• Nie Znaleziono Wyników

Duchy Inków - Jolanta Maria Kaleta - epub, mobi, pdf – Ibuk.pl

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Duchy Inków - Jolanta Maria Kaleta - epub, mobi, pdf – Ibuk.pl"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Jolanta Maria Kaleta

„Duchy Inków”

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2014 Copyright © by Jolanta Maria Kaleta, 2014

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Jacek Antoniewski

Projekt okładki: Anna Pereświet – Sołtan, pracownia@klimaciarnia.pl

ISBN: 978‑83‑7900‑187‑3

Wydawnictwo Psychoskok

ul. Chopina 9, pok. 23, 62‑507 Konin tel. (63) 242 02 02, kom. 665‑955‑131 http://wydawnictwo.psychoskok.pl e‑mail: wydawnictwo@psychoskok.pl

(3)

Spis treści

Słownik pojęć . . . . 5

Zaginiona kronika – prolog . . . . 11

Zamek Dunajecz . . . . 21

Operacja Kondor . . . . 34

Zamkowa legenda . . . . 53

Komandante Eduardo . . . . 75

Mama Ocllo . . . . 86

Orle gniazdo . . . .103

Niedźwiedzica z Doliny Jarząbczej . . . .116

Deklaracja współpracy . . . .129

Osobowe źródła informacji . . . .135

Szósty palec . . . .142

Życie pod przykrywką . . . .153

Zaklęcie boga Słońca . . . .165

Kondor z kaplicy . . . .173

Księga parafialna . . . .185

Melodia śmierci . . . .197

Portret kobiety . . . .208

Krypta . . . .218

Intymny sekret . . . .229

Dwie pożółkłe kartki . . . .236

Fałszywy trop . . . .242

Skrytki operacyjne . . . .250

World Press Photo . . . .256

Inskrypcja . . . .261

Ruiny Czorsztyna . . . .265

(4)

4

Pozew rozwodowy . . . .274

Wszystko jasne . . . .279

Dziób kondora . . . .283

Przez długi, ciemny tunel . . . .293

Śniadanie w „Orlim Gnieździe” . . . .303

Święto Inti Raymi . . . .307

Mgły Kasprowego Wierchu . . . .324

Puma polująca na królika . . . .337

Konstelacja Vultur Volans . . . .345

Sztylet Tupakamarysty . . . .353

Zemsta kondora . . . .356

Purpura zachodzącego słońca . . . .364

Wyspa słońca . . . .368

(5)

SŁOWNIK POJĘĆ

Atahualpa – w języku keczua Szczęśliwy Ptak, trzynasty władca imperium Inków . Uwięziony podstępnie przez Francisca Pizar‑

ra . Mimo dostarczenia ogromnego okupu w postaci 6 ton zło‑

ta i 11 ton srebra, został postawiony przed sądem . Oskarżono go o kazirodztwo, poligamię oraz pogańskie praktyki i skazano na śmierć przez uduszenie . Wyrok wykonano w 1533 roku w Caja‑

marca (czyt . Kachamarka)

Chinkana (czyt. Czinkana) – legendarna święta skała na Wyspie Słońca na Jeziorze Titikaka, związana z inkaską legendą narodzin boga Viracocha (czyt . Wirakocza) .

Coricancha (czyt. korikancza) – w języku keczua Złota Zagroda (Dziedziniec) w Świątyni Słońca w Cuzco w Peru .

Cuzco (czyt. Kuzko) – miasto w Peru, w języku keczua Pępek Świata, stolica imperium Inków, założone przez pierwszego wład‑

cę Manco Capaca w XII wieku, zdobyte przez Pizarra w 1533 roku . Czorsztyn – wieś w województwie małopolskim, znana z ruin zamku z XIV wieku, położonego na wzgórzu nad Dunajcem . Inti – zwany także Tayta Inti, w języku keczua Ojciec Słońce, in‑

kaski bóg Słońca, syn boga stwórcy Viracochy .

(6)

6

Inti Raymi – w języku keczua Święto Słońca . Najważniejsze świę‑

to religijne i państwowe w dawnym Imperium Inków, obchodzo‑

ne w dniu przesilenia letniego, ku czci powrotu słońca . Ponieważ niektóre elementy obrzędu łudząco przypominały katolicki sa‑

krament Eucharystii (władca spożywał kęs placka i dzielił się nim z rodziną i wiernymi oraz wypijał łyk piwa z kielicha), święto było zaciekle zwalczane przez Hiszpanów i kler katolicki . Mimo to kult Inti, boga Słońca, przetrwał do dnia dzisiejszego .

