• Nie Znaleziono Wyników

Czasy pierwotne w stosunku do obecnych i przyszłych

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Czasy pierwotne w stosunku do obecnych i przyszłych"

Copied!
186
0
0

Pełen tekst

(1)

w s t o s u n k u

DO OBECNYCH

" I PRZYSZŁYCH

N A P I S A Ł

j J ó z e f ^ Z a g r z e j e w s k i .

<0> *< 0Y

IDr-u.fe:o-wa,ia.o w I^iotrlsowi©

iialcliKlem autora.

(2)
(3)
(4)
(5)

Strona.

I. Wstąp . . . . . 5

I I . Założenie . . . . 1 9 I I I . Badania początkowe , . 26

IV . Poglądy spółczesne . . 30

V. Chaos . . . . 41

VI. Mgławice . . . 46

V II. Czy system planetarny mógł powstać z mgławicy , . 54 V III. Zawiązek ziemi . . . 69

I X . Rozwój kuli ziemskiej i usta­

wiczny jej przyrost X . Samozapalność

X I. Ogniownet,rze i atmosfera X I I . Okres kształcenia sie ziemi X I I I . Siła odśrodkowa oraz ruch

wirowy ziemi i spłaszczenie przy biegunach

X I V . Po nad ziemią

X V Planety i ich przyszłość X V I . Komety

X V I I . Słońce.

X V I I I . Ciążenie powszechne

— Dodatek o naszej pisowni

— Omyłki druku

66 84 90 105

113

125

140

154

160

114

175

176

(6)

»

(7)

c x m PIEftWOTlE

i s to s iłi 4o obecnych i przjsziycl.

„N auka z d o b y w a swój rozwój z a cenę w a lk i z r u t y n ą i u p rz ed z en ie m ".

B e rv e F a ye .

„G orsz a j e s t f a łs zy w a um iejętność, ni­

ż eli n a jg r u b s z a niew iado mośó*.

Staszic.

„ P r a w i e z a w s z e do n a jp ro s ts zy c h idei rozum ludzki dochodzi n a jp ó ź n i e j " .

Wyr ażone w tej pr ac y pogl ądy na zasadnicze podst awy pr zyr odoznawst wa oraz na ewolucje kosnio- goniczno-geologiczne, t a k znacznie różni ą się od o d ­ nośnych teoryj dot ychczasowyc h, począwszy od zało­

życiela Szkoły Joński ej Talesa z Miletu, oraz P ita g o ­ ra sa i A n a ksa g o ra sa , dwóch naj pierwszych głębiej myślących przyr odni ków, — do B e rn o u illi ego, K a n ta , L aplace a, T ounga, Thom sona, P ra tta , F a y e a i i n ­

Laplace.

„N ieocenioną j e s t do niosłość nauki czy ­ stej: z niej się rodz i b ezpoś re dnio w s ze lk i postęp p r a w d z i w y ”.

' U'A fjR em ie Scientifique.

(o t)^

(8)

6 W S T Ę P .

n y c h, —że wiedząc j u ż z dziejów n a uk i i wł asnego do­

świadczenia, z j a k ą niechęcią wi t a nowe kier unki pro- l et ar j at przyrodniczy, rozumiem, iż z a s i ad a j ą c do k r e ­ ślenia dalszego ciągu poglądów całkowicie samodziel­

nych, t rzeba być zupełnie pewnym słuszności swoich z a p a tr yw a ń, ażeby można był o z t a mt ymi się nie li­

czyć, a rozumnemu, bezst ronnemu czytelnikowi p r ze d ­ stawić ar gu me n t a s a mą prostotą silne, p r z e ko ny w a j ą ce , z godne z p r awa mi przyrody.

Czytelnik atoli może mi zarzucić, iż w takiej z a ­ powiedzi wstępnej t kwi pośrednio t wi er dzeni e, j a k o b y ogólne p o ds t awy p r z y r o d o z n a ws t wa spólczesnego, w szczególności zaś teorje dzisiejsze, tłoma czące proces powst ani a kuli ziemskiej i systemu słonecznego, nie był y zgodne z istotą rzeczy i z p r a w a m i n a t u r y , — że więc zagadni eni a t a k ważne, j ak pi erwotne dzieje u t w o ­ rzenia się świ a t a, oraz w a r un k i jego dzisiejszego r oz­

woj u i dalsze j ego losy w przyszłości, nie są dot ąd n a u k o w o r oz wi ązane i s t an ow i ą k we s t j ę ot wart ą?

W istocie zar zut czyt el ni ka jest słuszny, bo sam piszący te słowa czyni t ak i z ar z ut astrofizyce, kosmo- grafji, po części geologji i w ogóle naukom p o w t a r z a ­ j ą c y m s t ar e ut wo r y wyobr aź ni w dobrej wierze, bez kr yt yki , bez a r gume nt a c j i i wyl e g i ty mo wa n i a ich p r a ­ wa do b y t u w świ ą t yni wiedzy spółczesnej.

Wobec tego wys t ępuj e inne pytanie: dl a czego zagadni eni a t a k dla nas żywotne, t a k c i e ka we i t a k ważne bo podst awowe, nie zostały d ot ą d rozwi ązane zasadniczo, realnie, zgodnie z istotą rzeczy i wedł ug w y m a g a ń godnych kon k r e t n e j wi edzy ludzkiej?

Piszący odpowie n a to, iż z da ni e m j ego wina po­

lega przedewszyst ki em n a pier wot nych p r zes ą da ch p o ­ wierzchownie czer panych ze zjawisk, więc na a na c h r o­

nizmach pr ze k a z an y c h nam sukcesyj ni e a branych

(9)

W S T Ę P. 7

przez nas za p r a w a rządzące siłami n a t ur y. Właści wi e mówiąc, wina polega nie na twórcach s ys t e mat ów ani na jaki chbądż j e dnost ka ch, ale raczej n a sł a bym, pier­

wot nym rozwoju fiaszych zdolności poznawczych —i z t ą d na fałszywej metodzie: s t a wi ani a pogl ą dów d o ­ wolnych, podług widzimisię, bez k r y t y k i , bez w y p r o ­ wadzania ich z f a k t ó w i m o t y w ó w ściśle r o z u m o w a ­ nych, zgodnych z powszechną h a r mo ń j ą zjawisk i p r a ­ wami przyrody. W okresie bowiem pi e r wot nego dojrze­

wani a myśli filozoficznej nie można było nadać o b s e r ­ wacjom kształtów m o ty wo wa n y c h grunt owni e, gdyż poznanie sił n at ur y i pojęcia na nich oparte mogł y rozwijać się tyl ko st opuiowo. Nie p r a w a przyrody, lecz wyobr aź ni a zac h wy c o n a uiezrozutniałemi cudami nat ur y była pierwszym n a u k o w y m mot ywem ludzkości.

J a k o ż w k t ór ą k o l wi e k gałęź wiedzy z epok ubi eg­

łych we j rz yj my badawczo, wszędzie prawie, z w y ­ j ą t k i e m wybi t nyc h pr ac filozoficznych, dost rzeżemy b r a k przewodniej myśli kr yt ycz ne j , b r a k wszelkiego niemal a r gu me nt owa ni a w k we s t j a c h zwłaszcza n a j ­ t wa r d s z y c h , k t ó r e j e dni przecinali dowolnością w y g ł a ­ szanych s ą d ó w , — d r udz y bezmyślnie je powtarzali,—

ogół zaś równie bezmyślnie u t w i e r d z ał w sobie pr z e k o ­ n a n i a opar t e n a dobrej wierze p o pr z e dni ków, —i t a k ą dr ogą pojęcia mylne doszły do na sz yc h czasów jako za s a dy wiedzy.

Specjaliści j ed n a k spólcześni b a d a ją c y tego r o d z a­

ju kwest j e z a p yt a j ą nas, czy do nich może odnosić się zarzut bezkr yt ycz nego p o wt a r za n i a le ge nd baj ecz nych o czasach pi erwot nych, or a z pr aw mylnych, p a nuj ąc yc h do dziśdnia w nauce?

Na p y t a n i e — r ówni eż odpowi em pytaniem: czy w

pracach moich poprzednich nie w y k a za ł e m p o w t a r z a ­

nia od wi eków aż do dziśdnia o my ł ek i pojęć wprost

(10)

8 W S T Ę P .

niedorzecznych, z a t rz y mu j ą cy c h rozwój nauki, a j e d - dak branych za p ewn i ki ,— omył ek wpr a wdz i e popełnio­

nych nie przez nas, ale przez nas powt arz anyc h i nie prost owanyc h?

Podobni eż i dziś bł ędy, j a k i e nast ępni e wykażę, o t r zymal i ś my w s p a dk u po naszych popr zedni kach, — zat em powt ar zani e ich tymczasowe, z konieczności, nie uwłacza pracownikom spółezesnym, kt ór z y w miej­

sce rzeczy nieznanych muszą wstawić j a k i ś snrogat;

ale dą żyć należy na m choćby do częściowych sprosto­

w a ń , — bowiem dla zmi any całego s y s t e ma tu sur ogat ów n a czynniki p ozyt ywne, t r z eb a b y specjalnie i zbioro­

wo poświęcić się t e mu kier unkowi b a d a ń , —t rzeba wreszcie, prócz obserwacji, mieć ich pewne poczucie w e w n ę tr zn e , —a do tego wszyst ki ego nie k a ż de mu po­

zwal aj ą troski życia, obowi ązki z a wo d o we i rodzinne, l ab u pr a w i a na przez ba da c z a specj a l i zacj a innego r o ­ dzaju. . .

