• Nie Znaleziono Wyników

Dealer i Klient. O istocie dialogu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dealer i Klient. O istocie dialogu"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

!"#"$%&'('

)*%+*,'$'-+$*./0'1'$2/!3$*'#$%+!45

Żydowski myśliciel religijny i egzystencjalista, Martin Buber (1878–1965), uważał dialog za podstawową formę egzystencji człowieka, który może wchodzić w trzy rodzaje relacji:

monologową „ja – ono”, dialogową „ja – ty”, odnoszącą się do drugiego człowieka, oraz dialogową „ja – Ty”, odnoszącą się do Boga. Najbardziej mnie w tym miejscu interesują- ca relacja „ja – ty” zakłada między innymi poczucie samoświadomości, ale także uznanie partnera dialogu – szanuj rozmówcę swego jak siebie samego – można by sparafrazować Przykazanie Miłości. Według autora Opowieści o  aniołach, duchach i  demonach problem polega jednak na tym, że ludzie wolą monologować, niż wchodzić w dialog z Innym. Dialog wymaga bowiem nie tylko interakcji, ale i pewnego zaangażowania. Ludzie natomiast boją się odsłonić, pokazać swą prawdziwą twarz, swoje prawdziwe „ja”, ukazać własne emocje i uczucia, dlatego czasami stwarzają tylko pozory dialogu, pozory porozumienia się1.

Dialog jest bez wątpienia najważniejszą formą ludzkiego komunikowania. Jest także podstawą wszystkich użyć języka, który umożliwia nam udział w swoistej grze. Rozmowa, spotkanie się, za- wsze jest bowiem rodzajem gry. Człowiek potrzebuje rozmaitych relacji z Drugim, konstatują one bowiem jego istotę. Filozoficzna koncepcja Bubera, zwana czasem filozofią spotkania, postrzega więc człowieka jako istotę relacyjną: zaczepianą pytaniem i odpowiadającą na nie, a zatem odpo- wiedzialną za przebieg dialogu. Człowiek partycypuje w relacyjności od samego początku swego istnienia. Jest nie tylko jej beneficjentem, ale także jej współtwórcą, a wchodząc w dialog z Innym, jeśli nawet popełnia błąd dotyczący założeń na temat dialogicznych zdolności swego interlokutora, to jednak nigdy nie popełnia błędu w diagnozie dialogicznej natury w ogóle.

Owa filozofia spotkania (dialogu) została opisana już na początku XX wieku przez Ferdinanda Ebnera, którego prace miały ogromny wpływ na rozwój personalizmu. W centrum zainteresowa- nia stawiano w niej właśnie relacyjność człowieka, czyli liczne relacje, w jakie wchodzi on z innym człowiekiem, który ujmowany był jako „ty” u Bubera, „Inny” u Emmanuela Lévinasa lub jako „Py- tający” w pismach Józefa Tischnera, a zatem relacyjność może być pojmowana właśnie jako wspo- mniana już relacja „ja – ty” albo też „tożsamy – Inny” lub „Zapytany – Pytający”.

Greckie słowo di logos (diá-logos) oznacza rozmowę, zakładającą spotkanie twarzą w twarz, polegające nie tylko na wymianie słów, ale także wymianie myśli, uczuć, pewnych ról, w które wchodzą interlokutorzy. Reguły owej gry zależałyby więc od sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, od intencji, które nam towarzyszą, i przede wszystkim od celu, jaki chcielibyśmy osiągnąć. By

* dr; Wyższa Szkoła Humanitas.

1 Zob. M. Buber, Ja i Ty. Wybór pism filozoficznych, Warszawa 1992.

(2)

dialog miał sens, by potrafił wzbogacić uczestniczące w nim osoby, muszą mieć one pewną umiejętność, umiejętność „bycia w dialogu”, która polegałaby między innymi na, po pierwsze, zaakceptowaniu inności interlokutora, a po drugie, na założeniu jego równorzędności. Dialog to bowiem także i partnerstwo. Dla Bubera ważne są przy tym nie tylko relacje abstrakcyjne, konstatowane lub konstruowane w obrębie wirtualnego logosu, lecz przede wszystkim relacje zwracających się do siebie osób, budujące ich wzajemność, ich diá-logos. Logos, pozbawiony prefiksu diá, nie byłby bowiem zdolny objawić żadnej prawdy o człowieku.

