Biblioteka Główna
UMKToruń
1382166
RZEC
DEMOKRACJA CZY
SAMOWŁADZTWO
LONDYN — 1954
CENA I/-
„Przestańmy nareszcie premiować pieniactwo i anar
chię, gdyż inaczej nie obronimy naszego ładzi demokra tycznego na obczyźnie, a jeśli Bóg pozwoli nam wrócić do Polski, przeszczepimy tam toksyny, które spoioodować mogą albo upadek demokracji, albo przelew krwi brat niej i trzask łamanychsobie wzajemnie kości“.
(Z mowy gen. K. Sosnkowskiego, wygłoszonej na zgromadzeniu publicznym w Montrealu w dniu 19 czerwca 1954 roku).
/«Z / tć
niwersytecką*
DEMOKRATYZACJA W RAMACH KONSTYTUCJI Zaczęło się wszystko w końcu września 1939 roku, w Pa
ryżu. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z 23 kwietnia 1935 roku liczyła wtedy niespełna cztery i pół lat życia.
W zajętym przez obu okupantów kraju faktycznie przestała obowiązywać, stając się natomiast podstawą działalności le
galnych władz państwowych, które w skutku poniesionej klę
ski wojennej znalazły się poza granicami Polski.
Obrońcy autorytatywnego charakteru konstytucji kwiet
niowej przytaczają zazwyczaj ważki argument położenia Pol
ski między dwiema potęgami totalnymi. Tak czy owak jed
nak nie była ona produktem myśli demokratycznej. W od
różnieniu od wybujałe demokratycznej konstytucji marco
wej 1921 roku i wszystkich konstytucji państw demokra
tycznych, wyniosła bowiem Prezydenta Rzeczypospolitej do roli czynnika w Państwie nadrzędnego, o uprawnieniach zu
pełnie niespotykanych w krajach demokratycznych, w do
datku zwolnionego z wszelkiej doczesnej odpowiedzialności
za swe czyny, obarczonego jedynie symboliczną odpowie
dzialnością przed Bogiem i historią.
Nikt nie mógłby dziś odpowiedzieć na pytanie, jak długo — gdyby wojny nie było — konstytucja kwietniowa wytrzy
małaby próbę życia. Można jednak na pewno zaryzykować twierdzenie, że układ sił wewnętrznych, istniejący w Polsce w chwili jej uchwalania, dawno uległby zmianie, a wraz z nim zostałaby zmieniona konstytucja. Przemawia za tym, mię
dzy innymi, fakt, że z chwilą ustąpienia Prezydenta Mościc
kiego, nie przetrwała na emigracji ani dnia w swej pierwot
nej postaci. Stało się to bynajmniej nie dlatego, że Polska walcząc z hitlerowskimi Niemcami, znalazła się we wspól
nym froncie wielkich państw demokratycznych, lecz dlatego, że układ sił, których wyrazem w kwietniu 1935 roku była konstytucja uległ na emigracji radykalnemu odwróceniu.
Decydujący wpływ na bieg spraw państwowych spoczął już w końcu września 1939 roku w rękach tych, którzy byli przed wojną jej przeciwnikami.
Nie zerwali oni z Konstytucją. Przeciwnie, zajęli stano
wisko, że ta Konstytucja musi być niewzruszalną podstawą prawną działalności legalnych władz Rzeczypospolitej na emigracji, co stanowić będzie realny wyraz ciągłości praw
nej państwa polskiego. Jeszcze w 1943 roku premier S. Mi
kołajczyk, jeden z jej przedwojennych przeciwników, który potem zdradził sztandar legalizmu, tak mówił o konstytucji kwietniowej: „Niewątpliwie w przyszłości dążyć będziemy do zmiany jej poszczególnych postanowień, lecz dzisiaj jest ona prawną podstawą działania władz państwowych z Pa
nem Prezydentem i Rządem na czele i za taką, wobec niemoż
ności jej zmiany poza granicami Państwa, musi być i bę
dzie uznawana“.
Zajęcie na emigracji takiego stanowiska przez przedwo
jennych przeciwników Konstytucji, było możliwe tylko dzię
ki temu, że obecni w ostatnich dniach września 1939 roku w Paryżu politycy polscy, zgodzili się, że następca Prezyden
ta Mościckiego ustali tryb swego współdziałania z Rządem, ograniczając wykonywanie „uprawnień osobistych“, zagwa
rantowanych mu artykułem 13-ym konstytucji kwietniowej.
A tych uprawnień dawała Prezydentowi Konstytucja wiele i bardzo istotnych. Wystarczy, jeśli wymienimy tylko kil
ka, jak: wskazywanie jednego z kandydatów na Prezyden
ta Rzeczypospolitej, mianowanie i odwoływanie Prezesa Ra
dy Ministrów czy mianowanie i zwalnianie Naczelnego Wo
dza i Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych.
