• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1966, nr 12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1966, nr 12"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

WM,

l i l i i

(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N B E T L E J E M

EWANGELIA

ŻYCIE I M YŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 W arszawa,

Nr 12., grudzień 1966 r.

TREŚĆ NU ME RU :

BETLEJEM

NIEW YPOW IEDZIANY DAR BOŻY PRZY ZW Y C ZA JEN IE

W IELCY M ĘŻOW IE M ODLITW Y M IE SZ K A J TERA Z W JE Z U SIE (15)

„S ZU K A JC IE TEŻ P O K O JU M IASTU...”

K O N FER EN C JA PO L S K IC H CH RZEŚCIJA N

EW ANGELICZNYCH

150-LECIE B R Y TY JSK IE G O I ZA ­ GRANICZNEGO TOW ARZYSTW A B IB L IJN E G O W POLSCE

„GLOS EW A N G EL II” — AUDYCJE 17 DO 21 K R O N IK A

M ie s ię c z n ik „ C h r z e ś c i j a n i n ” w y s y ł a n y j e s t b e z p ł a t n i e ; w y d a w a n i e c z a s o p is m a u m o ż liw ia w y ł ą c z n i e o f i a r n o ś ć C z y t e l­

n ik ó w . W s z e lk ie o f i a r y n a c z a s o p is m o w k r a j u , p r o s i m y k i e r o w a ć n a k o n t o : Z j e d n o c z o n y K o ś c ió ł E w a n g e l i c z n y : P K O W a r s z a w a , N r 1-14-147.252, z a z n a c z a j ą c c e l w p ł a t y n a o d w ro c ie b l a n k i e t u , o f i a ­ r y w p ł a c a n e z a g r a n i c ą n a l e ż y k i e r o ­ w a ć p r z e z o d d z ia ły z a g r a n i c z n e B a n k u P o l s k a K a s a O p ie k i, n a a d r e s P r e z y ­ d iu m R a d y Z j e d n o c z o n e g o K o ś c io ła E w a n g e lic z n e g o w W a r s z a w ie , A l. J e r o ­ z o lim s k ie 99/37.

Wydawca: Prezydium Rady Zjed­

noczonego Kościoła Ewangelicznego Redaguje Kolegium

Adres Redakcji i Adm inistracji:

Warszawa, Al. Jerozolim skie 99/37 Telefon: 28-68-94. R ękopisów nade­

słanych nie zwraca się.

RSW „Prasa”, Warszawa, ul. Sm ol­

na 10/12. Nakl. 4500 egz. Obj. 2 ark.

żarn. 1752. M-46.

Dwa tysiące prawie lat te m u dw oje ubogich, choć królew skiego rodu ludzi, nie znalazło miejsca pod dachem w w y p e łn io n y m przychodniam i B etlejem ie. P rzy b ysze zapełnili mieściną ponad miarę, g d yż stawili się tu dla poddania się spisowi ludności wedle zarządzenia w ładzy r z ym skie j. D w oje m ło d y c h ludzi nie znalazło miejsca pod dachem, bo byli lu d źm i ubogimi. Nie zna­

leźli miejsca, choć tak bardzo potrzebowali.

S zu ka ł w y tr w a le miejsca J ó zef dla sw e j m ło d z iu tk ie j m,ałżonki, bo nie ty lk o zmęczona była długą drogą z Galilei, ale i dlatego, że M on/jo odczw&z, iż wiośnie teraz nastąpić m usi to, co je j anioł tam w Nazarecie przepowiedział. Właśnie teraz m,a porodzić s y n ka swego pierworodnego. I nie rna dla niego miejsca wśród ludzi, nie chcą go przyją ć do siebie, do domu. Nie m a miejsca w sercach ludzkich dla m łodziutkiej m atki, bo uboga, bo nie może im zaświecić złotem. Nie znalazło się miejsca dla Jezusa w B e tle ­ jem ie ju d zk im , nie było m iejsca wśród ludzi w mieście Daw ido­

w y m , dla p o to m k a Dawida, dla Króla izraelskiego. Nie było miejsca na miłość w sercach, nie było dlatego miejsca dla Zba­

wiciela w domu.

A le Zbawiciel przyszedł na świat. Urodził się w stajni. Na do­

świadczenie w iary M a ry ji i Józefa, na świadectwo, naukę i ostrze­

żenie dla ludzi, dla nas osobiście.

Pan J ezus przyszedł do ludzi i dla ludzi. Przyszedł, aby opo­

wiedzieć Dobrą N o w in ę o miłości Bożej, poświęcającej Sw ego S yn a na ofiarę w y k u p ien ia _ grzesznych ludzi z niew oli grzechu i potępienia w iekuistego; Dobrą N ow inę o odpuszczeniu grzechów darmo, tylko przez wiarę w Pana Jezusa i Jego Słowo; Dobrą N ow inę o D o b r y m Pasterzu — Jezusie, strzegącym i prow adzą­

c y m przez życie na ziem i tych, którzy w e ń uwierzą!

I tylk o jeden w a r u n e k do spełnienia dziś, taki sam ja k wówczas w B etlejem : trzeba przyjąć Pana Jezusa do siebie, do serca, do domu!

Pan Jezus chce m ieszkać w sercu ludzkim , każdego człowieka.

S zu k a i dziś miejsca dla Siebie, szukają tego miejsca dla Niego inni, jak wówczas Józef i Maryja. Pracuje nad lu d źm i Bóg Ojciec;

Jego łaska w sk a z u je człow iekowi na S y n a Bożego — na Jezusa, jako na j e d y n y ratu n ek dla grzesznika, pocieszenie i źródło życia.

Pracuje Duch Ś w ię ty , nakłania serca ludzkie i cichutko radzi:

P r z y jm ij Jezusa dziś! Teraz! Nie odm aw iaj przyjęcia Jezusa, jak ci wówczas w Betlejem ie! P r z y jm ij Go i zaproś w m odlitw ie do swego serca, do domu, a stanie ci się Bogiem, K ró le m i Panem, i teraz, i na wieki! I ty rozradujesz się jak nigdy dotąd i zaśpie­

wasz, ja k aniołowie wówczas: „Chwała na w ysokości Bogu a po­

kój na ziem i ludziom, w k tó r y c h ma upodobanie!”

Z.

2

(3)

r^fiew ypow iedziany d a r B o ży

„ A lb o w iem ta k Bóg u m iło w a ł św iat, że S yn a S w ego je d - torodzoneqo D A Ł, a.by ka żd y , k to w ie ń w ie d zy , nie zginął, ale m ia ł ż y w o t w ieczn y. Bo nie P O S Ł A Ł Bóg S y n a sw ego na św ia t, aby sądził św ia t, ale a b y św ia t był zb a w io n y p rzezeń . K to w ie rzy w e ń , nie będzie osądzony; ale k to nie w ierzy , ju ż je s t osądzony, iż nie u w ie rzy ł w im ię je d n o - rodzonego S y n a Bożego. A te n je st sąd, że św iatłość p r z y ­ szła na św ia t, lecz ludzie bardziej u m iło w a li ciem ność, n iz św iatłość, bo b y ły złe u c z y n k i ic h ”. —■ Jan 3, 16—19.

Po u p ad k u człow ieka, P a n Bóg m iłu jąc to dzieło sw oich rą k —■ człow ieka, d ał m u za­

pew nienie sw ojej m iłości, z w iastu jąc o od­

puszczeniu grzechów . Bóg czyni ta k poniew aż nie m a nienaw iści do swego upadłego stw o rz e ­ nia. Bóg nienaw idzi ty lk o grzech, lecz ko­

cha grzesznika. R atunek, jak i Bóg obm yślił dla człow ieka był ra tu n k ie m cudow nym ; że­

by zgubionego człow ieka w y rato w ać Bóg nie oszczędził S yna Sw ego posyłając Go na śm ierć. T ak więc człow iek o trzy m ał m ożliwość w yjścia z beznadziejnej sy tu a c ji grzechu, dzięki ofierze niew innego S yna Bożego. D la­

tego Jezu s C h ry stu s je s t najw iększym , n i e ­ w y p o w i e d z i a n y m darem Bożym dla

człow ieka, a to znaczy przecież dla grzesznika,

— por. Ef. 2,2 min.

