• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1966, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1966, nr 3"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

mc i

(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N UMĘCZON.

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok z a ło ż e n i a 192 9 W a rsza w a ,

Nr 3., m a r z e c 1 9 6 6 r.

TREŚĆ N U M E RU :

UMĘCZON...

K IM JE S TE M DLA W AS?

MĄŻ, KTÓRY U FA Ł BOGU M IE SZ K A J W JE Z U SIE (11)

„W CIEM NY GRÓB ZŁOŻON P A N ”

N A JSZ L A C H E T N IE JSZ A

c z y n n o ś ć c z ł o w i e k a

NAD M EM ORIAŁEM RADY EKD K OM UNIKAT

N A JW A Ż N IE JSZ Y DZIEŃ

„G ŁO S E W A N G ELII” — A U DYCJA PIER W SZA

I SKRÓT A U DY CJI D R U G IE J K R O N IK A

M iesięcznik „C hrześcijanin” w ysyłany jest bezpłatnie; w ydaw anie czasopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytel­

ników . W szelkie ofiary n a czasopism o w k ra ju , prosim y kierow ać n a k o n to : Zjednoczony Kościół Ew angeliczny: PKO W arszawa, N r 1-14-147.252, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie blan k ietu . Ofia­

ry w płacane za g ran icą należy k ie ro ­ w ać przez oddziały zagraniczne B an k u P olska K asa Opieki, n a a d res P re z y ­ dium R ady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w W arszaw ie, Al. J e r o ­

zolim skie 99/37.

Wydawca: Prezydium Rady Zjed­

noczonego Kościoła Ewangelicznego R edaguje Kolegium

Adres Redakcji i Adm inistracji:

Warszawa, Al. Jerozolim skie 99/37 Telefon: 28-68-94. Rękopisów nade­

słanych nie zwraca się.

RSW „ P ra sa ”, W arszaw a, S m olna 10/12. N akł. 3900 egz. Obj. 2 ark.

Zam. 162. M-48.

Jed en z rozdziałów sw o je j D O G M A T Y K I W Z A R Y S IE pośw ięcił K arol B a rth in terp reta cji słow a „um ęczon”, k tó re stanow i człon w apostolskim w y zn a n iu w ia ry („um ęczon pod P o n cju szem P iła­

te m ”). N ie zgadzając się z poglądem K a lw in a na te n tem at, idzie śladam i jego uczniów , autorów K a te c h izm u H eidelberskiego, k tó ­ r zy b y li zdania, że zw ro t „um ęczon” d o ty c zy całego życia Jezusa na ziem i, a nie ty lk o Jego m ą k k ró tk o p rzed u k rzy żo w a n ie m i w chw ili samego a k tu krzyżow ania. I chociaż — pouńada B arth — życie Jezusa nie pozostaw ało zu p ełn ie bez p rze d św itu nadchodzą­

cej radości i zw yc ięstw a , jed n a k że te szczęśliw e m o m e n ty stano­

w iły w y ją te k potw ierd za ją cy regułę, że życie Jezusa C hrystusa, jednorodzonego S y n a Bożego, Pana naszego, poczętego p rzez D u ­ cha Ś w iętego, narodzonego z M arii P anny, praw dziw ego S y n a Bożego i praw dziw ego S y n a Człowieczego, stało pod zn a k ie m m ę ­ k i i cierpienia.

Znając Pism o Ś w ię te , łatw o m ożna stw ierdzić, że pogląd p o w y ż­

szy je st oparty na Słow ie B o ży m . J u ż samo b o w iem w cielenie S yn a Bożego, k tó r y p r z y jm u je ciało człow ieka i zw iązaną z ty m lu d zk ą ograniczoność, podpada pod pojęcie m ę k i i cierpienia. A cierpienie Jezusa C hrystusa w ciele lu d zk im rozpoczęło się ju ż w chw ili narodzenia. „I porodziła syna sw ego pierw orodnego, i uw inęła go w p ieluszki, i położyła go w żłobie dlatego, że m ie j­

sca nie m ieli w gospodzie” (Ł k. 2,7) — oto św iadectw o E w ange­

listy dotyczące w a ru n kó w , w ja kich p rzy sze d ł na św iat nasz Pan i Zbaw iciel. I odtąd b y ł prześladow any p rzez całe S w o je życie.

N iezro zu m ia n y p rzez rodzinę, n ie p r z y ję ty p rzez naród, obcy sfe ­ rom relig ijn y m i p a ń stw o w y m — zdążał do celu ukoronow ania śm iercią m isji zleconej M u p rzez Ojca N iebieskiego. W sam otno­

ści i ciągłych pokusach, zn ien a w id zo n y p rzez p rzyw ó d có w reli­

g ijn ych i państw ozuych, n iezro zu m ia n y i opuszczony p rzez n a j­

bliższych, zdradzony p rzez jednego z najw ęższego k rę g u u c z­

niów, „ najw zgardzeńszy, zraniony dla w y stę p k ó w naszych, sta rty dla niepraw ości n a szych” — oto obraz M ęża boleści. ■

T ak w ięc, gdy s ły s z y m y lub w y m a w ia m y owe „um ęczon”, m y ś li­

m y o cierpieniu, któ re m iało sw ój początek w ty m , że Bóg stał się czło w iekiem w Jezusie C hrystusie. M y ślim y o ty m , że Jezu s C h rystu s p rzez całe życie dośw iadczał cierpienia; b ył odrzucony p rzez św iat, prześladow any, a w reszcie oskarżony, skazany i u k r z y ­ żow any. T aka była odpow iedź człow ieka na łaskaw ą obecność B oga.O czyw iście m ę k a Jezusa C hrystusa osiągnęła sw ój szczy t na Golgocie. Na k r z y ż u u k a zu je się nam C hrystus, odrzucony nie ty lk o p rzez lud w y b r a n y i pogan, pozostaw iony p rzez n a jb liż­

szych, ale przede w s z y s tk im w id zim y tam . Jezusa C hrystusa opuszczonego przez. Sam ego Boga („Boże m ój, Boże m ój, czem uś m ię opuścił?”). T e j goryczy n a jn iższyc h dolin piekła dośw iadczył Jezus C hrystus z uw agi na to, że został u c zyn io n y za nas grze­

chem (por. 2 Kor. 5,21).

T a ki plan życia Pana naszego został na kreślo n y p rzez miłość Boga Ojca w zg lę d em nas. W y n ik a to w y ra źn ie chociażby z na­

stęp u ją cych dw óch w ierszy: „ A lb o w iem tak Bóg um iło w a ł św iat, że S yn a sivego jednorodzonego dał, aby ka żd y, k to w e ń w ierzy, nie zginął, ale m iał ż y w o t w ie c zn y ” (Jn 3,16), „Syn człow ieczy nie p rzyszed ł, aby m u służono, ale aby słu ży ł (i cierpiał — m o ­ g lib y śm y dodać), i aby dał życie sw e na okup za w ie lu ” (Mlc

10,45). P rzez S w o je cierpienie w ży ciu i w godzinie śm ierci Pan J ezu s w yk o n a ł doskonale B o ży plan. Na k r z y ż u zapłacił za nas cenę i w y je d n a ł dla nas zbaw ienie. W in n iśm y M u przeto na jser­

deczniejszą w dzięczność i n a jw y ższą cześć.

(3)

P y tan ie to padło z u st P a n a Jezu sa w cza­

sie słynnej rozm ow y z uczniam i pod C ezareą Filipow ą. P rz y p a trz m y się bliżej tej rozm ow ie przekazanej n am przez trz e ch pierw szych E w angelistów . Z a c y tu je m y tu ta j pow yższą rozm ow ę w re la c ji M ateusza: „A.

gdy przyszedł Jezu s w stro n y C ezarei Filipo- wej, p y ta ł uczniów swoich, m ów iąc: K im że m ię pow iadają być ludzie Syna człowieczego?

A oni rzekli: Je d n i Ja n e m C hrzcicielem , a d r u ­ dzy Elijaszem , insi też Jerem iaszem , albo je d ­ nym z proroków . I rze k ł im : A w y kim m ię być pow iadacie? A odpow iadając Szym on P io tr rzekł: Tyś je s t C hrystus, on S yn Boga żywego. T edy odpow iadając Jezu s rze k ł m u:

Błogosławi,onyś Szym onie, synu Jonaszow y!

bo tego ciało i k re w nie o b jaw iły tobie, ale Ojciec m ój, k tó ry je s t w niebiesiech. A Jać też powiadam,, żeś ty je s t P io tr; a na tej opoce zb uduję kościół m ój, a b ram y piekielne nie przem ogą go. I tobie dam klucze k ró le stw a niebieskiego; a cokolw iek zw iążesz n a ziem i, będzie zw iązane i w niebiesiech; a cokolw iek rozw iążesz na ziemi, będzie rozw iązane i w niebiesiech” (16,13-19).

