• Nie Znaleziono Wyników

Człowiek - dramat natury i osoby / Mieczysław A. Krąpiec.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Człowiek - dramat natury i osoby / Mieczysław A. Krąpiec."

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Mieczysław A. Krąpiec

CZŁOWIEK - DRAMAT NATURY I OSOBY1

1. Fakt (fenomen ludzki)

Jeśli w filozofii, podobnie jak w innych naukach, wyjaśniamy (swoiście) fakty dane nam w codziennym doświadczeniu poznawczym, to na terenie filozoficznej antropologii należy przede wszystkim ukazać fakt człowieka.

Sprawa jednak pojmowania samego faktu nie jest łatwa, gdyż jest on i sam w sobie złożony, i jego prezentacja może się dokonać w różnego typu po­

znaniu, zarówno naukowym, jak i przednaukowym.

Wydaje się bowiem wielu ludziom, że tylko poprzez naukę ujrzany czło­

wiek może się stać tym właśnie pożądanym faktem obiektywnym danym do filozoficznego wyjaśnienia, gdyż należy w filozofii wykorzystać wszyst­

ko to, co mówi nauka - jak to już dawno postulował Aleksy Carrel - by wszechstronnie ukazać obraz człowieka.

Ale właśnie taki postulat jest antynaukowy, gdyż zarysowany obraz czło­

wieka poprzez różne nauki o różnych metodach byłby zasadniczo „zawie­

szony” na aktach poznawczych odpowiedniej nauki, co w rezultacie unie­

możliwiłoby utworzenie rzeczywiście jednego obrazu wskazującego realny fakt. I dlatego inna jest droga poznania. Jak każda nauka, tak i filozofia opiera się na przednaukowym poznaniu człowieka wykształconego w swo­

jej epoce. Jeśli bowiem może się dokonać jakaś konfrontacja współczesnej nauki - dla każdej epoki - to chyba jedynie w umyśle ludzkim. Suponuje się przeto, że filozof jest zasadniczo jakoś obznajomiony z rezultatami na­

uki swego pokolenia.

Które jednak elementy złożonego faktu należy wyakcentować? Zgodnie z tradycją ponad dwóch tysięcy lat w człowieku widziano swoisty zespół

1 Jest to część rozdziału książki pt. Człowiek i prawo naturalne, TN KUL, Lublin 1975, s. 127-145.

(2)

24 Mieczysław A. Krąpiec

czynników biologicznych, pokrewny ssakom, oraz to, co się zwykło nazy­

wać duchem, rozumem. To już w Arystotelesowskim Likeionie określano człowieka jako zoon logikom - zwierzę obdarzone rozumem. Tak ogólnie nazwanemu (ukazanemu) faktowi zwykło się również tradycyjnie zarzucać i ogólnikowość, i nieadekwatność, i schematyzm, ale wysuwane propozy­

cje nowe, zwłaszcza ostatnich czasów, podlegają jeszcze większym zastrze­

żeniom, a ponadto stanowią tylko niepełny i ułamkowy moment tradycyj­

nej, ogólnej wizji człowieka, suponujący przy tym owo ogólne rozumienie człowieka jako faktu bytowego. A nadto tak się w historii myśli ludzkiej - na temat człowieka - układa, że proponowane przez filozofów czy też na­

ukowców filozofujących modele rozumienia człowieka stanowią zazwy­

czaj jakąś reizację bądź strony biologicznej bytu ludzkiego, bądź też jego strony duchowej.

A przecież gdyby jakiś gość kosmiczny rozumny zawitał na naszą pla­

netę, to dostrzegłby bardzo dziwny twór, który będąc cieleśnie podobny do innych zwierząt, jest zarazem od nich nawet biologicznie odmienny - 0 organizmie spotencjalizowanym; o funkcjach związanych z czymś innym niż czysto przyrodnicze cele. Tenże twór zwierzęcopodobny posługuje się mową jako systemem znaków umownych akceptowanych i rozumianych przez innych w społeczeństwie, zachowującym tradycję i pielęgnującym postęp. Mowa jako system znaków umownych świadczy o poznaniu za­

równo pojęciowym, będącym przede wszystkim na usługach techniki, jak poznaniu kontemplatywnym, służącym samemu człowiekowi jako twórcy 1 spełniaczowi swoich najwyższych czynności, a jednym z najbardziej cha­

rakterystycznych momentów „ludzkiego faktu” jest ludzka samowiedza i re­

fleksja nie tylko nad własnymi czynami, ale także nad sensem swego wła­

snego bytu-życia i swego ludzkiego przeznaczenia.

Te właśnie momenty składające się na „fakt” bycia człowiekiem doma­

gają się wyjaśnienia i filozoficznej interpretacji zmierzającej do skonstru­

owania takiego zreflektowanego obrazu człowieka, który z jednej strony wyjaśni ostatecznie ludzki byt w kontekście najważniejszej jego czynno­

ści, a z drugiej podane wyjaśnienie będzie takie, że jego ewentualne za­

przeczenie lub odrzucenie pociągnie za sobą z konieczności zaprzeczenie

„faktu” ludzkiego danego nam w przednaukowym doświadczeniu, a więc

zaneguje dostrzeżone ważne elementy ludzkiego faktu. Mając na uwadze

zarysowany „fakt” ludzki jawiący się nam dwustronnie: (a) jako „natura”

(3)

CZŁOWIEK - DRAMAT NATURY I OSOBY 25

(biologiczna, chociaż swoista strona człowieka) i (b) jako „duch”, którego momentami są: technika, język, poznanie pojęciowe, poznanie kontempla- tywne, samowiedza, społeczność - dostrzegamy, że w dziejach koncepcji człowieka akcentowano i teoretycznie rozbudowywano którąś z tych dwu stron. I tak zarówno w historii, jak i w chwili obecnej człowiek jest dla nie­

których albo res naturae - jakimś mniej lub bardziej skomplikowanym two­

rem przyrody, do której ostatecznie (czy to w diachronii, czy synchronii) jest redukowany, albo duchem, transcendencją przyrody, jej demiurgiem, wręcz bowiem silnym lub bezsilnym. A tymczasowa analiza elementów ludzkiego faktu wskazuje na inny model człowieka, który zarysowuje się przy rozważaniu danych bezpośrednich ludzkich wewnętrznych przeżyć, dostępnych dla każdego człowieka. Człowiek - na tle takiej analizy - jest jaźnią osobową w materii (naturze) i przez materię „wypowiadającą się”

jako byt unikalny.

Oczywiście, generalnie zarysowane linie koncepcji człowieka trzeba i uwyraźnić, i uściślić, i zmodyfikować na tle poszczególnych teorii, które swoiście prezentowały wytworzony przez siebie model człowieka.

