• Nie Znaleziono Wyników

Przyroda i Technika, R. 14, Z. 6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przyroda i Technika, R. 14, Z. 6"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

PRZYRODA I TECHNIKA

C Z A S O P IS M O P O Ś W IĘ C O N E P O P U L A R Y Z A C J I N A U K P R Z Y R O D N . I T E C H N IC Z N Y C H

W S Z E L K IE P R A W A Z A S T R Z E Ż O N E . P R Z E D R U K D O Z W O L O N Y ZA P O D A N IE M ŹRÓDŁA.

Pom im o zażyłej znajom ości O jca mego z D ziadkiem M arszałka, A ntonim Bilewiczem, z pow odu czego poznałem M atk ę Jeg o, M arję, ja k o m łodą wówczas p an ien k ę oraz O jca, Jó ze fa wówczas narzeczo­

nego, nic m iałem możności poznać R odziny P iłsudskich , g dyż z Zułow a w yjechałem ja k o dziecko.

P ro f. d r O. BU JW ID .

ZE WSPOMNIEŃ.

Zmarły, W ielki Wódz, człowiek stalowego czynu, łam ał się w swej młodości z ciężkicm niedomaganiem fizycznem. — Mąż stanu i polityk widział w rozwoju nauk dźwignię wielkości swego narodu. Ofiarność na cele badawcze była w Nim nad m iarę po­

wszednią. Szczegóły te, mało znane szerszemu ogółowi, podajemy dziś, korzystając z życzliwości prof. Bujw ida dla naszego pisma.

Redakcja.

(2)

242

Po ra z pierw szy zobaczyłem M arszałka p rz ed la ty trz y d z ie stu przeszło w dosyć szczególnych okolicznościach. B yłem m ianow icie, j a k to się często zdarzało, w czasie w olnym od w y k ład ó w u n iw ersy ­ teck ich w czesną w iosną w A b azji z m em i trz e m a córkam i, gdzie p o ­ dziw ialiśm y ju ż zak w itłe d rz ew a m igdałow e i m asy fiołków , gdy.

w K rak o w ie jeszcze b y ła śnieżna, m roźna pogoda.

Po jedn odniow y m pobycie sp o ty k am P. M a rję P iłsu d sk ą, pierw szą żonę M arszałka.

— P an ie profesorze, może p a n zechce odw iedzić Ziuka, k tó ry je s t ciężko chory.

— J a k n a jc h ę tn ie j, zaraz idę za P an ią, ale przecież j a ta k n ie­

w iele p ra k ty k u ję , że nie m ożna będzie polegać n a m oich ra d a c h i n a ­ leży zw rócić się do w łaściw ego specjalisty .

— P roszę je d n a k koniecznie o p rz y ja c ie lsk ą ra d ę, bo jestem b a r ­ dzo niesp o k o jn a. M ocno kaszle i m a gorączkę.

P oszliśm y razem . Zobaczyłem człow ieka la t około trz y d z ie stu k ilk u liczącego z w yraźnem i o bjaw am i choroby p łu cn ej. N a z a p y ta n ia p r a ­ wie nie odpow iadał, p a trz a ł nieufnie, p o ta k iw a ł m ru k liw ie — m h u — lu b k rę c ił głową. O słuchałem sta ra n n ie płuca. P o d p ra w ą ło p a tk ą w y raźn y oddech oskrzelowy, niżej d a ją się w ysłuchać w yraźne o b ja­

w y zniszczenia w p o staci dosyć obszernej ja m y (c a v e rn a ). G orączka, c h a ra k te ry sty c z n a d la p rzew lek łej gruźlicy. J e d n a k s ta n odży w iania dość dobry, u b y tk u sił nie w idać. R okow anie w zględnie pom yślne.

U dzieliłem żąd an ej odem nie p rz y ja c ie lsk ie j r a d y i poleciłem p o ­ zostaw ać pod s ta łą opieką m iejscow ego sp ec ja listy . W idziałem , że m oja w izy ta nieco u spokoiła otoczenie.

I długo potem n ie w idziałem Tego Człowieka.

W idyw ałem Go p rz elo tn ie w K rako w ie. Słyszałem o jeg o p rz y g o ­ to w an iach w ojskow ych. O w yjeździe do J a p o n ji podczas rew o lu cji ro sy jsk ie j w czasie w o jn y jap o ń sk iej, rew olu cji, k tó r a skończyła się krw aw em i ofiaram i na id icac h P e te rsb u rg a .

G dy my, ludzie rozw ażni i uczeni p racow aliśm y w naszym szczu­

p ły m zakresie n a stanow iskach, k tó re w edle naszych ów czesnych są ­ dów n a jle p ie j o dpo w iad ały potrzebom rozdzielonego pom iędzy trz y zab o ry N arodu, spodlałego w ysługam i u obcych najeźdźców , Ten W ielk i R o m an ty k a zarazem R ealiza to r sn u ł plan y , zw iązane z u p a d ­ kiem trz e c h m ocarzy śv ia ta i osw obodzeniem O jczyzny, k tó ra nie­

odw ołalnie w e d łu g Je g o zam ierzeń m usi z a ją ć należne je j m iejsce po śró d w olnych narodów .

N ie sp o tk ałem się z nim podczas p ierw szych Jeg o B ojów o P o 1 Nie m ogłem czynnie służyć w L egjonach. A le ja k o k iero w n ik 1- k a rz w służbie a u s trja c k ie j ud zielałem w szelkiej m ożliw ej pom oc Je g o Legjonom , ta k zresztą ja k i p rzedtem , zanim w o jn a w ybuchła, udzielałem pom ocy w szelkim poczynaniom tych, k tó rz y z N im i p i w N im praco w ali. I w r. 1917 sam do stąp iłem zaszczytu m ożności m --***]

szenia m u n d u ru L egjonow ego, m u n d u ru , k tó ry od p o cz ątk u w ojn b y ł udziałem mego starszego sy n a a pó źniej dru g ieg o sy n a i córk . skę.

(3)

G dy się u su n ą ł od p o lity k i i służby czynnej i p ozo staw ał w S u­

lejó w k u , w ów czas w idyw ałem Go częściej i n iek ied y rozm aw iałem o spraw ach gospodarczych, p rz y ro d n iczy ch i nauko w y ch, d la któr ry c h m iał zawsze bard zo żyw e zaintereso w an ie i głębokie zrozum ienie.

T a k dobrze p rzypom inam Jeg o za p y ta n ie sk iero w an e do k a sje ra , k tó ry p rz y b y ł do S u lejó w k a z w y p ła tą p e n sji m iesięcznej.

— A m iedziane grosiki p a n przyw iózł?

— P rzynoszę, P an ie M arszałk u !

— No, to proszę odd ać g rosik i W andzi i Jag ó d ce, a re sz ta to p a n wie.

R eszta, t. j. cała p e n sja M arszałk a, szła n a p o trz e b y w ileńskiego u n iw e rsy te tu . Nie ch ciał bowiem b ra ć ża dn ych poborów p ań stw o ­ w ych i żył z p isan ia sw oich p am iętnik ów , k tó re w ydaw ał.

— A może P a n M arszałek pozw oli zrobić sw oją fo to g ra fję ?

— D obrze, sia d a jm y t u n a schodkach.

U sunąłem się d y sk re tn ie, nie chcąc p rzeszkad zać i być in tru zem n a te j ro d z in n e j fo to g ra fji. Ale i On sam i P an i M arszałk ow a um ie­

ścili mię koło siebie i oto p o w stała ta, d la m nie n a zawsze p am iętn a fo to g ra f ja , k tó rą t u po d aję, z ro k u 1925.

D r Z B IG N IE W K A W E C K I, Kraków.

GOSPODARCZE ZNACZENIE CZERWCÓW.

N a stokach g ó ry Dżebel M uza (płw p. S y n a j), wsławionej po wszo czasy mojżeszowym „krzakiem gorejącym “ , w stary m klasztorze, budo­

w anym jeszcze za cesarza J u s ty n ja n a przebyw ają m nisi. O gniskuje się u nich handel m a n n ą t a m a r y s z k o w ą, zbieraną przez zamieszku­

jących S y n aj B eduinów n a stokach gór. Roznoszona przez pielgrzym ów stanow i ona n a całym wschodzie po p u larn e wszędzie „słodycze“ , d o sta r­

czając zarazem tam tejszej ludności pokaźnego źródła dochodów.

M ann a tam aryszkow a przez długi czas uchodziła za m annę b ib lijn ą — i za p ro d u k t ro ślinny w tern znaczeniu, że m iała pow staw ać z soków ro ­ ślinnych, zastygających n a pow ietrzu a w ypływ ających z roślin żyw ią­

cych „ m a n n ó w k ę “ , czerwca, k tó ry przez swe nakłuw anie m iał z ja ­ wisko to powodować. D opiero ekspedycja synajska, p o d jęta przed kilku la ty pod kierunkiem znanego badacza p rofesora U niw ersytetu w J e ro ­ zolimie F . S. B o d e n h e i m e r a, stw ierdziła niezbicie, że marina tam aryszkow a pow staje w sposób zupełnie inny, że m ianowicie je st to ak zw ana „rosa miodowa“ czyli w ydaliny czerwców, żyjących n a tam - tej szych roślinach z g atu n k u T r a b u t i n a m a n n i f e r a i Ma - j a c o c c u s s e r p e n t i n u s v a r. m i n o r .

\ W szystkie mszyce w ydzielają — ja k wiadomo — znaczne ilości rosy miodowej swemi stylikam i odwłokowemi a podobnie czynią to również i blisko z niem i spokrew nione czerwce. W y d a lin a ta przyciąga n a ro­

ślin y żywicielskie w szystkich am atorów słodyczy ze św iata owadów 16'

(4)

244

w pierw szym rzędzie zaś m rów ki, k tó ry c h obecność n a drzew ie je s t najczęściej wskazówką obecności n a niem mszyc lub czerwców; zbiera­

jącym te g ru p y owadów służy to niejednokrotnie za wskazówkę i to n ieraz bardzo wartościową.

