VII-
8 - 5 4*
»
♦
I f
- •
X
DWA SZKICE
DWA SZKICE
NIE ZGINIE - NAD SIŁY
B IB L IO T E K A
OEĘDK.TOYr. u~aAJ. ED- u HBAIE6M
JSpÓŁKA ^ Y D A W N I C Z A J ^ O L S K A W J ^ R A K O W I E 1 9 0 6 .
1000174459
I
O 6 0/56/4 091
Z drukarni »Czasu« w Krakowie, pod zarządem A . Świerzyńskiego.
NIE ZGINIE
k i/jcie c A dam a P iaseckiego b y ł niższym urzędnikiem AJ ■' w jednem z w ielkich biur m inisteryalnych w P e tersb u rg u . U rodzony w tem mieście, w ciągu długiego życia ani razu nie opuszczał na czas dłuższy m urów sto licy, podobnie ja k i jeg o żona, od dziecka w ychow ana nad Newą. B y ła to rodzina jeszcze polska, ale zżyta zu
pełnie z rosyjskiem otoczeniem i słabo odczuwająca sa- m ow iedzę narodow ą. Je d y n ą ich lekturą polską b yła książka do nabożeństw a, język ojczysty, w ich ustach k a leczyły rusycyzm y, m yśleli po polsku, ale śnili już czę
sto po rosyjsku. R odzin podobnych w śród mniej inteli
gentn y ch średnich sfer urzędniczych nie b rakuje na ob
szarach R osyi.
A dam w ychow any w takiem otoczeniu, nie m ó g ł posiadać rozw iniętego poczucia patryotyzm u. Uczęszczał do gim nazyum , gdzie na czterdziestu uczniów w klasie on jeden ty lk o b y ł P o la k ie m ; pom iędzy znajom ymi ró w ieśnikam i liczył zaledw ie dwóch rodaków . Chłopiec b y ł pilny, dosyć zdolny, uczył się dobrze, od czwartej klasy udzielał już k o repetycyi, pom agając w ten sposób rodzicom w zaspokajaniu koniecznych potrzeb. Budżet rodziny b y ł bardzo sk ro m n y ; p o b ieran a przez ojca pen- sya czterdziestu rubli m iesięcznie m usiała starczyć na wszystko, co przy w ygórow anej cenie życia w stolicy zmuszało P iaseckich do w ysiłków oszczędności. M ie
szkanko położone w odległej dzielnicy m iasta, sk ła d a
8
jące się z pokoiku i kuchenki, zastaw ione by ło jedynie najniezbędniejszym i sprzętam i. W tych więc w arunkach pom oc chłopca okazała się zbaw ienną. A dam nie b y ł jedynakiem , po siad ał m łodszą od siebie o la t parę sio
strzyczkę , H e le n k ę , blade, skrofuliczne dziew czę, wię- dnące zwolna p od w pływ em zabójczego k lim atu P e tersburga.
Czas p ły n ął w śród norm alnych okoliczności, bez niezw ykłych zdarzeń. Ojciec rodziny, nie posiadając kwa- lifikacyi ani protekcyi, skazanym b y ł na dozgonne kan- celistostw o i nie m iał naw et praw a m arzyć o aw ansie;
zaledwie po długich latach doczekał się podwyższenia pensyi o pięć rubli miesięcznie. A dam posuw ał się k a żdego roku o jed n ą klasę wyżej, aż doszedł wreszcie do o s ta tn ie j; rozw ijał się widocznie szybko, rozm owę jeg o cechow ały m yśl i rozsąd ek , ujaw niał już pow ażny po
g lą d na życie, a postępow anie jeg o w olne było od d ro
bnych naw et u s te r e k , w łaściw ych m łodocianem u w ie
kowi. T y lko jedna okoliczność pow inna b y ła zastana
wiać baczniejszego spostrzegacza, g d y b y tak i znalazł się b y ł w otoczeniu. Pozostając bezustannie w tow arzystw ie m łodzieży rosyjskiej, coraz bardziej zatracał w sobie p o czucie narodow e. Pow oli przyszło do teg o , że z rodzi
cami najczęściej prow adził rozm ow ę po rosyjsku, czyniąc to praw ie bezw iednie, po prostu z teg o jed y n ie powodu, że język ten stał się dla niego codziennym i łatw iej mu przychodziło wyrażać w nim swe myśli. Pow yższy fak t nie raził zupełnie rodziców i przechodził niepostrzeże
nie, jak o zjaw isko całkiem naturalne.
U kończenie gim nazyum , otrzym anie św iadectw a dojrzałości i postąpienie do wyższego zakładu nauko
w ego by ło chw ilą epokow ą w życiu dorastającego m ło dzieńca. W y b ra ł fak u ltet praw ny, pow odując się w zglę
dam i p rak ty czn y m i, a nie zam iłow aniem dla przyszłej pracy. W sferze, do której należała jeg o rodzina, ka-
ry e ra urzędnicza p rzedstaw iała się najbardziej po ciąg a
jąco w skutek niedokładności pojęć o innych działach pracy inteligentnej, dyplom zaś u niw ersytecki w biuro- kracy i stanow i zawsze potężną siłę. Odczuł to na sobie sam ym ojciec A dam a, nie posiadający żadnej kwalifika- cyi naukow ej i skazany d latego w iecznie na zajm ow a
nie nizkiego stanow iska.
P o w zorowem ukończeniu szkół średnich, m łody akadem ik na pierw szym kursie otrzym ał już stypendyum , a poniew aż i k o rep ety cy e przynosiły mu dochód, to r a zem wziąwszy, położenie jeg o m ateryalne nie o wiele ustępow ało ojcow skiem u. N a pochw ałę A dam a p rzy to czyć należy, że lw ia częć jeg o funduszów w pływ ała do w spólnej kasy rodziny, pozwalając na pow iększenie k o niecznych pozycyi rozchodow ych budżetu dom owego.
S tu d y a uniw ersyteckie, oprócz bogacenia wiedzy, w pływ ały w inny jeszcze sposób na kierunek rozw oju um ysłow ego m łodego Piaseckiego. U n iw ersytet p e te rs bu rsk i w ty ch czasach nosił c h arak ter kosm opolityczny, zwłaszcza w przeciw staw ieniu do m oskiew skiego, k tó ry b y ł przedstaw icielem ciasnego patry o ty zm u narodow ego.
K ie ru n k i te ujaw niały się przedew szystkiem w w y k ła
dach profesorów , dla k tó ry ch fak u ltet praw ny zwłaszcza b y ł najw dzięczniejszem polem do teg o celu; następnie w przekonaniach i w yznaniu w iary m łodzieży, k tó ra w P e te rs b u rg u cyw ilizacyę zachodniej E u ro p y staw iała sobie za wzór do naśladow ania, podczas g d y m oskiew ska m ajaczyła o stw orzeniu nowej, własnej. P o d w pływ em powyższego p rądu um ysł A dam a rozpoczął proces em an cypacyjny tak w kieru n k u relig ijn y m , jakoteż w k ie ru n k u narodow ym . W sk u te k w ychow ania i w arunków otoczenia poczucie patryotyczne, w ew nętrzne zadow ole
nie z przynależności do sw ojego kraju obcem i b y ły d o tą d dla niego pojęciam i. Nie można tw ierdzić, ab y n ie
naw idził P olaków lub w stydził się sw ojego pochodzenia,
IO
a poczuw ał się natom iast do narodow ości ro sy jsk ie j; nie, w jeg o um yśle kw estye teg o rodzaju nie istniały z u p e ł
nie. N a g ru n t ta k przygotow any padło z w szechnicy petersburskiej ziarno kosm opolityzm u, rodząc plon o b fity. Tutaj o ojczyźnie jeg o nie w spom inano praw ie zu
pełnie, na każdym k ro k u n a p o ty k a ł o strą k ry ty k ę ro syjskich urządzeń państw ow ych i społecznych, a w za
mian za to czerpał wiedzę z p rac ludzi nauki różnych narodow ości i z k a te d ry profesorskiej słyszał często sło wa o mającej pow stać je d n e j, wszechludzkiej rodzinie, na ołtarzu k tórej pośw ięcą sw oje in te resy pojedyncze szczepy i narody. Do ostatecznej k ry stalizacyi pojęć do
p o m ag ała odpow iednia le k t u r a ; A dam pod w pływ em teg o w szystkiego uważał się obecnie w dobrej wierze nie za re n e g a ta jak ieg o ś, lecz tylko za człow ieka p rzy szłości.
