• Nie Znaleziono Wyników

Kwestya mieszkań

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kwestya mieszkań"

Copied!
96
0
0

Pełen tekst

(1)

KWESTY A

mmiii

Hapisał

A D O L F S U L I G O W S K I .

•'> Skład Główny w Księgarni Gebethnera i Wolffa.

^Ya r s z a w a.

D r u k K . K o w a le w s k ie g o , K r ó le w s k a 2 9 .

(2)
(3)

KWESTIA IIESZKAŃ.

(4)
(5)

KWESTYA

mmm | w Wari2

a u ) i ( L _ 3 Napisał

A D O L F S U L I G O W S K I .

—• >•

-jjy Skład Główny w Księgarni Gebethnera i Wolffa. |>

^ A R S Z A W A .

D ru k K . K o w a le w s k ie g o , K r ó le w s k a 2 9 .

1 8 89 .

(6)

,H03B0JieH0 II,eH3ypOIO.

BapiuaBa, 9 OKTsrópu 1889 r.

(-% /& & (■

4 3 1 Ą j -

(7)

PRZEDMOWA.

Niniejsza p raca b y ła przedmiotem od czytó w w y p o w ied zia­

n ych w W arszaw ie w sali R atusza na rzecz osad roln ych w dniu 14, 15 kw ietnia r. b. P o d ając j ą do druku, poczyniłem stosow ne dopiski, rozszerzyłem w kilku m iejscach i p o w o łałem źródła, z k tó rych czerpałem potrzebne wiadom ości. N ie chciałem jed n ak zmieniać sam ego układu p ra cy , bo to w y m a g a ło b y przerobienia je j z gruntu. Z d aw ało mi się zaś, że m etoda, ja k ą przyjąłem dla publicznego w y k ła d u , zapew nia p ra c y pożądaną jasn ość i przystępność. Po ujaw nieniu w pierw szych trzech rozdziałach sm utnego stanu W a rsz a w y pod w zględem mieszkań, w dalszych ustępach starałem się w y tłó m a c z y ć p rzyczyn ę zjaw iska i w sk a ­ zać środki zaradcze. W tym sposobie traktow an ia rzeczy sze­

dłem drogą indukcyjną, od fa k tó w do w n ioskó w i kon klu zyi.

Już po odczytach zja w iły się o nich w prasie różne zdania, niekiedy w ręcz sprzeczne ze sobą, ja k to się zazw yczaj zdarza.

Poważniejsze pism a zastrzegły ściślejszy rozbiór po w y d ru k o ­ w aniu p ra cy . B ędę szczęśliw y, jeżeli obecna książka w y w o ła szerszą d y sku syę i p rzyczyn i się choć cokolw iek do obudzenia w społeczeństwie w iększego niż dotąd zajęcia się kw estyą, którą uw ażam za nader doniosłą dla naszego b ytu społecznego.

Z uw agi, że je d y n y m u nas ob jaw em czynnej p o m o cy na polu mieszkań dla mniej zam ożnych ludzi jest sp ółka b u d o w y d om ów dla rzem ieślników i robotników z roku 1862, kopię kontraktu tej spółki załączyłem w dodatku do ro zp ra w y.

Autor.

(8)
(9)

T h e hom e is the unit o f civ ilisa tio n ; from It sp rin g a ll those influences, w h ie h g iv e a ch arac- ter to s o c ie ty eitlier for go o d o r for e v il, either o f a beneficent o r o f a disturbing ch ara cter.

Z m o w y io rd a Beaconsfieida.

B e z zn ajom ości o b o w ią z k ó w w zg lęd em sie b ie i dru gich , bez ' w y o b raże n ia o p o ży tk ach i sp o so­

b ach zatrudnienia się p rzem ysłem , b ez zak o szto ­ w a n ia sło d y c z y w y g o d n ie jsze g o ż y c ia , do c z e ­ g ó ż c z ło w ie k m oże się podnieść? ja k m oże stać się użyteczn ym społeczności?

W . S u ro w ie c k i. O upadku przem ysłu i m iast w P o ls c e str. 148.

W S T Ę P .

S fo w o w s tę p n e .— Z n aczen ie m ieszkania dla ż y c ia fizycznego i s p o łe c zn e g o .— Pod n iesien ie tej s p r a w y w w ie k u b ie żą cy m na z a c h o d zie .— E d w in C h a d w ic k .— R u ch sp o łe c zn y .— P u ­

b lic y s ty k a .— K o n gresy.

Już mędrzec grecki powiedział: 7Vó>{h asoti)tov— poznaj siebie sa­

mego. I maksyma ta nie utraciła dotąd swego znaczenia, pr ze ci w­

nie raczej pozyskała więcej aniżeli k i e d yk ol wi ek uznania. Ze po­

znanie siebie samego jest koniecznym warunkiem rozumnego życia człowieka, tego nie potrzeba dowodzić, tak samo j a k niema już dzi­

siaj potrzeby przekonywać o tem, że dla postępów umysłu należy kształcić umysł. W o ł a m y obecnie asat)Tov, nietylko do poje­

dynczych ludzi ale i do całych grup i z wi ąz kó w społecznych. Spo­

ł eczeństwa powinny także poznać siebie, swoje siły, swoje dobre i złe strony, jeżeli chcą życiu swemu zapewnić trafny kierunek.

W imię tej zasady, nie chcę dotykać tak zwanych palących idei, mających rzekomo świat popchnąć naprzód, odsuwam się od denerwujących opowieści hypnotyzmu i tym podobnych pobudza­

(10)

jących przedmiotów, i pozwolę sobie zatrzymaćTuwagę nad tem, j a k my mieszkamy?

Zdawał oby się, że niema nic prostszego nad podobne pytanie.

A jednak nie bądźmy zbyt skwapliwi z odpowiedzią. Jest to kwe- stya bardziej skomplikowana, aniżeli się na pozór wyd awa ć może.

Co więcej, poważniejszych do niej materyałów dostarczyły dopiero prace sanitarnego podkomitetu obywatelskiego z r. 1879 (1) i dane zebrane przez spis j ednodni owy z r. 1882 (2), dzięki którym m ożem y się zastanowić nad powyższą kwestyą głębiej i dokładniej.

Ale, c zy sama kwest ya warta jest zastanowienia? Przedewszy- stkiem niech mi wolno będzie z góry usunąć wszelką w tej mierze wątpliwość.

Z trzech zasadniczych potrzeb człowieka, j a k o to: pożywienia okr yc ia i schronienia, w warunkach życia cywilizacyjnego to ostat­

nie gra najpoważniejszą rolę. Wpr awdzi e bez jedzenia i picia c zł o­

wiek nie mógłby całkiem istnieć, mieszkanie zaś napozór nie w y ­ daje się równie konieczne, nie spostrzegamy tego stopnia nagłości w zaspokojeniu potrzeby, j a k a zachodzi, gdy idzie o głód i pragnie*

nie; jednakże i bez schroniska c złowi ek obejść się nie może, a na­

stępstwa braku odpowiedniego mieszkania są głębsze i dotkliwsze.

Już w celu ochrony od zewnętrznych wp ły wó w klimatu człowi ek musi posiadać j akieś mieszkanie. Że zaś żyjemy w powietrzu, j a k r y ­ ba w wodzie, bo ono odżywia naszą krew i organizm, bo płuca nasze pracują ciągle, na jawi e i we śnie i dla swojej pracy nieustannie po ­ wietrza potrzebują, mieszkanie przeto powinno posiadać powietrze, odpowiednie do potrzeb fizycznych człowieka, wolne od szkodli­

wych części składowych, słowem powietrze zdrowe i czyste. Złe mieszkania systematycznie, choć niedostrzeżenie dla nieświado­

mych, podkopują organizm, usposabiają do chorób i poprostu zabi­

jają człowieka.

Ale, mieszkanie nietylko służy za schronisko dla ciała, posia­

da ono nie mniej ważne znaczenie dla życia społecznego. Jako sie­

dlisko rodziny, która tutaj ma żyć i rozwijać się, mieszkanie zrasta się z pojęciem cywilizacyi i postępu. Im gorsza siedziba, tem mniej spodziewać się można zdrowia moralnego pośród jej mieszkańców.

