• Nie Znaleziono Wyników

A wszystkiemu... księżyc winien... Zbiór najnowszych deklamacji i monologów

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "A wszystkiemu... księżyc winien... Zbiór najnowszych deklamacji i monologów"

Copied!
69
0
0

Pełen tekst

(1)

STANISŁAW ŻYŻKOWSKI

(ESŻET)

A WSZYSTKIEMU...

KSIĘŻYC WINIEN...

ZBIÓR NAJNOWSZYCH DEKLAMACJI I MONOLOGÓW

WŁODZIMIERZ ŻARNECK1 00-031 Warszawa ul. Szpitalna Nr 4 rr* \?

WARSZAWA 1938

K S I Ę G A R N I A P O P U L A R N A

(2)

Tegoż autora:

Jedna noc — powieść. Nakł. Bci Koziańskich Nędza — powieść. Nakł. Orgelbrandtów.

W m atni — powieść. Nakł. Głosu Lub.

Czarne wrota, (poem at). Nakł. Druk. A rtyst.

Król Trzęsawisk. Nakł. Bibl. Książek Błękitnych Deklamator W arszawski — Nakł. Ks. Popul.

Jednoaktowe utwory sceniczne:

Do rozwodu, żm ijka.

Narzeczona z k u r jera.

W ichura. — Odzn. I-szą nagr. na Konkursie Lutni Łódzkiej.

Niehonorowy.

Panna doktór.

Pod prasą:

Pan m inister Pączek.

Djalogi.

We w torki i czwartki.

Składano: «Wukagrah Solna IZ Druk. P. Brzeziński, Warszawa.

(3)

ŻEGNAJ, KUNDZIU.

Kochana Kundziu, jestem rad dziś szczerze, że was natu ra pod swe skrzydła bierze.

Niema jak wioska! mówię ci to śmiele, Siedź tam bodajby... do grudnia, aniele!

Gdyż tu w Warszawie teraz różnie bywa!...

Smutno! brak przytem... i stark i i piwa!...

A jednak czasem, choć mną coś zatarga, — żadna na zewnątrz nie spływa z u st skarga!

Pytam cię tylko co ci tam za łotrzy

Głupstw nagadali o mnie znów trzy po trzy ?!

że z artystkam i bawię się do rana?...

Nie wierz- że temu, Kundeczko kochana!

One-by rade... ja wiem... te... ladaco!

Ale twój K ajtuś zajęty je st pracą, — A choć w „Oazie“ przysiadło się do mnie Parę tancerek, lecz byłem ogromnie Zły!, bo kolacje są dziś niezbyt tanie!...

A jedzą dużo te z te a tru panie!!!

Znudzony srodze, pożegnałem grono, Z myślą o tobie, Kundziu, droga żono!

Nie wierz oszczercom zbyt złośliwym przecie, Bo m jest niewinny, ja k maleńkie dziecię!

Gdy znów te damy przysiądą się kiedy, To już nie będzie najm niejszej w tem biedy:

Dam im się najeść, — naśmiać też do syta, Lecz myśleć będę... o tobie i kw ita!

A teraz, żegnaj! mrok zapadł na niebie,

Trza wyjść gdzieś z domu... szkoda że bez ciebie.

15

(4)

NA MOKRADELACH.

Jesteśm y wreszcie na Mokradkach razem, Lecz trw oga z powiek sny nam stale płoszy:

Zbrakło złotówek. Nie bądź Jasiu głazem i jaknaj spieszniej przyślij nieco groszy.

Za izbę dałam złotych przeszło trz y sta (Już tylko dwieście dopłacić mam potem!) Więc też i zbrakło, toć rzecz oczywista, Zwłaszcza, że produkt opłaca się złotem!

Do Mani wzywać musiałam lekarza:

Wąż ją wieczorem przestraszył w gęstwinie...

Dokcór nam mówił, że się pannom zdarza F akt taki z wężem, więc to jakoś minie.

Jeszcze też jedną miałam tu przyczynę Do ciężkiej trwogi. (Boże ci chłopacy!!) Fipcio spadł z drzewa i rozbił głowinę, Lecz mu już chirurg zeszył skórę cacy.

Na tem by koniec był, gdyby nie Jurek I nie podłoga psłna drzazg i brudu;

Gdy się więc czołgał, — wlazł mu w... d... wiórek...

Szczęściem, że felczer w yjął to bez trudu!

Więc przyśli groszy, — proszę o to męża, — Wszyscy będziemy zdrowi, co daj Boże.

Nie takie rzeczy człowiek przezwycięża, A letni sezon wieki trw ać nie może!

16

(5)

SERCE SIĘ RANI.

Droga żoneczko!

L ist twój pełen treści, Pisany żalem i łzami potrosze,

Smutne nadwyraz przynosi nam wieści, J a zaś katusze duchowe dziś znoszę, Tyle pieniędzy wydać w krótkim czasie, Gdy człowiek w złoto nazbyt nie opływa!

Toć pięćset złotych wzięłaś z sobą zda się Przed sześciu dniami i już brak grosiwa?!

Lecz niech tam wreszcie, — choć i mnie nie płynie Pieniądz strumieniem, — posyłam ci złoto,

Jednak, pamiętaj, że ten grosz jedynie I wyjątkowo ślę, lecz nie z ochotą!

Mnie też wypadek pokrzyżował plany, Niechaj to żonuś sobie zapamięta:

W klubie... spryciarzy, gdzie-m je st zapisany, Ktoś znalazł w kącie stolik i karcięta.

Uciechy szczerej było coniemiara.

Siedzący spryciarz śmiał się dniem i nocą I ja z początku śmiałem się — (fu jara) — Aż wszystkom przerżnął, djabli wiedzą poco!

Gdym chciał odegrać, — klub nasz otoczono I niewiadomo co to będzie z tego,

Bo to szulernia była, droga żono,

Klubem nazwana, czart ich wie dla czego!

P. S. żoneczko, serce mi się rani, że na letnisku źle wam się też plecie, Czy fakcik z wężem nie zaszkodzi Mani?

Odpisz, lecz listem zakrytym , w sekrecie. — 17

(6)

W A R S Z A W I A N K A .

Świeże wieści płyną oto, Lec ztym razem niezbyt łzawe:

Ameryka, m ając złoto, Zapragnęła mieć wystawę.

Przedtem wszakże — jako słyszę — o czem echa krążą pono, — chcąc wspaniałe mieć afisze, konkurs wielki ogłoszono. — N a afiszu miał być cacy, najpiękniejszy model zda się, więc zabrano się do pracy, by rzecz skończyć w krótkim czasie.

I cóż z tego! oto trem a Wykrzywiła sędziom lice, Istn y skandal! Kobiet niema N a modelki w Ameryce!

A tu trzeba kształty ciała najwspanialsze zna­

leźć w świecie. Ot — masz! i h isto rja cała, co jan ­ kesom serca gniecie. — — Próżno drgała wam tw arz blada! Powiem krótko, węzłówato, że wszak na to była rada, kapitalna, ręczę za to.

A więc pary całą siłą, Już bez trem y i obawy W net przyjechać trzeba było Po cud — model do... Warszawy.

