• Nie Znaleziono Wyników

Przeszczepianie narządów ludzkich w świetle refleksji teologicznomoralnej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przeszczepianie narządów ludzkich w świetle refleksji teologicznomoralnej"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Olejnik

Przeszczepianie narządów ludzkich

w świetle refleksji

teologicznomoralnej

Studia Theologica Varsaviensia 10/1, 115-161

1972

(2)

S tu d ia T heol. Vars. 10 (1972) nr 1

S T A N IS Ł A W O LEJN IK

PRZESZCZEPIANIE NARZĄDÓW LUDZKICH

w

Św i e t l e r e f l e k s j i t e o l o g i c z n o m o r a l n e j T r e ś ć : I. Z agad n ien ie. II. N a ra sta n ie z ja w isk a . III. W aga problem u. IV. P rzek a zy w a n ie narządu. V. U zn a n ie zgonu. V I. W zględy p ietyzm u. V II. Truidinośd p ra k ty czn e i m o żliw o ści nadużyć. V III. W nioski sy n te ­ tyczn e.

I. Z A G A D N IEN IE

Rozwój m ed y cy n y pow ojennego ćw ierćw iecza, a szczególnie o statn ich k ilk u lat, k u lm in u ją c y w u d an y ch p ró bach przeszcze­ p ian ia n e rk i i serca, s ta ł się przedm io tem żyw ych i gorących, n a w e t o stry ch sporów . Przeszczepianie, k tó re zaczyna k ry sta li­ zować now ą specjalizację m edyczną, tran splan tolo g ię, stało się p rzed m io tem rozw ażań, dy sk u sji i polem ik licznej rzeszy uczo­ nych, w ielu sym pozjów , zjazdów , kongresów m edycznych, a n a w e t nie ty lk o m edycznych. S p raw a w ykroczyła daleko poza sfe ry lek arsk ie. P o ru szy ła opinię publiczną św iata, zna­ lazła szeroki odzew w środ k ach m asow ego przekazu, zafascy­ now ała różnych uczonych, zrodziła w iele pub lik acji fachow ych i w ypow iedzi pu b licystycznych. D om inow ały w ty m w szystkim nie zagadnienia naukow otechniczne, lecz w y raźnie m oralne. S taw iano sobie n ieu stan n ie p y tan ia, czy i o ile godzi się do­ konyw ać tra n s p la n ta c ji ludzkich narządów , co sądzić o już do­ k o n y w any ch z pozycji oceny m o raln ej, jakie zająć stanow isko w sto su n k u do dalszych poczynań m ed y cyny n a ty m polu. P y ­ tan ia te są ciągle ak tu aln e, staw ia się je wciąż n a nowo i n a nowo u siłu je się n a nie odpowiedzieć, z różnych pozycji p a­ trz e n ia i oceny.

(3)

1 1 6 S T A N IS Ł A W O LEJN IK [2]

się w e w skazanym tu przedm iocie dyskusji. Z abrakło w niej katolickich m oralistów . Może to dziwić, chodzi bow iem o sp ra ­ w ę o c h a ra k te rz e w y raźnie etycznym , a ta k głęboko niepoko­ jącą szerokie rzesze ludzi m yślących. Ci, k tó ry c h ta k jeszcze niedaw no pom aw iano o zb y t częste i zbyt drobiazgow e ingero­ w anie w życie ludzkie z gotow ą oceną i norm ą, o kazu ją się m ilczący. Nliewiele jest w lite ra tu rz e teologicznej pow ażniej­ szych prób reflek sji w ty m przedm iocie. M ożna b y zapytać, dlaczego ta k się dzieje. Gdzie leży powód tej zadziw iającej powściągliwości, jak b y n a w e t nieśm iałości, k atolickich teolo­ gów m oralistów w odniesieniu do ro zp a try w a n ia ta k bardzo współczesnego, żywego i niepokojącego problem u?

W ydaje się, że o g arn iający coraz w yraźniej teologię m o ral­ n ą p rąd odnow y posoborow ej skupia uw agę jej adeptó w n a za­ łożeniach podstaw ow ych, n iejak o p u n k tac h w yjściow ych tej dyscy p lin y teologicznej. P od d aje się w nikliw ej analizie i su ro ­ wej k ry ty c e sam o jej pojęcie, jej fu n k cje i isto tn e zadania. To w łaśnie sp raw ia, że n iek tó rzy teologow ie m oraliści rezyg nu ją, p rzy n a jm n ie j czasowo, z am bicji ta k bliskiego ingerow ania w życie, jakiego w yrazem jest m o raln a ocena określonego z ja ­ wiska. 'Samo życie nie zw alnia jed n a k od te j konieczności. Z re­ zygnow anie zaś z fu n k cji oceny i norm o w an ia życia ludzkiego w określonych typach i sposobach działania p rzek reśla istotną w artość tej dyscyp lin y teologicznej, podw aża sam sens jej u p raw iania.

U znanie p o trzeb y ro zp atrzen ia p ro b lem u przeszczepiania, wobec istniejącego b ra k u w pow ażnej teologicznej lite ra tu rz e nauko w ej, skłoniło do w ysunięcia postaw ionego w yżej p ro b le­ m u. Ma być on ro zp atrzo n y z pozycji teologii, trz e b a będzie zatem sięgnąć do źródeł dla niej w łaściw ych. Będzie zatem cho­ dziło o rozw ażenie, m ożliw ie g ru n to w n e, czy da się pogodzić przeszczepianie ludzkich n arząd ó w cielesnych z chrześcijań­ skim rozum ieniem człow ieka, jego egzystencji i isto tn y ch zadań ziem skich, ja k i pow ołań pozaziem skich. U p o dstaw chrześci­ jań sk iej w izji człow ieka i jego życia leży p rzekaz O bjaw ienia, k s z ta łtu je ją jed n a k rów nież m yśl lu d zk a w y jaśn iająca ów p rzek az w św ietle w spółczesnej w iedzy o człow ieku. Otóż z ta k ą w łaśnie w izją antropologiczną, ubogaconą m oralnym

(4)

[3] PR Z E SZC Z EPIA N IE N A R ZĄ D Ó W 1 1 7 przekazem źródeł O bjaw ienia, trz e b a będzie dokonać k o n fro n ­ ta c ji zjaw iska przeszczepiania narządów .

O cena m a tu dotyczyć fa k tu z zak resu p ra k ty k i m edycznej. Ludziom m yślącym pow ierzchow nie ocena w y daje się pro sta, bo p ro ste jest dla n ich oblicze sam ego fak tu . W istocie zaś jest inaczej. S p ra w a nie je s t w cale p ro sta x, im p lik u je w sobie k il­ k a o dm iennych aspektów . N ie dziw więc, że trz e b a będzie u jaw n iać kolejno te różne a sp ek ty oceny. P rz ed te m zaś n a ­ rzu ca się p o trzeb a bliższego zarysow ania obrazu ocenianego zjaw iska i m ożliw ie jasnego uśw iadom ienia sobie c h a ra k te ru tego, co się w istocie d okonuje w fakcie przeszczepiania n a rz ą ­ dów ludzkich. W ycyzelow anie obrazu samego fa k tu zostanie do­ konane, ja k się w ydaje, n a jle p ie j n a drodze dw ojakiego zabie­ gu, a m ianow icie pokazania, jak n a ra stało zjaw isko przeszcze­ p ian ia i jakiego c h a ra k te ru zastrzeżenia zdołało obudzić. To będą też pierw sze p u n k ty p o dejm ow anych rozw ażań. W n a stę p ­ n y ch ro zp atrzon e zostaną kolejno, poczynając od n a jw a żn ie j­ szych, tru d n o ści n a tu r y m o raln ej, jak ie wiążą się z tra n s p la n ­ ta c ją narządów . One to w yznaczają b ard ziej szczegółową p ro ­ b lem a ty k ę zagadnienia, którego ostatecznego, całościowego roz­ w iązania będzie m ożna zatem oczekiwać dopiero w sy n te ty c z ­ n y ch w nioskach zeb ran y ch w o sta tn im punk cie wywodów.

II. N A R A S T A N IE Z JA W ISK A

Przeszczepianie chiru rg iczne żyw ej tk a n k i jednego człow ie­ k a n a innego nie m a jeszcze długiej tra d y c ji.2 P oprzedziły ją udan e zabiegi p rzetaczan ia k rw i z jednego p a c je n ta do żył in ­ nego, ja k rów nież operacje ch iru rg iczn e przeszczepiania tk a n e k i n arząd ó w dokonyw ane n a zw ierzętach.

P rzetaczan ie krw i, stosow ane dziś pow szechnie, liczy sobie już kilk ad ziesiąt lat. P ierw sze jego próby, czynione n iejako n a oślep, nie ob y ły się bez ofiar. P odstaw ow e jed n a k odkrycie W i e n e r a, poszerzone isto tn ie przez H i r s c h f e l d a , a do­

1 Por. J. G. Z i e g l e r , M o ra lth eo lo g isch e Ü b e rle g u n g e n z u r O rg a n ­

tr a n s p la n ta tio n , TThZ 77 (IMS) s. Γ53 n.

2 W od n ieś, do h isto rii ro zw o ju transplantacjli por. W. R u f f SJ,

(5)

1 1 8 ST A N IS Ł A W OLEJN IK [4] tyczące g ru p k rw i i ro li tzw . an ty g en u , pozw oliły usunąć za­ sadnicze niebezpieczeństw o zw iązane z tra n sfu z ją . O tw orzyło to drogę do m asow ego jej stosow ania w chw ili obecnej i stało się błogosław ieństw em dla dziesiątek, m oże setek ty sięcy za­ grożonych śm iercią i u ra to w a n y c h dzięki tra n s fu z ji ludzi.