Próbą zrozumienia istoty dialogu, ale także pokazania pewnej jego deformacji i jedno- cześnie próbą odpowiedzi na pytanie „jak możliwy jest dialog”, jest sztuka Bernarda-Ma- rie Koltèsa (1948–1989) – zmarłego na AIDS dramatopisarza francuskiego – zatytułowana Samotność pól bawełnianych, a napisana w 1985 roku. Dla autora Walki czarnucha z psami spotkanie z  Innym, z  Drugim czasami zmusza do podjęcia quasi-dialogu, który nie jest źródłem porozumienia, a stać się może dowodem na ograniczenia ludzkiego języka, nie- doskonałość naszej komunikacji. Za pozorami porozumienia kryje się tytułowa samotność, rozczarowanie, paradoksalny strach przed odrzuceniem i  bliskością jednocześnie, przed otwarciem się na Drugiego człowieka albo przed otwarciem się przed Innym.

By usłyszeć odpowiedź, trzeba zadać pytanie. By zadać pytanie, trzeba chcieć usłyszeć odpowiedź. Ważne jest więc także to, o co chcemy zapytać, to, co chcemy odpowiedzieć, ale i to, co chcemy w odpowiedzi usłyszeć. Nasze oczekiwania wobec rozmówcy i celu kon- wersacji mogą zmienić sens wypowiadanych słów, sens całego dialogu, całego spotkania.

W tekście sztuki mamy dwie osoby, które prowadzą ze sobą rozmowę – Dealera i Klienta (podobno w pierwszej wersji dramatu miał to być Punk i Bluesman). Możemy więc zało- żyć, że Dealer ma coś do zaoferowania, a Klient pragnie coś kupić, tyle tylko, że nigdy nie dowiemy się, o jaki przedmiot lub cokolwiek innego w tej dziwnej i tajemniczej transakcji chodziło. Klient nie reaguje na propozycję Dealera, który wszelkimi sposobami próbuje po- znać pragnienie, jakie przygnało Klienta na bawełniane pola. Wiemy tylko, że „dobry sprze- dawca stara się zawsze znaleźć słowo, które kupujący chciałby usłyszeć, a żeby je odgadnąć, zmuszony jest obwąchać go, a nawet troszkę polizać, żeby rozpoznać jego woń”2. Jest to więc również sztuka o poszukiwaniu odpowiedniego języka.

Cały tekst został poprzedzony definicją słowa deal. Koltès od początku zakłada zatem próbę podjęcia ustnych negocjacji, pozbawionych jednak handlowych konotacji:

Słowem „deal” określamy transakcję handlową dotyczącą dóbr zakazanych lub ściśle kontrolo- wanych, do której dochodzi w miejscach neutralnych, nieokreślonych i nieprzewidzianych na ten cel, zawieraną pomiędzy dostarczycielem i  potrzebującym, poprzez milczące porozumienie, umowne znaki bądź dwuznaczne rozmowy – w celu uniknięcia ryzyka zdrady i oszustwa, jakie podobna ope- racja ze sobą niesie – o jakiejkolwiek godzinie dnia i nocy, niezależnie od godzin otwarcia przepiso- wych dla legalnych miejsc handlowych, lecz raczej w godzinach zamknięcia tychże3.

Tyle tylko, że w omawianym tekście buberowska relacja dialogowa „ja – ty” zamienia się momentami na monologową relację „ja – ono”. Klient i Dealer właściwie nie prowadzą ty- powego dialogu, oni prowadzą grę polegającą na przeplataniu się monologów, quasi-dialog.

