M 37. Warszawa, d, 10 Września 1883, Tom II.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W a rs z a w ie : ro czn ie rs. 6.
k w a rta ln ie „ 1 kop. 50.
Z p rz e s y łk ą pocztow ą: ro c zn ie „ 7 „ 20. pó łro cz n ie „ 3 „ 60.
K om itet Redakcyjny s ta n o w ią : P . P. D r. T . C h a łu b iń s k i, J . A le k s a n d ro w ic z b .d z ie k a u U u iw ., m a g .K . D e ik e , m ag . S. K r a m s z ty k ,k a n d . n .p . J . N a ta n s o n , m a g .A . Ś ló s a rs k i,
p ro f. J . T re jd o s ie w ic z i p ro f. A . W rz e ś n io w s k i.
P r e n u m e r o w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W s z e c h ś w ia ta i we w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a j u i z a g ra n ic ą .
-Adres R edakcyi: P o d w a le ISTr. 2.
NARZĘDZIA
mierzące wielkość i kierunek trzęsienia ziemi.
( S E IS M O M E T R , S E IS M O G R A F ).
sk reślił
B r o n i s ł a w J a s i ń s k i , inżynier górniczy.
Trzęsienie ziemi, znane w nauce pod nazwą zjawiska seismicznego (cftiouoę — trzęsienie ziemi), charakteryzuje się drganiem , falowa
niem, kołysaniem się, wreszcie gwałtownemi wstrząśnieniami powierzchni ziemi i wywołuje większą lub mniejszą dyslokacyję (zmianę miejsca) przedmiotów na niej się znajdują
cych. N ie jestto zjawisko tak rzadkie i wyjąt
kowe, ja k to powszechnie mniemamy; przeci
wnie: ruchy powierzchni ziemi odbywają się nieustannie, różnią się tylko w swej sile, trw a
łości, skutkach i obszarze działania. N iektóre z nich, ja k k atastrofa Lizbońska z 1755 roku, K alab ry jsk a 1857, Z agrzebska 1879, wreszcie Ischijska 1883 r. i najświeższa na wyspach archipelagu Sondzkiego (o której dokładniej
szych b rak jeszcze wiadomości, lecz której roz
miary niewątpliwie były przepotężne), sp ra
w iają spustoszenia straszliwe, w których tra c ą
życie tysiące ludzi. In ne wstrząśnienia, słabe, zaledwie w obserwatoryjach są dostrzegane, a ogół nic o nich nie wie. N au k a jedn ak nie pom ija drobnych naw et objawów seismicznych, lecz sta ra się je zbadać i ściśle określić, aby z licznego szeregu obserwacyj wyprowadzić wnioski, odnoszące się do natury samego z ja wiska trzęsienia ziemi.
N ie wchodząc tu bliżej w rozbiór natury siły seismicznej, pragniem y zastanowić się nad sposobami określenia jej elementów, t. j.
wielkości, kierunku w przestrzeni i p unktu bezpośredniego działania. Przyrządy, zapomo
cą których wyż wzmiankowane wielkości licze
bne otrzymujemy, noszą nazwę seismometrów i seismografów.
F ig . 1.
Pierwszy przyrząd tego rodzaju zbudowa
nym został przed pół wiekiem zaledwie, przez dyrektora obserwatoryjum w Palerm o, C accia- tore (fig. 1). Przyrząd jego sk ład a się z n a
czynia (a) o średnicy 40 otm., napełnionego rtęcią. Tuż nad powierzchnią rtęc i mieści się
578 W SZECH ŚW IA T. N r. 37.
na brzegu talerza 8 otworów (o) na jednym po
ziomie, odpowiadających stronom świata: Pn, P n -Z , Z, P d -Z , P d , P d -W , W , P n -W , wzglę
dem których przyrząd je s t dokładnie n asta
wiony. O d otworów tych przechodzą na dół rynienki (r), pod którem i odpowiednio umie
szczono 8 szklanek (s). Cały przyrząd umoco
wany je s t na trw ałej podstawie, utwierdzonej w ziemi. P rzy w strząśnieniu podstawy przy
rządu, rtę ć w naczyniu zaczyna falować w kie
runku siły seismicznej i wylewać się do szklan
ki. Średnica, odpow iadająca napełnionej szklance, wskaże nam kierunek drgania, a ilość rtęci w niej zaw arta — względną siłę uderze
nia. J a k widzimy z tego opisu, je s tto przyrząd bardzo prosty, lecz zarazem i niedokładny.
P rze d kilku laty fizyk niemiecki Lepsius udoskonalił przyrząd C acciatorego w n astępu jący sposób. Seism om etr jego składa się z je dnej sztuki, odlanej ze szkła. Środkowe n a
czynie, zaw ierające rtęć, otoczone je s t 16-u miseczkami, połączonem i z częścią środkową zapomocą rynienek. C ały przyrząd wspiera się n a kolum nach, n a dokładne ustaw ienie których szczególną zw raca się uwagę. D ziała
nie jego ja k i w poprzednim przyrządzie.
Co do dokładności, nie stoi od niego wyżej seism om etr M alleta. S kład a się on z dwóch, wzajemnie prostopadłych szeregów cylindrów z m arm uru, żelaza, drzew a albo gliny wyro
bionych, ustawionych swobodnie n a dwóch mosiężnych listewkach. K ażdy cylinder posiada wysokość 30 ctm., średnice zaś ich zmniejszają srę, poczynając od 30 ctm. aż do 1 ctm., co pocią
ga za sobą odpowiednie zmniejszanie się ich sta
teczności. Odległość pom iędzy cylindram i wy
nosi więc i niż ich wysokość w tym celu, aby przy upf a jed en cylinder ciężarem swym nie obalał sąsiedniego. P rzy wstrząśnieniu upadną te tylko cylindry, których stałość je s t mniejszą od m om entu siły uderzenia: padając w m okry piasek, ubity na równi z listewkami, pozostawią w nim ślad, kierunek którego wskaże nam kierunek działającej siły.
F izyk niemiecki L an g zbudował przed nie
dawnym czasem seism om etr (fig. 2), który pod względem dokładności przewyższa znacznie wyżej opisane przyrządy. S kłada się on z 3 -eh koncentrycznych pierścieni kołowych (a), umie
szczonych w jednej poziomej płaszczyznie. N a pierścieniach tych spoczywają wycinki kołowe (b), w liczbie 24-ch n a każdym pierścieniu,
z których każdy opatrzony je s t numerem, a każdy num er odpowiada pewnej stronie świata. W e wspólnym środku pierścieni buja swobodnie wahadło (c), które przy wstrząśnie
niu strąca 2 dyjam etralnie przeciwne wycinki z jednego, dwóch lub trzech pierścieni, zale
żnie od siły uderzenia. Pierścienie otoczone są stożkiem (s) z blachy, trw ale obmurowa-
F ig . 2 .
nym. P od stożkiem, zwężonym ku dołowi lejko
wato, umieszczoną je s t puszka (p), której śre
dnica bardzo niewiele je s t większą od szeroko
ści każdego wycinka, tak , że następny, spada
jący wycinek— nie obok poprzedniego, lecz nad nim mieścić się może. Dzięki tem u, jesteśmy w stanie określić następstwo uderzeń pod
ziemnych, czego poprzednie seismografy nie uwzględniają.
