Roman Pollak
Ze studyów nad "Goffredem"
Tassa-Kochanowskiego : (uwagi nad
formą poetycką przekładu)
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 16/1/2, 84-103
NOTATKI.
Z e s tu d y ó w n a d „ G o ffr e d e m “ T a s s a - K o c h a n o w s k ie g o - (U w agi nad formą poetycką przekładu) r).
Zagadnienie w artości poetyckiej przekładu jest chyba naj w ażniejsze ze w szystk ich , z jego charakterystyką zw iąząnych, ale i najtrudniejsze do rozwiązania. B o artystyczną w artość przekładu oceniać — to poniekąd znaczy tyle, co jego blaski, w onie, barw y i akordy, zgod n ość formy z treścią — brutalnie odw ażać, lic y tow ać szan ow n e pamiątki p rzeszłości, sz a co w a ć skarby b ezcen n e. Znajom ość arcyd zieł sztuki plastycznej szerzą dziś fotografie, rzadziej kopie artystyczne, u G reków tak częste.
Przekład d osłow n y, pedantyczny, mniej lub w ięcej do t. z w , przekładu „ ży w cem “ zbliżony — to gorsza lub lepsza, ch o ćb y nawet kolorow a — fotografia, która z dziełem sztuki m ało ma w sp óln ego. N ie oddaje fotografia pełni oryginału — ale z jed n eg o , choćby najlepiej obranego punktu nań patrzeć każe, bryłę rzuca na dw um iarow ą płaszczyzn ę, plastykę k ształtów , so c z y sto ść cie
niów i barw przytępia, — sym foniczne akordy jednym instru mentem chce w ygrać. Słow em daje niedostateczne poznanie o ry ginału.
P od ob n ież bogactw o i w szechstronność życia i rzeczy w i stości stara się uchw ycić darem nie um ysł ludzki, będący tylk o małym ich skrawkiem. „L’intelligence — est decoupée dans q u elq u e chose de plus vaste, on plutôt elle n’est, que la projection n é c e s sairem ent plane d’une réalité qui a relief et profondeur“ a).
Filoiogia sam a — to chyba „last and least“ tej w y so k iej sztuki przekładania, do której trzech rzeczy przedew szystki em potrzeba: poezyi, p o ezy i i jeszcze raz poezyi. „Jest to — p o w ia d a S iem ie ń sk i3) — głów n y elem ent, nie dający się niczem zastąpić, a najmniej p rozą“ — a tem mniej, dodajm y, filologią.
*) Patrz Pam . lit. 1 9 1 6 , str. 2 3 8 — 2 5 6 , i 1 9 1 7 , str. 5 1 — 8 0 . 2) B e rg so n . L’é v o lu tio n créatrice. S e iziè m e ed . Paris, 1 9 1 4 . str. 5 6 ,
Natom iast przekład poetycki jest nie fotografią, lecz kopią artystyczną, odtwarza on m ożliw ie w szystkie „w ym iary“ orygi n a łu , nie jest rzem ieślniczą robotą — ale żyje życiem in d yw i- dualnem , jako d ziecię duchow ej m iłości — p oety-tw órcy i jego tłum acza-artysty.
Słow ackiem u „wewnętrzne kości pogruchotał“ jego K sią żę
N ie zło m n y , on go w pierw przeżył, do jego trzew najgłębszych
się g n ą ł i stw orzył więcej niż kopię tylko.
„N iesłychanym w dziejach poezyi przykładem — powiada prof. P orębow icz — K siążę n iezło m n y S łow ack iego posiada w ięk szą w artość niż E l principe Constante. . . przeto, że poeta n a sz nie tylko nie zatracił jednego poetyckiego obrazu — ale, że w szystk ą prozę przekuł na szczerą i cudną poezyę. Słowacki p rześcign ął id eał przekładu“ *).
Istnieją zapew ne ogólne zasady tworzenia kopii artystycznych, ob ow iązu jące tłum aczów w szystk ich c z a s ó w 2). Gdzie ich szu k a ć? W teoryi poezyi obowiązującej zaw sze i w szęd zie. Tw orzyli ją różni. Pod tym w zględem „niechaj kto chce tam z fizyki mądry d yszk u rs w ied zie“ — „ja zaś do W ir g ...“ — do M ickiewicza.
W tw órczości M ickiew icza, którego estetyczna w ied za i in- tu icy a ogarniała w iek ow e horyzonty, znajdują się też nieśm ier telne, jakoby platońskie w zory artystycznego przekładu.
Jaką jest n. p. wartość jego Giaura, odtw orzonego tuż przed wielką Im prow izacyą ?
„W artość przekładu pod w zględem poetyckim — pisze C hm ielow ski — jest niezrównana. M ickiewicz nie trzymał się n iew olniczo w yrażeń pierw ow zoru, nie tłum aczył w iersza za wier sz e m , lecz przejąw szy się tonem, siłą i głębią uczucia, w ła ś c i w ościam i obrazow ania, oddaw ał te w ielkie zalety tokiem w ła ści w ym sob ie i językow i o jc zy stem u 3).
Oto zw ięzła teorya artystycznego przekładu, obow iązująca tłum aczów w szystkich czasów . Od przejęcia się temi zasadam i zależy poetycka w artość każdego przekładu, czy to jest „Psałterz“ Jana K ochanow skiego, czy Cyd Kornela W yspiańskiego, czy
M olier w polskiej szacie B oya-Ż eleńskiego.
Moda ch w ilow a p ozw alała czasem na odstępstw a od fabuły oryginału, na stylizacyę w gu ście w sp ółczesn ym i lokalizacyę <u nas na „spolszczenia“), — ale w ym agania co do kultu p oe
tyckich wartości pierw ow zoru b yły naogół zaw sze te sam e, które
J) W stę p d o p rzek ła d u dra m a tó w K alderona. W arszaw a, 1 8 8 7 ,
s t r . 1 6 — 17.
2) « V i è una p o etica per tu tti, n on iscritta, m a v iv e n te n ella
r a g io n dei tem p i e nelle c o s e » . S c a lv in i. W stęp d o «I p r o m e ssi s p o s i*
M a n z o n ie g o .
3) C h m ie lo w sk i. W stęp do Giaura. D zieła M ick iew icza . W ydanie
8 6 Notatki.
swemu przekładowi postawił Mickiewicz — nie tylko „człowiek
ale chyba i „poeta — wieczny“.
T łum acz-artysta p ow inien unikać obniżenia w artości p o e tyckiej oryginału, zatracenia jego obrazów , porów nań, barw i to nów. W ypełnienie tych w ym agań napotyka często na nieprze zw y ciężo n e trudności — zw ła szcza w językach mniej poetycko» wyrobionych. Stąd też przekłady o w ybitnej w artości poetyckiej, które zw y cięsk o przełam ały opór n ied ość jeszcze giętk iego i su b telnego języka — są zw yk le potężnym krokiem naprzód w roz woju rodzinnej poezyi.
„D osk on ały tłum acz cią g łą toczy w alkę z sw o im autorem,, w alk ę chw alebną i w spaniałą. Pojmuje-li on całą m oc i zręczn ość jego (dziś nazw alib yśm y to m oże b ogactw em ekspresyi artysty cznej), równej m ocy i zręczności w sw oim języku sam s z u k a , a l b o ją s t w a r z a . Jeżeli tego potrzeba, niedostępny obraz innym obrazem nadgradza, w szęd zie m oc m ocą, sło d y c z sło d y c z ą , kolor zastępuje kolorem. W id zieć pow inniśm y w dziele jeg o , iż j e ż e l i k i e d y n i ż s z y m p o z o s t a ł , p r z y m u s i ł a g o j e d y n i e b r o n i n i e r ó w n o ś ć i w y c z e r p a n a m o w y z a m o ż n o ś ć “.
Na ten pogląd O sińskiego *) zg od zić się trzeba i dziś w ca łej o sn o w ie .
A jeżeli to w szy stk o do p olsk iego G ofreda od n iesiem y, zagadnienie jego poetyckiej w artości przedstaw i się jasno Gofred jako kop ia artystyczna dorów nyw a artyzmem orygi nałow i albo jest odeń niższy, albo też są fragmenty w pełni pier w ow zorow i odpow iadające, gdzieindziej zaś T a sso w zbija się w y raźnie ponad sw e g o tłum acza.