Czasami mówią „sobie a muzom”, jakby obok siebie i od siebie niezależnie, innym razem

2 B.-M. Koltès, Samotność pól bawełnianych, „Dialog” 1995, nr 5, s. 72.

3 Tamże, s. 58.

(3)

prowadzą swoisty pojedynek na kontrargumenty, zwracając się do siebie w bardzo specy- ficzny sposób. „Koltès wmontowuje koncept dealu w strukturę dialogu-rzeki, ogranicza do formy dyskursu, kasuje handlową otoczkę (…) pozostawia dwie gadające osoby, dwóch perorujących aktantów”4. Można zatem powiedzieć, że w  tak zwanym horyzoncie kono- tacyjnym – niczym w reklamie – dane słowo nigdy nie oznacza tego, co w słowniku, tego, co oznaczać powinno. Nie tylko więc lokucja i illokucja, ale przede wszystkim perlokucja zostają zaburzone. Klient i Dealer nawzajem sprawdzają się, prowokują, przyznać przy tym należy, że obaj są doskonałymi oratorami, stosującymi różnorodne retoryczne i erystycz- ne środki stylistyczne. Toczą nieustanny spór na słowa i  spojrzenia (spojrzenia, które są w stanie „wzburzyć nawet osad na dnie szklanki wody (…)”5), nigdy jednak nie dojdą do zadowalającego obie strony consensusu. Małgorzata Sugiera twierdzi nawet, że ich „język zdaje się zapominać o wszystkich maksymach konwersacji, by uwodzić skomplikowanym baletem retorycznych figur (…) trzeba uśpić czujność rozmówcy, wciągnąć go w pułapkę zdań warunkowych, otwieranych i zamykanych nawiasów, obrazowych porównań i poetyc- kich metafor”6. Tekst Koltèsa można więc także rozpatrywać na poziomie metajęzykowym.

W pewnym momencie Dealer wyznaje, wypowiadając znamienne słowa:

(…) język, którym ja mówię nie zdradzi mnie, jest językiem tego obszaru i tego kawałka czasu, gdzie ludzie szarpią smycz, a wieprze łbami ryją w chlew;

trzymam język na wodzy jak ogiera, żeby nie rzucił się na klacz, bo gdybym tylko popuścił cugli, gdybym rozluźnił nieznacznie nacisk mych palców i napięcie ramion, moje słowa wyrzuciłyby mnie samego i  popędziły w  kierunku horyzontu z animuszem arabskiego wierzchowca, który wyczuł pustynię i nic już nie jest w mocy go utrzymać. Kiedy nie obowiązuje już żadna poprawność, wtedy właśnie staje się ona niezbędna (…)7 [podkr. – M.B.].

Obaj zatem bardzo pilnują tego, co mówią. Chociaż ich wypowiedzi mogą sprawiać wra- żenie chaotycznych i czasami trudno je zrozumieć, są tak naprawdę niezwykle przemyślane, każde słowo jest wycyzelowane, żadne nie jest zbędne, mimo że przypominają także falę strumienia świadomości, potoku słów bez żadnych ograniczeń. Do jakich wniosków pro- wadzi jednak ich dialog? Klient przyznaje wprost, apelując do Dealera:

Nie chcę ani obrazić pana, ani się panu przypodobać;

nie chcę ani być dobrym, ani złym, ani uderzyć, ani zostać uderzony, ani uwodzić, ani by pan usiłował mnie uwieść.

Chcę być nikim, zerem (…).

Pozostańmy dwoma okrąglutkimi zerami, nieprzenikalnymi dla siebie, prowizorycznie nałożo- nymi jedno na drugie, lecz toczącymi się każde w swoim kierunku (…) w takim razie bądźmy pro- stymi, samotnymi i wyniosłymi zerami8.

Żaden z interlokutorów nie osiąga zatem przewagi nad rozmówcą i jednocześnie żaden z  nich nie ponosi porażki. Ostatnie zdania, które padają w  tekście, przekreślają jednak

4 J. Warsza, Zakłócić pożądanie, „Dialog” 2003, nr 11, s. 41-42.

5 B.-M. Koltès, Samotność…, op. cit, s. 62.

6 M. Sugiera, Koltès: interpunkcja i tajemnica, „Dialog” 1995, nr 5, s. 139.

7 B.-M. Koltès, Samotność…, op. cit., s. 62.

8 Tamże, s. 74.

(4)

wszystko, cały sens dialogu i spotkania, pokazując jałowość ludzkiej mowy. Jedynym wyj- ściem wydaje się więc być wymiana ciosów, stąd ostatnie pytanie zadane przez Klienta:

Dealer: Przepraszam najmocniej, czy w zgiełku nocy nie wypowiedział pan do mnie żadnego życzenia, którego bym nie dosłyszał?