W róćm y do pierw szego p y tania: „K im że m ię pow iadają być ludzie Syna człow iecze­

go?” — p y ta ł P a n Jezu s uczniów Sw oich, gdy przebyw ał z nim i w okolicach C ezarei F ilipo- w ej, p rzy jed n y m z trzech źródeł Jo rd a n u . P y ta n ie to, choć postaw ione p raw ie dw a ty ­ siące la t tem u, nie straciło nic ze sw ej a k tu ­ alności, w ielkości i znaczenia — bo „Słowo Boże jest żyw e i trw a ją c e na w ie k i”. C h ry stu s postaw ił p y tan ie uczniom Swoim , k tó re Bóg staw ia dzisiaj przez Słowo Sw oje przed każ­

dym człow iekiem i k ażdy człowiek, sam , oso­

biście m usi na nie odpowiedzieć. Ä każd y czło­

w iek m a jakieś pojęcie o Jezusie C hrystusie.

O brazuje to choćby odpow iedź uczniów : P a ­ nie, jed n i m a ją Cię za J a n a C hrzciciela, d ru ­ dzy za Eliasza, in n i za Jerem iasza, a jeszcze inni za jednego z proroków . Ileż więc różnych zdań, ile m y ln y ch pojęć o Jezusie C hrystusie?

A potem P a n Jezu s p y ta jeszcze uczniów . A w y kim m ię być pow iadacie? J e s t to py tan ie jeszcze bardziej osobiste, w ym agające osobi­

stego w yznania. I dopiero z u st Szym ona pada właściwa, p raw idłow a odpowiedź, osobiste w y ­ znanie, odpowiedź jego serca. P io tr, co p rze ­ żył, to też w yznał: Tyś jest C hrystus, on Syn Boga Żywego! D la P io tra Je zu s C hry stu s

I Kim gestem w as? dla

był rzeczyw iście P anem , Bogiem i Zbaw icie­

lem , Synem Bożym. Do ty ch rzeczy człow iek rozum em nie dojdzie. Nie doszedł i P io tr — choć był uczniem P a n a Jezu sa i codziennie ze sw ym M istrzem p rze b y w ał — dlatego P a n Jezu s pow iedzał: „Błogosław ionyś Szym onie, synu Jonaszow y, bo tego ciało i k re w nie ob­

jaw iły tobie ,ale O jciec m ój, k tó ry jest w niebiesiech”.

R ezu ltatem objaw ienia Bożego jest to, że człow iek grzeszny, będący w duchow ej ciem ­ ności i m ają cy błędne w yobrażenie o Jezusie C hrystusie, o spraw ach zbaw ienia i życia wiecznego, zostaje ośw iecony św iatłem Bo­

żym, przychodzi do poznania P ra w d y Bożej i zostaje przeniesiony z ciem ności do cudnej Bożej światłości.

P a n Jezu s m ógł pow iedzieć w te d y P io ­ trow i: „A Jać pow iadam , żeś ty jest P io tr (P e tru s — skalisty, kam ienny, opoczysty), a na tej opoce zb u d u ję Kościół m ój, a b ra m y pie­

k ieln e nie przem ogą go” . Czy znaczy to, żc opoką Kościoła Bożego je s t P iotr? Nie! On je s t tylko P io tre m — P e tru se m , skalistym , kam ykiem Bożej Budow li. K ilk a w ierszy dalej czytam y bow iem , iż do tego sam ego Szym ona, syna Jonaszow ego, którego P a n Jezus nazw ał P io trem , skierow ane są zupełnie inne słowa:

„A obróciw szy się (Jezus) rze k ł Piotrow i: Idź odem nie, szatanie! jesteś m i zgorszeniem ; al­

bow iem nie pojm ujesz tego, co je s t Bożego, ale co jest ludzkiego” . Oto tak a je s t ludzka n a tu ra , ta k w ygląda stałość P iotrow a! C hw ała Bogu, że On sam b u d u je Kościół Swój, którego g ru n to w n y m w ęgielnym kam ieniem je s t Jezus C hrystus. Tego w łaśnie Kościoła b ram y pie­

kielne nie przem ogą.

P io tr dobrze rozum iał Słow a P a n a Jezusa i w iedział, że sam on z łaski Bożej jeist w b u ­ dow any, dołączony do K ościoła C hrystusow e­

go, nie m niem ając o sobie nic nad to, czym uczynił go P an. W yraz tem u d a je w swoim liście skierow anym do rozproszonych Zborów, m ów iąc: „I wy, jako żyw e kam ienie budujcie się w dom duchow ny, w kapłaństw o św ięte, k u ofiarow aniu duchow nych ofiar, p rzy je m ­ nych Bogu przez Jezu sa C hrystusa. A przeciez m ów i Pism o: Oto k ład ę na Syonie kam ień narożny, w ęgielny, w y b ran y , kosztow ny, a kto w eń uw ierzy, nie będzie zaw stydzony. W am ted y w ierzącym je s t uczciwością, ale nieposłu­

sznym , kam ień, k tó ry odrzucili b u dujący, ten

i , ! 3

(4)

się stał głow ą w ęgielną, i kam ien iem obraże­

nia i opoką zgorszenia tym , k tó rz y się ob ra­

żają o słowo, nie w ierząc, n a co też w y sta ­ w ieni są” .

N ależy jeszcze poświęcić k ilk a zdań sło­

wom, zapisanym w w ierszu d z ie w ię tn a sty m : ,,1 tobie dam klucze k ró le stw a niebieskiego;

a cokolw iek zw iążesz na ziem i, będzie zw ią­

zane w niebiesiech; a cokolw iek rozw iążesz na ziemi, będzie rozw iązane i w niebiesiech” . O czym je s t tu ta j m ow a? W każdym raz ie nie 0 w prow adzonej później w oficjalnym chrześ­

cijaństw ie p rak ty c e spow iedzi przed k a p ła ­ nem. Nie m a tu ta j m ow y o odpuszczeniu czy zatrzy m an iu grzechów przez człow ieka. P io tr 1 wszyscy apostołow ie m ieli być sługam i i św iadkam i P ańskim i. Sw oim św iadectw em , p rzykładem życia i m odlitw ą m ieli otw ierać b ram y k ró le stw a niebieskiego p o k u tującym grzesznikom . To zadanie w szyscy apostołowie wypełniali. Głosili, że zbaw ienie, a w ięc i od­

puszczenie grzechów jest w Jezusie C h ry stu ­ sie. Rozum iał sw oje zadanie i sw oją pozycję także i P io tr. ,,I rozkazał nam , abyśm y głosili ludow i i św iadczyli, że On (Jezus C hrystus) jest postanow ionym od Boga sędzią żyw ych i um arłych. O ty m w szyscy prorocy św iadczą, iż przez im ię Jego odpuszczenie grzechów w eźm ie każdy, k tó ry w ierzy w niego” (Dz.

Ap. 10,42-43) — zw iastow ał P io tr w dom u K orneliusza. Z p o w y ż s z y c h s ł ó w , k t ó r e w y s z ł y z u s t P i o t r a w y ­ n i k a w y r a ź n i e , ż e o d p u s z c z e n i e g r z e c h ó w o t r z y m u j e m y w i m i e ­ n i u J e z u s a C h r y s t u s a , P a n a n a ­ s z e g o .

U działem człow ieka w ierzącego w Jezusa C hrystusa jest p rzebyw anie w K ościele Bo­

żym już tu ta j na ziem i. K ościół Boży je s t d obudow yw any aż do obecnych czasów, a w iem y, że gdy o statn i k am y k (Piotr) tej B udow li zostanie dołożony, Kościół będzie zabrany z tej ziemi. W ted y czas łaski, k tó ry trw a obecnie, skończy się. Nie trz e b a już będzie odpow iadać n a py tan ie: K im jest Jezus? gdyż spraw a będzie przesądzona.

Ci, k tó rzy u w ierzyli w Jezu sa C h ry stu sa i uznali Go za swego P a n a i Zbaw iciela — tak jak P io tr — będą wzięci w raz z całym K ościołem na pow ietrze i ta k zaw sze z P a ­ nem będą przebyw ać, a in n i b ędą pozosta­

w ie n i

D rogi P rzy jacielu ! Je że li od uczniów i od P iotra, Jezus dom agał się jasnej i w yraźnej odpowiedzi, jakoż d a l e k o w i ę c e j do­

m aga się odpowiedzi o d n a s , k tórzyśm y jeszcze — jak m ów i Słowo Boże — dalekim i od społeczności izraelskiej, obcym i um owom obietnicy, bez C hrystusa, nadziei nie m a ją c y i bez Boga n a św iecie” . Ale Bóg m oże uczynić, abyśm y się stali „bliskim i przez k re w C h ry ­ stusow ą” . Je śli uw ierzysz w P a n a Jezusa C hrystusa w sercu swoim i w yznasz Go u sta ­ m i — będziesz zbaw iony.

