• Nie Znaleziono Wyników

^ d res ZRedetłrcsri: Krakowskie-Pizedmieśoie, ZEŃTr SS.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "^ d res ZRedetłrcsri: Krakowskie-Pizedmieśoie, ZEŃTr SS."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

.M 3 7 . Warszawa. <1. 12 Września Itf8(5 r. T o m V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PREN UM ER ATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą : rocznie „ 10 półrocznie „ 5 P renum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata

i we w szystkich k sięg arn iach w k raju i zagranicą.

K om itet R ed a k cy jn y stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J. A leksandrowicz b. dziekan Uniw., m ag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, J . N atanson, D r J. S iem iradzki i m ag. A. Ślósarski._______

„W szechśw iat*1 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 ‘/j.

za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5. _

^ d re s ZRedetłrcsri: Krakowskie-Pizedmieśoie, Z E Ń T r SS.

(2)

•r,78

w s z e c h ś w i a t

. N r 37.

O BADANIACH

M IK RO CH EM ICZNYCH

PODAŁ

:m t. f i .

K ażdy k ro k naprzód w rozw oju m etod badania w jak iejk o lw iek gałęzi wiedzy nie- tylko skutecznie się p rzyczynia do w zboga­

cenia i uzupełnienia naszycłi wiadom ości w odnośnym dziale, ale o tw iera zarazem nowe przedtem n ieu p raw ian e pole studyjów i dociekań, staw iając coraz to nowe zad an ia um ysłow i ludzkiem u. W prow adzenie m i­

k ro skopu do badań ciał m in eralnych m iało z początku na celu tylko danie m ożno­

ści badaczow i ro sp a try w an ia n a jd ro b n ie j­

szych szczegółów budow y m inerałów , d a ją ­ cych się dojrzeć okiem uzbrójonem . L ecz Avkrótce przyłączyło się do tego b adanie optyczne kryształów , stanow iące ta k p o tę ­ żny środek do scharak tery zo w an ia k ry s ta li­

cznej n a tu ry danego osobnika. M ikroskop połączono z p rz y rzą d em p olary zacy jn y m , a ten ostatni niezależnie od m ikroskopu coraz ważniejszym u legał ulepszeniom . W ten sposób badanie geom etrycznych i fizy­

cznych m inerałów własności niew iele pozo­

staw ia do życzenia. J e d n a k d la zupełnego poznania m in erału koniecznem je s t zb ad a­

nie jeg o n a tu ry chem icznej, ta k niekiedy różnćj w osobnikach pod w zględem form y i własności fizycznych podobnych do siebie.

Ścisła więc analiza chem iczna stała się nie­

zbędną dla u zupełnienia pow yższych m etod badania. Lecz analiza ta k a w w ielu r a ­ zach je s t m ozolną, dużo w ym aga czasu i zu ­ pełnie odpow iadając w ym aganiom chem ika n ieraz może nie zadow olnić m ineraloga.

T o też ju ż dość daw no, bo zaraz po zastoso­

w aniu m ikroskopu przez m ineralogów , po­

w stała m yśl w yw oływ ania pod m ik ro sk o ­ pem z nadzw yczaj drobnem i ilościam i sub- stancyi tak czułych reakcyj chem icznych, które pozw oliłyby niew ątpliw e w yciągać wnioski co do jak o ści pierw iastków chem i­

cznych w badanym m inerale zaw artych.

M łoda ta gałązk a w ielkiego d rzew a ścisłej

wiedzy przyrodniczej liczne ju ż w ydała owoce. P o d nazw ą m ikrochem ii w yw alcza ona sobie coraz w ybitniejsze stanow isko śród dotychczasowych m etod badania skał i m inerałów .

G dy nauczono się przy odpowiedniem od- szlifowaniu prep aratów skał rospoznaw ać pod m ikroskopem oddzielne ich części skła­

dowe, które dla oka nieuzbrojonego zgoła były niew idzialne, starano się też chemi­

cznie dowieść identyczności znalezionych w skałach m inerałów ze znanem i w stanie m akroskopow ym . W niektórych razach w y­

konanie tego było dość łatwem : jeżeli w zw ietrzałej skale znaleziono okruchy kal- cytu, dość było nalać kropelkę kwasu solne­

go na p r e p a ra t,, aby z w ydzielających się pęcherzyków dw u tlenk u węgla, dających się pod m ikroskopem dojrzeć, wnioskować o tem , że "m inerał badany je s t węglanem ; albo, jeże li znaleziono w bazalcie czarne, nieprzezroczyste ziarn k a, to zniknięcie ich po w ygotow aniu szlifu lub proszku w k w a­

sie solnym w yraźnie wskazywało, że je s t to żeleziak m agnetyczny. T e więc pierw sze próby w pew nych razach z dostateczną p e­

wnością pozw alają wnioskować o badanem ciele m ineralnem , lecz są jeszcze dość d ale­

kie od dania tiy całkow itej pewności, ja k ą je d y n ie przez analizę chemiczną osięgnąć można.

P ró b y B aum hauera, któ ry się sta ra ł przez działanie pew nych odczynników chem icz­

n ych otrzym ać w ytraw ione na m inerale fi­

g u ry i w edług nicli o jeg o składzie chem i­

cznym sądzić, nie m ogły znaleść ogólnego zastosow ania. Znacznie szczęśliwszą była pró b a podana poraź pierw szy przez S tren - ga w celu odróżnienia ap aty tu od nefelinu, k tó re pod m ikroskopem ze w zględu na swą bezbarw ność i podobną stru k tu rę k ry stalo ­ graficzną praw ie odróżnić się nie dają. A p a ­ ty t je st fosforanem w apnia, nefelin zaś k rz e ­ m ianem (syłikatem ) niezaw ierającym k w a­

su fosfornego. N a szlif, któ ry n atu raln ie nie pow inien być p ok ry ty szkiełkiem ani balsam em kanadyjskim (używ anym do p rz y ­ k lejan ia p rep aratów do szkiełka przedm io­

towego), wnosi się k ro p lę m olibdenianu

am onu, rospuszczonego w roscieńczonym

kw asie azotnym ; ponieważ kw as azotny ros-

puszcza apatyt, tw orzą się szybko znane

(3)

N r 37. WSZECHŚWIAT. 579 żółte ośmiościenne kry ształy fosforo-molib-

denianu am onu, łatw o dające się rozejrzyć pod mikroskopem . Nefelin pod działaniem powyższego odczynnika nie okaże tćj cha­

rakterysty cznej reakcyi. Zaw artość w apna w apatycie da -się łatw o skonstatować na drugim preparacie, przez rospuszczenie czę- ści jeg o w kropli kw asu solnego i następne działanie nań kwasem siarczanym . U tw orzą się tu charakterystyczne kryształy gipsu, t. j . siarczanu wapnia, w idoczne pod m ikro­

skopem w postaci jaką, w skazuje fig. 2.

W nefelinie zaś obecność sodu dowiedzioną być może przez działanie nań kroplą stężo­

nego kw asu solnego, co wywołuje utw orze­

nie się osadu galaretow atego, z którego po pew nym czasie w ydzielają się drobne krysz­

tałk i chlorku sodu. Czulszym jeszcze na sod odczynnikiem je st octan uranilu. W ros- tw orze w kw asie solnym badanego m inera­

łu wyw ołuje on tw orzenie się ch arak tery ­ stycznych postaci (tetra ed ry ) octanu urani- lo-sodowego. K ry sz tały te zaw ierają zale­

dw ie 6,6% tlen k u sodu, mogą więc służyć do odkrycia nadzwyczaj drobnych ilości sodu.

O bok Strenga* którego prace nie o g ra n i­

czają się bynajm nićj tym przykładem , lecz p rzedstaw iają zbiór doskonałych prób dla jakościow ego zbadania pod m ikroskopem najpospolitszych skał i ich części składow ych w k ieru n k u tym pracow ało i pracuje dotąd k ilk u jeszcze innych badaczów , spomiędzy których B oricky, Behrens, B aum hauer, L e h ­ m ann, K n o p i H aushofer trw a łą na tem polu sobie zdobędą sławę.

Za najodpow iedniejsze związki, przy k tó ­ rych pomocy rospoznać można w ielką ilość pierw iastków chemicznych, uznał B orickyso­

le kw asu fluorokrzem ow odornego. T ym spo­

sobem konstatow ać się daje obecność potasu, sodu, w apnia, m agnezu, żelaza, m anganu i strontu. B adane być m ogą zw iązki te w spo­

sób następujący: szkiełko przedm iotow e po­

k ry w a się cienką w arstw ą przegotow anego, wolnego od pęcherzyków pow ietrza, balsa­

m u kanadyjskiego, do której p rzykleja się ziarnko m inerału wielkości głów ki od szpil­

ki lub odłam ek szlifu spreparow anego. P r e ­ p a ra t ten zostaje następnie polany kroplą czystego chem icznie kw asu fluorokrzem o- wodorow ego. Po wyschnięciu obraz m ikros­

kopow y okazuje charakterystyczne formy fluorokrzem ianów, któ ry ch m etale zaw arte są w badanej próbie. Samą metodę p rzyg o­

tow ania tych obrazów udoskonalił S treng.