S y n ajsk a rosa miodowa obficie produkow ana przez czerwce szybko w ysycha w tam tejszym klim acie i k rystalizuje, d ając w łaśnie m annę.

Z bierana je st ona z krzewów T a m a r i x n i l o t i e a v a r . m a n ­ ii i f e r a, chociaż pow staje i n a innych g atu n k ach tam aryszków , z tych jednakże je st do spożycia n iep rzy d atn a, ponieważ rośliny te w yp acają w lecic znaczne ilości soli, co oczywiście za b ija w zupełności słodki sm ak wschodniego przysm aku.

*

# *

N ajw ażniejszym produktem , dostarczanym przez czcrWce, je st obec­

nie bezsprzecznie s z e l a k . J e s t on bowiem podstawowym składnikiem laku, pokostów, p o litu r, kitów a większość tych m aterjałó w w obecnym budow nictw ie mieszkaniowem i meblowem odgryw a niepoślednią rolę.

Szelak otrzym uje się przez odpow iednie podgrzew anie żywicy lakowej, k tó ra je st bezpośrednim produktem działalności T a e h a r d i a l a e - c a, czerwca lakowca, żyjącego w In d ja c h , Indochinach i sięgającego aż do Chin. C entrum pro d u k cji z n a jd u je się w B irm ie, jednakże i Sjam , A nnam oraz S u m a tra dostarczają poważnych ilości surowca. Lakowiee je s t p o lifag iem ; lista jego roślin żywicielskich przenosi 90, znaczenie gospodarcze m ają z nich przedewszystkiem A c c a c i a a r a b i e a,

R y c. 1, C zerw ce Jak o w e. Z n iek sz tałc e n ie g a łą z e k , w y w o ła n e R yc. 2. „C zerw iec b ia ły - Iceria ż ero w an ie m (z M a h d ih a s s a n a ). p n r c h a s l (z S o ra u e ra ).

B u t e a f r ó n d o s a, Z i z y p h u s p r o j u b a, S c h l e i e h e r a t r i j u g a i C a j a n u s i n d i . c u s . Czerwce te że ru ją n a gałązkach wym ienionych roślin, siedząc zazwyczaj gęsto obok siebie tak, że w y­

dzielany przez nie n a pow ierzchnię ciała płyn, zlewa się razem, tw orząc lepki, żywiczny pancerz, stanow iący przedm iot zbiorów.

(5)

Z pośród czerwców najw ięcej ich je s t szkodnikam i roślin u p ra w ­ nych. W ażnom zagadnieniem ich zw alczania je st w yszukiw anie i roz­

m nażanie ich pasorzytów oczywiście w tym celu, żeby je tęp iły. Taka m etoda zw alczania szkodników, zw ana biologiczną, zawdzięcza zarów­

no swój początek ja k i rozpowszechnienie doskonałym rezultatom , uzy­

skanym w łaśnie p rz y zw alczaniu jednego z czerwców a m ianowicie

R yci 3. S a m ic e c zerw ca po lsk ieg o . R y c. 4 Z b ieran ie k o szen ili w g . F rie d e ric h s'a .

czerwca białego I c e r i a p u r c h a s j , niszczącego g aje cytrynow o- pom arańczowe K a lifo m ji, którego w ytępiły sprow adzone w tym celu z A u s tra lji biedronki z g a tu n k u N o v i u s c a r d i n a l i s , dopiero wtedy, gdy zawiodły kosztowne m etody techniczne.

U czerwców lakowych rzecz m a się zupełnie odw rotnie. W łaśnie one, n a których istn ien iu człowiekowi zależy, są przez rozm aite paso- rz y ty n ajb ard ziej napastow ane. N ajw iększe zaś szkody w yrządzają w śród nich m ięsożerne gąsienice z g a tu n k u E u b l e m m a a m a b i l e i ich w ytępienie lub p rz y n ajm n ie j ograniczenie ich szkodliwej działal­

ności je s t jedn ym z najw ażniejszych w arunków zwiększenia p ro duk cji.

In n e znów czerwce d ostarczają wosku. J e s t to w schoduio-azjatyeki E r i- c e u s p e -1 e którego w ydzielina woskowa je s t w J a p o n ji używ aną do polerow ania drzew a oraz wschodnio in d y jsk i C e r o p l a s t e s c e r i - f e r u s, którego ciało p okryte je st woskową w ydzieliną, podobną do

pszczelej, zbieraną w A zji d la celów lekarskich.

O statn ią wreszcie g ru p ę pożytecznych czerwców stanow ią d o star­

czyciele czerwonego barw nika. J e s t to dzisiaj nie eksploatow any i p r a ­ wie zapom niany czerwiec polski M a r g a r o d e s p o 1 o n i c u s, o którym niesłychanie in tere su ją cą m onografję ogłosił ostatnio profe­

sor A. W . Jakubski. Czerwiec ten, żyjący n a korzeniach niektórych ro ­ ślin zielnych a przedewszystkiem n a czerwcu trw a ły m ( S e l e r a n- t h u s p e r e n n i s ) , zbierany b y ł do celów barw ierskich w miesiącu czerw cu; stą d przysłow ie: „w czerwcu pod czerwcem — czerwiec“ . O d­

gryw ał on niegdyś u nas bardzo wielką rolę jako najw ażniejszy barw ik naszego przem ysłu tkackiego a jeszcze bardziej jak o p ro d u k t han dlo­

wy, wywożony od n as n a ry n k i E u ro p y zachodniej, gdzie stanow ił b a r­

dzo poszukiw any tow ar. W wieku X V I został w y p a rty przez w y d a jn iej­

szą, choć może dostarczającą gorszego barw n ik a k o s z e n i 1 ę, również

(6)

246

czerwca, pochodzącego z A m eryki środkowej (M eksyk), którego ho­

dowla prow adzona była n a wielką skalę w tych k ra ja ch , gdzie można było plantow ać jego żywiciclską opuncję (Op.untia coecinellifera).

Zkolei i ten b arw n ik został w y p a rty ju ż w czasach najnow szych przez barw niki anilinowe, z którem i k o nk urencji w ytrzym ać nie mógł.

Hodowle koszcnili n ajd łu że j u trzy m ały się n a T eneryfie, skąd je ­ szcze w roku 1910 wywieziono do Stanów Zjednoczonych 17 000 funtów suszonych owadów.

Również w celach barw ierskich zbierano niegdyś masowo w k ra ja ch śródziem nom orskich czerwce, żyjące n a dębach ( K e r m e s v e r m i - l i o i K . i i i c i s n a Q uercus co ccifera), dzisiaj jednakże gatu n k i te nie p o siad ają większego praktycznego znaczenia,

O pisane powyżej pokrótce są to bodajże praw ie wszystkie g atu n k i z pośród pożytecznych czerwców. Pozostała większość te j g ru p y są to albo obojętne, albo dla gospodarki ludzkiej szkodliwe owady. Z w ła­

szcza szkodliwych człowiekowi i jego poczynaniom je st bardzo dużo i to zarówno gatunkow o ja k i osobniczo.

O m aw ianie ich rozpocznę od naszych najpospolitszych.

K ilka la t tem u, jeszcze przed m roźną zim ą 1928/9 roku, k tó ra w ta k niepow etow any sposób przetrzebiła nasze sady, zauważono n a P o d k a r­

paciu, gdzie zdaw na było dużo śliwników, niepokojący objaw ich zamie­

ran ia. Początkowo tłum aczono to tem, że są to zapew ne sta re sady, k tó ­ re dożyły ju ż swej g ran icy wieku i teraz powoli w ym ierają. P rz y bliż- szem zbad aniu okazało się jednak , że główną przyczyną w ym ierania śliw było nie co innego, ja k masowe pojaw ienie się n a nich, n ie tęp io ­ nej tarczów ki śliwowej czyli m isecznika śliwowego (P a 1 a e o 1 e c ą- n i u m x y l o s t e i ) . A kcję ra to w an ia śliwników drogą zw alczania ty ch czerwców przerw ała w zm iankow ana zima, osłabione śliw niki prze­

ważnie w ym arzły, ostały się tylko drzew a zdrowsze.

M iseeznik śliwowy je s t jed n y m z najpospolitszy cli naszych czerw­

ców, spotykanym zarówno po sadach ja k p ark ach czy lasach. Ż eru je bo­

wiem n a w ielkiej ilości drzew i krzewów a zwłaszcza na śliwowatych i akacjach, niekiedy w ta k ogrom nych ilościach, że całe gałązki zw ła­

szcza po dolnej ich stronic p o k ry te są sam iczkam i tego szkodnika. W i­

doczne w okresie zimowym n a drzew ach łatw o odpadające „m iseczki-*

są to m artw e szczątki samiczek, które po złożeniu pod siebie p o rc ji j a ­ jeczek, zginęły. Z jajeczek tych lęgną się ju ż wczesnem latem larw y i w ę d ru ją n a liście opanow anych drzew, w ysysając z nich soki. Żero­

wanie takie trw a aż do jesieni. P rze d opadnięciem liści larw y przecho­

dzą n a gałązki i tu ta j jako d ro b n iu tk ie tarczow ate u tw o ry zim ują, w czasie cieplejszych dn i w ę d ru jąc po gałązkach w poszukiw aniu od­

powiedniego siedliska. J e s t to najw łaściw szy m om ent ich masowego zw alczania. S ą one w ted y bowiem dostępne takim środkom , k tóre za­

stosowane o in n ej porze roku zniszczyłyby liście rośliny i byłyby zu­

pełnie nieskuteczne przeciw owadom starszym , opatrzonym chitynow ym płaszczem, którego larw om je st jeszcze brak.

