go ujęcia. Tym bardziej, że traktow anie tem atu pod kątem postępowych reform, zmierzających do naprawy państwowości, w yelim inow ało w zasadzie, w ow ym w stęp nym rozdziale, problem tak skom plikow any, jak konfederacja barska.
Rozdział drugi poświęcony Radzie Nieustającej ukazuje w interesujący sposób m ożliwości i ograniczenia działań reform atorskich w Rzeczypospolitej. Oparty zw ła
szcza na źródłach archiwalnych, w ydobyw a podstaw owe sprzeczności, niemożność konsekwentnej sanacji polskiej państw owości. Uwieńczenie tych obserwacji znaj
duje sw ój w yraz w rozdziale trzecim zatytułow anym „Ograniczenia reform ”. Autor poświęca tu w ięcej m iejsca uwarunkowaniom m iędzynarodowym polskich poczynań, sięga rów nież do problem atyki gospodarczej.
Rozdział piąty, „Triumf opozycji”, doprowadza nas do prac Sejmu Wielkiego.
Dowiadujem y się, jakie też nowe osobistości zaczęły gryw ać pierwsze skrzypce.
Rozdział szósty to epilog zatytułowany „Reformy i rozbiór”. Pytanie: czy ty tuł ów zawiera zw ykłe stwierdzenie kolei rzeczy czy też sugeruje pew ną fatalistycz- ną filozofię, sw oiste określenie losu politycznego Rzeczypospolitej. Gdyby tak istotnie było, logikę taką, o której wspom nieliśm y, należałoby kw estionow ać. W konkluzji, autor raz jeszcze przypomina spory, jakie d zieliły polskich polityków doby stani
sław ow skiej i stwierdza, iż niestety, próba w yjścia zreform owanego państwa na dro
gę sam odzielności okazała się spóźniona.
Dzięki pracy S t o n e’a, am erykański czytelnik zyskał sposobność zaznajomienia się z głównym i postaciami polskiego życia politycznego drugiej połowy XVIII w., poznał stan um ysłów elity politycznej Rzeczypospolitej i potrafi z pewnością osa
dzić ow e nazw iska i poglądy w realiach w ielkiej polityki.
S tefan M eller
K rystyna Z i e n k o w s k a , S ła w etn i i urodzeni. Ruch p olityczn y m ieszczań stw a w dobie S ejm u C zteroletniego, PWN, Warszawa 1976, s.
355.
Jest kilka powodów, dla których książka niniejsza zasługuje na uwagę, życzli
w e odnotowanie i przyjęcie z satysfakcją. A więc: w alory literackie; podjęcie te
matu ważkiego, poruszanego wpraw dzie w dotychczasowej literaturze, w niektórych cząstkach naw et porządnie objaśnionego, a le m onograficznie nieopracowanego; zw ró
cenie uwagi rów nież na zagadnienia i aspekty dotychczas pomijane lub n ie w peł
ni dostrzegane, a przynajmniej nie podnoszone w druku; dążenie do w szechstron
nego oglądu źródeł, staw ianie im nowych pytań i inteligentne poszukiw anie odpo
wiedzi; krytyczny stosunek do twierdzeń poprzedników. Ta stała gotowość polem ic·- na, częste w adzenie się naw et z luminarzam i polskiej historiografii, chociaż nie zaw
sze, moim zdaniem , prow adzi do w niosków trafniejszych od zw alczanych przez autorkę, zasługuje na dostrzeżenie i zaliczenie do bezspornych w artości pracy.
U w agi sw oje zacznę od sprawy ważnej n ie tylko dla historyka-specjalisty, ale także dla szerszego grona czytelników >. Do m ocnych stron m onografii Z i e n k o w - s k i e j należy kształt literacki. A utorka już pierwszą sw oją książiką2 dokumento
w ała zdolności pisarskie, drugą zaś — taką w łaśnie opinię o sw oim piórze podtrzy
m uje i umacnia. Dbałość o dobrą polszczyznę, bogactwo słow nictw a, wartkość nar
racji, jasna konstrukcja — to w alory pisarstwa, ujaw nione także w „Sławetnych i
1 N i e s t e t y , p u b l i k a c j a w y d a n a z o s t a ł a w s k ą p y m n a k ł a d z i e 1000 e g z e m p l a r z y ; z n a m s p o r o o s ó b , k t ó r e n a z a j u t r z p o p r z e k a z a n i u n a k ł a d u d o k s i ę g a r ń d a r e m n i e p o s z u k i w a ł y e g z e m p l a
r z a d l a s ie b i e . | .
t Jacek J ezierski, kasztelan łu k o w sk i (1722—Ш 5 ). z d ziejó w szlach ty p o lsk iej XVIII w., Warszawa 1963.
R E C E N Z J E 357
urodzonych”. Podkreślenie tej cechy uważam za celow e w obec ciągłych, powszech
nych, a mocno przesadzonych i niesłusznych utyskiw ań na zanik zdolności literac
kich wśród profesjonalnych historyków. Przekonanie bowiem , że drzewiej lepiej by
wało z form alną stroną naukowego pisarstwa historycznego, nie w pełni odpowiada rzeczywistości. Tak jak w czasach A s k e n a z e g o nie brakowało w naszej profesji w yrobników pióra, tak i obecnie obok ow ych wyrobników jest spore grono w cale niezłych pisarzy. Zienkowska śmiało może pretendować do zajęcia m iejsca wśród nich.
Pochw ała jej zdolności pisarskich dotyczy przede w szystkim cech literackich sensu stricto. Recenzent uważa jednak za sw ój obowiązek zwrócić zarazem uwagę na niebezpieczeństwo, które narasta w skądinąd dobrym stylu autorki. Chodzi o szczególnie obfite nagrom adzenie zdań pytających, pozostawianych bez odpowiedzi.
W intencjach autorskich stają się one figurą retoryczną, zabiegiem stylistycznym , zastępują odpowiedź. Zabieg w cale udany, ale (być może przem awia tu pedanteria recenzenta) z punktu widzenia klarowności i jednoznaczności w ykładu naukowego — pozostaw iający niedosyt. Oczywiście, historyk ma prawo, a naw et obowiązek, staw ia
nia pytań, na które n ie znajduje zadowalającej, a nawet żadnej odpowiedzi. Ale tu chodzi o sprawy, w których autorka zajm uje w łasne stanow isko i ma do tego podstawy, lecz zam iast w yraźnego przedstawienia go — chociażby w form ie upraw
dopodobnionej hipotezy — kończy czasem dłuższy, interesujący w yw ód znakiem za
pytania, jak gdyby pytaniem retorycznym , ale tylko jak gdyby...