S tanisław Krakiewicz

M Ą Ż.

K T Ó R Y U F A Ł B O G U

śród, n a jw ię k szy c h p o m n ik ó w tego, co m oże hyć dokonane p rzez prostą wiarę w Boga — są w ie lk ie D om y S ierot (zajm ujące pow ierzchnię 13 arów ziem i) p rzy ulicy A sh ley D ow ns w B ristolu (Anglia).

W chw ili, k ie d y Bóg w ło ży ł w serce J e ­ rzego M ullera pragnienie zbudow ania ty c h za­

kładów , m iał on w (stro jej) kie sze n i ty lk o 2 szylingi. Sw oich potrzeb nie ogłaszał ludziom ; Bóg jed n a k pokierow ał tak, iż przesłano m u stopniow o środki na budow ę i u trzym a n ie za­

kładów . P rzez w s z y s tk ie lata, od chw ili p r z y ­ bycia p ierw szych sierot do zakładów , P an po­

syłał p o żyw ien ie w e w łaściw ym czasie tak, iz nie zdarzyło się, aby k ie d y k o lw ie k dzieci nie o trzy m a ły posiłku.

Chociaż J e rzy M uller stał się sław ny, jako jed e n z n a jw ię k szy c h w historii m ę żó w m odli­

tw y , to nie zn a czy to, że b y ł od razu św ięty.

Od m łodości brnął bardzo głęboko w grzechu, dopóki nie znalazł go C hrystus.

J e rzy M ü ller urodził się 27.9.1805 r. w K rop- penstadt. Ojciec jego b y ł poborcą podatków ; do spraw religii odnosił się obojętnie, a do dzieci s-woich niepedagogicznie, dawał im na p rzyk ła d z b y t d użo pieniędzy.

Z ycie Jerzego Mullera, m ożna podzielić na 5 okresów :

I okres: to lata do naw rócenia i odrodzenia (rok 1805— 1825);

IIto lata pracy i n a u k i w m iejscach (rok 1825— 1835);

różnych

III to lata pracy w B ristolu (rok 1835—

1875);

I V to podróże m isy jn e (1875—-1892);

V to ostatnie lata po podróży m is y jn e j (1892— 1898).

M üller m ając niespełna 10 lat, b y ł ju ż no­

to ry c z n y m złodziejem . W takim . stanie ojciec postanow ił jed n a k oddać syna do uczelni, aby stał się kaznodzieją, ale nie dlatego, aby m ógł służyć Bogu, lecz że b y m iał w przyszłości łatw e życie to kościele pa ń stw o w ym .

„Mój czas — m ó w i M üller — spędzałem

teraz na studiow aniu, c zyta n iu niem oralnych

pow ieści i w sze lk ie j nieczystości; takie życic

pęd ziłem do 14 lat, w ów czas, k ie d y um arła m i

m atka. T e j nocy, k ie d y um ierała, ja grałem w

k a rty aż do dru g iej w nocy, a następnego dnia,

(5)

b ył to dzień Pański, poszedłem . z kilko m a to ­ w arzyszam i grzechu do k a rc zm y i tam u p iw ­ szy się m o cn y m p iw em , w y szliśm y w ta kim stanie na ulicę”.

„Staw ałem się coraz gorszy. W trzy , albo c ztery dni po ty m zostałem k o n firm o w a n y , a p rzez to dopuszczony do u działu w 'W ieczerzy Pańskiej. B y łe m w stanie w ie lk iej niem oralno- ści; w o w y m d n iu p rzed samą konfirm acją, k ie d y b y łe m w kościele, aby przed ka p ła n em w yspow iadać się z grzechów w ed łu g zw yc za ju , w fo rm a ln y sposób oszu ka łem go, poniew aż w ręczyłem m u ty lk o dw u n a stą część pieniędzy, k tó re m i ojciec dał dla niego”.

I tak z dnia na dzień głębiej zapadał w grzech m arnując m łode lata. M ając 16 lat, do­

stał się do w ięzienia. Po pow rocie do dom u o trzym a ł chłostę od ojca. Od tego czasu zaczął, ze w zg lęd u na ojca prow adzić p rzyk ła d n e ż y ­ cie, jed n a k ty lk o pozornie. „A le podczas, gdy ze w n ętrzn ie p o zyskiw a łe m szacunek u m ojego otoczenia, nie tro szczyłem się c spraw y Boże, lecz ż y łe m grzesząc nadal bardzo, ty le tylk o że potajem nie; w ko n sek w en cji zachorow ałem i p rzez 13 tygodni p rzyw ią za n y byłem ■ do łoża.

R az po raz czułem , że p o w in ien em stać się in­

nym. człow iekiem , próbow ałem zm ien ić sw oje zachowanie, szczególnie gdy p rzystęp o w a łem do W ieczerzy P a ń skiej dw a razy w ro k u ”.

Będąc na u n iw ersytecie w H alle na w ydziale teologii, zaw arł M uller znajom ość ze stu d en ­ te m na zw iskiem Beta, w ie lk im grzesznikiem . B rnęli w ięc w grzechu razem , aż w czerw cu 1825 r. J e rzy zn ó w zachorował. Po w y zd ro ­ w ieniu jed n a k nadal o szukiw ał ojca i okradał kolegów .

„Pew nego sobotniego popołudnia w połow ie listopada — m ó w i M üller —■ poszedłem na spa­

cer z m o im kolegą Betą. W racając z te j p rze ­ chadzki, pow iedział do m nie, że począł chodzić w sobotnie w ieczory do dom u pew nego ch rze­

ścijanina, gdzie odbyw ają się zebrania. N a m o ­ je dalsze pytania — pow iedział m i, że czytają

Lam Biblię, m odlą się, śpiew ają i c zyta ją d u ­ chowe kazania. G dy usłysza łem to, w ydało m i się, że to jest to, czego szu ka łem całe życie.

N a tych m ia st zapragnąłem tam pójść z m oim kolegą, k tó ry nie od razu chciał m nie zabrać, bo znał m nie ja ko wesołego, m łodego człow ie­

ka i m yślał, że nie będzie się m i podobało takie zebranie. W końcu poszliśm y ra zem ”. Po śpie­

wie, czytaniu Słow a Bożego i m odlitw ie, M ü l­

ler czynił sobie w y r zu ty : „Ja jeste m p rzecież o w iele w ięcej w y k szta łc o n y i do czytania k a ­ zań m am w ięcej prawa, niż W erger (gospodarz dom.u), to potrafię robić, ale ta k m odlić się jak W erger, tego nie potra fię”. Od te j chw ili po­

czuł, że w sercu jego otw orzyło się źródło ra­

dości. W drodze pow rotnej pow iedział do B ety:

„ W szystko, co w id zieliśm y w czasie podróży po Szw ajcarii i w szy stk o cośm y poprzednio p rzyjem n eg o przeżyli, jest n iczy m w p o rów ­

naniu z ty m w ieczorem . C zy k lę k n ą łe m na k o ­ lana po pow rocie do dom u, nie pam iętam , ale to w iem , że w p o k o ju i szczęśliw y położyłem, się do łóżka. N ie m ia łem bow iem n a jm n iejszej w ątpliw ości, że J ezu s rozpoczął w e m n ie sw oje dzieło łaski. P rze ży w a łe m radość bez jakiego­

k o lw ie k s m u tk u serca i jakiegoś głębszego po­

znania, ale ten w ieczór b y ł p u n k te m z w ro tn y m w m o im życiu. M oje ży cie stało się teraz cał­

k ie m inne. P ozostaw iłem m oich kolegów grze­

chu, p rzesta łe m chodzić do szyn kó w . P r z y z w y ­ czajenie m ów ienia niep ra w d y zostało zaniecha­

ne, chociaż jeszcze czasem pojaw iało się. C zy­

ta łe m P ism o Ś w ię te , m o d liłem się, często cho­

d ziłem do kościoła, m iło w a łem braci z w łaści­

w y c h m o ty w ó w i sta łem po stronie C hrystusa.

S tudenci, m oi ko led zy, zaczęli się ze m nie śm iać”.

