• Nie Znaleziono Wyników

Przyroda i Technika, R. 4, Z. 6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przyroda i Technika, R. 4, Z. 6"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

PRZYRODA I TECHNIKA

M IESIĘCZNIK, PO ŚW IĘC O N Y N A U K O M PRZYRODNICZYM I ICH Z A S T O S O ­ WANIU, W Y DAW AN Y PRZEZ POL. TOW. PRZYRODN IKÓW IM. M. K O PERN IKA

A. ZIERHOFFER.

Skorupa ziemi i izostazja.

Oddawna zdawano sobie sprawę z pewnych różnic m iędzy budową wnętrza ziem i, a jej zewnętrznej powłoki, oddawna też zakorzenionem jest w naszych um ysłach pojęcie skorupy ziem skiej; zm ieniały się tylko w ciągu wieków poglądy na stosunek zewnętrznej skorupy do kryjącego się wewnątrz niej jądra ziem i.

Pierwotnie wyobrażano sobie skorupę ziem ską jako cienką, sztywną powłokę, pływającą niejako na powierzchni ciekłego wnętrza ziem i.

Poglądy te w następstw ie licznych spostrzeżeń i pomiarów geofizycz­

nych, w ykonanych w ostatnich dziesiątkach lat, uległy gruntownej zmianie. Spostrzeżenia bowiem np. seism ologów , odnośnie do czasu rozchodzenia się fal seism icznych, przekonały nas, źe wnętrze ziem i jest stałe, a nie ciekłe. Również badania nad przypływem i odpływem, zjawiskiem spowodowanem przez przyciąganie k siężyca i słońca, w ska­

zują, że wnętrze ziem i nie jest ciekłe. Na tych to podstawach opiera się pogląd w spółczesny, że ziem ia jako całość jest conajmniej tak sztywna, jak stal.

O d c h y l e n i a p i o n u . Jest rzeczą oddawna znaną, że w szelkie pomiary astronom iczne dla w yznaczenia geograficznego położenia, do­

konywane w pobliżu m asyw u górskiego, m uszą się liczyć z odchyle­

niem pionu. O dchyleniem pionu nazyw am y zboczenie ołowianki (sta­

nowiącej podstawę w szystkich obserwacyj astronom icznych) od linji prostopadłej do średniej powierzchni ziem i, t. j. elipsoidu obrotowego.

Położenie geograficzne m ożna jednak określić też zapom ocą triangu- lacji, t. j. na podstawie bezpośrednich pomiarów powierzchni ziem i zapomocą prezycyjnych instrumentów. Dokonuje się tego zapomocą sieci trójkątów, w yznaczonych na powierzchni ziem i, z bardzo w y so ­ kim stopniem dokładności. Jeśli jednakże sieć ta jest związana z stacją astronomiczną, . pozostającą pod wpływem gór lub innych w yn iesio­

nych m as lądowych, okaże się, że długości i szerokości geograficzne,

uzyskane przez triangulację, będą się różnić od długości i szerokości,

oznaczonych na drodze astronomicznej.

(2)

Jakaż jest przyczyna tej niezgodności? Jest rzeczą znaną, że masa górska przyciąga cząsteczki materjalne zupełnie tak sam o, jak to czyni ziem ia jako całość. Przyciąganie m asy górskiej i ziem i jest wprost proporcjonalne do ich m as, a odwrotnie do kwadratów odległości od cząstki, na którą wywierają przyciąganie. Oddawna czyniono próby poprawienia błędu obserwacyj astronom icznych, wyw ołanego przycią­

ganiem ołowianki przez m asy górskie. Poprawiano je przez obliczenie różnicy m iędzy bez- pośredniem i pomiarami geo- detycznem i, a obliczeniami astronom icznem i.

Około połowy XIX w. do­

szedł geofizyk i geodeta an­

gielski P r a t t na podstawie licznych badań do przeko­

nania, że m asy górskie nie przyciągają ołowianki w tym stopniu, jakby to wynikało z obliczenia ich rozmiaru i odległości od stacji. Wyraził on pogląd, że góry działają na ołowiankę w ten sposób, jakgdyby pod niemi b yły puste przestrzenie. Nie rozumiał on tego dosłownie, lecz w ten sposób, że m asa skalna pod górami jest lżejsza, innemi słow y, że w obszarze gór panuje „deficyt“, t. j. niedobór mas.

Zjawisko tego rozrzedzenia m as pod górami osłabia przyciągające działanie sam ych gór.

Jednym z najdawniejszych zwolenników teorji, że pod m asy­

wam i górskimi istnieje niedobór m as, natomiast pod oceanami spotykam y się z nadmiarem m as czyli gęstości, był Amerykanin D u t t o n . W r. 1889 postawił on tezę, że w pewnej głębokości pod poziomem morza istnieje stan równowagi stałej, czyli jedna­

kowego ciśnienia skorupy ziem skiej. W yraził on m niem anie, że słu py skorupy ziem skiej o tych sam ych podstawach wywierają na pewną pom yślaną powierzchnię, znajdującą się w nieznanej bliżej głębokości, takie sam e ciśnienie, bez względu na to, c zy są to słupy w ysokie (góry), czy niskie (baseny morskie), czy pośrednie (w yżyny, niziny i t. d.). D u t t o n użył określenia i z o s t a z j a dla oznaczenia, iż w pewnej głębokości panuje w szędzie równowaga ciśnień.

Ryc. 85. S tacja astronom iczna podgórska A w ykazuje kąt z a ­ w arty m iędzy pionem (a—a) a kierunkiem bieguna = 90°—(p , z czego oznacza się jej szerokość geogr. jako (p. Tym cza­

sem 7. pom iarów gcodetycznych okazuje się, że szerokość geogr. (p p o siad a stacja B, z odległości zaś stacji A od B obliczyć m ożna, że stacja A znachodzi się w szerok. geogr. Ij).

czyli że jej pion teoretyczny powinien posiadać kierunek a ' —a '. S tąd wniosek o odchyleniu pionu pod wpływem gór.

(3)

Badania nad izostazją, podjęte na wielką skalę w Stanach Zjedno­

czonych i Indjach, pozwoliły na stwierdzenie następujących faktów:

1. Skorupa ziem ska znaj­

duje się — praktycznie bio­

rąc — w stanie doskonałej równowagi izostatycznej.

2. Głębokość, w której do­

konuje się wyrównanie, t. j.

„kom pensacja“ powierzch­

niowych różnic gęstości i m as, nie m oże być dokładnie okre­

ślona, podobnie jak nie można narazie ustalić, czy ta głębo­

kość jest w szędzie jednakowa.

3. Jeśli się przyjmie, że

głębokość powierzchni kom pensacyjnej w stosunku do poziomu morza jest w szędzie ta sam a, to najprawdopodobniej znajduje się ona w głę­

bokości około 100 km pod poziomem morza.

4. Trudno jest ustalić, czy i w jakiej m ierze poszczególne formy powierzchni kom pensują się przez słupy skorupy ziem skiej, bezpo­

średnio pod niemi spoczywające, w ięc np. czy słup skorupy ziem skiej spoczywający pod jakimś szczytem górskim, posiada gęstość, odpo­

wiadającą jego w ysokości, czy też kom pensacja rozkłada się na słupy o obszerniejszych podstawach.

5. Stwierdzono jednakże, że kom pensacja izostatyczna pewnej formy powierzchni nie rozkłada się w kierunku poziom ym na przestrzenie

w iększe, niż o promieniu najwyżej 160 km od danej formy.