Przyrządy samopiszące, dozwalające śledzić wszelkie zmiany, w danem zjawisku zachodzą
ce w ciągu pewnego określonego czasu, zasto
sowane zostały przed niedawnym czasem i w seismografii. J a k o typ przyrządów tego ro dzaju może służyć każdy barom etr samopiszą-
N r. 37. W S Z IiC n Ś W IA T . 579 cy. Powolne ruchy powierzchni rtęci w baro-
metrze, spowodowane przez zmianę ciśnienia atmosferycznego, utrwalają, się na papierze w postaci linii krzywej, ciągłej: ruchy rtęci nagłe, jak o skutek wstrząśnień podziemnych, ujaw niają się w kształcie linij połamanych, o silnem natężeniu, lecz krótkiej trwałości.
W każdem przeto obserwatoryjum m eteoro- logicznem, ruchy seisiniczne mogą byó do
strzegane bez specyjalnych do tego celu przy
rządów.
Pierwszy seism ograf samopiszący, zbudo
wanym został przed 20 już laty przez dyrektora obserwatoryjum na Wezuwijuszu, P alm ieri’ego (fig. 3). S k łada się on, podobnie ja k przyrząd C acciatorego, z płaskiego szklanego naczynia (a), napełnionego rtęc ią. T a ostatnia połączo-
wierzchni fale, wskutek czego n astępuje ze
tknięcie rtęci z jed n ą z blaszek i zamknięcie prądu. Elektrom agnes przyciągnie drążek, wskutek czego ołówek nakreśli na papierze zamiast linii poziomej, liniję łam aną. Część linii tej wskaże nam czas zetknięcia rtęci z bla
szką, a więc i względną siłę uderzenia, położe
nie je j końcowych punktów— czas rozpoczęcia i końca zjawiska; num er drążka — kierunek uderzenia. Zapom ocą tego przyrządu możemy oceniać bardzo drobne i szybko po sobie n a
stępujące wstrząśnienia ze zmiennym kieru n kiem i siłą. J e s tto seism ograf nadzwyczaj czuły i dokładny, dzięki czemu, najbardziej obecnie je s t rozpowszechniony.
Praw ie jednocześnie z Palm ierim , zbudował uczony niemiecki K reil, seism ograf samopi-
F ig . 3 .
ną je s t zapomocą blaszki metalowej (m) i drutu z biegunem dodatnim bateryi elektrycznej.
Tuż nad powierzchnią rtęci umieszczone są 24 blaszki metalowe (c), od których przecho
dzą druty do przyrządu sa popiszącego. P rzy rząd ten skład a się z równoległoboku (A ), po
ruszanego zapomocą mechanizmu zegarowego po szynie (r). Równoległobok A pokryty je s t papierem , n a którym linije pochyłe (p) ozna
czają godziny i minuty, w ciągu których ruch jego m a miejsce. P rzed papierem umieszczone są 24 drążki pionowe (e), (na rysunku dla j a sności tylko dwa krańcowe są przedstawione), od których przechodzą sztyfciki (k) prostopa
dle do papieru, przyciskane do niego zapomo
cą sprężyn. N ad każdym drążkiem umieszczo
ny je s t elektromagnes (z), połączony z odpo
wiednią płytką w wyżej opisanem naczyniu i z ujem nym biegunem bateryi. Działanie przyrządu je s t następujące. W strząśnienie ziemi udziela się rtęci i wywołuje na jej po-
szący następującej konstrukcyi (fig. 4). S k ła
da się on z drąga stalowego (a), uwieszonego u pułapu zapomocą sprężyn (b) w ten sposób, że może się wahać we wszystkich kierunkach, nie obracając się jednocześnie około swej osi.
Do spodniej części d rąg a przytwierdzony je s t cylinder (c); w jego wnętrzu znajduje się mechanizm zegarowy, zapomocą którego po
wierzchnia cylindra robi jeden obrót w ciągu 24 godzin. Z boku ustawiony je s t stale utw ier
dzony w ziemi drąg (d), od którego przecho
dzi prostopadle do osi cylindra ramię (e) z ołówkiem, przyciskanym do cylindra zapo
mocą sprężyny. Dopóki wahadło je s t w spo
czynku i cylinder się obraca, ołówek kreśli na jego powierzchni liniję poziomą. Skoro jed n ak wskutek wstrząśnienia, wahadło wyjdzie z po
łożenia równowagi, linija się przerywa, two
rzą się drobne linijki rozmaitej pochyłości, za
leżnie od kierunku wahania, z których, ja k w poprzednim przyrządzie, możemy wyczytać:
580 W SZE C H ŚW IA T. N r. 37.
względną siłę uderzenia, kierunek, czas roz
poczęcia i trw an ia zjaw iska.
W r. 1880 uczony angielski, C harles A.
Stevenson, czyniąc zadość wymaganiom lon
dyńskiej komisyi seismograficznej, zbudował przyrząd n ad e r prostej konstrukcyi, który nie
dawno opisanym został w czasopiśmie „ N a tu rę " (fig. 5 rysunek schematyczny).
Przyrząd składa się z polerowanej tafli szklanej (A), mającej około 5 cali w kw adrat
Narzędzie to s ta je się wahadłem o nieskoń
czonej długości i skoro tylko nastąpi wstrzą- śnienie gruntu, a więc i podstawy przyrządu, czyli obu płyt dolnych, płyta górna z drążkiem i igłą, pozostaje względnie nieporuszoną, lub wykonywa ruch wskutek nachylenia poziomu, a ostrze igły zaznacza wówczas na pokrytej sadzą powierzchni wielkość zboczenia i kieru
nek, w którym płyta dolna się poruszyła.
W ynalazca umieszczał przyrząd ten na
F ig . 4 .
F ig . 5.
(2 5 " kw. pow.), umieszczonej stale w płaszczy- znie poziomej. N a tafli spoczywają 3 równe kule z kości słoniowej (E), dobrze otoczone, m ające około l ' / 2" średnicy; na kulach w spiera się tafla B, ta k a sam a ja k p ły ta pod
stawowa A , do której jednak przymocowany je s t drążek C. K oniec tego drążk a je s t zgra
biony, a przez to zgrubienie przechodzi cie
niutki otworek, w którym osadzoną je s t pio- niowo ig ła stalowa F , w sparta własnym cię
żarem na dolnym cieniutkim , zaostrzonym końcu, dotykającym trzeciej poziomej płyty, także stale utwierdzonej (D ), pokrytej sadzą.
W łos, około dwóch cali długości m ający (G ), osadzonym je st w uszku igły w celu łatwego wpuszczenia jej i pionowego osadzenia, aby ostrze padło na odpowiedni punkt tafli D.
szczycie zamieszkałego domu i od czasu do czasu b ad ał jego stan, — seism ograf wskazy
wał w tem położeniu wstrząśnienia wierzchoł
ka domu, wynoszące '/ , 6 cala.
Uczony włoski, di Rossi, zastosował nieda
wno do badań seismicznych mikrofony, przejm u
jące najdrobniejsze, nieuchwytne ruchy w sko
rupie ziem skiej. D a je on możność przewidywa
nia wybuchów wulkanicznych i śledzenia wszel
kich zmian wewnątrz w ulkanu zachodzących.