( 1 ) W r. 1879 u tw o rz o n y b y ! k o m itet sanitarn y o b y w a te ls k i w W a r sza w ie , z k tó ­ rego w ysadzo n o p o d k o m itet dla zbadania w a r u n k ó w sanitarn ych naszego m iasta. P o d k o ­ m itet o g ło sił w r. 1880 s w o je d o cieka n ia w osobnej k siążce p. t. „O p in ie sanitarnego po d k o m itetu o b y w a te ls k ie g o d o ty czą ce stanu W a r s z a w y pod w zględ em sanitarnym i śro d­

k ó w do asenizacyi m iasta p ro w a d zić m a ją c y ch ."

(2) S ta ty sty k a m ieszkań m ieści się w części d ru gićj „ R e z u lta tó w spisu je d n o ­ d n io w e g o ".

(11)

Ztąd nietylko hygieniści ale i ekonomiści podnoszą wysokie znacze­

nie mieszkania w życia ludzkiem i schodzą się z sobą w ostatecz­

nych wnioskach i konkluzyach.

Dużo j ednak potrzeba było czasu, a powiedzmy wprost dużo wieków, zanim kwest ya ta weszła na porządek dzienny.

I nic dziwnego. Dopóki warunki życi a fizycznego, j ako też spo­

łeczne go nie zostały dokładnie zbadane i wyjaśnione, dopóty k w e ­ stya mieszkań wymyk ał a się, że tak powiem, z pod ścisłej obserwa- cyi i pozostawała w ukryciu. Ujemne warunki pod względem mie­

szkaniowym przez ciąg długich w ie k ó w przynosiły szkodę, zdrowie publiczne szwankowało, rodziły się choroby, chwiała się moralność, ale nie umiano zoryent ować się co do rzeczywistych przyczyn złe­

go, szukając ich zazwyczaj gdzie indziej, nie tam, gdzieby nale­

żało (i).

Dopiero w wieku bieżącym, choroby zaraźliwe i epidemiczne, które dziesiątkował y ludność w wiel ki ch miastach angielskich, i cho­

lera w Paryżu z r. l 8 3 l, która szerzyła się z niesłychaną g wa łt ow ­ nością w zacieśnionych dzielnicach tego miasta, otworzył y ostatecz­

nie oczy, i przy wysokiej już wiedzy hygienicznej zwróciły uwagę na prawdziwe źródło złego (2). Zaczęto badać mieszkania, ich stan, p orównywać cyfry chorób i śmiertelności podług dzielnic miejskich i j akości lokali, i wykryto bezpośredni związek klęsk ze stanem mieszkań. Studya rozszerzono dalej, rozpoczęto zestawiać statystykę moralności i zbrodni z naturą mieszkań, i znowu wykryto łączność zjawisk, j ak o przyczyn i skutków, które oddziaływają jedne na dru­

gie. Jednocześnie skonstatowano w większych miastach powszech­

ną wadliwość mieszkań, w j a k ic h warstwy biedniejszej ludności przebywają, i nadmierną stosunkowo ich drogość. Wsz ys tko to ra-

( 1 ) W starożytn ej G r e c y i k w e s ty a m ieszkań, zdaje się, że n igd y na j a w n i e w y c h o ­ dziła, p rzyn ajm n iej nie m a na to w z'ródłach w s k a z ó w e k . P r z e c iw n ie w R zy m ie skutkiem p rzep ełn ien ia b ra k m ieszkań d a w a ł s ię ju ż u czuć, czego d o w odem g w a łto w n y w z ro st cen na m ieszkania. Już za C ezara cena lo k a li w R zy m ie b y ła c ztery ra zy w y ż s zą , aniżeli w reszcie I ta lii. D a le j Ju ven al, n a rze k a ją c na b ra k m ieszkań, p rzy ta cza , że za ciem n y lo ­ k a lik trze b a b y ło p ła c ić w R zy m ie ty le , Ile k o s z to w a ł c a ły dom z ogrodem w m ieście pro- w in cy o n ak ićm . W ie le ro zp orządzeń p r a w a rzym skieg o za ch ę ca ło do b u d o w y i re p a ra cy i d o m ó w , co sta n o w i w yraz'ne znam ię c ię ż k ic h sto su n k ó w . (R o s c h e r „N a u k a ekonom ii handlu i p rze m y słu ” str. 45. T ło m a czen ie B anzem era). W w ie k a c h średnich system bu do­

w a n ia m iast zacieśn io n ych , o to czo n y ch z a z w y c za j m uram i, n ie w ą tp liw ie w p ły w a ł ujem ­ nie na stan m ieszkań i zd ro w o tn o ść p u b liczn ą. W ty c h w aru n k ach , g d y b y n a w e t innych p rzeszk ó d nie b y ło , w ie lk ie m iasta w dzisiejszem rozum ieniu nie m o g ły b y się ro z w in ą ć , C e c h a o tw a r te j, n ieza m k n iętij p rzestrzen i, je st ch a ra k te ry sty k ą n ow oczesnego miasta.

(2) R a fa lo v ic h . D ie W ohnungsfrage in Fran kreich, str. 2. S ax . D ie W ohnungszu- stdnde, str. 3.

(12)

zem przyniosło dowód, że istnieje wielkie złe, zaniedbane oddawna, które przecież wyma ga czujności i opieki społecznej.

W następstwie tego wzięto się gorąco do dzieła, a pierwszy przykład na polu czynu dała Anglia.

Nie od rzeczy będzie już w tem miejscu powiedzieć, że do na­

leżytego postawienia kwestyi w Anglii przyczynił się skromny, ale pełen energii i wytrwałości człowi ek, adwokat angielski Edwin Chadwick, który badaniami swojemi ujawnił kwestyą i obnażył jej ciemne i przerażające strony, w całej ich prawdzie i grozie. Jedną z j e go prac, a mianowicie sprawozdanie sanitarne z r. 1842(1), lord Stanley nazwał biblią angielską w kwestyi mieszkań (2). O d­

tąd w Anglii powstają szeregi praw dla zaradzenia złemu, a j edno­

cześnie rozwija się gorą cz ko wa czynność społeczeństwa w kierun­

ku tworzenia nowych mieszkań dla klas pracujących, poprawy do­

tychczasowych, i wogóle polepszenia bytu najliczniejszej warstwy społecznej.

Za przykł adem Anglii poszła Francya, ale pomimo silnego po ­ parcia niektórych publicystów, nie zrobiono tutaj ani w przybliże­

niu tego, co w Anglii. W każ dym j ed n a k razie, działalność w tym kierunku na ziemi francuskiej była dosyć znaczna i odbiła się na­

wet na drodze rozporządzeń prawodawczych. Z kolei, mianowicie z początkiem siódmego dziesiątka obecnego wieku, kwest ya prze­

szła do Niemiec, gdzie odrazu gorące znalazła przyjęcie; chociaż na polu prawodawczem dotąd nic tu prawie jeszcze nie uczyniono, zdziałano przecież dosyć w kierunku usiłowań i przedsiębierstw prywatnych. Ruch ten w dalszym ciągu przenika powoli do wszyst­

kich państw europejskich.

Dla przekonania, j a k poważnie traktowana jest ta sprawa, w y ­ starczy przytoczyć niektóre fakty. W Anglii zajmował się nią c z yn ­ nie ks. Albert, zmarły mąż król owej Wiktoryi , i przewodniczył sta­

le w jednem z towarzystw budowlanych założonych w Londyni e c e ­ lem wznoszenia domów dla niezamożnych robotników (3). Obecny następca tronu angielskiego brał świeżo udział w charakterze człon-

(1) General rep o rt on the condition o f the labouring classes o f Great B rita in . B y ło ono rezultatem p ra c y i udziału C h a d w lc k ’ a w k o m isyi w yzn a czo n ej do badania stanu sani­

tarnego je sz c ze w r. 1839.

(2) S ax. D ie W ohnungszustande d e r arbeitenden Classen u n i ih re R e fo rm , 1869.

str. 32.