6. Izostatyczna kom pensacja form powierzchni jest tak dalece zupełna, że odchylenia od pionu są dzie­

sięciokrotnie m niejsze od tych od­

chyleń, jakie istniałyby, gdyby pod w szystkiem i formami powierzchni m asy skalne b yły jednakowo cięż­

kie. Stan równowagi jest tak po­

sunięty, że anomalje grawitacyjne, t. zn. różnice m iędzy przyciąga­

niem obserwowanem , a obliczonem teoretycznie, w górach stanowią średnio 15% tych anomalij, jakie istniałyby, gdyby skorupa ziem ska miała jednolitą gęstość.

16*

Ryc. 87. Słupy z m etali, o tych sam ych podstaw ach, a wysokości odw rotnie proporcjonalnej do ich cię­

żaru gatunkowego, po siad ają rdw nc m a sy ; wskutek tego zanurzają się w rtęci, na zasadzie praw a H rchi- medesa, do tej sam ej głębokości. W yobrażają nam one stan rdwnowagi w skorupie ziem skiej. Głębo­

kość, do ktdrej się zan u rzają, to płaszczyzna izo­

statyczna.

Ryc. 86. Poszczegdlne słupy sko ru p y ziem skiej m ają ten sam przckrdj u podstaw y, te sam e m asy (ciężary), a rd żn ą objętość i gęstość (ciężar gatunkow y). Im wyższy słup, tern m niejsza jego gęstość. Głębokość 100 k m — to pow ierzchnia kom pensacji izo­

statycznej.

(4)

Przyjrzyjm y się nieco dokładniej niektórym warunkom, w jakich dokonywa się wyrównanie m as w ziem i, oraz procesom , które temu wyrównaniu towarzyszą.

S z t y w n o ś ć s k o r u p y z i e m s k i e j . Skorupa ziem ska m usi po­

siadać pewną znaczną sztyw ność, jeśli posiada tak nieregularną rzeźbę powierzchni. G dyby bowiem skorupa ziem ska nie była do pewnego

posiada dążność do rozsypania się, a tylko sztyw ność oraz spoistość materjału przeciwdziałają temu. Najwidoczniej sztyw ność skorupy ziem skiej jest tak wielka, że owo spłaszczenie się nie m oże się dokonać.

R jednak ta odporność skorupy ziem skiej, dostateczna w kierunku poziom ym , by nie dopuścić do „rozlania s ię “ powierzchni ziem i, nie jest dość wielką dla przeciwstawienia się pionowym ciśnieniom , wy­

wołanym przez przem ieszczenia materjału skalnego na powierzchni ziem i. Przem ieszczanie to dokonuje się drogą erozji w obrębie obsza­

rów w yniesionych i osadzania w obniżeniach. M ianowicie denudacja i erozja zabiera z obszarów górskich rok rocznie olbrzym ie masy materjału skalnego, woda unosi ten materjał, a następnie osadza na dnie dolin i mórz. Gdyby skorupa ziem ska była tak sztyw ną i sta­

wiała tak siln y opór siłom pionowym , że m ogłaby utrzym ać ten ma­

terjał osadowy, m ożnaby to łatwo stwierdzić przez odchylenie pionu i pomiary anomalij grawitacyjnych. T ym czasem pomiary te okazały, że obszary, na których dokonywa się osadzanie materjału, są prawie w tak sam o doskonałym stanie równowagi izostatycznej, jak obszary, na których żadne procesy geologiczne się nie dokonują, oraz jak te obszary, z których materjał został zniesiony.

W idocznie w ięc zarówno ubytek m as w górach, jak ich przyrost na obszarach niskich, doznaje wyrównania, a to przez odpływ mas u spodu słupa obciążonego (nizinnego), oraz gromadzenie się ich u pod­

Ryc. 88. P rzebieg kom pensacji pom iędy podnoszącym się słupem w obszarze erozji a zapadającym się słupem w o b sza­

rze osadzania.

Prawdopodobny kierunek ruchu materiału dla utrzym ania równowagi słupów

skorupy

stopnia sztyw ną, to m asyw y górskie zalałyby sąsiednie obszary niższe, a materjał kontynentów wlałby się do oceanów; proces ten trwałby tak długo, ażby znikły w szel­

kie n i e r e g u l a r n o ś c i po­

wierzchni ziem i, czyli po­

wierzchnia ziem i osiągnę­

łaby stan równowagi hydro­

statycznej. I w istocie, dąż­

ność do takiego zalania ist­

nieje, tak jak każda budowla

(5)

Ryc. 89. Pow ierzchnia kom pensacji m iędzy słupem gdrskim a nizinnym w chwili rozpoczęcia transportu m atcr jału skalnego z pierwszego słupa do drugiego.

S trzałki oznaczają kierunek ciśnienia poziomego.

stawy stupa odciążonego (górskiego) tak, że w rezultacie słupy te — jak wielokrotnie stwierdzono — pozostają w równowadze izostatycznej.

Odnosi się to oczyw iście do slu­

pów o dość znacznych podstawach, prawdopodobnie nie m niejszych niż 14.000 k m \

S t r e f a p ł y n i ę c i a m a s . D o­

szliśm y tedy do wniosku, że stan rów­

nowagi izostatycznej skorupy ziem ­ skiej m oże się utrzymać dzięki prze­

m ieszczaniu m as w głębi. Odbywa się tam jakgdyby „przepływ“ m as w kierunku poziomym. Wymaga to przyjęcia, że w głębokości przepływu m as materjał, budujący ziem ię, jest

plastyczny. Owo poziome płynięcie m as nie m oże więc odbywać się zbyt płytko pod powierzchnią, gdyż 1) jak stwierdziliśm y, skorupa ziemi jest odporną na ciśnienie poziome, inaczej bowiem skorupa ziem i przybrałaby stan równowagi hydrostatycznej, 2) kierunek ci­

śnienia poziom ego w pobliżu powierzchni jest od gór do nizin i od kontynentów do oceanów, a więc przeciwny, niż kierunek płynięcia mas. Zatem strefa płynięcia, m as m usi się znajdować w dość znacznej

głębokości. Tu znów natrafiamy na sprzeczność z wynikam i, otrzyma- nemi przez seism ologów i badaczy przypływu i odpływu, którzy twier­

dzą, że wnętrze ziemi posiada sztyw ­ ność stali. W idocznie posiada ono sztyw ność stali w stosunku do sił krótkotrwałych (trzęsienia ziemi, przy­

pływ i odpływ), nie potrafi zaś stawić oporu ciśnieniom trwałym.

W nioskujem y więc, że płynięcie m as odbywa się w poziomie rów­

nowagi, t. j, w tym poziomie, w któ­

rym słupy skorupy ziem skiej o róż­

nej w ysokości wywierają równe ci­

śnienie dzięki swej gęstości, odwrotnie proporcjonalnej do w ysokości.

W tym poziomie każde zakłócenie, spowodowane przez przem ieszcze­

nie m as na powierzchni, m usi dla utrzymania równowagi hydrosta­

tycznej w yw ołać ruch m as w kierunku przeciwnym.

Ryc. 90. P o pew nym okresie tran sp o rtu m a- terjału skalnego z w yniesień w obniżenia, n a ­ stępuje przesunięcie się ciśnień poziom ych.

Rysunek w yobraża stan, jakiby panow ał, gdyby nie było kom pensacji drogą płynięcia m as

głębinowych.