Po upadku w grzech, człow iek o trzy m ał od Boga cudow ną obietnicę, że nasienie zrodzone z n iew iasty ziem skiej, zetrze głow ę w ęża-k u - siciela. J a k re fre n jak iejś pieśni słowo tej obietnicy rozbrzm iew a n a k a rtk a ch Starego T estam entu. N ajw yraźniejsze odbicie te j m y ­ śli z n a jd u jem y w księdze pro ro k a Izajasza, i n a ty c h słow ach prorockich zatrzy m ajm y się tera z (Izj. 7, 14, wg tłum aczenia ks. prof.

Szczepańskiego): „Oto dziew ica zajdzie w ciążę i będzie m atk ą Syna; im ię Jego nazw ie Em m anuel. E m m anuel — Jezus nas z Bogiem pojednał”.

M aria, h eb r. M iriam —- zn. pani, gorzka, p ięk ­ na. Oznacza także „um iłow ana przez J a h w e ” . S ta ra przepow iednia, przek azan a w księdze Genesis rozbrzm iew a oto na nowo w p ro ro c­

kim Słowie Izajasza. I gdy się sp ełniły czasy, nadeszła chw ila, nadszedł ta k i czas w życiu ludzi, że w osobie w y b ra n e j przez Siebie, skrom nej i czystej M arii, Bóg zrealizow ał obietnicę daną prarodzicom .

M aria m ieszkała w N azarecie, b yła spokrew ­ niona z rodziną k a p ła n a Z achariasza i Elżbie­

ty, k tó rzy byli rodzicam i najw iększego ze w szystkich proroków sta ro te stam e n to w y ch — Ja n a Chrzciciela. W szóstym m iesiącu od po­

częcia J a n a Chrzciciela, anioł G abriel, jeden z najw iększych duchów niebiańskich m iał zle­

cone od Boga szczególne zadanie, żeby zapo­

w iedzieć ludzkości w szystko, co było zw iązane z in k arn a cją (wcieleniem ) Syna Bożego. Naza­

r e t (hebr. k w iat, różdżka) był m ałą m ieściną, 0 k tó re j nigdy nie w spom inał ani S ta ry T e­

sta m e n t, ani h isto ry k żydow ski Józef F la- w iusz. Ale w ty m m iasteczku m ieszkali po­

tom kow ie stareg o królew skiego ro d u Daw ida, z którego w yw odzili się także M aria i Józef.

A w szyscy p rorocy zw iastow ali przez w ieki, że M esjasz-Pom azaniec będzie pochodził z ro ­ du D aw ida.

Do m ieszkania M arii (którego resztk i zacho­

w ały się po dziś dzień w K ościele Z w iasto­

w an ia w N azarecie), przyszedł anioł p rzy n o ­ sząc jej słowo szczególnego pozdrow ienia:

„Z drow aś M aria, łaskiś pełna, P a n z Tobą, błogosław ionaś ty m iędzy niew iastam i” . A w ięc Bóg b ył z M arią i oznaczało to, że z nią będzie do sam ego końca. M aria b y ła „łaski p e łn a “ (gratia plena). A n a jej zatrw ożenie anioł pow iedział: „N ie bój się... albow iem zna­

lazłaś łaskę u Boga. I oto poczniesz w żyw o­

cie, i porodzisz syna, i nazw iesz im ię jego J e ­ zus. T en będzie w ielki, a S ynem N ajw yższego będzie nazw any, i d a m u P a n Bóg stolicę D a­

w ida, ojca jego. I będzie królow ał n a d dom em Jak u b o w y m n a w ieki, a k ró le stw u jego nie będzie k ońca.”

„Jakoż to będzie, gdyż ja m ęża nie znam " — odpow iedziała M aria n a słow a anioła. Anioł oznajm ił jej w dalszym ciągu: „D uch Ś w ięty zstąpi na ciebie, przeto św ięta istota, k tó ra się narodzi z ciebie, będzie S ynem Bożym. Oto 1 E lżbieta, tw o ja k rew n a, i ona poczęła syna w sw ojej starości, (a to je s t już szósty m ie­

siąc tej, o k tórej mówiono, że jest niepłodną).

„ B o n i e b ę d z i e n i e m o ż n e u B o g a ż a d n e s l o w o” .

M aria zrozum iała w szystko dopiero po ducho­

w ym p rzy jęciu treści zw iastow ania, i wówczas oddała chw ałę Bogu: „Oto ja służebnica P a ń ­ ska; niechże m i się sta n ie w edług słowa tw ego.”

W szechm oc Boża nie zna żadnych granic.

Z chw ilą, gdy M aria zrozum iała treść posel­

stw a i p rzy ję ła je do serca, stała się m atk ą Syna Bożego. Jeszcze p ierw ej niż przyszedł

(4)

do niej anioł, w edług przepisów p raw a żydow ­ skiego, M aria była ju ż zam ężna, będąc żoną Józefa. Otóż w edług p raw a, cerem onia ślubna składała się z dwóch części. Do części p ie rw ­ szej należało zaw arcie um ow y m ałżeńskiej w obecności św iadków i od tego m om entu ob lu ­ bieńcy staw ali się m ałżonkam i, k tó ry m p rz y ­ sługiw ały w szystkie praw a. D rugą część ce­

rem onii ślubnej stanow iły przenosiny pan n y m łodej do dom u oblubieńca i z tą uroczystoś­

cią połączona była uczta w eselna; nie należała ona jednakże do isto ty zaślubin. Św iadectw em tego zw yczaju jest sły n n a przypow ieść C h ry ­ stu sa P a n a (Mt 25, 1— 12), o m ąd ry c h i g łu ­

pich pannach.

W tym czasie, gdy M aria p rzy ję ła zw iasto­

w anie anioła nie m ieszkała jeszcze ze swoim oblubieńcem Józefem , a w krótce potem udała się do dom u Elżbiety, u k tó re j p rzebyw ała przez 3 m iesiące (Łk. 1, 34 nn). Z dom u E lżbiety m iała się M aria dopiero udać do do­

m u Józefa. W ty m czasie, gdy to m iało n a s tą ­ pić, Jó:zef, jako m ąż M arii ■— z daw n a przez Boga przew idziany do sp ełnienia szczególnej roli, którego także im ię w y stę p u je w rodow o­

dzie C hry stu sa (Łk. 3, 23; por. M t 1, 16) był ju ż legalnym m ężem M arii.

Gdy w szakże dow iedział się p o tajem n ie, że M aria jest w błogosław ionym stanie, nie ro ­ zum iejąc nic i nie w iedząc o niczym , co się w ydarzyło, i nie chcąc M arii n arazić na n ie­

sław ę, poniew aż b ył człow iekiem sp ra w ie d li­

w ym (Mt 1, 19) po-stanowił p o tajem nie M arię opuścić. Jak o leg a ln y m ąż m iał przecież w szelkie praw o w ytoczyć publiczny proces lub doręczyć M arii publiczny list rozw odow y. Po zastanow ieniu się, jako człow iek sp raw ied li­

wy, postanow ił jednakże postąpić inaczej, — opuścić M arię. G dy o ty m rozm yślał, gdy to ­ czył z sobą w alkę, co począć i gdy zam ierzał już w yruszyć w drogę, anioł, k tó ry ukazał m u się w e śnie w y jaśn ił i w y tłu m aczy ł J ó ­ zefowi, że m acierzyństw o M arii je s t św iętą sp raw ą pochodzącą od D ucha Św iętego. W te­

dy Józef zdecydow ał dobrow olnie, żeby p rzy ­ jąć M arię do swój ego dom u i dokonał przenosin M arii (przenosiny — ła-c. aocipere, gr. — p a- ralabein, ozn. dosł.: „p rzy jąć do siebie” ). P rz e ­ nosiny te, jak n am już w iadom o, połączone b y ły z ucztą w eselną.