Temat przedstawiony w „Sław etnych i urodzonych” byw ał już przedm iotem rozważań w cześniejszych autorów. Zienkowska odeszła od przyjm owanego na ogół schematu i nie zaprezentowała dorobku sw oich poprzedników. Sądzę, że postąpiła niesłusznie. Tym bardziej, iż niektórych wątków, jakich można było oczekiwać w książce, nie podjęła. Miała do tego prawo przy tak rozległym i skom plikowanym tem acie — pod warunkiem zasygnalizow ania poglądów poprzedników na m aterie pom inięte, a dla wszechstronnego n aśw ietlen ia problemu niezbędne. Autorka w yko
rzystuje prace K o r z o n a i S m o l e ń s k i e g o , L e ś n o d o r s k i e g o , K u l i , R o s t w o r o w s k i e g o , M i c h a l s k i e g o , Z a h o r s k i e g o czy J e d l i c k i e g o ; często polem izuje z nim i, ale tylko w związku z poruszanymi przez się spraw am i Nie skorzystała natom iast z okazji,, by na w stęp ie posłużyć się ich ustaleniam i dla ukazania faktów i problem ów św iadom ie pom iniętych. Tak się stało przede w szyst
kim z przedstaw ieniem bohatera książki — m ieszczaństwa, który to brak czytelnik odczuje i podczas lektury, i po zam knięciu książki.
We „Wstępie” K. Zienkowska w yjaśnia, że jej zam iarem „nie było napisanie książki o m ie sz c z a ń stw ie --- an i tym bardziej o m iastach”, pomija przeto „dane dem ograficzne”. Przyznaje dalej, że „w badaniach nad przem ianam i struktury spo
łecznej --- ujęcia ilo ś c io w e --- są oczyw iście w ażnym i niezbędnym elem entem poznania”. I zaraz dadaje: „Nie m niej ważnym komponentem uw arstwienia społecz
nego są zjaw iska z zakresu m entalności społecznej, takie jak ludzkie em ocje i prze
konania o m iejscu w łasnej grupy i innych grup w społeczeństwie, ludzkie ambicje i aspiracje, które m odyfikują zastaną społeczną rzeczyw istość i w pływ ają na tempo oraz kierunek zm ian innych w yznaczników i kom ponentów uw arstw ienia społecz
nego” (s. 5). Tak rozum iane „zjawiska z zakresu m entalności społecznej” wraz z organizacją i działaniam i mieszczan m iast królewskich i współdziałających z nimi szlacheckich reform atorów oraz przebieg sporów i debat sejm ow ych i pozasejm o- w ych w tej materii, a także ich kolejne i ostateczne rezultaty — uczyniła autorka przedm iotem sw ego studium . I tu w łaśnie, mimo zastrzeżeń autorki, byłyby przy
datne liczby, niechby tylko przybliżone.
Nie jest bowiem słu szne przekonanie, że od czasów Korzona nic się nie zmieniło w dem ografii X VIII w., że w cale nie w zbogaciła się wiedza o m iastach i m ieszczań
stw ie czasów stanisław ow skich, a zw łaszcza o ludności W arszawy. Prawda, że nie
dysponujem y liczbow ym obrazem podziałów społecznych ludności m iejskiej i że o taki obraz najtrudniej, a w łaśn ie on byłby tutaj najważniejszy. Jednak z lek tu iy
„Sławetnych i urodzonych” czytelnik n ie d ow ie się, o jak liczne m asy ludzkie szła sprawa, jakie m ogły być proporcje różnych grup m ieszkańców m iast, a w konsek
w encji — które punkty programów, postulatów i reform m iały czy m ogły kształto
w ać losy m niejszych czy w iększych w arstw , zarazem w ięc jakie mogło być znacze
n ie ow ych w arstw w całym ruchu, jak zm iana ich sytuacji mogła w pływ ać na przekształcenia struktury społecznej Rzeczypospolitej. Byłby to kontekst w ażny dla oceny akcji i programu nobilitacji, a także przyjm owania prawa m iejskiego przez szlachtę, które to problem y znalazły w pracy oryginalną interpretację, co nie znaczy, że nie dyskusyjną. Liczby um ożliw iłyby ukazanie w łaściw ych proporcji tych b ez
sprzecznie ważnych faktów. Trafnie bowiem autorka zauważa, że w badaniach spo
łecznych ważne jest nie tylko uwzględnienie „zjawisk z zakresu m entalności sp ołecz
nej”, lecz rów nież „ujęcia ilościow e” (s. 5). Toteż naw et w sytuacji, gdy domaganie się precyzyjnych obliczeń zakrawałoby na dem agogię, postulat krytycznego uw zględ
n ienia znanych szacunków n ie w ydaje się wygórowany, przy pełnej świadom ości, że n ie są one precyzyjne. Nie sposób bowiem n ie przyznać słuszności op inii W. Kuli:
„Historycy żadnej epoki n ie mogą zrezygnow ać z orientacji w zjawiskach dem ogra
ficznych i muszą o zdobycie tej orientacji w alczyć, naw et jeśli m iałaby ona być tylko przybliżona” ’.
Inny temat, dla którego przydałoby się podsumowanie stanu naszej w iedzy, to ówczesna sytuacja m ieszczaństwa, jego położenie prawne i gospodarcze, udział w ekonomice krajowej. Rozsiane w książce uw agi o stałym pogarszaniu się położenia m ieszczaństwa w XVIII w., także w drugiej jego połow ie, nie wydają się przekony
wające. Czy rzeczyw iście „faktyczna pozycja m ieszczanina” była „coraz niższa”, a
„mieszczanin coraz niżej plasow ał się w społecznej strukturze” (s. 16)? Dużo tu jeszcze dom ysłów i hipotez w ym agających skrupulatnej w eryfikacji. Dopóki nie będą zaaw ansowane badania nad podziałem „dochodu społecznego”, dopóty nie znaj
dzie solidniejszych podstaw teza „względnego spadku udziału m ieszczan w ogólnym dochodzie społecznym ” i „względnego pogorszenia sytuacji m ieszczaństw a w sto
sunku do szlach ty” w drugiej połow ie X VIII w . (s. 25—26). Twierdzenie o „ekskludo- w aniu z w ojska” plebejów (s. 26) n ie zgadza się z naszą w iedzą (też zresztą niedo
stateczną) o składzie społecznym korpusu oficerskiego, a także ze stw ierdzeniem autorki w innym miejscu (s. 30).