(6)

J a k m o ż e m y w y o b r a z i ć s o b i e z e s p ó ł p r o c e s ó w , t o w a ­ r z y s z ą c y c h w y r ó w n a n i u i z o s t a t y c z n e m u m a s ? Procesy erozji i akumulacji na powierzchni ziem i osiągają niekiedy ogromne rozmiary. O dsłonięcia skał w obszarach górskich, wiercenia głębokie i t. p. pouczają nas, że osady skalne przekraczają nieraz sw ą grubo­

ścią 10 km. Pow stały one ze zniszczenia powierzchni ziem i w innem m iejscu, a utworzyły się na równinach nadmorskich, lub w płytkiem morzu, przy ujściu wielkich rzek. D ziś jesteśm y świadkami tego ro­

dzaju intensywnej akumulacji przy ujściach rzek: G angesu, Indusu, Kongo lub La Plata. Jeśli grubość m as osadowych jest niewielka, lub jeśli one zajmują niedużą przestrzeń, w ów czas słup skorupy ziemi, obciążony niemi, m oże je unieść. G dy jednak ich grubość przekroczy pewną granicę, powiedzm y 1 km, w ów czas skorupa zaczyna się pod

ich naciskiem uginać. Pod wpływ em nacisku akumula­

cji, 10 km grubej, każda war­

stwa słupa skorupy znajdzie się o 10 km niżej, niż była poprzednio.

R ów nocześnie zaś ciężar słupa wzrośnie o m asę, równą podstawie obszaru akumula­

cyjnego X grubość osadów X

ciężar gatunkowy osadów. Te dwa zjawiska, t. j. obniże­

nie się poszczególnych warstw słupa, oraz wzrost jego cię­

żaru, wywołują dwa różne pro­

cesy. M ianowicie temperatura wgłąb ziem i rośnie. Jak szybko rośnie w głębi — nie wiadomo, w iem y natomiast, że do głębokości 2 km rośnie średnio o 3° C na każde 100 m głębokości. Jeśli ten wzrost w w iększych głębokościach jest ten sam, to w takim razie warstwa skorupy, która pod ciśnieniem osadów, 10 km grubych, obniżyłaby się o owe 10 km, do­

stałaby się w temperaturę o 300° w yższą i pod wpływ em temperatury zaczęłaby pow iększać sw ą objętość, awięc rozrzedzać m asę. Nastąpi więc wypiętrzenie tego słupa, obszar niziny zamieni się na w yn iesienie, obszar akumulacji na obszar erozji, przyczem gęstość słupa będzie m niejsza.

Rów nocześnie jednak m asy, w yciśnięte w poziomie kompensacji, pod wpływem nacisku osadów i ugięcia się słupa przepłyną w kie­

runku słupa odciążonego (górskiego) i spowodują podniesienie się go, skutkiem czego każda warstwa tego słupa znajdzie się bliżej poziomu

.Ryc. 91. Zm iany tem peratury w słupach erodow anym i o sad o ­ wym pod wpływem ich ruchu pionowego. K ażda w arstw a słupa, obniżającego się pod naciskiem osaddw, dostaje się w wyższe tem peratury, skutkiem czego się rozszerza. Słup gdrski, wy­

p iętrzający się wskutek podpływ ania m aterjału u spodu, d o ­ staje się w niższe tem peratury, dzięki czem u się kurczy.

(7)

morza, zatem w niższej temperaturze. Skutkiem oziębienia objętość słupa górskiego skurczy się, gęstość jego zw iększy się, a powierzchnia słupa dozna obniżenia; role więc zam ienią się.

Teorja izostatycznej kom pensacji m as posiada doniosłe znaczenie, zwłaszcza dla zrozum ienia procesów górotwórczych i m orfologicznych.

Ruch m as we wnętrzu ziem i oddziaływa na jej powierzchnię w roz­

maity sposób, zależnie od odporności, spoistości, wogółe struktury skał powierzchniowych. Każda skała reaguje odm iennie na ciśnienie, wywierane przez płynięcie wewnątrz m asy. Stąd różnorodność zjawisk

natury tektonicznej. «

Podług W. Bowie, Geographical Review 1922.

1NŻ. W Ł A D Y S ŁA W SZAYNOK.

Hydrotorf.

Zużytkowanie torfu we wielkich ilościach dla celów przem ysłow ych jest zadaniem nader trudnem z powodu małej wartości użytkowej torfu w stosunku do jego wagi i objętości w stanie surowym i roz­

m ieszczenia go na bardzo znacznych, trudno dostępnych przestrze­

niach. W ydobywanie torfu, jako uboczny przem ysł przy rolnictwie, jest stosunkowo łatwe, ale z chwilą, gdy prym itywne m etody wydo­

bywania i przeróbki chce się ulepszyć i urządzić na w iększą skalę, natrafia się na trudności prawie nie do pokonania. D otychczasow y sposób wydobywania torfu wym agał bardzo wielkich ilości taniego robotnika, zatrudnionego przy tej pracy przez zaledwie sto dni w roku i to w czasie w ażnych robót w rolnictwie.

Torf m ożna zużytkować dla bardzo wielu celów przem ysłow ych, ale dotąd najpoważniejszym sposobem przem ysłow ego zużytkowania torfu jest spalanie go na zw ykłych rusztach pod kotłami parowemi celem wytwarzania energji elektrycznej. Tuż przed w ybuchem wojny światowej wybudowano dwie wielkie elektrownie, opalane torfem, a m ia­

nowicie we W iesm oor koło Brem y i w Bogorodsk koło M oskwy.

Elektrownia we W iesmoor oddała Niem com w czasie wojny wielkie usługi. Pięć turbin parowych o łącznej m ocy około 10.000 H P zasi­

lało energją elektryczną znaczny obszar kraju i warsztaty okrętowe

w Kieł. D o wytworzenia 10,000.000 kilowat-godzin zużyw ano około

60,000.000 k g suchego torfu. Na wydobycie, prasowanie i suszen ie tej

ilości torfu trzeba było około 60 m aszyn, oraz około 1.500 robotników,

zatrudnionych przez około 100 dni rocznie. Opalenie torfem mogło się

(8)

opłacać tylko wtedy, o ile miało się dostateczną ilość taniego robotnika, godzącego się na pracę w nader niehigienicznych warunkach. Przed wojną robotnikiem tym miał być polski robotnik sezonow y. W czasie wojny zastąpił go jeszcze tańszy robotnik, jeniec wojenny. Dla zm u­

szenia jeńca do tej pracy, dosłownie o głodzie, w ysilili N iem cy całą swoją brutalność i energję. W roku 1917 miałem sposobność osobiście stwierdzić ciężkie warunki pracy jeńców na torfowiskach we Wiesmoor.

Według informacyj, otrzym anych od zarządzających robotami, dowie­

działem się, że jeniec rosyjski okazał się po pewnym czasie nienada- jącym się do tej pracy, gdyż był skazany w yłącznie na żyw ność, do­

starczaną przez rząd, i w krótkim czasie przy ciężkiej tej pracy stra­

cił zupełnie siły. Jeniec francuski i belgijski, otrzym ujący żywność z ojczyzny, teroryzowany kolbą i bagnetem brutalnych dozorców, pra­

cował za darmo wydatnie. Na trwałe wprowadzenia niewolnictwa prze­

m ysł torfowy nie mógł liczyć, to też N iem cy czynili w iele wysiłków, aby pracę ludzką zastąpić m aszynam i. Wybudowano w czasie wojny dużo olbrzym ich m aszyn do automatycznego kopania, prasowania i rozkładania po polu cegiełek torfowych do suszenia. M aszyny te bardzo ładnie w yglądały na planach i obrazkach, ale w użyciu oka­

zały się bezwartościowem u Są to kolosy kilkudziesięciom etrowe, które grzęzną na poddającym się torfie, a natrafiwszy na korzenie, których na torfowiskach jest bardzo wiele, łamią się bez przerwy. Stan nie­

m ieckiego przem ysłu torfowego był w ostatnich latach beznadziejny.

