• Nie Znaleziono Wyników

"S/Z", Roland Barthes, Paris 1970, Editions du Seuil, Collection Tel Quel, ss. 280 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""S/Z", Roland Barthes, Paris 1970, Editions du Seuil, Collection Tel Quel, ss. 280 : [recenzja]"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Ewa Bieńkowska

"S/Z", Roland Barthes, Paris 1970,

Editions du Seuil, Collection Tel Quel,

ss. 280 : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 63/4, 346-352

1972

(2)

sw o b o d n ie autor artyk u łu porusza się po u n iw ersu m kultury, utrzym ując, że autorzy o m a w ia n y ch przez niego w sp o m n ień są k on tyn u atoram i trzech w a ria n tó w etosu rycerskiego, m ia n o w icie: ,,a) w zorca uosobionego w postaci P arsifala, jak ą n ak reślił M ircea E liade w sw o im u jęciu leg en d y o K rólu, R ybaku i G raalu; b) w zorca uosob ion ego w postaci D yla Sow izd rzała, jak ą p rzed sta w ił w sw ej p o w ieści C harles d e C oster; с) w zorca uosob ion ego w postaci F elik sa D zierżyń sk iego” (s. 448). Coś, 0 czym się orzeka, że podobne jest zarazem do J u liu sza C ezara, M arcela Prousta 1 D y la Sow izdrzała, w y d a je się pp prostu n iem o żliw e; zb yt szeroki k on tek st k u ltu ro­

w y , do jakiego się od w o łu je autor, p ow od u je, że w sk a z y w a n e przez n iego an tece­

d e n c je litera ck ie dla p o sta w p rezen tow an ych w om a w ia n y ch p am iętn ik ach — tracą ja k ik o lw ie k sens.

N in iejsza p rezen tacja P ro b le m ó w so c jo lo g ii lite r a tu r y d okonana została — p o ­ w ta rza m to raz jeszcze — pod kątem p rzed sta w ien ia zagad n ień sy gn alizow an ych przez tytuł. W ypadłaby ona za p ew n e inaczej, gdyby każdą z rozpraw p otrak to­

w a ć im m an en tn ie; zn alazłob y się w ó w cza s m iejsce dla om ó w ien ia bardzo in tere­

su ją ceg o szkicu M ichała G łow iń sk iego O s ty liz a c ji — z socjologią literatu ry rozu­

m ian ą tak, jak to tutaj zostało p rzyjęte, n ie m ającego zb yt ścisłeg o zw ią zk u ; m ożna b y tak że bardziej szczegółow o zająć się propozycjam i in n y ch teo rety k ó w lite r a ­ tu ry. W yd aw ało m i się jed n ak p ożyteczn e potrak tow ać serio ty tu ł k sią żk i i zobaczyć, ja k ie p ersp ek ty w y dla socjologii literatury w y n ik a ć m ogą z badań ob ecn ie p row ad zo­

n ych na teren ie h u m an istyk i. W nioski n ie są zb yt op tym istyczn e. M etodologicznem u n o w a to rstw u tow arzyszy zazw yczaj zm ian a przed m iotu an alizy; tam gd zie p rzed­

m io t zo sta je ocalony, m etoda okazuje się raczej trad ycyjn a i n ie w o ln a od w sz y st­

kich — zn an ych od p ół w iek u p rzynajm niej — u sterek, z red u k cjon izm em na p ierw szy m m iejscu. N a k on iec zatem m ogę ty lk o raz jeszcze zacytow ać Z im anda:

„Z ajm u jąc się socjologią literatury, lep iej ch yb a jest so b ie zd aw ać sp raw ę, że jest on a ow o cem grzechu pierw orod n ego obustronnej red u k cji literatu ry i n ielitera - tury. M ożna w ó w cza s skutki ow ego grzeszn ego p oczęcia starać się ograniczyć.

W ierząc natom iast w coś, co z istoty danej w ie d z y zrea lizo w a ć się n ie daje, sk azu ­ je m y sam i sieb ie na d od atk ow e b łądzenie. S ocjologia litera tu ry sk ład a się ze zbyt w ie lk ie j ilo ści b łęd ów i złudzeń, k tórych na razie n ie u m iem y unikać, by m ożna so b ie b yło p ozw olić na k u lty w o w a n ie tych, które unik n ąć się d a ją ” (s. 28).

M a łg o rza ta S zp a k o w sk a

R o l a n d B a r t h e s , S/Z. P aris 1970. E ditions du S eu il, ss. 280. „C ollection T e l Q u el”.

K siążk a B a rth es’a o in trygu jącym ty tu le S /Z — ow oc d w u letn ieg o sem in ariu m p row ad zon ego przez autora w latach 1968— 1969, d ed yk ow an a jest stu d en tom i s łu ­ ch aczom kursu. Już na p ierw szy rzut oka różni się od p o p r z e d n ic h 1 u k ładem , p o d ejściem do b adanego m ateriału, n a w et tonem . N a s. 23 B arthes tłu m a czy krótko w yb ór przedm iotu an alizy: jest to m ała n o w ela B alzak a S a rra sin e. S ięga do tek stu B alzak ow sk iego, p o n iew a ż rep rezen tu je on w szy stk ie na tych sam ych za sa ­ d a ch zb u d ow an e tek sty — rep rezen tu je w ię c literaturę jako taką, w y tw a rza n ą od

1 Zob. I. T r o s t a n i e c k i , „N ow a k r y ty k a ” w •k o n tr a ta k u . „P am iętn ik L ite ­ ra c k i” 1967, z. 4.

