• Nie Znaleziono Wyników

Straż nad Wisłą 1938, R. 8, nr 19

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Straż nad Wisłą 1938, R. 8, nr 19"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

■<— -* Z zji „Tygod- nia Morza"

odbyło się w iKatąy/icach

uroczyste poświęcenie serii kajaków

1 zbudowa-i

nych własno­

ręcznie

przez mło-]

dzież szkol- nq. Na zdję­

ciu — frag­

ment z uro­

czystości na Rynku kato­

wickim.

M Frag-

i ment z defi­

l a d y flotylli wiślanej w Warszawie w dn. ,,Świę­

ta Morza".

C E N A 3 5

fo WARTO

PRZECZYTAĆ

Ciekawostki.

Św. Andrzej Bobola.

Krater grozy.

N ie zapominajmy o ludziach.

Z całego świata.

Powszechny bieg rozstawny.

L. O. P. P.

Kronika organizacyjna.

Sport.

Humor.

DODATEK:

#

Brandenburgia — cm entarzy­

sko Słowiańszczyzny połab- skiej.

Przyrost naturalny może stać się siłą Polski.

Praca zam iast kapitałów.

Recenzje.

P O M O R S K I E C Z A S O P I S M O I L U S T R O W A N E

(2)

W r. 1918 siedział w w ięzieniu w M oskw ie skrzypek F ry d b erg , skazany na rozstrzelanie. S k rzy p ek te n pożegnał się ju ż z żoną i 3 -letn im dzieckiem , po czym, poniew aż m iał p rzy sobie skrzypce, g ra ł całą noc, żegnając się z u lubioną sztuką. R ano rozstrzelano 15-tu jego tow arzyszów w ięzienia, a je m u pozw olono grać dalej. T rw ało to 153 dni, podczas k tó - ry ch skrzypek, ja k ślepy słow ik w k latce, d obyw ał z siebie n a jp ięk n iejsz e pieśni. A potem — w ypuszczono F ry d b e rg a na wolność. N ie w iedział długo, czem u to przypisać.

O kazało się, że Tuchaczew ski, sam niezły skrzypek i w ielki m elom an, usłyszał p rzy p a d k iem m uzykę F ry d b erg a.

Z aczął w ięc sta ra n ia o to, aby m u odw lec kaźń, a następ n ie

— uw olnić.

U dało m u się. A le o uw oln ien iu Tuchaczew skiego, z p o ­ w odu jego n ie w ą tp liw y c h talen tó w , n ik t się nie śm iał p o sta ­ rać... F ry d b e rg nie by ł w m ożności spłacić zaciągniętego przed 20 la ty długu.

W corocznym bankiecie hodowców bydła w Chicago1 wzięła udział krowa, odznaczona na konkursie hodowców.

Pomnik księżniczki, która zniosła niew olnictw o W edług o trzym anych tu w iadom ości z Rio de Ja n eiro , p rez y d en t B razylii d r G etulio V argas w y d ał d e k re t w zw iąz­

ku z obchodem 50-rocznicy zniesienia niew o ln ictw a w B ra ­ zylii, w sp raw ie p rzew iezienia do B razylii zw łok księżniczki Izabeli, córki ostatniego b razylijskiego cesarza, k tó ra p o d p i­

sała ustaw ę o zniesieniu niew olnictw a.

W ym ieniony d e k re t rozporządza zarazem w ystaw ienie pom nika k u uczczeniu pam ięci księżniczki Izabeli.

Pięknym za nadobne

P rzez w iele la t K an ad y jczy cy żywo byli dotknięci, czy­

ta ją c w p ra sie an gielskiej o w yrokach, w k tó ry ch sędziow ie skazyw ali złoczyńców n a pew ne k ary , z tym , że, aby ich u n ik ­ nąć, m ogli w y jech ać do K an ad y .

O becnie sędziow ie k an a d y jsc y o d p ła ca ją się p ięknym za nadobne. O statnio n. p. sęclziowie w M ontrealu, Langlois i D esm arais w y d ali w yroki, k tó ry ch w y k o n an ie zostóło odło­

żone n a k ilk a m iesięcy, co pozw oli skazanym załatw ić fo r­

m alności i w yjech ać do A nglii, w celu „zaciągnięcia się do m a ry n a rk i k ró le w sk ie j” . Pow ód odłożenia w y k o n an ia k a ry został po d an y do w iadom ości skazanych i ogłoszono go w prasie.

K rew ki w dow iec i serbskie obyczaje

W n ie k tó ry c h okolicach S erb ii w dow iec, k tó ry źle żył ze z m arłą żoną, nie m a p ra w a żenić się p o w tórnie; nie m ożna pow iedzieć, aby te n zw yczaj b y ł pozbaw iony sensu.

We w si L ubieniec, bogaty gospodarz Rajcie, świeżo ow ­ dow iały, ośw iadczył się m łodej sąsiadce. N ie chciano m u jej dać, a i ona sam a n ie chciała iść za niego. W ówczas R ajcić p rzep łacił sum ą 4 tysięcy d y n aró w gro m ad k ę ko b iet i kazał im p o rw ać dziew czynę, co nie je st obce trad y c jo m serbskim .

P la n u d a ł się i dziew czyna zn alazła się w dom u Rajcića.

A le tegoż d n ia w ieczorem k re w n i ją odbili.

M imo starożytności obyczajów p o ry w a n ia kobiet, sp raw ą zajęły się w ładze sądowe. O prócz w ięc 4 tysięcy dynarów , zapłaconych kobietom , R ajcić może zapłacić za sw ą krew kość znacznie drożej.

Męczennik nauki

D r T urchine, sły n n y p a ry sk i le k arz-elek tro ra d io lo g szpi­

ta li paryskich, k tó ry operow any ju ż b y ł 18 razy i pozbaw io­

ny je st dłoni i ram ion, poddać się m u siał przed k ilk u dniam i now em u, 19-em u zabiegow i chirurgicznem u, w obec rozsze­

rza n ia się schorzeń, spow odow anych przez k o n ta k t z radem .

Halinka i Irenka — siostry sjąmskie

W listopadzie r. z. n arodziły się w M oskw ie siostry sja m - skie. M ają dw ie głowy, czw oro rąk , a ciała zrośnięte.

Z w ykle ta k ie w y p ad k i torokopagii nie są długow ieczne.

U m ie ra ją w p a rę d ni lub p a rę tygodni po urodzeniu. T y m ­ czasem te dziew czynki, n azw ane H alin ą i Ire n ą, ży ją ju ż 7 m iesięcy, przy b y w a im na wadze, uśm iec h ają się, a n a w e t zn a ją ju ż sw oje im iona.

S iostry sjąm skie są w klinice prof. S perańskiego, pod jego osobistym dozorem . Rozwój ich system u nerw ow ego o b ­ serw ow any je st przez prof. A nochina.

P rz y tej sposobności udało się ośw ietlić zagadnienie snu, co do którego istn ie ją dw ie teorie: h u m o ra ln a i nerw ow a.

Z w olennicy pierw szej tw ierdzą, że sen je st sk u tk iem p o w sta­

w an ia w k rw i ciał jadow itych, ta k zw anych hipnotoksyn.

Z w olennicy dru g iej są zdania, że sen w y n ik a z zaham ow ań w korze m ózgowej.