K onstatacje takie prowadzą do ostrej i, m oim zdaniem, jednostronnej opinii, że „w Polsce drugiej połow y XVIII w. — — rosnąca ekspansja szlachty spychała m ieszczaństwo na coraz niższy szczebel w społecznej hierarchii” (s. 30). R zeczyw i
stość była chyba bardziej złożona a ekspansja dwukierunkowa. Zienkowska na po- p&rcie swojego stanow iska powołuje np. fakt zarezerwowania w roku 1764 dla szlach ty w ielu stanow isk w palestrze, ale sam a dodaje, że tę próbę szlacheckiego mono
polu w ycofano już w d w a lata później. Natom iast pełna zgoda, iż „często sam fakt zakwestionowania” nabytych już praw w yw oływ ać może nie mniej silne roz
goryczenie i sprzeciw , n iż rzeczyw iste pozbaw ienie określonych dóbr.
Trzeba przyznać, że autorka sięgnęła do bazy na ty le bogatej, by m ieć pod
staw y do kompetentnego przedstawienia podstaw owych zagadnień. Miała, to praw da, zadanie częściowo ułatwione dzięki ogrom nej pracy w ydaw ców sześciu tomów
„M ateriałów do dziejów Sejm u C zteroletniego” 4. Ona pierwsza na tak w ielką skalę w ykorzystała ten cenny zbiór często trudno dostępnych źródeł, perm anentnie w y
s W . К u 1 a , P roblem y i m eto d y h i s t o r i i g o s p o d a r c z e j . W a r s z a w a 1983, s . 435.
4 T . I—V o p r a c o w a l i i p r z y g o t o w a l i d o d r u k u J a n f i s z W o l i ń s k i , J e r z y M i c h a l s k i , E m a n u e l R o s t w o r o w s k i , W r o c l a w - W a r s z a w a - K r a k ó w 1955—1984, t . V I — A r t u r E i s e n - b a c h , J · M i c h a l s k i , E. R o s t w o r o w s k i , J . W o l i ń s k i , 1989.
359
korzystywany przez badaczy XVIII w ieku, ale z reguły tylko okazjonalnie. W m niej
szym stopniu autorka skorzystała z tomu VI, poświęconego k w estii żydowskiej, co jest konsekw encją założenia zawartego w e „Wstępie”: „Praca ta tylko m arginalnie traktuje o drugim, istotnym dla procesów form owania się »stanu miejskiego« fron
cie społecznych konfliktów i kontaktów: o w zajem nych relacjach m iędzy reżnow y- znaniową, lecz chrześcijańską ludnością m iejską, a ludnością żydowską” (s. 7—8).
Być może stanow isko autorki uległoby m odyfikacji, gdyby zdążyła uwzględnić obszerne studium Artura E i s e n b a c h a o ludności i sprawie żydowskiej w Pol
sce XVIII w., które dostarczyłoby dodatkowego m ateriału porównawczego i umożli
wiłoby ogląd om awianych zagadnień od jeszcze jednej stro n y 5. A le praca Eisenbacha w ychodziła spod prasy drukarskiej w łaśn ie w tedy, kiedy książka Zienkowskiej była kierowana do drukarni.
Uznaję oczyw iście dobre prawo autorki do sam ookreślenia zakresu pracy, tym bardziej znajduje ono logiczne uzasadnienie. W tym konkretnym wypadku nasuwa się jednak w ątpliw ość, czy niem al zupełne pom inięcie problem atyki żydowskiej, a zwłaszcza stałych spięć istniejących na styku m ieszczaństwo chrześcijańskie — m ie
szczaństwo żydowskie, nie doprowadziło do deformacji niektórych w niosków . Oto jeden przytkład. W interesujących rozważaniach o w alce m ieszczaństwa z ekono
miczną konkurencją ośrodków w ym ykających się spod w ładzy m unicypalnej, autor
ka ma rację, gdy eksponuje sprzeciw m iast wobec działalności tych ośrodków. Atoli zbyt ostre przeciwstaw ienie znajdujemy w zdaniu: „Jeśli jednak rzem ieślnicy i część kupców [skąd wiadomo, że w szyscy rzem ielśnicy, a kupców część? — J. Κ.] przede w szystkim w ludności żydowskiej dostrzegali głównego konkurenta i »przeszkodni- ka«, m iejskich urzędników drażniła głów nie szlachta nie podległa m iejskim prawom, uchylająca się od świadczeń na rzecz m iasta, a imająca się m ieszczańskich zajęć”
(s. 20). Uporczywe dążenie m iast do zlikw idow ania na ich obszarze w szelkiej dzia
łalności gospodarczej uprawianej przez ludność wyłączoną spod w ładzy magistra
tów, bez w zględu na tytu ł tego w yłączenia, było znane, a „Sław etni i urodzeni”
ugruntowują tę wiedzę. A le ryzykow ne jest twierdzenie, że gdzie indziej głów n e
go przeciwnika w id zieli rzem ieślnicy i kupcy, a gdzie indziej urzędnicy m iejscy. W omawianej książce n ie zostało też udowodnione, że tym głów nym „przeszkodni- kiem” nie b ył rzem ieślnik i kupiec żydowski. Cały problem trudno w yjaśnić bez uwzględnienia czynnych w ystąpień przeciw Żydom z jednej strony, a zabiegów u naczelnych w ładz Rzeczypospolitej — z drugiej. Ostatecznie ow e d esideria m iesz
czańskie nieustannie przedstawiane sejm ow i i innym władzom niezm iennie w ysu w ały na czoło „próśb” usunięcie „przeszkodników” żydowskich, a były one przecież układane także przez urzędników m iejskich, a n ie tylko przez korporacje rzem ieśl
nicze czy kupieckie. W ym owna jest tu w alka m agistratu w arszaw skiego, prowadzo
na do końca, o utrzym anie przyw ileju nietolerancyjnego. Charakterystyczne dla tej dziedziny aktyw ności mieszczańskiej są „prośby”, jakie przedstawiano jeszcze w 1793 r. w Grodnie.