Skoro drzewo się przebudzi ze sn u zimowego, zaczynają wysysać so­

ki, rosnąc teraz bardzo szybko i odpowiednio się zm ieniając. L arw y

(7)

R yc. 5. M isecźnik śliw ow y (L ec a n iu m c o ru i R yc. G. S a m ie c M isecznika śliw ow ego zn acz- L .), je d e n z n ajg ro ź n ie jsz y c h s zk o d n ik ó w śliw . nie p o w ięk szo n y .

n ic i n astępnie w bijać je w inne m iejsca. W te n sposób rank i, zadane roślinie, tw orzą wokół pierwszego m iejsca w bicia jak b y gwiazdę.

L arw y samców przechodzą całkiem inne przeobrażenie bo zupełne, przez ja k iś czas tw o rz ąc poezw arki, z k tó ry c h w y chodzą ja k o ow ady dorosłe zupełnie odm ienne od sam ic. S ą one u tego g a tu n k u znacznie od nich m niejsze, nie p o sia d a ją w cale narzędzi pyszczkow ych a zatem , w czasie swego, zresztą niedługiego życia nie p o b iera ją zupełnie p o k ar­

mu, są n ato m iast zaopatrzone je d n ą p a rą skrzydełek, skąpo użyłkowa- nych, p rz y k tórych pomocy la ta ją , w yszukując samice. Odwłok ich jest zakończony dwiem a długiem i hialinowem i szczecinkami bardzo kru- chemi, które też najczęściej ta owadów n a swobodzie przebyw ających byw ają znacznie skrócone przez poobłam ywanie. W m aju, g dy samiczki osiągną ju ż pełnię swego wzrostu, n a stęp u je kopulacja — samce giną żeńskie przechodzą w ylinki, tra c ą czułki i nóżki, sta ją c się zupełnie nieruchom e. Z m iazgi roślin w ysysają soki p rzy pomocy odpowiednio przekształconych narzędzi pyszczkowych a mianowicie ta k zw anych szczeci kłujących, które p o siad ają w ew nątrz kanalik i i przez nie to z d ą ­ ża ją soki z roślin y do przew odu pokarmowego, w yciągane przy pomo­

cy umieszczonej w głowie pom py ssącej. W d ru g ą stronę, to znaczy lcu roślinie w ypom pyw ane są w ytw ory gruczołów’ ślinow ych; są one po­

mocne p rz y p rzeb ijan iu tk an ek i rozw adnianiu soków. Sądzono do nie­

daw na, że czerwce, raz wbiwszy ssawkę, przez całe swe życie ciągną soki jed n y m przewodem. O dpow iednie je d n a k b a d a n ia H. W ebera Wy­

kazały, że czerwce mogą. swe ssawki w yciągać w czasie życia kilkakrot-

(8)

248

po niej dosyć szybko, samiczki również, oczywiście po złożeniu pod sie­

bie p o rc ji jajeczek.

Szkody, w yrządzane sadow nictw u przez tc owady są ogromne. Że­

rowaniem swem p rzyczyniają się, o czcm wzmiankowaliśmy, do wy­

m arzania drzew, bezpośrednio zaś działają bardzo ham ująco n a przy ­ rost, p ro du kcję owoców, ujem nie w pływ ają n a w ygląd liści i t. d.

D rugim , najpospolitszym szkodnikiem sadów je st sk orup ik jab ło ­ niowy, zw any także od swego k ształtu przecinkowcem (L e p i d o - s a p h e s u l m i [In] F e r n ) . B ad an ia ostatnich la t (T hien) wykaza­

ły, że g atunek ten, m ylnie uw ażany za posiadający w swym rozwoju samce, rozm naża się drogą dziew orództwa (partenogenezy ). S korupika jabłoniowego spotkać można najczęściej n a jabłoniach, w y stęp u je je d ­ nakże oprócz nich również na kilkudziesięciu innych roślinach : n a ro­

ślinach zielnych, krzew ach i drzewach od borówki począwszy a skoń­

czywszy n a dębie czy jodle.

Groźnym d la lasów , w których u n as n iestety zdaje się powszechnie w y stęp u je — je s t m i e c h u n ś wi e r k o w i e c ( E u l c c a n i u m h e m i e r y p h u m [D alm .] Ł d g r), przez leśników jako szkodnik n a ­ leżycie nie doceniany. W pływ a on bardzo znacznie n a zm niejszenie p rz y ro stu świerkówp u których osadza się w rozgałęzieniach pędów.

Jed n y m z najgroźniejszych obecnie szkodników sadów, w y stęp u ją­

cym n a całym świecie, je s t czerwiec, należący do g ru p y D i a s p i d a e mianowicie t a r c z n i k S a n J o s é ( A s p i d i oh u s p e m i c i o ­ s u s C onst.). Do n iedaw na w ystępow ał w e w szystkich częściach św ia­

ta z w yjątkiem E u ro p y , od kilku jednakże la t dostał się on bliżej n ie­

w yjaśnion ą drog ą n a W ęgry, n astępnie do A u strji, ostatnio notowra-

R yc. 7. T a rc z n ik S a n J o s é A sp id io h is p e rn i­

c io su s C o n st. n a ]a b tk u . O ryg.

R yc. 8. Z abielica p o k rz y w k a O rthezia urticae.

(9)

R yc. 0. G w iazdosz d ę b o w ie c f/łsfe ro /e c a - R yc. 10. L e c a n iu m b itu b ercu la tu m T a rg . n lu m u a r io lo su m j.S z k o d n ik d ę b ó w .O ry g . Na lew o n a ja b ło n i. Na praw o n a g ło g u .

no go z R um u n ji. W Polsce dotychczas jeszcze go niem a, jednakże ist­

n ieje uzasadniona obawa, że może on zostać i do nas zawleczony. Żeby ja k n a jb a rd z ie j oddalić ten moment, ustaw a celna przew iduje kontrolę, przychodzących z zag ran icy żywych roślin a także ich części (owoce), przez polskie S tacje O chrony Roślin.

* *

J e s t bardzo wiele gatunków czerwców, szkodliwych w m niejszym lub większym stopniu, znacznie więcej niż pożytecznych lub obojętnych d la gospodarki ludzkiej. Z obojętnych, ho atak u jący ch rośliny nie- upraw iane, wym ienim y pospolitą niekiedy n a pokrzywach z a h i c 1 i c ę p o k r z y w k ę (O r t h e z i a u r t i c a e ) , jed n eg o z niew ielu czerw ­ ców p rzez całe swe życie p o ru sz ający c h się wolno.

J a k widać z tego krótkiego przeglądu, ta naogół mało zn ana u nas g ru p a owadów, przez swą ogrom ną rozmaitość, ciekawe przystosow ania i k a p ita ln e znaczenie gospodarcze zasługuje n a większe zainteresow a­

nie, którem się zresztą cieszy' poza Polską, u nas in tere su ją c dopiero bardzo nielicznych entomologów.

(10)

250

Dr STANISŁAW TOŁPA, Kalisz.

Z WĘDRÓWEK PO POLESIU.

I.

W ostatnich latach wzrosło u nas ogrom nie zainteresow anie się Po- . lesiem. I słusznie. Niem a bowiem dzisiaj w środkowej E u ro p ie takiej dru g iej k ra in y , k tó rab y k ry ła ty le pierw otnych cech w swoim k ra jo b ra ­ zie, ja k właśnie Polesie. K ra jo b raz P olesia przem aw ia mocno do każde­

go tu ry sty p ro sto tą form te re n u i niezm ierzonym ogromem przestrzeni.

K ra in a rów na ja k stół, dopiero n a je j północnych i południow ych k ra ­ wędziach zaczynają się nieśipiało w ychylać z ogólnej płaskości te re n u niewielkie wzgórza.

D om inującym czynnikiem w krajo b razie Polesia je st woda. Zalega ona płaskie, bagniste k o ry ta rzek i błękitne ta fle jezior, które dość gęsto rozsiane są po całym poleskim obszarze. Z wodą sąsiad u ją n ie­

zmierzone połacie bagien. T ru d n o tu ta j oddzielić od siebie te dwa czyn­

niki — n a wiosnę bowiem praw ie wszystkie bagna leżą zatopione pod wodą, a w lccie, kiedy wody opadną, bagno w dziera się n a najw iększe naw et głębiny wodne. S uchy g ru n t leży tu Artłoczony m iędzy wodę i moczary. W znosi się on słabo z p onad m orza błot w postaci niereg u ­ larnych płatów, lub p rzew ija w śród bagien, n ak ształt długich języków.

S uchy teren n a tym obszarze to w przew ażnej części ustalone piaski wydmowe. Zostały one utrw alone przez puszczę sosnową, k tó ra się n a

H yc. 1. O stro w sk a rz e cz k a k o ło S a rn .

(11)

r

R yc. 2. Z a ra sta ją c e jezio ro n a P o le s iu .

nich rozsiadła i nic pozw ala im m szyć się z m iejsca. W m iejscach, gdzie puszczę wytrzebiono, piaski wydmowe zaczynają wędrować, zasy pu jąc skraw ki pól, brzegi lasów, drogi, a naw et bagna. N ierzadko bowiem pod pokładam i piasków wydmowych spotyka się kilkum etrow ej głębo­

kości błoto. N a w ydm ach stoją, osiedla ludzk ie; tu ta j w idać też sza­

chownice zagonów, przeoryw ane gdzie niegdzie jeszcze sochą. B ardzo często w śród bezkresu błot, n a tak zwanym „ostrów ku“ stoi chutor, mieszczący w sobie je d n ą tylko rodzinę. S kąpy bowiem szm at suchego g ru n tu nie jest w stan ic pomieścić i wyżywić większej liczby istnień ludzkich.