(3)

stu le c i w n aszym obszarze k u ltu row ym , której kres położył dopiero p rzew rót w li t e ­ raturze X X -w ie c z n e j, rozpoczynając erę now oczesną.

Przed badaczem otw iera się w ielk a i złożona dziedzina, p ozorn ie różnorodna i w sw y m b o g a ctw ie w y m y k a ją ca się glob aln ym k lasyfik acjom — w isto cie zaś jed en tekst, tek st klasyczn y, tek st d o c z y t a n i a . B o w iem w u tw o rze p isa n y m rozróżnić m ożna d w ie w a r stw y czy też d w a k o lejn e (zarazem lo g iczn ie i ch ro n o lo ­ gicznie) etap y : tek st d o n a p i s a n i a (s c r ip tib le ) i d o c z y t a n i a (lisib le).

T en p ierw szy to „ m y w t r a k c i e p i s a n i a , zan im n iesk oń czon a gra św ia ta (św iat jako gra) zo sta n ie przeorana, ucięta, zatrzym ana, uform ow an a p rzez jakiś p o jed yn czy sy stem (Ideologię, G atunek, K rytykę) [...]. T ekst do n a p isa n ia to p o - w ieścio w o ść b ez p o w ieści, p oezja bez poem atu, esej bez rozpraw y, pism o bez stylu , tw o rzen ie b ez go to w eg o tw oru, strukturacja bez struktury” (s. 11). In aczej m ów iąc, jest to jak b y w a ru n ek m o żliw o ści u tw oru napisanego, lecz w sen sie sp ołeczn ym i h istoryczn ym term in u to m ateriał, z k tórego p o w sta n ie p ow ieść, w iersz, rozpraw a, zam k n ięta struktura. To g otow e sch em aty retoryczn e i logiczne, ch w y ty a rty sty cz­

ne, sym b ole i p o toczn e p rzekonania, o b ow iązu jące w danym czasie w d anej sferze k u ltu row ej.

T ekst do n ap isan ia to coś, co d la nas dzisiaj zach ow ało w artość, co m oże być dziś n ap isan e i w o b ec czego jesteśm y n ie ty le b iern ym i k on su m en tam i, ile w sp ó ł­

tw órcam i. Jego n eg a ty w n y m od p ow ied n ik iem jest to, co ju ż n ie m oże b y ć n apisane, lecz ty lk o p rzeczytan e, tek st do czytania, czy li tek st klasyczn y, p o w sta ły w in n ych , zd eza k tu a lizo w a n y ch ok oliczn ościach , zb u d ow an y w e d le n ie w ią żą cy ch n as ju ż dzisiaj regu ł i p rzepisów . T ekst do nap isan ia (jak pow iad a B arthes) jest z za ło żen ia „m n o­

g i”, czyli p o lisem iczn y : w ie lo ś ć znaczeń jest tu nieskończona. N a to m ia st „m n ogość”

tek stu k lasyczn ego jest n iep ełn a, częścio w a — i to w ła śn ie u m o żliw ia an alizę, in aczej sk azan ą na fragm en taryczn e i d o w o ln e w yb ory zn aczeń rozw ażan ych przez krytyka. Z ab iegi B a rth es’a na n o w eli B alzak a m ożna rozu m ieć d w o ja k o : albo będzie to lek tu ra tek stu do czytania, w y ła w ia ją c a m a rtw e już d zisiaj sch em aty i ch w y ty u tw oru k lasyczn ego, albo też próba p rzeżycia jeszcze raz te k stu do n a ­ pisania, u m ieszczen ie się w jego w sp ółczesn ości, w m o m en cie narodzin u tw oru, i zdanie sp raw y z p ejzażu k u ltu row ego, którem u d zieło zaw d zięcza sw ó j k ształt.

W obu w y p a d k a ch rezu ltat jest ten sam , zm ien ia się tylk o w a rto ścio w a n ie: w ed łu g założeń B a rth es’a w p ersp ek ty w ie h istoryczn ej badany u tw ór jest czy m ś żyw ym , tłu m aczy się, od p ow iad a przek on an iom i p ostaw om ów czesn ych lu d zi; d ziś w za ­ sad zie jest zb iorem m artw ych stereotyp ów , m ateriałem z jednej strony d la badaczy literatury, z drugiej — np. d la h istoryk ów id ei czy obyczajów .

