• Nie Znaleziono Wyników

Mit wieku złotego w twórczości Jana Kochanowskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mit wieku złotego w twórczości Jana Kochanowskiego"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Dariusz Śnieżko

Mit wieku złotego w twórczości Jana

Kochanowskiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 81/1, 3-24

(2)

I.

R O Z P R A W Y

I

A R T Y K U Ł Y

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X I, 1990, z. 1 P L IS S N 0031-0514

d a r i u s z Śn i e ż k o

M IT W IEKU ZŁOTEGO W TWÓRCZOŚCI JA N A KOCHANOW SKIEGO M ityczne obrazy p ierw otn ej szczęśliwości należą — jak wiadom o — do kanonu m itów uniw ersalnych, przekraczających granice różnych, często odizolow anych k u l t u r i . Znaczy to, że odnoszą się do jednego z fu n d am en taln y ch aspektów doświadczania św iata. Inaczej mówiąc, dają się rozpoznać jako jednostki re p e rtu a ru k u ltu ro w y ch m otyw ów arche- typicznych 2.

Nazwie „w iek złoty” m ożna przypisać dw a zakresy, spięte relacją zaw ierania się. W ęższy z nich w skazuje n a w ielokrotnie w europejskiej tra d y c ji literack iej rep ro du k o w an y m otyw m itologiczny, odziedziczony w spadku po k o dyfikatorach greckich i rzym skich. Siedzenie jego dzie­ jów m ieści się zatem w polu naukow ych dociekań n ad recepcją an ty k u w piśm iennictw ie staropolskim . N atom iast w znaczeniu obszerniejszym i bardziej um ow nym określenie to odnosi się do w szelkiej „pochw ały czasów daw ny ch ”, powszechnego i żywego „m itu początk u” — ogarnia więc i te przypadki, w k tó rych „laus tem poris acti” nie leg ity m u je się bezpośrednio klasycznym rodowodem .

W m icie w ieku złotego tra d y c ja śródziem nom orska zdeponow ała prze­ św iadczenie o tym , że w epoce początku panow ało dobro i szczęście, że sk a rla łe pokolenie w spółczesnych nie w y trzy m u je porów nania z ge­

1 Mitowi wieku złotego w literaturze europejskiej doby renesansu poświęcona jest książka H. L e v i n a The M yth of the Golden Age in the Renaissance (Lon­ don 1970). Powołuję się tu na tłumaczenie polskie rozdziału tej pracy: H. L e v i n , M it wieku złotego — prehistoria. Przełożyła M. A d a m c z y k . „Pamiętnik Lite­ racki” 1982, z. 3/4, s. 323. Zob. też E. M i e l e t i n s k i , Poetyka mitu. Przełożył J. D a n c y g i e r . Przedmową opatrzyła M. R. M a y e n o w a . Warszawa 1981, s. 276.

2 Kategorię archetypu pojmuję podobnie jak J. A b r a m o w s k a (Peregryna­ cja. W zbiorze: Przestrzeń i literatura. Wrocław 1978, s. 128). Zob. też m.in. J. B i a ­ ł o s t o c k i , Tem at ra m o w y i obraz archetypiczny. Psychologia i ikonografia. W: Teoria i twórczość. Poznań 1961. — N. F r y e , A r ch etypy literatury. Przełożyła A. B e j s k a . W antologii: Współczesna teoria badań literackich za granicą. Opra­ cował H. M a r k i e w i c z . T. 2. Kraków 1972. — L. A. F i e d l e r , A rch ety p i syg­ natura. Analiza z w ią z k ó w m iędzy biografią a poezją. Przełożyła K. S t a m i r o w - s к a. W: jw.

(3)

n e ra c ją pierw szych ludzi. Idea w ieku złotego jest więc rozpięta na b ie­ gunach fu n d am e n ta ln ej opozycji teraźniejszość— przeszłość, zorientow a­ nej aksjologicznie, w yrażającej dezaprobatę dla stanu, do jakiego św iat się stoczył w w yniku długiego procesu degradacyjny ch zmian. L ap id ar­ nie u ją ł to H a rry Levin m ówiąc, że w iek złoty je s t tym w szystkim , czym w iek obecny nie j e s t 3. Ale w łaśnie — od czasów zatargu poety H ezjoda z nieuczciw ym b ra te m p ara d y g m at m ityczny obejm uje, pom iędzy w spo­ m nianym i p u n k tam i sk rajny m i, kolejne szczeble upadku: wiek sreb rny, brązow y, a u a u to ra Prac i dni jeszcze pokolenie herosów . We wzorcu ty m zaw arta jest historiozoficzna teza o n ieuchronnie degradacyjnym , a jednocześnie „skokow ym ” 4 p rzebiegu rozw oju dziejów. Epoki zm ie­ n iają się niejako au tom atycznie i tru d n o tu szukać jakiejś isto tn ej tra n s ­ cen den tn ej m otyw acji, może poza w y darciem w ładzy S aturn ow i przez Jow isza.

M ityczna h isto ria pogarszania się św iata o p a rta jest na koncepcji specyficznej „dw utorow ości”. S p ełn ia się bow iem w porządku cyw i­ lizacyjnym i m oralnym , p rzy czym przebiegi owe są w zajem nie pow ią­ zane. Otóż więc proces up ad k u człow ieka m it każe widzieć w aspekcie kolejnych etapów jego w yobcow yw ania się z pierw otn ie przyjaznego, n a tu raln eg o tła (podporządkow ał on sobie faunę, w yciągnął św ięto­ kradczą dłoń po u k ry te w głębi ziem i bogactw a n aturalne). Proces ten jest w spółbieżny z n a ra stan ie m wrogości p rzyrody, hojnie teraz p rz y ­ sparzającej cierp ień i zm uszającej do znojnej pracy. Z arazem ludzkość deg rad u je się w porząd k u m oralnym , stopniow o dochodząc do dna zbrod­ ni w żelaznym , czy taj: dzisiejszym w ieku.

O pozycja w spółczesnego i m inionego byw a w erbalizow ana na dw a sposoby. P ierw szy polega n a akcentow aniu tego, co było; należy tu obfi­ tość pożyw ienia, długi żywot, lekk a śm ierć, p ierw o tn a dobroć itd. Tych rzeczy nie m a już dziś. D rugi sposób — Levin nazw ał go może niezbyt fo rtu n n ie „zasadą neg acji” 5 — sprow adza się do w yliczenia tego, co jest p rzekleń stw em dzisiejszych czasów, a czego nie doświadczyli ludzie zło­ te j generacji: h aró w k a w pocie czoła, granice i w ojny, m ordy i choroby... J a k się zdaje, silny nacisk n a m oralistyczną funkcjonalizację m itu przyczynił się do w yodrębnienia w to k u jego ew olucji dwóch w arian tó w obrazu czasów początku, będących w ynikiem selektyw nego w y k orzysta­ nia w z o rc a 6. P ierw szy z nich stanow i w ersję „łagodną”. Np. Janiciu s

* L e v i n , op. cit., s. 324.

4 Określenie M. B a c h t i n a (Formy czasu i czasoprzestrzeni w powieści. W: P ro b le m y literatury i estetyki. Przełożył W. G r a j e w s k i . Warszawa 1982, s. 313). 5 L e v i n , op. cit., s. 332. Uczony wskazuje, że zasada ta została rozw inięta przez Owidiusza w Przemianach.

8 Rozróżnienie „łagodnego” i „surowego” wariantu m itu w ieku złotego tradycja badawcza zawdzięcza klasycznej pracy: A. O. L o v e j o y , G. B o a s , Prim itivism and Related Ideas in A n tiquity. Baltim ore 1935.

(4)

w opisie Italii (elegia 2 Księgi żalów) odw ołuje s î q do w spom nienia w ieku złotego, w izję tę nasycając obrazam i p rzyjaznej aury, obfitości sadów i w innic i harm onijnego piękna p rz y ro d y 7. W podobnych p rzy ­ padkach szczęście utożsam ia się zazwyczaj z dostatkiem , a n a w e t n ad ­ m iarem dóbr. W ersja „surow a” natom iast raczej w b rak u w y b ujałych potrzeb, a zarazem pokus, dostrzega źródła satysfakcji i — co w ażne w kontekstach p arenetycznych — takie cnoty, k tó ry m nie sp rzyja zbytek:

Dziś jasna woda i żołądź nie daje Smaku, każdy się do wina przysądzą, Pierzyn, rozkoszy — a cnoty wzgardzone.

Tak n arzek ał Sebastian G rabow iecki w sonecie O bżarstwo (w. 12— 1 4 )8. Rzecz znam ienna: żołędzie, już dla Cycerona przysłow iow e (A t t , II, 19), tra d y c ja uczyniła sygnałem ascetycznego w a ria n tu m itu. Zresztą m otyw ten sy tu u je się gdzieś w pobliżu naukow ych poglądów sta ro ż y t­ nych: Pliniusz w Historii n aturalnej (XVI, 1—8) powiada, iż owoce te stanow iły pożywienie ludzi, gdy byli jeszcze dzicy i biedni.

W obrębie grecko-rzym skiego pnia k u ltu ry śródziem nom orskiej opo­ wieści o w ieku złotym m iały luźny związek z r e lig ią 9. Ju ż bow iem w Pracach i dniach etiologiczny sens m itu, podobnie jak m itu o P a n ­ dorze, w yjaśniającego genezę zła, u jęty jest w szerszą ram ę m oralistycz- ną. T endencja ta zostanie u trzy m an a i pogłębiona w adaptacjach i m ody­ fikacjach rzym skich (Owidiusz, W ergili), n aw et jeśli wzbogaca się go o pew ne znam iona hipotez naukow ych (Lukrecjusz, Seneka Filozof w Listach m oralnych do L ucyliusza (90)). W olno sądzić, że ów zasad­ niczo poetycki, a jednocześnie u ty lita r n y 10 c h a ra k te r m itu przesądził o jego ten d encji do krzepnięcia w form ie literackich toposów.