M inerały, zaw ierające sod, w ykazują jego obecność przez dostrzegane pod m ikrosko­

pem piękne, nadzw yczaj w yraźnie obryso­

wane kry ształy heksagonalne fluorokrzem ia­

nu sodu, k tó re przedstaw iają zw ykle kom - binacyje słupów pryzm ow ych z podwójnie pochyłą piram idą (fig. 1). Niemniej ch arak ­ terystyczne są sole potasu, żelaza i innych m etali. R eak cy jete praw ie w zupełności wy­

starczają do odróżnienia wzajem nego roz­

m aitych feldspatów: feldspaty potasowe w skazują tylk o sześciany fluorokrzem ianu potasu, feldspaty zaś sodow o-w apienne obok wyżój opisanych fluorokrzem ianów sodo­

wych jeszcze kryształki odm ienne soli w a­

piennej. Stosunkow a ilość jed ny ch i drugich może w ostatnim razie dać naw et pew ne wskazówki co do miejsca, jak ie b a d a n y feld- spat w szeregu innych zajm uje Boricky rów ­ nież zastosowuje działanie gazu flurowodo- row ego do roskład ania m inerałów pod m i­

kroskopem , a przez złączenie rozm aitych stosunkowo prostych metod b adania osięga zupełnie pew ną analityczną drogę do ozna­

czenia m inerałów zaw artych w k ry sta lic z ­ nych choćby najbardziej złożonych skałach Nie należy n aturalnie zapominać, że metoda ta posiada pewne braki, głów nie z pow odu zupełnego podobieństwa form niektórych najw ażniejszych soli; ale z pomocą przycho­

dzą reakcyje inne, wyłącznie tylko dla pew ­ nych pierw iastków ch arakterystyczne. T ak np. potas daje się z całą dokładnością ozna­

czyć przy pomocy ch lorniku platyny. F ig . 3 wskazuje charakterystyczne re g u larn e k ry ­ ształy b arw y żótłcSj chlorop laty nianu potasu.

Na magnez posiadam y odczynniki rów nież czułe w am onijaku i kw asie fosfornym , któ ­ re w ydzielają k ryształy fosforanu amono- magnezowego.

Ciekawe są m etody, jak iem i posługuje się B ehrens dla dochodzenia obecności boru, fluo­

ru i krzem u. K rzem zostaje w małym platyno­

wym tygielku przeprow adzony w fluorokrze-

mowodór, k tó ry zostaje pochłonięty przez

kroplę kw asu siarczanego, zw ieszającą się

n a w ypukłćj stronie pokryw ki tygiełka. K ro ­

pelka ta znów je st ochładzana przez kroplę

(4)

580 WSZECHŚWIAT. N r 37.

wody znajdującą, się na zew nętrznćj w klęs­

łej stronie pokryw ki. N astępnie przenosi się j ą na szkiełko przedm iotow e i w sposób w y­

żej opisany działaniem soli sodowej w yw o­

łu je się tw orzenie flurokrzem ianu sodu. N a podobnej m ikrodystylacyi polega też ozna­

czenie obecności fluoru i boru. — O ry g in a l- nem je st również dow iedzenie pod m ikrosko­

pem obecności wody. O k ru c h m inerału w rzuca się do nadzw yczaj w ąskiej (0,5 mm) ru rk i u jed n eg o końca zatopionej, następnie d ru g i koniec w yciąga się w płom ieniu k a p i­

larn ie i rów nież się zatapia. O grzew ając teraz koniec, w którym zn a jd u je się m in erał, m ożna łatw o pod m ikroskopem rozejrzeć w końcu k ap ilarn y m osad tw orżącej się p a­

ry wodnej.

T ru d n o nie przyznać, że w iele ju ż dotąd na tem ciekawem i dla m ineraloga nadzw yczaj w ażnem polu badań zrobiono, zw łaszcza, j e ­ żeli pomyśleć, że w szystkie odnośne prace uk azały się w niespełna dziesięć lat. W y ­ łącznie koniec ubiegłego i początek obecne­

go dziesiątka lat d ostarczyły nam tyle obfi­

tego w tym k ieru n k u m atery ja łu . Zw rócono też wiele uw agi na w ygodne m etody odszu­

k an ia w m inerałach rz ad k ich pierw iastków , co je s t tem ważniejsze, że ostatnie n adzw y­

czaj skąpo zn a jd u ją się w n atu rz e, w rz a d ­ kich okazach i niekiedy bardzo nieznacznych ilościach. H a u sh o fer podaje np. doskonałe p róby na cer, niob, tan tal, itr i tor. Z esta­

wienie w szystkich dotychczasow ych m etod znaleść m ożna w podręczniku łla u s h o fe ra ').

Ze w szystkich znanych pierw iastk ó w b ra k tu tylko prób na brom , dydyin, lan tan , iryd , osin, ind, rod, rubid, i-uten, a więc głów nie na nadzw yczaj rz ad k ie w n a tu rz e m etale.

Z zw iązków azotow ych podane są p róby m i- krochem iczne na kwas azotny i am onijak; ze zw iązków w ęgla na kw as w ęglany i na p e w ­ ną ilość kw asów organicznych.

Spom iędzy tego m nóstw a reakcyj p rz y to ­ czym y je d n ę jeszcze, dość często w p ra k ty ­ ce m ającą zastosow anie, m ianow icie re ak - cyją na glin. D la dow iedzenia obecności te-

') Haushofer. M ikroskopisohe R eactionen. Eino A nleitung zur E rk e n n u n g v ersch ied en er E lera en te und V erbindungen u n te r dem M ikroskop. B ru n św ik 18S5.

| go m etalu, tak pospolitego w krzem ianach, służą za odczynniki kw aśne sole potasu lub cezu, które z glinem tw orzą nader c h a ra k ­ terystyczne reg ularne (przew ażnie ośmio- ściany) kryształy ałunu potasowego lub ce­

zo wego (fig. 4). J e s t to reakcyj a nadzw y­

czaj czuła, j a k wogóle w szystkie, o których tu mowa. N ajdrobniejsze ilości substancyj d ają się z. całą dokładnością odkryć przy pom ocy m ikrochem ii, a za p rz y k ła d czułoś­

ci tych metod niech służy to, że zawartość w apna w jed n y m włosie ludzkim można łatw o spraw dzić przez otrzym anie k ry sz ta ł­

ków gipsu.

N a zakończenie podnieść jeszcze należy tę okoliczność, że obecność niektórych p ie r­

w iastków w najrozm aitszy sposób może być dow iedzioną. P o tas np. prócz form ju ż wyżój przytoczonych (fluorokrzem ianu i ch loroplatynianu) może jeszcze być ok reślo ­ ny ja k o winian kw aśny, ja k o nadchloran, ja k o p ik ry n ian , a ja k o p ro d u k t uboczny p rzy innych reakcyjach w postaci siarczanu, azotanu, w ęglanu i fluorku. T a rozm aitość m etod zbliża oczywiście reakcyje m ikroche- miczne do najściślejszych reakcyj ogólnych

w chem ii analitycznej.

p o d a ł

S . HZ.

(Dokończenie).

III.

P o tym opisie metod badania zw rócić się nam należy do rezultatów , dotychczas przez owe poszukiw ania osiągniętych. O gół ob- serw acyj uczy, że wznoszenie w górę p rz y ­ rząd u elektrom etrycznego w skazuje zawsze w zm aganie się poten cyjału pow ietrza. W p o ­ bliżu zw łaszcza pow ierzchni ziemi poten­

cyjał zm ienia się bardzo szybko; podczas pogody dostrzegł W ilhelm Thom son, m ię­

dzy pow ierzchnią ziemi a w arstw ą pow ie­

trz a wyniesioną na 9 stóp, różnicę potency­

ja łu wynoszącą 430 wolt (jed n a wolta o d ­

pow iada mniej więcej sile elektrow zbudza-

jącej ogniwa D aniella); przy w iatrach

(5)

N r 37. WSZECHŚWIAT. 581 w schodnich i północno-w schodnich różnica

tak a w ystępuje ju ż p rzy daleko mniejszej zm ianie wysokości.

W jednem -Ltemże samem miejscu i w j e ­ dnej wysokości potencyjał pow ietrza zmie­

n ia się peryjodycznie w różnych godzinach dnia, a średni stan elektryczny dzienny zmie­

nia się z różnem i poram i roku.

