• Nie Znaleziono Wyników

Lubelskie Spotkania Plastyczne

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Lubelskie Spotkania Plastyczne"

Copied!
39
0
0

Pełen tekst

(1)

L U B E L S K I E S P O T K A N I A P L A S T Y C Z N E

(2)

L U B E L S K I E S P O T K A N I A P L A S T Y C Z N E

(3)

Komitet O r g a n i z a c y j n y

Lubelskich S p o t k a ń P l a s t y c z n y c h

powołany Postanowieniem Nr 4 Wojewody Lubelskiego dnia 30 kwietnia 1976 roku

Przewodniczący

Mieczysław Białas — Dyrektor Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego

Zastępcy

Przewodniczącego

Edward Fijałkowski — Prezes Zarządu Lubelskiej Spół- dzielni Mieszkaniowej

Janusz Sosnowski - Zastępca Kierownika Wydziału Pra- cy Ideowo-Wychowawczej KW PZPR

Sekretarz

Alicja Lejcyk-Kamińska — Starszy Inspektor Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego

Skarbnik

Janina Dziewulska-Pedo - Zastępca Dyrektora ds. Eko- nomicznych Zakładu Remontowo-Budowlanego LSM

Członkowie

Marian Bogusz - artysta plastyk

Edward Chanaj - Dyrektor Wojewódzkiego Domu Kul- tury

Eugeniusz Borys - członek Zarządu LSM

Olgierd Olszewski - Architekt Wojewódzki - przedsta- wiciel SARP

Jan Toporowski — Dyrektor Pracowni Sztuk Plastycznych

Andrzej Trubecki - Zastępca Dyrektora Biura Planowa- nia Przestrzennego

Jan Wójcik - Zastępca Dyrektora Wydziału Finanso- wego Urzędu Wojewódzkiego

Włodzimierz Wójcikowski - redaktor „Sztandaru Ludu"

(4)

Lubelskie S p o t k a n i a P l a s t y c z n e

Ireneusz J. K a m i ń s k i

Finalizujemy oto Lubelskie Spotkania Plastyczne, uru- chomione w lutym 1976 roku z inicjatywy wojewódzkich władz partyjnych, a realizowane programowo przez Wy- dział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego, Central- ny Związek Spółdzielczości Budownictwa Mieszkanio- wego oraz miejscowe zakłady pracy. W imprezie ucze- stniczyło około 70 artystów z różnych ośrodków kraju, którzy w osiedlach Lubelskiej Spółdzielni Mieszkanio- wej, liczących 40 tysięcy mieszkańców, pozostawili kil- kadziesiąt dokumentów swojej działalności, do których należą malowidła ścienne, rzeźby, elementy informa- cyjno-estetyczne i celowo zorganizowane miejsca o róż- nym przeznaczeniu funkcjonalnym.

Pora więc, aby zbilansować dokonania, odpowie- dzieć na pytanie, czy spełnione zostały założenia ideo- wo-programowe Spotkań i jakie jest dziś miejsce ini- cjatywy lubelskiej w całokształcie podobnych przedsię- wzięć, podejmowanych ostatnio w kraju. Warto też sformułować kilka ogólniejszych wniosków, których przesłanki redagowała praktyka organizacyjna i arty- styczna Spotkań, ponieważ, jak się wydaje, mogą one okazać się przydatne w przyszłości - także na innym terenie. Nie od rzeczy będzie poza tym zrekonstruowa- nie społecznego stosunku do imprezy, rozwijającej się w środowisku o tyle specyficznym, że uwrażliwionym na kwestie estetyczne otoczenia, w którym bytuje, i o tyle typowym, że pod względem stratyfikacji socjologicznej nie odbiegającym w zasadzie od innych nowych dziel- nic miasta, które liczy dziś ogółem prawie 320 tysięcy obywateli, posiada pięć wyższych uczelni, rozwinięty przemysł motoryzacyjny, maszynowy i spożywczy.

Zacznijmy od sprawy podstawowej: Spotkania zor- ganizowano nie dysponując w istocie żadnymi poważ- niejszymi doświadczeniami w tej dziedzinie. Owszem, dziesięć lat temu odbyło się w Puławach I Sympozjum

Artystów Plastyków i Naukowców. Dyskusje prowadzono na terenie tamtejszych Zakładów Azotowych — główne- go mecenasa imprezy - ale jego idea i praktyka za- sadniczo różniły się od celu, jaki charakteryzował Lu- belskie Spotkania Plastyczne. „Zadaniem Sympozjum - stwierdzał regulamin puławski - jest: zgromadzenie ra- zem artystów, teoretyków i naukowców; codzienna pra- ca twórcza artystów i towarzyszące jej wypowiedzi teo- retyków i naukowców, dyskusje i konwersatoria związa- ne z problematyką powstawania i funkcjonowania dzie- ła sztuki w warunkach współczesnej cywilizacji". Nato- miast w założeniach ideowo-programowych Lubelskich Spotkań Plastycznych znajdujemy bardziej konkretne dyrektywy praktycznego działania. „Prace, które po- wstaną w Lublinie w postaci rzeźb, malarstwa monu- mentalnego, układów i rozwiązań przestrzennych, pro- jektów ciągów ulicznych, zieleńców, placów zabaw dla dzi eci itp., będą dowodem praktycznej realizacji zało- żeń socjalistycznej twórczości oraz jej funkcji i związków z życiem społeczeństwa. Nie chodzi bowiem o tradycyj- ne „upiększenie" miasta, lecz o integrację sztuk pla- stycznych w środowisku urbanistycznym i próbę twór- czej ingerencji w kształtowanie środowiska socjalistycz- nego społeczeństwa".

Mówiąc krótko: w Puławach chodziło o - nazwijmy to tak — ontologię sztuki współczesnej, podczas gdy Lublin skoncentrował uwagę na sferze pragmatycznej, która, co chyba najważniejsze, w swojej artykulacji ar- tystycznej nie miała wiele wspólnego z sympozjum sprzed lat dziesięciu, zapowiadającym takie na przy- kład zjawiska, jak konceptualizm.

W jednym momencie obie imprezy spotkały się: w dą- żeniu do wyprowadzenia sztuki z salonu na ulicę, w środowisko ludzkiej egzystencji. Trudno przecież powie- dzieć, aby pod tym względem rola Puław miała charak- 3

(5)

ter pionierski. Jak wiadomo, rok wcześniej odbyło się I Biennale Form Przestrzennych w elbląskich zakładach przemysłu maszynowego „Zamech" i wtedy właśnie, po raz pierwszy w takiej skali, dzieła sztuki pojawiły się na ulicach miasta — via hale fabryczne.

Warto też przypomnieć, że po sympozjum puławskim pozostały do dziś nikłe tylko ślady. Nie ukazało się za- powiadane w 1966 roku wydawnictwo w językach pol- skim i francuskim, w którym miały być umieszczone re- produkcje fotograficzne wszystkich prac wykonanych w „Azotach" oraz teksty referatów. A myślano o spra- wie na serio, obawiając się zarazem swoistej klęski urodzaju, skoro komisja programowa zastrzegała się, że przyjmie do druku tylko teksty „najbardziej oryginal- ne". W trudnych do ustalenia okolicznościach prze- padło ponadto wiele dzieł powstałych w Puławach, wiadomo tylko, że drewnianą mobilę jednego z lubel- skich artystów po prostu porąbano w celach gospodar- czych. Rozproszyli się też ludzie, którzy organizowali sympozjum.

