• Nie Znaleziono Wyników

Opiekun Dziatwy 1927.10.23, R. 1, nr 6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Opiekun Dziatwy 1927.10.23, R. 1, nr 6"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Na 6 Niedziela,»dnia 23 października 1927 Rok I

Kochana Dziatwo.

Nie wierzycie drogie dzieci, jak Wasz Opiekun się cieszy, skoro dostaje liścik od jakiego małego Czytelnika, a on w nim pisze jak go bardzo kocha, jak rad go czyta i jak chętnie je­

go nauk i napomnień słucha.

Bo też dobre dzieci Przyjaciel lubi niezmiernie i kocha je bardzo, mianowicie takie, które są grzeczne, pilne, posłuszne i pobożne. A ja'też myślę i mam nadzieję, że wszystkie dziatki, które czytają Opiekuna są dobremi. Nieprawdaż ? — Bo gdyby się miało znajdować między Wami dziecko złe, kłótliwe, nie­

posłuszne i niedobre, toby go Przyjaciel nie mógł pokochać i od niego by liścika wcale mieć nie chciał.

Również Przyjaciel się ucieszył, że kilku ze swych miłych czytelników łamie sobie głowę nad zagadkami.

A teraz jeszcze jedno. Oto Kochane Dziatki, aby więcej za­

wsze Opiekuna czytać, potrzeba, aby Glos był stale w domu Waszym. Gdy zaś obecny miesiąc chyli się ku końcowi trzeba znów odnowić prenumeratę na nowy miesiąc, t. j. na li­

stopad, a kto może to i na grudzień, gdyż listowi już ,,Głos“

zapisują. O tern wam taraz Przyjaciel wyraźnie przypomina, wy zaś ze swej strony starajcie się, aby to zawczasu uczyniono.

Oświadczcie Rodzicom, że już czas zapisać „Głos“ ale w sposób skromny, a zobaczycie, że Rodzice Waszą prośbę spe- wnością spełnią. Wy zaś nie będziecie potrzebowały się roz­

stawać z Przyjacielem.

Jeżeliby to zaś było możliwem, to starajcie się też, Kocha­

ne Dziatki, aby i wasi młodzi koledzy i wasze koleżanki także mogły czytywać Opiekuna. Albo im więc pożyczajcie własnego Opiekuna, albo, co jeszcze się więcej zaleca, przyczyńcie się w stosowny sposób do tego, żeby i dla ich dobra ich Rodzice ,,Głos z Opiekunem na czas zapisali. Przez to spełniłybyście wobec nich dobry uczynek, za który Wam kiedyś szczerą wdzięcznością

odpłacę. Pozdrawia Was OPIEKUN

(2)

- 22 -

Grzeczny chłopiec

Chłopczyka, który chodzi do szkoły, zaraz poznają ludne, bo on jest dla każdego grze­

czny i nigdy na ulicy ani w miejscu publicznem nie robi krzyków, ale owszem uchodzi od tych, którzy się kłócą i brzy­

dkich używają wyrazów. Idąc drogą, przed starszemi osobami uchyli on czapeczki, ukłco się grzecznie, bo wie dobrze o przy­

słowiu, które powiada: Na grze­

czności nikt jeszcze nie stracił.

chodził tą ulicą, przy której by­

ła szkoła.

Nieraz zadziwił się ów pan, że Miecio jest dla niego takim grzecznym, to też nieraz pomy­

ślał sobie:

Jaki to dobry chłopczyk! Ani on mnie zna, a tak mnie usza­

nować umie. I gdzie tylko mógł, chwalił grzecznego Mięcia, bo ten sobie na to zasługiwał.

Raz przechcdził;’ten pan ko­

ło jednego ogrodu. Naraz usły-

Znałem chłopczyka jednego, który był prawdziwą pociechą rodziców swoich. Nigdy na nie­

go nie słyszano narzekania, bo on z każdym chętnie się zgo­

dził. Starsze osoby zawsze u- szanował, a w drodze kłaniał się nawet tym osobom, których nie znał, a uważał, że one są godne uszanowania. Szczegól­

nie zwykł się był kłaniać je­

dnemu panu, który często prze-

szał krzyki, a potem płacz rze­

wny. Zwraca się w tę stronę i widzi kilku chłopczyków, któ­

rzy biją jakiegoś chłopca. Zbliża się do owej gromadki i pozna- je w niej Mięcia zapłakanego, bo go chłopcy za to obili, że się nie dał skłonić do ich ży­

czeń, by z niemi w cudzym sa­

dzie obrywać gruszki. Broni zaraz grzecznego Mięcia, a do chłopców mówi:

(3)

- 2 3 - P ię k n e m a c ie s e rc a , k ie d y w y d o b re g o c h ło p c z y k a d o s z k a ra ­ d n e g o n a m a w ia c ie c z y n u ! B ę d ą o te m w ie d z ie li ro d z ic e w a s i

a P a n B ó g n a w a s g n ie w a ć s ię b ę d z ie!