W czasie dni jasnych i spokojnych w y­

stępuje okres dzienny, cechujący się dw o­

m a m axim am i i dwom a minimami. N aj- większośó pierw sza w ystępuje w lecie około godz. 8, a w zim ie około godz. 10 rano; d ru ­ ga zachodzi w lecie około godz. 9, w zimie około godz. 6 wieczorem. W ed łu g Palm ie- rego d ru g a ta naj większość je st znaczniej­

sza i trw a niekiedy przez całą noc, poczem przed brzaskiem dziennym zachodzi naj- mniejszość; drugie m inim um w ystępuje po południu. Różne objaw y m eteorologiczne ja k w iatr, m gła, zachm urzenie horyzontu, zakłócają ten okres; znaczne maxima, we­

d łu g P alm ierego, zapow iadają zachm urze­

nie nieba w ciągu dni następnych; z p rzy ro ­ stem w ilgotności w zględnej wiąże się wzma­

ganie i dłuższa trw ałość maximów.

• Co się tyczy przebiegu rocznego elek try ­ czności atm osferycznej, to naj większość je j w ystępuje w Styczniu, naj mniejszość w C zer-

j

wcu; w edług Q ueteleta elektryczność atm o­

sferyczna w Styczniu je s t 13 razy znaczniej­

sza, aniżeli w Czerwcu.

P rz y niebie pogodnem w danem miejscu elektryczność je st dodatnia, jeżeli w obrębie otaczającego koła o prom ieniu 70 hm nie zachodzą żadne opady atm osferyczne; P a l- mieri poznał dalej, że jeżeli przy niebie po­

godnem w danem miejscu okazuje się elek­

tryczność odjem na, to w pewnej odległości ma miejsce deszcz, śnieg lub grad. P rzy niebie pochm urnem , jeżeli deszcz nie pada, elektryczność pow ietrza je s t zawsze doda­

tnia, słabsza wszakże aniżeli w czasie pogo­

dy; okres jój także mniej je s t wybitny.

W czasie deszczu rów nież w edług P a l­

m ierego rosk ład elektryczności ulega oso­

bliwem u praw u. W m iejscu, gdzie deszcz pada, w ystępuje obfita elektryczność doda­

tnia, dokoła niej zaś rospościera się mni(5j lu b więcej szeroka strefa silnej elektryczno­

ści odjem nej; dalej znów n astępuje strefa silnój elektryczności dodatniej, k tó ra w zna­

czniejszej odległości szybko maleje. Gdy w szczególnym p rzy pad ku w miejscu, gdzie deszcz pada, w ystępuje elektryczność od je­

mna, to wskazuje spadek obfitszego deszczu w sąsiedztwie, w skutek czego znaczne ilości elektryczności odjemnej n apływ ają do miej­

sca obserwacyi; P alm ieri zauw ażył, że w ta­

kim razie po ustaniu deszczu elektryczność odjem na się wzmagała.

Jeżeli w pew nem miejscu zachodzi zna­

czne skraplanie pary w odnej, to elek try cz­

ność w yw iązuje się tak obficie, że z kon­

d ukto ra trzym anego w górze wydobywać można silne iskry. C hm ury grożące burzą tem się tylko różnią od chm ur zw ykłych, że skraplanie zachodzi w nich częściej i silniej, co pow oduje żywszy rozwój elektryczności.

Poniew aż przy skraplaniu p ary wodnej wy­

wiązuje się elektryczność, ukazyw anie się przeto maximów elektryczności atm osfery­

cznej zapow iada ry ch łe ukazanie się chm ur.

JV.

G dy zwrócim y się teraz do p ytan ia, ja k i je s t początek, jak ie są źród ła tój elektrycz­

ności atm osferycznej, to napotykam y w praw ­ dzie znaczną ilość dom ysłów i hypotez róż­

nych, żadna wszakże z tych teoryj kwestyi nie rozw iązuje.

Y olta, a wraz z nim wielu innych b ada­

czy, N ollet, Priestley, Saussure, źródło elek­

tryczności atmosferycznej dostrzegali w pa­

row aniu wody; rozum ieli oni, że p a ra u cho­

dząca z wody elektryzuje się dodatnio, ciecz zaś nabiera elektryczności odjem nej, tą d ro ­ gą oczywiście tłum aczyli dodatnią ele k try ­ czność pow ietrza. R eich wszakże poznał, że znak elekryczności uchodzącej pax-y za­

leży od n a tu ry naczynia, w którem się z n a j­

duje ciecz ulatniająca, jakoteż od ciał s ta ­ łych, ja k ie do wody w prow adzam y, że za­

tem elektryzow anie to przypisać należy ta r­

ciu cząstek cieczy o ściany naczynia i cząst­

ki ciał stałych. P alm ieri w ykazał tru d n o ­ ści podobnych badań i liczne źródła błędów, które tk w iły w daw niejszych nad tą rzeczą doświadczeniach. O n sam w ykonał j e w ten sposób, że na wodę zaw artą w naczyniu pla- tynowem rz u cił wiązkę prom ieni słonecz­

nych, skupionych przez soczewkę. W y w ią ­

zująca się p ara szybko uchodziła z p o w ie rz ­

(6)

582

w s z e c h ś w i a t

. Nr 37.

chni cieczy, a za pośrednictw em czułych elektroskopów w naczyniu u jaw n iły się śla­

dy elektryczności odjem nćj, skąd wnosi P alm ieri, że parow anie wody na pow ierz­

chni ziemi przyczynia się do elektryzow ania pow ietrza, lubo w drobnym ty lk o stopniu.

P o uillet, któ ry też należał do stronnikó w teoryi parow ania wody, w idział znów inne źródło elektryczności atm osferycznćj w p ro ­ cesach wegietacyi; z niek tórych m ianow icie dośw iadczeń swych w niósł, że gazy w ydy­

chane przez rośliny n aelektryzow ane są, do­

datnio. Riess, wszakże, p rz y dośw iadcze­

niach prow adzonych n a ziemi p o k ry tćj ro ­ ślinnością iu g ó ru ją c ć j, żadnćj różnicy w s ta ­ nie elektryczności atm osferycznćj nie do­

strzegł.

L avoisier, L aplace i D avy m niem ali, że elektryczność atm osferyczna w yw iązuje się p rz y procesach palenia. Z aw iła kw esty ja pow staw ania elektryczności p rz y paleniu ciał b y ła także przedm iotem b ad ań P alm ie- rego. D ośw iadczenia prow adził on w ten sposób, że ciała płonące um ieszczał w ty- gielku platynow ym , połączonym z dolną p ły tą kondensatora, osadzonego n a elek tro ­ skopie B ohn enbergera. D ośw iad czen ia te w ykazały, że rzeczyw iście w płom ieniu w y ­ stępuje je d n a , w naczyniu zaś platynow em , zaw ierającem substancyją płonącą, d ru g a elektryczność; z m nóstw a w szakże re z u lta ­ tów tru d n o dotąd ogólną zasadę wydobyć.

W zw iązku z tym daw nym poglądem L a- voisiera zostaje hypoteza M eissnera, w edług którego elektryczność atm osferyczna w y­

w iązuje się p rzy u tlen ian iu ciał; zw ykły tlen mianowicie, w edle poglądów u zasad nia­

nych przez Schonbeina, składa się z atomów ozonu i antozonu, ten d ru g i w zględem pier­

wszego p rzedstaw ia sub stancyją elektrodo - datnią. U tlen ian ie dokonyw a się przez ozon, przez co osw abadza się znaczna ilość tlen u dodatniego, co w łaśnie w ed łu g M eis­

snera stanow ić ma źródło elektryczności a t­

m osferycznej.

Nie wszystkie w szakże teo ry je obracają się w tak skrom nym zakresie. B ecąuerel przyp isu je słońcu znaczny w p ły w n a w y­

tw arzanie elektryczności atm osferycznej.

E lektryczno ść m ianow icie p ow staw ać ma na słońcu skutkiem w ybuchów p ro tu b e ra n - cyj, które, ja k analiza sp e k tra ln a uczy, sta­

now ią przew ażnie m asy rozżarzonego w o­

doru: elektrododatni wodór przenosi swą elektryczność na substancyją w ypełniającą przestrzeń św iatow ą, skąd udziela się atm o­

sferze ^ziemskiśj. F a y e podziela podobny pogląd. Nawiasowo dodać można, że stron-

j

nicy takićj teoryi słonecznćj nie koniecznie przyjm ow ać muszą substancyją w ypełniają­

cą przestrzeń, w edług bowiem E d lu n d a i G oldsteina, próżnia nie stanow i przeszko­

dy dla rosprzestrzeniania się elektryczności.

