• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1947.06.08 nr 23

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1947.06.08 nr 23"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Opłata pocztowa uiszczona ryczałtem. Cena 1 0 zł

"Xł3^tv t ; u t ; , B-;i j 't j j '

. ,•

■ ■i) : • J - 1 . b i i . / i •<*

T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O - L I T E R A C K I

Rok I V , / Łódź, 8 czerwca 1 9 4 7 r. N r 2 3 ( 1 0 2 )

U'Wlirtilii' I t ---— ;----

r t

---'

Ksawery Piwocki

o * . /

■ ¿ w 0 p W

Rola sztuki ludowej w dzisiejszej kulturze

Referat wygłoszony na zjeździe Centralnego Instytutu Kultury w Zakopanem

Żeby mówić — trzeba sprecyzować sam©

pojęcie: co to Jest sztuka ludowa.

Trzy możliwości w używaniu tego pojęcia:

a) Sztuka produkowana przez" artystów (lub pseudoartystów) dla ludu wiejskiego tu p. w dziedzinie literatury: sztuki teatralne pisane dla ludowych scen amatorskich, literatura jarmarczna, w dziedzinie plastyki up. dewo­

cjonalia przeważnie robione w Wrocławiu przez Niemców, albo wzorowe chaty, stawia­

ne przez architektów na osiedlach komasowa- nych przed wojną i projektowane przez odpo­

wiednie wydziały Ministerstwa Odbudowy obecnie. Jest to sztuka dla potrzeb ludu — właściwie nie ludowa.

b) Za sztukę ludową uchodzi niekiedy sztu­

ka tworzona przez artystów, jacy wyszli z klasy chłopskiej, ' lub w formach swej twór­

czości starają się zbliżyć do sztuki, tworzonej przez lud. Tu należą w literaturze dzieła t.

zw. poetów chłopskich, formalnie nie różnią­

ce się niczym od prac poetów miejskich, po­

siadając© tę samą problematykę treściową i formalną, a łączy ich'ze sobą

—i

pozornie róż­

ni od innych — jedynie ich chłopskie pocho­

dzeń©. Tu również można- zaliczyć,prace pla­

styków oparte na szczerym lub sztucznym przeżywaniu form zaczerpnętych ze skarbca plastyki ludowej. Tu musimy n,p. wspomnieć o działalności Witkiewicza w budownictwie i zdobnictwie zakopiańskim, o- pracach niektó­

rych grafików szkoły warszawskiej, a w złym znaczeniu o olbrzymiej ilości różnych pamią­

tek rzezanych i lepionych, o różnych kili­

mach glnriańskich itp. Cechą tych dzieł jest to, że one wcale i nigdy nie były przez lud używane, a w swych złych i najgoirszych przy­

kładach wręcz okradają lud w sposób arty­

stycznie nieudolny z jego wartości i mącą po­

jęcie o istotnym znaczeniu i walorach jego rodzimej twórczości.

cj Sztuka tworzona przez lud dla własnego użytku, o specjalnych, swoitych cechach, o własnym, sobie właściwym, wyrazie stylo­

wym, zarówno formalnym, jak i technicznym.

dziel. Już w XIX- w. dostrzeżono niebezpie­

czeństwa tego systemu kształcenia i stąd ak­

cja Riusk-ina, Morka, u nas m, in. krakowskiej

• szkoły sztuki stosowanej, na terenie Warsza­

wy grapy Ładu, Heleny Schrammówny ect.

Ocalenie -umiejętności technicznych homo ta­

bor ma dla sztuki', szczególnie zdobniczej, poważne znaczenie.

III. WARUNKI TWORZENIA SIĘ ODRĘBNEJ SZTUKI EUDOWEJ

Socjologia uczy nas, że każda grupa społe­

czna, posiadająca specjalne, spdcyfiCzne warno ki bytowania — tworzy własne formy kultu­

ralne, a więc i własną sztukę. (Kultura i język więzienny, koszarowy, oflagi, szkoła, zamknię- te kręgi religijne, Żydzi, S fchowie w Indiach, cyganie etc.). Feudalny podział społe­

czeństw na klasy silnie od siebie od­

grodzone stworzył osobne kręgi kulturalne dla każdej z nich. Póki w Poils.ce kultura rol­

nicza żyła wspólna dla całości społeczeń- stwa, począwszy od dworu książęcego za Pia stów, a kończąc na chacie wolnego czy . nie- wo'nego kmiecia — tak długo istniała u nas jedna wspólna .ogólnonarodowa kultura. Ale pod wpływem .. religii chrześcijańskiej ła­

cińskiej kultury warstw wyższych, a lilie * pod wpływem dworskiej kultury najpierw dworu królewskiego i biskupich, potem •mag­

natów i wyższej szlachty od schyłku średnio­

wiecza, pod wpływem urbanizacji istotnej W ększych ośrodków m-ijjskch etc, — tworzy.

się zwolna przepaść między kulturą wsi nie wolnej, przywiązanej do gleby, a kulturą in­

nych warstw czy klas. Pochodne poddaństwa przetrwały u nas daleko w głąb XIX w., a nawet pewne nawyki kulturalno - ustrojowe aż p© rok 1939. Oczywśce w tych warunkach musiała się wytworzyć odrębna kultura, a więc i sztuka ludowa. Posługuje się ona treś darni kulturalnymi czerpany mi z warstw tak zw. wyższych, ale przeitwarza je spontanicz­

nie na własny wyraz stylowy.