Nie uwłacza więc nam powt ar za ni e st a r ych błę­

d ó w , — ale uwłaczałoby nam dużo, g d y b y ś m y wiedząc 0 nich, nie postarali się o ich spr ost owani e, oraz g d y ­ byśmy wci ąż naśl adowal i s t a r ą bezmyślność i szcze­

gólne, wł aściwe naszym czasom zani echani e a r g u m e n ­ t owa ni a głębszego, słowem, s t a r ą powierzchowność 1 bezkrytyczność sądu, hoł duj ą c ą d okt r ynom wy g ł a sz a ­ nym dogmatycznie, bez analizy, „ex c a t h e d r a 11. Zt ą d w widokach nauki przyszłej najwięcej r a c hu j e my na energję i świeże siły młodzieży— myślącej głębiej. Do niej nałeżyć będzie pr a k t y c z n e zastosowanie odnośnych reform.

Z a d a n i e m więc ogólnem pr acy niniejszej jest dążność do sprostowania błędów z asadni czych p r z y r o­

doz nawst wa. P r a c e tę z a my ka m w niewielu mo t y wa c h ,

ale w miarę sil, zwięzłych i treściwych. P r a g n ę uni-

(11)

W S T Ę P . 9

kac w niej słownictwa obcego oraz szczegółowego ws ka z y wa n i a na cudze bł ędy bez koniecznej, potrzeby, a wiązać z a p a t r y w an i a moje w całość o b j e kt y w n ą, p rze d iw szy stk ie m szu k a ją c p rzy c zy n , c zy li rodow odu z ja ­ w isk, i ta k ą genetyczną a rgum entacją w yp ro w a d za ć w n io sk i w prost z fa k tó w i p ra w n a tu ry .

Jeżeli w zakresie podjętego tu zadania zechcemy przejrzeć dzieła poprzedni ków, to znajdziemy, że źródła n a uk ow e d a w n e i spółczesne poda j ą nam wprawdzi e powa ż ną liczbę dostrzeżonych fakt ów, n o t o wa n y c h j uż to w dziedzinie chemji i fizyki ogól nej , —już w astro- nomji, kosmografji, mechanice teoret ycznej lub geolo- gji i geogońji;— lecz f a k t y te nie wy j a ś n i a j ą i nie roz­

wi ąz uj ą n a ukowo z j awi sk pierwszorzędnych, mianowi­

cie: ani pi er wot nego procesu for mowania się kuli ziem­

ski ej , — ani przyczyny gromadzeni a się n a d ziemią życiodawczej a tm o sfery ( kt ór ą n a u ka spółczesna w y ­ prowadza ze źródeł wprost dziecinnych), — ani p r z y­

czyny p r zyc i ągani a nas przez ziemię lub s p a dk u ciał,

— ani rodowodu, czyli pochodzenia i n a t u r y wszelkich ciał niebieskich,—ani pr zyczyny ci ążeni a mi ę dzypl ane­

tar nego i po ws z e c h n e g o , — ani pochodzenia i istoty ciepła, zi mna lub świ at ł a, — ani pr zyczyny p r z yc i ą g a ­ nia lub odpychania elektryczności, —ani wielu innych zagadni eń p ods t awowyc h ze stosunkiem naszym do świ a t a bezpośrednio zwi ąz anych a j e d n a k n a u k o w o do­

tąd nie wytłumaczonych, u samych więc podst aw s t a ­ wi aj ących granicę szerszej naszej świadomości.

Słusznie t e d y W. O stw ald w mowie swojej w Ber­

kel ey 1903 r. wygłosił zdanie, źe „na gr omadzeni e f a k ­ tów bardzo mało wz b o g a c a naukę, g d y ż nie na ich liczbie, a raczej na rozumnem ich wi ązani u polega roz­

wój n a u k i 11. T o ż samo twiedzi badacz t a k o bj ek t y wn y

j a k L aplace. Oto j ego sł owa (I. XI.): „ Gdyby uczony

(12)

10 W S T Ę P .

ograni czał się zbieraniem f akt ów, na u k a był aby j ał o­

wą n o menkl at ur ą, niezdolną do w y k r y c ia pr a w pr z y ­ rodzonych. T y l k o d r o g ą p o r ó w n y w a n i a między s obą faktów, zgłębiania ich st osunków wzaj emnyc h i coraz szerszego s i ęgani a myśl ą w sferę zjawisk rozum nasz dochodzi do w y k r y c i a praw n a t u r y 11.

Dość wiele s p ot y k am y podobnyc h d o kt r yn głoszo­

nych przeciw gromadzeni u f akt ów; zdaje się j e d n a k że niedość ściśle okr eśl aj ą one znaczenie fakt ów w filozo- fji nat ury. F a k t y bowiem m a j ą w a g ę solidną, k o n ­ k r et n ą , ale wówczas gdy stają się filarem rozumowani a naukowe go, zwłaszcza, gdy brane są j a k o mat e r j a ł do wnioskowania, ja k o źródło do lo yp ro w a d za n ia p ra w ogólnych, wreszcie j a k o p r z y k ł a d y dla poparcia n owyc h idei. T a k ą też met odą posługuje się a utor tej pracy w swoich wnioskach, —bowiem n a fakt a ch pogł ębi a­

nych myśleniem wspi era się istota rzeczy i p r a w d a realna. F a k t y wspólnie z r ozumowaniem tr zeźwem, obj ekt ywnem, zabijają wszystko co s t w a r z a płytkość rozumu i powierzchowność sądu; co zaś do w y w i ą ­ zujących się ztąd kolizyj pojęć, to biorą one źródło w nierównomierności sił myśl owych, zdolności k ry t y c z ­ nych i zasobów n au k o wy c h , z fakt ami z godnych.

Z z a sa dy t r z yma ją c się r ozumowa ni a i wnios­

kowaniu fa k tyc zn e g o , podobne j met ody użył em juź dawniej, i j a k sądzę, nie bez pewnej kor z yś c i dla nauki. W p r a w d z i e dostrzeżone przezemnie omyłki nie zostały jeszcze spr ost owane p o w s z e c h n i e , - - r o z w i ą ­ zane zaś niektóre z a g adni eni a podst awowe, lubo w a ­ gi solidnej, nie są d o t ą d wcielone do teorji p r zyr od­

niczej,— lecz z ap e wn e dla tego, iż na z byt są świeżo z a ­

uważ one aby juź mogły być poznane, ocenione k r y ­

tycznie i zastosowane przez ś wi a t na u k o wy , zwłaszcza

po za kor donem ziem Polskich, z k ą d zazwyczaj uczeni

(13)

W S T Ę P. l t

nasi, nie ma j ąc wi ary we wł asne siły, wy c z e k u j ą pi er w­

szego hasła. Lecz może i hasło to nadejdzie. W k a ż d y m razie wiadomo mi że j u ż nie powtórzę za Heglem: „ ty l ­ ko j e d e n mnie rozumiał,—a i ten mnie nie zrozumi ał 11!

Bądź j a k b ą d ź , — k a ż d y pr a c owni k sumi enny m a obowi ąz ek zostawić po sobie następcom j a k i ś promyk ś wi at e ł k a , chociażby pod formą dalszego rozwinięcia rzuconych idei n o wy c h, - - r o z wó j bowiem każdej umie­

jętności, zwłaszcza ścisłej,polega na pr acy samodzielnej, na wypr owadzani u nowych praw, ki e r u n k ó w i linij wy ty c z n y c h d r o g ą w y t r w a ł e go myśl eni a i studjów specjalnych, J a k o ż wiadomo, że pi e rwotnie z pomocą t ylko czystego, filozoficznego roz u mo wa n i a zdobyt e z o ­ stało prawo ciążenia powszechnego N ew tona, — albo p r a w a dioptry ki, ka t opt r yki , e l e k t r o dy na mi k i lub foto- metrji pomyśl a ne przez W . W ebera,— prawo p o la r y­

zacji B rew stera i inne. Moźnaby w t y m szeregu po­

mieścić proces mechani ki niebieskiej K o p e rn ik a , albo pr a wa h y dr os t at yki A rchim edesa i P ascala. Wreszcie i teorja D a rw in a , wprzód s p ek ul a ty w n ie powzięta, stała się ge ńj a l nym m o t y w e m do b a d a ń doświ adczal ­ nych bardzo płodnych, zwłaszcza o tyle, o ile wnioski z niej wy p r o wa d z on e nie są n a c ią ga n e t endencyjnie przez następców, c hwy t a ją c y c h rzecz powierzchownie, bez k r y t y k i ścisłej, z dowol ności ą d o k t r y n e r s k ą , k t ó r a też p odkopuj e ufność do samej zasady.