Druga wielka elektrownia torfowa, wybudowana w Bogorodsk koło M oskwy, posiadała 3 turbiny, każda po 5.000 KW, i miała być już przed wojną o dalszych 10.000 KW rozszerzona. W yniki ruchu tej elektrowni w czasie wojny dochodzą do naszej wiadom ości dopiero obecnie. Zatrudniała ona 5 do 6.000 robotników, przy wydobywaniu torfu w ilości około 125 milionów ms rocznie. Ponieważ za rządów bolszew ickich elektryfikacja w szystkiego stała się bardzo modną i przez rząd popieraną, zastanawiano się nad ulepszeniem m etody wydoby­

wania torfu i znaleziono rzeczyw iście dobrą metodę, nazwaną „hydro­

torf“. Polega ona na spłókiwaniu pokładu torfu silnym strumieniem wody pod ciśnieniem około 15 atm. i wydobywaniu zaw iesiny torfo­

wej zapom ocą elektrycznie pędzonych pomp turbinowych. Zawiesina ta przechodzi bezpośrednio przez odpowiednie młynki, rozcierające ja i niw eczące przy pom ocy dodatku bardzo m ałych ilości odczynników stan koagulacji, utrudniający odwadnianie torfu. Tak przerobioną za­

w iesinę torfową tłoczą pom py na znaczne nawet odległości rurami na pola osadnikowe. Pola te są około 300 m długie i 30 m szerokie. Ory­

ginalny jest sposób układania rur na polach osadnikow ych do rozle­

(9)

wania zaw iesiny torfowej. Rury żelazne o średnicy 440 mm, a gru­

bości blachy 1*5 mm, ułożone są na terenie jedna za drugą, bez jakiegokolwiek połączenia. Gdy nadpłynie strum ień zaw iesiny, przez niecałą minutę tryskają strum ienie przy stykach rur na w szystk ie strony, ale wkrótce styki uszczelniają się cząstecz-

. • . c . 92. W ydobywanie korzeni z wypłdkanego pola

kami torfu i rurociąg jest zupei-

torfowego,

nie szczeln y. W miarę, jak u w y­

lotu rury pole osadnikowe napełni się warstwą około 20 cm grubą, odtacza się pojedyncze rury na sąsiednie połę. Torf na polach osad­

nikowych ocieka z wody nader szybko, poczem sam ochodowy walec, jadąc po polu, wygniata cegiełki, które się su sz y i spala pod kotłami.

Z końcem roku 1920 zainteresował się tą metodą Lenin , i dał do dyspozycji dla jej zużytkowania znaczne środki pieniężne. Zamówiono zaraz potrzebne urządzenia m aszynow e w N iem czech, a wyniki w y­

dobywania torfu były następujące:

w roku 1920 wydobyto torfu 50.000 ms

1921 100.000 „

1922 280.000 „

1923 730.000 „

Metodę tę zaczęto już stosow ać we Finlandji i Danji, ale dyskret­

nie przemilczano jej bolszew ickie pochodzenie. O metodzie tej pisze fachowa prasa niem iecka jako o rzeczy, mającej wielką przyszłość.

Inż. W ŁA D Y SŁA W W RAŻEJ.

Rozwój hutnictwa żela za 1).

II. S u r o w ic e , ż e la z o k u jn e , s t a le s p e c ja ln e .

Początki hutnictwa żelaza datują się od chwili, kiedy zaczęto prze­

tapiać ru d ę2) na węglu drzewnym w piecach bardzo prym itywnych (najczęściej w jamach ziem nych), przyczem otrzym ywano bryły że­

laza, przerabiane następnie przez kucie na sztaby. Żelazo, w ten spo­

‘) Radzę czytelnikowi zaznajomić się z treścią artykułu „Rozwój hutnictwa żelaza.

Ruda i surowiec żelaza“ — ogłoszonego w zeszycie IV r. b. niniejszego pisma.

5) Ruda jest to związek żelaza przeważnie z tlenem.

(10)

sób wyrobione, miało w łasności, zbliżone do obecnie jeszcze, choć rzadko, wyrabianego żelaza pudlarskiego, o którem mowa w dalszej części. Zawierało ono jednak około 1*2— 1'5% węgła, a tern sam em jako. twarde było trudne do obróbki.

Ludy wschodnie, zw łaszcza Indowie i Persow ie, wyrabiają od nie­

pam iętnych czasów do dziś jeszcze w podobny sposób stal, zwaną

„indyjską“, przez długotrwałe topienie i żarzenie w tyglach czystej rudy, zm ieszanej z w ęglem drzew nym , a następnie poddawanie otrzy­

manego wyrobu bardzo powolnemu stygnięciu.

Wyrobione w ten sposób bryłki stali indyjskiej, o wadze ok. 900 gra­

mów, znane są pod nazwą „W ooz“ ł), stanowią przedmiot handlu, oraz dalszej, bardzo umiejętnej i ostrożnej przeróbki kuźniczej na stal da­

m asceńską.

Z biegiem czasu, a szczególn ie od chwili zastosow ania siły wodnej a następnie m aszyn parowych do popędu m iechów, tłoczących po­

wietrze do pieców, zdołano podnieść temperaturę procesu, przez co otrzym ywanie żelaza i to w postaci surowca płynnego stało się łat- w iejszem .

Od tego też czasu datuje się odlewnictwo żelaza, t. j. wyrób przed­

miotów przez odlewanie w formach.

Żelazo, otrzym ywane z rud w stanie płynnym i zawierające od 2*2%—4*5% węgla, nazywa się s u r o w c e m ż e l a z a , a obecnie wyra­

biane bywa w t. z. w i e l k i c h p i e c a c h , żelazo zaś od najmniejszej zawartości aż do 1*6% węgla, dające się przez kucie przerabiać, na­

zyw a się ż e l a z e m k u j n e m i wyrabiane bywa w yłącznie z su­

rowca przez t. zw. ś w i e ż e n i e .

Przeróbka surowca, zawierającego około 3% węgla, oraz inne przy­

m ieszki, jak krzem, m angan, fosfor i siarkę, na żelazo kujne, polega na częściow em usunięciu tych przym ieszek zapom ocą tlenu, który tworzy związki bądź to lotne (tlenek węgla CO, bezwodnik siarkowy <S02), bądź też przechodzące w żużel. C zynność pow yższą nazyw am y ś w i e ż e n i e m 2).

Jeżeli przy św ieżeniu nie przekraczamy temperatury top liw ości3) wy- św ieżonego już żelaza (t. j. zawierającego m ały procent węgla), to otrzym ujem y je w postaci stężałych kryształków, które zgrzewają się, tworząc grudki, a następnie bryły. Żelazo takie nosi nazwę ż e l a z a

4) Nazwa, przywieziona przez Anglików.

s) Jest to według zdania prof. A nczyca dosłowne tłumaczenie niemieckiej nazwy

„łrischen“, przyniesionej do Polski, zapewne na Śląsk, przez niemieckich robotników hutniczych i oddawna naszem u językowi hutniczem u przyswojonej.

3) Żelazo chemicznie czyste topi się w tem peraturze 1.528°, ze wzrostem zawar­

tości węgla tem peratura topienia żelaza spada tak, źe żelazo, zawierające 4'2°/o węgla, jest już płynne w tem peraturze 1145°.

(11)

z g r z e w a n e g o . Jeżeli zaś w piecu panuje taka temperatura, że ż e ­ lazo po w yśw ieżeniu znajduje się w stanie płynnym , nazyw am y je wtedy ż e l a z e m z l e w n e m .

Najstarsza metoda wyrobu żelaza kujnego polegała na św ieżeniu w ogniskach, stąd też jej nazwa, m e t o d y o g n i s k o w e j czyli f r y - s z e r s k i e j . Rycina 93 przedstawia piec z kotliną,

wyłożoną płytami żelaznem i, używ any w metodzie ogniskowej. Tuż nad kotliną um ieszczona jest dy­

sza, doprowadzająca z m iechów powietrze, ogrzane poprzednio w komorze, wmurowanej nad kotliną.

