• Nie Znaleziono Wyników

"Czas wzbogacony" w późnej liryce Aleksandra Wata

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Czas wzbogacony" w późnej liryce Aleksandra Wata"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Beata Przymuszała

"Czas wzbogacony" w późnej liryce

Aleksandra Wata

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 92/1, 137-159

(2)

BEATA PRZYM U SZA ŁA

„CZAS W Z B O G A C O N Y ” W PÓŹNEJ LIRYCE A LEK SA N D R A WATA „Czas, a szczególnie czas przeszły, jest dom eną i żyw iołem poezji - poezja je s t bow iem przypom inaniem i rozpam iętyw aniem Przypom inanie to się­

ganie w przeszłość, natom iast rozpam iętywanie wiąże się z długotrwałym , dogłęb­ nym analizow aniem , skupieniem szukającym sensu, czyli z m edytacją. Te uwagi na tem at poezji, spisane przez Wata pod koniec życia, prow okują do odm iennego spojrzenia na jeg o w iersze - właśnie przez pryzm at szeroko rozum ianego zagad­ nienia czasu. P row okują tym bardziej, iż w w yraźny sposób naw iązują do refle­ ksji poety z roku 1948, wskazując tym sam ym , jak pojm ow ał on literaturę. Na zjeździe w N ieborow ie (przygotow anym dla „słusznego w yedukow ania pryszcza­ tych” 2) Wat w ygłosił referat Antyzoil, albo rekolekcje na koniec roku, w którym odsłonił niezborności teorii realizm u socjalistycznego, m ówiąc przy okazji o tym, czym je st literatura „w ogóle”, oraz co doprow adza do kryzysu kultury:

O tóż Dumas przyczynę degeneracji kultury upatruje w braku czasu w potocznym życiu Europejczyka (a były to lata siedem dziesiąte ubiegłego wieku!). W pośpiechu, który nie zosta­ wia m iejsca na refleksję i medytacje. O w o zatrzymanie się, medytacja, w ięcej, bo zapatrzenie (o wartości z a p a t r z e n i a w iedzą dobrze poeci) - jest nie tylko niezbędne dla normalnego rozwoju kultury, ale po prostu dla normalnego funkcjonowania psychiki. 1 jest to jedna z do­ niosłych funkcyj literatury3.

Sięganie w przeszłość, m edytow anie, zapatrzenie - jak te problem y przedsta­ w iają się w tw órczości Wata? Czy teoretyk „wcielał w poezję” swoje refleksje? I czy w ogóle m ożna m ów ić o Wata filozofii czasu? Te pytania stanow ią punkt w yjścia do interpretacji poetyckiego dzieła autora M ojego wieku.

Zanim to jedn ak nastąpi, należy zaakcentow ać pew ien problem . W roku 1990 W ojciech Ligęza powiedział:

Dzieje odbioru tw órczości Wata pełne są paradoksów. Watowi pośw ięcono w iele w nikli­ w ych i subtelnych krytycznych studiów, natomiast syntezy literatury w spółczesnej zw ykle prze­ m ilczają to nazw isko4.

1 A. W a t, O przetłum aczalności utworów poetyckich. „Literatura na Św iecie” 1983, nr 7, s. 327. 2 T. V e n c l o v a , A leksan der Wat obrazobu rca. Przełożył J. G o ś l i c k i . Kraków 1997, s. 248.

3 A. W a t, Antyzoil, albo rekolekcje na koniec roku. „Kuźnica” 1948, nr 7, s. 7.

4 W. L i g ę z a, P oezja ja k o czytanie znaków. W zb.: Pam ięć głosów. O tw órczości Aleksandra Wata. Studia. Red. W. Ligęza. Kraków 1992, s. 7.

(3)

I rzeczyw iście, tw órczość ta obrasta w bibliografię, ale znajom ość jej samej w ciąż pozostaje „elitarna” (jak stw ierdził w posłow iu do tom u 1 Pism zebranych Wata z 1997 roku Jan Zieliński). N ależy więc chyba postawić pytanie o m iejsce W ata w poezji polskiej5. Oczyw iście, będzie to raczej wstępne rozpoznanie doty­ czące powojennej twórczości autora Ciemnego świecidła, ponieważ, w porów naniu z dość w szechstronnie ju ż opisanym okresem futurystycznym, budzi ona u badaczy literatury w ciąż odm ienne opinie.

A naliza pojęcia czasu w ydaje się pom ocna dla znalezienia m iejsca W ata we w spółczesnej poezji.

Radość przykuwa nas do w ieczności, a ból - do cza su 6.

Stw ierdzenie, iż ból, cierpienie stanow ią je d n ą z dom inant spuścizny poetyc­ kiej Wata, je st nie tyle banalne, co konieczne. Szczególnie w yraźnie w idać to zw łaszcza w tom ie 1 Wierszy z 1957 roku - który otw iera się utw orem W czterech ścianach mego bólu... D okładniejsza jego analiza pozw ala w łaśnie zw rócić uw a­ gę na pow iązanie tem atu cierpienia z tem atem czasu.

W czterech ścianach m ego bólu [ ... ]

nie ma okien ani drzwi. A A

. , Gdzieś tam pewno lecą lata

Słyszę tylko: tam i nazad . A , . . .

. , . \ . .. . z ognistego krzaka życia,

chodzi strażnik za murami. „ ° ^ J ,

Tutaj chodzi tam i nazad

Odmierzają ślepe trwanie Strażnik - upiór z ślepą twarzą, [s. 1 7 5 ]7

jeg o głuche puste kroki. N oc to jeszcze czy już świt? Ciem no w m oich czterech ścianach.

C ierpienie je s t przedstaw ione za pom ocą m etaforycznego od niesien ia do sytuacji w ięźnia. Ból zam yka człow ieka na otaczający go świat. W ięzień m oże tylko słyszeć kroki strażnika, pilnującego, by nie uciekł poza „m ury b ólu” . W ten sposób podkreślone zostaje „skazanie na cierpienie” (sugerow ane przez w ię­ zien n ą m etaforykę). Strażnik pełni jed nak jeszcze je d n ą rolę: je s t u personifiko- w a n ą śm iercią. W skazuje na to trzym ana przez niego kosa - będąca od śred n io ­ w iecza atrybutem Śm ierci (przedstaw ionej jak o kościotrup) i C z a su 8. Poprzez zm ianę alegorycznego przedstaw ienia (nie szkielet, ale strażnik m oże „d o sięg ­ nąć k o są ”) Wat p rz y w o łu je trady cyjne w yo b rażen ia śm ierci i ró w n o c ześn ie odnosi je do sytuacji X X -w iecznej. Perspektyw a historyczna u w ypukla ciągły lęk przed śm iercią, który je st jed n ak przez każdego człow ieka przeżyw any „na now o ” .

Strażnik m oże też być upersonifikow anym Czasem, „odm ierzającym ślepe trw anie” , które podkreśla niezm ienność cierpienia, jego ponadczasow ość. T rw a­

5 Naw iązuję tu do tytułów znanych studiów J. K w i a t k o w s k i e g o : M iejsce M iłosza w p o ­ ezji p o lsk iej (w: M agia p o ezji. O p o eta ch polskich X X wieku. Wybór M. P o d r a z a - K w i a t k o w - s k a i A. Ł e b k o w s k a . P osłow ie M. S t a ł a . Kraków 1997) oraz M iejsce Iw aszkiew icza w p o ­ ezji p o lsk iej X X wieku (w: jw.).

6 S. W e i 1, Ś w iadom ość nadprzyrodzona. Wybór myśli. Przełożyła A. O l ę d z k a - F r y b e - s o w a. Wyd. 3. Wybór i opracowanie A. W i e l o w i e y s k i . Warszawa 1996, s. 222.

7 W iersze A. W a t a cytuję z: P o ezje zebrane. W opracowaniu A. M i c i ń s k i e j i J. Z i e- l i ń s k i e g o . Kraków 1992.

(4)

nie zostało określone jako ślepe, czyli nie w idzące celu - bezsensow ne. A bezsen­ sow na ponadczasow ość odniesiona do cierpienia wskazuje, że je st ono stagnacją, zatrzym aniem i zam knięciem . U w ypukla to jeszcze m etafora przestrzenna: „ścia­ ny bólu” odgradzające od wszystkiego. T a m bowiem istnieje czas („Gdzieś tam pew no lecą lata”). Życie poza cierpieniem przem ija, dlatego w iąże się z ruchem , odchodzeniem 9.

C ierpienie je st zatem stanem narzuconym , zam ykającym człow ieka w świe- cie w łasnego bólu oraz w skazującym na istnienie śmierci. Poza tym uniem ożliw ia ono życie w czasie, a więc odczuw anie przem ijania, poniew aż w ytw arza okresy ponadczasow ości - czy raczej bezczasow ości, które zakłócają postrzeganie św ia­ ta. Co jed n ak najbardziej istotne, ból nie pozw ala na kontakt z B ogiem („ognisty krzak życia” to także obraz Boga objawiającego się M ojżeszowi). Przeciwstawienie „ognistego krzaku” celi więziennej nie pozw ala zatem na sakralizację cierpienia, je st przecież ono zam knięte, odgrodzone.

Brak uspraw iedliw ienia cierpienia, traktow anie go jak o zła, które nie pozw ala człow iekow i żyć, zam ykając go w „czterech ścianach bólu”, pow oduje podjęcie próby ucieczki, uw olnienia się od niego. Jedną z takich prób jest przeniesienie się w sen.