W kilka tyg o d n i po sw oim naw róceniu M ü ller u c zyn ił szyb k ie postępy w ży c iu chrze­

ścijańskim . Pow stało w n im w ie lk ie pragnie­

nie zostania wAsjonarzem. P ragnienie w rozbu­

dził w n im p e w ie n m isjonarz sw oim postępo­

waniem. — oddał on w szy stk ie dochody w raz z domem, dla C hrystusa. Ń a p rzeszkodzie M u l­

lerow i stał ojciec, k tó r y nie zgadzał się z m y ­ ślą Jerzego. O jciec bow iem chciał zapew nić synow i w ygodne ży cie w zaw odzie d u ch o w n e- go, a tym czasem , sy n chciał zostaw m isjona­

rzem . J e rz y M ü ller zaprzestał brać pom oc od ojca. Bóg posłał m u środki, aby m ógł ukończyć naukę. M üller stał się narzędziem w zd o b yw a ­ niu dusz dla C hrystusa, W ów czas k ie d y M u l­

ler opuszczał u n iw e r sy te t w Halle, liczba p ra w ­ dziw ie w ierzących z w ię k szy ła się z 6 do 20 osób. G rupka ta często przeb yw a ła w p okoju M iillera na m o dlitw ie, śpiew ie i czyta n iu S ło­

w a Bożego.

W r. 1827 M ü ller zgłosił się na ochotnika, aby zostać m is y jn y m p astorem dla N iem ców w B ukareszcie, ale ja kie ś za m ieszki przeszkodzi-

% ^ ty m zam iarze. W r. J 828 n a zaproszenie L on d yń skieg o T o w a rzystw a M isyjnego p rzy b y ł do L o n d yn u . W kró tce po p rzyje źd zie do A nglii M üller p r z e ż y ł w spaniałe chw ile ze sw oim Zbaw icielem , jego życie zostało jeszcze bar­

dziej przekształcone.

„P rz y je c h a łe m do A ngłii słaby, słaby % cie- le, w ko n se k w e n c ji w ielu studiów , ja k sądzę, zachorow ałem 15 m aja. Stan b y ł ciężki, i w y - ciawało się w te d y , że je ste m nieuleczalnie cho­

ry. Im słabszy b y łe m cieleśnie, ty m szczęśliw ­ szy b yłe m duchowo. N igdy przedtem , nie w i­

działem siebie tak podłym , tak w in n y m , jak w łaśnie w ty m czasie. K a żd y grzech ja k g d y ­ by przych o d ził m i na m yśl, ale w ty m sa m ym czasie ju ż w iedziałem , że te w szystkie m oje grzechy zostały przebaczone, że b y łe m o m y ty i zbaw iony przez K re w Jezusa. R ezultatem te^- go b ył w ie lk i pokój. P ragnąłem bardzo zejść z tego świata, a być z C hrystusem ... została mi dana łaska poddania się w oli B o żej”.

Pow yższe przeżycia M iłłłer uw ażał za te w łaśnie, k tó re bardzo pogłębiły jego całe du- chow e życie.

5

(6)

P ism o „C hristian” z 14 sierpnia 1902 t.

zamieściło nast. zdanie M ullera: „S ta łe m się w ierzącym w Jezusa C hrystusa na początku listopada 1825 r. Od tej chw ili m inęło 69 lat i 8 m iesięcy. P ierw sze 4 lata po naw róceniu b y ły dosyć słabe. W Lipcu 1824 r., nastąpiło z m o jej strony pełne oddanie serca. O ddałem - siebie całkow icie Panu Jezusow i. Honory, przyjem ności, pieniądze, siły fizy c zn e ■ — w szystk o zło ży łem do stóp Jezusa, i sta­

łem się c zło w iekiem m iłu ją c y m Słow o Boże.

Znalazłem w szy stk o w B ogu i w ten sposób w e w szy stk ic h m oich próbach czasu ducho­

wego charakteru, nic nie uległo zm ianie p rzez 66 lat m o je j p ielg rzym ki. M oja wiara je s t nie tylk o ćwiczona, jeśli chodzi o rzeczy doczesne, ale d o tyc zy w szy stk ich dziedzin, poniew aż trzy m a m się Słow a Bożego. Pom aga m i w ty m m oje poznanie Boga i Jego Sło w a ”.

M üller podczas sw ego p o b y tu w D evon- shire p rzeży ł w iele błogosław ieństw a poprzez ro zm ow y i w spólne m o d litw y z p e w n y m pa­

storem . p e łn y m m ocy Ducha Św iętego. M uller odczuł, że zarów no w jego czasach, ja k i w czasach poprzednich, jed yn ym , n auczycielem Ludu Bożego był D uch Ś w ię ty .

„ Służby Ducha Ś w ięteg o p rzed te m nie rozum iałem , g d yż nie d o żyw a łem je j p ra k ­ tycznie. R e zu lta t b ył taki, że pierw szego w ie ­ czoru, gdy za m kn ą łem się w p o ko ju na m e d y ­ tację nad Pism.em Ś w ię ty m , n a u czyłe m się więcej, niż w poprzednich k ilk u m iesiącach”.

Po powrocie do L o n d y n u M ü ller usiłow ał w prow adzić swoich braci w sem inarium w głębsze praw dy, któ re sam poznał.

„Częstokroć, k ie d y w racałem do m ego p okoju po m o d litw ie rodzinnej, zn a jd o w a łem społeczność z Bogiem tak słodką, że k o ń c zy ­ łem często m o d litw ę dopiero po północy. B ę ­ dąc pełen radości, szed łe m do braci, k tó rzy podobnie ja k ja, odczuw ali Pana, i tam k o n ­ tyn u o w a liśm y p rzez godzinę lub d w ie nadal m odlitw ę. B y łe m tak p ełen radości, że nieła t­

wo było m i zasnąć. O szóstej rano zastałem, zn ó w braci na w spólnej m o d litw ie ”.

M üller odczuw ając bliskość Boga, posta­

now ił opuścić T o w a rzy stw o M isyjn e i pójść pracować dla Boga tam , gdzie Bóg m u w skaże.

N iedługo p o tem objął pracę w Taignm onth W k w ie tn iu 1830 r. J. M üller p rzyją ł chrzest Sw . w edług Słow a Bożego (Dz. Ap. 8,36-38 i R zym . 6,3-5). W p a źd zie rn iku dożył tego, co je s t napisane w P rzyp. Salom ona 18,22:

„Kto znalazł żonę, znalazł rzecz dobrą i do­

stąpił laski od Pana”.

W r. 1832 M üller p r z y b y ł do B ristolu i tu m iał pierw sze kazanie w ka p licy G edeonow ej.

Od tego czasu b y ł ściśle zw ią za n y z ty m m ia ­ stem. praw ie p rzez 66 lat. Praca M ullera i H.

Cracka, jego przyjaciela, była w ielce p rzez Pana błogosławiona. M usiano o tw orzyć now ą kaplicę; nazw ano ją „B ethesda”. T łu m y ludzi szukały drogi zbaw ienia; m ało było im c zte­

rech godzin do usługi S ło w em B ożym .

W lu ty m 1833 r. J. M u ller Zaczął studio­

wać życie swego rodaka A ugusta-H erm anna Frankego, założyciela sierocińców w Halle. W dniu 12 lipca 1833 r. o godz. 8 rano M üller w y sze d ł na ulicę, w ołając biedne dzieci do siebie, dając im na śniadanie chleb.

5 marca 1834 r. ogłoszono na o tw a rty m zebraniu o p rojekcie założenia zakładu dla sierot, o celu i p o n iższych zasadach:

1. K a żd y w ierzący zobow iązany je s t i ma p r z y w ile j popierać dzieło (m iłosier­

dzia).

2. N ie szukać życzliw ości św iata lub być od niego za leżn ym , i nie szukać u nie­

go poparcia.

3. Popierać pracę m is y jn ą i inne prace na n iw ie P ańskiej, zgodnie z P ism em Ś w ię ty m .

Zakładając w ie lk ie sierocińce, M üller m iał 2 szylingi w kieszeni, ale w sercu sw oim m iał Jezusa C hrystusa, a w co d zie n n y m ż y ­ ciu — ustaw iczną m o dlitw ę. R e zu lta te m głę­

bokiej w iary i m o d litw y M ullera b y ły o trzy ­ m ane środki na zbudow anie sierocińców i w y ­ ży w ien ie sierot w ciągu 60 lat, bez ogłasza­

nia sw oich potrzeb ludziom . P rze z okres 60 lat dzieci nie b y ły ani razu bez posiłku. B y ły cza­

sem chw ile, k ie d y zbliżała się godzina posiłku, a n ik t nie w iedział, skąd p rzy jd zie p o ży w ie ­ nie. Pan zaw sze jed n a k posyłał je w e właści- V)ym czasie. Pan nigdy się nie spóźnił. P rzez w szy stk ie dni opieki M ullera nad zakładam i, dzieci m ia ły zaw sze żyw ność, odzież, pom iesz­

czenie i naukę. Ze w s z y s tk im i s w y m i p o trze ­ bam i przych o d ził do Jezusa C hrystusa. Ufał Bogu. I m bardziej w iara jego była ćwiczona, ty m staw ała się silniejsza. M üller w ciągu tygodnia potrzebow ał na u trzy m a n ie 2 000 dzieci — 600 fu n tó w . Bóg ta k kierow ał, że o trz y m y w a ł w ięcej!