(3 ) R a fa lo v ic h . D ie W ohnungsfrage in F ran kreich str. 44', w zb io rze D ie W oh- nungsnoth d er drm eren Klassen. L e ip z ig 1886. T o m 2. E n g e l. D ie modernę W ohungsnoth.

L e lp zlg . 1873. str. 2.

(13)

ka w royal commission, która została zwołana w r. 1884 do ocenienia stanu mieszkań w Lon d y ni e (1).

Niemniej gorąco zajmował się tą sprawą cesarz Napoleon III, czego dowodem pomysły j ego własne lub z j e go natchnienia p o w ­ stałe, j akie na wystawie paryskiej z r. 1867 ujawniono (2). W Da^

nii, ks. następca tronu należy do liczby c złonków stowarzyszenia budowlanego dla robotników, założonego w r. 1865 (3).

W krótkim stosunkowo czasie powstał także ruch w publicy­

styce, tak, że dzisiaj kwestya mieszkań posiada swoję literaturę, której przodują prace angielskie. Na zjazdach w Paryżu podczas wystawy z r. 1867, w Wiedni u w r. 1873, w Brukselli w r. 1877 (4) pracowano nad tą sprawą, a świeżo we wrześniu 1886 r. ekonomi ­ ści niemieccy odbyli we Frankfurcie nad Menem nowy kongres w kwestyi mieszkań, którego rezultaty opublikowane zostały w r.

1887 (5).

Słowem, najpoważniejsze umysły i ciała zajmują się tą sprawą i postawiły ją na szczeblu tej ważności, na jakim ona znajdować się ma niewątpliwe prawo.

(1 ) A sch ro th . D ie A rbeiteruiohnungsfrage in E n g la n d str. 93 w tym że zb io rze t o m l . (2 ) R a fa Io v ich I. c. str. 43 i 44. D o d a ć trzeba, że je sz c ze ja k o k sią żę L u d w ik B o n ap arte, w y d a l on broszu rę p. t. S u r V extinction du p a u p er istne 1845 ro k u . P o m y s ły w tej p ra c y w y ło ż o n e , zo staw szy cesarzem , z aczął w p r o w a d z a ć w ż y c ie , ja k k o lw ie k z mni£j pom yśln ym sk u tk iem dla sw e g o sp o łe cze ń stw a.

(3) Hansen. D ie W ohnungm erhaltnisse in den grósseren Stadten. H eid elberg , str. 48.

(4) M arjolin . j:tudes sur les cuuses et le i effets des logements insalubres, str. 10.

D ’A v ig d o r . D a s W ohlsein d er M enschen in Grosstddten, str, 4 4 *

(5) Verhandlungen der am 24 und 25 1886 abgehaUenen G eneral Versam m lung des Vereins f u r S ocia l P o liiiŁ L e ip zig . 1887. K o n g res ten o p ró cz k w e s ty i m ieszkań r o z b ie ­ ra ł i z w ią za n ą z n ią k w e s ty ą k o lo n izacy i.

(14)

R O ZD ZIA Ł I.

Warunki zewnętrzne.

R o zro s t m iasta w kieru n k u p io n o w y m .— B ra k p la c ó w i o g ro d ó w . — N o w e p ro je k ty nisz­

czenia w o ln y c h p rzestrzen i.— B ra k k o n ieczn y ch p o rzą d k ó w sanitarn ych . — J a k ie k o lw ie k p o ży tk i p rzyn iesie k a n a liza cy a , trzeba je szcze z w ró c ić u w a g ę na stan w e w n ę trz n y

m ieszkań.

Po powyższem objaśnieniu możemy teraz wrócić do postawio­

nego na wstępie pytania i zastanowić się nad tem, w jaki sposób społeczeństwo warszawskie mieszka.

Zacznijmy od warunków zewnętrznych.

Musimy tu zaraz zaznaczyć, że rozrost budowlany War szawy nie dokonywa się pomyślnie i normalnie. W ciągu lat 2o, poczy­

nając od r. 1868, ludność miasta uległa nadzwyczajnemu powiększe­

niu, bo kiedy w r. 1868 wynosiła ona 254,501 osób (l), a w dniu 9 lutego 1882 r. w chwili spisu j ednodni owego obejmował a 387,395 osób (Rezultaty, cz. I, str. 3), to już w dniu l stycznia 1887 r. do­

szła do 439,174 osób (2), a zapewne do tej chwili przekroczyć mu­

siała cyfrę 450,000 ludzi, nie licząc oczywiście załogi wojskowej.

Ludność w tak krótkim czasie niemal, że się podwoiła, lecz ta pod­

wojona ilość ludzi zamieszkuje na tej samej przestrzeni, w tych samych co i dawniej granicach. W istocie, coraz wyżej piętrzą się domy, zapełniają się otwarte place, budują się oficyny, nikną wolne pomiędzy domami przestrzenie i dziedzińce, na dalszych od

( 1 ) Z a lę sk i. „ R y s sta ty s ty k i p o r ó w n a w c ze j m. W a r s z a w y ". W a r sza w a 1872 str. 23.

(2) S p ra w o zd a n ie o ruch u ludno ści m. W a rs za w y za r. 1887, str. 1. S p ra w o z d a ­ nie za ro k 1888 dotąd nie w y s z ło , c h o c ia ż szy k u je się do dru ku , le c z w e d le p r y w a tn ie u dzielon ej m i p rzez p. Z a lę s k ie g o w iad o m o ści, cy fra ludno ści z d. 1 styczn ia 1888 d o szła p r a w ie do 445,000 o só b . W tym stosunku p rzy ro st n aturalny ludno ści w cią g u tegoż fo k u p o w in ie n b y ł p r ze k ro c z y ć 45o ,o o o ,

(15)

środka miasta ulicach w miejsce nizkich domów powstają wysokie kamienice, ale miasto nie powiększa się pod względem zajmowanej przestrzeni, nie przybiera nowych pod swe budowle gruntów, i nie przekracza z aczarowanego ko ł a dawnych rogatek. W r. 1868 mia­

sto liczyło domów 3 ,260 i oficyn 4,677, a już w r. 1882 było do­

mów 4,899 (więcej 0 4 1 % ) , i oficyn 7,516 (l) (więcej o 6o,70/0 od poprzedniej cyfry). Dodajmy, że znaczna część dawnych do­

mów powiększył a ilość piętr przez nadbudowanie lub otworzenie suteryn mieszkalnych w dole (2). Murów coraz więcej, ludzi c o­

raz gęściej, ale powietrza coraz mniej, coraz duszniej. Rz e cz go­

dna uwagi, że pomimo tak znacznego przybytku budowli i ludzi, nie zaszła potrzeba w ciągu tych lat dwudziestu przeniesienia któ- rychkol wiek rogatek miejskich do dalszego punktu po za miasto.

Krót ko mówiąc, miasto rozrasta się w kierunku pionowym, w górę i na dół, ale nic prawie w ki erunku poziomym, wzdłuż i wszerz, j ak b y sobie tego ż yc zy ć należało (3 ). Temu zjawisku, do pewne­

go stopnia koniecznemu i nieuniknionemu (4), towarzyszy inne, które wprost za anormalne u ważać należy. Chcę mówić o braku placów i ogrodów publicznych. W ciągu upłynionych dwudziestu lat nie przybyło miastu ani j ednego nowego ogrodu, ani jednego nowego placu (5), chociaż dawniejsze dla potrzeb podwojonej

( 1 ) R e z u lta ty spisu je d n o d n io w e g o . Cz. 2, str. 5 .

(2) L ic z b a izb w su teryn ach w r. 1882 p rze d sta w ia ła c y fr ą 4422 iz b y (R e zu lta ty , cz. II, str. 8 1).