W ypadnie w ięc stw ierdzić, czy tłumacz przejął się „tonem,, siłą i głęb ią, w łaściw ościam i obrazow ania“ T assa, czy „pojął ca łą jego m oc i zrę czn o ść“ i w języku sw o im ją „od n alazł44 albo ją- co jeszcze w ażn iejsze — „stw orzył44, czy „niedostępne obrazy innymi nadgrodził“, „m oc-m ocą, sło d y c z -sło d y c z ą , kolor zastąp ił kolorem “, — czy z a w sze w tedy, gdy „niższym pozostał, tłumaczy- go „broni n ierów n ość i wyczerpana m ow y zam o żn o ść“.
Aby choć w przybliżeniu ocen ić „broni nierów ność i m ow y zam ożn ość“, trzeba sob ie pokrótce uśw iadom ić poziom artysty czny, do jakiego d oszła literatura w ło sk a w T a sso w em arcy dziele a zarazem stopień w yrobienia p o lsk ieg o języka p oetyck iego z chwilą, w której Piotr K ochanow ski rozpoczynał pracę nad sw ym i przekładam i.
T asso otrzymał w spadku język poetycki przepyszny, harfę: w ielostruną, w zbogaconą przez trzy stulecia św ietnego· rozwoju w łoskiej poezyi. W ogniu potężnych uczuć hartował i w yk u w ał m ow ę ojczystą Dante, najdelikatniejsze odcienie m iło ści już P e
-Osiński O tłóm aCzeniach z obcych ję zy k ó w . Dzieła, r. IV„ sir. 208 — 232.
trarka w niej wyrażał, ca łą skalę tonów przebiegał B occaccio, — w bohaterską strunę uderzał cały szereg rom antycznych poem atów , niezliczone, pieśni, epigramaty w zb ogacały w ciąż skarbiec poezyi. A potem genialny A riosto snuć zaczął tęczow e pasm o fantazyi, — szydził i płakał, przez łzy się śm iał, ironizował i uw ielbiał. Życie bujne, huczne, rozlew ne z całym renesansow ym przepychem m yśli i uczuć stw orzyło z tej m ow y cudow ny instrument muzyki i p o ezyi. W yżej pójść było na d ługi czas niepodobieństw em . T o też gd y po T a ssie Marini przyszedł, zaczęła ginąć cudowna treści i formy harmonia, z nadmiernym kultem form y przyszedł upadek poezyi.
Jak przedstaw iał się poziom artystyczny p o ezy i polskiej z początkiem XVII wieku w porównaniu z tem bogactw em , w cza sach T a ssa już poza brzegi się przelewającem ?
Jeżeli o pięknie p olszczy zn y „złotego wieku" m ów im y, chyba prozę przedew szystkiem musimy tu mieć na m yśli. Harto w ał ją Rej 'V P o stylli i Kromer w Mnichu, giął jak złotą sztabę Górnicki, w ogniu polem iki św ietne iskry z niej krzesał O rzechow ski, Kro wieki i C zechow ic.
D la poezyi zaś pracow ał za w szystk ich niemal Jan K ocha- noVski, o sią g n ą ł bardzo w iele, ale w szystk iego osiągnąć nie m ógł. Od niego zaczyna się dopiero nasza poezya artystyczna. Jedyna struna religijna odzyw ała się w niej silniej i pełniej od B ogaro
d z ic y , psalm ów i pieśni — a teraz w P sa łterzu d o się g ła szczy
tów harmonii formy i treści. W Pieśniach i Trenach brzmią ty siączn e akordy, które pom nożył częściow o Szarzyński. Poza Ko chanow skim i Szarzyńskim m iło ść nie umiała się jeszcze w y m ow nie i pięknie w yrazić, zgrzytał co chw ila w iersz i daremnie o k ształtów ok rągłość się kusił, — czekał na mistrza Andrzeja Morsztyna.
P o ezy a epiczna w pow ijakach w ciąż jeszcze spoczyw ała· 0 artystycznej rozm aitości obrazów , odczuw aniu i wyrażeniu piękna pejsażu trudno jeszcze m ów ić, — początki plastyki cha rakterów są w Odprawie p o słó w i częśc io w o w sow izdrzalskiej literaturze, — zresztą drewniana sztyw n ość, kanciastość jak na tych sztychach, co zdobią w sp ółczesn e druki: brak im kolorów , odcieni, p ełn ego indywidualizm u. Czy znajdziem y gdziek olw iek w rodzimej poezyi tych czasów w yraziście choćby naszkicow ane tylko takie różnice charakterów jak Arganta i Solim ana, Tankreda 1 Rynalda, nie m ów iąc o jeszcze subtelniejszych — Erminii, Klo-
ryndy i Arm idy?
W ym agałoby to długich dziesiątek lat rzetelnego rozwoju techniki poetyckiej.
„Broni nierów ność i m ow y niezam ożność“ była w ięc dla tłum acza zaw adą olbrzymią. Zupełnie ją usunąć m ógł tylko g e nialny talent. Na taki czekaliśm y aż do — M ickiew icza.
8 8 Notatki.
W obec tego co najmniej zuchw ałym , na n iem ożliw ości się poryw ającym w yd a się nam czyn poetycki Piotra K och an ow sk iego.
* ·χ· *
Z pokorą p rzystęp ow ał nasz tłum acz do pracy nad prze kładem . W ied ział, że podejm uje się dzieła, które m oże przechodzi jego siły. B o oto jak przekładał w iersze inw okacyi, gd zie się zw ra ca ł do Panny, co m ieszka w gniazd koronie:
Tu sp ira al p e tto m io c e le s ti ardori, T y sa m a w ła d n i p ie rsia m i m ojem i,
Tu risch ia ra ił m io c a n to . Ty daj g ło s p ie śn i.
Jest tu zm iana treści głębiej idąca. T a sso przem aw ia, jak poeta, który zna siłę s w e g o ducha ; prosi tylko o natchnienie za chw ytem niebieskim , o oprom ienienie pieśni, która się w nim zrywa do lotu — a K ochanow ski prosi, jak tłum acz, który sam piersią nie chce w ład ać ani g ło su z niej dob yw ać. W pokorę głęb ok ą się uzbroił, przejęty nią podejm uje ufnie sw ój trud, — w szak ona też zdobi i choć częścio w o przyćm ienie b lasków nagrodzi.
Ujem nie na w artości poetyckiej przekładu m usiała się odbić jego kilkakrotna przebudow a. B o „z w szelk iem tłum aczeniem — p o w iada Siem ieński *) — dzieje s ię to sam o, co z operacyą ch e m iczną, w czasie której ulatnia się treść ciał, poddanych analizie. N igd y też sztuka tłum aczenia nie m oże zap ob ied z, aby się nie ulotniła i nie zw ietrzyła najistotniejsza cząstka oryginału“. Przebudow a zacierała w iele barw i b lasków , tem w ięcej że b yła kilkakrotną, pochłaniała przez „robotę“ w iele pierwotnej św ieżo ści.
T o też w dalszym ciągu tych roztrząsań w ciąż nam o tem trzeba pam iętać.
* *
*
O bfitość materyału nie p ozw ala na przejrzyste jego z esta w ie nie w całej nadmiernej rozciągłości, ale co najmniej na „skróty“, na analizę typ ow ych u stęp ów z p ow oływ an iem się w przypisach na analogiczne przypadki, przyczem n iepodobna om inąć w ielu na w et p oszczególn ych w ierszy, które do ogólnej charakterystyki formy poetyckiej przekładu dorzucają interesujące rysy.
* *
*
J erozolim a łą czy w so b ie dw a ż y w io ły : epiczny czyli „wojnę p o b o żn ą “ — „i cavalier, l’arm i“, oraz liryczny, roman so w y — „le donne, gli am ori“ m ów iąc słow am i Ariosta. Na razie zajmijmy się pierw szym z tych żyw iołów .
*) L. S ie m ie ń s k i : Tajemnice tłóm aczeń . (K ilka r y só w z literatu ry
Akcya zaczyna się w niebie od p oselstw a archanielskiego. Z aciekaw ia nas, jak w p olszczyźnie P. K ochanow skiego w y p a d ły te „niebieskie sp ra w y “.