2. Niektóre teorie człowieka

Najbardziej może „naturalną” koncepcję człowieka zaprezentował, ba­

zujący na naukach przyrodniczo-biologicznych, ewolucjonizm, w myśl któ­

rego człowiek byłby ostatnim wielkim ogniwem łańcucha ewolucji świata żyjącej materii, a nawet całego kosmosu.

Jednak ewolucjonizm, czy to „ślepy” (jak u J. Huxleya), czy też „kiero­

wany” (jak u P. Teilharda de Chardin), chociaż wyjaśnia bardzo wiele z hi­

storii życia na ziemi, nie tłumaczy opisanych wyżej elementów „faktu ludz­

kiego”, zwłaszcza elementów transcendowania człowieka nad materią, którą człowiek organizuje dla celów pozamaterialnych. A ponadto w samym wyłącznie ewolucjonistycznym tłum aczeniu-jako ewentualnej teorii osta­

tecznie wyjaśniającej! - spotykamy się z dziwnym irracjonalnym założe­

niem wyjaśnienia czegoś „więcej” przez coś „mniej”. Racją powstawania tworów doskonalszych są twory mniej doskonałe; racją bytu miałby być niebyt. Dlatego ewolucjonistyczna teoria może być jedynie teorią pomoc­

niczą, funkcjonującą w kontekście innych uzupełniających teorii, w któ­

(4)

26 M ieczysław A. Krąpiec

rych unika się błędu tłumaczenia bytu przez niebyt. (Oczywiście, nie wcho­

dzę tu w szczegółową dyskusję ze stanowiskiem Teilharda de Chardin, któ­

rego wizja rzeczywistości z metodologicznego punktu widzenia jest amal­

gamatem zdań typu spostrzeżeniowego, zdań z zakresu teorii jakiejś nauki oraz zdań typu wierzeniowego, przy czym te wszystkie - jakże różne! - typy zdań zostają użyte do budowy nowej teorii - wizji, w której człowiek jawi się jako niemal kosmiczny bóg).

Bardziej interesujące okazały się teorie - także redukujące ludzki fakt do tylko biologicznej strony - analizujące ludzkie „ja” płytkie (a więc ludz­

ką osobowość pojętą jako psychiczny profil) bądź „ja” fenomenologiczne (pojęte jako ośrodek dyspozycji w stosunku do świata rzeczy) w świetle nauk medycznych lub ekonomiczno-społecznych. Chodzi tu o freudyzm i marksizm.

Gdybyśmy się zastanowili nad modelem człowieka ukazanym u Freu­

da, to dostrzeglibyśmy przede wszystkim, że jego koncepcja osobowości ludzkiej jest teoretycznym „zapleczem” dla psychoanalitycznych zabiegów terapeutycznych chorego, znerwicowanego „ja”, pojętego niejako byt, lecz jako pewien profil działania. Tak jawiące się „ja” staje się zrozumiałe przez odwołanie się do czynników wcześniejszych genetycznie, a więc do histo­

rii jednostki w dzieciństwie oraz do wcześniejszych sił przedświadomych {libido, eros, thanatos). Zapożyczając prawdopodobnie koncepcję przed- świadomości od Hegla, Freud uznał, że podstawową bazą i rezerwuarem sił jest id (będący według pierwszej teorii libido, a według drugiej zespołem antagonistycznych sił erosa i thanatosa). Swoisty rozwój id doprowadza do pojawienia się świadomości i w konsekwencji ego, które interiory żując układ warunków społeczno-kulturowych wykształca superego. Wszystkie trzy etapy rozwoju sił podstawowych wiążą się z normalnym lub też nie­

normalnym (konwersja, frustracja itd.) ujściem instynktownych popędów zasadniczych i przez to, w rezultacie, konstytuują osobowość normalną lub odbiegającą od normy. Taka teoria pozwalała psychoanalitykom (a po Freu­

dzie psychoanalityczne modele człowieka nerwicowego bardzo się zróżni­

cowały!) dokonywać zabiegów terapeutycznych. I w tym sensie prezento­

wany tu model człowieka może być niekiedy użyteczny. Jednak mając na uwadze wartość prawdy - koncepcja ta jest nieadekwatna i mylna, gdyż ujmuje fakt ludzki bardzo selektywnie (właściwie nawet nie ujmuje czło­

wieka jako byt i podmiot, ale jako osobowość - self, Selbst), biorąc za punkt

(5)

CZŁOWIEK - DRAMAT NATURY I OSOBY 27

wyjścia zneurotyzowane „ja”. Zastosowana metoda do wyselekcjonowa­

nych danych jaźni nie mogła doprowadzić do takiej teorii człowieka, która by była adekwatna do ludzkiego faktu i zarazem niesprzeczna z podstawo­

wymi elementami tego faktu.

Podobnie i marksistowska koncepcja, mimo że jest niepomiernie głęb­

sza w tłumaczeniu, to jednak ostatecznie (w aspekcie historycznym) spro­

wadza człowieka do tworu przyrody, chociaż świadomość i praca w spo­

łecznych warunkach wyróżniają człowieka od tejże przyrody. Owo jednak

„wyróżnianie” od tła przyrody jest zjawiskiem dialektycznego rozwoju.

Wydaje się ponadto, że ludzka świadomość interpretowana w marksizmie odnosi się nie tyle do samowiedzy, ile raczej do aspektu „bycia w świecie”, czyli akcentuje, j a ” jako centrum dyspozycji w stosunku do otoczenia. Tym­

czasem problem człowieka jawi się - jak o tym będzie mowa niżej - w sa­

mowiedzy „ja” jako podmiotu podmiotującego akty „moje”.

Ostatnim ogniwem myśli antropologicznej, osadzającej mocno człowieka w przyrodzie i do niej - bez możliwości wszelkiej transcendencji - redu­

kującej ludzki byt, jest odpowiednio odczytana teoria strukturalizmu.

Wprawdzie strukturalizm jest bardzo ciekawą i płodną metodą badań etno­

logicznych i kulturowych, jednak założenia epistemologiczne oraz konse­

kwencje płynące ze stosowania tej metody dosięgają człowieka i jego osta­

tecznego rozumienia. Zresztą sam C. Levi-Strauss, główny twórca tej teorii, poczynił niedwuznaczne sugestie w kierunku takiego właśnie rozumienia fenomenu ludzkiego; tak też szereg bardzo wybitnych współczesnych filo­

zofów pojęło filozoficzne implikacje strukturalizmu.