J uż oddawna Schm idt i Pfaff, a w ostatnich czasach Seebach, kładli szczególny nacisk na ważność oznaczenia chwili rozpoczęcia zjawiska seismicznego w możliwie największej liczbie punktów. D aje to możność oznaczenia punktu na powierzchni ziemi, w którym uderzenie na
stąpiło w kierunku pionowym. Bezpośrednio
po nim leży ognisko, punkt wyjścia ruchów seis
micznych. D la oznaczenia chwili rozpoczęcia trzęsienia ziemi służą, t. zw. s e i s m o c h r o- n o g r a f y, do których i wyżej opisane przy
rządy samopiszące zaliczyćby należało.
B ardzo prosty przyrząd tego rodzaju zbu
dował fizyk niemiecki L asau lt (fig. 6). P rz y rząd ten składa się z chronometrycznego zega
ra wahadłowego, w tylnej
ścianie którego (a) przyszru- Fig. 6. bowaną jest płytka m eta
lowa (b) z drążkiem kąto
wym (cd), obracającym się około osi (o). Zewnętrzne ram ię drążka (c), połączone je s t zapomocą sznurka z w a
gą (w) spoczywającą na m a
łym talerzyku (t). W aga (w) ma kształt jajow aty i składa się z dwóch części, spodniej drewnianej i górnej m etalo
wej. W skutek nader niesta
łej równowagi (ponieważ śro dek ciężkości leży wysoko),
waga przy najmniejszem wstrząśnieniu spada z talerzyka, naciąga sznurek (s), podnosi ram ię (d) drążka prostopadle do w ahadła i za
trzym uje w ten sposób zegar.
M echanik niemiecki K nopp zbudował zegar seismometryczny n a innej zasadzie. M echa
nizm zegarowy porusza dwie poziome tarcze:
zewnętrzną, której okrąg podzielony je st na minuty i wewnętrzną, z podziałką na 24 go
dzin. Tarcza zewnętrzna obejmuje wewnętrzną tak , iż ich powierzchnie znajdują się w jednej płaszczyznie i środek m ają wspólny. N ad ta r czami, wirującemi z odpowiedniemi szybko
ściami, umieszczoną jest stale kró tka w ska
zówka w kształcie rynienki, napełnionej b a r
dzo drobnym piaskiem. Otrzymywał go Knopp przez działanie kwasu siarczanego na glinę mamutową (lóss). Przy wstrząśnieniu, piasek się wysypuje, pada na tarcze i pozostawia ślad w kształcie cieniutkiej linii w miejscu, odpo- w iadającem ściśle chwili rozpoczęcia zjawiska seismicznego.
W końcu nadmienić jeszcze winniśmy o n aj
nowszych usiłowaniach, dążących do poznania zjawisk seismicznych przy pomocy wspólnej pracy wielu jednostek czyli stowarzyszenia.
Pierwszy krok na tem polu postawiło szwaj
carskie Towarzystwo przyrodników, wydelego
wawszy w r. 1878 komisyją do badań seismi
cznych , na czele której stanął sławny gieolog zurycheński A. Heim . K om itet posiada obecnie śtacyje gęsto rozsiane po całym związku, zao patrzone w'e wszystkie potrzebne do badań przyrządy. Sprawozdanie kom itetu, wydane w r. 1881, zawiera dokładne dane o 22 trzę
sieniach ziemi w Szwaj caryi od Listopada 1879 r. do Lutego 1881 r.
Śladem Szwajcarów poszło w r. 1879 To
warzystwo przyrodników w K arlsruhe, które w połączeniu z Towarzystwem przyrodników w Konstacyi, utworzyło „Towarzystwo do b a
dań seismicznych górnego R en u.”
Prezesem tego Towarzystwa je st gieolog nie
miecki Seebach. Towarzystwo to zaopatrzyło wszystkie stacyje telegraficzne w swym okrę
gu w stosowne przyrządy i rozsyła członkom swym blankiety, w których zapisują się n astę
pujące spostrzeżenia:
1) Czas rozpoczęcia zjawiska.
2) Ilość, kierunek i siła uderzeń, jakość r u chu, gru n t miejscowości.
3) Nieobecność zjawiska w danym punkcie, jeżeli w okolicy miało ono miejsce.
Przy trzęsieniu ziemi w południowych N iem czech d. 24 Stycznia 1880 r. z obudwu stron Szwarcwaldu, otrzymało Towarzystwo spraw o
zdania ze 193 punktów.
ZW IE R Z Ę T A PRZEDPOTOPOWE
(D Y L U W I J A L N E ) N A S Z E G O K R A J U .
przez
A n t o n ie g o Ś l ó s a r s k i e g o .
(D o k o ń c z e n ie ).
Z kolei następuje j e l e ń o l b r z y m i albo t o r f o w y (Cervus megaceros), który się wyróżnia swemi kolosalnemi rogami, z ogól
nego kształtu przypominającemu rogi daniela.
P o stać i wielkość ciała niewiele się różnią od jeleni zwyczajnych, lecz rogi są tak potężne, że długość ich dochodzi do trzech metrów (10 stóp), a odległość pomiędzy ich końcam i wynosi 4 m etry (12 stóp). Pierwszy raz zna
lezionym został w Irland yi, w okolicach D u blina, później zaś n a stałym lądzie europej
N r. 37. W SZE C H ŚW IA T. 581
582 W SŻ E C riŚ W lA T . N r. 37.
skim w wielu krajach w torfach i jaskiniach, jakoto: we F ran cy i, Niemczech, W łoszech, Galicyi, Rossyi, D anii, i t . p. P iękne całkowite szkielety, podobne do przedstaw ionego tu po
niżej n a figurze 6-ej, posiadają rozm aite ga
binety paleontologiczne europejskie, a szcze
gólniej zaś w P aryżu, Londynie, Wiedniu, S trasb u rg u , K openhadze. Zbiory hr. Dziedu- szyckiego we Lwowie, zaopatrzone są w kilka rogów, znalezionych w Galicyi. W naszym k ra ju dotąd znane są nieliczne szczątki, ja k
szczątki dowodzą, że renifer dyluwijalny podo
bnym był do dzisiejszego, posiadał tylko budo
wę ciała potężniejszą i rogi daleko większe.
W K rólestw ie Polskiem w jask in i W ierzchow
skiej, a szczególniej M amutowej (tak stara n nie i z tak ą wytrwałością zbadanej przez p. J . Zawiszę), znalazły się liczne i piękne szczątki renifera, szczególnie zaś rogi. N ad to w Szczę- ślewicach, w Lipnowskiem i t. d.
Dwa gatunki wołów zaginionych, ż u b r k o p a l n y (Bos priscus) i t u r ( B o s prim igenius),
np. kaw ał rogu, będący własnością p. J . Z a
wiszy, znaleziony w Błońskiem , we wsi G n a- towice.