Kotlinę wypełnia się węglem drzewnym , rozżarza się go wtłaczanem z m iecha powietrzem, następnie wkłada kawałki surowca i stapia je. Utlenione na powierzchni krople stopionego żelaza tworzą z u m y śl­

nie dodanym z poprzednich procesów żużlem — płynny, gorący żużel, który działa utleniająco na

węgiel (Fes O* -j- C = 3 Fe O -f- CO), tworząc tlenek Ryc. 93. Pice fryszerski.

węgla (CO), który uchodzi w powietrze. Podobnie

dają się utlenić inne składniki, zawarte w żelazie (krzem, mangan, losfor), które przechodzą w żużel. Temperatura ogniska nie przekra­

cza 1.300°, stąd też żelazo, utraciwszy w ęgiel, poczyna tężeć w po­

staci kryształków (ziarn), z których tworzą się gru d k i; grudki te, ze­

brane w bryły, przekuwa się pod młotem. K ucie pod młotem brył żelaznych ma za cel zgrzanie luźnych ziarn żelaza, oraz w yciśnięcie znajdującego się m iędzy ziarnami płynnego żużla. Rycina 94 przed­

stawia kucie wyjętej z ogniska bryły żelaz­

nej pod młotem, pędzo­

nym siłą wodną. Młoty takie spotkać można dziś jeszcze w hutach, m ających potrzebną do tego siłę wodną.

Metoda ogniskowa, w wielkim przem yśle oddawna z a r z u c o n a , istnieje jeszcze jako p r z e m y s ł d o m o w y w okolicach lesistych i m ających czystą rudę.

Ryc. 94. Kucie bryły żelaznej pod m łotem w odnym.

W S t y r j i stosow ana

i

(12)

bywa jeszcze w przem yśle fabrycznym do wyrobu surowego mate- rjalu na wyborowe stale narzędziowe, otrzym ywane metodą tyglową.

W roku 1784 A nglik H enryk Cort u lepszył wyrób żelaza zgrze­

wanego przez zastosow anie pieca płom iennego, zwanego pudlarskim, stąd metoda ta nazyw a się p u d l a r s k ą 1), a wyrobione żelazo kujne, ż e l a z e m p u d l a r s k i e m . Ryc. 95 przedstawia piec płom ienny, uży­

wany przy tej metodzie. Gazy, wytworzone przez spalenie węgla na palenisku a, przepływają nad topniskiem b, gdzie powodują topnienie surowca, włożonego przez drzwi g. Topnisko żelazne w yłożone jest

trudno topliwym żużlem . D o pro­

cesu potrzebny jest, prócz s u ­ r o w c a , wkłada­

nego w stanie sta­

łym , żużel o wła­

snościach utle­

niających, oraz inne dodatki, bo­

gate w.tlenek że- lazaw o-żelazow y (Fe3 O ,), dostar­

c z a ją c y tlenu po­

t r z e b n e g o do świeżenia.

Proces ś w i e ­ ż e n i a odbywa się podobnie, jak

Ryc. 95. Piec płom ienny p u d la rsk i: a — palenisko,

b

—■ topnisko, c — ujście gazów n r Z V m e t o d z i e do kom ina, g — drzwi do w kładania surow ca i żużla, h — otw ór d la m ieszania. j J

o g n i s k o w e j . W metodzie tej żelazo wskutek postępującego św ieżenia (spalenia zawar­

tego węgla) poczyna tworzyć kryształy stężałego metalu, które robotnik zgarnia i zbija w bryłki zapom ocą drągów żelaznych, zw anych m iesza­

dłami, wkładanych przez otwór h. Pod wpływ em wysokiej temperatury pieca, pojedyncze krople stężałego metalu zgrzewają się ze sobą. Uformo­

wane tym sposobem wielkie bryły przecina się kilkakrotnie i ponownie formuje. C zynn ość ta ma wpływ na dobroć i jednorodność materjału, gdyż żużel łatwiej przy tern wycieka, a żelazo zostaje lepiej wym ieszane.

Wkońcu wydobywa się bryły z pieca i przerabia w sposób, opisany przy metodzie ogniskowej, t. j. pod młotami, a następnie pod walcami.

l) Nazwa pochodzi od angielskiego w yrazu „puddle“ — mieszać, przerabiać.

(13)

Proces św ieżenia tą metodą trwa okoto 2 godziny, a jednorazowo można przerobić do 350 kg surowca na żelazo kujne. Żelazo pudlar- skie ma dziś jeszcze zastosow anie w drobnym przem yśle, głównie ze względu na swoją dobrą zgrzew alność, zresztą stosow ane jeszcze bywa do wyrobu nitów, naśrubków, podków, stanowi też cenny ma- terjał do wyrobu stali tyglowej.

Obecnie wyrabia się na wielką skalę żelazo kujne metodami, które pozwalają utrzym ać w ysoką temperaturę podczas św ieżenia, bo około 1.700°, przez co w yśw ieżone żelazo pozostaje do końca procesu w stanie płynnym , a tężeje

w bloki dopiero po w ypuszczeniu z pieca i wlaniu we formy. Żelazo takie nazyw am y z l e w n e m . W y­

rabia się je m e­

todą naczyniową w t. z. gruszkach B e s s e m e r a , lub w piecach pło­

m iennych S i e- m e n s - M a r t i n a .

Metoda naczy­

niowa, w ynale­

ziona w r. 1856 p r z e z A n g l i k a B e s s e m e r a , po­

lega na spaleniu zawartych w su ­

rowcu składników przy pom ocy powietrza, przetłaczanego przez roz­

topiony, płynny surowiec. Spalenie tych przym ieszek jest bardzo szybkie i powoduje znaczne podw yższenie temperatury, która przy końcu procesu św ieżenia w ynosi około 1.700°, co wystarcza do utrzy­

mania w yśw ieżonego żelaza w stanie płynnym .

Ciałami, które głównie ulegają spaleniu podczas świeżenia, są krzem, mangan, węgiel, fosfor, a częściow o także i żelazo. Spalenie 1% zawartych w surowcu przym ieszek podnosi temperaturę żelaza w następujący sposób (według prof. M athesiusa): krzem o 232°, m an­

gan o 65°, węgiel o 25°, fosfor o 175°, żelazo o 49°. Widać z tego, że najkorzystniej jest używ ać do św ieżenia surowca, zawierającego w iele

Ryc. 96. P rzek ró j gruszki Bessem era.

(14)

krzemu lub fosforu, bo te przym ieszki najbardziej wpływają na pod­

niesienie temperatury.

D o św ieżenia używ a się naczynia (stąd nazwa m e t o d y n a c z y ­ n i o w e j ) w kształcie gruszki, jak to widać na ryc. 96, przedstawiają­

cej piec B essem era, zw any z tego powodu g r u s z k ą . N aczynie to za­

w ieszon e jest w silnym , stalowym pierścieniu na czopach i zapomocą urządzenia, widocznego na rysunku, daje się obrotowo poruszać. Przez jeden z czopów, wewnątrz pusty, doprowadza się przewodami zimne powietrze do przestrzeni pod dnem gruszki. Z przestrzeni tej, zapo­

m ocą licznych otworów (zw ykle 150—200) w dnie pieca, dostaje się powietrze do wnętrza, w ypełnionego płynnym surowcem. Tlen, zawarty w powietrzu, utlenia (spala) przym ieszki, jak już o tern wyżej powie­

dziano, zaś azot, w ciskany z tlenem w olbrzym ich ilościach, powo­

duje dokładne m ieszanie płynnego metalu i ułatwia przez to świeżenie.

Powietrze, wtłaczane do pieca, ma ciśnienie 1*5 atm.

Gruszkę do św ieżenia w ypełnia się tylko częściow o, co przy śred­

n icy wewnętrznej 2’5 m w yn osi 15—20 tonn surowca; ta m asa su ­ rowca zostaje w przeciągu 20 minut przerobiona na żelazo kujne.