Na czczą chwalbę się nie silę, bom je st szczere prawdy dziecię, lecz powabnych niewiast tyle 30

w Warszawie — l.iemasz w świecie!!! W arsza­

wianką się zacuwyca dziś glob cały, — szczerze 18

(7)

wierzcie, — najm ilejsze bowiem lica, znaleźć możesz w naszem mieście!

W arszawianka na wsze strony Urok sieje, wzrok zachwyci!

Biuścik krągły, jak toczony...

I maluśka nózia, tyci!...

Widok piękny i uroczy tu na każdym kroku macie, — bo czyś widział takie oczy w innych grodach? powiedz bracie! Każdy z mężczyzn niech pamięta, w umiłowań jasnej dobie, że to gwiazdy — nie oczęta, najprzeczystsze na tym globie!!!

Gdy znużeniem tchnie twe lice — Uucha świt nie opromienia,

W Warszawianki spójrz źrenice, — W net utulą cię marzenia!...

Lub też zerknij na te u sta z płatków róży, — bardzo proszę!... A co?... chw yta cię myśl pusta...

radbyś z ust tych skraść rozkosze?... Hola!... Każdy niech pamięta, że tu nic nie zdziała siłą... W arsza­

wianka wnet n atrę ta umie skarcić, że aż miło!...

Gdy ukocha wszakże szczerze i swych uczuć żar rozpali... Odda serce ci w ofierze dobrowolnie i tam dalej...

W arszawianka — to cud przecie, Do którego myśl ulata, —

Najmilsze z miłych dziecię!

Najpiękniejsza z pięknych św iata!!!

19

(8)

W N I E B O G Ł O S Y .

Ach nasze szosy! szosy!! szosy!!!

Toć krzyczeć trzeba w niebogłosy;

Wiedz bowiem o tern wszelki chłopie, — Szos takich nie m a w Europie!...

Widok je st wcale nie ponury: błotem zalane rowy, dziury, — powabnie błyszczą się o świcie, powierzchnią nęcą znakomicie... Ach nasze szosy!

szosy!! szosy!!! toć krzyczeć trzeba w niebogłosy!

Jedzie Mateusz, hej, do m iasta;

N a furce siedzi też niew iasta;

W tem słychać wrzask, płacz i kobita W ypada z wozu! no i kwita.

Za nią Mateusz spada z bryki: Rozpacz! łzy, jęki, gwałt i krzyki. Koń złamał nogę, Boskie rany!...

Produkty w rowie, wóz strzaskany!... Ach! nasze szosy! szosy!! szosy!!! toć krzyczeć, trzeba w nie­

bogłosy.

P y ta się ludność więc ponuro:

Po co właściwie mamy biuro I z jakiej niby zwie się racji Robót publicznych, przy sanacji!

By łamać członki i piszczele, na to biur nie trza, mówiąc śmiele. A więc, panowie inżyniery, zlitujcie-że się do cholery, by nie trza krzyczeć w nie­

bogłosy: Ach, nasze szosy! szosy!! szosy!!!

20

(9)

DROGA BYŁA NIEDALEKA

P an Ignacy, chcąc się dostać Do Piliszek prze Podgorze, Kazał zaprządz siwków parę I wyruszył w imię Boże.

Droga była niedaleka: coś dwie mile ledwie zda się, lecz któż nie zna naszej szosy, gdy deszcz leje w onym czasie!... Niedaleko ujechawszy, już musieli stanąć w drodze, bowiem wasąg się przechylił, aż Ignacy jęknął srodze...

— Co się stało?!... — dziedzic woła — że sta ­ nęliśmy tu, Janie?

— A no, w brózdy wpadły koła, aż po osie, jaśnie panie.

Zażegnawszy ów wypadek, pwlekli się wpośród burzy, wtem... trzask!... wasąg się prze­

w raca i cny dziedzic legł w kałuży! — Zaklął srodze pan Ignacy i uniósłszy brykę znowu, — w kw adrans później... razem z Janem i wraz z końmi wpadł do rowu!

Połamały nogi szkapy, pan Ignacy stracił oko,

— Jan, zleciawszy na dół głową, przebił szyję dość głęboko.

Gdy ta k leżą w ciemnym rowie, pan Ignacy woła:

— Janie! ileśmy też ujechali, w opłakanym szosy stanie?

W odpowiedzi wyjaśnienie Jan wystękał takiej treści:

— Chwalić Boga, przebyliśmy Sążni przeszło już... trzydzieści!

21

(10)

DO WARSZAWY.

Niebezpiezcne dziś koleje, Więc do szosy człek się śmieje.

»

Do pojazdu siadam żwawy I wyjeżdżam do Warszawy.

Cztery konie ja k lwy niosą osławioną naszą szosą. Gospodarzem takiej szosy, ja k publiczne mówią głosy, je st obecnie nie bez racji inżynierja od sanacji. Mając na to w kasie grosze, czasem szabru da potrosze, czasem klepnie gdzieś łopatką, (choć się tra fia to dość rzadko), — czasem puknie w kamyk młotem, by odpocząć zaraz potem)...

I ta k lelum, pomalutku, Rzecz prowadzi aż do skutku!

Lecz w racajm y do powieści — tej, co tragizm w sobie mieści: Oto, jadąc w cztery konie, czuję, ża mi dusza płonie, patrzę w przestrzeń i — o Chryste!

toż to kpiny chyba czyste?!... gdzie nie spojrzysz — dookoła dziur policzyć n ik t nie zdoła!!!

Wreszcie czy z nas chciałby który Z przeproszeniem liczyć dziury?!

Wtem, tuż słyszę zgrzyt złowieszczy; coś mi w bryce jęczy, trzeszczy... nagle — gw ałt się czyni srogi: połamały konie nogi!... na dobitkę toż nie fraszka, pękła z hukiem kałamaszka!! Zbiłem łeb o szabru wieżę i po uszy w błocie leżę!

» * »

W czasie wojny tak a droga, Toć zasadzka fest na wroga!

Lecz w dniach ciszy?! Coż to znaczy?...

Niech inżynier wytłumaczy?!!...

22

(11)

DO G R Ó J C A .

Dziś do Grójca gdy chcesz jechać Szosą, — niechże cię Bóg broni!! — Do ciotuni śpieszy stryjek, — Jan powozi w parę koni.

Posiwiały w służbie stan gret Zna robotę jak się patrzy,

W tem dwa koła — mach do dziury!

Leży bryczka — ot, raz, dwa, trzy ! Podniesiono... jadą dalej,

Moc wybojów czyha skrycie...

Trzask!... i stry jek wraz ze sługą, Jęczą w rowie — R atuj życie!!

Znów podnieśli... W dal się wloką, Morze błota skrywa dziury...

Prask!... i bryczka rałyńca kręci, Jan ze stryjem rw ą do góry! — Połamane cztery koła

Będzie m ajster zmieniał w mieście, Ale za to już przebyli...

Kroków najmniej chyba dwieście!

Leżą... Stryjek pyta Jan a:

Czy nas nogi choć doniosą?

Jan odrzecze: — Dojdziem, panie, Ale ne tą, psiakrew, szosą!!

23

(12)

P O L I T Y K O M A N J A .

Kpiny zaiste to oczywiste!