Accipere — w pełni oddaje treść tej u roczy­

stości. A cóż pow iedział anioł? Pow iedział, że M aria porodzi Syna i nada m u im ię — Jezu s (hebr. Jeh ośuah lub krócej Jośua, ar am. Jeśu) oznacza „Z baw ienie od Ja h w y , a w ięc Z baw i­

ciela". Zbaw iciela, k tó ry w ybaw ia m nie od m oich grzechów , od grzechów tem p e ra m en tu , od grzechów sk ry ty ch , nieśw iadom ych lub nagłych. Zbaw iciela, k tó ry w ybaw ia m nie od w szystkich m oich grzechów .

Bóg udziela n iekiedy ludziom szczególnych znaków. Bóg dał ta k i szczególny znak także Marii. Z najduje to odbicie w słow ach: „oto pocznie dziew ica” . Lecz gdy od C hry stu sa

P a n a ludzie żądali znaku, odpow iedział P an, że ukaże im tylko znam ię (znak) Jonasza p ro ­ roka. A oto ja k się to stało, dow iad u jem y się ze słów tegoż sam ego naszego P a n a — ew an­

gelia J a n 3, 14— 15. Je zu s sta ł się i stać się p rag n ą ł grzechem , za nas w szystkich. W ziął bow iem w szystkie g rzechy w szystkich ludzi na siebie. N astąpiło to na K rzyżu, kiedy za­

w isł i poniósł śm ierć, żeby zniszczyć w szelki grzech ludzki. U czynił to nasz P a n zupełnie dobrow olnie. R ów nie dobrow olnie po d jął sw o­

ją decyzję tak że Józef, p rz y jm u ją c M arię i z nią Syna Bożego do sw ojego dom u.

W ew angelii Ja n o w e j, C h ry stu s P a n pow raca do znanego obrazu przedstaw ionego w księdze M ojżeszow ej. Oto zgrzeszył lu d i M ojżesz orę­

dow ał za n im do Boga. Bóg p rzy jm u ją c m od­

litw ę M ojżesza, w skazał m u, żeby sporządził m iedziany odlew w ęża i um ieścił go n a drzew cu, o znajm iając ludow i, że każdy, kto u fn ie spojrzy n a te n w izeru n ek , zachow a ży­

cie. To sym boliczne spojrzenie na obraz węża m iedzianego zachow yw ało od śm ierci, w po­

łączeniu z w iarą. W ąż zatem b ył sym bolem , b ył zapow iedzią Tego, k tó ry zaw isł n a K rz y ­ żu u m ie ra ją c za grzechy w szystkich ludzi, śm iercią sw oją gładząc jednocześnie każdy grzech. D latego w liście do E fezjan m ógł apo­

stoł napisać: ,,1 w as ożyw ił, którzyście byli u m arli w up ad k ach i grzechach... I gdyśm y byli u m arły m i w u p ad k ach i grzechach, oży­

w ił nas pospołu z C hrystusem , (gdyż łaską zbaw ieni jesteście). I pospołu z nim w zbudził, i pospołu z nim posadził na niebiesiech w C h ry stu sie Jezusie, aby okazał w przyszłych w iekach ono n a d e r o bfite bogactw o łaski swo­

jej... w C hrystusie Jezu sie” — por. Ef. 2, 1.5.6.7.

Życie w ieczne zaczyna się w ięc ju ż tu na ziem i — „posadził n a niebiesiech” . Życie bez końca, życie now e —• n a now ej i żyw ej d ro ­ dze. Chodzi ty lk o o dobrow olność p rzy jęcia w ia rą tre śc i Bożych słów. Chodzi o ta k ą do­

brow olność, ja k w w y p a d k u M arii, ja k w w y ­ p ad k u Jó zefa i ja k tam n a p u sty n i, kiedy sp o jrzenie n a węża m iedzianego rato w ało lud od jadu, grzechu i śm ierci. C hrystus P a n przy­

szedł bow iem do sw ojej własności, lecz, swoi go nie przyjęli. „A ty m zaś w szystkim , którzy go przyjęli, dał tę moc, aby się sta li synam i Bożymi, to jest tym , k tó rzy w ierzą w im ię je ­ go. K tórzy nie z w oli krw i, ani z w oli ciała, ani z w oli m ęża, ale z Boga narodzeni są” — J a n 1, 12— 13.

I ci, k tó rz y uw ierzy li, sta li się już synam i Bożym i — przez adopcję, przez przysposobie­

nie, oczywiście. D latego je s t napisane w in ­ n y m m iejscu P ism a Św iętego: „P atrzcie, jak ą m iłość dał nam Ojciec, abyśm y dziatkam i Bożym i nazw ani byli...” (1 J a n 3, 1). G dybyś­

m y p rzy ję li i uw ierzyli w Niego staliśm y się podobni do S yna Bożego. Z ostaliśm y w y rw an i ze złego stan u , ze złej kondycji, z grzechu, o k tó ry m Biblia pow iada —■ „proch i gnój" (Ps.

113, 7). W yrw ani z ty ch rzeczy, uczynieni zo­

staliśm y dziećm i Bożym i, o trzym aliśm y Boże

4

(5)

synostwo. Jezu s C hrystus, jako pierw orodny, jest naszym starszym B ratem , k tó ry nam to ­ ru je drogę, drogę now ą i żyw ą w K rólestw ie swoim. A królestw u Jego nie będzie końca.

Lecz n a d to stajem y się w spółdziedzicam i tego K rólestw a. T eraz zapew ne zaczynam y ro zu ­ mieć Słowo: „aby okazał w przyszłych w ie­

kach n a d e r obfite bogactw o łaski sw o je j”.

C hrystus P an, jak o z m a rtw y ch w sta ły je s t n a ­ szym starszym B ratem , k tó ry pom aga nam w naszych trudnościach, zachow uje nas od zła i oręduje za nas, k tó ry pom aga każdem u z nas nieść swój krzyżyk. Otóż te n nadzw y­

czajny znak dan y został M arii —• „oto pocz­

niesz i porodzisz syna i nazw iesz im ię jego Jezu s” — i Syn Boży leży w żłobie, w sta jn i, w B etlejem .

G dyby urodził się w pałacu królew skim , w purpurze, w złocie, w puchu, —- ja k u siłu ją Go nam przedstaw ić — któż z ludzi, kto z nas mógłby Go przyjąć, m ógłby do Niego przyjść?

Lecz on przyszedł n a św iat w B etlejem , o czym w spom ina proroctw o M icheaszowe, i za pośrednictw em w iary, w duchu, m ożem y i m y dojść do Niego, do tego m iejsca gdzie leży, do stajni, do chlew u, do żłobu, •—- i tam oddać Mu chwałę. A zrobić to m oże każdy, k to m a dobrą wolę. Wówczas każdy, k to tak dobrow olnie przychodzi, m oże otrzym ać znak, znak radości.

„Oto się dziś narodził Zbaw iciel, k tó ry jest C hrystus P an , w m ieście D aw idow ym ” — por.

Łlc. 2, 11. Ten znak radości otrzy m ali p aste­

rze. A gdy przyszli do narodzonego P an a, po­

znali że w szystko stało się dokładnie tak , jak im było zw iastow ane przez aniołów.

Pójdźm y i m y z pasterzam i i ich śladem p rzy jm ijm y tę wieść, k tó ra im b yła zw iasto­

wana. W ieść o Jezusie C hrystusie, o cudow ­ nym E m m anuelu, o p o jednaniu z Bogiem. P o­

kazać to n am i przekonać nas o praw dzie tych słów może tylko łaska.

A o sobie sam ym Jezu s C h ry stu s pow ie­

dział —• „kto do m nie przyjdzie, nie odrzucę go precz”.

Drogi C zytelniku, w ty m stanie, w jak im je ­ steś, przyjdź także do Jezu sa C hrystusa. Roz­

raduj się, przyjdź i p rz y jm ij Go. Je ste m świadkiem praw dziw ości ty ch słów, poniew aż i ja sam przyszedłem , idąc śladem pasterzy, do Pana, a w róciłem chw aląc i sław iąc Bo­

ga — za w szystko, co słyszałem i w idziałem . W róciłem nie z p u sty m i rękam i, lecz szedłem podziw iając ten niew ypow iedziany d a r Bo­

ży —- Jezusa C hrystusa.