W konsekwencji po Puławach 1966 pozostało mgliste wyobrażenie, jakieś opowieści — które w żadnym wy- padku nie mogły inspirować czy w inny sposób służyć animatorom Lubelskich Spotkań Plastycznych.

W zapomnienie poszło też bardzo interesujące przedsięwzięcie wojewódzkiej instancji partyjnej, która przed rokiem 1970 zorganizowała w Lubelskiej Fabryce Samochodów Ciężarowych wielką konferencję aktywu politycznego i gospodarczego regionu, poświęconą propagandzie wizualnej w zakładzie pracy. Wbrew na- zewnictwu, była to impreza po części korespondująca z ideą trwałej obecności sztuki w środowisku społecz- nym, czego dowodem był fakt, iż właśnie na tę okolicz- ność fabryka uporządkowała swoje pomieszczenia - inna sprawa, kierowano się bardziej gustem potocznym, niż zasadami wzornictwa przemysłowego. Ważne jed- nak, że już wówczas myślano o plastyce jako narzędziu kształtowania przestrzeni społecznej.

W kronice lubelskich przedsięwzięć kulturalnych można zatem znaleźć fakty o treści choćby pokrewnej Spotkaniom, lecz za sprawą ogólniejszych uwarunko- wań, w znacznym stopniu generowanych przez hierar- chię potrzeb zbiorowych, nie wiązały się one w ciąg na tyle spójny, aby kwestię „sztuki w życiu" wprowadzić w obieg zagadnień o niejako codziennej aktualności.

Nie ulega przy tym wątpliwości, że wspomniane impre- zy sygnalizowały pojawienie się przekonania o potrze-

bie jakiejś istotnej, funkcjonalnej reorientacji twórczoś- ci artystycznej.

Można wszakże powiedzieć, że Lubelskie Spotkania Plastyczne miały precedensy w skali krajowej. Wcześ- niej bowiem grupa plastyków pomalowała kamieniczki rynku w Krapkowicach, w 1972 roku narodziły się w Ustce Ogólnopolskie Artystyczne Warsztaty Tworzyw Sztucznych, dwa lata później Koszalin zafundował so- bie barwne kompozycje na elewacjach i ścianach szczytowych budynków śródmieścia, co podobno tak odmieniło miasto, że „Ludzie, wracający tu po paru miesiącach, interweniują u kolejarzy lub pędzą do po- ciągu, z którego dopiero co wysiedli, będąc przekona- nymi, że znaleźli się w nie znanym mieście" — jak to obrazowo przedstawił dziennikarz gdańskiego „Czasu".

Porównanie tych przedsięwzięć z lubel kim nie wcho- dzi jednak w rachubę ze względu na skalę naszej im- prezy, wielokrotnie większą od wspomnianych. „Spot- kania — zacytujmy raz jeszcze dokument programowy - odbywają się na terenie osiedli Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, największego (40 tys. mieszkańców) i najbardziej zróżnicowanego mikrośrodowiska Lublina.

Zarząd LSM od siedmiu lat systematycznie doskonali osiedla na „słonecznych wzgórzach", dotychczas jed- nak brak było tam tzw. małej architektury i jakichkol- wiek rozwiązań plastycznych. Wprowadzenie dzieł sztuki do miejsc pracy i zamieszkania jest ważnym czynnikiem w wychowaniu estetycznym środowiska i podkreśla wa- lory tej pięknej dzielnicy Lublina".

Rozległość przestrzenna terenu, zróżnicowane gaba- ryty i kubatury obiektów, odmienność architektoniczna poszczególnych jednostek osiedlowych, gęstość zalud- nienia — to wszystko stawiało przed inicjatorami Lubel- skich Spotkań Plastycznych zupełnie nowe problemy natury koncepcyjnej, organizacyjnej i materiałowej. Czy im podołali?

Spotkania zainaugurował dwudniowy zjazd 39 artys- tów w Lublinie, podczas którego Marian Bogusz, komi- sarz pierwszego etapu imprezy, przedstawił jej cele i za- łożenia programowe. Poza tym zapoznano plastyków z terenem i podstawowymi kwestiami natury organiza- cyjno—materiałowej. Było to w lutym 1976 roku.

Cytowane już założenia ideowe prowadziły do na- stępujących stwierdzeń: „Twórcy zaproszeni do udziału w Spotkaniach reprezentują różne kierunki i tendencje artystyczne, co daje możliwość konfrontacji postaw i za-

(6)

prezentowania często przeciwstawnych form wypowie- dzi artystycznych w postaci konkretnych prac".

Dokument obiecywał ponadto „swobodną działal- ność twórczą" oraz „możliwość konsultowania projek- tów z kolegami i fachowcami innych branż", a także warunki do „wymiany poglądów w atmosferze życzliwej dyskusji".

Pomijając pewną ogólnikowość niektórych sformuło- wań, założenia podnosiły rzecz niebagatelną w tego ro- dzaju przedsięwzięciu: możliwość roboczego kontaktu ze specjalistami innych profesji.

Niektórzy z uczestników lutowego zjazdu zwracali przecież uwagę, że skala inicjatywy lubelskiej i projek- towane przez nią skomplikowanie problemów wręcz do- magają się większej koncentracji na sferze teoretycznej.

W tej dziedzinie — argumentowali — nie wypracowała jeszcze plastyka polska żadnych modeli, jest to w grun- cie rzeczy tabula rasa. Sugestie te nie trafiły do przeko- nania komisarzowi imprezy. Rzecznicy refleksji teore- tycznej, faktycznie będącej u nas w powijakach, mieli sporo słuszności, ale warto przypomnieć, że najbardziej nawet rozdyskutowane sympozja w Polsce nie dopro- wadziły jakoś do konkretnych materialno-estetycznych rezultatów, czego klasycznym już przykładem „Wrocław 70". Nie znaczy to, oczywiście, że zaniedbanie teorii wzmacnia praktykę.

Wkrótce potem (26-28 marca) odbyło się drugie spotkanie, podczas którego 72 autorów przedstawiło projekty plastycznej organizacji osiedli LSM. Jak to już kiedyś zauważyłem, treść ekspozycji okazała się wypad- kową istniejącego stanu rzeczy (w sferze architektury i urbanistyki), oczekiwań organizatorów (akcentujących zagadnienie ścian szczytowych budynków, po części elewacji oraz placów zabaw dla dzieci i samodzielnych

„elementów estetycznych"), a także - sposobu rozu- mienia problematyki przez samych artystów. W rezulta- cie otrzymaliśmy projekty, które ogólnie, biorąc pod uwagę rozległość i złożoność koncepcji, można było podzielić na trzy grupy: integracyjną, pozornie inte- gracyjną i autonomiczno-galeryjną.

Do pierwszej należały propozycje Jana Berdyszaka, który wchodził w skład większego zespołu, zaintereso- wanego osiedlem im. Henryka Sienkiewicza. Po przy- jęciu generalnych założeń, członkowie tego zespołu in- dywidualnie projektowali wybrane fragmenty przestrze- ni, konsekwentnie uwzględniając takie zagadnienia, jak zieleń, oświetlenie, oznakowanie ciągów komunika-

cyjnych i poszczególnych bloków mieszkalnych. Wyklu- czono przy tym użycie farby i tzw. materiałów zastęp- czych na rzecz ceramiki barwnej.