C hirurg iczn e p rzek azy w an ie żyw ej tk a n k i ludzkiej zostało poprzedzone przeszczepianiem dokonyw anym n a organach zw ierzęcych. Z ainicjow ał je p rzed 50 la ty uczony fran cu sk i A. C a r r e l , la u re a t Nobla, z n an y już w świecie dzięki sw ym dośw iadczeniom hodow ania poza organizm em żyw ej tk an k i po­ b ran e j z u stro ju zwierzęcego. Otóż C arrel dokonał w In sty tu ­ cie R ockefellera operacji w szczepienia w szy ję psa serca oży­ w ianego k rw ią przez złączenie jego naczy ń z żyłam i i tętn ic ą szy jną psa-biorcy. T en jego u d an y zabieg odsłonił m ożliwości techniczne przeszczepień ch iru rg iczn y ch żyw ych narządów . P ra c e B a l l e y ’ a i S h u m w a y ’ a m ożliw ości te znacznie poszerzyły. P ierw szy m udało się w r. 1953 przeszczepić psu, w m iejscu uprzednio usuniętego w łasnego, cały u k ład serce- -p łu c a innego psa. D rugi zaś dokonał w r. 1960 pom yślnej op eracji zastąp ien ia serca w żyw ym organiźm ie psa-biorcy. T echniczna stro n a ty c h op eracji m ogła być bez pow ażniejszych zm ian zastosow ana i do org anizm u ludzkiego. S tało się to ty m b ardziej m ożliw e, że n a ludziach dokonano ju ż nie jednej prostszej tra n sp la n tac ji.

T ra n sp la n ta c je chirurgiczne n a człow ieku rozpoczęto od p rze ­ szczepień p łató w skóry, elem en tó w ścięgna lub kości, p rze ­ noszonej z jednego m iejsca w inne m iejsce ciała tego samego p acjen ta. Chodziło o zabiegi n a tu r y k o rek cy jn ej, w pew nym sensie kosm etycznej, dotyczące okaleczeń lub deform acji eks­ ponow anych części ciała ludzkiego, zwłaszcza tw arzy , w ro­ dzonych lulb w yw ołanych w czasie w o jn y lu b na drodze n ie­ szczęśliw ych w ypadków . N ie bud ziły one żadnych pow ażniej­ szych zastrzeżeń czy sprzeciw ów . Przeciw nie, do k onu jący ich c h iru rd zy -p la sty cy u su w ając lub łagodząc d eform ację w yśw iad­ czyli w ielkie i niekw estionow ane usługi sw ym p acjentom . P rz y ­ w racali im dobre sam opoczucie, usuw ali u raz y psychiczne, n ie­ k ied y budzili lu b p rzy w racali chęć do życia. Ś w iadek ty ch poczynań i osiągnięć n au k i i sztuki chirurgicznej, papież

(6)

[5] PR Z E SZC Z EPIA N IE N A R ZĄ D Ó W 1 1 9 P i u s X II, zajął wobec nich stanow isko jako rzecznik m o ral­ ności c h rz e ś c ija ń s k ie j3. N ie w y raził w nim zasadniczych za­ strzeżeń w sto su n k u do zabiegów tego ty p u , przeciw nie, pod­ kreślił ich pozytyw ne w artości. Je śli w y su n ął p rzy ty m jakieś obaw y, to odnoszą się one ty lk o do e w en tu aln y ch nadużyć o c h a ra k te rz e ek sp ery m en to w an ia naukow o-lekarskiego n a lu ­ dziach.

P rzeszczepianie człow iekow i tk a n e k z organizm u innego osobnika, zw ierzęcego lub ludzkiego, podejm ow ane było p ra ­ w ie rów nolegle z w yżej opisanym i zabiegam i. W ażnym m o­ m en tem w tym procesie b yły udane p rób y przeszczepiania ro­ gówki oka. Pobierano je bądź to od zwierzęcia, bądź też od człow ieka zm arłego. I te n rodzaj przeszczepów nie sp otk ał się z p otępieniem lub choćby pow ażniejszym zakw estionow aniem ze stro n y szerszej opinii publicznej. N iezm iernie w rażliw y n a rodzące się zjaw iska życiow e i a k tu a ln e p ro blem y m oralne pap. P iu s X II zajął wobec w skazanych zabiegów stanow isko w alo- k u c ji do członków W łoskiego S tow arzyszenia Daw ców Rogów­ ki dnia 14 m a ja 1956. P ap ież u zn ał przeszczepianie rogów ki w obu om aw ianych postaciach za m o raln ie nienaganne. S tano ­ wisko sw oje w y jaśn ia i m o ty w u je w sposób podobny w sto ­ su n k u do obu postaci przeszczepień. Chodzi m ianow icie o to, że p ob ran ie rogów ki w obu w y p ad k ach nie jest naru szen iem żadnych u p raw n ień , nie jest więc przedm iotem krzyw dy. Zw ie­ rzę bowiem , k tó re pozbaw ia się rogówki, nie jest w ogóle p rzedm iotem u p raw n ień . Zw łoki ludzkie zaś nie są już przed ­ m iotem praw a, bo nie są osobą ludzką.

Głosząc dopuszczalność przeszczepiania rogów ki porusza P ius X II w swej alokucji szersze zagadnienie tra n s p la n ta c ji w ogó­ le — m ając oczywiście na uw adze znane w ty m m om encie za­ biegi i p rób y podejm ow ane przez chirurgów . P ro b lem m o raln y zaryso w an y przez papieża sprow adza się do tego, aby tra n s ­ p la n ta c ja nie pow odow ała szkody, ani daw cy przeszczepionej tk an k i, an i też jej biorcy. W zw iązku zaś z om aw ianiem sy tu a ­

3 Por. p rzem ó w ien ie pap. P iu sa X II z dn. 4.ХЛЖ8 do u czestn ik ó w X K on gresu W łbsk. S tow arzysz. C hirurgii P la sty czn ej. A A S 50 (1958) s. 952— 961.

(7)

1 2 0 S T A N IS Ł A W OLEJNIK [6] cji .m oralnej b io rcy ostrzega P iu s X II p rzed w prow adzeniem do jego organizm u elem en tó w g atunkow o obcych. Chodzi m ia­ now icie o p ró b y przeszczepiania człow iekow i gruczołów płcio­ w ych ze zw ierzęcia, k tó re papież odrzuca jako m o raln ie niego­ dziw e i niedopuszczalne.

Rozwój ch iru rg ii tra n s p la n ta c y jn e j szedł jed n a k ciągle n a ­ przód, w spom agany osiągnięciam i całej m ed y cy n y i współczes­ nej tech n iki. Dochodzi do podjęcia, uw ieńczonych p ełn y m su k ­ cesem, pró b przeszczepiania całych narządów . Rozpoczęto od tra n s p la n ta c ji nerk i. Od daw n a było rzeczą znaną zarów no to, że bez n e rk i człow iek nie u trz y m a się p rzy życiu, ja k i fak t, że m ożna żyć a n a w e t pracow ać z jed n ą tylko zdrow ą n erk ą. W sy tu a c jac h u sta n ia fu n k cji obu nerek , kiedy p acjen to w i gro­ ziła n ieu ch ro n n a i bliska śm ierć, znalazł się ch ę tn y daw ca jed ­ nej ze sw ych dwóch zdrow ych nerek. U dana tra n sp la n ta c ja za­ chęciła do jej ponaw iania. Zagrożonych śm iercią z pow odu b ra k u zdrow o p rac u jąc e j n e rk i i ch ętn y ch daw ców znalazło się w ięcej, ośrodków i ch iru rg ó w zdolnych do przeszczepienia za­ częło przybyw ać. Do dziś podjęto już na św iecie k ilk a tysięcy tak ic h operacji, w zdecydow anie p rzew ażającej ilości udanych, k tó ry c h ob iek ty cieszą się u trz y m y w a n y m już n a w e t przez p a rę la t życiem.

O cena ty c h zabiegów nie b y ła jed n a k ta k jednoznacznie po­ zytyw na, aprobująca, ja k dotychczasow ych rodzajów przeszcze- pień. T ra n sp la n ta c ję n e rk i zaczęto staw iać na cenzurow anym , posypały się w sto su n k u do niej w ątpliw ości i zastrzeżenia, zarów no ze stro n y opinii publicznej, ja k i lek arzy fachowców o raz m yślących h um anistów . P odniosły się t u i ówdzie głosy odm aw iające ch iru rg o m m oralnego p raw a do podejm ow ania tego ro d z a ju ingerencji. G łosy ostrzeżenia d niepokoju ginęły jed n a k przyciszone reak cjam i szerokiej ap rob aty, a n a w e t nie­ kłam anego uznania, dla niew ątpliw ych osiągnięć ch irurgii tra n sp la n ta c y jn e j.

Na fali sukcesów osiąganych w przeszczepianiu n e rk i na dal­ szy p lan w rozgłosie zeszły p ró b y tra n sp la n ta c ji in nych n a rz ą ­ dów: płuc, w ątro b y , trz u stk i. W yniki ich zresztą, w brew po- .k ładan y m nadziejom , a n a w e t pierw szym entu zjasty cznym oce­

(8)

[7] PR Z E SZC Z EPIA N IE N A R ZĄ D Ó W 12 1 nom p ra s y i publicystyki, okazały się niepom yślne i takim i pozostały po dzień dzisiejszy.

W reszcie 3 g ru d n ia 1967 r. m iał m iejsce fakt, k tó ry zelek­ try zo w ał świadom ość m as ludności całego globu: w G roote C hu r w K apsztadzie udało się d r C h . B a r n a r d o w i p rze­ szczepić człow iekowi serce po b ran e od innego człow ieka. W szczepienia tego serca dokonał d r B a rn a rd w ciele L u d w i ­ k a W a s h k a ń s k y e g o , a w y ją ł je 18-letniej dziew czynie D e n i s D a r v a l ginącej w w y n ik u w y p adku sam ochodo­ wego. N iezw ykle śm iała, tru d n a , najeżona niebezpieczeństw am i, ogrom nie w y czerp u jąca dla p a ru dziesiątek pracow ników lecz­ nictw a o peracja została uw ieńczona powodzeniem , sta ła się w ielk im sukcesem m edycyny w spółczesnej. P o ruszy ła jedno­ cześnie, rozpaliła, rozibiła n aw et opinię publiczną. W ielu ludzi dopatrzyło się w niej fa k tu godnego uznania i podziw u. U w ie­ lu, p o tencjaln ych biorców zdrow ego serca, zrodziła uczucia n a ­ dziei i głosy optym izm u. Ale nie zabrakło i głosów całkow icie odm iennych 5. O dezw ały się z m iejsca słow a kry ty czne, w y ra ­ zy rozw agi i ostrzeżenia, a n aw et całkow itej dezaprobaty. P o ­ sy p ały się p ro te sty i żądania dom agające się stanow czego za­ kazu podejm ow ania tego ro d zaju zabiegów, położenia k resu przeszczepom uzn any m za czy n y prow okująco szkodliwe.