W e rn e r Siemens w inny sposób przypisuje słońcu źródło elektryczności atm osferycz­

nej. P rą d y m ateryi słonecznćj, k tó re na b ry le tój przebiegać m ają od biegunów k u rów nikow i, stają się źródłem elektryczności zarów no słońca j a k i tćj substancyi, k tó ra w skutek siłyod środkowćj będącćj wynikiem obrotu słońca zostaj e w yrzucana w przestrzeń.

E lek tryczno ść słońca, k tó ra ma być dodatnią, działa przez w pływ na ziemię; jednoim ienna jć j elektryczność rosprasza się w przestrzeń, różnoim ienna, t. j . odjem na, roskład a się na pow ierzchni ziemi. R osproszona e le k try ­ czność d o d atn ia ziemi i odjem na rozrzu co ­ nej substancyi słonecznćj spotykają się na granicy atm osfery ziem skiej i w ytw arzają tam zorze biegunow e w sposób podobny, ja k tę na m ałą skalę widzim y w ru rk a c h Geisslera.

L am ont znów, P e ltie r i P la n te przyczynę elektryczności atm osferycznćj przenoszą na ziemię. W ed łu g dw u pierw szych, ziemia obdarzona je s t pew ną ilością elektryczności odjem nej, k tó ra nie doznaje zm iany ilościo­

w ej, ale ulegać może rozm aitem u roskłado- wi. L am ont przyjm uje, że atm osfera nie posiada zgoła elektryczności; gdyby ziemia b y ła kulą o gładkićj zupełnie pow ierzchni, elektryczność byłaby rozłożoną na jć j po­

w ierzchni zupełnie jed n o stajn ie. T ak wszak­

że nie jest, a że elektryczność grom adzi się przew ażnie na ostrzach, n a w yniosłych p rz e ­ to p un k tach ziemi, na wieżach i górach np.

nagrom adzoną będzie silniej aniżeli na ró ­ w ninach. P a r a w odna, zostając z ziemią w zetknięciu, zachow uje się podobnie j a k wyniosłości jć j pow ierzchni, elektryczność pow ierzchni ziem i przechodzi na masy pary wodnej. W e d łu g tej hypotezy zatem p rze­

w odnik zakończony ostrzem ulega wpływo­

wi elektryczności odjem nej ziemi w ten spo-

(7)

N r 37. WSZECHŚWIAT. 583 sób, że elektryczność jego dodatnia zostaje

przyciąganą ku dołowi i ocenia się elektro- m etrem , gdy odpychana elektryczność odje­

m na uchodzi ostrzeni.

^0

W ed łu g hypotezy natom iast G a sto n a P lan - tó wszystkie .ciała niebieskie, zatem i ziemia, posiadają pewien pierw otny zasób elek try ­ czności dodatniej, k tóra z ciał tych uchodzi i grom adzi się głów nie w wyższych, rozrze­

dzonych w arstw ach atm osfery. W y ład o ­ w anie elektryczne m iędzy chm urą a ziemią w edług P la n teg o tłum aczy się tem, że chm u­

ra w drodze swój p rzy jąć m ogła znaczną ilość tój elektryczności dodatniej, w ypływ a­

jącej z ziemi; gdy więc znajduje się nad pe­

w ną częścią pow ierzchni ziemi, może ją przez w pływ naelektryzow ać silnie odje- mnie. W yładow yw anie tedy elektryczne pow staje w sposób zw ykły m iędzy dodatnią chm urą i odjem nie naelektryzow aną częścią pow ierzchni ziemi.

T w órca głośnej teoryi elektryczności, E d lu n d zastosow ał j ą i do w yjaśnienia obja­

wów elektryczności atm osferycznej; gdy­

byśmy tu wszakże chcieli rzecz tę opowie­

dzieć w ym agałoby to n ajpierw w ykładu sa­

mych zasad teoryi E d lunda; by wszakże zbyt nie rosszerzać g ra n ic tej pracy , pomi­

jam y tę kw estyją i przechodzim y do p o g lą­

du P alm ierego, nietyle rozległego i ogólne­

go, co ostatnie z wyżej przytoczonych hy- potez, ale uzasadnionego ścisłemi obserwa- cyjami.

O pierając się mianowicie na dostrzeże­

niach, że elektryczność atm osferyczna wzma­

ga się w chw ili, gdy w ilgotność w zględna w zrasta, że ukazyw aniu się m gły na h o ry ­ zoncie tow arzyszy zawsze silniejszy stan elektryczny, wnosi P alm ieri, że bespośre- dniem źródłem elektryczności atm osferycz­

nej je s t skraplanie p ary w odnej. Domysł ten potw ierdził zresztą kilku doświadcze­

niam i, k tóre w sposób niew ątpliw y w yka­

zały p rzy szybkiem skraplaniu pary w odnej, oznaki elektryczności dodatniej.

P o g lą d y P alm ierego zyskały znaczne uznanie i zostały p rz y ję te przez wielu na tem polu badaczy. P rzytoczyć tu nam wszakże w ypada jed n ę jeszcze, niedaw no w tym przedm iocie ogłoszoną pracę Jo rd a -

j

na. W e d łu g tej teo ry i ruchy w atmosfe- |

rze połączone z tarciem są źródłem elek try ­ czności, cząstki wody mianowicie stają się dodatnio, cząstki pow ietrza odjem nie elek- trycznem i. Te ostatnie są nieprzew odni­

kam i i zachow ują swą elektryczność, pier­

wsze przenoszą elektryczność dodatnią na wszystkie ciała, z którem i są w zetknięciu.

G dy pęcherzyki m gły skupiają się w chm u­

rę, rozłożona na nich elektryczność rospo- ściera się na mniejszej pow ierzchni, a stąd potencyjał elektryczny w zrasta. N a zasa­

dzie swej teoryi tłum aczy Jo rd a n różne szczegóły objawów elektrycznych w atm o­

sferze, a w szczególności przebieg dzienne­

go i rocznego ich okresu.

Z zestaw ienia tego widzimy, że w gałęzi tój wiedzy dużo jeszcze niejasności i zam ę­

tu; elektrom eteorologija, podobnie ja k inne działy m eteorologii, wym aga przedew szyst- kiem zorganizow ania system u obserwacyj i rosprzestrzenienia ich na różne okolice ziemi.

Badacze jed n i źró d ła elektryczności a t­

m osferycznej szuk ają w działaniach, na sa­

mej ziem i zachodzących, inni d o p atru ją się go w słońcu. Nie zbijem y się zapew ne z to ­ ru , jeżeli przyjm iem y, że procesy na ziemi zachodzące starczyć mogą do w yjaśnienia je j początku; ale rów nież i na to zgodzić się należy, że objaw y elektryczne na słońcu w olbrzym ich występować m uszą rozm ia­

rach. Czy i ile o ddziaływ ają one na zja­

wiska ziemskie, — dziś niepodobna pow ie­

dzieć. Zapewne je d n a k b ry ła słoneczna nie tylko ciążeniem na ziemię działa, nietylko je s t dla nas źródłem św iatła i ciepła, ale też w sposób dotąd nieznany oddziaływ a n a elektryczne i m agnetyczne objaw y naszej planety. D ziałania elektryczności atmosfe­

rycznej dostrzegam y jed y n ie w objaw ach błyskawicy i grzm otu, — czy zw ykły, n o r­

m alny je j stan zostaje w jakim ś zw iązku z innem i objawam i m eteorologicznem i zie­

mi, tego zgoła nie wiemy. N a pytanie

j

to przyszłość nieodległa uw agę zapewne

zwróci.

(8)

584

G Ł Ó W N E F A Z Y

OB I E G U M A T E R I I Ul N A T U R Z E

s k re ś lił

IM aksyiiiilijan Flauiii.

(D okończenie).