(3) O gólna p o w ie rz c h n ia , m. W a r s z a w y w ro z c ią g ło śc i całej ju r y d y k i m iejsk ićj, w y n o s i 169 w łó k i 16 m o rg ó w , c z y li 2847 h e k ta ró w i 4809 m etró w k w a d r a to w y c h . O d ­ lic z y w s z y p rze cie ż w o ln e k rań ce m iasta, p o w ie rz c h n ia zam ieszkanej p rzestrzen i o b ejm u je 1 15 w łó k , 19 m o rg ó w , cz y li 1941 h e k ta ró w i 8749 m etró w k w a d ra to w y c h . P r z y z a lu ­ dnieniu 460,000 m ieszk ań có w , w y p a d a J m ieszkan iec, na 63 m etry k w a d ra to w e ogólnej p rzestrzeni, a 1 na 43 m etry k w a d r a to w e w zab u do w an ym tery to ry u m . Jest to c y fr a p rzeciętn a, le c z rozum ić się sam o przez się , że w m iarę zbliżan ia się k u ś r o d k o w i miasta gęsto ść zaludn ienia w zm a g a się coraz b ard ziej. B erlin o b ejm u je 6203,45 h e k ta ró w , co p rzy ludno ści 1,122,330 m ieszk ań có w daje na g ło w ę 55 m etró w k w a d ra to w y c h (B óckh . D ie Bevólkerungs und W ohnungs-A ufnahm e vom 1 Decem ber 1880 in d e r Stadt B erlin . Cz. 1.

str. 69). T e n stan zaludnienia w e d le B o c k h ’a u w a ż a ć n ależy za sta n o w czo anorm alny (str. 38). H am burg na przestrzeni 6,344,5 h e k ta ró w p osiada 4x 0 ,12 7 m ieszk ań có w , a za­

tem 1 m ieszkańca na 164 m etrach k w a d r a to w y c h (.Neefe. H auptergebnisse der W ohnungs- statistik deutscher Grosstddte, str. 174. W zb io rze W ohmmgsnoth d er arm eren K lassen etc.

L ip s k . 1886).

(4) W y ją te k sta n o w i L o n d y n i m iasta ang ielskie, k tó re sku tkiem system u b u d o ­ w an ia d o m ó w na m ieszkanie dla jedn ej ro d zin y (Cottagesjystem), a p o części zap ew n e też skutkiem czu jn ości sp o łeczn ej, ro zrastają się w sp ó łrzęd n ie w kieru n k u poziom ym , tak d o b rze, ja k i w p io n o w y m .

( 5) U lice i p la ce zajm ują 1 5 % w łó k i, c z y li nie w ie le w ię c ć j nad >/8 część te ry to ­ ryu m zab u d o w a n eg o , ale z a le d w ie '/ lj część ogólnćj p o w ie rzch n i, o g ro d y zaś i sk w ę ęy

(16)

ludności nie mogą wystarczać. Co gorsza, widzimy nieopatrzne znoszenie tego rodzaju przestrzeni, które w większem mieście sta­

nowią kon i ecz ne zbiorniki lepszego powietrza. Jeszcze dawniej, nie umiano w yz y s k a ć dla dobra miasta ani ogrodu świętokrzyskie­

go, ani ogrodu brylowskiego, z kt órych potworzono gęsto zabudo­

wane ulice, z niemałą szkodą dla warunków sanitarnych. Gdy k a ­ sowano ogród brylowski, obcięto ogród Saski, zamiast go rozsze­

rzyć; gdy trzeba było pobudować letni teatr, zabrano miejsce w ogrodzie Saskim, j a k gdyby on zawiele miał rozległości. Istnieje projekt budowy teatru na placu Zielonym, bo ten amatorom prze­

szkadza, istnieje drugi projekt budowy domu sądowego na placu Krasińskich, kt óry raczej domaga się rozszerzenia i zburzenia stoją­

cych na nim dawnych bud.

Niedawno, bo ubiegłej wiosny, byliśmy świadkami wandali- cznego zniesienia części skweru na Nalewkach, gdzie pobudowano skład dla akcesoryi teatralnych, który bez szkody dla społeczeń­

stwa, gdzieś za rogatką mógł był znaleść pomieszczenie, wkrótce zniszczą nam znowu część skweru ewangielickiego pod budowę gmachu dla sztuk pięknych (l). Nie wiele też brakowało, do po- ćwi ertowani a ogrodu saskiego, tego j edynego w środku miasta rezerwoaru powietrza, i to pod dziwnym pretekstem, potrzeby ko- munikacyi, za projektem p. Lindleya. Przed p. Lindleyem owej potrzeby nikt nie dostrzegł, ale gdy p. Lindl ey wystąpił z tą myślą, wnet znaleźli się zwol enni cy nowości i zaczęli walczyć za mizerną sprawę, zapominając zupełnie o zdrowiu publicznem i j ego potrze­

bach. Rz ec z dziwna, gdzieindziej wykupują place i domy, dla tworzenia wśród miasta ogrodów w Nowym-Yorku nie wahano się wydać blisko lo milionów dolarów, zajmując grunta pod park c e n­

tralny, który założony został w samym środku wielkiej stolicy (2), a w Warszawi e nawet dziennikarze łamią pióra w obronie projektu zniszczenia j edynego ogrodu! Zdaje się, że tylko osobistej roztro­

pności prezydenta miasta z awd z ięc zamy uratowanie sprawy.

Wogól e, nadmienić należy, że brak ogrodów i placów stanowi bardzo ujemną stronę bytu w Warszawi e.

m iejskie iic z a ty lk o 3 w łó k i, c z y li V38 a w ła ś c iw ie Va6 część. C o zn aczy ta k a przestrzeń w o b e c gęsto zacieśn ion ych zab u d o w a ń w całćm m ieście!

(1 ) T e n p la c dopom ina s ię c h y b a tak że rozszerzenia przez zaku p i zniesienie dom u o d u lic y K r ó le w s k ie j, k tó r y klin em w p la c w c h o d z i. G d y p r z y b y te k sztu ki stanie o b o k p o w y ż s z e g o dom u, zn ikn ie n ad zieja o d sło n ięcia k ie d y k o lw ie k g łó w n e g o frontu k o ­ śc io ła e w a n g e lic k ie g o i o tw o rze n ia szerszej dla w id o k u i p o w ie trz a w tem m iejscu p rze­

strzeni.

(2) S ax. D ie W ohnungszustande d er arbeitenden Klassen und ihre R eform , W ien , 1869.

(17)

— 11 —

W dalszym ciągu do kategoryi szkodliwych warunków życia w Warszawi e należy brak dobrej wody, brak ścisłych i nieprzeni- ldiwych bruków i wogóle brak należytego porządku na ulicach i wewnąt rz domów (l). Pod tym względem niesłychaną cenę po­

siada dla miasta kanalizacya, której przeprowadzenie zawdzięczać możemy energii zwierzchności miasta. Raz i ć też musi każdego rozsądnego człowieka mniej lub więcej widoczny opór ze strony właścicieli domów, piszących protesty przeci wko w i e l k i e m u pomysłowi (2), bezwzględu na potrzeby i dobro ogółu mieszkańców.

C okol wi ek j ed n a k dobrego przyniesie skanalizowanie War sz awy , nie zdoł a ono usunąć wszystkich ujemnych stron zbyt gęsto zal u­

dnionego miasta, o j a k ic h dopiero co wspominałem. Jak w w ie l ­ kich miastach wogóle, tak i w War s za wi e tembardziej, zewnętrzne warunki pozostaną zawsze ciężkie, i wymagać będą tem większej czujności co do wewnętrznego urządzenia mieszkań.

(1 ) „O p in ie sanitarnego p od k o m itetu o b y w a te ls k ie g o " 1880 str. 3 i nast. C o do p o rzą d k u na u lica ch i w dom ach, to mam tu na m yśli złe ryn sztoki, z b y t rzad k ie p o le w a ­ nie w o d ą u lic, le n iw ą w y w ó z k ę śm ieci i n alecia ło ści u liczn y ch , brak p is so a ró w , z'le u rzą­

dzone m iejsca u s tę p o w e po dom ach, niedokładne u su w an ie n ieczysto ści d o m o w y c h i t. p.

w a d y u jaw n io n e w p o w o ła n y c h o p in iach .