D aleko więcej rozpowszechnionym je s t j e- l e ń p ó ł n o c n y albo r e n i f e r (ren) (Cervus tara n d u s), k tóry mieszka obecnie na północy, w okresie zaś lodowym zamieszkiwał znaczną część E uropy, dochodził bowiem do P ire n e jów i A lp, i pasł się całem i stadam i n a równi
nach E uro p y środkowej. Niezliczone mnóstwo kości i liczne rogi tego zwierzęcia, ja k o nie
zbite dowody jego istnienia, przechowały się i codziennie praw ie są wynajdywane w ja sk i
niach różnych krajów Europy. Przechow ane
(jako bardzo rozpowszechnione), oddawna były zbierane i starannie badane przez różnych uczonych.
T u r , jeden z protoplastów wołu domowego, znanym je s t dobrze z kości, rozrzuconych po całej ])rawie E uropie i Azyi, ze szczątków, n a
potykanych w budowlach nawodnych, oraz z opisu i rysunku zamieszczonego w dziele ba
rona H erbersteina. Istn ieją niezbite dowody, że tu r w niektórych krajach E uropy źył j e szcze w IX -em stuleciu po nar. Chr., a nawet, według współczesnych, wiarogodnych świa
dectw, prawie nie ulega wątpliwości, że utrzy
mywał się najdłużej w Polsce, gdzie zaginął
N r. 37. W SZECH ŚW IA T. 583 dopiero w X V I i na początku X V II-g o wie
ku. N a całej przestrzeni naszego kraju zn a j
dują się szczątki tu ra, najczęściej w korytach rzek, rzadziej nad samemi brzegami tychże,
cu 1880 roku gabinet zootomiczny otrzym ał w darze od p. Stanisław a Domańskiego, w ła
ściciela wsi W ysoka w Grójeckiem, głowę tu ra , w bliskości rzeki Pilicy na łąkach wyko-
£fcD
na łąkach lub też w torfach, lub wreszcie w piasku i glinie.
Liczne czaszki niezupełne, szczególniej zaś kości czołowe z rogami (możdżeniami), często były znajdowane, a nawet opisywane przez P uscha, prof. W agę, P . Stawiskiego. W M ar-
paną Przechow ała się tak dobrze, że posiada wszystkie prawie kości (z wyjątkiem szczęki dolnej), a naw et zachowały się dwa zęby w szczęce górnej. Dajemy tu (fig. 7) rysunek pięknej tej głowy tu ra w trzech różnych p o ło żeniach; opis szczegółowy drukowanym był
584 W SZE C H ŚW IA T. N r. 37.
w IY -ym tom ie „W iadom ości Archeologicz
ny ch “.
W latach 1881—S2 w Szczęślewicaoh pod W arszaw ą wykopano różne kości i połowę szczęki dolnej z zębam i tu ra. R zadki ten okaz właściciele cegielni pp. R iedel i Michnowski ofiarowali do g abinetu zootomicznego.
T u r był znacznie większym od bydła swojskie
go, czoło m iał płaskie, bardziej długie niż szero
kie, brzeg oczodołu niski, mało wydatny, twarz długą, ku dołowi stopniowo zwężoną, na końcu tępą. R ogi wielkie, obłe, przy nasadzie ku przo
dowi podane, zakreślające obszerny łuk, wypu
kłością na zewnątrz skierow any, końcami na wewnątrz i ku tyłowi zgięte. P od gardłem ob
wisła skóra. W łos na całem ciele krótki, przy
legając}^ na czole tylko nieco dłuższy. K olor czarny, z b iałą popruszoną pręgą przez grzbiet (H erb erstein ) lub szary (według M ucante’go).
W ogóle postaw a ja k długorogiego wołu, wzrost jed n ak większy, rogi dłuższe i potężniejsze.
J e s tto jed en z dzikich szczepów bydła do
mowego.
Ż u b r k o p a l n y (B os priscus Boj.), proto
plasta żubra zwyczajnego (który mieszka w p u szczy Białow ieskiej), posiadał czoło szerokie bardziej niż długie, wypukłe. B rzeg oczodołu mocno wydatny, tw arz kró tk a, ku dołowi ra p to wnie zwężona, na końcu szczupła. R ogi obłe, sto
sunkowo krótkie, rozłożyste na zewnątrz i nieco ku przodowi w yrastające, półkolem wznoszące się w górę, końcami ku sobie nagięte. Pod- garle bez obwisłej skóry, kłąb od zadu wyż
szy. W łos miękki, na kłębie, szyi, czole, pod- g arlu i pod brodą znacznie dłuższy i tw ard szy, tworzący grzywę, zstępującą do połowy długości przedram ienia. Ż u b r kopalny w cza
sach historycznych zamieszkiwał północny K aukaz, R ossyję europejską, T racyję, M ace- doniję, M ultany, Siedmiogród, W ęgry, P ol
skę, Niem cy, Czechy, W schodnie i Zachodnie P rusy, Szwaj caryję południową, Szwecyję i A ngliję, zapewne też F ran cy ję i D aniję. W szę
dzie został wytępiony lub przerzedzony, w E u ropie najdłużej zachowywał się w Polsce (X V w.) i Prusiech; tu ta j wszakże przed wie
kam i był rzadki.
W ogóle szczątki żu b ra kopalnego, przede- wszystkiem zaś głowy, są lepiej przechowane niż tu ra, daleko też więcej, w dobrym stanie, posiadają tych szczątków rozm aite zbiory p a
leontologiczne. U nas znajdują się w gabinecie
zootomicznyin tylko części głów z czołom i ro gami. W k ra ju naszym znalezionym został do
tąd żubr kopalny: w Czerniak owie pod Wai'- szawą, w B ugu,W iśle pod K iełpinem , w Szczę- ślewicach, w jask in i Mamutowej pod Ojco
wem i t. p.
F a u n a dyluwijalna europejska składa się z 50— 55 gatunków, których jedną trzecią część stanowią zwierzęta drapieżne. Oprócz niedźwiedzia jaskiniowego, napotykanym by
wa U rsus priscus, więcej zbliżony do niedź
wiedzia brunatnego, — dalej rosom ak, borsuk, wydra, gronostaj, kuna, tchórz, wilk i lis;
zwierzęta te nie różnią się od dzisiejszych. N a uwagę zasługują:
H i j e n a j a s k i n i o w a , bardzo pospoli
t a we F ran cy i i A nglii (w jaskiniach), w N iem czech i u nas trafia się pojedyńczo. Znaleziona dotąd w jaskini W ierzchowskiej i Jerzm anow skiej. W jaskiniach okolic K rakow a, gorliwy badacz tych jaskiń, p. Gr. Ossowski, znalazł bardzo liczne okazy hijeny. P odobną je s t bardzo do hijeny cętkowanej. P o siadała n a d zwyczaj wysoki grzebień ciemieniowy, do k tó rego m usiały się przyczepiać silne mięśnie, po-
F ig . 8 .
ruszające potężnemi szczękami, ja k to widać na fig. 8-ej. Tępe zęby stożkowate, służyły wybornie do rozrywania mięsa, 1’ozłupywania i miażdżenia kości.