D ru g a połow a przeobrażenia dotyczyła przekonań religijnych. R odzice A dam a byli to ludzie wierzący i p o bożni, ale m odlitw a ich b y ła cich ą, ja k całe zresztą ży
cie ; p ra k ty k i religijne odbyw ali nie w k a te d rze świętej K atarzyny, lecz w skrom nym polskim kościółku św ię
tego S tanisław a. Dziecko, spędzające w iększą część dnia po za dom em , w otoczeniu kolegów i nauczycieli, w y
znających w iarę ob cą, pozbawione by ło w pływ ów sil
niejszych w tej mierze. Z następstw em la t syn staw ał się p o d p o rą m atery aln ą rodziców, a w obec ich nizkiego horyzontu um ysłow ego szybko p rze ra sta ł w ykształce
niem swoich życiodawców, słowem w y ra sta ł w oczach ich na p o w a g ę , której nie śm ieli narzucać swoich w ie
rzeń religijnych. W chw ili w stąpienia na u n iw ersy tet A dam nie należał do młodzieży, odrzucającej niebacznie religię jako b alast niepotrzebny, ale go rącą w iarę za
stępow ało u niego m echaniczne w ypełnianie p r a k t y k ; obca wszechnica dokonała p rac y zniszczenia. P ra w o sła wie, jak o religia, będąca służebnicą rządu, nie może za-
daw alniać jednostek, w idzących jasno rażące w ady w sa
mym rządzie. W śró d kolegów je g o , studentów , ruch antypaństw ow y szedł ręk a w ręk ę z ruchem an tyreligij- n y m ; sfery kierujące now ym i prądam i sym patyzow ały z tym i objaw am i. B yła tam w tych poglądach m iesza
nina zasad starych francuskich encyklopedystów , now ej niem ieckiej szkoły m ateryalistów , śm iałe i n ieo g lę d n e w nioski z p rac w spółczesnych uczonych a n g ie lsk ic h , w szystko zaszczepiane chaotycznie na obcej tym prądom dotąd ziemi rosyjskiej. U m ysł A dam a chw ytał chciw ie świeże dla siebie hasła i przysw ajał sobie teo ry e, k tó re nie pozostaw ały w związku z tra d y c y ą jeg o narodu, tej bow iem nie p osiadał zupełnie. R e z u lta t nie tru d n y b y ł do o d g a d n ię c ia ; obcy dotąd uczuciom m iłości ojczyzny, obecnie w yem ancypow ał się jeszcze z w iary ojców, uw a
żając jedno i d rugie za ofiary, złożone w imię p ostępu na ołtarzu dobra ludzkości.
Spow odow ana nienaturalnym i w pływ am i ew olucya w społecznych i religijnych poglądach, nie zdołała zm ie
nić tła c h arak teru A d a m a ; pozostał nadal w zorow ym m łodzieńcem i synem. Z dobyty grosz ciężką p rac ą n aj
chętniej dzielił z ro d zin ą, a często niejeden w y d atek p o nosił dla niej bezim iennie. W e d łu g w łasnych, św ieża urobionych p o jęć , pozostaw ał w yznaw cą i apostołem m oralności niezależnej, a na jednym drażliw ym dla sie
bie punkcie ujaw niał wysoko rozw inięte poczucie e ty czne. B y ły to czasy gorące dla kształcącej się m łodzieży w wyższych zakładach naukow ych P e te rs b u rg a , czasy publicznego spoliczkow ania w głów nej auli uniw ersytetu m inistra Saburow a podczas a k tu uroczystego, szeregu zam achów na d y g n itarzy p a ń stw a, zakończonych zabój
stwem sam ego panującego. A dam P iaseck i nie b y ł zwo
lennikiem re w o lu c y i; sam wyznawca zasad sw obody, z całą śm iałością usuw ał się od losow ania w ykonaw ców , pow odow any w strętem do czynów’ g w a łtu i przem ocy.
12
Podczas trzeciego ro k u studyów uniw ersyteckich m łodego człow ieka, ciężkie zm artw ienie naw iedziło całą Todzinę; jed y n a siostra A dam a, m łodsza od niego o trzy lata, w ątła i słabow ita od d z ie c k a , poczęła obecnie na zdrow iu szybko podupadać. H elenka w tym czasie roz
poczęła ośm nasty rok życia; średniego w zrostu, jasna blondyna, na pierw szy już rzut oka spraw iała wrażenie isto ty chorej. Cera blada, tw arz ja k b y nalana, duże nie
bieskie oczy, pozbaw ione ognia m łodości, pow olność ruchów , oblicze z wyrazem cie rp ie n ia, w szystko w ska
zyw ało na organizm nurtow any ciężką chorobą. N ie b y ła ła d n ą , a jed n ak bardzo sym patyczną; łagodna i dobra, znosiła z rezygnacyą i cierpliw ością los, jak i bezw innie przy p ad ł jej w udziale. N ietylko nie skarżyła się nigdy, ale w prost spraw iało jej przykrość, g d y ją pytano o stan zdrow ia; w tajnikach m yśli zazdrościła innym p ełn i sił żyw otnych, więc bolało ją , g d y poruszano najdrażliw szą w niej strunę. W zyw ani k ilk a k ro tn ie lekarze, o ile ich można było wzywać przy szczupłych dochodach dom o
w ych, orzekali zgodnie, że organizm skrofuliczny i an e
m iczny chwieje się i ugina pod w pływ em zabójczego k lim atu P e te rs b u rg a ; ja k b y na ironię radzili zmianę m iejsca pobytu. Piaseccy poza m uram i stolicy nie m ieli znajom ych, a o istnieniu krew nych na p row incyi, do k tó ry ch m ożnaby w ysłać c ó rk ę, nie wiedzieli zupełnie;
o zm ianie p o bytu dla całej rodziny nie można naw et było pom yśleć, podobnie ja k o um ieszczeniu H elenki za pieniądze w innej zdrowszej miejscowości. Dziew czyna za m ało się kształciła i u m iała, aby starać się o m iej
sce nauczycielki po za P etersb u rg iem , b yła nadzwyczaj o słab io n ą, aby m ogła przyjąć obowiązki bo n y lub n a w et panny służącej. Przym usow a bezczynność w dom u ro dzicielskim , spow odow ana brakiem sił, najbardziej ją dręczy ła; nadzwyczaj pracow ita z usposobienia, z bólem serca p atrzyła na zabiegi m atki około gospodarstw a d o
m ow ego, na skrom ne fundusze rodziny i czynione w y
siłki, by ją ratow ać.
Tym czasem niszcząca choroba czyniła coraz g r o źniejsze spustoszenia w zrujnow anym i ta k już o rganiz
mie ; aż wreszcie H elenka, zm uszoną została położyć się do łóżka, aby więcej już z niego nie pow stać. S prow a
dzony przez A dam a doktor, jed n a z pow ag lekarskich P e tersb u rg a , sk o n stato w ał szybko rozwijającą się g r u źlicę płuc w tak daleko posuniętem stadyum , że wiedza i pom oc ludzka by ły już bezsilne. P o te n ta t, profesor akadem ii m edycznej, przyjechał k a re tą , przy k tórej k a żdy koń w art b y ł parę tysięcy ru b li; ujrzawszy położe
nie rodziny, skrom ne m ieszkanie, beznadziejny stan cho
rej , nie przy jął z rą k biednego stu d en ta dziesięcioru
b ló w k i, k tó rą chciano w ynagrodzić go za tru d wizyty.
N ieuleczalny stan chorej nie b y ł od tąd tajem nicą dla otoczenia, ostatnie orzeczenie lekarskie otw orzyło oczy na szybko zbliżającą się k atastrofę. Otoczono nieszczę
śliw ą zdw ojoną o p iek ą , starano się odgadyw ać jej m y
śli, osładzać i uprzyjem niać ostatnie chwile pobytu p o m iędzy swoimi. Z trudnością w ysilała się m atka, aby chorej nie okazyw ać tw arzy, napiętnow anej cierpieniem , z boleścią zdobyw ała się na kłam any u śm ie c h , roniąc na uboczu łzy pow strzym yw ane. Ojciec nie um iał k ry ć się z bólem , u nikał więc w zroku córki troskliw ie, bojąc się , b y z oczu jeg o nie w yczytała błysków rozpaczy..
Adam , do tąd wT stosunkach z rodziną zazwyczaj bardzo sztyw ny i chłodny, wobec zbliżającej się k a ta stro fy od
k ry ł nieoczekiw ane w nim sk arb y uczucia. W chw i
lach, k tó re m ylnie uw ażał za ostatnie, całe noce p rze
pędzał bezsennie przy łożu c h o re j; zazwyczaj sk ru p u la tn y w w ypełnianiu obow iązków nieledw ie do przesady, w tym czasie zaniedbyw ał się , aby nie odstępow ać sio
stry ; oszczędny dotąd, obecnie nie liczył się z ostatnim rublem , jeżeli chodziło o w ydanie go chociażby na za
14
spokojenie k aprysu H elenki. Nieszczęśliwa zrozum iała znaczenie czynionych około niej zabiegów , k tó re wzm o
g ły się zwłaszcza po wizycie sław nego d o k to ra ; pow o
do w an a jed n ak w rodzoną delikatnością uczucia, nie d a wała poznać rodzinie, że zna i rozum ie swój stan ; o g ra niczyła się tylko do k ilk ak ro tn ie pow tarzanej prośby, aby zmniejszono łożone na nią w ydatki. R ów nocześnie je d n a k czuła się coraz słabszą i na rów ni z otoczeniem w iedziała o zbliżającym się końcu. Traw iąca gorączka, nie odbierając przytom ności, pow odow ała jedynie szyb
szy obieg m yśli u chorej.
— O czem ty dumasz H elenko — p y tali nieraz obecni, patrząc na skupiony w yraz jej tw arzy.
— O niczem — odpow iadała kłam iąc. M yślała, że żal jej było bardzo życia, k tó re w brew woli m usiała ta k wcześnie opuścić.