K orzystając z u sta le ń Ja n in y A bram ow skiej topos tra k tu ję jako re z u lta t „p etry fik acji tradycyjnego m otyw u, k tó ry zostaje trw ale po­ w iązany z pew nym znaczeniem , zastosow aniem oraz z rozpoznaw alną »półgotową« form ą językow ą” n . Proces topizacji m itu w ieku złotego rozpoczął się już w starożytności; podstaw ą i p u n k tem w yjścia były dlań — jak się zdaje — kanoniczne, rozw inięte n a rra c je H ezjoda i Owi­ diusza (P rzem ia n y), pam iętać też należy o Fenom enach A ratosa, którego

7 K. J a n i c j u s z , Poezje wybrane. Wybrał, opracował, przełożył i wstępem poprzedził Z. K u b i a k . Warszawa 1975, w. 27—45.

* Cyt. z: S. G r a b o w i e c k i , R y m y duchowne. 1590. Wydał J. K o r z e n i o w ­ s k i . Kraków 1893, s. 68.

9 Ostatnio pisała o tym E. W i p s z у с к а (K łopoty z religią Greków. „Mówią W ieki” 1987, nr 1, s. 24).

10 O instrum entalnym traktowaniu m itów przez Rzymian zob. M. G r a n t , M ity rzymskie. Przełożył Z. K u b i a k . Warszawa 1978, s. 259.

11 J. A b r a m o w s k a , Topos i niektóre miejsca wspólne badań literackich. W zbiorze: Teoretycznoliterackie te m a ty i problemy. WTrocław 1986, s. 117.

(5)

w e rsja (nie u w aln iająca pierw szych ludzi od p rac y n a roli) m ogła po­ służyć jako wzorzec dla późniejszych zastosow ań g eo rg ic zn y c h 12. P o d ­ staw ow e o dm iany topiczne m itu kształto w ały się na gruncie lite ra tu ry rzym skiej, b y ły oczywiście rep ro d uk o w ane i m odyfikow ane w epokach następnych, a przebieg sw oistego „zasty gan ia” m itu w gotow ych lite ­ rackich fo rm u łach da się — tak sądzę — zaobserw ow ać na kilku, roboczo w yodrębnionych, płaszczyznach.

P ierw szą z n ich nazw ę p ł a s z c z y z n ą f u n k c j o n a l i z a c j i i d e o w e j . N iem al od zarania sw ych literack ich dziejów m it w ieku złotego był tra k to w a n y in stru m e n ta ln ie , służył jako arg u m e n t na rzecz czegoś lub przeciw czemuś, zw łaszcza n a niw ie szeroko p ojętej m o rali­ styki. Ideowe czy św iatopoglądow e sprofilow anie m itu w arto przy ty m badać w p ersp ek ty w ie tem aty czno -g atu n ko w ej. Tak więc lite ra tu ra b u - koliczna, a ściślej: pieśń p asterska, jest teren em , na k tó ry m m it staje się w yrazem n o stalgii za bezpow rotnie u traco n y m królestw em S atu rn a,

a jednocześnie pesym istycznych diagnoz n a tem at współczesności.

W tw órczości georgicznej z kolei służy dow artościow aniu etosu oracza, uzasadnia w łaściw y w y b ó r sta n u — w zorów dostarczyły G eorgiki i Feno­

m ena A ratosa, a o statn im bodaj żyw ym p rzy k ład em tej płodne] tra d y c ji

będzie w polskiej lite ra tu rz e Z iem iań stw o Koźm iana. N aw iązania do pierw o tn ej m oralności sta ły się p ow tarzaln y m i podobnie w y k o rzy sty ­ w anym m otyw em twórczości saty ry czn ej, od Ju w enalisa, poprzez M ar­ cina Bielskiego, aż do N aruszew icza i K rasickiego — odw ołania m ityczne b y w ają tu śro dk iem dem askow ania p rzy w a r w spółczesnych, istn ieją w ak tu alizu jącej, niejako pub licystyczn ej ram ie.

O bszarem w y raźn ej i stosunkow o szybkiej topizacji m itu w ieku zło­ tego (wzorce: IV e k lo g a 13 i Eneida W ergilego) b yła lite ra tu ra panegi- ryczna, w k tó re j m it ten sta ł się tw orzyw em dla t o p o s u l a u d a c y j - n e g o. W yraża on nadzieję na p rzyw rócenie czasów S a tu rn a pod rz ą ­ dam i w ładcy, k tó rem u u tw ó r by ł dedykow any. K onw encjonalnym — bo przecież topos jest tu n arzęd ziem am plifikacji — uzasadnieniem ty ch oczekiw ań (zw erbalizow anym w łaśnie w IV eklodze) jest antyczna k o n ­ cepcja W ielkiego Roku, czy kołow ro tu dziejów, zakładająca cykliczny bieg czasu i h is to r ii14.

12 Zwrócił na to uwagę A. K a r p i ń s k i w rozprawie Staropolska poezja id ea­ łów ziemiańskich. Próba przekroju (Wrocław 1983, s. 148, przypis).

18 Zwięzły przegląd hipotez dotyczących identyfikacji tajem niczego Dziecka daje S. S t a b r y ł a (Wergiliusz. Św iat poetycki. Wyd. 2, poprawione. Wrocław 1987, s. 82—83).

14 Na temat źródeł i w ersji tej koncepcji zob. syntetyczne studium G. E. R. L l o y d a Czas w m y śli greckiej (Przełożył B. C h w e d e ń c z u k . W zbiorze: Czas w kulturze. Wybrał, opracował, w stępem opatrzył A. Z a j ą c z k o w s k i . War­ szawa 1987).

(6)

K olejną płaszczyzną jest p ł a s z c z y z n a r e g u ł k o m p o z y ­ c y j n y c h m o t y w u . Zachodzą na niej dw a zjaw iska. Po pierw sze — w w ersjach stopizow anych m it przyb iera postać toposu e n u m e r a - c y j n e g o, jest więc w yliczeniem elem entów w yposażenia p rzestrzen ­ nego, w alorów etycznych pierw szego pokolenia, w reszcie tego zła, k tó­ rego w ty ch czasach jeszcze nie było; po w tóre — w idzim y tu w yraźną ten d en cję do „zw ijan ia” n a rra c ji m itycznej, do eksponow ania p unktów sk rajn y ch (wiek złoty — w iek żelazny) i różnic m iędzy n im i15. J a k p a ­ m iętam y, w opowieściach kanonicznych upadek ludzkości dokonuje się stopniow o — n ato m iast konw encja topiczna skłania do rezygnacji z opisu eonów pośrednich. Tym sposobem m otyw zyskuje i n a pew nej dram a- tyczności, i n a operatyw ności.

Z d rug iej stro n y — dzięki te j red u k cji m it łatw iej poddaje się in te r­ p re ta c ji w kategoriach m yślenia utopijnego. U topia rodzi się bowiem w tedy, gdy — jak pisze Jerzy Szacki — „w świadomości ludzkiej zjaw ia się rozdarcie m iędzy św iatem , k tó ry jest, a św iatem , k tó ry jest do po­ m y ślen ia” 16. O brazy w ieku złotego w łaśnie, a nie srebrnego czy m ie­ dzianego, służyły w ciągu stuleci kom prom itacji współczesności; tam rów nież ogniskow ały się m arzenia o tym , jak m ogłoby się żyć. In te re ­ su ją c y nas m it daje się przeto w proponow anej przez Szackiego ty p o ­ logii sklasyfikow ać jako eskapistyczna u to pia czasu (re tro sp e k ty w n a )17.

Płaszczyzną n astęp n ą jest s f e r a r e g u ł k o m p o z y c y j n y c h u t w o r u . Topos m ożna nazwać sw oistym „tek stem w tekście” 1S, przy czym konw encja literack a w yznaczyła dla n iek tó ry ch toposów k o n k retn e m iejsca w dyspozycji dzieła: w yróżniam y toposy eksordialne i finalne. Je d n ak dla stopizow anych m otyw ów w ieku złotego tru d n o byłoby od­ pow iedzialnie wskazać — w oparciu o przeb adany m ateriał — takie przyporządkow ania. Nieliczne przy kłady z polskiej poezji ziem iańskiej, gdzie odw ołania do szczęśliwych przodków um ieszcza się w początko­ w ych p a rtiac h tek stu (u A ndrzeja Zbylitowskiego, J a n a Libickiego czy J a n a A ndrzeja M orsztyna), są raczej w y jątk am i potw ierdzającym i tę regułę.

