• Nie Znaleziono Wyników

Anachronizm i konstrukcja czasu : (z problemów poetyki Żeromskiego)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Anachronizm i konstrukcja czasu : (z problemów poetyki Żeromskiego)"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Michał Głowiński

Anachronizm i konstrukcja czasu : (z

problemów poetyki Żeromskiego)

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 56/1, 185-208

(2)

MICHAŁ GŁOWIŃSKI

ANACHRONIZM I K O NSTRUK CJA CZASU (Z PROBLEMÓW POETYKI ŻEROMSKIEGO)

1

W acław B orow y zauw ażył w jedn ym ze sw ych szkiców o Żerom skim , że w p óźn iejszych pow ieściach autor L u dzi b e z d o m n ych nie tylko nie dba o k on sek w en tn e prow adzenie akcji, nie dba także o realia. Owa niedbałość w yraża się m. in. w tym , że pojaw iają się one w czasie, w któ­ rym pojaw ić się jeszcze nie m ogły, są w ięc anachronizm em .

Nie trzeba szczególnej erudycji historycznej, żeby się zdumieć nad auto­ mobilami, które w I tomie Urody życia w latach osiem dziesiątych X IX w ieku jeżdżą nie tylko po Paryżu, ale i pod Kielcami. Przykłady można by mnożyć. Byłyby to, naturalnie, drobiazgi bez większego znaczenia, gdyby w szystkie te powieści nie m iały zasadniczo charakteru powieści realistycznych ł.

Sprawa w ym aga bliższego zastanowienia: czy rzeczyw iście autom obile jeżdżą pod K ielcam i w latach osiem dziesiątych? W ym aga zastanow ienia, czy w ystęp u jący w pow ieściach Żerom skiego czas daje się odnieść do czasu historycznego w sposób bezpośredni, choćby z dokładnością do jed­ n ego dziesięciolecia, czy czas p rzedstaw ianych w ypadków harm onijnie w sp ółżyje — by użyć term inu Kazim ierza W yki — z czasem środow iska 2. N iew ątp liw ie tego w łaśn ie w ym agali od książek Żerom skiego cz y tel­ n ic y — zarówno w sp ółcześni pisarzowi, jak w ielu dzisiejszych. I jedni, i drudzy bow iem w ychow an i zostali na tradycji klasycznej X IX -w iecz - nej p ow ieści realistyczn ej, i jej w zorce przykładali do w szelkich pow ieści, zw łaszcza zaś tych, które nie rezygn ow ały z tak istotnych składników tego wzorca, jak bezosobow y narrator i fabuła. Oba te elem en ty w u tw o ­ rach p ow ieściow ych Żerom skiego w ystępu ją — pozornie w takiej postaci,

1 W. B o r o w y , O Żerom skim. Rozpraw y i szkice. Warszawa 1960, s. 158.

2 Zob. K. W y k a , Czas jako element kon stru kcyjn y powieści. „Myśl Współ­

(3)

która d ecyd u je o tym , że prozę pisarza m ożna um ieścić na przedłużeniu tradycji, o jakiej m owa. Że w ten sposób w ła śn ie tw órczość Żerom skiego była ujm ow ana, św iad czy recepcja jego d zieł — nie tylk o w śród w sp ó łcze­ sn ych pisarza, ale także w śród p óźniejszych h istoryk ów literatury. Ile bo­ w iem papieru i atram entu zużyto na rozw ażania o w ad liw ej kom pozycji jego utw orów , o ich nieharm onijności, o dow olnościach w prow adzeniu fa ­ buły. Rozw ażania te to w arzy szyły Ż erom skiem u od p ierw szych jego k sią­ żek, stały się w pracach jem u pośw ięcon ych refrenem tak natrętnym , że po prostu w yd aw ał się n ie do om inięcia (om in ęli tylko n ieliczn i, ci, którzy nie ch cieli tw órczości pisarza sprow adzać do istn iejących w zorców — zw łaszcza B rzozow ski 3 i Irzykow sk i 4). Są zresztą żyw otn e po dzień d zi­ siejszy — o czym św iadczą n ow sze publikacje o pisarzu. N ie jest w tei ch w ili istotne, czy te tak często pow racające rozważania są słuszne; w ażn iejsze jest co innego: p ow ieści Ż erom skiego są w ciąż m ierzone k ryteriam i w ielk ieg o p ow ieściop isarstw a u biegłego w iek u , są przyjm o­ w a n e w tej sy tu acji k ultu raln ej, jaką uform ow ała p ow ieść realistyczn a — przede w szy stk im w k ształcie n adanym jej przez kilku w ielk ich Fran­ cuzów . P y ta n ie jest w ięc takie: czy w od niesieniu do Żerom skiego p rzy­ jęcie tych k ryterió w je st uzasadnione? — jeśli oczyw iście kryteria trak­ tu je się n ie jako arbitralnie stosow ane m iary, ale jako czynniki, które w jak iejś przynajm niej m ierze odtw arzać m ają tę sytu ację h istoryczno­ literacką, z jakiej się w yw od zą an alizow ane dzieła.

U tw ór literacki w sam ej sw ej budow ie, przez układ poszczególnych elem en tów , zakłada określone zachow anie czytelnika, niejako projek ­ tu je je r\ Zakładając, ap elu je jedn ocześn ie do istn iejących w tej m a­ terii p rzyzw yczajeń i konw encji: bądź je n eguje, kiedy u siłu je w p row a­ dzić n ow y ty p zachow ania odbiorcy, bądź też je utrw ala, k iedy jego zadania im p resyw n e m ieszczą się w p rzyjętych i ustab ilizow an ych w św iadom ości społecznej regułach odbioru czyteln iczego. N egacja i u trw alan ie (aprobata) n ie m uszą w y stęp ow a ć w form ie skrajn ych p rze­ ciw staw ień . Odw rotnie: w yd a je się, że utw ór m oże ze w zględ u na dany kom p leks spraw respektow ać i k onserw ow ać p rzyjęty w określonym czasie zespół zachow ań, ze w zględ u na inn y — poddawać rew izji i za­ kłócać. Czasem o w e czynn iki aprobujące i negujące są ze sobą tak sp lą­ tane, że u tw ór n ie zakłada jednolitej p ostaw y czyteln iczej.

Tak w łaśn ie się d zieje w tw órczości p ow ieściow ej Żerom skiego. Z jednej strony n iew ą tp liw ie w p isu je się ona w tradycje prozy rea­

3 Zob. S. B r z o z o w s k i , O Stefanie Żeromskim . Warszawa 1905.

Ą Zob. K. I r z y k o w s k i , Trylogia Żeromskiego. „Kurier L w ow sk i” 1920, nr 158.

5 Por. A. A. M e n d i 1 o w, Time and the Novel. London 1952, s. 35: „Powieść jak każda forma sztuki jest w ytw orem ścisłej współpracy m iędzy pisarzem i czy­ teln ik iem ”.

(4)

Z P R O B L E M Ó W P O E T Y K I Ż E R O M SK IE G O 187

listyczn ej, ale — z drugiej — nieustannie zakłóca m ożliw ości od czy­ tyw an ia w sposób, jaki ta proza zakładała. N ie przekształca d efin i­ ty w n ie ow ej tradycji, ale w łaśn ie ją zakłóca. Zakłóca, bo pozornie resp ek tu je zw yczajow e elem en ty pow ieści, tak jak się one u form ow ały w ciągu w. X IX , ale odbiera im ustalone znaczenie. W przypadku Że­ rom skiego m ożliw e jest zresztą spojrzenie także z ow ej dru'giej strony, tzn. z punktu w idzenia elem en tów , które od tych kanonizow anych z w y ­ czajów odchodzą — w ted y to w szystko, co odw ołuje się do tej kultury czyteln iczej, jaką ukształtow ała pow ieść realistyczna, traktow ane m o­ głoby być jako zakłócenie. Oba te ujęcia w yd ają się w rów nym stopniu uspraw iedliw ione: ich zespolenie pozw oli oddać sw oistą d ialektykę prozy Żerom skiego, w której jedne elem en ty zakłócają drugie, w której po­ jaw iają się nieustanne spięcia pom iędzy tendencjam i, zm ierzającym i w różne, czasem p rzeciw staw n e strony 6.