W w ierszu tak w łaśnie zatytułow anym - Sen - padają słowa: „Jest we m nie w y sp a /i nieba nad nią” . W yspę tę zam ieszkują rybak i m y śliw y -p o słań cy śmierci, dlatego też żyją oni w takim otoczeniu:

gdzie księżyc nie św ieci gdzie woda nie płynie gdzie nic nie przeminie choć w szystko przemija o, to ziem ia niczyja, [s. 193]

W ten sposób pojaw ia się kolejny W atowski paradoks - przem ijanie, które nie przem ija. Odnosić się ono m oże do czasu heraklitejskiego, przedstaw ianego jak o rzeka: wciąż ta sama i inna jednocześnie. N a „ziemi niczyjej” brakuje jakichkolw iek odniesień, które by pom ogły stwierdzić, ja k „płynie czas” . Dlatego jego m ijanie pozostaje paradoksalnie odczuw alne i nieodczuw alne rów nocześnie. Ta ziem ia ni­ czyja znajduje się jed nak przecież pod czyim ś panow aniem - należy ona do króle­ stwa śm ierci. Przypom ina się stare powiedzenie: „Gdy my jesteśm y, nie m a śm ier­ ci. Gdy je s t śm ierć, nie m a nas” . Tak samo paradoksalnie jak czas, który zm ienia się i nie zm ienia jednocześnie, śmierć jest i jej nie ma.

W iersz Sen kończy się przyw ołaniem takiego obrazu: „Kości się bielą / nad wodą. N ieczystą”. Wersy te naw iązują do M ickiewiczowskiej „wody wielkiej i czy­ stej”. Przeciw staw ienie polega na tym, iż u Wata „w oda łączy się [...] z niebezpie­ czeństw em , skażeniem , zbezczeszczeniem ” 10. N atom iast „kości nad w odą” 11 - to w anitatyw ny sym bol, którego rolą było przypom inanie o śmierci. W wierszu W ata

9 O w ierszu tym pisali m.in. J. Ł u k a s i e w i c z (W Dw udziestoleciu. (O p o e zji A leksandra Wata). „Pism o” 1981, nr 5/6, s. 12) oraz W. L i g ę z a („ H omo p a tien s ” Aleksandra Wata. „Znak” 1991, nr 2), który tak m ów i o cierpieniu - więzieniu: „oznacza to również unicestw ienie rytmu ży ­ cia: rozwoju i zm iany” (s. 19).

10 V e n c 1 o v a, op. c it., s. 311.

11 Zob. T. M i c h a ł o w s k a , P oetyka i p oezja. Studia i szkice staropolskie. Warszawa 1982, s. 415.

(5)

śniący podm iot widzi wyspę, która je st w nim. A zatem śm ierć je st w człow ieku cały czas; zapom inanie o niej to oszukiw anie sam ego sieb ie12.

Tak więc: sny, zam iast pozw olić uciec od cierpienia - przypom inają o śm ier­ ci. Przecież je st ona ucieczką od cierpienia, kresem czasu, w którym doznaje się bólu. D latego też stale pojaw ia się w wierszach Wata.

W B alladzie letniego popołudnia śm ierć została upersonifikow ana: jest nią kobieta przechadzająca się po lasku Vincennes razem z autorem wiersza. Przyw o­ łano w ten sposób konw encję m łodopolską, w której śm ierć „to postać kobieca, mniej lub bardziej nierealna, niekiedy nasycona elem entam i erotyzm u, niosąca zaw sze ukojenie [...]” 13.

Dla poetów tamtej epoki umieranie było równoznaczne z wybawieniem od ży­ cia lub osiągnięciem stanu nirwany. Te odczucia - uspokojenia, ukojenia - podkre­ śla także rytm w iersza (jest to nieregularny wiersz toniczny, trójzestrojowiec). Ale w Balladzie letniego popołudnia piękna znajoma wsiadając na karuzelę budzi po­ płoch wśród ludzi, mimo że p rz ecież, je j nikt nie widzi”. Jeżeli nawet niewidoczna powoduje taki lęk - nie m oże być dobra. M łodopolska alegoria zostaje więc odrzu­ cona jako fałszywa. Ale nie tylko ona: w Balladzie letniego popołudnia Wat, na zasadzie pars p ro toto, podważa możliwość ucieczki w śmierć jako ucieczki przed cierpieniem. Śmierć zawsze będzie przerażać, budzić lęk, również wtedy, gdyby miała b y ć , jedynym wyjściem ”, jedynym sposobem na przerwanie odczuwania bólu.

W D zienniku bez sam ogłosek poeta pisze:

Teraz w iem , że m yliłem się: nie można nie bać się śmierci. N ie bać się śmierci, co za śm ieszne uroszczenie! Przez tyle ciężkich lat dawało mi ono rekompensatę za w olę przeżycia. Moja śm ieszna próżność, moja najintymniejsza próżność była nieporozum ieniem sem antycz­ nym: nie bałem się umrzeć, ale śmierci nie można się nie b a ć14.

W at-m yśliciel będzie więc próbow ał zrozum ieć, czym je st śm ierć, jaki je st jej sens:

N iebo - lazur bez skazy M orze - turkus zaspany,

[ ]

I oto cokolw iek poniżej zenitu

Na w klęsłej powierzchni nieba w yrysow uje się z wolna j a k w zór spod ręki kreślącej

-mandala: ju ż rozpoznaję

ogrom ną m acicę perłową, misternie karbowaną. N a niej trup podany. Kościotrup. Taki z Totentanzu. Długi. U gięty w kolanach. Uśm iechnięty. Żywy.

(W idzenie, s. 179)

12 Zob. P. C z a p l i ń s k i , Śm ierć, c zy li o n iedoskon ałości. W zb.: C zytan ie H erberta. Red. P. Czapliński, P. Śliw iński, E. Wiegandt. Poznań 1995, s. 60: „śm ierć jest w szech obecn a i n iezw y ­ ciężon a, pon iew aż jej źródłem jest sam o ży cie ”. Czapliński odnosi H erb erto w sk ^ Ś m ierć p o s p o li­ tą do poezji R ilkego, w której występuje „m otyw śm ierci jako istoty uw ięzionej w ewnątrz nas” (s. 59).

13 M. P o d r a z a - K w i a t k o w s k a , Sym bolizm i sym bolika w p o e zji M łodej Polski. Teoria i praktyka. Wyd. 2. Kraków 1994, s. 106. O wierszu tym pisze także M. K o z i e 1 s k i (Czerń, śm ierć i ciem ność. „N aG łos” 1991, nr 5, s. 32): „Śmierć nie jest w ytęsknioną kochanką, w niczym nie przy­ pomina nirwany” .

(6)

W spokojnym krajobrazie, przypom inającym rajski błogostan, pojaw ia się m andala (będąca „m istycznym sym bolem w szechśw iata, [...] kw adratem w pisa­ nym w koło, używ anym jak o pom oc w m edytacjach” 15 - co w skazuje na sugero­ wany w tytule sposób poznania). K ościotrup ze średniow iecznego Totentanz’w je st uśm iechnięty i żywy... Szkielet w tam tej epoce m iał przyw oływ ać „m yśl

0 przem ijaniu doczesnych w artości, o znikom ości i krótkości ludzkiego istnie­ nia” 16. Jan B łoński pisząc o „obrazie śm ierci w ruchu” , który to obraz pojaw ił się w poezji Sępa Szarzyńskiego, podkreśla, iż było to sw oiste novum , ponie­ w aż w cześniej „w w idoku śm ierci przerażała [...] m artw ota, nieruchom ość” 17. A w ięc „śm ierć ożyw iona” to m etafora i paradoks. W poezji autora R ytm ów w y ­ rażona została w ten sposób śm ierć w ew nętrzna, śm ierć duszy. N atom iast u Wa­ ta oksym oroniczna alegoria żywej śm ierci służy podkreśleniu jej ciągłej obec­ ności: żyw a, a w ięc w ciąż zagrażająca; żyw a, bo tow arzyszy człow iekow i naw et wtedy, gdy m yśli on o jed nym z jej przeciw ieństw . Przecież kościotrup ukazuje się na „m acicy perłow ej, m isternie k arbow anej” - tak sam o jak na obrazie Bot- ticellego N arodziny Wenus. P aradoksy po jaw iają się w całym w ierszu W ata - zarów no jak o oksym oroniczne obrazow anie, ja k i w planie kom pozycyjnym (Et in A rcadia ego).

Przenikanie się m iłości i śmierci przypom ina barokow e zestaw ienia sprzecz­ ności (jakie prezentuje np. Jan Andrzej M orsztyn w wierszu Na trupa). Ale W ato­ wi nie chodzi o grę konceptam i, w nieom al ascetyczny sposób przedstaw ia swój rezultat „szukania śm ierci” : je st ona przy nas cały czas.

W analizow anych tu w ierszach często w skazyw ano na przyw oływ ane przez Wata średniow ieczne i barokowe sposoby obrazowania. „Nikt nie w chłania prze­ szłości tak gruntow nie jak poeta, choćby tylko ze strachu, że w ynajdzie coś, co ju ż zostało w ynalezione” - pisze B rodski18. A utor Ciemnego św iecidla nie boi się w szakże posądzenia o plagiatow ość. Św iadom ie w prow adza szkielety z kosą 1 uśm iechnięte kościotrupy; posługuje się - charakterystyczną zw łaszcza dla b a­ roku - poetyką paradoksów i oksymoronów. W szystko to razem m a właśnie suge­ rować, że tem at śm ierci, ale także i cierpienia, jest „stary jak św iat” . Podejm ując go, nie pozostaje się osam otnionym . Sięganie w przeszłość literatury nie równa się jednak prostem u gestowi powtórzenia: aby zrozum ieć myśl Wata, należy do­ strzec, iż „śm ierć z kosą” to zarazem „strażnik w w ięzieniu” (wiersz W czterech ścianach mego bólu...).

Ale refleksje o um ieraniu nie skłaniają przecież tylko do sięgania po tradycję literacką - w tym m iejscu m usiał pojawić się, i pojawił się, problem wiary.