B ył czas, kiedy starano się we w szystkich ciałach białkow ych dojrzeć pew nej substan- cyi, w szystkim im w spólnej, najw yraźniej w sobie u w ydatniającej własności ciał b ia ł­

kowych. Idealną, ową „p ierw otną” substan- cyją nazw ał M u ld er proteiną. Obecne m e­

tody b adania na uogólnienie tak ie nie po-:

zw alają, a ciał białkow ych odróżniam y w ie­

le, kto wie, czy n aw et nie za wiele. Bo j a k ­ kolw iek z je d n a j stro n y w ydatne różnice, zachodzące w własnościach rozm aitych ciał białkow atych d ają praw o do wzajem nego ich odróżniania, to z d rugiej strony, b iałk a w różnych w arunkach badane i rozm aite odpow iednio do tych w arunkó w w skazują­

ce własności nie d ają jeszcze p rześw iadcze­

nia o tem, że są w istocie czem innem , a n i­

żeli znane ju ż w cześniej. W takim stanie rzeczy nie przestano je d n a k dotąd w pe­

wnych razach, gdy chodzi o w ykazanie zm ian jak im ciała białkow ate niekiedy u le­

g ają lub o przypuszczalne ich tw orzenie się, posługiw ać się form ułam i, k tó re, m ożliwie zbliżone do składu białka, są w stanie b a d a ­ ne reakcyje u w ydatnić. T akiem i w zoram i są naprzykład: C ,2 H 10 N3 0 4, em pirycznie użyty przez P la y fa ira ,a lb o C ,2II, i 2N 180 22S, w yprow adzony przez L ie b e rk iih n a lub w re ­ szcie C2|, I I 3 io N 5G0 7|, z którego wychodząc, S chutzenberger objaśnia pow staw anie ro z ­ m aitych produktów ro sk ład u tych ta je m n i­

czych ciał. W zo ry te w pew nych razach pouczają, ale wogóle o praw dziw em u g r u ­ pow aniu pierw iastków w ciałach b iałk o ­ w ych, o ich pow staw aniu i istocie rzeczy­

wiście mało m ów ią. Są one raczój sum ą tych wiadomości, ja k ie posiadam y o ro sk ła- dzie ciał białkow atych. D otychczas bowiem tylko tą je d n ą m etodą, m etodą bad an ia p r o ­ duktów ich ro składu możemy się posługi-

JSr 37.

wać. M etoda ta najpom yślniejsze w ydaje re zu ltaty w sum iennych i n ad e r in tere su ją­

cych badaniach S chiitzenbergera '). T ą d ro ­ gą przyrzeka sobie ten badacz zdobyć n aj­

pew niejsze dane dla utw orzenia racyjonal- nej i praw dziw ie naukow ej klasyfikacyi tych licznych zw iązków, stanow iących pod­

staw ę żyjącego organizm u.

L ecz niedość je s t zwrócić uw agę na p ro ­ dukty, otrzym yw ane z ciał białkow ych na zew nątrz organizm u pod wpływ em czynni­

ków, jak iem i rosporządzam y w pracow ni chem icznej. N ajrozleglejszem u rów nież b a­

daniu są poddaw ane ciała pokrew ne b iałk o ­ wym, znajdujące się w żywym organizm ie lub ciała z białkow ychbezw ątpienia pow sta­

łe. D o ciał zaw ierających azot, a w rośli­

nie się tw orzących, należą prócz białkow ych pew ne m ateryje klejow ate, alkaloidy czyli zasady roślinne i inne. O ile ciała te w swem pow staw aniu są podobne lub zależne od ciał białkow ych, dobrze nie je s t wiadom em . To tylko pew na, że ich skład i budow a mniej są zaw iłe i w w ielu dotychczas w ypadkach stosunkow o dobrze znane. Należy się więc spodziew ać, że dokładne ich zbadanie rzuci może św iatło na istotę ciał białkow ych.

W organizm ie zwierzęcym ciał takich je st ilość jeszcze większa, a w ielu razach z całą pew nością je s t dow iedzione ich pochodzenie od ciał białkow ych. B liżej n ad tem i wszy- stkiem i zw iązkam i zastanaw iać się tu nie możemy, poświęcimy tylko słów k ilk a tym , k tó re w ostatnich czasach ogólną na siebie uw agę zw róciły.

P rz y pewnych stanach,chorobliw ych m ia­

nowicie, lub w tru p ach ciał ulegających ros- k ład o w i znajdow ano substancyje gnilne, k tórych istnienie, a tem mniej własności i istota, przedtem znane nie były. S u b ­ stancyje te, zw ane ptom ainam i 2), po zbada­

n iu należytem okazują budow ę chemiczną

') Z b y t je s t specyjalną ta m etoda badań, abym ją tu mógł opisywać. Życzący sobie ją poznać znajdą wiele ciekawych danych w streszczeniu w a rty k u le Schiitzenbergera: L a eonstitution des m atieres pro- teiąues, pomieszczonym w N r 4 (24 Lipca) Revue scientifiąue z r. b.

(Przyp. aut.).

2) Porćw n. Wszechśw. t. III, str. 53.

WSZECHŚWIAT.

(9)

N r 37.

w s z e c h ś w i a t

. 535 mało zawiłą,, a pochodzenie swe niew ątpli­

wie zaw dzięczają ciałom białkow ym . Z na­

jom ość ich należyta najpraw dopodobniej rzuci dużo św iatła na spraw ę budow y ich substancyi m acierzystej. Naj ostatnie jsze prace chem ika-fizyjologa G autiera *), p ier­

wszorzędnego znaw cy tych dla nauki je s z ­ cze stosunkowo now ych m ateryj, w ykazują, że i podczas życia zw ierzęcego, w w arun­

kach najnorm alniejszego spełniania fizyjo- logicznych funkcyj życiowych, ciała podo­

bne do ptom ain, a pochodzące z roskładu ciał białkow atych, w ciele się znajdują.

W szechstronne zbadanie w arunków , śród których tw orzą się te t. zw. leukom ainy, ja k i ich składu chemicznego, pow inno w przy­

szłości niem ało się przyczynić^ do wyświe­

tlenia kwesty i, k tó ra nas tu zajm uje.

W ogóle więc, ja k widzimy, m ateryjał, z którego w przyszłości, może bardzo bli­

skiej, z całem zaufaniem korzystać będzie m ożna dla posunięcia się choćby o krok da­

lej w znajom ości ciał białkow ych, staje się coraz obfitszym, a nadzieje pod tym w zglę­

dem są jaknajpom yślniejsze. Nim jed n ak ciała białkow e w najściślejszem znaczeniu tego term inu opuścimy, zw rócę jeszcze uw a­

gę czytelnika na inne prace, które w bli- skiem nadzwyczaj do powyższych znajdują, się pokrew ieństw ie i które też w ybitne m iej­

sce zająć pow inny. Są to badania chem ika Kossela, starającego się rosśw ietlić chemicz­

ną budow ę ją d ra kom órkow ego, którem u j a k wiadomo, w ostatnich czasach tak wiel­

kie przypisują znaczenie morfologiczne. N u­

kleiną nazw ał M iescher ju ż p rzed daw nym czasem ciało w ją d rz e kom órek zw ierzę­

cych zaw arte, dla ją d r a tego ch a ra k te ry ­ styczne i w ykazujące wielkie do ogólnie zna­

nych ciał białkow ych podobieństw o. P o ­ m iędzy produktam i roskładu nukleiny od-

’) Chcących bliżej poznać w streszczeniu rezultaty dotychczasow ych p rac o ptom ainach, ja k

r ó w D i e ż

oryginalne przez autora, p. G autiera, zestawione w yniki jego w łasnych, odsyłam y do arty k u łu Gau­

tiera: Sur les ptom aines e t les leucom aines, pom ie­

szczonego w w ydaw nictw ie francuskiem ; A genda du Chim iste za ro k 1S86.

(1’rzyp aut.).

k ry ł Kossel nowe ciało, nazw ane adeniną którego bliskie pokrew ieństw o z zw iązkam i cyjanu w ykazuje zarów no jego sk ład che­

miczny j a k i charakteryzujące je reakcyje.

Ju ż dawniój przypuszczano istnienie w ciele zwierzęcem zw iązków cyjanow ych. Obecnie przypuszczenia te znajd u ją rzeczyw istą p od ­ stawę, a kto wie, czy bliższe poznanie tych nowych ciał nie pozw oli nam posiąść w ia­

domości o najelem entarniejszych fizyjolo- giczno - chem icznych zjaw iskach w żywej tkance. Tym czasem zaś te ostatnie są zu ­ pełnie d la nas ciemne. Pew nem jest, że białka w pokarm ach przyjm ujem y, że je od ­ powiednio do potrzeb naszych przerabiam y, że wreszcie dla tkanek ciała naszego są one najpotrzebniejszym , praw ie jed y n y m b u d u l­

cem. A le w ja k i sposób w szystko to się dzieje, ja k ą jest, że ta k powiem, dynam icz­

na różnica pom iędzy ciałami białkowem i pokarm ów , a temi, z których się ciało zw ie­

rzęce składa, tego nau k a jeszcze przeniknąć nie zdołała. K ilkanaście la t tem u fizyjolog Y oit dla odróżnienia ciał białkow ych sk ła­

dających ciało zwierzęce i wycofanych p rz y ­ najm niej na czas pewien z ogólnego stru ­ mienia soków odżywczych organizm u od tych, k tó re właśnie spraw ę odżyw iania od­

byw ają, nazw ał pierw sze „białkiem o rga­

nó w ” (O rganeiw eiss), drugie „białkiem k rą- żącem“ (circulirendes Eiweiss). P o d z ia ł ten, przez Y oita zrobiony, je d n a k nie wiele w spraw ie poznania tych ciał pomoże, gdyż

„o procesach chemicznych, odbyw ających się w ew nątrz organów, o procesach, które u zdalniają nasze mięśnie do ich ruchów me­

chanicznych, a gruczoły do tw orzenia ich w ydzielin, z dotychczasowych faktów nie możemy sobie żadnego jasnego w yrobić po- jęcia“ .