T asso czuł się tu jak w domu. Nic dziw nego, — w sza k już w ielki Dante nagiął w łoszczyzn ę do takich tem atów. Strofa w łosk a toczy się tu z prostotą i pow agą, odpow iadającą w zn iosłości tematu :
E Ί fin e o m a i di q u el p io v o s o in -[v ern o ,
Che fea Г arm i cessa r, lu n g e n o n M iecz w o jn y c h c iw y , prędko s c h o
J u ż też i zim a, w którą o d p o cz y -fw a
[e r a ; [d zić m iała,
Q u a n d o d a li’ alto s o g lio il Padre K iedy B óg w ie cz n y z n ieb a, gd zie
[E tern o, C h ’ è n ella parte più del ciel sin -[cera,
[p rzeb yw a Co ja śn ie jsz eg o , (c o od g w ia z d bez
[m ała
E q u a n to è d alle s te lle al b a s s o J e s t tak w y s o k ie , [i p o d o b n o zb y
-[in fern o [w a j,
T a n to è più in su della ste lla ta sp era, J a k o się n isk o z ie m ia na d ó ł dała)
Gli o cch i in g iù v o ls e , e in un so l S p u ś c ił w zrok z g ó ry i w e m g n ie
-[p u n to e in una [n iu oka
V ista m iro c iô c h ’ in s e il m o n d o W szy stk o , co ś w ia t m a, obejźrzał
[ad u n a. [z w y s o k a .
I, 7 . W iersz polski plącze się w chaotycznym szyku, dodatkami nie licującymi z p ow agą tematu („i podobno z b y w a “) obniża w rażenie, — ogóln ik ow e, bezbarwne określenia („z n ieba“) sta w ia w m iejsce plastycznych w łosk ich (da 1’ alto soglio).
Spieszy się archanioł, by rozkaz Pański w ykonać:
G abriel s ’ a c c in s e Y e lo c e ad e se g u ir le im p o ste c o se .
nic się G abryjel n ie b aw ił, A le p o s łu sz n y b y ł S tw o rz y cie lo w i
La su a form a in v isib il d ’aria c in se S w ą n ie w id o m ą p o s ta w ę z o s ta w ił
Ed al s e n s o m ortal la s o tto p o s e . A p o d ło ży ł ją lu d zk iem u z m y s ło w i.
C m an e m em b ra, a sp e tto u m a n si C złonki c z ło w iec z e i tw arz so b ie
[fin se ; [sp ra w ił,
Ma di c ele ste m a està il c o m p o se : A w ziął w iek na się ró w n y m ło
d z ie ń c o w i,
Tra g io v a n e e fa n ciu llo età c o n fin e Który się z laty styk a d z iec in n e
-[m i —
P rese, ed o rn o di raggi il b io n d o A w ło s y okrył p ro m ień m i ja sn em i.
[crine.
I, 1 3 .
Pom inął tłum acz poetyckie w alory 3-go w iersza i cały pię kny w iersz 6-ty, uszczknął archaniałow i część jego „m aesta ce le s te “.
C h iam a a s e d agli a n g e lic i s p le n - W n et G abryjela ja ś n ie js z e g o s ł o ń
-[dori [ c a .. . P rzyzw ał
G abriel — ί, 1 1 .
Zm iana w y sz ła tu na korzyść przekładu. N ie jest to jednak oryginalne w yrażenie poetyckie tłumacza, ale zaczerpnięte z jednej z następnych zw rotek *).
Gofred zastan aw ia się nad słow am i'arch an ioła :
. . . i l s u o v o ler p iù n el v o le r s ’in - Lecz że w o lą B ożą w y ra żo n ą
[fia m m a
Del s u o S ig n o r, c o m e fa v illa in W sz y stk ę sw o ję m y śl m a w niej
[fia m m a . [u to p io n ą .
I. 1 8 .
Tu zn ów zg in ę ło przepiękne porów nanie. N iestety takie przykłady m ożnaby dziesiątkam i przytaczać. S tan ął archanioł u stóp tronu B ożego :
C hiam a e g li a sè M ich ele, il q u a i S ta m tą d ś w ię te g o z a w o ła ł M ichała,
[n e ir arm i
Di lu c id o d ia m a n te arde e la m - K tóry s ta ł p iz e d N im w p ło m ie
-[p e g g ia . [n istej zbroi
IX, 5 8 . .
Przygasa w polskim w ierszu snop b lask ów . Nie d opisyw ała tłum aczow i plastyka sło w a , o ile przyszło mu p od ob n e obrazy w yrazić *). O ileż sw ob od n iejszym , śm ielszym się czuł, skoro za raz w następnych ok taw ach o p ie w a ł krw aw e w alki ! A le już są sied n ie strofy, w których op isan y lo t archanioła ku ziemi — nie rów n ie lep sze (zw łaszcza IX, 62), choć i te T assow ym w pełni nie dorów nyw ują, np. sło w a archanioła:
Là in c ru d e lite , Ia s o v r a i n o c e n ti Tam w y s ię sr o ż cie i tam sw o ic h —
[w ściek li —
T u tte a d o p ra te pur le v o str e p o s s e S ił d o k o n u jcie p od o g n is te m sk le
-[ p e m ;
Fra i g rid i etern i e lo str id o r d e ’ Tam z łe b ę d z iec ie d u sz e b iczm i
[d e n ti, [siek li,
E Ί su o n del ferro, e le c a te n e Tam o g ie ń p alić w sw em w ię zien iu
[ s c o s s e . [ślep em !
--- IX, 6 5 .
*) Q u a n d o a p a r o col S o l, m a G dy r ó w n o z sło ń c e m — ja śn ie j-
[p iù lu c en te, [s z e g o sło ń c a
L’ a n g e lo g li app ari d a ll’ or ie n te ; Ujrzał n a w s c h o d z ie n ie b ie s k ie g o
[g o ń ca . I. 1 5 . 2) P o d o b n ież s ło w a S tw ó rc y w IX , 5 9 b ezb a rw n e, p e łn e p le o n a z m ó w .
Poezyi D an tego p łu g tak g łęb ok o przeorał p oezyę w ło sk ą , że dla niej w prost nie istniały trudności w dziedzinie nadzm y- słow ej, — skarbiec w yrażeń jej p rzysw oił. Polszczyzna była pod tym w zględem u b o g a , skoro w ięc natrafił tłum acz na takie — dantejskiej p o w a g i pełne zw roty, to zatracały się ich w alory np ::
. . . n è fur le v o c i in te s e . . . lecz w p iek le fa łsz y w y
L aggiù tra Ί p ia n to d e ll’ eterna B ó g te g o n ie c h cia ł ro zu m ieć j ę
-[m orte. [z y k a ..
XI, 3 0 . .
N iebo bardziej po ludzku u K ochanow skiego urządzone. Anioł-Stróż Rajm undów:
N e lf alta rocca a sc e n d e , o v e d ell’ S z e d ł na w y s o k i z a m e k , kędy
[o s te [sta ły
D ivin a tu tte so n Г arm i rip o ste. N ieb iesk ich broni p ełn e a r s e n a ł y .
VII, 8 0 ..
Daniną, złożoną w sp ółczesn em u sm akow i, b y ł „pałac z ło ty “, który tłumacz w niebie umieścił. W iadom o, że roiło się w e w sp ó ł czesnej p oezyi od pałaców , marmurów, kolumn i kunsztow nych ogrod ów :
P a ssa il fo c o e la luce, o v e i b eati W przód em p irejsk i p rzesze d ł p a ła c [złoty,
H a n n o lor g lo rio sa im m o b il s e d e ; T am , kędy d u sz e m ieszk ają s z c z ę
ś l i w e *· IX, 6 0 H.’
U gon zjaw ia się G ofredow i w e śn ie:
E cco c in to di rai, c in to di fo co , O b aczył p o lem , że p rzeciw k o n iem u
Un ca valiero in c o n tro a lui v e n ia ; M ąż o to czo n y o g n ie m p o s tę p o w a ł
XIV, 5.