„Śmierci nie m ożna się nie bać” - pisał Wat. W Trzech sonetach jej okrucień­ stwo zostaje podkreślone w szczególny sposób. W noc Zm artw ychw stania Pań­ skiego aniołow ie, którzy odrzucają kam ień zasłaniający w ejście do grobu, słyszą słowa Jezusa:

15 W. K o p a 1 i ń s k i, Słow nik w yra zó w obcych i zw ro tó w obcojęzycznych . Wyd. 20. Warsza­ wa 1990, s. 313.

16 M i c h a ł o w s k a, op. cit., s. 415.

17 J. B ł o ń s k i , M ikołaj Sęp Szarzyński a po czą tk i po lsk ieg o baroku. Wyd. 2, uzupełnione. Kraków 1996, s. 90.

18 J. B r o d s k i, M uza żałoby. W: Śpiew wahadła. Przełożyły K. T a r n o w s k a i A. K o n a - r e k. „Zeszyty Literackie” 1996, nr 55, s. 28.

(7)

N ie wstanę! - rzekł do nich. - N ie wstanę dopóty, dopóki i człow iek nie będzie w yzw olon

od śmierci i bolu. [s. 183]

Chrystus odm aw iający zm artwychwstania, by uwolnić ludzi od śmierci: ten paradoks m ożna by określić jako bluźnierczy. Jednakże Wat w tym wierszu zajm uje się postacią Jezusa jako człowieka, a nie Boga. Ireneusz Ziemiński pisał o lęku Je­ zusa, lęku „istnienia przed nieistnieniem, bytu przed nicością, tego, co żyje, przed zagładą” 19. Lęk Chrystusa jest lękiem każdego człowieka, bo umierający jest za­ wsze samotny. Dlatego Jezus woła: ,,£ loi, Ełoi, lema sab a ch th a n r (Mk 15, 3 4 )20.

W w ołaniu Jezusa ujawnia się nie tylko to, że pom im o B óstw a jest On naprawdę czło w ie­ kiem, lecz rów nież ostateczna prawda o tym, c z y m j e s t ś m i e r ć dla człow iek a21.

I w łaśnie tę przerażającą praw dę o ludzkiej śm ierci przekazuje Wat. Przeno­ sząc zm artw ychw stanie Jezusa na czas po unicestw ieniu ludzkiego bólu i um iera­ nia, poeta zdaje się nie dostrzegać w C hrystusie sensu własnej śmierci. W swoich w spom nieniach Wat zaznacza:

Gdy utożsam iałem siebie z Jezusem na krzyżu, nie było w tym nic z zuchwalstwa, nie obniżałem Jezusa do siebie, ale siebie ceną wewnętrznej męki w yw yższałem - był bow iem dla mnie tylko człow iekiem Jezusem, w nim urzeczywistniała się figuralnie dola człowieka i krzyż22.

O statnie słow a Chrystusa pozostają dla Wata tylko pytaniem o Boga, który opuścił człow ieka. Bo poeta tak sam o czuje się opuszczony:

Skoro raz jeden uw ierzyłem , to czy m ogę o sobie pow iedzieć teraz, że jestem niewierzą­ cy? Teraz, kiedy wiara tak zniknęła, [...] jak gdyby jej nigdy nie było? Obserwator-wyznawca pow iedziałby: B ó g skrył się przed tobą [...]23.

Problem „Boga, który skrył się”, będzie powracał w różnych utworach. W Ewo- kacji, opisującej narodziny w iary i jej odejście, poeta podkreśla sytuację „szuka­ nia” („ciem ny błąkam się w swych ciem nych przypom nieniach”). W iersz kończy się w yrażeniem nadziei, że Jezus „zabiegnie drogę” w Emaus, objawi się po sw o­ im Zm artw ychw staniu:

W ięc m oże wrócić mi w praojców moich grody? i m oże mi tam zabiegniesz drogę w Emaus, bym jeszcz e zdążył palce w łożyć w Twoje wrzody, te stare palce moje, ślepe, głuchoniem e, [s. 319]

Ale Wat boi się, że naw et w tedy pozostanie niew iernym Tomaszem, który do końca nie uwierzy. Ew angelijny Tomasz chciał zobaczyć i dotknąć - Wat w pro­ wadzając określenie „ślepe palce” sugeruje, że uw ierzyć nie m ożna (bo, w m eta­ foryczny sposób, palcom zostaje odebrana m ożliwość „zobaczenia”, czyli dotknię­ cia). Rów nocześnie jed nak zakończenie w iersza da się interpretow ać jako odrzu­

19 I. Z i e m i ń s k i, Śm ierć Jezusa z N azaretu. „Znak” 1994, nr 7, s. 89.

20 Cytaty z B iblii podaję z: P ism o Św ięte Starego i N ow ego Testamentu. W przekładzie z ję z y ­ ków oryginalnych. Opracował Zespół Biblistów Polskich [...]. B iblia Tysiąclecia. Wyd. 3, poprawio­ ne. Poznań-W arszawa 1980.

21 Z i e m i ń s k i, op. cit., s. 93.

22 A. Wa t , M ój wiek. P am iętnik mówiony. R ozm ow y przeprowadził i przedm ową opatrzył Cz. M i ł o s z. D o druku przygotowała L. C i o ł k o s z o w a . T. 2. Warszawa 1990, s. 318.

(8)

cenie w iary Tom aszowej (która „m usi zobaczyć”), bo zm ysły i ludzkie m ożliw o­ ści poznania są i tak ułom ne wobec Bożego objawienia (dlatego palce są „ślepe”). Ta dw uznaczność ukazuje zaw ieszenie m iędzy stanem wiary i niewiary.

Jarosław B orow ski, który zajm ow ał się problem em wiary w w ierszach Wata, dla zrozum ienia tego zagadnienia cytow ał słowa Paula Tillicha: „Jeśli przez w iarę rozum ie się stan ostatecznego zatroskania, w ątpienie stanowi jej nieodzow ny elem ent” 24.

Lecz ow o w ątpienie, zaw ieszenie, nie pozw oliło Watowi uczynić Chrystusa ośrodkiem sw ego czasu. Przyw ołanie Jezusa to tylko jed na z prób usensow nienia cierpienia i śm ierci. Poza tym w cielony Bóg był dla autora M ojego wieku przede w szystkim C złow iekiem . I w łaśnie jako Człowiek dośw iadczający bólu - okazał się dla W ata Postacią, do jakiej m ożna było odnieść ludzkie życie.

N atom iast pytanie dotyczące pow rotu do wiary przodków, które padło w ostat­ niej strofie Ew okacji i zostało odsunięte w niepam ięć przez przyw ołanie postaci Jezusa, znalazło sw oją odpow iedź w D zienniku poety:

A le na starość znalazłem w sobie to niemądre uczucie i łapią się na tym, że jestem dumny ze sw ojego żydostw a [...]. Żadna religia dawniejsza nie m ówi, a nawet późniejsze nie czyn iły z nakazu wierności naczelnego imperatywu. Odszedłem od niej do Chrystusa, aby przez Jezu­ sa do niej w rócić25.

I Wat w raca do w iary przodków, jednakże nie jest to typow y powrót. W C iem ­ nym św iecidle (pośm iertnie wydanym tomie wierszy - 1968 r.) pojaw ia się cykl P rzypisy do K siąg Starego Testamentu. Zaw iera on następujący wiersz:

Tron mi ocalił wróżebny pastuszek, którego mój odw et ściga nadaremnie. I będzie odebrany przez chytrego pastucha. Moja w łócznia bezsilna w obec jego lutni. Moja m iłość plugawsza od mej nienawiści. Jemu chwała św ieci, a mnie potępienie. Kto pada niżej niż król potępiony?

(D o K sięg i K ró ló w I, s. 3 2 1 -3 2 2 )

Przyw ołana przez Wata historia Saula z I K sięgi Sam uela to historia pierw sze­ go króla Izraela, który nie posłuchał głosu Boga. K arą m iało być pozbaw ienie w ładzy królew skiej, lecz Saul nie potrafił się z tym pogodzić. Cytat z K sięgi S a ­ muela, który poeta przytoczył na początku w iersza, odnosi się do chwili poprze­ dzającej próbę zabicia Dawida (następcy tronu) przez Saula. Ten kontekst historii biblijnej zostaje przez Wata pominięty, uw ypukla on natom iast m otyw odtrącenia przez króla, jeg o upadku.

C zęsto w skazyw ano na utożsam ianie się Wata z królem - w tym znaczeniu cytow any w iersz m ożna by uznać za próbę autora dotarcia do źródła swojej nie­ wiary: m iałaby ona być w ynikiem odtrącenia przez B o g a26.

Sięgając po Stary Testament próbuje Wat także określić epokę w spółczesną. W naw iązaniu do D aw idow ych psalm ów padają słowa: „Spraw iedliw y / jest mąż, który chodzi ścieżkam i Pana. / Kto sprawiedliwy, gdy ścieżki zarosły?” {Do p sa l­

24 Cyt. w: J. B o r o w s k i, M ęczennik własnej konwersji - św iadectw o „porażonej" wiary. (O do­ św iadczeniu sacrum w p o e zji Aleksandra Wata). „Roczniki Humanistyczne” 1991/92, z. 1, s. 32.

25 Wa t , D zienn ik b ez sam ogłosek, s. 90.

(9)

mów, s. 381). Z arosły więc ścieżki - w dom yśle pozostaje stwierdzenie: gdy się je odnajdzie, odnajdzie się Pana, który skrył się, być może, nie tylko dla poety?

Szukanie Boga m ogącego nadać sens ludzkiem u życiu, cierpieniu i śmierci nieprzypadkow o odbyw a się na drodze poetyckiej. Już kiedyś było podobnie - zdaje się m ówić Wat, przyw ołując twórczość H ölderlina i próbując w ten sposób określić, czym je st poezja.

Z akończenie w iersza, w tytule m ającego nazwisko niem ieckiego poety, jest następujące:

Szalony, kto by w sens i w kształt Chimery myśl i serce wkreślił.