G dyby p ierw sza te o ria była słuszna, dziew czynki, m a ją ­ ce w spólny krw iobieg, po w in n y by zasypiać jednocześnie.

Tym czasem zdarza się często, że gdy H alin a śpi, Ire n k a czu­

wa. A za tym należy przypuszczać, że sen je st fu n k c ją cen­

traln eg o system u nerw ow ego.

Szczęście z biedy

N a ulicy B uenos-A ires sta ł o b d a rty człow iek i żebrał. J e ­ den z przechodniów nie tylk o odm ów ił m u d atk u , ale w sk a ­ zał go policji. P o licja aresztow ała ż e b rak a i skazała go na trzy tygodnie w ięzienia za że b ran in ę i w łóczęgostwo.

W tra k c ie u w ięzienia okazało się, że żebrak, n ie ja k i G o- liss G arcia d el Rio, je st poszukiw any przez w ładze, jako sp ad k o b ierca swego b ra ta . B ra t ten p rzed la ty przesied lił się do P a ta g o n ii i zm arł ta m bezpotom nie, zo staw iając spadek 250 tysięcy perów .

G dyby nie złośliw y przechodzień, p o licja p raw d o p o d o b ­ n ie m ia ła b y w ielk ie tru d n o ści z odnalezieniem żebraka, a m ożeby go nie odnalazła.

2 STRAŻ NAD WISŁĄ

Prawdomówna narzeczona

S ensację w S tan ach Zjednoczonych w y w arło ośw iadcze­

nie m łodziutkiej narzeczonej syna prez. R oosevelta, p. L in d - say C lark, k tó ra zapow iedziała, że nie zam ierza ślubow ać sw em u m ałżonkow i posłuszeństw a.

— B ardzo cię kocham i nie zam ierzam ż to b ą się kłócić

— m ów i rez o lu tn a p an ie n k a — ale n a pew no się zdarzy, że cię k ied y nie posłucham . Pocóż m am kłam ać?

K ap ry s przyszłej synow ej p rez y d en ta został zaspokojony.

N ie będzie ślubow ała posłuszeństw a. W idać, że rep u b lik ań sc y

„królew icze i k ró le w n ę ” są je d n a k ponad p raw em . W ą tp li­

we, czy m ogłoby ta k się dziać w p ań stw ac h m o n arch isty cz- nych.

(3)

STRA Ż NAD W ISŁĄ

TORUŃ-BYDGOSZCZ-GDYNIA, 10. VII. 1938 r.

R ok VIII.

Nr 19 (343)

, Su/. A.ndr

w

pobożnym skupieniu i radości serca witała Polska powracające po długiej tułaczce i triumfie rzymskim męczeńskie szczątki jednego z najlepszych i najgodniejszych swych synów, podniesionego do rzędu Świętych Pańskich — św. Andrzeja Boboli.

Apostolstwo i śmierć św. Andrzeja Boboli (na podstawie pracy ks. Jana Urbana i ks. Jana Roztwo- rowskiego) przypadają na najkrwawszy okres, obfi­

tującego w wojny, mord i pożogi XVII stulecia, tra­

gicznego okresu rozdarcia wewnętrznego i rozpoczy­

naj ącego się upadku państwowości polskiej.

Apostolskie życie św. Andrzeja Boboli promienio­

wało świętością.

I dlatego śmierć Jego męczeńska wywarła wstrzą­

sające wrażenie nawet w tych czasach i pamięci o niej nie zakrył mrok zapomnienia.

Jego zapał apostolski okazywał się najbardziej żywo w jednaniu z kościołem katolickim inowierców.

Nie zadawalniał się jednak kazaniami głoszonymi w świątyni. Wyruszał z progów kościelnych na poszuki­

wanie grzesznych i zbłąkanych. Pod jego wpływem nawracały się nie tylko pojedyńcze jednostki, ale na­

wet całe parafie, często razem ze swymi duchownymi.

Pragnieniem jego było dokonanie pracowitego żywota w męczeństwie za wiarę. Pragnienie to miało się spełnić...

Na wiosnę 1657 roku hordy kozackie pustoszyły Polesie. W tym czasie św. Andrzej Bobola udał się na pińszczyznę, głosić słowo Boże w kraju pustoszonym przez najbardziej zaciekłych wrogów jego wiary.

Dnia 16 maja kozacy ujęli św. Andrzeja pod Ja ­ nowem Poleskim.

Serce wstrząsa się przy opisie straszliwego mę­

czeństwa świętego, poniesionego z rąk okrutnych o- prawców.

Obdzierano go żywcem ze skóry, wyłupywano o- czy, wyłamywano kości.

Święty męczennik przez cały czas błogosławił swych katów, wzywając ich do pojednania się z Bo­

giem i powrotu z grzesznej drogi. Dobito go po kil­

kugodzinnych, straszliwych męczarniach.

Sędziowie rzymscy przy procesie beatyfikacyj­

nym, przeczytawszy opis męczeństwa św. Andrzeja zaświadczyli, że o tak okrutnym męczeństwie jeszcze nie słyszano w świętej kongregacji rzymskiej. Papież Pius IX oświadczył, że Andrzej Bobola to jest naj­

większy męczennik Kościoła.

Ciało męczennika pochowano początkowo w za­

konnym grobowcu w Pińsku, gdzie zasłynęło cudami.

W ciągu kilkunastu lat rejestr łask był tak obfity, że Stolica Apostolska wszczęła postępowanie beatyfika­

cyjne.

Od r. 1808 cudownym sposobem zachowane od rozkładu ciało św. Andrzeja spoczęło w Połocku, gdzie

Trumna ze szczątkami Św. Andrzeja Boboli.

aż do r. 1922 słynęło łaskami, cudami i ściągało tłu­

my wiernych. Kult świętego męczennika rozpow­

szechnił się nawet wśród miejscowych prawosław­

nych.

Św. Andrzej Bobola przepowiedział w roku 1821 wskrzeszenie Polski, ukazując się w cudownym wi­

dzeniu ks. Korzeniowskiemu, dominikaninowi w Wil­

nie.

Ponieważ po przewrocie bolszewickim wielka cześć jaką otaczano zwłoki św. Andrzeja Boboli sta­

ła się solą w oku miejscowego sowietu, bolszewicy bluźnierczym aktem wyjęli zwłoki z trumny i prze­

wieźli je do muzeum higienicznego w Moskwie. W r.

1923 wskutek interwencji Stolicy Apostolskiej rząd bolszewicki wydał ciało św. Andrzeja. Przewieziono je do Rzymu, gdzie w dniu 17 kwietnia b. r. nastąpił akt kanonizacji. Dostojnicy Rzeczypospolitej z Panem Prezydentem Rzeczypospolitej i Marszałkiem Polski Edwardem Śmigłym-Rydzem na czele oddali cześć szczególną Jego doczesnym szczątkom i Jego wiecznej pamięci.

Św. Andrzej Bobola jest nie tylko świętym Ko­

ścioła, ale i bohaterem narodowym, symbolem nie­

zmordowanej i ofiarnej walki za. ideę w okresie naj­

cięższym dla Polski.