W chw ili śm ierci M ullera sum a dochodów w ynosiła 1 m ilio n 500 tys. fu n tó w . W iększe część tego została przekazana na sierocińce Z fu n d u szó w , któ re o trz y m y w a ł — było w spieranych 120.000 osób; rozpow szechniono 282.000 Biblii, 1.500.000 N o w y ch T esta m en tó w oraz 112.000.000 ksią że k religijnych, broszur i tra kta tó w .

W w ie k u 70 lat M ü ller rozpoczął sw oje w ielkie podróże m isy jn e . P rzeb ył on ok. 260.000 m il, jeżdżąc po całym św iecie i głosząc E w an­

gelię. Podróże jego trw a ły do 90 ro ku życia.

P rzypuszcza się, że w czasie sw e j pracy ew an­

g eliza cyjn ej M ü ller p rzem aw iał do 3 m ilio­

n ów ludzi. O statnie 6 lat p rzeb yw a ł M üller w B ristolu, doglądając sierot.

W nocy 10 m arca 1898 ro k u upodobało się Bogu powołać w iernego sługę do Siebie.

J e rzy M üller, podobnie ja k Enoch, cho­

dził z Bogiem . M üller był czło w iekiem w iary,

k tó r y szczerze i pow ażnie m odlił się o to, aby

m ógł w ży ciu sw oim być n iew zru szo n y m

św iadkiem ; m iał św iadectw o, że Bóg słyszy

i w y słu ch u je m o d litw y . W spaniale je st ufać

Bogu w k a ż d y m czasie.

(7)

14 marca 1898 r. za tru m n ą szło 10.000 ludzi. W usłudze d u chow ej nad grobem p rze ­ w odnim S ło w e m b y ł L ist do Ż y d ó w (13,7.8).

„W spom inajcie o p rzew odnikach swoich, k tó r z y opowiadali w am Słow o Boże a patrząc na koniec ich życia, wiarę ich naśladujcie.

J e zu s C hrystus w czoraj i dziś, ten że i na w ieki”.

To co P an u c zyn ił p rzez M ullera, roz­

brzm iew a do dziś w k a żd y m kra ju . O ja k bardzo potrzeba w naszych czasach ludzi, k tó ­ rzy by pow ażnie i szczerze m odlili się o to, aby okazały się owoce ich w iary. M üller w y p o w ie ­ dział takie słow a pracując dla Pana: „Pam ię­

taj, że tam gdzie ko ń czy się nasze w idzenie, tam zaczyna się działanie w iary. Im tru d n ie j­

sze są w a ru n ki, ty m bardziej sp rzyja wiara.

D opóki człow iek posiada ja kieś naturalne pod­

sta w y do oczekiw ania pom ocy, tak długo w ia­

ra nie m a tu ta j sw obody działania, ja ką po­

siada w te d y , k ie d y w szelkie oczekiw ania oka­

zu ją się próżne”. W sp o m n ijm y tu ta j A braha­

ma. (R zym . 4,18).

Pan u ży w a sposobów, a b y śm y się n a u c zy ­ li opierać naszą ufność nie na w ła sn ych u czu ­ ciach lub na c zy m ś w id o czn ym , jak to skłonni je s te śm y czynić, ale na Jego Słow ie. Pan J e ­ zus je s t i dzisiaj te n sam, ja k w ów czas, gdy pow iedziano p o trze b u ją ce m u m ocy Bożej:

„U faj! w stań! woła cię...” (M k 10,49b).

opracował Jerzy Ratz

(11) MIESZKAJ W JEZUSIE UKRZYŻOWANYM

„Z CHRYSTUSEM JE S TE M U KRZYŻOW ANY”.

W te n zdecydow any sposób m ów i A postoł P aw eł o społeczności duchow ej z C h ry stu sem u k rzy ż o w a­

nym , o Jego cierp ien iach i śm ierci, m ów iąc je d n o ­ cześnie o dożyw aniu m ocy C h ry stu so w e j. To co m ó­

w ił P aw eł, było dla niego rzeczyw istością: on w ie ­ dział, że n a p ra w d ę u m a rł i dlatego dodaje: „A żyję ju ż nie ja, lecz żyje w e m nie C h ry stu s” .

J a k błogie m usi być przeży w an ie ta k ie j społecz­

ności z Jezusem , w k tó re j spojrzenie na Jego krzy ż d aje n am pew ność, że ta m n a s tą p iła i nasza śm ierć.

Z upełne posłuszeństw o Je zu sa w obec Boga, Jego zw ycięstw o n a d grzechem i o d k u p ien ie ludzi spod w ładzy grzechu, w szystko to je s t m o ją w łasnością!

J a k błogo dośw iadczyć, że p rzez w iarę, moc śm ierci Jezusow ej codziennie p ra c u je w celu u śm ierce n ia m ojej cielesności i odnow ienia całego m ojego życia, aby stało się podobne do życia zm artw y ch w stałeg o Jezusa!

P ozostaw anie w Jezusie ukrzyżow anym , je s t w a ­ ru n k ie m w z ra sta n ia tego now ego życia, k tó re je st w zbudzane stale w m ia rę u śm ierca n ia sta re j n a tu ry . Chcem y to bliżej w y jaśnić. Te p ełn e tre śc i słow a:

„ w s z c z e p i e n i w podobieństw o śm ierci” , p okażą nam , co znaczy p o zostaw anie w U krzyżow anym . Aby szczep został połączony z pniem , n a k tó ry m m a ro s­

nąć, m usi ta m być um ocow any, i m usi ta m zostać, gdzie zostało dokonane n acięcie p n ia , czyli ta m , gdzie p ień został „zraniony” , aby p rz y ją ć szczep. Nie m a zaszczepienia bez ra n y , p ie ń m usi zostać obnażony z kory, o tw arty , aby p rz y ją ć la to ro śl w sw e ciało.

Tylko ta k ie zran ien ie p n ia um ożliw ia now em u szcze­

pow i k arm ie n ie się sokami i udział w e w zroście pnia,

„Z Chrystusem jestem ukrzyżow a­

ny, a żyję już nie ja, lecz żyje we m nie C hrystus”

Gal. 2,20

„Jesteśm y w Nim w szczepieni w podobieństwo śm ierci Jego”

Rzym. 6,5

P o dobnie m a się s p ra w a z grzesznikiem i Je z u ­ sem. Je d y n ie ty lko jeżeli zo stan iem y w eń w szcze­

pieni p rzez przeżycie śm ierci Jego, będziem y upodob­

n iać się do P a n a Z m a rtw y c h w stałe g o , m a ją c dział w Jego życiu i mocy. P rz e z śm ierć n a k rzyżu został Jezu s zraniony, a w Jego o tw a rty c h ra n a c h je st m iejsce, gdzie m usim y być w szczepieni. I ta k , ja k ­ byśm y m ogli pow iedzieć do w szczepionej g ałązki:

„P ozostań tu ta j w te j ra n ie p n ia , k tó ry cię o d tą d b ę ­ dzie n o sił”, ta k też brzm i po selstw o sk ie ro w a n e do w ierzącej duszy: „P ozostań w ra n a c h Je zu sa ; tylk o ta m znajdziesz życie, w zro st i społeczność z Nim. Tam zobaczysz, ja k o tw orzyło się Jego serce, aby cię p rz y ją ć ; ja k Je g o ciało zo stało zranione, abyś ty mógł być je d n o z N im i m ieć o tw a rty dostęp do w szy st­

kich b łogosław ieństw , k tó re w y p ły w a ją z Jego B o­

żej n a tu ry .”

Czyś je d n a k zauw ażył, że szczep aby być w szcze­

p io n y w pień, -musi być p rz e d te m odcięty od swego m acierzystego p n ia i n a s tę p n ie odpow iednio p rzy c ię­

ty, aby p aso w ał do p rzygotow anego o tw o ru w zra ­ n io n y m now ym pniu? T ak sam o m usi i w ierzący zo­

stać przypodoibany śm ierci Je zu sa , m usi z Nim d u ­ chow o zostać u k rzy ż o w a n y , m usi z N im um rzeć. Z ra ­ niony p ień i zraniony szczep m u sz ą być dostosow ane do siebie i n a s tę p n ie zjednoczyć się.