Jan Berdyszak potraktował wybraną przez siebie część osiedla jako wnętrze, którego długa oś widokowa zostanie zamknięta formą rzeźbiarską, Po stronie blo- ków południowych autor zaproponował coś w rodzaju obszaru swobodnej inicjatywy mieszkańców. Miały to być wydzielone w ziemi kwadraty o bokach 3 X 3 m, służące chętnym do dowolnych celów: ogrodniczych, ekspozycyjnych itp. Część północną organizować miały równoległe pasma trawy, piasku, kwiatów, szpaleru bukszpanowego z ławkami - biegnące wzdłuż bloków.

Artyści wchodzący w skład tego zespołu niejako omi- jali zastaną architekturę, koncentrując swoją uwagę na dookolnej przestrzeni, którą artykułowali zgodnie z hi- potetycznym rytmem życia mieszkańców osiedla, z ich potrzebami psycho-fizycznymi, co można uznać za nie- kłamaną wartość tego projektowania. Kiedy jednak uwzględniali w swoich projektach ściany szczytowe, proponowali rozwiązania tyle dyskretne, co mające na uwadze wydobycie funkcji informacyjnych. Przykładem propozycja Jana Ziemskiego, który na białych ścianach trzech stojących obok siebie 11-kondygnacyjnych wie- żowców umieścił czarne kropki: trzy, dwie i jedną,

przejrzyście identyfikując obiekty.

W jednym przecież przypadku ściany szczytowe zosta- ły całkowicie wyłączone ze struktury budynków - oczy- wiście w sensie wizualnym. Emilia Bohdziewicz i Ry- szard Winiarski zaproponowali pokrycie tych wielkich płaszczyzn vitromozaikq z iluzyjnym pejzażem, który miał „wziąć odwet na architekturze", dewastującej na- turalny krajobraz swoim ciężarem i geometryczną formą.

Opracowania tego licznego zespołu, interesujące w swoim zamyśle integracyjnym, zmierzającym do racjo- nalnego uporządkowania przestrzeni społeczno-urba- nistycznej, doczekały się częściowej tylko realizacji.

Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie otwiera poważny problem: techniczny i, powiedzmy, kooperacyjny.

Niektórzy artyści - uczestnicy Lubelskich Spotkań Plastycznych - nie uwzględnili w trakcie projektowania możliwości techniczno-materiałowych, jakimi dyspono- wali organizatorzy, mimo że o tego rodzaju mocach i zasobach zostali wcześniej poinformowani. W rezulta- cie pewna grupa opracowań, skądinąd wartościowych, nie doczekała się realizacji. Dotyczy to właśnie pejza- żowej vitromozaiki, której wykonanie - przy pomocy 5

(7)

metody fotogrametrycznej - wymagało niesłychanej precyzji.

Kwestia tzw. kooperacji posiada szerszy kontekst, eksponujący zarówno dwuznaczny status plastyków, podejmujących działania w obrębie przestrzeni zorga- nizowanej wcześniej przez innych specjalistów - tu:

architektów — jak i pilną konieczność uregulowania formalno-prawnego sprawy współdziałania artystów z innymi twórcami. Oto bowiem ciekawy w sumie projekt wspomnianego zespołu okazał się kontrowersyjny wobec generaliów zastanej sytuacji urbanistycznej.

„Przedstawiona nam koncepcja — stwierdził inż. Jan Frąk, kierownik administracji osiedla im. Henryka Sien- kiewicza — w sposób zasadniczy ingeruje w dotychcza- sowy stan osiedla i w sposób zasadniczy zmienia układ zieleni, dróg i funkcje poszczególnych jego części. Nie została zachowana zasada uzupełnienia przez plasty- ków tego, co zrobili urbaniści i architekci. Nastąpił na- tomiast proces projektowania od nowa, bez uwzględ- nienia istniejącego stanu..."

Interesujące przy tym, że próba daleko posuniętej in- gerencji plastyczno-funkcjonalnej odbyła się na tere- nie osiedla nowego, wzniesionego systemem OWT, praktycznie uniemożliwiającym architektom swobodę działania, hamującym inwencję. Schematyczny i jakoś smutny pejzaż urbanistyczny wprost zachęcał artystów do przekształceń, do wprowadzenia momentów kores- pondujących z ludzką wrażliwością. Stąd owa natura- listyczna kompozycja z vitromozaiki, propozycja stawu z rzeźbiarską kolumienką i „poletek Pana Boga".

Natomiast w osiedlach starszych, o panoramie zróż- nicowanej gabarytowo i kondygnacyjnie oraz wyposa- żonej w zieleń, artyści świadomie ograniczyli się do takich rozwiązań, które ewokowały ściszony dialog z otoczeniem. „Osiedle Piastowskie — wyjaśniła Barbara Zbrożyna, współautorka płaskorzeźbionych form z pias- kowca, rytmicznie przebiegających cały teren — wydało nam się organizacją zieleni bardzo ładną, dość kon- sekwentną, miękką, jakąś bardzo humanistyczną. Nie wydawało nam się słuszne, aby wchodzić w to bardzo intensywnym, dominującym działaniem". W rezultacie powstało jedno z najciekawszych dzieł Spotkań nawią- zujące - co ważne - do nazwy osiedla i jego ulic:

zarówno stylistyką, jak i treścią przedstawień wykutych w piaskowcu. Godne przy tym uwagi, że pierwsze pro- pozycje rysunkowe i ikonograficzne wyszły od dzieci

mieszkających w osiedlu, które zostały odpowiednio pobudzone do działania przez Barbarę Zbrożynę.

Z podobnym szacunkiem plastycy odnieśli się do najstarszego osiedla LSM: im. Adama Mickiewicza, charakteryzującego się niewysoką architekturą i bujną zielenią. „ N i e chcieliśmy tego psuć, postanowiliśmy postawić tylko formy przestrzenne, które mogłyby wzbo- gacić i architekturę i zieleń" - powiedział jeden z plastyków.

Z koncepcją osiedla jako wnętrza zetknęliśmy się ponadto w projekcie zespołu śląskiego, złożonego z artystów katowickich, opolskich i gliwickich. To opraco- wanie również można zaliczyć - obok propozycji dla osiedla im. Henryka Sienkiewicza - do integrujących, albowiem uwzględniając różnorakie funkcje przestrze- ni społeczno-urbanistycznej konsekwentnie zmierzało do indywidualizacji osiedla im. Zygmunta Krasińskie- go. „Celem projektowanego pasma rekreacji — komen- towali swoją ofertę Alina i Andrzej Grzybowscy, człon- kowie zespołu - jest wzbogacenie wyrazu przestrzen- nego osiedla. Kształtowanie »podłogi« osiedla pozwa- la zidentyfikować »swój« dom i umożliwia nawiązanie kontaktów między mieszkańcami". Poza barwnymi pas- mami, które niejako łączyłyby obiekty, a zarazem roz- bijały monotonię wielkich bloków, autorzy proponowali rozrzucenie w osiedlu niewielkich form betonowych, powtarzalnych, mogących służyć jako ławeczki, pergole, przeplotnie etc. Na tym terenie widzieli także miejsce na pomnik poety.

Znaczna część tych sugestii została zrealizowana; w sferze pomysłu pozostał m. in. wspomniany pomnik, jako że otoczenie architektoniczne nie gwarantowało mu dobrych warunków ekspozycji.

W projektach wszystkich członków zespołu śląskiego dużo uwagi poświęcono potrzebom dzieci. Szczególnie interesujące okazały się przy tym propozycje Anieli Kuenne i Zygfryda Dudzika, którzy opracowali m. in.

teren przedszkola kierując się zasadą „uczyć bawiąc".