T endencje te w całej okazałości ujaw niają się w kształtow an iu czasu p ow ieściow ego. Pozornie nic się w tej m aterii nie zm ieniło w stosunku do prozy realistyczn ej. Jednakże łatw o się przekonać n aw et po niezbyt an alityczn ej lekturze, iż pow ieściam i Żerom skiego nie można się bawić w taki sposób, w jaki H enryk M arkiew icz baw ił się Lalką, tzn. osadzać przedstaw ionych w ydarzeń w konkretnym czasie h istorycznym 7. W tedy rzeczyw iście by się okazało, że autom obile w 1 okolicach K ielc jeździły w latach osiem dziesiątych ubiegłego stulecia czy że o Okrzei m ów i się w czasie, w którym w ydarzeń r. 1905 nikt sobie jeszcze n aw et nie w yobrażał. Mimo to jednak Żerom ski w żaden sposób nie sugeruje, że k ształtu je czas inaczej, niż było to przyjęte u Balzaka, Flauberta czy Prusa. P rzeciw n ie, tw orzy pozory, że jest to czas k ształtow an y obiek­ tyw n ie, tzn. naśladujący jego p rzep ływ w św iecie h istorycznym . Jednym z istotn iejszych elem en tów k ultu ry czyteln iczej uform ow anej przez po­ w ieść realistyczn ą była dana odbiorcy m ożliw ość sytuow ania czasu przed­ staw ian ych w utw orze zdarzeń w określonym czasie historycznym („cza­ sie środow iska” — w term ino’ogii K azim ierza W yki), który w p rzy­ padku tzw . pow ieści w spółczesnej był często czasem w ydarzeń znanym odbiorcy z bezpośredniego dośw iadczenia. P ow ieść apelow ała w ięc do tych dośw iadczeń, podstawą w łaściw ego zrozum ienia jej fik cyjn ego św iata b yło od niesienie do czasu historycznego — w granicach tej poetyki anachronizm b ył sprawą istotną, k w estion ow ał bow iem przyjętą

(i Zauważała to czasem krytyka i w różnych wyrażała terminach. Pisał np. A. G r z y m a ł a - S i e d l e c k i ( Qu i z , Książki. „Museion” 1912, nr 8, s. 75): „[Żeromski] sum ieniem poczyna sw e dzieła, a instynktem kaprysu je w ykonyw a”. 7 Zob. H. M a r k i e w i c z , Inna zabawa „Lalką”. W: Tradycje i rewizje. Kraków 1957, s. 233—248.

(5)

zasadę o fu n d am en taln ym znaczeniu. Czy ma ona jednak tak w ielk ie znaczenie u Ż erom skiego?

Pozornie w yd aw ałob y się, że tak, skoro pisarz w żaden sposób nie zaznacza, iż porzuca tę obow iązującą w p ow ieści tradycję. W isto­ cie jednak przy p ercep cji jego pow ieści czy teln ik otrzym u je w tym w zg lęd zie sy g n a ły p rzeciw staw n e i n iek ied y w zajem n ie się znoszące. Jednakże aby opisać, w jaki sposób to się dzieje, trzeba się w p ierw za­ stanow ić, jakie m ożliw ości k ształtow an ia czasu otw iera ogólnie poetyka p ow ieści Ż erom skiego. Form ow anie czasu n ie stanow i b ow iem w tym gatunku zjaw iska sam oistnego, jest raczej w ypadkow ą takich podstaw o­ w y ch dla konstrukcji pow ieści faktów , jak pozycja narratora, jego sto­ su nek do św iata przedstaw ionego, koncepcja fabularności w zględ n ie afa- bularności itp. U kład ty c h elem en tó w tw orzy dopiero w arunki dla ta­ k iego czy in n ego form ow ania czasu 8.

2

Z pozoru p ow ieść Ż erom skiego ma te sam e dane do ujm ow ania czasu, co proza realistyczn a w . X IX : w y stęp u je w niej narrator or­ gan izujący całość w yp ow ied zi . i — zew n ętrzn ie przynajm niej — po­ dobny do narratora w szech w ied zącego; elem en tem n iezw y k le w ażnym jest konstrukcja fabularna. Jednakże zm iany, w prow adzone przez pisa­ rza w ty m zakresie, tw orzą zu p ełn ie inn e w arunki do kształtow ania czasu, niż to się działo w utw orach klasyczn ego realizm u. O pow iadanie jest bo­ w iem prow adzone przez narratora, który w p ew n ych ty lk o m om entach znajduje się ponad św iatem p rzedstaw ionym , a w w ięk szości w y p a d ­ k ów patrzy nań z p ersp ek ty w y któregoś z bohaterów; fabuła zaś jest pojm ow ana jako zespół epizodów (scen), pom iędzy k tórym i nie m usi istn ieć p rzyczyn ow o -sk u tk ow y zw iązek w y n ik a n ia 9. Pociągnęło to za

8 O stosunku tych faktów do ukształtow ania czasowego zob. np. J. P o u i l l o n ,

Tem ps et roman. Paris 1946. — M e n d i l o w , op. cit. — E. L ä m m e r t, Bauformen des Erzählens. Stuttgart 1955.

9 Ten w łaśn ie epizodyczny charakter powieści Żeromskiego był niezw ykle często sygnalizow any przez jego krytyków, od pierwszych recenzji S yzy fo w yc h prac po­ cząwszy. Jest charakterystyczne, że podkreślono go o w iele m ocniej niż pozycję opowiadającego, do której w ów czas także odbiorca nie był przyzwyczajony. Cha­ rakterystyczne dlatego, że ujaw nia istotną w łaściw ość kultury czytelniczej uformo­ w anej przez pow ieść realistyczną: utwór pow ieściow y był traktow any w w iększym stopniu jako przebieg fabularny niż jako sposób opowiadania. Zm iany w niesione przez Żeromskiego do sposobów opowiadania w stosunku do tradycji realizmu i na­ turalizm u ukazuje H. Ch. S o r e n s e n w pracy Technika narracji w „Ludziach

bezdom nych ” S tefana Żerom skiego („Scando-Slavica” t. 7, (Copenhagen) 1961,

s. 70—91). Autor analizuje im presjonistyczną technikę Żeromskiego, polegającą m. in. na w prow adzeniu postaci-reflektorów , w których niejako odbija się św iat powieściow y. Na pracę Sorensena zwrócił mi uwagę prof. Henryk M a r k i e w i c z .

(6)

Z PR O B L E M Ó W P O E T Y K I Ż E R O M SK IE G O 189

sobą bardzo w ażne konsekw encje: po pierw sze — czas p ow ieściow y nie m ógł być traktow any jako czas ob iektyw n y, jak się to działo u k lasyk ów realizm u; po drugie — czas p ow ieściow y nie m ógł być traktow any jako ciągły przebieg, gdyż rw ał się nieustannie, rozw ijał od epizodu do epizodu.

T w orzyło to w arunki do w yraźnego odejścia od tradycji X IX -w ieczn ej prozy realistyczn ej. W niej bow iem obecność narratora w szechw iedzącego sprzyjała zachow aniu jednolitej p ersp ek tyw y czasow ej i pozw alała na złudzenie, że jest to czas ob iektyw n y, p łyn ący n iezależnie od św iadom o­ ści bohaterów. Czas znajdow ał się poza bohateram i — Cazamian w stu ­ dium o czasie pow ieściow ym n azyw ał go czasem abstrakcyjnym , w p rze­ ciw staw ien iu do czasu konkretnego, tzn. przeżytego w dośw iadczeniu w ew n ętrzn y m przez bohaterów 10. W szechw iedzący narrator m iał w sze l­ kie dane do takiego operow ania czasem , by nie tylko pow stało złudzenie jego ciągłości, ale także by p ow stała sw oista harm onia i rów now aga po­ m ięd zy zbliżeniam i czasow ym i a tym i segm entam i czasu, które dla prze­ b iegu p ow ieści m iały w ielk ie znaczenie, prezentow ane b y ły jednak z p ew ­ nego oddalenia. Istn iały w ięc w arunki w łaśn ie dla u kształtow ania jedn o­ litej p ersp ek tyw y czasow ej pow ieści, w której ow e zbliżenia n ie b yły dysonansem w przebiegu czasow ym , lecz m ieściły się w jego ramach, i choć sta n ow iły zatrzym anie, zw oln ien ie tempa, n ie p rzekreślały ani złudzenia harm onii, ani złudzenia ciągłości. W arunkiem zbliżenia, w któ­ rym rozgryw ały się spraw y dla św iata pow ieściow ego zasadnicze, było istn ien ie ow ej jednolitej p ersp ek tyw y czasow ej. Działo się tak dlatego, że istn iał zaw sze rów nom ierny dystan s pom iędzy czasem narracji a cza­ sem św iata przedstaw ionego. Z punktu w idzenia narratora — to, co przedstaw ione w zbliżeniu, i to, co przedstaw ione w oddaleniu, stanow i taką samą przeszłość. P rzechodzenie od zbliżeń do oddaleń, a w ięc kształtow an ie sw oistej p ersp ek tyw y czasowej, organizow anie rów nowagi pom iędzy tym , co przedstaw ione w scenie, a tym , co pokazane jed yn ie w streszczającej, syn tetyczn ej narracji — dotyczy jedyn ie przeszłości. D zieje się tak zarówno w p ow ieści pojm ow anej jako dram atyczna pro­ gresja, jak i w pow ieści m ającej być ciągiem obrazów 1A.

Pozycja, jaką Żerom ski w yznacza narratorowi, nie tylk o nie sprzyja, ale po prostu u niem ożliw ia takie form ow anie czasu. Narrator, m im o że pozornie zachow uje swą bezosobowość i w szechw iedzę, nie panuje już

10 Zob. L. C a z a m i a n , Le Temps dans le roman anglais contemporain. „Études A nglaises”, 4, 1939, s. 338. W swych rozważaniach Cazamian przyjmuje za punkt w yjścia filozofię Bergsona.