Na pierwszy rzut oka kierunek strukturalizmu zdaje się być powrotem na pozycje ontologiczne; uznaje się tu bowiem stałość podstawowych struk­

tur bytowych, mających się stać ostateczną podstawą tłumaczenia płynnych, historycznych zjawisk ludzkiego życia i samego człowieka, który w róż­

nych odmianach egzystencjalizmu bywał uznawany za jedyny i ostateczny podmiot tłumaczący najrozmaitsze przejawy rzeczywistości. Ostatecznie bowiem ludzka świadomość-egzystencja nadawała poprzez akt twórczego poznania wszelkiemu bytowi jego sens. A jednak strukturalizm uznający trwałość struktur, odrzucający historię, podmiot ludzki i pierwotność świa­

domości, jest w gruncie rzeczy próbą ostatecznego tłumaczenia rzeczywi­

stości ludzkiej przez zredukowanie jej „w dół” do struktur biologicznych,

biologiczne zaś struktury podlegają dalszej redukcji do stanu materii, ta zaś

(6)

28 Mieczysław A. Krąpiec

tłumaczy się „prawem przypadkowości jako najbardziej powszechnym pra­

wem bytu”2.

Negując podmiotowość jako larwalną postać transcendencji, struktura- lizm - sprowadzając wszystko do podstawowych struktur rządzonych pra­

wem przypadkowości - doprowadza do agnostycyzmu i zanegowania pod­

staw wszelkiego teizmu. Zrozumiałość ta jest zrozumiałością a rebours.

Inny kierunek rozumienia człowieka, denotujący stronę świadomości i du­

cha, wyprowadzają współczesne koncepcje antropologiczne z pozycji Hegla.

Ale i teoria Hegla nie powstała „z nicości”, lecz jest ważnym ogniwem filozofii podmiotu wywodzącej się od Descartes’a i w twórczości Kanta znajdującej swoje wyraźne znamię. To podmiot poznający i dane świado­

mościowe - czy to treściowe, czy funkcjonalne - są czymś zasadniczo war­

tościowym, czymś, co trzeba zanalizować i zinterpretować. Od Descartes’a ,ja ” (jako duch sam sobie obecny, jako coś poznawczo niepowątpiewalne- go, bo manifestującego się w myśleniu - cogito) ciągle jest tym terenem,

„polem”, na którym odbywa się dramat przeżycia świadomościowego.

I choćby owo „ja” zanikło, w wyniku krytyki, w niektórych systemach (Hume) lub zostało sprowadzone do funkcji jednoczącej dane empiryczne (rozum analityczny u Kanta), to jednak ciągle treści poznawcze lub prawa świadomości stają się tą „rzeczywistością”, którą różni filozofowie anali­

zują i podnoszą do godności „przedmiotu” świadomości lub nawet do

„wszystkości” czy „całości”.

I Hegel pojął przedmiot myśli za „wszystkość” i „całość”, która będąc sama w sobie sprzeczna, nie „istnieje”, ale „staje się” według prawa dialek- tyki: „tak” i „nie-tak” oraz „nie nie-tak”. To ostatnie zaprzeczenie zaprze­

czenia jest syntezą w stosunku do tezy i antytezy stanów poprzednich. Dia- lektyka rozwojowa przedmiotu myślenia ujawnia u Hegla „ducha absolut­

nego” poprzez rozwój człowieka od jego stanów nieświadomych, przed- świadomych, poprzez ducha subiektywnego i ducha obiektywnego. W czło­

wieku, z chwilą gdy dojdzie on do stanu filozofowania, w pełni staje się duch absolutny nie tylko w sobie, ale i dla siebie. Poszczególny człowiek

2 Na temat filozoficznych implikacji strukturalnych piszę tu szerzej - posługując się rozprawami uprzednio publikowanymi w „Znaku” (23:1971, nr 23, s. 561-570) i w „Ze­

szytach Naukowych KUL” (12:1970, nr 4, s. 21-33) - celem uczulenia na problematykę człowieka w przyporządkowaniu do prawa.

(7)

CZŁOWIEK - DRAMAT NATURY I OSOBY 29

jest jednak tylko refleksem, momentem dialektycznego rozwoju „całości”.

Człowiek wraz ze swoim duchem subiektywnym jest tylko etapem obja­

wienia się ducha absolutnego. Człowiek nie jest samą w sobie całością, bytem w sobie i dla siebie w pełnym tego słowa znaczeniu, ale tylko funkcją cało­

ści, która ostatecznie zyskuje swoje samozrozumienie - jako byt w sobie i dla siebie w duchu absolutnym, który rozwinął się dialektycznie w ko­

niecznych, ustalonych przez Hegla etapach czy fazach rozwoju.

Nic dziwnego, że sprowadzenie roli człowieka do funkcji, etapu czy tylko momentu dialektycznego rozwoju „całości” wzbudziło sprzeciw u nie­

których uczniów Hegla, zwłaszcza u S. Kierkiegaarda, który może także pod wpływem religii chrześcijańskiej (sam był pastorem protestanckim) dostrzegł wyjątkowość jednostkowego istnienia człowieka, jego przeżyć i jego dramatu rozgrywającego się w głębi osobowej świadomości. Czło­

wiek, jako jednostka przeżywająca swój dramat świadomie, przez to samo znajduje się w wyjątkowej (egzystencjalnej) sytuacji granicznej. Wszelkie obiektywne, wielkie systemy, jak np. Hegla, nie potrafią usprawiedliwić i usensownić ludzkiej egzystencji. Tylko afirmacja Jezusa Chrystusa, który przezwycięża tragedię śmierci i grzechu, może człowiekowi pomóc w prze­

życiu lęku zagrożenia. Wybór albo Chrystusa, albo nicości - oto jedyna alternatywa dana człowiekowi. Alternatywność wyboru w sytuacji granicz­

nej, świadomej, tragicznej egzystencji pojawi się także i u innych egzysten- cjalistów, z tym, że kierunek wyboru prowadzić będzie ku nicości, jak np.

u M. Heideggera i J.P. Sartre’a.

Spośród egzystencjalistów najbardziej może oryginalny i zarazem kon­

trowersyjny jest M. Heidegger, który w wielu punktach nawiązuje do kla­

sycznej koncepcji filozoficznej. W zagadnieniu człowieka również zużyt- kowuje kategorie wypracowane jeszcze w starożytności. Przede wszystkim zwraca uwagę, że nie można bytu ludzkiego umieścić w ramach arystotele- sowskiej kategorii substancji jako bytu istniejącego w sobie w sposób nie­

zmienny. Człowiek bowiem zmienia się nieustannie od wewnątrz. I jeśliby go można było określić, to może nie tyle za pomocą kategorii, ile raczej przez tzw. egzystencjalia, jako właśnie specyficzne ludzkie sposoby byto­

wania. Jednostkowy człowiek bowiem rodzi się jako całkowicie zanurzony w świecie. I dlatego jego zasadniczym sposobem bytowania, jego „egzy- stencjale” jest właśnie Geworfenheit - bezwolne rzucenie w świat, w któ­

rym człowiek musi się wyrazić po ludzku, świadomie, musi filozofować.

(8)

30 M ieczysław A. Krąpiec

Owo bezwolne rzucenie w świat i zanurzenie w świecie wyrażają się w tro­

jakim porządku: (a) w stosunku do przedmiotów, (b) w stosunku do dru­

gich ludzi i (c) w stosunku do własnego sposobu bytowania w czasie.