Przez ro zu m o w a n ie więc p ra w id ło w e, krytyczn e, objektywne, w y pr o w ad z a m y wnioski k o n k r e t n e z na uk doświ adcza l nych: ono rozpoczyna i kończy ws z ys t ko co­

kolwiek człowiek wie i rozumie t rzeźwo. Rozumowa ni e

t a k i e ma w sobie pi er wi ast ek wiekui st y, bo sięga po

za gr ani ce ś wi a ta fizycznego i w y j a ś n i a n a m zjawiska,

o k tó r yc h na u k i doświ adczal ne same przez się nie

n a m powiedzieć nie umieją. Z t ą d najgłębsi myślicie­

(14)

12 W S T Ę P .

le t ylko silą trzeźwego r oz u mo wa n i a stali się p r a wo­

dawc ami zasad niezbitych, me t af i z yc znych, j a k S o k r a ­ tes, P laton, A rystoteles, K u rte zju sz, S ia r k ę , N ew ton, Bossuet, Fenelon. Nie znaczy to zatem iżby rozumo­

wa n i e obejść się mogło bez d owodów pozyt ywnyc h;

przeciwnie, rozum ow anie jest dow odzeniem , — a więc na do wo d a c h i f a kt ac h opartem, —a siła j e go na tem po­

lega, źe nie popr zest aj ą c na dowodach r zeczowych, wspi e r a się nadt o na p r a wd a c h b e z wzgl ędnych, na i de ­ ach wiekuistych, stałych i niezmiennych, — r zucaj ących więc n adspodzi ewane światło na teren kwest yj przedtem zaciemnionych uprzedzeniem, i dla tego niedających się podówc zas rozwiązać.

Z założenia swojego rozumowa ni e j e st dążnością s k i e r o w a n ą do z b a da ni a lub udowodni eni a innym s pół pr a c owni kom akt ua l ności pe wnyc h założeń, prawd, zasad i poglądów. T r u d n e to j est częst okroć dla pi­

szącego zadanie, gd y ż k a ż d y z czytelników, prócz różnej mi a r y zasobów nau k o wy c h , inny posiada s t o ­ pień zdolności poznawczych i s ądu samodzielnego.

Z t ą d czytelnik, zwłaszcza mniej bystrego umysłu, n a ­ w y k ł y do i a n y c h z a pa t r y w a ń, nie łat wo na gi na się do cudzego sądu, o p a r te g o choćby na zupełnie tr af nem ro­

zumowaniu; k a ż d a bowi em idea głębsza w y m a g a p e w­

nego czasu a b y w y r u g o w a ł a z tępej myśli s t ar e u pr z e ­ dzenia i rozbudziła w nas promień świ a t ł a w k i e r unku nowym, do d a w n e go ni epodobnym.

Pr z yt e m w rozumowani u należy rozróżnić sąd

idący z wewnęt rz nego przekonania, t. j. z s u b j e k t y w -

nego naszego poczucia, czyli a p r io r i, od s ą d ó w o pa r ­

tych na doświadczeniu, czyli a p osteriori. Wiadomo że

F ra n c isze k B a k o n , z w a n y We r ul ams ki m, p r a gną ł oprzeć

budowę sądu kryt yc z n e g o li tyl ko na p ozyt ywnych

w y p a d k a c h doświadczenia czyli obserwacji,— wszel ką

(15)

W S T Ę P . 13

zaś indukcj ę doradzał w y p r o w a d z a ć z wi el ką ostroż­

nością i tylko bezpośrednio z fakt ów ni e wąt pl i wyc h, a posteriori. Lecz nie nal eży zapominać że st osowa­

nie tej metody było dobrem n a grunci e epoki B a k o n a , kt ó r y żył w 16 wieku przed Newtonem , t. j. wówczas, ki edy a b s t r a k c y j n y sch jlastycyzm, stroniąc od empiryz- mu, nie uiniał posunąć naprzód ludzkości. Wreszcie B a k o n miał do walczenia z pr zesądami magji, astro- logji, a nadt o z zabobonami, że t a k powiem, teolo­

gicznemu, kt óre naj bardzi ej może, dzięki ich fałszywej interpretacji, t a m o w a ł y istotny postęp w nauce. Wp ł yw więc jego met ody s t awi aj ącej f a k t y r e al ne za niezłom­

ną i j e d y n ą za s a dę dowodzeni a, p r a wdz i we m był dobr odzi ej st wem dla owego okresu,— przez t a k ą bo­

wiem metodę, sprowadzi ł on z ba wi e nn ą reformę w spo­

sobie dochodzenia p r a w dy , — oświecił dr ogę badaczom, ośmielił ich do walki z zacof ani em, — wyzwolił ujarzmio­

ny postęp i zniweczył wpł yw obs k u r an t y z mu wy wi e ­ r a n e go na ludzkość przez d a w n ą fi zykę i f ał szywe tło- ma czeni e kosmologji teologicznej.

T a k i jest s u b je kt y w n y pogląd na wp ł y w y ze­

wnęt r zne, które mogły na d a ć pewien k i e r u n e k geńju- szowi B a k o n a . Z d a j e się że ci co, pot ę pi aj ą n a z b y t empi ryczną jego metodę, myl ą się w tem, iż nie ocenia­

j ą go ze st anowi ska X V I wieku. Ze B a k o n zadaleko pos uwa ni eki edy wyma g a n i a, o tem ni kt nie wątpi, skoro dla b r ak u d o w o d ów zupełnie pr ze k o n y wa j ą cy c h nie uznał s y s t e ma t u K o p e rn ik a wspólnie z Tycho B r a - hem. Jeżeli j e dn a k u z n a wa ł on p r a w d ę n a u k o w ą w sa ­ mych t ylko zdobyc zach d o ś wi a d c z a l n y c h , —jeżeli o d ­ rzucał hipotezy a usiłował zasadę wszelkiej umiejętności wy pr owa dz a ć ze ścisłej obserwacji, —być może iż po­

ni e ką d czynił to z umysłu, ażeby przez to uświęcić s t a­

nowczo p o w a gę fakt ów rzeczywistych i ostatecznie pod­

(16)

14 W S T Ę P.

ciąć s k r zy d ł a scholastyczno-teologicznemu d o k t r y n e r ­ stwu, które zabijało rozwój umiejętności z o ba wy, by z kolei wyzwol ona n au k a nie zabi ł a ducha w ludzkości.

Lecz 011 to najpierwszy starał się w y k a z a ć płonność tej o b a wy t wi e r dzą c słusznie, źe zdrowe, nieuprzedzo- ne badani e przyrody i poznanie jej g r un t o wn e nie od­

dala, lecz owszem zbliża do poznania Bóztwa. „Nie­

dost at eczna znajomość filozofji n a t ur y, w y r z e k ł on, może pr owadzić ludzi do ateizmu, — ale gł ębsz e jej p o­

zna ni e n a w r a c a ich znowu do rel i gj i 11.

Ci ekawy przykł ad t aki ego nawr óceni a, między i n ­ nymi, pr z edst a wi a nam zna komi t y filozof, psycholog i przyrodni k W ilhelm W u n d t, autor dzieła: „ W y k ł a d y o duszy ludzkiej i zwi e r z ę c e j 14, przełożonego n a polski j ę z y k przez L. Masłowskiego w r. 1873. W u n d t w r.

1892 ogłosił drugie w y d a n i e tegoż dzieła zupełnie prze­

robione, gzyź d a w n e p ogl ą dy meterjalistyczne i moni- styczne zmienił na dualistyczne i spirytualistyczne.

Wu n d wyznaj e iż b a d a j ą c rzecz głębiej, poznał fat al ną omy ł k ę na punkcie swoich pier wot nych pojęć i zasad,

— n a zy wa pierwsze w yd a n i e „gr zechem mł odości11, k t ó ­ ry z a t ruwa ł mu życie i skłonił go do przerobienia tej pr a c y. J a k o ż dr ugi e to w y d a n i e - d z i e ł o klasyczne —w istocie niezmiernie ciekawe, j as n e i pouczaj ące, godne j e s t przekładu. Dzieła t aki c h myślicieli j a k B a co n lub W u n d t tłomaczą nam, że tyl ko z powodu panującej między ludźmi nierównomierności sił umys ł owych i po­

lotu kryt ycz ne go, post r ze gawczego, — oczywistości p ro ­ ste, lecz najzupełniej niedostępne dla j ednych, są n a j ­ zupełniej j a s n e i konieczne dl a drugich*).

*) Zan ik z m y s łu k r y ty c z n e g o i tępoś ć u m y sło w a u pu bli­

cys tów nie są rz ad k o ś c ią: ś w ie ż y teg o p rz y k ła d , j a k fa k ty c zn ie

dowiódł Sienk iewic z — p r z e d s ta w ia nam n o rw e g cz y k Bjorstjerne

Djornson,—gdy szw edcy j e g o sąsiedzi w y r ó ż n ia ją się rozumem,

trafn o ś cią sądu i g łęb o k o ś cią umysłu.

(17)

W S T Ę P . 15

W pr z eciwstawieniu z Bakonem K a rte zju sz za f un d a me n t w dochodzeniu rzeczywistej p r a w d y st awi a uie obse r wac j ę faktów, lecz j e d y n i e rozum i wewnętrzne przekonanie. „Myślę więc j e s t e m “, (cogito ergo sum), oto jego racja, postulat da j ą c y do myśl eni a, ale o d ­ wrotnie wyr a ż ony. Właściwiej by wy gl ą da ł w skł adni przeciwnej: „ J e s t e m —więc m y ś lę ", — bo k a ż d y czło­

wiek no r ma l n y myśli, a choćby nie myślał, to n ie w ą tp i ze jest, bo nie można pierwej myśl eć— niż być.

Prz e de ws z ys t ki e m jestem i st ot ą my ś l ą c ą , przeto ku istotnemu poznaniu dą ż y ć wi ni e nem d r o g ą rozumnego myślenia, —a jeśli dobn;e myślę, sam poznam w mojej myśli istotę rzeczywistości.

K a rtezju sz przyjmuje f akt za pe wny nie dla tego że jest fakt em, lecz dla tego że j e go myśl i rozum daje mu przeświadczenie o j ego rzeczy wistem istnieniu i j e ­ go konkret nej wartości. Dla tego też należało powie- dzieć: „ J e s t e m —więc my ś l ę 11.