W oda, bagno i w ydm a to trz y zasadnicze ry sy w krajo b razie Pole­

sia. Te trz y czynniki nie w y stęp u ją tu w ja k ie jś stałej ze sobą rów no­

wadze. N ajbardziej żyw otnym w śród nich okazuje się, błoto. W kracza ono n a powierzchnie jezior i w niedługim czasie zam ienia je n a głębo­

kie torfow iska. Dużo zam arłych jezior k ry je się dziś n a Polesiu pod pow ierzchnią dzisiejszych błot. B łota prow adzą też zwycięską walkę z nieruchliw em i wodami rzeki poleskiej. R zeka ta to gm atw an ina rze­

czek, rzeczułek w jednem szerokiem korycie. W ody w nich drzem ią p ra ­ wie w bezruchu. Liść rzucony n a pow ierzchnię rzeki posuwa się raz w jednym , ra z w drugim k ierunku , zależnie od wiejącego w iatru . Nic też dziwnego, że obszerne, p ły tk ie k o ry ta rzeczne w ypełnione są p raw ie zupełnie roślinnością błotną, a woda z tru d e m przesącza się przez zwa­

ły' i gąszeza roślin. Roślinność błotna nietylko w y p iera wodę, ale m ając poddostatkiem wilgoci, w dziera się n a pobliskie w ały wydmowe, skąd w y p iera niejed n o k ro tn ie Poleszuka z jego u p raw nych zagonów. T a p o ­ tężna eksp ansja błot, kosztem istniejących zw ierciadeł wody a naw et wydm przyczyniła, się do zupełnego p raw ie zniw elow ania i ta k słabych rysów w rzeźbie tego obszaru. B łota s ta r a ją się w ypełnić najm niejsze n a­

wet zaklęsłości terenu.

■Wpływ człowieka n a kształtow anie się k ra jo b razu Polesia je st je ­ szcze nieznaczny. Poleszuk n ie zam ierzał nig d y walczyć z ta k potężne- mi żywiołami, jakiem i są woda i bagno. W alkę z niem i uw ażał ju ż zgó-

(12)

252

ry za p rz eg ra n ą d la siebie. D latego też ogrom ne połacie wód i błot zdo­

łały zachować po dziś dzień swoje pierw otne oblicze. Nic można n ato ­ m iast tego powiedzieć o puszczy poleskiej, k tó ra od z a ran ia działalności człowieka n a ty m teren ie p a d a ła zawsze i p ad a n ad a l pod razam i jego • siekier. N ajw iększych dew astacyj dokonały w n iej walczące arm je w cza­

sie w ojny światowej i rabunkow o-spekulacyjna gospodarka leśna w do­

bie pow ojennej. W skutek tego puszcza poleska skurczyła swój stan po­

siad an ia do n ajb ard ziej niedostępnych części Polesia. Ogołocone z la ­ sów wydrity w ę d ru ją z w iatrem , lub pokryły się n a nowo młodym lasem.

R yc. 3. T o rfo w isk o w y ż y n n e n a P o lesiu .

W oda i b ło ta wiodą dziś na Polesiu taki żywot, ja k przed wieka­

mi. M iłośnik p rz y ro d y dozna tu niew ątpliw ie głębokich wzruszeń, a p rz y ro d n ik spotka wiele gatunków roślin i zw ierząt, które tru d n o b y mu było zobaczyć gdzie indziej.

N a m okradłach żyje wiele gatunków roślin, które przyszły do nas z dalekiej północy jeszcze w okresie lodowcowym. Do ty ch n ależą:

b r z o z a (B c t u 1 a h u m i 1 i s ) , tw orząca często n a błotach gęste zarośla, w i e r z b a ł a p o ń s k a ( S a l i x L a p p o n u m ) , w i e r z ­ b a b o r ó w k o 1 i s t n a ( S a l i x m y r t i 11 o i d e s ) , m o d r z e w - n i c a p ó ł n o c n a ( A n d r o m e d a c a l y c u l a t a ) , w y rastająca z puszystych kożuchów torfow ca, b a g n o z w y c z a j n e ( L e d u m p a l u s t r e ) . Z okresu lodowcowego zachowały się tu także niektóre g atunki roślin zielnych, ja k przepiękne okazy g n i d o s z a k r ó l e w ­ s k i e g o ( P e d i c u 1 a r i s s e e p t r u n i C a r o l i n u m ) , płożące się łodyżki Ż ó r a w i n y ( O x y c o c c o s m i c r o c a r p a ) i niepo-

(13)

zom e okazy z i m o z i o ł u p ó ł n o c n e g o ( L i n n a c a b o r e a 1 i s ) , tak doskonale kryjącego się w podłożu lasów sosnowych. Ci północni przybysze czują się doskonale na bezkresnych obszarach bagien.

W podm okłych lasach południowo-wschodnich Polesia w ystępu je ' w spaniały krzew — je st to r ó ż a n e c z n i k ż ó 11 y (A z a 1 e a p o n- t i c a ) . Tworzy on tu gęste podszycie' leśne. M iejsce pochodzenia tego pięknego g atu n k u je st po dziś dzień zagadką, bo poza Polesiem w ystę­

p u je on w znacznych ilościach dopiero w górach K aukazu, nie wlicza­

jąc w to wysepkowego stanow iska w W oli Żarczyckiej w Małopolsce.

Ozdobą wód poleskich je s t k o t e w k a m u c a ń s k a ( T r a p a m u z- z a n e n s i s ) , k tó ra zachowała się do dzisiaj w jeziorze P ohost koło P ińska.

R y c, 4. T orfo w isk o n iz in n e n ie o su sz o n e n a P o le siu . B ujne k ę p y tu rz y c n a pierw szy m p la n ie .

W daleko tru d n iejszy c h w arunkach żyje fa u n a n a Polesiu, Łoś, król bagien, w dalszym ciągu czuje się niepew nie n a rozległych m oczarach, tro p io n y zawzięcie przez Połeszuków, z k tó ry ch praw ie każdy je st za­

wodowym kłusownikiem. W e wschodniej części Polesia spotkać można jeszcze nieliczne okazy niedźw iedzia. W m rokach leśnych żyje r y ś ; li­

czą go także n a sztuki. W łozach i oczeretach lęgną się nato m iast obfi­

cie wilki, które d a ją się we znaki nietyko zw ierzynie domowej, ale i le­

śnej. W lasach poleskich spotyka się bardzo mało sarn, a to w skutek zapam iętałych łowów, jak ie prow adzą wilki n a te piękne zwierzęta.

N ad jezioram i unoszą się całe chm ary p tactw a błotnego i w odnego;

w śród nich budzą zainteresow anie rzadkie okazy bociana czarnego. N ikt dotychczas nie pokusił się o system atyczne opracow anie tu tejszy ch p ta ­ ków. N a opracow anie czeka także liczna fa u n a ryb poleskich. N ietknię-

(14)

ty je st też bo g aty a ciekawy p lan k to n zwierzęcy i ro ślin n y tutejszych wód. N iejedno pokolenie przyrodników polskich znajdzie tu o bfity ma- te r ja ł do swych przyszłych badań. Dzisiejszy natom iast stan wiedzy przyrodniczej o te j krainie je st bardzo nikły.

254

R yc. 5 . K opanie ro w u o su sz a jąc e g o to rfo w isk o . M o k ra n y , Po lesie.

i i i.

Nie od dzisiaj d a tu ją się usiłow ania człowieka, zm ierzające do po­

p ra w y jego bytow ania n a obszarze Polesia. J u ż w N Y I wieku sp o ty k a­

m y się tu z pierwszemi pracam i m eljoracyjnem i. Z in icjaty w y królowej B ony został w ykopany w okolicy P iń sk a kanał dla celów żeglugi. W tym czasie dokonano także u spław nienia rzeki S ty ru . W wieku X V I I I p rze­

prowadzono kanał (K a n ał K rólewski) między P in ą a M uchawcem, łą ­ cząc ze sobą dzięki niem u dwa morza, B ałty k i morze Czarne. W ty m różnież wieku M ichał Ogiński, wojewoda wileński, b u d u je w okolicach P iń sk a k an a ł (K a n ał O gińskiego), k tó ry łączy Niem en z P ry p e c ią po­

przez rzeki Szczarę i Jasiołdę. Równocześnie z budow ą obu kanałów dokonano reg u lacji wielu rzek: Szczary, Niem na, Jasio łd y, P iny .

W szystkie powyższo p race nie były jed n ak prow adzone z m yślą o m eljoracji tych obszarów, lecz m iały n a widoku stw orzenie dogodnych dróg wodnych. J e s t to zresztą zrozum iałe, jeśli się weźmie p o d uw agę sta n ówczesnych dróg lądowych. Trzeba jed n ak przyznać, że ju ż w X V I I I w ieku zaczęto kopać n a Polesiu także row y odw adniające.

T ak np. w starostw ie ratneńskiem , w zachodniej części Polesia, wyko­

p ano w przeciągu 7 la t 65 000 łokci rowów o szerokości 12 łokci, a po-

(15)

nadto 20 000 łokci tam i 70 000 łokci grobel, co znakomicie miało po­

lepszyć stan lasów.1

W łaściwe p ra ce m eljo raey jn e na P olesiu rozpoczęły się dopiero za rządów rosyjskich od roku 1873. Zorganizow ano w tedy sp ecjalną eks- / pedycję zachodnią dla w ykonania robót w stępnych i opracow ania ogól­

nego p ro jek tu osuszenia Polesia. N a czele tej ekspedycji s ta n ą ł Polak, gen erał rosyjskiego sztabu generalnego Józef Żyliński. Ze śladam i p ra c gen. Żylińskiego spotykam y się dość często n a Polesiu — są to kan ały odw adniające, dziś niestety zaniedbane i zarośnięte zupełnie. P rac e mc- Ijo ra cy jn e prow adził rząd rosyjski n a Polesiu p raw ic do sam ej w ojny.