I tak przede wszystkim człowiek w stosunku do przedmiotów, zwłasz­

cza martwych (ale także i żywych - roślin, zwierząt), znajduje się w roli użytkownika. Przedmioty, świat otaczający interesują człowieka o tyle, o ile są one użyteczne, o ile „są-do-ręki” lub można się nimi posłużyć w realizo­

waniu jakiegoś osobistego celu. Z tego też tytułu każdy człowiek buduje sobie „piramidę wartości” użytkowych. Słowem - w stosunku do tego ro­

dzaju przedmiotów człowiek wyraża się świadomie w formie besorgen, a więc zatroskanego użytkownika przedmiotu. Żyjemy jednak w otoczeniu ludzi drugich, którzy domagają się naszego specjalnego ustosunkowania egzystencjalnego, sposobu bycia nie obojętnego, lecz zaangażowanego:

współtroskania si^-fu rso rg en . Człowiek drugi w jakiś sposób mnie żywo angażuje, czy to w sensie pozytywnym, czy negatywnym. I nie można w sto­

sunku do współżyjącego ze mną człowieka drugiego być „obiektywnym”, niezaangażowanym...

Nade wszystko zaś sam człowiek w sobie ujęty jest tym „miejscem”, w którym byt wyraża się jako „tak oto budujący” i spełniające się w czasie istnienie - Dasein. Spełniające się w czasie istnienie jest istotnie przypo­

rządkowane śmierci, która nadaje człowiekowi jego ostateczny wyraz, jego osobistą i niepowtarzalną „twarz”. W perspektywie śmierci ludzkie „takie oto czasowe bytowanie” wyraża się w sensie właściwym w postaci przeży­

cia troski-lęku: Sorge. Ale zarazem perspektywa śmierci usensownia i na­

daje intensywność ludzkim przeżyciom, z których zasadniczym przeżyciem poznawczym jest ujmowanie bytu. To w ludzkim Dasein byt jawi się tema­

tycznie, jako konkretnie przeżywane świadomościowo Seiende, jako w czło­

wieku spełniający się sens bytu. Sam byt poza ludzkim Dasein jest niedo­

stępny i dlatego człowiek staje się punktem spięcia bytu z takim oto bytem, ściślej, przejawienia się bytu pod postaciami takiego oto bytującego.

Człowiek jako wyjątkowy twór, w którym pojawia się sens bytu, jest jakby wspólnym dobrem różnych odcieni egzystencjalizmu. Oczywiście, sposoby przejawiania się sensu bytu u każdego z egzystencjalistów są swo­

iście dostrzeżone i wyrażone. Dla Jaspersa istotny sens bytowania wyraża

się w uprzywilejowanym sądzie: „ja jestem ”, w którym mamy afirm acjęna

gorąco i od wewnątrz „tajemnicy” istnienia, gdyż wszelkie inne sądy stwier­

(9)

CZŁOWIEK - DRAMAT NATURY I OSOBY 31

dzające istnienie przedmiotów czy drugich ludzi są już stwierdzeniem „urze- czowiającym”, czyniącym z żywej osoby tylko przedmiot. Ten sam motyw wraca także u Sartre’a, który wspaniale opisuje funkcję „rzeczowienia”

drugiego człowieka. Sens bytu u Marcela ostatecznie jawi się w akcie mi­

łości i miłosnego zaufania... Wszędzie jednak człowiek jest tym miejscem,

„które jest centralne, konstytuujące sens, dorzeczność lub niedorzeczność bytowania”. „Ja” egzystencjalistów pojęte jako świadomość spełniająca się w czasie, konstytuująca sensy i tematy bytowania, jest transcendencją wszystkiego , j a ” wobec całej przyrody, jest też „powodem” obcości czło­

wieka w świecie, jest źródłem nie spełnionych (niespełnialnych) aspiracji i dążeń, źródłem tragedii bez wyjścia, gdyż wyjść ze świadomości nie moż­

na, będąc człowiekiem wyrażającym się w ,ja ” świadomym, tworzącym sens i bezsens bytu.

3. Człowiek - osobą

Zaproponowane - dla ilustracji - rozmaite wyjaśnienia człowieka są in­

struujące, jako że stanowią w dużej mierze wyselekcjonowane, periodycz­

nie występujące aspektowe ujęcie rzeczywistości, które to ujęcie w róż­

nych wariantach występowało w historii. Klasyczny nurt filozofii bytu (zdajemy sobie sprawę z tego, że sam byt bywał bardzo rozmaicie rozumia­

ny i dlatego były różne systemy w klasycznym nurcie) o tyle góruje nad skrajnymi ujęciami, że podkreśla dwustronność ludzkiego bytu: jego struk­

turę materialną, a zarazem jego oblicze duchowe. Znalazło to zresztą dobit­

ny wyraz w koncepcji osoby, jaką zasygnalizował Boecjusz, gdy mając nie­

wątpliwie na względzie człowieka, określił ją jako rationalis naturae individua substantia - „jednostkową substancję natury rozumnej”. Wpraw­

dzie ta definicja dotyczy także Boga i aniołów, według myśli Boecjusza, to jednak pojęciem pilotującym przy jej konstruowaniu było niewątpliwie uję­

cie poznawcze człowieka. I jeśli człowiek w tradycji chrześcijańskiej zo­

stał pojęty jako osoba, to właśnie w analizie koncepcji osoby (może nawet w zalążkowej teorii osoby), jako szczytowej formacji bytowej w ogóle, na­

leży szukać podstaw dla bardziej adekwatnego rozumienia człowieka i zsyn-

tetyzowania tych aspektowych, niekiedy nawet sprzecznych sformułowań

o ludzkim bycie.

(10)

32 M ieczysław A. Krąpiec

Wydaje się, że definicję Boecjusza można by w świetle osiągnięć filo­

zofii podmiotu wyrazić w języku polskim jako ,ja ” natury rozumnej. To bowiem, co Boecjusz rozumiał przez wyrażenie individua substantia, trze­

ba krótko nazwać „ja” analogicznie pojętym. Jednostkowa bowiem (nie po­

dzielona w sobie) substancja, wyrastająca z natury rozumnej, manifestuje się właśnie jako rozumne, świadome „ja”. Przeto owo ,ja ” rozumiane ana­

logicznie (a więc ,j a ” jako spełniacz treści świadomych w każdym bycie ludzkiej natury) lepiej wyraża niepowtarzalność, owo „egzystencjale”, ani­

żeli schematyzm myśli Arystotelesa: individua substantia, co zresztą słusz­

nie skrytykował M. Heidegger.