Klient: Nic takiego nie powiedziałem; nic takiego nie powiedziałem. A czy pan, w tej głuchej nocy, w ciemnościach tak głębokich, że zbyt dużo potrzeba czasu, by do nich przywyknąć, czy nie uczynił pan żadnej propozycji, która uszłaby mej uwadze?

Dealer: Żadnej.

Klient: Więc jaka broń?

Tak kończy się spotkanie i dialog gdzieś na samotnych bawełnianych polach. „Retoryka tekstu zastępuje tradycyjną akcję, a wypowiedziane słowa przygotowują działania, których nie będziemy mieli okazji zobaczyć na scenie”9.

Polskich inscenizacji tekstu Koltèsa było na przestrzeni lat kilka, by wspomnieć tylko o przed- stawieniu w reżyserii Mariana Mahora w Lubuskim Teatrze im. Leona Kruczkowskiego w Zielonej Górze w 1995 roku. Najnowszą próbą pokazania owego zdeformowanego dialogu jest spektakl w reżyserii Radosława Rychcika, przygotowany w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach.

Ciemność. Gdzieś na scenie, wśród coraz bardziej gęstniejącego dymu widzimy tylko zarys sylwetek dwóch mężczyzn. Obaj mają ciemne garnitury, białe koszule i charaktery- styczne białe skarpetki wystające z czarnych lakierowanych butów. Stoją nieruchomo, tyłem do widzów. I  nagle publiczność zamiera. Rozbrzmiewa odurzająco głośna, energetyczna, hipnotyczna, niemal wkręcająca się w podświadomość muzyka zespołu The Natural Born- Chillers, a dwójka mężczyzn zaczyna wić się w dziwacznym tańcu, a raczej w szaleńczym transie. Tak zaczyna się nowa wersja Samotności pól bawełnianych.

Rychcik lubi wystawiać rzeczy trudne. Piekielnie wręcz trudne, które pozornie mogłyby się wydawać nie do zainscenizowania, jak choćby Fragmenty dyskursu miłosnego Rolanda Barthesa (Teatr Dramatyczny im. Gustawa Holoubka, Warszawa, 2009), Łysek z pokładu Idy Gustawa Morcinka (Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego, Wałbrzych, 2010) czy Diabeł (Teatr Współczesny, Szczecin, 2013), rzecz opartą na wątkach z kultowego serialu Miasteczko Twin Peaks Davida Lyncha. Tym razem na scenie tekst Koltèsa został przetwo- rzony i ograniczony właściwie do minimum. Mamy wprawdzie przedstawioną modelową sytuację dealu, owej dziwnej wymiany, do której sprowadzone zostały tu wszystkie możli- we międzyludzkie relacje, ale Rychcik uwypukla je przez swoiste „drażnienie” publiczności – muzyką, światłem, ruchem i  słowami wypowiadanymi przez aktorów – wciąga ją tym samym w sam środek bawełnianych pól. Tyle tylko, że w tekście sztuki Koltèsa ważny jest każdy przecinek, średnik, każda kropka, w spektaklu reżysera Dwunastu gniewnych ludzi (Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego, Poznań, 2012) aktorzy w żaden sposób nie respek- tują owych retoryczno-interpunkcyjnych reguł. Krzyczą, przekrzykują ogłuszającą muzykę, zdzierają własne gardła, jakby język i wypowiadane słowa były wymyślną torturą, a nie spo- sobem komunikacji. Jakby jedyną możliwością porozumienia był skowyt – niczym w kulto-

9 M. Sugiera, Koltès…, op. cit., s. 142.

(5)

wym poemacie Allena Ginsberga – nad jałowością i pustką świata, nad pozorami między- ludzkich kontaktów, atrapami dialogu. Mimo to (a może właśnie dlatego), brutalna prawda Samotności pól bawełnianych poraża głębiej. Aktorzy – Tomasz Nosiński (Klient) i Wojciech Niemczyk (Dealer) – dają z siebie absolutnie wszystko, może nawet więcej niż powinni. Na pewno więcej, niż jest na to przygotowana widownia, która nagle i zupełnie niespodziewa- nie konfrontowana jest z ogromem emocji i uczuć, zazwyczaj skrywanych przez nas przed światem – jak pisała poetka – przy szczelnie zasłoniętych oknach, gdy „gryziemy z bólu ręce, umieramy z miłości”10. Czego więc tak naprawdę jesteśmy świadkami na scenie?