Litery alfabetu wyryte w cementowej posadzce i wyma- lowane na sześcianach o formach zaokrąglonych, bez- piecznych, plansze do ekspozycji plastyki dziecięcej, drewniane zabawki _ oto przykładowy rejestr rozwią- zań, autoryzowanych przez dwoje artystów, którzy pro- ponowali ponadto konstrukcję w rodzaju labiryntu do zabaw dziecięcych, obszar otoczony „ p a l i s a d ą " oraz brodzik. I w tym właśnie miejscu stykamy się z kolejną trudnością realizacyjną, nie mającą nic wspólnego ze

(8)

sztukq, lecz z obyczajowością i instytucjami higieny publicznej.

Wspomniani artyści widzieli ową „ p a l i s a d ę " z wikli- ny, nie doceniając, jak się zdaje, dziecięcej skłonności do destrukcji. „ N a tym osiedlu proponuję palisady nie z plecionej wikliny, bo to dzieci w ciągu trzech dni wy- kończą, ale z pali, okrąglaków, z odpadów z budowy"

— zrewidował projekt inżynier, jeden z konsultantów Spotkań, a przy tym człowiek mieszkający w LSM. Tego rodzaju obawy wypowiadano również przy projektach zakładających użycie rur neonowych i niskich punktów oświetleniowych. Niestety, poszanowanie dla mienia społecznego - nawet o randze artystycznej - jest jesz- cze tak niskie, że w jakiś sposób, jak widać, determi- nuje praktykę twórczą.

Wielu autorów widziało w osiedlach brodziki, małe wodospady itp., co samo w sobie można by uznać za racjonalne, tym bardziej w Lublinie, który od dawna cierpi na brak basenów — gdyby nie obowiązujące, przepisy sanitarne, uzależniające kąpiel w takich sa- dzawkach od wielu warunków, raczej niemożliwych do spełnienia.

Tego typu „drobiazgi" przekreśliły szanse realizacji niejednego projektu, unaoczniając zarazem skompliko- wanie przedsięwzięcia uruchomionego w Lublinie. Po- konywanie rozlicznych trudności natury technicznej, ma- teriałowej, legislacyjnej, uświadomienie sobie społecz- no-obyczajowych determinant działania artystycznego - te momenty przydały przecież Lubelskim Spotkaniom Plastycznym charakter swoistego l a b o r a t o r i u m idei kreowania przestrzeni społeczno-urbanistycznej przy pomocy sztuki, z którego wyników mogą korzystać animatorzy kolejnych imprez o podobnych celach i aspiracjach. Można tu wtrącić, że z punktu widzenia autorów prac nie zrealizowanych jest to wątpliwa po- ciecha. Prawda, ale warto też pamiętać, że określone- go etapu doświadczeń ominąć nie sposób.

Spotkania ujawniły, jak nieodzowna jest współpraca plastyków ze specjalistami innych branż podczas im- prezy o takim charakterze i takiej skali. Gdyby artyści mieli okazję do wcześniejszej i dłuższej konsultacji swoich zamierzeń z architektami czy inżynierami bu- downictwa, uniknęliby na przykład projektowania de- koracyjnych form na wysięgnikach, które chcieli wpro- wadzić w mury ścian szczytowych. Owszem, pręty meta- lowe mogłyby utrzymać się w płycie żerańskiej, ale pod warunkiem przebicia jej na wylot — aż do mieszkania.

Nawet jednak wówczas, gdyby lokatorzy z uszanowa- niem pochylili się nad drutem o walorach artystycznych, to rychło zmieniliby zdanie ze względu na uciążliwe dźwięki powodowane przez wiatr przewijający się mię- dzy prętami na zewnątrz budynku. Inni autorzy nie pro- ponowaliby zapewne półeczek, uskoków itp. na elewac- jach - jeśliby wiedzieli, że lessowa gleba pyli wysoko, osadzając się na każdym załamaniu muru, a potem ścieka wraz z deszczem smugami brudu po ścianach.

Wszystkie te uchybienia projektowe wyszły na jaw już podczas dyskusji nad propozycjami artystów, roz- wijanych z udziałem architektów i inżynierów budow- nictwa, kierowników osiedli oraz mieszkańców LSM.

Organizatorzy zapewnili autorom szeroką konsultację:

fachową i obywatelską.

Wydaje się przecież, że szerszy instruktaż specjalis- tyczny przydałby się uczestnikom Spotkań już w trakcie pierwszego zjazdu, połączonego z wizją lokalną tere- nów Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

Oprócz członków ZPAP w imprezie brali też udział studenci Instytutu Wychowania Artystycznego UMCS, uczniowie Mariana Bogusza, który wykładał wówczas malarstwo w tej uczelni. Ich ofertę przypisałem do gru- py pozornie integracyjnej, nie używając zresztą tego określenia w sensie pejoratywnym, jako że projekty stu- dentów dodatnio wyróżniały się wśród innych propo- zycji, pokazanych na wystawie otwierającej I etap Spot- kań. Młodzi autorzy zajęli się miasteczkiem uniwersy- teckim i innymi obiektami UMCS, ujmując ów obszar w

schemat ideowy, którego poszczególne fragmenty nosi- ły takie nazwy: „ul, pasieka, nektarium, matecznik, owocarnia". Posługując się malarstwem a'la komiks, betonowymi i malowanymi „ j a b ł k a m i " , bramami w for- mie podków - autorzy skutecznie rozbili monotonię budynków uniwersyteckich, nasycając całą okoliczną przestrzeń atmosferą zabawy, radości, ale i lirycznej za- dumy. Jeśli jednak najstarsze domy akademickie prze- kształcili malarstwem w „parowozy", tytułując planszę

„burzycielka przestarzałych podkładów myślowych", to z gmachem nowego rektoratu obeszli się bardziej serio, proponując na owym „ u l u " delikatne malarstwo geo- metryczne, różnicowane walorowo w rytmie kolejnych kondygnacji. Projekt ten zyskał uznanie superarbitra Spotkań, profesora Jerzego Hryniewieckiego, który w ogóle zalecał obdarzenie studentów swobodą działania w obrębie dzielnicy uniwersyteckiej, deklarując przy tym 7

(9)

przekonanie, że kolejny rocznik słuchaczy wspomniane- go instytutu po prostu przemaluje dzieła poprzedników.

Projekty studentów nie zostały zrealizowane z powo- dów całkowicie niezależnych od organizatorów. Zresztą, po części od początku traktowano je jako wprawki stu- dyjne, etiudy.

I etap Spotkań poddał pod dyskusję również projek- ty, które można scharakteryzować jako autonomiczno- -galeryjne. Chodzi o propozycje rzeźbiarskie, prześwi- ty pod domami i takie rozwiązania przestrzenne innego rodzaju, które mogą funkcjonować niezależnie — w pewnym stopniu - od otoczenia, a na pewno nie wią- żą się z konkretną sytuacją w sposób bezwzględny, in- tegralny. W tym miejscu warto wnieść pewną uwagę ogólniejszej natury.