Jezioro Czorsztyńskie – zbiornik retencyjny o powierzchni ponad 1300 hektarów powstały dzięki zbudowaniu zapory na Dunajcu w okolicach Czorsztyna i Niedzicy . Jest wykorzystywany głównie do celów przeciwpowodziowych, energetycznych i rekreacyjnych . Budowę rozpoczęto w 1976 roku, a ostatecznie całą inwestycję za‑

kończono w 1995 roku . Na potrzeby powieści, autorka „przyśpie‑

szyła” napełnienie zbiornika wodą o kilka lat .

Język keczua – język rozpowszechniony wśród Indian andyjskich Keczua i Ajmara, był językiem urzędowym w imperium Inków . Do dziś obok hiszpańskiego, obowiązujący w Peru i Boliwii . Kipu – w języku keczua „węzeł”, rodzaj pisma trójwymiarowego, potocznie zwanego pismem węzełkowym, którym posługiwali się Indianie Ameryki Południowej w okresie prekolumbijskim . Służyło do zapamiętywania liczb . Ostatnie badania wskazują, że mogło przechowywać także inne dane .

Konkwista – w języku hiszpańskim podbój, zdobycie . Wypra‑

wy zbrojne organizowane od końca XV wieku przez Hiszpanów w celu podboju nowo odkrytych terytoriów zamorskich, głów‑

nie Ameryki .

(7)

Kondor – duży ptak padlinożerny zamieszkujący Andy . Długość ciała 125–135 cm, rozpiętość skrzydeł 310 cm, waga do 17 kg . Kontakt Operacyjny – osoba zarejestrowana przez Służbę Bez‑

pieczeństwa w okresie PRL jako osobowe źródło informacji . KO był świadomym współpracownikiem, choć nie otrzymywał na ogół wynagrodzenia pieniężnego, lecz nagrody rzeczowe np . al‑

kohol czy kosmetyki, choć mogła być to też szynka w okresie przedświątecznym .

Mama Ocllo – bogini płodności, córka boga Słońca Inti, siostra i żona pierwszego władcy Inków Manco Capaca .

Manco Capac (czyt. Manko Kapak) – pierwszy legendarny wład‑

ca Inków, założyciel królewskiej dynastii i pierwszej stolicy w Cuz‑

co, według legendy był synem boga Słońca, Inti .

Niedzica – wieś w województwie małopolskim, znana z XIV‑

‑wiecznego zamku Dunajecz, położonego na wysokim wzgórzu, nad zbiornikiem czorsztyńskim . Z zamkiem związana jest legenda o skarbie Inków, wywiezionym z Peru w XVIII wieku, na potrzeby powstania antyhiszpańskiego i ukrytym jakoby na terenie zamku przez inkaską księżniczkę Uminę .

Pedro Cieza de Leon – hiszpański konkwistador i kronikarz, żyją‑

cy w latach 1518 (20?) – 1554 (6?), autor dzieła „Cronica del Peru”, którego pierwszy tom wydano za jego życia w 1553 r .

Pizarro Francisco – hiszpański konkwistador, dokonał podboju imperium Inków, zginął z rąk Diego El Mozo w 1541 roku .

(8)

8

Rewolucyjny Ruch imienia Tupaca Amaru – marksistowska, ter‑

rorystyczna organizacja utworzona w Peru na początku lat osiem‑

dziesiątych, skonfliktowana ze Świetlistym Szlakiem, zwalczająca własny rząd; dziś kojarzona z alterglobalistami .

RPZ (erpezet) – ruchomy punkt zakryty, w terminologii Służby Bezpieczeństwa PRL pełnił rolę skrytki (np . samochód), w której wywiadowca dokonywał obserwacji i/lub filmowania osoby bę‑

dącej w kręgu zainteresowań milicji czy SB .

Tajny Współpracownik – w okresie PRL‑u osoba świadomie i do‑

browolnie, za wynagrodzeniem, współpracująca ze służbami spe‑

cjalnymi . Często współpraca ta była jednak wymuszana poprzez szantaż i groźby .

Tiahuanaco – (w języku keczua) lub Tiwanaku (w języku ayma‑

ra), największy ośrodek kultury andyjskiej, położony na wysokości 3800 m n .p .m ., w pobliżu Jeziora Titicaca . Nie do końca znane są źródła powstania ani przyczyny upadku tego miasta . Zachowały się ruiny monumentalnych budowli, wśród których najbardziej znana jest tak zwana Brama Słońca – konstrukcja wysoka na 273 cm, wyko‑

nana z bloków andezytu grubości około pół metra . Bramę zdobi fryz, w którego centrum umieszczona jest podobizna boga Wirakoczy . Titicaca (czyt . Titikaka) – jezioro w Ameryce Południowej na te‑

renie Peru i Boliwii, położone na wysokości ponad 3800 m n .p .m . Maksymalna głębokość 280 metrów, jest pozostałością dawnego, śródlądowego morza zwanego Lago Ballivian .