Dostęp do Boga je s t o tw a rty , w P a n u Jezusie Chrystusie. P rz y jm ij Go dzisiaj, a On rozw ią­

że w szystkie zagadki tw ego życia, otw orzy i pomoże ci, w tedy, gdy uspokoi tw o je serce.

Staniesz na now ej i żywej drodze, i idąc po niej zaczniesz służyć Bogu i ludziom — w zu­

pełnie now y sposób.

Stanislaw K rakiewicz

P r z y z w y c z a j e n i e

„ A l e ć d o s k o n a ł y m n a l e ż y t w a r d y p o ­ k a r m , t o j e s t t y m , k t ó r z y p r z e z p r z y ­ z w y c z a j e n i e m a j ą z m y s ł y w y ć w i c z o n e k u r o z e z n a n i u d o b r e g o i z łe g o ” .

Ż y d . 5,11

P rzyzw yczajenie je s t ja k b y d ru g ą n a tu rą , i chyba objaw em naszego c h a ra k te ru ; ono też k s z ta łtu je poniekąd nasze życie i nasze p ostę­

pow anie. J e s t ono też jak b y w ew n ętrzn y m naszym fu n d am en tem , n a k tó ry m b u d u jem y nasze życie, a jednocześnie je s t ono jak b y ścieżką, po k tó re j chodzim y w ty m świecie.

W iem y dobrze, że p ierw si chrześcijanie nie m ieli początkow o pisanego Słow a Bożego, do którego zaglądać by m ogli kiedy chcieli dla sp raw d zen ia sw ojego chodzenia za P anem . Ich w e w n ętrzn y stan jed n a k b ył o p a rty na tym duchow ym przyzw yczajeniu do głoszonej n a u ­ ki Je zu sa C hrystusa, i dlatego ich duchow e uczucia i rozeznanie było tak m ocno u g ru n to ­ w ane, że nie p a m ię ta jąc w szystkich słów C h ry stu sa P ana, m ogli nie błądzić, m ogli do­

kładnie rozeznaw ać Jego Słowo i m ogli roz­

różniać zdrow ą n a u k ę od herezji. A w iem y, że se k t i h e re z ji i w te d y nie brakow ało. N a­

sienie ich posiane było ju ż w ów czas, z którego rosną n a św iecie do dziś setki różnych chw a­

stów duchow ych.

Czyż nie je s t więc rzeczą dziw ną, iż w czasach gdy Słowo Boże stało się dostępne dla każdego śm ie rte ln ik a , m am na uw adze Słowo pisane, ta k n adal tru d n o n iek tó ry m , a n a w e t m asom całym rozróżnić dobro od zła, czyste Słowo Boże od plew ludzkich. O kazuje się, że czło­

w iek ta k może się przyzw yczaić do niew łaści­

wego sto su n k u do Boga, i staw iać M u św ia­

dom y opór swoim postępow aniem , k tó re n ie­

s te ty nie przystoi chrześcijaninow i.

Z agadnienie to je s t bardzo obszerne i nie po­

tra fim y om ówić w szystkiego, ale może cho­

ciaż n iek tó re sp ra w y naszego osobistego życia zechciejm y rozw ażyć, rozw ażyć ja k to jest z naszym osobistym przyzw yczajeniem . Czy m ożem y zaśw iadczyć, że ju ż przeżyliśm y ten okres życia, ja k i kiedyś przeżyw ał w ielki mąż Boży apostoł P aw eł, k tó ry dokładnie poznał siebie sam ego i nie przepuścił sobie w niczym , a swego czasu pow iedział w Liście do R zy­

m ian: „Bo nie czynię dobrego, k tó re chcę; ale złe, którego nie chcę, to czynię ... N ędznyż ja człowiek! K tóż m ię w ybaw i z tego ciała śm ie r­

ci” (Rzym. 7, 19 i 24).

Otóż odrodzenie z ducha i w ody pow inno przynieść człow iekow i now e życie, zm ysł

(Ciąg d a lszy na str. 9)

(6)

Wielcy mężowie

„ P ow inienem sie. m odlić, za n im k o g o k o lw ie k z ludzi rano spotkam . C zęsto się zdurza, g d y śpię nieco d łu że j, a p o te m sp o tk a m kogoś w cześn ie rano, że n ie m ogę p rzy stą p ić do m o d litw y „w k o m ó rc e” w c ześn iej ja k o je d e ­ na ste j lub d w u n a s te j w południe, a to je s t z g r u n tu z ły sy stem . P rzede w s z y s tk im je st to n iezgodne ze S ło w e m B o żym . C h ry stu s w s ta w a ł przed św ite m i u daw ał się na sam otne m iejsce. D aw id pow iedział: „Z p o ra n k u Cię s zu k a m ” (Psalm 63, ?); „Ocuć się chw ało m o ja ! O cuć się lu tn io i h ar­

fo, gdy na św ita n iu p o w sta ję ” (Psalm 57,9). D latego te ż m o d litw a m oja w gronie ro d zin n y m traci w d u że j m ie rze sw o ją m oc i słodycz, n ie je ste m w stanie dopom óc ty m , k tó r z y do m n ie zw ra ca ją się o pom oc. S u m ien ie czu je się obciążone, dusza głodna, lam pa nie oczyszczona. A gdy późn iej n a stę p u ją m o d litw y „w ko m ó rce”, dusza często nie je st należycie p rzy ­ gotowana. na obcow anie z P anem . C zuję w ięc, że je s t rzeczą daleko ko ­ r zy stn ie jszą rozpoczynać d zień z B ogiem i Jego oblicze oglądać, duszę m o ­ ją zb liży ć k u N iem u , za n im zn a jd ę się w p o b liżu ja k ie g o k o lw ie k innego czło w ie ka ”. (R o b ert M u rra y M cC heync).

XT-Ł ężowie, M k tó rz y n a tym świeci e w im ien iu Boga doko­

nali najw ięcej, b yli z reg u ły w cześnie rano n a kolanach.

Człowiek, k tó ry świeżość w cze­

snych godzin ran n y c h zm arno­

tra w i, z m arn o traw i w spaniałą sposobność, używ ając ich dla załatw iania innych spraw , b ę­

dzie się cieszył m ałym powo­

dzeniem w szukaniu oblicza P a n a swego w późniejszych go­

dzinach dnia. Je śli Bóg nie jest na pierw szym m iejscu w n a ­ szych m yślach i w ysiłkach r a ­ no, będzie n a o statn im m iejscu także w czasie reszty dnia.

To w czesne w staw an ie i w czes­

ne m odlenie się w skazuje na nasze gorące prag n ien ie szu k a­

nia Boga przed w szystkim i in ­ nym i spraw am i. O bojętność ob­

jaw ian a w ra n n e j porze jest dowodem obojętnego serca.

Serce, k tó re je s t opieszałe w szukaniu Boga w ran n y c h go­

dzinach dnia, straciło sw oją r a ­ dość i rozkosz w P an u . Serce D aw ida gorliw ie pałało ku Bo­

gu. Ł ak n ął i p rag n ą ł Boga, i w ty m stanie ducha szukał Go w e w czesnych godzinach dnia, jeszcze przed św item . Łóżko i sen nie m ogły więzić jego d u ­ szy i przeszkodzić m u w go r­

liw ym szukaniu Boga.

Jakże C h ry stu s był spragniony obcow ania z Bogiem, n a długo przed w schodem słońca zw ykł był udaw ać się na górę i tam się modlić. Uczniowie, gdy się obudzili, zaw stydzeni z rac ji swego len istw a i dogadzania ciału, w iedzieli gdzie Go szu­

kać. G dybyśm y p rzejrzeli całą listę mężów, k tó rz y na ty m świecie dokonali w ielkich dzieł w im ię Boże, stw ierdzilibyśm y, że każdy z nich w cześnie rano szukał Boga.