*) P o d o b n ież :
Pareagli e s s e r tr a sla to in un se r en o Tak m u się zd a ło , że beł p r z en ie
-[sio n y
C an dido e d ’ auree fia m m e a d orn o W pałac n ie b iesk i, g w ia zd a m i n a
-[e p ien o . [tk n io n y .
XIV, 4 ..
albo :
S e m p lice form a e n u d o sp irto v ed i D u ch tylko w id z isz , który za m ie
s z k a n ie
Q ui cittad in de la città c e le s te . Ma ten tak p ię k n ie pałac o z d o b io n y .
O debrał tłu m acz U gon ow i tę aureolę b la sk ó w , którą g o T . o to c z y ł1). N ieco dalej zn ów gasn ą w przekładzie św iatła i żyw e o g n ie :
. . . p iù fis o or m ira P rzyp atrz s ię n ie b o m i p la n et pręd
k o ś c i ,
■Questi lu cid i alb ergh i e q u e s te v iv e K tóra w ie cz n a M yśl bez p rzesta n k u
[to cz y ; iF iam m e c h e m e n te etern a in fo rm a
[e g ir a ; XIV, 9 .
II R eg e e ter n o , B ó g ten , który cię p ia stu je
C h e te di ta n te s o m m e grazie o n o ra Na s w o ic h ręku o d p ie rw sz ej m ło d o śc i.
XIV, 1 6 .
Te w iersze zn ów ozdabia tłumacz, czerpiąc z nieprzepłaco- ■ nej skarbnicy Jana z C zarnolasu. Sen niebiański Gofreda w pieśni -M-tej naogół pięknie przełożony, podobnież jak w izya niebieskich
w ojsk, które archanioł ukazuje H etm anow i :
łD rizza p u r g li o c c h i a rigu ard ar W ojsk n ie śm ie r te ln y c h zeb ran e g r o -
[l’im m e n s o [m ad y
T s e r c ito im m ortal c h ’è in aria а с- M asz na p o w ie trzu w n ie b iesk iej
[c o lto ; o z d o b ie ;
C h ’ io d in a n zi to rro tti in n u v o l d e n s o A jać śm ie r te ln y c h z m y s łó w tw y ch
[za w a d y
Φ ΐ v o stra u m a n ità , c h e in to rn o a v - Z dyjm ę z ź ren ice w c u d o w n e m s p o
-[v o lto [so b ie ,
A d o m b ra n d o t ’ a p p a n n a il m o rta l Że n a g ie d u ch y , krom żadnej
przy-[s e n s o , [sa d y ,
Si ch e v ed rai g l ’ ig n u d i sp irti in B ę d z ie sz m ó g ł w id z ie ć w ich w ła sn ej
[v o lto ; [o so b ie
3E s o s te n e r per b r e v e sp a z io i rai I c h w ilę z n ie s ie s z — zak rytych o
-[błokiem
3 e ir a n g e lic h e fo rm e a n c o p o tra i. A n ie lsk ic h tw arzy b la sk — śm ie
r-[teln em o k iem . XVIII, 9 3 .
W yraźny tu p ostęp w przekładaniu oktaw podobnej treści w porów naniu z pieśnią 1-szą.
D o „n ieb iesk ich “ spraw należy też „ p iek ieln e“ dołączyć. C ie k a w e w nioski nasuw a tu zestaw ien ie początku pieśni 4-tej,
w której T a sso p rzed staw ił słynną naradę szatanów . W idząc, że B ó g w sp om aga chrześcijańskie w ojsk a:
II gran n e m ic o d ell’ u m a n e g e n ti Na c h r ześcija n y p ojźrzał n ie ż y c z liw ie
C o n tr a i C ristian i i liv id i o c ch i t o r s e ; S tr a sz liw y tyran p iek ieln e j o tc h ła n i,
_J___________________________________________ IV, 1.
*) O zn aczam o d tą d : T. = T a s s o , K. = P iotr K o c h a n o w sk i.
К. przem ienił g łę b sz e w treści określenie szatana (il gran nem ico de Г umane genti) na w yrażenie, zawierające w yłącznie zew nętrzne efekty, bezbarwnie oddał jego wzrok niesam ow ity. Szatan zw ołuje naradę złych d u ch ó w :
Q u a si che sia leg g iera im p resa (ahi M n iem a tak — sp ro sn y g łu p ie c o
-[s to lto !) [p ęta n y — ,.
II rep u gn are a la d iv in a v o g lia ; Że to rzecz ła tw ia p rzeciw ić s ię B ogu ■
S to lto , c h ’a D io si a g g u a g lia , e in I n ie chce p o m n ie ć sz a len ie c przez
[o b lio p o n e [d z ię k i,.
C om e di D io la d estra irata tu o n e. Jak i z g n ie w liw ej piorun J e g o ręki.
IV, 2.
K. przejaskrawia barw y, zgrubia rysy. N ie zadow ala się na zw ą „szaleńca“ — w ię c jeszcze „sprosnym '4 mianuje szatana i „opętanym “ na dobitkę, co już było zbytecznem (trudnoż Lu cy pera opętanym nazw ać!). P rzypuszczam , że cały ten dodatek nie należał do przedostatniej redakcyi przekładu *).
Zbiegają się duchy piek ieln e:
O h co m e stra n e, oh co m e orribil . . . . p iek ielni d u c h o w i e ... .
[fo rm e !
Q u a n t’ è n e g li o c ch i lor terrore W różn ych p o sta cia c h , a k to je w y -
[e m orte ! [p o w ie ?
S ta m p a n o a lcu n i ii su o l di ferin e S trach i w s p o m in a ć ! [J ed n i kurze
[orm e, [n o g i
E’n fro n te u m a n a han c h io m e d ’a n - D rud zy w ielb łą d zie , trzeci m ają
[g u i a tto rte ; [k ro w ie ;
E lor s ’a ggira d ietro im m en sa cod a, S ą i ci, którzy na łb ie n io s ą r o g i],.
Che q u a si sferza si rip iega e sn o d a . In szy zaś w arkocz z w ę żó w u p le c io n y
I sm o c ze n io są za so b ą o g o n y .
IV. 4.. P om ińm y dodatki К -g o , o których już w „Sp olszczen iach “ była m ow a. Chodzi tu o ogólne w rażen ie, jakie w yw ierają na czytelniku ci „piekielni d u ch ow ie“. K. stara się szczegółam i z lu dow ej dem onologii określić ich potw orne kształty, zbyw a krótko efektow ny ostatni dw uw iersz oryginału, bo mu już w przedostat niej redakcyi miejsca nań nie starczyło w 6-ciow ierszow ej strofie. Przy przebudow ie jej na oktaw ę nie krępow ał s ię już treścią
*) P o ró w n a n ie o k ta w y ory g in a łu z przekładem w y k a z u je , że tłu
m acz d o d a ł w ie rsz 2 - g i tej stro fy (w e d łu g s w o jeg o d a w n e g o n a ło g u ),
o raz w ła ś n ie to jask raw e „ sp ro s n y g łu p ie c o p ę ta n y “ . P ra w d o p o d o b n ie
w ię c w p rzed o sta tn iej red akcyi o b e c n e g o 2 -g o w iersza nie było, a 5 -ty łą cz y ł się z 6 -ty m w jeden.
*94 Notatki.
op u szczon ych w ierszy, łatw iej mu b yło uzupełnić strofę do okta w y d ow oln ym dw uw ierszem .
N astępuje o p is P lutona:
S ie d e P lu to n n e l m e z z o , e e o n la W e śr o d k u P lu ton str a sz liw y na
[d estra [ło n ie
S o s t ie n lo sc e ttr o r u v id o e p e s a n te ; T rzym a żela zn e scep tru m za rd
ze-[w ia le ;
N è ta n to s c o g lio in m ar n è rup e Tak b y ł sa m w s o b ie , tak w ielk i
[a lp estra , [w o g o n ie ,
N è pur C alpe s ’in n a lza ο Ί m a g n a Że s ię i A lpy przy n iem zd ały
[A tla n te , [m a łe
C h’ an zi lui n o n p a r e sse un p ic cio l 1 A tla s, c h o c ia ż s ię g a p od o b ło k i, [c o lle ;
S i la gran fr o n te e le gran corn a N ie je s t tak w ielk i, ani tak w y s o k i.