L e w j a s k i n i o w y (Felis spelaea), od
kryty w wielu jaskiniach środkowej i półno
cnej Europy, u nas wynalezionym został dotąd tylko w jaskini Jerzm anow skiej. Dawkins wy
kazał podobieństwo pomiędzy lwem jaskinio
wym, a lwem obecnie żyjącym. Ponieważ szczątki lwa jaskiniowego leżą oddzielnie, stąd przypuszczają, że lew ten, n a podobieństwo tygrysa, przedsiębrał wyprawy ze swej ojczy
zny, położonej więcej n a południe, dalej na
N r. 3 7 . W SZECH ŚW IA T. 5 8 5 północ, do okolic zimniejszych, gdzie jak o
przybysz, spędzał pewną część roku.
L i s b i a ł y (północny), często napotykany w jaskiniach, nie różni się od dziś żyjącego na północy.
Ze zwierząt kopy to wy cli, oprócz wspo
mnianych: m am uta, nosorożca, wołów, re nifera i jelenia olbrzymiego, jeszcze w ystę
puje wół piżmowy (Ovibos m oschatus), jeleń kopalny, sarna, daniel, kozioł skalny, Świnia dzika i hipopotam kopalny, głównie w A nglii, F rancyi i W łoszech.
Z drobnych zwierząt zasługują na uwagę:
mysz, nietoperz, zając biały, świerszcz, lag o -' mya, leming.
Z astanaw iając się uważnie nad fauną dylu- wijalną, widzimy, źe z liczby obecnie jeszcze żyjących zwierząt (około 40), trzy czwarte za
mieszkuje równiny i górzyste okolice E uropy um iarkowanej, czwartą cźęść składają zwie
rzęta, należące z jednej strony do pasa gorą
cego, ja k lew i hijena, — z drugiej strony do pasa zimnego, podbiegunowego, ja k rosomak, renifer, wół piżmowy, kozioł skalny, świszcz, zając biały i leming. Je śli weźmiemy pod uwagę, źe niektóre zwierzęta drapieżne (np. ty grys) w ędrują w odległe strony i mogą żyć naw et w odmiennym klimacie, łatwo pojmie
my, że szczęki hijeny i lwa nie mogą nam służyć za wskazówkę ówczesnego klimatu.
Z tego powodu zw racają naszą uwagę zwie
rz ęta pasa umiarkowanego i podbieguno
wego, i one każą nam przypuszczać, źe pod
czas formaćyi dyluwijalnej panował klim at umiarkowany lub zimny. Przypuszczeniu te mu sprzeciwiają się wprawdzie zaginione formy poważne, bo mamut, nosorożec i hipopotam, których przedstawiciele dzisiejsi zamieszkują wyłącznie pas ciepły, a nawet gorący. Gdyby
śmy tych form dokładnie nie znali, należałoby przypuszczać, że klim at formacyi dyluwijalnej był ciepły; skoro jed n ak znaleziono w pośród lodów Syberyi, całe zwierzęta z mięsem i skó
r ą (nosorożec i m am ut), uważać to należy za dowód n a potwierdzenie przypuszczeń, że kli
m at okresu dyluwijalnego był chłodny.
Albowiem każdy się zgodzi, że zaginione m amuty i nosorożce, w celu zabezpieczenia od zimna, pokryte były gęstym włosem. A ponie
waż znaleziono w żołądku m am uta i pomiędzy fałdam i zębów trzonowych igły sosnowe i m ło
de pędy drzew, usuniętą została przeto w ątpli
wość co do pożywienia, a tem samem potw ier
dziło się północne pochodzenie tych zwierząt.
Z tego się pokazuje, że i pojawienie się hipo
potam a nie może jeszcze służyć za dowód cie
płego klimatu; powinniśmy raczej przypuścić, że i to zwierzę było w odpowiedni sposób za
bezpieczone od zimna.
' Tym sposobem badając szczątki zwierząt ssących dyluwijalnych, dochodzimy do przy
puszczenia bardzo prawdopodobnego, że pod
czas epoki dyluwijalnej w E uropie (a zatem i w naszym kraju ) i w północnej Azyi, klim at był chłodny, dozwalający na istnienie bardzo rozpostartych lodników, klim at ten wszakże nie przeszkadzał wcale rozwojowi bogatej b a r
dzo flory i fauny.
N a zakończenie zarysu zwierząt przedpotopo
wych, musimy jeszcze wspomnieć o jaskinach.
Jask in ie (groty) po największej części znaj
dują się w górach wapiennych (złożonych z wapieni lub dolomitów) i sk ład ają się z jam większych i mniejszych, połączonych ze sobą kanałam i wąskiemi, a niekiedy prawie piono- wemi. W jaskinie takie obfitują różne kraje E uropy, a szczególniej A nglija (K irkdale), F rancyja, Niemcy (F rankonija, G ailenreuth), A ustryja. Nie b rak ich i w naszym kraju, w O j
cowie i okolicy (groty: Lokietkowska, W ierz
chowska, jaskinia m am uta). Pow stały one p ra wdopodobnie skutkiem działania wód na skały wapienne, o czem świadczą zaokrąglenia i za
głębienia charakterystyczne w rozmaitych miejscach w jaskiniach spotykane. Zwykle sklepienia i boki jaskini są ozdobione stalak
tytam i najrozmaitszych kształtów, dno zaś często pokryte naciekam i w postaci naskoru- pień lub stożków. Jask in ie bywają zapełnio
ne piaszczystą gliną, okraglakam i i kośćmi zwierząt; często ziemia napływowa pokrywa liczne szczątki kości, albo znów kości, zmię- szane zg lin ąiin n em i ciałami, pokryte są grubą warstw ą naciekową wapienia, która w wielu razach chroni je od rozkładu, lub niekiedy tworzy z nich brekczyje.
K ości w jaskiniach bywają porozrzucane bez
ładnie, potłuczone, niekiedy zaś wyraźnie obto
czone, co dowodzi, źe zostały tam przez wody naniesione. Albo też ułożone są w ten sposób, że wątpić nie można, iż należały one do zwie
rząt, które w jaskini życie zakończyły, albo że zostały przyniesione przez inne zw ierzęta lub człowieka. W jednych jaskiniach znajdują się
W S Z E C H Ś W IA T . Nr. 37.
wyłącznie szczątki niedźwiedzia jaskiniowego (F ran k o n ija), w innych hijeny (A nglija), w in
nych znów są rozm aite zw ierzęta drapieżne, lub wreszcie m ięszanina najrozm aitszych zwie
rząt. W tych ostatnich jask in iach zwykle znaj
du ją się liczne i niewątpliwe ślady działalności człowieka, k tó ry był współczesnym wielkim dyluwijalnym zwierzętom i zamieszkiwał ja sk i
nie, w których spotykam y wyroby z kości m a
m uta (zębów), renifera, wyroby krzemienne i rozm aite nacięcia, złupania kości, których zw ierzęta dokonać nie mogły.
W jaskiniach naszego kraju, szczególniej w W ierzchowskiej i M am utowej, znalezione zo
stały praw ie wszystkie ważniejsze dyluwijalne zwierzęta: m am ut, niedźwiedź jaskiniowy, łoś, renifer, jeleń, sarna, koń, żubr, dzik, lis półno
cny, lis zwyczajny, wilk, borsuk, nosorożec włochaty, hyjena, rosom ak, lem ing i pardw a.