„M ateriały do dziejów Sejm u Czteroletniego” stanowią ważną część podstawy dokumentacyjnej książki, ale, oczyw iście tylko część uzupełniającą się naw zajem z informacjami innej proweniencji. A utorka sięgała do licznych rękopisów i druków archiwalnych i bibliotecznych, do akt w ładz centralnych i m iejskich, publicystyki i korespondencji. Naw iasem m ówiąc zdarza się jej pow oływ anie oryginałów ręKO- piśmiennych źródeł już opublikowanych (np. z korespondencji Stanisław a Augusta).
Określając zakres sw ojej pracy autonka zastrzega się, że podejm uje „próbę od
powiedzi na niektóre tylko pytania i w yjaśnienia niektórych tylko problem ów” (s.
6) objętych tytułem książki. Bliżej interesuje ją m ieszczaństwo m iast królewskich
« A. E i s e n b a c h , Ż yd zi w a rsza w scy i spraw a ży d o w sk a w X V III w ., [w :] W arszaw a XVIII w ieku , z e s z . 3 „ S t u d i a W a r s z a w s k i e ” t . X X I I , W a r s z a w a 1979, s . 229—298.
„inspirowane przez niektóre kręgi szlacheckich reformatorów. Do tej w łaśn ie grupy, jej relacji ze stanem szlacheckim i to na niektórych tylko »społecznych stykach«
ogranicza się głów nie tem atyczny zakres pracy o »sławetnych« i »urodzonych«” (s.
7). W rezultacie inform acje o położeniu i w alce miast i miasteczek pryw atnych i duchownych są skromne, przypadkowe, służą li tylko doraźnej egzem plifikacji jed
nego czy drugiego problemu. D zieje się tak zgodnie z podtytułem książki i z za
łożeniem, że ruchem politycznym w dobie Sejm u Czteroletniego ogarnięte b yły tyl
ko m iasta królewskie. W ydaje się też, że nie tylko działania grupy szlacheckich re
formatorów, lecz w ogóle stanow isko szlachty w k w estii reformy m iejskiej warto by poddać pogłębionej analizie, gdyż bez przyzw olenia szlachty (choćby i w ym u
szonego) naw et ograniczona reforma (a o jej ocenie warto z autorką dyskutować) nie byłaby 'możliwa, o czym decydow ał układ sił społecznych w Rzeczypospolitej.
W genezie „ruchu politycznego m ieszczaństwa w dobie Sejmu Czteroletniego”
autorka skupia uwagę na „ekspansji »urodzonych«” na pozycje zajm owane przez m ieszczan i na sprzeczności interesów obu tych grup. N ie ulega w ątpliw ości, że sprawy te — będące poprzednio przedm iotem rozważań rów nież J. Jedlickiego · — tkw iły u podstaw konfliktów opisyw anych w książce. Od dawna jednak nurtują mnie w ą tp liw o śc i7, na które ciągle nie m am odpowiedzi i nie znalazłem też ich zadowalającego w yjaśnienia w om awianym dziele. Chodzi m ianowicie o ew entualne tradycje politycznych, solidarnych w ystąpień miast na rzecz nadania im praw — przed 1789 r. Zienkowska pisze o „milczącym i biernym od przeszło stulecia m iesz
czaństw ie”, które, korzystając z „ogólnego ferm entu”, dopiero teraz „pojawia się oto na arenie politycznej i na sw ój sposób kwestionuje dotychczasow y porządek spraw” (s. 7). Za W. Sm oleńskim i J. P t a ś n i k i e m przypomina jednak, że w listo
padzie 1767 r. m agistrat Starej W arszawy „uznał, że »czas jest radzić o szczęśliw ości miast koronnych i litew skich«” (s. 11), a w dalszej partii książki (s. 132) przytacza z innego źródła informację o nieco w cześniejszym , bo z 7 w rześnia 1767 r., piśmie do m agistratu Lwowa w zyw ającym do wspólnego w ystąpienia m iast „dla dobra powszechnego i w łasnego”. Autorka sprawę tę kw itu je twierdzeniem , że sejm 1768 r.
nobilitow ał 160 osób i zlikw idow ał problem — w dom yśle — aż do roku 1739.
A przecie już w pierwszym rozdziale sporo czytamy o „niesforności m ieszczan”, o ich w alce z „ingerencją szlachty w w ew nętrzne spraw y m iast”, ze starostam i itp.
W dalszym ciągu podejrzewam, że w spólne w ystąpienie miast królewskich podjęte na tak w ielką skalę w roku 1789, musiało być poprzedzone gromadzeniem dośw iad
czeń, w cześniejszym i próbami, które szybko kończyły się niepowodzeniem . Stąd ich nie znamy. Przypuszczam , że dawniejsze w ięzi regionalne, i nawet ogólnokrajowe, nie zostały całkowicie przerwane, a solidarność m ieszczaństwa n ie pojaw iła się w zupełnej pustce dopiero za Sejmu Czteroletniego. Oczywiście, niezbędne tu są spe
cjalne badania źródłowe obejmujące całą drugą połowę XVIII wieku. Szkoda, że autorka n ie ustosunkowała się do tych, znanych jej, w ątpliwości.
W zasadniczych trzech rozdziałach zatytułowanych: „Próby konsolidacji stanu”, ..Mieszczanin szlachcicem ” i „Polski »stan trzeci«” autorka wraca do krótkiej charak
terystyki „desideriów” m iejskich przygotow yw anych na wcześniejsze sejm y i następ
nie, już szczegółowo, analizuje krystalizow anie się akcji m iast podczas Sejmu Czte
roletniego, rolę magistratu Starej Warszawy, Kołłątaja, króla, Ignacego Potockiego, całego kierownictw a stronnictwa patriotycznego. W sumie, niezależnie od dyskusyj
nych poglądów w niektórych kwestiach szczegółowych, otrzym ujem y cenne nowe ustalenia faktyczne oraz ośw ietlen ie wydarzeń, poparte solidną analizą źródeł. Dzię
« K lejn o t i ba riery społeczne. Przeobrażenia szlach ectw a polskiego w sch y łk o w ym okre
sie feudallzm u , W a r s z a w a 1968, cz. I. f
7 J . K o w e c k i , U początków now oczesnego narodu, [w :] Polska w epoce Oświecenia.
Państwo—społeczeństw o—kultura, p o d r e d . B . L e ś n o d o r s k i e g o , W a r s z a w a 1971, s. 136—40.