(2) D o ś ć p rzyp o m n ieć m em oryał w n ie sio n y p rzez grono w ła ś c ic ie li d om ów do T o w a r z y s tw a K r e d y to w e g o m. W a r s z a w y i u c h w a lę ogó ln ego zebran ia tegoż T o w a r z y ­ stw a ’ z m. grudnia 1888. W o b ro n ie tego m em o ry a łu , zam ieszczonej w N r. 30 i 3 9 K u - ry e ra W a rsza w sk ie g o , re d a k to ro w ie je g o b ro n ią s ię tem , że oni k w e s ty o n u ją je d y n ie o b o w ią z e k p rzy m u so w eg o spuszczania ekskrem en tó w i zało żen ia p ó l ir y g a c y jn y c h . M ała rzecz! D w a szczeg ó ły, bez k tó ry c h p o ży tk i k an aliza cy i n ikną w % c z ę ś c ia c h !

(18)

R O Z D ZIA Ł II.

Mieszkania uboższych.

M ieszkania jed n o i d w u iz b o w e , m ieszkania w su teryn ach i na poddaszach, m ieszkania b ez św ia tła, bez ogniska, a lb o bez jedn ego i d ru giego. — N ędza pod w zględ em m ieszkań . — ■ W ię ce j niż d w ie trzecie ludności p r z e b y w a w biedzie, a jedn a szósta w n ęd zy. — Z e sta ­ w ie n ie z zagran icą. — Stan rz e c z y pogorszą się. — S k u tk i złego stanu: 1) p o d w zg lęd em fizyczn ym .— Ś m iertelność. — 8100 ludzi ro czn ie um iera po nad w ła ś c iw ą norm ę. — N ad ­ m ierne c h o ro b y . — P o p r a w a m ieszkań w p ły w a na zm niejszenie śm iertelności i ch o ró b . — P o p r a w a le ż y n ie ty lk o w interesie k las b ied n iejszych , ale 1 w interesie ca łego spo łeczeń ­ stw a. — S tra ty 3'/a m iliona ru b li roczn ie z p o w o d u śm ierteln ości i ch o ró b . — Z łe u w a r­

stw ien ie sp o łeczn e, p o leg a ją c e na zm niejszeniu sił p r o d u k c y jn y c h i ob łożen iu ic h c ię ż a ­ rami n iep ro d u kcyjn em i nad m iarę. — 2) P o d w zg lę d e m m o raln ym .— M oralność upada pod w p ły w e m n ędzy m ies zk an io w e j.— K ilk a c y fr w y ja ś n ia ją c y c h . — G roz'by na p rzyszło ść.

Przejdźmy teraz do rozpoznania stanu mieszkań i zacznijmy od warstw mniej zamożnych.

Podczas spisu jednodniowego z 1882 naliczono w War sz awi e 207120 izb (l), a 79258 mieszkań. (Rezultaty spisu j ednodni o­

wego. Część H-ga, str. 81 i 82), co daje przecięciowo 2,6 izby na jedno mieszkanie.

Mieszkania podzielono na różne kategorye, j ako to: jednoi zbo­

we, dwuizbowe, trzyizbowe itd., wedle ilości izb, wchodzących w ich skład. Z pomiędzy tych kategoryi najwięcej mieszkań zna­

lazło się drobniejszych, mianowicie jednoizbowych, których było 46,01$ ogólnej cyfry. T o znaczy, że blisko połowa mieszkań skł a­

dała się tylko z jednej izby. Po tego rodzaju mieszkaniach znowu najwybitniejszą cyfrę przedstawiały mieszkania o dwóch izbach, gdyż stanowiły 23,o5# ogółu. Jeżeli dodamy te dwie kategorye, to wypadnie 69,06$, tj. blisko 1/i0 mieszkań zaliczyć należy do bie­

dniejszych.

(1 ) C y fra ustalona z p om in ięciem k o szar w o js k o w y c h .

(19)

— 13 —

Nie od rzeczy będzie tu objaśnić, że mieszkania dwuizbowe składają także właściwie z jednego pokoju z dołączeniem kuchni, lub przedpokoju, j ak o drugiej izby.

Te dwie kategorye obejmują: pierwsza 36,464, a druga 36,538 izb (Rez. cz. II str. 81), czyli razem 73,002 izby, co stanowi nieco więcej nad trzecią część wszystkich izb w War sz awi e. Przy takiem zestawieniu mogłoby się na pozór zdawać, że w tym samym sto­

sunku mieszkająca w nich biedna ludność nie przechodzi również wiele więcej po nad */3 część ogółu mieszkańców. Otóż wniosek taki byłby błędny. Ilość mieszkańców nie chodzi w parze z ilością zajętych izb, przeciwnie doświadczenie poucza, że w mieszkaniach gdzie mniej izb, więcej stosunkowo mieszka ludzi (l). Dość tu przytoczyć, że kiedy wedle ogólnej ilości izb porównanej z ilością mieszkańców przypada przecięciowo 1,88 czyli niespełna dwie oso­

by na izbę, to w mieszkaniach znajdujących się w suterynach i na poddaszach, które prawie wyłącznie do jednoi zbowych należą, przypada na jedną izbę 3 '/3 lub 3 y, osób (Rezultaty, cz. II, str. 75 i 82), a właściwie blisko 4 osoby na izbę, jeżeli wył ącz ymy z ra­

chunku cyfrę mieszkań niezajętych, które przy ustanowieniu prze­

ciętnej wpłynęły na jej zmniejszenie (2).

T y m sposobem nie bez słuszności możemy przypuścić, że w tej trzeciej części izb warszawskich skupia się dwa razy tyle mieszkań­

ców, aniżeliby się to na pierwszy rzut o k a wyd awać mogło, czyli, że mieszka tam dwie trzecie ludności miasta, a może nawet więcej.

Mógłby kto zarzucić, że przecież w tych mieszkaniach jedno i dwuizbowych mogą się znajdować ludzie względnie dosyć uposa­

żeni, którzy na los wyr zekać nie mają prawa. Że tak jest, o tem niepodobna wątpić, ale z drugiej strony nie należy zapominać o tern, że nietylko w tych dwóch kategoryach mieszkań kryje się bieda i niedostatek. Znajduje się wiele mieszkań trzy i więcej iz­

bowych, zwłaszcza obejmujących warsztaty, pracownie, szwalnie

(1) R e zu lta ty spisu jed n o d n io w eg o nie w s k a z u ją ilo ś ci m ieszk ań có w , zam ieszku­

ją c y c h każd ą k a te g o r y ą m ieszkań p o d łu g lic z b y ich . Skutkiem tego nie m ożna d okład n ie o zn aczy ć, ja k a część ludności zajm uje m ieszkan ia b iedn iejsze i nie m ożna też o k re ślić ścisłej c y fr y m ieszkań przelu d nionych . P o d o b n ież re z u lta ty spisu jed n o d n io w eg o nic ob e jm u ją danych co do rozm iaru ich, a tem bardziej co do ich w a rto ści w e w n ę trzn e j.

W s z y s tk o to leżało p o za zakresem czyn n o ści sp isu je d n o d n io w e g o , nie o d ejm u jąc w y s o ­ k iej w arto ści sam ej p r a c y , k tó ra zam kn ęła się w p e w n y c h o zn aczo n ych g ran icach . G d y je d n a k zebran ie ty c h d alszych w s k a z ó w e k p rzed staw ia w ie le interesu ze sta n o w is k a sp o ­ łeczn eg o , stąd rod zi się p o trze b a badań i w tym k ieru nku , ja k o tem poniżej b ędzie m o w a.

(2 ) D o zrob ien ia tćj u w a g i skłania mnie ta o k o liczn o ść, że ilo ść m ieszkań n ie­

z a ję ty c h w ru b ry c e suteryn i p o d d aszy (str. 82), sto su n k o w o p r ze w y ż s za o w ie le od n o­

śne c y fr y w ru b ry k a ch Innych p iętr.

(20)

— 14 —

itp., gdzie pomimo znaczniejszej ilości izb, panuje często przepeł­

nienie ludnościowe, połączone z warunkami prawdziwej nędzy.

Nie mamy danych dla wył ączenia i ustalenia tej kategoryi mieszkań, która gdyby mogła być wskazana, powiększył aby znacznie cyfrę biednych mieszkań i biednych mieszkańców.

Należy przytem pamiętać, że dość znaczną ilość miesz­

kań trzy i więcej izbowych ludzie wynajmują dla spekulacyi, pod­

najmując później pojedyńcze izby lub kąty osobom trzecim, które również w sferze najbiedniej mieszkających figurować powinny.