W tym czasie w ykopano około 4050 km kanałów osuszających, przew aż­

nie na terenie dzisiejszego rosyjskiego Polesia. Korzyśći, osiągnięte z wykonanych robót, dość szybko dały się odczuć; podniosły się bowiem odrazu dochody zarówno z terenów rolnych, ja k i obszarów leśnych.

W r. 1928 rząd polski p o d ją ł się p rac, zw iązanych z p rojektem osusze­

n ia Polesia, o rg anizując w ty m celu B iu ro P ro je k tu M eljoracji Polesia w B rześciu n /B . Z adaniem B iu ra było przygotow ać techniczne i n a u ­ kowe podstaw y d la m eljo racji Polesia. P rac e naukow e prowadziło B iu ­ ro w n astępujący ch k ie ru n k a c h : w kieru n k u b ad ań hydrograficznych, geologicznych, gleboznawczych, torfow ych i ekologicznych. B ad an ia po­

wyższe, przyniosły pokaźny dorobek naukow o-praktyczny. P o staram się tu pokrótce zaznajom ić czytelników z niektórem i wynikam i prac, szczególnie zaś z zakresu badań torfow ych.

R yc. 6. T o rfo w isk o n iz in n e o su sz o n e pod S a rn a m i. Rów o d w a d n iając y i ślu za p ię trz ą ca w o d ę w ra z ie p o su ch y . F o t. inż,. S t. B ac.

1 Lubomirski J . T .: Starostw o Ratneńskie. Biblj. W arsz. 1855, II.

(16)

'•?44Wf Przez przeprow adzenie m eljo racji Polesia ma się wydobyć z pod wo­

d y około 4 m iljo ny ha podłoża. Nie jest zatem rzeczą obojętną wiedzieć, jak iem będzie to podłoże, dziś stale lub okresowo po kryte przez wody.

N asuwało się bowiem p y tan ie, czy w arto przedsiębrać ta k kosztowne zabiegi, aby w zam ian za to otrzym ać kosztowne nieużytki. Odpowiedzi na to p y ta n ie dostarcza szkic załączonej m apki Polesia, k tó ry p rz ed sta­

wia ty p y podłoża, znajdującego się dziś przew ażnie po d wodą. Ogólne w rażenie z tego szkicu — to znikom a ilość suchych obszarów, a ogrom ne

IV.

Ttir/oi»<s*a 7 o r f o u r tS K a . P T i t J Ś C i O t o t

T o -f/ o t o ć s ta . /«t y i j f 'H - T t C

Ryc. 7. P o le sie , m a p a ty p ó w to rfo w y ch . 1:3,000.000.

ilości błot, pokreskow ane i ciemne n a szkicu m iejsca oznaczają, bowiem błota. Pozornie zd aje się, że przedstaw ione błota porozrzucane są chao­

tycznie w te re n ie ; w rzeczywistości ta k je d n a k n ie jest. O bserw ując uważnie, widzim y, że w ich rozmieszczeniu w ystępuje pew na re g u la r­

ność: oto jedne z nich g ru p u ją się w obszernych korytach rzecznych, albo w okolicach, k tó re s to ją w bezpośrednim związku z dolinam i rzecz- nemi, d ru g ie um iejscowione są zdecydowanie n a między rzeczach, inne wreszcie z a jm u ją pośrednie położenie. C ztery zatem ty p y bagien dadzą się wyróżnić n a Polesiu ze w zględu n a swoje położenie. Jedne, które za­

leg ają n ajn iże j położone tere n y w dolinach rzecznych, to bag na o cha­

rak terze m ineralnych lu b półm inerabiych osadów, oznaczone n a szkicu

(17)

R yć. 9. W y d m y p o w stałe p rzez w y cięcie lasó w . H orniki, P o le sie .

2 Te różne typy bagien dadzą się wyróżnić na podstawie roślinności, która rośnie na ich powierzchni, patrz Przyroda i Technika; zeszyt 3, 1934 r. St. Toł- pa: Biologja torfowisk.

przeryw anem i poziomemi kreskam i. J a k to w idać z tego szkicu, bagna w postaci utw orów m ineralnych zalegają n a Polesiu doliny wielkich rzek lip. P ryp eci, B ugu i ich dopływów. W wyższych nieco położeniach teren u , w dolinach rzek, rzeczek, stru g , stanow iących dopływ y wyższego rzędu spotykam y rozległe torfow iska nizinne. N a wyższych jeszcze te ra ­ sach, sąsiadujących z dolinam i rzecznemi, k ry ją się torfow iska przejścio­

we, poznaczone n a m apce krzyżykam i. W najw yższych zaś położeniach terenu, to znaczy n a m iędzy rzeczach i wododziałach, siedzą torfow iska w y ż y n n e2 (ciemne p lam y ). Ciekawa rzecz, że to ta k różne położenie

R y c. 8. K rajo b raz p o leski po w y cięciu la só w . W ia tr u k ła d a p iask i w yd m o w e n a k s z ta łt fal w o d n y ch . F o t. R. W . W ilczek.

(18)

258

bagnisk w terenie stoi w ścisłym związku z ich użytkową w artością.3 Aczkolwiek dzisiejszy stan wiedzy i’olniezej nie zna zupełnych n ieu ­ żytków rolnych, to jed n ak p rz y dzisiejszej stru k tu rz e gospodarczej to r­

fow iska ppzejśeiowe i wyżynne trak to w ać należy jako nieu żytki rolne, ponieważ ich u p ra w a ani obecnie, ani w najbliższej przyszłości n ie b i ­ dzie rentow ną. N a szczęście ilość ich n a P olesiu nie je st zbyt znaczna, stanow ią one około 10% wszystkich bagien. Z d ru g iej zaś stro n y te ty p y bagien mogą być b rane w rachubę ze względów energetycznych jako ośrodki elektryfikacyjne, w zględnie jako teren y eksploatacji to rfu n a opał, lub do celów przem ysłowych. Dziś ju ż w w ielu gałęziach przem y­

słu to rf w yżynny znalazł duże zastosowanie. Reszta utw orów rzecznych i torfow isk Polesia re p rez en tu je użytki rolne wysokiej wartości. Na pierwszem m iejscu należy tu postaw ić bagna m ineralne, czyli t. zw. m a­

d y rzeczne. N ajcenniejsze zatem tere n y pod ekspansję rolniczą uzyska­

my, przeprow adzając regu lację wielkich rzek — w ym aga to jed n ak d u ­ żych nakładów finansow ych. N ajłatw iej i n a jta n ie j można odwodnić torfow iska, położone n a wysokich terasach ; po d względem technicznym ta sp raw a nie przedstaw ia żadnych trudności, lecz wzam ian za to do­

s ta je się obszary o m alej w artości rolniczej, nieuży tk i rolne. T u ta j tkw i m iędzy innem i źródło pesym istycznych za p atry w a ń co do w artości osuszenia Polesia. W ubiegłych latach spotykano się tu i ówdzie n a tym obszarze z in icjaty w ą p ry w a tn ą, zm ierzającą do zm eljorow ania m n iej­

szych terenów bagiennych. W ysiłki tc naogół uległy z a ła m a n iu ; nie orjentow ano się bowiem w w artościach użytkowych odw adnianych błot.

Szło się bowiem po lin ji najm niejszego oporu — n ajłatw iej je st od­

wodnić leżące wysoko torfow iska wyżynne, ale równocześnie nie m a się.

z n ich żadnego pożytku. W ostatn ich latach, ju ż w okresie działalności B iu ra M eljoracji Polesia, w ielu rolników zostało pow strzym anych od przeprow adzania tego ro d zaju n iefo rtu n n y c h zabiegów m eljoracyjnyeh.

Bez m eljo racji podstawowej, t. zn. reg u lacji wielkich rzek, z m arn u je się drogocenne wysiłki inicjaty w y p ry w a tn ej.

R zu t oka n a m apkę torfow ą in fo rm u je n as d alej o tern, że w roz­

mieszczeniu torfow isk poleskich w idzim y jeszcze je d n ą d od atnią s tro ­ n ę ; oto torfow iska przejściow e i wyżynne zgrupow ane są praw ie w więk­

szości w południowo-wschodniej części Polesia. T a okoliczność pozwala n a w yelim inow anie ich jako nieużytków z ogólnego p lan u m cljoracyj- nego. O bszary te m ają dla nas specyficzne znaczenie; p o m ijając ju ż względy strategiczne, n a b ie ra ją one dużych walorów, jeśli p atrzy m y na nie ze stanow iska gospodarczo-kulturalnego. Obszar, położony n a wschód od H o ry n ia, to kom pletne bezludzie. Dzięki tej bczludności zachował on po dziś dzień c h a ra k te r p rzyrody puszcz, bagien i trzęsaw isk w sta ­ nie ta k pierw otnym i w spaniałym , że podobnego zakątka ziemi n ie spo­

sób znaleźć w E uropie. W pierw otności i dzikości tam tejszej p rzy ro dy

3 W jak i sposób położenie danego torfowiska wpływa na jego wartość rolniczą, zostało wyjaśnione także w powyższym artykule „Biologja torfo­

wisk“ . '

(19)

leży wielki skarb, k tó ry można w ykorzystać n a podniesienie dobrobytu miejscowej ludności przez założenie P a rk u N a tu ry , którego siła a tra k ­ c y jn a ściągnie ku sobie w przyszłości cało rzesze lu d zi.1 T eren ten stanic się z d ru g iej stro n y niew ątpliw ie ośrodkiem badań polskich p rz y ro d n i­

ków.