Ustne porozumienie polityków polskich w tej sprawie, nie
słusznie, lecz powszechnie potem zwane „umową paryską“, sformułował następca Prezydenta Mościckiego — Prezydent Władysław Raczkiewicz w swym oświadczeniu z 30 listo
pada 1939 r. Powiedział on wtedy: „W ramach konstytucji kwietniowej, postanowiłem te jej przepisy, które uprawniają mnie do samodzielnego działania, wykonywać w ścisłym po
rozumieniu z Prezesem Rady Ministrów. Postanowienie to zamierzam nie tylko wykonywać osobiście, lecz tę moją wolę przekazałem również gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu, wyznaczonemu przeze mnie na następcę Prezydenta Rzeczy
pospolitej w razie opróżnienia się urzędu Prezydenta przed zawarciem pokoju“.
Oświadczenie to było dowodem rozumu politycznego. Daw
ni politycy opozycyjni uznawali konstytucję za bezsporną podstawę działania władz legalnych na uchodźctwie, nowy Prezydent Rzeczypospolitej ograniczył dobrowolnie sa
modzielne wykonywanie swych uprawnień osobistych, któ
re przyznawała mu konstytucja, pozbawiając ją w ten spo
sób najbardziej antydemokratycznego elementu. Z pozycji nieograniczonego niczym, odpowiedzialnego tylko przed Bo
giem i historią zwierzchnika państwa, Prezydent Raczkie-
wicz sprowadzał siebie — jak to jest we wszystkich pań
stwach demokratycznych — do zaszczytnej roli Pierwszego Obywatela Rzeczypospolitej.
Zgoda Prezydenta Raczkiewicza na ograniczenie swych osobistych uprawnień nie była naruszeniem, czy nieposzano- waniem konstytucji. Wystarczy tu wspomnieć przykład An
glii. Jej dzieje — to dzieje stopniowego rezygnowania przez koronę z uprawnień, uświęconych wiekami tradycji. Dzięki rozumowi Polaków, w których ręce wydarzenia wrześniowe 1939 roku oddały losy państwa, dokonała się podobnie, bez naruszenia konstytucji, zasadnicza zmiana, wprowadzająca nowy, demokratyczny tryb współpracy Prezydenta z Rządem i całym społeczeństwem.
Od tej zmiany nie mogło być już odwrotu.
Krótkie oświadczenie Prezydenta Raczkiewicza, zrodzone w pierwszych tygodniach wojny, w atmosferze gorączki i usprawiedliwionego pośpiechu, budziło wątpliwości inter
pretacyjne. Nie towarzyszył bowiem porozumieniu poli
tycznemu, które je poprzedziło, żaden dokument pisemny, na przykład w postaci protokółu, który stanowiłby bezsporną podstawę wykładni oświadczenia. Wątpliwości wyszły na jaw już w lipcu 1940 roku, gdy wybuchło w Londynie pierw
sze, krótkotrwałe przesilenie rządowe. Zostało ono szybko zlikwidowane, dzięki kompromisowi, którego autorem był gen. Kazimierz Sosnkowski. Jeden z punktów kompromisu, zawartego wówczas między Prezydentem Raczkiewiczem i premierem gen. Sikorskim głosił: „Sprawa porozumienia osiągniętego pomiędzy Prezydentem i Rządem po objęciu urzędu Prezydenta, będzie z Jego inicjatywy wszechstron
nie rozważona przez Prezydenta, Rząd i stronnictwa“. Na
wiązując do tego postanowienia konferencja czterech stron
nictw (Stronnictwo Narodowe, Polskie Stronnictwo Ludo
we, Stronnictwo Pracy, Polska Partia Socjalistyczna), obra
dująca pod przewodnictwem dr. Liebermana, wyraziła 22 paź
dziernika 1940 r. wspólną opinię w sprawie wzajemnego sto
sunku władz naczelnych. Opinia ta wprowadzała bardzo istotne uzupełnienie oświadczenia Prezydenta z 30 listopada roku ubiegłego. Komisja stanęła na stanowisku, że Prezy
dent Rzeczypospolitej, w razie potrzeby zamianowania no
wego Prezesa Rady Ministrów, powinien uprzednio przepro
wadzić konsultację ze stronnictwami politycznymi. Prezy
dent Raczkiewicz uznał słuszność tej opinii.
DO CZEGO ZMIERZAŁ PREZYDENT A. ZALESKI W 1945 roku Polska dostała się pod okupację sowiecką, a legalne władze Rzeczypospolitej musiały pozostać na emi
gracji, deklarując wobec Kraju i wolnego świata niezłomną wolę kontynuowania walki o wyzwolenie i niepodległość Pol
ski. Nikt czasu trwania tej walki nie był w stanie przewi
dzieć. Nie ulegało przecież wątpliwości, że na cuda liczyć nie wolno i że musi być ona prowadzona wspólnym wysiłkiem.