P rzeży cia Je z u sa m u sz ą się stać tw o im i p rzeży ­ ciam i. T a k ja k On, m u sisz uznać sp raw ie d liw y sąd świętego- Boga n a d grzechem . T ak ja k On m usisz zgodzić się n a u śm ierce n ie tw ego życia obarczonego p rz e k le ń stw e m grzech u i aby w te n sposób w ejść w now e życie. T ak ja k On p rz e k o n a sz się, że droga do rad o ści i owocnego życia z m artw y ch w sta n ia , idzie ty lk o p rze z G etsem an e i G olgotę. Im m n ie jsz a ró ż n i­

ca a w iększe podobieństwo- m iędzy zran io n y m p niem

I 7

(8)

a zranionym szczepem , im dok ład n iej p a s u ją do sie­

bie ich ra n y , ty m p ew niejsze, ła tw iejsze i zu p ełniejsze będzie ich p ołączenie i rozw ój.

M uszę pozostać w Je zu sie ukrzyżow anym . M uszę poznać, że krzy ż je s t n ie ty lk o m oim p o je d n an ie m z Bogiem, ale ta k ż e m oim zw ycięstw em n a d szatanem , że je st nie ty lk o w y k u p ien iem od w iny, ale ta k ż e od m ocy grzechu. P a trz ą c n a Je zu sa n a krzyżu, m uszę zrozum ieć, że należy On zupełnie do m n ie i że p o ­ św ięcił sam ego S iebie w ty m celu, aby m ógł m nie w łączyć w n ajściślejszą łączność i społeczność ze Sobą, i żebym m ia ł dział w Jego m ocy o b u m arcia dla g rzechu i now ego zw ycięskiego życia, k tó re m a się dopiero rozpocząć. M uszę oddać M u się ca łk o ­ w icie z częstą m o d litw ą i silnym p rag n ie n iem , aby m n ie w p ro w ad ził w coraz ściślejszą społeczność z So­

b ą i coraz w iększe u p odobnienie się do Jego śm ierci.

A le dlaczego w łaśn ie krzy ż je st ty m m iejscem łączącym człow ieka z Bogiem ? D latego że n a k rzy ż u n aw ią za ł S yn Boży zu p e łn ą łączność z człow iekiem , tu doznał n ajd o sk o n alej, co to znaczy być synem człowieczym , członkiem ro d za ju , stojącego pod p rz e ­ kleństw em . P rzez śm ierć przezw yciężył K siąże Ż y ­ w o ta m oc śm ierci i ty lk o p rze z śm ierć m ogę m ieć udział w Jego zw ycięstw ie. Życie, k tó re O n daje, je st życiem p ły n ący m ze śm ierci; k ażde now e doznanie m ocy Jeg o życia zależy od dożyw ania m ocy Jego śm ierci. T a śm ierć i życie są n ierozłącznie ze sobą spojone. K ażdy d a r łask i, udzielan y przez żywego Jezu sa, uzależniony je s t od społeczności z ukrzy żo ­ w an y m Jezusem . Jezus przy szed ł i za ją ł tu m oje m iejsce, ja m uszę te ra z zająć Jego m iejsce i tam pozostać. J e s t ty lk o jed n o m iejsce, k tó re należy ta k do Niego, ja k do m nie — a t o j e s t k r z y ż . J e z u ­ sowi p rz y p a d ł K rzyż p rze z Jego dobrow olny w ybór, m nie zaś przy n ależy on p rze z p rze k leń stw o grzechu.

Jezu s poszedł n a krzyż, aby m nie znaleźć, i d la ­ tego ja ta m m ogę Jego znaleźć! K iedy m n ie Jezu s tam znalazł, p rzyszedł n a m iejsce p rz e k le ń stw a , i do­

znał jego m ocy, gdyż „ p rz ek lę ty każdy, k tó ry w isi na drzew ie” (Gal. 3,13). On uczynił z tego m iejsca kaźni, m iejsce b łogosław ieństw a, k tó reg o doznajem y, gdyż C h ry stu s uw oln ił n as od p rz e k le ń stw a , staw szy się za nas przek leń stw em . Je że li Jezu s w stę p u je na m oje m iejsce, pozostaje tym , czym był, um iłow anym przez O jca, ale p rze z społeczność ze m n ą, dzieli m o ­ je p rze k leń stw o i u m ie ra m o ją śm iercią. Jeżeli w s tą ­ pię n a Jego m iejsce, p o zostanę zaw sze ty m , czym jestem z n a tu ry , p rze k lęty m , k tó ry zasłużył n a śm ierć, ale w połączeniu z Nim, bio rę u d ział w Jego błogo­

sław ieństw ie i o trzy m u ję Jego życie. P o n iew aż J e ­ zus przyszedł, aby być je d n o ze m n ą, n ie m ógł om i­

nąć krzyża, gdyż p rze k leń stw o grzech u w sk az u je zaw sze n a krzyż, ja k o cel Jeg o p rzy jśc ia n a ziemię.

A k ie d y p ra g n ę z Nim się zjednoczyć, to n ie m ogę om inąć krzyża, gdyż nigdzie indziej nie zn a jd ę życia i w y b aw ien ia, tylk o n a krzyżu.

T ak ja k p rz e k le ń stw o m ojego grzech u w sk az y ­ w ało n ie u ch ro n n ie n a krzyż, jako n a je d y n e m iejsce, gdzie m ógł się Je zu s ze m n ą zup ełn ie połączyć, ta k Jeg o błogosław ieństw o w sk a z u je m i n a krzyż, jako n a je d y n e m iejsce, gdzie j a m ogę z N im zostać p o ­ łączony. Im w ięcej w głębiam się i codziennie m iesz­

kam w Je zu sie ukrzyżow anym , tym w y ra źn iej od­

czuw am i dożyw am słodyczy Jego m iłości, m ocy Jego życia i doskonałości Jego w ybaw ienia.

K ochane dziecię Boże. K rzyż C h ry stu sa je s t w iel­

k ą ta jem n icą . O baw iam się, że w ielu ch rześcijan za­

dow ala się sp o jrzen iem n a krzy ż je d y n ie ja k o na m iejsce, na k tó ry m Jezu s u m a rł za ich grzechy; je ­ dnocześnie ci sa m i ch rześcijan ie w m ałym sto p n iu o d ­ c z u w ają p rag n ie n ie, aby w ejść w społeczność z U k rz y ­ żow anym . W ygląda n a to, że nie w iedzą oni o tym , co ich łączy z ich krzyżem , albo za d o w a la ją się tym , że u w a ż a ją pow szechne c ie rp ie n ia życiowe, k tó ry m p o d le g ają ta k ż e synow ie tego św ia ta, ja k o ich w spół­

u d ział w k rzy ż u C h rystusow ym . Nie m a ją pojęcia o ty m , co to znaczy być u k rzy ż o w a n y m z C h ry stu ­ sem!

Być uk rzy żo w an y m z C h ry stu sem oznacza zaś całk o w ite w yzbycie się sw ej w łasn ej w oli, całkow ite z a p arcie się sw ego ciała ze w szy stk im i jego p o żą­

d an iam i i rozkoszam i, zupełne odłączenie się od św ia­

ta i jego sposobu m y ślen ia i d ziałania, zn ien aw id ze­

nie w łasnego sta re g o życia, po to, aby je otrzym ać z pow rotem , ta k ja k b y ze śm ierci odnow ione i u św ię­

cone p rz e z D u ch a Jezusow ego, to są oznaki tego, kto p rz y ją ł k rzy ż C h ry stu so w y n a siebie i k tó ry sta ra się, żeby m ógł pow iedzieć: „Z C h ry stu sem jestem u k rzy żo w an y ... p o zo staję w Je zu sie u k rzy ż o w a n y m ” . Jeżeli r z e c z y w i ś c i e je s t ty m prag n ien iem podobanie się P a n u i życie z N im w ta k bliskiej społeczności, ja k to ty lk o je s t m ożliw e p rzez Jego łask ę, to proś, a b y cię Je g o D uch w p ro w a d ził w tę błogą p raw d ę, w tę ta je m n ic ę P ań sk ą . W iem y, że P io tr w yzn ał Je zu sa , ja k o S y n a żywego Boga, choć był m u jeszcze zgorszeniem (M at. 16, 16. 17. 21—23).

W iara w m oc k rw i Je z u sa C h ry stu sa, k tó ra od­

puszcza n iep raw o ść i oczyszcza od grzechu, przez w ia rę w o d n a w ia ją c ą m oc życia Jezu sa, m oże być d an a i w z ra sta ć ty lk o w tedy, jeżeli człow iek pozo­

sta n ie pod krzyżem , w żyw ej społeczności z Jezusem u k rzy żo w an y m , i dąży do tego, aby być M u zupełnie podobny.

