i K rólestwa Polskiego. Dyskusja o „klasyczności i romantyczności” nie była sporem z późnym czy spóź­ nionym postanisławowskim klasycyzmem. Rom antycy wadzili się o „mo­ del duchowej k u ltu ry polskiej w sferze twórczości i w sferze w artości” 47. Przeciwstawiając rom antyzm szeroko rozum ianem u klasycyzmowi nie popełnim y błędu, jeśli rozróżnimy, postępując jak poprzednio, rom antyzm

sensu stricto i rom antyzm sensu largo. Romantyzm sensu stricto — to

epoka mniej więcej między r. 1820 a powstaniem styczniowym, a więc lata trady cy jn ie w yodrębniane sposobem podręcznikowym. Romantyzm

sensu largo zaś trw a do końca w. XIX i obejmuje jeszcze liczne przeja­

w y k u ltu ry początków w. XX, aż do pierwszej w ojny światowej. Wydaje się bowiem, że istotne i tak ważne cechy rom antyzm u, w sposób prze­ konujący wyliczane w najnowszych badaniach, bynajm niej nie wygasają w Europie po Wiośnie Ludów, a w Polsce po klęsce powstania stycznio­ wego, lecz trw ają nadal jako nieustanne pytania o możliwości panowania sztuki nad rzeczywistością i jako „uświęcenie dziejów”.

Przedm iotem sporu w razie takiego rozumienia rom antyzm u może być pozytywizm jako epoka. Tak dalece bowiem przyw ykliśm y do prze­ ciwstaw iania treści tych dwu nazw, że twierdzenie o trw aniu rom antyz­ m u przez całe stulecie XIX może się wydać pomysłem nadto śm iałym — mimo poczynionych już zastrzeżeń co do różnic między epoką a form a­ cją·

Że lite ra tu ra po r. 1864 rozstawała się z wielu składnikami rom an­ tycznego program u niepodległościowego i ze zbiorową mentalnością stąd się wywodzącą, czyli że szukała innego sposobu na życie w narodowym nieszczęściu — to rzecz poza dyskusją. Ale zarazem w arta dyskusji jest

Cytaty

Powiązane dokumenty

William Balck i jego analiza rozwoju taktyki w I wojnie światowej oraz przedmowę

William Balck i jego analiza rozwoju taktyki w I wojnie światowej oraz przedmowę

few efforts of public poliey have eaused as mueh economie and fiseal ehaos to a eommunity as th is example of legislative mismanagement has achieved in N ew Y ork (Kris- tof, in:

Teologow ie protestujący wobec zjawisk życia kościelnego muszą umieć znieść protest w ysuw any pod ich adresem przez młode K ościoły trzeciego świata.. Teologia

nificantly dependent on the architectural quality of individual buildings, but on the communal coherence, public spaces, and aesthetics resulting f rom the planned and

The water boards keep their responsibility for the safety and strength of the dikes and dunes along the North-Sea coast.. The erosion control of the central government is

To the best of the authors’ knowledge, this is the first time that flexible active electrode arrays with embedded elec- tronics suitable for implantation inside the rat’s spinal

Malinowski that divided prison and criminal signs on: general signs (universal, that are used both in prison and on the liberty), signs that express one’s attitude and