Z chwilą cofnięcia Rządowi polskiemu uznania międzynaro
dowego przez główne mocarstwa zachodnie, wymóg wspól
nego wysiłku urastał do rozmiarów naczelnego nakazu. Obo
wiązkiem władz Rzeczypospolitej było jeszcze większe za
cieśnienie więzów współpracy ze społeczeństwem i nieustan
na troska o jego poparcie. Od stopnia poparcia i zaufania społeczeństwa, a nie tylko od formalnej litery ustawy kon
stytucyjnej, zależało, czy głos naszych władz legalnych bę
dzie ważył na terenie międzynarodowym w obronie sprawy polskiej.
Do czuwania nad pojętym w ten sposób wysiłkiem wszyst
kich Polaków, przebywających w wolnym świecie, powołany był pierwszy obywatel Rzeczypospolitej, Prezydent August
7
Zaleski, który objął swój urząd po śmierci Prezydenta Racz- kiewicza. Powinien był on szanować pozostawioną mu przez zmarłego spuściznę, i pamiętać o 2-gim artykule Konstytu
cji, który głosi, że „obowiązkiem naczelnym“ Prezydenta Rzeczypospolitej „jest troska o dobro Państwa, gotowość obronną i stanowisko wśród narodów świata“. A ponie
waż — jak mówi art. I-szy Konstytucji — „państwo polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli“, troska Prezy
denta Rzeczypospolitej o dobro państwa oznacza troskę o wszystkich Polaków, a nie tylko o tych, którzy reprezen
tują miłe Prezydentowi koterie, grupy lub stronnictwa. Taki jest w myśl naszej konstytucji naczelny obowiązek każdego Prezydenta, jeśli chce nosić nie tylko formalny tytuł naczel
nej postaci w państwie, lecz pragnie w umysłach i sercach wszystkich obywateli wypełnić go realną treścią. W prze
ciwnym razie staje się w sporach wewnętrznych jedną ze stron i traci powszechne zaufanie, jakim musi się cieszyć z racji piastowanego urzędu. Nie staje się ośrodkiem jedno
czącym zwaśnione strony, a przeciwnie, sam pogłębia rozbi
cie, tym samym zaś osłabia, jeśli nie faktyczną, to psychicz
ną gotowość obronną społeczeństwa i w ogóle gotowość wal
ki. Podważa wreszcie wśród narodów świata stanowisko Polaków, dążących do wyzwolenia swego państwa.
W ciągu pierwszych czterech lat swego urzędowania Au
gust Zaleski, człowiek z natury zimny i aspołeczny, zajęty był przede wszystkim troską o utrwalenie się na najwyż
szym urzędzie, dopuszczając do tego, że w tym samym cza
sie proces rozbicia politycznego czynił zastraszające postę
py. Dwukrotne mediacje w sprawie porozumienia się z opo
zycją, których, oczywiście, sam bezpośrednio nie prowadził, były jedynie zasłoną dymną, pod którą z tym większym upo
rem przyśrubowywał się do wygodnego stołka w pałacu przy Eaton Place. Nie chciał żadnego porozumienia. Zapomniał,
że na uchodźctwie, na obcym gruncie, władze legalne Rzeczy
pospolitej, pozbawione sankcji siły, mogą sprawować rządy tylko wówczas, gdy strzec będą zasad moralno-politycznych oraz będą szanować obowiązującą Konstytucję i jej obowią
zującą wykładnię.
Zdążając świadomie do restytuowania dla siebie nadrzęd
nej i przed nikim nieodpowiedzialnej pozycji w państwie, August Zaleski przekreślił cały dorobek moralno-prawny, pozostawiony mu w spuściznie przez jego poprzednika.
W niepamięć poszło stałe dążenie Prezydenta Raczkiewicza, by rząd legalny na wygnaniu był Rządem Jedności Narodo
wej, złożonym z przedstawicieli możliwie wszystkich stron
nictw niepodległościowych. W niepamięć poszło oświadcze
nie Prezydenta Raczkiewicza z 30 listopada 39 r., ustalające tryb współpracy Prezydenta z Rządem, choć August Zaleski, obejmując urząd prezydenta, przyrzekł je respektować.
W atmosferze powszechnej troski, ogarniającej ogół Pola
ków, zwołany został 18 listopada 1951 roku do Manchesteru wielki zjazd, na który, między innymi, przybył Prezydent A. Zaleski. Gen. Sosnkowski przesłał z Kanady list do uczestników zjazdu.