361 ki temu stają się bardziej jasne etapy narastania zorganizowanego ruchu mieszczań
skiego, kolejne zjazdy przedstaw icieli m iast otrzymują w yraźniejsze odgraniczenia.
Słuszne jest zarazem podkreślenie ciągłości działań m ieszczaństwa począwszy cd marca 1789 r., traktow anie ich jako procesu stałego i określenia m ianem „zjazdu nieustającego”, trw ającego do lata 1791 r. Są to ważne ustalenia Zienkowskiej.
Trafne jest też spostrzeżenie, że „w listopadzie i grudniu 1789 r. odbyła się w ielka m anifestacja polityczna”, niepotrzebnie tylko rozciągnięto na nią nazwę „czarna pro
cesja” (s. 35, 43), łączoną zw yk le z jednorazowym w ystąpieniem delegatów miejskich w dniu 2 grudnia tegoż roku, z ich słynnym przejazdem z Ratusza na Zamek.
Interesująco w yglądają również charakterystyki szlacheckich działaczy w spół
pracujących, a często wręcz inspirujących ruch m ieszczański. Choć wypadnie cza
sem spierać się z autorką o tę czy inną ocenę, nie sposób odmówić jej zasług w e wzbogaceniu znajomości rzeczy i w w yłożeniu interesujących pom ysłów interpreta
cyjnych. Niejasne pozostaje nadal objaśnienie początków „roli Kołłątaja w intere
sie m ieszczańskim ”, jego pierwszych kontaktów z magistratem Starej W arszawy, bo chyba od nich się zaczęło. Podjętą w marcu 1789 r. próbę zw ołania delegatów miast do W arszawy Zienkowska „wiąże raczej z pozasejm owym ośrodkiem K ołłątaja” (s.
39), ale bez próby dowodu. Na uwagę zasługuje nowe ośw ietlenie roli i sam ej po
staci Stanisław a Małachowskiego, zdaniem autorki niedocenianego przez history
ków, n ie tylko z uwagi na jego rolę w przeprowadzaniu reform y m iejskiej, ale takie w całości robót politycznych doby Sejmu Czteroletniego. Być może dalsze ba
dania potwierdzą tę opinię, ale nie w ydaje się trafne w yciąganie dalej idących w nio
sków na przykład z faktu wydania przez marszałka upoważnienia do zwołania d ele
gatów przez magistrat w arszaw ski, gdyż M ałachowski jakoby „nie b ył żadną władzą zwierzchnią” (s. 39). Bowiem był — jako marszałek konfederacji sejm ow ej, co w y nika naw et ze źródeł powoływanych w pracy, według których M ałachowski działał przede w szystkim nie jako marszałek sejm u, lecz jako m arszałek konfederacji Sej
mowej (s. 40, 301 przyp. 40).
Bardziej skom plikowanie rysuje się ocena roli Stanisław a Augusta, jego stosun
ku do m iast, m ieszczaństw a i reform m iejskich. Autorka plasuje go najczęściej po stronie przeciwników reform y, a zw łaszcza „politycznej inicjatyw y zw iązku m iast”, bo np. „nie zechciał — — udzielić oficjalnej audiencji zgromadzonej na Zamku 2 XII »czarnej procesji«” (s. 56, 62). To chyba w niosek zbyt daleko idący. Przeczy mu już chociażby stosunek króla do M em oriału miast, którego przecież nie odrzucał;
przeciwnie — uczestniczył w takim „docieraniu” treści i form y, by b ył straw ny dla szlacheckiej opinii i szlacheckiego sejm u. Czy tak postępuje przeciwnik refor
my, czy raczej sprzyjający reform ie taktyk, który liczy się z realiam i. Jeśli chodzi o w ręczenie M emoriału, Zienkoiwska sam a wystarczająco w yjaśnia tę k w estię na s. 65 (i 104—5) pisząc, że „2 XII uroczysta »czarna procesja« w r ę c z y ła --- złagodzo
ną redakcję Memoriału, najpierw k rólow i na Zamku, następnie marszałkom sejm o
w ym i kanclerzom ”. Dopiero trzecią redakcję wręczono bez uroczystości, a Stanisław August otrzym ał ją „w tym sam ym trybie” co inni dostojnicy.
Oczywiście, Stanisław ow i A ugustow i n ie mogło się podobać w erbalne naśladow nictwo Francuzów. A le naw et z w yw odów autorki wynika, że nie odrzucał „kon
kretnego programu politycznego” Memoriału, tzn. żądań rew indykacyjnych (s. 67, 104 n.). Odnoszę wrażenie, iż Zienkowska przesadnie zawierzyła literalnem u brzmie
niu tego, co ikról p isał do Debolego, chociaż z itej korespondencji Stanisław August w yraźnie w yłania się jako taktyk, polityk, n ie zaś przeciwnik m ieszczańskich praw.
W zupełnie już zm ienionym układzie sił w Sejm ie, w listopadzie 1791 r., z satysfak
cją op isyw ał wprowadzenie plenipotentów m iast do sejm u (s. 196, 327 przyp. 62).
A le i wcześniej, u początków całej spraw y, 28 listopada 1789 r. król pisał w powołanym przez Zienkowską liście do Debolego, że Dekert „pobłądził jednak, chcąc zbyt dobrze zrobić” dla „ulepszenia stanu m iejskiego w naszym kraju”. Prezydent
12
Starej W arszawy w ezw ał bowiem przedstaw icieli „miast znaczniejszych w Polsce i L itw ie”. „Z tego urosła bajka, że król ·— — chce — — przez m ieszczan zrobić bunt przeciwko szlachcie i po parysku pościnać głow y sobie nie upodobane, a m ia
now icie hetmana B ra n iek ieg o .--- Bajka złośliw a upadła, ale m ieszczanie nie ustali w projekcie sw oich próśb. Tych grunt ja, marszałek M ałachowski, m arszałek [Ignacy]
i Stanisław Potoccy w i e l c e a p r o b u j e m y i s u k c e s u i m ż y c z y m y "
[podkreślenie moje — J. K.]. „Bajka” w szakże „ożywiła przesądy nasze szlacheckie przeciwko m ieszczanom ”, trzeba było skłonić Dekerta do zrobienia zmian w M e
m oriale, „w którym takoż grant rzeczy dobry, ale że do nich przym ięszał prefacyje i elokw encyjne oczywiście pożyczone z pism aktualnych francuskich, przecie jeszcze wczas przeczytaliśm y one i powiedzieliśm y Dekertowi, żeby styl tych pism zupeł
nie odm ienił” 8.