N adeszła nareszcie godzina, zrozum iała dla niej zu
pełnie, ta chw ila życia, której w oczekiw aniu obaw iała się ta k strasznie, k tó ra jed n a k za zbliżeniem się traciła całą swą grozę. B ole fizyczne ustąpiły, a jednocześnie pow oli opanow yw ał konającą dziwny, nieznany dotąd sp o k ó j, błogość nieledwie. Ledwo dosłyszalnym g ło sem pożegnała skupioną około siebie oniem iałą rodzinę i usnęła spokojnie, cicho, n a wieki.
K a ta stro fa b y ła oczekiw aną, a jed n a k nie stra c iła przez to grozy. N a dolę A dam a przypadło nietylko za
jęcie się pog rzeb em , ale i dostarczenie koniecznego na to funduszu. Zmuszony b y ł uciec się do kasy w sparcia studentów uniw ersytetu, ponieważ skrom ne oszczędności w łasne w yczerpał doszczętnie podczas ostatniej choroby siostry. W jesienne, m gliste popołudnie orszak k ilk u n a
stu osób odprow adzał drew nianą b iałą tru m n ę , um ie
szczoną na skrom nym karaw anie, poprzedzonym k a to lickim krzyżem , przez nieskończenie d łu g ie ulice na W y - b o rsk ą stronę. U w rót cm entarza ksiądz przyjął sm utny
pochód w odą św ięconą; w ykopany w bagnistej ziemi g ró b w ypełniony b y ł do połow y wodą b ru d n eg o koloru, w niej zanurzono z pluskiem ciało m łodej dziewczyny,
II.
S ta rz y P iaseccy ponieśli w życiu nie jed n ą już ciężką s t r a t ę , to też ból ich po śm ierci córki b y ł g łęb o kim , ale w y rażał się na zew nątrz w form ie cichej i ła godnej ; A dam odczuł stra tę siostry z w strząsającą siłą m łodej n atury, k tó ra po raz pierw szy sp o ty k a się z nie
szczęściem. Chociaż z biegiem lat cierpienie łagodniało, jed n a k przez dłu g i czas nie opuszczał m yśli jeg o obraz biednej, ukochanej siostrzyczki.
N adszedł czw arty, ostatni ro k kursu un iw ersy tec
kiego, m łody praw nik podw oił p r a c ę , przygotow ując się do ostatniego egzam inu, k tó ry w ypadł lepiej niż za- daw alniająco. Ze stopniem k a n d y d a ta praw , k tó ry odpo
w iada stopniow i d o k to ra po za granicam i R osyi, A dam P iasecki m iał przed sobą otw artą d ro g ę do możebnej k a ry e ry i p o siad ał do sw obodnego w yboru trzy rodzaje przyszłej działalności. P ierw szym b y ła adw okatura, k tó ra jed n a k nie nęciła go ku sobie z kilku w zględów ; cha
ra k te r jego i uzdolnienie, w ed łu g w łasnego prześw iad
czenia , nie n adaw ały się do z a w o d u , k tó ry w ym agał przedew szystkiem daru świetnej w ym ow y i specyalnej giętkości u sp o so b ien ia, k tó ry c h to zdolności nie odczuwał w Sobie; p rzy te m , po pięcioletniej p rak ty c e w ch ara
kterze pom ocnika adw okackiego, dla otw arcia własnej k ancelaryi i przetrzym ania ciężkich zazwyczaj pierwszych początków samodzielnej p rak ty k i, należało posiadać p e wien, chociaż niew ielki k ap ita ł, a on b y ł biednym zu
pełnie. D rugim rodzajem kary ery , do jakiej m iał praw o na zasadzie uzyskanego dyplom u uniw ersyteckiego, by ło w stąpienie do jednego z m inisteryów lub innej central-
IÓ
nej w ładzy s to lic y ; ten kieru n ek pracy zapew niał szybki bardzo awans, a naw et po pew nym czasie osiągnięcie posady dygnitarza w św iecie b iu ro k raty czn y m , ale za- w arunkow anym b y ł posiadaniem pow ażnych protekcyi, na k tó ry ch zbyw ało A dam ow i najzupełniej. Bez stosun
ków, koniecznych w tym raz ie, nie zdołałby wcisnąć się na najskrom niejszą naw et posadę w żadnej ze wzm ian
kow anych instytucyi, nie m ógł więc m arzyć o podobnej przyszłości. P o rozm yśle pozostaw ała więc bez w yboru jedyna, najskrom niejsza, ale zupełnie pew na droga, ka- ry e ra urzędniczo - sądow a, do której stopień uniw ersy
tecki daw ał m u niezaprzeczone praw o. To też w krótce po opuszczeniu ław k i akadem ickiej zapisał się jak o kan
dy d at na posadę przy p etersburskiej izbie są d o w e j; k a n dyd atu ra teg o rodzaju dla ukończonych praw ników w drugim a najdalej trzecim m iesiącu jest już p łatn ą i zapew nia w zględnie przejściow ą egzystencyę do chwili otrzym ania posady etatow ej, na k tó rą zazwyczaj oczeki
wać należy od sześciu m iesięcy do jed n eg o roku.
T rudno dla inteligentnej jed n o stk i o więcej nie
przyjem ną zamianę pracy, ja k przejście od studyów uni
w ersyteckich do b iu rk a urzędniczego; w szystko, co p o przednio rozjaśniało um ysł, rozszerzało horyzonty ducha, ustępuje miejsca bezm yślnem u szablonow i, ogłupiającej rutynie biurokratyzm u. W R o sy i zwłaszcza, przy sy ste mie nieznanej gdzieindziej centralizacyi władzy, b iu ro wość jest bezduszną m aszyną, funkcyonaryusze jej auto- m atycznem i kółkam i. Zanim m łody pracow nik dobije się wybitniejszej posady, przy k tórej w iedza, zdobyta ciężkim w ysiłkiem , znajduje już jak ie tak ie zastosow a
nie, musi przez pewien przeciąg czasu zaprządz się do najzwyczajniejszej ro b o ty kancelaryjnej, nie w ym agającej w rzeczyw istości wyższego uzdolnienia nad ukończenie dw u klas gim nazyalnych. P o d o b n y los w zaraniu o b ra nego zawodu sp o tk a ł A dam a; zaliczony do oddziału s ta
tystycznego, m iał za zw ierzchnika człow ieka bez uni
w ersyteckiego w ykształcenia, k tó ry dow iedziaw szy się z odnośnych dokum entów , że now y je g o p o d w ładny jest P olakiem i katolikiem , na każdym kroku w sposób czę
sto p rz y k ry i nietaktow ny okazyw ał świeżemu k a n d y datow i wyższość sw oją w porządku hierarchicznym . M łody człow iek gło w ę m iał przepełnioną tysiącam i teoretycz
nych szczegółów , odnoszących się do historyi i filozofii praw a, nie m iał jed n a k najm niejszego pojęcia o form ach i fo rm ułkach m anipulacyi kancelaryjnej, a nieobjaśniany przez niechętnego zw ierzchnika, p o p e łn ia ł często d ro bne i bez rzeczyw istego znaczenia om yłki i zaniedba
nia, któ re w następstw ie staw ały się dla niego powodem rozlicznych nieprzyjem ności. N ie b y ły to poważne ud rę
czenia, nie mniej jed n a k d enerw ow ały w w ysokim sto
pniu A d a m a , niew praw nego do szkoły życiowej. R o dzice, widząc nieustanny zły hum or je d y n a k a , sądzili początkow o, że pow ód niezadow olenia jest daleko p o ważniejszym, zanim rzecz cała u leg ła w yjaśnieniu. W te d y ojciec, s ta ry p ra k ty k biurow y, s ta ra ł się w yjaśnić nowi- cyuszow i, że w stanie urzędniczym teg o rodzaju przy
krości należą jeszcze do najm niejszych. N iezupełnie p o cieszony w yw odam i rodzica, A dam czuł się zniechęco
nym na pierw szym k ro k u pracy zawodowej, chociaż nie przychodziło m u na m y śl, że narodow ość jeg o stanow i rzeczyw isty pow ód obecnych nieprzyjem ności.
N iedługo jed n a k rzecz w yjaśniła się przy ostrzej- szem zajściu, ja k ie m iało m iejsce pom iędzy zw ierzchni
kiem i podw ładnym z bagatelnego, ja k zw ykle, pow odu.
— P o co to było kończyć uniw ersytet, aby później tak ieg o g łu p stw a nie um ieć zrobić, — rze k ł zgryźliw ym ja k zw ykle tonem W ołkow , tak ie bow iem b y ło nazwi
sko przełożonego A dam a.
C ierpliw ość m łodego człow ieka całym szeregiem scen poprzednich została doszczętnie w yczerpaną. Zbladł,
O drowąt W. Szkice*. 2
i8
p o d stąp ił szybko do m ów iącego i rzekł głośno i z nie- tajoną iry ta cy ą :
— Proszę się nie zapom inać, pan nie masz praw a mówić mnie im pertynencyi, ja dalej na to nie pozwolę.
R adzę zrozumieć to i zapam iętać sobie.