Najistotniejszą część listu stanowiły zasady, na których winno się oprzeć przyszłe zjednoczenie narodowe. Mówiąc o nich, gen. Sosnkowski część swych wywodów poświęcił pusz
czanemu w niepamięć oświadczeniu Prezydenta Raczkiewi
cza z 30 listopada, zwanego umową paryską. Była to spra
wa zasadnicza. Od uznania umowy paryskiej przez obie zwaśnione strony, zależało powodzenie wysiłków, zmierzają
cych ku zjednoczeniu. Gen. Sosnkowski bez żadnych niedo
mówień wypowiadał się za umową paryską. „Umowa ta — mówił — powinna być uważana przez obie strony za „stan faktyczny“, to znaczy za taki stan, który nadal obowiązuje, Przesądziły o tym deklaracje Prezydenta Raczkiewicza, któ
re przez to nadały temu stanowi faktycznemu „pojęcia ciąg
łości prawnejże każdy następca Prezydenta Raczkiewicza
„akceptuje zobowiązania zaciągnięte przez zmarłego Prezy
denta“, czyli niejako automatycznie uznaje umowę paryską za obowiązującą dla siebie. Radził też generał każdemu, kto wyznaje legalizm, by nie wykluczał umowy paryskiej, gdyż już należy ona do całości pojęcia legalizmu.
W rok później prez. Zaleski wbrew sobie i tylko pod naci
skiem opinii, której nie chciał się otwarcie narazić, zwrócił się do gen. Sosnkowskiego, by przybył do Londynu. W du
szy liczył na to, że akcja gen. Sosnkowskiego zakończy się fiaskiem, a on, odpowiedzialny nadal symbolicznie tylko przed Bogiem i historią, otoczony swym kołem masońskim, aranżujący różne chwyty, pozorujące jego rzekomy demo- kratyzm, „władać“ będzie duszami naiwnych mas polskich, przywiązanych głęboko do słowa — Prezydent, które skupia w sobie najdroższy dla wszystkich Polaków — Majestat Rzeczypospolitej.
SPOŁECZEŃSTWO ZA ZJEDNOCZENIEM
Akcja w sprawie zjednoceznia rozpoczęła się z chwilą przy
lotu do Londynu gen. Sosnkowskiego w grudniu 1952 roku.
Po odbyciu wstępnych rozmów z Prezydentem Zaleskim, Rządem, Generalnym Inspektorem i stronnictwami, gen.
Sosnkowski sformułował w 12 punktach podstawy przyszłe
go zjednoczenia, które rozwinął w przemówieniu, wygłoszo
nym 29 grudnia u Inwalidów.
Występując na zgromadzeniu u Inwalidów przeciwko wszelkim przerostom w naszym życiu publicznym, a więc i przeciw przerostom partyjnym, generał stwierdził równo
cześnie, że „stronnictwa w ustroju demokratycznym są nor
malną formą politycznej organizacji społecznej“. A potem powiedział, że „znaczenie istnienia stronnictw na uchodź- ctwie polega przede wszystkim na tym, że wolni Polacy ży- ją i walczą w środowiskach demokracji, gdzie partie są po
wszechnie przyjętym i ogólnie zrozumiałym pojęciem w za
kresie działania politycznego“.
Część wywodów, dotyczących podstaw porozumienia ów
czesnej Rady Narodowej z ówczesną Radą Polityczną, po
święcił znowu generał tak zw. umowie paryskiej. „Umowa ta — mówił — zapewnia demokratyzację naszego życia po
litycznego na obczyźnie. Zdejmuje ona brzemię wyłącznej odpowiedzialności z głowy jednostki, piastującej urząd Pre
zydenta R. P. i pociąga do współodpowiedzialności premiera, Rząd i namiastkę parlamentu. W myśl owej umowy Pre
zydent wykonuje swe uprawnienia w porozumieniu z pre
mierem. Zdaniem moim premier winien być mianowany przez Prezydenta na podstawie opinii Rady Jedności Naro
dowej“ ... „Premier i Rząd powinni być odpowiedzialni przed Radą Jedności Narodowej, której uchwały w sprawie ustąpienia Rządu byłyby miarodajne“. „Oczywiście — mó
wił dalej — że chodzi tu nie o zmianę Konstytucji, co może być dokonane jedynie w Kraju, w przewidzianym trybie prawnym, lecz o ustalenie pewnej praktyki politycznej, po
dyktowanej przez wyjątkowe warunki, czyli o sposób wyko
nywania tak zwanej umowy paryskiej“... „Prezydent mu
si zachować w pełni prerogatywy wedle których harmoni
zuje on działanie organów państwowych, zwołuje i rozwią
zuje Radę Jedności Narodowej“.