Bliżej zbadaną je s t zm iana, jakiej ulegają ciała białkow e zaw arte w pokarm ach przez zwiex-zęta i ludzi spożyw anych. P od w pły­

wem soku żołądkow ego, a w części też soku

•) Porówn. A'Kossel. W eitere B eitrage zu r Chemie des Zellkerns w Z eitsch rift fiir physiologische Che­

mie, t. X. 1886, str. 248, rów nież ja k poprzednią p ra ­

cę pomieszczoną w B erichte der deutschen chemi-

schen Gesellschaft, za rok 1885.

(10)

586 WSZECHŚWIAT.

trzustkow ego, ciała białkow e rospuszczają się, by módz być pochłoniętem i przez soki odżyw cze naszego ciała i stać się częściam i składow em i naszych tkanek. W żołądku ten proces rospuszczania usk u teczn ia się pod wpływem kw asu solnego i pepsyny, za­

w artych w soku żołądkow ym . P e p sy n a je s t jednem z ciał w organizm ie zw ierzęcym wy­

rabianych, w ielkie m ającem podobieństw o do ciał białkow ych, a znanem ty lk o o tyle, 0 ile w ykazuje pew ne niezw ykłe własności.

Jestto t. z w. ferm ent rospuszczalny lu b nie- organizow any dla odróżnienia od żyjątek organizow anych, w yw ołujących podobne ja k i on ferm entacyje lecz zbadanych do­

tychczas znacznie lepiej. P ozn aliśm y ju ż wyżój ferm enty podobne zaw arte w ślinie 1 w trzustce, k tó re rospuszczają m ączkę. Do

j

zupełnej znajom ości tych ciał bardzo nam | jeszcze daleko. W ątpliw em je s t wogóle, czy kto kolw iek dotychczas w idział ju ż zu­

pełnie izolow any tak i ferm ent. M ów im y o ptyalinie, try psynie, pepsynie, d y ja sta z ie 1) opierając się tylko n a widocznych zm ia­

nach, jak ie one w yw ołują w pew nych zw iąz­

kach chem icznych. L iebig w swoim czasie bron ił teoryi, tw ierdzącej, że wszelkie zm ia­

ny uskuteczniane przez ferm enty m ają za przyczynę pew ien swoisty ru ch atom ów w cząsteczce i że ruch ten w yw ołan y zosta­

je przez specyjalny ja k iś (?) u k ład m ateryi w ferm encie. T ru d n o utrzym yw ać, że teo- ry ja ta je s t u spraw iedliw iona czemś więcój niż chęcią w yjaśnienia tajem niczego z ja w i­

ska. T am , gdzie zm iany ferm entacyjne wy-

J

w ołane zostają przez ustro je organiczne,

j

o podobnem tłum aczeniu mowy być nie m o­

że. A le czyż jaśniój nam się rzeczy p rz e d ­ staw iają w tym razie, gdy mowa o fe rm en ­ tach nieorganizow anych? M etody, jak iem i się n iektó rzy uczeni posługują d la o trzy m y - I

A v an ia tych ostatnich, są zup ełn ie n iezro zu ­

m iałe. W reszcie chem iczna ich n a tu ra cał­

kow icie je s t ciemną. C zy wobec tego zu- i pełnie byłoby nierossądnem nie chcieć po­

rzucać tłum aczenia L iebiga, p o siłk u jąc się

') F e rm e n t n k o rg a n iz o w a n y , zaw arty w dojrzew a­

ją c y c h nasionach jęczm ienia.

(P rzy p . au t.).

niem jak o hipotezą tymczasową, gdy chodzi o w yjaśnienie działania nieorganizow anych ferm entów? U zupełniona i bliżój starająca się zbadać ów sw oisty ruch w cząsteczce, h i­

poteza ta może nie by łab y do odrzucenia.

Jeżeli pom yślim y, ile je s t w historyi wiedzy ludzkiej wypadków pow racania do starych, I daw no zarzuconych lecz późnićj bliżój u sp ra­

w iedliw ionych teoryj, to może nam się to dziw nem nie w yda. Jed e n z w ybitnych te- goczesnych profesorów fizyjologii przypusz­

czenie takiego swoistego ru ch u w tych wy­

padk ach ferm entacyi w zupełności za słusz­

ne uważa. K to wie, czy nie jesteśm y tu wobec tego samego problem atu, ja k i przed­

staw iał się tym , którzy jeszcze wcale nie tak daw no ciepło i światło za ciała m ateryjalne uważali? Czy rów nież szczęśliwie je d n a k ja k te ostatnie da się kw estyja ferm entów n ie ­ organizow anych rosstrzygnąć na to dopiero przyszłość odpowie.

O statecznym p roduktem roskładu ciał białkow ych w organizm ie je s t mocznik, zw iązek, którem u na zakończenie kilka słów poświęcić musimy. M ocznik je s t ze w zglę­

du n a swe pochodzenie również j a k i natu rę chem iczną podobny do ostatecznego p ro d u ­ ktu rosk ładu substancyi węglowćj, do dw u­

tlen ku węgla. Jeżeli w yobrazim y sobie, że jed en dw uw artościow y atom tlen u w tym ostatnim zo stał zastąpiony przez dw a jed n o - w artościow e ro d n ik i am idowe N H a, otrzy- m am y C O < C ^pj2, w zór m ocznika. N H Ciało

to wydzielonem zostaje przez n erk i i je s t najbardziej ch arakterystycznym sk ład n i­

kiem moczu. C ała ilość azotu, ja k ą o rga­

nizm ludzki w pokarm ach przy jm u je po okresie w zrostu, zostaje w postaci m ocznika wydzieloną. Z czego właściw ie bespośre- dnio m ocznik w oi-ganizmie się tw o­

rzy z dokładnością jeszcze uie wiadomo.

Z w szystkich w tym w zględzie robio­

nych przypuszczeń najpraw dopodobniej- szem je st, że pewne cyjanow e substancyje pośredniczą m iędzy ciałam i białkow em i a m ocznikiem p rz ed u tw orzeniem tego osta­

tniego. M nóstwo je s t jeszcze innych w n ad ­ zw yczaj m ałych ilościach w moczu wystę­

pujących zw iązków azotow ych, w większej części dobrze zbadanych i z m ocznikiem po­

krew nych, których je d n a k z pow odu ich I

!

(11)

N r 37.

w s z e c h ś w i a t

. 587 podrzędniejszego znaczenia rospatryw ać tu

nie będziemy.

POTOP BIBLIJNY

W ŚWIETLE KRYTYKI

PRZYRODNICZEJ I H IST O R T C Z iJ

pedług pief. Feymzyta,

podał T . S .

W tradycyi wielu ludów spotykam y mniej więcój zgodne podania o najw iększej klęsce ja k a kiedykolw iek spotkała ziemię — p oto­

pie. W yobrażenie je d n a k o tdj katastrofie u ludów należących do rozm aitych szcze­

pów niezupełnie się pom iędzy sobą zgadza­

ją , dowodząc tem samem, że potopy w ro z­

m aitych m iejscach kuli ziemskiej m iały zna­

czenie mniej lub więcej lokalne. W poda­

niach egipcyjan potop m iał być olbrzym im wylewem Nilu; w podaniach chińskich — wylewem H oang-ho; w mitologii greckiej za­

laniem lądu przez wody m orskie, a ju ż Owi- dyjusz w „m etam orfozach” swoich w ypow ia­

da zdanie, że się ów potop poza G recyją nie rosciągał i że obniżone chw ilowo pod po­

ziom m orza lądy w ynurzyły się później sto­

pniow o znowuż ponad jego powierzchnię.

W miejscu tem chcemy się zastanow ić nad trad y c y ją potopu biblijnego, przechow aną przez ludy semickiego szczepu. K w estyją tę w gieologii om awiano w ielokrotnie, do­

tychczas bez pozytyw nych rezultatów , do­

piero w najnow szych czasach prof. wiedeń­

ski Suess aprobow ał objaśnić to zjawisko w sposób m ający wiele praw dopodobieństw a ze sobą.