Przypadkowego spotkania. Spojrzenia, od którego wszystko się zaczyna. Pragnienia czy- jegoś dotyku, uwagi, bliskości drugiej osoby, choćby tylko pozornej. Silnych uczuć i silnych emocji. Z  jednej strony bowiem od miłości do nienawiści droga nie jest daleka. Z  drugiej jednakże czasami tych emocji tutaj brakuje – głos staje się beznamiętny, ciało porusza się me- chanicznie, a twarz wygląda jak maska, ozdobiona tylko czerwoną szminką, której w pewnym momencie używa Dealer. Jesteśmy w końcu i świadkami konfrontacji dwóch osób, z których każda może wygrać i przegrać jednocześnie. Tyle tylko, że ważniejsza od relacji Klient – De- aler w inscenizacji Rychcika staje się relacja aktorów z widownią. To do widzów kierują oni bowiem swoje słowa, na siebie nawet nie patrzą. Kiedy nagle milkną, na scenie widzimy, przy- gotowane przez Martę Stoces, wizualizacje, będące „wariacją” o tym, czy miłość jest, czy jej nie ma (w tekście Koltèsa padają słowa mówiące o tym, że nie ma miłości, w oglądanym spektaklu aktorzy ich nie wypowiadają, słowa te pojawiają się za to na plakacie). Nosiński i Niemczyk sytuują się wówczas na równi z widownią, ustawiając się do niej tyłem i razem z nią oglądając swoisty „teledysk” zmontowanych filmów, jakby próbując nauczyć się czegoś o międzyludz- kiej bliskości. Oglądamy więc między innymi i kultową scenę z Zakochanego kundla, i roze- śmianą twarz Laury Palmer, i fragmenty filmów pornograficznych.

Radek Rychcik, Wojtek Niemczyk i Tomek Nosiński przypominają, że nie zawsze kupno jest równoznaczne z posiadaniem. Że czasami, aby coś zdobyć, trzeba coś oddać. Że są sytu- acje, w których trzeba się zaprzedać, nawet gdy można się przy tym upokorzyć. Bez wątpienia na scenie rozpalili prawdziwy płomień. I spalają się w jego żarze, wciągając w niego również i widzów. Szaleją w ogniu emocji i muzyki, a my jesteśmy w końcu również świadkami próby nawiązania w tym wszystkim jakiegoś bliższego kontaktu. Dealu, który jednakże musi zakoń- czyć się walką. Samej walki – tak jak w oryginalnym tekście Koltèsa – nie zobaczymy.

Tak naprawdę dialog w  omawianej sztuce możliwy jest tylko dzięki obecności widza – czytelnika. Mówienie równa się tutaj bowiem działaniu i  to słowa właśnie, ich doskonała niedoskonałość, ich melodia i zapętlenie wciągają widzów w akcję. Autor „ukrywa tajemnicę nie we wnętrzu swoich postaci, lecz w nieskończonych odbiciach teatralnych luster, gestów i póz”11.

Przy okazji premiery tego spektaklu miałam także okazję porozmawiać z aktorami, mię- dzy innymi właśnie o potencjalnym spotkaniu i potencjalnym dialogu. Warto w tym miej- scu przytoczyć fragment tego wywiadu:

Magdalena Boczkowska: Pretekstem do naszego spotkania jest spektakl Samotność pól ba- wełnianych, zacznijmy więc od niego. Jaka potrzeba sprowadziła Klienta i co ma do zaoferowa- nia Dealer? Wydaje mi się, że można pragnąć czegoś, nie wiedząc, co to jest. Ale czy można, bez takiej wiedzy, próbować komuś coś zaoferować?

10 M. Hillar, Najpiękniejsze wiersze, Warszawa 1997, s. 45.

11 M. Sugiera, Koltès…, op. cit., s. 150.

(6)

Wojciech Niemczyk: Myślę, że w każdym momencie coś sobie oferujemy i coś w zamian otrzy- mujemy. Samą swą obecnością, byciem wobec kogoś podlegamy zasadzie kupującego-sprzedającego.

Mogą to być rzeczy bardziej lub mniej określone, namacalne.