Formułując powyższe generał wypowiedział następujące, znamienne słowa: „Należy pamiętać o tym, że organizm państwowy jest tylko wówczas zdrowy, gdy jego elementy spełniają właściwe funkcje, do których są przeznaczone, a wyrodnieje, jeśli przestaje być organizmem kontrolowanym.
10 11
Istota demokracji polega na harmonijnie zrównoważonym systemie kontroli. Kto więc szczerze wyznaje zasady demo
kratyczne, ten nie może odrzucać kontroli nad samym sobą“.
Po tak jasnych wypowiedziach nikt nie mógł mieć żadnych wątpliwości do czego dąży człowiek, któremu po przyj eździe do Londynu Prezydent Zaleski zaproponował objęcie stano
wiska swego następcy. Nie mógł mieć tych wątpliwości, ani Prezydent, ani stronnictwa zgrupowane w obu Radach, ani społeczeństwo, które natychmiast zapoznało się z pełnym tekstem przemówienia wygłoszonego u Inwalidów. Ze słów generała wynikało niezbicie, że przyszły Akt Zjednoczenia obozu niepodległościowego, będzie zawierał nie budzące już wątpliwości interpretacyjnych, takie sformułowanie sposobu wykonania oświadczenia Prezydenta Raczkiewicza, które oznaczać będzie ostateczny krok w kierunku zdemo
kratyzowania naszego ustroju państwowego.
Stanowisko gen. Sosnkowskiego spotkało się z powszech
nym uznaniem wszystkich Polaków w wolnym świecie.
Stronnictwa dały wyraz temu uznaniu, wyrażając jedno
myślnie zgodę na generała, jako na następcę Prezydenta.
Prezydent Zaleski zaskoczony tą postawą, zaproponował ge
nerałowi 7 stycznia natychmiastowe objęcie godności swe
go następcy. Gen. Sosnkowski odmówił przyjęcia propo
zycji, wyrażając zgodę na objęcie następstwa dopiero z chwi
lą, gdy Akt Zjednoczenia będzie ostatecznie opracowany i podpisany.
AUTOKRATA ZDEJMUJE MASKĘ
14 marca 1954, po przeszło rocznych, uciążliwych i długo
trwałych pertraktacjach, Akt Zjednoczenia został podpisany przez wszystkie stronnictwa i ugrupowania polityczne.
Czy zawierał on cokolwiek, co mogłoby zaskoczyć Prezy
denta Zaleskiego i otaczające go mafijne koterie i kliki?
A może w czasie jego układania wkradły się do Aktu jakieś nowe postanowienia, niezgodne z konstytucją kwietniową?
W zgodzie z zasadami, które gen. Sosnkowski zawsze gło
sił, stronnictwa i ugrupowania polityczne dokonały w arty
kule 2-gim Aktu Zjednoczenia kodyfikacji postanowień, do
tyczących zdemokratyzowania naszego ustroju państwowe
go, wywodzących się w prostej linii z niekwestionowanego nigdy, jako naruszenie konstytucji, oświadczenia Prezyden
ta Raczkiewicza. Warto jest przytoczyć ten zasadniczy ar
tykuł Aktu, by się o tym przekonać. Brzmi on następu
jąco:
' „Rozumiemy, że prerogatywy Prezydenta Rzeczypospolitej bę
dą wykonywane na podstawie oświadczenia śp. Prezydenta Wła
dysława Raczkiewicza z dnia 30 listopada 1939 r. i przyjętej przez niego wykładni uzupełniającej z 22 października 1940 r.
Rozumiemy, że Prezydent Rzeczypospolitej uprawnienia swoje w zakresie wyznaczania następcy Prezydenta i mianowania Pre
zesa Rady Ministrów wykonywać będzie na podstawie konsulta
cji stronnictw i ugrupowań, wchodzących w skład Rady Jednoś
ci Narodowej. Rozumiemy dalej, że przy mianowaniu Prezesa Rady Ministrów konsultowany będzie również ustępujący pre
mier. Rozumiemy także, że przy obsadzaniu innych stanowisk, przewidzianych w art. 13 Konstytucji konsultowanym będzie Prezes Rady Ministrów. Kandydat, któremu Prezydent Rzeczy
pospolitej powierzy misję tworzenia rządu, dobierać będzie mi
nistrów wedle swego uznania, ponosząc odpowiedzialność przed Radą Jedności Narodowej za właściwy ich dobór i za podział czynności wewnątrz rządu. Prezes Rady Ministrów i Rząd mu
szą mieć zaufanie Rady Jedności Narodowej, której uchwały w sprawie ustąpienia Rządu będą miarodajne, chyba, że Prezy
dent Rzeczypospolitej na wniosek Rządu rozwiąże Radę. Rozu
miemy, że Prezydent Rzeczypospolitej harmonizując działania naczelnych organów państwowych postępować będzie zgodnie z powyżej wymienionym trybem“.