Pozostaje jeszcze p ł a s z c z y z n a o b i e g ó w a r t y s t y c z n y c h . Otóż toposy zw iązane z m item w ieku złotego fu n k cjo n u ją w zasadzie w kręg u lite ra tu ry w ysokoartystycznej, co nie w yklucza istn ien ia w a­ rian tó w karnaw ałow ych. O bow iązująca w klasycystycznych form acjach

18 Na taki sposób opracowania mitu już przez Owidiusza wskazał L e v i n (op. cit., s. 334).

10 J. S z a c k i , Spotkania z utopią. Warszawa 1980, s. 28. 17 Ibidem, s. 51.

18 A b r a m o w s k a , Topos i niektóre miejsca wspólne badań literackich, s. 113, 123—126.

(7)

in tele k tu a ln y c h zasada decorum nie ogranicza ich zasięgu, tzn. sp o tk a­ m y je w g atu n k ach podporządkow anych stylow i niskiem u (satyra), średniem u (np. elegia), w ysokiem u (np. w grupie utw orów panegirycz- nych). M otyw y te oczywiście sp ełn iają w ym ogi k ry te riu m frek w en cy j- nego — ich pow tarzalność jest u d erzająca — jednak żywotność ta gaś­ nie w m om encie przełom u rom antycznego w k u ltu rz e europejskiej, z chw ilą gdy podporządkow anie w zorom i konw encjom staje się, p rz y ­ n ajm n iej w d ek laracjach program ow ych, sw oistą an ty n orm ą literacką. In te resu jąc y nas m it w y ra sta w m iejscu nałożenia się na siebie dw óch niezw ykle płodnych obszarów tem atycznych. M am tu na m yśli sferę p y ta ń o przeszłość człowieka, a także rozległy tere n w yobrażeń o lu ­ dziach lepszych i ich środow isku. Pozostaje więc m it w ieku złotego w ścisłych zw iązkach z rodziną m otyw ów i toposów pokrew nych. P rz y ­ kładem może być m otyw olbrzym ich kości protoplastów . Je st on sk o ja­ rzony z m otyw em uzb rojen ia „nie na m ia rę ” dzisiejszych w ątłych ludzi (jego ostatn ią bodaj u nas rep ro d u k cją był Z e rw ik ap tu r Longina P odbi- pięty); w zorcem poetyckim stał się dlań, zdaje się, w ergiliański obraz rolnika, k tó ry ze zgrozą w yorze kiedyś potężne kości w ojow ników spod F ilippi {Georg. I), chociaż, jak w iadom o, m otyw olbrzym ich przodków znajdziem y już w Iliadzie, a także w E neidzie i w H istorii n a tu ra ln ej P lin iu s z a 19. Ś w ięty A ugustyn w P aństw ie B o ży m (ks. XV, rozdz. 9), uzasadniając pogląd o dużych ciałach i długim życiu ludzi przed poto­ pem, przy w o łu je św iadectw o w idzianych przez siebie szczątków. Inne p rzy k ład y m otyw ów zbliżonych: A rkadia, W yspy Szczęśliwe, locus

am oenus, ogród rozkoszy, opis w iosny, pochw ała pokoju, pochw ała ro l­

nictw a.

Opowieść o w ieku złotym w tw órczości Kochanow skiego należała niew ątpliw ie do g ru p y w y b ran y ch m itów , szczególnie dla czarnoleskie­ go p o ety atra k cy jn y c h ze w zględu n a swą nośność św iatopoglądow ą. Obok m otyw u F o rtu n y , skupiającego reflek sję nad in dyw idualną egzy­ sten cją człow ieka w świecie pełnym zagrożeń, obok m itu Orfeusza, w y ­ rażającego napięcia m iędzy śm iertelnością człow ieka a „nieśm iertelnoś­ cią” poety — m it w ieku złotego n ależy do ty ch elem entów europejskiego kulturow eg o kodu, k tó ry m i K ochanow ski posługiw ał się najczęściej. N ajistotn iejsza fu n k cja tego m itu to opis m echanizm ów steru jący ch ży ­ ciem zbiorowości, choć p ełnił on i inne funkcje.

W lite ra tu rz e ren esan su m it w ieku złotego okazał się płodny zw łasz­ cza na gruncie m oralistyki. W pierw szej generacji ludzi dostrzega się

19 Takiego zestaw ienia dokonał W. K o r n a t o w s k i (w: S w. A u g u s t y n , O P aństw ie B o ż ym prze ciw poganom ksiąg XXI I . Przełożył i opracował W. K o r ­ n a t o w s k i . T. 2. Warszawa 1977, s. 177, przypis).

(8)

przede w szystkim n a tu ra ln ą skłonność do cnoty, w rodzoną sp raw iedli­ wość, często przeciw staw ianą późniejszym praw om :

Św ięte to czasy w ony lata były,

Gdy z cnoty, nie z praw, ludzie się sądzili. (M. Rej, O prawiech z wolnością, w. 5—6) 20

O drodzeniow ych m oralistów m niej będzie interesow ał człowiek p ie r­ w otnie dobry „jako ta k i”, w izolacji od s tru k tu ry społecznej; w ręcz przeciw nie: jednostka z reg u ły w idziana jest w relacjach z innym i, w kontekście rozw iązań ustrojow ych (m odelowy wręcz przyk ład w Pro-

teusie, a bo O dm ieńcu 21).

K w estia system u praw no-ustrojow ego to wszakże jeden tylko z as­ pektów życia zbiorowości. O dw ołując się do „surow ego” w a ria n tu m itu eksponowano w łaśnie try b życia codziennego przodków. Owa, z takim upodobaniem przez licznych autorów podkreślana wstrzem ięźliw ość, po­ średnio w iązała się z przem ieszczeniem sensów m itu — jakkolw iek p a ­ radoksalnie by to brzm iało — ku wzorcowi m ilitarnem u, z jednoczes­ nym przesunięciem sam ego w ieku złotego w czasy historycznie k o n k ret­ niejsze i bliższe (o czym będzie jeszcze mowa):

Tej dzielności w on w iek złoty, Zarzuciwszy sw e pieszczoty, Pilnowali ludzie młodzi. Za takiem dziłem cześć chodzi. Taką pracowitą cnotą

Polska młódź kiedyś z ochotą Brzegi swe, przez mężne boje, Wiedli pod morza oboje.

(S. Grochowski, Holubek, albo dziela rycerskie i śmierć nieśmiertelna jego, w. 7—14) 22

Owa re in te rp re ta c ja jest rezu ltatem ciśnienia obow iązującego (przy­ najm niej w deklaracjach) etosu szlachcica-rycerza; tak a o rientacja n a ­ daje m itow i w yraźne, elitarn e oblicze stanow e, co p rzy okazji pośw iad­ czają parodystyczne w ersje m itu rycerskich przodków np. w cyklu Al- bertusów .

I dla Kochanowskiego przeszłość jest jakby soczewką skupiającą w artości dla społeczeństw a najcenniejsze. W idzenie dziejów Rzeczypospo­ litej w k ategoriach m itu pociąga za sobą jego chronologiczne lokalizacje:

20 M. R e j z N a g ł o w i c , Apoftegmata. W: Zwierciadło, albo kstałt, w k tó ­ r y m każdy stan snadnie się może s w y m sprawam, jako we żwierciedle, przypatrzyć- Wydali J. C z u b e k i J. Ł o ś . Wstępem opatrzył I. C h r z a n o w s k i . T. 2. Kraków 1914, s. 250.

21 Zob. J. K o c h a n o w s k i , Proteus, abo Odmieniec. Satyra z roku 1564. Wydał W. W i s ł o c k i . Kraków 1890, s. 865 n.

22 S. G r o c h o w s k i , Poezje. Wydał K. J. T u r o w s k i . T. 1. Kraków 1859, s. 29.

(9)

w p ersp ekty w ie dalszej b ędą to koczownicze plem iona Sarm atów , np. w Proporcu, w p ersp ek ty w ie bliższej — d y n astia Piastów , a naw et po ­ tęga m ilita rn a Jagiellonów :

Nie bylić kaznodzieje ani doktorowie,

Co w Prusiech tęgo dali Krzyżakom po głowie. (Zgoda, w. 141—142) 22

M ilitarne p rzeform ułow anie m itu w obyw atelskiej m oralistyce K o­ chanow skiego prow adzi do odw rócenia znaków w artości wysoko cenio­ nych w liryce osobistej, liryce pryw atności. W S a tyrze p u n k tem w yjścia do reflek sji nad u p adk iem p ań stw a są dwie podstaw ow e dystynkcje, budujące w spólny sens. Otóż gospodarność, siła ekonom iczna p rze g ry ­ w ają w ko n fro n tacji z n aro d em dzielnym , choć ubogim (jak daw ni P o ­ lacy); przyk ładó w nie trz e b a daleko szukać, w ystarczy spojrzeć na rz ą d ­ ne P ru s y K rólew skie, k tó re w szak nie „odjęły się” naszym „chu dym ” przodkom . Podobnie k u ltu ra um ysłow a nie zrów now aży źle obsadzonych granic na szali historii, pojm ow anej jako dialektyk a faz narodzin, ro z­ k w itu i u p ad k u n a ro d ó w 24, gdzie zawsze silniejszy jest górą. O ptyka zbiorowości zm ierza zatem do inn ej w aloryzacji pokoju czy w ogóle etosu ziem iańskiego, niż m ożna to zaobserw ow ać w M arszałku, Sobótce, n iek tó ry ch elegiach. O dw racalny topos „przekuw ać m iecze na lem iesze” („Skowaliście ojcow skie g ra n a ty n a p łu g i”) oznacza tu ta j sprzeniew ie­ rzen ie się tra d y c ji pradziadów . Dla K ochanow skiego bow iem trw an ie n aro d u jest jak b y sztafetą pokoleń, przekazu jący ch sobie depozyt n a j­ cenniejszy — wolność:

Lepiej się tedy zgadzać, a w spólnej miłości Radzić o tym, żebyście w cale tej w olności I swobody potomkom sw oim dochowali,

Jaką w am praw ie w ręce ojcowie podali. (Zgoda, w. 51—54)

Czasy przodków , w odniesieniu do teraźniejszości dodatnio nacecho­ w ane, nie n ależały już do w ieku S a tu rn a , lecz jed n ak do w ieku żelaz­ nego, w k tó ry m w łaśnie żelazo, oręż ro zstrzyga o w szystkim . D latego w ielkie dobrodziejstw o, jak im jest pokój, n iejako ro zh arto w u je ludzi, przesądzając ty m sam ym o sw ej nietrw ałości:

Ś w ięty pokoju, tę masz wadę w sobie, Ze ludzie radzi zgnuśnieją przy tobie!

(Pieśni, I, 13; w. 19—20)

28 Wszystkie cytaty z twórczości J. K o c h a n o w s k i e g o oparto na Dziełach polskich (Opracował J. K r z y ż a n o w s k i . Wyd. 4. Warszawa 1960). Podkreślenia w cytatach pochodzą od autora artykułu.