[e s to lle . IV, 6 .
3 -ci w iersz, zap ew n e później dodany — w cale krasy stro fie nie przydał. Straszny, ale i potężn y jest szatan u T a ssa :
O rrida m a e stà n el fero a s p e tto O czy m ia ł w ś cie k łe, w zrok by u k o
-[m ety ,
Terrore a ccresce, e p iù su p e r b o il P o w a g ę m u tw arz su ro w a czy n iła ,
[ren de;
R o s s e g g ia n g li o c ch i, e di v e n e n o [W sz y ste k b eł cza rn y o d g ło w y d o
[p ię ty ], K o sm a te p iersi g ę s ta broda kryła, [in fe tto ,
C o m e in fa u s ta c o m e ta , il g u a r d o sp le n d e ;
G l’ in v o lv e il m e n to , e s u l f ir s u to p e tto M ią ższy u g ę b y w ą s w is ia ł p o m ię ty , Isp id a e fo lta la g ra n barba s c e n d e ; W czele m iał je d e n , w e łb ie r o g ó w [siła ,
E in g u is a di v o r a g in e p ro fo n d a A u k rw a w io n a g ę b a b eła taka,
S ’ apre la b o cca d ’a tr o sa n g u e im - J a k o g łę b o k a str a sz n a p rzep a ść jaka.
[m o n d a . IV, 7 .
D odane u K. w iersze 3 -ci i 6 -ty (tego ostatn iego treść w zięta m oże z k o ń co w eg o w iersza poprzednio cytow anej oktaw y oryginału) nie zastępują braków i grozy szatanow i nie dodają. Skrótam i sw ym i zatracił tłum acz w sp an iałe porów nania, odebrał szatan ow i jego „orrida m aestà“, je g o p ychę, jego szatańską w ie l k o ść i grozę, krw aw y błysk oczu zam ienił na „oczy w śc ie k łe “ — jak ludow ego, popularnego d yab ła na czarno go p om alow ał, w tło czył nieudolnie w trzy m ało m ów iące sło w a p yszn e porów nanie błysku w oczach szatana do św ia tła złow różbnego kom ety, mniej sze też robi wrażenie „ukrw aw iona g ę b a “ od otwierającej się otchłani ust pełnych czarnej krwi. Jak brak czasow n ik ów czyni martwym wizerunek szatana w przekładzie, tak odw rotnie — czasow niki o żyw iają i p o w ięk sza ją grozę T a sso w eg o Plutona. U T .
m a on rysy dantejskie — u K. w ygląda na Lucypera na odpu sto w y ch obrazach.
N ie d o sy ć na tem. Tłum acz w yraźnie chce zoh yd zić s z a tana, w strętnym , odrażającym go uczynić. N ie w id ać podobnych
tendency i w T assow ym wizerunku:
Q ual i fu m i su lfu rei ed in fia m m a ti J a k o M o n g ib el zaraźliw e pary
E sco n di M o n g ib e llo , e Ί p u zzo e Ί I sm r ó d w y p u s z c z a , tak i jem u
[tu o n o ; [z gęb y
Tal de la fera b occa i n egri fia ti, Ś m ierd zia ło w ła ś n ie , [a z n o s a bez [m iary
T ale il fetore e le fa v ille s o n o . P u szczał, aż b rzyd k o, p lu g a w e o tręb y ].
IV, 8 .
U T. artystyczna m iara bynajmniej nie przekroczona, u K. b ezb arw n e, odpychające określenia i jeszcze bardziej odrażające dodatki w łasnej k on cep cyi w ostatnim dw uw ierszu. Taki Pluton o d p ow iad ał ów czesn ej d obie psującego się sm aku, na jego-to w zór zoh y d za ł P otocki Osmana w „ W ojnie C hocim skiej“. Jeźli zaś uw aż niej przypatrzym y się obu tym dw uw ierszom i reszcie oktaw y, to okaże s ię , że i ten dodany dw uw iersz najprawdopodobniej d op iero w ostatniej redakcyi do strofy się dostał. Z pow odu tych w ła śn ie strof — nie tylko tłu m acz, ale naw et i T a sso w ytoczyli sporo żółci z dostojnie ironią skrzyw ionych ust O siń sk iego.
Ale już w przem ow ie Plutona zyskuje Muza tłum acza na sile i p ew n ości siebie. M ałą próbą — początek IV, 15. Chwała n ieb iesk ieg o Pana g w a łto w n ie w zrasta, w ciąż n ow e ciosy spadają na piekielne pań stw o. A le jeszcze nie w szystk o stracone:
. . . n on s o n o a n co e s tin ti J e s z c z e w n a s d a w n e n ie w y g a s ło [m ęs tw o ,
C li sp irti in n o i di q u el v a lo r pri- K ied y śm y o g n ie na n ie b o cisk a li
[m iero,
Q u a n d o di ferro e d 'alte fia m m e I m ieczem siek li na n ie b ie s k ie k s ię
-[c in ti [stw o .
P u g n a m m o g ià con tra il c e le s te im -[pero.
Im iesłów T assa (cinti di ferro e d’ alte fiam m e) rozbity w przekładzie — z korzyścią dla formy poetyckiej — ma dwa verba finita (o g n ie ciskali, m ieczem siekli) w ekspresyi poetyckiej p ełn e życia i siły.
Prawda — i na treści i na poetyckiej formie poem at tracił często w p rzek ład zie, ale z drugiej strony nieraz zastanawiają nas dodatki tłum acza. N aprzykład w ostatniej zw rotce Plutono w ej przem ow y:
S ia d e stin ció c h ’io v o g lio : altri T en n iech po ś w ie c ie błądzi o b łą
Sen v a d a erran d o ; altri r im a n g a Ci n ie ch w ..rozk oszach [jako w ie
-[u c c is o ; [prze] — ty ją ,
A ltr i, in cu re d ’a m o r la s c iv e im - T en z a ś w m iło ś c i sp ro śn ej o p ę
-[m er so , [ta n y
Idol si fa c cia un d o lc e sg u a rd o e N iech aj g n u ś n ie j e . . .
[un r is o ; IV, 1 7 .
D o d a ł К. w 2-gim w ierszu porów nanie d o sa d n e , w sam o sedno g o d z ą ce — iśc ie rejow skie.
P rzem ow y, które zajmują sporo m iejsca w rycerskiej części „G ofreda“, dostarczają w iele m ateryału interesującego ze Względu na ob ch o d zą ce nas tutaj zagadnienie. T y p o w ą co do estetyczn ych w alorów jest przem ow a Hetmana w pieśni 1-szej. U K. jest ona jędrniejsza, zw ięźlejsza, ch o ć w cale w iernie oddana — przekład zupełnie dorasta tu oryginału — o ile go nie przew yższa tą zw ię zło ścią i siłą . Np.:
Ah n o n sia a lcu n , per D io, c h e s i Dla B o g a , lep iej w a ż m y J e g o dary —
[grad iti
D oni in u s o si reo p erd a e d iffo n d a ! I, 2 7 .
U K. jeden w iersz oddaje w iernie treść obu T a sso w y ch — p ow ażn iej, groźniej brzmi polska przestroga, aniżeli w ło sk ie za klęcie. Podobnież koniec tejże I, 27:
Chè n o n co rria m o a lla città c h ’è N iech J e ru za lem zaraz d o b y w a m y ,
[m eta
D ’o g n i n o s tra v itto r ia ? e c h e p iù T o cel n a sz , w który w s z y s c y w ie
-[Ί v ie t a ? [rzyć m a m y .
u T. retoryczne pytania, u K. energiczny rozkaz czy h asło. K. tłum aczy przem ow ę śm iało i p ew n ie, w iernie a s w o bodnie —
R eco ad u n ’ alta o r ig in a r ia fo n te P rzy czy n ę w ła s n ą te g o b y ć n a jd u ję,
La ca g io n d ’o g n i in d u g io e d ’o g n i Że w s z y s c y c h c e c ie b y ć r ó w ie n n
i-[lite : [kam i
A q u ella a u to r ité, c h e , in m o lti I w s z y s c y rząd zić je d n a k o w o c h c e
-[e va ri - [cie,
D’o p in io n , q u a si lib rata, è pari. A w zajem s o b ie n ie u s tę p u je c ie .