Cały Akt Zjednoczenia nie rodził się w tajnych, zakonspi
rowanych gabinetach, lecz przy świetle dziennym, w jaw
nych, długotrwałych dyskusjach generała Sosnkowskiego z przedstawicielami stronnictw i ugrupowań politycznych, wśród których brały udział również osoby oddane Prezy
dentowi Zaleskiemu. Wszystko, co było przedmiotem owych dyskusji, wiadome było natychmiast na tak z w. Zamku.
O żadnym więc zaskoczeniu kogokolwiek nie mogło być mowy.
Akt Zjednoczenia podpisały stronnictwa na które Prezy
dent Zaleski w ciągu czterech pierwszych lat swego urzędo
wania zwalał systematycznie odpowiedzialność za niepowo
dzenia wszelkich prób mediacyjnych. Podpisała go również Polska Partia Socjalistyczna, choć w latach tych kwestiono
wała prawomocność objęcia urzędu Prezydenta przez A. Za
leskiego po śmierci Prezydenta Raczkiewicza. Przez wzię
cie jednak udziału w zarządzonej przez Prezydenta Zaleskie
go konsultacji w sprawie jego następcy, uznała w nim Głowę Państwa. Całe zaś uchodźctwo, jak długi i szeroki jest świat wolny w którym źyje, w niezliczonych manifestacjach i uchwałach, dało samorzutny wyraz serdecznej radości z po
wodu osiągnięcia wreszcie, tak długo oczekiwanego aktu na
rodowej zgody. Nieoczekiwanie dla radującego się ogółu, tylko Prezydent Zaleski przeciwstawił się Aktowi, odmawia
jąc 15 marca 1954 roku ogłoszenia jego głównego twórcy — gen. Sosnkowskiego swym następcą.
Czy ten czyn, urągający podstawowym wymogom osobi
stej przyzwoitości i moralności publicznej, zaskoczył gen.
Sosnkowskiego? Na pytanie to dał generał później niedwu
znaczną odpowiedź w swym wielkim przemówieniu, wygło
szonym 19 czerwca b. r. w Montrealu. „Obserwacje — mó
wił — poczynione przeze mnie w toku długotrwałej akcji londyńskiej, musiały utwierdzić mnie w myśli, że wina stron
nictw była celowo wyolbrzymiana i że rację mieli ci, którzy zarzucali Prezydentowi Zaleskiemu dążenie do jedynowładz
twa oraz skarżyli się, że na słowie jego i zobowiązaniach, jakie zaciąga, nic opierać nie można, że widzi on jedność na
rodową jedynie na swoich warunkach i pod swoją osobistą egidą“.
To właśnie dążenie A. Zaleskiego do utrwalenia jego oso
bistych, autorytatywnych i niekontrolowanych rządów, Akt Zjednoczenia unicestwiał. Toteż przyciśnięty do muru jed
nomyślnym stanowiskiem opinii, w odmowie wyznaczenia Sosnkowskiego swym następcą, dostrzegł ostatnią deskę ra
tunku, ułatwiającą mu, w jego przekonaniu, nowe złamanie tak niedawno i tak uroczyście danego słowa.
16 maja 1953 roku oświadczył wyraźnie:
„Wobec powyższego doszedłem do przekonania, iż byłoby zgodnym z wymaganiami słuszności i intencjami prawodawców, aby Prezydent Rzeczypospolitej, który objął swój urząd podczas wojny (na zasadzie art. 13 oraz art. 24 Konstytucji) pozostawał na swym urzędzie przez cały czas przewidziany w art. 20-ym Ustawy Konstytucyjnej, tj. „lat siedem od dnia objęcia urzędu“.
Toteż uważać będę, iż okres mego urzędowania skończy się dnia 9 czerwca 1954 o ile wcześniejszy powrót do wolnej Polski nie do mi możności złożenia urzędu, zgodnie z art. 24(2) tj. w trzy miesiące po zawarciu pokoju. Gdyby to jednak nie miało miej
sca w siedem lat po objęciu mego urzędu, przekażę go w ręce mego następcy, wyznaczonego przeze mnie zgodnie z postano
wieniami artykułów 13b i 24 Konstytucji, z uwzględnieniem oś
wiadczenia śp. Prezydenta Władysława Raczkiewicza z dnia 30 listopada 1939 roku“... „Wyrażam nadzieję, że następca mój bę
dzie uważał za obowiązujący dla siebie obecny precedens i obej
mie swój urząd z tym, że kadencja jego, trwać będzie do upły
wu trzech miesięcy od zawarcia pokoju, lub przez lat siedem, o ile powrót do Kraju nie nastąpi wcześniej“.