Dziś politykę robią już wszyscy!

Strach co się dzieje! Jezu Ty Chryste — Rozstroju nerwów ludzie są blizcy!!

Papcio, ku myśli szarych pociesze, Stale sensacje łowi z gazety;

Mamcia z córami czyta depesze, Toż samo „młodsza“ czyni, niestety!

Kucharka z ran a wpada zziajana,

Z „Porannym11 w ręce, (w drugiej zaś... z

garnkiem ).

— Szejm szuwerenny prze łaszki pana Teraz na pewno nadłoży karkiem!...

Po niej znów wbiega Jaś, ośmiolatek,

(Z baranim w drobnej rączce to rnistrem ), —

— Tatuńciu! — drze się — oto dodatek:

Fiskus ma zostać... skarbu m inistrem ! Stróż wie co prem ier na obiad jada, Kiedy na innych przyjdzie już pora M aglarka nowe plany układa,

Polityku je lokaj doktora!

I nikt pod korcem swych zdań nie chowa, Każdy się m ądrzy z drugim w rozmowie, I słychać na w iatr ciskane słowa,

Od których włosy sta ją na głowie!

24

(13)

WITAM W WARSZAWIE.

Rozmowa z głuchym, który mieszka na wsi, Raczcież posłuchać jej, o najłaskaw si:

— W itam, w W arszawie! Jakże żony zdrowie?

— Krowie? cokolwiek lepiej już je st krowie, Tylko że oddech m a niezbyt głęboki,

Bo strasznie wzdęło jej obydwa boki.

— Protku, o żonę pytam , się, u licha!

— Kicha? Konował mówił, że niech kicha, — To nic nie szkodzi, naw et lepiej pono;

Tylko, że chore m a też i wymiono!

— Procie, na litość, ja pytam o żonę?!

A ty mi bajesz rzeczy niestworzone!

O zdrowie pani idzie tu taj właśnie.

— W etryniarz mówił, że kopytem trzaśnie, Jeśli się boków nie przebije krowie.

— Ależ tu idzie o twej żony zdrowie!

Nadstwże ucha: pytam wciąż o panią.

— Sto złotych krowiarz daje mi dziś za nią.

Lecz niech już lepiej u mnie bydle zdycha;

Nie dam krowiny. — Ach, Procie, do licha — O żonę pytam! skąd odpowiedź ta k a?!

— Cielaka... miała w tym roku cielaka.

— O żonę pytam, ze zdumionym wzrokiem!

— żona?... z kuzynem uciekła przed rokiem !!!

(14)

Z M I Ł O Ś C I ?

— Cóż, jakże sztuka, czy się podobała?

Według mnie — zda się, że wprost je st wspaniała!

A m antka pyszna! lubię ją w tej roli,

— Boli?... a cóż to właściwie ją boli?...

— Nic ją nie boli! cóż za zapytanie!

— W stanie? oh biedna! więc ją boli w stanie?

Jeżeli tak a rzeczywiście chora, To w arto aby poszła do doktora!

— Ależ nie o tem je st w tej chwili mowa.

— Zdrowa? Raz chora, to znów nagle zdrowa.

Gdy o tem nie wiesz, to pocóż pan zwodzi ?

— Chyba nie słyszy mnie sąsiad dobrodziej:

Mówię — am antka g ra w prost — eon amore,

— Chore? biedactwo! a szkoda, że chore.

— Ach, cny dziedzicu, już biorą mnie złości!

— Z miłości? ona je st chora z miłości?!..

— Ha! ha! toż sąsiad jesteś znakomity!

— Ah, tak, a szkoda tak pięknej kobiety...

— Ależ ja mówię nie o tem do licha!

— Kicha? cóż znowu i mdło jej i kicha.

Uh, to nie dobrze!

— T f u j! nadto do k a t a ! Toż waści, widzę, po głowie fczik lata!

J a o aktorce wciąż mówię tu przecie.

— W sekrecie trzym a? Diedactwo! w sekrecie?

A no to z tego mdło, biednej dziewczynie.

— A niech cię djabli, ty stary kretynie!

2<

(15)

PANNA MUSI MIEĆ HALKĘ.

— No, cóż, radco, dziś nasi biją ich nad Bzurą?...

— Z córą?., hm, jeszcze nie wiem co to będzie z córą, Bo dwadzieścia pięć latek słoi już u proga,

S tarą panną pozostać może więc nieboga!

— Ależ radca je st głuchy! J a mówię o walce...

— W halce?... no, toć wiadomo — zawsze chodzi w halca, Panna musi mieć halkę... każdy to rozumie...

Bez tego śmiechby mogła w szarym wzbudzić tłumie...

— Eh, radco, a toć uszu nadstaw-że do licha!...

— Kicha?... a prawda już dni pare kicha;

Bo i tak a dziś wilgoć, że to odpuść Chryste, Bni krótkie, obrzydliwe i chłodne i mgliste...

— Radco głuchy, o wojnie krzyczę ci, do czarta!

— U parta?... ależ gdzie tam , wcale nie uparta, Nawet za mąż by chętnie przeszła się dziś, ale...

— Radco, o to co głosisz, nie idzie mi wcale.

Mówię, że jedni tłuką, drudzy biorą lanie...

— W stanie?!... ejże, toć kpiny, córka cienka w stanie, Także głupie żarciki!! — Ależ, radco miły,

Toć o bitwie ci w ucho trąbię z całej siły, że grozi k atastro fa okrążonej arm ji.

— Karm i?!!... tfy , panie!... moja córka karm i?!!...

Otóż młodzież dziś piękna i dowcipna właśnie!...

— A niechże cię, pierniku jasn y grom zatrzaśn ie!!!

27

(16)

MÓW DO MNIE JESZCZE!

Mów do mnie jeszcze, z gorączki podnietą, Skarż się, żem goły, jako muzy wieszcze, A toć byś chyba nie była kobietą,

IV.. me mówiła, więc mów do mnie jeszcze!

Mów do mnie jeszcze, — nieba najłaskawsze Dały ci mowę, że aż... biorą dreszcze!...

Mówisz przez całe dni i noce — zawsze. — Nie znosisz ciszy, więc mów do mnie jeszcze!

Gdy niema siły, któraby w strzym ała

Potok twej mowy, skoro chwyci w kleszcze.

Toć pozwól sobie, gołąbko ty biała — Puść swój młyneczek i mów sobie jeszcze!

Mów do mnie jeszcze, że wszystkiego dla cię Mało, że m ty ran i że cię bezczeszczę, — Że miesiąc cały w jednej chodzisz szacie, — Żi“ r ’e masz nowej, mów, aniołku, jeszcze.

Mów do mnie jeszcze, — tw a piskliwa mowa Dzwoni mi w uszach, ja k wiośniane deszcze Mr.ie pęka głowa!... — ty żonko tangowa.

Wliczysz o... kostium. Pomów sobie jeszcze Byli z wyrokiem dziś u komornika,

Sąd trzy wezwania przysłał mi złowieszcze;

Leci? gdy cię mody spraw a wciąż przenika, Mów, dzierlatko, pókim... dobry jeszcze...!...

28

(17)

G A D U Ł A .