K ończąc ten krótki i pobieżny przegląd zwierząt przedpotopowych, nie mogę się po
wstrzymać od przytoczenia paru ustępów z dzie
ła „Ssące trzeciorzędowe” p. A lb e rta G audry, profesora paleontologa w Muzeum historyi naturalnej w P aryżu, jednego z najznakom it
szych współczesnych paleontologów.
Słowa te przekonają czytelnika, że chociaż nauka paleontologii suchą wydaje się napo- zór, ci jed n ak uczeni, którzy jej czas swój po
święcili, z niezmiernym zapałem i zamiłowa
niem oddają się pracy odtw arzania isto t żyją
cych w dawno zamierzchłej przeszłości.
„O dkryw anie śladów życia, zagrzebanych w skorupie ziemskiej — mówi p an G au d ry — uczy nas, że niczem niezam ącona harm onija przewodniczyła wszelkim przem ianom w świe- cie organicznym . Jakiekolw iek wykopaliska weźmiemy pod uwagę, zawsze nam one odsła
n iają piękność natury, stanowiąc tajem nicę tego pociągu, jak iem u ulegają gieologowie, którzy całe życie nieraz poświęcają mozolnym poszukiwaniom paleontologicznym, a umysł ich znajduje w tem zajęciu wiecznie odradza
jący się urok. C ałe skarby poezyi k ry ją się w skorupie naszej ziemi. Ilużto ludzi, traw io nych pragnieniem piękna, znalazłoby słodką roskosz, gdyby się oddali poszukiwaniom ta jemniczych źródeł życia. Ilużto ludzi obiera drogę, n a której niewdzięczne i często gorzkie czekają ich owoce, podczas gdy szukając w o- koło siebie cudów natury, znaleźliby rzetelne szczęście i zupełne zadowolenie wewnętrzne.
Ludziom tym jabym powiedział: chodźcie, po
m agajcie nam, — nauka nasza m a czem za
chwycać dusze artystów , zarówno ja k i filo
zofów !“
KRZEWIENIE PRZYRODOZNAWSTWA I I I S T Y T U C Y J E N A U K O WE .
I.
Inzeum historyi naturalnej w Paryżu.
(D o k o ń czen ie).
Świetny ten okres działalności Muzeum trw ał z górą la t 30, aż do śmierci Cuviera.
Muzeum boleśnie uczuło s tra tę wielkiego an a
tom a. W praw dzie po jeg o śmierci cała pleja
da znakomitych profesorów pracow ała dalej, prowadziła wykłady. B laiim lle, D um eril, Bro- gn iart, F lourens i tylu innych, były to imiona, które stanowić mogły chlubę każdego nauko
wego zak ład u —gienijuszu jed n ak Cuviera nikt zastąpić nie był w stanie. G dy mu zaś spro
stać darem nie usiłowano, a ślepo podziwiać go i czcić się nauczono, starano się ślepo i bez n a leżytej krytyki zachować tradycyję jego poglą
dów, zarówno słusznych ja k i mylnych. W y
tworzyła się tedy w Muzeum rutyna, k tó ra — ja k wszelka ru ty n a — stan ęła na zawadzie szerokości poglądów, zatrzym ała postęp.
N ie m ałą też szkodę przyniosła i wadliwość ustroju Muzeum. Póki na jego czele stali lu
dzie gienijalni, gienijusz uw alniał ich od kon
troli; ale dla ich następców niezależność zupełna szkodliwym sta ła się przywilejem;
grono profesorów Muzeum zasklepiło się nie
jako w zam kniętą, cechową korporacyję uczo
nych. K orpo racyja ta niezawsze oddawała pierwszeństwo zasłudze i nie zawsze kierow ała się interesam i nauki. Do celów czystej wiedzy w kradać się poczęły coraz bardziej niezdrowa rywalizacyja, nepotyzm — wykłady i prace cierpieć na tem poczynały, a Muzeum upadać ').
Oczywiście, — upadek ten nie był nagłym . Jeszcze za panow ania Ludw ika Filipa, M u
zeum m iało czasy prawdziwego blasku. Zbio
ry, chociaż nie tak szybko, ja k dawniej, zwięk
szały się jednak; wykłady pociągały jeszcze
') P o r . D e la S cien ce en F ra n c e . T ro is ie m e fascicule.
X e M useum <j’H isto ire N a tu re lle p a r Ju le s M a rco u , P a r is , 1 8 G 9 .
N r. 37. W SZ E C H ŚW IA T . 587 ciekawych, uczeni zjeżdżali się do pracowni
Muzeum. W ady jed n ak i braki występy wały ta k wyraźnie, że już w 1849 r. republikańskie zgromadzenie narodowe zajmowało się kwe- styją Muzeum, a specyjalna komisyja w ypra
cować m iała projekt zmian w zasadzie.
Z a cesarstwa Muzeum pochyliło się jeszcze bardziej ku upadkowi. Reformy, które prze
prowadzić usiłowano, rozbiły się o opór pro
fesorów, a kilka nominacyj szczęśliwych (Des- hayes’a, Claude B ernard’a), mogły podnieść urok Muzeum na czas pewien, radykalnie j e dnak złemu zaradzić nie mogły.
Chroniczny stan niemocy przetrw ał i cesar
stwo, i dotrw ał do trzeciej rzeczypospolitej.
N iektóre zaledwie zmiany ku lepszemu obec
nie widzieć się dają. Przełam ano wszakże po
niekąd łańcuch rutyny, który opasywał M u
zeum, broniąc przjstęp u nowym idejom.
K a te d rę botaniki (organografii i fizyjologii) zajm uje dziś profesor Yan Tieghera, należący do nowej szkoły botaników. Je d n ę z k ated r zoologii objął Edm und P errier, który nietylko że do szeregu transform istów się zalicza, ale w dziele, wydanem przed dwoma laty ') wypo
wiada hipotezy, które, pod względem śm iało
ści, Haeckelow skim w niczem nie ustępują.
K a te d rę paleontologii zajmuje prof. G audry, również zwolennik transform izm u. Są to ozna
ki, które dobrze o przyszłości wróżą. Sięgając jed n ak głębiej do rdzenia, wyznać należy, że Muzeum nie spełnia dziś tego pięknego zada
nia, jak ie mu postawiono przy jego założeniu—
nie „naucza nauk przyrodzonych w najobszer- niejszem znaczeniu tego słowa.”
Głównym środkiem pomocniczym dla n au czania — niektórzy chcą w nim widzieć jedyny cel Muzeum — są zbiory, ja k wiadomo, jedne z najbogatszych na świecie. Umieszczone są one w czterech galeryjach: dwie z nich—gieo- logii z m ineralogiją, oraz botaniki — mieszczą się w jednym gm achu, zoologija i anatom ija porównawcza m ają każda po gmachu oso
bnym. Pozornie nie pozostawiają one nic do życzenia. Zbiory mineralogiczne i gieologiczne uszykowane w olbrzymniej sali, ozdobionej posągami Cuviera i Haiiyego; gieologiczne według formacyj, mineralogiczne według klas.