W o łk o w widocznie nie spodziew ał się podobnie ostrej re p lik i, spojrzał ze zdziwieniem na A dam a i od
stępując od niego, rzekł p ó łg ło se m :
— D zierzkij Polaczok (zuchwały Polaczek).
W y tk n ię cie narodow ości, w ypow iedziane w tej fo r
mie, p rzyjął m łody człow iek za obelgę dla siebie; w je dnej chwili znalazł się w gabinecie d y rek to ra d e p a rta m entu i ham ując u n ie sie n ie , opow iedział mu pokrótce postępow anie z nim najbliższego zw ierzchnika, p rzy ta czając dosłow nie frazes ostatniego o polskości. D y g n i
tarz w ysłuchał cierpliw ie A dam a i rzek ł tonem ła g o dnym :
— Proszę być spokojnym , ja panu krzyw dy robić nie pozwolę.
N a d ru g i dzień P iasecki przeniesionym został do innej kancelaryi, W o łk o w zaś został zawezwany do biura d y r e k to r a ; nie opow iadał jed n ak nikom u o treści p rze
prow adzonej z nim rozmowy.
K a n d y d a tu ra ciągnęła się siedem miesięcy, po u p ły wie k tó ry ch A dam otrzym ał posadę pom ocnika s e k re tarza sądu okręgow ego w sam ym P e te r s b u rg u , n a stę p nie aw ansow ał na sek retarza w tymże sądzie, po upływ ie zaś lat trzech znalazł się sędzią śledczym , ale już na prowincyi. O statni okres życia, trw ający lat p a rę , n ale
żał do najprzyjem niejszych w jego w spom nieniach. P rz y zw yczajony od dzieciństwa żyć w stolicy, bez opuszcza
nia jej m urów naw et na czas krótszy, znalazłszy się obe
cnie w zaciszu m ałego pow iatow ego m iasteczka, w stąpił w now ą zupełnie f a z ę , całkiem niepodobną i stokroć przyjem niejszą od całej przeszłości. Przedew szystkiem
powiększenie funduszów je g o utrzym ania zeszło się z ta niością życia p ro w in cy o n a ln eg o ; d o b ro b y t, dotąd n ie
znany, s ta ł się jeg o udziałem . N astępnie p ra c a , ja k k o l
wiek nieustająca i nieraz uciążliw a, odpow iadała w e
w nętrznym jego in tencyom ; w ym agała w y siłku myśli, inteligencyi, wiedzy specyalnej i przynosiła korzyść spo
łeczeństw u, sło w e m , zaw ierała w sobie te m ianow icie cechy, o jakich m yślał i od swojej działalności w ym a
gał. W reszcie tu taj po raz pierw szy w szedł w sfery to w arzyskie, obce mu dotąd zupełnie, a ta nowa, nieznana stro n a życia upajała m łodego człow ieka m iłym urokiem .
Podczas obecnego p o b y tu na prow incyi, zmuszo
nym b y ł dw u k ro tn ie jeździć do P e tersb u rg a , za każdym razem dla spełnienia sm utnego obow iązku; najpierw m a
tk a jeg o a później ojciec zm arli w niespełna ro k jedno po drugiem . O statni zeszedł ze św iata takim sam ym k a n celistą, jakim przed czterdziestu la ty w stąpił do służby.
N astępującym aw ansem A dam a Piaseckiego, p osu
wającego się stopniow o w hierarchii urzędniczej, była posada tow arzysza p ro k u ra to ra w jednem z w iększych m iast gubernialnych cesarstw a. O ile życie w skrom nem zaciszu nęciło go k u sobie, to przeciw nie św iat w ięk
szego m iasta prow incyonalnego w yw arł na nim w prost niesym patyczne wrażenie. To też z trudem starał się on naśladow ać niezręcznie i przysw ajać nieum iejętnie zwy
czaje i w arunki życia w ielkom iejskiego, w padając przy- tem często w k a ry k a tu rę . R ów nież stosunki służbowe na obecnem stanow isku mniej odpow iadały życzeniom Adam a. P oprzednio b y ł w zględnie niezależnym , nie p o siadając na m iejscu zw ierzchnika nad so b ą ; odpow iadał jedynie w razie widocznej opieszałości lub złej w oli;
obecnie sta ł się składow em kółkiem skom plikow anej maszyny, ja k ą b y ł sąd dosyć obszerny ze w zględu na duży swój ok rąg . N a każdym k ro k u m usiał się P iasecki liczyć z bezpośrednią sw oją w ładzą — p rokuratorem ,
2*
20
a jednocześnie z pośrednim i zw ierzchnikam i, prezesem sądu i gubernatorem . P o d o b n a sytuacya zmuszała do pewnej elastyczności i giętk o ści w postępow aniu, co nie zgadzało się z p ro stą i uczciwą n a tu rą te g o człow ieka.
W tym to czasie odsłonił się przed oczyma A dam a obraz życia rosyjskich urzędników na prow incyi, k tó rego dotąd bliżej nie znał z u p e łn ie ; poprzedni p o b y t w zacisznem m iasteczku nie ujaw niał tych cech ta k szcze
gółow o. Z pow odu sw ojego stanow iska zmuszonym b y ł w nikać w różne sfery, przez co w iele rzeczy starannie ukryw anych dochodziło do jeg o wiadomości. Pierw szym rażącym faktem , o k tó ry m dotąd słyszał ty lk o zdaleka, by ło łapow nictw o całej praw ie k a sty urzędniczej, ta k że pom iędzy znajom ym i m u dygnitarzam i gubernialnym i, rzadkie w yjątki pod tym względem na palcach m o
żna by ło policzyć. Zacząwszy od sam ego g u b e rn a to ra , o grzeszkach k tó re g o przy obsadzaniu w akujących p o sad pow tarzano w sekrecie zajm ujące szczegóły, a skoń
czywszy na biednym kanceliście, zadow alniającym się k ilk u n astu kopiejkam i nielegalnego d o chodu, wszyscy posiadali jedno tło m oralne. E tyczna stro n a A dam a d o tk n ię tą zostało w najdrażliw szym punkcie, skoro n a b ra ł przekonania, że i koledzy jeg o po fachu, Stróże i rzecz
nicy spraw iedliw ości, nie zawsze m ają ręce czyste. Szcze
g ó ły sprzedajności sędziów w w ielu w ypadkach b y ły ta k oczyw iste, że przeczyć im było niepodobna. G dy raz w poufnej rozm owie z kolegą swoim i przyjacielem poruszył tę bolesną kw estyę, in te rlo k u to r p rzerw ał m u:
— Daj spokój, mój kochany, to nasza d o b ra , sze
ro k a rosyjska n a tu ra ; nie chcem y bliźnim czynić źle, a że człowiek sam przytem coś z a ro b i, to dla obu stron... lepiej.
D ru g a ujem na strona stosunków , k tó rą poznał już poprzednio ale na m niejszą sk a lę , to n ałó g pijaństw a, którem u większa część urzędników hołdow ała niew ól-
niczo. A dam lubił przed jedzeniem w ypić kieliszek w ó d ki, parę razy w życiu zdarzyło m u się naw et być w s ta nie nietrzeźw ym , ale stałe i nadm ierne pochłanianie a l
koholu uw ażał za rzecz poniżającą godność człowieka.
Tymczasem na każdym k ro k u sp o ty k ał się z objaw am i tego ro d zaju , w ysokość ran g i, ani w iek nie stanow iły przeszkody, a cała różnica p o leg a ła na tem , że d y g n i
tarze przepijali pieniądze otrzym ane na w eksel, drobni zaś urzędnicy z zastaw u zegarka lub części g arderoby.
N iejednokrotnie zmuszonym był w ypełniać czynności służbow e w tow arzystw ie dobrze podchm ielonych k o le gów, lub starszego od siebie w iekiem i stanow iskiem urzędnika odwozić do dom u w stanie zupełnie n iep rzy tomnym. Podczas przerw y rozpraw y w jeg o oczach przy
noszono niby sekretnie w ódkę zam kniętym na naradzie sędziom przysięgłym , a duchow ny obecny w sądzie p o d czas zeznania św iadków ledw ie na nogach m ógł się utrzym ać.
Ojciec A dam a nie p ił zupełnie; m łody chłopiec, jako uczeń gim nazyalny a następnie jak o student u n i
w ersytetu nie by w ał w tow arzystw ach i tak ie g o życia nie znał zupełnie, gdyż na om aw ianym punkcie stosunki w stolicy nie różnią się od prow incyonalnych.