Otóż niektórzy z uczestników Spotkań akcentowali częstokroć, że nowoczesne kreowanie przestrzeni spo- łeczno-urbanistycznej nie może mieć nic wspólnego z dekorowaniem zastanych obiektów, ozdabianiem ich malowidłami czy elementami rzeźbiarskimi. Owszem, twierdzili, rzeźba lub fresk mogą pojawić się w osiedlu, które trafiło akurat na deskę projektową artysty, ale tylko jako przemyślany rezultat ogólniejszej koncepcji, ufundowanej na idei scalającej wszystkie bez mała funkcje danego obszaru i zmierzającej do czegoś w ro- dzaju humanizacji przestrzeni... Dyskusyjna to jednak teza. Ostatecznie w strukturze każdej jednostki osiedlo- wej można znaleźć dogodne miejsce, coś w rodzaju sa- lonu wystawowego, wręcz zachęcające do ulokowania samodzielnego, autonomicznego dzieła sztuki, podda- jącego się indywidualnej kontemplacji. Z drugiej stro- ny, biorąc pod uwagę obecną sytuację w dziedzinie

„plastyka w osiedlach mieszkaniowych", można zrozu- mieć intencje zawarte w wypowiedziach owych artys- tów, uznając je za programowe, a więc świadomie skrajne w swych treściach. Inna sprawa, że próby wejścia z całościową koncepcją plastyczną na teren już zorganizowany przez architektów i urbanistów, koń- czą się albo zasadniczym konfliktem między stro- nami, albo kompromisem. Spotkania uzmysłowiły zresz- tą ów problem, zapisując operację po stronie wartości poznawczych - wartych szczególnej uwagi.

Organizatorzy LSP, popierani przez mieszkańców okolicznych bloków, oddali rzeźbiarzom do dyspozycji dwie łagodne i zazielenione skarpy, flankujące kame- ralną, 300-metrową alejkę wzdłuż ul. Filaretów, poprze- dzającą osiedle im. Adama Mickiewicza. W takiej sce-

nerii powstała galeria rzeźby plenerowej, wypełniona obecnie kilkunastoma dziełami: wykutymi w rnarmurze, wykonanymi w drewnie, metalu i kamieniu pińczowskim.

Są to prace, dopowiedzmy, różnej wartości: od znako- mitej w organizacji bryły i wewnętrznych napięciach realizacji Edwarda Łagowskiego, poprzez konsekwent- nie rozwiązane „sylwetki" Edwarda Sitka i Stanisława Radwańskiego, sugestywne w wyrazie formy metalowe Jerzego Rudzińskiego, aż do rzeczy wręcz nieposłusz- nych autorskiej dłoni. Zgódźmy się, że niektóre prace źle się с z u j ą w kameralnej przestrzeni i powinny być przeniesione w inne miejsce. Dotyczy to także wyróż- niającej się poziomem artystycznym rzeźby E. Łagow- skiego. W sumie lokalizację galerii należy uznać za fortunną: ciąg spacerowy zapewnia rzeźbom widownię, a ukształtowanie terenu umożliwia sensowne kompo- nowanie eksponowanych dzieł.

Realizacje rzeźbiarskie znalazły się ponadto w osied- lu im. Marii Konopnickiej (liryczne kompozycje anima- listyczne Władysława Frycza, wykonane z metalu), Pia- stowskim (wspomniane już kształtki B. Zbrożyny oraz abstrakcyjna forma Mariana Śwista i Ryszarda Lisa), im. Henryka Sienkiewicza (dzieło Jana Ziemskiego). W osiedlu mickiewiczowskim ulokowano - na wniosek artystów - małe rzeźby kamienne, przedstawiające zwierzęta i przejęte w depozyt z Centralnej Składnicy Muzealnej w Kozłówce. W osiedlu im. Bolesława Prusa metalowe formy rzeźbiarskie zaakcentują elewacje no- wego budynku zarządu LSM.

Różne okoliczności sprawiły, że nie doszło do reali- zacji modeli rzeźbiarskich Bronisława Chromego:

dwóch figuralnych oraz fontanny, przewidzianych dla osiedla im. Juliusza Słowackiego. Sprawa nie została definitywnie zamknięta i można spodziewać się, że przynajmniej „Kolarze" staną w przyszłym ośrodku sportowym LSM, w wąwozie między ulicami Zana i Mieszka I.

Sporo trudności materiałowo-technologicznych oraz dyskusji wywołały kompozycje, którymi pokryto kilka- naście prześwitów w blokach osiedli: im. im. Juliusza Słowackiego i Marii Konopnickiej. Z braku szlachet- niejszego tworzywa autorzy posłużyli się stłuczką szkla- ną, farbą, cegłą szamotową, w pewnych przypadkach - ogólnodostępnymi płytkami ceramicznymi. Tylko ten rejestr, zredagowany przez życiową konieczność, wy- starczająco głośno podpowiada, z jakimi trudnościami musieli borykać się gospodarze Spotkań, chcąc zaopa-

(10)

trzyć artystów w odpowiednie materiały. Nawet uzys- kanie białego cementu bywało poważnym problemem.

Ostatecznie kompozycje prześwitów spełniają dwie ważne funkcje: indywidualizacji i identyfikacji poszcze- gólnych fragmentów budynków, liczących nierzadko po kilkaset metrów, oraz estetyczną. Mam tu na uwadze realizacje Mariana Bogusza, Jerzego Budziszewskiego, Leszka Nadstawnego oraz współpracujących z nimi ko- legów (osiedle im. Juliusza Słowackiego), a także ma- lowidła Andrzeja Nowackiego wykonane w osiedlu im.

Marii Konopnickiej we współpracy z Andrzejem Sko- czylasem, gdzie autorzy posłużyli się cytatami z twór- czości pisarki. Opracowane w innej technologii (drew- no) prześwity w osiedlu im. Henryka Sienkiewicza rów- nież spełniają wspomniane funkcje, a projektowali je:

Zofia Kopel-Szulc i Henryk Szulc.

Byłoby przecież błędem pedagogicznym pominąć milczeniem fakt wręcz niechlujnego wykonawstwa jed- nego z prześwitów (ze skrzynką pocztową) w osiedlu im. Juliusza Słowackiego. Rzucających się w oczy, iry- tujących niedoróbek nie da się niczym usprawiedliwić.

Dodajmy, bo okazja, że niektóre kompozycje wspom- nianego osiedla zostały już „uzupełnione" swawolną twórczością dzieci oraz młodzieży.

Różnorodne projekty i realizacje 41 twórców pracu- jących w 18 zespołach wiązały się z I etapem Lubel- skich Spotkań Plastycznych, który zgodnie z założenia- mi zakończył się 15 września 1976 roku. Niedługo po- tem Kolegium Rzeczoznawców PSP w Warszawie roz- patrzyło i zaopiniowało prace zlecone do realizacji przez Komitet Organizacyjny Spotkań. Ustosunkowano się do 33 realizacji — 16 kwalifikując jako wykonane na dobrym poziomie artystycznym, 4 na zadowalającym, 3 na wybitnym. 10 odrzucono, ponieważ nie spełniały one podstawowych kryteriów artystycznych.

Do II etapu przystąpiło 46 plastyków, skupionych w 19 zespołach. Sympozjum, które towarzyszyło inaugu- racji tej części Spotkań (24-25 maja 1977 r.) nie miało już tak twórczego charakteru, jak pierwsze, otwiera- jące całą imprezę. W masie przyczyn karskich wystą- pień i retoryki, w polemikach na drugorzędne tematy umknęły uwadze zebranych refleksje wokół spraw za- sadniczych, autoryzowane przez niektórych artystów i architektów.

10 grudnia 1977 roku Kolegium Rzeczoznawców PSP zaopiniowało prace zlecone^ do realizacji w ramach

II etapu. Z 51 dokonań 46 uznano za dobre, a 4 za zadowalające.