Za p a t r uj ą c się na dwie powyższe metody tak różne od siebie j a k dwi e ostateczności, zapytuję, której z tych met od t r z y ma ć się ma m w tłomaczeniu mojej teorji, jeżeli wolno t ak nazwać niniejszą moj ą pracę?

B a ko n i K a rtezju sz zarówno wielcy myśliciele i refor­

m a t o r zy , —lecz skor o zasadniczo trzymali się dr ó g o d ­ miennych, choć dążyli do jednego celu, —kt ór yż z nich j est lepszym? G d y b y odpowiedź zależała od głoso­

w an i a , poszedł bym za K artesjuszem '. bo lubo t a mt e n wp ł y n ą ł korzyst ni e na refor mę w na u c e , — ale ten, obok podobnegoź o d dz i ał ywani a , — ut wor z ył nadto liczną i potężną szkołę, kt ór a podniosła i uświęciła powagę myśli i godność rozumu ludzkiego. B a k o n b ył wiel­

kim dla swojej epoki, lecz z a m kn ą ł się niewolniczo w

g r an i c a c h f akt ów z na n y c h lub p o z n a wa n y c h dr og ą

doświ adcz eni a, —ujarzmił wi ę c polot badań samodziel-

(18)

16 W S T Ę P .

nycb, dr og ą r ozumowa ni a głębszego z d obywaj ą cych rezultaty pozytywne; K a rtezju sz zaś nie zdziałał zbyt wiele dla własnej epoki, a l e dal bogaty me t a r j a ł dla pracy przyszłości, dzięki czemu, on to wy t k n ą ł k i e ­ r un ek badaniom C lauberga, S y lw a n a Regis, Pascala, B o ssu eta ,—wreszcie S p in o zy lub M a lebranchea.

Skoro j e d n a k równi e B a k o n jak K a rtezju sz t r z y ­ mali się metod wręcz przeci wnych, — ws z e l ka zaś j e d ­ nostronność przynosi połowiczne tyl ko zdobycze, ztąd żadnej z t y c h metod nie moźna by uznać za d o s k o n a ­ łą. Ze zaś p r a wd a leży w pośrodku, sądzę iż gdzie nie z a s p a k a j a rozumowanie, t am uciekać się t rzeba do dowodów gr untowniejszycb, f a kt y c z n y c h , — gdzie zaś nie wystarcza doświ a dc zeni e, — t am s z u k a j my a r gu ­ ment ów nie w receptach j a k i e j b ą d ź „ metody*, —lecz prz e de ws z ys t ki em w sobie: w głębszej k r y t y c e z j a ­ wisk i w twórczości s u b j e k t y w n e j , — zatem w s a mo - dzielnem w y p r o w a d z a n i u wniosków z doświadczenia, nauki i f a k t ó w, — o czem mówiliśmy powyżej, a co pospolicie zowiemy „ me t o dą i n d u k c y j n ą 11, —n a kt ó r ą j e d n a k aż do przesady i śmieszności powołują się nie­

k i edy piszący w swoich mot ywa c h.

Z a p r a w d ę bowiem, c hyba tylko z na ł ogu wciąż mówi się u nas o i ndukcji lub dedukcji w roztrząsa- niach przyrodniczych lub filozoficznych, jak g d y b y t e r ­

miny te, wciśnięte do dyskusji, były uświęceniem jej

pr a womyś l noś c i , — lub j ak g dy b y myśl samodzielna,

rozwi j aj ą ca wł a s ną ideę, nie torowała dochodzeniom

badacza stokroć lepszej drogi od jaki ej bądź schola-

stycznej „ me t o dy 11. Czyliźby nie wolno było abdyko-

wać nam od p e wn y c h form kr ę p u j ą c y c h —na korzyść

ewolucji pojęć i szukania dróg nowych, prostszych,

bliższych celu! A j e d n a k — w fizyce czy filozofji, z m ę ­

czony pracownik wciąż usprawiedliwiać się musi przed

(19)

W S T Ę P . 17

czytelnikiem, że naprzód myślał j a k ą met odą pisać—

a potem dopiero o czern p i s a ć , —bo mu t a k zaleca kult indukcji lub dedukcji. Z a p r a w d ę na t a k i e przesłanki i refleksje t r z eba mieć dużo czasu i przestrzeni. Me­

t odę należy wcielić w treść, nie zaś nosić j ą przed sobą j a k c ho rą g i e w k ę lub j a k dyszel przed wozem.

I n d u kc ja lub dedukcj a j es t met odą t a k samo k o ­ nieczną przy wi ą z a ni u myśli w szereg rozumowań i wni osków, jak forma stylu, j a k pr a wi dł a r et or yc zne, j a k w ukł adzi e zdań podmiot, orzeczenie i pr zedmiot,—

j a k wreszcie k r op k a , średnik lub pr zecinek,— n a które j e d n a k piszący wcal e nie wska z uj ę palcem czytelni­

kowi.

Im m a n n e l K ant w r, 1797 wyr z e kł do F r . Stae- g em an a: „O cały wiek zawcześ ni e zjawiłem się ze swemi pismami; dopiero za lat sto zrozumieją mnie należycie*' .. . . Lecz jeżeli sto lat, zdaniem K anta, miał doj rze wać „c z ys t y roz um" dl a poznania p r a w d metafizycznych, o d e r w a n y c h od życia p r a k t y c z u e g o , — to p r a w d y przyrodnicze, t a k ściśle z życiem związane, wobec rozumu j uż o sto lat starszego, powi nny by w szyb- szem nieco t empie doc z e ka ć się r ozpoznania, — i jeżeli zasł uż ą— zyska ć przywilej o b y wa te ls twa w n a u c e , — bez z wy k ł e g o u nas oczeki wani a na „pl acet 11 Berliń­

skich k u l t ur t r eger ów.

A chociaż wi adomo że poświęcenie się dla idei

głębszej, naukowej, że samodzielność b a d a ń nie z n a j ­

duje u nas szerszego uznania i poparc i a, — wobec czego

poświęcenie się dla takiej idei w y m a g a żelaznej pr a wdz i ­

wie w y t r w a ł o ś c i , - t o obecna chwi l a klęsk słusznie p a ­

daj ących n a społeczeństwo nasze za b r a k sol i da r ­

ności, może pobudzi nas do pr ac y v ir ib u s u n itis na

(20)

każdcm polu szlachetnero,— do zjednoczenia sil t ak w zakresie n a uk o wy m j a k o b y w a t e l s k i m . . . Lecz niewiem d o p r a wd y czy możemy na to ra chowa ć. Bowiem d z i w­

ni są ludzie i dziwne czasy. W chwili g d y ws z y s t ­ kie żywioły przeciwne w interesio wł a s n y m powinny podać sobie r ęce pod hasłem: „w j edności si ł a “, — pr ze­

wrotność straciła wst yd w oczach i j a w n e m odstępstwem pr zyznał a się do przymi er za z p o d ł o ś c i ą! . . , Czy wiec zdolna ona zrozumieć, że nie idzie n a m dziś o same pr z yr odoz na ws t wo, — ani o sam rozwój naszego pi- ś mi en i c tw a , —ale o to, by dowieść E u r op i e naszą ż y­

wotność, dojrzałość naszych sił cywilizacyjnych, j a k niemniej dojrzałość naszą polityczną, — słowem by zwrócić na siebie uwago w k i e r unku dodat ni m i cho­

ciażby roz kwi t e m n a u k i l i t er at ury obudzić pośrednio

szacunek dla naszych ideałów n a r od o wy c h.

(21)

Z A Ł O Ż E I n T I E .

I I .

W pr acach poprzednich st a r a ł e m się zwrócić u w a ­ g ę na te działy prz y r o d o z n a ws t wa, kt ór e u samych podst aw m a j ą podkł ad powi erzchowny, nie d a ją cy się pogodzić ani z n a u k ą czyst ą ani z p r a w am i przyrody, przeto nie p r o w a d z ą c y nas do a kt ual ne go poznania istoty zj a wi s k i ś wi a ta , — wobec czego odczu­

wa n e braki n a u k a stara się wypeł ni ać coraz to nowemi hipotezami, z ami a s t s zukani a podstaw realnych. Jeżeli do szeregu owych hipotez d o da my p a n uj ą c y w ogóle n i e na uk ow y zwyczaj powi erzchownego, b e z k r y t y c zn e ­ go tłomaczenia praw p r z y r od y , — co ni egdyś wyka z a ł e m dość szczegółowo, a w czem nikt mi nie przeczył, i co się oka że w dalszym ciągu, —to pr z yz na ć musimy, że t r zy ma n i e się n a d a l taki ej metody musiałoby nas wei ąż o d d a l a ć od poz na ni a rzeczy, tudzież od s p r o ­ st owani a omyłek i rozwi ą zani a kwest yj zasadniczych,

— za t em od dalszego rozwoju umiejętności. Omyłki bo­

wiem, kt ór e poważę się na stępnie wyka z a ć , pochodzą

zda ni e m mojem wył ącz ni e z b r a k u k r yt yc znej metody

badania, zat em z uświęcenia w nauce przez naszych

poprzedni ków hipotez dowolnych, n i e u m o t y w o w a n y c h

należycie,— sł owem— z powodu opierania wniosków n o ­

wych na błędnych wnioskach starych, a zt ąd uś wi ę c a ­

nia i pomna żani a zamętu.