Typ znany w calem mieście:

W ydęty sztucznie mąż, — Tu gada i tam gada,

W dzień — w nocy, gada wciąż!

Ktoś umarł, — człek gaduła, Znamienny czyniąc gest, — Proszony — nie proszony, Już na cm entarzu jest!

Na górę wchodząc piachu, Zabiera zaraz głos

I gada! gada! gada!

Stroskanym tłumom w nos.

Gdzieindziej jubileusz Obchodzi jakiś pan;

Gaduła wnet odkręca Wymowy wodny kran I gada! gada! gada!

Kwadransów bodaj sześć!

Co słowo: wiwat! wrzeszczy, Zaś co dwa słowa! cześć!

Gdzie macie zaręczyny, Lub dajm y na to — ślub, — Gaduła tuż przy stole

Już staje jakby słup!

I gada! gada! gada!

Farsową snując nić;

Nie daje biesiadnikom Ni jeść, ani też pić.

I wszędzie — gdzie okazja, Gaduła wtłoczy brzuch!

29

(18)

Nie słyszy, gdy mu życzą:

Bodaj ci ozór spuchł!!

Cnoć więc się śm ieją tłumy, Głupstw widząc cały stek, — On gada! gada! gada!

Bo taki to już człek!...

ŻYĆ MOŻNA.

Typ to znany w każdem mieście, Odmaluję go więc śmiele:

Ma synekur coś ze dwieście I tytułów szumnych wiele.

Pozstawił krocie papa, (dorobkiewicz, zacna d u sz a )! więc z rozumem choć je st klapa. — to „dzia­

łacza" nic nie wzrusza! — Czynnych ludzi idąc wzo­

rem, nastrojone ma wciąż lice. Tu je st panem dy­

rektorem , — tam prezesem, lub też wice.

Na bilecie dużym zawsze Moc tytułów tkwi dokoła. — Śle spojrzenie najłaskawsze Tym, co przed nim schylą czoła.

Brak mu czasu nie pozwala szczerym trudem zająć chwilę; zato ty tu ł go rozpala i ambicję łechce mile. To też górnie nosi głowę, aż pękają nieraz szelki. — Z tytułam i wizytowe m a bilety,

„działacz" wielki.

Chociaż drwi zeń ludzkie mrowie, — C zart je zabierz w k ry ty k porze!

Ma dygnitarz bycze zdrowie, A bez głowy?... Człek żyć może!!

(19)

EVIVA L‘ARTE!

Eviva l‘arte!... Obszerna sala:

Kabaret... damy... hulaszcza noc...

N astrój gorączką skronie rozpala, Na stole czarek wypitych moc.

Słychać głos: — Kelner, z m e n u daj kartę...

Eviva Tarte!...

Eviva T arte!... Tombak się świeci, Fałszywy diadem rozsiewa błysk.

Mętnego źródła bawią się dzieci, — Właściciel „dancka“ oblicza zysk;

Wkoło szych kłamstwa, czoła w ytarte...

Eviva 1‘arte!...

Eviva Tarte! Na „scenie" śpiewy, Wywołujące rumieniec lic.

Rej wiodą wkoło ochrypłe dziewy, Co do stracenia nie m ają nic,

Bo już — zaiste — nic nie są w arte!

Eviva Tarte!...

Eviva Tarte!... W domu płacz, nędza I wierzycieli w komnacie tłok.

Rodzinę z chaty wyrok wypędza, — Mąż zaś w dancingu wysącza grog...

żona w rozpaczy, — dzieci odarte...

Eviva Tarte!...

Eviva Tarte!... gdy grosz je st z „totka", — Gród syren nie chce kosztować snu...

Vogue la galere!... hej, czara — gdy słodka.

Vivo!... a reszta... voila tout!...

Niech żyje wolta! sztos i ecartće!...

Eviva Tarte!...

(20)

Eviva Tarte!... Procent sto za sto Niech zedrze lichwiarz ten co m a spryt.

Dziś — niech się bawi uciechy miasto, — Mózg płomienistych wrażeń je s t syt...

Honor?... — morały śmiesznie uparte!...

Eviva 1‘arte!...

NOWY TYP.

Secesyjnie modny pan:

Na ramionach worek wielki, — Rozdzielony z tyłu włos, — W oku denko od butelki, — W kabłąk zgięte rączki ma, — Nogi cienkie ja k dwie kości — N a obliczu lekki róż,

No i puder dla pewności.

Swojej mowy nie chce znać, Wszelką brzydzi się też pracą, Po angielsku gada wciąż,

Zać po polsku — po co? na co?!

Nie uznaje swoich — nie!

Żyć z hołotką — czasu s tra ta ! Zna Monaco — Berlin — Wien, Gdzie gra tylko w bakarata, Oto secesyjny szkic,

K tóry z życia dzić wydarto.

W arto by mu ram ki dać I ... powiesić by go warto!...

32

(21)

WODZIREJ... PRZEDKOLACYJNY.

Szykowiec co się zowie Od czuba aż do pięty, — Lakiery — własne ma!

I frak — nie w ynajęty!!

Magnacki iście ton, Golizny — ani znaku!

Monokl mu w oku lśni — Monogram — w szapoklaku.

Choć w biurze jeno ma Coś... naście złotków oto — Lecz lubi bawić się,

Młodzieniec ów — z ochotą, że tańcy jako m istrz,

Co straw ił wiek w balecie, Więc wodzirejem jest, Przedkolacyj nym przecie...

Toż w arto spojrzeć nań,

Gdy woła: — W szystkie pary!

Tak pewną minę ma, Jak wódz na wojnie stary.

Przy stole, wznosząc głos, (Nie piwem naturalnie!!) Kompliment zwykle wręcz Ku cnej gosposi palnie...

A zjadłszy tłu stą gęś — Po trudzie tym i znoju, Cichutko potem już

W net znika z przedpokoju.

Po chwili w gronie dam Ulata z serc nadzieja:

33

(22)

Toć o bitwie ci w ucho trąbie z całej siły, Znikł danser z pośród sal!

Zabrakło wodzireja!!

P retensji dziwnej ton, (Wnoszony u nas wiecznie!) Wszak młodzian... musi jeść — Zaś tańczyć?... nie koniecznie!!!

NA PIEKARSKIEJ U MARCINÓW.

I

N a Piekarskiej u Marcina,

M ajstra z m ajstrów — bal jedyny.

Marcinowa, kobiecina Zakrzątnęła się, bez kpiny.

Zastawiono suto stoły. Gdy wesele, to wesele!

U Marcinów czas wesoły, muszą spędzić przyjacie­

le. Choć to niby ciężkie czasy, lecz buchają w krąg opary! Rżnie skrzypica, huczą basy... mazur!... ha no, wszystkie pary!...

Dziś, dziś, dziś, dziś! — w górę głowa!...

W pierwszej parze Marcinowa;

Wzięła kieckę w pulchne dłonie, — Uśmiechnięta... oko płonie!...

Marcin wąsa kręci ino, Tnie hołupce z byczą miną!

Dziś, dziś, dziś, dziś! wraz z kobitą, — hejże, m azur! dobre i to! Piec się kiwa aż w komnacie!