I, 3 0 .
К. op u ścił w p raw d zie ostatnie porów nanie, ale sp o lsz c z y ł te w iersze jędrnie, dosadnie. W łosk ą emfazę, retorykę zam ieniał na wyrażenia proste a pełne pow agi —
Q u i ta c q u e il v e g lio . Or qu ai p e n - Tu p r z e s ta ł sta rzec a w n e t n ie
-[sier, q u ai p etti , [u żyte
S o n c h iu si a te, s a n t’ aura, e d iv o S erca D u ch Ś w ię ty rozgrzał sw y m
[a rd o re? [p ło m ie n ie m .
[I, 3 2 .
W przem ow ie p olsk iego Hetmana w id a ć , że na polu w y m ow y p osiad ała polszczyzna w ielk ą giętk ość i siłę ekspresyi. Bo też miała niem ało św ietnych przedstawicieli do cza só w „G o- freda*. Oktawa XIV, 22 dow odzi, jak umiejętnie potrafił K. prze kładać przem ow y. U żył tu zręcznie retorycznego akcentu i p od kreślał nim w yraziście o d p o w ied n ie w y r a z y 1). U F. m ó g ł zn a leźć zbyt m ały do tego pochop:
Ma p e n s a n d o ch e c h ie s to al p io Lecz u w ażając, że G o f r e d a pro^
[G offredo [szę,
Per lo forte R in ald o è tal p er d o n o , K tórego znają, jako d o b ro tliw y ,
E rig u a rd a n d o a m e ch e ’n grazia I że te p ro śb y ja d o cie b ie n io sę ,
[il c h ied o
Che v ile a ffa tto in te rc eso r n on s o n o K tórem uś ty zw y k ł z a w sz e b y ć ch ę
-[tliw y,
A g e v o lm e n te d ’ im p etrar m i cred o W ięc że p rzy czy n y z a R y n a l d e m
[ w n o s z ę
Q u e sto ch'a tu tti fia g io v e v o l d o n o . W ięc że od w s z y s t k i c h — jestem
[n ie w ą tp liw y ,
D e ! c o n se n ti ch ’ei rieda, e ch e in Że na to słu s z n e b ęd ziesz ch cia ł
[am m en d a [m ieć w z g lęd y
Del fa llo , in pro co m u n e il s a n g u e I d o p u ś c isz m u k rw ią zm y ć p rzeszłe
[sp en d a . b łęd y.
Godzi się też zw rócić uw agę na scen ę posłuchania w ysłan n ików króla egip sk iego w G ofredowym nam iocie, już w ielokrot nie stw ierdzono, że podstępna, obłudna chytrość nie była naszą narodow ą cech ą , natom iast w ojczyźnie M acchiaveilego gnieź dziła się na dobre. Stąd i język n a sz, ten potoczny i sp o só b przem aw iania nam w rodzony — na „włoskie sztu k i“ nierad się brał, bo i nie w gab in etach , na tajnych dyplom atycznych kon szachtach się k szta łcił, skrytemi drogami nie chadzał chętnie i skw apliw ie, jak inne. W yrabiał się jego charakter pełny sw o b ody, otw artości na arenie sejm ów i sejm ików, w serdecznem cieple życia rodzinnego, na długotrw ałych k resow ych w ypraw ach a w głębi kraju w śród p o g o d n y c h , patryarchalną prostotą prze- siąkłych zajęć ziem iańskich; — po rozbiorach za ś narodow e nie szczęścia i krw aw iące ciernie bólów nieraz nam jednym tylko znanych i dla nas tylko zrozum iałych syciły krwią serdeczną nasz język przedziwny — zw ierciadło narodow ej duszy.
Cóż w ięc d z iw n e g o , że w yraźnie dała się tłum aczow i o d czuć „m ow y n iezam ożność,“ skoro mu przyszło sk op iow ać cha rakterystykę Aleta —
1) Z w rócił na to u w a g ę R ydel w sw em w y d a n iu , pod ając te w y
razy ro zstrzelo n y m drukiem , p o d cz a s g d y w w y d a n iu z r. 1 6 1 8 — n ie odró żn ia ją się o n e od in n y ch .
A le te è l ’un ch e da p rin c ip io in - T en, co w p rzó d id z ie , A letem g o
[d e g n o [zo w ą :
Tra le b ru ttu re de la p le b e è s o r to ; Z bardzo p o d łe g o ojca uro d zo n y ,
Ma 1’in n a lz a ro ai p rim i o n o r del A le d o w cip e m i sło d k ą w y m o w ą
[reg n o
Parlar fa c o n d o e lu sin g h ie r o e U rósł u d w o ru i b y ł p o d w y ż sz o n y ;
[sc o rto ,
P ie g h e v o li c o s tu m i, e v a r io in g e g n o Co ch cia ł, to w s z y s tk o p r zew ió zł [sw o ją g ło w ą ,
Al fłn g e r p r o n t o , a 1’in g a n n a r e C hytry, o b r o tn y , fo r teln y , ć w ic z o n y .
[a cco rto ;
Gran fabro di c a lu n n ie , a d o rn e in A tak p o tw a rz e sw o je u d a ć u m ia ł,
[m o d i
N o v i, ch e s o n o a c cu se e p a io n lo d i. Że d rugi sk a rg ę za c h w a łę ro zu m ia ł. II, 5 8 .
D arem nie polszczyzna w tłacza b og a ctw o treści i formy ory g in a łu w ciasne ramy oktaw y. W yślizgują się gładkie i jak A let-
w ąż zw inne przeguby w łoskiej strofy, nie p och w ycą ich przym iot niki — p osp ieszn ie na ratunek nagrom adzone.
Skoro jednak p rzyszło p rzełożyć układną przem ow ę Aleta, to znów p ły n ęły tłum aczow i z p od pióra zw roty to c z o n e , okrą g łe , w ym ow ne i n iew ym u szon e, — przekład w zu p ełn ości dora stał do oryginału, „robota“ znikła niem al bez śladu.
Skończył Alet — a słu ch acze tylko niem ą grą twarzy i wzrokiem zdradzali sw oje uczucia i m yśli —
Q ui ta c q u e A le te : e Ί s u o parlar Tu p rzesta ł A let, a m ężn i żołn ierze
[se g u ir o
C o n b a s s o m orm orar q u e ’ forti eroi ; C ich o s ię sa m i z s o b ą z sz e p ty w a li,
E b en n e g li atti d is d e g n o s i apriro A że się pokój i o n o przym ierze
Q u a n to c ia scu n q u ella p r o p o s ta W sz y stk im n ie zd a ło — tw a r zą znać
[a n n o i. [d aw ali.
Il cap itan r iv o lse g li o c ch i in g iro G offred p o jźrza w szy na sw o je
ry-[cerze,
Tre v o lt e e q u a ttro , e m iro in fr o n te Co w k o ło sta li i te g o czekali,
[i s u o i;
E poi nel v o lto .di c o lu i g li a ffis s e dak ą o d p ra w ę m ieli m ieć p o
-[s ło w ie — C h’a tten d e a la r is p o sta , e c o si d is s e : Tak A leto w ej o d p o w ie d z ia ł m o w ie : II, 8 0 .
Zbył K. lek cew ażąco w ym ow n ą chw ilę m ilczenia, grę tw a rzy słu ch aczy, kilkakrotne b ad aw cze spojrzenia Hetmana, co prze nikliwie czytał w tw arzach sw y ch rycerzy, a potem w Aleta się w patrzył, jakby mu duszę czarną chciał przejrzeć do dna. Te
pom inięcia szkodzą polskiej strofie. Już to na pantom iny, rze c z y w is te czy tylko opisane, nie łatw o m ierzyć się z W io c h a m i!Ł).
Skoro w yp ad ło tłum aczowi od d aw ać bezsłow ną grę tw arzy — op u szczała go rozlewna szlach eck a sw ada, w przem ow ach tak s ie bie zw ykle pewna. Odbija się tu może rys szlacheckiego charak teru ,c o w g ło w ie — to i na języku“, bo też i w P olsce mało b yło takich, co słow a d łu go od w ażali — R ejentów -M ilczków .