T eoretyczn ie je s t literatu ra jed n ym ogrom nym tek stem o w ie lu w e jśc ia c h — m ó w i B arthes. Jed n ak że dostajem y się do niej przez jak ieś ok reślon e w ejście, w tym w yp ad k u przez n o w e lę S arrasin e. Z m iejsca k rytyk p roponuje ciek a w y i p łod n y za b ieg m etod ologiczn y: p o su w a n ie się w tek ście krok po kroku, zgod n ie z k ieru n k iem p rzeb iegu u tw oru, i d zielen ie go na m a łe cząstki. J est to typ ow a dla stru k tu ralistów n ieu fn o ść w ob ec struktur globalnych, c a ło ścio w y ch i n a d ­ budow anych nad n im i zn aczeń totaln ych ; L év i-S tra u ss zarzuca m itozn aw com , że w id zą w m itach tylk o ca ło ścio w e system y, którym p rzyp isu ją p otem try w ia ln e

„ m etafizyczn e” zn aczen ia, zam iast dociekać, jak fu n k cjon u ją jed n ostk i elem en tarn e, m in im aln e różn ice w e w n ą tr z u k ła d ó w ; p od ob n ie dla B a rth es’a struktury g lo b a ln e to dom ena p ozn aw czo ja ło w y ch ogóln ik ów , szk oln ej ek sp lik a cji tekstu.

L ektura ro zczło n k o w u je w ię c u tw ór na m a łe jed n ostk i lek sy k a ln e, p od ział ten jest arbitralny, od p ow iad a w y g o d zie czyteln ik a, a n ie w ew n ętrzn ej- organ izacji tekstu: za trzym u jem y się, gdy już zeb raliśm y p ew n ą ilo ść m ateriału, n iek ied y po

(4)

k ilk u słow ach , k ied y in d ziej p o ca ły m szeregu zdań. Tok analizy ro zch w iew a , roz­

su w a w ie lk ie bloki znaczeń, zdąża do u ch w y cen ia m om entu, w k tórym zn aczen ie p o ja w ia się po raz p ierw szy, zaczyna skupiać koło sieb ie, przesycać całą język ow ą tk a n k ę utw oru. Idąc krok za k rokiem śled zim y tę grę znaczeń, ich w y ła n ia n ie się, poprzedzone alu zyjn ym p rzygotow an iem , sp latan ie z in n ym i zn aczen iam i, sto p n io w e

nasycan ie — aż do k oń cow ego w ygaśn ięcia.

Zaraz na w stę p ie p ada p ow ażn a d eklaracja: p rzed staw ion y tu opis n ie jest

„krytyką tek stu czy też j a k ą ś k rytyką t e g o o t o te k stu ”. Ma ukazać w y łą czn ie

„m ateriał sem an tyczn y, począstk ow an y, lecz nie rozdzielony, w ie lu k rytyk (psycho­

logiczn ej, p sych oan alityczn ej, tem atyczn ej, historyczn ej, stru k tu ra ln ej)” (s. 21). J est to jakby prekrytyka, krytyk a „archeologiczna”, na której d opiero m ogą opierać się k rytyki szczegółow e. K om entarz B a rth es’a opiera się na p o sza n o w a n iu „m no­

g o śc i” tekstu, n ie rozstrzyga o w y b o rze p om ięd zy tą czy in n ą m o żliw o ścią u jęcia — u k a zu je je w szy stk ie razem , jak zgod n ie zam ieszk u ją tekst. G dzie in d ziej (s. 84) p o w ie autor, że d ecyd ow ać z góry o hierarchii in terpretacji, jak to czyn i trad y­

cy jn a ek sp lik acja tekstu, to zn iszczyć w ielo w ą tk o w y splot p ism a (écritu re), przy­

gn ieść go ciężarem jed n ego w yb ran ego m otyw u , czy to p sych oan alityczn ego, czy to estety czn eg o — zn iszczyć w ła śc iw ą tek sto w i m nogość. Już w trak cie an alizy k ry ty k pokazuje (s. 126)), że d w ie w ersje tej sam ej historii op ow ied zian ej w S a r - ra sin e — w ersja rom antyczna, czyli eu fem istyczn a, oraz p sych oan alityczn a — są nierozstrzygaln e, bo id en tyczn e (diagram atycznie iden tyczn e, jak p o w ie B arthes, tzn. w y k res b yłb y w obu w yp ad k ach ten sam , zm ien iają się ty lk o w sp ó łrzęd n e, w e ­ d le k tórych go odczytujem y). P rzy w ilej tej p ierw szej jako „ d o sło w n ej”, w ybranej przez autora, je st pozorny — eu fem izm też jest język iem , a w sz e lk i języ k podpada pod in terpretację, jest p rzeznaczony do rozszyfrow ania. R óżne w e r sje utw oru, czyli różne sy stem y jego opisu, są w za jem n ie na sieb ie przetłu m aczaln e, sen s tek stu nie jest jed n ą z in terpretacji, lecz całością odczytań, sy stem em „m n ogim ”.

G łów n a reguła gry w y d a je się następująca: p o w ied zieć w szy stk o , co ty lk o m ożna o tek ście p ow ied zieć, zan otow ać najdrobniejszą u w agę i n a jo g ó ln iejsze sk o ­ jarzen ie. — B o w szy stk o się do czegoś przyda, w szy stk o to j e s t w tekście.