Dziś, dziś, dziś, dziś!... Panie bracie! — Dzwonią szklanki, drżą butelki. Niech przepada smutek wszelki!!

34

(23)

Ha, no, z życiem ej do kata!...

Kurz się wznosi, tyn k oblata!

Dziś, dziś, dziś, dziś!... w górę głowa!...

Niech nam żyje Marcinowa!!!

II

Na Piekarskiej bal nielada U Marcinów, (co ich znacie), — F est się bawi dziś gromada...

Dziś! dziś!... jazda, panie bracie!!!

Rżnie gramofon na komodzie, — stół ozdabia schab i piwo; no, boć skikać n ikt o głodzie też nie będzie, jako żywo!

Pan Agapit, co m a w ąsy puc-pomadą wymosz­

czone, w fo k sterje ra idąc pląsy, lm ć Marcina chwycił żonę. — Na danserkę patrząc z gó­

ry, ruch przejm uje kabotyna. Jako kogut wobec kury dmie się, puszy i przegina.

Rżną przed siebie cztery kroki, — Dwa się cofną i... ukłonią.

On jej grzecznie maca boki, Ona tw arz mu gładzi dłonią. —

że niezgorzej był już napit w zacnych druhów gęstym tłoku, —

Marcinowę więc A gapit fest przytulił se do boku!...

Gospodyni, toć jak żołnierz, — przykład dawać musi sama; że nie lała też za kołnierz, więc przy­

bladła zlekka dama...

35

(24)

Ma wzruszenie i estymę... Chwila m glista jest i błoga... Wreszcie szepcze: — Panie... mgli me. Już nie mogę!... Kocham Boga!!!... — Krzynkę! Pani Marcinowo! niech fokstrotka wyńdzie cała! — Hono­

rowe moje słowo, żebym mogła — bym skikała!...

Tancerz sapnął, kiwnął głową.

Skoro tak to... schluss!... i zaraz... Jak nie trząchnie M arcinową!... aż się naraz... stał jam ba- ras!...

Ale koniec był ze strachem , Gdy danserce w net ulżyło...

Zasypano miejsc© piachem I ziabawa szła, aż miło!...

H I

N a Piekarskiej — u Marcinów, Gdy się g ra tk a jeno zdarzy, W net „gęsiego" w zwartem kole Tańczą młodzi, tańczą starzy.

N a „arm oni“ (z półtonami!) gdy pan Ignacz żagra oto, same giry w ta k t muzyki podrygają ci z ochotą! — Zacna pani Marcinowa, gwoli życia i zabawy, moc racuchów spitrasiła no i jenszej nie­

co strawy. — Jedzą, piją, lulki palą, — gwar, we­

sele i swoboda! Całą duszą gość się bawi, — na Pie­

karskiej tak a moda!

Gdy już mazur, — to z przytupką!

Gdy obertas — to klękany, Bo pan Marcin z Marcinową P am iętają dawne tany!

(25)

Co to, człeku, gdyś się puścił w mazurowy pląs wspaniały, — piec dygotał, trząsł się pułap, tynk opadał, skry leciały! — T akt się biło podkówkami,—

pot się z czoła lat obficie. Był w tem zapał — bycza siła! Krzepkie zdrowie — chęć i życie! Marcinowi przeto goście, rozjaśnione m ając tw arze, tańczą z życiem i ochotą, ja k obyczaj sta ry każe!

Piec dygocze, pułap dzwoni, Przez wszelakich a no kpinów, Tak to dzisiaj tańczą jeszcze Na Piekarskiej — u Marcinów!

TAKIE NIBY SĄ CZASY.

Nie trzym am tego w sekrecie, Zem je st niby dziad — ja k wiecie, Stojąc sobie przy kościele,

Zgarniam forsę mało — wiele,

Tak, że starcza na wszystko.

Nie wiem jakoś co to bieda, N ikt drobnicy bo ci nie da, Dycha znaczy... co?... dwa zera!

Więc złocisze wciąż się zbiera Od burżuj skiej hałastry.

Lubię wstawić też kilonek, — Częściej... kilka, bowiem tronek — Jak wiadomo — rzecz nie zdrożna, Więc i tuzin chlapnąć można, —

37

(26)

A cóż mam se żałować?!

Niech też wiedzą ci i owi, — że pomagam też zięciowi, Który, służąc na kolei, Je st nędzarzem bez nadziei...

(R aferentem się zowie).

Żeby nie to — zczezłby z głodu Z żoną, z dziatwą bez powodu;

Mając teścia z pod kościoła, U trzymać się jakoś zdoła

I podłatać kamasze...

Boć dowodów chyba nie brak, Że urzandnik dziś — to żebrak, A zaś żebrak — jak ja — z fachu O brak forsy nie m a strachu...

Takie niby są caszy...

SKASOWAĆ URZĘDY.

Wiedzta o tym , cni ludzie, Żem żyjący dziad w trudzie, — Bez tom różne poznał rzeczy, Czemu nikt mi nie zaprzeczy, Bo i na nic się nie zda.

Mówiąc scyrze, a śmiele, Urzandników znam wiele, Co to majom takom gażę, Że im z głodu chudną twarze,

38

(27)

Zaś w żondołkach w ichr hula!

Taki bryndziok, wciąż stru ty , Z wentylami m a b u ty;

K urtka na nim zawżdy zmięta, Rzadko który m a porcięta

Nie łatane na zadku.

Choć dla dziecków brak wsuwy — Wziąć nie wolno łapówy,

Bo rzond srogich zdań nie zmienia, Zaszpuntuje go do cienia,

Niczem korek w butelkę!

Więc jedynie na gażę Som łapczywe łazarze.

Taki je dni dziesięć na pe, Zaś dwadzieścia liże łapę,

(Miesiąc m a dób trzydzieści!).

Pan skarbowy powieda:

Na cóż mi ta czereda?!

Z tą szarzyzną ino męka!

Piszczy to, to — skwirczy! stęka!

0 przykładki wciąż pęta!!

Więc bez letnie dziś doby Kombinuje sposoby,

Jakby skończyć z nimi scysje, — N araz wszyekim dać dymisje,

1 skasować urzędy.

(28)

WŁOSKA BALLADA NOCNA.

Pod zamczyskiem Donny Klary, Pełen życia i urody,

Z nastrojoną raz g itarą

Stanął w nocy... rycerz młody...

Miał na słowie pióropusze, w pochwie — sztor­

cem miecz zatknięty. Ja k Achilles był on wrzący 0'j . czupryny aż do pięty!... Brzdąknął w stru n y ras i drugi starowłoskiej swej g itary i spłynęły rzewne tor.y do komnaty Donny Klary. I do drobnych stóp p>.: ypadły, pod marzących n u t osłoną i pieściły słuch dziewiczy i głaskały białe łono... A śpiew tęskny płynął zcicha tremolando. y sek retto : Bella Donna, hallo, Claro! Kochannetto cię wsciekletto!

Serco bij o mlotowatto, Secundato, co m inutto!

wznieś rolletto, m ia kobietto, — drabinotto spuść, acht... tutto. Amoroso skoczę, a no na balcono w te momento i weźmiemy nocne ślubo, choć nie było sacram ento! !...

