* 8 a i . N rek a58.
WIADOMOŚCI BRUKOWE
Wilno w Sobotę ' Dnia 12 Listopada
.
wąiach zaczyn aią w ym yślać. N o ., . , lecz m niey-
ŹYW OTY DW ÓmSTU S Ł A W N Y C H L U D Z I ,
na w zór K o r n e l i u s z a Ne p o s a, t R Z E Z
J U D Ę P A P I O R K O W S K 1 E G O N a uczyciela szkółki parafiialney u>.. . . .
W S T Ę P.
Jadąc z B rześcia do W iln a stanąłem -na po
pas w pewnem m iasteczku, którego nazwiska nie wspomnę : bo znam się na delikatności; i kiedym się rozplacał po obiedzie, gospodarz oberży prosił mię usilnie, ażebym reszty, która mi się z talara należała, ustąpił dla biedney w dow y.
— , K tó ż to lest ta wdowa, mospanieY’
— „ Zona zeszłego ś. p. Judy Papiorkow skie- g o , professora sz k o ły parafiialney tuteyszey, Jaśnie W ielm o żn y Panie! (*)”
— , A toż znowu co? gdyby ieszcze obyw ate
le mieli fundusze składać dla w dów professor- skicb. U niw ersytet bogaty, ma na to pienią
d z e ’
— „ Ja nie,wiem, Jaśnie W ielm o żn y Panie, za co ten W ersytet tak skąpy. A le to tylko pe
w na, źe ta uboga kobieta n iem a kawałka chle- ba, i m y tu na nię składkę robimy! Jaśnie W ielm o żn y Panie!”
__ , T o praw dziw e utrapienie! Niedośó po w ielkich m iastach tyc h składek, a to iuż i na
(a) T rz e b a w ied zieć, źe aa o sta tn ic h se jm ik a c h zostałem S ęd zią G ran iczn y m .
sza o to. * A le m oże to w aśc, pod pozorem w dow y, dla siebie robisz tę składkę?’
— „ Ą> niech mię Bóg skarze, Jaśnie W ie l
m ożny Panie! C z y to p ie rszjn a ! O to m iałby ia się kwapić się, na tę złotów kę. L epiey, kiedy Jaśnie W ielm o żn y Pan nie w ierzy , to nieęh sam iey da. T a kobićta niedaleko ztąd mieszka.” /
— , A dobrze, póydziem y. Ą le ź co to za hłoto u vras, m óy kochany; wrszak to utonąć potrzeba?]
— „ C ó ż . Jaśnie W ie lm o żn y Panie! ialc to u nas nie w e zw ycza iu , żeby kiedy sucho było,
ik i b ło t o nic nie zn aczy, Zwryczaynie, iak W m i a s t e c z k u.’1
— , ,Z k ą d ż e to w am p rzyszło , m óy kocha
ny, robić sk łid kę na tę w dow ę. T eg o nigdzie nie ma po m iasteczkach. P oszłab y do szpitala ba fe? ’
1— ,, A ch kiedy Jaśnie W ielm o żn y Pan nie ijvVierzy, co to za człow iek b ył nieboszczyk iey mąż, Pan Juda , w ie c zn y pokóy! Jaki to spokoyny, iaki litościw y, a iaki rozum ny. A le tojneda, że strasznie le n tj do zarobotku. U c z y ł tylko w szkole , a resztę dnia w szystko c z y ta ł j£i£gi i p is a ł, a wolnego czasu bayki dzie
ciom gadał. O t i cała iego ro b o ta.— A ż e b y to pr^y tem iaki handelek, przem ysł. T o chow ay Bóże. Do tego ani w eź." G d yby Jaśnie W ie l
możny Pan wiedział, ten co b y ł przed Panem Jadą, to handluiąc końmi i tow aram i iedena- ście ty s ię c y funduszu zebrał sobie.” — T a k rozm awiał oberżysta, kiedyśm y weszli do domu ubogiey w dow y. B jłe m iuż w izb ie , a on ieszcze coś m ruczał pod nosem, W^ r z e c z y samey znalazłem w ubóztwie tę kobietę, i gdym się iey ro zp y ty w a ł o biednym stanie, w którym
— i 8 6 «■
ją m ąź zo sta w ił, rzuciłem okiem na króbkę bez w ierzchu , napełnioną iakiemiś szpargała
mi. — , C o to za papiery, moia Imośó? spyta
łem .’ — ,, A toż cała puścizna po moim mężu, łaskaw y panie. B yw aiąc po dworach, służąc daw niey w woysku, zbierał różne historyyki i p is a ł, a umieraiąc p o w ied ział, że może ie Pan Stefan, co przyw ozi do nas Z ło te O łtarzy
ki, kupi za kilkanaście złotych! A le cóż? nie
prędko on tu przyiedzie, a potem może tego i nie ^eźm ie.” — ‘ No! masz moia Imość dwa talary; ia b^orę te papiery, może tam co z nich w y g rz e b ią moie chłopcy. Bez tego nic nie ro b ią ; iak przyiadą na w akacye, będą mieli robotę.’ — Z a b raw szy w ięc z sobą te pisma, poiecbalem daley, i gdy potćm, stanąwszy w do
mu, dałem ie moim synom, żeby mi zdali spra
w ę c o się w nich zawiera; szperaiąc oni w tych św istkach przez całe pół dnia, znaleźli, źe to są bayki dla m ałych dzieci pisane, które się im na nic nie przydały. D latego w ię c umyśliłem puścić to w św iat, z tem ostrzeżeniem, żeby publiczność nie w zięła mię za autora tych ba- tałaszek, k tóry pod cudzą skurę w lazłszy, chce ludzi krytykow ać. Bo ia iestem u czciw y czło
w iek, osiadły obywatel, i, z przeproszeniem w szy stkich, żadnem się innem pisaniem, oprócz li
stów , nie bawię.