P rz ed udany m zabiegiem przeszczepienia dokonanym na W ashkańsky’m były p ró by nieudane. Zespoły chiru rgów z J a c - konsville pod k ieru n k iem d r H a r d y ’ e g o już w r. 1963 p rze­ prow ad ziły dw a przeszczepy serca: jednego pobranego ze zw łok ludzkich, drugiego zaś w yjęteg o z żyjącego szym pansa. Mimo niepom yślnego sk u tk u u to ro w ały one drogę do sukcesu osią­ gniętego na W ashk an sk y ’m , przek o n ały bow iem k a rd io c h iru r­ gów o technicznej m ożliwości tego ro d zaju tra n sp la n tac ji. U da­ na operacja n a W ash k ańsy’m p rzek on anie to potw ierdziła i upow szechniła.

Sukcesu m ed y cy ny osiągniętego przez zespół d r B a rn a rd a nie zachw iała, po 15 dniach życia z przeszczepionym sercem , śm ierć W ashk ańsk y ’ego. Po W ash k ańsky ’m b y ł bow iem В 1 a

i-5 Por. nip. J. W e j r o c h , W ą tp liw o ś c i rosn ą w m ia rę w y ja ś n ia n ia , W ięź Ü 2 (1069) n r В—3 s. 1014—’1Ό®.

(9)

1 2 2 ST A N IS Ł A W O LEJN IK [8] b e r g , k tó ry obdarzony cudzym , po b ran ym 23-letniem u m u ­ latow i С 1 i w e H a u p t o w i , zm arłem u na Skutek k rw o tok u do mózgu, sercem przeżył jeszcze dłużej. F a k ty przeszczepiania serca zaczęły się m nożyć. W iele z nich okazało się nieudanych, pacjen tó w p o bierających nie dało się u trzy m ać dłużej p rzy życiu. A le w ielu biorców p rzy jąw szy zdrow e cudze serce po­ czuło się, n a dłuższy lufo k rótszy okres czasu, jak b y p rzy w ró ­ conym i, odrodzonym i do now ego życia.

Sukcesy i niepow odzenia tran sp lan tolo g ii serca pow odow ały n a w ro ty w ielkiego zainteresow ania szerokich rzesz dla tej sp ra ­ wy, budziły ożyw ione re a k c je em ocjonalne, ro zp alały spory. N astro je opinii publicznej nie tylk o się w yraźnie spolaryzo­ w ały, lecz falow ały, zm ieniały się, przerzu cając się z en tu zjaz­ m u do ostrego potępienia i odw rotnie 6. K ieru n ek tego falow a­ nia w yznaczała często długość życia ludzi obdarzonych zaszcze­ pionym im sercem . Długość ta nie była na ogół zby t w ielka, sięgała m iesięcy, w y jątk o w o 2 lat. Na przeszkodzie osiągnięcia pełnego sukcesu stan ęła tzw . b a r i e r a i m m u n o l o g i c z - n a, prow adząca nieuchronnie do odrzucenia przeszczepu jako obcego ciała w organizm ie 7. Nie m niej jed n a k na sk u tek u d a ­ nych przeszczepień pew n a liczba ludzi, skazanych na n ieuch ro n­ n ą śm ierć, żyła lulb żyje, całe dnie i m iesiące, a n aw et, jak w p rzy p ad k u 40-letniego A m ery k an in a D o n a l d a L e e K o ­ rn i n s к i’ e g o ze stan u M ichigan, przeszło 2 lata. Czy K o- m inski żyje jeszcze w chw ili pisania ty ch słów, nie wiadomo, ale kiedy 5 g ru d n ia 1970 r. m ijał d w u le tn i ju b ileu sz jego u d a ­ nego przeszczepienia serca, czuł się dobrze, żył norm alnie ży­ ciem tow arzyskim , m ógł wychodzić n a spacery, n aw et w yko­ nyw ał lżejsze zajęcia w dom u.

Zw olennicy i obrońcy przeszczepów w ogóle, a serca w szcze­ gólności, m ogą się czym pochwalić, kied y w sk azu ją na p rzy ­ k ład B leiberga lub K om inski’ego. J e s t to dla nich zresztą do­ piero początek spodziew anych sukcesów transp lanto log ii. Są oni przekonani, że całkow ite przezw yciężenie b a rie ry im m uno­ logicznej, p rzy pom ocy tzw . środków im m unosu presy jny ch, su­

6 Por. J. G. Z i e g l e r , art. cyt. s. 170 n. Por. tam że, s. l ei .

(10)

[9] PR Z E SZC Z E PIA N IE N A R ZĄ D Ó W 1 2 3 row icy przeciw lim fa c y ta m e j lub in n ych środków dziś jeszcze nieznanych, jest ty lk o sp raw ą czasu. Ale przeciw ników to w ca­ le n ie uspokaja. Przeciw nie, to co ra d u je już dziś entuzjastów i rodzi otuchę na przyszłość, odsłania antagonistom p ersp e k ty ­ w ę groźną i rodzi niepokój. T w ierdzą p rz y tym , że sedno sp ra ­ w y nde leży w cale n a płaszczyźnie techn ik i dokonyw anych za­ biegów, an i bardziej lub m niej doskonałej sztu ki chirurgicznej, ani n a w e t skuteczności stosow anych obecnie lu b oczekiw anych w przyszłości m etod. Leży ono głębiej, a dotyczy całościowego, ludzkiego, hum anistycznego w idzenia zabiegów i osiągnięć tra n s ­

plantologii. U w ażają oni, i w cale nie lekkom yślnie, że istn ieje inna, poza im m unologiczna, bariera, k tó ra pow inna położyć ta m ę fali przeszczepiania. T eran sp lan to lo g ia niepokoi, a n aw et oburza ich sum ienie ludzkie i chrześcijańskie. K ie ru ją pod jej adresem ostre z a rz u ty i żarliw e niepokoje. Różnorodność za­ strzeżeń i pow aga w ysuw anych arg u m en tó w w ym aga tro sk li­ wego ich rozpatrzen ia.

III. W A G A PR O BLEM U

N iektóre zastrzeżenia, n iek ied y w ysuw ane n a w e t jako surow a dezaprobata, nie p osiadają pow ażniejszych uzasadnień. Są po p ro stu okrzy kiem niechęci, w yrazem n astaw ien ia em ocjonal­ nego, u jaw nien iem nie dającego się ująć w erb aln ie poczucia, że dzieje się tu coś niestosow nego. P ro f. L. M a n t e u f f e l , w y b itn y kardiolog, w yznaje, że m yśl o przeszczepianiu serca budzi w n im o d r a z ę 8. P rzy znaje, że tru d n o m u to uzasadnić, ale w m etodzie tej odczuwa poniżenie godności ludzkiej. In­ tu ic ja każe m u uznać w n iej k ieru n e k b łęd n y od podstaw , w sam ych założeniach, budząc jednocześnie przew idyw anie, że odległe äkutki tra n sp la n ta c ji m ogą się okazać niekorzystne.

Niechęć, czy n aw et odraza do tra n sp la n ta c ji ludzkich n a rz ą ­ dów cielesnych, albo n a w e t ju ż sam ej tk ank i, łączy się u nie­ któ ry ch oponentów z sekcją zw łok i' u ty lita rn y m trak tow an iem

8 Por. E ty c zn e aspekt-y tr a n s p la n ta c ji serca. Spm wozid. z k o n feren cji nauk., E tyka 4 (1969) s. 4,0.

(11)

1 2 4 ST A N IS Ł A W OLE JN IK [10] n iek tórych ich części po dokonaniu sekcji 9. P iety zm dla ciała ludzi zm arłych, szczególne w zględy szacunku w sto su n k u do niego, nie łatw o d aje się im pogodzić z w szelką p ró b ą u ty liza ­ cji zwłok. A już u ty lizację ciała świeżo zm arłego luJb zam ie­ rającego tra k tu ją jako w ielkie ugodzenie w te głębokie uczu­ cia, jak ie rodzić m a w k ażdym człow ieku, a szczególnie czło­ w ieku w ierzącym , tajem n ica śm ierci ludzkiej. W praw dzie zdają sobie oni sp raw ę z tego, że dziś w szpitalach 'do ko nu je się pow szechnie sekcji zw łok po śm ierci i zachodzi w ich trakcie pobieranie narządów , np. do b adania histologicznego, jed n ak przeszczepianie ty ch n arząd ó w ludziom żyw ym u w ażają za ja ­ sk raw e i oburzające zjaw isko u tylizacji ciała po śm ierci. P rz y m otyw ow aniu sw ej dezap ro baty , n a tu r y zresztą zasadniczo em o­

cjonalnej, odw ołują się oni do sugestyw nych p orów nań i an a­ logii. T ra k tu ją c ciało ludzkie u ty lita rn ie , czym — z a p y tu ją ·—■ różnim y się od ludożerców , lub „przem y ślny ch” w ładców h i­ tlerow skich obozów zagłady dysponujących m asą ciał zam or­ dow anych ofiar, k tó rz y z ciał tych p rodukow ali ponoć m ydło, w yk o rzy stu jąc dodatkow o skórę ludzką n a ab ażu ry lu b opraw y do album ów . G dyby n a w e t analogii ty ch nie w ysuw ano zbyt pow ażnie, pozostaje w dalszym ciągu w ażnym zastrzeżenie w stosu nk u do tra k to w a n ia n arządów ludzkich, szczególnie se r­ ca, jako rzeczy użytecznej, a więc jako tylk o środka, n aw et użytego w łaściw ie i szlachetnie. D la w ielu ludzi ciało to coś w ięcej niż rzecz, a dla serca m a ją szczególne i w yjątk ow e w zględy.

W ysuw ano n iejed n o k ro tn ie supozycje, że najpow ażniejszym źródłem zastrzeżeń i oporów w stosunku do przeszczepiania ser­ ca są w y raźnie ujm o w an e lub działające podśw iadom ie w zględy relig ijne, a w szczególności te, k tó ry m u leg ają chrześcijanie. J e s t to zupełnie m ożliw e, jeśli się zważy, jak głęboko idealiza- cja serca zakorzeniła się w obyczaju i kulcie Kościoła k ato lic­ kiego. T rzeba jednalk zauw ażyć, że in sp iracja przeciw uty liza- cyjn a idąca od tej s tro n y jest raczej szersza, dotyczy ludzkiego ciała w ogóle. T ak jest p rzy n ajm n iej w Kościele katolickim ,

(12)

[И ] PR Z E SZC Z EPIA N IE N A R ZĄ DÓ W 1 2 5 gdzie pietyzm dla zw łok ludzkich jest bardzo żyw y i głęboki, a nie było i nie m a pow ażniejszych zastrzeżeń w sto sunk u do operacji czynionych n a sercu lu b przek azyw an ia krw i. W iado­ mo nato m iast, że przetaczanie k rw i stanow i w dalszym ciągu czynność, k tó rą za absolutnie niedopuszczalną uw ażają pew ne W spólnoty C hrześcijańskie. Je śli więc nie godzi się pobierać i przekazyw ać k rw i ludzkiej, rzeczą zupełnie zrozum iałą jest rozciągnięcie oporów m oraln ych i n a serce, stojące z k rw ią w ta k bezpośredniej relacji.