24 Zob. J. A b r a m o w s k a , Kochanowskiego lekcja historii. „Pamiętnik L ite­ racki” 1984, z. 4, s. 51.

(10)

W persp ek ty w ie ponadindyw idualnej in n a jest rów nież, jak wspo­ m niano, w aloryzacja wsi, gdzie tra d y c ja bukoliczna i georgiczna wspólnie p racu ją dla stw orzenia wizji gospodarstw a w iejskiego jako przestrzeni bezpiecznej, n a tu ra ln e j enklaw y człowieka, sp rzyjającej oddaw aniu się cnotom u m iaru i prostoty. W S atyrze Kochanowski polem izuje z zie­ m iańską in te rp re ta c ją etym ologii „Polak od pola rzeczon” (lite ratu ra starop olsk a zna zresztą jej rycerskie znaczenie: Polak wywodzi sw ą n a ­ zwę od pól bitew nych 25). Wieś w ujem nej ocenie praw ie zrów nana jest tu ta j ze sposobam i u trzy m an ia trad ycy jn ie przeciw staw ianym i jej w p la ­ nie etycznym , jak handel czy eksploatacja bogactw natu raln y ch . Istotny jest teraz p u n k t w idzenia diam etralnie od rustykalnego różny: folw ark w iejski służy grom adzeniu bogactw, p racu je dla zbytku. Szkodliwość takiego „pieszczonego” try b u życia ujaw nia się zarów no w in d yw idual­ n y m planie etycznym , jak i w planie zbiorow ym — politycznym ; ojco­ w ie nie lekcew ażyli sąsiadów i bogacili się godniej — zdobyw ając łupy. W ew nętrzna organizacja społeczeństw i skuteczność polityki ze­ w n ętrzn ej — te w ym iary b ytu państw ow ego w ujęciu Kochanowskiego są w zajem nie powiązane:

Niech się m iasto otoczy trojakimi wały, Trojakimi przekopy i m ocnymi działy; Kiedy przyjdzie niezgoda, uniżą się mury

I w nidzie nieprzyjaciel nie szukając dziury. СZgoda, w. 27—30)

Płaszczyzną form ułow ania diagnoz i szukania sposobów ra tu n k u jest dla czarnoleskiego p o ety rozróżnienie p raw i spraw iedliw ości, zaznaczo­ ne w początkow ych w ersach Przem ian Owidiusza, a przez a u to ra Od­

p ra w y posłów greckich lapid arn ie u jęte w kw estii Ulissesa o bliskim

zginienia królestw ie, „Gdzie ani p r a w a ważą, ani s p r a w i e d l i ­ w o ś ć / Ma m iejsca”. S a ty r p am ięta czasy, gdy nie było p raw a ustan o ­ wionego, ale nie było też chciwości, zbytku i łakom stw a. W arto zauw a­ żyć, że K ochanow ski ro zstrząsając ważkie kw estie społeczne nie traci jednostki z pola w idzenia — w tym znaczeniu, że stan ogólny p ań stw a je s t dlań z reg uły s u m ą postaw indyw idualnych. Gnuśność poszcze­ gólnego obyw atela, jeśli jest takich większość, składa się n a sytuację zagrażającą wszystkim :

A rycerskie rzemięsło, którym Polska stała, Tak że się nieprzyjaciół sw ych nigdy nie bała, Staniało m i e d z y l u d ź m i : zbroje zardzewiały, Drzewa prochem przypadły, tarcze popleśniały. W szystkie granice puste, a Tatarzyn bierze,

Kiedy się w y nalepiej wzgadacie o wierze. (Zgoda, w. 75— 80)

ï5 Zob. np. exordium w ielkiej m owy Chodkiewicza z IV części Transakcji w o j ­ n y chocimskiej W. P o t o c k i e g o (w. 549—550).

(11)

P ew n y m w y ją tk ie m jest C horus po dru gim epeisodionie O dpraw y (rów nież pieśń II, 14), gdzie „w szeteczeństw o” indyw idualnego podm iotu nie w pływ a u jem n ie na in te resy ogółu. Rzecz da się praw dopodobnie objaśnić odniesieniem do paren ezy stanow ej, p o jętej jako p roporcjonalne rozłożenie ciężaru odpowiedzialności. „Z królów rz ą d ” — zad ek laru je p oeta w D ryas Z a m ech skiej — ale też sk u tk i „w ystępów ” przełożonych są dotkliw sze i b ardziej sp ek tak u larn e.

Podobnie więc jak osobista cnota pom nożona przez liczbę obyw ateli daje spraw iedliw ość nie w ym agającą statu tó w , tak owe s ta tu ty p rzy ­ dadzą się wówczas, gdy pow szechny uw iąd p aństw otw órczych w artości każe rozglądać się za sztucznym , ale koniecznym sam ozabezpieczeniem . H ierarchie w y raźn ie zostały zarysow ane w d yskursie teoretyczn y m W y ­

k ła d u cnoty — n au ki zajm u ją m iejsce niższe od cnoty, co poeta objaśnia

w skazując na niezw ro tn ą relację kom plem entarności ty ch pojęć: cnota może obejść się bez wiedzy, za to n a u k a bez cnoty — „jako miecz w r ę ­ ku szalonego”. Rów nie oczyw ista jest h iera rc h ia w obrębie sam ych nauk: „N apierw sze m iejsce — ry cersk ie i praw ne, po nich nauki wyzwolone m a ją ” (w. 15— 16).

J a k wiadom o, K ochanow ski z tro sk ą w ielokrotnie pow tarza, że n a j­ groźniejszą mocą d estruk cy jn ą, chw iejącą całym system em ładu p a ń ­ stw ow ego — jest zbytek, w S a tyrze up ersonifikow any (w. 147— 168). G enetycznie z nim zw iązany jest chaos panoszący się w dziedzinie po­ winności, szczególnie rażący w odniesieniu do p rak ty k i ojców. W ówczas bow iem tylko do km ieci należała tro sk a o u p raw ę roli (Satyr, w. 39— 40); jak się zdaje, w te j rów nież persp ek ty w ie K ochanow ski in te rp re tu je sp ory religijne, k tó re częściowo p rzy n ajm n iej w ynikły z zatarcia się ostry ch niegdyś granic kom petencji. D om niem ane osobiste sym patie re - form acyjne p o ety w obliczu ru jn u ją ce g o Rzeczpospolitą skłócenia re li­ gijnego n ajw y raźn iej schodzą tu ta j na d rugi plan. Je d n ak zdecydow ane potępienie h erety k ó w we W różkach w ynika nie z troski o „praw dziw ą” w iarę, lecz o los zagrożonej w ojną dom ową zbiorowości:

To przypomnię, że się już mało nie w szytki królestwa obeszły tą niezgodą o w iarę i rzadkie, które by jakiej znacznej klęski nie wzięło. Napośledziej teraz Francyja, a po niej Niderland. Boję się, aby nas też ten pożar nie do­ szedł, b o s i m i l e s c a u s a e s i m i l e s e f f e c t u s p r z y n o s z ą , [w. 513—519]

Sądzę, że au to ry taty w n o ść w ypow iedzi P le b an a w ty m przy n ajm n iej aspekcie nie jest okrojona do horyzontów przeciętnego duchow nego i m a sankcję z a p atry w a ń a u to r s k ic h 2G. K atolicyzm jest w ażny jako istotny, k o n stru k ty w n y składnik narodow ej tra d y c ji (nie darm o we W różkach p o eta pow ołuje się na B ogurodzicę). W czasach gdy był religią w Polsce

28 Inaczej sądzi A b r a m o w s k a (Kochanowskiego lekcja historii, s. 51, przy­ pis).

(12)

jedyną, sp ra w y k ra ju szły lepiej. Jałow ość sporów w yznaniow ych tłu ­ m aczy się niem ożnością rozstrzygnięcia rozum em przyrodzonym spor­ nych kw estii — stanow isko teologicznego agnostycyzm u było chyba K o­ chanow skiem u bardzo bliskie. Zresztą propagow ana przez dysydentów idea odnow y nie przyniosła zgoła żadnych rezu ltató w w dziedzinie n a ­ p raw y obyczajów. Taki sens m a słynna fraszka III, 22, Na heretyki.

W reflek sy jn y ch pieśniach Kochanowskiego, przynoszących jasne sfor­ m ułow ania tez i zaleceń z zakresu filozofii praktycznej, cnota, głównie pod w pływ em tra d y c ji stoickiej, u jęta jest jako stała dyspozycja czło­ w ieka ku dobru, z położeniem szczególnego nacisku na jej autotelicz- ność i tę zaletę, że skutecznie izoluje jednostkę od burz tego św iata, w yznaczając bezpieczny k u rs po m orzu życia. W obliczu historii wszakże cnota sta je się w artością w ym ierną, przeliczaną na k ilo m etry zdobytych terenów , n a zasięg zw ycięskiej ekspansji. J a k pam iętam y, u K ochanow ­ skiego okres o bjęty „pochw ałą czasów daw n ych” jest dość długi. Są to bowiem czasy legendarnych początków, jak i dzieje stosunkow o bliskie pokoleniu „zacnego p o e ty ” . W rażenie to wzm ocnione jest przez chętnie stosow aną form ę „katalogu w ładców ” w Proporcu, pieśni I, 10, W łodzi-

sław ie W arneńczyku; form ę, któ rej parenetyczna ra m a nad aje znaczenie

„łańcuch a” w zorów cnoty. Z jednej więc stro n y zm iana na gorsze m iała przebieg szybki, niem alże skokowy:

Prze Bóg, tychżesm y ojców dzieci czyli

W t a k k r ó t k i m w i e k u s m y s i ę w y r o d z i l i ? (Pieśni, I, 13, w. 17—18)

Jednocześnie w przeciągu długich interw ałów czasow ych dopatrzyć się m ożna sym ptom ów pow olnej degeneracji, jak w nosim y — w p rost p roporcjonalnej do stopnia postępu cywilizacyjnego. P rzy k ład em może być fra g m en t W lodzisław a W arneńczyka, przez Januszow skiego z a ty tu ­ łow any O m en :

Gdzie pojźrzę, w szędy widzę polskiej siły znaki: Tu do Czarnego Morza j e s z c z e ś w i e ż e s z l a k i ; Tu droga znakomita przez śnieżne Bałchany;

Tu Psie Pola a sam brzeg pruski zwojowany. A kto by oczy podał j e s z c z e w g ł ę b s z e l a t a , Przodkom naszym wielka część hołdowała świata, [w. 5—12]

Wzorzec m ityczny czterech w ieków ludzkości, tak jak go przekazali Hezjod i poeci augustow scy — przed staw ia kolejne fazy upadku, ale nie tłum aczy w zasadzie jego przyczyn. Proces degeneracji m oralnej jest w spółbieżny z cyw ilizacyjnym rozw ojem społeczeństw .