Tupac Amaru II – właściwie nazywał się Jose Gabriel Con‑

dorcanqui y Noguera, przywódca powstania Indian przeciwko

(9)

Hiszpanom, które wybuchło w Peru w 1780 roku . Stanął na cze‑

le 10 tysięcy zwolenników . Schwytany i skazany na śmierć . Wy‑

rok wykonano w 1781 roku w Cuzco . Wraz z nim zamordowano jego najbliższą rodzinę . Represje hiszpańskie dotknęły inkaską szlachtę, instytucje i tradycję .

Umina – jak podaje legenda związana z zamkiem Dunajecz w Nie‑

dzicy, była córką węgierskiego szlachcica Sebastiana Berzeviczy, który w XVIII wieku przybył do Peru i tam ożenił się z inkaską księżniczką . Po klęsce powstania przeciwko Hiszpanom w Peru, w 1781 roku, Berzeviczy, Umina i jej mąż Tupac Amaru III uciekli do Wenecji . Tam Tupac Amaru został zasztyletowany, a Berzevi‑

czy wraz z Uminą i jej synkiem Antoniem skryli się w Niedzicy . Niestety i tam dosięgła ich mściwa ręka Hiszpanów . Umina zo‑

stała zamordowana i pochowana w srebrnej trumnie w krypcie pod kaplicą . Antonio zaś został oddany do adopcji krewnemu, Wacławowi Beneszowi . W 1946 roku jego prawnuk Andrzej Be‑

nesz odnalazł w archiwach kościelnych akt adopcji będący jed‑

nocześnie testamentem Inków . Kierując się zawartymi w nim wskazówkami, wydobył z ukrycia pod schodami ołowianą tubę zawierającą kipu . Miało ono informować o miejscu ukrycia in‑

kaskiego skarbu . Po śmierci Andrzeja Benesza, w dość zagadko‑

wych okolicznościach, nikt do tej sprawy nie wracał . Nikt też nie wie, gdzie podziało się odnalezione przez niego kipu .

Viracocha (czyt. Wirakocza) – w mitologii Inków i Ajmarów biały bóg, uznawany za stwórcę świata i ludzkości . Ojciec boga Słońca Inti i bogini Księżyca mamy Quilli .

Wyspa Słońca – wyspa na Jeziorze Titicaca, święta wyspa, na której według legendy inkaskiej narodził się biały bóg Viracocha,

(10)

jego syn, bóg Słońca Inti oraz pierwsi Inkowie: Manco Capac i jego siostra, a zarazem żona, Mama Ocllo . Na wyspie zachowa‑

ły się pozostałości okresu inkaskiego, z których najsłynniejsze to:

kompleks Chincana ze świętym kamieniem i osada Pilko Kaino .

(11)

ZAGINIONA KRONIKA – PROLOG

Rok 1552 dobiegał końca, kiedy Pedro Cieza de Leon – kon‑

kwistador i kronikarz – po wielu latach zamorskich po‑

dróży i krwawych podbojów, powrócił do swej rodzinnej Kastylii . Przez długi czas wraz z Pedrem de Heredi, Valdillą, a tak‑

że Francisciem Pizarro i jego braćmi poszukiwał w Nowym Świe‑

cie legendarnej krainy złota – El Dorado . W efekcie nie tylko stał się świadkiem i uczestnikiem podboju Kolumbii, Ekwadoru i Peru, ale także napisał wspaniałą kronikę . Przedstawił w niej zarówno wydarzenia, których był świadkiem, miejsca, w których bywał, tajemnicze i zarazem cudowne budowle, które widział, jak i fantastyczne opowieści, które usłyszał .

Pierwszy tom jego dzieła „De la cronica del Peru . Del seno‑

rio de los Incas” został wydany jeszcze za jego życia w 1553 roku . Tom drugi w 1560 roku . Natomiast tom trzeci zaginął w niewy‑

jaśnionych okolicznościach .

Publikowany poniżej fragment pochodzi właśnie z tej trze‑

ciej, zaginionej części „Kroniki…” Odnaleziona została dopiero w drugiej połowie XX wieku, w przepastnych archiwach Watyka‑

nu, przez polskiego doktora archeologii, Kornela Zielińskiego‑Ka‑

paka, znawcę nie tylko hiszpańskiego, ale również języka keczua, którym do dziś posługują się mieszkańcy Peru i Boliwii . Choć przetłumaczona przez niego na język polski, do dnia dzisiejsze‑

go nie ujrzała światła dziennego . Z bardzo prozaicznej przyczyny – z braku zgody na publikację właścicieli Kroniki, czyli Kościoła .