Ew aryst z Popielicy herbu Koziegłowy.
Ż Y W O T I» y K r y s z t o f D e c e m b e r .
E h e u m iserande p u erf ' Si qua f a t a aspera rumpcis/ D źu F oo, ieden z naysław nieyszych filozo
fów iapońskich, u trzym yw ał: źe człow iek iest naykom icznieyszem stworzeniem na świecie.
Po iego śmierci, wielu bardzo uczonych w zię
ło to zdanie w^sensie literalnym , a ztąd przy
szło do długich bardzo rozpraw , które trw ały, ni m niey ni w ięcey, iak lat sto sześćdziesiąt c z t e r y , a w ydrukow ano o tem 508 tomów in 8vo m aiori, co w szystko niezm ierny poży
tek kraiow i przyniosło. Nakoniec, ieden z nich, m niey m ądry, a w ięcey rozsądny, dowiódł: że
D źu-F oo chciał przez to rozumieć: iak rodzay ludzki, dla swoich słabości i wad, w ystaw iony iest na tysiączne zmiany i dziw actw a losu; iak w szy
stkie człow ieka zabiegi, starania i troski są n k- czemne i śmieszne, w porównaniu do nieco- fnionych w yroków , które iego życiem kieruią.
I miał w ielką racyą: ten bowiem , którego życie mam zam iar op isać, nayw idocznieyszy stawi nam przykład.
K ry szto f Decem ber urodził się nie bardzo szlachetnie: bo na poddaszu; ale że b ył w iel
kim oryginałem sw ego wieku, w krótce doszedł tey świetności, którey mu urodzenie odmówiło.
Od pierw szey młodości postanowił zaraz zo stać sławnym . Chęć była bardzo chwalebna:
tylko szkoda, że nad śrcdkam i dopięcia swego zamiaru nie bardzo się zastanawiał. Jakoż za
w czasu sobie warowra ł, że gdyby mu się na drodze do kościoła sław'y nie bardzo powodzi
ło, tedyby nie b y ł daleki od naśladowania He- rostrata. Słowem: taki b y ł zapał w tym czło w ieku do s ła w y ,'ź e nad niczem się nie zasta
naw iał , aby się nią tylko kiedykolw iek mógł cieszyę. Na nieszczęście, natura niebardzo się w ysiliła na obdarzenie go talentami; nic to iednak nie przeszkadzało do wielkiego o sobie mniemania. O w szem , w e w szystkich ułomno
ściach sw oich widział tylko, że iest niepospo
litym i do w ielkich czyn ów stw orzonym czło w iekiem . I tak, naprzykład, nasz December b y ł okrutnie .niezgrabnym . D ostał się na
przód za chłopca do pewnego k u p c a , k tóry handlował porcelaną; siedział w sklepie przez t r z y tygodnie z wielką pilnością, i tak umie- iętnie tow ar p rze d a w a ł, źe kupiec wielkie o iego talentach pow ziął nadzieie, a sam Decem
ber rozum iał, i e w krótce w szystk ich w tem rodzaiu ludzi przew yższy. A le, niestety! cała ta piękna przyszłość na niczem się skończyła.
Decem ber iednego dnia, głęboko w ziąw szy na ro z u m , kiedy w nay w iększym zapale w ym o
w y zachęcał kogoś do kupienia iedney filiżan
ki, tak się rozm achał rękam i, źe kilka polio
t. porcelaną w y w ró cił i na kaw ałki zdruzgotał.