Św ieżenie naczyniow e żelaza odbywać się m oże dwoma sposobami:

metodą kwaśną, zwaną bessem erow ską, i zasadową, zwaną także m e­

todą Thom asa. D o obydwu używ a się takiej samej gruszki Bessem era, tylko wym urowanie jest odm ienne przy każdej z tych metod. Przy sposobie B essem era przerabia się na żelazo kujne surow iec s z a r y , zawierający ponad 2% krzemu, który przez spalenie tworzy żużel 0 w łasnościach kw aśnych. Wyprawa gruszki m usi zawierać wiele krzemionki (Si 0 2), odpornej na działanie kw aśnego żużla. W tym pro­

cesie św ieżenia, trwającym około 20 minut, spala się wpierw krzem, potem m angan, a wkońcu węgiel.

Metoda B essem era stosow ana jest szczególnie w A nglji i A m eryce, gdzie wytapiany z rud surowiec zawiera mało fosforu. W środkowej Europie natomiast znajdują się olbrzym ie pokłady rudy, bogatej w fosfor 1 dającej surowiec, niezdatny do m etody B essem era, bo dla usunięcia przy św ieżeniu fosforu potrzebny jest dodatek wapna, który tworzyłby z kw aśną (krzemionkową) wyprawą gruszki żużel, wskutek czego piec uległby zniszczeniu, a fosfor nie dałby się usunąć. D ługi czas z tego powodu nie używano do wyrobu żelaza kujnego surowca bogatego w fosfor. Dopiero w r. 1878 udało się A nglikow i Thom asowi w yna­

leźć dla gruszki wyprawę zasadową, którą stanowił dolomit.

U żyw any w metodzie Thom asa surowiec zawiera fosfor w ilości

1-7—2%, który w przeciwieństw ie do krzemu spala się dopiero po

spaleniu zawartego w żelazie węgla, t. j. pod koniec procesu św ieże­

(15)

nia. W łasność ta powoduje, że przy tym procesie ulega spaleniu wiele żelaza, które w postaci Fe O zan ieczyszcza płynny materjał. Spalający się przy św ieżeniu fosfor na tlenek (P2 Ob) zostaje przeprowadzony w żużel zapom ocą dodanego wapna.

Żużel z procesu Thom asa, zawierający związek fosforowy, uży­

wany byw a po m ieleniu jako nawóz sztuczny pod nazwą t o ­ ni a s y n y.

Przy wyrobie 1 tonny żelaza metodą zasadową otrzymuje się śred­

nio 300 k g żużla, który m usi być usunięty z gruszki przed ukoń­

czeniem procesu ze względu na m ożli­

wość powrotnej re­

akcji fosforowej.

Podczas św ieże­

nia obiema meto­

dami, w iele żelaza ulega spaleniu na tlenek (Fe O), któ­

rego należy się po­

zbyć dla jego szk o­

dliwego d z i a ł a n i a . Do tego celu stosuje się po ś w i e ż e n i u p r o c e s o d t l e n i e - n i a (desoksydacji) zapomocą specjal­

nego surowca, za­

wierającego w i e l e manganu, który w le­

wa się do gruszki w stanie stopionym,

lub też wrzuca w stanie stałym . Mangan, m ający w ielkie powinowactwo do tlenu, odbiera tlenkowi żelaza tlen (Fe O -j- Mn = Mn O -j- Fe), czyli redukuje go, tworząc tlenek manganu (Mn O), w ypływ ający na po­

wierzchnię żelaza w' postaci żużla.

W yświeżone i odtlenione żelazo w ylew a się z gruszek do kadzi prze­

woźnych. Ryc. 97 przedstawia schem atycznie urządzenie stalowni Tho­

masa. Litery oznaczają: a — kadź dowożącą płynny surowiec z m ie­

szalnika, c — piec gruszkowy, d — urządzenie hydrauliczne do pochylania gruszki, f — urządzenie do przewożenia kadzi, g — kadź, w którą wlewa się w yśw ieżone żelazo i odwozi do hali, gdzie się ją

Ryc. 97. Schem atyczny szkic stalowni Thom asa.

(16)

odlewa w bloki, h — jamę odlewniczą z formami, i — komin, chwyta­

jący płom ienie i iskry w czasie świeżenia.

Ogólną wadą procesów naczyniow ych jest to, że do przeróbki ko­

nieczny jest surowiec w stanie płynnym , a sam proces nie m oże być dowolnie przedłużony z powodu braku opału z zewnątrz. N ie można też przerabiać surowców, zawierających fosfor w w iększej ilości, niż dopuszczalna w metodzie kwaśnej, a m niejszej, niż potrzeba w zasa­

dowej — a surowców takich jest bardzo dużo.

Od chwili w ynalezienia sposobu wyrobu żelaza kujnego zapom ocą św ieżenia w gruszkach B essem era, zaczęto zastanawiać się nad spo­

sobem podniesienia temperatury zw ykłych pieców płom iennych, opala­

nych węglem . W ynalazcą ich był Piotr Martin, który zam ierzał przetapiać w nich odpadki żelaza kujnego, nagromadzone w hutach w olbrzymich ilościach. Zastosował on w ynaleziony w roku 1864 przez braci Fry­

deryka i W ilhelma Siem ensów sposób ogrzewania pieców płom iennych zapom ocą poprzednio wytworzonych gazów palnych, przez co zdołano otrzymać w piecu temperaturę, dochodzącą do 1.800°; dało to m ożność przetapiania odpadków żelaza kujnego. Zczasem , gdy odpadków i sta­

rego żelaza zabrakło, zaczęto robić próby św ieżenia w tych piecach surowca, co się Martinowi powiodło. Od w ynalazców sposób ten nosi nazwę m e t o d y S i e m e n s - M a r t i n a .

G azy, potrzebne do opalania pieców płom iennych, wytwarza się z węgla w piecach, zw anych g e n e r a t o r a m i . G azy opalające, jako- też i powietrze, potrzebne do ich spalenia w piecu Siemens-M artina, podgrzewa się wpierw w komorach, zbudowanych pod piecem , o licz­

nych kanałach, wym urowanych z cegieł ogniotrwałych. Na ryc. 98, przed­

stawiającej w przekroju piec Siem ens-M artina, widzim y cztery komory, z których dwie f służą do podgrzewania powietrza, zaś dwiee dla gazu.

Przez odpowiednie ustawienie zasuw y przepuszcza się przez jedną parę komór gazy spalenia, wytworzone nad topniskiem, przez drugą parę poprzednio ogrzanych komór palny gaz i powietrze, gdzie ogrze­

wają się do temperatury 1.000° do 1.200°, a doprowadzone kanałami —■

c dla gazu — d dla powietrza — nad topnisko, spalają się i dają tempera­

turę 1.700°— 1.800°. Topnisko a ma dno w klęsłe i jest pochylone w stronę spustu (otworu dla w ypuszczania) w yśw ieżonego żelaza. Po przeciw­

ległej stronie spustu znajdują się trzy otwory, zam ykane pionowem i za­

suwam i, przez które wkłada się surowy materjał, zw ykle w stanie stałym.

Do procesu używ a się około 2 0 —35% surowca w stanie płynnym lub stałym z dodatkiem 8 0 —65% starego żelaza. W braku starego że­

laza daje się 18—25% czystej rudy (zw ykle żelaziak m agnetyczny),

zaś resztę surowca.