Eufratu grody puste! Pusta droga z Alp! i nie ma, nie ma

niebian w domu cieśli. - „Powaby tego świata dawno już strawione i radość m łodych lat - od lat! od lat! stracona. Już kw iecień minął, lato już się skryło. 1 ledw o jestem , i żyć mi niem iło”. Zm ęczonym kluczem odlatują ptaki, gdy złoto dzwonu czas obw ieszcza im. Ja w szęd zie w idzę złow różebne znaki, drogi są błędne, noc zstępuje w rym. Girlandy sów na jodłach, wiatr

na ciem nym lustrze w ód namarszcza twoją twarz, Diotym o Spow iną dym y mnie z porozpalanych watr.

Wołają fajfry mnie na długi nocny marsz. {H ölderlin, s. 3 3 9 -3 4 0 )

O błęd H ölderlina, o którym w spom ina Wat w kom entarzu do w iersza, w pro­ wadza sytuację niespełnienia. Doskonale ją przekazuje przytoczony w całości przez autora Ciemnego św iecidla utw ór niem ieckiego poety („Powaby tego świata [...]”). Ale niespełnienie odnosi się nie tylko do sytuacji jednostkow ej. „Eufratu grody puste” i nieobecność „niebian w dom u cieśli” : to opuszczony starożytny Babilon (zniszczone przez Boga miasto - tak przedstaw ione zostało w Odzie II Wata) i dom Józefa, w którym nie ma Chrystusa. W w yraźny sposób zarysow ane je st więc p o ­ łożenie świata, który czeka swojego zbawienia, przebaczenia grzechów.

W strząsające wersy: „Ja w szędzie w idzę złow różebne znaki / drogi są błędne, noc zstępuje w rym ”, m uszą być odniesione do kontekstu tw órczości Hölderlina. Chyba najbardziej znana jeg o elegia Chleb i wino mówi o „nocy w sensie m etafi­ zycznym , epoce pozbawionej bogów i żyjącej niejasną nadzieją na ich powrót, przeczuw any przez poetów ” 27.Tak w łaśnie w wierszu Wata „noc zstępuje w rym ”, a więc staje się poezją, która je st tw orzeniem sensu, bo „Poezja gospodarzem zie­ m i” - pisze Wat wcześniej w tym wierszu, przyw ołując znow u fragm ent z utworu H ölderlina W rozkosznym b łękicie2*. Wers ten w yraźnie naw iązuje do słynnego zakończenia siódmej części Chleba i wina:

27 Z. Ż y g u l s\n \, F ryderyk H ölderlin (1 7 7 0 -1 8 4 3 ). Wrocław 1964, s. 131. Zob. też interpre­ tację tw órczości Hölderlina autorstwa K. Z aj a s a: M iłosz i filo zo fia . Kraków 1997, s. 156-163.

28 O czyw iście, jest to fragment w tłum aczeniu Wata; w przekładzie B. A n t o c h e w i c z a (cyt. z: F. H ö l d e r l i n , Wiersze. W rocław 1982, s. 100): „poetycznie m ies zk a /c zło w ie k na ziem i”.

(10)

N ie w iem , po co istnieją poeci w podłych czasach. Lecz oni są, pow iadasz, jak św ięci kapłani

boga winorośli, Którzy od kraju do kraju wędrowali św iętą nocą29.

N a ten „długi nocny m arsz” w ybrał się zarów no Hölderlin, ja k i Wat.

A utor Ciemnego św iecidla znał interpretację H eideggera dotyczącą twórczości niem ieckiego poety30, dlatego - być m oże - odnosił j ą także i do swego wiersza:

poeta stoi pośrodku - m iędzy bogami a ludem. Jest kimś wyrzuconym - wyrzuconym w to P o m i ę d z y , pom iędzy bogami i ludźmi. Jedynie tu zaś, tu po raz pierw szy rozstrzyga się, kim jest człow iek i gdzie osadza on sw oje istnienie, p o e t y c k o m i e s z k a c z ł o w i e k n a

t e j z i e m f m .

W ten sposób w iersz Wata o Hölderlinie staje się jeszcze jednym w yrazem poszukiw ań Boga, który „skrył się”, i jednocześnie staje się refleksją nad istotą poezji, zaw artym w niej w ym iarem transcendentalnym .

C ierpienie w poezji Wata, które kazało myśleć o śm ierci, zm usza do sięgania w przeszłość. Pragnie on je bow iem usensow nić (stąd obecność C hrystusa lub motyw szukania Boga), a także dośw iadczyć ciągłości odczuw ania ludzkich pro­ blem ów (dlatego przyw ołuje historyczne alegorie). W D zienniku zaw arty je st ob­ szerny kom entarz, w yjaśniający stosunek Wata do czasu:

Tego, tylko tego mi trzeba, w łaśnie m nie, niegdyś awanturniczemu awangardziście: w iedzieć, dotknąć, odczuć, że to, co jest, już było, że to, co w tej chwili przeżywam, było już przeżyte i przeżywane, że zatem jest w m ocy ludzkiej, zatem w mojej m ocy t o przeżyć. [...] Tego, w łaśnie tego stwierdzenia: du déjà vu, du déjà vécu, szukam stale i szukam nie tylko w „ż y c i u”, ale wbrew pozorom, w moich wierszach [...]. [...] Gdybym chciał (mętnie) pofilo- zofow ać: to samo dośw iadczenie, czy inaczej mówiąc: ta sama sytuacja czy układ rzeczy, po­ wtarza się na różnych płaszczyznach czasu [które przecinając się, wyznaczają figurę będącą] [...] w łaściw ym czasem teraźniejszym, obecnym na różnych płaszczyznach czasu, czasem te­ raźn iejszym w z b o g a c o n y m 32.

W łaśnie ta koncepcja „czasu teraźniejszego w zbogaconego” pozw oliła Wato­ wi utożsam ić w łasne cierpienie z cierpieniem innych; w pisane w kontekst dziejo­ wy - uczyniło z dośw iadczenia jednostkow ego uniw ersalne. W ten sposób ból został pokonany: „zam ykając” czas dla człow ieka {W czterech ścianach mego bólu...), „otw orzył” go dla poety.

Czas „w zbogacony” w iąże się z m yślą o nadziei - ona w łaśnie stanowi bo ­ dziec do szukania w przeszłości takich „argumentów, racji”, które będą „podsta­ w ą dla dalszej nadziei” , gdy „teraźniejszość to m iejsce obecnej tragiczności” 33.

W iersze W ata o cierpieniu zaw ierają przecież pew ne „ślady nadziei” ; naj­ w ażniejszy z nich (ale nie jedyny) to ten pozostaw iony przez „ukrytego B oga” . Ale należy przyjrzeć się także innemu.

29 Cyt. z: H ö 1 d e r 1 i n, op. cit., s. 49. 30 Zob. Wa t , D ziennik bez sam ogłosek , s. 170.

31 M. H e i d e g g e r, H ölderlin i istota p o ezji. Przełożył K. M i c h a 1 s k i. „Twórczość” 1976, nr 5, s. 100. Podkreślenie w yróżnione dodatkowo kursywą - B. P.

32 Wa t , D zienn ik bez sa m ogłosek, s. 125, 127.

33 J. T i s c h n e r, Wiązania nadziei. W: Św iat ludzkiej nadziei. Wybór szk icó w filozoficzn ych 1 9 6 6 -1 9 7 5 . Wyd. 3. Kraków 1994, s. 295.

(11)

[...] nie każda kontemplacja czasu jest równie dobra [...],

rodzaj jej poznajemy po tym, jaki użytek zrobił z niej dany czło w iek 34.

W Wierszach śródziemnomorskich najważniejszym tematem jest znowu śmierć. U m ieranie nie dotyczy ju ż tylko jednostki, to stan, który „skaził” świat, jedn a z postaci zła. Lecz zło, choć występuje w świecie, okazuje się nie najistotniejszym przedm iotem rozw ażań tej poezji. Dwa poem aty Wata - Pieśni wędrowca i Sny sponad M orza Śródziem nego - składające się na tom Wierszy śródziem nom or­ skich , próbują objąć różnorodność ludzkiej wędrówki poprzez w skazanie najw aż­ niejszych jej celów i wydarzeń.

Pieśni wędrowca rozpoczynają się przywołaniem dwóch antytetycznych obra­ zów: „wszystkiego, co żyw e”, i „świata kam iennego” . Świat ten ma być miejscem ucieczki, celem wędrowca; „Ucieczka [...] wynika zatem z rozpaczliwego poszuki­ w ania punktu stałego i wiecznego, nad którym czas nie ma władzy” 35. W ten sposób kamień zostaje przeciwstaw iony przemijaniu. Owo „poszukiwanie punktu w iecz­ nego” uw ydatnia jeszcze chęć utożsam ienia się wędrowca z kam ieniem poprzez sen na nim. Scena ta (z pieśni III), jak trafnie zauważył Jacek Łukasiew icz36 - na­ wiązuje do snu Jakuba, w którym zobaczył on drabinę z aniołami i uzyskał Boże błogosławieństwo (Rdz 28, 10-17). W chrześcijańskiej egzegezie: „D rabina łączą­ ca ziem ię z niebem jest znakiem, że w gruncie rzeczy nie ma rozdziału m iędzy sie­ dzibą Boga a ziem ią” 37.

W utworze Wata wędrowiec zostaje zbudzony przez głosy - w XX wieku, w e­ dług poety, Bóg nie przemówi już do śpiącego, ale każe um arłym obudzić go. Sen, który m iał przynieść ucieczkę z czasu, przerwany jest nakazem: „Pam iętaj!” - a pa­ miętać m ożna tylko w czasie38. Zbudzenie oznacza więc nakaz życia (bo „sen ka­ m ienia” jest rów noznaczny ze śmiercią) i pamiętania. Poprzez odniesienie do K się­ g i Rodzaju, staje się też Bożym nakazem. Ucieczka w świat kam ienny jest niezgod­ na z zam ysłem Boga, który dał człowiekowi życie „dziejące się w czasie” .