Jesteśmy bowiem świadkami, że w historii filozofii jawiły się -ja k b y cy­

klicznie - dwa nurty, podkreślające dwie strony ludzkiego bytu: nurt orficko- -platoński, akcentujący, jaźń” ludzkąjako bóstwo samodzielnie bytujące, któ­

re łączy się raczej z materią ludzkiego ciała będącego dla bóstwa więcej „gro­

bem” niż pomocą w wewnętrznym doskonaleniu się ducha; nurt zaś drugi podkreślał rolę natury, rolę ciała, jego łączności z całą naturą i kosmosem.

Orficko-platońska tendencja pojmowania człowieka wychodziła z bez­

pośrednio danych ludzkich przeżyć psychicznych, zwłaszcza duchowych wyższych (przeżycia religijne, wyższe aspiracje, poznanie pojęciowe, re­

fleksja, miłość itp.), które wskazywały na transcendencję ludzkiej psychiki, tak zasadniczo górującej nad przyrodą, uwarunkowaniami zmiennymi, cza- sowo-przestrzennymi, że w ówczesnym kontekście kulturalnym można było pojąć ludzkąpsyc/ze jedynie jako mitologicznego boga, który jest nieśmier­

telny, żyjący wartościami duchowymi. Owa świadomość transcendencji w stosunku do przyrody wiązała się zarazem z rolą zbawczą filozofii (tylko bowiem filozofia uprzytamniała człowiekowi, że jest on bogiem, który musi wzgardzić i wyzwolić się z materialnych warunków swego „uwięzionego”

w ciele bytowania), która zdawała się wykluczać potrzebę religii, zwłasz­

cza soteriologicznej religii chrześcijańskiej. Św. Augustyn, przyjmujący w zasadzie platońską koncepcję ludzkiej duszy, musiał dokonać olbrzymiego wysiłku intelektualnego, by i zaakceptować pomysły filozoficzne, i zaafir- mować wiarę chrześcijańską.

Z nurtem orficko-platońskim pojawiło się niemal równocześnie i podej­

ście drugie, bardziej przyrodnicze (i przyrodniczo-prawne), operujące poję­

ciem natury -p h y sis - na tle odkrycia kosmosu. Co więcej, samego człowie­

ka pojęto jako pewną określoną naturę, a kosmos jako zbiór uporządkowanych

(11)

CZŁOWIEK - DRAMAT NATURY I OSOBY 33

natur, które są samoistnymi bytami o uporządkowanym, stałym, racjonalnym działaniu. Człowiek jako określona natura jest takim samym przedmiotem racjonalnych filozoficznych dociekań, jak i cały kosmos. I cała wyjątkowość człowieka, jaka niewątpliwie była dostrzegana nawet przez Arystotelesa i sto­

ików, swe ostateczne wytłumaczenie uzyskiwała przez odwołanie się do ra­

cjonalnego jednak materialnego kontekstu kosmosu, a nie do jakichś nadko- smicznych, transcendujących bogów. „Jaźń” ludzka byłaby tylko jakimś szczególnym - jakże chwilowym - wytryskiem natury kosmicznej. Chociaż bowiem człowiek jest obdarzony myśleniem, to ani Arystoteles, ani stoicy nie potrafili odpowiedzieć, czy owa realna zdolność myślenia jest naprawdę spowodowana przez immanentną psyche człowieka, czy jest działaniem ja ­ kiejś czystej inteligencji lub samej natura natur ans.

4. Człowiek - bytem (w sobie i dla siebie) osobowym

Punktem wyjścia w filozoficznym wyjaśnieniu człowieka mogą być tylko dane bezpośrednie naszego poznania. Gdy mówimy zaś o „bezpośrednio­

ści” poznania, to wykluczamy przez to nie tylko wszelkie pośredniki emo­

cjonalne (tego domaga się wszelkie obiektywne poznanie, zwłaszcza na­

ukowe), ale także pośredniki związane z charakterem poznania systemo­

wego, tego typu jak przesłanki sylogizmu pośredniczące w poznaniu jego konkluzji. Klasycy nazywali to pośrednictwem ex quo. Wykluczamy rów­

nież pośrednictwo wszelkich symboli, zwane medium p er quod, nawet ta­

kich, jakim i jest ludzka mowa posługująca się umownymi znakami będący­

mi wyrażeniami (a fortiori wykluczony jest tutaj symbolizm metonimiczny).

Co więcej, przy naprawdę bezpośrednim poznaniu wyklucza się także tzw.

medium quod, a więc tego rzędu pośrednictwo, jakie nieustannie spotyka­

my przy pojęciowym poznaniu jakiejś realnej rzeczy. Treści bowiem rze­

czy poznajemy przez ujęcie jej sensu (sens poznany jest pojęciem!), który wprawdzie wiąże nas z samą rzeczą aspektowo ujętą i jest racją jej rzetel­

nego poznania, ale który zarazem może być „oddzielony” od rzeczy, gdyż możemy za przedmiot naszych analiz brać same sensy, gdy dokonujemy nad nimi abstrakcji. W gruncie rzeczy mamy niesłychanie mało aktów bezpośredniego poznania. Sprowadza się ono chyba do poznania, jakie do­

konujemy przez sądy egzystencjalne (gdy stwierdzam, że ten oto Jan istnie-

W ychow anie personalistyczne - 3

(12)

34 M ieczysław A. Krąpiec

je) i gdy poznajemy to, co się w nas świadomie dzieje; czyli gdy poznaje­

my nasze wewnętrzne stany lub procesy egzystencjalne uświadomione. Dane bezpośrednie naszej świadomości są czymś zasadniczym i niepowątpiewal- nym w procesie interpretacji człowieka. Wszelkie tezy uzyskane w wyniku interpretacji (filozoficznej lub naukowej) w stosunku do bezpośrednio da­

nych i z nimi niezgodne muszą być odrzucone jako fałszywe. Albowiem jakiekolwiek interpretacje są czymś wtórnym w stosunku do bezpośrednio danych; są bowiem czymś danym pośrednio, czymś uzyskanym właśnie za pomocą jakiegoś procesu myślenia. A tymczasem bezpośrednio dane są pierwotne. Jednak te właśnie bezpośrednio dane trzeba dalej - licząc się z ich charakterem jawiącym się w świadomości - poddać wyjaśnieniu osta­

tecznemu (tzn. takiemu, od którego nie można odwołać się do jakiejś dal­

szej jeszcze nauki).