W szakże, jak w iem y , m nogość tekstu k lasyczn ego n ie jest na szczęście n ie ­ ograniczona. U B arth es’a k ry sta lizu je się ona pod postacią p ięciu d ających się w y ­ kryć w u tw orze szeregów znaczeń, czy li kodów . Są to: kod akcji, kod h erm en eu ty cz- ny, kod sem an tyczn y, kod sym b oliczn y oraz kod ku ltu row y. K ażdy d ostrzeżony p rzez k rytyka elem en t znaczący n a leży do jed n ego z tych kodów . In form acje o z a ­ ch o w a n iu się bohaterów (np. podróż, w ieczó r sp ęd zon y w operze, tak a czy in n a d ecyzja) n ależą do kodu akcji, p okazującego, jak w u tw orze organ izu ją się se k w e n ­ cje fabuły, jej etap y i pun k ty p rzełom ow e. K od h erm en eu tyczn y o b ejm u je zagadki 's ta w ia n e czy teln ik o w i przez tekst, dom agające się w y ja śn ien ia . W op ow iad an iu B alzak a p ew n e osoby, ich przeszłość, poch od zen ie ich m ajątku sp o w ite są ta je m ­ nicą, która b ęd zie się stop n iow o w y św ietla ć. P odążając za tok iem u tw oru czy teln ik sta w ia sobie coraz n o w e pytania, te zaś p ow iązan e są m iędzy sobą, okrążają głów n ą zagad k ę i są zarazem częścio w y m i na nią odpow iedziam i. O w o d och od zen ie do p raw d y jest m otorem w p ra w ia ją cy m w ruch opow iadanie. U tw ór is tn ie je po to, by nas do praw dy doprow adzić, a zarazem praw da ta jest punktem , k tórego o sią g ­ n ię c ie oznacza w y g a śn ięcie utw oru, za m k n ięcie tekstu. Z dobycie p ełn eg o pozn an ia, w y ja śn ie n ie tajem n icy jest dla tek stu śm ierteln e — i śm ierteln e jest też dla jego bohatera, który rzeczy w iście zd ob ycie praw dy przypłaci życiem .

K od sem an tyczn y skupia zn aczen ie k om u n ik ow an e czy teln ik o w i za pom ocą ró ż-

(5)

iiy ch środków języ k o w y ch , począw szy od im ion w ła sn y ch aż po całe opisy m iejsca akcji, zach ow ań postaci itp.

Już ty tu ł op ow iad an ia p ozw ala k rytyk ow i na w y cią g n ięcie p ew n y ch w n io sk ó w . S arrasin e to n azw isk o m łod ego rzeźbiarza, n iem n iej dla Francuza kon otu je on o e le m e n t k ob iecości: istn ie je stare fran cu sk ie im ię m ęsk ie Sarrazin, natom iast -e k o ń ­ c o w e służy zw y k le do form ow an ia o d p ow ied n ik ów żeńskich. Sam w yb ór n a zw isk a przez autora odbiera w ię c b oh aterow i n iep o szla k o w a n ie m ęsk ie u sp osobien ie — dedu k cja krytyk a okazuje się słu szn a w trak cie lek tu ry: Sarrasine zdradza n iep o ­ h am ow an y pociąg do kastracji, zak och u je się w eun u ch u przebranym za k ob ietę i m im o że p raw d a sztu rm u je do niego na rozm aite p ośrednie sposoby, n ie ch ce je j przyjąć i u stąpi dopiero w ob ec b rutalnej, z zew n ątrz narzuconej d em askacji.

P od ob n ie in n e in form acje, dotyczące scen erii ak cji czy też charak teryzu jące w z a ­ jem n e stosu n k i postaci, tw orzą jed n ostk i sem an tyczn e, konotujące „b ogactw o”, „an ty- n atu rę”, „n ieb ezp ieczeń stw o ”, „strach”. S em an tem y rozproszone są po całym tek ście i w sp ó łd zia ła ją z kodem h erm en eu tyczn ym , bądź p rzygotow u jąc od p ow ied zi na jego pytania, bądź p rzeciw n ie, n aprow adzając na fa łszy w y trop.

N astęp n y kod, sym b oliczn y, op eruje — jak w tradycyjnej, dobrej retoryce — przede w szy stk im an tytezam i. Jak już w ie m y z badań stru k tu ralistyczn ych , sy m ­ bol n ie znaczy po prostu sam przez sieb ie, lecz jak o człon opozycji w ew n ą trz u trw alon ego paradygm atu. Ta sam a an tyteza m oże być przeprow adzona na róż­

n ym m ateriale, ozn aczn ik i są w y m ien n e, n atom iast stała jest treść oznaczana.

G łów n a an tyteza zim na i ciepła, śm ierci i życia za w ła d n ie stop n iow o całym te k ­ stem , u form uje jego m ateriał (tj. w szy stk ie elem en ty znaczące: osoby, w yd arzen ia, rzeczy skład ające się na scen erię d ziałań bądź sta n o w ią ce atrybuty postaci, środki sty listy czn e) w d w ie grupy rozd zielon e kreską paradygm atyczną.