Kupio tibi y pończoszko Ażurowo, fildecosso

P rim a gradu, by nie byllo Mia C laretta nóżko bosso!

Chistalianti flaconetto y milflero perfum ijo, cvinto pudlo czekolado, bergueno grand coli jo! Cremo kaku doskonało nacarmijo, na śniadanio, dam też tibi medaliono, dętto — dmucho, pozłacano! Nigdy nie

40

(29)

będzietto samo, m ia C laretta, w swoim domo! bę­

dzie miało wierno psino, p ti pinczero, rozpieszczono!

Też cupietto w sclepicatti nie p itatto się o ceno, ro- mantico batistowe m ajtadaly z walancieną!...

Przerw ał rycerz serenadę, — Namiętnością tw arz się płoni...

W słabym blasku widzi postać, Z filiżanką wielką w dłoni!...

Claro pij o więc herbatto! O, ty-boska Donna Bello!... jam je s t tu tti, pod comnatto twoj amico, y m istrello!!! Aż cichutko się uchyla mały lufcik, nie na kpiny i głos dziwnie jakoś brzmiący, szepcze:

—' Podejdź tu jedyny!... Don Alfonso w net podbie­

ga. ja k przystało na am anta!... W tem zawoła prze­

rażony: — Perdu papa!... Lucja!! S anta!!! Na pió- rr-rusz i na zbroję... żółty strum ień czegoś płynie!...

Rozstroiła się gitara, stracił rycerz w net na minie!...

A tam z góry... papa Klary... z nocnych naczyń na łeb le je !... Don Alfonso stracił pono to i tam to i... na­

dzieję!!

Dzisiaj papa, z córką K larą ż y ją w ciszy wraz oboje — Don Alfonso... puc-pomadą

Zardzewiałą czyści zbroję!... .

41

(30)

BAJECZKA.

Tuż pod m iastem pono, Co wreszcie stwierdzono.

W nocy, na podróżnego, co wiózł moc tow aru, banda zbójców napadła z pobliskiego jaru. Jeden konie wyprzęga, drugi paki chwyta, trzeci rzeczy przetrząsa, — inny zaś bandyta chce — zdusiwszy za gardło, — sprawić mu katusze. W tem herszt groźnie zawoła: — Dowiedzieć się muszę, — tego mi nikt nie zaprzeczy, — pewnej dość ciekawej rze­

czy: Kim je st osobnik, co wpadł w nasze sidła?

W strzym aj się więc na chwilę czeredo przebrzydła!

Nim mu wezmę duszę, Wybadać go muszę:

— Coś zacz? — herszt go bada, K reaturo blada?!

Napadnięty, dygocząc, odpowie wśród trw ogi:

— Jam kupiec kolonialny, wierz mi, panie drogi. — Czy produkty fałszujesz, kreaturo, stale? Czy drzesz z ludzi też łyko? gadaj, bo w łeb zwalę!!

szwabisz i drzesz? — Tak herszcie, kupiec zcicha doda, — fałszuję i drę łyko, — dziś już tak a moda! — H erszt pomyślał przez chwilę, potem za­

grzmiał głośno: — Puścić mi tę figurę w strętną, złą i sprośną! To... nasz b ra t i towarzysz, który tra fia w sedno. Taki kupiec i zbójca, toć to wszyst­

ko jedno!...

Gdy wy dziś, jako i my sumienia nie macie, — Daj rękę na znak zgody! Scrvus, cny

kam racie!!...

42

(31)

W DOBIE KABARETÓW.

Ładne słyszymy dzisiaj śpiewki, — Wieść ta napływa ze wszech stron.

Na scenkach, m iast artystek, — dziewki W pornograficzny biją ton.

Nieświadom brudu bierzesz córy, Do lekkiej scenki śpiesząc bram, W tem płachta jedzie h et — do góry I wnet tatuńciu wpadasz w kram . —

„A rtystka" zjawia się na scenie, Zasobna w przybrukany szych;

Głosiczek schrypły nie je st w cenie, Wystawia... łydki więc na sztych...

I nie pytając że ktoś może Nie ciekaw wcale takich łyd, O rydzu słodkim śpiewa... boże!...

Aż córy tw oje chw yta wstyd, — A potem „śpiewak" znów się zjaw ia;

Twarz zblazowana, kosy wzrok, — Mina jednakże ja k u pawia, Głowa zadarta, sztywny krok.

O akuszerji nucąc głośno, Czelnością k ry je głosu brak;

Następnie „bajkę" mówi sprośną;

Gdyż teraz moda tak a w s z a k .--- Ton dobry coraz bardziej znika, Pornograficzny czujesz sos, — M iast sztuki — w ystęp ulicznika,

Lub tłustej dziewki zdarty głos!

43

(32)

SKUTKI.

Chciała czarną zostać lwicą, Kasiuleńka biała,

Smarzyła, więc nad Bystrzycą W słońcu wdzięki ciała.

Z tego bowiem lwiee słyną W czasach modnej hecy, że sm arują waseliną...

Biodra, tw arz i plecy...

Ułożywszy się na plaży,

(Gdyż to m a być zdrowo), Rade, że im słońce praży,

Grzeją... to i owo...

Brnąc za dziwnej mody śladem I udając lwicę,

Kasia ze swem łonem bladem Mknęła nad Bystrzycę...

Mówiąc szczerze, no i śmiało, Czując serca drżenie, W ystawiała co się dało

Na złote promienie...

Pełna podniet i nadziei,

W letnich skwarów dobie, Wszystko wreszcie pokolei

Opaliła sobie...

Że je st w blaskach duża siła, Tkwiąca w słonka krasie, Kasia, z białej się zrobiła —

Czarna w krótkim czasie!

Dziś jej piękność już nie krasi, 44

(33)

Oh, moi najszczersi!

Skóra zlazła z noska Kasi

I z pleców i z piersi!

Wyschła. Wiszą na niej szaty, Twarz — woal osłania;

Oto macie rezultaty W aselinowania! !...

NIE WYPADA!

Nie wypada!.. Ależ — pani, Taki widok serce rani!

W barze gości tkwi bez liku, Pani sama przy stoliku?!

Jak wiadomo — w naszym k ra ju Niema tego we zwyczaju,

By przy stole, ot ta k sama, śm iała usiąść młoda dama!

Taki pomysł, toć grzech, wada!

Nie wypada!... nie wypada!...

Nie wypada!... Pani droga...

Co ja widzę?... ach, na Boga! . N a ramionach chusta szara, Koszyk w ręku?!... toż ofiara,

No, w prost śmieszna!... Mówisz pani, że zakupisz znacznie taniej

Produkt w halach, gdyż kuchara Koszykowe mieć się stara?

Takie szusy, toć grzech, wada!

Nie wypada!... nie wypada!...

45

(34)

Nie wypada!... Pani złota, W jednej stancji?! Fi, hołota żyć ta k może, ale — pani?!

Litość trza mieć chyba dla niej !...

Rewers wydać lichwiarzowi, — Meble wstawią, ci i owi...

Sprzedać cnotę bodaj, ale — żyć! żyć trzeba okazale!

Takie sknerstwo, toć grzech, wada!

Nie wypada!... nie wypada!...