11 Pierw sze z tych określeń odnosi się do Balzaka, drugie — do Flauberta. Zob. M. Ż u r o w s k i , „Pani B o v a ry” i rozw ój powieści nowoczesnej. „Przegląd Humani­ styczny” 1958, nr 4, s. 21.

(7)

nad św iatem p ow ieściow ym , tak jak to się działo u Balzaka, Tołstoja czy Prusa. Jego sw oboda je st ograniczona, patrzy na św ia t poprzez bohatera p ro w a d zą c eg o 12, choć pozycja, jaką zajm uje, nie zrów n uje się nigdy w p ełni z jego p ersp ek tyw ą. Narrator nie m oże już w ięc tw orzyć złudzenia harm onii i ciągłego przebiegu. Z m ienia się jego stosunek do przeszłości: n ik n ie ów rów nom iern y dystans. U Ż erom skiego n ie w szystko, co się dzieje w św ie c ie p ow ieściow ym , jest w rów n ym stopniu tą samą prze­ szłością. „T eraźniejszość ak cji” 13 n ie stan ow i teraźniejszości tylk o dla bo­ hatera, którego losy narrator relacjonuje, lecz staje się w jakiś spo­ sób teraźniejszością także dla narratora, pom im o iż — rzecz jasna p ew n a od ległość p om iędzy czasem narracji a czasem opow iadania została nadal zachow ana, nie m ożna jej było zlikw idow ać. T endencję tę, która w jak iejś postaci w ystęp ow a ła w p ow ieści tradycyjn ego realizm u, Że­ rom ski p otęgu je. N arrator — .u k a zu ją c rzecz tak, jak ją w idzi bohater prow adzący, jedn ocześn ie aktor ok reślon ych działań — niejako schodzi do teraźn iejszości bohatera, która w m om en cie opowiadania jest już prze­ szłością. P rezen tu jąc dane w yd arzen ia z punktu w id zen ia bohatera, gubi tę p ersp ek tyw ę, jaką m u zapew niało p ołożen ie w szech w ied zącego dem iur­ ga, gubi n aw et w ted y, gd y zasady punktu w id zen ia m e przestrzega kon­ sek w en tn ie, a to jest u Ż erom skiego n iem al regułą. Ma to n iezw y k le w ażn e k onsekw encje.

A lb ow iem Żerom ski, m im o u stan ow ien ia bohatera prowadzącego i zbliżenia narratora do niego, p ostęp u je tak, jakby się w jego p ow ieś­ ciach nic n ie zm ieniło w stosunku do zw ycza jó w u stalonych przez prozę k lasyczn ego realizm u. S u geru je m ianow icie, że jest to czas ob iek tyw n y, znajdujący się poza bohateram i. Jego u tw ory n ie są „pow ieściam i trw a­ nia in tym n ego” 14. G dyby nim i b yły , atom izacja czasu b yłab y u m oty­ wow ana: stan ow iłab y fu n k cję su b iek tyw n eg o przeżyw ania bohatera. Że­ rom ski traktuje jednak czas tak, jak b y on n ie zależał od świadom ości 12 S. A d a m c z e w s k i (Sztuka pisarska Żeromskiego. Kraków 1949, s. 351) podzielił postaci Żerom skiego na sobowtórów, media i partnerów. Rozróżnienie to, pomimo że um ożliw iło przeprowadzenie m omentam i bardzo trafnych analiz, w ydaje się teoretycznie uzasadnione w tedy tylko, jeśli się przyjmie psychologiczny punkt widzenia. Proponowane tu w ydzielenie b o h a t e r a p r o w a d z ą c e g o jest tych psychologicznych odniesień pozbawione. Bohater prowadzący to nie tyle, co główna postać powieści, postać, w okół której koncentruje się akcja, której losy stanowią zasadniczy przedmiot relacji. Bohater prowadzący to postać, z perspektyw y której prowadzona jest narracja (a w ięc Judym, Ewa, Rozłucki, Nienaski). Można przeto powiedzieć, że jest on zaangażowany nie tylko w akcję, ale także — pośrednio — •w narrację.

13 Termin L ä m m e r t a , op. cit. Książka ta w nosi w iele do problemu stosunków czasu narracji i czasu św iata przedstawionego.

14 Termin J. O n i m u s a, L'Expression du tem ps dans le roman contemporain. „Revue de la Littérature Com parée” 1954, nr 3, s. 310—311.

(8)

Z P R O B L E M Ó W P O E T Y K I Ż ER O M SK IE G O 191

postaci, i w ten sposób w prow adza swą p ow ieść w tradycje prozy rea­ listyczn ej, które w jego epoce m iały wartość kanonu. Prow adzi to jednak do sprzeczności: atom izacja — rozproszenie każe m yśleć o w ew n ętrzn ym czasie postaci — traktow ana jest jednak jako przejaw czasu ob iek tyw ­ nego, płynącego niezależnie od św iadom ości tej postaci. Sprzeczność ta, od dawna zresztą zauw ażana przez krytykę, choć w yrażana w innej ter­ m inologii 15, poprowadziła do tego, że czas w p ow ieści Żerom skiego nie stan ow i procesu ciągłego, lecz jest sekw encją luźnych m om entów .

To już prowadzi do now ego kręgu spraw. K onstrukcja fabularna u tw orów Ż erom skiego jest inna niż tradycyjnej pow ieści X IX -w ieczn ej. Stanow ią one p ew ien zespół scen czy epizodów 16. Jak wiadom o, w li­ teraturze europejskiej tendencja budowania pow ieści przede w szystk im 'ze scen datuje się od Flauberta, a potem stanie się jedn ym z w yróżn ik ów p oetyk i n atu ralistyczn ej. Tę samą tendencję — niezależnie od pisarzy francuskich — p rzejaw iała proza D ostojew skiego. Jednakże — zw łaszcza w przypadku b eletry styk i francuskiej — dążność ta nie zachw iała kom ­ pozycją p ow ieści jako zespołem elem en tów pow iązanych spoiście i tw o­ rzących p ew ien zam knięty system . W ydaje się, że u Żerom skiego ten d en ­ cja do epizodyczności jest dużo bardziej zaaw ansowana — jak w ielok ro t­ nie stw ierdzono, w ystarczającym pow iązaniem pom iędzy poszczególnym i epizodam i jest tylko obecność tego sam ego bohatera, niezależnie naw et od roli, jaką w nich odgrywa.

15 Zob. np. T. R a k o w i e c k i , Szkice kn jtyczne o twórczości Żeromskiego. Warszawa 1910, s. 16: „Autor doskonale uświadamia sobie względność zjawisk świata, zależną od przeżywającej go duszy indywidualnej, ale odczuwa zarazem jego samoistność. Mamy tu jakąś przedziwną s y n t e z ę s u b i e k t y w i z m u z o b i e k ­

t y w i z m e m ”.

16 Pisali o tym w ielokrotnie krytycy współcześni Żeromskiemu. Często łączono to ze sprawą liryczności jego prozy. Tak np. A. P o t o c k i (O „cz ującym w iedzeniu ”

Żeromskiego. W: Szkice i wrażenia literackie. Lw ów 1903, s. 246) określił Ludzi bezdomnych jako „improwizację obrazów przeplataną wezbraniami duszy”. Wska­

zywano, że owa budowa epizodyczna stanowi wyraz nowej szkoły w powieści. S t r u g (T. G a ł e c k i , „P opioły” Stefana Żeromskiego. „Ogniwo” 1904, nr 5, s. 104) pisał: „istnieje inna metoda kompozycji. Jest ona nowością w naszej literaturze, choć dzięki Promieniowi i Ludziom, bezdom nym i dzięki ostatniemu dziełu Berenta

[Próchno] zdobyła już u nas prawo obywatelstwa i na pewno w najbliższych

czasach w ytw orzy całą szkołę. Metoda ta daje autorowi zupełną swobodę ruchów, pozwala mu pomijać w iele mom entów rozwojowych akcji, pozwala przeskakiwać przez całe ich szeregi, a podawać tylko poszczególne w ycinki z życia swoich boha­ terów ”. Zjawisko epizodyczności jako w łaściw ość prozy epoki om awiał w nie­ zw ykle ciekawym artykule T. D ą b r o w s k i (Na marginesach Daniłowskiego

,,Jaskółk i”. „K rytyka” 1908, z 1—2; zob. zwłaszcza z. 1, s. 51—54). Problem nowego

kształtu powieści Żeromskiego do dzisiaj frapuje jego badaczy. Ostatnio zajął się nim H. M a r k i e w i c z w pracy O twórczości Żeromskiego — rozw ażania roczni­

cowe („Nowe D rogi” 1964, nr 10, s. 67—76), wskazując na innowacje, jakie pisarz

(9)