N ajcięższym zarzutem , jak im się obarcza ludzi dokonujących tra n s p la n ta c ji serca je s t to, że s ta ją się oni spraw cam i śm ierci osoby, od k tó re j ten n arząd p o b ierają. T ra n sp la n ta c ja bowiem , aby m ogła być skuteczna, -narzuca szereg surow ych w ym agań, a w śród nich rów nież i to, aby w y ję te serce mogło być zdolne do dalszego życia w ciele biorcy. To serce m usi być żywe, trz e ­ ba więc je tran sp lan to w ać w ściśle określonym czasie, nie za późno, w p rzeciw nym razie zajd ą w nim nieod w racaln e procesy rozkładu, k tó re uniem ożliw iają jego ożyw ienie w now ym ciele. W yjęcie serca zaś, serca nadającego się do przeszczepienia, staje się definity w n y m czynnikiem zakończenia życia, gasi w sposób n iechyb n y i n ieo d w racaln y tlące się jeszcze, choć może niedo­ strzeg alne ju ż dla oka obserw atorów i p rzyrządów lekarzy, ży­ cie ludzkie. Nie trzeb a się więc łudzić czy oszukiw ać, tra n s­ p la n ta c ja serca pow oduje śm ierć, je s t więc czynnością śm ier­ cionośną, stanow i zabicie człow ieka. A jako ta k a jest czynno­ ścią godzącą w podstaw ow e praw o każdej osoby, jest n iesp ra ­ w iedliw ością i zbrodnią, stanow i w ielkie, podstaw ow e w y k ro ­ czenie przeciw ko Bogu, daw cy i p an u ludzkiego życia. Życie ludzkie jest św ięte i nien aru szaln e, godzenie w nie zatem , w każdej sw ojej postaci, w inno być potępione i zakazane.

Z a rz u t powyższy, form uło w an y w ta k jask raw y , nie w olny od insynuacji, sposób odsuw any je s t z oburzeniem , p rzy od­ w ołaniu się do w łaściw ych, najlepszych in te n c ji spraw ców przeszezepień. N ikt tu , ja k tw ierdzą, nie zadaje śm ierci, n ik t nie prag n ie jej powodow ać; przeciw nie, w szystko zm ierza do tego, aby leczyć, nieść życie, zachować je u biorcy zagrożonego śm iercią. O ponenci jed n a k n aleg ają d alej, w ysuibtelniając tylko arg u m en tację, zaostrzając zarzu ty . S p raw ę trz e b a w idzieć

(13)

1 2 6 S T A N IS Ł A W OLE JN IK

obiektyw nie, nie poprzez te czy inne, choćby n a w e t najlepsze, in te n c je i zam iary spraw ców przeszczepów. P ozostaje n iew ą t­ pliw y fa k t śm ierci tego, od którego pobiera się serce, a w iele p rzesłan ek uzasadnia, że fa k t ten obciąża w in ą tych, k tó rzy serce pobierają. W najlep szy m razie bow iem trz e b a im p o sta­ wić zarzut, że nie uczynili w szystkiego, aby rato w ać gasnące życie, by p o d trzy m ać je, ja k długo się da. L ek arze biorąc serce tego w łaśnie w y raźnie nie czynią. O brona zaś życia i zdrow ia, zawsze ona i ty lk o ona, je s t ty tu łe m w ielkości ich pow ołania, źródłem szacunku dla ich zaw odu i w ielkiego do nich, do ich ingerencji, zaufania pacjentów . Ich ew en tu aln a obrona zabiegu p rz y pom ocy arg u m en tu , że daw ca żyć nie będzie, bo dla ty c h lu b ow ych powodów żyć nie może, nikogo nie przekona, a godzi w teleologię ich zaw odu i pow ołania.

Bliżej znający sp raw ę specjaliści-lekarze z arzu t tu staw ian y pod adresem pobierających serce p rzy jego tra n sp la n ta c ji sku­ p iają w okół zaniechania s ta ra ń o u trz y m an ie życia o raz nie­ pew ności o kreślenia m o m en tu d efin ity w n ej śm ierci wobec osiągnięć tzw. rean im acji. Chodzi m ianow icie o to, że zarów no w pow szechnym m n iem aniu ludzi, ja k i w oparciu o nowsze zdobycze m edycyny, zew n ętrzn e o b jaw y u tr a ty życia nie św iad­ czą jeszcze o fak tyczn ej, defin ityw n ej śm ierci człow ieka. Śm ierć kliniczna, w y rażająca się zjaw iskiem zap rzestan ia fu n k cji płu c- -serca, tzn. u staniem oddechu i ak cji serca, nie utożsam ia się ze śm iercią fizjologiczną (biologiczmą), zachodzącą w pew ien czas potem . M edycyna zna w iele w ypadków rean im acji, czyli p rzyw rócen ia do żydia ludzi już (pozornie) zm arłych, ludzi u k tó ry c h ustało oddychanie i zanikła ak cja serca. Życie p rz y ­ w róciła im, rean im ow ała ich a p a ra tu ra sztucznego płuco-serca. Ja sk ra w y m , sp e k ta k u larn y m p rzyk ład em tak iej reanim acji było p a ro k ro tn e ożywienie, w yprow adzenie ze śm ierci klinicz­ nej w ielkiego uczonego radzieckiego prof. L a n d a u ’ a, k tó ry uległ k a ta stro fie sam ochodow ej. Te w łaśnie m ożliwości re a n i­ m acji sta ją się ostrzem z a rz u tu przeciw ko tra n sp la n tac ji. Ci, w któ ry ch ręk ach je s t dogasające, a n aw et zew n ętrznie już zgasłe żyjcie pacjenta, pow inni bronić go do końca, p rzy pom o­ cy choćby zabiegów rean im acy jn y ch , nie zaś zadaw ać m u cios ostateczny n a drodze tra n sp la n tac ji. T rzeba ich dbw iniać o do­

(14)

ИЗ] PR Z E SZC Z E PIA N IE N A R ZĄ D Ó W 127 konanie zabójstw a, choćby n a w e t w istocie nie zm ierzali sw ym działaniem do śm ierci ofiary.

W cale zresztą nie będzie rzeczą a b su rd aln ą postaw ić pod adresem dokonujących przeszczepów serca zarzut, że ściśle bio­ rąc chcą oni śm ierci gasnącego człow ieka, p rag n ą jej, do niej się przygotow ują, a nie w iele potrzeba, aby ją bezpośrednio powodow ali. W aru n k i tych przeszczepów są ta k szczególne, że sy tu a c ję pobierający ch serce c h a ra k te ry z u je nie tylko szeroko p ojęte czekanie n a sposobną okazję, ale i w bliższej persp ek ­ tyw ie zabiegu w yczekiw anie na śm ierć, w p ro st czyhanie na cu­ dze serce. P rof. W. F o r s m a n n , w ielki uczony, k tó ry za swe znakom ite osiągnięcia w zakresie chirurg ii ek sp ery m en ta l­ nej o trzy m ał w 1956 r. n agrodę Nobla, w celu ukazania nie- godziwości tra n sp la n ta c ji serca m alu je su gestyw ny obraz dw óch sal operacyjnych, na k tó ry ch m a być ona przeprow adzona. N a jednej z nich złożony jest dogoryw ający p acjent, na którego śm ierć czeka ekipa podnieconych i niecierpliw ych z lancetam i chirurg iczn y m i lekarzy. A trzeb a p am iętać, że n a śm ierć po­ tencjalnego sercodaw cy czekają nie tylko lekarze operatorzy, lecz często także p o ten cjaln y sercobiorca i jego rodzina. Spo­ dziew ana śm ierć tam tego p a c je n ta dla tej stro n y stanow i n a ­ dzieję i szansę życia. Czy w tych w aru n k ach nie m ożna się obawiać usiłow ań zm ierzających do skrócenia tego czekania, pró b spow odow ania czy p rzyspieszenia śm ierci, bądź p rz y n a j­ m niej przedw czesnego uznania zgonu?

S pojrzenie w przyszłość nie usuw a niepokoju w ty m p rze d ­ m iocie 10. P rzeciw nicy dokonyw ania przeszczepów w y ra ż ają óbawę, że groźba czyhania n a cudze serce może w zrosnąć w raz z udoskonaleniem tech n ik i tych zabiegów i uczynieniem ich m niej ryzykow nym i, p rostszym i i tańszym i. W zrośnie bow iem w ted y pow ażnie licziba chętnych na przyjęcie cudzego serca, co spow oduje, że każdy zn ajd u jący się w szpitalu chory posiada­ jący zdrow e serce może się stać obiektem n iechętnych u trz y m a ­ n iu jego zdrow ia i życia pragn ień , oczekiwań, a może i zabie­ gów. Nie potrzeb a dodawać, że poszerzy się przez to pow ażnie pole do różnych nadużyć, a reje stro w a n ie p otencjaln y ch do­

(15)

1 2 8 ST A N IS Ł A W O LEJN IK [14] staw ców serca i tra n z a k c je ich dotyczące m ogą się stać zjaw is­ kiem codziennym .