(22)

20 Z A Ł O Ż E N I E .

Byt wszechświata ma t er j al nego, j a k o złożonego wył ączni e ze zwi ąz ków m a te rji m a rtw ej, czyli proces wszelkich zjawisk w przyrodzie polega na ścisłych p r a ­ wach m e c h a n ik i• dalsze więc t łomaczenie procesów m echanicznych w sposób powierzchowny, t. j. bez r o­

zumowani a i k ry t y k i , zwróconej w t aki mźe ki erunku, nie dozwalałoby nam absolutnie wyjść z odmęt u z a g a d ­ nień. Pod wyr a z e m zaś k r y t y k i rozumiem tu kry- tyczno-filozoficzne r oztr ząsanie samego przedmi ot u, — k r y t y k ę bowiem w znaczeniu polemiki zupełnie w tej pracy pomijam, pomimo za sa d n iczej różnicy mojej te- orji od z a p a t r y w a ń spólczesnych, i t ylko te różnicę niekiedy wyka z uj ę . Wy s t a r c z y to bez polemiki by o bu ­ rzyć na siebie k r ó t k o wi d z ą c y c h pr z yrodni ków i d r u ­ gor zędnych filozofów.

W pr acach poprzednich s t a r a łe m się udowodnić, że naczelnym czynui ki em wszel ki ego „ r u c h u “ w n a t u ­ rze, — więc przemian fizyczuo-chemicznych, — czynni ­ kiem s p r owa d z a j ą cy m ogół zjawisk do j ednej wspólnej za s a dy i w y j a ś n i a j ą c ym pr zy c z y n ę jedności sił w pr zy­

ro d z i e —jest elektryczność. Opa r t e ua t a k i c h zasadach poglądy, postrzeżenia i wnioski, poczęści specjalnemi doświadczeniami st wi er dzone, pomimo silnej dla nich niechęci pewnych j e d n o s t e k , nie spot kał y ani j ed n e g o zarzutu uzasadni onego kry t yc z n i e, — w opinji zaś nie­

wielu wprawdzie, lecz wybi t nych p owa g nau k o wy c h znalazły go r ą c e uznanie. P r z y j mu j ą c taki wy ni k j ako zachętę i potwier dzenie w zasadzie moich z ap a t r ywa ń , uważam się ośmi el onym do prowadzenia, n a tychże p o d s t a w a c h dalszego ciągu pracy r ozpoczęt ej ,—mi a no­

wicie zaś s ta ra ć się będę wyjaśnić tu i r o z wi ąz a ć n i e ­

kt óre ważniejsze zagadnienia z dziedziny z asadni czych

p r aw nat ury, zwłaszcza zaś kosmogońji i geogońji,

d o t ą d k r ępowane niewolniczo t r a d y c j ą st a r y c h uprze-

(23)

Z A Ł O Ż E N I E . 21

clzeń i tłomaczone całkiem błędnie. Z t ą d ubolewać t rzeba że znakomicie, ściśle m a t ema t y c z n i e op r ac o wa ­ ne dzieło p. M . P. R u d zkieg o p. t. „ Te or j a fizycznego st a n u kuli zi emskiej11, opar t e jest na s t a r yc b hipotezach nie w y t rz ymu j ą cy c h k r y t y k i , j a k dalej zobaczymy, i pr z y j ę t y c h bez k r y t y k i przez s za nowne go aut ora.

Pomimo to praca p. R u d zk ieg o jest wartości n i e ­ pośledniej, gdyż dostarcza uczonym bogaty mat erj ał do b a d a ń dalszych, obrazuj ąc gr u n t o wn i e spólczesny stan n a u k i. Nadt o, wobec br aku u nas prac szerszych, samodzielnych, przynosi ona zaszczyt uczonemu że p o d ­ j ą ł się tak mozolnego zadania. Bogaty w dziele pana R.

uk ł a d wzorów m a te ma ty c z n y c h p r z e k o n y w a tym r a ­ zem, że m a t e m a t y k a nie rozwiązuje ż a dnyc h kwest yj przyrodniczych bez idei z góry, s p e ku l a t y w n i e powzię­

t yc h i u z a s a dni onyc h wpr zód o bs er wacj ą lub rozu­

mowani em kryt ycznem.

Pr z edmi ot mój atoli t a k j e s t rozległy i w a ż ny , — t a k szer oki e ot wi era pole do wielostronnych a c i e k a ­ wych b a d a ń ogółu przyr odni ków myślących, iż pr z yj ą ć mogę na siebie t ylko k r y t y c zn e pr ze dst awi eni e s p r o ­ s t o wa ń co do pewnej liczby omyłek ważniejszych, z a ­ sadniczych, o d d a w n a panuj ąc yc h w nauce, i tylko w zar ysac h treściwych, byle j a s nyc h, st anowczych, na u k o wo uzasadnionych, a pr z yt e m r ozwi ązuj ących ni ekt óre probl emat y stojące dziś n a czele pr zyr odo­

znawst wa.

Mianowicie ma m na celu wyj aśni e ni e lub r ozwi ą­

zanie nast ępnych zagadnień:

1)— J a k i był pi erwot ny proces powstania kuli ziemskiej;,—oraz wogóle systemu słonecznego.

2) —W j a k i m stanie znaj duj e się wnętrze kuli ziemskiej, a względnie innych planet.

2

(24)

3)— Co to jest atmosfera; —w j a k i sposób się u t wo r z y ł a , —j a k i e j e j posłanictwo w na t ur z e i czem j est ciśnienie atmosfery.

4)— J a k a j est pr z yc zyna pr zyci ągani a ziemi oraz pr zyczyna ciężkości, czyli s pa d k u ciał.

5) —Wyj aś ni eni e myl nego poj mowani a m a sy fi­

zycznej i ciężaru ziemi, z odniesieniem do odpowiednich el ement ów innych pl a net i słońca.

6) —Mylne tłomaczenie spłaszczenia ziemi przy biegunach a wypukł ości przy równi ku.

7 ) —Mylne w nauce dzisiejszej t łomaczenie siły odśrodkowej.

8)— P r z y c z y n a ruchu obrot owego kuli ziemskiej.

9) — J a k poznać czy planety i inne ciała nie­

bieskie m a j ą lub nie maj ą atmosferę,

10)—J a k powst ał y planety, k o me t y i księżyce lub planetoidy.

11)— Co to są gwiazdy. J a k i ich poc ząt ek i d a l ­ sze koleje ich bytu.

12) —Dla czego ciała niebieskie nie s p a d a j ą na siebie, Czem jest wypeł ni ona przestrzeń mi ęd z y p l a n e ­ tarna.

1 3 ) - C z e m jest słońce, —j ak się ut worzyło, jaki j e g o s k ł a d w e w n ę t r z n y , — od czego zależy stan j ego rozpal eni a, — czy aerolity mo g ą „ k r ą ż y ć 11 około słońca i wzmacni ać jego palenisko.

14)— Czem s ą pl amy słoneczne i z k ą d pochodzą.

15)— N a czem polega ciążenie powszechne, czyli j a k a j est j ego przyczyna.

W duchu t ych założeń szczegółowych, czytelnik może zechce mieć n a względzie i przyjąć na s t ę pny p o­

gląd ogólny, j a k o p o d s t a wę dalszych wywodów:

22 Z A Ł O Ż E N I E .

(25)

Z A Ł O Ż E N I E . 23

Wszechświat wedł ug wyrażenia mechaniki teo­

retycznej, j e st „układem , m a te r ja ln y m “,— w kt ór ym zatem prócz m a te rji ni ema żadnych absolutnie sił i n­

nych, mistycznych, witalistycznych, ni emat erj al nych.

Zt ąd wy ni k a , że wszystkie „ r u c b y “ w owym me c h a ­ nizmie zależą wył ączni e od w łasności m a te rji, - t . j.

od pr awa r ó wn o wa g i ciał w st osunku do ich ciężkości g a tu n k o we j i w st osunku po wi n o wa c t wa do e l e kt ry­

czności, czyli do p r zyci ągani a lub odpychani a ich przez elektryczność, kt ór a, wy p e ł ni a wszechświ at w sposób ciągły, ni eprzerwany. Bez o parcia się' n a tem pojęciu zasadniczem , Ładne ró w n a n ia m atem atyczne i żadne spekulacje m eta fizyczn e nie w ytłom aczą ja sn o a n i je d n e ­ go zja w iska . Mowa tu oczywiście o przyrodzie m a r ­ twej.

Ty l e eo do s a me go przedmiotu. T e r a z sł ówko co do przyj ęt ej w tej książce pisowni. P o n i e wa ż myśl szerszą w y r a ż am y -pismem, pisownia zat em powinna być prawidłową, o pa r t ą n a d u c h u ję zy k a , by nie pr ze­

szkadzała myśli i trafnie ją w y r a ż a ł a . Z powodu zaś

panuj ąc ego u nas w tej mierze zamętu, pozwolę sobie

zwrócić u w a gę iż pisownia zal e c ana przez p. K r y ń ­

skiego, bardzo dobr a pod pe wnym względem, uchybia

mocno i g r a ma t yc e i duchowi j ę zy k a g d y radzi pi ­

sać: dobrym piórem, ła d n y m dzieckiem, n a szy m z d a ­

niem i t. d. Ni e mówi my bowiem dobr y pióro, ani

ładny dziecko, lecz dobve, ł a d n e ,— więc nal eży pisać

dobrem piórem, ł ad n e m dzieckiem,-- bo nie m ożna r z e ­

czo w n ika w ro d za ju n ija k im godzić z p rz y m io tn ik ie m .