E pizodyczność ow a staje się ty m bardziej w yrazista, że Żerom ­ ski faw oryzu je ten ty p p ow ieści, który nazw ać można quasi-biograficz- nym . P ow ieści n ie koncentrują się w ok ół jednego w ydarzenia, jed­ nej spraw y, jednej intrygi, lecz są dziejam i życia bohatera, rozciąga­ jącym i się na okres w ielu lat — d otyczy to zw łaszcza takich utw orów , jak

D z ie je grzechu, Uroda życ ia i W a lk a z sza ta n e m (będzie o nich m ow a

niżej). W tak b iograficznie p ojętej p ow ieści in terw ały pom iędzy po­ szczególn ym i epizodam i stają się siln ie odczuw alne. Q uasi-biogra- ficzna koncepcja utw oru im p lik u je linearność (czy naw et: u nilin ear- ność) rozw oju fabularnego, w tej dziedzinie n astęp stw o chronologiczne je st czym ś n iem al nieodw ołaln ym , n a w et w ted y , gdy — tak jak u Że­ rom skiego — narracja daje p rzy w ileje bohaterow i prow adzącem u i jego pun k tow i w id z e n ia 17. N astęp stw o tak ie n ie jest jednak — zw łaszcza je śli ma się w pam ięci tradycje prozy realistyczn ej (a zarówno Żerom ski, jak jego odbiorcy m ieli je w pam ięci) — prostym n a stęp stw em jednego fa k tu po drugim , jedn ego epizodu po drugim , itp. N astępstw o takie b yło p ew n y m system em , z którego w y n ik a ła określona koncepcja losu bohatera, z którego w y n ik a ła określona koncepcja ideologiczna — działo się tak rów nież w prozie natu ralistyczn ej, n aw et w tedy, gdy chciała rea­ lizow ać zasadę ,,scen z życia ”. Żerom ski bynajm niej nie rezygn ow ał z tak iego w ła śn ie kieru nk ow ego charakteru tego następstw a, nie rezygn o­ w a ł tym bardziej, że każd y u tw ór m iał przypisaną rolę ideow ą; po­ w ieść — jak w iadom o — nie była n igd y dla tego pisarza bezin teresow n ym op ow iadan iem historii czy b ezin teresow n ą relacją o obserw ow anych faktach.

P ow staw ała w ięc n ie zw y k le istotna sprzeczność pom iędzy n astęp stw em fak tów , traktow anym w sposób sy stem o w y i rozciągniętym na w ielo letn i ok res życia bohatera (b ył to z regu ły bohater prowadzący), a epizodycz­ nością jako zasadniczą m etodą budow y. Sprzeczność, jakiej u nik n ęli inni pisarze, którzy rów nież ze scen b udow ali pow ieść i dalej niż Że­ rom ski od eszli od k lasyczn ych w zorców pow ieści dobrze napisanej. Chodzi 17 Zresztą w tej poetyce powieści obecność bohatera prowadzącego także sprzyja linearnem u traktow aniu przebiegów fabularno-czasowych. D. H o p e n s z t a n d

(Mow a pozornie zależna w kontekście „Czarnych skrzydeł". W: S ty listy k a te o retycz­ na w Polsce. Pod redakcją K. B u d z y k a . Warszawa 1946, s. 314—319) na przy­

kładzie powieści Kadena pokazał, jak m owa pozornie zależna, traktowana jako zasadnicze ujęcie narracyjne, w pływ a na kształtowanie czasu, zm ierzające do ujmo- ■wania go jako jednego przebiegu. — U Żeromskiego obecność bohatera prowadzą­ cego wyraża się w zakresie stylistyki w łaśnie w m owie pozornie zależnej. Między nim a Kadenem istnieją wszakże istotne różnice, jeśli chodzi o jej konsekwencje dla kształtowania czasu. Żeromski nie interesuje się w ogóle lukam i czasowymi, niekiedy tylko zapełnia je w staw kam i narracyjnym i o charakterze informacji; Kaden usiłuje uniknąć ow ych luk, tak zresztą, jak tego sposobu ich zapełnienia.

(10)

Z PR O B L E M Ó W P O E T Y K I Ż E R O M SK IE G O 193

tu przede w szystk im o D ostojew sk iego — u niego budow anie p ow ieści ze scen w sp ó łistn ieje z tendencją akurat odwrotną niż u Żerom skiego. D ąży on b ow iem n ie do rozciągnięcia czasu przedstaw ionego w po­ w ieści na całe życie bohatera, ale — p rzeciw nie — do ograniczenia ow ego czasu do bardzo n iew ielk ich rozm iarów. Jego ideałem b yła jedność czasu w sen sie, w jakim się o ty m m ów i w od niesieniu do klasyczn ej tr a g e d iił8. W śród rów ieśnik ów literackich Żerom skiego sprzeczności tej u nik nął B eren t — rów nież przez w prow adzenie jedności czasu 19.

U autora R ó ż y sprzeczność ta w ystęp u je ty m dobitniej, że rozciągając czas p ow ieściow y na duży okres życia bohatera, przedstaw ia z niego tylko w ybrane m om enty, często n aw et oddalone od siebie.

Żeromski — powiada Brzozowski — posiada niepospolity, u nikogo w tej mierze nie napotykany dar przywracania j e d y n o ś c i m om entom 2C.

usiłuje każdą chw ilę przeżyć, jak gdyby była zamkniętą w sobie wiecznością, ukochać ją dla niej samej, jak gdyby nic nie było już poza n ią 21.

Ta w ła śn ie w ielk a rola przypisana w yodrębnionej ch w ili je st jedną z p odstaw ow ych tez, w ielok rotn ie zresztą pow tarzanych, w znakom itej rozpraw ie Brzozow skiego. Zarazem jest ona dowodem , jak bardzo ta w łaściw ość pisarstw a Ż erom skiego uderzała jego w spółczesnych; B rzo­ zow ski sform ułow ał sw oje tw ierdzenie w r. 1905, a w ięc w ted y, kiedy n ie istn iały jeszcze te pow ieści, w których w łaściw ość owa zostanie znacz­ nie spotęgow ana tak w stosunku do L u d z i bezdom n ych , jak Popiołów. Tej m om entalności w k ształtow an iu św iata p ow ieściow ego nie uzasadnia zjaw isko nazw ane przez Spitzera — z okazji analizy zjaw isk prozy fran ­ cuskiej w sp ółczesnej Żerom skiem u — „m otyw acją p seu doob iek tyw n ą” 22. 18 Nie darmo w ięc W iaczesław I w a n o w {Достоевский и роман-трагедия. W: Бороз­

ды и межи. Москва 1916, s. 3—72) nazwał powieści Dostojewskiego powieściam i-tra-

gediam i. O ukształtowaniach czasowych w powieściach Dostojewskiego zob. М. Б а ­ х т и н , Проблемы поэтик Достоевского. Москва 1963, s. 38—40. V a n d e r E n g ,

D o stoje vskij-romancier. Rapports entre sa vision du monde et ses procédés litté ­ raires. S—Gravenhage 1957, s. 61—62.

19 Sprawa paraleli Berent—Żeromski jest o tyle skomplikowana, że Próchno i Ozimina w istocie wyprzedzają rozwój prozy powieściowej co najmniej o ćw ierć­ wiecze. Proza młodopolska (w tym także Żeromski) prawie w całości odchodziła od wzorców pow ieściopisarstw a balzakowsko-prusowskiego, ale — nawet gdy w prow a­ dzała radykalne poprawki — nie mogła się od owych wzorców wyzwolić. Raczej je rozbijała, niż wprowadzała na ich m iejsce nowe propozycje: nie zerwała przecież z fabularnością, nie zrezygnowała w pełni z wszechwiedzącego narratora. Natom iast Berent przem odelował powieść całkowicie, odrzucając to, co jeszcze w pierwszych dziesiątkach w ieku wydawało się istotą powieści, conditio sine qua non jej istnienia.

20 B r z o z o w s k i , op. cit., s. 16. 21 Ibidem, s. 25.

22 Zob. L. S p i t z e r , Pseudoobiektive Motivierung bei Charles-Louis Philippe. W: Stilstudien. II: Stilsprachen. München 1928, s. 166—207.

(11)

W yjaśn ien ie p rzy czyn ow e pozornie w sk azu je na ob iek ty w n y bieg spraw, w istocie jedn ak odnosi się do posiadanego przez bohatera sy stem u in ter­ p retacyjn ego, je st su b iek ty w n ą w izją rzeczy i procesów u k ształtow a­ ną w św iadom ości postaci. Fakt ten w y stęp u je u Ż erom skiego bardzo często, w sk ali całej p ow ieści sp rzyja zachw ianiu struk tu ry p rzyczy­ now ej 23, n ie stan ow i jednak w ła ściw eg o uzasadnienia rozbicia czasu na zespół m om entów . M otyw acje tego typ u w y stęp u ją b ow iem w obrę­ bie sceny, w obrębie epizodu, a w ięc ujaw n iają się już w w yod ręb ­ nion ym segm en cie czasu, są przez ów w yod rębn iony segm en t u w aru n ­ kow ane, ale n ie odnoszą się do sam ego podziału toku czasow ego p ow ieści na m niej lub bardziej sam odzielne fragm en ty. Tok ten jest od ow ej p seu doob iek tyw n ej m o ty w a cji n iezależny: bohater prow adzący znaj­ d uje się b ow iem tylk o w scenie, to zaś, co się dzieje m ięd zy scenam i, n ie podlega już jego kom p etencji. P rzejścia czasow e pom iędzy epizo­ dami, te tak częste u Ż erom skiego lu k i p om ięd zy nim i, należą w p ow ieści do innego porządku.