Nie b agateln ym źródłem zdecydow anej opozycji w stosunku do tran sp lan tolo g ii są w zględy ekonom iczno-społeczne. Z naw ­ ców spraw y niepokoją w ielkie i w zrastające koszty przeszcze­ piania narządów oraz w y d a tk i zw iązane z dalszym leczeniem biorców’, co może m ieć bardzo niepożądane sk u tk i ogólnospo­ łeczne. D la uśw iadom ienia sobie w agi tego p ro blem u w arto od­ w ołać się do pew nych cy fr będących w ynikiem obliczeń ludzi k om petentnych. P rof. К . G i b i ń s k i zw raca uw agę n a obli­ czenia przeprow adzone w e F ran cji. Otóż zapew nienie w szy st­ kim po trzeb u jący m w ty m k ra ju chorym m ożliwości przeszcze- pień n e rk i w raz ze zw iązanym z nim d łu g o trw ały m leczeniem w bilansie 10 la t m usiałoby pochłonąć sum ę 35 m iliardów no ­ w ych franków 11. Analogiczne koszty dla W. B rytan ii, w św iet­ le obliczeń prof. D e W a r d e n e r a z Londynu, k ształto w ały ­ b y się w ciągu najbliższych 10 la t w granicach od 3.500.000 do 16.000.000 fu n tó w rocznie, nie licząc niezbędnych in w e s ty c ji12. Są to su m y ogrom ne, a dotyczą leczenia związanego z jedn ym tylko rodzajem tra n sp la n ta c ji, z przeszczepianiem nerki. Nie bez obaw y p a trz ą na to ekonomiści, kierow nicy życia państw o­ wego, sam i n a w e t lekarze fachow cy b o ry k ający się z p ro ble­ m am i m edycyny społecznej. W y d atk i n a prace m edyczne i opie­ k ę lek a rsk ą m a ją określone granice w budżecie w szystkich p aństw . P ostaw ienie więc n a tran sp lan to lo gię i zapew nienie jej potrzeb n y ch środków finansow ych, kadro w ych itp. m ogłoby się stać pow ażnym zagrożeniem dla funlkcjonowania i rozw oju innych gałęzi m edycyny, dla opieki lek arsk iej, p ro filak ty k i chorobow ej, a naw et, w szerszym aspekcie, opieki społecznej w ogóle. Przeszczepianie, ja k słusznie tw ierd zą oponenci, w y ­ m aga ogrom nych nak ład ó w i to k o n tynuow anych w d łu g o trw a­ łym lecznictw ie pooperacyjnym . Nie m ożna przeszczepić kom uś n e rk i bez zapew nienia m u dalszej d łu g o trw ałej i kosztow nej opieki. A poniew aż n a s n a to z w ielu powodów nie stać, p rz e r­

11 Por. tam że, s. 37.

12 Por. E t y k a i p r o b l e m y tr a n sp la n ta c ji. Spraw ozd. z sym p ozju m w L o n d y o ie w dn. 9i—iltl I I I 19106, E tyka 4 (1969) s. 1,(57.

(16)

[15] ST A N IS Ł A W OLEJN IK 1 2 9 w ijm y tę koszitowną, luksusow ą podróż grożącą k a ta stro fą. G dy m usim y w y b ierać m iędzy leczeniem niezibyt dużej stosunkow o liczby chorych oczekujących przeszczepu a leczeniem , a naw et życiem w ogóle i zdrow iem , w ielkich m as społeczeństw a, p re ­ ferow anie drugiego członu tego d y lem a tu nie może nastręczyć ludziom m yślącym pow ażniejszych trudności. M iędzy zaś ta ­ kim p refero w an iem a zu pełnym ciosem dla transplan tolo g ii istn ieje niezibyt szeroka granica.

Obliczenie kosztów, jak ie pochłania lu b jak ich dom aga się przeszczepianie narządów , nie je s t tylk o problem em ekono­ m icznym . Konieczność p refero w an ia i w yb o ru staw ia go w rzę ­ dzie pro blem ów n a w skroś m oralnych, społeczno-m oralnych. To w im ię w zględów m o raln y ch p ro te stu ją , ja k sądzą, p rzeciw ­ nicy tra n sp la n ta c ji przeciw ko przeznaczanym n a nie nakładom finansow ym . P ro b lem w yb o ru jaiwi się tu jako zagadnienie m a- kro-etyczne. Może m ieć on jed n ak i sw oje oblicze .m ikro-etycz- ne, kied y m ianow icie p rzy ograniczeniu możliwości, a więc i liczby przeszczepień, konieczność p referow ania i w y b o ru spa­ da na sam ych lekarzy.

O graniczenia finansow o-techniczne, ale nie tylko one, staw ić m uszą ludzi odpow iedzialnych za decyzje w zakresie przeszcze­ p iania w sy tu acji w ybierania. I tu p roblem m o raln y u stalania p rio ry te tó w sta je się w yjątko w o tru d n y i niepokojący. Je śli da się przenieść tylko jedno serce —■ z różnych powodów, np. k iedy b ra k szerszych m ożliwości technicznych, lu b po p ro stu nie m a w ięcej daw ców — a p otencjalnych biorców, zagrożonych śm iercią i czekających na tę jed yn ą szansę życia, jest w ielu, istnieje konieczność w yboru. K ażdy zaś tak i wyibór w y daje się bezzasadny, niespraw iedliw y, etycznie niedopuszczalny. D late­ go też nie należy w ogóle staw iać lek arzy wobec tej koniecz­ ności w ÿboru. A m ożna to osiągnąć ty lk o przez w ykreślenie tra n sp la n ta c ji narządów z listy jego m ożliw ych i dopuszczal­ nych ingerencji.

Z ebran e pow yżej za rz u ty przeciw ko przeszczepianiu n arzą­ dów w ysuw ane przez fachow ców i szersze kręgi ludzi m y ślą­ cych m ożna uznać za zastrzeżenia dotyczące bezpośrednio om a­ w ianego ro d zaju ing eren cji m edycznych. Istn ieją jed n a k także zastrzeżenia zw racające uw agę n a uboczne konsekw encje tych

(17)

1 3 0 ST A N IS Ł A W O LEJN IK [1 6 ] in g eren cji oraz takie, k tó re dotyczą tran sp lan tolo gii tylko po­ średnio, k tó re zrodziły się niejako na m arg in esie jej dotychcza­ sow ych sukcesów i klęsk. Nie m a p o trzeb y rozw ażać je tu b ardziej szczegółowo.

Przeszczepianie narządów , zwłaszcza serca, otw iera, w m yśl ty c h zarzutów , szeroko drogę do nadużyć, k tó ry ch tylk o część została w yżej zasygnalizow ana. N ajpow ażniej p rzed staw iają się one na linii ek sp ery m en to w an ia lekarskiego i pozalekarskiego, a dotyczącego człow ieka, jego życia i śm ierci, jego osobowości, odczuw ania i m yślenia. W spółczesna n a u k a i techn ika złożyła w ręc e ludzi, rów nież lekarzy, ogrom ne środki i m ożliwości, p raw ie boską m oc tw órczą, k tó ra to m oc m oże być jed n ak i byw a nadużyw ana, stając się potęgą niszczącą i godzącą w człow ieka. O kazuje się, że ludzie nie dojrzeli po p ro stu do jej posiadania, nie dorośli m o raln ie do operow ania nią, a ona ciągle rośnie. T ak ą moc niebezpieczną posiada dziś także w ie­ dza i sztuka lek arsk a, ale nie dorosło do niej n ie ste ty w ielu jej adeptów . T rzeba by w ięc zaham ow ać proces w zm agania się te j ich potęgi, a szczególnie ich groźnej w ładzy nad życiem i śm iercią człow ieka oraz n a d dokonyw aniem w y m ian y części ludzkiego organizm u.

W zw iązku z konty nuo w an iem zabiegów tra n sp la n ta c ji chi­ rurg iczn ej i udoskonaleniem jej m eto d nie bez powodów oba­ w ia ją się m yślący obserw ato rzy dzisiejszego stan u i p rzew i­ dyw anego postępu tran sp lan to lo gii podjęcia usiłow ań w k ie ru n ­ k u przeszczepiania mózgu. Cała zaś groza i m akabryczność ty ch poczynań do ty k a najczulszego p u n k tu ludzkiej osobowoś­ ci; grożą je j one pow ikłaniam i i zm ianą, u k azu ją niepokojącą p e rsp e k ty w ę przek ształcan ia świadomości, uitraty jednej i p rzyjm o w an ia cudzej.13 P ro b lem pew nych zm ian osobowości istn ieje już w zaczątku p rzy podejm ow aniu w szelkich p rze - szczepień. Z w rócił on n a siebie w yraźnie uw agę w zw iązku z przeszczepianiem serca. Nie jest on tam jednak, ja k w szyscy przyznają, zbyt groźm y14. W w yp ad k u ew entualnego przeszcze­ piania m ózgu sta je się on p e rsp e k ty w ą niepokojącą i groźną.

13 Por. E ty c z n e a s p e k t y t r a n s p la n t a c ji serca, pr. cyt. s. 14 o . 14 Por. tam że, s. 32.

(18)

[17] PR Z E SZC Z EPIA N IE N A R ZĄ DÓ W 131 O baw y zw iązane z eksperym entow aniem lek arsk im n a czło­ w ieku idą znacznie dalej, choć zw iązek ich z postępem tra n s ­ plantologii chirurgicznej je st dużo bard ziej luźny. Rodzą się szczególnie w p ersp ek ty w ie sztucznego, tzn. przeprow adzonego poza -ludzkim organizm em , hodow ania narządów , zwłaszcza m ózgu, oraz p ło d u ludzkiego. Ta p ersp ek ty w a u kazyw ana na­ w e t pow ściągliw ie, bez p rze jask ra w ian ia sciems fiction, w całej sw ej m akab ry czn ej grozie, ciąży, choćby nieśw iadom ie, w kształto w an iu opinii zw alczających dokonyw ania przeszcze- pień, choć m a z n im i ty lk o d alek i zw iązek.

Z ary so w any tu został cały zestaw zarzutów kierow anych pod adresem chiru rgiczn y ch tra n sp la n ta c ji narządów . Dokonano pew nej re k o n stru k c ji, zebrano w jedno rozproszone w e fra g ­ m entach trud n o ści i sprzeciw y, nadano im św iadom ie n ajd alej idącą form ę zarzutów . P o w stał w te n sposób jak b y arsen ał m ożliw ej broni m ogącej być zastosow aną przeciw ko przeszcze­ pianiu. Nie tru d n o jed n a k zauw ażyć, że je s t to broń różnego k a lib ru . Z eb ran e tu elem en ty tw orzące neg aty w n y obraz om a­ w ianego zjaw iska p rze jaw ia ją dużą różnorodność, m ają od­ m ienn ą w ym ow ę. W aga w y su n ięty ch zarzutó w jest bardzo róż­ na. N iektóre z nich ju ż z bezpośredniego w ejrzen ia w y d a ją się być przesadzone, inne znów — m ało istotne. A by rzecz ocenić spraw iedliw ie trz e b a zejść jeszcze głębiej, a przede w szystkim w yjść z zam kniętego k ręg u czynników negatyw nych.