P ragnienie Boga, k tó re nie jest w stanie przełam ać k a jd a n snu, jest niedostateczne, nie może dokonać niczego praw dziw ie w artościow ego w oczach Bo­

żych, gdy tego chce dokonać po zaspokojeniu w ygód ciała.

6

Tu nie chodzi ty lk o o samo w czesne w staw an ie i nie tylko ta okoliczność czyni tych, k tó ­ rzy istotnie w cześnie ran o się m odlą, h e tm a n am i hu fcó w P a ń ­ skich, ale chodzi tu raczej o tę gorliw ość i gorące p ragnienie obcow ania z Bogiem, k tó re spraw ia, że człow iek, k tó ry rzeczyw iście i praw dziw ie p ra ­ gnie Boga, p rze łam u je w szelkie w ięzy w ygodnictw a. W czesne w staw an ie d aje jed n a k św iade­

ctw o tem u prag n ien iu , s p ra ­ w ia, że się jeszcze pow iększa ono i n a b ie ra siły. G dy ci lu ­ dzie pofolgow ali sw em u len i­

stw u i pozostali w łóżku, za­

m ia st w stać i m odlić się, p ra g ­ nienie ich zostałoby zagaszone.

P ra g n ie n ie to jed n a k spowodo­

w ało, że w staw ali i oddaw ali się tej p rac y dla P ana, a po­

słuszeństw o i w ykonanie zada­

nia, do któ reg o Bóg ich w zy­

w ał, dało ich w ierze m oc u- chw ycenia się Boga i n a jp e ł­

niejsze Jego objaw ienie się, dzięki czem u stali się praw d zi­

w ie w y b itn y m i św iętym i, a sła­

w a ich św iętości doszła aż do naszych czasów, p rz y czym nam przypadło w udziale ko­

rzy stan ie z owoców ich zw y­

cięstw . M y cieszym y się w p ra w ­ dzie z tego, lecz nie m am y u- działu w p ra c y dla ty ch o­

siągnięć. B u d u je m y ta k im m ę­

żom w ia ry grobow ce i w y p isu ­ jem y na nich piękne napisy, lecz jeste śm y raczej ostrożni w próbach pójścia za ich p rz y ­ kładem !

P o trz e b u jem y pokolenia kazno­

dziei, k tó rz y sz u k ają Boga, i k tó rz y Go szu k ają w cześnie r a ­ no. P o trz e b u jem y tak ich kaz­

nodziei, k tó rz y by dali Bogu całą świeżość po ran n ej swej siły, ab y też zaraz z po ran k u m ogli o trzy m ać świeżość i peł­

nię Jego m ocy, a P a n sta łb y się dla nich ja k rosa nap ełn iająca ich radością, szczęściem i si­

łą poprzez całodzienny u p a ł i tru d . N asze lenistw o w szu ­ k an iu P a n a je s t naszym n a j­

straszn iejszy m grzechem . Dzie­

ci tego św ia ta są znacznie m ą­

d rzejsze od nas, zaczynają bo­

w iem sw ą p racę w cześnie i p r a ­ c u ją do późnej nocy. M y n a to ­ m iast nie szukam y naszego P a ­ na z ró w n ą gorliw ością i p il­

nością, a żaden człow iek nie znajdzie Boga, jeśli Go z całe­

go serca nie szuka, żadna zaś dusza nie szuka Go praw dziw ie gorliw ie, jeśli Go nie szuka w cześnie rano.

tłum . J. Prow er

E. M. Bounds

(7)

(15) MIESZKAJ TERAZ W JEZUSIE

„ O t o t e r a z c z a s p r z y j e m n y , o to t e r a z d z i e ń z b a w i e n i a ”

Z K o r . 6.2

M

yśl, że m am y pozostaw ać z Jezusem w każdej chw ili a w ięc, teraz, je st ta k niezm iern ej donio­

słości, że p rag n ę jeszcze raz n a te n te m a t m ów ić.

W szystkim tym , k tó rzy by chcieli się nauczyć tej błogiej um iejętności b ra n ia od P a n a chw ilę za c h w i­

lą chcę po d k reślić to: aby się tego nauczyć, trz e b a ćwiczyć się w tym , aby żyć z P an em w c h w i l i o b e c n e j . K ażdorazow o, gdy Tw ój duch je s t w o l­

ny i m oże za ją ć się m y ślam i o Je zu sie ■— czy m asz w ięcej czasu na ro zm yślanie i m o d litw ę albo ty l­

ko k ilk a p rze lo tn y ch sek u n d — niech to będzie tw ą pierw szą my,ślą: teraz, w obecnej ch w ili chcę pozo­

stać w Jezusie. Nie m a rn u j ta k ic h chw il n a rz e k a ­ niem , że nie pozostałeś w N im zupełnie, albo sz k o d ­ liw y m i obaw am i, czy w przyszłości p o tra fisz w N im pozostać, ale zajm ij n a ty c h m ia st to m iejsce, k tó re ci O jciec dał: „Jeste m w C hry stu sie, to m iejsce ucieczki dał m i O jciec; p rz y jm u ję je, tu chcę o d ­ począć i pozostaję te ra z w Je z u sie ” . T ak nauczysz się pozostaw ać stale. Może je ste ś ta k słaby, że o b a ­ w iasz się pow iedzieć każdego dnia: „P o zo staję w C h ry stu sie ”, ale i ten n ajsła b szy m oże, d ając swą zgodę n a to, zająć m iejsce w k rze w ie w in n y m jako la to ro śl i m ów ić każdej poszczególnej chw ili: „T ak pozostaję w C h ry stu sie!” N ie je s t to sp ra w a u c z u ­ cia, an i w zrostu i m ocy życia chrześcijańskiego, w szystko zależy w yłącznie od tego, czy tw e serce, tw a w ola w chw ili obecnej tego p ra g n ie i czy je s t gotow a uznać to stanow isko, k tó re m a w P a n u i p rzy ją ć je. Je że li je ste ś w ierzącym , to je ste ś w C h ry ­ stusie; a jeżeli je ste ś w C hry stu sie, i p rag n ie sz w Nim pozostać, to je s t tw y m obow iązkiem pow iedzieć, choćby ty lk o dla je d n ej chw ilki: „Mój w ie rn y i d ro ­ gi Z baw icielu, pozostaję te ra z w T obie; Ty m nie zachow asz te ra z w Sobie!” S łusznie p o d k reśla n o , że w tym m ałym słów ku „ te ra z ” je s t u k ry ta je d n a z n ajw ięk szy ch ta jem n ic życia w iary .

N a zakończenie pew n ej k o n fe re n c ji n a te m a t d u ­ chowego życia, w sta ł pew ien dośw iadczony sługa Boży i rzekł, że nie w ie, czy n a u c z y ł się ja k ie jś nowej p raw d y , k tó re j by dotychczas nie znał, ale nauczył się używ ać dobrze tego, co ju ż poznał. N a u ­ czył się, że je s t to p rzy w ile jem m óc w każdej chw ili, ja k iek o lw iek by były w a ru n k i zew nętrzne, p o w ie­

dzieć: „Jezus zbaw ia m nie, t e r a z ! ” T ak, to jest ta jem n ica p o koju i zw ycięstw a! Je ż e li m ogę p o ­ w iedzieć: „Jezus je s t w chw ili obecnej dla m nie w szystkim , czym Go Bóg dla m n ie uczynił, m ym życiem, m oją siłą i m ym p o k o je m ”, to nie p o trz e ­ b u ję niczego innego, ja k za trzy m a ć się i spocząć na tej w ierze, gdyż m am w d an ej chw ili w szystko, czego p o trze b u ję. K iedy to w ezm ę w ia rą , że je ste m przez Boga w C h ry stu sie, i zajm ę w N im m iejsce ja k ie m i O jciec w yznaczył, to m o ja dusza w z u ­

pełnym spokoju m oże pow iedzieć: „P ozostaję te ra z w Je z u sie ”.