W losow aniu tych, co mieli odejść z Arm idą:
D ’ in certo cor, di g e lo s ia dan se g n i G li a ltri, il cui n o m e a v v ie n che [Г urna a s c o n d a ; E d a lla b o cca p e n d o n di co lu i C h e sp ie g a i b revi e le g g e i n om i [altrui. A ci, co je sz c z e na sp o d k u z o sta li N ie w y m ó w io n ą bojaźń w se r cu m ieli. Każdy z n iezm ier n ą c h c iw o ś c ią p il-[nuje T eg o , co kartki z n aczyn ia w yjm u je. V . 7 4 .
K. pomija „segni di g e lo sia “, „pendon da la b o cca “ — w y raża się o g ó ln ik o w o , w idocznie w pantominach nie smakitje. J e sz c z e wyraźniej można to stwierdzić w obrazie gońca —
M en tre a ciô pur rip en sa, un m e sso [appare P o lv e r o s o , a n ela n te, in v is ta a fflitto, 4 n a tto d ’uom c h ’altrui n o v e lle am are P o r ti, e m o stri il d olore in fronte
[scritto ,
K iedy to s o b ie H etm an u trap ion y R ozbierał [sm ętek m ając n iep o jęty ], Ujźrzy: a o n o jeden u k u rzo n y B ieży do n ie g o żalem w ie lk ie m zdjęty.
V , 8 6 .
Jak ujemnie odbiła się na formie poetyckiej przekładu prze m iana form y zw rotkow ej — dow odem z pośród wielu innych p o czątek odpow iedzi H etm ana:
M essa g g ier, d o lc e m e n te a noi sp o -[n e sti O ra co rtese, or m in a c c io so in v ito . S e Ί tu o re m ’am a e lod a i n o -
[stri g e sti, "'É su a m erced e e m ’è 1’am or
gra-[dito. A q u ella p arte p o i, d o v e p r o te sti :La guerra a noi del p a g a n es m o
[u n ito,
Raz d o s y ć gład k o, drugi raz z groź* [bam i P o se ls tw o s w e g o p an a sp ra w u jecie; J e ś li n a s ch w a li i w przyjaźni [z n am i Chce m ieszk a ć — za to m u p o d z ię k u je c ie . A że g ro zicie ja k iem iś sp isk a m i, W które i in sz y c h do sie b ie w ziąć
[ch cecie,
*) W ra żliw o ść na m im ik ę i g e s t — u Reja ju ż w id o czn a (C h le b o w sk i. R ozw ój k u ltu ry p o lsk iej, str. 3 3 ) , m im o w s z y s tk o jed n a k o p eł n o ś ć w ło sk ie j ani się k u sić n ie m o g ła . P rzeczy tem u po czę śc i VIII, 3 3 . ^Podobnież pom ija K- m im ic zn e e le m en ty w III, 6 1 ( 1 - s z y d w u w ie rsz).
R isp o n d ero , co m e da m e si s u o le , A b y śc ie w s z y s c y p rzeciw k o nam [bylii
Liberi s e n s l in s e m p lic i p a ro le. I w s z y s c y razem na n a s u d erzyli — ·
Tak m a c ie w ie d z ie ć .
II, 81— 82.. Szwankuje druga część oktaw y a m ianow icie ostatni jej dw u w iersz, który sw ą treść czerpał w yłącznie z w iersza
6
-go, jest roz w odnieniem tego ostatniego, pleonazm em . Natom iast krótki i jędrny dw uw iersz k oń cow y oryginału — niemal b ez śladu zniknął (jego· resztki to m oże „tak m acie w ie d z ie ć “ na początku następnej okta w y). P rzypuszczam , że tych pleonastycznych w ierszy w redakcyi o zwrotkach sześcio w ierszo w y ch — zupełnie nie b y ło , bo i miej sca w nich nie starczyło na pleonazm y.O gółem jednak na chw ałę tłum acza przyznać trzeba, że o d p o w iedź G ofreda przełożył przepięknie, — w yp ow iad a ją Hetman; z godnością i siłą a zarazem prostotą. Żeby więc w ciąż cien ió w przekładu nie pod k reślać ale i jego jasne strony uw zględnić — godzi się przytoczyć część tej o d p ow ied zi:
Chè n o n a m b lz io si avari affetti T o p r z ed się w zięc ie i ten u m y s ł
[sta ły Ne sp ro n a ro a il’ im p resa , e ne fu r N ie żad n a c h c iw o ś ć św ie c k a w n a s
[gu id a. [sp ra w iła .
(S gom b ri il Padre del Ciel d a ’ n o - Ty sam tę ję d z ę , P anie w ieczn e j
[stri p etti [c h w a ły ,
P este s i rea, s e in a lcu n pur W yk orzeń z se r c a , je ślib y w kirm
[ s ’a n n id a ; [b yła
Nè soffra ch e l’a sp erg a , e c h e Bodaj w n a s takie m y śli n ie p o
-1’in fetti [sta ły !
Di v e n e n d o lce c h e p ia c e n d o an cid a); S am a to ręka b o sk a u czy n iła , —
Ma la su a m an , che i duri cor p e- Ta, kiedy zech ce, tw a rd e serca
[nćtra [ru szy,.
S o a v e m e n te, e gli a m m o lis c e e Ta sk a m ie n ia łe p iersi ła tw ie kruszy..
[sp etra ;
Q u in d i l’ardir, q u in d i la sp em e Ta nam n a d z ie je , ta nam i śm ia
-[n a sce , [ło ści
Non d alie frali n o stre forze e D odaje, a n ie ża d n e n a s z e siły :
[sta n ch e,
Non d a li’ arm ata, e n o n da q u a n te W arm acie żadnej n ie m am y d u
f-[p a sce [n o ści,.
G enti la G recia, e n on d a li’ armi G reckie p o siłk i m ało b y sp ra w iły .
[F ran ch e.
Purch’ ella m ai non. ci ab b a n d o n i B y leśm y b eli w J e g o o p a trzn o ści —
[e la sc e,
Poco d eb b iam curar c h ’ altri ci By się n a jś w ię ts z e w ojska z g r o m a
-[m an ch e. [d z iły
Na n a szę zg u b ę — n am n iej się [n ie bojem , K iedy p od je g o m ocn ą ręką sto jem .
Lecz je ślib y n a s ch cia ł za n a sze [z ło ści Sk azać i z sw ojej w y p u ś c ić o b r o
tny, —
K tóżby z n a s nie rad tam p o ło ży ł[kości, G dzie B óg i Pan n asz leży pogrze-[b io n y ? P om rzem y radzi w takiej sta te cz n o ś c i S z c z ę śliw sz y — niźli żyw i — z ka-
[żdej strony. A le śm ierć n a sza będzie sła w n a
[w szę d z ie , Azyja się z niej p e w n ie śm ia ć nie [b ęd zie. II, 8 3 , 8 5 — 8 6 .
U w łaczałb y tłum aczow i, ktoby mu w tych oktaw ach za rzuty śm iał czynić. O dpow iedź Goifreda jest nawpół modlitwą, w niej to w yraziście w ystępuje giętkość i siła polszczyzny, znać, ż e tę niw ę upraw iało w ielu poprzedników a m iędzy nimi najwięk sz y — tw órca „Psałterza“ (echa zeń brzmią w końcow ych wier szach drugiej z rzędu cytow anej tu oktawy). N a nich oparł się ■tłumacz i przekładał te strofy w prost świetnie, uch w yciw szy ton w ła ściw y , p otoczyście a sw obodnie, bez w trętów , zbytecznych n a w ia só w i tym podobnych sztucznych podpórek. I to nie tylko 4u tak pięknie, z taką god n ością, przejęciem i siłą a zarazem tak p otoczyście przem awia sp olszczon y Hetman. Czyż np. sło w a Gof freda nad ciałem D udona (III, 6 8 — 70) są n ied ość jeszcze piękne, jędrne, d o s t o jn e ? 1).