N aturalnie stąd wypadało, że stracił nieborak m ieysce i musiał póyśdź z. niczem . L e c z to
— l 8 7 “ zapewne dusz wielkich iest udziałem, że żadna ich przeciw ność nie zrazi , i ieżeli iedna droga do zam ierzonego celu nie doprowadzi, szukaią drugiey , i nic ich stałości p rze
łam ać nie zdoła. T akim b y ł właśnie K rysz- to f D e ce m b e r: nie udało mu się sła
wnym kupcem zostać, postanowił szukać sczę- ścia w startie uczonym . D ostał sję zatem do iednego literata za lo k a ia , w tem przekona
niu , źe kiedy sekretarze m inistrów zostaią m in istram i, m inistrow ie czemś w ięcey ; cze - m użby sługa uczonego człow ieka, «am uczo
nym nie mógł zostać ? Jakoż niewiele bra
kło, żeby się to iego zdanie nie spraw dziło. Już zaczynał poznawać doskonale A . B. C., iuż nawet nie źle przepisyw ać, a potem naślado
wać p o ezje pańskie; do tego stopnia nakoniec doskonałości przyszedł, źe sztukę dobrego pi
sania u w ażał za rze cz rów nie łatw ą, iak drw a rabać, orzechy g ry źć (NB. gdy sa zęby] i t. p.
W reszcie zaczął sobie p rzed rw iw ać ze swoie- go pana, źe był autorem, dowodząc iż to ro bi z próżniactw a. D osięgnąw szy tak w yso- k iey mądrości, szkoda, źe się nie długo cie
szył iey owocami. Z d a rzył mu się bowiem maleńki przypadek, to iest: zlał atrśmentem iedyny m anuskrypt sielanek świeżo stw o rzo nych przez swego patia, i za to otrzym ał d ym issyą , nie maiąc ani złamanego . szeląga przy d u szy, iak z w y c za jn ie po skończoney służbie u poety. Szedł w iec sobie przez uli
cę, iedną ,reką trzym aiąc się za guzik w y ta r- tey kapoty, a' drugą w sunąw szy w pustą kie
szeń: c o mu postaw ę niezmiernie filozoficzną nadawało, M ożem y śmiało rę czy ć, że gdyby się tak pokazał, tam gdzie umieią znad i ce nić ludzi, sama iego mina dostateczną byłaby do pozyskania mu katedry filozoficzn ey, ch oć
by- źa-dney nie napisał ro zp raw y. T y m c z a sem inną mu drogę los gotow ał. K ied y z fle
gmą postępuiąc m iiał iednę bramę, zaszedł mu drogę iakiś człow iek w ytw o rn ie ubrany i, biorąc go pod rękę, pytał: c z y go nie po zna
le? Decem ber mniemaiąc , że to iaki w iel
ki Fan , nie w ied ział sam, co zn a czy to za
pytanie, i nic w ięcey tylk o się iąkał i k ła
niał dosyć niezgrabnie; aż nakoniec w p atru jąc się długo wielkiem i oczami, poznał z za- dumieniem. źe to b y ł iego starszy brat, M a
k a ty , z którym się rozstał od lat kilkunastu.
N astąpiły w ięc p ytan ia: co? iąk? gdzie? dla czego tak sczęście sprzyia iedneńju, a za có fortuna tak nielitościwie opuściła drugiego?
R a p to rn e daley odpowiedzi, śm iechy , pła
cze i t. d. Słow em : w szystko to tak nagle szło iedno po drugiem , że w tern galimatiasy żadnym sposobem siebie zrozum ieć nie m o
gli. Nakoniec K ryszto f, co od początku słu ż
by sw ey u literata dosyć regularney u ży w a ł diety, tak b ył psłabiony, źe prosił swego bra
ta . aby go zaprowadził do siebie. G d y się znaleźli sam na’ sam, zaczęli wzaiem nie opo- . wiadać swoie zdarzenia. M akary, przeszedł
szy przez rozmaite doświadczenia, poznał się cokolw iek na ludziach, i dobrze mu się działo.