Ponadto pieśń IV całkow icie unicestw ia m arzenie o m ożliwości ukrycia się w świecie, w którym nic się nie zmienia:

N ie erozja kruszy tu kamień. Bo w jeg o naturze próchnienie. Próchnieć, łuszczyć się, rozpadać: tak założono w prawie minerałów. W prawie m ięczaków. W prawie człow ieka, [s. 276]

Niszczenie, starzenie się i śmierć dotyka całą m aterię -o ży w io n ą i nieożywioną. W ędrowiec widzi „Gnój, grzybicę, próchno, konanie rzeczy żywych i nieożyw io­ nych” (s. 278), myśli więc o śmierci, która jest złem. Temat ten łączy kolejne pieśni. Pieśń V to sw oisty obrazek rodzajowy, w którym poszczególne osoby u zy s­ kują sym boliczne znaczenie. Do karczm y stojącej na rozstaju dróg (m iejsce m ające złą sław ę w ludow ych opow ieściach) schodzą się żołnierze. W ten sposób - na m etonim icznej zasadzie - zostaje w prow adzony do utworu obraz wojny; zło nie pojaw ia się w ięc nam acalnie, ale tylko potencjalnie.

34 Cz. M i ł o s z , P ia sek w klepsydrze. W: O gród nauk. Lublin 1991, s. 29.

35 K.. P i e t r y c h , O braz natury w „P ieśn iach w ędrow ca" Aleksandra Wata. „Prace P olon i­ styczne” t. 46 (1990), s. 77.

36 J. Ł u k a s i e w i c z, „ Wiersze śródziem nom orskie" - ob rzęd ofiary. W: Oko poem atu . Wro­ cław 1991, s. 192.

37 S tary Testament. H istoria zbaw ienia. Paryż 1987, s. 70. 38 Zob. P i e t r y c h, op. c it., s. 8 0 -8 1 .

(12)

Żołnierzyki gna się pod rynsztunkiem,

[ ]

odchodzą gęsiego, jeden się potknął, westchnął, puknął, leży, ryk kolegów, rykliwy dysonans w pogodnym koncercie pastoralnej ciszy. Hopla, utnij im głowy, śpiew a karczmarka. [...] [s. 2 7 8 -2 7 9 ]

Piosenka śpiew ana przez karczm arkę pow oduje jej przem ianę:

Piękna karczmarka z perłą w uchu

Czyta na progu A gatę Christie. Znudzona Dianą, Agatą w reszcie. [...]

[...] I znów

przechodzą żołnierze, jeden za drugim, parami, kupą. Jak oni śmierdzą. D ługą drogą.

I zdrowiem . Jak zaśmierdną w chorobach, w konaniu. Diana pobiegła za maruderem. Hopla,

uciąć mu głow ę, krzyczy Królowa Diana Hekata Luna. [...] [s. 279]

„D iana” , „H ekata”, „Luna” . Diana była rzym ską boginią, którą utożsam iano z grecką A rtem idą - boginią łowów. A „lud na Peloponezie czcił A rtem idę jako boginię płodności i śm ierci zarazem ” . Także w niektórych m iastach greckich A r­ tem idzie nadaw ano przydom ek Hekate - bogini z Azji M niejszej, będącej patron­ k ą śmierci. Kult Luny natom iast nie był w Grecji zbyt częsty, poniew aż, jak pisze Parandow ski, „pow szechnie uważano A rtem idę za boginię K siężyca” 39. A więc boginię łow ów należy utożsam ić z boginią śmierci. Śpiewająca karczm arka stała się grecko-rzym ską panią um ierania i jednocześnie sym bolem zła.

Śmierć jest w szędzie, widać j ą we wciąż zm ieniającym się krajobrazie, a alu­ zje m itologiczne każą pam iętać o je j obecności od początku ludzkiego istnienia. O czyw iste staje się, że w ędrow iec musiał dostrzec j ą także w karczm ie, wśród zw ykłych ludzi. Ale fakt, że właśnie tam ujrzał przem ianę karczm arki (będącej przecież prostą, znudzoną życiem kobietą), wskazuje, że zło pojaw ia się w zupeł­ nie „norm alnych” okolicznościach; nie jest w cale dem oniczne.

Pogląd ten został podkreślony w pieśni VI, która przedstaw ia „praktykę stali­ now skiego w ym iaru spraw iedliw ości”40. Podpisyw anie w yroków śmierci odbyw a się w „przyjem nej atm osferze” :

Trzej kumotrzy, przy samowarze, w ódce, ogórkach.

[ ]

Piją, czkają, przeglądają

akta, akt za aktem, stosy akt. [s. 2 8 0 -2 8 1 ]

O praw cy są przecież „zw ykłym i” ludźm i - któryś z nich nosi bure skarpetki, inny ładnie kaligrafuje i je st „przy kraw acie” . Te drobiazgi p o d kreślają potocz- ność zdarzeń określanych później jak o jed n a z najw iększych zbrodni przeciw ludzkości.

39 J. P a r a n d o w s k i , M itologia. Warszawa 1959, s. 342, 86, 88, 115.

40 V e n e 1 o v a , op. c it., s. 411. W takim w id zen iu g en ezy zła Wat bliski jest poglądom H. A r e n d t (Eichmann w Jerozolim ie. R zecz o banaln ości zła. Przełożył A. S z o s t a k i e w i c z . Wyd. 2. Kraków 1987).

(13)

Jakby nie było dość - w przestrzeni zła pogrąża się także w ędrow iec - p o d ­ m iot utworu:

Gram w petanka. Klnę brudno.

[ ]

Gadam. M ętnieję trunkami. Potem

obrastam, potem, m ów ię, egzem ą, grzybicą, [s. 282]

W obec w szechogarniającego zła pojaw ia się pytanie o źródło ratunku. Scena w karczm ie odbyw a się w lutym, a w m iesiącu tym w starożytnym Rzym ie p rzy ­ padał Dzień O czyszczenia z grzechu41. Ale ta m ożliw ość zm azyw ania win zostaje uchylona. W pieśni VIII ukazuje poeta dram atyczny obraz nieba: „Już nic się / stam tąd nie wysunie. Już nie m a ręki” (s. 282). Ręka, która nie w ysunie się z nieba - to synekdochiczne określenie B o g a42. Obraz ten należy interpretować jak o w ska­ zanie na niem ożność rozgrzeszenia albo jak o sugestię, iż Bóg opuścił świat, w któ­ rym jest zło. W kontekście całego utworu trzeba jednak opow iedzieć się za p ierw ­ szym rozw iązaniem 43. Skażenie św iata przez ludzkie w iny nie oznacza bow iem , iż przestał on być jednocześnie m iejscem , w którym dośw iadcza się dobra, do ­ św iadcza się Boga. Tylko że to o w iele trudniejsze.

Światu - m iejscu um ierania, m iejscu sam otności człow ieka - zostaje przeciw ­ staw iony taki obraz (pieśń IX):

Pięknie, aż tchu brak płucom . Ręka wspomina: byłam skrzydłem.

N iebiesko. Szczyty w zaróżowionym złocie. K obiety tej ziem i -

m ałe oliw ki. Na spodku rozległym dymy, domy, pastwiska, drogi, przeploty dróg, święta pilności człow ieka. Jak gorąco! Powraca cud cienia. [...] [s. 283]

Opis natury i wszechobecnego w niej życia jest opisem pochwalnym. „Pięknie, aż tchu brak / płucom ” . Piękno, które zapiera dech, jest także pięknem , dla którego opisania brak słów (ten równoważnik zdania stanowi swego rodzaju synestezję: to, co dostrzega wzrok, nie pozwala oddychać i nie pozw ala mówić, wyrażenie „tchu brak” przywołuje bowiem oba te konteksty znaczeniowe, wprowadzając kontam i- nację dwóch zw iązków frazeologicznych). Lecz jednak zastosowany tu poetycki chw yt niem ożności opisu zostaje natychmiast podważony: ręka, która była skrzy­ dłem - synekdochiczne określenie sugeruje utraconą jedność człow ieka ze światem przyrody44. Ale naw et w doskonałości tego krajobrazu pow raca myśl o śmierci: „Gorzko umierać na obcym. / Słodko jest żyć we Francji” (s. 284).

Jeżeli zatem świat materii, który ulega „starzeniu i próchnieniu”, może być tak piękny, „aż tchu brak”, to czy ludzkie życie m oże być tylko pam iętaniem o śm ierci?

41 Zob. W. M a r k o w s k a , M ity G reków i Rzym ian. Warszawa 1968, s. 342.

42 Zob. komentarz W a t a do tego fragmentu (P o ezje zeb ra n e , s. 285, w powiązaniu ze s. 276 i 282).

43 Zob. też zakończenie pieśni VIII: „okadzenie się” okazuje się tylko „marzykowaniem ” (n eo ­ logizm ten przyjmuje negatywny odcień znaczeniow y słow a „filozofujesz” - 'zm yślasz c o ś ’).

44 Zob. refleksje W a t a na temat poezji - „szukania harmonii przedustawnej” (M ó j w iek, t. 2, s. 73).

(14)

Jakby w naw iązaniu do pieśni IX pojaw ia się pieśń XI - pochw ała rodziny, a więc i m iłości, którą przeciw staw ić m ożna śmierci („i tak odnaw ia się ród w fe- stonach czasu” , s. 284).