(12)

12

Po zapoznaniu się z poniższym fragmentem, Czytelnik łatwo zro‑

zumie przyczyny takiej właśnie decyzji .

„[…] Roku Pańskiego 1532, w miesiącu lipcu, wylądowaliśmy z garstką ludzi pod wodzą walecznego Francisco Pizarra u wy- brzeży Nowego Świata, w Tumbes. Przez kilka dni posuwaliśmy się w kierunku wschodnim, znosząc uporczywe deszcze, wilgoć i chmary zajadłych komarów, które wciskały się do oczu, nosa i gardła. Ich nieznośne brzęczenie dniem i nocą wywoływało w nas panikę, a ukąszenia przynosiły ból i choroby. Jakby tego było mało, zostaliśmy zaatakowani przez dzikie i krwiożercze plemię indiańskie Puna. Dopiero po kilku godzinach wyczer- pującej walki szlachetny Hernando de Soto zdołał przybyć nam z odsieczą. W przeciwnym razie byłoby nam sądzone zginąć od strzał, dzid i toporków tych strasznych, bezbożnych bestii.

Po tym wspaniałym zwycięstwie droga do krainy Eldorado stanęła przed nami otworem. (Nie będę teraz rozpisywał się na jej temat, bo to już uczyniłem w części pierwszej mojej kro- niki). Przyszło nam wspinać się stromo pod górę, przez gęste, podmokłe lasy i bagienne puszcze. Z każdym odcinkiem drogi pokonanym z ogromnym trudem, z każdą godziną tego mor- derczego marszu, noce coraz bardziej kąsały nas chłodem, a dni upałem przypominały piekło. Na domiar złego, nie było dnia, aby jakiś krwiożerczy kajman nie wyskoczył z podmokłych za- rośli i nie wciągnął w głębinę konia wraz z jeźdźcem. Po drodze niejednokrotnie mijaliśmy wyludnione miasta, gdzie na ulicach zalegały stosy trupów ich mieszkańców – albo poginęli w bra- tobójczej walce, albo pomarli na ospę. Fetor rozkładających się ciał roznosił się po całej okolicy. Życie nasze stało się nieznośne – kto nie cierpiał na uporczywą dyzenterię, to wyniszczała go wysoka gorączką. I tak dzień za dniem, tydzień za tygodniem.

(13)

Nawet nie mieliśmy sił i męskich możliwości na miłosne igraszki z miejscowymi pięknościami, choć one były więcej niż chętne.

Ku naszemu zdziwieniu w niektórych prowincjach było nie tyl- ko dozwolone, ale nawet mile widziane, aby panny prowadziły się nieskromnie. Rozpusta, którą w naszym Starym Kraju uważa się za grzech, tutaj dawała duże szanse na zamążpójście. Dziew- częta skromne uważano za leniwe, a żona powinna być robotna.

Po pięciu miesiącach morderczej wędrówki, dnia 15 listopada Roku Pańskiego 1532 ujrzeliśmy przed sobą piękną dolinę Ca- jamarca. Rozłożyliśmy się obozem, bo był to akurat czas popo- łudniowej modlitwy. Pogoda nam nie sprzyjała. Padał rzęsisty deszcz, a chwilami grad, tak wielki jak gołębie jaja.

Nasi wywiadowcy donieśli, że król Inków, Atahualpa, prze- bywał w pobliżu, zażywając kąpieli w ciepłych źródłach. Fran- cisco Pizarro – nasz genialny wódz i wojownik – wysłał posła w osobie walecznego kapitana Hernando de Soto z informacją, że w dniu jutrzejszym staniemy na placu w Cajamarca i będzie- my oczekiwać na spotkanie z królem.

Podczas wizyty u Atahualpy, kapitan de Soto zaprezentował Inkom umiejętności jazdy konnej. Jak już wspominałem w czę- ści pierwszej swej kroniki, ludność zamieszkująca Nowy Świat w ogóle nie znała tego zwierzęcia i wzbudzało ono wśród nich paniczny lęk. Kapitan poganiał wierzchowca ostrogami i pędzą- cego wstrzymał raptownie, tuż przed Inką, lecz ten nie uląkł się.

Wręcz odwrotnie. Wyraz jego twarzy, pełen wzgardy i nienawi- ści, poraził samego de Soto i jego towarzyszy.

I tak Roku Pańskiego 1532, 16 listopada, w dniu Świętej Mar- gerity, nasi żołnierze weszli do miasteczka Cajamarca i ukryli się za murami oraz w budynkach otaczających plac. Oczekiwa- liśmy przez bardzo długi czas na przybycie Atahualpy. Nastąpiło to dopiero w godzinach popołudniowych.