(26)

Z A Ł O Ż E N I E .

ro d za ju m ęzkiego!... T a k a pisownia j e s t niezręcznern na ś l ad o wn i c t we m pisowni rosyjskiej nie daj ąc ej się u nas zastosować. K o n s e k w e n t n i e więc j es t ona p o ­ mnażani em zamętu oraz skażeniem i dźwi ęku mowy polskiej (fonetyki), i pisowni naszej, jeżeli zwłaszcza piszemy: za ty m , p o tym , ty m s a m y m ,— bowiem takich wyr a z ów niema dziś nawet w polskim j ę z y k u p o p r a w ­ n y m , —należy więc pisać ta k ja k się m ó w i: zatem, potem, t emsamem, i t. p., bo to odpowi ada i g r a ma t y c e i duchowi naszego j ę z y k a . Z d a j e się że p. K. sam zechce zgodzić się na tę poprawkę. Równi eż wartoby zarzucić j uż ulubioną pisownię st ar yc h panien: poezya łub po ezyja ,— h isto rya lub h isto ry ja ,— dyjecezyja lub d j e c e z y a ,- t r y j u m f lub tr j u m f ',— i zamiast tego pisać:

poezja, historja, dyecezja, tr y u m f, t. j , stosownie do w y m a w ia n ia , gdyż litera y ma dźwi ęk gru b y i j est s a ­ mogł oską, żaś j ma dźwięk m ię k i i jest s p ó ł g ł o s k ą . ..

n a tu r a zaś naszego j ę z y k a w y m a g a a k c e nt o w a ni a w y ­ razów (przygłosu) na przedostatniej samogłosce, oraz w y ma wi an i a każdej samogłoski podług jej dźwięku...

W tej samej kwestji pomieściłem j u ż odpowi edni ą u w a g ę na st. 14 r ozprawy mojej p. t. „J e dnoś ć sił w pr z y r od z i e“, oraz mi ał em udział w dyskusji p r o w a ­ dzonej niegdyś w tej mierze w prasie warszawski ej , dzięki czemu pisma poważniejsze np. „ N i w a “ za re- dakji D-ra D rzew ieckiego, zarzuciły stanowczo powy­

żej wy t k n i ęt e ni epr awi dł owości , zaznaczaj ąc, że owej p i ­ sowni wadliwej, j a k o wichrzącej zasady rodzimego n a ­ rzecza, żaden or ga n szczerze polski nie przyjmie...

Zw r a c a m na to u w a g ę t ych kt órzy polemiki tej nie czytali i któr ym na sercu leży czystość mowy rodzinnej.

A ponieważ zamęt w pisowni naszej wpr owadzili w y ­

łącznie sami g r a ma t y c y, gdyż każdy z nich zalecał coraz

(27)

25 Z A Ł O Ż E N I E .

to inne zmiany, gani ąc z a s a dy swoich kolegów, —dziś więc unormowanie pisowni zależy tyl ko od publi­

cystów znaj ących przecież swój j ę zyk, i urzeczywistnić

się może wówczas, jeżeli prz yj mi emy za jej kryt er j um

znajomość podst aw i n a tu rę ję z y k a . J a k o ż t a k i e z a ­

s adni cze pr awidło stosuję ścisłe w moich w y d a w ­

nictwach.

(28)

I B . A . D . A . £ T i : . A . P O C Z Ą - T Z O W E .

P i e r ws z y m etapem do poznania istoty zjawisk

j est ścisłe zgłębianie ieh p r z y c z y n , c z y li pierwotnego

ich 'pochodzenia. T a k np. o sło ń cu , czy to o budowie

j e g o wewnętrznej, czy o składzie z e wnęt r znym, czy

w ogóle o j e go na t ur ze możemy posiadać tylko w i ą z ­

k ę pojęć męt nych i t wor z yć wnioski powi er zchowne

nieraz n a w e t błędne, dot ąd, dopóki nie cofniemy się

j a k naj dal ej w przeszłość i nie sięgDiemy historycznie

a zgodnie z p r a w a mi n a t u r y do pierwot nych p r z y ­

czyn i procesów pozostania tej g w ia zd y. W t e d y dopiero

s pe kt r os kop i lunet a a myślenie tr zeźwe d a d z ą nam

ws k a z ó wk i kon k r et n e . Lecz drogi dochodzeń wciąż

się doskonal ą, ztąd mi ę d z y n a r o d o wy kongr es k t ó r y

m a się odbyć w tej mierze w roku pr zyszłym we

Francji, isaś w r. b, w Meudon, pr awdopodobni e z e ­

chce zwrócić uwagę n a potrzebę taki ej m e t o d y ba d a ń

co do wszelkich zjawisk, za t em i co do dziejów u t w o ­

rzeni a się k u li ziem skiej. N i k t bowiem nie zaprzeczy

że do rzędu najpotrzebniejszych wiadomości należy

poznanie ile można g r u n t o w n e ziemi naszej, skoro na

niej mi eszkamy. T y mc z a s e m skut ki em ni emetodyczne-

go jej badani a znamy j ą zal edwi e powierzchownie, a

o historji jej powstania t a k niewierny nic pewnego, iż

w b r a k u a k t u a l n y c h danych p r zy j m u j e m y p r y m i t y w ­

nie, j a k o surogat na uki , l egendy f ant ast yczne, na p o ­

zór t ylko prawdopodobne, ni edaj ące się ani dowieść

na u k o wo , ani pogodzie z p r a w a mi przyrody.

(29)

B A D A N I A P O C Z A T K O W E. 27

Z t ą d zacny nasz przyjaciel F la m m a r io n , z n a k o ­ mity d y r e k r o r obser wat orj um w J u v is y , słusznie wol a w dziele: „Światy n i e z n a n e 1': „Rozpytaj a dowiesz się j a k szczupła g a r s t k a ludzi ma wy o b r aż e n i e choćby pierwotne o budowie ś w i a t a 11. Z t ą d panuj ące dziś przypuszczenia o procesie t worzenia się kuli ziemskie]

t a k są różne a mało u z as adni one, iż b a da c z poszu­

kując dla siebie j a ki e j ś p o d s t a wy pewniejszej, daj ącej się rozważać chociażby ekl ekt yczni e, przychodzi do przeświadczenia, że do z b u d o wa n i a prawdopodobnej teorji kosmogonicznej, pole jest n a rozcież o t wa r te , — że zatem nie pozostaje, jak sięgnąć s amemu do głębi myśli, zbadać przedmiot samodzielnie i wy t wo r zy ć sobie w miarę sił pewien organi czny całokształt, j a s n y , zrozumiały, nie u wł acza j ą cy rzeczywistości. Dzieje b o ­ wiem kul t ur y pouczają że tyl ko met odą filozoficznego wąt pi eni a i k r y t y k i rozwiązują się z a g a d n i e n i a g ł ę b­

sze. K a rte zju sz z wąt pi wsz y o pr a wdz i e spółczesnej mu wiedzy, nie chciał brać w ą tp l i wy c h d o k t r yn za naukę akt ual ną: odrzucił je, zburzył st ar e podstawy, szukał dr óg n o w y c h , - - s t w o r z y ł sobie metodę wł as ną i przekazał nam t a k ą metodę do n a ś l a d o wa n i a, w przymierzu z K antem , k t ó r y u wa ża ł sceptycyzm nau k o ­ wy za konieczną podstawę filozofji krytycznej.

Spółczesne teorje kosmogoniczne głównie pod tym wzgl ędem są chybione, że nie są zgodne, j a k juź rzekłem, z n au k ą i p r a w a m i przyrody, że opart e są na prz e s ł a n k a c h fałszywych, powi er zchownych, nie- wyrozumowanych krytycznie, oraz, źe biorą do zł oże­

nia konstrukcji ś wi a t a mo t y wy n a z b y t archaiczne, mia­

nowicie gotowe już materjały: wodę, ogień, pow ietrze,

ziemia, ciepło, św iatło, a pomijają wyj aśni eni e zk ą d

się w zicły te istoty? Wszakże z t ych samych prawi e

żywiołów filozofja g r e c k a t w o r z ył a pi erwot ne pojęcie

(30)

28 B A D A N I A P O C Z Ą T K O W E .

kosmogońji; lecz obok tego na pierwszym planie p o s t a ­ wiła tezę: „z ką d i jakim sposobem świ at p o ws t a ł 11?

Te za t a do dziś dnia oczekuje rozwi ąza ni a naukowego, zgodnego z pr a wa mi przyrody, w epoce więc dzisiej­

szej k ul tur y nie wolno hołdować frazesom nai wnym:

dziś należy w y k r y ć naprzód jak się mogły ut worzyć owe pierwotne s k ł ad o we żywioły, a dopiero nast ępni e wi ąza ć całość ukł adu. Niegodzi się przeto w dobie dzisiejszej, na miejsce a r g u me n t ó w rzeczowych w p r o ­ wa dz a ć do w y k ł a d u t ak i e a b s t ra kc je fi kc yj ne —j a k

„pr zyci ą gani e m a sy “ — „koncentrację energji wszech­

ś w i a t o w e j " — „ e t e r " — „płonące czy rozżarzone rngławi- c e “ króre w wiecznym ogniu nie mogły się j a ko by spalić i t. d.