Otóż we wszystkich naszych świadomych przeżyciach doświadczamy, że to , j a ” jestem tym, kto spełnia czynności i akty o najrozmaitszej treści:

tak materialnej, jak i niematerialnej. „Moje” bowiem akty doświadczalnie związane z materią, jak czynności fizjologiczne, jak doznania bólu głowy, żołądka, serca itp., oraz akty, które w swej strukturze okazują się niemate­

rialne (jak akty poznania pojęciowego i sądowego, jak rozumowania, akty refleksji, miłości itp.), mają różnorodną strukturę. Gdy świadomie doświad­

czamy tego, co „moje”, oraz we wszelkich aktach „moich” spełniające te akty „ja” - jesteśmy świadkami obecności, immanencji „ja” we wszystkim tym, co jest „moje”, tudzież faktu transcendowania „ja” nad poszczególny­

mi (oraz wziętymi łącznie) aktami „moimi”. Ma to zasadnicze następstwa teoretyczne. Posiadamy także bezpośrednie wewnętrzne doświadczenie obecności „ja”, istnienia „ja”, ale nie poznajemy jego („ja”) natury. Jaźń jest bezpośrednio dana jako spełniająca różnotreściowe „moje” akty, jest dana jedynie od strony istnienia, a nie od strony natury. Dostrzegamy przy tej okazji i słuszność dociekań Hume’a, i zarazem tragiczność jego pomył­

ki. On bowiem, krytykując Descartes’a, miał najzupełniej rację twierdząc, że nie posiadamy ani żadnej idei, ani żadnej impresji „jaźni”, a zatem - sądził - jest ona jakimś psychicznym konstruktem, jakimś psychicznym przyzwyczajeniem. Tymczasem prawdą jest, że nie posiadamy idei jaźni, gdyż nie mamy doświadczenia jej natury, ale też jest prawdą i jesteśm y jak najbardziej świadomi tego, że „ja” jest obecne, ż e , j a ” istnieje i podtrzymu­

je w istnieniu wszelkie treści przeżywane przez, j a ”. Dlatego wszelkim tre­

(13)

CZŁOWIEK - DRAMAT NATURY I OSOBY 35

ściom „moim” - czy to materialnym, czy niematerialnym - nadajemy ist­

nienie; one istnieją, „żyją” życiem , j a ”, obecnego i przytomnego we wszyst­

kich „moich” aktach. I warunkiem poczytalności psychicznej jest właśnie świadomość obecności, j a ” w spełnianych „moich” aktach.

Ale równocześnie nie znamy wewnętrznej treści, nie poznajemy bezpo­

średnio natury naszego ,ja ”. Wiemy i mamy świadomość obecności i ist­

nienia , j a ” ożywiającego to wszystko, co jest „moje” w moich aktach. Chcąc jednak poznać naturę ,jaźn i”, jesteśmy zmuszeni udawać się w tym celu drogą okrężną, poprzez analizy struktury „mojego” i wnioskować o natu­

rze ,ja ” poprzez interpretacje tego, co „moje”. Tę drogę przebywamy nie­

ustannie. Poznawczo ustalamy treść naszej jaźni, dokonując żmudnych, na­

rażonych na błędy wysiłków analizowania treści aktów („mojego”) speł­

nianych przez ,ja ”.

A więc „ja” i „moje” są nam dane bezpośrednio w naszych przeżyciach świadomościowych, z tym że „ja” jawi się nam tylko od strony egzysten­

cjalnej, od strony faktyczności i obecności w tym wszystkim, co „moje”.

Nie mamy zaś żadnego przeżycia treści, czyli natury samego „ja”, nato­

miast bezpośrednio jest nam dane przeżycie treści tego, co „moje”, które może być i jest zarówno materialne, jak i duchowe.

Można zatem stwierdzić, że „ja” jawiące się nam od strony egzystencji, od strony spełniacza treści „moich” występuje jako samoistny podmiot i za­

razem spełniacz tudzież sprawca aktów „moich” o treści danej nam rów­

nież naocznie. Natura (struktura) tych treści wszystkiego, co „moje”, może nam wskazać i wskazuje na naturę samego „ja” jako podmiotu samoistnie- jącego i żywiącego to wszystko, co „moje”. I jeśli owo „moje” jest zarów­

no materialne (treści przeżyć fizjologicznych), jak i niematerialne (akty po­

znania intelektualnego, miłości itp.), to samo „ja” byłoby w swej naturze jednocześnie materialne i niematerialne. A więc obserwacja bezpośrednio danych przeżyć świadomych stawia przed nami problem takiej struktury bytowej „ja”, która jest zarazem i materialna, i niematerialna.

Wkracza tu oczywiście filozoficzna interpretacja, na mocy której trzeba

„skonstruować” prawdziwościowy model człowieka. Chodzi o to, by poja­

wiająca się w wyniku wyjaśniania struktura człowieka była całkowicie zgod­

na z danymi bezpośrednimi naszej świadomości i by zarazem wyjaśniała ostatecznie, dlaczego właśnie przeżywamy akty „moje” materialne i nie­

materialne jako zapodmiotowane w tym samym ,ja ”.

(14)

36 M ieczysław A. Krąpiec

Rozwiązanie teoretyczne tego dziwnego zjawiska zasugerował Tomasz z Akwinu3, posługując się umiejętnie ogólną arystotelesowską koncepcją człowieka, którą wpisał w swoją oryginalną teorię bytu. Rozwiązanie To­

masza transcenduje zarazem i platońską, i arystotelesowską wizję człowie­

ka; unika ich skrajności i zarazem koheruje z danymi bezpośrednimi naszej świadomości.

Mając bowiem dane z jednej strony ,ja ” podmiotujące akty „moje”, a z drugiej te właśnie akty „moje” o treściach materialnych (akty fizjologicz­

ne) i treściach niematerialnych (akty psychiczne wyższe) - trzeba zacho­

wać tożsamość bytową podmiotu „ja” immanentnego (obecnego w obu gru­

pach aktów i zarazem te grupy transcendującego, gdyż bezpośrednio wiemy, że to „ja” podmiotuję, sprawiam te akty; zmieniam je, a przez to doświad­

czam, że nie jestem (,ja ” nie jest) konstruktorem aktów, ale przeciwnie, akty są wypromieniowane z ,ja ”. Owo „ja” transcendujące akty materialne i niematerialne i zarazem obecne jako ten sam podmiot (byt) w obu typach aktów jest jakoś „złożone”. Jako racja bytu aktów duchowych, niematerial­

nych (uniesprzecznienie ze strony podmiotu) jest duchowa „część” (strona)

„ja”, którą nazywam (zgodnie z tradycją) duszą ludzką. (A zatem „ja” im- manentne w aktach „moich” jest mi dane bezpośrednio i nie dowodzone;

natomiast „dusza” jest rezultatem uniesprzeczniającego dowodzenia; jest konstruktem systemowym, koniecznym dla wyjaśnienia faktu immanencji

„ja” w aktach „moich” materialnych). Ona to, będąc podmiotową racją bytu dla aktów duchowych, nie jest niezależna od ciała, lecz przeciwnie, z nim związana istotnie, jak to okazuje się po sposobie funkcjonowania aktów duchowych. Związanie zaś duszy z ciałem istotnie jest niesprzeczne jedy­

nie wówczas, gdy dusza i ciało, tworząc jedność, są do siebie w relacji aktu do możności, ściślej: formy do materii. (Dostrzegł to już Arystoteles!). Jest jednak w człowieku ten ważny moment, że dusza, będąc formą ciała i orga­

nizując sobie materię do bycia ludzkim ciałem, istnieje samoistnie. A zatem dusza ludzka istnieje nie dlatego, że jest formą, że organizuje, ale przeciw­

nie - dlatego organizuje, że samoistnie bytuje, chociaż zaistniała w momen­

cie, gdy stała się samodzielnym organizatorem, czyli formą swego ciała.