(14)

14

Najpierw naszym oczom ukazali się zamiatacze, którzy przy pomocy mioteł czyścili drogę z pyłu i wszelakiego brudu przed kroczącym orszakiem. Na jego przedzie, w skocznych pląsach, w rytm muzyki granej na fletach – zwanych tutaj quena – szli tancerze i muzycy. Za nimi, dostojnie i powoli, jakby sunęli w powietrzu, maszerowały oddziały wojowni- ków, ubranych w krótkie, czerwone tuniki przewiązane zło- tymi pasami. Każdy z nich w mocarnych dłoniach dzierżył dzidę i toporek. Ich hełmy ze szczerego złota lśniły słonecz- nym blaskiem. I dopiero za nimi na plac weszli dostojnicy, stąpając godnie, z dumą malującą się na twarzach. Było ich chyba kilka tysięcy, a każdy odziany bogato i strojnie. Szaty w kolorze indygo i purpury mieli lamowane złotem. Wszy- scy jak jeden mąż, w przedziwnych nakryciach głowy. Po- chód zamykali tragarze niosący w złotej lektyce, z powagą i czcią należną Bogu, króla Inków, Atahualpę. Przystrojony w bajecznie kolorowe pióra i szlachetne kamienie, sprawiał imponujące wrażenie.

Na ten widok wielu naszych ludzi – a było nas tylko 168 – zmoczyło pludry ze strachu, nawet tego nie czując. I tkwili tak bez ruchu, w kałużach cuchnącej uryny, wybałuszając gały na widok mrowia bogato przystrojonych dzikusów.

Kiedy postawili na środku placu lektykę, król bacznie ro- zejrzał się w poszukiwaniu kogoś spośród nas, z kim mógłby porozmawiać. Wówczas podszedł do niego ojciec Vincente de Veverde, dominikanin, i zaczął przemawiać. Opowiadał Atahu- alpie o Bogu, który nas przysłał na tę ziemię, aby uratować ich dusze przed ogniem piekielnym. Prawił o Papieżu, który dał prawo królom Hiszpanii zająć ziemie Inków, aby zaprowadzili na niej boską wolę, o Jezusie Chrystusie i jego męce na krzyżu.

Spytany, skąd o tym wszystkim wie, wręczył Atahualpie Biblię.

(15)

A ten bezbożnik obejrzał ją bezrozumnie, a nawet z lekcewa- żeniem. I po chwili, z pogardą, cisnął świętą księgę w piach.

Tego było już za wiele dla naszych ubogich, lecz bogobojnych żołnierzy. Wypadli z ukrycia i otworzyli ogień do dzikusów.

Przerażeni dostojnicy próbowali ratować się ucieczką. Tumult zrobił się tak okrutny, że wielu z nich zatratowało własnych wojowników i swoich towarzyszy na śmierć. Reszty dokonały nasze arkebuzy.

Atahualpa zachował co prawda życie, lecz dostał się do na- szej niewoli. W zamian za uwolnienie, złożył obietnicę wy- pełnienia sali, w której był przetrzymywany, złotem, a dwóch innych srebrem. Pod sam sufit. Nieprzerwanie, dniem i nocą, gońcy królewscy znosili w koszach wyroby z cennego kruszcu i składali je w wyznaczonych miejscach.

Ja, ciekaw co ma do powiedzenia władca tak bogatego kra- ju, razu pewnego zaszedłem do jego komnaty. Siedział dumnie wyprostowany. Zerknął na mnie zimnym wzrokiem, pełnym pychy i wzgardy. Jego głowę ozdabiało coś na kształt korony – szczerozłota, szeroka obręcz, za którą wetknięto przepięk- ne pióra nieznanych mi ptaków. Długie czarne włosy, lśniące i gładkie, spływały mu na plecy. Odziany był w tunikę wyko- naną z delikatnej tkaniny, nazywanej przez nich alpaką, prze- tykanej złotem. Na jego szyi i piersiach wisiały sznury korali z drogocennych kamieni, oprawnych w złoto. Na ramiona, dla ochrony przed chłodem, narzucił opończę ze skóry leoparda.

Z całej postaci emanowała niezwykła wręcz siła i pewność siebie. Kiedy zrozumiał w końcu, że jestem jedynie kronika- rzem, a nie żołnierzem, zgodził się opowiedzieć o wydarze- niach, które uczyniły jego ród panami całej tej pięknej i rozległej krainy.

(16)

16

Oto opowieść króla Inków, Atahaualpy:

[…] Od tego ważnego wydarzenia do p’unchaw dzisiejszego minęło wiele lat. Słońce okrążyło ziemię wiele razy, 10 razy 10, razy 10, razy 10.