O Jezu , m ój u k rzy żo w an y Zbaw co, n au cz n as nie ty lk o w C iebie w ierzyć, ale ta k ż e w Tobie pozo sta­

w ać, a krzy ż Tw ój p rz y ją ć nie ty lk o ja k o p o d staw ę n aszeg o p rzeb aczen ia, ale ta k ż e ja k o w zó r naszego życia. O, n au c z n a s m iłow ać krzyż, n ie ty lk o dlatego, żeś n a k rzy ż u niósł nasze p rze k leń stw o , ale także, p o n iew aż przezeń w stę p u je m y w n ajściślejsze p o łą­

czenie z T obą, b ęd ąc z T o b ą u k rzy ż o w a n i i d o stę­

p u ją c u d ziału w zupełnym dożyw aniu T w ej cudow ­ n ej m iłości i Tw ego uw ielbionego życia.

tłu m ac zy ł St. L ip iń sk i .

„my opowiadamy Chrystusa Ukrzyżowanego“

(1 Kor. 1,23)

(9)

TT

lim at P a lesty n y pow oduje, że ciała zm arłych m uszą być w k ró tk im czasie składane do grobu. Z tego też pow odu, zm arłych grzebie się w tym sam ym dniu, w k tó ry m n a stą ­ pił zgon. W dzień sabatu, zgo­

dnie z przepisem Zakonu, po­

grzeb był zabroniony, je d n a k ­ że z biegiem czasu rab in i ży­

dowscy zakaz te n zm ieniali i zm odernizow ali. I tak, w olno było w sabat nam aszczać z m a r­

łych olejkiem,, lecz nie wolno było kopać grobu i kupow ać p rześcieradeł dla okrycia zwłok. Rów nież ciała skazań­

ców nie m ogły pozostaw ać na krzyżu „przez sa b a t” . W dniu Prz ygotow ania poprzedzającym sabat skazańców m usiano po­

grzebać przed zachodem słoń­

ca. Istn iał zw yczaj, że tym spo­

śród skazańców , k tó rz y jeszcze nie um arli, łam ano golenie, w celu przyspieszenia agonii. P o­

tem pospiesznie grzebano s k a ­ zanych we w spólnym grobie.

P rzedstaw iciele S anhedrynu w ystąpili z prośba do p ro k u ra ­ to ra rzym skiego P iłata, prosząc o zastosow anie tego przepisu.

Skazańcy nie byli chow ani we w spólnych grobach, lecz w m iejscu specjalnie dla nich w y ­ dzielonym . Ale w cześniej od prośby przedstaw icieli S anhe­

d rynu, w płynęła do P iła ta in­

na prośba, złożona przez Józe­

fa z A rym atei, będącego ta k ­ że członkiem najw yższej r a ­ dy. Jó zef z A rym atei, „la­

icki” członek S an h edrynu, człowiek b ogaty i w pływ o­

w y był jednocześnie po­

tajem n ie zw olennikiem Jezusa, lecz zachow yw ał to w ta je m ­ nicy z obaw y przed Żydam i (por. J a n 19,38). To w ystąpie­

nie Józefa było ak te m p ro te ­ stu przeciw w yrokow i skazu­

jącem u Jezusa. I na jego znak oddaje swój grób rodzinny, aby złożono w nim zw łoki Jezusa.

Mówi o tym prorocki tek st (Izaj.

53,9) w tzw. „pieśni o cierp ią­

cym Słudze P a n a ”. Jó zef po­

stanow ił pośm iertnie uczcić J e ­ zusa, oddając w łasny grób, p r a ­ gnął także zapew ne, pokrzyżo­

wać p lan y przeciw ników J e ­ zusa. A ry m atea b yła m iejscem urodzenia Józefa i była poło­

żona na zachodnim brzegu w zgórz ju d ejsk ich w odległości dwóch godzin drogi od J e ro ­

zolim y. Józef pod w ielom a w zględam i p rzypom inał innego członka S an h e d ry n u N ikodem a, z ty m tylko, że te n pierw szy był bardziej zdecydow any. On to u d a ł się do P iła ta i poprosił o ciało Jezusa. Józef pow ołał się na przep is w y d an y przez cesarza A ugusta, zezw alający w szczególnych w ypad k ach na w ydanie ciała skazańca.

P iła t nie ochłonął jeszcze z w rażen ia jak ie w yw ołały w y ­ pad k i zw iązane ze śm iercią J e ­ zusa i bez sprzeciw u zgodził się na w ydanie ciała Jezusow ego.

Jó zef m u sia ł jed n ak że uprze-

„W ciemny grób złożon

PAN“

dnio złożyć znaczny okup. P i­

ła t w cześniej w y raził już zgo­

dę w obec p rzedstaw icieli S an­

h e d ry n u na połam anie nóg skazańcom , ab y przed zacho­

dem słońca zdążono ich pogrze­

bać. Ż ołnierze rzym scy w yko­

n u ją c y egzekucję, złam ali go­

lenie obydw u złoczyńcom , ale gdy podeszli do Jezu sa i stw ie r­

dzili, że ju ż u m arł, nie łam ali M u nóg. J e d e n z nich w łócznią przebił bok Jezusa, a w ted y

„w y p ły n ęła k re w i w oda” (Jan 19,32— 34). Józef po o trzy m a­

niu zezw olenia od P iła ta, za­

p rz ą tn ą ł się około pogrzebu.

Czasu zostało m u niew iele, gdyż w raz z zachodem słońca rozpoczynał się uro czy sty sa­

bat. W przygotow aniach do po­

grzebu pom agał m u N ikodem , k tó ry p rz y b y ł „... niosąc około stu fu n tó w p rz y p ra w y m irry i aloesu” (Ja n 19,39). W iele po­

m ag ały także n iew iasty obecne p rzy śm ierci Jezusa, w śród nich była z pew nością także — M a­

ria, m a tk a Jezusa. Nikodem przyniósł w onności, Józef za­

k u p ił szerokie prześcieradła,

dla okrycia zwłok. Z pow odu b ra k u czasu w szystko zrobiono bardzo pospiesznie. „W zięli te­

d y ciało Jezusow e i ow inęli je w p rze śc ie rad ła z w onnościa­

mi, ja k je s t zw yczaj grzebać u żydów ” (Ja n 19,40). G robo­

wiec, k tó ry Józef przeznaczył dla Jezu sa b ył nowy, żaden zm arły nie był w nim złożony.

Był to grób k u ty w skale.

S k ładał się z przedsionka oraz celi g rzebalnej, w k tó re j skła­

dano ciało zm arłego. P rzedsio­

n ek i celę grzebalną łączyło o- tw a rte przejście, przedsionek zam ykał z zew n ątrz duży, r u ­ chom y kam ień. G rób, w któ­

ry m złożono ciało Jezusa, nie pozostaw ał bez opieki. „A była tam M ary ja M agdalena i d ru ­ ga M aryja, k tó re siedziały przeciw ko grobow i”. Inne nie­

w iasty także p rzyszły obejrzeć grób, a potem pospiesznie w ró­

ciły do m iasta i ko rzy stając z tego, że słońce jeszcze nie za­

szło i wolno było pracow ać, p rzygotow yw ały w onności i m aść. O bfitość w onności i m aść, k tó re przyniósł Nikodem ich zdaniem i w edług ich po­

bożności nie b y ły w y sta rc z a ją ­ ce. O biecały w ięc sobie, że cia­

ło Jezu sa pogrzebane w takim pośpiechu, m usi być godnie uczczone, gdy tylko m inie sa­

b at i nakaz spoczynku św iąte­

cznego (por. Łk. 23,55— 56).

K to zliczy dziś księgi za­

pisane przez pisarzy i poetów , kto zliczy obrazy stw orzone przez m alarzy, p rzedstaw iające owe godziny w ieczorne, o k tó ­ ry ch kró tk o ale z w ielką mo­

cą obw ieszczają Ew angeliści.