K ażdy okaz zaopatrzony napisem — wszystko
' ) L e s Colonies an im ales e t la fo rm atio n des o rg a - n ism es.
zachowane w porządku i czystości. G aleryje zoologii i anatom ii porównawczej mniej są wspaniałe; mieszczą się w budynkach ciemnych, nieodpowiednich, ale n a oko i w nich porzą
dek wzorowy. To też publiczność — w nie
dzielę zwłaszcza— lubi zatrzymywać się przed bardziej bijącemi w oczy przedstawicielami św iata zwierzęcego, przed wypchanym sło
niem, przed szkieletem m astodonta i t. d.
W tajem niczeni inaczej jed n ak o tem mówią.
Opowiadają, że oprócz wystawionych dla pu
bliczności okazów, mnóstwo je s t jeszcze nieu
porządkowanych, nieoznaczonych, które zginą zapewne, zanim do rąk klasyfikatora się do
staną. Opowiadają dalej, że powiększenie zbio
rów bądź przez zbieranie, bądź przez skupy
wanie, nie leży dziś ta k n a sercu profesorom ja k dawniej. Opowiadają, że jakkolw iek M u
zeum łoży na różne podróże, z których korzyść wielką odnosićby powinno, nie dba ono o swo
ich podróżników, o nich się nie troszczy, a po
dróżnicy nie są w stanie odpowiedzieć słu
sznie stawianym im wymaganiom. Jodnem słowem, gruntow na reform a muzealnych zbio
rów je s t konieczną, jeżeli przynosić one m ają korzyść odpowiednią do dzisiejszych wymagań nauki i do wyłożonych sta ra ń i kosztów.
I pod względem pracowni naukowych nie zajm uje Muzeum stanowiska takiego, jakie zająćby powinien pierwszy zakład naukowy F rancyi.
A by znaczenie pracow ni tych i ich rozległą działalność zrozumieć, dość powiedzieć, że z 19-u katedr, jak ie Muzeum obecnie posiada, dwie tylko pracowni nie m a ją '). Przy innych 17 katedrach, prócz profesora, znajduje sin co najm niej jed en pomocnik (laborant, aide- naturaliste) i jeden, dwóch lub kilku p repara
torów. W ogóle naukowy skład Muzeum liczy 19 profesorów, 21 pomocników (aide-natura- liste) 2) i 37 preparatorów . Je stto skład taki, jakim zaledwie poszczycić się może którykol
wiek inny isty tu t lub wydział przyrodniczy w Europie. A tymczasem, skoro weźmiemy do ręki spis prac, dokonanych w Muzeum, choć
' ) K a te d ra fizyjologii roślinnej (w łaściw ie rolnictwa)
i p a to lo g ii po ró w n aw czej. Z re s z tą i ta o s ta tn ia n a ro k p rzy szły o trz y m a w ła sn ą pracow nię.
*) P o m o c n ic y (laboranci) są w szyscy d o k to ra m i n a u k p rzy ro d z o n y ch i Często z a s tę p u ją n a w y k ła d a c h profe- sordw .
588 W SZE C H ŚW IA T. K r. 37.
by za rok 1882, mimowoli zastanowić nas musi skrom ność otrzym anych rezultatów . — Rzecz prosta, że nie do wszystkich pracowni da się ten zarzut zastosować. W pracowni np.
prof. V an Tieghem a, nietylko że pracowa
no system atycznie nad klasyfikacyją muze
alnych zbiorów, ale dokonano całego szeregu prac z rozm aitych gałęzi botaniki. To samo d a się powiedzieć o pracowni zoologicznej prof.
Y aillanta, o pracowni antropologicznej, o p ra cowni zoologicznej E d. P e rrie r i t. d. W iększość jed n ak d ała rezultaty nieznaczne, niektóre zaś w prost żadne. W zględnie wziąwszy, Muzeum nie w ygrałoby n a porów naniu rezultatów z k tó ry mkolwiekbądź z uniw ersytetów niemieckich.
Od zbiorów i pracowni przechodząc do wy
kładów; i tu względne ubóstwo w chwili obec
nej i rażący niekiedy zastój zaznaczyć musi
my. Z pomiędzy wykładów, jedyne może tylko wykłady botaniki prof. Y an Tieghem a ściąga
j ą poważniejszy zastęp słuchaczów; inne są mało odwiedzane i rzadko kiedy na lepszy los pod tym względem zasługują.
W ytykając wszakże b ra k i i wady wielkie
go niegdyś Muzeum, niepodobna z drugiej strony nie wspomnieć o niem ałych a ważnych jego zaletach, o jednej zwłaszcza, k tó ra szcze
gólnie dodatnie robi wrażenie na cudzoziemcu.
Muzeum mianowicie je s t zakładem zupełnie otw artym . K ażdy ma dostęp wolny ta k n a wy
kłady, ja k i n a ekskursyje naukowe, a za ra
zem wolny wstęp do biblijoteki Muzeum ').
Co więcej, i pracownie otw arte są również dla każdego. By b rać udział w zajęciach p ra k ty cznych przy laboratoryjach, nie potrzeba ża
dnych legitym acyj, żadnych papierów — jedy
n ą form alnością wym agalną, je s t zapisanie im ienia i nazwiska do listy, utrzym ywanej przy pracowni 2). P o trzeb a więc tylko energii i za
pału, aby korzystać ze skarbów wiedzy i nauki,
*) B ib lijo te k a j e s t z a o p a trz o n ą w z n a k o m ity dobór w szy stk ich w a ż n ie jsz y c h d z ie ł fra n c u sk ic h i z a g r a n i
c z n y c h , o ra z w w iele n a u k o w y c h czaso p ism .
2) W s p o m n im y tu ta j je s z c z e o trz y le tn im k u rsie c h e m ii, z a ło ż o n y m przez p ro f. E re m y . D o k ursów ty ch m a do stęp k a ż d y , je ż e li się z n a jd u je m iejsce w la b o ra to ry - ju m . F ra n c u z i m a ją j e d n a k p ierw sze ń stw o p rz e d cu d zo
z ie m c a m i. K u rsy są z a ra z e m te o re ty c z n e i p ra k ty c z n e —
> wychowawcy w y c h o d z ą z z a k ła d u z d o k ła d n ą z n a jo m ością c h e m ii, k tó r a d la n ie je d n e g o z n ic h s ta je się ź ró d łe m u trz y m a n ia . J a k w szy stk o w M u z e u m , ta k i k ursy chem ii są zupełnie b e z p ła tn e .
dodajmy bowiem, że i wykłady i pracownie są dla wszystkich bezpłatne ').
W ypada zatem życzyć, by proponowane r e formy, podnosząc wartość naukową i ożywia
jąc drzemiącą dziś instytucyję, nie zmieniły tego porządku rzeczy, nie zniweczyły istotnych dzisiejszych zalet. ./. M.
SPRAWOZDANIA.
0 strunie (chorda) u stawonogich, J. Nus- bauma. ( Y o r l a u f i g e M i t t h e i l u n g i i b e r d i e C h o r d a d e r A r t h r o p o- d e n . Yon Jo seph N usbaum , S tipendiat an der K . U niversitat W arschau. Zoologischer A nzeiger K r. 140).