J a n in a A bram ow ska, tropiąc w utw orach Kochanowskiego zależności łączące m yśl o u p adku obyczajów z osiągnięciam i cyw ilizacyjnym i, do­ szła do wniosku, że

postęp jest jakby funkcją degeneracji, wynika z konieczności przystosowania form życia do zm ieniającej się na gorsze moralności. Wobec tego, że proces

(13)

zmian jest niepowstrzym any, ludzie w ieku żelaznego są niejako zmuszeni do tworzenia w wymiarze społecznym takich zabezpieczeń, które by chroniły tę ograniczoną sum ę dobra i szczęścia, jaka jest im d a n a 27.

C hciałbym w ty m m iejscu zaprezentow ać nieco in n y pogląd n a te spraw y.

P u n k te m w yjścia niech będzie spostrzeżenie, że w u tw o rach p u blicy ­ stycznych Kochanow skiego (tu przede w szystkim u ru ch am ian y jest su ­ ro w y w a ria n t m itu) m o żn a . zaobserw ow ać sygnały, co p raw d a nieliczne, w skazujące na trochę in n ą koncepcję cnoty niż w reflek sy jn y ch p ieś­ niach k o n stru u jący ch p ro g ram e ty k i in dy w id ualnej. Tam poeta, o czym dobrze w iadom o, podkreśla szczególną s a m o w y s t a r c z a l n o ś ć cnoty, k tó ra „A ni się też ogląda n a ludzkie nagrody; / Sam a ona nagrodą i płacą jest sobie” (pieśń II, 12), tu p rzyjm ie stanow isko pragm atyczne:

Bo gdzie z a p ł a t y n ie masz cnocie albo złości, Tam się trzeba nadziewać prędkich odmienności.

(Zgoda, w. 109—110)

I w innym m iejscu:

jeśli z a p ł a t y cnota nie ma, tam chuć ku służbie rzeczypospolitej zgasnąć musi; a na koniec, iż w szytki jednym słow em zamknę, jeśli m iędzy dobrym a między złym braku nie masz, tam daleko w ięcej złych niźli dobrych będzie, bo z przyrodzenia w szyscyśm y ku złości skłonni, jeśli nas co od niej nie po­ hamuje. [W różki, w. 282—288]

Z przytoczonych frag m en tó w w ynikałoby, że cnota je st w artością nie­ stabiln ą, w ym ag ającą zew n ętrzn y ch b o d ź c ó w 28. Prócz tego porów nanie ze sobą obu tek stó w pozw ala m ówić o pew nej ry su ją c ej się ew olucji poglądów.

Je śli bow iem w Zgodzie opisany sta n rzeczy w skazuje na u w a ru n k o ­ w ania tak dobra, jak i zła, to w k w estii P le b an a z W ró żek w y raźniej już zaznacza się pesym istyczna d o k try n a etyczna, u p raw n io n a sankcją grzechu pierw orodnego.

W innym m iejscu p oeta pow iada:

Patrz na niew inne dziatki, gdzie nie masz przysady A ni jeszcze uwodzą człowieka złe rady:

Ujźrzysz znaki niem ałe wrodzonej hojności I cnoty, a nie ujźrzysz skępstw a i chciwości.

87 Ibidem, s. 63.

28 Co w ięcej, można by przypuszczać, że w elegii I, 2 zawarł poeta przeświad­ czenie o praktycznej, życiow ej szkodliw ości cnoty — szlachetny ffippolit ginie przecież na skutek niecnych poczynań sw ej macochy. O tym, że nie należy tego sądu traktować zupełnie poważnie, przekonuje jednak zakończenie utworu, pro­ jektujące w łaściw ą ramę modalną całości. Wiersz okazuje się dwornym ostrzeże­ niem , skierowanym przez poetę pod adresem kolegi (prawdopodobnie w związku z jego sytuacją osobistą), co — moim zdaniem — podważa prawomocność począt­ kowej tezy: „Non semper, Barses, ex p e d it esse probu m ” (w. 2).

(14)

Czemu? Bo przyrodzenie na mleku przestawa, A mając, co mu dosyć, dalej się nie wdawa. A by ludzie do końca tak się sprawowali,

A tylko przyrodzonym żądzom folgowali, Nie byłyby w tej cenie perły ani złoto,

Bo bez czego być mogę, mogę nie dbać o to. (Dziewosłąb, w. 55—64)

T erm in „przyrodzenie” w ty m kontekście oznacza wrodzone po trze­ by, tyle, ile niezbędne do życia. Człowiek wszakże ujm o w any jest tu ta j w perspektyw ie rozw ojow ej — faza św iadom a odkryw a podatność n a „złe ra d y ”, z jednoczesną u tra tą in sty n k tu m oralnego: „ludzie dzisiejszy” ju ż nie uśw iadam iają sobie szkodliwości m ajątk u . Zdaje się, że om a­ w iany passus skryw a aluzję do p o pularnej w renesansie paraleli, w m yśl k tó rej proces rozw oju św iata da się opisać w kategoriach rozw oju bio­ logicznego je d n o s tk i29. W iek złoty był erą dzieciństw a św iata i g atunk u ludzkiego.

Owo „dojrzew anie” ludzkości m anifestuje się stopniow ym w zrostem poziom u organizacji i ku m ulacji dóbr 30. W Proporcu K ochanow ski n a ­ w iązuje w reto ry cznej ram ie do koncepcji progresyw istycznej, skłan ia­ jąc Z ygm unta A ugusta do w yciągnięcia z hiej doraźnych wniosków — należy zjednoczyć się i ty m „zepsować serce” nieprzyjaciołom :

Przetoż i każdy człowiek ma to z przyrodzenia, Że chciw do towarzystwa i do zgromadzenia; Czym by go był na przodku Bóg nie obwarował, Źle by się był sam dzikim źwierzom odejmował. Stąd zbory, stąd urosły miasta znamienite, Stąd prawa i porządne rzeczypospolite; Nad co ku zachowaniu ludzkiej społeczności

Nie ma św iat nic lepszego z boskiej opatrzności, [w. 281—288]

Owa, b y tak rzec, „u jem na en tro p ia” jest zatem n a tu ra ln ą konse­ kw encją niezm iennych cech ludzkiej n a tu ry , gw arantow an ą m ocą Boskie­ go zrządzenia (por. Cycero, O państw ie, 1, 39— 40; 1, 41). W ydaje m i się,

*® O średniowiecznych źródłach tej koncepcji zob. K. P o m i a n , Przeszłość jako prze dm iot wiary. Historia i filozofia w m yśli średniowiecza. W arszawa 1968, s. 118—133. Zob. też J. D e l u m e a u , Strach w kulturze Zachodu X I V —XVIII w. Przełożył A. S z y m a n o w s k i . Warszawa 1986, s. 211—213.

80 Choć jednocześnie św iat — w tym i gatunek ludzki — starzeją się biolo­ gicznie. Tak o tym pisał u schyłku XVI stulecia A. S c h o n e u s (P rze dm ow a do „Summy filozofii naturalnej” PS. Alberta Wielkiego. Przełożyła J. C z e r n i a t o - w i с z. W zbiorze: Filozofia i m yśl społeczna X V I wieku. Wybrał, opracował, w stępem i przypisam i opatrzył L. S z c z u c k i . Warszawa 1978, s. 199): „Widzimy przecie w yraźnie, że natura rzeczywiście jest zachwiana pod każdym względem, św iat ten zaś cały, który filozofowie na próżno w sw ych dysputach czynili zawsze niezm iennym i wiecznym, znajduje się w chw ili jakby zmierzchu, z wolna pod' upada i niby ze starości się w ali”.

(15)

iż form u ła ta zn ajd u je swe dopełnienie w innym jeszcze m iejscu

Proporca i w innych u tw o rach poety, gdzie w skazuje on pośrednio

w łaśnie na p ew ne m oralne i — polityczne im plikacje tej dziejow ej p ra ­ widłowości. Oto w Proporcu znajdziem y opis pierw szych plem ion sło­ w iańskich — a u to r zw raca baczną uw agę n a ich poziom cyw iliza­ cyjny:

N ie widziałeś tam zamku ani m iasta zgoła, A ni zboża na polu, ani w jarzmie woła; A leś widział namioty różno rozsadzone I koni niezrobionych stada niezliczone. A sami, tak mężczyzna, jako białegłowy,

Łuk i szablę przy boku niosąc jadą w łowy; [w. 189—194]

P am iętam y : ów koczowniczy, p ry m ity w n y lu d był w ted y u szczytu potęgi, stw arzając pow ażne zagrożenie dla „płochych” cesarskich orłów , a więc dla m ocarstw a w łaśnie o najw yższym podówczas zaaw ansow aniu cyw ilizacyjnym 31. P rzenieśm y się teraz w czasy K ochanow skiem u w spół­ czesne:

Lepiej polnych Tatarów dawny zwyczaj niesie, U których każdy swój dom wozi na kolesie; Lepszego rządu Getae grubi używają, Gdzie niwy nie m ierzone w olne zboża dają. Tam niew inna macocha dziatek pierwszej żony, Sirót nędznych, przestrzega wczasu z każdej strony; A ni z w ielkim posagiem męża rządzi, ani