Zienkowska przytacza pretensje Stanisław a Augusta o „elokwencje aktualne francuskie”, ale nie docenia oświadczenia, że „grunt rzeczy dobry” (s. 64). Sądz<;, że takie w łaśnie przesunięcie akcentów prowadzi do błędnych w niosków . Autorka sama podkreśla, że król liczył się z okolicznościam i, że uzależniał sw oje stanowisko od tego, czy inicjatywa w sejm ie należy do opozycji, czy do niego samego, że dbał o w łasną popularność, o pozyskanie różnych ludzi i ugrupowań itd. Jednak, jak gdyby nie oddziela owej w arstw y taktycznej od poglądów i rzeczywistego znacze
nia zachowań Stanisław a Augusta, utożsamia taktykę ze stanow iskiem króla, a żą
danie przez niego takich czy innych zmian w pismach i poczynaniach m iast utożsa
mia z jego niechęcią do reform m iejskich.
Wśród cennych osiągnięć „Sławetnych i urodzonych” należy pom ieścić rozwa
żania na tem at m entalności oraz świadom ości społecznej i narodowej m ieszczaństwa, jego stosunku do ojczyzny najbliższej — własnego miasta, m iasteczka, i do ojczyzny
— Rzeczypospolitej, stosunku do własnego stanu, narastania zrozumienia wspólnoty interesów m ieszczaństwa (chrześcijańskiego) jako całości, rozważania na tem at kon
solidacji stanu. Trafnie i przekonywająco ukazuje Zienkowska ogromny w ysiłek miast królewskich zrealizowania zjazdu w W arszawie i w tak długim kontynuow a
niu w alki, w przełam ywaniu tradycyjnych przyzwyczajeń m yślenia partykularnego.
Były to w ięc i trudy organizacyjne, i ciężary finansow e, i borykanie się z własną m entalnością, z nawykam i widzenia spraw w zawężeniu do partykularza, co tak w y
raziście w ystąpiło w postawie notabli krakowskich, a z czym szybciej uporali się rajcy i deputowani w ielu m iasteczek. Oczywiście, sfera świadom ości staw ia n aj
w iększy opór badaczowi, przeto sporo tu hipotez, a niejedno ujęcie jest dyskusyj
ne. Temat ten wszakże zasługuje na oddzielne spory i wykracza poza ramy naszych uwag. W każdym razie propozycje autorki koncentrują się na kwestiach ważkich.
Natom iast chciałbym zgłosić zastrzeżenia co do oceny reformy, granic jej real
ności i wynikających stąd ocen szczegółowych (jesteśm y tu u jednego ze źródeł omówionej opinii o Stanisław ie Auguście). Odnoszę bowiem wrażenie, że w książ
ce, w jej całości, w ogólnym tonie, a także w konkretnych sform ułowaniach, obni
żone zostało znaczenie reformy. Uważam, że niesłusznie. Autorka postaw iła zbyt w ysokie w ym agania społeczeństw u Rzeczypospolitej, przede w szystkim królowi i sejm ow i, ale także całej szlachcie. Ocena każdej reformy zależy przecież przynaj
mniej od trzech kryteriów: po pierwsze, w jakim stopniu wprowadzane zmiany zas
pokajają oczekiwania tych sił społecznych, które dążą do przemian i najbardziej są nim i zainteresowane; po dru gie,'czy i jakie faktyczne zmiany reforma wprowadza, po trzecie wreszcie, czy w konkretnym układzie sił istniała realna możliwość prze
prowadzenia zm ian sięgających istotnie głębiej.
Otóż moim zdaniem Zienkowska zarówno wtedy, kiedy analizuje i ocenia ko
lejne przeróbki postulatów mieszczańskich, ja^ i wówczas, gdy komentuje uchwalo-
8 M ateriały do d zie jó w Sejm u C zteroletniego t . I I , s. 323—324.
R E C E N Z J E 363
ne już kw ietniow e prawo o miastach, niemal całą uwagę koncentruje na fakcie nieuw zględnienia części (oczywiście ważnych!) żądań m iast. Mniej tutaj rozważań na tem at m ożliwości ich przeforsowania, brak zaś analizy samego praw a o mia
stach. Być może autorka uznała, iż w ystarczy to, co w cześniej pisała przy okazji om awiania postulatów, projektów, dyskusji. U staw ienie się w punkcie obserw acyj
nym, z którego w yszły najradykalniejsze żądania (w tym wprowadzenia posłów m ieszczańskich do sejmu jako równoprawnych partnerów posłów ziem iańskich bądź w prost do izby dotychczas szlacheckiej, bądź do oddzielnej izby mieszczańskiej, któ
rej utw orzenie postulowano), sprzyjało optyce jednostronnej, narzucającej ogląd i ocenę z tego w łaśnie punktu widzenia, przym ierzanie w szystkiego do ow ych rady
kalnych postulatów, a słabszego uwzględnienia społecznych realiów chw ili. Stąd też na przykład relacjonowanie debat sejm ow ych w marcu i początku k w ietnia 1791 r.
nad projektem reform y m iejskiej i odesłanie go do Deputacji K onstytucyjnej dla ostatecznej redakcji zamyka dramatyczna konkluzja: „W ow ym m om encie została przegrana w alka o prawa stanu trzeciego do udziału w e w ładzy prawodawczej, o d e
m okratyzację struktury władzy, o zm ianę modelu narodu i p a ń s t w a --- Potyczki trwać m iały jeszcze przez trzy kolejne, m ęczące sesje, lecz w ynik bitw y b ył już przesądzony” (s. 157). M yślę, ż e przesądzony był w cześniej, a w łaściw ie od początku, jeśli przyjąć aż tak daleko idące cele strategiczne, jak je zakreślono w przytoczonym cytacie. D ecydow ały o tym słabość stanu, pożal się Boże, trzeciego i granice, do jakich stan szlachecki m ógł dopuszczać kompromis. Reszta przybiera, jak Zienkow- ska nazw ała ten punkt sw ojej pracy, „kształt polskiej utopii”.