A ntyteza, choć zaczerp n ięta z arsen ału sk o n w en cjo n a lizo w a n y ch figur i tropów , n ie stan ow i tylk o n ieszk o d liw eg o i starom odnego ch w y tu retorycznego — B arthes w yk azu je, że sp ełn ia ona bardzo istotn ą fu n k cję, jest g w aran tem p raw id łow ego fu n k ­ cjon ow an ia znaczeń, a w ięc p raw id łow ej kom unikacji. D zięki p rzed ziałow i p ara- dygm atyczn em u zn aczen ia m ogą sw ob od n ie krążyć, m ożliw a jest w ym ian a, do której w arunku n ależy w sza k przestyzeganie d ysty n k ty w n y ch różnic. S tały, n iezak łócon y obieg sen su w sp o łeczeń stw ie opiera się na tym w ła śn ie, że różnice ch w y ta n e są jak o n iep o d w a ża ln e i dlatego m ogą być n ośn ik am i stałych treści, na których sp o ­ czyw a istn ien ie danej kultury. W n o w eli B alzak a początkow a opozycja: ciepło / z im ­ no, życie / śm ierć, prow ad zi nas n a stęp n ie ku p od staw ow em u p rzeciw sta w ien iu płci, które za p ew n ia trw a n ie życia, jego sta łe o d n a w ia n ie się; jak w id zim y, an tyteza jest n ie tylko form ą kultury, posiada u zasad n ien ie w głęb szych m echanizm ach b io ­ logiczn ych — ten zab ieg redu k cyjn y jest rów n ież zn am ien n y dla strukturalizm u.

A n tyteza jest w ię c strażn iczk ą życia, w ym ian y, kultury — dlatego jest n iep rzek ra­

czalna, a każda próba n aruszenia jej, u su n ięcia kreski paradygm atycznej, m u si skoń czyć się k atastrofą. O taką próbę p ok u sił się bohater op ow iad an ia chcąc p rze­

kroczyć paradygm at płci, ulegając fa scy n a cji lodow atą, złudną urodą kastrata.

Gra z język iem , podobnie jak gra z praw dą (co w id zieliśm y w kodzie h erm e­

neutycznym ), je s t sp raw ą o n ajw yższej p ow adze, sp raw ą życia i śm ierci; św ię to ­ kradcza śm ierć S a rra sin e’a jest ze w szech m iar sym boliczna, w tym u jęciu o p o w ia ­ d an ie B alzaka sta je się historią z m orałem , h istorią-ostrzeżen iem . P rzy ok azji w y ja śn ia się ty tu ł k siążk i B a rth es’a: S/Z — to in icja ły im ion głó w n y ch postaci, rzeźbiarza i p rzedm iotu jego n iefortu n n ych uczuć. Sarrasine i kastrat Z am b in ella to antyteza ozn aczająca w tym w y p ad k u n iem o żliw e p ołączenie, a z drugiej stron y

(6)

n ieśw ia d o m ą pogoń bohatera za k astracją, którą w końcu sy m b o liczn ie rea lizu je jego śm ierć.

M am y w reszcie ostatn i kod, k u ltu row y, n azyw an y też k odem od niesień. T w orzą go sk ład n ik i utw oru, k tóre za czerp n ięte zostały z p o w szech n ej, an on im ow ej m ądrości, krążącej pod postacią p rzysłów i m ak sym życiow ych , p otocznych form uł i p rze­

k on ań m oralnych, o b iegow ej w ied zy na rozm aite tem aty. Są to w m o n to w a n e w te k s t sen ten cje o psych ologii k obiecej, o g w a łto w n y ch p ragnieniach w ie k u m łod zień czego, zak orzen ion e p oglądy na tem at charakteru narodow ego F rancuzów , N iem ców , W ło­

ch ów , w reszcie — oblicza p ew n ych epok historycznych. D o kodu k u ltu row ego n a leży też w y zn a w a n y przez autora id eał p ięk n a fizyczn ego, o w y ra źn ie k o n w en cjo ­ n aln ym , historyczn ym pochodzeniu (op ow ieści w sch od n ie, m alarstw o R afaela, posąg V enus), oraz p o w o ły w a n ie się na u św ięco n e w zo rce litera ck ie czy artystyczn e (Byron, M ichał A nioł, R ossini). K od o d n iesień od syła nas b ezu sta n n ie do śro d o w isk a k u ltu ro w eg o i m om en tu h istorycznego, w k tórym p o w sta ło dzieło, jest to w ię c rodzaj jegó m etryki. B arthes n a zy w a go ró w n ież w u lg a tą naukow ą: jej przykładem są pod ręczn ik i szkolne, p rzygotow u jące u cznia do u czestn ictw a w życiu sp ołeczn ym , w ta jem n icza ją ce go w norm y społecznej kom unikacji. W szystko to razem u w a ża n e je s t za ogólną w ied zę o „życiu”, w którą k ażdy p o w in ien być uzbrojony, gdy w isto cie m am y tu do czy n ien ia z zesp ołem stereotyp ów , k on w en cjo n a ln y ch fo rm u ł o czysto k siążk ow ym pochodzeniu. „Jeśli zb ierzem y razem całą tę w ied zę, w szy stk ie w u lgaryzm y, p ow staje m onstrum , a to m onstrum to ideologia. Jako fragm en t id eo lo g ii kod k u ltu row y o d w r a c a sw o je p och od zen ie k la so w e (szkolne i społeczne) w od ­ n ie sie n iu naturalne, w u sta len ia p r z y sło w io w e ” (s. 104).