Owego dnia, z nieba, przypłynęły wampu tak szybkie jak ptaki, ale bez żagli i sterów. Świeciły złotym blaskiem i wydawały z siebie przeraża- jący huk i ogniste pioruny. Ziemia drżała, a po wzgórzach przetaczał się grzmot. […] Byli to Bogowie, którzy przybyli do nas, do ludzi, żeby nauczyć nas lepszego życia. A musicie wiedzieć, szlachetny Pedro Cieza, że w tym czasie ludzie żyli podobnie jak ukuku [niedźwiedzie – przyp.

P.C.de Leona]. Jedli surowe mięso, nasiona i korzenie roślin, chodzili nago i spali w jaskiniach. Nie mieli domów i narzędzi.

[…] Bogowie nauczyli nas uprawiać ziemię, dali nam nasiona sari [kukurydzy – przyp. P.C. de Leona] i ziemniaków, pokazali jak lepić i wypalać garnki, kazali tkać materiał i szyć z niego ubrania. Wkrótce mogliśmy zbudować domy i zrobić narzędzia. Lecz takich, jakie mieli Bogowie, nie umieliśmy sporządzić. Oni posiadali kamienie, w których można było zobaczyć odległe miasta i góry, rzeki i morza, potrafili po- rozumiewać się na odległość. A ich wampu fruwały jak ptaki, nawet nocą i nigdy nie pobłądziły.

[…] Bogowie wyglądali tak jak my, ludzie, tylko byli od nas wyżsi, mieli białą skórę, czarne włosy i ciemne oczy w kształcie migdałów. Jed- no co ich odróżniało, to ilość palców u rąk i nóg. Oni mieli po sześć. Spo- śród ludzkich kobiet przybysze pobrali sobie żony i spłodzili nowe plemię, Inków, którzy pomagali im w sprawowaniu władzy. Ich potomkowie byli do nich bardzo podobni, tylko mieli już po pięć palców u rąk i nóg.

Jedynie lewa stopa miała ich sześć. Pierwszy potomek został nazwany Manco Capac i został królem. Każdy jego następca, każdy nowy król In- ków wraz z objęciem władzy otrzymywał od Bogów cztery boskie cechy:

– dar nadzwyczajnej płodności i w związku z tym prawo do wielu żon.

(17)

– moc władania deszczem, burzą i piorunami, – dar przewidywania przyszłości,

– niszczycielską moc nad wrogami.

Kiedy nauczyli nas, jak wycina się ze skały bloki kamienia i buduje z niego domy i pałace, pokazali nam jeszcze jedną dziwną rzecz. A mia- nowicie, na wyprawionej skórze alpaki, białej i delikatnej, nanieśli pió- rem kondora umoczonym w koszenili, malutkie rysunki, jeden obok drugiego, oddzielane kreskami. Takie same namalowali na glinianym dzbanie. Powiedzieli, że to jest pismo. Pozwoli ono zachować, niezależ- nie od naszej pamięci, wszystko, co się zdarzyło, gdyż quipu nie zapa- miętuje wydarzeń, jedynie ilości rzeczy. Nauczyli tego pisma kapłanów, którym kazali spisywać na skórze alpaki i na glinianych przedmiotach zdarzenia od p’unchaw czyli dnia, kiedy oni odejdą i powrócą do swo- jego domu. A był on daleko, miedzy gwiazdami, i nosił nazwę Altair.

[…] Zaprowadzili kapłanów do swego podziemnego domu i naka- zali ludziom tam chronić się podczas zagrożenia. Nad wejściem do nie- go, polecili nam zbudować miasto Tiaquanaco, w którym królem został Manco Capac. A ja jestem jego potomkiem. [W tym momencie wysu- nął lewą stopę z sandała i ku mojemu przerażeniu, a także ogromne- mu zdziwieniu, ujrzałem, że miała sześć palców – przyp. De Leona].

Powiedzieli, że wrócą do nas, kiedy słońce okrąży ziemię 6 razy 10, razy 10 i razy 10. Aby mogli trafić, kazali nam na płaskiej górze Nasca, w tej stronie, gdzie słońce zachodzi, wykonać z usypanych kamieni ta- jemnicze ścieżki. […] Tylko Oni mogli je zobaczyć z wysoka, ze swoich wampu.

Kapłani liczyli wszystkie dni, które minęły i te, które przyjdą. We- dług nich, nasi Bogowie powrócą, kiedy w waszym kalendarzu będzie widniała liczba 21.12.2112. Będzie to wówczas czas Liwru Alqa czyli czas Księgi Psa, czas ostatecznej zagłady. Wtedy was, szlachetny Pedro Cieza, i wszystkich Hiszpanów, wypędzą z naszego kraju… […] i obej- mą go we władanie.