(17)

Tak ruda, jak i rdza, pokrywająca stare żelazo, będąca związkiem żelaza z tlenem, dostarcza tlenu, potrzebnego do utleniania przym ieszek, czyli św ieżenia surowca. Podobnie jak w metodzie naczyniowej, sto­

sujemy w zależności od ro­

dzaju surowca (czy jest bo­

gaty w fosfor c zy w krzem), wyprawę pieca, zasadową lub kwaśną. W piecach S ie ­ mens-Martina przerabia się głównie surowiec, zawiera­

jący fosfor, który usuwa się, podobnie, jak w procesie Thomasa, zapom ocą wapna.

Do pieca, przerabiają­

cego 15 do 250 tonn żelaza, wrzuca sie wpierw wapno,*

następnie surowiec, a wkoń- cu, okresowo, w zależno­

ści od szybkości topienia, stare żelazo, zendrę z w al­

cowni, lub też rudę. Św ie­

żenie surowca trwa dłużej (5 do 8 godzin), niż w m e­

todzie naczyniowej, ponie­

waż nie dostarczam y tutaj tlenu przez wtłaczanie po­

wietrza, tylko surowiec m usi pobierać tlen z dodatków wyżej w spom nianych. Że­

lazo z pieców Siem ens- Martina, pozostając dłużej w piecu, m oże być dokład­

nie oczyszczone z tlenków, żużla i gazów.

W piecach S iem en s- Martina m ożem y wyrabiać

żelazo kujne od najm iększych do najtwardszych gatunków, a -po­

nieważ m ożem y je dokładnie oczyścić z przym ieszek (szczególnie fosforu przy procesie zasadowym ), należy ono do najlepszych ga­

tunków stali i dlatego używane bywa nieraz zamiast żelaza rafino­

wanego.

17

(18)

Ryc. 99. Przekj,stalowni Siemens-Martina: a gazownia, bwózki do transportuwęgla, c generator gazowy, dprzewóddlagazu,/piec Martina,gżórawzasilacy, /łyżka zasilaca, o kadź odlewnicza, pżórawz kadzią odlewnicza, qdołyodlewnicze.

Ryc. 99 przedsta­

wia s c h e m a t y c z n i e urządzenie stalowni Siem ens-M artina. Wi­

dzim y tam: gazow­

nię a, generator c, w y­

twarzający gaz z wę­

gla, dowożonego wóz­

kami b. Przewodem d doprowadza się gaz do pieca Martina f.

D la włożenia do pieca surowca, wapna, rudy oraz starego żelaza słu ży żóraw g, ma­

jący łyżkę /. Wyświe- żone żelazo spuszcza się do kadzi o trans­

portowanej żórawiem p do m iejsca, gdzie w dołach q stoją rzę­

dem ustawione formy, t. z. kokile.

Żelazo płynne, wy- św ieżone tak metodą naczyniow ą w grusz­

ce B essem era, jak i w piecu płomien­

nym Siemens-Marti­

na, w ylew a się z pieca do kadzi, które prze­

wożą je do miejsca, gdzie w dołach usta­

wione są rzędami for­

m y żelazne.

Na ryc. 100 widzi­

m y zaw ieszoną na żó-

rawiu kadź, g o t o w ą

do napełniania kokil,

ustawionych w dole

odlewniczym .

(19)

W kokilach żelazo tężeje w bloki, które następnie w stanie czer­

wonego żaru poddawane są obróbce m echanicznej przez kucie lub walcowanie.

D o kucia tak wielkich bloków stalowych służą młoty parowe, dzia­

łające przez uderzenie, lub prasy hydrauliczne, działające przez po­

wolny i dość długotrwały nacisk. Podczas kucia blok żelaza trzym any jest i przesuwany zapom ocą elektrycznych żórawi.

Ryc. 101 przedstawia olbrzymi młot parowy, zbudowany w N iem czech do kucia luf armatnich.

Innym sposobem obróbki bloka jest walcowanie zapom ocą nacisku obracających się wałków na materjał, działaniem ich równocześnie posuwany. Obracające się wałki, których odległość jest m niejsza od grubości przerabianego bloku, wciągają go, zgniatają i przesuwają na przeciwną stronę, jak to widać na ryc. 102, przedstawiającej walcownię zwrotną. Jeżeli wałki mają w yżłobienia odpowiedniego kształtu, to za­

pomocą walcowania m ożem y otrzymać przedmioty o różnych przekro­

jach, jak szy n y kolejowe, dźwigary, kształtówki, walcówki i t. p.

Żelazo kujne, wyrobione metodą ogniskową, pudlarską, naczyniową, oraz w piecu płom iennym Siemens-M artina, ma wiele wad, gdyż jest zanieczyszczone żużlem , porowate, posiada niejednolity skład

R yc. 100, W nętrze stalowni z kadzią odlew niczą i kokilam u

17*

(20)

chem iczny, zanieczy­

szczone jest siarką i fo­

sforem, co nie prze­

szkadza wprawdzie sto­

sować żelaza, w szero­

kim zakresie, jednak obniża jego własności, na których czasami szczególnie nam zależy.

Dla usunięcia tych wad, czyli całkowitego oczyszczen ia żelaza sto-

Ryc. 1 01 . Młot parow y.

su je się osobny proces

wyrobu żelaza, dający żelazo u l e p s z o n e , czyli rafinowane. Rafinowanie żelaza w stan ie płynnym wykonywa się sposobem t y g l o w y m lub e l e k t r y c z n y m . Proces tyglowy znany oddawna, jak o tern przy wyrobie stali indyjskiej wspom niano, polega na stapianiu wyborowych gatunków żelaza kujnego surowego w naczy-

Ryc. 102. W alcownia zw rotna.

niach, zwanych tyglam i. W idzimy je w przekroju na ryc. 103, wypełnione metalem, który w zależności od długości czasu topienia przechodzi stop­

niowo w stan płynny a następnie ulega pewnym przemianom oczyszcza­

jącym go. T ygle te, o pojem ności 3 0 —50 kg, wykonane są z gliny ogniotrwa­

łej z dodatkiem grafitu lub sproszkowanego koksu. D la wytworzenia więk­

szej ilości stali ogrzewa się tygle nie pojedynczo, lecz w większej liczbie

w piecu płomiennym , który m oże pom ieścić czasam i do 100 takich tygli.

(21)

W tyglu ulega żelazo nietylko topieniu, ale zachodzi tam i pewnego rodzaju proces św ieżenia, bo gazy, otaczające ściany tygla, zawiera­

jące wolny tlen z rozkładu w wysokiej temperaturze pary wodnej oraz dwutlenek węgla, przenikają przez ściany tygla i stykają się z płynnem żelazem. Gdy jednak ściany tygla pokryją się wskutek wysokiego

Przck rd j poprzeczny tygla z m etalem , topionym przez

*/* godz. 1 godz. l>/a godz. 2 godz. 21/* godz. 3 godz. 4 godz.

Ryc. 103.

ogrzania nieprzepuszczalną glazurą, zachodzi w płynnem żelazie pro­

ces odtlenienia, bo tlen zawarty w tlenku żelaza łączy się z węglem, rozpuszczonym w żelazie, i jako gaz (tlenek węgla) uchodzi w po­

wietrze.

Topienie w tyglu trwa od 3 —5 godzin. O ile jest zam ierzony w y­

rób stali do specjalnych celów, dodaje się do żelaza, zależnie od przezna­

czenia, innych zazwyczaj drogich metali, jak nikiel, chrom, kobalt, wolfram i t. p., które podnoszą w znacznym stopniu bądź to w ytrzy­

małość, bądź też twardość wyrobionej stali.

Proces tyglow y daje materjał bardzo dobry, jednak drogi z powodu znacznego zużycia paliwa, kosztownej obsługi, w reszcie ceny sam ych tygli, które mogą być używ ane tylko raz, nie pozwala też usunąć siar­

czanu fosforu, zawartego w surowem żelazie.