Wy z na wcy tych teoryj dodaj ą przytem otwarcie, że owe cuda dzieją się „za s p r a w ą sił n i e zn a n y c h 11, — albo „że mało wi emy o pochodzeniu at omów", — albo

„musimy zaczekać na lepszą znajomość sił przyrody “ i t. d. *)

W ogólności zast ępowani e na u k i frazeologją, s a ­ mą naz wą zjawisk, czy ter mi nol ogj ą a b s t r a k c y j n ą i opieranie na niej podst aw teoretycznych, bez u p r z e d­

niego b ad a n i a istoty zjawisk i rdzenia ich przyczy­

nowego, s ł o w e m— bez motywów u za sa d n io n ych k r y ­ tycznie j e st właściwie t ylko powt arzani em prastarych, bajecznych legend, ni edaj ących ani poznania natury, ani żadnych objaśnień realnych o pierwotnych po­

c z ą t k a c h świata.

Równi eż nie znaj duj emy taki ch objaśnień w w e r ­ s et ach „ G e ne z y 11, czyli l e j księgi p e n t a t eu c h u Moj­

żeszowego. Kosmogońja bowiem j e s t n a u k ą k r y ­ tyczną o powstaniu ś w i a t ó w , —zaś „Księga Rodzaju,,

*) S ło w a z a z n a c z o n e cu d zy s ło w em w y j ę te są ze sp e c ja ln e ­

go t r a k t a t u jed n e g o z uczonych spółc ze sn yc h.

(31)

B A D A N I A P OC Z Ą T K OWE . 29

Mojżesza nie jest ani „ k o s mo g o n j ą11 j a k ją zowią przyrodnicy,-— gdyż z założenia nie bada i nie wyj aśni a krytycznie, ws kut e k j a k i c h pr aw n a t u r y powstał wszechświat, —ani też nie jest „ n a u k ą “ o pochodzeniu światów, - Mojżesz bowiem z powoł ani a swojego nie- miał na celu formuł owani a teorji naukowej o t wor ze­

niu się syst emu słonecznego w por ządku praw chemji, mechaniki lub a st r o f i z y k i , —nie r oztrząsał więc wt en sposób kwestji ani analitycznie, ani synt et y c z n i e w e ­ dług w y m a g a ń nauki, lecz opisał tyl ko a posteriori ostateczny skut e k owych przyczyn, taki zaś opis po­

dał w stylu podniosłym, biblijnym, wł aści wym c h a ­ rakterowi wschodniej djalekt yki .

W ogólności —sama figuryczna obrazowość j ę z y ­ ka biblijnego oraz ni ekt ór e całkiem mistyczne Rozdzi a­

ły Biblji, nie zawsze n a we t apol oget om dostępne, - nie p ozwal a j ą w żadnym razie poszukiwać w Biblji mot ywów ściśle nau k o wy c h do z a d a ń p r z yr od oz na w­

stwa. Byłoby to r y t my wspaniałej epopei, wy j a ś n i a ć dowolnie w elementarzu dla dzieci. Ani pismo święte nie j es t podręcznikiem n a uk o w y m by mogło tłoma- czyć z jawiska pr zyr ody, ani uczeni świeccy nie są egzegetami, by mieli o d wa gę r o z wi ą z y w a ć głębokie elegorje biblijne. Geneza biblijna obrazuj e t ylko w r y ­ sach bardzo ogólnych, wedł ug s t ar yc h podań h e b r a j ­ czyków, ostatni a k t powstania świata, więc może n i e ­ koniecznie na mocy objawienia, lecz we dł ug pojęć owej epoki; — przytem określa s k u te k ,— byn a j mn i e j nie wyj aśni aj ąc przyczyn pierwotnych czyli procesu u t w o ­ rzenia się świ at a z at omów materji, z przemi an fi­

zyczno chemicznych w zgodnym ich k o n t a k ci e z p r a ­ wami n a t u r y , — co właśnie jest za da ni e m niniejszej rozprawy.

<♦>

(32)

I V .

IFOGrL-ĄJD-ST SPÓŁOZESNE.

Dl a wyt ł omacz eni a czasów pierwotnych n a u k a spółezesna trzyma się dotychczas hipotezy L a p la c e a (1799 r.) j a k o najnowszej a opartej na przypuszcze­

niach K a n ia poda nyc h w r. 1755 i 1763,— oraz B u f - fo n a ogłoszonych juź po jego śmierci nast ąpi onej w

r. 1788.

D a t y te są nam potrzebne do dalszych r ozważań.

Dla ocenienia bowiem o ile teorje tych uczonych czy­

nią zadość wyma ga ni om nauki, musimy j e wprzód poznać chociażby pokródce w z a r ys a c h głównych, oraz roztrząsuąć kr y t y c z n i e i w y r ó w n ać dość c h a r a k t e ­ ryst ycz ne nieporozumienia zaszłe tak pomiędzy s a m y ­ mi t wór c ami teoryj, j a k ich tłomaczami; —nieporozu­

mienia tem godniejsze uwagi , że ani w naszej l i t e r a­

turze, ani w obcej nie dało się n a m znaleść sprosto­

wa ni a dopuszczanych r a ż ą c yc h sprzeczności w szcze­

gółach i datach, kt ór e nal eżą przecież do historji n a u ­

ki i l i teratury. Dostarczy to nam d r obną próbkę słabej

dziś w pr z yr odoz na ws t wi e siły kryt ycz nej , a zarazem

i naszych nau k o wy c h n a tem polu b r a k ó w , —do tej

pory bowiem nie mamy w j ę zy k u polskim pr zekł adów

dosłownie streszczających najważniejsze, a przyj ęt e

w nauce spółczesnej p og l ą d y kosmogoniczne, gdy

własne słowa au t o r a najlepiej tłomaczą jego idęę oraz

(33)

głębię jego myślenia. D l a b r a k u zaś takich p r z e k ł a ­ dów nie p o s ia da my też żadnej oceny k r yt ycznej tak panujących poglądów, j a k samego z adani a, dziś o gr a n i ­ czonego do p o wt a r za n i a „za pa ni ą m a t k ą pacierz" cu­

dzych myśli *).

Z d a t t wyżej wyszczegól ni onych wi dzi my, źe z pomiędzy trzech wymi eni onych badaczy, najprzód wygłosił swoje z a p a t r y w a n i a K ant w dwóch dziełach wyd a n y c h w r. 1755 i 1763. Następnie B u f f o n nie powołując się na K anta, podał cał ki em nowe p o g l ą ­ dy w dziele: „Epoki n a t u r y “, — poczem L aplace ogło­

sił w r. 1799 swoj ą teorję do dziś dnia p o d t r z y m y w a ­ ną w n a uc e i wciąż j a k o b y p o p r a w i a n ą przez r óżnych przyrodników, szczególniej zaś przez LI. F a yea w dziele jego: „Sur 1’ origiue du m o n d e “.

P o g l ą d y Faye] a zwróciły baczniejszą u w a g ę uczo­

nych, przeto zaznaczmy tu p o k r ó t c e zasadni cze jego motywa.

F a y e oczywiście nie zmienia podstaw hipotezy K a n ta i L aplace’a, lecz twierdzi od siebie, że na po­

czą t ku wszechświat był m a r t wy m, ci emnym chaosem materji, która pod wp ł y we m jakoby wzaj emne go przy­

ci ągani a cząsteczek, zaczęła się skupiać, ogr zewać i wydzielać słabe, św ia tło .. Chaos ten z kolei począł ulegać ruchowi wirowemu, z k ą d uformował y się poj e­

dync z e m gła wice, a z tych powstały u kł ad y gwiazdowe.

W ten sposób powst ał i nasz u k ł a d planet ar no- sł o- neczny, pr awi e dosłownie w e dł u g przypuszczeń L a ­ place a. Wr eszci e we dł ug mniemania Faye,'a, z k r a ń ­ cowej części mgławicy pierwotnej potworzyły się

*) T a k i e h is to r y c z n e i sy s te m a ty c z n e a j a s n e p r z e d s t a ­ wienie rzeczy, pozwoli n a w e t n ieprzyrodnik om dokładnie poznać i ocenić tak tę r o z p ra w ę , j a k niez m ie rn ą w a żu o ś ć samego p r z e d ­ miotu.

P O G L Ą D Y S P Ó L C Ż E 8 N E. 31

(34)

32 P O G L Ą D Y S P Ó Ł O Z E S N E .

komety o elipsach bardzo wydł użonych, wa r k o c z e zaś tych komet są szcząt kami owej mgławicy pierwotnej...

Lubo pogl ąd teu jest również odległą tyl ko h i ­ potezą dogmat yczni e wyr ażoną, więc ni euzasadni oną krytycznie, całość atoli dzieła F a ye’a bogat a j e s t w treść pouczającą.

Laplace w znanej swojej pracy p. t. Exposition du systeme de m o n d e ” (1796 r.), nie powołując się r ównież j a k B u f f o n na K a n ta mówi: „O ile roi w i a ­ domo, po odkryciu rzeczywistego ukł a du ciał niebie­

skich, je d en tylko B u ffo n miał odwagę dochodzić po­

chodzenia planet i księżyców!.”

Nie wiemy d op r a wd y czy można wierzyć w szcze­

rość tego wyznani a, skoro hipoteza L a p la ce'a j es t b a r ­ dzo zbliżoną do poglądów K a n ta , i skoro pomysły K a n ta o trzydzieści lat wy pr zedzi ł y teorjo B u ffo n a z n a n ą Laplace o w i,— kt ór y j e d n a k pomija Ka nt a mil­

czeniem. Z a s ł u g a -L aplace a co do tej kwestji głównie polega na tem, że ideę K a n ta znakomicie u d o k ł a d ni ł i rozwinął.