W procesie pogłębienia p e rsp e k ty w y nie w a rto tracić z u w a­ gi, p rzy n ajm n iej w punkcie w yjścia, trud n ości i zastrzeżeń, ja ­ kie tra n sp la n ta c ja rodzi w św iadom ości ludzkiej. N ależy jed ­ n a k w yselekcjonow ać z nich elem en ty sw oiste i istotne, by je poddać kolejno bardziej w szech stro nn ej, nie ograniczonej już do w yłu sk iw an ia an atem , k ry ty ce. Otóż w y d aje się, że nie by- łblby rzeczą uspraw iedliw ioną m etodycznie rozpoczynać od, r y ­ sujących się tu wszędzie, ew en tu aln y ch nadużyć. Można uw zględnić je w jakim ś stopniu, ale dopiero n a dalszym planie, a najw iększe z nich, z n a tu ry bard ziej odległe, odsunąć na ko­ niec dalszych wyw odów . P roblem ów istotnych, tzn . takich, któ re dotyczą sw oistych i w ęzłow ych w ątpliw ości etycznych w zakresie tra n s p la n ta c ji narządów — ja k to n ietru d n o dojrzeć w dokonanym w yżej om ów ieniu zarzutów — jest liczba nie­

(19)

1 3 2 ST A N IS Ł A W O LEJN IK [18] w ielka. Odpowiedź na nie pozrwala w y tw o rzy ć kry ty czne, po­ głębione, w łaściw e stanow isko w sto su n k u do tego, co jest isto tn ą rzeczą w zjaw iäku tra n sp la n tac ji. A kiedy, już osiąg­ n ięta, zostanie ona jeszcze uzupełniona uw agam i dotyczącym i ew en tu aln y ch nadużyć, przyniesie odpowiedź n a p y tan ie ogól­ n e postaw ione na w stęp ie ty ch dociekań, um ożliw i dokonanie pełn ej oceny m oralnej om aw ianego zjaw iska.

IV. PR Z E K A ZY W A N IE N A R Z Ą D U

T rudności i zastrzeżenia w stosun k u do przekazy w ania n a rz ą ­ dów w celu przeszczepienia ich iinnym potrzeb ujących tego osobników ludzkich, jeżeli nie są całkow icie irracjo n aln e, płyną w zasadzie z pozycji obrony naruszanego dobra dawcy. P rz eła ­ m u je się je n ato m ia st n a ogół na drodze ukazyw an ia persp ek ­ ty w y dopom ożenia inn em u człowiekowi, będącem u w w ielkiej potrzebie, p rzy poniesieniu jak iejś n a w e t szkody. Nie zawsze jed n a k dochodzi do porozum ienia, a to z w in y zarów no b rak u w łaściw ego o brazu rzeczyw istej szkody daw cy, jalk i nie dość w yraźnego uśw iadom ienia sobie, n a co pozw ala i do czego zobo­ w iązu je sy tu a c ja p o trzeb y innej osoby i konieczności przyjścia jej z pomiocą.

Z p u n k tu w idzenia chrześcijańskiej d o k try n y m oralnej cho­ dzi tu o pew ien rodzaj sy tu a c ji m iędzyludzkiej, w k tó re j obo­ w iązuje, jako podstaw ow a przesłanka, zasada m iło śc i1S. N abiera ona, w pew nych aspek tach tej spraw y, m ocy i treści w y ra ż a ­ jącej spraw iedliw ość. W ram a ch więc m iłości bliźniego, uzu ­ pełnionej w zględem n a spraw iedliw ość, trz e b a szukać ro zw ią­ zania problem u. Im p lik acje m iłości są jed n a k szerokie, d oty­ czyć ona bow iem m oże bardzo w ielu sp ra w całkiem odm ien­ nych. N ależy zatem zastosow ać ją do om aw ianej tu dziedziny dóbr, m ając też w y raźn ie n a uw adze d y rek ty w ę tzw. porządku m iłości (ordo caritatis) w y ra ż ają cą określoną w chrześcijańskiej w izji życia ludzkiego h iera rc h ię w artości.

N a tu ra sp raw y w ym aga po p ro stu n am y słu o charak terze 15 Por. D. W a l t h e r , Theo lo g isch — eth isc h e A s p e k t e e in er H e r z ­

(20)

PR Z E SZC Z E PIA N IE N A R ZĄ D Ó W 1 3 3 oceniającym n ad pew n ą sy tu a c ją m oralną, dziś ju ż w cale nie w yjątk o w ą, n ad określonym rodzajem działań ludzlkich. Do­ m aga się on zastosow ania o k reślan ej d o k try n y m o raln ej, do da­ nego w łaśnie ty p u postępow ania. T a d o k try n a w in n a zatem w y­ stąpić w b ard ziej szczegółowych w skazaniach no rm aty w n ych. Nie posiadam y ich w gotow ej postaci, choć są do jej u k ształ­ tow an ia pow ażne przesłanki. T rzeba ją tu — oczywiście w r a ­ m ach m ożliw ości tych ograniczonych rozm iaram i w yw odów — ujaw nić. Z dru g iej zaś stro n y należy zdać sobie dobrze sp ra ­ w ę z sam ej sy tu acji rzeczow ej, z dość now ego i swoistego zja ­ wiska.

O braz sy tu a c ji w p ersp ek ty w ie zastosow ania określonych n orm i ocen m o raln y ch okazuje się złożony i należałoby w nim w yróżnić dw a odrębne w arian ty . Inaczej bowiem z p u n k tu w i­ dzenia im plikacji m o raln y ch ry su je się czyn daw cy, kied y de­ cyduje się on przekazać n a drodze tra n s p la n ta c ji swój jedyny n a rz ą d konieczny m u do życia, inaczej zaś, gdy przek azu je n a ­ rzą d podw ójny, w postaci choćby jed n ej nerk i. Ta zasadnicza odm ienność sy tu acji każe oba p rzy p ad k i niżej oddzielnie roz­ patrzyć.

Św iadom e oddanie jedynego a koniecznego do życia narządu, np. serca lu b jednej fu n k cjo n u jącej nerk i, nosi na sobie w szel­ kie cechy k ro k u samobójczego. W tak iej zaś postaci m usi być odrzucone i potępione z p u n k tu w idzenia chrześcijańskiej m o­ ralności 16. Nie m a m ożności w ram ach tej p rac y uzasadniać tej, wcale nie sw oistej dla danej spraw y , lecz ogólnej i niekw estio­ now anej, zasady m o raln ej. P rz y jej jed n a k założeniu ktoś m ógłby próbow ać podw ażyć jej zastosow anie w danym p rzy ­ padku, odw ołując się do m o ty w acji tu w y stęp u jącej, a odm ien­ nej w stosun k u do stw ierd zan ej w czynach uznaw anych za ty ­ powe sam obójstw a.

J e s t rzeczyw iście w ty m obrazie coś, co p o w strzym uje od objęcia go naziwą sam obójstw a. M otyw pośw ięcenia w ynosi go ponad fa k ty sprow okow ania w łasnej śm ierci z pow odu przeży­ w anych ciężkich dośw iadczeń lu b trw ożnego oczekiw ania nie­ ls Por. A. R e g a n CSSR, M a n ’s A d m i n i s t r a t i o n of his B o d i l y Life

a n d M e m b e r s , t h e P r in c i p le of T o t a l i t y , a n d O rganic T r a n s p l a n ts b e t ­ w e e n L iv i n g H u m a n s, S tu d ia M oralia 5 (jl987) s. 133—136.

(21)

1 3 4 ST A N IS Ł A W OL EJN IK [18] pom yślnych fak tó w w przyszłości. Są n a w e t tacy, k tó rz y w i­ d zieliby w ty m p rzejaw bohaterstw a, w ięcej niż cam usowski, prom eteizm u. J e s t to jed n a k zawsze spow odow anie sobie zgonu, w p ersp ekty w ie zaś chrześcijańskiej w izji życia ■— targnięcie się na su w eren n e do niego p raw a Boga.

N iektórym chrześcijanom może się tu n atarczy w ie narzucać jako tru d n o ść ta postać, m ająca też posm ak sam obójczy, h e ­ roizm u, ja k i w idzą w zbawczej m ęce Jezu sa C h ry stu sa, lu b jaki zadem onstrow ali św iatu n a jw ie rn ie jsi i n ajw sp an ialsi Jego w y ­ znaw cy, m ęczennicy, święci ofiarnicy. M ieliśm y tego w ym ow ­ n y p rz y k ła d w niekw estionow anym , b o h atersk im czynie o. M a- k s y m i l i a n a K o l b e w ośw ięcim skim obozie zagłady. A n a­ logia je st tu jed n a k pozorna. Jezu s C h ry stu s nie był sam o­ bójcą; nie byli sam obójcam i heroiczni Jego wyzinawcy, choć p rzy jm o w ali św iadom ie i dobrow olnie śm ierć n arzuconą im w prześladow aniach. N ieporów nyw alna je s t też sy tu acja o. K ol­ be z sy tu a c ją ofiarującego sw oje zdrow e serce in n em u u m ie ra ­ jącem u człow iekowi. A ltern a ty w ą o fiary o. M aksym iliana w Ośw ięcim iu było zam ordow anie przez h itlero w sk ich o praw ­ ców w ięzionego człowieka, tu ta j zaś je s t nią śm ierć n a tu ra ln a , zgon człow ieka chorego, k tó rem u n ik t ju ż nie może pomóc. Gotowość poniesienia śm ierci b o h atera Ośw ięcim ia nie daw ała sam a z siebie pow odu do zbrodni, bo ta zbrodnia już się doko­ nyw ała. Gotowość tak a okazana p rzy przeszczepianiu, gdyby została p rz y ję ta przez chirurgów , uczyni z nich zabójców 17.

P ozostaje z kolei rozp atrzy ć w aspekcie m oraln y m spraw ę przekazy w an ia n arz ą d u podwójnego. Nie jest to już problem sam obójstw a czy zabójstw a, lecz staw ia w p erspek tyw ie po­ w ażnego uszkodzenia, okaleczenia organizm u. Jego rozw iązanie nie n arzu ca się już z ta k w y raźną oczywistością, nie dziw zatem , że było ono, i w pew nej m ierze n ad al pozostaje, sp raw ą kon­ tro w ersy jn ą, n aw et w ocenie chrześcijańskich teologów m o ra­

17 Poforainiie z ży w eg o organizm u lu d zk iego organu pojeidyńczego k o ­ n ieczn ego do życia m ogłob y być e w en tu a ln ie uznane za m oraln ie god zi­ w e w jed y n y m ty lk o w yp ad k u: od zbrodniarza skaizanego na śm ierć. B y łb y to tylk o p e w ie n rodzaj w y k o n a n ia k ary, a lek arze b y lib y jej. w y k o n a w ca m i.