14
To jasne pod względem prawnym i w ogóle nie budzące żadnych wątpliwości oświadczenie, Prezydent Zaleski wzmoc
nił jeszcze uzasadnieniem. Wiedząc dobrze, iż wszyscy daw
no już przejrzeli jego grę, zmierzającą do dożywotniego utrzymania się na swym stanowisku, powiedział w uzasad
nieniu : ... „każda obrona przeze mnie Konstytucji tłuma
czona jest jako chęć z mej strony utrzymania się na stano
wisku Prezydenta. Mam przekonanie, że ustalenie daty me
go ustąpienia przez zastosowanie na uchodźctwie przewi
dzianej przez Konstytucję siedmioletniej kadencji — uwolni mnie od tego rodzaju pomawiań“.
Odmawiając 15 marca ogłoszenia nominacji gen. Sosnkow- skiego na swego następcę Prezydent Zaleski już wtedy zdjął ostatecznie maskę. Nie ulegało wątpliwości, że przytoczo
ne oświadczenie składał z cynicznym uśmiechem hipokryty na ustach, wierząc jeszcze, że do Aktu Zjednoczenia nie doj
dzie. 9 czerwca złamał słowo i nie ustąpił.
PIENIACTWO I ANARCHIA
August Zaleski nigdy nie cieszył się popularnością wśród społeczeństwa. Cały swój autorytet zawdzięczał dawnemu stanowisku ministra spraw zagranicznych, a od 1947 roku urzędowi Prezydenta Rzeczypospolitej. Po 9 czerwca, gdy sam naruszył konstytucję, gdy swym postępowaniem sprze
niewierzył się prawu, ten autorytet formalny bezpowrotnie utracił. Łamiąc własne słowo przekreślił się moralnie w opi
nii Polaków. Z tym większą, starczą zaciętością i uporem, podjął beznadziejną akcję, zmierzającą do odbudowania swe
go autorytetu, zwalając ulubionym sposobem całą odpowie
dzialność za kryzys przez siebie wywołany na tych, których
jedynym grzechem w jego pojęciu było to, że uczciwie dążyli do szerokiej jedności narodowej.
Akcję antyzjednoczeniową prowadzono wprawdzie zanim do Aktu Zjednoczenia doszło, lecz była ona hamowana na
dzieją Augusta Zaleskiego, że może w ostatniej chwili jesz
cze wszystko się rozleci. Gdy ta nadzieja zawiodła, pieniac- two i anarchia osiągnęły w naszym życiu publicznym rozmia
ry dotąd niespotykane. Zwłaszcza cała Wielka Brytania za
rzucona została broszurami, pisemkami i listami, mnożący
mi się, jak grzyby po deszczu. Wszystkie były fabrykowa
ne w jednej i tej samej kuźni.
Dyskusja z pieniactwem, walczącym najbardziej niewy
szukaną bronią, jest trudna, żadne argumenty rzeczowe do warchoła nie przemawiają. Uznaje on tylko swoje, choć
by były najbardziej niedorzeczne. Żadne względy go nie ob
chodzą. Nie obchodzi go nic, że swą niepoczytalną propa
gandą dostarcza komunistycznym rządom w Kraju nieoce
nionych argumentów, podtrzymując złośliwy slogan war
szawskiego reżimu, że jesteśmy „emigrandą“.
A jak należy czytać Konstytucję i jaką rolę — zdaniem . pieniaczy — wyznacza ona Prezydentowi? „Konstytucji należy trzymać się wiernie, bez żadnych interpretacji“ (Mo
nitor londyński, Nr 1). „Konstytucja polska odznacza się dwoma bardzo ważnymi punktami“ ... „Drugim jest punkt, głoszący, że Prezydent R. P. jest odpowiedzialny przed Bo
giem i historią“ (Tygodnik, Nr 4). „Jak więc z Konstytucji wynika Prezydent R. P. jest w czasie wojny istotnie auto- kratą ... Tak nasza Konstytucja postanawia i tego kryty
kować, ani interpretować się nie da“ (Monitor londyński, Nr 2-3).
Cel anarchizującej działalności jest jasny. Chodzi o po
derwanie zaufania do Aktu Zjednoczenia, by na jego gru
zach, w oparciu o martwą literę Konstytucji, jak najszybciej
16 17
zawrócić z drogi demokracji, na którą, weszliśmy w początku wojny i utrwalić na emigracji dożywocie autokraty — Au
gusta Zaleskiego.