Równi eż na polu tych b a da ń g o dnym j e s t uwagi f akt niemniej chara k t er y s t y cz n y , właściwy c h a r a k t e r o ­ wi ger mańskiemu, że J a n H e n r y k Lam bert, filozof i m a t e m a t y k niemiecki, aut or dzieła: „Kosmologische Briefen“ (1761 r.) buduje c a ł ą hipotezę ko s mo g o n i cz n ą niemal dosłownie podług idei K anta, nie wspomi naj ąc ani słowem że j ą od Kanta z e s k a m o t o w a ł . .. P o d o b ­ nież L eibniz przejął od N ew tona pierwszą ideę r a ­ chunku różniczkowego, do czego, pomimo gor ących protestów przyznać się nieehciał,—naszego zaś Koper­

nika nie zdołali adoptować sobie ni emcy dzięki tylko

(35)

faktom i dowodom ogłoszonym przez Śnia d eckieg o , A d r . K rzyżanow skiego i innych, kt órych imiona niezbyt dawno były tak głośne a o k t ó r y c h dzisiejsze, nowe społeczeństwo z a p om n i a ł o — albo ich n a we t nie po­

znało. .. *)

P r z ys t ą p my z kolei do przytoczenia w s k r ó c o ­ nej treści w ł a s n y c h poglądów trzech wspomnionych badaczy „o po c z ą t k a c h ś w i a t a “, i tak:

K a n t zasa dni c zą myśl swoją wyr a ża w następny sposób:

„ P r a w a mechani ki systemu słonecznego, k t ó r e ­ go wszystkie s kł adowe części k r ą ż ą w j ednym ki er un­

ku około słońca, po orbitach leżących pr awi e na p ł a ­ szczyźnie j ego r ównika, pr zejmowały zdumieniem wszystkich badaczy, Wszyscy uważali j e za nast ęp­

stwo pewnego powszechnego ruchu, s powodowanego przez ni eznane siły przyrody. Z t ą d pows t a ł y wi chry D eka rta , kt ór e mi a ł y swoich zwolenników dot ąd, do­

póki N ew ton. nie dowiódł ich n i ebyt u, wyka z uj ą c że wa r ko c z e komet przechodziły swobodnie przez owe mn i ema ne wichry, nie zbaczając ze swej drogi. T a k więc osiągnięto dowód że w przestrzeniach ni eba nie­

ma żadnej materji n adaj ąc ej planetom ruch wirowy.

W j e d n y m tyl ko p rz yp a dk u możnaby ten ruch wirowy przypisać działaniu sił mechaui czuych, g d yb y prze­

strzeń pusta mi ę d zypl anet arna wypeł ni ona była od początku m a t e r ją zdolną do ruchu, oraz do przyjęcia pewnego j e d n a k o w e g o dla wszelkiej materji ki erunku,

*) Z nakom ite n. p. dzieło tego o statn ieg o „ D a w n a P o l s k a ”

(wyd. S k im b o ro w icza 1857 r.), dz iś j e s z c z e j e s t zu p ełn ie św ie że,

cie kaw e i pouczają ce, a p r a w i e z a p o m n ia n e .—L e c z „N ikną w i e ­

ki, m ęże sł aw ne.. . No w e imię gasi d aw n e!”.

(36)

34 P O G L Ą D Y S P Ó Ł O Z E S N E.

— wreszcie do wy t wo r z e n i a l a k planet j a k słońca pod wpł ywem wz aj emnego icb p r z y c i ą g a n i a 11.

„Pr zypuść my, mówi dalej K ant, że na początku ma t er j a słońca i planet był a rozproszona w całej prze­

strzeni wszechświatowej, — i że w' miejscu w kt ór em uformować się miało słońce, nastąpiła słaba pr z e wa ga gęstości — zatem i p r zyci ągani a. Wówczas musiałoby nat yc hmi as t nast ąpi ć ogólne dążeni e materji kosmicznej do tegnź punktu: s kupi a ł y się więc około niego cząsteczki oddzielne i ulegały wciąż stopniowemu przyrostowi. Pomimo że cząsteczki różnej gęstości z n a j ­ d owa ł y się dokł adni e w stanie rozproszonym, to n a j ­ cięższe z nich najenergiczniej d ą ż y ł y ku punktowi centralnemu, gdyż one tyl ko zdołały prz eni knąć przez zbiorowisko cząsteczek lżejszych i zbliżyć się do punkt u pr z yc i ągani a centralnego. Ruch t a k różnych c z ą s t e­

czek zrazu nie mógł o d b y w a ć się prawidłowo: n a s t ę ­ pował y uderzeni a boczne, ukośne, mianowicie dotąd, dopóki pr ze wa ż n a ilość tej materji kosmicznej uie po­

d ą ż y ł a d r o g ą najwięcej swobodną, wol ną od przeszkód.

Owe zaś ud e r ze n i a boczne z konieczności pobudzały gromadz ące się cząsteczki do ogólnego ruchu wi r owe ­ go w j e d n y m k i e r u n k u i w j e d n e j płaszczyźnie, w n a ­ stępstwie czego taki m też ruchem wir owym o pa n o wa n ą została całkowicie mat er j a s ł o ń c a .

W Dastępnych obszernych wywo d a c h K a n t p r z y­

puszcza, że około tej ma s y centralnej g r up o wa ł y się dalsze rozproszone cząsteczki materji kosmicznej na p r awa c h ciążenia i pr zyci ą ga ni a, i że z nich uf ormo­

wał y się inne ciała pomniejsze, mianowicie pl anet y

z księżycami, k r ąż ą c e naokoło ciała cent ral uego w p ł a ­

szczyźnie jego r ówni ka. Siła obrotowa całej tej g r u ­

py była na s t ę p s t we m koniecznem siły pr zyci ągaj ącej ,

działającej wzajemnie w ki er un k u ich śr odków.

(37)

P O G L Ą D Y S P Ó Ł C Z E S N E . 35

N a innem miejscu K a n t wyraźnie mówi o skupi e ­ niu się m głaioicy i formowaniu z niej piorścieni p od o b ­ nych do pierścieni Sat ur na. O gwi az d a c h zaś s k ł a da ­ jących drogę mleczną K a n t pisze: „ Gdybyś my znal e ­ źli się nie we wn ą tr z drogi mlecznej, lecz zupełnie na zewnąt rz w znacznej od niej odległości, t o b y się na m przedstawiła w postaci wielkiej m g ła w ic y . . . D la nas byłaby to je d n a z owych m gław ic które dostrzegam y na niebie iv ta k zn a czn ej liczbie p r z y pomocy silnych szkieł optycznych. Z tą d sam e te m gław ice mogą być w istocie d ro g a m i m lecznem i“ i t. d.

Wł a s ne te słowa K a n ta pozwal a j ą n a m spr osto­

wać panujące w nauce nowe twierdzenie myl ne: że mgławice dopier o przez H erschla zostały o d k r yt e i że n a ukowe ba da ni e mgł awi c j a k o b y od niego bierze po­

czątek. T a k w j ednem dziele spccjalnem czyt amy:

„Znajomość mgławic zozpoczyna się dopiero od W. H e r s c h l a Albo i nny specjalista pisze w En c y - klopedji: „ Ko s m o g o ńj a “ n a u ko wa rozpoc zyna się z od­

kryciom mgławic przez H ersch la“ . . . Toż samo c z y ­ t amy w innych pracach przyrodniczych, k r y t y k a zaś n a u ko w a nie z a gl ą da ją c do źródeł, nie przeczy tym omyłkom, czyli potwi er dza mni e ma ni a błędue, g d y Herschel u d okł adni onym przez siebie teleskopem roz­

począł b a d a n i e mg ł awi c dopiero w r. 1774,-— K a n t zaś dostrzegał je na dwadzi eści a lat przedtem i w tymże czasie, t. j. w r. 1755 ogłosił swoją t eorję kosmogoui- czną. K a n t więc posł ugi wał się zapewne lunet ą o d k r y ­ tą pierwotnie w r. 1608 przez h o le nd ra L ip p erh eya ud o s k o n a l on ą przez G alileusza, H u ygensa i B heita.

Dla zwi ązku z dalszemi wnioskami zaznaczmy

że K a n t mówiąc o mgławicach, w j e d n y m t ylko w y ­

p a d ku przypisuje im sta n rozpalenia, mianowicie g d y

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zwrócić uwagę na poglądy Szymona Gajowca, Seweryna Baryki i Lulka dotyczące poprawy sytuacji w

Witam serdecznie po przerwie świątecznej. Mam nadzieję, że udało się wszystkim odpocząć. Zaczynamy nowy tydzień pracy. Cieszę się, że tak licznie rozwiązywaliście zadania

przesłanie zdjęć notatki do 5.04 razem z notatkami z 3.04

niem metafizyki „Dlaczego jest w ogóle byt, a nie raczej nic?” Zdaniem autora, jest to pytanie o „bycie bytu ”, co skłania do postawienia „pytania wstępnego ” w

Sprawdzenie zapisu notatki w zeszycie będzie losowe (losowo wybrana osoba będzie musiała wysłać zdjęcie

Analiza ostatniego wymiaru – uważność/pilność w interakcji – wskazuje, że zdecydowana większość wyników badanych grup osób umiejscowiła się w prze- dziale wyników

Panował tu straszliwy zaduch, oddychało się z trudem, ale nie słyszało się przynajmniej tak wyraźnie huku bomb i warkotu samolotów.. Żałowaliśmy naszej decyzji

Przyjmując, że powyższe wyliczenie stanowi katalog zamknięty, można przyjąć następującą formułę domniemania języka potocznego:” Jeżeli znaczenie danego terminu