K ied y m ow a o tych spraw ach, p ow staje problem stosunku tego, co nazw ać m ożna m akrochronologią p ow ieści (ogólny przebieg czasow y przedstaw iony w utw orze), do jej m ikrochronologii, czy li w łaściw ości czasow ych poszczególnych epizodów . Oba te porządki czasow e są w zajem od siebie u zależnione, w zajem n ie na sieb ie oddziaływ ają. Już Brzozow ski zauw ażył, że dla u tw o rów Ż erom skiego ch arak terystyczny je st k onflik t p om iędzy koncepcją p ow ieści jako szeregu w idzeń (a w ięc m om entów ) i p ow ieścią p ojętą jako ciągłe o p o w ia d a n ie 24.

K on flik t ten w yraża się w całk ow icie różnym traktow aniu ow ych d w u stron b ud ow y czasow ej pow ieści. W zakresie m akrochronologii sto­ su je Ż erom ski z zasady n iedook reślen ia, unika ich k on sek w en tn ie w za­ k resie m ikrochronologii. M akrochronologia zakłada istn ien ie pauz, o któ­ rych się w sp om in a albo się je przem ilcza, m ikrochronologia, czy li budowa czasow a poszczególnej scen y, zakłada jedność czasu, n igd y bodaj przez Ż erom skiego n ie naruszaną.

N astęp stw o scen — b yła już o ty m mow'a — n ie m oże tw orzyć su g e­ stii p rzep ływ u czasu. T oteż w zak resie m akrochronologii ucieka się Żerom ski do tak prostego ujęcia, jak inform ow anie, że u p łyn ęło ty le a ty le czasu od zdarzenia relacjon ow an ego poprzednio. D użo jest w jego

23 Zob. I. D r o z d o w i c z - J u r g i e l e w i c z o w a , Technika powieśc i Ż erom ­

skiego. W arszawa 1929, s. 37: ,,W ogóle autor nasz podaje same czyny, bez pobudek,

które je zrodziły. [...] Za najw ażniejsze m otyw y akcji, czyli to, co posuwa akcję naprzód, co jest jej motorem, należy uznać: uczucie, w olę i los; przy tym w yraź­ niejszym i, bardziej rzucającymi się w oczy m otyw am i są dwa pierw sze”.

(12)

Z PR O B L E M Ó W P O E T Y K I Ż E R O M SK IE G O 195

p ow ieściach form uł tego rodzaju, w ystęp u jących praw ie z regu ły na po­ czątku rozdziału:

Dnie, tygodnie, miesiące... [Dzieje grzechu, t. 1, s. 114] 25

U pływ ały dnie, tygodnie, m iesiące [...]. [Nawracanie Judasza, s. 229]

Są to sw oiste łączniki pom iędzy poszczególnym i scenam i, w ystęp u jące w te d y zw łaszcza, gdy d zielący je interw ał czasow y jest duży. Spełniają one w tryb ie ściśle inform acyjn ym rolę wskaźnika, przynoszącego infor­ m acje o p rzep ływ ie czasu, n iek ied y konieczne dla w łaściw ego zrozum ienia tego, co jest przedstaw ione w scenie. N ie tw orzą one jednak tej su gestii ciągłości czasow ej, która jest tak w ażna dla p ow ieści k lasyczn ego reali­ zm u, raczej przeciw nie: uw yd atniają jeszcze bardziej fragm entaryczność k ształtow ania czasu.

„Minął dzień”, „minął rok”, „minęła w ieczność” — słowa Kazimierza Wyki — powiedzenia takie ze stanowiska ich funkcji porozumiewawczej są do pewnego stopnia identyczne. Nie oznaczamy innym „m inął” wieczności, innym „minął” dnia. Pow ieść nie m oże niekiedy obejść się bez podobnego postępowania, musi je zapożyczać wprost z języka przedartystycznego. Wszelako konieczność ta nie posiada wagi, jeżeli oceniam y ją z punktu widzenia świadom ie artystycznej konstrukcji czasowej M.

N iedookreślenia w zakresie m akrochronologii ujaw niają się jeszcze w czym innym : brak w jej obrębie dat rocznych (nie d otyczy to, oczy­ w iście, utw orów h istorycznych — tam są one pośrednio lub bezpośrednio zaznaczane, odnoszą się do zdarzeń, które odbiorca n ie tylk o m oże, ale n aw et m usi sytu ow ać w czasie w ym iern ym historycznie) 27. Żadna po­ w ieść Żerom skiego n ie zaczyna się w ten sposób: „Około roku 1870 n aj­ znakom itszą szkołą żeńską w W arszaw ie była pensja pani L atter”. W szel­ kiego precyzow ania dat unika pisarz z w yjątk ow ą w p rost konsekw encją (będzie o ty m m ow a jeszcze w d alszych partiach artykułu). O czyw iście,

26 W szystkie cytaty z utworów Żeromskiego podaje się według wydania: S. Ż e r o m s k i , Dzieła. Pod redakcją S. P i g o n i a . [Dział] II. W arszawa 1956.

26 W y k a , op. cit., s. 228.

27 Osobnym problemem jest, jak charakteryzowana tu poetyka w zakresie for­ m ow ania czasu w pływ a u Żeromskiego na kształtowanie epiki historycznej, której zobowiązania czasowe są dużo w iększe niż w powieściach innego typu. W Popio­

łach autor stosuje również kompozycję epizodyczną, ale w zakresie makrochrono­

logii unika zasadniczo przemilczania tych w ielkich w ątków historycznych, których czytelnik m ógłby się w powieści o czasach napoleońskich spodziewać, a w których nie biorą udziału jej główni bohaterowie. Żeby w ięc tę lukę zlikwidować, wpro­ wadza pisarz narratora-żołnierza, który relacjonuje sw e przygody dotyczące w ła­ śnie pom iniętych wydarzeń historycznych. Obecność tej relacji m otyw uje się jedynie dążeniem do uniknięcia luk i stworzenia sugestii pełni. Zob. rozdział Na wojence

dalekiej w t. 2 Popiołów. Sprawy te zresztą wychodzą poza zakres niniejszego arty­

(13)

konkretne d a ty nie w y stę p o w a ły w e w szystk ich dziełach k lasyczn ego realizm u, w jego ob ręb ie jednak ich nieobecność n ie w iązała się z za­ k łócen iam i w k ształtow an iu czasu.

Żerom ski z reg u ły określa czasow o każdą scenę. Stało się to u niego n iem al ob ow iązu jącym zw yczajem , że n o w y rozdział-epizod zaczyna się od inform acji o czasie, w jakim przebiega dane zdarzenie (dotyczy to zw łaszcza u tw orów ze środkow ego okresu tw órczości, m niej w ięcej od

D z i e j ó w grzechu).

W kilka dni później Piotr przybył do m iasta Siedlce. [Uroda życia, s. 216] Nazajutrz rano pan Granowski przechadzał się wzdłuż drogi dzielącej Błonia podm iejskie, zatopiony w rozm yślania i roztrząsania szczegółow e swych spraw m ajątkowych. [Charitas, s. 137]

P rzyk ład y m ożna cytow ać w nieskończoność. Z jaw isko to w ażne jest o tyle, że ma su gerow ać k onkretność czasow ą sceny, ma ją sytu ow ać w p ew n y m czasie ob iek tyw n ym . Jednakże czas ten n ie je st rzutow any na żaden k on k retn y czas h istory czn y — n ie m oże b yć rzutow any, skoro n ie jest on z zasady b liżej p recyzow an y. O w e tak liczn e u Żerom skiego „nazajutrz”, „po trzech m iesiącach ”, „w tyd zień p óźn iej” itp. odnoszą się w yłą czn ie do im m an en tn ego czasu pow ieści, nie dają się przełożyć na żadne inn e stosu nk i czasow e. D okładność ty ch ok reśleń byw a różna, zależn ie od tego, jak w ie lk ie zb liżen ie autor w danym rozdziale-epizodzie stosu je, za leżn ie od rozm iarów in terw a łu w stosunku do poprzedniego epizodu, itp.