Mój bracie, k tó ry oto b ojujesz, aby znaleźć drogę do tego, ja k każdej chw ili pozostać w Jezusie, p a ­ m ię ta j o tym , że początk iem tego je st: „Pozostań w Nim, w ch w ili o b e c n e j”. Z am iast czynić w y siłki w tym k ie ru n k u , aby dojść do jakiegoś n ie zm ien ­ nego sta n u , pom yśl że Jezu s sam , żyw y M istrz p e ­ łe n m iłości, m oże cię je d y n ie zachow ać w Sobie, i że On chce to uczynić. Z araz rozpocznij i w ykaż sw ą w ia rę w Niego ju ż w tej obecnej c h w ili; ty lk o w te n sposób m ożesz i n a s tę p n e j być zachow any!

S tale, zupełne p o zo staw an ie w Jezusie, zazw yczaj n ie zo staje dan e n a w łasność n a całą przyszłość, ale najczęściej b y w a u zy sk iw an e k ro k za k rokiem . D la ­ tego w y zyskuj k aż d ą sposobność, ja k ą ci n astrę cz a ch w ila obecna. Ilek ro ć k lę k asz do m odlitw y, proś najjpierw z dziecięcą w ia rą : „Ojcze, jestem w C h ry ­ stusie, p ra g n ę pozostać t e r a z w N im ”. K aż d o ­ razowo', ile k ro ć m asz w zgiełku d n ia sposobność sk u ­ p ie n ia się, to n iech tw ą pie rw sz ą m yślą będzie: „ J e ­ stem jeszcze w C h ry stu sie, i te ra z w N im pozo­

s ta n ę ”. A n a w e t gdy u d a się sz ata n o w i doprow adzić cię do u p a d k u a tw e serce je s t niesp o k o jn e i w z b u ­ rzone, to n ie c h tw e pie rw sz e sp o jrze n ie „w g ó rę”

połączy się ze słow am i: „Ojcze, zgrzeszyłem , a je d ­ n a k p rzychodzę — choć to m ów ię z z a w sty d z e­

niem — ja k o ten, k tó ry je s t w C hry stu sie. Ojcze, oto je ste m , ja nie m ogę zająć innego m ie jsc a; przez B oga je ste m w C h ry stu sie, pozostanę w N im ”. Tak, b racie w e w szy stk ich okolicznościach, w e w szystkich chw ilach d n ia w oła głos do ciebie: „P ozostań we Minie" — o u czyń to. te ra z! I te ra z , gdy to czytaisz, p rz y jd ź n a ty c h m ia st, rozpocznij to błogie życie s ta ­ łego za m ie szk a n ia w Je zu sie p osłuszeństw em n a ty c h ­ m iastow ym ! U czyń to te ra z! W życiu D aw ida m iało m iejsce w y d arze n ie, k tó re m oże posłużyć ci, aby tę m yśl d o k ła d n iej w y ja śn ić (2 Sam . 3,17.18). D aw id został nam aszczony n a k ró la Ju d y , ale in n e p o k o ­ le n ia Iz ra e la trz y m a ły się jeszcze Isboseta, syna Saulow ego. A b n e y w ódz S au la, p o stan o w ił nakłonić in n e p okolenia, aby u zn ały D aw id a ja k o k ró la, p rz e ­ znaczonego przez Boga d la całego n aro d u . D latego m ów i do sta rsz y c h lu d u : „P rzeszłych czasów szu ­ k aliśc ie D aw ida, aby b y ł k ró le m n ad w am i. P rz e ­ łóż t e r a z uczyńcie ta k ; bo P a n rz e k ł o D aw idzie m ów iąc: przez rę k ę D aw ida, sługi Mego, w y b aw ię lu d Mój iz ra e lsk i z rę k i F ilisty n ó w i z rę k i w sz y st­

kich n ie p rz y jac ió ł jego” . L u d ta k uczynił i n a ­ m a ścili D aw ida po raz d ru g i n a k ró la, te ra z nad całym Izraelem , ja k poprzednio n a d Ju d ą (2 Sam.

5,3). T a h isto ria je s t w ysoce pouczający m p rz y k ła ­ dem tego, ja k dusza je s t p ro w a d zo n a do zupełnego w y d an ia się, n iepodzielnej w iern o ści i całkow itego

(8)

pozostania. N ajp ierw w idzim y p o d z i e l o n e k r ó ­ l e s t w o : J u d a je s t w iern y k ró lo w i naznaczonem u przez Boga, podczas gdy Izrae l trzy m a się jeszcze k ró la sam ow olnie obranego. W ynikiem tego jest, że lud je st w ro zterce, w niejed n o ści i nie m a siły do p o ­ ko n an ia w rogów . To je st ob raz serca rozdzielonego.

Jezus co p ra w d a p a n u je ja k o k ró l; ale ty lk o n a w ew n tę rz n ą św ią ty n ią duszy, podczas kiedy resz ta życia, życie codzienne jeszcze nie je s t M u p o d p o ­ rządkow ane, a le je s t o panow ane przez w łasn ą w olę i jej sprzym ierzeńców : cielesne pożądliw ości. W ten sposób nie może w e w n ętrz n ie dojść do żadnego p o ­ koju a zew n ętrzn ie do żadnego zw ycięstw a n a d n ie ­ przyjaciółm i. P o tem p o ja w ia się g o r ą c e p r a g ­ n i e n i e pop raw y stosunków . „P rzeszłych czasów szukaliście D aw ida, aby był k ró le m n a d w a m i”. W czasie kiedy D aw id pok o n ał F ilisty n ó w , cały Iz rae l sta ł za nim , ale p otem znow u od niego się odw rócił.

A bner p rzypom ina im w olę P a n a Boga, k tó ry p o s ta ­ nowił, aby D aw id p an o w a ł n a d nim i. P odobnie d zie­

je się z w ierzącym . K iedy p rzy szed ł po ra z p ie rw ­ szy do Jezusa, p ra g n ą ł rzeczyw iście, aby On był panem w szystkiego i m ia ł n ad z ie ję, że On po zo sta­

nie sam jego królem . A le n ie ste ty , n ie w ia ra i w ła ­ sn a w ola znalazły drogę do serca, i dlatego Jezus nie m ógł rozszerzyć Sw ej k ró lew sk ie j w ładzy n ad całym sercem . A le p raw d ziw y c h rz eśc ija n in nie m oże się zadow olić ta k im połow icznym stan em . Z aczyna prag n ąć lepszego sta n u , chociaż czasem p o w ątp iew a w m ożliw ość osiągnięcia go.

P o tem n a s tę p u je o bietnica Boża. A b n er m ów i:

„ P a n r z e k ł : ... w y b aw ię lu d Mój iz ra elsk i ... z r ę ­ ki w szy stk ich n ie p rz y jac ió ł jego”. P o w o łu je się n a obietnicę Bożą. T ak ja k D aw id p okonał n a jb liż ­ szych niep rzy jació ł Izrae la, F ilisty n ó w , ta k m ia ł też on sam w y ra to w ać lu d od w s z y s t k i c h n ie ­ przyjaciół. J a k i p ię k n y ob raz obietnicy, n a k tó re j dusza m oże się z zau fan iem oprzeć: że Jezus o d n ie ­ sie zw ycięstw o1 n a d w szy stk im i n ie p rz y jac ió łm i i że je j da żyw ot w n ie p rz e rw a n e j niczym społeczności z Nim. „ P a n p o w i e d z i a ł ” — to je s t nasza j e ­ d y n a n adzieja! N a tym słow ie o p ie ra się p e w ­ n o ś ć i naszej nadziei. „T ak ja k m ów ił ... od w ieku, iż im m iał dać w y b aw ien ie od n ie p rz y jac ió ł naszych i z ręki w szystkich, k tó rzy n as n ienaw idzili, ażbyś- m y z rę k i n ie p rz y jac ió ł naszych w ybaw ieni, służyli w św iątobliw ości i w sp raw ied liw o ści p rze d o b li­