ł ) P o d o b n e za le ty w y k a zu je krótka przem ow a G offreda (3 ok taw y)
w V , 3 — 5 , — z w ła szcza i o sta tn ia strofa m oże i en erg iczn iejsza niż
u T. N a to m ia st b ezsp rzeczn ie siln ie jszą c h o ć w o ln o p rzeło żo n ą j e s t krótka
■odpow iedź G offreda w V , 3 7 — 3 8 . W p ro st d o s k o n a łą je s t krótka m o
d litw a H etm an a w VIII, 7 6 , p r zem o w a w VIII, 7 9 — 8 1 , p ro ro ctw a P io
tra p u steln ik a w X, 7 4 — 7 7 , m o w a G w elfa w XIV, 2 1 — 2 4 (tu z w ła sz
c z a ciek a w a strofa 2 2 - g a z reto ry czn y m i ak cen tam i), rada R ajm unda
w XIX, 1 2 8 — 1 2 9 jęd rniejsza w p rzek ła d zie, en erg iczn iejsza — rów n ie Jak o d p o w ie d ź h etm a ń sk a w XIX, 1 3 0 — 1 3 1 . P y szn ą je s t p rzem ow a G of- ‘.freda przed b itw ą w X X , 1 4 - 1 9 .
C h i sa co m e d ifen d e e co m e fere, ■Soccorso ai su o i p erigli altre n o n [chere. .Ma q u a n d o di su a aita ëlla neprivi Per gli error n ostri о per g iu d izi
[occu lti, C h i fia di n o i c h ’e s s e r se p u lto
[sc h iv i ‘O v e i m em b ri di D io fur già se -[p u lti? N oi m orirem , nè in v id ia a v rem o
[ai v lv i; N o i m orirem , m a non m orrem o
[in u lti: Nè Г A sia rid era di n o stra so rte, N è pian ta fia da n oi la nostra m orte.
Jak zaw iły charakter A leta tłum acz przedstaw iał z trudno ścią — tak przeciw nie su row y i szorstki Argant, co słow am i szerm ow ać nie lubił — w ystąp ił w przekładzie w całej p lastyce- Może K. przejaskraw ił tę nieokiełzaną, napoły dziką naturę — a le odlał ją jednolitą, wypukłą.
Goffred hojnie obdarzał p osłów :
E bbe A rg a n te un a s p a d a ; e '1 fabro A rg a n to w i za ś sza b la się d o sta ła ,
[e g re g io
L’e ls e e Ί p o m o le fe ’ g e m m m a to W szy stk a perłam i i z ło te m sa d zo n a ,.
[e d ’ oro
Con m a g iste ro ta l, c h e perde il R ob ota s ię w niej drożej s z a c o
-[p r eg io [w a ła ,
D ella ricca m ateria a p p o il la v o ro . Bo bardzo sz tu c z n ie b yła u r o b io n a
-Poi ch e la tem p ra e la r icch ezza Z żelaza m u się bardziej p o d o b a ła
[e Ί freg io
S o ttilm en te da lui m irati fôro, I stą d , że była d o b rze w y o s tr z o n a ,
D isse A rg a n te al B u g lio n : V ed rai R zek ł d o G o ffred a : „N ie d łu g o p o
d e ń t o s to [k ażę,
C om e da m e il tu o d o n o in u s o J a k o s o b ie tw ój u p o m in ek w a ż ę “
-[è p o s to . H, 9 3 .
U К. Argant nie ogląd a szabli tak dokładnie, na jej k o szto w n o ść tyle nie zw aża. O d pow iada to m oże bardziej jego charakterow i, zm ienił tu w ięc K. oryginał bardzo trafnie. Argant u niego prost szy, jak z jednej bryły wykuty. W krótce:
S en za ris p o sta aver, va per Г a m ico S p ie sz n ie p ojeżd żą, ciem n ej n o cy
[ła je,
S ilen zio d e lle ste lle a li’ alte m ura, J e ro z o lim sk ich k w a p ią c s ię d o
[g r o d ó w ,.
D ’ in d u g io im p a z ïe n te ; Srod ze m u przykre n a m n iejsze
[m ieszk anie,.
II. 9 5
-K. opuszcza poetyckie akcesoria nocy, p olsk iego Arganta gw iazdy nie interesują, — klnie, że noc ciemna i kwapi się do celu. P odobnież p oetyckie „przysady“ odrzuca sp o lszczo n y S o li man:
. . . Faro là m on ti ο ν ’ ora è p ia n o , P ro w a d ź , g d zie ra cz y sz — ja id ę
[przy t o b i e
M onti d ’ u o m in i e s tin ti e di feriti ; I na krew w s z y s tk ę ofiaru ję siły .
Faro fiu m i di sa n g u e . IX. 1 2 .
*) K rzyżow cy :
M irano ad or ad or s e r a g g io a l- Coraz jutrzenk i zło tej w yg lą d a ją
[cu n o
S p u n ti, o risch iari d élia n o tte il A len iw e m u d n io w i w s z y s c y łają.
[b ru n o. II, 9 7
Reja nam przypom ina polski Alkast :
E stu p o r n ’eb b e e sd eg n o ; e d en te acu to . . . d z iw o w a ł się w s o b ie z a m y ślo n y
D ’ am aro p e n tim e n to il cor gli Z g n ie w u zgrzytając i ścisk ając
[m orse ; [zęb y.
E, di trista v erg o g n a a c c e so e m a to , P otem na str o n ę o d s z e d ł z a w s ty
d z o n y ,
A tto n ito in d isp arte i p a s si to rse. Ani r o zd ziew ił zasrom an ej gęb y.
XIII, 29. Alkast T assa bardziej skupiony wewnętrznie, głębiej sięga jego w styd. U K. Alkast tak głęboko sprawy do serca nie bierze, duszy mu ząb żalu nie gryzie — tłumacz mu w osierdzie tak głęboko nie patrzy, w ystarcza mu czysto zewnętrzne zgrzytanie zębam i — a w iersz ostatni trąci już na dobre tryw ialnością Reja.
O dessa. Dr. Roman Pollak.
W sprawie daty pierwszego wydania „Myśli o pismach pol
skich“ Adama księcia Czartoryskiego.
W r. 1914 o g ło siła p. Zofia O lszanow ska w „Pamiętniku li terackim“ (str. 6 9 — 70) artykulik p. t.: „W którym roku w y sz ło pierw sze w ydanie M y śli o pism ach polskich C zartoryskiego ?“, poruszając w nim k w estyę daty p ierw szego wydania M yśli, poda nej w niem jako r. 1801. Autorka, uważając sprawę tę za nieza- łatw ioną, w yp ow iad a przypuszczenie, że jest to om yłka dru karska: zam iast r. 1801 pow inien być r. 1810, w którym M y śli w y sz ły rzeczyw iście po raz pierw szy drukiem, jak tego dow odzą wzm ianki w G azecie w arszaw skiej z r. 1810, w nr. 56 i
88
, w sp o minające o M yślach, jako o książce św ieżo wydanej ; ponadto z kil ku listów sam ego Czartoryskiego, pisanych w latach 1808 — 1810, wynika, że M yśli nie były jeszcze wtedy drukowane.Istotnie jednak spraw ę stanow czo rozstrzygnął p. M ieczysław R ulikow ski, i to jeszcze w r. 1911 (a w ięc na 3 lata przed autor ką), ogłaszając list A. ks. Czartoryskiego z
10
listop ad a 1809, pi sany do księgarza w ileń sk iego, Z aw adzkiego; niestety, list ten ogło szon y w mało rozpow szechnionem piśmie, przeszedł bez śla d u 1). . Otóż w liście tym, donosząc Zawadzkiemu o w ysłaniu pod jego adresem rękopisu M yśli, przeznaczonego do druku, piszeCzar-Tu „ z ło te m “ stara się tłu m a cz zap łacić p rzep ięk n e w yrażenia
T a ssa . A le n ie w s z y s tk o zło te m ... T. nie m ąci c is zy nocnej jak K- d y s - s o n a n s a m i „ ła ja n ia “ .
*) D ata p ie rw sz eg o w y d a n ia „M yśli o p ism a c h p o ls k ic h “. P rzew o d nik a n ty k w a rsk i (W a rsza w a ), 1 9 1 1 , nr. 3 , str. 1 — 4 .