D okładność ta b yw a jednak często ty lk o zew nętrzna, m om entam i n aw et pozorna. S zczegółow e oznaczenie ch w ili, w jakiej rozgryw a się scena, w n osi elem en t p recy zji ty lk o ze w zg lęd u na nią samą, a n ie na ep izod y sąsiadujące (tak poprzedzające, jak następujące), nie na cały przebieg czasow y u tw oru . J eśli się na n ią spojrzy z p unktu w id zen ia tego w ła śn ie przebiegu, okaże się, że w n osi ona w łaśn ie nieporządek, że jest n ajisto tn iejszy m o b jaw em atom izacji czasu p ow ieściow ego. Każda spośród tych z pozoru tak d okładnie o k reślon ych czasowo scen w prow adza e le ­ m en t zakłócenia, je śli się je u jm ie jako człon y jednego linearn ie ok reślo­ n ego przebiegu. Jednakże ów lin earn ie u jęty przebieg składa się z sam ych p u n k tów — każd y z n ich m oże b yć u p lasow an y w innej od ległości w sto­ sunku do pozostałych. W ięcej: k ażd y z nich m oże w n osić su gestie, które się kłócą z su gestiam i w y n ik a ją cy m i z in n ych punktów . N aw et w tej m aterii pow stają sprzeczne s y g n a ły 28. Jest to ty m d ziw n iejsze, że czas

28 Zob. np. relację o poprzednich mom entach dziejów Snicy (tzn. przed jego bezpośrednim zjaw ieniem się w epizodzie spotkania z Granowskim, a po zjaw ieniu się w epizodach w cześniejszych, w poprzednim tom ie cyklu). Relacja ta sugeruje, że pom iędzy tym i dwoma punktam i m inął spory okres czasu, niew ątpliw ie dłuższy niż rok. Tym czasem inne relacje wskazują, że pomiędzy zdarzeniami równoległym i tam tym — m inął w łaśnie rok, nie w ięcej.

(14)

Z PR O B L E M Ó W P O E T Y K I Ż E R O M SK IE G O 197

w p ow ieściach Żerom skiego — zgodnie z tradycją prozy realistyczn ej — m a być określony, u stabilizow any, raz na zaw sze d a n y czyteln ikow i. Zadaniem odbiorcy jest tylk o ów czas przyjąć takim , jakim on jest, a nie rekonstruow ać z poszczególnych elem en tów i u łam kow ych przebiegów — tak jak się dzieje w pow ieści późniejszej. W tedy nie b yłob y sprzeczności, która u Ż erom skiego n iew ą tp liw ie w ystęp u je. Sprzeczności dla historyka literatu ry n ie zw y k le w prost interesującej: pokazuje ona bow iem , jak dla pisarza pierw szej ćw ierci w iek u (w ystęp uje ona n ie tylk o u Żerom ­ skiego, choć u niego n ajw yraziściej) 29 załam uje się norm a kształtow ania czasu w łaściw a prozie realistyczn ej w. X IX , i że nie m oże jej zastąpić żadna inna norma, a w ięc że działa tutaj norma, która utraciła już moc organizującą, na ty le jednak silna, że nie można się w y zw o lić spod jej działania 30.

3

P ow racam y do postaw ionego już pytania: jakie u jęcie czasu h istorycz­ nego przynosić mogą p ow ieści zbudow ane w sposób w y żej scharaktery­ zow any, w k tórych czas św iata przedstaw ionego kształtow any jest tak sw oiście? A lb o inaczej: czy rzeczyw iście autom obile jeźd ziły pod K iel­ cam i w tym czasie h istorycznym , w którym jeszcze ich n ie konstruowano? W arunkiem w stęp n ym w łaściw ej odpow iedzi na to p yta n ie je st zdanie sobie spraw y, że problem czasu utw oru literackiego nie b y ł dla Żerom ­ sk iego tym , czym jest dla w spółczesnego pisarza, a także dla w spółczesnego czyteln ik a św iadom ego spraw lite r a tu r y 3i. N ie b y ł n im także dla k la ­ sy k ó w p ow ieści X IX -w ieczn ej, ale w ich dziele odnosił się do określonej,

29 Przykładem równie wyrazistym są powieści G. Daniłowskiego: Z minionych

dni i Jaskółka — a w ięc pisarza należącego niew ątpliw ie do szkoły Żeromskiego.

Ale u niego w iąże się to z jeszcze dalej posuniętą niż u autora Wiernej rze ki dez­ integracją kompozycji powieściowej: nawet te w ięzy, które jeszcze uwidoczniają się u Żeromskiego, zostały w ydatnie osłabione. W przypadku pierwszej z tych powieści można się domyślać, że jej niezw ykły wprost bałagan w konstrukcji m a­ teriału spowodowany został ingerencjami cenzury.

30 Kto w ie zresztą, czy nie bardziej utrwalona w świadomości odbiorcy, do którego pisarz sw e dzieło adresował, niż jego samego.

31 Teoretycy powieści w skazują, że problem czasu w literaturze zarysował się niedawno. W y k a (op. cit., s. 221) powiada, że nie pojawia się on w klasycznych teo­ riach powieści ani w wypow iedziach takich pisarzy, jak Flaubert i Zola; pio­ nierską rolę odegrały w tej dziedzinie poglądy R. Ingardena. K w estie te rozważa R. A l e w y n (Brentanos „Geschichte vo m braven Kasperl und dem schönen

Annerl”. w tom ie zbiorowym: Gestaltprobleme der Dichtung. H erausgegeben von R. A l e w y n , H.-E. H a s s , C. H e s e 1 h a u s. Bonn 1957, s. 159). Jego zdaniem uświadom ienie tej sprawy nie jest zasługą filozofów (takich jak Bergson i Heideg­ ger), ale powieściopisarzy, w dziełach których czas stał się czynnikiem podstawowym, Prousta, Conrada, Joyce'a, V. Woolf, Faulknera, późnego Manna.

(15)

istn iejącej in tersu b iek ty w n ie k oncep cji czasu, ch arakteryzow anej przez G eorgesa P o u let następująco:

czas w X IX w iek u ujaw nia się z istoty jako ruch ciągły, który daje się ująć, gdy się wychodzi od jego pierwotnej przyczyny: jest staw aniem się, które jest zawsze przyszłe. R zeczywistość nie jest już, jak w staw aniu się arystotelesow - skim, rzeczą zam kniętą, ale samym procesem genetycznym, poprzez który przyczyna pociąga za sobą s k u te k 32

Z całego poprzedniego w yw od u w yn ika, że w ła ściw o ści czasow ych pow ieści Ż erom skiego n ie m ożna do takiej koncepcji odnosić. A le — i w tym u jaw n ia się tak w aga, jak sw oistość zjaw iska — czasu ow ego n ie m ożna odnosić do żadnej sp recyzow an ej koncepcji. N ie m ożna nie ty lk o dlatego, że pisarz tego k ręgu spraw po prostu sobie n ie uśw iada­ m iał; n ie u św iadam iali go sobie przecież i w ie lc y k la sy cy p ow ieściopisar- stw a u b iegłeg o w iek u , co w ca le tak iem u od niesieniu n ie przeszkadza. Form ow anie czasu, p ojętego teraz jako literack a w izja czasu h istorycz­ nego, stan ow i w y p ad k ow ą w ielu elem en tó w — jedn ym z n ich są tradycje p ow ieści rea listyczn ej.

N ajlep szy m o k reślen iem dla w ła ściw eg o Ż erom skiem u k ształtow ania czasu będzie epitet: i d e o l o g i c z n y . Struktura czasow a jego pow ieści je s t b ow iem pom yślana n ie jako od pow iedn ik określonych przebiegów h isto ryczn ych , ale jako ich interpretacja. Interpretacja dokon yw an a ze w zg lęd u na te cele im p resy w n e, jakie pisarz każdorazowo staw ia sw em u utw orow i. K szta łtu je on zjaw isko, k tóre nazwać m ożna w i e l k ą w s p ó ł c z e s n o ś c i ą : w szystk o, co się w niej pojaw ia, ma dla pisarza aktualną w artość ideow ą i m oralną, w artość u jm ow aną n ie w rozwoju, ale — w istocie — poza czasem . P u n k tem inicjalnym tej w ielk iej w sp ó ł­ czesności je st p ow stan ie styczn io w e 33, pun k tem końcow ym — ak tu aln y m om ent p isan ia u tw oru. T w ierd zenie to d otyczyć m oże tw órczości pisarza jako całości, a le także poszczególnych jego utw orów — zw łaszcza U ro d y

ż y c ia i W a lk i z s za ta n e m (one w ła śn ie — łącznie z D zie ja m i grzechu —

stanow ią zasadniczy p rzedm iot a n alizy w n in iejszej części artykułu). O bydw ie te pow ieści doprow adzone są do m om entu, w którym zostały napisane (jak zobaczym y, n a w et m om en t ten przekraczają), są w ięc w in ­ ten cji pisarza n ie ty lk o „p ow ieściam i w sp ó łczesn y m i” , ale w ręcz „po­

32 G. P o u l e t , Études sur le te m p s humain. Paris b. r., s. XL.

33 Na rolę powstania styczniow ego w św iecie pow ieściow ym Żerom skiego w ska­ zywano w ielokrotnie. J. K l e i n e r (Żeromski jako poeta pow stania styczniowego. W: Sztychy. Wyd. 2. L w ów 1933, s. 69—85; artykuł pochodzi z r. 1913) nazw ał go naw et „poetą powstania styczniow ego”. R. Z i m a n d zwrócił mi uwagę, że w tw ór­ czości Żeromskiego pow stanie styczniow e odgrywa taką rolę, jak w twórczości P’aulknera w ojna secesyjna. I w jednym, i w drugim przypadku mam y do czynienia z tym, co dla obydwu pisarzy stanow i początek ich w spółczesnego świata, stanowi to w ydarzenie dziejowe, w którym stało się owo coś, co określiło w szystkie w yda­ rzenia następne, a także sprzyjało uform owaniu się pewnych obsesji moralnych.