U c ie k li c h ło p c y , a M ie c io , p o ­ d z ię k o w a w sz y s w o je m u w y b a w ­ c y , p rz e k o n a ł s ię d o w o d n ie , ż e d o b rz e w y s z e d ł n a s w o je j g rz e ­ c z n o ś c i.

Kto dobry i grzeczny, tego każdy chwali, w razie potrzeby — z kłopotu ocali;

A więc dzieci drogie, pamiętajcie o tem, Że grzeczność jest pięknym, chwalebnym

[przymiotem.

Nie pogardzaj.

Nie pogardzaj ubogiemi Qdy jesteś bogaty.

Bo nie czynią nas wielkiemi

‘Pieniądze i szaty.

Nie wydzieraj, co cudzego, Szanuj wszystkie stany.

Uznaj w bliźnim brata swego będziesz kocbany.

~ Z A O A D 'K IF

D o b re ro z w ią z a n ie z a g a d e k 1, 2 i 3 n a d e sła li M a ły K o p ­ c iu sz e k z W ą b rz e ź n a , Z d z is ia z W ą b rz e ź n a ! W ie lo ry b z K s ią ­ ż e k : 1. k o m in , 2 . n ó ż , 3 . c h le b .

Nowe zagadki.

P o p o lu c h o d z i, w k o m in s ię w c is k a . Z a w o d z i, p ła c z e ... g d y je s ie ń b lis k a .

L e c ą b o ć k i g ó rą , z d a s ię c h m u rk a ż y w a, L e c ą ta m , g d z ie c ie p le j.

A k ie d y to b y w a ? T rz y n a s b io stry , a b ra t c z w a r­

ty . W c ią ż g o n im y s ię w k ó łe ­

c z k o . J e s te m p o s ta rs z e ń s tw ie trz e c ią . K to m ja ? Z g a d n ij d z ie c in e c z k o I

W E S O Ł Y K Ą C IK

Nowoczesny uczeń N a u c z y c ie l: —K ie d y ż y ł M o j­

ż e s z .

U c z e ń m ilc z y .

N a u c z y cie l: — N o , z o b a c z w k s ią ż c e , ta m s to i w y ra ź n ie p rz y M o jż e s ż u 4 0 0 0 .

U c z e ń : — P ro s z ę p a n a n a u ­ c z y c ie la , ja s ą d z iłe m , ż e to n u ­ m e r te le fo n u .

Niezadowolony malec.

M a m u siu :

C o d z ie cię ?

— C z y u s z y s ą c z ę ś c ią tw a ­ rz y ?

A d la c z e g o p y ta sz ?

— B o m a m u s ia k a z a ła A n to ­ si u m y ć m i tw a rz , a o n a o p ró c z tw a rz y u m y ła , m i ta k ż e u sz y .

W szkole.

B a ra ń sk i, ja k je s t c z a s p rz e s z ły o d : b u d z ę !

S p a łe m .

ZŁOTE MYŚLI

L e p s z e je s t c z y ste s u m ie n ie N iż p e rły i d ro g ie k a m ie n ie .

W k o ś c ie le b ą d ź n a b o ż n y , a p o k o rn y w s z k o le . W p o lu b i­

tn y , w g rz e w e s ó ł, ż a rttfw n y p rz y s to le .

N ie k a ż d y b ę d z ie w n ie b ie k to w o ła : o P a n ie ! A le z ty c h p e w n ie ż a d e n , k to w o ła ć p rz e ­ s ta n ie .

(4)

-'u -

Okręt „Nadzieja" i jego mechanik.

BAJKA II.