Nadzieje kładzie w gładkim m iłośniku pani. (Pieśni, I, 1, w. 9—16)

O braz ten n asu w a spontaniczne sk o jarzen ia ze znaną w szystkim pieś­ nią 5 z ksiąg w tórych: to przecież ci sam i T atarzy, k tó rzy „ani m iast, ani wsi b u d u ją ”, a k tó ry ch czam b uły b ezkarnie pustoszą Podole. H isto­ ria się pow tórzyła — dzikie szczepy zag rażają nam dziś tak, jak nasi sarm accy przodkow ie w su ro w y m „w ieku zło ty m ”, prow adząc podobny try b życia, byli groźni dla rzym skich cesarzy. Nie bez znaczenia jest aspekt m oraln y p ry m ity w izm u ludów spóźnionych w w yścigu cyw iliza­ cyjnym . Ta zw łoka bow iem kon serw uje w artości procentu jące, w o sta­ tecznym ro zrach u n k u , na arenie orężnych zm agań. C ytow any w yżej fra g m e n t jest zresztą jak b y pogłosem g e o g r a f i c z n e g o w a ria n tu m itu w ieku złotego, w E uropie Zachodniej zw iązanego z odkryciem Nowego Ś w iata (zob. P ró b y M ontaigne’a), a w Polsce p raw ie nie w y ­ stępującego, może z w y ją tk ie m (pośrednio) Flisa S ebastiana F abiana K

lo-81 Odnotujmy w tym m iejscu, że S e n e k a w liście 90 (w: Listy moralne do Lucyliusza. Przełożył W. K o r n a t o w s k i . Wstęp i przypisy K. L e ś n i a k . War­ szawa 1961, s. 423) powołuje się na przykład prym ityw nych Scytów, by udowodnić, że natura zaopatrzyła ludzi w e w szystko, co niezbędne. Dopiero zbytek wymaga nakładu trudów.

(16)

nowica, gdzie w naw iązaniu do Prac i dni Hezjoda pojaw i się określenie W ysp K an ary jsk ich — W yspy Szczęśliwe (w. 557— 560) 32.

P o ra n a podsum ow anie dotychczasow ych rozw ażań. Przypuszczam , że w dziełach Kochanowskiego można dopatrzyć się n astępujących su­ gestii.

Osobista cnota poszczególnego obyw atela rozstrzyga o pom yślności p aństw a w planie ogólnym. J e st ona jednak w artością n ietrw ałą, więcej: człowiek pozbaw iony niezbędnych zabezpieczeń jest raczej skłonny do zła. Skutecznych, a jednocześnie n a tu raln y ch gw arancji dostarczają p r y ­ m ityw ne, surow e w a ru n k i bytu; poucza o ty m p ierw otna m oralność przodków , potw ierdzona tężyzną m ilitarną, zwłaszcza pierw szych pokoleń Sarm atów . D odatkow ym św iadectw em jest try b życia, obyczaje i powo­ dzenie w ojenne koczowniczych plem ion tatarsk ich. Postęp cyw ilizacyjny należy do stałych cech rodzaju ludzkiego. O tw iera on wszakże przed jednostką p ersp ek ty w y bogacenia się, tym sam ym zw alniając ham ulce dla d estru k cy jn y ch popędów chciwości i łakom stw a. D latego m ieczem wzniesiona potęga ojców chyli się ku upadkow i, bo pozbaw iona jest w łaściw ych fund am entó w m oralnych. U św iadom ienie sobie te j sy tuacji nakazu je uruchom ić zabezpieczenia kulturow e: wzory, w ychow anie, p ra ­ wa, in sty tu cje państw ow e, opinię publiczną itp.

W yw ody powyższe nie zm ierzają bynajm niej do odw rócenia relacji m iędzy degeneracją m oralną a postępem k u lturo w ym , dostrzeżonych przez Ja n in ę A bram ow ską. Jestem n atom iast zdania, że zaznaczone w u tw o rach Kochanow skiego stosunki w ynikania m iędzy rozw ojem cy­ w ilizacji a nieuchronną degradacją obyczajów da się może zobaczyć w dialektycznym ujęciu: oto stopniow y postęp cyw ilizacy jn o -ku lturow y jest tyleż p r z y c z y n ą destru k cji m oralnej, co jej s k u t k i e m . W arto przy tym rozróżniać dwie jego strony. P rzyczyną b y łb y postęp w sensie organizacyjno-gospodarczym ; skutkiem postęp w sensie k u l­ tu ry um ysłow ej: p aren etyczn a przydatność lite ra tu ry , a nade w szystko system p raw n y pozwolą ocalić p rzy n ajm niej część dziedzictw a ojców i dziadów.

Ja k wiadomo, twórczość Kochanowskiego m ieści w sobie rów nież w ersję m itu w ieku złotego bardziej zbliżoną do antycznych wzorów, w ersję „łagodną”, służącą ko n stru k cji etosu ziem ianina — oracza.

Mit w iejski n ajw yraźniej realizu je się w Pieśni św ięto ja ń skiej o So­

bótce i p roblem atyka ta stała się już przedm iotem licznych rozpoznań

badaw czych. P rzestrzeń a rk ad y jsk a w ogóle z uw agi na sw e topiczne w yposażenie (loci amoeni) i typ bohaterów jest do pew nego stopnia re

-82 Zob. S. F. K l o n o w i e , Flis, to jest spuszczanie sta tk ó w Wisłą i inszymi rzekami do niej przypadającymi. Opracował, w stępem i przypisami opatrzył A. K a r p i ń s k i . Warszawa 1984, s. 50.

(17)

lik tem czasów początku bądź też stanow i „m ałą enklaw ę na obszarach opanow anych przez »czas orania i w ojen«” 33. A rkadia, rów nież ta zie­ m iańska, jest utopią eskapistyczną, ucieczką od św iata w ojen i zbrodni, jest rów nież w yspą w d e stru k c y jn y m nurcie czasu linearnego 34. Zresztą w scenerii łagodnego pejzażu żyw ot p astersk i jest raczej pom ierny i p ro ­ sty niż k om fortow y 35. Z d ru g iej stro n y — to zachęcające otoczenie jest przecież tra d y c y jn y m tłem dla nostalgicznych tęsknot za utraco nym bez­ pow rotnie królestw em S atu rn a. Zepsucie św iata przeniknęło i tu ta j, czy może — z tej p e rsp e k ty w y jest w yraźniej dostrzegane. Pieśń p astersk a staje się więc sposobem form ułow ania pesym istycznych diagnoz o w spół­ czesności. W średniow ieczu, k o n ty n u u jący m i m odyfikującym tra d y c ję w ergiliańską, m oralistyczne sensy poezji p asto raln ej um ieszczane b yły na poziomie znaczeń alegorycznych 36. B ukolika renesansow a jest te re ­ nem przeniesienia m oralisty ki do w a rstw y prześw iadczeń stem atyzow a- nych. P rzy k ład em może być sielanka S ilenus Szymonowica; dodajm y, że obraz w ieku złotego przy lega tu do w zorca ow idiańskiego, co, jak się zdaje, ilu stru je szerszą ten d en cję idylli do u p a try w a n ia w w ieku złotym czasów w olnych od w ojen, granic i p r a c y 37. Do nieco innych w zorów odwoływać się będzie n u r t lite ra tu ry ziem iańskiej. G ranice w iejskiej A rkadii częściowo p rzy n ajm n iej n ak ła d a ją się tu bow iem na b a rie ry przynależności stanow ej. S tąd — na co w skazał Tadeusz Bieńkowski — przem ilczanie ow idiańskich m otyw ów nieznajom ości złota i s r e b r a 38. Z rów nie oczyw istych pow odów m odel szczęśliwości ziem iańskiej nie mógł się obejść bez pracy na roli. Rzecz polegała na w łaściw ym w yborze wzorca: do starczyły go G eorgiki W ergilego i spolszczone przez K ocha­ nowskiego F enom ena A ratosa.

P rz y jrz y jm y się Pieśni św ięto ja ń skiej o Sobótce. P ieśń P an n y I za­ w iera aluzje do urodzajności ziemi i do p rzy jazn ej aury, naw iązujące do obrazów w ieku złotego znanych z opisów Ow idiusza i W ergilego. O dniesienia m ają usankcjonow ać p rad aw n y obyczaj: z chw ilą upadku m iłej Bogu pobożności ziem ia zaczęła jałowieć, tru d zaś up raw y roli zw ielokrotniają k a p ry sy pogody. Bóg jest tu ta j synkretycznym pojęciem

83 A. K r z e w i ń s k a , Sielanka staropolska, je j początki, tradycje i główne kierunki rozwoju. Toruń 1979, s. 7.

H Zob. K a r p i ń s k i , op. cit., s. 149—150.

85 R. P o g g i o 1 i, W ierzbowa fujarka. Przełożył F. J a r z y n a . „Zagadnienia Rodzajów Literackich” t. 3, z. 1 (I960), s. 43.

86 Pisze o tym E. P a n o f s k y w pracy Et in Arcadia ego. Poussin i tradycja elegijna (w: Studia z historii sztuki. Wybrał, opracował i opatrzył posłowiem J. B i a ł o s t o c k i . W arszawa 1971, s. 328).

87 Szerzej o stosunku pisarzy staropolskich do problem atyki pracy zob. B. L a- p i s , U źródeł polskich refleksji nad pracą. Warszawa 1984.

88 Zob. T. B i e ń k o w s k i , Pisarze staropolscy wobec problemów cywilizacji. W zbiorze: P roblem y literatury staropolskiej. Seria 3. Wrocław 1978, s. 81.

(18)

p o n adw y zn an io w y m 39 — zresztą m otyw pobożności złotego pokolenia m a rów nież sw oje antecendencje klasyczne (por. K atu llu s LXIV).