(16)

Z PR O B L E M Ó W P O E T Y K I Ż E R O M SK IE G O 199 w ieściam i a k tu aln ym i”. O bydw ie są usytu ow ane w ob ec pow stania sty cz­ niow ego: Uroda ż y c ia bezpośrednio, zw łaszcza jeśli się ją czyta w pow ią­ zaniu z Echami leśn ym i; W alka z szatanem — pośrednio, poprzez w zm ianki o pow stańczej biografii ojca bohatera (co zaw ażyło na jego losach) oraz opis Spotkania w górach z sęd ziw ym zakonnikiem , b yłym pow stańcem . I w jednym , i w drugim w ypadku pow stanie w aży na św iadom ości bohaterów , w aży nie tylk o jako składnik tra­ d y cji rodzinnej, jest także w yznaczn ik iem ich losów . Owa w sp ół­ czesność, której m om entem początkow ym je st w ydarzenie z r. 1863, stan ow i bardzo obszerny w ycin ek czasu, jeśli się chce ją doprowadzić do ch w ili, w której aktualność ma być chw ytana na gorąco. W przypadku

U r o d y ży c ia ob ejm uje lat bez m ała pięćdziesiąt, w przypadku W alki z s za ta n e m — ponad pięćdziesiąt. A to, co się dzieje w m om encie pisania,

b yło dla Ż erom skiego tak samo w ażne, albo n aw et w ażniejsze niż punkt w y jśc io w y jego w spółczesności. Stanął w ięc przed pisarzem problem skonstruow ania łącznika pom iędzy tym i d w iem a krańcow ym i datami.

Dla tw órcy w p ełni respektującego zasady poetyki realistyczn ej ist­ niałoby jedno tylk o rozw iązanie tej sytuacji: pisać w ielk ie kroniki h isto­ ryczne, k tórych am bicją b yłob y w m n iejszym lub w ięk szym zakresie ob jęcie całości w ydarzeń, całości procesu dziejow ego z o w ych lat. Innym i słcw y: gd yb y Żerom ski, pozostając przy sw oim rozum ieniu w ielk iej w spółczesności, zasady te rzeczyw iście respektow ał, b y łb y skazany na pisanie dzieła, które stan ow iłoby polski odpow iednik W o jn y i pokoju. Takie rozw iązanie b yło jednak dla niego niem ożliw ością, było n iem ożli­ w ością przede w szystk im dlatego, że — zostaw iam y obecnie na boku spraw ę dezintegracji schem atu p ow ieści klasycznej — p ow ieść m iała dla niego znaczenie bardziej jako środek doraźnego oddziaływ ania społecz­ nego niż jako zobiek tyw izow any obraz dziejów . Żerom ski staw iał im pre- sy w n e (a czasem także ek sp resyw n e) zdolności prozy p ow ieściow ej nad poznaw czym i.

Skoro tak ie założenie okazało się n iem ożliw e do realizacji — choć Ż erom ski w istocie sugeruje, że je w yp ełn ia (sugeruje przez pozorne traktow anie czasu jako zjaw iska obiektyw nego) — pozostało in n e roz­ w iązanie: sw o iste preparow anie w ydarzeń i przebiegów h istorycznych. Polega ono na szczególn ych zasadach w yboru, na pom ijaniu zdarzeń, których czy teln ik m ógłby się w p ow ieści spodziew ać, skoro została mu ona przedstaw iona jako pow ieść w spółczesna (tzn. pow ieść o teraźn iejszo­ ści), itp. P olega na odhistorycznieniu przedstaw ionych zjaw isk, które w sp ó łistn ieje ze szczególnie m ocno u w yd atnion ym faktem , że w szystko, co się w p ow ieści dzieje, n ależy do w spółczesności 34. S ięg n ijm y po przy­

34 Już K l e i n e r (op. cit., s. 74) twierdził, że nawet powstaniu pisarz „odebrał, o ile to było m ożliwe, w szelką historyczność”.

(17)

kłady. W trzech n ajob szern iejszych p ow ieściach w sp ółczesn y ch Żerom ­ skiego: D zieja ch g r z e c h u 35, U rodzie życ ia i W alce z szatanem , pojaw iają się ty lk o drobne aluzje do w yd arzeń r. 1905, nie oddające ich w agi dla sam ego pisarza i jego w sp ółczesn ych (m ogła tu odegrać rolę obawa przed cenzurą). A lu z je te w ystęp u ją zresztą w zu p ełnie d o w oln ym szyku chro­ nologiczn ym — np. w N aw racan iu Judasza znajdują się o n e po w zm ian ­ kach o fu tu rysta ch (a w ięc cz y teln ik sw oiście m usi je plasow ać w toku czasow ym ). W pow ieściach ty c h ogranicza się zatem pisarz do w zm ianek (m ogących u jść u w agi odbiorcy) — rokow i 1905 p ośw ięci osobne utw ory. Szeroko traktow any, w p ow ieściach ty ch gm atw ałb y m u w izję jego w ie l­ kiej w sp ółczesności. D ok on yw an a przez Ż erom skiego preparacja czasu h istorycznego opiera się w ięc na d w u p rzeciw staw n ych posunięciach: zakładaniu, że w szystk o, co się dzieje w pow ieści, n ależy do bezpośredniej w sp ółczesn ości i ma sen s jak najbardziej aktu aln y, oraz na u n iem o żliw ie­ n iu jak iejk olw iek czasow ej k on k retyzacji zdarzeń — w sp ółczesność sta­ n ow i tu w artość im m anentną, n iesprow adzalną do niczego, co się znaj­ d u je poza nią, nierozkładalną. C zyteln ik pow ieści Ż erom skiego — zw łasz­ cza trzech w y m ie n io n y ch w y ż ej 36 — otrzy m y w a ł w ięc od autora sprzecz­ ne sygn ały: jed n e zm uszały go do osadzania p ow ieści w jego w łasn ym czasie h istorycznym , in n e k o n sek w en tn ie m u to u n ie m o ż liw ia ły 31. To,

35 H. M a r k i e w i c z (Spojrzenie na Żeromskiego. W: T radycje i rewizje,

s. 282) zwrócił uwagę, że chociaż losy Ew y Pobratyńskiej przebiegają w próżni

historycznej, potraktow ano, je w związku z wydarzeniam i rew olucyjnym i. Z tego w zględu szczególnie interesująca jest praca W. M a k o w s k i e g o Rok 1905 w litera­

tu rze polskiej („Sfinks” 1912, z. 2, s. 236), w której o Dziejach grzechu m ów i się

niem al jako o dalszym ciągu wydarzeń roku 1905. Zob. także H. M a r k i e w i c z .

Pru s i Żeromski. R o z p r a w y i szkice literackie. Warszawa 1954, s. 257—259. Jak

dziw nie ten fakt historyczny plasowano w chronologii pow ieści Żeromskiego, świadczy stw ierdzenie A. L a n g e g o (Stefan Żeromski. W: Pochodnie w mroku. Warszawa b. r., s. 23), że „Piotr Rozłucki jako oficer rosyjski przybywa w r. 1905 do P olsk i”.

36 Jedyną bodaj powieścią Żeromskiego (jeśli nie liczyć „małych pow ieści”, jak

Wierna rzeka), w której takie sprzeczne sygnały nie w ystępują, jest Przedwiośnie.

W ydaje się to zrozum iałe: w m om encie gdy było pisane, nie można już było kształ­ tow ać w ielkiej w spółczesności poza historią. Zresztą w tej w łaśn ie powieści chodziło o aktualność ściśle konkretną.

37 Owa sprzeczność sygnałów to — być może — tendencja ogólniejsza w prozie przełomu w ieków . Przykładem jej działania jest książka pisarza, u którego jej obecności trudno było się spodziewać, a m ianow icie ostatnia powieść Zoli, Vérité (1902). Jest to pow ieść z życia prowincjonalnego, pow stała pod niew ątpliw ym w p ły ­ w em sprawy Dreyfusa. Jej św iat jest całkowicie w yizolow any z w szelkich kon­ kretów historycznych, ale pisarz nieustannie sugeruje, że to, o czym mówi, stanowi palącą aktualność. Jest to powieść nie tyle nawet ideologiczna, co po prostu publi­ cystyczna, mimo że bezpośrednich traktatów publicystycznych w niej mało. Oczyszczenie z w szelkich w ypadków historycznych pozwala Zoli swobodnie prze­

(18)

Z P R O B L E M Ó W P O E T Y K I Ż E R O M SK IE G O 201

że taki sposób pisania b y ł w ogóle m ożliw y oraz że p ow ieści Żerom skiego m iały w śród jego w sp ółczesnych tak ogrom ny zasięg czy teln iczy, w ynika n iew ą tp liw ie z faktu, że w ow ej epoce nad problem em czasu w p ow ieści jeszcze w ogóle się n ie zastanaw iano — i sprowadzano w szystk o do z w y ­ czajów u kształtow an ych przez pow ieść realistyczną.