Podczas p o b y tu P iaseck ieg o w gubernialnem m ie
ście zaszedł fa k t, będ ący w pośrednim związku z je g o działalnością u rzęd o w ą, k tó ry pozostał pam iętnym mu na całe życie. W ic e g u b e rn a to r m iejscow y, b y ły oficer kaw a- le ry i, człow iek nadzwyczaj nierów ny w postępow aniu, g w ałto w n y , tra k tu ją c y posadę sw oją, jak o konieczny d o d atek do p en sy i, znanym b y ł pow szechnie ze m ści
wego c h a ra k te ru ; z g u b ern ato rem p o d trzym yw ał on z konieczności oficyalny stosunek, wiedziano je d n a k p o wszechnie, że byli antagonistam i. Podczas rew izyi u rzę
dów prow incyonalnych, w icegubernator z e tk n ą ł się w je- dnem z m iasteczek przy oficyalnej czynności z refe-
2 2
rentem biura pow iatow ego R o ż n o w e m , dym isyonow a- nym oficerem a rty lery i, człow iekiem nałogow ym , zapa
leńcem a naw et aw anturnikiem . P rz y rew izyi czyn
ności służbow ych te g o ż , k tó ry wówczas znajdował się w nieco podchm ielonym s ta n ie , nastąpiło ostre starcie pom iędzy dygnitarzem a drobnym u rzędnikiem , k tó ry co do treści sporu m iał słuszność po swojej stronie. F a k ty zajść podobnego rodzaju w tych stosunkach należą w k ronikach rosyjskiej b iurokracyi do bardzo rzadkich i pociągają zawsze za sobą zgubne sk u tk i dla niższego urzędnika, bez w zględu po czyjej stronie znajdow ała się słuszność. P odobnie i w danym w ypadku w iceguberna- to r, na zasadzie przysługującego mu podczas rew izyi gubernii p ra w a , zawiesił natychm iast w urzędow aniu k rn ąb rn e g o p o d w ład n eg o , k tó ry następnie po upływ ie trzech dni otrzym ał od g u b e rn a to ra kom pletną dymi- syę. Zaskoczony takim losem R ożnow nie stracił jed n ak na fantazyi, sprzedał swoje ruchom ości i przeniósł się z rodziną na stałe m ieszkanie do m iasta gubernialnego;
żył bardzo głośno, p ił po re sta u ra c y a c h , pozawiązy- w ał liczne znajomości i niejednokrotnie ośw iadczał p u blicznie, że nie daruje w icegubernatorow i swojej k rzy wdy. Nie poprzestaw ał jed n a k na postępow aniu powyż- szem; parę razy postępując um yślnie na ulicy krok za krokiem tuż za swoim możnym przeciw n ik iem , praw ił mu im pertynencye, nie podnosząc jednakże g ło su , tak ja k b y m ów ił sam do siebie. R zecz cała szybko roznio
sła się po mieście, a poniew aż w iceg ubernator dla g w a ł
tow nego sw ojego c h arak teru nie cieszył się w ielką sym- p a ty ą , śmielsi z jego niepodw ładnych nadaw ali tym zaj
ściom jeszcze w iększy rozgłos. Z ainterpelow any przez podw ładnego g u b e rn a to r, pow odow any niechęcią ku sw o
jem u pom ocnikowi, ośw iadczył, że całe zajście po o b e cną chw ilę nosi c h a ra k te r czysto p ry w atn y a nie u rzę
dow y i radził udać się ze sk arg ą na drogę sądow ą.
Rozzuchw alony tem Rożnow nie ustaw ał w słow nych napaściach, oczekiw ał godzinam i na w icegubernatora, idącego lub w racającego z b iu ra , prześladow ał go p o d czas spaceru w ogrodzie publicznym , um iał jed n a k zaw sze utrzym ać się w pew nych granicach, usunąć w porę, tak że nigdy nie w yw ołał zajścia ulicznego. D ygnitarz, przy gw ałtow nem swojem usposobieniu dochodził do najw yższego rozdrażnienia, a czuł się bezradnym , nie m ógł w prost pokazać się na ulicy, a g u b e rn a to r ciągle odm aw iał interw encyi p olicyi, tłom acząc się , że dotąd niem a do teg o powodu. Całe m iasto w yczekiw ało z nie
cierpliw ością rozw iązania interesującej sytuacyi, g d y naj- niespodziew aniej pew nego poran k u rozniosła się wiado mość, że R ożnow zm arł nagle w nocy. Pocichu krąży ła wieść, podaw ana skw apliw ie z ust do u st, że dzisiejszy nieboszczyk w ciągu dnia poprzedniego cieszył się naj
lepszym zdrow iem , wieczorem spożył kolacyę w restau- racyi, w ypił ja k zw ykle k ilk a kieliszków w ódki i szkla
nek piw a, następnie w najlepszym hum orze pożegnał obecnych i udał się na spoczynek. W tajem niczonych w stosunki miejscowe uderzała szczególniej jed n a oko
liczność, że ekskucharz, właściciel restauracyi, w której R ożnow zjadł ostatnią w życiu k o lacy ę, był faw orytem i ulubieńcem w icegubernatora, znanego ze swoich k u li
narnych upodobań. W szak ludziom dla tw orzenia plotek ta k niew iele potrzeba!
M iasto g u b ern ialn e leżało w o k ręg u służbow ym A dam a jak o tow arzysza p ro k u ra to ra , a śledzenie prze
stępstw , spełnionych w tym rajonie, by ło jeg o obow iąz kiem . F a taln y w ypadek z R o ż n o w e m , poruszający całe m ia s to , nie m ógł przejść m im o jeg o uw agi jako urzę
dnika. Poniew aż jed n ak w danym razie chodziło o w y
soko postaw ioną o so b ę , k tó ra w następstw ie m ogła być wm ieszaną do dochodzenia k arnego, postanow ił nie dzia
łać na w łasną rę k ę , lecz ty lk o w porozum ieniu z naj-
24
bliższym swoim zw ierzchnikiem , p rokuratorem . P rzed wydaniem więc rozporządzenia do ekshum acyi z w ło k , u d a ł się do przełożonego i w ypow iedział m u p o g ląd swój na obecną spraw ę. P ro k u ra to r słuchał go z szeroko otw artem i oczami, wreszcie cierpliw ość jeg o została w y czerpana, gdyż przerw ał m ów iącem u:
— Czyś p a n , A dam ie O sipow iczu, zm ysły p o stradał.
Zadziwienie przeszło obecnie na Adam a.
— D laczego, zapytał.
— U rzędnik nie dzisiejszy, roztropny, dośw iadczo
ny, żeby chciał podobną spraw ę ro zp o czy n ać!!! — D o praw dy, nie rozum iem dzisiaj p a n a , przecież widoczne, do czego śledztw o doprow adziłoby n a s ; a co później ? jak ie następstw a, pom yślałeś pan o tem ? ! To dobre we F rancyi, ale nie u n a s ; nie możemy narażać osoby w y soko postaw ionej w h ierarchii p a ń stw o w e j; nie możemy w imię dobrze zrozum ianego p atry o ty zm u k o m p ro m ito wać rządu w osobie jeg o organów . A dam ie Osipowiczu, nie obrażaj s ię , wiesz że cię sz a n u ję ! ale w tej chwili przem aw ia przez ciebie niespokojna k rew polska. Z re
sztą dajm y tem u p o k ó j; proszę naw et p an a o obecnej naszej rozm owie nikom u nie w spom inać — do d ał na za
kończenie p ro k u ra to r z lekkim akcentem zw ierzchnika.
A dam odszedł, pogrążony w m y śla c h , niezadow o
lony ze siebie sam ego!
III.
P osadę tow arzysza p ro k u ra to ra A d am zajm ow ał znacznie dłużej, niż to zazwyczaj m iew a m iejsce przy stopniow em posuw aniu się naprzód urzędników sfery sądowej. P a rę razy om inął go praw ie już pew ny aw ans, koledzy, m łodsi latam i służby, otrzym yw ali wyższe p o sady, on pozostaw ał wciąż na jednej, nie rozum iejąc przy-
czyny, tam ującej m u k a ry e rę urzędniczą. Osobiście nie m ógł przypisyw ać sobie żadnej winy, b y ł pracow itym i sum iennym w w ypełnianiu w łożonych na niego obo
wiązków, nie pow odow ał się n ig d y ubocznym i w zględa
mi, a na m yśl o sprzedajności w zdrygała się jeg o praw a natura.