H oroskopy staw iane co do rentow ności terenów, przeznaczonych pod przyszłą m eljorację, o p iera ją się nietylko n a podstaw ie b ad an torfów , odnośnie do ich składu botanicznego czy chemicznego, ale i n a wynikach zagospodarow yw ania osuszonych torfow isk. Na wielkim obszarze to rfo ­ wym gospodaruje m iędzy innem i Z akład D ośw iadczalny U p raw y T or­

fow isk pod S arnam i. Z jego doświadczeń okazuje się, żc torfow iska po­

leskie n a d a ją się w pierw szym rzędzie pod up raw ę łąkową. N a to rfa ch

1 St. Kulczyński „Park Natury na Polesiu“ (Ochrona Przyrody 1931).

17”

R yc. 10. K o b iety p o lesk i .

poleskich rosną ponadto doskonale rośliny okopowe i j a r z y n y ; u d a ją się one tu naw et lepiej, aniżeli n a żyznych glebach m ineralnych.

J a k z tego widać, ty p przyszłej gospodarki n a zm eljorow anyeh tere­

nach Polesia m iałby c h a ra k te r łąkowo-hodowlany. A dziś... Poleszuk przew raca pługiem n a w ydm ie jałow y piasek. W czasie zaś sianokosów, stojąc po pas w błocie, ściąga kosą rzadkie kępy ostrych tu rz y c ; kobiety zaś za p ad ając się niem al po szyję w bagno, wynoszą eałemi dniam i n a noszach chude zbiory „łąki poleskiej“..

(20)

260

Inż. J. D U N IE W SK I, Lwów.

MOTORYZACJA KOLEI I STAN JE J W POLSCE.

Liczne wiadomości, jak ie ukazały się w p ra sie o charakterze ponie­

kąd oficjalnym , zaw ierają zapowiedzi, iż kwest j a m otoryzacji naszych kolei w kracza n a realn e tory. Równocześnie m am y do czynienia z fa k ta ­ mi prób nowych wozów m otorowych p ro d u k c ji polskiej, które zostały ju ż oddane do użytku. S kłania to nas do bliższego zapoznania C zytelni­

ków z zagadnieniem m otoryzacji kolei w Polsce.

J e s t to jeden z n ajb ard ziej żyw otnych problem ów naszego kolejnic­

tw a, k tó ry dom aga się możliwie najśpieszniejszej realizacji n a dużą ska­

lę, a to ze względu n a układ w arunków technicznych, oraz stosunków eksploatacyjnych n a naszych kolejach.

. Okazało się, że dotychczasowe wysiłki w k ieru n k u przyśpieszenia czasu przejazdów nie daty pożądanych wyników. P rzy czy n a tego nie tkwi jed n ak w w adach tra k c ji parowozowej, bo wiadomem jest, że t r a k ­ cja ta bez tru d u opanow uje naw et znaczne szybkości. P rzy czyn a tkw i w budowie naszych lin ij kolejowych, oraz w mocy podtorza.

D uża część naszych lin ij kolejowych nie odpow iada wymogom, jak ie staw ia się dzisiaj nowoczesnym torom kolejowym pod względem cięża­

ru i skład u pociągów. lun je te budowano w tedy, gdy jeszcze były w uży ­ ciu m ałe pociągi, o lekkich, drew nianych wagonach, ciągnionych przez słabe i niezbyt ciężkie parowozy.

Dziś stalowe wagony pullm anow skie, ciężkie parowozy, tw orzą po­

tężne pociągi i w ym agają nietylko dużych prom ieni łuków n a trasach , dobrze obliczonych krzyw ych przejściow ych, ale także ciężkich profilów szyn i bardzo mocnego podtorza. Tych właśnie w arunków nie sp ełn iają w przew ażnej części nasze lin je kolejowe, a zatem dążenie do uspraw nię-

R y c. 1 U m ieszczen ie re so ró w n a osi k o ła . a — r e s o r ; b — ra m a w ó z k a, c — k o ło .

n ia szybkości przejazdów nie mogło przynieść powodzenia p rz y zacho­

w aniu tra k c ji parowozowej. P rzebudow anie stary ch lin ij kolejowych tak, by odpow iadały potrzebom nowoczesnej tra k c ji parowozowej, nie m a istotnego celu, gdyż cała k u la ziemska idzie w k ieru nk u m otoryzacji szosowej, n a k tórą przenosi się nietylko n ic h osobowy, ale i ruch tow a­

rowy. P ozostaje w ięc: albo zrezygnow anie z dalszego postępu w zakre-

(21)

sio przyśpieszenia czasów przejazdów , albo też oglądnięcia się za .tak im środkiem , któryby tę szybkość zapewnił, a równocześnie nie wym agał przebudow y tra s kolejowych, lub w ym iany szyn.

R yc. 2. P rz e k ła d n ia e le k try c z n a . B i e g w p r z ó d . G — g e n e r a to r; E — m o to ry e le k try c zn e .

Zewsząd, z całego św iata dochodzą wiadomości, świadczące, w ja k szybkiem tem pie kolej m otoryzuje się. Poszczególne zarządy eu ro p ej­

skich kolei d y sp o n u ją ju ż setkam i m otorowych wagonów i ilość ta zwięk­

sza się stale. B u d u je się coraz szybsze i coraz spraw niejsze m aszyny, które d a ją daleko korzystniejsze możliwości eksploatacyjne, niż pociągi parowozowe.

(22)

262

N ic ulega wątpliwości, że koszt przewozu pasażera m otorówką, koszt obsługi wozu i jego am ortyzacja są nieporów nanie m niejsze, niż te sa­

me koszty związanej z tra k c ją parowozową.

Jeśli idzie o pytan ie, k tó re lin je należy motoryzować, to n iew ą tp li­

wie pierw szeństw o muszą mieć lin je poboczne. P rzede wszy stlciem d la­

tego, że lin je te są nieodpow iednie d la tra k c ji parowozowej, a n astępn ie dlatego, że wchodzą pod uwagę p rzejazd y krótsze, dla których u ru ch o­

m ienie motorówek m a ogrom ne uzasadnienie gospodarcze. Także dale­

kobieżne lin je mogą otrzym ać specjalnie w yjątkow o szybkie pociągi mo­

torowe, ale je st to inw estycja, k tó ra wobec doskonałego s ta n u dotychcza­

sowych pociągów pośpiesznych może być odłożona n a czas dłuższy.

P olska je st krajem , k tó ry zdolny je st w ytw arzać do­

bre wagony m otorowe dla celów kolejnictw a. Poza tern m am y przem ysł naftow y, k tó ry tą drog ą może powięk­

szyć swój zbyt.

R yc, 4. P rz e k ła d n ia z ę b a ta . D — M otor D ie se P a . N — s p rz ęg ło , K — k o ło s to ż ­ k o w e, A — k o ło z ę b a te , C — łą c zn ik .

N im p rzy stąp im y do bliższego omówienia wagonów motorowych, m u­

sim y dokładnie ustalić, ja k i pojazd nazyw ać będziemy wagonem moto.- rowym i jakie posiada on specyficzne cechy charakterystyczne. J a k sa­

m a nazw a w skazuje, pojazd ten je st wagonem, a więc je st wyposażony w osie ty p u kolejowego z zew nętrznem umieszczeniem resorów, zderza­

ków w stosunku do łożysk, posiada koła ze stalowem i bandażam i i h a ­ mulce, działające n a obwód kół. Oprócz tego pojazd te n je st wyposażo­

n y w w łasny m otor czyli posiada niezależny napęd. AVagonem m otoro­

wym będziemy zatem nazywać pojazd szynowy o niezależnym n a p ę ­ dzie własnym , którego pudło osadzone je s t na, podwoziu, m ająeem za­

sadnicze cechy norm alnego w agonu kolejowego.

M inisterstw o kom unikacji, dążąc do unow ocześnienia ru c h u p asażer­

skiego n a kolejach i idąc za przykładem kolei zagranicznych, w prow a­

dziło kom unikację wagonam i motorowemi, n a li n ja c h : K raków — Zako­

pane, K raków — W ieliczka, K raków — Katow ice, G d yn ia—H el i W arsza­

wa—Ł ódź oraz n a kolejach wąskotorowych. W dalszym ciągu M in ister­

stwo zam ierza rozszerzyć zasięg kursów wagonów motorowych. P o d k re­

ślić je d n a k należy, że kom unikacja m otorow a n a kolejach z n a jd u je się jeszcze w sta d ju m eksperym entu, zarówno w Polsce, ja k i zagranicą.

Dowiodła tego daw niejsza niż w Polsce p ra k ty k a kolei zagranicznych.

M ianowicie silnik spalinow y, ekonomiczny z p u n k tu w idzenia term icz­

nego, nie je st jeszcze dostatecznie opanow any co do niezawodności w r u ­ chu kolejowym.

(23)

R yc. 5. W id o k zg ó ry w ó z k a zm o n to w an eg o , a — c h ło d n ic a, b — b elk a b u ja k o w a, c — siln ik , d — zb io rn ik p o w ie trz n y . F irm a H . C egielski S . A . P o z n a ń .

Okazało się, żc zw ykła p rzek ład n ia zębata (skrzynka biegów), m a­

ją c a zastosowanie w samochodzie, nie może być zastosow ana w te j sa­

mej postaci do wagonu silnikowego, ta k w skutek większej w dan ym wy­

padku mocy silnika, ja k i w skutek brak u elastycznego połączenia koła z szyną, jak ie w samochodzie d aje pneum atyczna obręcz gum owa, p r z y j­

m u jąca n a siebie uderzenia w yw ołane szybkim biegiem po nierów no­

ściach drog i i p a ra liż u ją c a działanie ich n a przekładnię zębatą skrzynki biegów.

W skutek tego poczęto stosować przekładnię elektryczną sprzęgając silnik spalinow y z p rą d n ic ą ; ta o statn ia zasila p rąd em elektrom otor, d ając y n ap ę d osiom w agonu dowolnie regulow any. Do takiego wagonu silnikowego użyto początkowo dw ucylindrow ego silnika D ic se la , względ­

nie 4-ro lub 6-cio cylindrow ego siln ik a ty p u samochodowego.