czem Jeg o ” (Łuk. 1, 70—75). D aw id, p a n u ją c y n ad każdym k ątem k r a ju i p ro w ad zący sw ój połączony i posłuszny lu d od zw ycięstw a do zw ycięstw a, to obraz tego, co Jezus m oże uczynić w nas, odkąd przez w ia rę w obietnicę Bożą zostanie M u w szystko w ydane, i całe życie nasze Je m u pow ierzone d la z a ­ chow ania i pozostania w Nim! „P rzeszłych czasów

szu k aliście D aw ida, aby b y ł k ró le m n ad w a m i”, p o ­ w ied z ia ł A bner, a po tem dodaje: „P fzeto ż t e r a z uczyńcie ta k ". „ U c z y ń t o t e r a z ” to je s t p o ­ selstw o, k tó re czyni, iż to opow iadanie k ie ru je się do każdej duszy, k tó ra p rag n ie aby P a n Jezu s m iał nieo g ran iczo n ą w ładzę n ad nią! O becna chw ila może cię z a sta ła n ieprzygotow anego dla p rz y ję c ia tego po selstw a, sta n tw ego podzielonego serca m oże w y ­ g lą d a ta k sm ę tn ie i b eznadziejnie, a je d n a k p r z y ­ chodzę i sta w ia m ci żą d an ie Je zu sa n a ty c h m ia sto ­ wego w y d a n ia się Je m u w ł a ś n i e w t e j c h w i - 1 i. J a w iem , że n a to p o trz e b a czasu, aby m ógł być całk o w ity m P an em w tw ym sercu i p o d p o rzą d ­ k o w ał w szystko Sw ej w o li! aby pok o n ał w szystkich n ie p rz y jac ió ł i w y k o rz y sta ł w szystkie tw e siły do Sw ej służby. N ie je s t to dzieło je d n e j chw ili. W ogóle rza d k o m ożna pow iedzieć o ja k im ś przeżyciu w ew n ętrz n y m , że je s t dziełem jednego ty lk o m o ­ m e n tu . A le tu chodzi o tw o je zupełne w y d a n ie się Je m u , o całk o w ite p o d d an ie sam ego siebie Jego woli. Z biegiem czasu, gdy w ia ra przez je j p r a k ­ tyczne sto so w an ie sta n ie się siln iejsza i radośniejsza, to i tw o je o ddanie się P a n u sta n ie się w ięcej zd ecy ­ dow ane i radosne, ale ju ż od chw ili obecnej, w k tó re j zapisałeś sw ą duszę Z baw icielow i, bierze On ciebie w posiadanie. A by dojść do tego celu, u c z y ń t o t e r a z ! O ddaj się Jezusow i w chw ili obecnej, aby odtąd pozostać w N im całkow icie, w yłącznie i stale. J e s t to dzieło je d n ej chw ili, ta k ja k p rz y ­ jęcie ciebie przez Je zu sa je s t dziełem je d n e j chw ili.

W ierz n iezach w ian ie: On b ierze ciebie w p o sia d a ­ n ie i zachow uje n a w łasność, a k ażd e tw o je now e w yznanie: „Jezu, p o zo staję w T o b ie”, spotyka się z n aty c h m ia sto w ą serdeczną odpow iedzią ze stro n y N iew idzialnego. Ż aden cżyn w ia ry nie je st d arem n y : Jezu s bierze n as od raz u w p o sia d an ie i pociąga nas bliżej do Siebie! D latego ilek ro ć odezw ie się to p o ­ selstw o, albo pow stan ie w tobie ta m yśl: ... Jezu s m ó ­ w i: „ M i e s z k a j w e M n i e ”, to uczyń to teraz! W każdej chw ili m ożesz usłyszeć te n cichy szept:

„ U c z y ń tio t e r a z ” !

K to zechce za raz rozpocząć, p rze k o n a się n ie b a ­ w em , ja k b łogosław ieństw o o trzy m an e w jednej chw ili, o b ejm u je i n a s tę p n ą chw ilę; je st już bow iem złączony z n iezm ien ia jąc y m się Jezusem , k tó ry go w ziął w p o sia d an ie i k tó ry m u ud zielił mocy do życia w Bogu. „U c z y ń t o t e r a z”, w chw ili obecnej — n ie je s t niczym innym , ja k początkiem tego sta le obecnego „ te ra z ” , k tó re o b e jm u je piękność i w sp an iało ść w ieczności. D latego bracie, pozostań w Jezusie! U c z y ń t o t e r a z !

tłu m . St. L ip iń s k i A. M u rra y

Uprzejmie przypom inam y naszym Czytelnikom o składaniu ofiar na „ C h r z e ś c i j a n i n a "

(9)

P r z y z i r y c z a j e n i e

(D okończenie ze str. 5)

C hrystusow y, now y bodziec życia duchow ego, początek p rac y D ucha Św iętego w sercu czło­

w ieka; m a to „przyzw yczaić” go do now ych dróg w życiu, a to dróg Bożych, m a to od­

zwyczaić od tego „starego człow ieka” , sta ry c h przyzw yczajeń, uw olnić go od siebie samego, od w pływ u „cielesnego człow ieka” , k tó ry nie mógł żyć po Bożemu, chociaż m oże czasam i i chciał naw et.

Poniew aż człowiek, jako w olna istota, nie m o­

że spodziew ać się otrzym ać now e przyzw ycza­

jenie przez przym us, ale sam dobrow olnie po­

w inien uśw iadom ić sobie, i ja k b y pomóc so­

bie sam em u stać się uczniem C h ry stu sa P a ­ na, i rozpocząć przez tę n a u k ę służyć P a n u oraz przyzw yczajać się do rozeznania woli Bożej i dążenia k u doskonałości w C hrystusie.

Ja k że w ielu w ierzących — n ie ste ty — nie za bardzo chce iść tą drogą n a w y żyny życia duchow ego; przyzw yczaili się żyć bez re g u ­ larnego posilania się Słow em Bożym , mogą spokojnie w edług ju ż przyzw yczajenia nie chodzić na nabożeństw a, i w y trz y m u ją cza­

sam i długie m iesiące bez społeczności z dzieć­

m i Bożymi!

Przyzw yczaili się czasam i lata m i całym i nie otw ierać u s t do m odlitw y społecznej, m ogą być obojętni na duchow y sta n sw ojej rodziny duchow ej, przyzw yczaili się żyć pół na pół ze złem, duchow e choroby sta ły się w ich życiu chroniczne i w edług ich zdania — nie do u le ­ czenia! Pogodzili się oni ze swoim nieodro- dzonym c h a ra k te re m , a n a w e t „u g ru n to w ali się w p rzek o n an iu ” , że ta k pow inno być a nie inaczej, że doskonałość ew angeliczna, do k tó ­

rej Syn Boży nas zachęca, należy tylko do tych, k tó ry ch fig u ry sto ją w św iątyniach lub za szkłem obrazu. Słowo „św ięty ” raczej n a ­ leży do niebian, ale nie do ludzi, a pew ność zbaw ienia stała się nieznaną, bo m ożna_ się przyzw yczaić i do b ra k u pew ności zbaw ienia!

Serce tak ich ludzi nie boli, gdy w idzą upadek duchow y w ierzących, jeżeli nieoporozum ienia dzielą i ta k skłóconych chrześcijan, i raczej chętnie pom ogliby, aby dalej pogłębić ich d u ­ chowe zaognienie. P rzyzw yczaili się patrzeć na to okiem zupełnie cielesnego człowieka.

P rzyzw yczaili się być ciepłym i, i nie m ają bojaźni, że b ędą w yrzuceni z u st Bożych, bo w łaśnie czasam i lata tak ie j duchow ej niedoli pow odują w życiu człow ieka to, że może on

„zaaklim atyzow ać się” ta k w atm osferze tego św iata i duchow o wegetow ać! M am praw o m niem ać, że tak ie życie je s t niczym innym , ja k ciężką u d ręk ą dla człow ieka, k tó ry nie za­

p a rł siebie sam ego i n ie położył sta ra n ia ku tem u dobru, k tó re nie przychodzi lekko, ale gw ałtow nicy p o ry w a ją je! (Mat. 11, 12).