T ekst B alzak ow sk i jest cały n afaszerow an y tym i stereotyp am i, przesądam i i m i­

tam i, które sk ład ają się na id eologię m ieszczań sk ą z początku X IX w iek u . K od o d n iesień to ta w a rstw a utw oru, która najszyb ciej zu żyw a się, starzeje, w r a z z u p ły w em czasu odgradza d zieło od nas — dziś ży jem y w ś w ie c ie in n ych stereo ­ ty p ó w i in n ych m itów , innej ideologii.

K od od n iesień g łó w n ie spraw ia, że tek st k lasyczn y jest już dzisiaj n ie do nap isan ia, a n iek ied y jego lek tu ra dla w sp ó łczesn eg o czło w iek a sta je się w ręcz n iezn ośn a. „Ta przestarzałość n ie jest d efek tem w yk on an ia, osob istą niem ocą autora n ie potrafiącego ocalić w sw y m d ziele szan sy dla przyszłej n ow oczesn ości, je s t to raczej n ieu ch ron n y w aru n ek P ełn ej L iteratury, śm ierteln ie zagrożonej przez arm ię stereotyp ów , które w sob ie n o si” (s. 211). L iteratura p ełn a to tak a w ła śn ie, k tóra p rzyjm u je kody k u ltu row e za n aturalne, n ie spraw dza ich, n ie m a w o b ec n ich d ystan su — w sza k słyn n a rom antyczna ironia jest rów n ież dorzu cen iem jeszcze jed n eg o kodu, u stalon ym ch w y tem m etajęzyk ow ym . Jed yn y ratu n ek dla p isarza d u szącego się pod stereotyp am i to — pow iad a B arth es — w e jść w n ie bez cu d zy ­ sło w u , d oprow adzić do zu p ełn ego rozpętania, by w ten sposób je sk om p rom itow ać, zn iszczy ć m etajęzyk , który o b u d ow uje je szczelnie.

S ch arak teryzow aliśm y p ięć kodów , w których rozpisane z o sta ło całe tw o rzy w o B a lza k o w sk iej n ow eli. P o n iew a ż analiza p row adzona jest krok po kroku, jak o k o ­ m en tarz do k olejn ych jed n ostek lek syk aln ych , całość dan ego kodu m am y przed sob ą dopiero po zak oń czen iu lek tu ry, k ied y n o w ela w y sn u je się do k ońca, w y ­ czerp ie sw ó j m ateriał sem an tyczn y. K ody zasadniczo p o w in n y u jm ow ać i k la s y ­ fik o w a ć w sz y stk ie sk ład n ik i tekstu, poza tę gęstą sieć nic n ie m oże się w y m k n ą ć . M ają o n e zd aw ać sp raw ę z n a jisto tn iejszy ch m ech an izm ów literatury, ła p a ć n a gorąco jej sta w a n ie się, u p orczyw ą pracę język a organ izu jącego się na p ię c iu szczeb lach . B arthes p orów n u je je do głosów partytury m uzycznej — są to głosy : E m pirii (akcja), P raw d y (kod h erm en eu tyczn y), Osoby (sem antyka), W iedzy (o d sy -

(7)

łą cze k u ltu row e) i S ym bolu. G dy głosy te d obiegną do końca utw oru , m a te r ia ł sem a n ty czn y zostan ie w yczerp an y, struktura zam k n ie się — c z y te ln ik ro zw ią że w szy stk ie zagadki, w y p e łn i się p ole znaczeń, sym b ole dokonają p ełn eg o obiegu.

W tym m om en cie k oń czy się rów n ież k siążk a B arth es’a, k rytyk w sz y stk o już.

nam op ow ied ział, zam k n ął cyk l kom entarzy, ob serw acji, skojarzeń, na k tóre n a ­ p row ad ził go tek st B alzak ow sk i. W a n ek sie m ożem y jeszcze p rzeczytać n o w e lę S a rra sin e w jej z w y k ły m k szta łcie, przepisaną po raz drugi, bo w k o m en ta rzu i ta k fig u ru je ona w całości, ty le że p odzielona na cząstki i przegradzana te k s te m k ry ­ tycznym . B arth es dorzuca też in d ek sy, rodzaj p rzew od n ik a po op ow iad an iu , g d z ie zgru p ow an e są i p o k la sy fik o w a n e w sz y stk ie w y stęp u ją ce w ątki.

Jak i jest w ię c sto su n ek tek stu B a rth es’a do tek stu B alza k o w sk ieg o ? K r y ty k sam od p ow iad a na to p ytan ie. W śred n io w ieczu w sz e lk ie czyn n ości p isa rsk ie p o ­ d zielon e b y ły m iędzy cztery kategorie „pisarzy” : k opista p rzep isyw ał p e w ie n tek st n ic n ie dorzucając, kom p ilator zesta w ia ł parę tek stów , lecz ró w n ież n ie in te r w e n io ­ w a ł w nie, kom en tator dorzu cał sw o je u w agi tylk o o tyle, o ile m ia ło to u czy n ić tek st bardziej zrozu m iałym ; w reszcie autor p isa ł na w ła sn ą rękę, nigdy jed n a k n ie tracąc oparcia w tym , co ju ż b yło przedtem n ap isan e i zyskało autorytet.