W OBRONIE ŁADU PRAWNEGO I DEMOKRACJI Głowa Państwa w ustroju demokratycznym ponosi zawsze doczesną odpowiedzialność za pewne kategorie czynów, jak:
zdrada główna, przestępstwa karne czy pogwałcenie konsty
tucji. Prezydent demokratycznego państwa może być za nie pociągnięty przed Trybunał Stanu czy inną szczególną instancję sądową. Może być zawieszony w urzędzie lub te
go urzędu pozbawiony. Tak samo dzieje się w monarchiach konstytucyjnych. W Wielkiej Brytanii, rządzonej bez pisa
nej konstytucji, król Edward VIII musiał ustąpić tronu swe
mu bratu, ponieważ chciał naruszyć uświęcony wielowieko
wą tradycją obyczaj. Stanowisko opinii zadecydowało o je
go abdykacji.
Prezydent A. Zaleski, który sprzeniewierzył się duchowi ustawy konstytucyjnej, intencjom ustawodawców i dopu
ścił się niesłychanego złamania prawa moralnego, pozostał na urzędzie wbrew woli społeczeństwa, zasłaniając się cy
nicznie odpowiedzialnością przed Bogiem i historią.
Akcja zjednoczeniowa miała na celu wzmocnienie i utrwa
lenie ładu prawnego, podważonego fatalnym siedmioleciem, drogą zlikwidowania istniejącego rozbicia i oparcia działań władz legalnych na terenie międzynarodowym o zwarty obóz niepodległościowy. W zgodzie zaś z wolą powszechną spo
łeczeństwa, miał tej pracy nad umacnianiem ładu prawnego, przewodzić na stanowisku Głowy Państwa gen. Sosnkowski, cieszący się największym zaufaniem Polaków. W imię tych zadań, związanych z przyszłością Polski, w imię właśnie za-
— 18 —
chowania ciągłości prawnej państwa polskiego, znoszono do 9 czerwca z godną podziwu cierpliwością, widoczne jak na dłoni, machinacje Prezydenta Zaleskiego, zmierzające do rozbicia wielkiej akcji jednoczącej. Akcji tej niejeden na
ród mógł nam pozazdrościć i — zazdrościł.
Gdy 9 czerwca, wbrew uroczystej deklaracji z 16 maja 1953 roku, August Zaleski nie ustąpił z zajmowanego urzę
du, było jasne, że znalazł się w otwartym konflikcie z wolą społeczeństwa. W kraju demokratycznym za takie postę
powanie zostałby, w zgodzie z ustawą konstytucyjną, złożo
ny formalnie z urzędu lub — zmiotłaby go rewolucja. Na uchodźctwie ani jedno, ani drugie nie było możliwe. Przed- I stawiciele obozu zjednoczenia, dążący do umocnienia ładu prawnego, musieli postępować z niezwykłą rozwagą, by z po
wodu samowoli jednostki, nie pogrzebać własnymi rękami ciągłości prawnej państwa.
Po kilkutygodniowych dopiero naradach, dnia 31 lipca, utworzona została Tymczasowa Rada Jedności Narodowej, jako najbardziej reprezentatywne na uchodźctwie przedsta
wicielstwo narodu polskiego, skupiające, zarówno przedsta
wicieli stronnictw i ugrupowań niepodległościowych, jak przedstawicieli zorganizowanego życia społecznego. Uchwałą tego przedstawicielstwa narodowego powołana została Rada Trzech — jako organ zwierzchni na czas, gdy podważony czerwcowym zamachem A. Zaleskiego ład prawny, nie zo- . stanie przywrócony oraz — Egzekutywa Zjednoczenia Na
rodowego. Powstanie tych trzech naczelnych organów, wy
łonionych samorzutnie przez społeczeństwo, było logiczną t konsekwencją faktu, że zarówno p. Zaleski, jak jego „rząd“, nie posiadają zaufania społeczeństwa i nigdy go nie posiądą.
Trzeba było przeto zorganizować się w formach, zapewnia
jących obronę ładu prawnego i legalizmu, zjednoczenia 19
i Skarbu Narodowego, niezbędnego dla rozwijania niezależ
nej akcji niepodległościowej na terenie międzynarodowym.
Na Eaton Place pozostał — według barwnego i trafnego określenia jednego z działaczy politycznych — mały czło
wiek, ubrany w za duży na niego płaszcz prezydencki, wlo
kący poły tego płaszcza w błocie i depczący legalizm, którego miał być stróżem i obrońcą. Po drugiej stronie znalazło się społeczeństwo polskie w całym wolnym świecie i jego trzon główny — masy dawnych żołnierzy, wierne Ojczyźnie i za
daniom, dla których pozostały i trwają na uchodźctwie Wystarczająca to siła, by prowadzić zgodnym wysiłkiem prace dla Polski, broniąc zjednoczenia, prawa i demokracji przeciwko bezprawiu i anarchii, skazanym prędzej lub póź
niej na bezsławny koniec.
Biblioteka Główna UMK 300020872910