W iem , że słow a te nie są słodką, ale gorzką praw dą, k tórej ja k w iadom o n ie za bardzo lubim y, ale niechaj one będą bodźcem do spraw d zan ia sam ych siebie, czy w w ierze je ­ steśm y, czy nie d arem n ie może długie la ta w alczyliśm y w przeszłości o nasz duchow y stan, a tera z zachciało się nam posiedzieć z założo­

nym i rękam i; ubóstw o duchow e może prędko zaw itać na nasze podw órko, rozw alą się ogro­

dzenia naszego życia, a praca nasza nie w y ­ ciśnie ani k ro p li w ina radości w P anu, a r a ­ czej pow iesim y nasze h a rfy na w ierzbach i będziem y płakać jak niew olnicy w Babilonie!

Ale oto rozlega się krzy k , że O blubieniec idzie;

są tacy, k tó rz y kołaczą m oże w czasie naszego sm acznego snu w drzw i nasze i m ów ią nam , że P a n nasz w raca, a b y nas ku tem u przygo­

tować! P o p ra w m y nasze św ieczniki i zobacz­

my, czy jest olej Boży w sercach naszych, czy nie zgasł ogień n a o łta rzu serca naszego, poruszm y ru sz ty naszego życia, aby w ysypał się popiół spalenizny półśw ieckiego życia.

Praw idłow e życie duchow e sam o przez się nie przyjdzie, ale zdobyw a się je w ustaw icznej pracy duchow ej n a d sobą, aby przyoblec się w „nowego człow ieka“ n a podobieństw o C hry­

stu sa P an a, z ty m , że n a jp ie rw trz e b a zewlec

„starego człow ieka” z jego złym i przyzw ycza­

jen iam i. J e s t to m ożliw e tylko w Jezusie C h rystusie, bo kto nie tylko w ierzy w Niego, ale p rzeb y w a z Nim , te n je s t now ym stw o­

rzeniem , k tó re i je s t doskonałe i m a zm ysły wyćw iczone ku rozeznaniu dobrego i złego.

Sergiusz W aszkiewicz

(10)

M ŁODZIEŻ W K O Ś C IE L E

„Szukajcie też pokoju miastu...”

„ Z a b i e g a j c i e o p o m y ś l n o ś ć k r a j u d o k t ó r e g o w a s z e s ł a ł e m i m ó d l c i e s ię z a ń d o J a h w e , b o o d j e g o p o m y ś l n o ś c i z a l e ż y w a s z a p o m y ś l n o ś ć ”

( J e r . 29, 7, n o w e t ł u m a c z e n i e )

I z ra elłc i za b ra n i ze srwo.iej ziem i do ziem i babilo ń sk iej o trzy m ali od Boga n a s tęp u jące zalecenie: aby

„zabiegali o pom yślność k r a ju ”, do któ reg o Bóg ich zesłał. Leżało to w in te re sie p rz e d e w szystkim w ygnańców . U dręczony w o jn am i i w y g n an ie m naród, b ard z iej niż gdziekolw iek, p o trze b o w ał p o koju i m ożliw ości dalszej egzystencji f i ­ zycznej i duchow ej. P ra w d o p o d o b ­ nie polecenie B oga zostało w j a ­ kim ś stopniu w y k o n an e jeszcze w

czasie w y g n an ia. P om yślny ro z ­ wój ich now ego k r a ju —• m iasta, a tym sam y m i ich w łasn y d o ­ b ro b y t zależały w dużej m ie rze od zanoszonych do Ja h w e m o d litw przyczynnych. Pokój w m ieście — k ra ju , n a św iecie, je s t w ielk im b łogosław ieństw em Bożym, t r u d ­ n y m n a w e t często do ocenienia.

P o trz e b a p o k o ju je s t szczególnie a k tu a ln a w obecnej dobie. W ie­

m y o ty m w szyscy i w ierz ący i n iew ierzący , że pokój je s t n ie p o ­

dzielny, a w o jn a i niepokój w z a ­ k ą tk a c h ziem i n a jb a rd z ie j o d d a ­ lonych rzu c a cień n a naszą całą ziem ię. P rz ez to ja k b y „fizyczne sk u rcz en ie się ” naszego globu, w y ­ darz en ia , k tó re dzieją się w odleg­

ły c h od n as k r a ja c h — obchodzą i m uszą obchodzić ta k że n as w szy st­

kich. B e zpow rotnie ju ż m inęły cza­

sy, gdy w je d n y m k ra ju , czy r e ­ jo n ie św iata, sz ala ła w o jn a, a w d ru g im — ludzie spok o jn ie żyli sobie zadow oleni, że „to ich nie dotyczy” i „że im nic nie g rozi”.

J a k w ielk ie n iebezpieczeństw o u n i­

cestw ien ia w szystkiego, co żyje grozi ziemi, w iedzą o ty m n a jle ­ piej przy w ó d cy p a ń s tw i naro d ó w

— politycy, naukow cy, dyplom aci, dzien n ik arze. A le n a w e t z codzien­

n ej p ra sy m ożem y w yczytać, ja k b ardzo b lisko stoim y k raw ęd z i przepaści. W ystarczy przypom nieć, że obecnie p o te n c ja ł b ro n i n u k le a r ­ n ych jednego ty lk o m o c arstw a św iatow ego rów ny je s t m niej w ię ­ cej 600 tys. bom b atom ow ych z rz u ­ conych n a H iroszim ę! W tej a tm o ­ sfe rz e grozy w y nikło je d n a k je s z ­ cze in n e n ie b ez p iec ze ń stw o ; n i e ­ b e z p i e c z e ń s t w o z l e k c e w a ­ ż e n i a p o w a g i s y t u a c j i . L u ­ dzie przy zw y czaili się do strac h u . D oniesienia ze św ia ta p o lity k i i z pól b ite w n y ch sta ły się ja k b y zbyt o klepanym te m atem . P rz y z w y c z a je ­ ni do tego, że ju ż n ie ra z pow ażny k ry z y s polity czn y został zażegnany, lu d zie są sk ło n n i uw ażać, że i n a ­ stę p n y m razem ja k o ś to będzie. Są i tacy, k tó rzy tw ie rd z ą, że w sp ó ł­

czesny człow iek, nie odw aży się na to szaleństw o, ja k im byłoby znisz­

czenie św ia ta w w o jn ie n u k le a rn e j.

Z ap o m in ają je d n a k o tym , że do rozpoczęcia w o jn y nie trz e b a w cale ja k ieg o ś sp e cja ln ie m ąd reg o czło­

w ie k a ; m oże nim być np. szaleniec ta k , ja k to ju ż n ie ra z w h isto rii b y ­ w ało. Z apew ne w iele ludzi, n aw e t i w śró d polityków , przed rokiem 1939 nie w ierzyło w m ożliw ości ro z ­ poczęcia w ojny przez N iem cy h i­

:

10

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rodzaj człow ieczy utracił chw ałę Bożą m akcie upadku... W

W ten sposób usiłuje się zagłuszyć sumienie, a przecież przestępstwo „kom binacji“ bezkarnie ujść nie może, jest obciążeniem i tego, kto tego się

Podobnież wszechm ocnym jest Ojciec, w szech ­ mocnym Syn, w szechm ocnym Duch Święty; a jednak nie trzej wszechm ocni, ale jeden w szechm ocny... Kara śm

W edług pew nych obliczeń Jezus C hrystus po zm artw ychw staniu Swoim jedenaście razy ukazał się uczniom Sw

chyba żadne inne w yznanie chrześcijańskie nie zrozumiało pełniej obowiązku pójścia na drogi i rozdroża, by służyć zgubionym i cierpią­. cym, jak to

Córeczka stanow czo zaprzeczała jako b y to ona coś z tego sobie posm akow ała.. L ecz została ona

Jest to słuszne, gdyż Pismo Św ięte mówi, a praktyka życiowa potwierdza, że w iara rodzi się przez słucha- nie Słowa Bożego; jedynie przez Słowo Boże i

Warszawa, Al. Tego jeszcze nie było.. N ienaw idzi więc człowieka.. O panow ało m nie dziw ne uczucie; poczułem się niepew nie.. Nie byłoby tego rozróżnienia, gdyby