W m a ju .1928 r. Polskie K oleje Państw ow e otrzym ały 4-ro osiowy w agon sikiikowy, zbudow any w K ilonji, o długości p u d ła 17,1 m i w a­

dze 32 650 kg, z ilością m iejsc do siedzenia 80 i do sta n ia 20, o silniku

R yc. 6. S c h e m a t w n ę trz a w ozu m o to ro w eg o .

(24)

264

R yc. 7. W ag o n m o to ro p n y . F irm a H . C egielski S. A. P o z n a ń .

6-cio cylindrow ym benzynowym, z ilością, obrotów 1000 n a m inutę. W a­

gon ten k u rsu je w okręgu D yrekcji krakow skiej, n a lin ji Kraków— Z a ­ kopane. Czas jazd y wynosił 3 godz. 20 m inut, podczas gdy p rzejazd pociągiem pośpiesznym trw a ł 4 ‘/2 godziny. W niespełna rok później n a d ­ szedł do K rakow a z Niemiec czteroosiowy wagon z silnikiem Diesel a, dłuższy, ze stanowiskiem dla motorowego, oraz silnikiem pędzonym ole­

jem gazowym.

R yc. 8. W n ę trz e p rz e d ziału p a sa ż ersk ie g o w w ozie m o to ro w y m . Firm a H . C egielski S. A. P o z n a ń .

(25)

R yc. 9. W ie lk a h a la b u d o w y w ozów m o to ro w y ch firm y H . C egielski S . A . P o z n a ń .

Większą spraw ność wagonów motorowych można uzyskać przez za­

stosowanie odpowiedniego silnika spalinowego, oraz racjon alnej prze­

kładni.

Do n ap ę d u wagonów motorowych stosuje się dzisiaj w zależności od wielkości w agonu i jego c h a ra k te ru jeden lu b dwa silniki. S iln ik wraz z przekładnią może być podwieszony pod wagonem n a specjalnej r a ­ mie lub w budow any n a wózku p rzy czteroosiowym wagonie.

Z pośród fa b ry k krajow ych firm a H . Cegielski S. A. w Poznaniu postaw iła sobie za zadanie zbudow anie szybkobieżnego w agonu m otoro­

wego o zew nętrznych cechach norm alnego wagonu, a k tóryb y zarazem dorów nyw ał pod względem rozruchu, szybkości m aksym alnej, oraz w a­

gi nowoczesnym wagonom m otorowym zachodnio-europejskim . P rzy konstruow aniu powyższego wagonu, wychodzono z następującego zało­

żenia : w agon pow inien rozw ijać n a poziomie m aksym alną szybkość 125 km/godz. a n orm alnie 120 km/godz. i poza przedziałem pocztowym, bagażowym m a mieć 86 m iejsc siedzących. P ud ło wykonano całkowicie spaw ane, zastosow ując dużo tłoczonych części z blach o wyższej w ytrzy ­ małości, w celu n a d a n ia k o n stru k cji p u d ła sztywności, a zarazem lek­

kości.

F a b ry k i krajow e w zakresie budow y wragonów motorowych stoją n ajzu p ełn iej n a wysokości swego zadania, i dziś mogą pod względem doskonałości wozów m otorowych konkurow ać z fab ry kam i zagranicz­

nemu

(26)

266

Inż. M ARCELI LAU, Lwów.

NOWE BUDOWLE MOSTOWE W SAN-FRANCISCO.

S an F rancisco, główne m iasto portow e w K a lifo rn ji, posiada obec­

nie 1 300 000 mieszkańców i bardzo silne tendencje rozwojowe. Położo- żone je st n a d m alowniczą zatoką, połączoną z P acyfikiem cieśniną G o 1- d e n ( ł a t o czyli Złotcm i W rotam i. Zatoka, do której zaw ijają n ajw ięk ­ sze sta tk i oceaniczne, stanow i je d n a k przeszkodę d la kom unikacji lądo ­ wej : podczas gdy odległość w lin ji pow ietrznej pom iędzy San F rancisco i n a przeciw ległym brzegu położonem O akland w ynosi zaledwie kilka­

naście kilom etrów, p rzejazd z jednego miasta, do drugiego w ym aga a l­

bo przebycia wzdłuż wybrzeża drogi o długości 100 km, albo kilkugodzin­

nego p rz ep ra w ian ia się statkiem przez zatokę. P odobną przeszkodę s ta ­ nowi cieśnina Golden G atc w kom unikacji pom iędzy m iastam i S an F ra n ­ cisco i S ausalito. Pom iędzy S an F rancisco i O akland sta tk i przewożą 50 m iljonów osób i 4 m il jo n y pojazdów rocznie. T ak olbrzym ie nasile­

nie ru c h u spowodowało D ep artam en t Robót Publicznych K a lifo rn ji do p rz y stą p ie n ia do budow y dwu mostów, które z d y stan su ją wszystkie dotychczas w te j dziedzinie w ykonane k o n stru k cje inżynierskie.

Most n ad „Złotcm i W ro ta m i“ , jakkolw iek co do ogólnych rozm iarów m niejszy od m ostu n a d zatoką S an F rancisco, im ponuje je d n a k śm ia­

łością konstru k cji, gdyż przekracza cieśninę jednem przęsłem o rozpię­

tości wolnej 1319 m. O debrał zatem pierw szeństw o mostowi w N. Jo rk u , ukończonem u p rzed dwoma laty , a będącem u p rz y rozpiętości wolnej 1067 m najw iększym mostem wiszącym św iata. Most Złotych W ró t jest mostem wiszącym, t. zn. że pomost, czyli ten poziom y elem ent mostu, po którym p o ru szają się bezpośrednio pojazdy, je s t zawieszony zapomoeą ścięgien n a dwóch wieszarach o kształcie parabolicznym , które przechodzą przez szczyt pilonów i zakotw ione są n a brzegach. W ieszary łącznie z p ilo ­ n am i stanow ią właściwą k o nstrukcję niosącą. W e współzawodnictwie po­

m iędzy żelazem a żelbetem zwycięża d la bardzo wielkich rozpiętości mostowych żelazo i to w postaci k o n stru k cji wiszącej, gdyż ten system

: V

(27)

R y c. 2. D w a n a d s o b ą p o ło ż o n e p oziom y b ę d zie m ia ł m o st S a n F ran cisco -O ak lan d .

statyczny pozwala n a stosowanie kabli z drutów , form y w której żelazo osiąga najwyższą w ytrzym ałość i oszczędność. Spód m ostu Złotych W ró t wznosi się n a 68 m ponad pow ierzchnią wody, co pozw ala n a p rz ejazd statków naw et najw iększych. W ieże pilonowe o wysokości 224 m p o n ad wodą w czasie przypływ u, spoczywają n a filarach , fundow anych w głę-

(28)

268

Hyc. ii. T a k będzie w y g lą d a ł m o st z S a n F ran cisco do O ak lan d . N a lew o S a n F ran cisco , n a praw o O a k lan d . W śro d k u , w zato ce w y sp a Y erba B u e n a .

Hyc. 4. P rzez s tro m e s k a ­ ły p o ło żo n ej w z ato ce S a n F ran c isco w y sp y Y erba B u e n a w ierci się tu n e l, d la k o m u n ik a c ji O ak lan d

z S a n F ran cisco .

bokości 30 m pod wodą, i dźw igają kable wieszarów, z k tó ry ch każdy spleciony je s t z 27 572 dru tó w pojedynczych i waży 11 500 tonn. Cał­

kow ita szerokość pom ostu wynosi 28 m i zaw iera sześciotonnową jezdnię o szerokości 19 m i 2 chodniki 31/ 2-metrowe. Przelotność m ostu p rz ek ra­

cza ilość 283 000 pojazdów m echanicznych n a dobę. P rzew idyw any

(29)

R y c. 5. C ieśn in a Z ło ty ch W rót pod S a n F ran cisco . Na p ierw szy m p la n ie p o tę ż n y w ie sz a r m o stu , k tó ry będ zie w zn o sił się n a 224 m n a d w odą.

koszt budow y dojdzie do 3 3 '/a m iljonów dolarów. O ddanie m ostu pod ru c h n astąp i 1 stycznia 1937 r.

Podczas gd y most n ad Złotemi W rotam i będzie najw iększym co do rozpiętości, to most, łączący San F rancisco i O akland, zajm ie pierw ­ sze m iejsce n a święcie pod względem długości całkow itej, wynoszącej 6816 m. S kłada się on z 2 różnych pod względem k on stru kcji i w yglą­

d u części, przedzielonych w yspą Y erba B uena. Część pom iędzy S an F rancisco a w yspą składa się z dwu mostów wiszących; spoczywających n a 4 wieżach o wysokości 159 m, a których kable zakotwione są z je d ­ n ej stro n y n a lądzie względnie n a wyspie, a z d ru g iej stro n y w e fila ­ rze pośrednim o w ym iarach w rzucie 29,55 X 58,50 m. T a pierw sza część m ostu m a długość całkow itą 3140,45 m — rozpiętość w olna po­

m iędzy pilonam i każdego m ostu wiszącego wynosi 704,10 m, a więc za­

ledwie połowę rozpiętości m ostu Złotych W rót. D ru g a część m ostu n ad

R yc. 6. T a k b ęd zie w y g lą d a ł m ost n a d Z ło tem i W ro ta m i. W ty le S a n F ran cisco .