N ajpodobniejszym do biblijnej tradycyi opisem potopu je s t opis znaleziony w k lin o ­ wych napisach ru in Niniwy. Są to cegły,

av

który ch za panow ania A ssurbanipala w Y IIw ie k u przed nar. C hr. wiele starszych dzieł poetyckich było przepisanych. P o ­ m iędzy innem odkryto epopeję w 12-tu pie­

śniach, pieśni Izdubara, zaw ierającą ja k o epizod opis potopu. B ohater poem atu Iz- d u b ar udaje się do ujścia E u fra tu i T y g ry ­

su, gdzie żyje jeg o nieśm iertelny przodek Hasis A d ra , assyryjski Noe, k tó ry mu opo­

wiada dzieje swego życia i swoje ocalenie podczas potopów. W ielcy bogowie posta­

nowili zniszczyć potopem starożytne miasto Surippak, położone u ówczesnego ujścia E u ­ fratu, niegdyś bardziej w głębi lądu leżące­

go; E a, bóg m orza, ostrzega H asisa A d ra i każe mu na lądzie zbudow ać o k ręt i u kryć w nim całe swoje mienie, żywność, rodzinę, bydło i dzikie zw ierzęta. P o pewnem w a­

haniu H asis-A d ra buduje okręt, wylewa go wew nątrz i zew nątrz smołą ziemną, ładuje nań swoje skarby, rozm aite zw ierzęta i zbo­

że i chroni się nań z całą swoją rodziną.

W ówczas zaczyna szaleć straszliw a burza, woda w ytryska z ziemi, a bóg pogody pę­

dzi na ląd m orskie bałw any. Ciemność ogarnia ziemię, przez sześć dni i siedem no­

cy szaleją wody. Nareszcie ustaje burza, niebo się znowu rozjaśnia, wody się cofają a o kręt osiada na otaczających nizinę Mezo- potainską wyżynach Nizir, na pd W od N i­

niwy. W ów czas wysyła H asis-A dra, tak samo ja k Noe ptaki, w ielki B óg Bel p rz y ­ rzeka, że nigdy ju ż potopem ziemi nie u k a ­ rze, bogini Is ta r podnosi na znak poparcia wielki łu k A ni (tęczę) do góry i t. d.

Zgodność pieśni Iz d u b ara z podaniem bi- blijnem je s t uderzającą, tak, że wątpliwości nie ulega, że wspólny mieć m usiały począ­

tek; chodzi więc tylko o udowodnienie, któ­

ry z dw u w aryjantów je s t daw niejszym , czy podanie hebrajskie z doliny Jo rd an u , czy też assyryjskie z niziny E u fratu. Za osta- tniem przem aw ia ju ż b rak przesadnych wie­

ści o zalaniu najw yższych szczytów, oraz okoliczność, że podanie to zd radza lepsze obeznanie się z żeglugą. P rzy tem w pieśni Iz d u b ara daje się czuć w yraźny koloryt lo­

kalny, pow ołuje się ona częstokroć na m iej­

scowości i stosunki doliny E u fratu , podczas gdy w podaniu biblijnem b rak wszelkiego oddźw ięku z P alestyn y. W ażnem jest ró­

wnież, że podanie o Noem zaw iera pewne szczegóły w yraźnie wzięte z M ezopotamii.

H asis-A d ra wylew a swój okręt w ew nątrz i zew nątrz smołą ziemną i Noe czyni toż sa­

mo. T en na pozór drobny szczegół nabie­

ra je d n a k wielkiej doniosłości, skoro zw a­

żymy, że dzisiaj jeszcze, j a k przed potopem,

statki k u rsujące z naftą po E ufracie w ten

(12)

588 WSZECHŚWIAT.

sposób się bud ują, że lekką,, koszykow ą p le ­ cionkę, bez tram u, z żebrow aniem ze s ła ­ bych prętów tam aryszkow ych, splecionych pom iędzy sobą, słom ą i trzciną, oblew a się w ew nątrz i zew nątrz asfaltem ^conadaje stat­

kow i dość znaczną trw ałość, pomimo tak le k ­ kiej budowy. Dzisiaj też zarów no ja k przed la t tysiącam i do budow y statków używ ają b oga­

tych pokładów asfaltow ych, k tó re ju ż N em - rodowi przy budow ie je g o pałaców za ce­

m ent służyły. Ścisła k ry ty k a w ielu p u nktów podobnych w skazuje, że podanie asy ry jsk ie je s t pierw otnem , biblijne zaś odeń zapoży- czonem zostało, oraz, że teatrem k atastro fy biblijnój nie była dolina J o rd a n u , lecz o b ­ szerne niziny M ezopotam ii.

T eraz zapytać m usim y, ja k ie m u zjaw isku przyrodzonem u potop b iblijn y przypisać na­

leży. G dyby potop był w ielkim wylewem rzek, spow odow anym przez niezw ykłe desz­

cze, ja k tego chce podanie biblijne, a rk a Noego, czy też asfaltow a łódź H a sisa -A d ry , m usiałyby się znaleść w zatoce P ersk iej, uniesione prądem rzeki, nigdy zaś nie m o­

gła być w yrzuconą w górę rzek i i pozosta­

wioną na szczycie w zgórza znacznie pow y­

żej ujścia E u fra tu i m iasta S u rrip a k p o ło ­ żonego, tem bardziiy zaś na szczycie A r a r a ­ tu. K ieru n ek w ylew u p odług obu podań był w ięc z m orza ku lądow i, h ebrajski tek st j biblii bowiem dopuszcza w tein m iejscu I przekład: „potop od m orza”.

Skoro jed n ak potop przyszedł od stro n y m orza, h oryzon t m ożliwości rozm aitych przypuszczeń znacznie się zm niejsza, dw ie bowiem tylko przyczyny m ogą zjaw isko po­

dobne wywołać, dw a tylko czynniki gieolo- giczne są w stanie w pędzić wodę m orską n a ląd i w yw ołać przez to najokro pniejsze sp u ­ stoszenia. P ierw szą możliwością są owe straszne fale przy trzęsieniach ziemi, k tó re tak pam iętnie d ały się we znaki podczas k a ­ tastrofy w A ric a i n a Jaw ie , drugą, o w iele praw dopodobniejszą — skutki cyklonów w podzw rotnikow ych strefach, kiedy b u rz a w yrzuca m orskie fale n a płaskie w ybrzeża, tam ując odpływ rzekom , których poziom przez to rap tow nie się podnosi. Z jaw iska podobne często m ają miejsce, kiedy cyklon uderza z głębi zatoki B engalskiej na deltę Gangesu i B rah m ap u try . P odczas podo­

bnego o rkanu zw iązanego z trzęsieniem zie­

mi w nocy z d. 11 na 12 P aźd ziern ika 1837 roku, poziom wody w G angesie podniósł się o 40 stóp, a liczba ofiar powodzi doszła do 300000 ludzi. W nocy z 31 P aździernika na 1 Listopada 187G r. u d erzył silny cyklon na ujście B rah m ap u try w chw ili najw yższe­

go p rzypływ u m orza, w skutek czego p rz e­

strzeń 141 mil □ została zalaną na 45 stóp wysoko, a z liczby jednego m ilijona ludności, utonęło podług jednych wiadomości 100000, po dług innych 215000 ludzi. R eszta lu ­ dności w ten tylko sposób uszła zagłady, że się schroniła na szczytach drzew, którem i w tam tych stronach wszystkie domy są oto­

czone.

Szukając dalej przyczyn potopu b ib lijn e­

go, znajdujem y w pieśni Iz d u b ara ważną wskazówkę, że H a sis-A d ra został ostrzeżo­

nym przez boga m orza i głębin E a i za jeg o poradą zbudow ał okręt. Rzecz tę tak tjjk o rozum ieć można, że potop poprzedziło słab ­ sze trzęsienie ziem i, k tó re wywołało m niej­

szych rozm iarów powódź, w skutek czego H asis-A d ra w padł na szczęśliwy pom ysł zbudow ania okrętu, ażeby się na wypadek silniejszego w ylew u zabespieczyć. D alej, pow iada pieśń Izd u b ara: „A dar nakazuje wodzie wystąpić z łożysk, A nnunaki (duchy głębia) podnoszą fale do góry, ziem ia drży od ich p otęgi”, a zgodnie z tem brzm i ustęp biblijny: „W dzień on o tw arły się wszyst­

kie studnie podziem ne”. W pieśni Izd ub a­

ra w strząśnienie ziemi je st w prost nazw ane, a we frazesie o studniach podziem nych i w o­

dach p rzez A n n un ak i w yrzuconych, może­

my widzieć jed y n ie wzm iankę o zjaw isku dość pospolitem przy trzęsieniach ziemi, kiedy w śród napływ ow ych dolin rzecznych tw orzą się rospadliny, z których w y tryskają z w ielką siłą wody zaskórne.

Pom iędzy bogami je s t też czynnym prze- dew szystkiem R am m an, bóg pogody,-—pieśń w spom ina o silnej burzy i ciemnościach, to­

w arzyszących częstokroć cyklonom.