W ym ow y owego w ieczoru nie m oże w p e łn i oddać żadne sło­

wo, ani żaden obraz. K to jest w stanie nam alow ać i opisać zachód słońca tego tragiczne­

go dnia. K to n a m a lu je zapala­

jące się gw iazdy owego w ie­

czoru. K to opisze w iosnę pale­

sty ń sk ą w ogrodzie Józefa, a w pośród ogrodu złam ane ciało leżące w grobie. Tego, przez którego w szystkie rzeczy się stały. O ciszy tego w ieczoru, spokoju nadchodzącego sabatu, o sm u tk u , o żalu i zbolałych sercach uczniów Jezusa, o nie­

pokoju w sercach Jego w ro­

gów, d o w iąd u jem y się z E w an­

9

(10)

gelii. Te w ieczorne chw ile i godziny prow adzą nasze m yśli do grobu Jezusa. W ydarzenia, k tó re tam nastąpiły, po w szyst­

kie czasy przygotow ały m ie j­

sce dla spracow anych i obcią­

żonych. P rzez śm ierć i zm ar­

tw y chw stanie Je zu s C hrystus przygotow ał m iejsce spoko­

ju i w iecznego szczęścia w nie­

bie. P o d ejd źm y i m y dzisiaj do tego grobu i przeży jm y te w y­

d arzenia jeszcze raz. Jego w al­

ka zakończyła się, ciało złożono na spoczynek ale E w angeliści u k azu ją całą praw d ę i opisują ją z w ielką mocą. W rogom Jezu sa w ydaw ało się, że z chw ilą, gdy zam ilkną Jego u- sta, będą m ieli spokój. Jezus zam ilkł, ale oczekiw any spokój nie nadszedł. Członkowie San­

h e d ry n u przypom nieli sobie, że Jezus pow iedział, iż po trzech dniach zm artw y ch w stan ie; po­

stanow ili więc zabezpieczyć się na w szelki w ypadek. Jeszcze raz ud ali się z prośbą do P iła ­ ta, żeby przydzielił straż do pilnow ania grobu. O baw iali się, że uczniow ie m ogą w nocy po­

taje m n ie w ykraść ciało „zw o- dziciela” , i ogłosić następnie w szystkim , że Je zu s zm ar­

tw ychw stał. I to ostatnie, m o­

że się okazać gorsze, niżeli pierw sze — m niem ali. P iła t p rzy sta ł na ich prośbę. Ale roz­

tropność każe im przew idzieć jeszcze jed n ą ew entualność.

P rzeciw nicy Jezusow i obaw iali się, że ucznoiw ie m ogą p rze k u ­ pić żołnierzy. W tym celu, k a ­ m ień zam y k ający w ejście do grobu został opieczętow any.

T eraz n ik t już nie m iał praw a w ejść do w nętrza, nie n a ra ż a ­ jąc się na sankcje Rzym ian.

R zym ska straż b ro n iła dostę­

pu do grobu. Jego przeciw nicy sądzili przecież, że nigdy nie zm artw ychw stanie.

Jako um arły, m ia ł zostać w śród um arłych.

Ale Jezu s zw yciężył śm ierć i zm artw ychw stał. W Jezusie zm artw y ch w stały m objaw iła się Boża moc. Z Tym, k tó ry zm artw y ch w stał i żyje, z Nim i m y żyć będziem y. Jezu, Tv m ojej śm ierci śm ierć. T y m o­

jego życia życie!

Kazim ierz Muranty

Najszlachetniejsza

„G dy na m n ie przyszło to dośw iadczenie, poddałem m o je życie u w a żn iejszem u przeegzam inow aniu, jeśli chodzi o u sto­

sunkow anie się do w ieczności, aniżeli z w y k łe m to b y ł k ie d y ­ ko lw ie k czynić, gdy c ieszyłem się dobrym, zdrow iem . S tw ie r ­ d ziłem wów czas, że z obow iązków w sto su n k u do m oich w spół- bliźnich, ja ko człow iek, sługa E w angelii i starszy zborow y, w y w ią z y w a łe m się w sposób nie budzący w y r z u tó w sum ienia, ale w sto su n k u do m ego Z baw iciela w szy stk o , co czyniłem okazało się zu p ełn ie niew ystarczające: m oja w dzięczność za zbaw ienie, za zachow anie i p o d trzy m y w a n ie m nie w czasie w ie lu trudności życio w ych , począw szy od w czesnego dzieciń­

stw a, aż do sędziw ego w ieku , ani w m a łej części nie była w y ­ starczająco gorąca, a posłuszeństw o dostatecznie pełne miłości.

M oja oziębłość i brak m iłości w sto su n k u do Tego, k tó r y m nie w p ierw um iło w a ł i ta k niezm iern ie dużo dla m n ie u czynił, na­

pełniła m ą duszę ogromnymi p rzyg n ęb ien iem . A nadom iar w szystkiego, m ó j charakter okazał się tym, bardziej n ę d zn y u:

zw ią z k u z ty m , że nie ty lk o zaniedbałem robienia postępów w ud zielo n ej łasce, jeśli chodzi o spełnianie m y c h pow inności w ram ach posiadanego p rzez m n ie p r z y w ile ju usługiw ania, lecz dla braku postępu, p rzyg nieciony ro zm a itym i m ęczą cym i tros­

ka m i i ż m u d n y m i pracami, osłabłem w zapale i m iłości. W głę­

b o kim u p o korzeniu błagałem Pana o zm iłow anie i odnow iłem p rzym ierze z P anem i obietnicę, że odtąd będę usiłow ał po­

św ięcić się M u bez r e sz ty ”.

(Bp M cK endree)

T7 azanie, k tó re zabija, m oże być

— i najczęściej je s t — ści­

śle dogm atyczne; ta k ściśle do­

gm atyczne, że niczego w nim nie m ożna w p ro st ruszyć! B a r­

dzo lu b im y zachow yw ać suro­

wość nauki, i jest to czym ś do­

brym , ba czym ś najlepszym . Na ty m przecież polega czyste, w y­

raźn e nauczanie Słow a Bożego;

w te n sposób zdobyw am y tro ­ fea w w alce z błędem , b u d u je ­ m y w ały, chroniące nas przez w iarę przed zgubną powodzią szczerej, ale niew łaściw ej w ia­

ry, albo też w y raźn ej niew ia­

ry. N iem niej surow ość nauki, m ają ca c h a ra k te r czysty, ale i tw a rd y ja k k ry ształ, p o d e jrz li­

w y i w ojow niczy, m oże też być pięknie ułożoną literą , dobrze nazw aną, dobrze nauczoną, m o­

że być literą , k tó ra zabija. Nic nie jest b ardziej m artw e , jak m a rtw a surow ość nauki; jest z byt m artw a , a b y dopuścić ja ­ kąś m yśl, jak ieś rozw ażanie, jakieś dalsze studium , a n aw et m odlitw ę.

G łoszenie litery , k tó ra zabija, może charak tery zo w ać się w ni­

kliw ym w ejrzen iem i znajom o­

ścią zasad, m oże m ieć c h a ra k ­ te r bardzo uczony i w ykazyw ać sm ak u m iejętnego k ry ty cy zm u , m oże odznaczać się doskonało­

ścią fo rm gram atycznych, dzię­

ki czem u lite ra m oże osiągnąć w zorow y w p ro st w y raz i p rzy ­ pom inać pism a P la to n a i Cy­

cerona; głoszący w ten sposób m oże studiow ać swój te m a t po­

dobnie, ja k czyni to praw nik, p rzy g o to w u jący p rzy pom ocy dzieł z zak resu praw a, obronę sp raw y — a jed n a k działanie takiego u sługiw ania będzie po­

dobne do d ziałania m rozu, za­

bójczego m rozu. O pow iadanie lite ry m oże być bardzo w ym o­

w ne i ozdobione retorycznym i z w ro tam i i pięk n ą poezją, na- kropione m odlitw ą, p rz y p ra ­ w ione k o rzeniam i sensacyjno- ści, lśniące blaskiem geniuszu, a. je d n a k w szystkie te rzeczy m ogą być niczym innym., jak w spaniałym i, pięknym i, kosz­

tow nym i ozdobam i i rzadkim i k w ia ta m i ozdabiającym i tru p a.

O pow iadanie litery , k tó ra za­

bija, m oże być też pozbaw ione

cech uczoności, św ieżości m yśli

lu b uczucia, u b ran e w pozba-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przysięgliśmy w obliczu Boga stać na straży szczęścia, wolności i siły Polski i oto dziś, pomni na nasze ślubowanie, podnosimy przed Bogiem i przed światem, przed obliczem ludzi

Stanowczy krok w tym kierunku uczyniliśmy, ogłaszając orędziem naszem z d. Pod temi hasłami jednoczy się cały naród. Ala dalsza droga do urzeczywistnienia Polski Zjednoczonej i

Obejmując władzą w Republice Polskiej, poczuwamy się do obowiązku wyłuszczenia przed Narodem naszego stanowiska, do wskazania mu dróg, któremi pójdziemy, i celów, jakie so­..

naszego narodu mogla przez pöt wieku rozwijac i mnozyc polskie sity narodowe i cata Jego po-.. tezna Armia, ruszajaca do boju o najwznioslejsze idealy kultury, patrze na naröd

A b y tę myśl jedności narodu w czyn wprowadzić, jednoczą się na wezwanie Koła polskiego dotychczasowe odrębne organizacye: Centralny Komitet Na r o d o w y i Komisya

Stanisław K rakiew icz, prezes Rady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego i prezb.. Józef M rózek

Rodzaj człow ieczy utracił chw ałę Bożą m akcie upadku... W

W ten sposób usiłuje się zagłuszyć sumienie, a przecież przestępstwo „kom binacji“ bezkarnie ujść nie może, jest obciążeniem i tego, kto tego się