Z ostaw ał bowiem od nieiakiego czasu za po
w iernika u pewnego bogacza; a źe mu w nie
k tó rych delikatnych okolicznościach zręcznie- umiał usługiwać, posiadał iego zaufanie, a co- w iększa, vvorek. Z asiliw szy swoiego K ryszto - fa czem mógł, ośw iad czył mu wreśc.ie, źe po
nieważ nakrótko z sw ym panem przyiech ał, chce zaraz pomyślió o iego lo s ie , i za lecić pewnemu sędziemu. Z godził się na to K r y s z tof; ale ośw iadczył swemu bratu, że w id zi się bydź stw orzonym do w ielkich rze c z y i źer chociaż dotąd same go tylko przeciw ności spo
tyk a ły, chociaż w bardzo nizkich i talentom iego nieodpowiadaiących stopniach dobiiał się sław y , nie przyym uie w szakże inaozey i te- raźnieyszego swoiego losu, iak zm uszony oko
licznościam i i w nadziei w yw yższenia. P ocie- 'v~
szył go iednak M akary m iłą perspektyw ą p rzy szłości , t a k , że nasz K r y s z to f zapomniał o s<Woiey powadze' i chętnie zaiął się now ą słu ż
bą. Sędzia zaraz z początku dosyć b y ł kon- tent z niego, tym bardzley potem, kiedy w nim odkrył talent dobrego przepisyw ania. W k il
ka m iesięcy zatem zrobił go swoim pisarzem i do większey poufałości przypuścił. T y m c z a sem K rysztof, k tó ry , przepisując rozmaite rze c zy , niezmierny postępek w filozofii uczyniły
H
1 88 — za czął postrzegać iak przez m głę, źe iego pan
umiał bydź spraw iedliw ym s ę d z ią , ale razem znał się doskonale na w agach i miarach, tak dalece, że iak ze swego folw arku (który kupił w ro k po sw niey installacyi na urząd) um iał pod m iarą zboże przedaw ać; tak również i de
likatne swe sumienie w ażąc ,- nigdy się nie om ylił. T o w szy stk o niezm iernie się p rzy ło ży ło do udoskonalenia moralnego Pana K rysz- tofa D ecem bra. Z te y manipulaąyi, ktćra się co dzień u Pana iego odbywała, pom iarkował ze p ierw szy w arunek do zjednania sław y, i e s t : mieć pieniądze. Z a czął w ięc w tym celu pracow ać na nie, to iest: brać od lity - gan tów połow ę tego, co brał Pan Sędzia. T a k przenosząc z kieszeni bliźniego do sw oiey zło to i srebro, raz bez żadnego skrupułu, dru
gi raz z tą restryk cyą, że odda dwa razy w ię- ce y , kiedy się stanie bogatym , potrafił zebrać d ostateczn y aapas do porzuceiłia służby i obra
nia sobie stanu. U p a trzy w szy w ię c zręczn ą ch w ilę, pokłócił się z swoim Panem i porzu
c ił go, ośw iadczając : że d osyć ma rozumu, talentów i doświadczenia, zatem może byrlź, jeżeli nie w yższym , to przynaym niey rów nym iak Pan Sędzia urzędnikiem . Jakoż dotrzy
mał słowa : bo tak zręcznie umiał obracać swoią kieszenią, że mu w kilka dni po iego rozstaniu się z Sędzią, zyskow ny urząd obie
cano. N adęty tak szczęśliwem powodzeniem, w idział iuż w przyszłości sw oię fortunę i sła
w ę; żeby w ięc przyzw oicie .godność swoię u
t r z y m a ć , naiął zaraz porządne mieszkanie i p rzy iął lokaia. A le iakie było iego zadziwie
nie , kiedy nazaiutrz, po te y nagłey ' żuriailie swego stanu, otrzym ał patent na .dókjpua po
w iatow ego. jjd. c. p.)
Z gazet zagranicznych.
P iszą z Valladolid z Hiszpanii, że w roku teraźnieyszym znalazło się w tam ecznym tlni-
■wersytecie w ielu studentów szczególnieyszey pilności i applikacyi. N ie przestaią oni na tern, że regularnie chodzą na lekcye publiczne, i trzym aią nastawione u szy na w szystko, co professoroWie wykładaią; ale nadto, zaymuią się w tym że samym czasie czytaniem xiąg w inney iakiey ciekaw ey m ateryi, np. o dzie
łach bohatyra R inaldo-R in aldini, i o innych podobnych przedm iotach. T y m sposobem ko- rzystaią podwóynie z czasu dopóty, dopóki sie
d z ą w szkole, a w yszed łszy ze szkoły nie znay- duią się iuż w potrzebie, ani czytariia, ani pisania;
swobodnie zatem oddaią się rozryw kom i pra
ktycznem u poznawaniu świata. Dlatego peł
no ich w szędy. Ponieważ ta c y młodzieńcy będą kiedyś niew ątpliw ie godnymi obywate
lami; przeto spisano ich listę i przysłano do Re- dakcyi iednego z tam ecznych pism peryody- c z n y c h , aby ogłoszeni byli dla przykładu i zbudowania row ienników , a dla pociechy kre
w nych.
Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury ośmiu exemvlarzy dla mieysc prawem wyznaczonych. F . N . G d ań sk i Koni. C a m u r y Ć*i
w W ilnie w drukarni Redakcyi pism veryodycznych.