(30)

270

zatoką pom iędzy w yspą Y crba B uen a a m iastem O akland składa się z m ostu wspornikowego o rozpiętości m aksym alnej 426,70 m oraz całego szeregu przęseł m niejszych o rozpiętości około 155 m i 90 m. Rozm ai­

tość obu części m ostu n ad zatoką, wschodniej i zachodniej, w ynikła z różnych w arunków fu n d o w an ia po obu stronach w yspy a m ianowicie g ru n t w ytrzym ały z n a jd u je się po stronie wschodniej bardzo głęboko — i ta k jed en z filarów dochodzi do głębokości 68,40 m poniżej n a jn iż ­ szego sta n u wody. R oboty fundam entow e w ykonuje się m etodą keso­

now ą p rz y pomocy sprężonego pow ietrza. K esony przyholow ane n a m iejsce przeznaczenia opuszcza się n a dno, poczem n a stę p u je czerpa­

nie n a m ułu z dna i, z chwilą zagłębienia się kesonu do pożądanego po­

ziomu, w ypełnienie kesonu betonem. Po stro n ie zachodniej g ru n t jest bardziej skalisty. K able przęseł wiszących m ają średnicę 72 cm i skła­

d a ją się z 37 wiązek drutów , których całkow ita ilość wynosi 17 464.

K able są zakotw ione od stro n y S an F rancisco w m asywie żelaznobeto- nowym o objętości 67 000 m3; n a w yspie Y erba B uen a zakończenia kabli obejm ują kotw y stalowe, w m urow ane w skałę. Most n a d zatoką San F rancisco posiada pomost 2-piętrow y — poziom g ó rn y o szerokości 181/., m zaw iera jezdnię 6-torową d la lżejszych pojazdów m echanicznych, dolny poziom pomieści n a jezdni o szerokości 9‘/ 2 m pojazdy ciężarowe, a ponadto posiada 2-torową lm ję d la kolei elektrycznej. Przelotność w ynosi 384 000 pojazdów n a dobę.

W yspę Y erba B uena p rz e b ija na długość 170 m tunel, k tó ry łączy część w schodnią i zachodnią m ostu S an F rancisco — O akland i odpo­

wiednio do m ostu je st również 2-piętrow y.

P rz y budowie p ra c u je ponad 6000 robotników. Ilości m aterjałów , zu­

żytkow anych d la całej budowy, w yniosą 170 000 to nn kształtów-ek sta ­ lowych i kabli, 20 000 to n n ’ stali dla a rm a tu ry żelbetu, 163 000 to n n ce­

m entu, 765 000 In* kruszyw a oraz 10 m iljonów m etrów bieżących desek.

POSTĘPY I ZDOBYCZE WIEDZY

Przechowywanie małych płazów w żelatynie. D użą tru d n o ść s ta ­ now i kon serw ow anie płazów . P rzech o w u je się je zw ykle w alko holu albo w fo rm alinie, często je d n a k obserw ow ać m ożna zm ianę b arw y i w y g ląd u zw ierzęcia. Obecnie n a u n iw ersy tecie w Ohio opracow ano now ą m etodę, u ła tw ia ją c ą konserw ow anie ty c h zw ierząt.

N a ty c h m ia st po zabiciu z a n u rz a się zw ierzęta do 20°/o roztw oru fo rm alin y . P rz y w iększych o kazach robi się nacięcie po stro n ie b rz u ­ sznej, ab y fo rm a lin a m ogła się dostać do w nętrza. P ozostaw ione w fo rm alin ie przez noc zw ierzę, w y jm u je się n a stę p n ie i o płó ku je w wmdzie bieżącej przez 8 godzin. Po up ływ ie tego czasu, um ieszcza się je n a noc w fiksatyw ie Ivahle’a, poczem opłókuje się w bieżącej w odzie p rzez 10 godzin.

F iksatyyya K a h le ’a : 95°/c alkoh olu 15 części. 40°/o fo rm a lin a 6 części. L odow y k w as oetoww 2 części. W oda d e sty lo w a n a .30 części.

(31)

N astęp n ie um iesza się zw ierzę w że la ty n ie : 10 g r oczyszczonej żelatyny, 36 kropli fo rm alin y (40°/o), 100 g r wody.

Do w rzącej w ody d o d aje się żelatyny, rozpuszczając ją . F o rm a ­ linę d o d aje się bezpośrednio p rz ed w laniem m ieszaniny do słojów szk lan y c h (o pojem ności 15— 50 ems). M ożna j ą dod ać rów nież już po w lan iu że la ty n y i do k ład n em przem ieszaniu. Do m ieszaniny o um iark o w an ej te m p e ra tu rz e w k ła d a się zw ierzę, n a d a ją c m u od­

p o w ied n ią p ozycję p rz y pom ocy szczypczyków . D alsze oziębianie, po­

w o d u jące zestalan ie się żelatyny, pozw ala n a u trz y m a n ie zw ierzęcia

w n ad an em m u położeniu. Z. M.

Pojaw ienie się raka am erykańskiego pod Paryżem. IV lecie ub. r.

m ieszkańcy P a ry ż a zostali zaalarm o w an i w iadom ościam i p ra sy , że w S ekw anie p rz y u jśc iu M a rn y p o ja w iły się ja k ie ś nieznane ra k i w olbrzym iej ilości. N a p ierw szy rz u t o k a s k o ru p ia k i te w y glądem sw ym p rz y p o m in a ły pospolitego we F r a n c ji r a k a A s t a c u s p a l l i - p e s, później je d n a k , ja k p o d a je „L a N a tu rę “ stw ierdzono, że je s t to g a tu n e k am ery k ań sk i C a m b a r u s a f f i n i s. J e s t to g atu n ek ja d a ln y , lecz mięso jego je s t m niej cenione od m ięsa ra k ó w e u ro p e j­

skich. Do E u ro p y g a tu n e k te n zo stał w prow adzony ze S tanó w Z jed n o ­ czonych przez jed n eg o z niem ieckich hodow ców ryb, i rozm nożony w staw a ch w B ra n d e n b u rg ji, gdzie d oskonale zak lim aty zo w ał się, rozszerzając zasiąg sw ego w ystępow ania. P ró b y zak lim aty zo w an ia teg o r a k a we F r a n c ji były p o d ję te (po n ieu d ały c h p ró b ach w r. 1896) bezpośrednio p rz e d w ojną, k ied y z N iem iec sprow adzono 2.000 sztuk.

Od przeszło la t dziesięciu zbierane są obserw acje o w y stęp ow aniu teg o ra k a , k tó ry za jm u je coraz w iększe przestrzen ie, z ja w ia ją c się w znacznych ilościach. P raw d o p o d o b n ie chodzi tu o zjaw isko m ig ra­

cji, zw iązane z poszukiw aniem n ajk o rz y stn ie jsz y c h w a ru n k ó w b y to ­ w ania. Z jaw isko to p rz y p o m in a w ędrów ki chińskiego k ra b a E r i o- c h e i r c h i n e n s i s, k tó ry zaw leczony do H a m b u rg a, z a ją ł znacz­

ną część Niem iec, a ta k ż e z a w ita ł i do P olsk i. Z. M.

Najnowsze sow ieckie badania nad roślinami, zawierającem i alka­

loidy. W S o w ietach p rz ep ro w ad zan e są obecnie m asowe b ad a n ia n ad ciałam i czynnem i u roślin. Z In s ty tu tu C hem iczno-Farm aeeutycznego w M oskw ie w y ruszyła pod przew odnictw em O rechow a ek sp ed ycja, m ając a n a celu zbad an ie m ożliw ie n ajw ięk szej liczb y g a tu n k ó w ro ­ ślinnych na zaw artość alkaloidów . E k sp e d y c ja ta, trw a ją c a od 1930 do 1933 r., p rz eb y w ała w górach A łta ju , step ac h za b ajk alsk ich Sy- b e rji W sch odniej, Z a k a u k a z ji i środkow ej Azji. Celem w yszukania odpow iednich roślin zasięgano n ie je d n o k ro tn ie w skazów ek ii k ra jo w ­ ców oraz obserw ow ano zachow anie się zw ierząt dom ow ych. Z ebrane ro ślin y p o d d aw ano w stęp n e j analizie jakościow ej n a alkaloidy . Ogó­

łem zebrano 277 g atu n k ó w z 68 rodzin. Do '57 rodzin, o b ejm ujący ch rośliny zaw ierające alkaloidy, przybyło n a podstaw ie powyższych ba­

d a ń jeszcze 10, a m ianow icie P ow ojow ate, S zo rstk olistn e, D yniow a­

te, M orw ow ate, D z iu r a wco w atę, K a p ark o w a te , W erbenow ate, Traw y, O b razkow ate i K om osow ate. Z w y jątk iem K a p a rk o w a ty c h są to w szystko ro ślin y re p rez en to w an e w naszej florze. P o n ad to przybyło

Cytaty

Powiązane dokumenty

matyzują się w Puszczy Rudnickiej, najbardziej odpowiadającej celom tej hodowli i z pewnością lepiej się będą mnożyły od górskich, dla których zmiana

Jeżeli mowa o przedostaw aniu się gazów przez węgiel aktywowany, to należy też wspomnieć o metalicznych połączeniach tlenku wręgla (czadu), t. Narazić stoją

Nowe wyniki doświadczeń nad ratowaniem śmiertelnie porażonych prą­ dem elektrycznym

wego.1 Pewne uwagi w związku z projektem Komisji, zajmującej się polską terminologją geologiczną, ogłosiłem już przeszło rok temu,2 pragnąc dać początek

sunku 4,5° /0 rocznie. Oczywiście krajowe zakłady olejarskie nie są w stanie udzielać swym odbiorcom tak daleko idących ulg w kredytach i cenach. Nic więc

pel wody spadającej na podłoże nacieki w znoszące się do góry, znane pod nazwą stalagmitów. Kształt stalaktytów zależy od kształtu szczelin, z których ścieka

R jednak ta odporność skorupy ziem skiej, dostateczna w kierunku poziom ym , by nie dopuścić do „rozlania s ię “ powierzchni ziem i, nie jest dość wielką

W praw dzie nie każde torfowisko rozpoczyna się tw orzeniem się torfow iska niskiego, lecz ogólną zasad ą rozw oju norm alnego torfow iska w n aszy m klim acie po