L a t z g ó rą dziesięć m inęło od opuszczenia ław ki akadem ickiej, a w ciągu teg o czasu zew nętrzny w ygląd A dam a zarów no ja k i nastrój jeg o m yśli uległy pew nym zmianom. B londyn o słabym zaroście, wcześnie w k ą tach czołow ych poczynał łysieć; w zrostu słusznego, dość szczupły, z żółtaw ą cerą tw arzy okolonej bokobrodam i, przedstaw iał typow ą postać urzędnika rosyjskiego ze sfery inteligentnej. Zajęcie służbow e, połączone z pracą um ysłow ą, zmuszające do bezustannego sty k an ia się z uje- m nem i stronam i n a tu ry ludzkiej i bezpośredniego sp o glądania oko w oko nieszczęściu innych, rozw ijało w nim w rodzoną drażliwość, w yw ołując n iek ied y przejaw y zde
nerw owania. D odatnią stronę A d am a stanow ił szczegół, że, chociaż nieustannie zajętym b y ł a naw et dość czę
sto przeciążonym p racą obow iązkow ą, nie przestaw ał jed n a k żyć w świecie m y śli; isk ra in te lig e n c y i, ro zn ie
cona w nim podczas studyów uniw ersyteckich, nie za
g a sła z chwilą opuszczenia podwoi wszechnicy, owszem przyśw iecała mu n a d a l; zam iłow anie wiedzy pchało go do nieustannego śledzenia za jej rozwojem i stanow iło jed en z najżyw otniejszych interesów osobistej egzysten- cyi. W yznaw ca stopniow ego postępu ludzkości, w m ło dzieńczych już latach dalekim b y ł od radykalizm u;
obecnie dośw iadczenie życiow e i szerszy horyzont p o glądów czyniły go jeszcze bardziej um iarkow anym . U sp o sobienie A dam a pod zew nętrzną pow łoką chłodu i o b o jętności w istocie było uczuciow e; w rodzona jed n a k re- fleksyjność a także szkoła lat przeżytych, tam ow ały przejaw y sentym entalizm u. B yw ały w prost chwile, w k tó -
26
rych żałował że je s t sędzią, uw ażając przestępstw o za przeciętną w ielu czynników , pom iędzy któ ry m i własne ja w innego w ypadkow ą zaledw ie odg ry w a ro lę ; w tych jed n a k chw ilach nie d ał się unosić teoretycznym p o p ę dom, staw iając po nad nie poczucie obowiązku. Pow yż- szemi atoli uw agam i nie w yczerpuje się c h a ra k te ry sty k a w ew nętrznego c a ło k sz ta łtu A dam a P ia se c k ie g o ; należy dopełnić ją jeszcze p aru rzutam i. N a punkcie religijnym ew olucya jeg o pojęć nie w ielkim u leg ła zmianom od czasów ław ki u n iw e rsy te ck ie j; co do w łasnych p rze k o nań sta ł tw ardo na punkcie pozytyw izm u, jednocząc go z szeroką tolerancyą dla w iary innych. K w esty e n a ro dowościowe, w yw ołane niem i spory i w aśnie uw ażał za klątw ę dziejow ą, za nieszczęście ludzkości; nie zapo
m niał o polskiem swojem p o c h o d z en iu , ale stanow iło ono dla niego fak t zupełnie obojętny. U żyw ając w y łą cznie języka rosyjskiego, nie b y ł rów nież p a try o tą teg o narodu, przeciw nie w idział liczne je g o w ady ta k w cha
rak terze jednostek ja k i w ustroju pań stw a; kosm opoli
tyzm w najszerszem te g o słow a znaczeniu stanow ił na tym punkcie w yznanie jeg o wiary. K ie ru n e k w ykształ
cenia, jak ie odebrał, i dalszych sam odzielnych studyów w p ły w a ł bezw arunkow o na powyższe p o g ląd y ; p o św ię
ciwszy d ługie lata badaniu zjaw isk życia społecznego, usunął na plan oddalony polityczne dzieje przeszłości, spoglądając na nie z niem ałą dozą uprzedzenia. W a lk i narodów o praw o egzystencyi, czyny boh atersk ie w tym kieru n k u jednostek nie w zruszały jeg o natury, w rażli
wej pod innym w zględem na dzieła podniosłe.
A dam pozostał dotąd kaw alerem , jakk o lw iek życie rodzinne pod w pływ em w spom nień w łasnego dzieciń
stw a nęciło go ku s o b ie ; w zasadzie postanow ił się oże
nić, jed n ak aż do obecnej chwili, zajęty pracą obowiąz
kow ą , za m ało oddaw ał się tow arzystw om i żadna k o bieta nie zw róciła na siebie silniejszej jeg o uwagi. B y
rozbudzeniu się. W y m a g a n ia , jak ie staw iał względem dom niem anej przyszłej tow arzyszki życia nie b y ły zbyt w y g ó ro w a n e ; p ra g n ą ł ty lk o widzieć w swej przyszłej żonie pow ierzchow ność pociągającą i w ew nętrzną w a r
tość m oralną: kw estye wyższego w ykształcenia i m a
jątk u staw iał na dalszym planie, przygotow any usunąć naw et je zupełnie, jeśli pierw sze dw a w arunki odpow ia
dać b ęd ą w zupełności. Uczciwość kobiety b yła w je g o pojęciu podstaw ą rodziny, fu n d am e n te m , dźw igającym b u d y n e k szczęścia dom ow ego, spokojem i bezpieczeń
stw em męża, gw aran cy ą w ychow ania dzieci w zdrow iu m oralnem . Niezależnie od teg o żądał, aby żona w pierw szych latach pożycia w yw ierała na niego uro k i wdzięk ta k pociągający, aby m ogła niem i zasłonić w szystkie inne, piękniejsze naw et od siebie kobiety. M ajątku i w y kształcenia nie odrzucał w zasadzie, uw ażał je poniekąd naw et za pożądane, ale za bardziej przy jem n e, niż p o żyteczne rzeczy. Pow yższe p oglądy, pozostające w dzie
dzinie teoryi, nie znalazły dotąd prak ty czn eg o zasto
sowania.
D łu g ie i nadarem ne oczekiwanie awansu zaczęła A dam a w yprow adzać z cierpliw ości; wobec świeżo o d k ry te j w akującej posady członka sądu, przy k tó ry m do
tąd urzędow ał, postanow ił k a n d y d atu rę sw oją poprzeć w P e te rs b u rg u osobiście.
P o kilkoletniej niebytności znalazł się znowu w sto licy, miejscu rodzinnem , z którem wiązało go tyle w spom nień przeszłości. W yszedłszy zupełnie ze stosunków , mu- siał pierw sze dni pobytu pośw ięcić odnalezieniu da
wniejszych kolegów i przyjaciół. W liczbie ostatnich znalazł się tow arzysz z ław k i szkolnej, zajm ujący o b e cnie w y bitne stanow isko w m inisteryum spraw iedliw o
ści, k tó re decydow ało o aw ansie urzędników sądow ych.
W z ią ł on spraw ę P iaseckiego do serca, obiecał dotrzeć
28
do źródła, dowiedzieć się o powodzie pom ijania go do
tą d i zaprotegow ać bezpośrednio w sferach decydują
cych. D w a dni przeszło A dam ow i na w yczekiw aniu, za
nim przyjaciel zdołał się wywiązać z p rzyjętego na sie
bie zobow iązania: n a p o tk a ł tam na tru d n o ś c i, k tó ry ch nie oczekiwał.
— N ie z w esołą wieścią przychodzę — rze k ł on do A dam a — istnieją k w esty e w naszych stosunkach, o k tó rych do tąd nie w iedziałem . W y o b ra ź sobie, twój aw ans n a p o ty k a na nieprzew idziane przeszkody.
— Co m ogą mi zarzucić — zap y tał niepom iernie zdzi
wiony.
— Pow iem ci otw arcie praw dę, ale zachowaj ją przy sobie, to pow ażna tajem nica sfer w ysokich. Przez bez
pośrednią w ładzę jesteś jaknajlepiej popieranym , lecz na przeszkodzie tw em u aw ansow i staje twój katolicyzm . To nie uprzedzenie ani k a p ry s naszego m in istra, lecz k ie ru n ek obecnej p o lity k i w ew nętrznej, k tó rem u nadaje im puls, jeśli nie wola sam ego m onarchy, to w każdym razie najbliższego jeg o otoczenia.
— W ięc położenie je s t bez w yjścia — zauw ażył P ia secki.
— Owszem, je st w yjście w tw oich rę k a c h , przejdź na praw osław ie.
— Pow iem ci otw arcie, dotąd nie m yślałem o tern zupełnie — odpow iedział po chw ili nam ysłu.
A dam opuścił stolicę i pow rócił do dom u silnie przygnębiony. »Czy fatum jakie, — m yślał — ściga moją rodzinę, ojciec całe życie był k a n c elistą , ja zaś do śm ierci mam pozostać na obecnej posadzie«.
Poczucie w yrządzanej krzyw dy do tk n ęło go b a r
d zo , nie tylko ze w zględu na sam a w a n s, wynoszący w rezultacie około tysiąca ru b li na ro k wyższej pensyi, ponieważ i obecnie utrzym anie m iał w ystarczające, ale bolała go niespraw iedliw ość, jakiej staw ał się ofiarą.
W ew nętrzne prześw iadczenie, bez przeceniania osobistej w artości, w skazyw ało m u , że p ra c a jego służbow a wię
cej w arta, niż w ielu w spółtow arzyszów praw osław nych, k tó rz y aw ansow ali norm alnie. M yśli, rzuconej przez p rzy jaciela z P e te rs b u rg a co do zm iany wyznania nie roz
trząsał zupełnie, przeszła ona szybko, nie pozostaw iw szy głębszych śladów w pamięci. P ow rócił do przerw anych w yjazdem zajęć biurow ych, szukając w pracy zapom nie
nia m yśli, jak ie pod w pływ em ostatnich niefortunnych zdarzeń w głow ie jego budzić się zaczęły. W ten spo
sób przeszło kilka m iesięcy, w ciągu k tó ry c h um ysł A d a ma w rócił do poprzedniej rów now agi.