Ł ącząc kom binacyje powyższe, prof. Su- ess przychodzi do wniosków następujących:

1) Zjaw isko p rzy ro dy znane pod nazw ą biblijnego potopu miało miejsce n a dolnym E u fracie i było połączonem z rozległem ip u - stoszącem zalaniem całej n iziny m ezopotam - skiój.

2) G łów ną przyczyną potopu było silne

(13)

N r 37.

w s z e c h ś w i a t

. 589 trzęsienie ziemi w regijonie zatoki Perskiój

lub też bardziej na południe, poprzedzone k ilku lżejszemi wstrząśnieniaini.

3) J e s t wirSce praw dopodobnem , że pod­

czas okresu najsilniejszego trzęsienia ziemi, ud erzy ł na ujśfcie E u fra tu silny cyklon z po­

łudnia, od zatoki P erskiej.

4) T rad y cy je innych ludów nic uspraw ie­

dliwiają. w żaden sposób tw ierdzenia, ja k o ­ by potop sięgał dalej poza dolny brzeg T y ­ grysu i E u fratu , a tem bardziej, ażeby miał być powszechnym.

W kilk u słow ach przed staw iają sobie gieologowie zjaw isko potopu w sposób n a­

stępujący: Podczas dłuższego okresu seis- micznego w skutek w strząśnień ziem i woda perskiej zatoki w targ n ęła kilkakrotnie na niziny E u fratu . O strzeżony przez te powo­

dzie, człow iek przew idujący i ostrożny, H a - sis-A dra, buduje statek, ażeby się ratow ać w razie potrzeby w raz z rodziną i wylewa go asfaltem , ja k to dziś czynią żeglarze na dolnym E ufracie. W strząśnienia się wzma­

gają; H asis-A dra chroni się z rodziną i do­

bytkiem na statek; z popękanej ziemi w y­

try sk ają wody zaskórne; silne obniżenie b a­

rom etru, którego skutkiem je s t straszliw a b u rz a i deszcze, praw dopodobnie p raw d zi­

wy cyklon podzw rotnikow y, pochodzący z perskiej zatoki, tow arzyszy najsilniejszym objawom seismicznym; fale m orskie wystę­

pują z brzegów , zm iatając wszystko po dro ­ dze i posuw ając się w głąb lądu unoszą na swym grzbiecie o k rę t H asisa-A dry, a cofa­

ją c się, pozostaw iają go na wzgórzach, oka­

lających dolinę T y grysu od P n i P n W po­

niżej ujścia M ałego Zabu.

K B O N IK A N A U K O W A .

M ETEOROLOG IJ A.

— P rzeb ieg z ja w is k a tm osferycznych w ciągu m ie s ią ­ c a Lipca r. b.

W L ipcu poczęły nadchodzić do B iura buletyny ze stacyi Ostrowy, położonej przy noszącej tęż sanuj nazwę stacyi D r Żel. W arszaw sko-Bydgoskiej.

W porów naniu z poprzednim m iesiącem baro m etr podniósł się więcej niż o 2 mm w przeciętnym swoim

stanie; te m p e ra tu ra w Królestwie podniosła się o 1,5 a w gub. Poł.-Zach. średni je j stan praw ie się nie zm ienił. Średnia w ilgotność względna, ja k poprze­

dnio, m ieściła się w g ranicach od 70 do 80; wilgo­

tność bezwzględna podniosła się w m ałym stopniu;

sum a opadu na większej części stacyj zm niejszyła się na kilku je d n a k zwiększyła się i to w znacznym sto­

pniu (w Sokołówce w Czerwcu 66,8, w L ipcu zaś 154,4); zachm urzenie nieba mniejsze cokolwiek niż w Czerwcu. AV W arszaw ie tem p eratu ra podniosła się w ięcej niż na innych stacyjach; opad zaś o trz y ­ m ano niższy, niż gdziebądźindziej.

B urze notowano: d. 1 w Oryszewie i Leśm ierzu, (w O strow ach i Silniczce — odległa); d. 4 na w iel­

kiej przestrzeni K rólestwa, bo w gub. W arszawskiej (Józefów, Sanniki, O strowy, a w W arszaw ie — odle­

gła), R adom skiej (Częstocice), Płockiej, K aliskiej, Kieleckiej i Lubelskiej; d, 11 w gub. W arszawskiej (Józefów i Oryszew), a w gub. Piotrkow skiej w Sil­

niczce notow ano odległą burzę; d 17 burzę notow a­

no w Leśm ierzu, odległą — w Płońsku i Ostrowach, szerzyła się zatem w północno-zachodniej części K rólestw a: następnego d n ia burza rosszerza się na większą przestrzeń, bo na gub. W arszaw ską (W ar­

szawa, Józefów, Ostrowy), R adom ską (Częstocice, Sucha) Płocką i L ubelską; d. 23 burza m a miejsce w gub. K ieleckiej (L ubna); nazajutrz zaś w gub. K a­

liskiej (Leśm ierz), części W arszawskiej (O strow y), Płockiej (Płońsk), Radom skiej (Sucha) i Lubelskiej (L ublin); d. 28 n o tu ją b urzę tylko w Józefowie;

z grad em połączone były burze: z d. 4 (Częstocice).

z d 11 (O strowy) i z d. 18 (Ostrowy i L ublin); g rad spadł prócz tego: d 1 w Silniczce i d. 2 w Lubnej.

W gub. Poł.-Zach. ważniejsze burze m iały m iejsce d, 15 i około 28. Pierw sza połączona b y ła z gradem d la niektórych miejscowości (K rem ienczuki) i sięga­

ła naw et południow ych stro n K rólestw a, a m iano­

w icie gub. Lubelskiej i Radom skiej.

W iatry W były przew ażającem i w K rólestwie:

prócz tego występow ały często: MW i SW; w gub.

Poł.-Zach. panują: N W i W; w C zehrynie SW i NW.

N a Podolu pod d. 5 notują dojrzew anie agrestu, m alin i porzeczek- dnia 8 zaczynają żąć żyto; to osta­

tn ie m a m iejsce w Częstocicach dopiero d. 16.

Z innych wiadomości otrzym anych za Lipiec r. b.

zasługują na uwagę następujące: d 15 spadł w Kre- m ienczukach grad, zia rn a którego w średnicy do­

chodziły do 80 mm; d n ia 16 w oda na Bohu pod Ula- dówką zaczęła się podnosić i następnego dnia po­

ziom je j wyższy b y ł o tr z y stopy ponad norm alny;

d nia 1” w L eśm ierzu n o tu ją zabieranie się bocia­

nów do odlotu.

B a ro m e tr najw yżej sta ł przeciętnie w 1-ej piecio- dniówce, najniżej zaś — w 2-ej; odnosi się to do K ró­

lestwa. W gub. Poł.-Zach. najw yższym przecięt­

nym stanem b aro m etru odznaczyła się trzecia, naj- najniższym — p ią ta pięciodniów ka. K rzyw a zm ian wysokości ciśnienia wskazuje w ciągu m iesiąca pięć w ybitniejszych w ielkości maxim um (d. ii, 6, 11, 21, 30) i tyleż wielkości m inim um (d. 5, 9, 15, 24, 27).

Jedne i też sam e zagięcia krzyw ej dają się spostrze­

gać w K rólestw ie i w gub. Południow o-Zachodnich,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ocenianie metodą rubryk zostało zaproponowane czterokrotnie – dwa razy użyto go w celu oceny podstawowej wiedzy i umiejętności naukowych oraz myślenia

Mój kolega, zapytany przez nauczyciela, nigdy nie zbaranieje. Przy mnie nigdy nie będzie osowiały. I musi pamiętać, że nie znoszę.. Tak samo nie cierpię jeszcze jednej cechy

• W przypadku drukowania jednostronnego załaduj papier firmowy stroną do zadrukowania do góry tak, aby nagłówek znajdował się z przodu zasobnika.. • W przypadku

Tezę tę sformułowano na podstawie analizy kondycji ekonomicznej i skłon- ności do inwestowania gospodarstw rolnych o wielkości 8 i więcej ESU, które znajdowały się w

Na wolontariacie w SZLACHETNEJ PACZCE Damian nauczył się jak zarządzać projektem – zrekrutował zespół kilkunastu wolontariuszy, którzy odwiedzali rodziny

Znany był ze swojego negatywnego nastawienia do wroga Rzymu – Kartaginy (starożytnego państwa położonego w Afryce Północnej). Dlatego każde swoje przemówienie wygłaszane

Prezydjum w stow arzy szen iach stałych... Przem

Wspomniana pani doktor (wierzyć się nie chce – ale kobit- ka ponoć naprawdę jest lekarką!) naruszyła ostatnio przepi- sy.. Może nie kodeks karny, ale na pewno zasady obowiązu-