Taki stosu nek do czasu historycznego m usiał się, oczyw iście, jakoś w yrażać w sam ym czasie św iata pow ieściow ego. K onstrukcja fabularna zakładała posuw anie się w czasie, zakładała pew ną czasową progresję, przeczyła zaś tem u idea jednej w ielk iej w spółczesności, w której czas, pozornie układający się w diachroniczny przebieg, sprow adzony został do system u pojm ow anego synchronicznie. P isarz tak dalece n ie liczy się z chronologią — m im o iż pozornie w pełni ją respektuje — że n iekiedy pow stają w ątp liw ości, o jakim stu leciu w danym m om encie jest m owa. S ięgn ijm y po przykłady. S tryj powiada do Piotra Rozłuckiego:

Gdyby ta konstytucja w eszła była w życie, gdyby w ciągu s t u l e c i a u b i e g ł e g o była ulepszana i rozszerzana, to czy ten kraj tak by teraz w y ­ glądał, jak wygląda? [Uroda życia, s. 64; podkreślenie M. G.]

A oto in n y passus z tejże sam ej powieści, dyskusja pom iędzy Piotrem a księdzem W olskim:

— Och — sprawa chorowita, naładowana wzniosłym i czuciami, polska sprawa z e s z ł o w i e c z n a , a całowieczna, która odnawia się jak skryta dzie­ dziczna choroba, [s. 271; podkreślenie M. G.]

Co tutaj jest ow ym „stu leciem u b iegłym ”? W iek X VIII czy XIX? Na to proste p ytan ie bynajm niej prosto odpow iedzieć n ie można. Jeśli czytać te w yp ow ied zi bohaterów na tle toku akcji, pow inny one dotyczyć w iek u XVIII, dziać się bow iem ma to w szystko kilkanaście lat po pow sta­ niu, a w ięc n iew ą tp liw ie w w iek u X IX . O bydw ie jednak d y sk u sje w sk a­ zują nieodparcie, że dla interlokutorów stu leciem u biegłym jest w iek XIX. A w ięc sprzeczność? Chyba jednak coś o w iele w ażniejszego.

To m ianow icie, co K azim ierz W yka pokazał na przykładzie Jana

K r z y s z t o f a R o lla n d a 38: n ieprzylegan ie czasu św iata przedstaw ionego

do czasu, środow iska (czasu historycznego). Z jaw isko to w y stęp u je u Że­ rom skiego co najm niej w trzech w yżej w ym ien ion ych pow ieściach. N ie ­

suwać figury na powieściow ej szachownicy zgodnie z wymaganiam i postawionej tezy, a także pokazywać, jak by w yglądał świat, gdyby teza ta była realizowana. W tak skonstruowanym utworze b yły naturalista dawał w ięc pew ien program przebudowy świata.

38 W y k a , op. cit., s. 235—239. Porównanie twórczości Żeromskiego z pow ie­ ściam i Rollanda, i to nie tylko pod tym kątem, m ogłoby być frapujące. Na pewne podobieństwa, zwłaszcza w Nawracaniu Judasza, zwrócił już uwagę J. K l e i n e r w recenzji Walki z szatanem („Sfinks” 1917 , z. 4, s. 104).

(19)

trudno b ow iem pokazać, że w zasadzie ich czas w ykracza poza datę napisania książki, czy li — inn ym i sło w y — w ydarzenia traktow ane jako w p ełni w sp ółczesn e i dające się odnieść do w ydarzeń, które zaszły w m om encie p racy pisarza nad p ow ieścią, m uszą być rzutow ane w p rzy­ szłość. P rzykład y: już na p ierw szych stu stronach N aw racan ia Judasza m ów i się o śm ierci N ietzsch ego (a w ięc r. 1900), partiach b olszew ik ów i eserów (było to m o żliw e dopiero po r. 1903), Ryszard słucha w paryskiej kaw iarni rozm ów o tak ich m alarzach, jak Picasso i M atisse, m ów i się o w yk ładach p u b liczn ych B ergsona. N ieco dalej (s. 112) m ów i się o fu tu ­ rystach i ich p iśm ie „L acerba”, i to n ie ty lk o w e W łoszech, ale także w p row in cjon alnej P osusze, gd zie in telek tu a listk a pani L enta zapełnia sobie pustkę m ałom iasteczk ow ego żyw ota lekturą prac Papiniego i S o ffi- ciego. B yło to m ożliw e n ajw cześn iej w r. 1909, n aw et je śli się przyjm ie, że w ło sk ie n ow ości litera ck ie d ocierały m om en talnie do zapadłej m ie­ ścin y. P rzy jm ijm y jednak, że ten m om ent akcji przypada rzeczyw iście na rok 1909. Okaże się w ów czas, że do w yb u ch u I w ojn y, o której m owa dopiero pod k on iec p ierw szej części Charitas, m ija n ie pięć lat, ale — co n ajm n iej — dw a razy ty le . (W przypadku try lo g ii trzeba w ziąć pod u w a ­ gę, że pisana b yła w szczególn ych w arunkach: w yb u ch w o jn y w p ły n ą ł w sposób isto tn y na zm ianę k on cep cji cyk lu.) T yle b ow iem czasu w y ­ m agają ob ficie nagrom adzone w yd arzen ia, sam pisarz zresztą, m im o że w ystrzega się jak ich k o lw iek k onk retyzacji, tak i w łaśn ie w y c in ek czasow y su geru je czy teln ik o w i (w trzecim tom ie try lo g ii taka tend en cja w k ształ­ tow an iu czasu je st tuszow ana; nic dziw nego, jest to już p ow ieść w ojenna). Pod koniec pow ieści — d otyczy to zw łaszcza U r o d y życ ia — pisarz, m imo że już w dużo w c ześn iejszy ch partiach tak prow adzi fabułę, b y czyteln ik osad zał ją w czasie sobie w sp ó łczesn ym , n iezw y k le przyśpiesza b ieg czasu, m ięd zy drugą a trzecią częścią p ow ieści u p ły w a lat k ilk an aście (zob. b ezpośrednie inform acje na s. 338) 39. Tu w ła śn ie ten d en cja do tak iego kształtow an ia czasu u zysk ała punkt k ulm in acyjn y. D zieje się podobnie do tego, co W yka pokazał w sw ej analizie Jana K r z y s z t o f a : czas fab u larnie się rozw ija, ale w isto cie stoi w m iejscu. Stoi w m iejscu, bo do regu ł p ow ieści fabularnej należało, b y jej rozw ój czasow y m ógł zostać od niesion y do p ew n ego przebiegu czasu w bieżących dziejach.

T akie k ształtow an ie czasu w yraża się w u jęciu różnych elem en tów p ow ieści, w yraża się tak że w k onstru kcji bohaterów . W prozie realistycz­ nej sam rozwój postaci b y ł znakiem przepływ ania czasu, co n iek ied y zw aln iało po prostu pisarza z w prow adzania sp ecjaln ych inform acji na ten tem at. B ohater Ż erom skiego, n a w et jeśli autor pow iadam ia o jego

39 Na ów dziw ny charakter i niedopracowanie ostatnich partii U rody życia zwracali uw agę już pierwsi krytycy tej pow ieści (np. A. Grzym ała-Siedlecki). Zob. także A d a m c z e w s k i , op. cit., s. 411—412.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W celu uwzględnienia oddziaływania czynników ryzyka na kształt rozkładu prawdopodobieństwa czasu trwania robót budowlanych możliwe jest zastosowanie wnioskowania rozmytego,

Hospitacje na Wydziale Filologicznym UWr przeprowadza się na studiach I i II stopnia, studiach doktoranckich (III stopnia) oraz na studiach podyplomowych. Przedmiotem hospitacji

a) powoływanie na studiach I i II stopnia Instytutowego/Katedralnego Zespołu Hospitacyjnego w drodze głosowania na wniosek dyrektora ds. Instytutowy/Katedralny Zespół Hospitacyjny

Fakty te mogą mieć pewne znaczenie p rzy ocenie stosunku prawno-publicznego Polski wobec S tolicy Apostolskiej. M ają też pełne zastosowanie praktyczne w ówczesnej

Książkę czyta się dobrze i polecam ją jako wprowadzenie do matema- tycznych zagadnień nieliniowej teorii sprężystości, mikromechaniki i miar Younga.. Ta część

Dany jest sygnał czasu dyskretnego x[n] pokazany na

d) program szpiegujący (ang. spyware) – oprogramowanie, które zbiera informacje na temat działania użytkownika np. śledzi historię przeglądanych stron czy zbiera informację

brak lokalizacji do uwagi W sytuacji gdy wyznaczenie miejsc postojowych nie było możliwe ze względu na niewystarczające parametry drogi, ale możliwy jest legalny postój pojazdu