M.B.: Zatem życie to deal.

W.N.: Tak, przecież nawet w stosunku do osób, z którymi nie mamy bezpośredniego kontaktu, czujemy jakąś zależność, przynależność do bycia w grupie.

Tomasz Nosiński: Mnie najbardziej interesuje sam moment spotkania, spotykania się w życiu. My- ślę, że punktem wyjściowym do spotkania Klienta i Dealera jest sytuacja mocno nacechowana i ujęta w ramy zabawy, dyskoteki, tańca, jakkolwiek by to nazwać. Ciekawe jest niedookreślenie tego, co mo- żemy sobie nawzajem dać. Spotykamy się, by sobie coś zaoferować, podjąć współpracę. W spektaklu mamy zaś spotkanie wynikające ze spojrzenia, z tego, że ludzie się na siebie „naszli” i to powoduje, że mają sobie coś do zaoferowania bądź też nic. A wracając do twojego pytania, nie wiem. I tak naprawdę nie wiemy tego do końca. Coś sobie dajemy, ale nie wiadomo, po co i dokąd to nas zaprowadzi.

M.B.: Tak, ale kiedy już myślimy, że wszystko zmierza do w miarę szczęśliwego zakończenia, że deal zostanie dokonany, Klient pyta „więc jaka broń?”. To swoista kapitulacja, klęska. Porażka jest nieuchronna? Jedynym wyjściem jest walka?

W.N.: Ale to też jest jakiś rodzaj transakcji. Walka.

T.N.: Bo walka jest bardzo podobna do stanu zakochania. Wydaje mi się, że jak ludzie ze sobą walczą, to muszą się poniekąd pokochać, muszą się nawzajem zbadać, poznać. To jest dla mnie rów- nie interesujące, że i walce, i w sytuacji, w której dwie osoby spotykają się i zakochują się w sobie, albo na przykład zaczynają nienawidzić, występuje podobny mechanizm. Na tym polega jego nie tyle uniwersalność, co jakaś ponadczasowość. 

M.B.: Wszystko zaczyna się od spojrzenia.

T.N.: Tak, jakiegoś spostrzeżenia, pierwszego spojrzenia, które nie wiadomo, do czego może nas doprowadzić12 (…).

Jak możliwy jest więc dialog w tekście sztuki Bernarda-Marie Koltèsa? W jego drama- tach „jest dużo rzeczy, które wracają do źródła. Obnażanie emocji jest więc pokazaniem prawdziwego człowieka. Krzyk (…) jest czymś niezwykle pierwotnym. (…) można by ten spektakl zagrać samymi tylko takimi pierwotnymi odgłosami, dźwiękami. To też piękny język, podobny do tego używanego przez dzieci, zanim narzuci im się inny, uwarunko- wany społecznie”13. Język dzieci może być bez wątpienia bardziej emocjonalny, pierwotny, prawdziwszy. W Samotności pól bawełnianych dialog jest więc możliwy tylko na pewnym poziomie abstrakcji. Jego sens i sens całego spotkania Dealera i Klienta zawiera się nie tylko w odpowiednim doborze słów, ale przede wszystkim w dźwiękach, gestach, mimice, rzuca- nych spojrzeniach. Wszystko to jest bowiem również elementem dialogu. Być może nawet

12 Teatr jest jak dom. O  wymiotach, emocjonalnej bulimii i  spojrzeniach, od których wszystko się zaczyna.

Z Wojciechem Niemczykiem i Tomaszem Nosińskim rozmawia Magdalena Boczkowska, „artPAPIER” 2010, nr 7, przedruk „E-Teatr”, http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/91350.html [dostęp: 6 kwietnia 2010].

13 %&'()*+

(7)

istotniejszym niż same wypowiadane dźwięki. Spojrzenia, które są „w stanie wzburzyć osad na dnie szklanki wody”14, są przecież wymowniejsze niż tysiące słów.

Bibliografia

Buber M., Ja i Ty. Wybór pism filozoficznych, Warszawa 1992.

Buber M., Problem człowieka, Warszawa 1993.

Koltès B.-M., Samotność pól bawełnianych, „Dialog” 1995, nr 5.

Levinas E., Imiona własne, Warszawa 2000.