STRAŻ NAD WISŁĄ 3

A tl- g lW h ' v ^ 4X

(4)

NA WYPADEK WOJNY

Preliminarz budżetowy Anglii na rok 1935 nazwa­

ny został „budżetem szczęśliwej Anglii“, bowiem z początkiem 1935 r. kryzys gospodarczy był już całko­

wicie przezwyciężony, dobrobyt wzrastał i budżet państwowy, zrównoważony na poziomie około 725 milionów funtów, dawał rękojmię dalszego pomyślne­

go rozwoju gospodarczego kraju.

Dziś, te szczęśliwe lata, należą już do bezpowrot­

nej przeszłości.

Anglia weszła zdecydowanie w okres „przedwo­

jenny“, w którym z roku na rok, wydatki państwowe muszą wzrastać, gdyż kontrola nad tymi wydatkami wymknęła się z rąk pokojowej Anglii i zależy całko­

wicie od wypadków, którym bieg i tempo nadaje ro­

la jednego dyktatora.

Rezultatem tego jest, że tegoroczny budżet An­

glii jest wybitnie wojenny.

Struktura jego, jak zwykle, jest nadzwyczaj pro­

sta i wzniesiona jest na podstawie wydatków pań­

stwowych. Rozkładają się one na trzy wielkie grupy:

1) obsługa długów państwowych, która w roku bie­

żącym wynosi okrągło 242 miliony funtów (w tym o- koło 9 milionów wynoszą subsydia dla Północnej Ir­

landii); 2) administracja państwa 440 milionów fun­

tów; 3) obrona narodowa, czyli wydatki na armię, flo­

tę i lotnictwo w wysokości 343 milionów funtów, przy czym po odliczeniu 90 milionów funtów, które będą pokryte z pożyczki obrony narodowej, obciąże­

nie budżetu zwyczajnego wydatkami na zbrojenia i utrzymanie sił zbrojnych wyniesie okrągło 253 milio­

ny funtów. Razem więc wydatki państwowe z budże­

tu zwyczajnego wyniosą olbrzymią sumę 944.000.000 funtów.

Ponieważ zaś, przyj ąwszy za podstawę prelimina­

rza dochodów państwowych, dochody państwa za u- biegły rok finansowy, które wynosiły okrągło 914 milionów funtów, kanclerz skarbu miał do wyboru pokryć niedobór w wysokości 30 milionów funtów al­

bo z pożyczki obrony narodowej, której do roku 1942 ma prawo wypuścić 400.000.000 funtów, albo też przez podniesienie niektórych podatków.

Sir John Simon — obecny kanclerz skarbu, były minister spraw zagranicznych, i były minister spraw wewnętrznych — postanowił użyć drugiego sposobu, mimo, że narażał się tym samym warstwom posiada­

jącym, które stanowią główną podporę rządu jedno­

ści narodowej.

Podniósł więc stawkę podatku dochodowego z 5 szylingów na 5 szylingów 6 pensów od każdego funta dochodu (ponad pewne wölne od podatku minimum, zależne od stanu rodzinnego podatnika), podniósł po­

datek od benzyny z 8 na 9 pensów i cło na herbatę o 2 pensy na funcie.

Jeśli do obciążenia podatkowego na rzecz budże­

tu skarbu państwa, wynoszącego 944 miliony funtów, doliczymy obciążenie na rzecz budżetów samorządo­

wych, które wynosi 197 milionów funtów, otrzyma­

my olbrzymią sumę 1.141.000.000 funtów, jako całko­

wite obciążenie podatkowe społeczeństwa angielskie­

go w roku finansowym 1938 — 39. Czyli, że przy lud­

ności, wynoszącej okrągło 46 milrt. mieszkańców, ob­

ciążenie na głowę ludności wynosi okrągło 25 funtów, czyli 650 złotych!

Charakter „wojenny“ budżetu kryje się nie tyle w samych cyfrach budżetowych ile w wyjaśnieniach, 4 STRAŻ NAD WISŁĄ

jakie kanclerz skarbu dał Izbie w swej półtoragodzin­

nej naowie.

Więc przede wszystkim zapowiedział, że w ciągu roku finansowego rząd wniesie do Izby dodatkowe budżety na pokrycie wydatków zbrojeniowych, które wyniosą „znaczne sumy“. Co więcej, sir John Simon z góry zastrzegł się, że budżet tegoroczny jest tylko przedsmakiem tego, co przyniesie rok przyszły, w którym wydatki na cele zbrojeń „dojdą do swego punktu szczytowego“.

Jeśli więc wydatki na zbrojenia w bieżącym ro­

ku finansowym preliminowane są w wysokości 343 milionów funtów, a wraz z budżetami dodatkowymi,

— które będą pokryte z pożyczki — dojdą niewątpli­

wie do 400 milionów funtów, można bez obawy o przesadę przyjąć, że „punkt szczytowy“ wydatków zbrojeniowych w roku przyszłym wyniesie nie mniej jak 500 milionów funtów.

Posmak specyficznie wojenny miało inne oświad­

czenie kanclerza skarbu, mianowicie, że wobec groź­

by wojennej gabinet postanowił przystąpić do maga­

zynowania środków żywności i z początkiem roku za­

kupił większe ilości pszenicy i cukru oraz oleju wie­

lorybiego.

O zakupach rządowych obiegały już od dawna pogłoski w kołach City londyńskiej, obecnie sfery zainteresowane nie ukrywają faktu, że rząd zakupił 1.000.000 ton pszenicy i 400.000 ton cukru, oraz około 100.000 ton oleju wielorybiego. Dalsze zakupy innych artykułów czynione będą w ciągu roku i na ten cel budżet bieżący przewiduje 10 milionów funtów.

Prócz środków żywności robione są zapasy innych, niezbędnych dla celów wojny, materiałów, a więc drewna i metali.

Mimo niezaprzeczonego panowania na morzu Anglia, nauczona doświadczeniem wielkiej wojny, w której z trudem tylko przezwyciężyła groźbę wygło­

dzenia przez kampanię niemieckich łodzi podwod­

nych, zamierza obecnie zabezpieczyć sobie w porę te ilości środków żywności i surowców, jakie są nie­

zbędne na okres co najmniej pierwszych sześciu mie­

sięcy wojny, które według teoryj wojennych państw totalnych muszą być decydujące.

Budżet angielski nie odzwierciadla wszystkich wysiłków, jakie podjęła Anglia na wypadek, jeśli wbrew swej pokojowej polityce, uwikłana zostanie w wojnę.

W porozumieniu z rządem angielskim wszystkie rządy państw Imperium Brytyjskiego prowadzą ak­

cję równoległą, zwiększając z roku na rok swoje wy­

datki na zbrojenia. Dotyczy to nie tylko tak bogatych państw jak Indie, Australia, Kanada i Afryka Połud­

niowa, ale nawet najmniejszych kolonij i protektora­

tów angielskich.

A pomoc, jaką Anglia może otrzymać ze strony imperium, nie jest do pogardzenia. Miarą jej może być fakt, że nawet Rodezja zamierza, częściowo swo­

im kosztem, wyszkolić 3.000 pilotów wojskowych.

Podpisany niedawno układ grecko-irlandzki za­

pewnia Anglii solidarność tego ważnego dominium brytyjskiego, zarówno jako dostawcy produktów rol­

nych, jak i rezerwuaru znakomitego materiału żoł­

nierskiego na wypadek wojny.