(22)

[19] PR Z E SZC Z EPIA N IE N A RZĄ DÓ W 1 3 5 listów 18. P rzesłan k ą w iększą tru d n o ści je s t ta sam a zasada, k tó ­ ra każe odnieść się z całkow itą d ezap ro b atą do w szelkich prób sam obójczych, a m ianow icie, że człow iek n ie jest panem , lecz tylko w łodarzem tego w ielkiego dobra, jak im jest obdarzony, dob ra życia. W ielka zaś tra d y c ja m yśli m oralnej kazała tra k ­ tow ać cząstkow e do b ra w italne, członki i n a rz ą d y ludzkiego ciała, podobnie ja k samo życie i poddaw ać ich los i przeznacze­ nie sam em u T w órcy ż y c ia 19. P rz esła n k ą m niejszą trudności sta ła się oczyw ista niezgodność prostej in tu icji i powszechnego przekonania z sugestią, jak o b y m ożna było uw ażać w spółczes­ ne p rzekazyw anie żyw ej tk an k i ludzkiej w przeszczepach za pro ste okaleczenie i szkodzenie sobie.

J e s t rzeczą n iew ątp liw ą, że okaleczanie siebie było w tr a ­ dycji m o ralnej m yśli katolickiej oceniane pow szechnie jako czynność zła i n ieg o d z iw a 20. M ożna sądzić z w ielk ą dozą p ra w ­ dopodobieństw a, że p rzekonanie tak ie je s t udziałem nie tylko w ierzących Kościoła i d ałoby się je podeprzeć nie bylejakim i arg u m en tam i. N iektórzy m oraliści katoliccy szli w ty m odrzu­ caniu sam ookaleczenia daleko tw ierdząc, że to jest czynność z n a tu ry zła, a więc nie dopuszczalna nigdy i dla żadnej racji. S ta ra li się jed n a k w zw iązku z ty m dokładnie określać, co trzeb a rozum ieć przez ta k surow o oceniany ozyn sam ookale­ czenia. P ew n e bow iem rodzaje w yrząd zan ia soibie szkody na ciele nie b y ły obejm ow ane tą kw alifikacją, podobnie ja k pew ne ty p y niem ów ienia p raw d y w yk raczały poza definicję p o tęp ia­ nego zawsze k łam stw a, albo też by posłużyć się innym p rzy ­ kładem , określone fa k ty przyw łaszczenia sobie cudzej rzeczy oceniane by ły jako godziwe, poniew aż nie p od pad ają pod po­ jęcie kradzieży.

Nie było na ogół w ątpliw ości co do oceny m o raln ej leczni­ czych zaibiegów chirurgicznych. Za godziwe i dopuszczalne 18 Por. d y sk u sję m. A . R egan em i J. K u nicicem ; A. R e g a n , art. cyt. s. 1T9L-200; J. K u i n i c i c OP, De o rg a n o r u m tr a n s p la n t a ti o n e , S tu d ia Moiralia 5 (Ш967) 115:5— 177; A. R e g a n , T h e W o r t h of H u m a n

Life, tam że 6 (iläö8) s. 20i7·—249.

19 Por. W. R u f f , ant. cyt. 1199—1115:8.

20 Por. A . M. H a m e l i n OFM, Z a s a d a całości (p r in cip e de to talité)

i s w o b o d a ro z p o r z ą d z a n i a sobą, C o n ciliu m (w ersja pol.) 1—10 Γ&66/67, s. 203—2 №6.

(23)

1 36 ST A N IS Ł A W O LEJN IK [20] uznaw ano okaleczenie siebie konieczne dla w łasnego organizm u, dla u trzy m an ia życia lu b zdrow ia. T eoretyczne uzasadnienie m o raln e tego ro d zaju okaleczeń przytoczył w oficjalnym n a u ­ czaniu Kościoła (enc. Casti connubii) papież P i u s X I fo rm u ­ łu ją c tzw. zasadę całości (p rin cip iu m totalitatis), do k tó rej od­ w oływ ał się nieraz i k tó re j rozum ienie bardzo pogłębił jego następca P iu s X II. Ten ostatni, ro zw ijając im p likacje tej za­ sad y w przem ów ieniu do X X V I K ongresu W łoskiego Stow a­ rzyszenia Urologów w dniu 8.X.1953 r .21 określił bliżej w a ru n ­ ki, sform uło w ał k ry te ria godziwości am p uto w an ia członków i okaleczeń anatom icznych i funkcjonalnych, dokonyw anych przez lekarzy. S prow ad zają się one, najogólniej rzecz u jm u jąc, do u stalen ia czy takie okaleczenie jest rzeczyw iście konieczne i czy w jego w ynik u istn ieje pow ażna szansa uleczenia.

P ojęcie sam ookaleczenia podpadające pod zdecydow anie u jem n ą ocenę nie obejm ow ało w trad y cy jn ej katolickiej dok­ try n ie m o raln ej także innych szkód czynionych w łasnem u ciału, w w y p ad k u kolizji dóbr i obowiązków. D otyczy to nie tylko sy tu acji w ojennych. R o zp atru jąc położenie człow ieka niew in­ nie więzionego, p rzy k u teg o łańcuchem do ściany w ięzienia, skłonni b y li m oraliści przyznać m u praw o do odcięcia sobie ręki, jeślib y czyn ten m ógł zapew nić m u wolność.

W czasach najnow szych, kiedy m edycyna osiągnęła ju ż po­ w ażne sutecesy w przeszczepianiu tk an k i ludzkiej, w ocenie m oralnej jej poczynań przyszedł z pom ocą P ius X II w n iek tó ­ ry ch sw ych przem ów ieniach, m. i. do uczestników K ongresu H istopatologii w d n iu 13.IX .1952 22. P rz y stosow aniu znanych w te d y ingeren cji lek arsk ich w inno się, ja k ostrzega, zachować zasadę całości, k tó rą m ożna in terp reto w ać w sposób poszerzo­ ny, a m ianow icie w ty m sensie, że całością, k tó re j podporząd­ kow ane są części ciała jest nie tylko sam organizm , ale i cała osoba ludzka. Nie godziłoby się n ato m iast zasady tej rozum ieć w ty m znaczeniu, że tą całością nad rzęd n ą m oże być także spo­ łeczność, n aw et nad p rzyrodzona w spólnota M istycznego Ciała C hrystusa.

21 Por. A A S ® (1953) s. 673— 679. 22 Por. A A S 4(i (1932) s. 786— 788.

(24)

[21] PR Z E SZ C Z EPIA N IE N A R ZĄDÓ W 1 3 7 T akie dość zacieśnione, tłum aczenie przez papieża zasady ca­ łości w zastosow aniu do przeszezepień p o dtrzym ało w niek tó­ rych m oralistach (np. H e a 1 y) przekonanie, że przekazyw anie inny m żyw ych narządów stanow i rodzaj sam odkaleczenia i za­ sługu je na ocenę negatyw ną. Nie poszła jed n a k po ich linii rozum ow ania większość katolickich teologów, lecz opowiedziała się za ju ż w cześniej w y su n iętą 23 i użasadnioną przez n iektó ­ rych zainteresow anych przeszczepianiem tk an k i kostnej tezą, że przeszczepianie tk an k i z jednego człow ieka na innego nie po­ w inno być całkow icie odrzucane jako niegodziwe. Teologowie ci posłużyli się bardzo różnorodną arg u m en tacją, w łączając nie­ raz zbyt poszerzoną in te rp re ta c ję zasady całości, co prow oko­ wało sprzeciw y z pow odu zarów no jej oczyw istej niezgodności z k ry te ria m i w y su n iętym i w nauczaniu P iusa XIL jak i szkod­ liw ych i groźnych konsekw encji, do jakich poszerzone na płaszczyźnie dobra społecznego rozum ienie tej zasady może pro­ wadzić M.

Zasygnalizow ana tu trudność została jed n ak pom yślnie p rze­ zwyciężona i nie łatw o byłoby dziś znaleźć m o ralistę katolic­ kiego, k tó ry b y całkow icie odrzucał przeszczepianie tkanek, n aw et w postaci narządów , jako niegodziw ie spow odow ane okaleczenie. Nie bez słuszności sprow adzono stanow isko sprze­ ciw iające się przeszczepianiu narządów do ab su rd u, ukazując rzekom ą niegodziwość, z tej pozycji, n aw et dokonyw ania dro b ­ n ych przeszezepień korelacy jn y ch , a ty m bardziej tra n sfu z ji krw i. W iem y zaś już, że nie p otępił ich, n a w e t ta k surow y skądinąd w sw ych w yrokach, lecz usp raw ied liw ił i pochw alił pap. P iu s XII.

W św ietle a b su rd aln y ch konsekw encji, jak ie w y n ik a ją ze stanow iska broniącego daleko idącej „n iety kaln ości” sta n u po­ siadania w łasnego organizm u, nie tru d n o jest ju ż dziś ro zp ra­ wić się z zastrzeżeniem k iero w an y m pod ad resem zgody ze stro n y daw cy n arząd u , że nie m a do tego praw a, bo absolutnym panem i jed y n y m d ysponentem członków i organów ludzkiego

13 Por. B. C u m n i n g h a m , T h e M o r a lit y of A r g a n ic T r a n s p l a n ta ­

tion, Wasłfflngitem ТЕШ.

24 Poir. A . M. H a m e l i n, art. cyt. s. 20®—'206; A . R e g a n , M a n ’s

(25)

1 3 8 ST A N IS Ł A W O LEJN IK [22]

ciała jest Bóg. N ie k w estio n ując p raw a Boga do życia i ciała człow ieka tru d n o b y ło b y odm aw iać człow iekowi p raw a do roz­ tropnego i kieru jąceg o się w e w szystkim m iłością zarządzania ty m życiem i ciałem . U zasadnia to nie tylk o m ożliwość pew nej rozum nej in ic ja ty w y we w łodarzeniu dobrem życia, ale także konieczność w łączenia tego dobra w h ierarch ię w artości w ogó­ le, w dysponow anie zespołem w szystkich dóbr, jak ie są d arem i jednocześnie zadaniem każdego człow ieka 25.