W niektórych osiedlach artyści nadal pracują i prawdopodobnie będą jeszcze pracować, bowiem for- malne zakończenie imprezy nie jest równoznaczne z przerwaniem wszelkich działań plastycznych w osied- lach Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, która - sukcesywnie i w miarę możliwości — zamierza konty- nuować dzieło, zainicjowane w 1976 roku. Na obrze- żach dwóch osiedli powstanie na przykład unikalna w kraju, bo interesująca także pod względem plastycz-

nym ścieżka zdrowia, zaprojektowana przez Barbarę Sosnowską-Bałdygową i Stanisława Bałdygę, a sfinan- sowana przez wojewódzkie władze sportu i turystyki.

Wspomnieć też trzeba o drugim froncie Lubelskich Spotkań Plastycznych, bez którego trudno sobie wyo- brazić pomyślną — choć na pewno nie pozbawioną pot- knięć i błędów - ich realizację. Mam na myśli lubelskie zakłady pracy, które wspomagały imprezę różnego ro- dzaju sprzętem technicznym i środkami transportu oraz materiałami. Lubelskie Fabryki Wag, „Permedię" (barw- niki) i kilka innych zakładów śmiało można zaliczyć do grona mecenasów dzieła, które powstało w obrębie LSM. Nie sposób też pominąć milczeniem wysiłku, jaki włożył w realizację projektów zakład remontowy Lubel- skiej Spółdzielni Mieszkaniowej, kierowany przez H.

Zmysłowskiego.

Spotkaniom towarzyszyło kilkanaście wystaw pla- stycznych, organizowanych właśnie w zakładach pra- cy, domach i klubach kultury, co także wydaje się god- ne naśladownictwa na innym terenie, przy okazji rozwi- jania podobnych inicjatyw. Ich autorami byli uczest- nicy LSP.

A że Lubelskie Spotkania Plastyczne faktycznie za- inicjowały nową sytuację w sferze uczestnictwa sztuki w kształtowaniu przestrzeni społeczno-urbanistycznej, może świadczyć to, że z ich właśnie doświadczeń sko- rzystano w kilku miastach kraju, gdzie uruchomiono pokrewne przedsięwzięcia. Inspiratorska rola Lublina wobec Chełma czy Włocławka zdaje się nie ulegać kwestii. Pewne powiązania dostrzec też można między Spotkaniami, a imprezą w Łańcucie, późniejszą przy tym od lubelskiej.

O d 1962 roku urządzane są w Lublinie ogólnopol- skie wystawy plastyczne, które z czasem zyskały nazwę

„Przeciw wojnie". O d kilku lat w Kazimierzu Dolnym odbywają się ogólnopolskie plenery malarskie z udzia- 9

(11)

łem artystów zagranicznych. Malarze z różnych ośrod- ków kraju spotykają się rokrocznie na plenerach w Kraśniku. O d pewnego czasu Muzeum Okręgowe za- prasza do Kluczkowic, gdzie) kiedyś przebywali Woj- ciech Gerson i Stanisław Witkiewicz — malarze zajmu- jący się refleksją nad rzeczywistością, którą można wyrazić tylko metaforycznie. Biuro Wystaw Artystycznych

uznane zostało za jedno z najlepszych w Polsce. Z in- teresującymi ofertami z zakresu foto-artu, sztuki video,

konceptualizmu i activite występuje od dawna galeria

„Labirynt". ZPAP liczy w Lublinie 126 członków, Koło Młodych - 45; organizacja związkowa powstała tutaj już w 1936 roku.

Lubelskie Spotkania Plastyczne nie narodziły się w próżni artystycznej. Za niejako naturalny rezultat к I i- m a t u, w jakim powstały i rozwijały się, można przy tym uznać organizowaną właśnie stałą galerię dzieł

malarskich, rzeźbiarskich i graficznych, które podaro- wane przez uczestników LSP gospodarzom imprezy, znajdą w niedalekiej przyszłości ba rdzo dobre miejsce ekspozycji w wieżowcu wznoszonym u zbiegu ulic: Fi-

laretów i Zana. Do galerii trafią też fotografie projek- tów zrealizowbnych w ramach Spotkań i inne doku- menty przedsięwzięcia.

Ów klimat, ośmielamy się powiedzieć — dobry kli- mat, wokół Lubelskich Spotkań Plastycznych mógł powstać także1 z tego względu, iż władze partyjne wo- jewództwa od początku patronowały imprezie, a ów- czesny I sekretarz KW PZPR, Ryszard Wójcik, był właś- ciwie jednym ? głównych jej inicjatorów. Oto fragment wypowiedzi, ilustrujący sposób rozumienia problema- tyki Spotkań przez R. Wójcika, człowieka wybitnie za- służonego dla rozwoju kultury lubelskiej.:

„Znamy rozmiary budownictwa mieszkaniowego za- łożone w uchwałach partyjnych, wiemy, że nie/dobór mieszkań stanowi w naszych warunkach problem spo- łeczny. Ale metody uprzemysłowione z konieczności wnosić będą do naszych osiedli monotonię, więc pod- jęcie wysiłku w celu upiększenia istniejących i niedo- puszczenia do owej monotonii w osiedlach powstają- cych jest chyba ze wszech miar wskazane i pożyteczne.

W dalszej perspektywie spowodowałoby odróżnienie miasta od miasta...

Wydaje się, że w stosunku do osiedli i budynków, które będą wznoszone, odpowiednie wydatki trzeba przewidzieć w kosztach budownictwa. Obecnie plasty- io cy poprawiają to, co zostało stworzone przez architek-

tów i wykonawców. Przy budowie nowych osiedli od- powiednie założenia powinno się uwzględnić już w fa- zie projektowania...

Warto byłoby również zastanowić się nad tym już dziś, w fazie realizacji osiedla na Czechowie, aby pla- stycy mogli włączyć się do prac projektowych. W ten sposób moglibyśmy zrealizować naszą perspektywiczną wizję osiedli mieszkaniowych...

Byłyby to chyba wartości nie tylko artystyczne1, a więc dostarczające jakichś przeżyć estetycznych, emocjonal- nych, ale także wychowawcze, przyczyniające się do budzenia zdrowego patriotyzmu".

Zbliżony sens miała wypowiedź Stanisława Kukury- ki, prezesa Centralnego Związku Spółdzielczości Bu- downictwa Mieszkaniowego, a niegdyś — współorgani- zatora i pierwszego prezesa LSM.

„To, co już zostało zrobione, jest dużym osiągnię- ciem, równoznacznym z aktywnym podjęciem inicjatywy przez środowiska plastyków i architektów. Na ogół ar- chitekci uważają, że oni są twórcami osiedli i inni twór- cy nie są przy tym potrzebni. Dlatego cieszy mnie wspomniana integracja. Dużym osiągnięciem jest rów- nież to, że zdołano wywołać tak duże, autentyczne za- interesowanie mieszkańców LSM imprezą. Tak się skła- da, że patriotami tego miasta jesteśmy wszyscy: i ci, którzy budują, i ci, którzy projektują.

Raz jeszcze serdecznie dziękuję; jesteśmy zadowo- leni z tego, co tutaj zrobiono".