(18)

18

Na tym zakończył swoją opowieść, odwrócił się do mnie plecami i sięgnął do skórzanego woreczka, który wisiał u jego przetykanego zło- tem pasa. Wyciągnął stamtąd liść rośliny, którą miejscowi nazywają

„koka”, wsunął zielsko do ust i spokojnie zaczął przeżuwać. Ponoć jej sok pozwalał im przetrwać głód, choroby, nadludzki wysiłek i niewolę.

Znoszone w koszach złoto i srebro, szlachetny Francisco Pizarro ka- zał natychmiast przetapiać, zwłaszcza sprośne figurki, i od razu dzielił je na części. Każdy z nas dostał ponad czterdzieści kilogramów złota!

Bieda nasza nareszcie skończyła się.

W tym czasie doszły do nas wieści o niegodziwościach, których ten ich król, Atahualpa się dopuścił. Nie tylko bezprawnie pozbawił tronu swego brata, Huascara, ale także żył w kazirodczym grzechu ze swą sio- strą, z której uczynił dla siebie żonę. Nie mówiąc już o tym, że oprócz niej miał wiele innych małżonek. Czarę grzechów przepełniła odmowa przyjęcia chrztu. Ten bezbożnik śmiał twierdzić, że sam jest synem boga słońca. Czcigodny ojciec de Veverde powołał sąd, który miał rozsądzić sprawę. Dowody były tak bezsporne, że wyrok mógł być tylko jeden. Kara śmierci. Wykonano go dnia 26 lipca Roku Pańskiego 1533.

Miesiąc później dotarliśmy do owego miasta Tiahuanaco, o którym tyle opowiadał Atahualpa. Z dawnych budowli pozostały już tylko ru- iny, ale i one dawały wyobrażenie o potędze tych, którzy je wznieśli wy- soko nad chmurami, nad brzegiem ogromnego jeziora, które miejscowi nazywali Titicaca. Do wnętrza ruin zwanych Akapana, przez Bramę Słońca, prowadziły monumentalne schody zbudowane z sześciu stopni.

Wykonano ją z jednego, ogromnego bloku skalnego i ozdobiono płasko- rzeźbami. Przedstawiały one symbolicznie 48 wojowników w maskach kondora. W punkcie centralnym, tej zapewne świątyni, stał wykonany z kamienia posąg. Nasi przewodnicy oznajmili, iż przedstawia on boga Viracocha. Były tam także inne kamienne stele, przedstawiające męż- czyzn o symbolicznie zarysowanych rękach i nogach. Możliwe, że peł- niły niegdyś rolę filarów podtrzymujących dach.

(19)

Ruiny te przypominały inne, znane mi miasto tych Indian – Qusco, które zdobyliśmy pod wodzą bohaterskiego Francisco Pizarro zaledwie kilka tygodni wcześniej. Indianie nazywali je Pępek Świata. W jego środkowej części wytyczono plac o bokach pięćset na dwieście pięć- dziesiąt metrów, nie bacząc, a może właśnie dlatego, że przepływała w tym miejscu rzeka Quatanay. Z potężnych bloków skalnych Inkowie wznieśli dla swego władcy pałac. Tuż obok znajdował się klasztor dla dziewic słońca, zwany przez miejscowych Acllahausi. Jak nam opo- wiadano, przyjmowano tam dziewczynki od dziesiątego roku życia, wybrane według specjalnych zasad, co do urody, kształtu i mądrości.

Jednakowoż najwspanialszą była świątynia boga Słońca. Do jej wnę- trza prowadziły tylko jedne drzwi, a ściany wyłożono złotymi płytka- mi. Na środku pysznił się wykonany ze szczerego złota słoneczny dysk.

Szlachetny Pizzaro nakazał go przetransportować na nasz okręt i za- wieźć w darze Papieżowi.

Niestety, zgromadzonych tam ponoć skarbów, nie odnaleźliśmy. Je- dynie jakieś nędzne resztki. Tyle, co nic. Wzięci na tortury urzędnicy ich króla, Manco Inki, opowiadali o zbudowanym wokół tej świątyni ogrodzie zwanym Coricancha, czyli Złota Zagroda. Cała roślinność tego ogrodu została wykonana ze złota i srebra, także zwierzęta naturalnej wielkości: króliki, szczury, lisy, koty, motyle i ptaki na drzewach. Na- wet daniele, lwy i tygrysy. Ci, którzy te skarby ukryli, już nie żyli. Sami, ponoć z ochotą, rzucali się w przepaść, aby tylko nie zdradzić nikomu miejsca, gdzie spoczął ten bajeczny skarb.