Górski potoku K onwalio duszy

I dna bazalcie Ciszy contralto

W zlotu opoko [ ... ]

Domu wahadło Siostro moja syjamska

Serca imadło Oblubienico, [s. 2 8 4 -2 8 5 ]

Venclova w swojej m onografii opatruje ten w iersz przym iotnikam i: „m istycz­ ny” i „barokow y” 45. B arokow ość odnosi się do budow y w iersza, opartej na ze­ staw ieniu sprzecznych ze sobą wyrazów. Płynność potoku je st w ięc pow iązana z trw ało ścią opoki („potoku” || „opoko” - rym oparty na asonansie). W yrażenie „dom u w ah adło” (stałość m iejsca przeciw staw iona przyrządow i w skazującem u przem ijanie) je s t połączona antytetycznie z „serca im adłem ” (kruchość, d elikat­ ność - i narzędzie, które m oże m iażdżyć) poprzez dokładny żeński rym. R ym o­ we w spółbrzm ienia sp ajają także „dno bazaltu” z synestezyjnym określeniem „sm utku fiolecie” . To rym w ięc w iąże ze sobą oksym orony, a w szystkie one razem stanow ią epitety określające O blubienicę (bo jej w łaśnie pieśń je s t dedy­ kow ana). P ochw ała poprzez w yrażanie sprzeczności w skazuje na niew ystarczal- ność zw ykłych słów opisujących żonę. Jest p róbą „w yrażenia niew yrażalnego” - czyli miłości. W tym znaczeniu pieśń XI przeobraża się w pieśń m istyczną, po ­ niew aż ukazuje tajem n icę46.

B arokow ość tego w iersza nie ogranicza się tylko do nagrom adzenia parado­ ksów. Litanijne epitety realizują zasadę „concors discordicC\ W ujęciu XVII-wiecz- nego teoretyka - Sarbiew skiego - koncept to „przeciw staw ienie sensów pojęciom ogólnym (niezgodność) i w ew nętrzna spoistość tych sensów w wypowiedzi (zgod­ ność)” 47. W w ierszu Wata oksym orony sprzeciw iają się potocznej logice, ale znaj­ dują swoje w ytłum aczenie, gdy czytelnik dow iaduje się, że w utworze w yrażają one trudno w yrażalne uczucie miłości i pochw ałę kobiety-żony.

Rozpatrując pieśń XI w kontekście całości Pieśni wędrowca zauważymy, że w skazuje ona na jeszcze jeden, oprócz piękna świata - ratunek dla człow ieka, który wie, iż zm ierza ku śmierci.

N atom iast w Snach sponad M orza Śródziem nego (które stanow ią drugą część Wierszy śródziem nom orskich) pojaw ia się m otyw Boga, który „skrył się” .

Pierw szy ze snów je st opow ieścią „krzepkiego A hasw era”, a więc także w ę­ drow ca, Żyda W iecznego Tułacza. Swojem u lekarzowi skarży się on, że uciekł mu z klatki m otyl. I pyta: „co robić z w olnością / bez m ojego m otyla?” (s. 289). D laczego ucieczka m otyla ma być aż tak w ielką stratą? A hasw er m ówi, że niósł go ja k latarnię, utracił zatem światło ośw ietlające drogę, pozostała sam a wolność. Światło w sym bolice biblijnej oznacza Chrystusa: „Światło na ośw iecenie pogan” (Lk 2, 32). U trata m otyla m oże być interpretow ana jak o utrata Boga, pytanie, co robić z w olnością, odnosiłoby się w tym kontekście do sentencji Dostojewskiego:

45 V e n c 1 o v a, op. cit., s. 414.

46 Zob. S. S a w i c k i , Sacrum w literaturze. W zb.: Sacrum w literaturze. Red. J. Gotfryd, M. Jasińska-W ojtkowska, S. Sawicki. Lublin 1983, s. 2 3 -2 4 .

(15)

„Jeżeli nie m a Boga, to w szystko je st dozw olone” 48. A hasw er nie pow tarza jednak tych słów, ale pyta, co robić bez Boga...

O Jego braku mówi też następny ze snów. Ahasw er utożsam ia się w nim z Jona­ szem - starotestam entow ym prorokiem . Ale w XX w. nie udaje się naw rócić m ia­ sta: „G łuchoniem iście w tym mieście. W przeklętym . [...] / W skazanym ” (s. 290). W św iecie skazanym , w czasie, w którym Bóg skrył się, pow raca znow u myśl o śm ierci - sym bolizuje j ą M yśliw y49:

[...] Ausrotten, skrzeczy

dama z papuzią głow ą, w śliznęła się w tłum falujących na trotuarach. A le pustym środkiem jezdni - ja, tylko ja, mały żydek, biedny algierczyk, ja, znów ja,

do uprzykrzenia. Ona: ausrotten. Tamci już ochrypli. Twoja ciepła dłoń na czole: „Obudź się” . Niezastąpiona jest kochająca dłoń na czole. [...]

[...] A le Ty byłaś obok! Bij-zabij, rzęził m otłoch za oknem. A ptaki milczą. I w górach M yśliw y. A le Ty jesteś ze mną, nam się już nic stać nie m oże. [s. 291]

Okrzyki „B ij-zabij”, ,A u sro tten ” przypom inają o istnieniu zła, które w Pieś­ niach wędrowca zostało przyw ołane śpiewem karczm arki: „H opla, uciąć mu gło­ w ę” . N atom iast M yśliw em u, który każe pam iętać o końcu życia, przeciw staw ia się żonę. Sam a jej obecność sprawia, że „nam się ju ż nic stać nie m oże”. Te słowa to w yznanie sam ego p o ety 50.

Ostatni, ósm y sen ukazuje koniec ludzkiej wędrówki. Pojaw iają się w nim aniołow ie - wysłannicy, którzy prow adzą ku śmierci: „Od zarania w ytyczona ich trasa”, a idący z nimi wędrowiec - Ahaswer, „znaczy m arszrutę dla innych” (s. 296). Droga przebiega znów wśród świata kam iennego (tak jak w pierw szych pieśniach), ale tym razem nie je s t to pustynny krajobraz. W szystko chwali córę Dione - A fro­ dytę; w śród kam iennego pejzażu podnosi się hym n do miłości.

[...] W szystko tu chwali córę

Dionę. Z bliżyć się do studni, niech popatrzę w oczy Rachel.

Lecz którzy prowadzą pod ręce, nie zboczą z traktu. A i ja pamiętam nazbyt dobrze przygodę kogoś, kto mnie poprzedził. O, nie w sól się obrócił, ale -

w ieczne serca rozdarcie! [s. 296]

W ędrow iec chce jeszcze raz spojrzeć w oczy biblijnej Rachel (ujrzawszy j ą przy studni Jakub zakochał się, R dz 29, 9-20 ), ale Rachel okazuje się jedn ocze­ śnie Eurydyką, której nie mógł zobaczyć Orfeusz. M it ten przypom ina o ludzkiej wierze, ludzkim pragnieniu pokonania śm ierci przez miłość.

Przed końcem życia A hasw er doznaje swoistego objaw ienia - dośw iadcza uczucia pam iętania głosów, które „przem inęły i trwają, i nie przem iną”, czyli obej­ m ują cały czas. Te głosy zm ierzają do „ciszy, / która jest głosem pragłosu” (s. 297). Cisza okazuje się „m iejscem ”, w którym rodzi się głos i ku którem u dąży. M ożna

48 Fraza zbliżona do sform ułowania F. D o s t o j e w s k i e g o (B racia K aram azow , cz. 1, ks. 1, rozdz. 7) - przytaczam ją za: H. M a r k i e w i c z , A. R o m a n o w s k i , Skrzydlate słow a. Warszawa

1990, s. 178.

49 Zob. V e n c 1 o v a, op. cit., s. 410, 411. - Ł u k a s i e w i c z, op. cit., s. 199.

50 Autobiograficzny kontekst odczytania Wierszy sugerują i potwierdzają zw łaszcza sny IV i V. Zob. Wa t , M ó j w iek , t. 1, s. 3 5 3 -3 5 4 .

(16)

pow iedzieć, że zaw iera się w niej pełnia głosu. Ta pełnia łączy się u Wata z jego koncepcją „harm onii przedustaw nej”, której poeta szuka, ale której nigdy nie może w całości objąć słow em 51. Dlatego wędrow cow i idącem u ku śm ierci pozostaje tylko pam iętanie głosów. I właśnie tym pam iętaniem są oba poematy.

W ystępow anie głosów pozw ala m ówić o poezji „m edium ” 52. Podm iot obu poem atów - w ędrow iec, Żyd W ieczny Tułacz - na swojej drodze utożsam ia się z Jakubem z K sięgi R odzaju, z Jonaszem i z Orfeuszem; je st świadkiem stalinow ­ skich zbrodni, słyszy głosy skazujących i osądzających tłum ów („Bij-zabij, rzęził m otłoch” - okrzyk ten przypom ina ewangelijne „Ukrzyżuj Go, ukrzyżuj”); jest człow iekiem , który utracił Boga („co robić z w olnością [...]”), i A leksandrem Watem. Każda z przyw ołanych tu osób czy sytuacji stanowi w yraz dążenia do objęcia różnorodności dośw iadczeń, które przeżyw a „zm ierzający ku śm ierci” . Jednocześnie w szakże, poniew aż objęcie całości wydaje się niem ożliw e - poem a­ ty składają się z części różniących się tem atycznie i wersyfikacyjnie.

N a planie kom pozycyjnym próbą ujęcia tych często nieprzystających do sie­ bie fragm entów staje się m otyw w szechobecnej śmierci oraz w ersyfikacyjne i te­ m atyczne pow iązanie ostatniego ze snów z początkiem Pieśni wędrowca.