W krajach, które mają siły wodne, dostarczające taniego prądu, ra­

finuje się żelazo w piecach elektrycznych, w których można otrzym ać bardzo w ysoką temperaturę. Sam sposób działania prądu jest rozmaity:

albo powstaje m iędzy elektrodami, um ieszczonem i w sklepieniu pieca, luk elektryczny, który, wytwarzając ciepło, ogrzewa żelazo, albo prąd, przepływając przez żużel i żelazo, wskutek oporu wytwarza ciepło.

Hyc. 104 przedstawia piec (H eroulfa), m ający elektrody węglowe,

wchodzące przez sklepienie. Prąd, płynący m iędzy zanurzonemi

w płynnym żużlu elektrodami, wytwarza wskutek oporu ciepło, po-

(22)

trzebne do topienia żelaza. Piec ustawiony jest na szynach, zgiętych łukowo, co um ożliwia przechylanie go podczas w ylew ania żużla lub gotowej stali.

Proces św ieżenia w piecu elektrycznym odbywa się bez współdzia­

łania gazów i powietrza. Tlenu potrzebnego do usunięcia przym ieszek dostarczają specjalnie dodane żużle. Siarkę i fosfor, których w proce-

Ryc. 104. Piec H ć ro u lfa z elektrodam i, osadzonem i w sklepieniu.

sie tyglow ym nie było m ożna usunąć, w tym procesie usuw a się przez dodatek zendry z walcowni, lub czystej rudy, a następnie wapna.

Wapno (C a C 0 3) pod wpływ em wysokiej temperatury rozpada się na tlenek wapna (Ca O) i dwutlenek węgla (C 0 2) według reakcji Ca C 0 3 = C a O - \ - C 0 2. W ęgiel redukuje pow stały tlenek wapna na metaliczny wapd (2 Ca O - j - C = C 0 2 + 2 Ca), który łą czy się chciw ie z siarką (Ca -j- 5 = Ca S) i przechodzi w żużel. W ytworzony podczas procesu żużel w ylew a się z pieca co pewien czas, gdyż m oże łatwo nastąpić powrotna reakcja. Po w ypuszczeniu żużla pozostawia się żelazo dłuż­

s z y czas w piecu do w ystania się (t. j. do zupełnego w ydzielenia się żużla i gazów z płynnej m asy), a wkońcu dodaje się, podobnie jak w procesie tyglow ym , zależnie od potrzeby, m etale szlachetne.

Żelazo, rafinowane w piecach elektrycznych, jest materjałem wy­

borowym ze względu na swoje cenne w łasności.

Jedyną przym ieszką, jaka się znajduje w każdym gatunku żelaza technicznego i która decydująco wpływa na jego własności, jest w ęgiel, tworzący z żelazem związek chem iczny karbid (ce­

mentyt) Fe3 C.

Od najdawniejszych czasów istnieje podział żelaza kujnego w za­

leżności od ilości zawartego w ęgla na 2 grupy, objęte nazwą s t a l i

(23)

i ż e l a z a m j i ę k k i e g o . Stalą nazywano rodzaje żelaza kujnego o więk­

szej zawartości w ęgla i tem sam em o w yższej w ytrzym ałości, twardości i połączonej z tem kruchości, a przytem hartowne.

Żelazem miękkiem nazyw am y gatunki, zawierające mało węgla, miękkie, ciągliw e, mniej w ytrzym ałe i niehartowne. Gdy stal zawiera w większej ilości dodatki innnych metali, nazyw am y ją stalą s p e ­ c j a l n ą ; tej używ a się głównie do wyrobu narzędzi obróbczych i części m aszyn automobilowych lub lotniczych.

LITER ÄTU RÄ . A n czy c „Żelazo“. Gebethner i Wolif. 1923. W arszawa.

K o r z y s t a n o z r y c i n :

1. Gemeiniassliche D arstellung des Eisenhüttenwesens. Verein D eutscher Eisen­

hüttenleute. Düsseldorf 1923.

2. Böhler W erksanlagen.

3. D r. Otto Johannsen „Geschichte des E isens“. Düsseldorf 1924.

Sprawy bieżące.

S z k o ły t e c h n ic z n e z a w o d o w e w P o ls c e .

Przem ysł i wszelkie dziedziny pracy technicznej w Polsce odczuwają brak wykwalifikowanych techników i majstrów.

Większość t. zw. techników, dotychczas obsługujących te dziedziny, składa się przeważnie z praktyków samouków, nie po­

siadających żadnego metodycznego wy­

kształcenia. Pominąwszy inne przyczyny, właśnie ten brak pracowników wykwalifi­

kowanych, obeznanych z nowoczesnemi postępami w dziedzinie techniki i nowo­

czesnemi sposobami wytwórczości, nie po­

zwala na podniesienie tempa i poziomu pracy zbiorowej naszego społeczeństwa, przez c o :

1. W ytwórczość przemysłowa nie może osiągnąć powiększenia i potanienia produk­

tów, podnosząc tem zam ożność społeczeń­

stwa;

2. Stan budowania miast i miasteczek, urządzeń sanitarnych, oraz stan dróg jest w stanie bardzo niskim.

Dla wszystkich gałęzi, wymagających wiadomości specjalnych, musi przemysł

sprowadzać majstrów cudzoziemców i opłaca ich bardzo wysoko, wtedy gdy ludność miejscowa niewykwalifikowana emigruje lub stara się szukać zajęcia na nędznych u rzę­

dach. Społeczeństwo, nie umiejące praco­

wać zorganizowanie i fachowo, narzeka na wygórowane podatki, nie zw racając uwagi na to, że Państwo musi dla utrzym ania swej niezależności, rozwoju i siły łożyć fundusze na wojsko, oświatę, drogi i admi­

nistrację i że obywatel pracą swą musi środków na to dostarczyć.

Stan biedy zmienić się musi. Jednym ze środków ku temu jest kształcenie się w kierunku zawodowym.

Należy podać do wiadomości i poradzić rodzicom, nie mającym pewności w za­

pewnieniu swym dzieciom uposażenia pod­

czas studjów w zakładzie wyższym, za­

chowanie dużej rezerwy w posyłaniu dzieci aż do ukończenia do szkół średnich ogólnokształcących. O ile młodzieniec, koń­

czący średni zakład ogólnokształcący, nie jest przygotowany do życia praktycznego i napotyka trudności w znalezieniu pracy,

Cytaty

Powiązane dokumenty

runku na dwie części, lecz prawdopodobnie proces ten trzeba r a ­ czej objaśnić inaczej (ryc. Początki ścianek poprzecznych błony komórkowej przy podziale

3) Estryfikowaniem nazyw am y proces powstaw ania estrów (por.. Zagadnienia technolog, wytwarzania tłuszczów na tle stosunków wojennych. E scales użył zam iast

micznych... Którym metodom przypisać należy w yższą wartość, jeśli chodzi o obliczenie ogólnego wieku ziem i, nad tern zastanow im y się później. W każdym

kreślonego przez powietrze, mają wyżej wzm iankowaną postać torów spiralnych. Tarcie powietrza o powierzchnię zm niejsza jego szybkość, a tern sam em siłę

Również wszelkie spichlerze lub komórki, które służą do przechowyw ania owoców, zboża, nawiedzane nieraz przez szkodliwe owady, kryjące się w takich kry

nego punktu głównego) od płaszczyzny kliszy równą jest długości ogniskowej, może jednak być zmienną dla zdjęć specjalnych, np. Przy pomocy tych urządzeń

rzystwo to postaw iło sobie za zad anie, m iędzy innem i, także dokładne zinw entaryzow anie i trw ałą ochronę w szy stk ich przyrodniczo w ażnych punktów w

Żaden jednak z wyżej w ym ienionych środków nie powoduje obrazu chorobowego, odpowiadającego stanowi ludzi chorych na cukrzycę (diabetes m ellitus). Że przyczyną