Warte skupionej uwagi są też refleksje Mieczysława Białasa, dyrektora Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie, który przewodniczył Komi- tetowi Organizacyjnemu LSP:

„To przedsięwzięcie nie zostało wymyślone przy biur- ku, lecz podyktowało je życie, oczekiwania mieszkań- ców osiedli, którzy są już znużeni banalną geometrią nowych bloków. Naturalnie, nie wszystkie propozycje mogliśmy zrealizować ze względu na ograniczenia techniczne, materiałowe itp., uważam przecież, że w rozsądnej perspektywie czasu wiele co ciekawszych projektów można by jeszcze zmaterializować. Wiem, że inne dzielnice Lublina, np. Tatary chętnie powi- tałyby plastykę w swoich osiedlach. A doświadczenia Spotkań redagują wniosek całkiem zachęcający do ko- lejnych inicjatyw; okazało się bowiem, że przedsięwzię- cie tego rodzaju wcale nie wymaga szczególnie wiel- kiego wysiłku organizacyjnego i finansowego. Kto po- winien inspirować takie sprawy, czuwać nad nimi? Pla-

(12)

styk wojewódzki, fachowiec na odrębnym etaeie, mo- że w randze zastępcy dyrektora wydziału gospodarki przestrzennej. Staramy się utworzyć takie stanowisko w Lublinie.

Oczywiście, przedsięwzięcia o skali Lubelskich Spot- kań Plastycznych niosą, z sobą pewne trudności. Nie- mniej jednak zachęcam inne miasta kraju do rozwija- nia naszej inicjatywy. Inna sprawa, że najbardziej ra- cjonalne byłoby włączenie plastyków w proces projek- towania architektoniczno-urbanistycznego już we wstęp- nej jego fazie.

Dodam na koniec, że w Lublinie plastycy wykonali sporo prac społecznie, czyniąc to z własnej inicjaty- wy".

Obecnie, w momencie finalizacji Lubelskich Spotkań Plastycznych, trudno jeszcze zlokalizować miejsce im-

prezy w całokształcie inicjatyw ogólnopolskich, zmie- rzających do bardziej sensownego, ludzkiego kształto- wania przestrzeni społeczno-urbanistycznej. Mamy przecież podstawy sądzić, że nie jest to miejsce drugo- rzędne. Poza wymienionymi, świadczy o tym fakt, że część projektów z LSP prezentowana była przez Cen- tralny Zarząd Spółdzielczości Budownictwa Mieszka- niowego na wystawie w Paryżu, zorganizowanej pod auspicjami UNESCO i prezentującej współczesne kon- cepcje zagospodarowania przestrzennego osiedli miesz- kaniowych. Również za granicą przedstawiał swój pro- jekt A. Grzybowski, który na zlecenie Polskiej Akademi*

Nauk szczegółowo opracował ideę i realizacje zwią- zane z osiedlem im. Zygmunta Krasińskiego, ujmując rzecz całą także w modelu teoretycznym.

(13)

Lista z a p r o s z o n y c h do I i II e t a p u Lubelskich S p o t k a ń P l a s t y c z n y c h

Artyści plastycy Stanisław Bałdyga Małgorzata Barylska Jan Berdyszak Wiesław Bielak Marian Bogusz Jan Borowczak Zbigniew Brodowski Jerzy Budziszewski Bronisław Chromy

Zygfryd Dudzik Jan Dybała Bogdan Eineberg Władysław Frycz Bogusław Gabryś Aleksandra Gonczyńska Maria Górecka

Stanisław Górecki Stanisław Hochół Tadeusz Huszczo

Jadwiga Janus Andrzej Jedliczka Małgorzata

Jurczak-Smorczewska Włodzimierz Kamiński Juliusz Kłeczek

Bronisław Kierzkowski Andrzej Kołodziejek Zofia Kopel-Szulc Jerzy Kostka Krystyna Krygier Stanisław Krygier Bronisław Kubica Jan Kucz

Lublin Wa rszawa

• Poznań Kraków Wa rszawa Opole Warszawa Warszawa Kraków Katowice Mysłowice Warszawa Warszawa Kraków Lublin Lublin Lublin

Goczałkowice Łódź

Łódź Lublin Łódź Kraków Lublin Wa rszawa Lublin Lublin Lublin Łódź Łódź Warszawa Warszawa

Maria Kuczyńska — Sopot

Aniela Kuenne — Chorzów

|Lech Kunka — Łódź

Krzysztof Lech — Łódź

Michał Leszczyński — Warszawa

Ryszard Lis — Lublin

Andrzej Luściński — Kielce

Mirosław Luściński — Kielce

Edward Łagowski — Warszawa

Zbigniew Mrozek — Lublin

Wacław Mazurek — Warszawa

Bogdan Markowski — Lublin

Sławomir Mieleszko — Lublin

Roman Miller — Lublin

Witold Mysyrowicz — Pruszków

Edward Matuszek — Warszawa

Andrzej Nowacki — Bydgoszcz

Bogusław Nowicki — Sosnowiec

Igor Neubaer — Katowice

Roman Nyga — Katowice

Eugeniusz Nyga — Katowice

Leszek Nadstawny — Pruszków

Jarosław Olejnicki — Lublin

Stefan Papp — Kraków

Janusz Pastwa — Warszawa

Adam Procki — Warszawa

Andrzej Pol — Sosnowiec

Antoni Porczak — Kraków

Marian Pudełko — Nałęczów

Stanisław Panasewicz — Wenezuela

Janusz Różycki — Warszawa

Jerzy Rudziński — Warszawa

Andrzej Skoczylas — Warszawa

Tadeusz Skwarczyński — Lublin

Leszek Sobocki — Kraków

(14)

Komisarz I etapu M. Bogusz przedstawia założenia Lubelskich Spotkań Plastycznych

Zwiedzanie osiedli przed przystąpieniem do projektowania

(15)

Przewodniczący Lubelskich Spotkań Plastycz- nych 76 M. Białas otwiera pierwsze robocze spotkanie

W sali obrad — luty 1976 r.

(16)

0. Hansen, R. Lis oraz studenci w dyskusji nad projektami

J. Hryniewiecki, F. Haczewski, E. Fijałkowski przy projekcie galerii rzeźb M. Orsetti-Skwarczyńskiej i T. Skwarczyńskiego

(17)

Rzeźba L. Kunki i T. Huszczo

L Kunka prezentuje projekt własnej rzeźby, którą zrealizował wspólnie z T. Huszczo

(18)

Na otwarciu wystawy J. Budziszewskiego

Realizacja rzeźbiarska, autorzy: B. Zbrożyna, J. Janus, M. Leszczyński — osiedle Piastow- skie

(19)

J. Ziemski: realizacja — tworzywa sztuczne R. Lis, M. Świst: „Wzlot", rzeźba — osiedle Piastowskie

(20)

A. Kuenne, Z. Dudzik: „Kompozycja" — osiedle Z. Krasińskiego

(21)

A. Nowacki, A. Skoczylas: malarstwo w prześwicie

(22)

M. Bogusz: mozaika w prześwicie — osiedle J. Słowackiego

(23)

W. Frycz: „Łyżwiarze", rzeźba w metalu — osiedle M. Konopnickiej

(24)

E. Łagowski: „Pejzaż", rzeźba w marmurze — osiedle A. Mickiewicza

(25)

A. Kuenne, L. Dudzik: „Kompozycja" — osiedle Z. Krasińskiego

(26)

Barbara Sosnowska-Bałdyga Lublin

Zdzisław Stanek Katowice

Adam Styka Warszawa

Henryk Strumiłło Łódź

Witold Stypa Katowice

Stanisław Strzyżyński Lublin

Henryk Szulc Lublin

Marian Świst Lublin

Andrzej Tryzno - Warszawa

Zbigniew Trzos O p o l e

Magdalena Więcek . - Gdańsk

Tadeusz Wencel O p o l e

Alojzy Woćko O p o l e

Alina Winiarska Warszawa

Ryszard Winiarski Warszawa

Mieczysław Welter Warszawa

Adam Załęcki Warszawa

Barbara Zbrożyna Warszawa

Jan Ziemski Lublin

Studenci Akademii Sztuk Pięknych

i Instytutu Wychowania Artystycznego UMCS Piotr Chodorowicz - Kraków Krzysztof Karwowski — Lublin Bohdan Tchorzewski — Lublin Maksymilian Starzec - Lublin Andrzej Grzybek - Lublin Marian Zucharz - Lublin Wiesław Wróblewski - Lublin Leszek Patia - Lublin Ireneusz Wydrzyński — Lublin Wiesław Cieśla - Lublin