„Na wypadek wojny“ — oto hasło pod jakim to­

czy się życie pokojowej Anglii. F. B. C.

(5)

Z angielskiego przyswoił Stanisław Wałęga.

Krater w ulkanu na w yspie Bukai.

f l i a ó a m o u / i t G przy(jialaefo badacza u /iró d lu d o że rc ó w YYlalanazyi

W odległości stu m il od w yspy G u ad a lca n ar, jed n ej z w iększych w ysp archipelagu S alom ona, sterczy z oceanu Spo­

kojnego m ała w u lkaniczna w yspa. C zarni tu b y lcy zw ą ją Bukai.

Za pam ięci dziś tam żyjących czarnych w u lk an , niegdyś bardzo czynny, p rz e rw a ł sw ą działalność i podzielił los w ie­

lu innych w ulkanów n a k u li ziem skiej. W ygasł, zdaw ało by się, zupełnie. W w ygasłym k ra te rz e w u lk a n u n a najw yższym szczycie w yspy utw orzyło się z czasem m ałe jezioro. O tym k rate rz e opow iadali sobie k rajo w c y n a ucho grozę budzące historie. W daw n y ch czasach, gdy od w ybuchów w u lk a n u drżała cała w yspa w posadach, a ogniste stru m ie n ie law y, niszcząc w szystko po drodze, staczały się w dół aż k u m orzu

— u sp a k a ja li zabobonni dzicy gniew boga - w u lk an u , rzu­

cając mu w ofierze w ognistą czeluść krateru żyw ych ludzi.

Wieść o tych niesam ow itych p ra k ty k a c h prad ziad ó w została po dziś plzień żyw ą w tra d y c ji ich potom ków , choć czasy zm ieniły się. Podziem ne ognie ju ż od przeszło stu la t w y g a­

sły, u sta ły w y buchy w u lk a n u i trzę sie n ia ziemi. N a popio­

łach w yrosło b u jn e now e życie. N aw et w w ygasłym k ra te rz e w u lk an u rozkw itło życie. P ow stało w nim bow iem dość d u ­ że jezioro, w k tórym , w edług tego, co k ra jo w c y m ów ili, m ia ­ ły żyć ja k ieś osobliw e stw ory i żyjątk a.

S łynny badacz i p odróżnik w spółczesny, A rm stro n g - S perry, do którego d o ta rły w ieści o tej n iesam ow itej w yspie i jej jeszcze bardziej niesam ow itym jeziorze z dziw nym i stw oram i w k ra te rz e daw nego w u lk an u , p ostanow ił zbadać te tajem nice, choćby m u n a w e t przyszło zaryzykow ać życie.

N iełatw o było się je d n a k dostać n a tę u stro n n ą, sam o t­

n ą w yspę, położoną zdała od linij i dróg o k rętow ych n a P a ­ cyfiku. N ieustraszony p odróżnik pok o n ał je d n a k w szelkie trudności. P rzybyw szy n a w yspy Salom ona, w y n a ją ł ta m ’ za w łasne pieniądze łódź w ielorybniczą, oraz zw erbow ał sobie do tej w y p ra w y czterech czarnych M elanezyjeżyków z w ysp Salom ona, którzy, zn ając obyczaje i języ k w y sp iarzy z B u ­ kai, m ieli m u tow arzyszyć w podróży k u tej w yspie. Szczę­

śliw y p rzy p a d ek pozw olił m u jeszcze zaciągnąć do sw ej służ­

b y dw óch T ahityjeżyków , A pu i Roti, k tó ry ch o k rę t rozbił się u w ysp Salom ońskich. A pu i R oti ja k o Polinezyjczycy, w d o d atk u pochodzący z w ysp T ahiti, od d aw n a podległych silnym w pływ om euro p ejsk im , przew yższali o całe niebo sw ą in te lig e n cją czterech czarn y ch Salom ończyków , ludożerców z p ro fe sji i upodobania. M ożna im też było bard ziej zaw ie­

rzyć, niż ty m ostatnim , k tó rzy m ogli łatw o pokum ać się ze sw ym i b ra ć m i z w yspy B ukai.

Z arządziw szy w szystko co konieczne, pożaglow ał A rm - stro n g -S p e rry ze sw ą k o lorow ą załogą k u leżącej w odległo­

ści stu m il od najbliższego brzegu, sam otnej, tajem n iczej w y s­

pie B ukai, ła tw ej do poznania po jej w ysokim , z d alek a w i­

docznym stożku w ygasłego w u lk an u .

Lecz co to? Czyżby to było z łu d z e n ie ,. m iraż jakiś? Cóż to za niespod^gfcka! Ju ż z d alek a z m orza w idać było, że ze szczytu k r a tc f l ^ B ’ k tó ry m m iało znajdow ać się jezioro, w zb i­

ja ł się w n iJ^ H p n k i słup dym u! Ł ad n a niespodzianka. W i­

dać było z ^ B n a dłoni, że daw no ju ż w ygasły, groźny w u lk an z B ukai w znow ił z p ow rotem sw ą działalność.

N a w idok ^ n g w ałtow ny niepokój o g arn ął czterech S alom oń­

czyków. W iedzieli oni bow iem aż nad to dobrze, w ja k i to sposób m ieszkańcy w yspy B ukai uciszali w daw n y ch czasach gniew b o g a-w u lk a n a. Rów nież obaj T ahityjczycy, A pu i R o­

ti, m ieli m iny pow ażne. Z araz też zaczęli n a p ie ra ć n a A rm ­ stronga, aby zrezygnow ał w obec pow yższego z z a m ia ru zb a ­ d an ia w yspy i k r a te ru w u lk a n u i czym prędzej za w ra ca ł z pow rotem . A le A rm stro n g -S p e rry b y ł nieu b łag an y . T rafić na ta k ie potężne w idow isko n a tu ry i zaw racać, n a to nie m u ­ siałby się urodzić A m ery k a n in em i m ieć głow ę n a k ark u . P a trz ą c z d ala n a w zn aw iający sw ą czynność w u lk a n B ukai

— spoglądał od czasu do czasu n a w ięzioną n a łodzi a p a r a ­ tu rę film ow ą — i w m yśli ju ż obliczał ile to w k ró tce będzie m ógł zdjąć m etró w film u, nakręconego n a tle tej cz arodziej­

skiej w yspy i tego ta m — osobliwego w idow iska n a tu ry . P rzecież to będzie n ie lad a sensacja dla kinom anów . O ry g in al­

ny rep o rta ż film ow y n ak rę co n y z n ara żen iem życia „na go­

rąc o ”, w chw ili je d y n ej, rza d k iej do uchw ycenia, gdy od w iek u w ygasły w u lk a n w znaw ia sw ą działalność, gdy u ś­

pione podziem ne siły zaczynają szaleć, w y rz u ca jąc n a po ­ w ierzchnię ziem i potw o rn ej w ielkości głazy, obłoki dym u, o- gnia i popiołu, stru m ie n ie rozgotow anej lawy...

(Ciąg dalszy na str. ]3)

Wódz ludożerców Kanna.