Z kolei pieśń P an ny X zaw iera złorzeczenia pod adresem tego, kto w ynalazł bro ń palną. M amy tu do czynienia z uw spółcześniającym n a ­ w iązaniem do m itu czterech wieków — skargą na przekleństw o w ojny trapiące ludzi w ieku żelaznego. Topos „w ynalazcy b ro n i” ma, być może, sw ój wzór w elegii I, 1 Tibulla (zob. też K atullus LXVII), a po K ocha­ now skim reprodukow any był przez grono naśladow ców — odnajdziem y go w zbiorach liryki m ieszczańskiej, w utw o rach P io tra Zbylitow skiego czy Ja n a Rybińskiego.

Z am ykająca cykl pieśń P anny XII, będąca parafrazą II epody H ora­ cego, a kom pozycyjnie naw iązująca do u kładu G eorgik 40, jest system o­ w ym konw encjonalnym podsum ow aniem w artości żyw ota ziem iańskie­ go — zarazem chodzi tu nie tyle o opis i pochw ałę wsi, co o ujęcie p ro ­ blem atyki etosu wiejskiego na szerszym tle filozofii człowieka 41.

W ybór bytow ania ziem iańskiego bowiem sprow adza się nie tylko do w yboru stan u dającego sam ow ystarczalność m aterialną, to nie tylko decyzja w kom ponow ania się w harm onijny, nie pozbawiony estetycznych w alorów pejzaż — zresztą czarnoleska koncepcja oracza jest, jak w ia­ domo, m odelem na tyle ogólnym, że nie sposób rzutow ać jej na płasz­ czyznę staropolskiej hierarchii stanow ej. Żyw ot wiejski, w pisując czło­ wieka w n a tu ra ln y ry tm w egetatyw ny jednocześnie w pisuje go w ład etyczny. U w alnia z ryzykow nych m oralnie sposobów zdobyw ania chleba, dając możność „pobożnego sta ra n ia ” i „bezpiecznego n ab yw an ia” . U jem ­ n a w aloryzacja etyczna owych stopizowanych alte rn a ty w stanow ych (oracz— dw orak, oracz— żeglarz, oracz—praw nik, oracz— żołnierz) p o k ry ­ wa się ze w skazaniem na niebezpieczeństw a związane z narażaniem ży­ cia — czy inaczej: przygody czyhające na żleglarza i w ojaka są uzasad­ nioną konsekw encją niegodziwego sposobu u trzym an ia (handel i zysk w pierw szym przypadku, zdobywanie łupów w drugim ). Ponadto w szyst­ kie te profesje łączy istotna cecha wspólna — są one dziedziną zm iany i przypadku, najm niej krępu jący m terenem dla działań k ap ry śn ej F o r­ tuny. A rkadia ziem iańska, usytuow ana jakby poza stru m ien iem czasu historycznego, jest ostoją trw ania, polem oddziaływ ania w iecznych a nie­ zm iennych praw . Ten w alor um ow nej pozaczasowości w iejskiego u stro ­ nia w sp arty jest właśnie — na przestrzeni cyklu — naw iązaniam i do m itu w ieku złotego; pozwala to m ieszkańcom C zarnolasu w ydobyć się

89 A b r a m o w s k a , Kochanowskiego lekcja historii, s. 60. Inaczej sądzi J. P e l c (Jan Kochanowski. S zczyt renesansu w literaturze polskiej. Wyd. 2. Warszawa 1987, S. 385).

40 Zwrócił na to uwagę K a r p i ń s k i (op. cit., s. 48). 41 Ibidem, s. 27.

(19)

spod w ładzy pow szechnych reg u ł n astęp stw a i zm iany i schronić się w bezpiecznym porządku sakralnego i m itycznego t r w a n ia 42.

Życie w iejskie jako szansa re s ty tu c ji czasów początku — ta m yśl jeszcze w yraźniej w yeksponow ana jest w n aw iązującej do T ib u llu s a 43 program ow ej elegii III, 2. Mimo bogatsze realia — sylw etka oracza jest tu ta j rów nie ogólną ponadstanow ą k reacją. O tym , że etos ziem iański zorientow any jest n a przeszłość, in fo rm u ją nie tylko bezpośrednie od­ w ołania do złotego w ieku ludzkości, ale i dek laracja zrezygnow ania z prób dociekania przyszłości, rozpoczynająca utw ór. Owo uporządkow a­ nie czasowe, stanow iące rów nież pew ną ram ę kom pozycyjną tekstu, pozwoliło m ocniej zaakcentow ać n ak ład anie się w yboru stanu n a w ybór określonej tra d y c ji k u ltu ro w ej.

Ideologia dostatniego u m iaru , pow iązana — podobnie jak w Pieśni

św ięto ja ńskiej o Sobótce — z dobrodziejstw em osobistej niezależności,

przeciw staw iona jest m ożliwościom bogacenia się na m orzu i dworze. Uzupełniono ją jed n ak dodatkow ym i sensam i egzystencjalnym i — życie zbudow ane na afirm acji skrom nych potrzeb częściowo p rzy najm niej zwolnione jest od lęku p rzed śm iercią. Częściowo — bo m owa tu tylko o tym , że człow ieka pom iernego nie tra p i p rz y k ra w izja pozostaw ienia zgrom adzonego m ajątk u . W ażność te j sugestii podkreślił jednak poeta um ieszczając ten m otyw n a początku i w zakończeniu utw oru . Stoicki ideał „m edio critatis” daw ałby więc tem u, kto go resp ek tu je, ograniczony w praw dzie, p rzy w ilej niepodlegania trw ogom nękający m większość.

Również p rzy w ołany opis szczęśliwości pierw szego pokolenia, szczęś­ liwości odnaw ianej przez społeczność rolników , m a podobne sprofilow a- nie, zm ierzające do u g ru n to w an ia „m itu w yjątkow ości” oracza. C e n tra l­ ną kategorią różnicującą jest tu ta j złoto — przedm iot pożądania, w y­ zw alający zbrodnicze skłonności. Błyszczący m etal odpow iada za opła­ kane stosunki społeczne, o rganizujące w izję w ieku żelaznego. Z atem u n i­ kanie złota zapew nia po p ro stu osobiste bezpieczeństw o w czasach po­ wszechnego w ystępku.

Azyl w iejski nie jest jed nak p ro stą k o n ty n u acją m itycznego szczęś­ cia. P ierw szym sygnałem , k tó ry podkreślając program ow e w alory gos­ podarow ania n a roli zarazem uw y p u k la d ystans czasowy dzielący w ieś dzisiejszą od czasów początku, jest fra g m en t M arszałka:

Zwłaszcza że nie żołędziem, jako to dawniejsze Lata niosły, ale dziś Chlebem żyw i ludzie,

Który porządnie komu przychodzi nie w trudzie? [w. 14—16]

Ową p ersp ek ty w ę tem p o raln ą należy zresztą traktow ać bardzo um ow ­ nie. M ityczne „k ied y ś” n ależy bowiem do porządku k u ltu ry i trad y cji, konieczność zaś p rac y m a w y m iar jak najb ard ziej rzeczyw isty. R

zuto-42 Zob. A b r a m o w s k a , Kochanowskiego lekcja historii, s. 146. — K a r p i ń ­ s k i , op. cit., s. 139 n.

(20)

w anie na w spólną płaszczyznę heterogenicznych elem entów d aje w efek­ cie ironiczne zabarw ienie cytow anego ury w k a tekstu, w ystępujące i w dalszych jego partiach , gdy niespodziew ane zdem askow anie konw encji literackich służy uw y pu k leniu tego, co praw dziw ie istotne: etycznych k a­ tegorii spokoju i m iary. Zbliżoną d y rek ty w ę in te rp re ta c y jn ą odnajdziem y w pozornie polem icznej wobec S atyra elegii III, 15, w k tó rej „w ieś­ n ia k ” — b o h ater i ad re sa t monologu lirycznego — w zgardziw szy p ier­ w o tn ą stra w ą z żołędzi, jął się u p raw y roli. Ja k się w ydaje, zaw arta dalej pochw ała i drobiazgow y opis czynności zw iązanych ze spław em zboża do G dańska — m imo ironiczne zlekcew ażnie S a ty ra — nie są prostym odw róceniem h ierarch ii w artości skonstruow anej w dedykow a­ nym Zygm untow i A ugustow i poemacie. W ynika nato m iast z innego p u n k ­ tu widzenia. K o n tro w ersy jn y obraz w y ręb u lasów w celu pozyskania d rew n a na szk uty otw iera m ianowicie możliwość dw ojakiej fu nk cjon ali- zacji. Dla „dzikiego m ęża” był on znakiem rozpow szechniającej się po­ goni za zyskiem . W in teresu jącej nas elegii u ję ty jest jednak w aksjo­ logiczną ram ę um iaru, w któ rej zam ykają się w szystkie przedsięw zięcia gospodarza. Zgoda n a stan rzeczy (a to samo nastaw ienie ob serw ujem y w M arszałku), ak cep tacja p racy jest przyzw oleniem na uczestnictw o w cyw ilizacyjnym zaaw ansow aniu, bo innej możliwości po p rostu nie ma. Pozostaje n ato m iast możność w yboru stan u n ajlepiej konserw ującego zapom niane w artości: rolniczego właśnie. Ponadto dy skusja z S a ty r e m je st do pew nego stopnia zneutralizow ana perspektyw ą i n d y w i d u a l ­ n y c h w yborów , a poniekąd n aw et osobistych rozstrzygnięć biograficz­ nych poety, podczas gdy wypłoszonego z kniei bożka zap rzątały dyle­ m a ty zbiorowości.

Inne pow ody sięgania po m it w ieku złotego odsłania tem a ty k a zm a­ gań m iłosnych:

Z A N A K R E O N T A

Ciężko, kto nie miłuje, ciężko kto miłuje, Naciężej, kto m iłując łaski nie zyskuje. Zacność w m iłości za nic, fraszka obyczaje, Na tego tam naraczej patrzają, kto daje. Bodaj zdechł, kto się naprzód złota rozmiłował, Ten w szytek świat swoim złym przykładem popsował. Stąd walki, stąd morderstwa; a co jeszcze w ięcej, Nas, chude, co miłujem, to gubi napręcej.