Venclova pisze, że w ersy drugiej z pieśni są „ciężkie, powolne, ciążące ku prozie” 53. Wat posługuje się zdaniam i podrzędnie złożonym i, charakterystyczny­ mi w łaśnie dla p ro z y 54. O bejm ują one po kilka wersów, a podział składniow y nie­ rzadko rozm ija się z wersyfikacyjnym . R ozbudow ane zdania łączą w ten sposób wersy w pew ne cząstki - całości tematyczne. Zakończenia i rozpoczęcia zdań przy­ padając w środkach w ersów pow odują ich w ew nętrzne spajanie. N atom iast ko­ niec zdania pokryw ający się z końcem wersu sygnalizuje najczęściej pojaw ienie się nowej refleksji - wyznaczającej kolejną cząstkę: całość tem atyczną (lub służy w yodrębnieniu danego zdania ze względu na jego funkcję znaczeniow ą). Te „cią­ gi zdań” m ają na celu dookreślenie spostrzeżeń podm iotu utworu - poprzez roz­ budow an ą analizę dokonuje się poszukiw anie istoty problem u. Wat tw órczość poetycką łączył zaw sze z refleksją: „Jedno i drugie odczuw ałem jako dwie strony jednego, poezja bez refleksji pusta, ot, igraszka słowna, a refleksja bez poezji,

ślepa [...]” 55. W iersz więc staje się graficznym wyrazem procesu m edytacji56. G łów nym przedm iotem m edytacji w Wierszach śró dziem no m orskich je s t śmierć. A le jednocześnie zaw ierają one pochw ałę m iłości, pochw ałę stworzonego świata. Śmierć i m iło ś ć -d w a wielkie tem aty lite ra tu ry -z o s ta ją w utworach Wata przeciw staw ione sobie w nieom al barokowy sposób, podobnie jak w znanym w ier­ szu Lechonia („Śm ierć chroni od miłości, a m iłość od śm ierci”). Antynom iczność tych słów jest sprow adzona przede wszystkim do podkreślenia siły m iłości, która m oże sprostać obaw om przed śmiercią. W iersz P oezja, kończący „śródziem no­

51 Zob. Wa t , M ój wiek, t. 2, s. 73.

52 Zob. A. F i u t, U w ierzytelnić sw ą nieprzynależność. W zb.: P am ięć g ło só w , s. 25. 53 V e n c 1 o v a, op. c it., s. 406.

54 Chodzi tu oczy w iście o przewagę tych zdań nad zdaniami współrzędnie złożonym i. Zob. D. U r b a ń s k a , Wiersz wolny. P róba ch arakterystyki system o w ej. Warszawa 1995, s. 91.

55 Wa t , M ój wiek, t. 2, s. 76.

56 M edytacje. Hasło w :M . G ł o w i ń s k i , T. K o s t k i e w i c z o w a , A. O k o p i e ń - S ł a w i ń - s k a, J. S ł a w i ń s k i , Słow nik term inów literackich. Pod redakcją J. S ł a w i ń s k i e g o . Wyd. 2, poszerzone i poprawione. Wrocław 1989. Zob. też K. D y b c i a k, Poetycka fen om en ologia czło w ie­ ka religijnego. (O tw órczości K arola Wojtyły). W zb.: Sacrum w literaturze, s. 162.

(17)

m orski” tom Wata, uw ypukla owo przesłanie. Stanowi on także definicję poezji; m a ona być środkiem służącym ukazyw aniu sprzeczności:

B łysnąw szy z tęczow ych deszczów , skryłaś się w kulę, ciem ną po wierzchu, ale w środku racicami wyiskrzoną światła, i tam w drzemaniu lat - czasów zachodziłaś w pełnię, gw iazdo, by znów wypłynąć na niebo przetarte oddechem fal i błogosław ieństw - teraz jakżeś promienna, zasado promienności.

Radosna linio arielow ego lotu. Drzewo

wrośnięte w ziem ię korzeniem podobnym mandragorze z kształtu, a z siły Tytanom

-tak, ale w łosy twojej lwiej głow y w plecione w cumulonimbus, rozwiane w srebrny cirrus. Sprzeczności to oczyw iste, ale z ich oplotów

pow stajem y i w sprzeczność się obracamy, poeto, gw iazdo, drzewo, chmuro z trenem motyli nad wodami. Taka jest natura rzeczy. I Zegar, który ma w ybić twoją godzinę, wstrzymał wahadło śmiertelnie ostre, byś szybki zdążył zapuścić korzenie jeszc ze głębiej w dobry m iąższ ciem ności; a także - byś m ógł odpłynąć z białą chmurą jeszcze dalej, ponad łuską turkusową pieściw ej fali jonijskiej, której spodem,

żądzą skóry sparzony, szalony A lfeios dogania dziew częcia Aretuzy, [s. 299]

Poezja „skryła się / w kulę”, przypom inającą „ciem ne św iecidło” . Dopiero oksym oroniczność tego określenia pozw ala m ówić o osiąganiu całości („zacho­ dziłaś w pełnię”) - W atowskiej „harm onii przedustaw nej”. N atom iast przyw ołana przez autora w iersza kula m oże stanowić naw iązanie do Em pedoklesa. Jego filo­ zofia m ów i o dw óch siłach: Waśni i M iłości, których oddziaływ anie w pływ a na kolejne zm iany świata, w prow adzając cykliczny porządek chaosu i ładu. „Pod panow aniem M iłości [...] kosm os przybiera [...] postać doskonałej kuli”, w której są „zm ieszane i nierozróżnialne” 57 cztery pierw iastki tw orzące (w edług E m pedo­ klesa) Ja k o śc io w o różne składniki św iata” 58: woda, ziem ia, pow ietrze i ogień. Tak rozum iana poezja - ciem ne świecidło - jest w yrazem pogodzenia sprzeczno­ ści, próbą osiągnięcia harm onii, ale zawsze w zw iązku z M iłością. Interpretację tę podkreśla przyw ołana na końcu w iersza historia m itologiczna. Oto jej zarys:

K iedy nimfa Aretuza kąpała się w rzece A lfeios, bóg tej rzeki zapłonął ku niej m iłością i począł ją ścigać w głębinach morskich, aż w reszcie na jednej z wysp Artemida zam ieniła Aretuzę w źródło. Wody źródła złączyły się wtedy z wodami rzeki A lfe io s59.

M iłość łącząca kobietę i m ężczyznę staje się więc ukoronow aniem sprzecz­ ności, które d ążą do harm onii.

Przytoczony utw ór - jak o w ieńczący Wiersze śródziem nom orskie - jest też w skazaniem na „m iłość silniejszą od śm ierci” . Temat ten, w różnych ujęciach, często pojaw ia się w ostatnich w ierszach Wata.

57 G. E. R. L 1 o y d, C zas w m yśli greckiej. W zb.: Czas w kulturze. Wybrał, opracował, w stę­ pem opatrzył A. Z a j ą c z k o w s k i . Warszawa 1988, s. 233 (tłum. B. C h w e d e ń c z u k ) .

58 W. T a t a r k i e w i c z , H istoria filo zo fii. T. 1. Warszawa 1993, s. 41. 59 Ł u k a s i e w i c z, op. cit., s. 226.

(18)

W O djeździe Anteusza, którego przew odnim m otywem je st pragnienie „zna­ lezienia spokojniejszej w ody”, padają słowa:

N ie wierzę w ciał zmartwychwstanie. A jeżeli (na wypadek że) w ierzę, nie chcę.

A nadiom eno, ty, co z perłowej nicości; końcem znalezienia

spokojniejszej wody; nad seledynow ym bazaltem; różow ą jutrznią świata; starzenie się

materii żywej i nieożyw ionej; z perłowej piany; Anadiom eno, powabie starym oczom; i pory przychylniejszej dla mnie niż ta, którą m iałem dotychczas.

Złoty głos klarnetu. Zmiłuj się nade mną. [s. 330]

O drzucenie chrześcijaństw a w iąże się ze złożeniem hołdu m iłości. Przyw oła­ ny „bazalt” łączy ten w iersz z m istyczną litanią do żony - O blubienicy z P ieśni w ędrow ca, oraz stanow i m etonim iczne odniesienie do obrazu B otticellego N a ­ rodziny Wenus. W utw orze tym dokonuje Wat także reinterpretacji greckiego m itu o o lb rzy m ie A nteuszu, który sw oją siłę zyskiw ał przez kontakt z m atką, G a ją -Z iem ią60. Poeta piszący słowam i: „nam ziem ia niem iła” (s. 328), w skazuje na inne źródło siły: na m iłość. „M itologia nie je s t traktow ana przez W ata jak o poetycki ornam ent; poeta szuka w niej now ych znaczeń, nakładających się na d aw ne” 61. S tarożytna bogini pozw ala opisać piękno m iłości - przede w szystkim m ałżeńskiej.

Czy jednak przyw oływ anie Afrodyty, a więc gloryfikow anie uczucia, nie jest p ró b ą idealizacji świata, który przecież został „skażony złem ”? Zanim padnie od­ pow iedź na to pytanie, należy przedstaw ić dwa zupełnie odm ienne w swojej w y­ m ow ie wiersze Wata.

W tom ie W ierszy je s t kilka utw orów odnoszących się do m alarstw a. W yw o­ łujący zdziw ienie niektórych krytyków w iersz P rzed B o nn a rd em 62 je s t refle­ ksją na tem at trum ny (na obrazie m alarza), która nie została jed n ak w cale n am a­ low ana:

Blond św iatło zdm uchnęło szarość, cienie i zw iew n ości z ciała, co z wanny w yszło, a jeszcze nie chce do trumny. Ciało jest płow e flamiste, wanna - różowa cielista. A trumna? Jak trumna: głucho fioletowa.

(Trumny zresztą nie widać, wystarczą jej kolory.)

[ ]

W nim nasz artysta zamknął balet m ożliw ości,

gdzie on sam - i tyś - jest widzem , zarówno jest autorem,

kordebaletem, zapewne, lecz także tragicznym solistą, [s. 2 1 7 -2 1 8 ]

Myśli o śm ierci m oże nasuw ać naw et obraz im presjonisty. N ie stanowi to je d ­ nak dowodu na psychologizowanie opisu - sw oistą nadinterpretację; poeta po prostu dostrzega ciągłość zjawisk. Kąpiąca się kobieta też jest śm iertelna, jak każdy z nas:

60 Zob. Z. K u b i a k, M itologia G reków i Rzym ian. Warszawa 1997, s. 4 6 0 -4 6 1 .

61 J. P i e s z c z a c h o w i c z , Wygnaniec w labiryn cie X X wieku. W: Wygnaniec w labiryn cie X X wieku. P oetyck ie rodow ody z D w u dziestolecia. Kraków 1994, s. 73.