STRAŻ NAD WISŁĄ 5

(6)

Czesław Szlubowski /

NIE ZAPOMINAJMY O LUDZIACH

Nie wiem już kto zaryzykował powiedzenie, że jesteśmy narodem myślącym kategoriami raczej poli­

tycznymi niż gospodarczymi. W każdym razie powie­

dział głupstwo.

Cóż to bowiem za „myślenie polityczne“, kiedy t. zw. opinia publiczna powiada, że dla chłopa grunt to ziemia i parcelacja, że zaś robotnik swymi tęskno­

tami nie wybiega poza pożądanie zarobku. Jest to — mówiąc otwarcie — bardzo gruby materializm w trak­

towaniu zagadnień skomplikowanych. Jest to pogląd nie tyle prosty co prostacki.

Niestety, to prostactwo myślenia, to sprowadza­

nie problemów wielkich i skomplikowanych, o treści politycznej w najszlachetniejszym tego słowa dźwię­

ku — do „problemu żłobu i koryta“ spotyka się wszę­

dzie. Trudno to może uwierzyć — ale niedawno roz­

mawiałem z pewnym działaczem robotniczym, który mi się zwierzył: Bo wiem, tak między nami mówiąc, to robotnika obchodzi tylko to, wiele J ^ a b ia . Krop­

ka, i nic więcej. A jest to działacz, m o i^ ^ bitny, co dość wysoko w hierarchii ruc go postawiony. O idealiźmie i polityczi chu dość często i gromko mówiący.

Tak więc jest naprawdę z „myśleniem Uktegoria- mi politycznymi“.

Dlaczego o tym mówi się tu w słowach może ja­

skrawych i brutalnych? Autor robi to celowo, bo chce zwrócić uwagę, skąd przenika podobna mental­

ność na odruch spraw młodego pokolenia. Psychoza

„żłobu i koryta“ — oczywista nie w tak brutalny u- jawniania sposób, jako że młodzi nie znoszą cynizmu zaczyna wypaczać i traktowanie sprawy bytu i tę­

sknot młodego pokolenia robotniczego.

Kiedy nareszcie pomyślano bardziej o młodym robotniku, chwycono się jak pijany płota jednego z postulatów wyznawanych przez samą młodzież i u- czyniono z niego lek wszechuleczalny. Dziś mówi się tylko o przysposobieniu zawodowym młodych. I znów kropka — o niczym więcej. Niech młody robot­

nik ma fach powiada się powszechnie — a już bę­

dzie szczęśliwy, no i Polska też. Znów uproszczenie sprawy, graniczące z prostactwem.

Przysposobienie zawodowe bowiem to jeden z postulatów młodzieży, ale nie jedyny.

Dobrą i konieczną ze wszech miar rzeczą jpst wyposażenie młodego pracownika w umiejętności go- spodarczo-zawodowe. Ważne to jest dla niego, jako jednostki, ważne dla świata pracy, ważne wreszcie dla Narodu i Państwa. Nie trzeba przekonywać chy­

ba już nikogo, dlaczego ważność ta zwłaszcza dziś na­

biera szczególnej ostrości.

Ale Polska nie kończy się na warsztacie czy fa­

bryce, ale człowiek żyje dłużej niż osiem godzin pra­

cy zarobkowej. Tęsknoty młodego robotnika mają treść znacznie głębszą i szlachetniejszą niż pożądanie zarobku. Nie znaczy to, by się tu chciało dyskrymino­

wać pracę zarobkową. Nic bardziej mylnego, niż ta­

kie mniemanie. Trzeba bowiem nareszcie dać moż-

Ł

ę tyle wy- wodowe- wego ru-

PAN MARSZAŁEK ŚMIGŁY-RYDZ W WILNIE Po skończeniu uroczystej ceremonii poświęcenia i przekazania 7-u oddziałom artylerii sztanda­

rów ufundowanych przez społeczeństwo wojew.

wileńskiego, Pan Marszałek Śmigły-Rydz udeko­

rował nadanym uprzednio krzyżem Virtuti Milita­

ri sztandar jednego z pułków (moment dekoracji przedstawia górne zdjęcie:

6

STRAŻ NAD WISŁĄ

SZLACHTA ZAGRODOWA U NACZELN. WODZA Odbywająca wycieczkę krajoznawczą po Polsce młodzież szlachty zagrodowej z województw: Sta­

nisławskiego, lwowskiego i tarnopolskiego, w licz­

bie przeszło 500 osób, złożyła hołd Naczelnemu Wodzowi. Na zdjęciu dolnymPan Marszałek

wśród młodzieży szlachty zagrodowej.

ność życia człowiekowi w Polsce w warunkach bytu materialnego, godnych wolnego człowieka.

Tylko że polski młody świat odrzuca światopo­

gląd materialistyczny, za motor swego życia poczytu­

je ideę, ideę wielkości i sprawiedliwości. O tym trze­

ba pamiętać. My tu zupełnie poważnie przyjmujemy to, że należymy do narodu, który „jest skazany na wielkość“. My tu tę wielkość mierzymy nie tylko ilo­

ścią inżynierów czy majstrów, mechaników czy szo­

ferów. Szukamy jej znamion w imponderabiliach, w honorze, w wolności, w dyscyplinie i sprawiedliwo­

ści. Mamy aspiracje nie tylko do dobrego zarobku, a- le — i to najważniejsze — do dobrego urządzenia na-

(7)

-szego życia zbiorowego, do osiągnięcia celów, jakie idea nasza przed Polską stawia.

*

Praca realizacyjna młodych musi zatem już dziś obejmować szeroki wachlarz problemów. Trzeba je hierarchizować — zgoda, ale nie można pomijać. Spo­

sobieniu zawodowo-gospodarczemu musi towarzyszyć wzmożony wysiłek ideowo-wychowawczy. Kursy, za­

trudnienie muszą być weń wplecione w sposób orga­

niczny. Nie mogą one iść samodzielnym torem, czy

— co byłoby gorsze — przysłaniać go i podziwiać.

Pisaliśmy tu już kiedyś o kapitalistycznych spe­

cach, budujących sowieckie Dnieprostroje. U nas nie ma miejsca na takich. Wysokiej klasy fachowiec mu­

si być równej klasy ideowcem. Obowiązuje to w rów­

nym stopniu inżyniera, jak i terminatora.

Nie można więc ruchu młodo-robotniczego stery­

lizować w bezbarwną i bezpłodną szkółkę zawodową.

Dalej. — Po dziś dzień szamoczemy się bezradnie z problemem organizacji naszego życia zbiorowego.

Zarówno organizacji socjalnej jak i politycznej. Jeśli się tak dzieje, to niewątpliwie w dużej mierze zaw­

dzięczamy to katastrofalnym zaniedbaniom w umie­

jętności organizowania i kształtowania psychiki zbio­

rowej. Mechaniczne przesypywanie piasku ludzkiego nic na to nie poradzi. Tym bardziej, że po dziś dzień nie udało się naszym majstrom doszukać lepiszcza, wytrzymującego nasz klimat narodowy. Trzeba sięg­

nąć do źródeł — trzeba ludzi wychować do życia zbio­

rowego.

Szczególnie mocno występuje to na terenie świa­

ta pracy. Organizuje on się albo wcale — albo źle.