Otóż B arth es w S /Z u siło w a ł sp ełn ić na raz o w e cztery fun k cje. P rzep isa ł tek st już uprzednio istn ieją cy , tek st stary, bo d atujący się sprzed naszej now oczesn ości. N a stę p ­ n ie zebrał, sk o m p ilo w a ł id ee k rążące w kulturze, sta n o w ią ce w sp ó ln e d zied zictw o. S k o ­ m en to w a ł też tekst, aby w y ja śn ić m iejsca ciem n e i w ą tp liw e, by w y tłu m a czy ć sob ie, co to jest w ogóle zrozu m iałość tek stu , z czego jest ona, by tak rzec, zbudow ana, co się na nią składa. N o i w resz c ie — sta ł się autorem n ow ego tekstu, n ap isan ego na m otyw ach n o w e li S a rrasin e, u tw oru w ła sn eg o , orygin aln ego w tym stop n iu , w ja ­ k im tw órczość w łasn a, o rygin aln a jest m ożliw a. A n a liza B a rth es’a n a jlep iej p o ­ k azuje, jak się rzecz m a z ty m i pojęciam i. Idea tw órczości ca łk o w icie w o ln e j, sp o n ­ taniczn ej, jed n ostk ow ej — je s t d la stru k tu ralisty m item , który w naszej k u ltu r z e m a określoną p ro w en ien cję — jest to m it rom antyczny, w ię c dość m łody, n ie z n a ­ ny w cześn iejszy m epokom , a ob ecn ie już w y ra źn ie odchodzący w cień. Jak sobie p rzypom inam y, w oczach B a rth es’a cała literatu ra jest jed n ym tek stem o w ie lu w ejścia ch (realizacjach), jest sy stem em w aru n k u jącym i O gran iczającym tw ó rczo ść jed n ostk ow ą. T ekst do n ap isan ia żyje ja k g d yb y p om ięd zy nam i, jak o zesp ó ł d o­

stępnych nam środków , z k tórych robi się literaturę. J est d ziełem zb iorow ym , a n o n i­

m ow ym i autor, który jego b yt p oten cjaln y zm ien i w realny, produkując tek sty do czytania, b ęd zie za led w ie w sp ółau torem , a ściślej — w język u stru k tu ra listó w — w yk on aw cą, operatorem w ram ach system u , na jaki składa się jego śro d o w isk o kulturow e. (Tę m yśl ro zw in ą ł B arthes szerzej w ostatniej książce Sade, L o y o la , F ournier.) Skąd bierze się tek st? K to w y tw a rza tekst? Pytania» te m ają ch arak ter n ien au k ow y, p och od zen ie tek stu gubi się w m ityczn ych początkach, k tóre są p o ­ czątkam i kultury, p oczątkam i sp ołeczn ego i historyczn ego bytu człow ieka.

N a p ierw szy rzut oka m etod a stru k tu ralistyczn a zd aje się odcinać d zieło li t e ­ rackie od rzeczyw istości, zam yk ając je w niep rzep u szczaln ych , a u ton om iczn ych sc h e ­ m atach, poddając grze k o n w en cjo n a ln y ch i zastygłych form . W isto cie jest to proces den atu ralizacji św ia ta , p rzesycen ie całej rzeczyw istości elem en ta m i k u ltu ­ row ym i — św ia t dany jest n am jako u p orządkow any zespół, na w szy stk ich p la n a ch odkryw am y k szta łty rządzące się podobnym i p raw am i — praw am i języka. O to czen i językiem , za m k n ięci w nim ja k w k uli, k tórej krańce p ok ryw ają się z gran icam i naszego horyzontu, żyjem y w e d le figur retoryki i logik i sym b olów , p rzeży w a m y n iejak o ów tek st do n ap isan ia, zan im za sp raw ą p oszczególn ych jed n o stek sta n ie się on tek stem do czytania. K rótko m ów iąc, dochodzi się do tau tologii: litera tu ra

(8)

m ów i o takim św iecie, który u m o żliw ił i p rzygotow ał jej istn ien ie, o jed yn ym ś w ię ­ cie, o którym m ożna coś p ow ied zieć. C zyli — pow tarzając za W ittgen stein em — g ran ice języka są gran icam i n aszego św iata. S tru k tu ralistyczn a operacja odcięcia literatu ry od „rzeczy w isto ści” m a za o d p ow ied n ik zam k n ięcie nas w „literaturze” — przestrzen i „u rzeczow ion ej” m orfologii i składni. T rad ycyjn e term in y w ym agają n o w eg o sform u łow an ia, p rzed efin iow an ia, w ty m ró w n ież p o jęcie realizm u , który — ja k okazało się w św ie tle rozw ażań B arth es’a — fu n k cjon u je na zasadzie kopii p o w szech n ie przyjętego w zorca, dostarczanego tek sto w i k lasyczn em u przez sztuki plastyczn e.