W miarę jednak trwania podróży w umysłach załogi i podró­

żnych okrętu zacierała się pamięć twardych i ciężkich czasów niewoli na lądzie, natomiast trudy i niewygody podróży coraz więcej dawały się im we znaki i coraz większa niecierpliwość zaczynała ich ogarniać na widok otaczającego ich wokół bez­

brzeżnego oceanu, który miotał statkiem na swych wzburzonych falach, a wiatr przeciwny utrudniał posuwanie się naprzód.

„Nadzieja" krążyła nieraz długo, błądząc wśród pustych i ponurych przestrzeni morskich, gdzie żadna gałązka zieleni na falach, ani żaden ptak w przestworzach powietrznych nie zwia­

stowały stroskanym podróżnym rychłego odnalezienia jakiego­

kolwiek lądu stałego, nie mówiąc już o archipelagu wysp szczę­

śliwych. Zdenerwowanie pasażerów „Nadziei" w miarę trwania podróży bez widocznych rezultatów, wciąż wzrastało. Powstawa­

ły między niemi kłótnie i spory, jak należy kierować okrętem.

Ustrój na statku panował tak, jak i w dawnem ojczystem Polopolis — republikański i demokratyczny. Zarówno kapitana, jak sternika i innych oficerów załogi wybierali wszyscy podróżni większością głosów.

To też nieraz już w czasie podróży, niezadowoleni ze swych sterników pasażerowie wybierali nowych, w coraz to inne ręce składając kierownictwo „Nadziei." I nietylko zwykłych sterni­

ków, ale nawet i kapitanów zmieniano od czasu do czasu.

W ten sposób, przechodząc z jednych sąk winne, „Nadzieja14 zataczała się na falach oceanu raz w prawo, to znowu w lewo, krążąc i klucząc bez stale wytkniętego kierunku. Wprawdzie też nikt z podróżnych nie wiedział dokładnie, gdzie leżą wyspy wiecznej szczęśliwości, trudno więc było wytknąć stały i bez wszelkich zarzutów kierunek, ale naogół istniało przekonanie, że wyspy te leżą gdzieś na południu, gdy tymczasem „Nadzieja"

to raz szła w tym kierunku, to znowu na wschód, czasem na zachód, a nawet zdarzało się, że wichry i burze przeciwne pę­

dziły ją wprost na zimną i lodowatą północ, pokrytą mrokiem wiecznej zimy.

Między podróżnemi swary i niesnaski ciągle rosły, załoga burzyła się i kłóciła, a okręt błąkał się bezmyślnie na falach oceanu. Wielu podróżnych, patrząc na to, co się dzieje na okrę­

cie, wątpiło w przyszłość. Inni znowu, co najtęższe i najlepsze głowy, myślały nad tern, jakby skierować okręt na lepszą drogę w pewnym kierunku stałym, ale nie mogli znaleźć żadnego le­

karstwa na toczącą załogę i podróżnych chorobę waśni i kłótni, co uniemożliwiało wszelkie porozumienie i jednolite kierownictwo okrętem.

(Ciąg dalszy nastąpi).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mamy 715 miejsc na studiach niestacjonarnych, którym to eufemizmem określa się studia płatne, gdyż ci studenci chodzą na zajęcia nie tylko w tym samym czasie co

R o k ubiegły był rokiem potwornych morderstw rodzin polskich, starców, kobiet i dzieci, a nawet całych wsi - na Wołyniu.. Nie

„Opiekun“był zawsze w Waszym domu. A ponieważ może się to stać tylko wtedy, jeżeli „Głos Wąbrzeski" w nim będzie, przeto proście o zaabonowanie zawczasu tej

Uśmiechnij się pacholę, Choć życie cię zadraśnie, Bez chmurki idź na czole, Niech blask twych ócz nie gaśnie Uśmiechnij się pacholę.. Uśmiechnij się młodzieży, Nie

Dwie dzielne i zacne Polki zajęły się tą sprawą: zwróciły się do grup skautowskich i młodym chłopaczkom, bardzo dum­.. nym ze swej roli, powierzyły roznoszenie

O, Opiekunie, co w Nazarecie Iak pracowałeś przy swym warsztacie 1 mnie ucz pracy, jak Boże Dziecię, jłbym pracował przy mamie, tacie!. O, Opiekunie

Zaczęła się lękać, i serce jej się ścisnęło, co się stało z jej dzieckiem.. Niespokojna z twarzą zmienioną pobiegła do sąsiadki, gdzie dziecko czasem

| cy zginają już dziś karki przed tymi, którzy do nas strzelali pod Kata-!. | rzyną w