Nasz krytyczny stosunek do dotychczasowych form organizacyjnych robotnika uzasadnialiśmy już niejed­

nokrotnie. Płynie on ze względów tak zasadniczych, jak i praktycznych. Dla młodego robotnika dotych­

czasowe związki zawodowe nie istnieją, bo i on dla nich nie istnieje. Żyją oddzielnie, w innych wymia­

rach. To samo, a właściwie — jeszcze gorzej jest, jeśli idzie o organizację polityczną robotnika. Tu partie w stosunku do młodych uprawiały wprost kolonialny wyzysk. Jedynym miejscem, gdzie młody robotnik był honorowany, były — jak to się dziś ładnie nazy­

wa — drużyny ochronne, czyli krótko mówiąc — ‘bo­

jówki.

Praca realizacyjna młodych musi w szerokim sto­

pniu uwzględniać wychowanie do życia zbiorowego.

Musi kształtować charaktery i psychikę. Musi dawać właściwy ładunek ideowy. Dziś już musimy kształto­

wać przyszłego działacza zawodowego i przewódcę politycznego. Dziś już trzeba budować program i ra­

my przyszłej roboty społecznej i politycznej. Prze­

cież to „jutro“, którym właściwie młodzi żyją nie jest już tak odległe. A jeżeli nie przygotujemy się odpo­

wiednio do tego jutra, jeśli wejdziemy w nie błędną kupą, zamiast zorganizowaną kolumną — nie się w Polsce na lepsze nie zmieni. Dalej się będziemy sza­

motać w bezładzie. I nasze pokolenie przegra szan­

sę, którą ma dla Polski wygrać.

Dalej. — Zagadnienie kultury. Trzeba nareszcie nauczyć ludzi żyć po ludzku. Rozszerzyć horyzonty myślenia, wzbogacić uczucia. Wzbudzić poczucie wła­

sności w stosunku do kultury polskiej. Dziś robotnik polski kulturalnie doskonale realizuje ideał między­

narodówki: jego treść kulturalna kształtuje się na a- merykańskim filmie, żydowskim szmoncesie, wypra­

nej z jakiegokolwiek indywidualizmu narodowego muzyce i pieśni, anonimowej książce i gazecie. Tak­

że wiele tu do przeorania! I znów zadanie to musi podjąć ruch młodo-robotniczy. Musi je podjąć już dziś, bo czasu za dużo nie ma.

Dalej — sposobienie dla potrzeb siły zbrojnej.

Czy tu potrzeba jakieś wywody o konieczności tej ak­

cji? Chyba nie.

*

Nie można więc sprowadzać sprawy młodego ro­

botnika tylko do przysposobienia żawodowego. Nie wolno sobie tak rzeczy upraszczać. Młody świat pra­

cy ma ambicje — a przede wszystkim — potrzeby znacznie dalej i głębiej idące. Trzeba je respektować.

Shaw powiada, że dla epoki dzisiejszej charakte­

rystyczny jest kult szofera. Tłumaczą to czasy maszy­

ny i szybkości. My dla szofera mamy szacunek jak dla każdej dobrej roboty, ale kult mamy dla idei. Pro­

dukując więc szoferów, nie zapominajmy o ludziach.

WIELKI LWÓW

Ruch budowlany we Lwowie zatacza coraz szersze kręgi w związku z wyknonywaniem planu rozbudowy miasta, w granicach t. zw. „ Wielkiego Lwowa". Onegdaj odbyło się poświęcenie nowego osiedla, zbudowanego obok dworca Łyczakowskiego, przez Tow. Kredytowe Nauczycieli Szkot Średnich i Wyższych. Osiedle liczy kilkadziesiąt nowo­

czesnych domów, posiada własne ulice i jest połączone z miastem wygodną linią komunikacyjną.

Zdjęcie dolnefragment osiedla w dniu poświęcenia.

KOMBATANCI NIEMIECCY

W WARSZAWIE \

W sobotę dnia 27 czerwca przy­

była do Warszawy delegacja kom­

batantów niemieckich. Na zdjęciu górnym złożenie hołdu Mar­

szałkowi Józefowi Piłsudskiemu u stóp pałacu Be/wederskiego przez

kombatantów niemieckich.

STRAŻ NAD WISŁĄ

7

(8)

Z C A Ł E G O Ś W I A T A

NOWY UKŁAD GOSPODARCZY POLSKO-NIEMIECKI Toczące się od dłuższego czasu w B erlin ie ro k o w a n ia go­

spodarcze m iędzy delegacjam i polską i niem iecką, zakończo­

n e zostały w p ią te k podpisaniem u k ła d u gospodarczego oraz rozrachunkow ego, k tó re to u k ła d y o b ejm u ją rów nież W olne M iasto G dańsk.

D ziałanie u k ład ó w rozciąga się rów nież n a obszar b. A u ­ strii. P o stan o w ien ia ty c h układ ó w m a ją w ejść prow izorycz­

n ie w życie z dniem 1 w rześn ia 1938 roku. Z d niem ty m u - tra c ą w ażność dotychczasow e p o lsk o -au striac k ie um ow y go­

spodarcze.

U kłady zostały za w a rte n a 2 i pół ro k u z w ażnością do d n ia 28 lutego 1941 r.

O broty tow arow e p o lsko-niem ieckie zostały w sto su n k u do dotychczasow ego u k ła d u znacznie podw yższone. R okow a­

nia, w ciągu k tó ry c h było do rozw iązania k ilk a tru d n y c h spraw , prow adzone b yły w p rzy jazn ej atm osferze i z daleko idącym zrozum ieniem d la obopólnych interesów , w y nikłych z przyłączenia A u strii do Rzeszy.

N ależy oczekiwać, że p rzyczynią się one do w zrostu o- b ro tó w to w arow ych m iędzy Rzeszą a Polską.

REGATY NA POLSKIM MORZU

Po raz pierwszy na polskim morzu odbyły się na szlaku G dy­

nia — W ładysławowo w ielkie regaty yachtów polskich k lu ­ bów żeglarskich.

Na zdjęciu — yacht typu „P. Z. 1” m ija latarnię portu rybac­

kiego w e W ładysławowie.

MOŻNA JUŻ JECHAĆ NA LITWĘ.

Od I lipca otwarcie komunikacji kolejow ej i lotniczej Z dniem 1 lipca o tw a rta została bezpośrednia k o m u n ik a ­ cja osobow a, bagażow a i to w aro w a pom iędzy P o lsk ą i L itw ą.

Z dniem tym m ożna n ab y w ać w kolejow ych kasach b ile to ­ w y ch ’ i k asac h b iu ra podróży „O rbis” b ile ty bezpośrednie do stacyj iitew śE ieh. "f

R ów nocześnie ustalono no rm y o płat w izow ych. W iza p o l­

ska jed n o razo w a z w ażnością do m iesiąca kosztu je 25 zł. W i­

za litew sk a jed n o razo w a n a tydzień 15 litów , n a m iesiąc 27

litów . .

P odpisano ta k że um ow ę pom iędzy przed staw icielam i p o l­

skich lin ij lotniczych „L O T ” i litew skim m in. k om unikacji, celem u ru ch o m ien ia k o m u n ik a cji lotniczej m iędzy P o lsk ą i L itw ą. U m ow a obow iązuje n a 1 i pół roku. K om uriikacja p o ­ m iędzy W arszaw ą a K ow nem zostanie W łączona do lin ii W a r­

szaw a—H elsinki, a tra s a będzie n astęp u jąca : W arszaw a — W ilno — K ow no — R yga — T allin — H elsinki.