Jeśli natom iast za cel strategiczny uznać, jak sądzę jedynie w ów czas realne, nie zupełne zrównanie, lecz znaczne zbliżenie stanów szlacheckiego i m ieszczańskie
go, nadanie mieszczanom istotnych p raw m onopolizowanych dotąd przez szlachtę, form alne otwarcie przed nim i m ożliwości aw ansów (nie tylko dzięki punktom no- bilitacyjnym ), a także otw arcie m iastom perspektyw rozwoju i zw iększenie m iesz
czanom pola do aktywności gospodarczej i m obilności społecznej — to trudno zgo
dzić się z oceną prawa kw ietniow ego jako przegranej m ieszczan. Co najw yżej możrrn by m ówić o b itw ie nierozstrzygniętej do końca, ale przynoszącej m ieszczaństw u kon
kretne osiągnięcia, nie tylko pozostawiającej mu dość pola i środków do prowa
dzenia dalszej wojny, lecz naw et powiększającej i ow e pole, i ow e środki. Doraźnie nie udało się m ieszczanom w ejść do sejm u i władz państw owych w charakterze rów nego partnera, ale przecież w eszli, a przed bitwą nie było ich tam w cale. Nie zade
kretowano też natychm iastowej „zmiany modelu narodu i p aństw a”, ale przecież model n ie pozostał identyczny. W reszcie — coraz w ięcej gromadzi się argum entów na korzyść tezy głoszącej zapoczątkowanie dopiero przem ian przez postanowienia Sejmu Czteroletniego, z Konstytucją 3 Maja włącznie, a nie ich ukoronowanie. Dla tego ostatniego tematu — w zakresie reform y m iejskiej — Zienkowska dostarcza bardzo cennego m ateriału, dotychczas mało lub naw et w cale niezauważanego, do czego jeszcze powrócimy. Akt uchwalony na zakończenie bitw y (nie całej wojny!) nie był przegraną, lecz ugodą komprom isową, która rokowała mieszczaństwu spore korzyści. W końcowych partiach książki autorka sama pisze o niektórych z osią
gnięć kw ietniow ej reformy i otwartych wówczas perspektywach, ale wcześniejsze oceny kłócą się z tym i wnioskam i.
Z tych to powodów podtrzymuję oceny wyrażone w powołanym w yżej artyku
le, także w wypadku nobilitacji m ieszczan i przyjm owania prawa m iejskiego przez szlachtę (szkoda, że zabrakło socjologicznej analizy szlachty przyjmującej to pro-, wo), nie w chodząc już w polem ikę szczegółową, by nie powtarzać w łasnych argu
mentów. Autorka twierdzi, że jakoby oceny „Zasad” Suchorzewskiego zawarte w książce „O ustanowieniu i upadku K onstytucji polskiej 3 Maja” i w korespondencji Stanisław a Augusta „skłoniły niektórych historyków do oceny sesji 14 IV [17Э1]
jako sukcesu działaczy stronnictw a patriotycznego. Sugestiom tych sam ych źródeł
uległ ostatnio Jerzy Jedlicki” (s. 162—3). No, chyba jednak ow i „niektórzy histo
rycy” dysponow ali i dysponują dodatkowym i argum entam i, i raczej im jestem skłon
ny przyznać rację, niż twierdzeniu: „Tak oto podpisany został akt kapitulacji”
mieszczan i szlacheckich reform atorów (s. 165). Również w brew sugestiom autorki (s. 174) uważam y za sukces jednom yślne przyjęcia prawa o miastach. W ięcej nawet, owa jednom yślność jest rezultatem wręcz zaskakującym .
M yślę, że tak odm ienna ocena spraw centralnych dla omawianej książki „Sła
w etni i urodzeni” w ypływ a również stąd, że n ie mogę zgodzić się z poglądem, w e
dług którego już „w połow ie XVIII w. istn iały szanse, że Polska [w kontekście jest porównanie — za M aurycym Mochnackim — z Francją! — przyp. J. Κ.] będzie także w kramie, w arsztacie, na bruku — w m ieście”. Chociaż zgoda ze zdaniem następnym, łagodzącym nieco poprzednie: „A w każdym razie istn iały grupy [ale też nieco później — J. Κ.], które zm ierzały do takiego obrazu struktury społecznej”
(s. 181).
Z obowiązku recenzyjnego muszę jeszcze zwrócić uwagę na potknięcia rzeczo
we, na szczęście nieliczne, w ynikłe najczęściej z przepisania się lub niedopatrzenia.
M agistraty m iast królewskich nie m ogły „co roku układać monotonnego rejestru de- sideriów na sejm y” (s. 32), bowiem sejm y nie zbierały się „co roku”. W wykazie plenipotentów m iejskich (s. 341—343, przyp. 295—296) autorka zgubiła w ydział lu
belski, jego plenipotenta, Michała Gautiera, przydzieliła m ylnie w ydziałow i sando
m ierskiem u, pomijając faktycznego plenipotenta tego wydziału, Szym ona Sapalskie- go. Sapalski znalazł się z praw dziw ym przydziałem w wykazie asesorów m ieszczań
skich, a Gautier — wśród komisarzy skarbowych. Również w tek ście pracy w y
mieniono ich poprawnie (s. 261, 291). Z wykazu plenipotentów Zienkowska w y łą czyła „niejakiego Henzla z nowogrodzkiego, o którym brak bliższych danych” (s.
249; w zestawieniu m ieszczańskich pisarzy skarbowych przy jego nazwisku posta
wiła znak zapytania, s. 343), tymczasem „Volumina legum ” (t. IX, s. 300) informuje, iż plenipotentem z wydziału nowogrodzkiego został obrany „Jan Henzel, prezydent nowogrodzki”. Pójście tym śladem pozw oliłoby zapewne na uwzględnienie w roz
ważaniach autorki i tego plenipotenta. Podobnie Antoni Chevalier, w różnych m iej
scach książki nazyw any poprawnie plenipotentem generalnym m iast prowincji lite w skiej, nagle w ystępuje jako takiż plenipotent miast prowincji w ielkopolskiej (s.