(Fraszki, I, 40)

W ierszyk ten jest zgrabną kom pilacją dwóch anakreo n tykó w zam iesz­ czonych w A ntologii P a la ty ń s k ie j44. Topos „kto pierw szy...” p iętn u je w niskim sty lu — uspraw iedliw ionym konw encją gatunkow ą zbiorku —

44 Zob. antologię: Anakreont i anakreontyki. Przełożył, opracował i w stępem poprzedził J. D a n i e l e w i c z . Dawne przekłady wybrała i opracowała A. S z a s - t y ń s k a - S i e m i o n . Warszawa 1987, s. 55—56.

(21)

w ynalazcę złota. O dpow iada on, jak każe tra d y c ja m ityczna, za zbrodnie i w ojny „psow ające” św iat w żelaznym w ieku. Ten m otyw byłby może banalny, gdyby nie uzupełnienie sku tkó w pojaw ienia się złota o n a ro ­ dziny zjaw iska p ła tn e j miłości, zgubnego dla kochanków nie grzeszących bogactw em . Z auw ażm y znam ienną hierarchię: w alki i m o rderstw a są złem, ale złem m niejszym . Na pierw szy p lan zdecydow anie w ysuw a się osobiste stanow isko „chudego” am anta, k tó rem u miłość daje praw o do tak iej hierarchizacji. A u tor p rzeciw staw ił tu zrozum iałą miłość do ko­ biet — n ie n a tu ra ln ej, więc szkodliw ej nam iętności do złota. Całość m a oczywiście c h a ra k te r ludyczny, a dom inacja p ry w a tn e j p e rsp ek ty w y upraw nio na jest ogólną stra te g ią zbioru, w k tó ry m K ochanow ski eks­ ponu je ten w łaśnie p u n k t w idzenia: przecież we fraszce II, 74 zdarzyło m u się wręcz sym etrycznie odwrócić znaki w artości, na jakich ro zpięta jest idea O dpraw y posłów greckich 45.

Miłosne k o n tek sty m itu w ieku złotego znalazły się rów nież w elegii I, 14, skojarzone z p o p u larn y m m otyw em zam kniętej fu rty . Topos „w y­ nalazcy” sk ierow any jest ty m razem nie przeciw odkryw cy złota, lecz przeciw autorow i sam ego pom ysłu pobierania za miłość opłaty pienięż­ nej. W w ieku złotym — m ówi p oeta — dziew częta żyjąc prym ityw nie, ko n tentow ały się p rzyjm ow aniem skrom nych darów w n a tu rz e (podob­ ny m otyw znajdziem y u L ukrecjusza), k tó re rozp alały praw dziw e uczu­ cie. Dzisiaj zw racają uw agę głów nie n a hojność datków . W elegii tej m it fun k cjo n u je w p ersw azy jn ej ram ie; wzm ocniony p rzestrog ą o p rz e ­ m ijającej młodości, m a nakłonić cyniczną kochankę do zm iany obycza­ jów i przyjęcia trw ały c h uczuć ofiarow anych przez poetę.

Podobne ostrzeżenie zabrzm i w elegii III, 18. Tam arg u m e n ta c ja b ę ­ dzie jednak nieco inna. K ażąca sobie płacić kochanka jest głucha na w y ­ w ody podm iotu, k tó ry naw iązu jąc do interesującego nas m itu chce jej uśw iadom ić d estru k c y jn ą siłę złota — nadarem nie. Stopizow any a rg u ­ m en t m itologiczny stał się tu środkiem persw azji chybionej; m imo to oba powyższe zastosow ania m o ty w u mogą być dla h isto ry k a lite ra tu ry tra fn ą ilu stra c ją „m acierzy stej” fu n k cji toposu: przekonyw ania.

B ukoliką 4 i księgą V III E neidy W ergiliusz otw orzył drogę lau d acy j- nym w ykorzystaniom m itu w ieku złotego. N astaw ione są one z reg u ły

45 Na temat znaczenia opozycji pryw atne—publiczne dla interpretacji tw ór­ czości Kochanowskiego zob. J. A b r a m o w s k a , Światopogląd i styl. Wokół pytań o „proteusową” naturę Kochanowskiego. W zbiorze: Jan Kochanowski i epoka renesansu. Warszawa 1984. O greckich źródłach tego rozróżnienia powiadamia W. J a e g e r (Paideia. Przełożył M. P l e z i a . T. 1. Warszawa 1962, s. 138): „Odkąd państwo um ieściło człow ieka w ramach swego politycznego ładu, dało mu obok życia prywatnego jak gdyby drugą egzystencję, bios politikos. Odtąd każdy czło­ w iek należy w pew nym sensie do dwu porządków: to, co prywatne (idion), i to, co społeczne (koinon), dzieli bardzo wyraźna granica. Człowiek to n ie tylko idiotes, ale także polîtes”.

(22)

n a przyszłość, w k tó rej u p a tru je się pow rotu królestw a S aturna. Ta konw encjonalna możliwość zbudow ana jest na głębszej podstaw ie a n ­ tycznych koncepcji czasu cyklicznego. Topos zazwyczaj byw a tu m obili­ zow any w „try b ie doraźnym ”, dla określonej postaci, często na tle kon­ k re tn e j sy tu acji historycznej. Jego dzieje m ogą być więc czytane jako h isto ria zaw iedzionych nadziei (jako jeden z pierw szych otw iera tę listę K alpurniusz, k tó ry spodziewał się przyw rócenia czasów S a tu rn a za p a ­ now ania N e ro n a )46; w każdym razie badanie m otyw u w ieku złotego w kontekstach lite ra tu ry pochw alnej będzie zawsze śledzeniem m echa­ nizm ów jego swoistego dopasowywania. Pouczającym źródłem te j re ­ fleksji m ogą być owoce łacińskiej m uzy A ndrzeja Trzecieskiego m łod­ szego, rutynow anego panegirysty, którego pióro w zbudziło licznych no­ w ych S aturnów , za każdym razem znajdując stosow ne uzasadnienie. A trakcyjność tego m itu jako środka reto ry czn ej am plifikacji należy w i­ dzieć na tle zdecydow anie nobilitującej funkcji kodu m itologicznego w li­ te ra tu rz e renesansu (n b . M ikołaj Rej potkn ął się przekraczając progi topiki w ysokiej: w ychw alając złote czasy pod berłem Z ygm unta S ta ­ rego, pierw szy w iek ludzkości datow ał na panow anie J o w isz a )47.

Również w dorobku Kochanowskiego m it w ieku złotego znalazł p a- negiryczne zastosowanie. W epicedium O śm ierci Jana Tarnow skiego b o h ater u tw o ru przedstaw iony został jako mąż, k tó ry mógł przyw rócić ów pom yślny okres:

A le śmierć nieużyta krom wszelkiej litości Nie folguje ni cnocie, ni żadnej godności; Wzięła nam męża tego, który przez sw e cnoty

Mógł był jeszcze przywrócić on dawny wiek złoty. [w. 49—52]

Dla p o ety postać wielkiego h etm ana jest przykładem oczyw istych zależności m iędzy osobistą cnotą a skutecznością działań na arenie p u ­ blicznej — zresztą pochw alny c h a ra k te r utw o ru nie w yklucza jego osta­ tecznie paren etyczn ej tendencji. W arto może przy okazji zauw ażyć d y ­ styngow aną powściągliwość, z jaką w ty m w ypadku K ochanow ski am pli­ fik u je postać Tarnowskiego. Trudno dopraw dy byłoby tu mówić o p an e- girycznej przesadzie. M otyw m itologiczny został bow iem pośw ięcony b ohaterow i istotnie w ybitnem u; jest w yrażony stosunkow o k ró tk ą syn- tagm ą, a ram a m odalna toposu (zwłaszcza poniekąd w arun k ow y try b wypowiedzi) nie pozw ala żywić złudzeń co do rzeczywistości — w iek żelazny trw a po starem u .

W yraźnie do m ilitarnego w arian tu m itu sięgnął p oeta w Dryas Za-

m echskiej, pośw ięconej Stefanow i Batorem u:

Serce nieom ylnie tuszy, że cię z Bolesławy Równo Polska kłaść będzie, a ty nie ustawaj,

46 Zob. zwłaszcza I eklogę tego autora w zbiorze: Sielanka rzymska. Przełożył i opracował J. S ę k o w s k i . Warszawa 1985.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na jego treść złożyły się poszerzone referaty z konferencji oraz teksty innych autorów, w których dokonano analizy relacji Kościoła jako wspólnoty wierzących i instytucji

Kolejny fragment także dotyczy osoby papieża z Polski (s. Rowland zauważyła, że Jan Paweł II był najbardziej rozpoznawalnym Polakiem w dziejach, co pozwoliło mu to

ie .Epltap- hluni Nicolai Flrlel (Forlcoenla 18) poświęco- ne Jest pamięci ojca Mikołaja młodszego. Mi- kołaj Firlej, do którego odnosi się ten epltaf, zginał bezpotomnie w bitwie

Традиция диктует, что кушаний на столе должно быть ровно 12, по числу месяцев в году, или по другой версии - по числу апостолов. Тем не

Junge Leute dürfen auch ohne Fahrschule einen Führerschein machen.. 17-Jährige dürfen dann nur zusammen mit

Der Schüler nimmt nach Hause mit: a/ eine Zeitschrift b/ bis zwei Bücher c/ drei

Во вторник некоторые СМИ сообщили, что Минздрав России одобрил вакцинальный препарат против рака „Онкоф” („Oncophe”), изготовленный

Оппозиционное движение „Солидарность” выдвинуло бывшего вице-премьера России Бориса Немцова кандидатом на пост мэра Сочи. Об этом сообщает