Z W arszaw y do K ow na sam oloty polskie b ęd ą p rz y la ty ­ w ały o godz. 9.30, a z Rygi do K ow na o 14.30.

3 STRAŻ NAD WISŁĄ

POŁĄCZENIA PORTU GDAŃSKIEGO Z DALEKIM WSCHODEM

Istn ie ją c a od p ra w ie pięciu la t lin ia b ezpośrednia z G dy­

n i do p o rtó w D alek. W schodu została p rzedłużona do G d ań ­ ska, przez skiero w an ie części sta tk ó w odpły w ający ch z G d y ­ n i rów nież i do p o rtu gdyńskiego. P rz y tej o kazji gdań sk ie ko ła porto w e w znow iły sw e żąd an ia co do u tw o rze n ia bezpo­

śred n ic h połączeń pom iędzy G dańskiem a p o rta m i S tanów Z jednoczonych A. P.

POŁĄCZENIA LOTNICZE POLSKA—WĘGRY Od k ilk u la t toczące się ro k o w a n ia w sp raw ie u ru c h o ­ m ien ia bezpośredniego połączenia lotniczego P olski z W ęg ra­

m i zostały zakończone pom yślnym w ynikiem . P rz ed k ilk u d n iam i n astąp iło o tw arcie stałej k o m u n ik a cji lotniczej n a li­

n ii B udapeszt — W arszaw a, u ruchom ionej przez w ęgierskie tow arzystw o lotnicze „M ale rt” .

O godz. 8.15 n a lo tn isk u B udaoers z e b rali się p rz e d sta w i­

ciele w ładz lotniczych polskich i w ęgierskich, a m ianow icie ze stro n y w ęgierskiej p rezes T ow arzy stw a lotniczego „M a­

le r t” , d r G rosschm id, w ice d y rek to r d e p a rta m e n tu lotniczego L aborczfy oraz ze stro n y polskiej sp ecjaln ie p rzy b y ła z W a r­

szaw y deleg acja w składzie: dyr. L o t’u m jr M akow ski, p rz e d ­ staw iciel m in iste riu m k o m u n ik a cji m jr P iątk o w sk i, w iced y ­ re k to r L o t’u m jr Z ey fert i inż. K w aśnik. P osła R. P. w B u d a ­ peszcie rep re z e n to w a ł a tta c h e K rólikow ski. P ierw szy sam olot, w iozący k ilk u pasażerów oraz w iększą liczbę pocztę w y s ta r­

to w ał o godz. 8.30, lą d u ją c w W arszaw ie o godz. 11, a o godz.

15.30 lą d o w a ł z po w ro tem w B udapeszcie, w ita n y przez w y ­ żej w ym ienionych p rzed staw icieli w ładz.

ZERWANIE TAM DORADZILI EKSPERCI SOWIECCY W kołach dobrze p o inform ow anych o posunięciach p o li­

tycznych K re m la w C hinach, z w ra c a ją uw ag ę n a p ew n e t a r ­ cia, k tó re p o w stały pom iędzy sztabem C z ang-K ai-C zeka i so­

w ieckim i ek sp e rta m i w ojskow ym i w sp ó łp racu jący m i z do ­ w ództw em a rm ii chińskiej. T arcia te pow stały n a tle o sta t­

n ich niepow odzeń arm ii chińskiej. O dgłosem ty ch ta rć je st

s i l

W SŁUŻBIE POLSKIEJ MARYNISTYKI.

Na zdjęciu — statek szkolny Polskiej Marynarki W ojennej O. R. P. „Iskra” na kotwicy w basenie Marynarki W ojennej w porcie Oranu, podczas jednej ze sw ych dalekich zamorskich

podróży.

(9)

BEZPŁATNY

DODATEK DO „STRAŻY NAD WISŁĄ"

dla komendantów, instruktorów i referentów wychowania obywatelskiego w organizacjach przysposobienia wojskowego

MGR STANISŁAW WAŁĘGA ' ; '

Brandenburgia — cmentarzysko

P rz esa d ą i w ie ru tn y m fałszem je st tw ie rd z en ie h isto ry ­ ków niem ieckich, ja k o b y ju ż z początkiem X IV w iek u za­

n ik ła w M archii B ran ib o rsk iej zu pełnie p ie rw o tn a sło w iań ­ ska je j ludność — lu ty ck a. Co p ra w d a n ajszybciej sto su n k o ­ wo za n ik ł n a ty ch obszarach p ołabski języ k lutycki, w y p a r­

ty przez dolnoniem iecką k w a rę t. zw. p la ttd e u tsch , ale i te n proces z a n ik a n ia ję zy k a połabskiego tr w a ł długie stulecia i to n iem al do naszych czasów, je śli w H anow erze za Ł a b ą n a ta k zw anych „P ostaciach L iin e b u rsk ich ” n a d rze k ą J e s n ą je ­ szcze z początkiem zeszłego stulecia, a podobno ta k ż e i póź­

niej, byli jeszcze ludzie, u m ie ją cy m ów ić po połabsku, w sk u ­ te k czego do dziś d n ia k ra in a ta nosi u N iem ców h a n o w e r­

skich nazw ę W end lan d u czyli k r a ju P ołab ian . U trzyrńali się oni tam ta k długo dzięki niedostępności sw ego k ra ju . W en- dow ie ci w H anow erze byli tra k to w a n i przez N iem ców ja k bydło i pozbaw ieni w szelkich p ra w obyw atelskich. D opiero w końcu X V III w iek u zaczęto n ie k tó ry ch z nich p rzyjm ow ać do cechów, oraz do k o rp o ra cy j kupieckich. Co się tyczy sa­

m ej M archii B ran ib o rsk iej, to rów nież nie kto in n y ty lko sam R yszard N ordhausen, zn an y n iem iecki badacz i b r a n d e n b u r­

ski regionalista, p otw ierdza, że jeszcze sto la t te m u m ów io­

no po lu ty c k u w n ie k tó ry ch w siach koło m ia sta S ten d a l w S ta re j M archii w re je n c ji dziew ińskiej (m ag d e b u rsk iej) n a lew ym b rzegu Ł aby, gdzie też do dziś d n ia spotkać m ożna ty p y czysto słow iańskie.

Tenże sam N o rd h a u sen przy zn aje, że w B erlin ie przez długie w iek i w y ty k a li sobie ludzie „w e n d y jsk ie” czyli „ lu ­ ty ckie” pochodzenie, k tó re w oczach N iem ców uchodziło za p ajw ięk sz ą hańbę. S łow ian-W end b y ł w średniow iecznych N iem czech p ariasem , podobnie ja k Cagot w e F ra n cji, i b y ł też u w ażan y za w y rz u tk a społeczeństw a i tra k to w a n y z po ­ d obną p o g ard ą ja k Żyd, k at, C ygan i m u zy k an t, k tó ry c h to ludzi w średniow iecznych N iem czech obejm ow ano ogólną n a - . zw ą „ludzi nieuczciw ych” („u n e h rlic h e L e u te ” ).