Sugiera M., Koltès: interpunkcja i tajemnica, „Dialog” 1995, nr 5.

Teatr jest jak dom. O wymiotach, emocjonalnej bulimii i spojrzeniach, od których wszystko się za- czyna. Z  Wojciechem Niemczykiem i  Tomaszem Nosińskim rozmawia Magdalena Boczkowska,

„artPAPIER” 2010, nr 7, przedruk „E-Teatr”, http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/91350.html [dostęp:

6 kwietnia 2010].

Warsza J., Zakłócić pożądanie, „Dialog” 2003, nr 11.

)*%+*,'$'-+$*./0'1'$2/!3$*'#$%+!45 Streszczenie

Artykuł Dealer i Klient. O istocie dialogu porusza problematykę komunikacji w sztuce Bernarda-Ma- rie Koltèsa – dramaturga francuskiego – Samotność pól bawełnianych. Autorka sięga do koncepcji tak zwanej filozofii spotkania i do teorii jednego z jej przedstawicieli Martina Bubera, który wyróżnił trzy rodzaje międzyludzkich relacji: monologową „ja – ono”, dialogową „ja – ty”, odnoszącą się do dru- giego człowieka, oraz dialogową „ja – Ty”, odnoszącą się do Boga. Czasami wypowiedzi bohaterów bywają chaotyczne i trudno je zrozumieć, sprawiają wrażenie strumienia świadomości, potoku słów bez żadnych ograniczeń. Bywają także jednak niezwykle przemyślane, każde słowo jest wycyzelowa- ne, żadne nie jest zbędne. Artykuł pokazuje, że czasami porozumienie jest możliwe tylko na pewnym poziomie abstrakcji i że ludzki język może być przeszkodą, a nie narzędziem komunikowania.

Słowa kluczowe: filozofia spotkania, dialog, język, deal )*%+*,'%.#'6+$*./0'78!5/'/9*'*22*.3*'!:'#$%+!45*

Summary

The article Dealer and Client. About the essence of the dialoguemoves problems of communication in the play of Bernard-Marie Koltès – French playwright – In the Solitude of Cotton Fields. The author reaches for concept of so called philosophy of meeting and for Martin Buber’s theory. Buber distin- guished three types of interpersonal reports: monologue “I – it”, dialogue “I – you” (referring to the second man) and dialogue “I – You” (referring to God). Sometimes statements of heroes are chaotic and it is hard to understand them, because they cause impression of the stream of consciousness, of stream of words without limitation. However they are also unusually well-conceived, every word is filed, none is unnecessary. The article shows that the agreement is sometimes available only on the certain level of the abstraction and that human language can be obstacle, rather than a tool of com- munication.

Key words: philosophy of meeting, dialogue, language, deal

14 B.-M. Koltès, Samotność…, op. cit., s. 62.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rozwiąż pierwsze 3 zadania ze strony https://projecteuler.net/archives w

Kreska ułamkowa w ułamku zwykłym jest tak naprawdę pewną formą przedstawienia dzielenia.. Kiedy dzieliliśmy pomarańczę na cztery kawałki, to

Przyjmując ,że w chwili zerowej moc też jest zerowa lub bliska zeru- chociaż to nie jest prawdą, pojedyncza komórka od której się zaczyna wzrost organizmu ma w dyspozycji

Tolerancja jest logicznym następstwem przyjętego stanowiska normatywnego, jeśli to stanowisko obejmuje jedno z poniższych przekonań: (1) co najmniej dwa systemy wartości

Podczas gdy Immanuel Kant stawiając pytanie „czym jest człowiek?” starał się człowieka — światowego obywatela, który jest obywatelem dwóch światów, uczynić

Znako ­ micie uchwycił największą dla dziejów ludzkości zasługę króla Wizygotów Alaryka (taką jednakże, o której on sam ani nie miał, ani też mieć nijak

Działalność Akademickiej Grupy Lotniczej (Akaflieg) Działalność Akademickiej Grupy Lotniczej (Akaflieg) Działalność Akademickiej Grupy Lotniczej (Akaflieg)

Zasada indukcji strukturalnej orzeka, iż własność kategorii syntaktycznej może być udowodniona indukcyjnie poprzez analizę struktury jej definicji: dla każdego przypadku ba-