Dosyć będzie przytoczyć, iż sublokatorów naliczono w Warszawie 48,845 osób (Rezultaty, cz. I, str. 77). Nareszcie, gdyby chodziło

o ścisłość, należałoby uwzględnić mieszkania służby i w ogóle lu­

dzi, przeznaczonych do naszych usług osobistych.

Cyfra takiej ludności wynosi w W ar sz awi e wraz z jej dziećmi 35,429 osób, czyli prawie '/w część całkowitej ludności podług spi­

su jednodniowego (Rezul. cz. I, str. 77). Z tej cyfry znakomitą wi ę­

kszość ze względu na położenie zapisano podczas spisu jednod ni o­

wego do liczby mieszkańców większych lokali, co nawiasem mó­

wiąc, przyczyniło się znacznie do podniesienia przeciętnej ludności zajmującej lepsze mieszkania. Jednakże słuszność nie pozwala nam zapomnieć, że ludzie ci nie wszędzie, nawet przy większych mie­

szkaniach, posiadają należyte i zdrowe pomieszczenia. Jakże to często budowniczym naszym, którzy umieją tworzyć ładne saloniki, zabraknie miejsca, gdy wypadnie zrobić coś dla służby? I zjawiają się koncept y w rodzaju pawl aczy i tym podobnych urządzeń.

W o b e c tego wszystkiego, przypuszczenie moje, że 2/3 części ludności warszawskiej źle mieszka, nabiera c echy zupełnego praw­

dopodobieństwa. Raczej powstaje nawet wątpliwość czy stosu­

n e k nie jest gorszy, czy upośledzenie pod względem mieszka­

nia nie towarzyszy daleko większej części ludności? Gdyby przyszło do ścisłego obrachunku, to zapewneby się okazało, że tyl­

ko mała jej cząstka znajduje się w warunkach dobrobytu mieszka­

niowego. Ze j ed n a k bieda biedzie nie równa, przypatrzmy się bli­

żej tej nędzy mieszkań i rozejrzyjmy się w szczegółach.

Z a anormalne i niezdrowe mieszkania hygieniści i e konomi ­ ści uznają lokale w suterynach i na poddaszach. T a ki c h lokali było wedle spisu jednodniowego 5,56% i 11,14$ razem 16,70$ ogólnej ilo­

ści. Dodawszy do tego lokale na 4-m i wyższych piętrach, których ilość statystyka wykazuje na 0,76$, wypada wogóle, że mamy b ez ­ warunkowo anormalnych mieszkań w naszym mieście 17,46$ ( R e ­ zultaty, cz. II, str. 69).

(21)

— 15 —

T e niezdrowe mieszkania liczyły izb zamieszkałych (l ) 18,347, a w nich mieściło się ludzi 63,941. T o znaczy, że w mieszkaniach bezwarunkowo anormalnych zamieszkiwał a blisko '/6 część c a ł k o ­ witej ludności (2). Ale ta l/e część zajmował a jedynie 18,347 izb, czyli nie wiele więcej nad ‘/12 część ogólnej ilości izb w Warszawi e.

Gdyby mieszkańców tych biednych siedzib chcieć obdarzyć taką ilością izb, j a k a podług przeciętnej rachuby na nich przypada, to należałoby im dać dwa razy tyle, aniżeli posiadają. Nie dość więc, że ta masa ludzi przebywa w mieszkaniach niezdrowych, ale jeszcze gnieździć się musi gęściej od innych. (Rezultaty, cz. II, str. 82).

Nie zawadzi tutaj małe porównanie.

Lokale na pierwszem i drugiem piętrze obejmowały wogóle u nas izb zamieszkanych 86.133, a w nich mieszkańców było i 3 6 .6 io osób, to jest nie wiele więcśj nad l£ osoby na jedną izbę, gdy po­

niżej pod ziemią lub wyżej pod dachem współcześnie spotykamy 3 | osoby na izbę. Inaczej mówiąc, zaludnienie schronisk podziem­

nych i poddasznych izdebek było 2% razy większe, aniżeli pierw­

szych i drugich pięter. (Rezultaty, cz. II, str. 82).

Gdyby tylko na tem z amykała się różnica, byłoby pół biedy.

Ale niestety są inne okoliczności, akcentujące jeszcze dotkliwiej upośledzenie uboższych.

Nieodzownym warunkiem zdrowia jest światło, bez którego niepodobna spodziewać się normalnego rozwoju organizmu, nie mówiąc już o koniecznej jego potrzebie dla gospodarczego i po­

rządnego życia. Podobnież doniosłe znaczenie, zwłaszcza u nas w strefie północnej, mają piece i kuchnie, czyli ogniska, konieczne dla utrzymania naszego bytu na stopie, choć c ok ol wi e k wyższej od zupełnej dzikości. Otóż spis jednodni owy notuje, że w suterynach i na poddaszach znajduje się stosunkowo najmniej okien i ognisk (R ezultaty, cz. II, str. 77), a nawet znacznie mniej niż na innych pię­

trach.

Nadto istnieją mieszkania całkiem bez okien. T aki ch miesz­

kań (jednoizbowych) bez światła, znaleziono w mieście i 5 l 5, co stanowi blisko 2 % ogólnej cyfry mieszkań. (Rez. cz. II, str. 81).

Istnieją też mieszkania bez żadnego ogniska i takich naliczono 2.985 (3), czyli blisko ogólnej cyfry mieszkań, z których tylko 582

(1) W liczam do lic z b y izb zam ieszkan ych i zaję te w e d le tegoż spisu pod przem ysł, b o i w ta k ich z w y k le lu d zie m ieszkają.

(2) C a łk o w ita ludno ść w e d le spisu je d n o d n io w e g o o b ejm u je 387,3 g 5 osób (R ezu l­

ta ty , cz. 1, str. 3).

(3) W P a ry żu lic z ą izb bez św ia tła 2.462, a bez p ie ca 3 7 7 7 . C y fry nieco w ię k s ze od naszych, ale co za p o ró w n a n ie w ie lk o ś c i m iasta tego z W arsza w ą! (M arjolin . E tu d e sur

(22)

— 16 —

było niezajętych, reszta 2.5o 2 posiadała lokatorów. (Rezultaty, cz.

II, str. 85). W pr awdz ie autor rezultatów spisu jednodni owe go łago­

dzi tę posępną cyfrę objaśnieniem, że większą część mieszkań bez ognisk stanowią sklepiki. W i e m y jednak z doświadczenia, j a k cz ę­

sto biedni właściciele skl epików mieszkają w nich po za szafami, lub w niszach, pomimo braku ogniska (Rezultaty, cz. II, str. 79).

Nie zawadzi tutaj nadmienić, że z liczby mieszkań bez światła 33 mieści się w suterynach, a 14 na poddaszu, z liczby zaś mieszkań bez ogniska 1 18 w suterynach, a 94 na poddaszu, przyczem z tych dwóch ostatnich cyfr tylko 36 mieszkań nie było zajętych w chwili spisu jednodniowego. A przecież spis ten dokonywał się wśród ciężkiej zimy, mianowicie w d. 9 lutego! Co to musi być za życie pośród murów, gdzie nie można się ogrzać i wiecznie trzeba mar­

z nąć— w kątach, do kt órych światło dzienne nie przenika, a panują­

cą ciemność rozprasza blask kopcącej lampki! W takich schroni­

skach mieszkają j ednak ludzie! Roi się tam ich gęściej, aniżeli w w y ­ twornych pokojach. Oddychają oni piwnicznem powietrzem, o b ch o­

dzą się bez światła lub bez ognia, albo bez jednego i drugiego ra­

zem, i żyją, j a k Bóg dał, bez nadziei lepszego jutra, z trwogą w ser­

cu i w pognębieniu. B y w a głodno i chłodno, bo j ak b y przez ironią losu, należy obchodzić się bez gorącej strawy i ciepł ego odzienia właśnie tam, gdzie tego najwięcej potrzeba!