62 Zob. M. W o j d y ł o, M alarstw o i kolor w p o e z ji Aleksandra Wata. „Ruch Literacki” 1985, nr 2, s. 117.

(19)

w idzów czy czytelników , którzy kiedyś będziem y „solistam i” . Stąd zakończenie utw oru sugerujące, iż w szyscy pow inniśm y być odbiorcam i w irtualnym i - „w i­ dzam i” dostrzegającym i całość zjaw iska w jego ciągłości.

Drugi ze w spom nianych w ierszy nosi tytuł P rzed w ystaw ą:

Świat nasz. Tak mały, znane z taroka;

że jedna gitara [ ...]

w ystarczy W szystko to widać

by go zaludnić dźwiękam i - Qprócz M jłośd

gdy gra na mej M iłość. której nie wjdać

M iłości nie widać choć jest obecna

choć jest obecna. na małej w ystaw ie

Obok gitary patera zjablkam i marchanda obrazów

- insygnium królew skie "a ^ u b o u r g Samt-Honore [s. 2 1 9 -2 2 0 ]

W iersz ten pozostał praw ie niezauw ażony przez piszących o W acie63. To „w y­ znanie w iary w m iłość”, której „nie widać / choć jest obecna”, każe inaczej pa­ trzeć na całą tw órczość Wata. Jeżeli m ówi on o śmierci, to nie je st to deklaracja „czarnego pesym izm u”, lecz tylko stw ierdzenie faktu - rzeczyw istego, a niechęt­ nie pam iętanego. Św iat bez śmierci nie byłby prawdziwy. Pisze Octavio Paz:

Kult życia, jeśli jest rzeczyw iście głęboki i całkowity, to także kult śmierci. Są one nie­ rozłączne. C yw ilizacja, która neguje śmierć, będzie także negow ać ż y c ie 64.

Św iadom ość śm ierci nie m oże w ykluczać pochw ały życia i m iłości. I tu w ła­ śnie tkwi kolejne źródło nadziei w poetyckim świecie Wata. Dlatego, nie przyw o­ łując ju ż A frodyty, pod koniec życia poeta podkreśla swoje przesłanie:

A choć zapuszczam na oko pow iekę, daremnie - poprzez skórę jej, grubą, ordynarną, dotyka mnie czułość. I męka ciała, która stoi m iędzy nami, na chw ilę osłabła i łączy nasze ręce pod sw oją stułą. Poczem znów tryumfalna, tryumfująca,

jak tamta dziewka, która ciężkim Buickiem z rozwrzeszczanym głośnikiem wjeżdżała w ogródek nasz na Bienvenue. Tak,

ale faktem jest, że ogień mój przygasł na chw ilę, na jedną, by od słon iły się oczy

m iłości,

które silniejsze od śmierci, [s. 427—428]

M iłość silniejsza od śm ierci to sprzeczność65, ale przecież:

F ilozof, m yśliciel, natrafiając w sw oim rozumowaniu na wewnętrzną sprzeczność, czasem porzucał m yśl, drogę, metodę, która być m oże doprowadziłaby go do najw yższych odkryć66.

63 Zob. jednak K. G r z y b o w s k a , P rzeciw ko przepisom . „Życie Literackie” 1958, nr 11: „Kto w ie, czy ten w iersz nie wyraża najpełniej całego tomu”.

64 Cyt. za: A . P a w e ł c z y ń s k a, C zas człow ieka. Warszawa 1986, s. 8 6 -8 7 .

65 Interesująco interpretuje ten wiersz L i g ę z a („H om o p a tie n s ” Aleksandra Wata, s. 24): „Bardzo przejmujące są powtórne zaślubiny przez ból, przez rozumienie sensu cierpienia” . Pisze on również o przezw yciężaniu cierpienia przez m iłość. Zob. też M. 0 1 b r o m s k i, Czarodziejska kula. Inspiracje antyczne w p o w o jen n ej liryce Aleksandra Wata. „Zeszyty Naukow e KUL” 1986, nr 3/4, s. 51.

(20)

W jednym z ostatnich w ierszy poeta pisze:

Uroda rzeczy nad ziem ska,

Gdy pada na nie ostatnie spojrzenie: talerz srebrny na m ahoniow ym blacie,

skrawek chmur i nieba różowy, świrk naszego ptaszka M aciusia

i twarz mojej żony. Jej oczy na w ieki w ieczne amen. [s. 338]

Św iadom ość śm ierci pow oduje, że każde spojrzenie staje się ostatnie. Ono dopiero pozw ala dostrzec, co rzeczyw iście ważne w życiu. To spojrzenie kogoś, kto um ie patrzeć; a żeby tak patrzeć, trzeba przystanąć: ja k pisał Wat w Antyzoilu, albo rekolekcjach na koniec roku - trzeba się „zapatrzyć” . Skupiając się, czyli m edytując nad tem atem śm ierci, poeta dostrzegł piękno świata.

C hw aląc m iłość, pisząc o sztuce, przyw ołując stare mity, znajdow ał Wat za­ korzenioną w ludzkiej naturze potrzebę życia - i to pięknego życia (potrzebę ro z­ w ijającą się często w brew różnym trudnościom ). Z drugiej w szakże strony w ie­ dział, że je st ona krucha, bo strach przed śm iercią m oże zniszczyć zdolność do­ strzegania urody rzeczy (ostatnie spojrzenie bywa przecież także spojrzeniem, które nie chce nic zobaczyć). Ratunek znajdow ał w koncepcji „czasu teraźniejszego w zbogaconego” . C zytając Biblię, pisząc o A nadiom edzie i przyw ołując średnio­ wieczne szkielety, w skazyw ał na trwałość europejskiej kultury, która pozw ala cią­ głemu tułaczowi na „zakorzenienie” 67. W kulturze tej odnajdywał dowód na w spól­ notę ludzkich losów, bo zm uszała do ciągłego staw iania pytań o Boga, sens śm ier­ ci, siłę m iłości i źródło zła; które to pytania zawsze pozostają ważne dla człow ieka, a odpow iedź na nie (czy naw et próba jej podjęcia) w yznacza to, co dla niego naj­ w ażniejsze - jeg o naturę. „Słow a uzasadniają swój ciężar gatunkow y poprzez wartości, do których się odnoszą. Dzieło to dochodzenie do istoty bytu ludzkie­ go” 68. Szukaniu tejże służy u Wata „czas w zbogacony”, bo nie jest prawdą, że „czas nie m a zw iązku ze zrozum ieniem istoty tego, co je st” 69. Ciągłość, trwałość są widoczne dopiero w czasie. Poznając je - człow iek odnajduje m iejsce w histo­ rii pokoleń (jak mówi o tym Stary Testament), a dostrzegając różnice (w zestaw ie­ niu z teraźniejszością) chce zrozum ieć, na ile są one ważne, w jakim stopniu zm ie­ niają postrzeganie i rozum ienie świata.

Sięgając w przeszłość, Wat kształtuje swój poetycki obraz świata jak o refle­ ksję nad w spółczesnością.

O m aw iana w niniejszym artykule koncepcja Wata w skazuje, że w łaściw y czas da się przeżyć tylko w konfrontacji „tego, co je st”, z „tym, co było” . W ten sposób - według poety - człow iek odnajduje się w „swoim czasie”, m ożna pow iedzieć,

67 V e n c l o v a (o p . cit., s. 398) pisze o „wykorzenieniu” poety jako „sym bolu całej ludzko­ ści”. W artykule tym przywołuje interpretację pojęcia „zakorzenienia” (autorstwa S. Weil) - doko­ naną przez A. L e g e ż y ń s k ą (Dom i po etyck a bezdom ność w liryce w spółczesn ej. Warszawa 1996, s. 17 -1 9 ), która określa też jeg o przeciw ieństwo: „wykorzenienie należy pojm ow ać jako sw oistą d e z o r i e n t a c j ę a k s j o l o g i c z n ą , w ynikłą z utraty nieprzestrzennego »centrum«: wiary, tra­ dycji, poczucia przynależności do wspólnoty przechowującej wartości” (s. 19).

6S L i g ę z a , P oezja ja k o czytan ie zn aków , s. 15. 69 O 1 b r o m s k i, op. cit., s. 5 2 -5 3 .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wspomniana pani doktor (wierzyć się nie chce – ale kobit- ka ponoć naprawdę jest lekarką!) naruszyła ostatnio przepi- sy.. Może nie kodeks karny, ale na pewno zasady obowiązu-

Argumentował: „Ten wynalazek niepamięć w duszach ludzkich posieje, bo człowiek, który się tego wyuczy przestanie ćwiczyć pamięć [...] to nie jest lekarstwo na pamięć,

Skoro tu mowa o możliwości odtwarzania, to ma to zarazem znaczyć, że przy „automatycznym ” rozumieniu nie może natu ­ ralnie być mowy o jakimś (psychologicznym)

Odnotował także, że przy cerkwi znajdowała się drewniana dzwonnica, na której było zawieszonych 5 dzwonów.. Należy sądzić, że nie przeprowadzono koniecznych

Jednak nie może zostać pominięty gatunek (tu traktowany szerzej, jako sposób konceptualizowania idei), który obok powieści grozy i baśni jest fundatorem dzieł science

Nieprawidłowa tolerancja glukozy rozpo- znawana jest u około 500 000 mieszkań- ców Finlandii i zgodnie z danymi Diabetes Prevention Programme, jeżeli zostawić te osoby bez leczenia,

Mój kolega, zapytany przez nauczyciela, nigdy nie zbaranieje. Przy mnie nigdy nie będzie osowiały. I musi pamiętać, że nie znoszę.. Tak samo nie cierpię jeszcze jednej cechy

osobno da zawsze tylko jedną trzecią prawdy - a pdnię dojrzy tylko ten, kto zechce, pofatyguje się i przyjedzie naprawdę zainte- resowany krajem zwanym