3 Szczególnie na ten temat por. Summa th. I q. 76 a. 1; DeAnima a. 8; Q. Disp. De Spirit.

Creat. a. 2 etc.

(15)

CZŁOWIEK - DRAMAT NATURY I OSOBY 37

A zatem ludzki byt istnieje istnieniem duszy jako formy ciała. Samoistnieją- ca dusza-forma nieustannie organizuje sobie materię powoływaną do bytu ludzkiego przez to właśnie, że jest ona organizowana. Człowiek więc nie jest realnym bytem na skutek organizacji materii, lecz przeciwnie: organizacja materii dokonuje się na skutek tego, że samoistniejąca dusza jest zarazem (w takiej mierze, w jakiej istnieje) organizatorką, czyli formą ciała. Organi­

zowanie sobie ciała przez duszę nie jest czymś do niej dodanym, lecz należy do jej wewnętrznej natury. Materię tę nieustannie dusza-jaźń organizuje i po­

woduje, że ciągle doświadczamy siebie jako tego samego bytu.

Rozwiązanie Tomasza - jak już wspomniano - pojawiło się jako różne zarówno od orficko-platońskiego, jak i arystotelesowskiego. Dusza ludzka bowiem chociaż samoistnieje (i istnienie przysługuje jej w sposób właści­

wy, a nie „całości”, a więc człowiekowi jako złożeniu z duszy i ciała), to jednak nie istniała ona uprzednio ciałem przez siebie organizowanym i jej stosunek do ciała nie jest tylko „zewnętrzny”, ale przeciwnie, będąc formą i organizatorką ciała jest zorganizowaną przez siebie materią związaną istot­

nie. Materia jest dla dobra samej duszy-jaźni, gdyż ona tylko poprzez orga­

nizowaną przez siebie materię potrafi się wyrazić, potrafi wejść w kontakt z bytem, potrafi się udoskonalić, bo ona tylko samoistnieje. Słowem, mate­

ria organizowana przez duszę jest organizowana dla celów duchowych, dla celów transcendentnych. I w tym też miejscu koncepcja Tomasza różni się od myśli Arystotelesa, który, również uważając duszę za formę ciała, przyjmował, że bytowość nie przysługuje samej duszy, ale całości złożonej z duszy i ciała; słowem - człowiek, zdaniem Stagiryty, powstaje w wyniku organizacji i jego bytowanie jest bytowaniem zasadniczo nie duszy, lecz całości, a dusza jedynie uczestniczy w bycie całości. Na skutek tego roz- padnięcie się całości jest zarazem rozpadnięciem się duszy. A tymczasem, zdaniem Tomasza słusznie, rozpadnięcie i śmierć organizmu jeszcze nie niweczy duszy, która istnieje nie istnieniem całości, lecz istnieniem wła­

snym, a ciało tylko partycypuje w istnieniu duszy o tyle, o ile jest organi­

zowane. Zaprzestanie zatem organizowania jakiejś większej lub mniejszej ilości materii jeszcze nie dotyka istnienia duszy, bo chociaż bytuje wraz z ciałem (któremu „udziela” istnienia), to jednak nie bytuje na skutek tego, że formuje ciało, jak to miało miejsce w systemie Arystotelesa.

Rozwiązanie zatem Tomasza jest bardzo swoiste, unika tych mielizn

i jednostronności, jakie ukazały się w dziejach myśli antropologicznej. Pod­

(16)

38 Mieczysław A. Krąpiec

kreślą się w nim moment osobowy duszy, jej własnego istnienia, co przy­

pomina analizy egzystencjalistów, akcentujących wyjątkowość człowieka.

A z drugiej strony, przyjmując koncepcję natury ludzkiej, moment organi­

zowania ciała przez samoistniejącą duszę, można dostrzec o wiele głębiej to, co jednostronnie - i przez to fałszywie - zostało podkreślone u Arysto­

telesa i współczesnych strukturalistów. To bowiem, że człowiek jest okre­

śloną naturą, to, że materia wchodzi w istotny skład tejże ludzkiej natury, że poprzez organizowaną dla dobra samej duszy materię człowiek jest „krew­

nym” całej przyrody i ma z nią istotne związki - to wszystko jeszcze nie przeczy faktycznej transcendencji ludzkiego osobowego „ja”.

Konieczność materii do bycia człowiekiem i zaistnienia (chociaż nie

„z” materii) duszy-jaźni nigdy nie może być zbyt mocno podkreślona. Tyl­

ko bowiem kosmos, przyroda, materia pozwalają na istnienie, działanie i do­

skonalenie się ludzkiej osoby. Bez materii i jej istotnej roli bytowej nie by­

łoby możliwe ludzkie bytowanie. Człowiek bowiem nie istnieje uprzednio jako duch-dusza, ale dusza swe istnienie otrzymuje właśnie w momencie, gdy władna jest stać się formą-organizatorką ludzkiego ciała. I wraz z funkcją formowania otrzymuje swe istnienie własne, które poprzez akt formowania udziela ludzkiemu ciału.

Mając bezpośrednie, zawsze obecne we wszystkich aktach psychicz­

nych i świadomych, stwierdzalne istnienie własnego „ja” jako spełniacza treści naszych aktów, natychmiast dostrzegamy transcendencje tego ,ja ” w stosunku do wszelkich przeżywanych treści. Treści te są jakby „naniza­

ne” nabytowości „ja”. One są moimi dlatego, ż e ja je ożywiam, ja udzielam im swego bytowania. To prawda, że i one mnie swoiście „budują”, bogacąc ostatecznie naturę mego „ja”, ale to ja je powołałem do bytu.

W tym też świetle wyraźniej ukazuje się strona osobowa człowieka.

Człowiek jest bytem osobowym, a nie tylko egzemplarzem określonego gatunku: homo sapiens. Być egzemplarzem określonego gatunku znaczy otrzymać swoje bytowanie-istnienie na mocy natury, do której się przyna­

leży. Istnienie osobnika określonego gatunku jest wynikiem organizacji do określonej natury. Człowiek natomiast otrzymuje istnienie jako dusza, któ­

ra organizuje materię i konstytuuje gatunek poprzez organizację materii.