Z n ik ły ciemne więzienia, znikły dawne lochy kryminalne, któ- remi straszono zbrodniarzy, ale nie zni kł y ciemne, zimne i podziem­

ne mieszkania dla ludzi mozołu i trudu, którym los od kołyski od­

mówił wszelkiego uśmiechu. Mamy te siedziby, tu w tem mieście, dość gęsto naoko ło siebie, bliżej nieraz niżby przypuścić było mo­

żna, niekiedy tuż w niedalekiem od nas sąsiedztwie, lub na naj­

bliższej ulicy. Nie wiele wi emy tylko, co się w nich dzieje, i nie chcemy wiedzieć, jak ie przeznaczenia zapędzają ludzi w te posęp­

ne kąty!

I pomimo woli rodzi się pytanie, iluż to ludzi z pomiędzy nas wszystkich żyjących w tem mieście, znajduje się w takich warun­

kach pod względem mieszkania?

Odpowiedzi wprost na to zapytanie spis jednod ni owy nie do­

starczył, możemy j ednak przybliżenie cyfrę tę określić przez po­

równanie poszczególnych danych.

Mieszkań bez światła znajdowało się okoł o 2$, a bez ogniska okoł o 4#, co dawałoby razem blisko 6$. Cyfra ta j ednak nie byłaby

es causes et les effets des logements insalubres str. 13)* Z resztą i łagod niejszy k lim a t także coś znaczy.

(23)

— 17 —

dokładną. Nędza ma swoje szczeble, podobnie, j a k i dostatek.

W liczbie tych mieszkań są mieszkania bez światła, są bez ogniska, ale są także bez jednego i drugiego razem. Te ostatnie powtarzają się w obu rubrykach, co w p ł y wa na zwiększenie wykazanej cyfry.

Uwzględnijmy jeszcze i to, że pewna część sklepików bez ognisk może być niezamieszkaną, i oznaczmy ilość tego rodzaju anormal­

nych siedzib tylko na 4$, w takim razie będziemy mogli łatwo dojść do przypuszczanej cyfry ich mieszkańców. W mieszkaniach anor­

malnych, których było 17,46# znajdowało się ludzi blisko 64.000, w tym stosunku na \% mieszkań, wypadałoby blisko ‘/4 tej ilości.

Że stosunek taki przyjąć można, to nie ulega wątpliwości, bo j a k to już raz wspomniałem, im gorsze mieszkanie, tem więcej ma l oka ­

torów.

Tym sposobem na mieszkania bez światła lub ogniska, albo bez jednego i drugiego razem, przypadałoby około 16.000 ludzi. A więc mamy taką potężną cyfrę biedaków, którzy doprawdy gorzej od przestępców mieszkają. I dziwią się ludzie, gdy wyczytają w dzien­

nikach, że nędzarz dopuścił się zbrodni, aby pójść na zimę do wię­

zienia. Ale cóż na to powiedzieć, że j ego mieszkanie istotnie nie może równać się z więzienieml

Rozpatrywaliśmy dotąd mieszkania biedaków ze stanowiska ilości zajmowanych izb, ich położenia wedle pięter oraz pod wzglę­

dem okien i ognisk; ale to jeszcze nie wyczerpuje charakterystyki siedzib. Niemniej ważne znaczenie dla zdrowia i życia przedstawia­

ją wymiary izb i ich wartość wewnętrzna, j ako budowli dobrze lub źle do potrzeb ludzkich zastosowanych. Nie mamy w tej mierze pod ręką materyału statystycznego, j ednakże opierając się na co- dziennem doświadczeniu, możemy bez wątpienia powiedzieć, że im biedniejsze mieszkania, tem gorzej są urządzone. Rozmi ary izb by­

wają także zwykle mniejsze; jeżeli te biedne izby nie zawsze są węższe i krótsze, to zazwyczaj są niższe, a przynajmniej w sutery­

nach i na poddaszach tak zawsze bywa. W z i ą w sz y z kolei i tę o k o ­ liczność pod uwagę, warunki życia w tych nędznych mieszkaniach okażą się tem smutniejsze.

Śmiało powiedzieć możemy, że odmalowanie nagiej r ze cz ywi ­ stej prawdy, obudzić powinno w każdem sercu uczucie przerażenia.

Obrazy to ponure, zaciągnięte ciemnemi barwami, po za któremi bledną ludzkie usterki i przekroczenia! A jednak na wyd z ied z ic zo­

nych lokatorach tych schronisk podobnie j a k i innych, w imię zasa­

dy równości, ciążą różne obowiązki społeczne. I od nich w y m ag a ­ my pożytecznej pracy i moralnego działania. I oni muszą na równi z innymi ponosić obowiązek utrzymania rodziny i wyc howan ia dzie-

(24)

ci. Jakże to j ed n a k trudno być musi podołać zadaniu w podobnem położeniu! Ci, co zajmują pięknie umeblowane pokoje, niechaj choć od czasu do czasu wspomną, że więcej niż dwie trzecie współ ­ mieszkańców przebywa w biedzie, a jedna szósta pozostaje w n ę ­ dzy ze wszystkiemi stopniami upośledzonego i wydziedziczonego bytu! Może się też tym biedakom jakaś względność od nas należy!

Ale może mi kto zarzuci, że podobna bieda ma miejsce także gdzieindziej, w ogniskach wyższej jeszcze cywilizacyi, w stolicach wielkich państw zachodnich. Zapewne, wszędzie ubóstwo stanowi większość, a i nędzy w różnych postaciach nie brakuje, ale kwe- styą rostrzygają nie pojedyncze zdarzenia, tylko przeciętne cyfry i wypadki.

T rz eb a przedewszystkiem zwracać uwagę na stosunek l iczeb­

ny nędznych mieszkań do lepszych, na stosunek liczebny biedaków do innych warstw, na przeciętne ceny mieszkań, na przeciętne w a ­ runki bytu dostarczane klasom pracującym. Otóż z tego stanowi­

ska łatwo wykazać, że stoimy niżej od zagranicy. Dzięki wyższej kulturze, a zapewne dzięki też i środkom zaradczym, gdzieindziej rozwiniętym, zło doznaje znacznego złagodzenia, ujemne formy b y ­ tu ulegają poprawie i polepszeniu. Niech mi tu wolno będzie zesta­

wić kilka danych. Zacznijmy od ceny izby.

U nas za średnią cenę rocznego najmu izby, j ak doświadcze­

nie wskazuje, przyjąć można kwotę rs. loo. W Londynie średnio p raktykowana cena pokoju, służącego za mieszkanie dla warstw pracujących, wynosiła t ygodniowo (i) 3 szyi. l o 3/4 denarów, co daje miesięcznie na naszą monetę podług nominalnej wartości około rs. 4, a wedle kursu obecnego rs. 6. Za dwie izby płaci się przecięt­

nie 6 szyi. na tydzień (2). W Paryżu notują cenę przeciętną izby na 300— 35o fr. rocznie, co znaczy na nasze pieniądze nominalnie rs. 75 do 87 rs. 5 o kop. czyli rs. ó'/4 do 7 % miesięcznie, a wedle kursu l l l rs. do 129 kop. 5 o rocznie, czyli rs. 9•/* do l o 3/4 około rs. l o mie­

sięcznie (3). W o b e c tych cyfr nasza cena rs. 100 za pokój, okazuje się znacznie wygórowaną, zwłaszcza, że nie można obecnego naszego niskiego kursu brać za stałą miarę.

(1) Jest to u stalo n ym zw y c za je m w L o n d y n ie , że lu d zie p r a c u ją c y p lą c ą kom orne ty g o d n io w o , term ina najm u, w y p r o w a d z e k etc. ró w n ie ż z końcem tygod n i się zam y k a ją.

N iezg o d n y u nas z system atem p ła c y z w y c za j w y n a jm o w a n ia i ustalania cen y kom ornego m iesięczn ie w y m a g a zm ian y. W p ra w d z ie w ży ciu p r a k ty k u je się zb ieran ie k om ornego c z a ­ sami co tyd zień , ale zasada w yn ajm u m iesięczn ego stoi zaw sze w s w e j m ocy.

(2) A s c h ro tt str. 99. Po m ijam cenę niższą, ja k a się p r a k ty k u je np. d om ach im ienia P e a b o d y ’ eg o , gd zie s ię p ła c i za p o k ó j 2 szyi. 3 den. do 3 szyi. 6 den. ty g o d n io w o . T am że stron. 130,

(3) R a fa lo v ic h str. 30, 31 i 3 2 .