Zam ieszkując z g ó rą lat dziesięć w jednem m ieście i zajm ując w zględnie w ybitne stanow isko, P iasecki zna
nym b y ł pow szechnie i liczne p o siad ał stosunki, w ytw o
rzone nie w sk u tek jeg o starań, lecz naturalnym biegiem okoliczności. Zajęty urzędow aniem , zw olennik pow ażnej lek tu ry , nie w iele zbyw ającego czasu m ógł pośw ięcić życiu to w a rz y sk iem u , chociaż teg o ostatniego nie uni
kał. W licznych dom ach i na w ielu przyjęciach oficyal- nych zmuszonym b y ł znajdow ać się ze w zględu nas wój c h a ra k te r urzędow y; prócz te g o podtrzym yw ał stosunki z k ilk u rodzinam i, w śród k tó ry ch pobyt sym patycznie go usposabiał. W k a rty nie g r a ł zupełnie i z teg o p o w odu klub m iejscowy, ognisko życia starszyzny b iu ro kratycznej, rzadkim m iew ał go gościem ; A dam p rze k ła d a ł dom y fam ilijne i tow arzystw o kobiet. P o stać je g o pow ażna, chociaż bez odcienia pozow ania lub pedante- ryi, łatw ość obejścia, grzeczność tow arzyska, d y sty n g o w ana popularność, w reszcie w stręt do alkoholizm u w y
różniały go dodatnio z pośród otoczenia.
— D laczego nie żeni się ten człow iek, pow tarzały nieraz pom iędzy sobą kobiety.
W reszcie znalazła się jedna, k tó ra silniejsze na nim w yw arła wrażenie.
30
B y ła nią W ie ra P aw łow na, córka m iejscowego k u pca, człow ieka dosyć zam ożnego, k tó rą przedtem w id y w a ł już na ulicy i w teatrze, a obecnie poznał osobiście w dom u w spólnych znajom ych. Ojciec jej P a w e ł Moro- zow prow adził handel zbożem , posiadał w łasny m łyn i b y ł dostaw cą prow iantu w swoim zakresie dla w oj
s k a ; m ajątek jeg o nie m ilionow y, przedstaw iał się j e dnak p o w a ż n ie , chociaż liczba dzieci zmniejszała w iel
kość posagu dla córek. P an n a skończyła lat dw adzieścia d w a , b yła przystojna w całem teg o słow a znaczeniu;
ładnego w zrostu, p roporcyonalnych kształtów , szatynka z ciem nem i oczami, głó w k ę m iała niew ielką, ry sy p ra w idłow e i delikatne, ow al ram ion, biust i figurę bez z a rzutu. U kończyła in sty tu t w M o sk w ie , m ów iła po fra n cusku, g ra ła na fo rte p ia n ie ; jednem słowem w ychow a
nie jej odpow iadało stopniow i zamożności rodziców , podnosząc wdzięk jej pow ierzchow ności. T w arz jej za
zwyczaj nosiła wyraz sm ętnego zam yślenia, w oczach jaśniała m yśl; m ów iła wolno, głosem m iękkim i ła g o
dn y m , ruchy posiadały wdzięczną falistość. Pierw sza rozm ow a z A dam em przeciągała się d łu g o ; zdaw ało się, że ci ludzie od ,dawna są z sobą znajomi, ty le m ieli so
bie do pow iedzenia; jeden poruszony tem a t p o c ią g a ł za sobą n astępne, w ypow iadali zdania otw arcie z rząd kiem zaufaniem przy pierw szem poznaniu, na wielu pun k tach zgadzając się w poglądach. P rzy pożegnaniu przyznali też sobie nawzajem , że wieczór dzisiejszy p rze
szedł im niespodziew anie szybko.
A dam w racał do dom u i całą noc przepędził pod w pływ em błogiego w ra ż en ia ; zdaw ał sobie jasno sp ra w ę , że nastrój obecny jest w ynikiem now ej znajomości i chętnie poddaw ał się tej myśli. N a tu ra jeg o nie zu
pełn ie b y ła pozbaw ioną w rażliw ości; niejednokrotnie u leg a ł w pływ om kobiet w skutek obcow ania z niemi, ale to, co odczuwał w tej chwili, niepodobnem było do ana-
logicznych zdarzeń z przeszłości. Zm ysły bezw arunkow o g ra ły tu ro lę ; jakżeby chętnie w tej chwili przycisnął do swej piersi uroczą g łó w k ę W ieroczki i okryw ał ją pocałunkam i. Jednocześnie budziło się w nim inne jesz
cze uczucie, nieznane dotąd zupełnie. Oprócz żądzy chw i
low ego uścisku, p ra g n ą łb y ciągle m ieć ją p rz y sobie, zbratać się z nią m y ślą, iść razem przez całe życie.
U sypiając wreszcie sądził, że to może w pływ p a ru k ie liszków w ina, k tó re w gościnie w ypił przy kolacyi i że trzeźw y dzień jutrzejszy przyniesie mu inny sąd na z d a rzenia dzisiejszego wieczoru.
R zeczyw iście rano obudził się w zm ienionym n a stroju, żartow ał wobec sam ego siebie z rom antycznego w czorajszego usposobienia, znajdując je za nieodpow ie
dnie w obec zbliżającej się czterdziestki. D zień przeszedł norm alnym try b em przy ciągłem zajęciu, lecz kiedy w ie
czorem znalazł się sam w swoim g ab in ecie, m yśli jego zaczęły ulatyw ać od socyologii H e rb e rta Spencera, k tó rą trzym ał w ręku. P u stk a, próżnia, bezcelowość życia, k tó rych dotąd nie odczuwał, opanow yw ały jeg o duszę nad w yraz silnie.
»Należy stw orzyć inne życie, — m yślał — założyć ognisko domowe, z dotychczasow ej sfery egoizm u przejść w atm osferę ciepła ro d z in n e g o , czuć koło siebie isto ty blizkie, kochające«. I m yśl jeg o bezw iednie zeszła do w spom nień w czorajszego w ieczoru; postać W ieroczki stanęła żywo przed oczyma pam ięci, zdaw ało mu się, że p atrzy w jej rozum ną, sym patyczną tw arzy czk ę, widzi jej oczy lekko zam glone m arzeniem , słucha jej m ięk
kiego głosu, w ym aw iającego zw olna zdania, pełne m y
śli głębszych. D laczego nie poznać bliżej panny, zbadać ją chłodnym okiem obserw atora, przecież na to zdobyć się p o tra fi, nie jest jeszcze zakochanym do ś le p o ty ! ? A jeśli dalszy egzam in w ypadnie z pom yślnym rezu l
tatem i jednocześnie spostrzeże, że panna rów nie obda-
32
rza go sy m p a ty ą , dlaczego nie m iałby zdobyć się na k ro k stanow czy?! W szak celibatu w życiu nie zaprzysięgał.
P od wpływem powyższego i następnych rozum o
wań, postanow ił odwiedzić dom, w k tó ry m poznał in te resującą go osobę i zasięgnąć bliższych inform acyjnych szczegółów. U skutecznił to w k ilk a dni; g a rść o trz y m a nych w iad o m o ści, odnoszących się do W ieroczki i jej rodziców, pozbaw ioną b y ła ważniejszego znaczenia, o b r a cała się w kó łk u rzeczy ogólnikow ych bez istotnej t r e ści, ale za to otrzym ał cenną w skazów kę, gdzie z pan n ą spotkać się może. W ła śn ie w tym dom u b y w ała ona praw ie codziennie o stałej godzinie, pozostając w zaży
łej przyjaźni z córką gospodarstw a. Pow yższa o k o li
czność w y padła bardzo na ręk ę m łodem u człow iekow i, nie om ieszkał przeto z niej skorzystać; spotkania o d b y ły się kilk ak ro tn ie, a za każdym razem A dam u leg a ł coraz bardziej w pływ ow i u roku dziewczyny. Znalazł ją więcej rozw iniętą um ysłow o, niż przypuszczał przy pierw- szem p o z n a n iu ; nie b y ła a r ty s tk ą , ale kochała i rozu
m iała m u z y k ę , co stanow iło jeden więcej w spólny w ę
zeł pom iędzy dwojgiem tych m łodych ludzi. Obcow anie i rozm owa z nią dziw nie w pływ ały n a A dam a, czuł się ja k b y m łodszym ; w iele rzeczy, do tąd o bojętnych, za
częło zw racać jeg o u w a g ę , budziły się w jeg o głow ie m yśli zupełnie now e, słowem doznawał w rażenia, ja k g d y b y w ew nętrzna jeg o isto ta ulegała przeradzaniu się.
O ile m ógł w nioskow ać z drugiej strony, dodatnie w ra żenie świeżo zaw artej znajom ości było wzajem ne. P an n a nietylko go nie unikała, ale chętnie pozostaw ała w jeg o tow arzystw ie, w n iek tórych naw et w ypadkach trzym ała się ta k ty k i w yróżniania g o , przeprow adzanej przytem w sposób tak konw enansow o-dyskretny, że o zalotności lub o zarzucaniu sideł nie m ogło być mowy. A dam po k ilk u w idzeniach zdobył się na pierw szy k ro k stanow czy — począł byw ać u M orozowych.
D om nowych znajom ych przedstaw iał typow e cechy rosyjskiej rodziny kupieckiej, k tó re jednak nie raziły Piaseckiego, znającego dobrze m iejscow e w arunki życia.