D om ena k u ltu row a sta n o w i w ięc system , którego sk ład n ik i n aw zajem na sieb ie w sk azu ją, jed en tek st od syła do drugiego tekstu, fak tyczn ego czy p oten cjaln ego, jed n a form a jest kom b in atoryczn ym p rzek ształcen iem innej, a w szy stk ie stan ow ią rea liza cję jednej Form y, będącej n ie su m ą form poszczególn ych , lecz w aru n k iem ich m o żliw o ści — sy stem em język ow ym , którego u żyw a nasza kultura. T oteż d ziałaln ość in telek tu a ln a p olega na krążeniu m ięd zy tym i szczeg ó ło w y m i rea liza ­ cjam i, k om en tow an iu jed n ych poprzez drugie, k o m p ilo w a n iu czy rozp isyw an iu na now o, aż w nagrom adzonym m ateriale da się u ch w y cić elem en ta rn e sch em aty, p raw a rządzące m y ślen iem i k ształtow an iem . J eśli na to sam o zja w isk o spojrzeć y od strony historyczn ej, otrzym u jem y ciąg narastających, n ad b u d ow u jących się na sieb ie kom entarzy do k ilk u głów n ych m o ty w ó w charak terystyczn ych dla c y w iliza cji Z achodu, ciąg herm en eu tyczn y, którego nieprzerw ana w gru n cie rzeczy k on tyn u a­

cja (pom im o rozm aitych przełom ów i zw rotów ) sta n o w i o trad ycji europ ejsk iej.

A n a lizy B arth es’a sp otyk ają się z rozw ażaniam i P au la R icoeura, teoretyk a badań h erm en eu tyczn ych , który m ocno a k cen tu je h istoryczną ciągłość tego p rocesu k o ­ m en tow an ia. Obu badaczy in teresu je głó w n ie życie sym b olu w kulturze, w jed n ym w yp ad k u jako to, co organ izu je w o k ó ł sieb ie ca łe p ole znaczeń, w drugim — r ó w ­ n ież h istoryczn y aspekt sym bolu, jego w ęd ró w k i przez czas. U B a rth es’a k om entarze krążą w w ieczn ej w sp ółczesn ości, w y cin a ją w czasie każdorazow e „teraz”, by ukazać, jak w każdym m om en cie m ob lilizu je się elem en ty system u i u rzeczy w istn ia jego reguły. N atom iast u R icoeura uzyskują one w y m ia r h istoryczny, są szeregiem d atow an ym — form u je si£ w nich tradycja.

Jednak w b rew program ow ym deklaracjom , które m iały z k iążk i S/Z u czyn ić eta p n ow ej, naukow ej teorii znaczeń (teorii w y zw o licie lsk iej, jak pow iad a B arthes), tru d n o oprzeć się w rażeniu, że m am y tu do czyn ien ia po prostu z w y k szta łco n y m , in telig en tn y m am atorem lektury, człow iekiem , dla którego czy ta n ie jest rozkoszą i który tej sub teln ej przyjem n ości ch ciałb y i nam udzielić. U daje m u się to c a łk o ­ w icie. M ożem y sobie w yob razić B arth es’a, n iczym narratora B alzak ow sk iej n o w eli, w zaciszu ciep łego pokoju, z książką w ręku, jak sm ak u je każde słow o, p rzy w o łu je na pom oc — by p rzedłużyć i zaostrzyć to sm ak ow an ie — ca łe sw o je w y k szta łcen ie, w szy stk ie w iad om ości i skojarzenia, jakich dostarcza solid n a i szeroko zakrojona edukacja, dobra k lasyczn a ed u k acja francuskiej szk oły i u n iw ersy tetü starego typu.

I jak bez p ośpiechu notu je na m arginesach cisn ące m u się do głow y uw agi, d o w cip n e a lu z je i eleg a n ck ie p odsum ow ania.

E w a B ie ń k o w sk a

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przypuszczam, że część badaczy zaproponowałaby autoetnografi ę (zob. 2014) jako najwłaściwszą metodę badań pozwalającą uchwycić różne aspekty transmisji

[r]

Wykaz prac (elementów) objętych nową gwarancją zostaje sporządzony w dniu protokolarnego stwierdzenia usunięcia wad i stanowi załącznik do przedmiotowego protokołu.

Ta ciągłość je st bardzo ch a rak terystyczn a dla całego

Tak więc płeć kulturo- wa, czyli gender jest tworem rzeczywistości kulturowej i jej elementy zostały powyżej przedstawione jako społecznie akceptowane stereotypy płci męskiej i

d la problem atyki ogólnej niew oln ictw a

IIrok – studia stacjonarne pierwszego stopnia (3 –letnie) 2017/2018 – semestr zimowy.. Opiekun: dr

■o analizy m itów i opowiadań ludowych (przykłady oraz pew ne pojęcia przejęte są głów nie od Lévi-Straussa i Proppa), m iałaby stać się narzędziem