Tadeusz Tłuczek Lidia Serewa Lidia Urbanowicz Zenon Kruszewski

Małgorzata Szerementa

Lublin Lublin Lublin Lublin Lublin

Architekci — realizatorzy Alina Grzybowska Andrzej Grzybowski

Monika Orsetti-Skwarczyńska Marek Radziszewski

Krzysztof Monczyński Eugeniusz Maj

Gliwice Gliwice Radom Warszawa Kielce Lublin

Konsultanci

ds. architektury, dróg, zieleni Eugeniusz Borys

Franciszek Cybulski Andrzej Chodkiewicz Jan Frąk

Józef Góral Feliks Haczewski Oskar Hansen Jerzy Hryniewiecki Antoni Herman Tadeusz Kliszcz Grzegorz Koprowski Władysław Kmieć Janusz Link

Olgierd Olszewski Andrzej Trubecki

Lublin Lublin Lublin Lublin Lublin Warszawa Warszawa Warszawa Lublin Lublin Lublin Lublin Lublin Lublin Lublin

(27)

Lubelskie S p o t k a n i a P l a s t y c z n e w opiniach i k o m e n t a r z a c h

Prof, dr Jerzy Hryniewiecki, superarbiter LSP:

— Nie przypuszczałem, że tak szerokie i pełnowarto- ściowe będą poszczególne rozwiązania. Na początku wypowiem jednak parę wątpliwości, które mnie ogar- nęły. Pierwsza rzecz: stosunkowo mało projektanci ko- rzystali z najlepszego i najtańszego materiału, z któ- rego można kształtować teren, a mianowicie z zie- mi, z układów ziemnych. Trzeba pamiętać, że jeśli mamy prostopadłościenne bloki mieszkaniowe, to wtedy te- ren powinien falować. Naturalnie, wielu projektantów wykorzystało istniejące i zróżnicowane ukształtowanie powierzchni osiedli, ale mnie się zdaje, że dzisiaj moż- na kształtować wspanialej, jeszcze bardziej drama- tycznie. Sfalowanie jest też ważne przy podziale funk- cjonalnym osiedla, umożliwia np. wyodrębnienie miejsc ciszy, tak potrzebnych ludziom starszym. Zresztą auto- rzy dla dzieci zrobili wszystko, a dla dorosłych bardzo mało. U nas się utarło, że dla rekreacji dorośli muszą jechać daleko za miasto, nad jeziora. A na miejscu, w osiedlu, nic im się nie oferuje.

Druga rzecz, która przewija się przez całą wysta- wę — naturalnie dzięki architektom, którzy budowa- li osiedla — to są ściany szczytowe. W ogóle trudna z nimi sprawa. Jeśli w Warszawie na starych kamieni- cach ściany te upstrzono potwornymi wielkimi rekla- mami, które zmniejszają skalę miasta i budynków, to warto się zastanowić, czy tych powierzchni nie rozwią- zać inaczej: unikając narracji. Budynek jest bryłą, a ściana szczytowa to nie kiełbasa odcięta w pewnym miejscu i posiadająca fakturę i charakter odmienne od całego obiektu. I tutaj plastyk powinien jak najwięcej stworzyć. Zaimponował mi projekt z trzema kropkami na ścianie szczytowej, które znakomicie pełnią funkcję и informacyjną.

Sprawa nawierzchni: dobrze, że zaproponowano ty- le trawiastych. Pamiętajmy jednak, że trawę trzeba pielęgnować, co nie takie łatwe przy naszej gęstości zaludnienia. Dlatego też walczę o trzeci wymiar traw- ników. Nieprzypadkowo Japończycy, gdzie jest ogrom- ne zagęszczenie ludności, robią bardzo strome traw- niki. Zresztą na Trasie Łazienkowskiej widzimy podob- ne rozwiązanie i trawa bardzo ładnie rośnie. Te sa- me doświadczenia przynosi Stadion X-lecia: utrzymanie trawy na płaskich powierzchniach okazało się prawie niemożliwe, natomiast ha wszystkich stokach trawa trzy- ma się doskonale.

Prześwity w blokach: uważam, że jest to bardzo ładna rzecz, która może pełnić rolę jakby galerii malarskiej, W tym cieniu czy półcieniu kolor będzie grał najlepiej i jest najbardziej potrzebny. W partiach nasłonecznionych, na elewacjach, należy unikać kolo- rystyki, zwłaszcza intensywnej. Przedstawione projekty są bardzo ciekawe.

Rzeźby: dobrze, że proponuje się miękkie w for- mie, gładkie, prawie śliskie. Bo też dzieci nie lubią kształtów ostrych i kanciastych. Również sposób utrzy- mania i konserwacji przemawia za formami gładkimi.

Rzeźba w osiedlu to nie jest pomnik, pod który dzieci podejdą i zmówią grzecznie paciorek. O n e będą wła- zić na rzeźby, niejako oswajać je dla siebie. Dobrze też, że formy te powstaną w materiale niesłychanie trwałym, a nie w tworzywie sztucznym. Na to za wcześ- nie, praktyka uczy, że tworzywa zmieniają swoje właści- wości, z przeźroczystych stają się nieprzeźroczyste, z giętkich — kruche, z niektórych pozostaje smród tylko, albo kupka proszku. Zresztą zaznaczam, że jestem pod wrażeniem rzeźbiarskich rezultatów tej wystawy. Tu jest tyle dobrych prac, że można by je postawić wszę- dzie jako samoistne wartości.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Te ostatnie są więc jego dynamicznym elementem, tym co decyduje o jego zmiennej strukturze dramatycznej i co sprawia, że lubelskie widowisko przeszłości jest nie tyle jej

Znamienne jest także, że w przeciwieństwie do pozostałych części władztwa Władysława Łokietka Lubelszczyzna i sam Lublin doświadczyły za jego panowania czasów

Farę, najstarszy, przedromański jeszcze kościół, wraz z położonym obok cmentarzykiem (dzisiejszy plac „Po Farze”). Cypel wzgórza, odcięty był od ciągnącego się

Wykorzystanie nowoczesnych technologii informatycznych do przygotowania opowieści o dziejach naszego miasta i regionu na tle procesów historycznych Europy to cel projektu

Okazuje się, że więcej było zabudowy zrębo- wej drewnianej, a troszkę mniej muru pruskiego.. Jednak jeśli chodzi o bryłę, to wygląd do- mów zgadza się z rzeczywistoś- cią

Choć niewielka, jest niezwykle malownicza – ze stanu katastrofy budowlanej wydostają się kolejne historyczne kamienice, a w ich wnętrzach powstają kolejne sympatyczne knajpki

Najciekawsze w starym Lublinie jest dostosowywanie się budynków do warunków terenowych: ulice jakby obejmowały ramionami grzbiet, na którym rozłożyło się stare miasto;

by do- myślić się, skąd kto pochodzi i czym się zajmuje, każdy bowiem ubierał się i prowadził odpowiednio do swego stanu i pochodzenia.. Zamożny ziemianin, zjeżdżający