Być osobą znaczy otrzymać istnienie-życie bez pośrednictwa natury, bo istnienie osobowe (w tym wypadku istnienie człowieka) nie jest następ­

stwem natury, lecz przeciwnie - natura jest wynikiem istnienia samoistne­

(17)

CZŁOWIEK - DRAMAT NATURY I OSOBY 39

go duszy, która jest zarazem formą organizmu. Istnienie osoby jest więc istnieniem unikalnym, które sobie organizuje naturę. Mając na uwadze sto­

sunek samoistniejącego ,ja ” podmiotowego i spełnianych aktów „moich”

- dostrzegamy jakby in fie ri - w akcie tworzenia się - opisywany w kla­

sycznej filozofii bytu stosunek osoby do natury. To właśnie samoistniejące

„ja”, przytomne w aktach „moich” i duchowych, i cielesnych, jest niczym innym, jak ową poszukiwaną osobą, o której Tomasz mówił, iż jest to ist­

nienie właściwe i proporcjonalne dla danej jednostkowej natury. Dostrze­

gamy, że transcendujące i zarazem immanentne we wszystkich aktach mo­

ich „ja” jest wyrazem transcendencji osoby nad naturą. To osoba, jako podmiotowe samoistniejące , j a ” (dane nam w poznaniu od strony egzy­

stencjalnej), organizuje sobie, czyli - jak to wyrażał Arystoteles i za nim Tomasz - formuje sobie jednostkową naturę jako konkretne jednostkowe źródło działania rozumnego. Oczywiście, owo zorganizowanie jednostko­

wej natury człowieka dokonuje się zasadniczo przez akty duchowe, gdyż chodzi tu o naturę pojętą jako źródło działania człowieka w aspekcie czy­

sto ludzkim. Nie chodzi zaś o to, bym ja organizował sobie według swego upodobania moją naturę cielesną, która jest mi w dużej mierze dana przez układ genowy. Organizowanie bowiem sobie ciała i natury materialnej jest zależne także od praw biologiczno-materialnych i od tych wszystkich de­

terminantów, które składają się na porządek przyrodniczy. Osoba, jako spra­

wiające podmiotowe , j a ”, jest uwikłana w prawa przyrody wówczas, gdy formuje i organizuje ciało. Mając prymat nad organizowanym ciałem, zara­

zem potrzebuje go do tego, by się wyrazić, by sobie siebie uświadomić, by być człowiekiem. W tym wszystkim, co poprzez ciało i w ciele się przeja­

wia, człowiek jest „spokrewniony” z innymi tworami przyrody i podlega prawom zachowania się, odkrytym w przyrodzie.

Mimo to jednak człowiek transcenduje przyrodę i przejawia swoje oso­

biste cechy działania, które są następstwem utworzonej osobistej „natury”

(pojętej jako źródło działania), którą można z grubsza utożsamić z profilem osobowościowym człowieka, ukonstytuowanym w wyniku zhierarchizowa­

nia aktów duchowych. I w tym sensie , j a ”, jako podmiot bytujący w stop­

niu wyższym niż organizowanie sobie ciała, transcenduje treści aktów du­

chowych i ich stały sposób działania. Człowiek dobiera sobie swoje akty,

poprzez które wyraża się i ingeruje w świat zastany.

(18)

40 M ieczysław A. Krąpiec

To ja dobieram sobie (wybieram i odrzucam) w aktach decyzji takie akty o określonej treści, które mnie odpowiadają. Odpowiednie dobieranie so­

bie aktów (zawsze z określoną treścią, mającą swój wpływ na charakter , j a ”) jest właśnie tworzeniem sobie osobistej natury, konstruowaniem oso­

bowej „twarzy”. I dlatego ludzka osoba jest osobowością potencjalną, a więc taką, która poprzez swe akty doskonali się, buduje i spełnia, czyli dochodzi do pełni. We wszystkich tych aktach potrzebna jest ludzkiej osobie materia;

ale cele takiego „upełnienia się” są daleko pozamaterialne, a wyznaczone charakterem i prawami materii. Cele bowiem osoby są wewnętrzne, osobo­

we: wzbogacenie poznania, wzbogacenie miłości, uzyskanie wyższego sta­

nu wolności w stosunku do wszelkich determinantów - czy to wewnętrz­

nych, czy zewnętrznych. Przez taki typ wewnętrznego ubogacenia się człowiek transcenduje przyrodę, chociaż jest w niej obecny poprzez swe życiowe akty, zwłaszcza akty psychiczne. Dokonuje autoafirmacji i rozwo­

ju głównie poprzez wykształcenie w sobie sposobu bytowania „dla-osoby- -drugiej”. Ostatecznie zaś aktualizuje swą osobową potencjalność poprzez moment śmierci pojętej czynnie, kiedy to uzyskuje pełne warunki na doko­

nanie ostatecznej, pełnej, właśnie osobowej decyzji w stosunku do Trans­

cendencji, która jaw iła mu się w ciągu zmiennego życia raczej jako pro­

blem, aniżeli narzucająca się nieodparcie rzeczywistość, w stosunku do której musiałby zająć stanowisko. Dlatego też osoba ludzka jako „byt-ku-śmier- ci” spełnia się ostatecznie jako osoba, a więc jako w pełni wolna, poznająca bezpośrednio i zdolna do miłości najwyższej właśnie poprzez czynnie po­

ję tą śmierć, która jest zwornikiem całego życiowego „budowania się”

osobowościowego.

Cytaty

Powiązane dokumenty

nie duszy — zazwyczaj przyjmuje się bowiem, że dusza jest tym składnikiem człowieka, który po śmierci ciała nie ginie, lecz przebywa w jakiejś rzeczywis­.. tości

Podczas gdy Immanuel Kant stawiając pytanie „czym jest człowiek?” starał się człowieka — światowego obywatela, który jest obywatelem dwóch światów, uczynić

Być może – znów opieram się tylko na własnych przypuszczeniach – były takie przypadki, że nikogo owe osoby nie spotkały, ale przez miesiące, a później lata spędzone

Następnie przejdę do rzeczy natury, a wyłożywszy Wam przyczynę wszystkich jej zmian, różnorodność jej jakości oraz czym dusza roślin i zwierząt różni się od naszej,

Tymczasem pojęcie „wieczność” jest terminem religijnym i nie ma oparcia w naukach empi- rycznych. Bakalar, Jan Paweł II naucza jak żyć, Warszawa 1996, s. 44 Encyklika „Fides

Różnica jedynie polega na tym, że pod­ czas gdy na terenie metafizyki badamy ogólnie strukturę istniejącego bytu, bez specjalnego wyróżnienia na grupy naturalne

siebie bezpośrednio ani nawet nie wymieniali się z imienia (być może nie było to potrzebne), nie zatrzymuje się tutaj. Niemal natychmiast po publikacji Ideo­ logii w La

Dusza i duch człowieka to dla niego pojęcia identyczne, gdyż ich funkcji nie można rozdzielić ani też nie można sobie wyobrazić człowieka pozbawio- nego ducha lecz nie duszy