Nie wypada!... Ot, zasada!

żyć rozsądnie: nie wypada, —

Jeść, gdyś głodna, — za nic w świecie!

Chyba... en deux w gabinecie...

Iść z koszykiem w zacnej dłoni, Jak służąca, — niech Bóg broni!!...

Mieszkać skromnie, żyjąc z trudu, O tem naw et ani dudu!

To nie rozum, ale wada!

Nie wypada!... nie wypada!...

PRAWDZIWE KINO. —

Szcyrymi m am ram tu do was ustam i,

Chuciaż do gadki ni mom zbytniej werwy, — Z jinteligencją rzund dzisiaj m a kram y, I zawracanie g itary bez przerwy.

Jęczy ci taki, ciort wi po co, na co,

Czyniąc w krąg tum ult — tw ór nędzny a lichy. — Skarży się cięgim, że mu kiepsko płacą.

Bez co wciąż m arsza g ra ją puste kichy. — 46

(35)

Dziś jedna tak a figora, wpół zgięta, W yglądająca jak śledź po chorobie.

Szła... Miał na tyle p rzetarte porcięta — że niby oną świecił w owej dobie...

Pytam więc chto to, a no ten chmyz goły, K tórny od losu bierze festne cięgi?

Rzekli mi, że to... profesur ze śkoły, Co sens myślowy umie ściągać z księgi, — Taki co w Polszczę karm i się dziś manną,

(By nie mógł skonać na ulicy nagle).

Woda z galopków dryzdala fontanną, Z nastek zaś strzępy fruw ały jak żagle. —- I po co to to śwęda się po świecie — Ludziom ućciwym włazi w drogę ino.

Z tym ma społeczność tylko kram , ja k wiecie — Istn ą komedię i prawdziwe kino!!

Gdy ktoś zna fachy, — chodzi z pełnym worem, Naprzykład... kupiec od ja j w onym czasie;

Lecz gdy chto gwałtem chce być prefesorem — Niech ta!... lecz portek nie bandzie miał, zasie!

PIOTRY I FILIPK I.

W pocie czoła P ro t się trudzi.

Dla współbraci, — nie dla siebie.

Zawsze wspomódz pragnie ludzi, Niosąc ulgę im w potrzebie.

Bez poparcia i pomocy, Wpół swej drogi nie upada;

Wciąż zaięty — w dzisń i w nocy, Społecznikiem je st nielada!...

47

(36)

Co? nagrodę ja k ą bierze?!...

Setkę... „krytyk", mówiąc szczerze.

Nie nie robi Filip stale, Lecz na P ro ta stając drodze, Szameruje mu w zapale Krok nieomal każdy srodze!...

Bowiem w modzie ciskać... błotem, Pomnij rzecz tę, przyjacielu...

Istn a bieda być dziś Protem, Gdy Filipków je st tak wielu!!!

KUPLE CIK.

Kuplecik wchodzi w modę W Warszawie dziś potrosze, Więc strofek lekkich parę

Posłuchać tu ta j proszę:

A rty stą pragnąc zostać, w sztuk pięknych sie­

dział szkole, rodzice zaś synkowi sypali wciąż obole, kupował więc blejtram y i farb kosztownych pudy.

S tudjując ta jn ię sztuki, twórczości znosił tru d y ; malował nagie akty, pajzaże — w prost z natury, na świetną tworzył przyszłość słoneczne konjunktu- ry.

Gdy znikły zaś obole,

Rzekł papa: -— Juże-ś gotów.

A rty sta rozwarł skrzydła Do niebosiężnych lotów!

48

(37)

I wszystko m iał: zaszczyty, uznanie i pochwały, ceniła go płeć brzydka, zaś damy wyróżniały; lecz że nikt nie nabywa obrazów u nas przecie, a rty sta stale czuje głód, co mu kiszki gniecie.

Dziś śpiewa Tadeusza, Opadłszy z m arzeń nieba:

O sławę u pas łatwiej, Niż, psia krew, o kęs ohleba!

KRÓLEWSKI LOS!

Oh, szwaczką dzisiaj być, O szczęściu stale śnić, Mieć wszystko co potrzeba

Do życia, oprócz... chleba, To los... królewski los!...

Zarobek pyszny, ach, aż wypowiedzieć strach!...

Przeleci miesiąc, a ty korzystasz z fest zapłaty!..

To los... królewski los!...

Piętnaście złotych, ot, dziewczyno chwycisz wlot!...

Masz tam to, to i ow, zbytecznie kręcić głową!

Nim przeminęła noc, znajdź w sobie życia moc; do orki śpiesz, a ino, pobladłych lic dziecino.

Zbyt znana to je st rzecz; odpychasz senność precz.

Maszyna drży pod nogą; ta k błogo ci! ta k błogo!...

To los... królewski los!...

Za tru d twój zbierzesz plon... razowca czasem glon;

pozatem — w suterenie przesłodko żywot płynie...

49

(38)

To los... królewski los!...

N a starość?... toć i cóż?!

Pod darnią głowę złóż...

K ar je ry szlak skończony, Zapłaczą jękiem dzwony...

To los... królewski los!...

G R Z E S Z K I .

Dziś „na wodach" m agnifika Szepcze: — ściskaj mnie, kochanku, Mąż — zaś w mieście z N iutką fika Od północka do poranku...

Pocóż tęsknić, poco szlochać Z całej siły, z całej mocy?!

Stokroć przecież lepiej... kochać Od poranku do północy;

Gdy zaś zjedzie się mąż z żoną Po skończonym już sezonie I gdy ujrzy... górskie łono...

I gdy spojrzy w oczy żonie — W estchnie zcicha, — zaś żonusi,

Gdy w dłoń wpadną... listy N iutki, — Wspólna zgoda być już musi,

Bo i cóż pomogą sm utki!

Ty zgrzeszyłeś, — jam zbłądziła...

Moja zguba, — tw oja strata!...

Toż niech zgoda będzie miła Dla... pozorów i dla świata...

Dziś opinji to nie bodzie 50

(39)

I nie gorszy też nikogo, — Takie rzeczy toż są w modzie...

Świat nie sądzi ich zbyt srogo!

To, co ongiś grzechem było —

Dziś... rzecz czysta! szczerze wierzcie.

Skandal pleni się aż miło, No i co tu gadać jeszcze!...

DRESZCZ PRZENIKA!

Człek się stale czegoś uczy, — N ikt wszak tem u nie zaprzeczy, — Od kolebki aż do śmierci,

Zawsze przytem nowych rzeczy...

Pierwszych kroków ucząc, m atka, w paja wiedzę w małe dziecię; później młodzian siedzi w sztubie, no i w uniwersytecie. Gdy ożeni się, to znowu musi dobrze kręcić głową i — aby go los nie zmiażdżył—

bada tam to, to i owo. Oto przykład: — Mój kolega ożenił się z panną cacy; lecz aniołek nie wie jeszcze

jak to pędzić czas wśród pracy. — A choć sama już pitrasi

Z kucharskiego podręcznika, — Męża, — gdy m a siąść do stołu, Z trwogi siódmy dreszcz przenika!