S ta ry M orozow, człow iek około lat sześćdziesięciu, w y soki, z blond b ro d ą, dobrej tuszy, łączył w obejściu w ygórow aną i nienaturalną grzeczność z w łasną pow agą i pew nością siebie. U b rany zawsze w długi, przestrony, czarny surdut, zwyczajem kasty, do której należał, nosił g ru b ą złotą dew izkę u zegarka oraz kosztowane p ie r
ścionki na palcach. M ówił wolno i głośno basowym głosem tylko o swoich interesach lub o spraw ach sfery k u p ie c k ie j; w postronne m atery e rzadko bardzo się za
puszczał, w ypow iadając w tedy k ró tk ie ale niepozbaw ione słuszności zdania. Żona jeg o , w yglądająca w zględnie s ta rzej od męża, chodziła po dom u zawsze w czepku, uży
wając również w całej toalecie starom odnych strojów', nie ukry w ała b rak u wryższego w ykształcenia, ośw iadcza
ją c to w prost przy każdej zdarzonej sposobności, że nie posiada go w cale, gdyż w czasach jej m łodości wyższa edukacya ko b iet b y ła zaniechaną. Czyniła w rażenie ko
b iety energicznej, praktycznej i obdarzonej zdrowym roz
sądkiem . N ajstarszy syn, mężczyzna trzydziestoletni, żo
naty, sposobiący się objąć po ojcu całość interesów , jak o przedstaw iciel nowej generacyi, posiadał do pew nego stopnia wyższe w ykształcenie, kończył szkołę handlow ą w stolicy, znał języki obce, a naw et jak iś czas uczęsz
czał na k u rsa m łynarstw a w Schem nitz w Saksonii, p o w tarzano jednak o nim w sekrecie, że lubił k a rty i inne rozkosze doczesnego życia, ulegając od czasu do czasu parudniow ym napadom hulanek, które chwilowo w yko
lejały go z norm alnego, pracow itego zresztą życia. M ło d szy b ra t pozostaw ał po za dom em jak o oficer pułku d r a gonów , k w aterującego w innej miejscowości i rzadko odw iedzał rodzinę, używ ając życia po kaw alersku, w brew radom oszczędnego ojca. W ie ra b y ła najstarszą z córek,
Odrowąż W. *Dwa szkice*. 3
nunoi
UMCS
34
dwie młodsze jej sio stry pozostaw ały na edukacyi w M o
skwie, pozostałe rodzeństw o składało się z drobnych jesz
cze dzieciaków. D om b y ł zamożny, ale prow adzony pa- try arch aln ie i dosyć w sobie zam knięty; pojaw ienie się A dam a wobec m ałej liczby byw ających osób obcych, odrazu objaśniało jeg o stanow isko i cel przybycia. P rz y jętym został z oznakam i szacunku, z jakim kupiectw o w R o sy i otacza sfery urzędnicze, nastrój jed n a k całej rodziny pozostał poważnym , nieledw ie chłodnym . Jed n a tylko W ieroszka nie sta ra ła się ukryw ać sym patycznego w rażenia, ja k ie now y gość w dom u na nią wyw ierał.
W zajem na życzliwość pom iędzy m łodym i ro sła z dniem każdym , A dam nie m iał najmniejszej już w ątpliw ości, że panna jest nim zajęta. S tosunek o p a rty na m ilczącem porozum ieniu s ię , a raczej wzajemnem odczuwaniu, trw a ł jakiś czas, przynosząc obu stronom rozliczne chwile, p ełne niekłam anej rozkoszy. N iek ied y się A dam posuw ał do czulszego uścisku ręki, w tedy W ieroszka nie usuw ała swojej, ty lk o tw arz jej p o k ryw ała się rum ieńcem . P a rę razy byli razem w teatrze, łącznie odbyw ali spacery, A dam b y w a ł w jej dom u gościem coraz częstszym.
IV .
Podczas w spólnego przebyw ania i długich rozm ów, prow adzonych najczęściej bez św iadków , A dam s ta ra ł się badać c h a ra k te r i usposobienie W ieroszki. O d k ry ł w dziew czynie isk rę intelligencyi, łagodność, zdaw ał się b y ć pew nym jej przychylności, pom im o te g o jed n a k nie n a b ra ł prześw iadczenia, że poznał do g ru n tu całą jej w ew nętrzną istotę. R ozm ow na z nim, w tow arzystw ie innych osób, naw et członków w łasnej rodziny, przew a
żnie była m ilczącą, chociaż tw arz jej nie przy b ierała nigdy w yrazu bezm yślności. N ie k ie d y zdawało m u się , że podczas prow adzonej z nim rozm ow y nagle m yśl jej
ulatyw ała gdzieindziej, lecz po chwili szybko, ja k b y p rze
budzona, w racała do przerw anego tem atu rozm owy. — N orm alny jej nastrój nosił odcień m elancholijny, k tó ry nie znikał w zupełności, naw et przy ożywieniu tow arzy- skiem, co tern bardziej uderzało, że w poglądach b y n a j
mniej nie b y ła pessym istką; z w ielu jej zdań ujaw niało się pragnienie, a naw et żądza życia. T eg o rodzaju u sp o sobienia nie uznaw ał A dam za w rodzone, przypisyw ał go raczej jakow em uś przejściu, k tó re kiedyś w p rz e szłości zaważyć m usiało na losach tej dziewczyny, p o w odując niew ytłum aczony u niej niczem cichy sm utek i zamyślenie. B yło coś z sfinksa w tej kobiecie, chociaż dostrzeżonej tajem niczości A dam nie tłom aczył sobie w sposób dla niej ujem ny, poniew aż w szystkie inne d o strzeżone ry sy ch arakteru przem aw iały na korzyść W ie- roszki, k tó ra oddziaływ ała głów nie na m łodego czło
w ieka swoją kobiecością. — Nie przypisując ted y zbyt w ielkiego znaczenia powyższej zagadkow ości, po pew nym czasie A dam postanow ił ostatecznie ujaw nić jej swoje zam iary, chociaż te ostatnie dla otoczenia przestały już b y ć tajem nicą. W e d łu g pojęć, panujących w R o s y i, panna ze sfery kupieckiej, naw et bogatsza od córki Mo- rozow a, wychodząc za mąż za urzędnika, zwłaszcza z uni- w ersyteckiem w ykształceniem , ro b iła karyerę. To też W ieroszka przyjęła ośw iadczyny z nietajoną rad o śc ią, ojciec jej rzekł zaś do A dam a:
— Zaszczyt to dla naszej rodziny i dla całego sta n u kupieckiego tak a propozycya pana pro k u rato ra. Jeżeli có rk a zgadza się oddać panu rę k ę , m y rodzice nic p rze
ciw ko tem u mieć nie możemy. Lecz ja nie jestem tak bogatym , jak może pan sądzi; na założenie g o sp o d a r
stw a w ypłacę przed ślubem pięć tysięcy rubli ciepłą rę k ą i te g o liczyć nie b ę d ę ; W iero szk a na w ydatki otrzym yw ać będzie dw a tysiące rocznie, a po mojej śm ierci tyle, ile należna jej część z praw a przypadnie.
3*
3&
Obecnie posagu daw ać nie m ogę , k a p ita ł mój w obrocie, w ycofyw ać go, to stra ta dla interesu, a ja za życia tylko przysporzyć coś m ogę. P o mojej śm ierci podzielicie się tem , co będzie...
A dam stronę finansow ą przy ożenieniu staw iał na drugim planie, w łasne jeg o utrzym anie było w ystarcza
jące, nic w ięc nie m iał do zarzucenia postulatom stareg o M orozowa. B ędąc dotąd przez całe życie praw ie biednym , pięć ty sięcy rubli uważał za k a p ita ł dla siebie, o posia
daniu jakiego nie m arzył na razie.
O d tąd by w ał codziennie w dom u przyszłego te ś c ia ; w iadom ość o jeg o zam iarach m atrym onialnych pow oli doszła do kolegów b iu ro w y ch , którzy winszowali mu przyszłego związku głów nie pod w zględem m ateryalnym . A dam zdaw ał sobie jasno spraw ę z następstw , jak ie w y
nikną dla niego z m ałżeństw a z R o sy a n k ą ; ślub odbę
dzie się w cerkw i, a potom stw o w ed łu g praw a zostanie przym usow o praw osław nem . N a fa k ty powyższe p rz y gotow anym b y ł z chw ilą pow stania w jeg o głow ie p ro je k tu m ałżeństw a; w sferach, w których się obracał, nie sp otykał praw ie rodzin polskich, a jeśli niekiedy zdarzył się w yjątek, to polek, panien na w ydaniu, nie poznał zupełnie. W spom nienie o pochodzeniu w łasnem rzadko zjaw iało się w jeg o pamięci, w ciągu roku niew iele razy m iał sposobność przem ów ienia p a ru słów w języ k u oj
czystym , w yem ancypow any zaś na punkcie w iary, nie w ypełniał obrządków religijnych, b y ł już w łaściw ie po
lakiem ty lk o na papierze. D o tąd n ikt z rodziny M oro- zowych nie poruszał w rozm owie z nim kw estyi pow yż
szej, chociaż nie w ątpił, że w iedziano o je g o ty tularnej narodow ości. W um yśle A dam a zaczęła powoli k ie łk o wać ta m yśl; narodziny jej b y ły niepostrzeżone i p o wolne, ta k że sam jasno nie zdaw ał sobie z teg o spraw y.
W reszcie proces krystalizujących się już pojęć b y ł mniej więcej następujący: