.M 3 7 . Warszawa. <1. 12 Września Itf8(5 r. T o m V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PREN UM ER ATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą : rocznie „ 10 półrocznie „ 5 P renum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata
i we w szystkich k sięg arn iach w k raju i zagranicą.
K om itet R ed a k cy jn y stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J. A leksandrowicz b. dziekan Uniw., m ag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, J . N atanson, D r J. S iem iradzki i m ag. A. Ślósarski._______
„W szechśw iat*1 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 ‘/j.
za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5. _
^ d re s ZRedetłrcsri: Krakowskie-Pizedmieśoie, Z E Ń T r SS.
•r,78
w s z e c h ś w i a t. N r 37.
O BADANIACH
M IK RO CH EM ICZNYCH
PODAŁ
:m t. f i .
K ażdy k ro k naprzód w rozw oju m etod badania w jak iejk o lw iek gałęzi wiedzy nie- tylko skutecznie się p rzyczynia do w zboga
cenia i uzupełnienia naszycłi wiadom ości w odnośnym dziale, ale o tw iera zarazem nowe przedtem n ieu p raw ian e pole studyjów i dociekań, staw iając coraz to nowe zad an ia um ysłow i ludzkiem u. W prow adzenie m i
k ro skopu do badań ciał m in eralnych m iało z początku na celu tylko danie m ożno
ści badaczow i ro sp a try w an ia n a jd ro b n ie j
szych szczegółów budow y m inerałów , d a ją cych się dojrzeć okiem uzbrójonem . L ecz Avkrótce przyłączyło się do tego b adanie optyczne kryształów , stanow iące ta k p o tę żny środek do scharak tery zo w an ia k ry s ta li
cznej n a tu ry danego osobnika. M ikroskop połączono z p rz y rzą d em p olary zacy jn y m , a ten ostatni niezależnie od m ikroskopu coraz ważniejszym u legał ulepszeniom . W ten sposób badanie geom etrycznych i fizy
cznych m inerałów własności niew iele pozo
staw ia do życzenia. J e d n a k d la zupełnego poznania m in erału koniecznem je s t zb ad a
nie jeg o n a tu ry chem icznej, ta k niekiedy różnćj w osobnikach pod w zględem form y i własności fizycznych podobnych do siebie.
Ścisła więc analiza chem iczna stała się nie
zbędną dla u zupełnienia pow yższych m etod badania. Lecz analiza ta k a w w ielu r a zach je s t m ozolną, dużo w ym aga czasu i zu pełnie odpow iadając w ym aganiom chem ika n ieraz może nie zadow olnić m ineraloga.
T o też ju ż dość daw no, bo zaraz po zastoso
w aniu m ikroskopu przez m ineralogów , po
w stała m yśl w yw oływ ania pod m ik ro sk o pem z nadzw yczaj drobnem i ilościam i sub- stancyi tak czułych reakcyj chem icznych, które pozw oliłyby niew ątpliw e w yciągać wnioski co do jak o ści pierw iastków chem i
cznych w badanym m inerale zaw artych.
M łoda ta gałązk a w ielkiego d rzew a ścisłej
wiedzy przyrodniczej liczne ju ż w ydała owoce. P o d nazw ą m ikrochem ii w yw alcza ona sobie coraz w ybitniejsze stanow isko śród dotychczasowych m etod badania skał i m inerałów .
G dy nauczono się przy odpowiedniem od- szlifowaniu prep aratów skał rospoznaw ać pod m ikroskopem oddzielne ich części skła
dowe, które dla oka nieuzbrojonego zgoła były niew idzialne, starano się też chemi
cznie dowieść identyczności znalezionych w skałach m inerałów ze znanem i w stanie m akroskopow ym . W niektórych razach w y
konanie tego było dość łatwem : jeżeli w zw ietrzałej skale znaleziono okruchy kal- cytu, dość było nalać kropelkę kwasu solne
go na p r e p a ra t,, aby z w ydzielających się pęcherzyków dw u tlenk u węgla, dających się pod m ikroskopem dojrzeć, wnioskować o tem , że "m inerał badany je s t węglanem ; albo, jeże li znaleziono w bazalcie czarne, nieprzezroczyste ziarn k a, to zniknięcie ich po w ygotow aniu szlifu lub proszku w k w a
sie solnym w yraźnie wskazywało, że je s t to żeleziak m agnetyczny. T e więc pierw sze próby w pew nych razach z dostateczną p e
wnością pozw alają wnioskować o badanem ciele m ineralnem , lecz są jeszcze dość d ale
kie od dania tiy całkow itej pewności, ja k ą je d y n ie przez analizę chemiczną osięgnąć można.
P ró b y B aum hauera, któ ry się sta ra ł przez działanie pew nych odczynników chem icz
n ych otrzym ać w ytraw ione na m inerale fi
g u ry i w edług nicli o jeg o składzie chem i
cznym sądzić, nie m ogły znaleść ogólnego zastosow ania. Znacznie szczęśliwszą była pró b a podana poraź pierw szy przez S tren - ga w celu odróżnienia ap aty tu od nefelinu, k tó re pod m ikroskopem ze w zględu na swą bezbarw ność i podobną stru k tu rę k ry stalo graficzną praw ie odróżnić się nie dają. A p a ty t je st fosforanem w apnia, nefelin zaś k rz e m ianem (syłikatem ) niezaw ierającym k w a
su fosfornego. N a szlif, któ ry n atu raln ie nie pow inien być p ok ry ty szkiełkiem ani balsam em kanadyjskim (używ anym do p rz y k lejan ia p rep aratów do szkiełka przedm io
towego), wnosi się k ro p lę m olibdenianu
am onu, rospuszczonego w roscieńczonym
kw asie azotnym ; ponieważ kw as azotny ros-
puszcza apatyt, tw orzą się szybko znane
N r 37. WSZECHŚWIAT. 579 żółte ośmiościenne kry ształy fosforo-molib-
denianu am onu, łatw o dające się rozejrzyć pod mikroskopem . Nefelin pod działaniem powyższego odczynnika nie okaże tćj cha
rakterysty cznej reakcyi. Zaw artość w apna w apatycie da -się łatw o skonstatować na drugim preparacie, przez rospuszczenie czę- ści jeg o w kropli kw asu solnego i następne działanie nań kwasem siarczanym . U tw orzą się tu charakterystyczne kryształy gipsu, t. j . siarczanu wapnia, w idoczne pod m ikro
skopem w postaci jaką, w skazuje fig. 2.
W nefelinie zaś obecność sodu dowiedzioną być może przez działanie nań kroplą stężo
nego kw asu solnego, co wywołuje utw orze
nie się osadu galaretow atego, z którego po pew nym czasie w ydzielają się drobne krysz
tałk i chlorku sodu. Czulszym jeszcze na sod odczynnikiem je st octan uranilu. W ros- tw orze w kw asie solnym badanego m inera
łu wyw ołuje on tw orzenie się ch arak tery stycznych postaci (tetra ed ry ) octanu urani- lo-sodowego. K ry sz tały te zaw ierają zale
dw ie 6,6% tlen k u sodu, mogą więc służyć do odkrycia nadzwyczaj drobnych ilości sodu.
O bok Strenga* którego prace nie o g ra n i
czają się bynajm nićj tym przykładem , lecz p rzedstaw iają zbiór doskonałych prób dla jakościow ego zbadania pod m ikroskopem najpospolitszych skał i ich części składow ych w k ieru n k u tym pracow ało i pracuje dotąd k ilk u jeszcze innych badaczów , spomiędzy których B oricky, Behrens, B aum hauer, L e h m ann, K n o p i H aushofer trw a łą na tem polu sobie zdobędą sławę.
Za najodpow iedniejsze związki, przy k tó rych pomocy rospoznać można w ielką ilość pierw iastków chemicznych, uznał B orickyso
le kw asu fluorokrzem ow odornego. T ym spo
sobem konstatow ać się daje obecność potasu, sodu, w apnia, m agnezu, żelaza, m anganu i strontu. B adane być m ogą zw iązki te w spo
sób następujący: szkiełko przedm iotow e po
k ry w a się cienką w arstw ą przegotow anego, wolnego od pęcherzyków pow ietrza, balsa
m u kanadyjskiego, do której p rzykleja się ziarnko m inerału wielkości głów ki od szpil
ki lub odłam ek szlifu spreparow anego. P r e p a ra t ten zostaje następnie polany kroplą czystego chem icznie kw asu fluorokrzem o- wodorow ego. Po wyschnięciu obraz m ikros
kopow y okazuje charakterystyczne formy fluorokrzem ianów, któ ry ch m etale zaw arte są w badanej próbie. Samą metodę p rzyg o
tow ania tych obrazów udoskonalił S treng.
M inerały, zaw ierające sod, w ykazują jego obecność przez dostrzegane pod m ikrosko
pem piękne, nadzw yczaj w yraźnie obryso
wane kry ształy heksagonalne fluorokrzem ia
nu sodu, k tó re przedstaw iają zw ykle kom - binacyje słupów pryzm ow ych z podwójnie pochyłą piram idą (fig. 1). Niemniej ch arak terystyczne są sole potasu, żelaza i innych m etali. R eak cy jete praw ie w zupełności wy
starczają do odróżnienia wzajem nego roz
m aitych feldspatów: feldspaty potasowe w skazują tylk o sześciany fluorokrzem ianu potasu, feldspaty zaś sodow o-w apienne obok wyżój opisanych fluorokrzem ianów sodo
wych jeszcze kryształki odm ienne soli w a
piennej. Stosunkow a ilość jed ny ch i drugich może w ostatnim razie dać naw et pew ne wskazówki co do miejsca, jak ie b a d a n y feld- spat w szeregu innych zajm uje Boricky rów nież zastosowuje działanie gazu flurowodo- row ego do roskład ania m inerałów pod m i
kroskopem , a przez złączenie rozm aitych stosunkowo prostych metod b adania osięga zupełnie pew ną analityczną drogę do ozna
czenia m inerałów zaw artych w k ry sta lic z nych choćby najbardziej złożonych skałach Nie należy n aturalnie zapominać, że metoda ta posiada pewne braki, głów nie z pow odu zupełnego podobieństwa form niektórych najw ażniejszych soli; ale z pomocą przycho
dzą reakcyje inne, wyłącznie tylko dla pew nych pierw iastków ch arakterystyczne. T ak np. potas daje się z całą dokładnością ozna
czyć przy pomocy ch lorniku platyny. F ig . 3 wskazuje charakterystyczne re g u larn e k ry ształy b arw y żótłcSj chlorop laty nianu potasu.
Na magnez posiadam y odczynniki rów nież czułe w am onijaku i kw asie fosfornym , któ re w ydzielają k ryształy fosforanu amono- magnezowego.
Ciekawe są m etody, jak iem i posługuje się B ehrens dla dochodzenia obecności boru, fluo
ru i krzem u. K rzem zostaje w małym platyno
wym tygielku przeprow adzony w fluorokrze-
mowodór, k tó ry zostaje pochłonięty przez
kroplę kw asu siarczanego, zw ieszającą się
n a w ypukłćj stronie pokryw ki tygiełka. K ro
pelka ta znów je st ochładzana przez kroplę
580 WSZECHŚWIAT. N r 37.
wody znajdującą, się na zew nętrznćj w klęs
łej stronie pokryw ki. N astępnie przenosi się j ą na szkiełko przedm iotow e i w sposób w y
żej opisany działaniem soli sodowej w yw o
łu je się tw orzenie flurokrzem ianu sodu. N a podobnej m ikrodystylacyi polega też ozna
czenie obecności fluoru i boru. — O ry g in a l- nem je st również dow iedzenie pod m ikrosko
pem obecności wody. O k ru c h m inerału w rzuca się do nadzw yczaj w ąskiej (0,5 mm) ru rk i u jed n eg o końca zatopionej, następnie d ru g i koniec w yciąga się w płom ieniu k a p i
larn ie i rów nież się zatapia. O grzew ając teraz koniec, w którym zn a jd u je się m in erał, m ożna łatw o pod m ikroskopem rozejrzeć w końcu k ap ilarn y m osad tw orżącej się p a
ry wodnej.
T ru d n o nie przyznać, że w iele ju ż dotąd na tem ciekawem i dla m ineraloga nadzw yczaj w ażnem polu badań zrobiono, zw łaszcza, j e żeli pomyśleć, że w szystkie odnośne prace uk azały się w niespełna dziesięć lat. W y łącznie koniec ubiegłego i początek obecne
go dziesiątka lat d ostarczyły nam tyle obfi
tego w tym k ieru n k u m atery ja łu . Zw rócono też wiele uw agi na w ygodne m etody odszu
k an ia w m inerałach rz ad k ich pierw iastków , co je s t tem ważniejsze, że ostatnie n adzw y
czaj skąpo zn a jd u ją się w n atu rz e, w rz a d kich okazach i niekiedy bardzo nieznacznych ilościach. H a u sh o fer podaje np. doskonałe p róby na cer, niob, tan tal, itr i tor. Z esta
wienie w szystkich dotychczasow ych m etod znaleść m ożna w podręczniku łla u s h o fe ra ').
Ze w szystkich znanych pierw iastk ó w b ra k tu tylko prób na brom , dydyin, lan tan , iryd , osin, ind, rod, rubid, i-uten, a więc głów nie na nadzw yczaj rz ad k ie w n a tu rz e m etale.
Z zw iązków azotow ych podane są p róby m i- krochem iczne na kwas azotny i am onijak; ze zw iązków w ęgla na kw as w ęglany i na p e w ną ilość kw asów organicznych.
Spom iędzy tego m nóstw a reakcyj p rz y to czym y je d n ę jeszcze, dość często w p ra k ty ce m ającą zastosow anie, m ianow icie re ak - cyją na glin. D la dow iedzenia obecności te-
') Haushofer. M ikroskopisohe R eactionen. Eino A nleitung zur E rk e n n u n g v ersch ied en er E lera en te und V erbindungen u n te r dem M ikroskop. B ru n św ik 18S5.
| go m etalu, tak pospolitego w krzem ianach, służą za odczynniki kw aśne sole potasu lub cezu, które z glinem tw orzą nader c h a ra k terystyczne reg ularne (przew ażnie ośmio- ściany) kryształy ałunu potasowego lub ce
zo wego (fig. 4). J e s t to reakcyj a nadzw y
czaj czuła, j a k wogóle w szystkie, o których tu mowa. N ajdrobniejsze ilości substancyj d ają się z. całą dokładnością odkryć przy pom ocy m ikrochem ii, a za p rz y k ła d czułoś
ci tych metod niech służy to, że zawartość w apna w jed n y m włosie ludzkim można łatw o spraw dzić przez otrzym anie k ry sz ta ł
ków gipsu.
N a zakończenie podnieść jeszcze należy tę okoliczność, że obecność niektórych p ie r
w iastków w najrozm aitszy sposób może być dow iedzioną. P o tas np. prócz form ju ż wyżój przytoczonych (fluorokrzem ianu i ch loroplatynianu) może jeszcze być ok reślo ny ja k o winian kw aśny, ja k o nadchloran, ja k o p ik ry n ian , a ja k o p ro d u k t uboczny p rzy innych reakcyjach w postaci siarczanu, azotanu, w ęglanu i fluorku. T a rozm aitość m etod zbliża oczywiście reakcyje m ikroche- miczne do najściślejszych reakcyj ogólnych
w chem ii analitycznej.
p o d a ł
S . HZ.
(Dokończenie).
III.
P o tym opisie metod badania zw rócić się nam należy do rezultatów , dotychczas przez owe poszukiw ania osiągniętych. O gół ob- serw acyj uczy, że wznoszenie w górę p rz y rząd u elektrom etrycznego w skazuje zawsze w zm aganie się poten cyjału pow ietrza. W p o bliżu zw łaszcza pow ierzchni ziemi poten
cyjał zm ienia się bardzo szybko; podczas pogody dostrzegł W ilhelm Thom son, m ię
dzy pow ierzchnią ziemi a w arstw ą pow ie
trz a wyniesioną na 9 stóp, różnicę potency
ja łu wynoszącą 430 wolt (jed n a wolta o d
pow iada mniej więcej sile elektrow zbudza-
jącej ogniwa D aniella); przy w iatrach
N r 37. WSZECHŚWIAT. 581 w schodnich i północno-w schodnich różnica
tak a w ystępuje ju ż p rzy daleko mniejszej zm ianie wysokości.
W jednem -Ltemże samem miejscu i w j e dnej wysokości potencyjał pow ietrza zmie
n ia się peryjodycznie w różnych godzinach dnia, a średni stan elektryczny dzienny zmie
nia się z różnem i poram i roku.
W czasie dni jasnych i spokojnych w y
stępuje okres dzienny, cechujący się dw o
m a m axim am i i dwom a minimami. N aj- większośó pierw sza w ystępuje w lecie około godz. 8, a w zim ie około godz. 10 rano; d ru ga zachodzi w lecie około godz. 9, w zimie około godz. 6 wieczorem. W ed łu g Palm ie- rego d ru g a ta naj większość je st znaczniej
sza i trw a niekiedy przez całą noc, poczem przed brzaskiem dziennym zachodzi naj- mniejszość; drugie m inim um w ystępuje po południu. Różne objaw y m eteorologiczne ja k w iatr, m gła, zachm urzenie horyzontu, zakłócają ten okres; znaczne maxima, we
d łu g P alm ierego, zapow iadają zachm urze
nie nieba w ciągu dni następnych; z p rzy ro stem w ilgotności w zględnej wiąże się wzma
ganie i dłuższa trw ałość maximów.
• Co się tyczy przebiegu rocznego elek try czności atm osferycznej, to naj większość je j w ystępuje w Styczniu, naj mniejszość w C zer-
jwcu; w edług Q ueteleta elektryczność atm o
sferyczna w Styczniu je s t 13 razy znaczniej
sza, aniżeli w Czerwcu.
P rz y niebie pogodnem w danem miejscu elektryczność je st dodatnia, jeżeli w obrębie otaczającego koła o prom ieniu 70 hm nie zachodzą żadne opady atm osferyczne; P a l- mieri poznał dalej, że jeżeli przy niebie po
godnem w danem miejscu okazuje się elek
tryczność odjem na, to w pewnej odległości ma miejsce deszcz, śnieg lub grad. P rzy niebie pochm urnem , jeżeli deszcz nie pada, elektryczność pow ietrza je s t zawsze doda
tnia, słabsza wszakże aniżeli w czasie pogo
dy; okres jój także mniej je s t wybitny.
W czasie deszczu rów nież w edług P a l
m ierego rosk ład elektryczności ulega oso
bliwem u praw u. W m iejscu, gdzie deszcz pada, w ystępuje obfita elektryczność doda
tnia, dokoła niej zaś rospościera się mni(5j lu b więcej szeroka strefa silnej elektryczno
ści odjem nej; dalej znów n astępuje strefa silnój elektryczności dodatniej, k tó ra w zna
czniejszej odległości szybko maleje. Gdy w szczególnym p rzy pad ku w miejscu, gdzie deszcz pada, w ystępuje elektryczność od je
mna, to wskazuje spadek obfitszego deszczu w sąsiedztwie, w skutek czego znaczne ilości elektryczności odjemnej n apływ ają do miej
sca obserwacyi; P alm ieri zauw ażył, że w ta
kim razie po ustaniu deszczu elektryczność odjem na się wzmagała.
Jeżeli w pew nem miejscu zachodzi zna
czne skraplanie pary w odnej, to elek try cz
ność w yw iązuje się tak obficie, że z kon
d ukto ra trzym anego w górze wydobywać można silne iskry. C hm ury grożące burzą tem się tylko różnią od chm ur zw ykłych, że skraplanie zachodzi w nich częściej i silniej, co pow oduje żywszy rozwój elektryczności.
Poniew aż przy skraplaniu p ary wodnej wy
wiązuje się elektryczność, ukazyw anie się przeto maximów elektryczności atm osfery
cznej zapow iada ry ch łe ukazanie się chm ur.
JV.
G dy zwrócim y się teraz do p ytan ia, ja k i je s t początek, jak ie są źród ła tój elektrycz
ności atm osferycznej, to napotykam y w praw dzie znaczną ilość dom ysłów i hypotez róż
nych, żadna wszakże z tych teoryj kwestyi nie rozw iązuje.
Y olta, a wraz z nim wielu innych b ada
czy, N ollet, Priestley, Saussure, źródło elek
tryczności atmosferycznej dostrzegali w pa
row aniu wody; rozum ieli oni, że p a ra u cho
dząca z wody elektryzuje się dodatnio, ciecz zaś nabiera elektryczności odjem nej, tą d ro gą oczywiście tłum aczyli dodatnią ele k try czność pow ietrza. R eich wszakże poznał, że znak elekryczności uchodzącej pax-y za
leży od n a tu ry naczynia, w którem się z n a j
duje ciecz ulatniająca, jakoteż od ciał s ta łych, ja k ie do wody w prow adzam y, że za
tem elektryzow anie to przypisać należy ta r
ciu cząstek cieczy o ściany naczynia i cząst
ki ciał stałych. P alm ieri w ykazał tru d n o ści podobnych badań i liczne źródła błędów, które tk w iły w daw niejszych nad tą rzeczą doświadczeniach. O n sam w ykonał j e w ten sposób, że na wodę zaw artą w naczyniu pla- tynowem rz u cił wiązkę prom ieni słonecz
nych, skupionych przez soczewkę. W y w ią
zująca się p ara szybko uchodziła z p o w ie rz
582
w s z e c h ś w i a t. Nr 37.
chni cieczy, a za pośrednictw em czułych elektroskopów w naczyniu u jaw n iły się śla
dy elektryczności odjem nćj, skąd wnosi P alm ieri, że parow anie wody na pow ierz
chni ziemi przyczynia się do elektryzow ania pow ietrza, lubo w drobnym ty lk o stopniu.
P o uillet, któ ry też należał do stronnikó w teoryi parow ania wody, w idział znów inne źródło elektryczności atm osferycznćj w p ro cesach wegietacyi; z niek tórych m ianow icie dośw iadczeń swych w niósł, że gazy w ydy
chane przez rośliny n aelektryzow ane są, do
datnio. Riess, wszakże, p rz y dośw iadcze
niach prow adzonych n a ziemi p o k ry tćj ro ślinnością iu g ó ru ją c ć j, żadnćj różnicy w s ta nie elektryczności atm osferycznćj nie do
strzegł.
L avoisier, L aplace i D avy m niem ali, że elektryczność atm osferyczna w yw iązuje się p rz y procesach palenia. Z aw iła kw esty ja pow staw ania elektryczności p rz y paleniu ciał b y ła także przedm iotem b ad ań P alm ie- rego. D ośw iadczenia prow adził on w ten sposób, że ciała płonące um ieszczał w ty- gielku platynow ym , połączonym z dolną p ły tą kondensatora, osadzonego n a elek tro skopie B ohn enbergera. D ośw iad czen ia te w ykazały, że rzeczyw iście w płom ieniu w y stępuje je d n a , w naczyniu zaś platynow em , zaw ierającem substancyją płonącą, d ru g a elektryczność; z m nóstw a w szakże re z u lta tów tru d n o dotąd ogólną zasadę wydobyć.
W zw iązku z tym daw nym poglądem L a- voisiera zostaje hypoteza M eissnera, w edług którego elektryczność atm osferyczna w y
w iązuje się p rzy u tlen ian iu ciał; zw ykły tlen mianowicie, w edle poglądów u zasad nia
nych przez Schonbeina, składa się z atomów ozonu i antozonu, ten d ru g i w zględem pier
wszego p rzedstaw ia sub stancyją elektrodo - datnią. U tlen ian ie dokonyw a się przez ozon, przez co osw abadza się znaczna ilość tlen u dodatniego, co w łaśnie w ed łu g M eis
snera stanow ić ma źródło elektryczności a t
m osferycznej.
Nie wszystkie w szakże teo ry je obracają się w tak skrom nym zakresie. B ecąuerel przyp isu je słońcu znaczny w p ły w n a w y
tw arzanie elektryczności atm osferycznej.
E lektryczno ść m ianow icie p ow staw ać ma na słońcu skutkiem w ybuchów p ro tu b e ra n - cyj, które, ja k analiza sp e k tra ln a uczy, sta
now ią przew ażnie m asy rozżarzonego w o
doru: elektrododatni wodór przenosi swą elektryczność na substancyją w ypełniającą przestrzeń św iatow ą, skąd udziela się atm o
sferze ^ziemskiśj. F a y e podziela podobny pogląd. Nawiasowo dodać można, że stron-
j
nicy takićj teoryi słonecznćj nie koniecznie przyjm ow ać muszą substancyją w ypełniają
cą przestrzeń, w edług bowiem E d lu n d a i G oldsteina, próżnia nie stanow i przeszko
dy dla rosprzestrzeniania się elektryczności.
W e rn e r Siemens w inny sposób przypisuje słońcu źródło elektryczności atm osferycz
nej. P rą d y m ateryi słonecznćj, k tó re na b ry le tój przebiegać m ają od biegunów k u rów nikow i, stają się źródłem elektryczności zarów no słońca j a k i tćj substancyi, k tó ra w skutek siłyod środkowćj będącćj wynikiem obrotu słońca zostaj e w yrzucana w przestrzeń.
E lek tryczno ść słońca, k tó ra ma być dodatnią, działa przez w pływ na ziemię; jednoim ienna jć j elektryczność rosprasza się w przestrzeń, różnoim ienna, t. j . odjem na, roskład a się na pow ierzchni ziemi. R osproszona e le k try czność d o d atn ia ziemi i odjem na rozrzu co nej substancyi słonecznćj spotykają się na granicy atm osfery ziem skiej i w ytw arzają tam zorze biegunow e w sposób podobny, ja k tę na m ałą skalę widzim y w ru rk a c h Geisslera.
L am ont znów, P e ltie r i P la n te przyczynę elektryczności atm osferycznćj przenoszą na ziemię. W ed łu g dw u pierw szych, ziemia obdarzona je s t pew ną ilością elektryczności odjem nej, k tó ra nie doznaje zm iany ilościo
w ej, ale ulegać może rozm aitem u roskłado- wi. L am ont przyjm uje, że atm osfera nie posiada zgoła elektryczności; gdyby ziemia b y ła kulą o gładkićj zupełnie pow ierzchni, elektryczność byłaby rozłożoną na jć j po
w ierzchni zupełnie jed n o stajn ie. T ak wszak
że nie jest, a że elektryczność grom adzi się przew ażnie na ostrzach, n a w yniosłych p rz e to p un k tach ziemi, na wieżach i górach np.
nagrom adzoną będzie silniej aniżeli na ró w ninach. P a r a w odna, zostając z ziemią w zetknięciu, zachow uje się podobnie j a k wyniosłości jć j pow ierzchni, elektryczność pow ierzchni ziem i przechodzi na masy pary wodnej. W e d łu g tej hypotezy zatem p rze
w odnik zakończony ostrzem ulega wpływo
wi elektryczności odjem nej ziemi w ten spo-
N r 37. WSZECHŚWIAT. 583 sób, że elektryczność jego dodatnia zostaje
przyciąganą ku dołowi i ocenia się elektro- m etrem , gdy odpychana elektryczność odje
m na uchodzi ostrzeni.
^0
W ed łu g hypotezy natom iast G a sto n a P lan - tó wszystkie .ciała niebieskie, zatem i ziemia, posiadają pewien pierw otny zasób elek try czności dodatniej, k tóra z ciał tych uchodzi i grom adzi się głów nie w wyższych, rozrze
dzonych w arstw ach atm osfery. W y ład o w anie elektryczne m iędzy chm urą a ziemią w edług P la n teg o tłum aczy się tem, że chm u
ra w drodze swój p rzy jąć m ogła znaczną ilość tój elektryczności dodatniej, w ypływ a
jącej z ziemi; gdy więc znajduje się nad pe
w ną częścią pow ierzchni ziemi, może ją przez w pływ naelektryzow ać silnie odje- mnie. W yładow yw anie tedy elektryczne pow staje w sposób zw ykły m iędzy dodatnią chm urą i odjem nie naelektryzow aną częścią pow ierzchni ziemi.
T w órca głośnej teoryi elektryczności, E d lu n d zastosow ał j ą i do w yjaśnienia obja
wów elektryczności atm osferycznej; gdy
byśmy tu wszakże chcieli rzecz tę opowie
dzieć w ym agałoby to n ajpierw w ykładu sa
mych zasad teoryi E d lunda; by wszakże zbyt nie rosszerzać g ra n ic tej pracy , pomi
jam y tę kw estyją i przechodzim y do p o g lą
du P alm ierego, nietyle rozległego i ogólne
go, co ostatnie z wyżej przytoczonych hy- potez, ale uzasadnionego ścisłemi obserwa- cyjami.
O pierając się mianowicie na dostrzeże
niach, że elektryczność atm osferyczna wzma
ga się w chw ili, gdy w ilgotność w zględna w zrasta, że ukazyw aniu się m gły na h o ry zoncie tow arzyszy zawsze silniejszy stan elektryczny, wnosi P alm ieri, że bespośre- dniem źródłem elektryczności atm osferycz
nej je s t skraplanie p ary w odnej. Domysł ten potw ierdził zresztą kilku doświadcze
niam i, k tóre w sposób niew ątpliw y w yka
zały p rzy szybkiem skraplaniu pary w odnej, oznaki elektryczności dodatniej.
P o g lą d y P alm ierego zyskały znaczne uznanie i zostały p rz y ję te przez wielu na tem polu badaczy. P rzytoczyć tu nam wszakże w ypada jed n ę jeszcze, niedaw no w tym przedm iocie ogłoszoną pracę Jo rd a -
jna. W e d łu g tej teo ry i ruchy w atmosfe- |
rze połączone z tarciem są źródłem elek try czności, cząstki wody mianowicie stają się dodatnio, cząstki pow ietrza odjem nie elek- trycznem i. Te ostatnie są nieprzew odni
kam i i zachow ują swą elektryczność, pier
wsze przenoszą elektryczność dodatnią na wszystkie ciała, z którem i są w zetknięciu.
G dy pęcherzyki m gły skupiają się w chm u
rę, rozłożona na nich elektryczność rospo- ściera się na mniejszej pow ierzchni, a stąd potencyjał elektryczny w zrasta. N a zasa
dzie swej teoryi tłum aczy Jo rd a n różne szczegóły objawów elektrycznych w atm o
sferze, a w szczególności przebieg dzienne
go i rocznego ich okresu.
Z zestaw ienia tego widzimy, że w gałęzi tój wiedzy dużo jeszcze niejasności i zam ę
tu; elektrom eteorologija, podobnie ja k inne działy m eteorologii, wym aga przedew szyst- kiem zorganizow ania system u obserwacyj i rosprzestrzenienia ich na różne okolice ziemi.
Badacze jed n i źró d ła elektryczności a t
m osferycznej szuk ają w działaniach, na sa
mej ziem i zachodzących, inni d o p atru ją się go w słońcu. Nie zbijem y się zapew ne z to ru , jeżeli przyjm iem y, że procesy na ziemi zachodzące starczyć mogą do w yjaśnienia je j początku; ale rów nież i na to zgodzić się należy, że objaw y elektryczne na słońcu w olbrzym ich występować m uszą rozm ia
rach. Czy i ile o ddziaływ ają one na zja
wiska ziemskie, — dziś niepodobna pow ie
dzieć. Zapewne je d n a k b ry ła słoneczna nie tylko ciążeniem na ziemię działa, nietylko je s t dla nas źródłem św iatła i ciepła, ale też w sposób dotąd nieznany oddziaływ a n a elektryczne i m agnetyczne objaw y naszej planety. D ziałania elektryczności atmosfe
rycznej dostrzegam y jed y n ie w objaw ach błyskawicy i grzm otu, — czy zw ykły, n o r
m alny je j stan zostaje w jakim ś zw iązku z innem i objawam i m eteorologicznem i zie
mi, tego zgoła nie wiemy. N a pytanie
j
to przyszłość nieodległa uw agę zapewne
zwróci.
584
G Ł Ó W N E F A Z Y
OB I E G U M A T E R I I Ul N A T U R Z E
s k re ś lił
IM aksyiiiilijan Flauiii.
(D okończenie).
B ył czas, kiedy starano się we w szystkich ciałach białkow ych dojrzeć pew nej substan- cyi, w szystkim im w spólnej, najw yraźniej w sobie u w ydatniającej własności ciał b ia ł
kowych. Idealną, ową „p ierw otną” substan- cyją nazw ał M u ld er proteiną. Obecne m e
tody b adania na uogólnienie tak ie nie po-:
zw alają, a ciał białkow ych odróżniam y w ie
le, kto wie, czy n aw et nie za wiele. Bo j a k kolw iek z je d n a j stro n y w ydatne różnice, zachodzące w własnościach rozm aitych ciał białkow atych d ają praw o do wzajem nego ich odróżniania, to z d rugiej strony, b iałk a w różnych w arunkach badane i rozm aite odpow iednio do tych w arunkó w w skazują
ce własności nie d ają jeszcze p rześw iadcze
nia o tem, że są w istocie czem innem , a n i
żeli znane ju ż w cześniej. W takim stanie rzeczy nie przestano je d n a k dotąd w pe
wnych razach, gdy chodzi o w ykazanie zm ian jak im ciała białkow ate niekiedy u le
g ają lub o przypuszczalne ich tw orzenie się, posługiw ać się form ułam i, k tó re, m ożliwie zbliżone do składu białka, są w stanie b a d a ne reakcyje u w ydatnić. T akiem i w zoram i są naprzykład: C ,2 H 10 N3 0 4, em pirycznie użyty przez P la y fa ira ,a lb o C ,2II, i 2N 180 22S, w yprow adzony przez L ie b e rk iih n a lub w re szcie C2|, I I 3 io N 5G0 7|, z którego wychodząc, S chutzenberger objaśnia pow staw anie ro z m aitych produktów ro sk ład u tych ta je m n i
czych ciał. W zo ry te w pew nych razach pouczają, ale wogóle o praw dziw em u g r u pow aniu pierw iastków w ciałach b iałk o w ych, o ich pow staw aniu i istocie rzeczy
wiście mało m ów ią. Są one raczój sum ą tych wiadomości, ja k ie posiadam y o ro sk ła- dzie ciał białkow atych. D otychczas bowiem tylko tą je d n ą m etodą, m etodą bad an ia p r o duktów ich ro składu możemy się posługi-
JSr 37.
wać. M etoda ta najpom yślniejsze w ydaje re zu ltaty w sum iennych i n ad e r in tere su ją
cych badaniach S chiitzenbergera '). T ą d ro gą przyrzeka sobie ten badacz zdobyć n aj
pew niejsze dane dla utw orzenia racyjonal- nej i praw dziw ie naukow ej klasyfikacyi tych licznych zw iązków, stanow iących pod
staw ę żyjącego organizm u.
L ecz niedość je s t zwrócić uw agę na p ro dukty, otrzym yw ane z ciał białkow ych na zew nątrz organizm u pod wpływ em czynni
ków, jak iem i rosporządzam y w pracow ni chem icznej. N ajrozleglejszem u rów nież b a
daniu są poddaw ane ciała pokrew ne b iałk o wym, znajdujące się w żywym organizm ie lub ciała z białkow ychbezw ątpienia pow sta
łe. D o ciał zaw ierających azot, a w rośli
nie się tw orzących, należą prócz białkow ych pew ne m ateryje klejow ate, alkaloidy czyli zasady roślinne i inne. O ile ciała te w swem pow staw aniu są podobne lub zależne od ciał białkow ych, dobrze nie je s t wiadom em . To tylko pew na, że ich skład i budow a mniej są zaw iłe i w w ielu dotychczas w ypadkach stosunkow o dobrze znane. Należy się więc spodziew ać, że dokładne ich zbadanie rzuci może św iatło na istotę ciał białkow ych.
W organizm ie zwierzęcym ciał takich je st ilość jeszcze większa, a w ielu razach z całą pew nością je s t dow iedzione ich pochodzenie od ciał białkow ych. B liżej n ad tem i wszy- stkiem i zw iązkam i zastanaw iać się tu nie możemy, poświęcimy tylko słów k ilk a tym , k tó re w ostatnich czasach ogólną na siebie uw agę zw róciły.
P rz y pewnych stanach,chorobliw ych m ia
nowicie, lub w tru p ach ciał ulegających ros- k ład o w i znajdow ano substancyje gnilne, k tórych istnienie, a tem mniej własności i istota, przedtem znane nie były. S u b stancyje te, zw ane ptom ainam i 2), po zbada
n iu należytem okazują budow ę chemiczną
') Z b y t je s t specyjalną ta m etoda badań, abym ją tu mógł opisywać. Życzący sobie ją poznać znajdą wiele ciekawych danych w streszczeniu w a rty k u le Schiitzenbergera: L a eonstitution des m atieres pro- teiąues, pomieszczonym w N r 4 (24 Lipca) Revue scientifiąue z r. b.
(Przyp. aut.).
2) Porćw n. Wszechśw. t. III, str. 53.
WSZECHŚWIAT.
N r 37.
w s z e c h ś w i a t. 535 mało zawiłą,, a pochodzenie swe niew ątpli
wie zaw dzięczają ciałom białkow ym . Z na
jom ość ich należyta najpraw dopodobniej rzuci dużo św iatła na spraw ę budow y ich substancyi m acierzystej. Naj ostatnie jsze prace chem ika-fizyjologa G autiera *), p ier
wszorzędnego znaw cy tych dla nauki je s z cze stosunkowo now ych m ateryj, w ykazują, że i podczas życia zw ierzęcego, w w arun
kach najnorm alniejszego spełniania fizyjo- logicznych funkcyj życiowych, ciała podo
bne do ptom ain, a pochodzące z roskładu ciał białkow atych, w ciele się znajdują.
W szechstronne zbadanie w arunków , śród których tw orzą się te t. zw. leukom ainy, ja k i ich składu chemicznego, pow inno w przy
szłości niem ało się przyczynić^ do wyświe
tlenia kwesty i, k tó ra nas tu zajm uje.
W ogóle więc, ja k widzimy, m ateryjał, z którego w przyszłości, może bardzo bli
skiej, z całem zaufaniem korzystać będzie m ożna dla posunięcia się choćby o krok da
lej w znajom ości ciał białkow ych, staje się coraz obfitszym, a nadzieje pod tym w zglę
dem są jaknajpom yślniejsze. Nim jed n ak ciała białkow e w najściślejszem znaczeniu tego term inu opuścimy, zw rócę jeszcze uw a
gę czytelnika na inne prace, które w bli- skiem nadzwyczaj do powyższych znajdują, się pokrew ieństw ie i które też w ybitne m iej
sce zająć pow inny. Są to badania chem ika Kossela, starającego się rosśw ietlić chemicz
ną budow ę ją d ra kom órkow ego, którem u j a k wiadomo, w ostatnich czasach tak wiel
kie przypisują znaczenie morfologiczne. N u
kleiną nazw ał M iescher ju ż p rzed daw nym czasem ciało w ją d rz e kom órek zw ierzę
cych zaw arte, dla ją d r a tego ch a ra k te ry styczne i w ykazujące wielkie do ogólnie zna
nych ciał białkow ych podobieństw o. P o m iędzy produktam i roskładu nukleiny od-
’) Chcących bliżej poznać w streszczeniu rezultaty dotychczasow ych p rac o ptom ainach, ja k
r ó w D i e żoryginalne przez autora, p. G autiera, zestawione w yniki jego w łasnych, odsyłam y do arty k u łu Gau
tiera: Sur les ptom aines e t les leucom aines, pom ie
szczonego w w ydaw nictw ie francuskiem ; A genda du Chim iste za ro k 1S86.
(1’rzyp aut.).
k ry ł Kossel nowe ciało, nazw ane adeniną którego bliskie pokrew ieństw o z zw iązkam i cyjanu w ykazuje zarów no jego sk ład che
miczny j a k i charakteryzujące je reakcyje.
Ju ż dawniój przypuszczano istnienie w ciele zwierzęcem zw iązków cyjanow ych. Obecnie przypuszczenia te znajd u ją rzeczyw istą p od stawę, a kto wie, czy bliższe poznanie tych nowych ciał nie pozw oli nam posiąść w ia
domości o najelem entarniejszych fizyjolo- giczno - chem icznych zjaw iskach w żywej tkance. Tym czasem zaś te ostatnie są zu pełnie d la nas ciemne. Pew nem jest, że białka w pokarm ach przyjm ujem y, że je od powiednio do potrzeb naszych przerabiam y, że wreszcie dla tkanek ciała naszego są one najpotrzebniejszym , praw ie jed y n y m b u d u l
cem. A le w ja k i sposób w szystko to się dzieje, ja k ą jest, że ta k powiem, dynam icz
na różnica pom iędzy ciałami białkowem i pokarm ów , a temi, z których się ciało zw ie
rzęce składa, tego nau k a jeszcze przeniknąć nie zdołała. K ilkanaście la t tem u fizyjolog Y oit dla odróżnienia ciał białkow ych sk ła
dających ciało zwierzęce i wycofanych p rz y najm niej na czas pewien z ogólnego stru mienia soków odżywczych organizm u od tych, k tó re właśnie spraw ę odżyw iania od
byw ają, nazw ał pierw sze „białkiem o rga
nó w ” (O rganeiw eiss), drugie „białkiem k rą- żącem“ (circulirendes Eiweiss). P o d z ia ł ten, przez Y oita zrobiony, je d n a k nie wiele w spraw ie poznania tych ciał pomoże, gdyż
„o procesach chemicznych, odbyw ających się w ew nątrz organów, o procesach, które u zdalniają nasze mięśnie do ich ruchów me
chanicznych, a gruczoły do tw orzenia ich w ydzielin, z dotychczasowych faktów nie możemy sobie żadnego jasnego w yrobić po- jęcia“ .
Bliżej zbadaną je s t zm iana, jakiej ulegają ciała białkow e zaw arte w pokarm ach przez zwiex-zęta i ludzi spożyw anych. P od w pły
wem soku żołądkow ego, a w części też soku
•) Porówn. A'Kossel. W eitere B eitrage zu r Chemie des Zellkerns w Z eitsch rift fiir physiologische Che
mie, t. X. 1886, str. 248, rów nież ja k poprzednią p ra
cę pomieszczoną w B erichte der deutschen chemi-
schen Gesellschaft, za rok 1885.
586 WSZECHŚWIAT.
trzustkow ego, ciała białkow e rospuszczają się, by módz być pochłoniętem i przez soki odżyw cze naszego ciała i stać się częściam i składow em i naszych tkanek. W żołądku ten proces rospuszczania usk u teczn ia się pod wpływem kw asu solnego i pepsyny, za
w artych w soku żołądkow ym . P e p sy n a je s t jednem z ciał w organizm ie zw ierzęcym wy
rabianych, w ielkie m ającem podobieństw o do ciał białkow ych, a znanem ty lk o o tyle, 0 ile w ykazuje pew ne niezw ykłe własności.
Jestto t. z w. ferm ent rospuszczalny lu b nie- organizow any dla odróżnienia od żyjątek organizow anych, w yw ołujących podobne ja k i on ferm entacyje lecz zbadanych do
tychczas znacznie lepiej. P ozn aliśm y ju ż wyżój ferm enty podobne zaw arte w ślinie 1 w trzustce, k tó re rospuszczają m ączkę. Do
jzupełnej znajom ości tych ciał bardzo nam | jeszcze daleko. W ątpliw em je s t wogóle, czy kto kolw iek dotychczas w idział ju ż zu
pełnie izolow any tak i ferm ent. M ów im y o ptyalinie, try psynie, pepsynie, d y ja sta z ie 1) opierając się tylko n a widocznych zm ia
nach, jak ie one w yw ołują w pew nych zw iąz
kach chem icznych. L iebig w swoim czasie bron ił teoryi, tw ierdzącej, że wszelkie zm ia
ny uskuteczniane przez ferm enty m ają za przyczynę pew ien swoisty ru ch atom ów w cząsteczce i że ruch ten w yw ołan y zosta
je przez specyjalny ja k iś (?) u k ład m ateryi w ferm encie. T ru d n o utrzym yw ać, że teo- ry ja ta je s t u spraw iedliw iona czemś więcój niż chęcią w yjaśnienia tajem niczego z ja w i
ska. T am , gdzie zm iany ferm entacyjne wy-
Jw ołane zostają przez ustro je organiczne,
jo podobnem tłum aczeniu mowy być nie m o
że. A le czyż jaśniój nam się rzeczy p rz e d staw iają w tym razie, gdy mowa o fe rm en tach nieorganizow anych? M etody, jak iem i się n iektó rzy uczeni posługują d la o trzy m y - I
A v an ia tych ostatnich, są zup ełn ie n iezro zu
m iałe. W reszcie chem iczna ich n a tu ra cał
kow icie je s t ciemną. C zy wobec tego zu- i pełnie byłoby nierossądnem nie chcieć po
rzucać tłum aczenia L iebiga, p o siłk u jąc się
') F e rm e n t n k o rg a n iz o w a n y , zaw arty w dojrzew a
ją c y c h nasionach jęczm ienia.
(P rzy p . au t.).
niem jak o hipotezą tymczasową, gdy chodzi o w yjaśnienie działania nieorganizow anych ferm entów? U zupełniona i bliżój starająca się zbadać ów sw oisty ruch w cząsteczce, h i
poteza ta może nie by łab y do odrzucenia.
Jeżeli pom yślim y, ile je s t w historyi wiedzy ludzkiej wypadków pow racania do starych, I daw no zarzuconych lecz późnićj bliżój u sp ra
w iedliw ionych teoryj, to może nam się to dziw nem nie w yda. Jed e n z w ybitnych te- goczesnych profesorów fizyjologii przypusz
czenie takiego swoistego ru ch u w tych wy
padk ach ferm entacyi w zupełności za słusz
ne uważa. K to wie, czy nie jesteśm y tu wobec tego samego problem atu, ja k i przed
staw iał się tym , którzy jeszcze wcale nie tak daw no ciepło i światło za ciała m ateryjalne uważali? Czy rów nież szczęśliwie je d n a k ja k te ostatnie da się kw estyja ferm entów n ie organizow anych rosstrzygnąć na to dopiero przyszłość odpowie.
O statecznym p roduktem roskładu ciał białkow ych w organizm ie je s t mocznik, zw iązek, którem u na zakończenie kilka słów poświęcić musimy. M ocznik je s t ze w zglę
du n a swe pochodzenie również j a k i natu rę chem iczną podobny do ostatecznego p ro d u ktu rosk ładu substancyi węglowćj, do dw u
tlen ku węgla. Jeżeli w yobrazim y sobie, że jed en dw uw artościow y atom tlen u w tym ostatnim zo stał zastąpiony przez dw a jed n o - w artościow e ro d n ik i am idowe N H a, otrzy- m am y C O < C ^pj2, w zór m ocznika. N H Ciało
to wydzielonem zostaje przez n erk i i je s t najbardziej ch arakterystycznym sk ład n i
kiem moczu. C ała ilość azotu, ja k ą o rga
nizm ludzki w pokarm ach przy jm u je po okresie w zrostu, zostaje w postaci m ocznika wydzieloną. Z czego właściw ie bespośre- dnio m ocznik w oi-ganizmie się tw o
rzy z dokładnością jeszcze uie wiadomo.
Z w szystkich w tym w zględzie robio
nych przypuszczeń najpraw dopodobniej- szem je st, że pewne cyjanow e substancyje pośredniczą m iędzy ciałam i białkow em i a m ocznikiem p rz ed u tw orzeniem tego osta
tniego. M nóstwo je s t jeszcze innych w n ad zw yczaj m ałych ilościach w moczu wystę
pujących zw iązków azotow ych, w większej części dobrze zbadanych i z m ocznikiem po
krew nych, których je d n a k z pow odu ich I
!
N r 37.
w s z e c h ś w i a t. 587 podrzędniejszego znaczenia rospatryw ać tu
nie będziemy.
POTOP BIBLIJNY
W ŚWIETLE KRYTYKI
PRZYRODNICZEJ I H IST O R T C Z iJ
pedług pief. Feymzyta,
podał T . S .
W tradycyi wielu ludów spotykam y mniej więcój zgodne podania o najw iększej klęsce ja k a kiedykolw iek spotkała ziemię — p oto
pie. W yobrażenie je d n a k o tdj katastrofie u ludów należących do rozm aitych szcze
pów niezupełnie się pom iędzy sobą zgadza
ją , dowodząc tem samem, że potopy w ro z
m aitych m iejscach kuli ziemskiej m iały zna
czenie mniej lub więcej lokalne. W poda
niach egipcyjan potop m iał być olbrzym im wylewem Nilu; w podaniach chińskich — wylewem H oang-ho; w mitologii greckiej za
laniem lądu przez wody m orskie, a ju ż Owi- dyjusz w „m etam orfozach” swoich w ypow ia
da zdanie, że się ów potop poza G recyją nie rosciągał i że obniżone chw ilowo pod po
ziom m orza lądy w ynurzyły się później sto
pniow o znowuż ponad jego powierzchnię.
W miejscu tem chcemy się zastanow ić nad trad y c y ją potopu biblijnego, przechow aną przez ludy semickiego szczepu. K w estyją tę w gieologii om awiano w ielokrotnie, do
tychczas bez pozytyw nych rezultatów , do
piero w najnow szych czasach prof. wiedeń
ski Suess aprobow ał objaśnić to zjawisko w sposób m ający wiele praw dopodobieństw a ze sobą.
N ajpodobniejszym do biblijnej tradycyi opisem potopu je s t opis znaleziony w k lin o wych napisach ru in Niniwy. Są to cegły,
av