J a k wiadomo, kręgowe zwierzęta posiadają wewnętrzny szkielet, który pojawia się w b a r
dzo wczesnych stadyjach rozwoju, naw et u naj
wyższych kręgowych, w postaci sznurka ko- mórkowatego, i w takiej formie nosi nazwę struny grzbietowej (C horda dorsalis). U wielu niższych kręgowych, stru n a grzbietowa pozosta
je przez całe życie zwierzęcia, u wyższych zaś znika, zastąpiona przez części, dające począ
tek kręgom. S tru n a grzbietowa u kręgowych powstaje z listka zarodkowego wewnętrznego czyli entodermy, po oddzieleniu się tegoż leży pomiędzy zaczątkiem układu nerwowego (tak zw. ru rk ą nerwową) i zaczątkiem kanału po
karmowego (ru rk ą kiszkową).
P rzed kilkunastu laty uczeni zoologowie (prof. Kowalewski, K u p fer i inni) wykryli pierwsze ślady struny grzbietowej w grupie zwierząt bezkręgowych, zwanych Osłonicami (Tunicata). K astępn e znów badania (prof. K o walewskiego, C laprede’a, E ldersa) wykazały istnienie śladów chordy u robaków wyższych (Annelides). W reszcie zwrócono uwagę na obecność podobnego utw oru i u Stawonogich (A rthropoda) (Leydig, D. B urger, I. C attie).
*) A b y dać w y o b rażen ie, j a k w ielkiego n a k ła d u wy
m a g a u trz y m a n ie p o d o b n eg o n a u k o w eg o z a k ła d u , p rzy ta c z a m cyfry z zeszło ro c zn eg o bu d żetu F ra n c y i, z k tó reg o o k a z u je się, że M u z eu m p o c h ła n ia ro czn ie 8 8 5 ,4 4 2 fra n k ó w , z k tó ry c h 1 9 0 , 0 0 0 idzie n a profesorów . Z a sa m w y k ła d zoologii (w lic z a ją c w to i u trz y m a n ie m e- nażeryi) o p ła c a p ań stw o 2 0 0 , 0 0 0 fr. ro czn ie; b o ta n ik a (w ra z z u trz y m a n ie m ciep larn i) 1 7 0 , 0 0 0 fr. k osztuje,
N r. 37. W SZ E C H ŚW IA T . 589 Bliższej jednak uwagi, szczególniej u Staw o
nogich, uczeni nie zwracali na wspomniany utwór, mianowicie zaś, nie byl znany rozwój tego organu, ja k również nie była wykazana homologija tego organu z „chordą“ kręgowych zwierząt.
Z badaniem bliższem tego ciekawego i do
niosłego znaczenia organu, zajął się auto r za
tytułow anej pracy. B adania swoje sumiennie przeprowadził nad zarodkami karalucha żół
tego (B latta germanica) w pracowni zootomi- cznej Ces. Warszawskiego Uniwersytetu i prze
k onał się, że u najwyżej uorganizowanych stawonogich czyli owadów, zjawia się na b a r
dzo wczesnem stadyjum rozwoju sznurek k o mórkowy, któiy z wewnętrznego listka zarod
kowego czyli endotermy (jak u kręgowych) bierze początek i położony je st nad układem nerwowym. U tw ór ten zjawia się na takiem stadyjum , kiedy układ nerwowy nie oddziela się jeszcze zupełnie od listka zewnętrznego czyli ektodermy, gdy w listku środkowym czyli ento- derm ie ma już miejsce rozszczepienie w celu utworzenia jam y ciała, a z listka wewnętrzne
go, z pierwotnej entodermy, występują poje
dyncze kom órki i zaczynają tworzyć ścianki kiszek. O rgan ten (chorda), podobnie ja k u kręgowych zwierząt, prędko ulega dalszym zmianom, a komórki jego dają początek bło
nom, otaczającym układ nerwowy, czyli t. zw.
neurilemie. Tym sposobem badania p. Nus- baum a wykazały, że chorda owadów je st or
ganem homologicznym ze strun ą grzbietową
kręgowych zwierząt. A . S.
Obrazki z życia zw ierząt. Masze gatly i płazy, skreślił Józef Bąkowski. Lwów, 1883.
( B i b l i j o t e k a d l a m ł o d z i e ż y tomik X I I I ty).
A u to r prowadzi w dalszym ciągu, rozpoczę
ty w zeszłym roku szereg pogadanek o zwie
rzętach krajowych, zasługujących na bliższą uwagę z powodu pożytków lub szkód,, jak ie człowiekowi przynoszą, czy też osobliwych oby
czajów. W przystępny i zajm ujący sposób au to r zapoznaje czytelnika z formami i oby
czajami zw ierząt, zwraca uwagę na różne szczególne właściwości ich, walczy z przesąda
mi, przywiązanemi do niektórych zwierząt, a prowadzi to w takiej formie, że młodzież, kształcąca się, sam a może czytać, zastanawiać się i bliżej poznawać naturę. W książce „N a
sze gady i płazy,“ opisane są zajmująco:
Żółw ’, jaszczurka, padalec, wąż i żmija, dalej żaba wodna, ropucha, salam andra i truszka;
opisy uzupełnione drzeworytami dość udatnio
wykonanemi. A . S.
WIEDEŃSKA WYSTAWA ELEKTRYCZNOŚCI.
I I .
Ci, co podążyli na wystawę w ciągu pierw
szych dwu tygodni po jej otwarciu, doznali zawodu wcale niemiłego, zastali bowiem mnó
stwo jeszcze braków i wiele rzeczy nieukoń- czonych,— w ogóle bowiem działalność zwolna dopiero rozwijać się tam będzie. W ciągu pierwszego tygodnia wystawa nie była naw et jeszcze otw artą w godzinach wieczornych, ukończono bowiem dopiero przygotowania do zupełnego oświetlenia rotundy.
W ogóle dostrzedz łatwo, że głównym ce
lem wystawy, wybitnym jej charakterem nie
jako, jest oświetlenie elektryczne. K oszta na nią łożone poniesione zostały w tym głównie celu, aby światłu elektrycznemu torow ała dro gę i zwycięstwo nad gazem. D alej, poważnie przedstawia się telegrafija, niewątpliwie naj
wyżej rozwinięty dział elektrotechniki. W y soki jej rozwój tłumaczy się tem, źe posługuje się ona słabem i prądam i, które otrzymywać można ze stosów o niewielu ogniwach,— świa
tło natom iast i inne zastosowania elektryczno
ści wymagają prądów silnych, jakich od nieda
wna dopiero dostarczają nam machiny dyna- moelektryczne, — cały przeto rozwój elektro
techniki zależy od postępu w budowie tych gie- neratorów elektryczności.
Obok telegrafów, licznie także reprezento
wane są telefony, które doprowadzać m ają na wystawę dźwięki z opery wiedeńskiej i z ró żnych sal koncertowych; jeden połączony być ma z Badenem , odległym o kilka mil od W ie
dnia. Z daje się wszakże, źe nie wystąpi tu żaden przyrząd, znacznie nad dotychczasowe- mi górujijcy. W szystkie systemy różnią się tylko podrzędnemi szczegółami od pierw otne
go urządzenia B ella; telefon niewątpliwie uledz może znacznym ulepszeniom, ale to wy
maga i pomysłów zupełnie nowych.
N ie pożałowały też pracy zarządy licznych dróg żelaznych, które przedstaw iły wyborne systemy sygnalizacyi elektrycznej, oraz próby