P rzezw isko w ro d za ju „w endische H u n d e ” (psy lu ty ck ie) i „w endisches Ż eug” (hołota lu ty c k a ) by ły w B erlin ie i B ra n d e n b u rg ii jeszcze przez d ługie w iek i po p o dboju tych ziem przez N iem ców w pow szechnym użyciu, m im o zu p e łn e­

go zg e rm anizow ania ju ż m iejskiego żyw iołu lutyckiego przez N iem ców, co dow odzi, że i św iadom ość pochodzenia sło w iań ­ skiego p rz e trw a ła aż ta k długo n a w e t w śró d ludzi, m ó w ią­

cych ju ż po niem iecku i u w ażający ch się za N iem ców . -£-■

P oniew aż sam o słowo ,'W endisch” (połabski, lu ty c k i) uch o ­ dziło w u sta ch N iem ców za najg o rsze przezw isko i było n a ­ d aw a n e rozum ie się ty lko zniem czonym potom kom d aw nych L utyków , p rzeto w y n ik ało b y stąd, że ta k że zn an a n iem iecka ro dzina W endischów w T oruniu, po k tó re j pozostał ja k o trw a ły ślad jej p obytu, w sp an iały p atry c ju sz o w sk i dom p rzy R y n k u S taro m iejsk im , zw an y d o tą d „dom em W endischa” —

Słowiańszczyzny połabskiej

m u siała być pochodzenia lutyckiego i że je j nazw isko p o w ­ stało p o p ro stu z p rzezw iska n adanego je j przez Niem ców , nie m ogących zapom nieć je j „w endyjskiego” pochodzenia. R ów ­ nież do dziś sp o ty k an e w T o ru n iu nazw isko L iidtke, zdaje się n ie być niczym in n y m ja k tylk o n iem ieckim p rz e k rę c e ­ n iem słow ą „ L u ty k ” . W .każdym raz ie dużo d a ją n am do m y ­ ślen ia proto k ó ły R ady to ru ń sk ie j z X V III w ieku, w k tó ry ch każdorazow o p rzy n azw isk u k u p ca to ruńskiego L tidtkego’ z a ­ znaczone jest, że „jest on zw ań tak że L u ty k ” . T ak też począt­

kow o m usiało brzm ieć to nazw isko, zanim nie zostało p rz e ­ k ręcone przez N iem ców n a „L iid tk e” . T ak w ięc i to n a z w i­

sko w sk azu je n a to, ja k przez długie w ieki p rzezw iska „L u ­ ty k ” (L iid tk e” ) i „W endisch” były w użyciu u N iem ców n a oznaczenie potom ków d aw n y ch słow iańskich L utyków , jeśli sta ły się one w k ońcu nazw iskam i ich zniem czałych p otom ­ ków , n ie rozum iejących ju ż później, być może, ich w łaściw e­

go, p ierw otnego znaczenia.

Z d aje się, że w łaśn ie ta szalona pogarda, ja k ą okazyw ali N iem cy L uty k o m -W en d o m — b y ła gw oździem do tru m n y ty ch ostatnich. O na pow odow ała, że L u ty cy ja k n ajszybciej się niem czyli, b y u jść p rześlad o w ań i w znieść się z g ro n a upośledzonych i w y k lęty ch p aria só w do u p rzy w ilejo w an ej społeczności niem ieckiego n a ro d u pan ó w i w ładców . Tę p o ­ g a rd ę do „W endów ” przen ieśli później, ju ż w now szych cza­

sach, niem ieccy h ak a ty śc i n a naszych K aszubach, u w a ż a ją ­ cych się za o statn ich potom ków n ad m o rsk ich S łow ian p o ła b - skich, a w ięc „W endów ” . U czeni niem ieccy p rzed w o jn ą w y ­ ra ż a li się z p o g ard ą o K aszubach. M am y dow ody, że N iem cy w y ra ża li się o nich ja k b y o niższej kaście ludzi, a n aw e t w ręcz ich za ludzi nie uw ażali. Słowo „K aszube”, podobnie ja k poprzednio „W ende”, stało się w ów czas w u sta ch N iem ­ ców przezw iskiem , k tó ry m dość h o jn ie i przy b yle okazji szafow ali. T ylko że K aszubi, w przeciw ieństw ie do L utyków , stro n ili od N iem ców i niem czyzny i sam i ze sw ej stro n y g a r ­ dzili N iem cam i, odpłacając się im p ięk n y m za nadobne.

Co się tyczy L utyków , to ci nie zostali b y n ajm n ie j w y ­ cięci doszczętnie ja k b y to chcieli te ra z n a g w ałt w m ów ić św ia tu dzisiejsi h ak a ty śc i hitlerow scy, lecz przeciw nie, pozo­

sta li n a sw ej ziem i i w chłonęli w siebie najeźdźców niem iec­

kich, p rz y jm u ją c od nich je d y n ie ich języ k dolnonierhiecki, k tó ry zre sztą w u sta ch słow iańskich L u ty k ó w sta ł się w ięcej m ięk k im i śpiew nym , p rze m ien iają c się w d ia le k t b r a n d e n ­ b u rsk i, p rzesycony całą m asą rd ze n n ie słow iańskich słów, nazw i pojęć. — P odobne zjaw isko, ja k w B raniborzu, w i­

dzim y i w B ułgarii, gdzie ugrofińscy najeźdźcy B ułgarzy zo­

sta li w chłonięci zupełnie przez pod b ite lu d y słow iańskie, zle­

w ają c się w ra z z nim i w je d en n a ró d b u łg a rsk i i p rzy jm u jąc z czasem języ k podbity ch Słow ian.

T ę słab ą niem ieckość P ru sa k ó w uzn aw ali daw niej ró w -

29

Cytaty

Powiązane dokumenty

mu, wmontowanemu przy sterach samolotu, można o- siqgnqć nawet całkowicie bezpieczne lqdowanie bez pomocy pilota, który w samolocie może siedzieć, tak jak to

Wydaje się to może dziwne na pozór, pamiętajmy jednak, że kwestia islamu jest dla Europy nie mniej ważna od kwestii Dalekiego Wschodu, który skłócony dziś

53000 CHIŃCZYKÓW POLEGŁO PODCZAS WALK O NANKIN Dowództwo wojsk japońskich komunikuje, że podczas walk o Nankin Chińczycy stracili 53,874 zabitych.. Składała się

denburgią do roku 1319 próbowali kilkakrotnie zjednoczyć o- ba te miasta w jedno, co im się jednak nie udało, pomimo że Kolno i Berlin nie oddzielały się

dując, sycząc szczęśliwego Nowego Roku i dopraszając się datków, — to i na Pomorzu mamy ich dopowiedniki. W okolicach Wejherowa star­. si parobcy przebierają

nie po raz pierwszy w dziejach jako przedmurza chrześcijaństwa przeciwko 300 000 hordzie mongol- sko-tatarskiej, która pod wodzą wnuka Dżingis-Ha- na, po pobiciu

Lecz zasada ta da się zrealizować tylko wtedy, gdy cała Polska zgodnie i ofiranie stanie do pracy przy wzmacnianiu Państwa.. Polska zaś będzie silna, nie będzie się

mieckiego, spotykane przede wszystkim na terenie Pomorza. „To dało” dwie brygady, powiedział ktoś, który chciał się może pochwalić wiadomościami, a może nie