(25)

— 19 —

W Berlinie spotykamy przeci ęciowo cenę pokoju 252 mar.

rocznie (l), co stanowi nominalnie rs. 75 kop. 6o, czyli rs. 6'/, mie­

sięcznie, a wedle kursu obecnego okoł o l2o rs., czyli rs. l o mię-

sięcznie. i

W Hamburgu cena pokoju jest nieco niższa aniżeli w Berlinie, bo 239 marek rocznie, natomiast bardzo znaczne obniżenie widzi­

my w Lipsku, gdzie pokój kosztuje przecięciowo rocznie tylko 174 marki, a w Dreźnie jeszcze taniej, bo zaledwie l 65 marek (2). Tym sposobem, trzymając się wartości nominalnej, wszędzie widzimy ce­

nę niższą od naszej, a w Londynie, Dreźnie i Lipsku, nawet przy ce­

nie wedle kursu bieżącego (3).

Że zaś niższa cena czyni lepsze mieszkania dla biedniejszych dostępniejszemi, tego dowodzić chyba nie potrzeba.

Zróbmy j eszcze parę porównań z Berlinem i Lipskiem. P o­

równania te będą tem pożyteczniejsze, że miasta te później się roz­

wijały od innych wielkich miast europejskich, skutkiem czego sto­

sunki tamtejsze więcej mogą być do naszych zbliżone.

K iedy w War s za wi e liczba mieszkań bez ognisk wynosi bli­

sko Ą%, z kt órych większość jest zamieszkana, to w Berlinie w r.

1880 ogólna ilość podobnych mieszkań stanowiła 1.3#, a w Lipsku w całem mieście znajdowały się tylko dwa takie mieszkania, co przedstawia procent tak mały, że nie daje się on ująć w postać j a ­ ki eg o ko l wi ek wydatniejszego ułamku procentowego (4).

Ki edy w War s za wi e liczba mieszkań bez światła wynosi bli­

sko 2%, to podobnych mieszkań w statystyce Berlina i L ips ka wcale nie spotykamy.

Ki edy mieszkania na poddaszu stanowią u nas 11.14# ogólnej ilości a na 4-m i wyższych piętrach jeszcze (0,76#) blisko 3/t%, to w Berlinie wszystkie tego rodzaju mieszkania obejmują wprawdzie 1Ó.3#, ale z nich trzy czwarte odchodzi na wyższe piętra z powodu budowy domów wyższych, a tylko % pozostaje na poddasza (5), czyli Ą% ogółu mieszkań. Podobne zjawisko zdaje się ma miejsce w Lipsku, gdzie ogólna cyfra mieszkań na wyższych piętrach i mie­

szkań poddasznych wynosi 13.5# (6).

(1 ) N eefe. H au p terg ebn isse der W o h n u n gsstatistick d eu tsch er G ro sstad te. D r u k o ­ w an e w zb iorze Vereia u f u r Socia lp o litik . T o m I , str. 196.

(2 ) T a m że . T o m I , str. 195.

(3) P o w sze c h n ie w iad o m o , że zaro b k i ro b o tn ik a an g ielskieg o, fran cu skieg o , a na­

w e t n iem ieckiego są, w y ż sze aniżeli naszego.

(4) N e efe l. c. str. 188 i 189.

( 5 ) T am że str. I84. W sta ty s ty ce za ro k 18 75 w p ro s t odróżniono na w y ższe piętra 9.5$, a na p od d asza 2.8$. P o d łu g tego stosunku u staliłem lic z b y p ro cen to w e na rok^ iS S o.

(6) T a m że str. 1 8 5 .

2

(26)

20

Mniej korzystny stosunek, mianowicie dla Berlina, przedstawia się tylko co do mieszkań w suterynaGh, które tam stanowiły już w 1871 r. lo.8$, (l) a później nawet się podniosły w swej liczbie (2), chociaż znowu taż statystyka odróżnia, że z liczby mieszkań w su­

terynach w Berlinie 6.1# było zajętych przemysłowo, i że tem s a­

mem tylko 4.70# miały przeznaczenie mieszkania (3). U nas liczba mieszkań w suterynach stanowi jedyni e 5 .56#, ale z nich prawie trzy czwarte zajęte są w charakterze mieszkań. (Rezultaty, cz. II, str. 82). Z a to w Lipsku, podobnie j a k i w Paryżu, niema takich mie­

szkań wcale (4).

Już z powyższych kilku przykładów, porównanie wypada na niekorzyść W a r s z aw y . A cóżby dopiero się okazało, gdybyś­

my mieli możność zestawienia mieszkań biedniejszej ludności war­

szawskiej z odnośnemi mieszkaniami innych miast Europy zacho­

dniej pod względem wewnętrznego urządzenia i udogodnienia.

Naturalnem następstwem rozwoju społecznego jest lepsze i dokła­

dniejsze zaspakajanie potrzeb ludzkich, i dla tego w tym kierun­

ku niższość nasza ujawniłaby się zapewne tem dosadniej i bo­

leśniej.

Dodawszy do tego wszystkiego niepomyślne warunki zew nętrz­

ne, o j akich na wstępie wspominałem, nie będzie przesadą, gdy po­

wiem, że obecne warunki bytu mniej zamożnych warstw naszej l u­

dności, pod względem mieszkań, domagają się gwał townego ratun­

ku i pomocy.

Że stan ten nie poprawia się, ale raczej pogorszą się, tego do­

wodem są cyfry. We dle statystyki z r. 1868 mieszkania dwuizbowe stanowiły (5) blisko połowę ogólnej ilości mieszkań (bo 43.42$) dziś zaś przeciwnie przeważają mieszkania jednoizbowe, one to bo­

wiem na teraz liczebnie przedstawiają prawie połowę wszystkich mieszkań (bo 46.01#), i wyparły mieszkania dwuizbowe na drugi plan, a to tak dalece, że te ostatnie stanowią jedynie 23.o5#, czyli że tych ostatnich mamy obecnie dwa razy mniej aniżeli jednoizbo­

wych. Wi do cz n i e więc ludność niezamożna skutkiem trudniejszych warunków bytu przeszła od dwuizbowych do j ednoi zbowych lokali, które się też więcej w życiu miasta upowszechniły. Jeżeli sobie przypomnimy, że mieszkania dwuizbowe w znacznej części są je-

(1 ) M lch aelis R ich a rd . D ie G lied eru n g der G esellsch a ft nach dem W oh lstan de L ip s k . 1878. str. 126.

(2) N e efe l. c. str. 180.

(3 ) I.llch ae lis l. c. str. 5 6 .

(4) N eefe l. c. str. 180. H ansen l. c. str. 43.

( 5 ) Z a lesk i l. c. str. 9.

Cytaty

Powiązane dokumenty

„Stacja Biblioteka” zgodnie z założeniami, prócz podstawowej funkcji bibliotecznej, będzie też oferować ciekawą powierzchnię animacyjną – zaznaczył Krystian

Drugą, równie istotną kwestią stało się zwrócenie uwagi na przenikanie się perspektyw subiektywnego i obiektywnego rozumienia zdrowia (o ile w ogó- le można mówić o

Potwierdzają one istnienie polityki narodowościowej państwa czechosłowackiego wobec Śląska Cieszyńskiego, mającej na celu osłabienie mniejszości narodowych i

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może byd utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw

Ostatnio głośno było o tej placówce w poznańskich mediach nie tylko dlatego, że uro- dziły się w niej kolejne trojaczki.. Otóż zakończona została kolejna ważna inwestycja

Jeśli więc w cytowanym wierszu Norwid pisze, że pismo to opłatek, przez ucieleśnienie wskazuje na ten boski rodowód aktu językowego, który właśnie jako ucieleśniony

Brachyterapia za pomocą implantów stałych jest najczę- ściej stosowaną metodą leczenia raka prostaty w USA (znacz- nie częściej niż prostatectomia lub

I chociaż Cię teraz z nami nie ma, bardzo Cię kochamy.. Julka Bigos