M ając n a uw adze h iera rc h ię w artości trzeb a w yraźn ie uznać, że dobra cielesne nie są w niej najw y ższą klasą. W obronie więc innych, w yższych dóbr godzi się poświęcać nie tylko członki i narządy, ale i życie. Biorąc pod uw agę aspekt relacji in tersu b iek ty w n y ch nie bez rac ji m ożna by bronić zasady, że dla zbaw ienia bliźniego m ożna, a n a w e t w określonych w a ru n ­ k ach trz e b a poświęcić dobro w łasnego ciała, z życiem włącznie. Takiego jed n ak podporządkow ania w łasnych dóbr w italn y ch ży­ ciu i zdrow iu inn y ch ludzi nie da się uzasadnić. S tąd też za n iea d e k w a tn y i n iedostateczny trzeb a uznać a rg u m e n t b ro n ią ­ cy tra n sp la n ta c ji w te n sposób, że co się godzi czynić dla sie­ bie, godzi się tak że czynić dla innych. Zasada ta jest słuszna, kiedy nie zachodzi fa k t w y rządzania sobie, przez a k t pomocy innym , oczyw istej i pow ażnej szkody.

S praw ę tego szkodzenia sobie wzięto n a w a rszta t g ru n to w - niejszej analizy. N ie bez pow odu uznano w niej klucz do roz­ strzy gn ięcia pro b lem u n a płaszczyźnie oceny m oralnej. P rz y bliższym też ro zp atrzen iu okazuje się, że m ożna pow ażnie osła­ bić, a n a w e t w ogóle zakw estionow ać Czyniony tu bilans s tr a t i zysków.

N aw et n a płaszczyźnie dóbr w italn y ch bilans ten nie jest ta k całkow icie jednoznaczny, w sensie s tr a t dla daw cy. M ia­ ro d ajn e w ty m przedm iocie m usi być oczywiście zdanie lek arzy specjalistów . Z danie to w yrazili p rzy okazji ro zp atry w an ia przeszczepów n e rk i n iek tó rzy w y b itn i c h iru rd zy zagraniczni, potw ierd zili je i uw ażają za sw oje nasi specjaliści w ch iru rg ii nerek , prof. O r ł o w s k i i prof. N i e l u b o w i c z 26. N ie ta ją

25 Par. J. G. Z i e g l e r , art. cyt. s. 1:35—ill59.

(26)

[23] PR Z E SZC Z EPIA N IE N A R ZĄ D Ó W 1 3 3 oni, że przek azanie zdrow ej n e rk i je s t dużą s tr a tą dla organiz­ m u, ale jej nieprzek azan ie może okazać się ciosem d lań jeszcze w iększym . Ze w zględu na p rzełam anie b a rie ry im m unologicz­ n ej lek arze przeszczepiają w yłącznie n e rk i zaofiarow yw ane przez członków najbliższej rodziny. B yw a więc nieraz, że kosz­ tow ny ten d a r składa w ofierze sw em u zagrożonem u śm iercią dziecku m atk a. Je ślib y go nie p rzy jęto , lub g dyby go nie za­ ofiarow ano, m ogłaby się zrodzić rea ln a groźba, że śm ierć dziec­ ka wobec świadom ości, że dziecko było do urato w an ia, stanie się dla m atk i w strząsem i ciosem dla jej zdrow ia w iększym , niż w ycięcie jed n ej zdrow ej nerk i. T en wcale nie w ym y ślny p rzy ­ k ład odsłania p ersp e k ty w ę innego b ilansu szkód, niż to się sa ­ m o rzu tn ie nasuw a, a o b ejm u je jed n ą ty lko pozycję — dobro zdro w ia i życia, i to po stro n ie w yłącznie dawcy.

O fiarn y gest oddania w łasnego n a rz ą d u nie m oże być m ie­ rzon y w kategorii w yłącznie dóbr w italn y ch (bonum vitae). Sw e w łaściw e w y m ia ry osiąga w k ategorii dóbr osobowych. Jeg o p ełn e usp raw ied liw ienie z n a jd u je się n a linii głębszych w artości osobowych, dóbr duchow ych i to w w ym iarach zarów ­ no osoby daw cy jak i osoby biorcy. P raw dziw a, pogłębiona m i­ łość siebie może znaleźć w dan iu zdrow ego n arz ą d u głęboką a firm ację i um ocnienie, bo ten d a r nie ty lk o jest w yrazem , ale ubogaca człow ieka i udoskonala w ew nętrznie. P ew ne ugodze­ nie w dobro organizm u z n a jd u je tu rekompensaitę, m oże z w iel­ ką nadw yżką, w ubogaceniu szczególnie cennym , na linii w a r­ tości duchow ych. R ozw ija w artość osoby, k tó re j poddan y jest cały organizm i’ jego c z ę śc i27.

D arem ne byłoby kw estionow anie, czy godziwe jest o fiarow y­ w anie n a rz ą d u do tra n s p la n ta c ji z ty tu łu pew nej „ n ie ty k a l­ ności” osoby w rela cji do w ym agań dobra innych. In te n c je za­ strzeżenia m ogą być tu słuszne, w zgląd personalistyczny m usi bow iem pow strzym yw ać p rzed absolutyzow aniem dobra innych w sto su n k u do w łasnych u sp raw iedliw ionych in teresó w każdej osoby ludzkiej. W ypada jed n a k m ieć zawsze n a uw adze, że n a j­ ściślejszy zw iązek z in n ym i ludźm i jest za w a rty w sam ym po­ jęciu osoby. T en zw iązek wnosi także pew ne przy porządkow a­

(27)

1 4 0 ST A N IS Ł A W O LEJNIK [24] nie dóbr w italn y c h jed n e j osoby do tejże k lasy dóbr innych osób, szczególnie osób bliskich. Dla m yślącego człow ieka jest to w y raźn e n a płaszczyźnie n a tu ra ln e j w spólnoty m iędzy lu dź­ mi. Dla chrześcijanina s ta je się to jeszcze bard ziej widoczne, k ied y uw zględni w y m iary w spólnoty nadprzyrodzonej, w k tó ­ re j ch rześcijańska osobowość stoi w bliskim rea ln y m zw iązku z inn ym i w całości M istycznego Ciała C h ry stu sa 28.

Ciało należy do osoby i w inno jej służyć, być jej podpo­ rządkow ane. Osoba lu d zk a zaś nie jest rzeczyw istością z góry ukształto w an ą, staty czn ą; ona się sta je , rozw ija, może się ubo­ gacać i udoskonalać. N ie jest w ty m procesie izolow ana od in ­ nych. Dopiero w rela cji do in n y ch osiąga w pełni siebie, swą w artość i sw e granice. W łączności z in n y m człow iekiem s ta je się. A s ta je się pełn ą i bogatą, kied y p o tra fi daw ać m u się i poświęcać. D ając dobro in n ej osobie, ubogacając podm iot „ ty ”, poszerza, rozw ija, udoskonala w łasne „ ja ” . N ie jest to zresztą czysty dar, lecz w pew nym stopniu o dp łata długu. Osoba lu d z­ k a ro zp a try w a n a w całym procesie staw an ia się jest w inna w ie­ le in n ym ludziom , rów nież w zakresie sw ych dó br w italnych. K iedy coś z tego ofiarow uje, spłaca dług. J e st to szczególnie widoczne w ram ach w spółpracy rodzinnej, w k tó re j d a r p rze ­ kazan ia n arz ą d u zachodzi najczęściej. N ie zam yka się jed n ak w ty m k ręgu , sw e uspraw ied liw ien ie zn ajd u je w szerokich zw iązkach m iędzy ludźm i.

Podstaw ow e rozw iązanie w ysun iętej spraw y, tzn. czy godzi­ we i dopuszczalne m oralnie jest oddanie w łasnego n arz ą d u do tra n sp la n tac ji, zostało już osiągnięte w sensie pozytyw nym . N ależy jed n a k jeszcze uw zględnić pew ne obocza rozw iązanego problem u, pew ne okoliczności, k tó re m ogą w pływ ać m odyfi­ kująco n a zasadniczy obraz m o ra ln y spraw y. Chodzi w szcze­ gólności o to, czy zawsze d a r n arz ą d u jest uspraw iedliw iony, czy nie p rzy b iera niek ied y postaci ścisłej pow inności, czy m ógł­ b y w reszcie stać się p rzedm iotem jakichś ew en tu aln y ch um ów, czegoś w ro d zaju tra n z a k c ji handlow ych.

Pozbycie się n a rz ą d u jest spraw ą w ielkiej w agi i ofiarą ceny ogrom nej. Może być u spraw iedliw ione tylko odpow iednio w aż­

28 Por. J. K u n i c i ć , ant. cyt. s. 17Ό— 11715; J. G. Z i e g l e r , aort. cyt. s. 1©3 n.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Według opinii respondentów jednym z ważniejszych czynników hamujących rozwój turystyki na badanym obszarze jest brak wystarczającej liczby pracowników (rys. Nie- dobory

© Copyright by Wyższa Szkoła Turystyki i Języków Obcych, Warszawa 2017 Pewne prawa zastrzeżone.. ISSN 1899-7228 Nakład:

Na drugim miejscu znalazła się Gruzja, gdzie w strukturze PKB udział całkowity turystyki to 20%, pokazuje to, jak ważna w polityce gospodarczej tego kraju jest turystyka i w jak

© Copyright by Wyższa Szkoła Turystyki i Języków Obcych, Warszawa 2016 Pewne prawa zastrzeżone.. ISSN 1899-7228 Nakład:

Warto jednak podkreślić, że motywacje osób, które decydują się na uprawianie tanatoturystyki, mogą być znacznie bardziej złożone, dla wielu również niezrozumiałe, gdyż

Kuchnia molekularna w restauracji z gwiazdką Michelin – „Atelier Amaro” w Warszawie 169 Przewodniki istnieją dla wszystkich regionów Francji oraz dla wielu innych krajów,

Ze względu na uczestnictwo mamy tutaj Czechy z grupy pierwszej – udział obywateli tego kraju przewyższa średni udział mieszkańców Unii w wyjazdach krajowych i zagranicznych,

Redaktor językowy: dr Bożena Iwanowska Redaktor naukowy tomu: Halina Makała.. RADA NAUKOWA