Przez wiele tygodni, płynąc na statku Santo Antonio do Kastylii i pi- sząc trzecią część swojej kroniki, rozmyślałem o słowach króla Inków, Atahualpy. Przy pomocy kapitana statku, Miguela Alarcona obliczyli- śmy czas, kiedy to – jakoby – Bogowie owi przybyli do krainy Indian.

Wyszło nam, że było to ponad dziesięć tysięcy lat temu! A więc na dłu- go, bardzo długo przed narodzeniem Jezusa Chrystusa, Pana Naszego…

Przecież nawet Biblia, według uczonych teologów, powstała pięć tysięcy

(20)

20

lat przed Chrystusem! Uznaliśmy zatem opowieści Atahualpy za baj- durzenia. Pewno zbyt dużo liści koki spożył owego dnia. Przecież cały czas miał u swego boku woreczek z tą tajemniczą rośliną.

Jako kronikarz miałem jednak obowiązek spisać zasłyszane słowa, co niniejszym uczyniłem, a wielebny Carlos Luiz Fernandez Benitez, biskup Kastylii otrzyma w dniu Świętego Jana, czyli jutro, rzeczony rę- kopis, aby mógł zadecydować o jego dalszych losach. […]”

Jak można łatwo przewidzieć, wielebny biskup Carlos Luis Fer‑

nandez Benitez po obfitym śniadaniu spożytym w jadalni wspa‑

niałego pałacu w Salamance, czytając opisane rewelacje, dostał wypieków na swojej okrągłej niczym księżyc i rumianej jak jabłusz‑

ko twarzy, a jego niskie czoło pokryły drobne kropelki potu . I dzień był gorący, i przeczytana treść niosła dużą dawkę emocji . Z furią i obrzydzeniem, jakby to były notatki sporządzone pazurem same‑

go Belzebuba, cisnął zapiski do najgłębszej szuflady w komodzie stojącej w jego sypialni i sięgnął do szafeczki po butelkę wyborne‑

go, czerwonego wina, aby ukoić wzburzone nerwy . Wszelkie proś‑

by kronikarza dotyczące zgody na wydrukowanie trzeciej części kroniki, zbywał półsłówkami, obietnicami, a w końcu groźbami .

Dwa lata później, czyli po śmierci Pedra Ciezo de Leona, bi‑

skup Benitez przekazał rękopis podejrzanej kroniki jego świąto‑

bliwości Pawłowi IV . Być może jej losy potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby nie fakt, że Giovanni Pietro Carafa, zanim został Papieżem, pełnił funkcję Generalnego Inkwizytora . Święta In‑

kwizycja, którą kierował, miała za zadanie strzec czystości wia‑

ry, głównie poprzez ograniczenie wolności słowa . Dlatego też, po przeczytaniu kroniki, nakazał swojemu sekretarzowi wpisać dzieło na tworzoną właśnie listę ksiąg zakazanych, a rękopis scho‑

wać pomiędzy inne, uznane za bezbożne i jako takie, skazane na zapomnienie .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nikt mnie tam nie dostrzeże, nie poda pomocnej dłoni, utopię się w ciemności biedzie nawet, gdy wiatr chmury rozgoni. Czerń nocy i głębia kałuży, już się połączyły w

– Pułkownik rzucił się do okna i wyjrzał na zewnątrz, choć możliwość ujrzenia zabytkowej, stylizowanej na gotyckie ruiny budowli, była równa zeru. Skryta pośród

Ledwie jednak przekroczyła próg i przywitała się z Linnel, która łasząc się i mrucząc natrętnie manifestowała swoją ra- dość, rozdzwonił się telefon.. Chwilę

tyle ścieżek, ścieżynek, naustawiało się tyle krzyży na polach i rozstajach, jakby Jezus Bolejący miał być ambasadorem każdej drogi prowadzącej do rozczarowania. Im

Jeszcze tylko u Łopucha cienko i lękliwie zaszczekał Szarik, wyrzucony na noc z ciepłej stodoły na zimne podwórko, aby pilnował obejścia, od chałupy Wlazłów doleciał

Gdy ognisko zapłonęło żywym ogniem, rozsiedli się wokoło i po‑. wrócili do czynności, którą przerwało im pojawienie

– Nawet domyślam się dlaczego – odparł Sorn, nie kryjąc uśmiechu zadowolenia, który wykwitł na jego starannie, mimo braku czasu, wygolonej twarzy; ta koncepcja bardzo mu

Sędzia rozparła się wygodnie w swoim fotelu, wyciągnęła nogi daleko w przód, aż wychynęły dołem potężnego stołu i Radwan mógł przyjrzeć się dokładnie jej nowym