250). N ie rozumiem też, dlaczego „O ustanow ieniu i upadku K onstytucji polskiej 3 Maja” — w ów czas na wskroś pism o aktualne, oręż w bieżącej w alce politycznej, określono jako „apokryf”, choćby i z dodatkiem „polityczny” (s. 166) i bez w zględu na to, które ze znaczeń tego terminu autorka m iała na myśli.
Obfitość problem ów i wątków — i tych w pełni rozwiniętych, i tych sygnalizo
w anych krótszym lub dłuższym w yw odem — zawartych w „Sławetnych i urodzo
nych” uniem ożliw ia w tłoczenie ich w jedno om ówienie, naw et obszerne. Ograniczy
łem się do wyboru tych, które m nie najbardziej zainteresowały, a w paru w ypad
kach ostrzej prowokowały do dyskusji. D yskusje te niew ątpliw ie będą kontynuow a
ne. Tutaj natom iast nie sposób pominąć jeszcze jednego bezdyskusyjnego osiągn ię
cia K. Zienkowskiej, jakim jest w ydobycie i zinterpretowanie, dotychczas w łaści
w ie nieznanej, dalszej w alki mieszczaństwa, prowadzonej po przyjęciu kw ietniow ego prawa. Analiza instrukcji przepisyw anych plenipotentom m iejskim pozw oliła autor
ce na ukazanie dalszego ciągu om awianych procesów, w tym bardzo interesujących zabiegów o rozszerzoną interpretację praw a kw ietniow ego, a także narastania „po
czucia szerszej w ięzi zbiorowej, poczucia tożsam ości ludzi ftiiejskiego urodzenia” (s.
267). A utorka udowodniła tezę, którą trafnie sformułowała: „Prawo o miastach było tylko etapem w alki o reform ę miejską. Po 18 IV 1791 r. rozpoczął się drugi etap w alki o em ancypację m ieszczaństwa, o zfnianę układu sił społeczno-politycz
nych w R zeczypospolitej” (s. 189).
R E C E N Z J E 365
Szkoda, że w ykład uryw a się w m omencie rozpoczęcia wojny 1792 r. i że nie poznajemy poglądu autorki na stosunek Targowicy i „zjazdu grodzieńskiego” do reform m iejskich Sejm u Czteroletniego, do m iast i m ieszczaństwa. Bow iem Insurek
cja Kościuszkowska — to w zasadzie już inna historia.
J erzy K ow ecki
Henryk Ż a 1 i ń s к i, T o w a rzystw o D em okratyczne P olskie o w ła dzach pow stańczych. Z d zie jó w m y śli w o jsk o w e j 'Wielkiej Em igracji, W ydawnictwo M inisterstwa Obrony Narodowej, W arszawa 1976, s. 346.
Henryk Z a 1 i ń s к i, K s zta łt p o lityczn y P olski w ideologii T o w a rzy stw a D em okratycznego Polskiego (1832—1846), Polska Akadem ia Nauk
— Oddział w Krakowie, „Prace K om isji Nauk Historycznych” nr 36, Zakład Narodowy im. Ossolińskich — W ydawnictwo, W rocław 1976, s.
166.
Autor licznych artykułów dotyczących ideologii TDP zaprezentow ał w dwóch osobnych książkach dwa istotne nurty m yśli polityczno-społecznej Towarzystwa, a mianowicie: jego poglądy na strukturę i organizację władz powstańczych oraz na kształt polityczny przyszłej Polski. Poglądy te dotyczą okresu n ajintensyw niejsze
go rozwoju ideologii Towarzystwa. Nieliczne zmiany koncepcji czy sform ułowań po 1846 r. autor sygnalizuje w przypisach. Podstaw ę obu prac stanow ią druki zwarte i organa prasowe TDP, jak również innych ugrupowań em igracji, ponadto m ate
riały pam iętnikarskie. Autor przeprowadził też kwerendę archiwalną w bibliote
kach i archiwach krakowskich, w arszawskich i w Kórniku.
Książeczka wydana staraniem W ydawnictw a MON prezentuje poglądy TDP na władze powstańcze w czterech kolejnych rozdziałach: I. „Organy naczelne”; II.
„Organizacja władz w ojskow ych w powstańczych form acjach zbrojnych”; III. „Cy
wilne w ładze terenowe” ; IV. „Społeczno-polityczna strategia w ładz powstańczych".
Trzy pierw sze rozdziały zamyka baręizo zw ięzła konfrontacja z poglądam i innych stronnictw W ielkiej Emigracji.
W książce om awiającej kształt polityczny przyszłej Polski, w ydanej przez Kra
kowską K om isję Nauk Historycznych PAN, om awiane problem y zostały zgrupowa
ne w następujących rozdziałach: I. „Koncepcja w yzw olenia narodowego i społecz
nego w ideologii TDP”; II. „Ustrój społeczno-polityczny i struktura narodowościowo- -terytorialna przyszłego państw a polskiego”; III. „Gmina jako podstaw a realizacji idei w szechw ładztw a ludu”; IV. „Organizacja i kompetencje organów państwa”.
W pracy tej autor ogranicza się do prezentacji poglądów TDP; tylko z rzadka i bar
dzo skrótowo sygnalizując poglądy innych ugrupowań.
Konieczność om ówienia w obu pracach podstawowych założeń programowych, z których ideolodzy TDP w ypracow yw ali w nioski szczegółowe, jak również fakt, że kształt przyszłej Polski m usiał genetycznie w yłonić się ze struktury władz pow
stańczych, w konsekw encji zm uszały autora do powtórzeń.
Przy lekturze prac o tak bardzo zawężonej problem atyce, jak w ybrane zagad
nienia program owe jednej organizacji, nasuwa się refleksja, że prezentowane pro
blemy należało ukazać na szerszym tle program ów innych ugrupowań. Autor skru
pulatnie przedstawia poglądy TDP i polem iki w ew nątrz Towarzystwa, lecz nie zawsze rozróżnia obiegow e poglądy szeroko rozumianego obozu dem okratów od oryginalnych koncepcji w ypracowanych w TDP. Brak tła ukazującego w alkę ideolo
giczną z innym i ugrupowaniami nie pozw ala przedstawić dynam iki rozwoju ideolo
gicznego TDP, jak też w pływu na jego ideologię innych ugrupowań.