Wczoraj właśnie na pieczyste dostał duży... węgla kawał, — talerz k lajstru miał na zupę, w której trzonek łyżki stawał. Były korki w smarowidle, (kombinacja z grzybków now a), filiżanka gęstej

51

(40)

sadzy i... zachęty słodkiej słowa... By nie martwić cnej gosposi, wziął się mężuś do nauki i w sekrecie przed swym skarbem nowej uczy się dziś sztuki:

Łyka gwoździe, p ija naftę, — S tary kalosz raz zjadł pono.

Tak codziennie się trenu je Przed obiadem z młodą żoną...

LEPSZY ŁUT SZCZĘŚCIA.

Dziwnie się plecie na Bożym świecie, Los często na nas patrzy z ukosa:

Jednemu szydła golą, ja k wiecie,

Drugiemu brzytw y nie chcą ciąć włosa, Niejeden, chociaż szarpnie pół zdrowia, Nie spłynie ponad powierzchnię tłumu I je st bezsilny wobec przysłowia:

Lepszy lu t szczęścia, niż fu n t rozumu. — A rtystka, pełna bajecznej weny,

Błyszcząca stale natchnienia zniczem, Musi przybytek opuścić sceny,

Bowiem w teatrze talen t jest... niczem!

M arniejsza stokroć dała kubany;

„Kierownik" za to miał okseft rum u I marność grywa, fa k t bowiem znany:

Lepszy łu t szczęścia, niż fu n t ruzumu. — Poeta, tworząc przepiękne rzeczy,

Nie ma częstokroć na szklankę piwa, — A choć zdolnościom nik t nie zaprzeczy — Strzępki u spodni codzień obrywa!

52

(41)

Inny, na koniu jadąc reklamy,

Mknie wśród kadzideł strzelistych szumu, Bowiem przysłowie to wszyscy znamy:

Lepszy łut szczęścia, niż fu n t ruzumu. — F arsa nie może wszak być operą. —

F atum nam życie nierzadko gniecie.

Jednostkę m ądrą wypiera zero,

Choć samo przez się je st niczem przecie!

Ale ta k pono zawsze i wszędzie Działo się, no i dzieje wśród tłum u;

Miejmy-ż przysłowie to więc na względzie:

Lepszy łu t szczęścia, niż fu n t rozumu!...

DAW NIEJ I DZIŚ.

Dziwnie plecie się na świecie!

Każdy rację ową przyzna, Nie przewodzi dziś kobiecie Byłejaki już mężczyzna.

Cichą m atką dawniej była, — Dziś w jej łonie duma łechce I przedziwna tkwi w niej siła, — 0 poddaństwie słuchać nie chce!

Mąż się „mądrzył" ongi srodze ' I udawał Salomona:

Dziś — na jednej tańczy nodze, Tak, w dodatku, jak g ra żona!

Dawniej głos miał w każdej sprawie, Dziś — ustam i nie porusza;

Jeśli ruszy zaś, to... łzawię 1 na nutę... Tadeusza!

63

(42)

Ongi drżały żonki nasze

Przed mężami, mówiąc szczerze;

Dziś — mąż w kuchni warzy kaszę, Lub pieluszki brudne pierze. — Gdy gromadzą się wciąż chm ury — Mąż drży dzisiaj jakby listek;

Przykład bowiem idzie z góry Od przeróżnych sufrażystek.

Wszystko pięknie, moje panie, — Niańczyć można w imię Boże, Ale z dziećmi co się stanie,

Gdy mąż... m amką być nie może?!...

N IE SZUKAJ OKRASY

Przemysł u nas kwitnie zda się W dobie wojny znakomicie, Gdyż podobno w onym czasie T rza urządzić nowe życie.

„Pomyslowoów" w prost gromady, kto m a jeno sprytną głowę, fab ry k u ją nam obiady „gospodar­

skie", „smaczne", „zdrowe". P rzy Szpitalnej, No­

wym świecie, czy to w wieczór, lub też zrana, znaj­

dzie bodaj małe dziecię szyld, „Obiady", rzecz to znana. Mówiąc o tem , ja-m je st szczery, kłam stw a bowiem w prost nie znoszę! Za dwudziestek skrom­

nych cztery masz obiaduś — siadać proszę!

Żurek-woda, dużo w arty, (Teraz takie pono mody), I brukiewka, toć nie żarty, Swieżuteńka, prosto z wody.

54

(43)

Ex-kelnerzy, urzędnicy, też szykują nam p atra- wy, zatem w każdej masz dzielnicy moc szyldzi- ków wśród Warszawy. — Możesz obiad zjeść powo­

li, delikwencie mój kochany, brzuch cię nigdy nie zaboli od... wodzianki gotowanej. Będąc lekkim ja ­ ko ptaszę, mógłbyś fruw ać doskonale, gdyż obiadki dzisiaj nasze treść... 7, powietrza czerpią stale.

Gdy ciekawość jednak wwiedzie Wzrok twój w wazkę (cóż za czasy!) W szystko znajdziesz w swym obiedzie, Lecz nie szukaj tam okrasy!

TIRLI, TIRLI!

Wziął dziewoję wypłosz młody I przycisnął z całych sił!

Ona miała moc urody, On ponętny również był.

Tirli, tirli, tnie muzyka, — Tańczą, aż coś w oczach ćmi!

Młodzian z dziewą w ta k t pomyka, Tirli, tirli, raz! dwa! trzy!

Ona wzięła go za szyję, On też... za coś trzym a ją...

Donna z w ruszeń ledwie żyje, — Jemu oczy ogniem lśnią...

Skroń przy skroni, pierś przy piersi, B iją serca, niczem młot!

Tirli, tirli, oh, najszczersi!...

Tuż się budzi żądza wlot!!!...

65

Cytaty

Powiązane dokumenty

Negatywną sytuację w zakresie struktury wieku ludności według grup ekonomicznych reprezentuje wskaźnik przedstawiający liczbę osób w wieku poprodukcyjnym

2. Uczniowie wypełniają karty pracy i wklejają je do zeszytów. Klasa ustnie redaguje sensacyjną informację do mediów na temat tragedii.. 5. Uczniowie samodzielnie wpisują do

W mchu utuliłam zziębnięte dzieciny, W nieboszczykową odziawszy sukmanę. Ale najmłodszy nie spał, a był siny, Oczy otwarte miał i jakby szklane, I po powietrzu rączkami

Apostołowie, którzy otrzymali dar obecności Ducha Świętego, widzieli i odczuwali różne znaki Jego

Uczyń inną dziś próbę—rzekła znów nie skrycie Jeśli chcesz! bym cię szczerze kochała mój złoty Zbij małżonka mojego, lecz tak znakomicie, By się spotkać

W omawianym zbiorze inseratów znajdują się łącznie 83 określenia (jedno- lub wielowyrazowe) odnoszące się do cech zewnętrznych (wygląd, wiek) i wewnętrz ­

Ma prawo zatem, o ile treść monologu pozwala na to albo tego żąda, chodzić, biegać po scenie, może wdziać na siebie kostjum, jakiego domaga się odnośna rola, a więc

d) określenia kryteriów rekrutacji do przedszkoli, oddziałów przedszkolnych w szkołach podstawowych i innych form wychowania przedszkolnego prowadzonych przez Gminę