IV .

STAN OBECNY

a) Urbanizacja wsi przed wojną. Szkoła, uświadomienie polityczno narodowe, warun­

ki komunikacyjne, nowe procedery techniki rolniczej, masowe migracje ludności za za­

robkiem w końcu XIX i w X X w. — niszczą stopniowo odrębność kulturalną chłopa. Wraz z tym zanika i sztuka Chłopsua. a'e zjawisko to nieuchronne i w sumie konieczne -i pożą­

d a n e — nie .zawsze miało i ma pozytywne wartości: 1. Chłoip może przez zdobycie wie- dzy ogólnonarodowe o só1 n o o d o w

s

j ś w ■ a doimpśęi .kulturalnej wejść w orbitę tej o- gólnonarodowej kultury i jakby wróć ć do sta nu pierwotnego, gdy cały Naiód łączy jedna ' :>Hnra Wtedy jest kansiumei eirt j współ­

twórcą wspólnej kultury miejsko-wiejskiej.

2 . Ohłoip przez zmiany zaszłe w jCgo byto­

waniu traci kulturę i sztukę własną, a n'e na­

bywa Innej, albo. co najczęściej bierze nie kuł turę ogólnonarodową, te'.z jej odpadki i od­

pryski i asymiluje je jako wartości wyższe.

II. CECHY SZTUKI LUDOWEJ a) Cechy formalne. Ograniczę się do plasty­

ki. Prymitywizm formy, ale i jej celowość wypracowana w ciągu tradycyjnego powta­

rzania. Zasadnicza anonimowość tej twórczoś ci, szczerość i rzetelność wypowiedzi i ujmu­

jąca naiwność. Porównanie ze sztuką dziecka.

Formy używanie przez dziecko i lud tak dłu­

go go zadawalają, jak długo nie dostrzega i ca prymitywizmu, jak długo widzi w mich istot­

ne wypowiedzenie się. Formy te w sztuce przedstawiającej są dalekie od naturalizmu, a w sztuce zdobniczej oparte o- tradycję.

Siła asymilacji. Sztuka ludowa czerpała i czerpie ze sztuki oficjalnej, ale przetwarzała ją na swój styl, wartościowy artystycznie, tak długo, jak długo artysta ludowy miał własną wizję plastyczną i własne nawyki S ształtawania.

b) Cechy techniczne. Procedery techniczne

» - oparte albo na prymitywnym narzędziu, s**lbo — co' częściej — na tradycyjnym proce­

derze. Wiemy, że homo faber — opierał swą wędzę i swe umiejętności na przekazywaniu ich wprost w pracowni z ojca, na syna, z mi­

strza na ucznia. Ten system zapewniał dzie­

łom ich rąk doskonałość i logikę kształtu i funkcjonalność formy, wykształconej w ciągu niezliczonych z reguły pokoleń. Czy to sy­

stemy tkactwa (dywany dwuosnowowe bia­

łostockie), czy kilim i ars twa, czy procedery barwienia, czy sposoby mieszania gliny garn­

carskiej i jej obróbki — zawsze stoi to w sztuce ludowej na wysokim poziomie techni­

cznym. To samo widzimy , w budownictwie i to samo w malarstwie na szkle etc. Homo sapiens czerpiący wiedzę, umiejętności z ksią­

żek zatraca te wiadomości i skłonny jest do przyśpieszania produkcji także artystycznej l

w

szkodą dla wartości i solidności swych

Helena Orsza-Rartlińska, profesor pedagogiki społecznej na TJni.

wersytecie Łódzkim, obchodzi 50 letni jubileusz pracy społecznej i naukowej.

Z J A Z D P U B L I C Y S T Ó W

T Y G O D N IK A SPOŁECZNO - LITERACKIEGO

„ W ! E Ś ”

Z K O Ń C E M C Z E R W C A B. R. R E D A K C J A U R Z Ą D Z A Z J A Z D P U B L IC Y ­ STÓW „ W S I “ ( W L IC Z B IE O K O ŁO 100 OSÓB) W W O J E W Ó D Z T W IE K I E ­ L E C K IM W R E J O N IE GÓR Ś W IĘ T O K R Z Y S K IC H . Z J A Z D T R W A Ć B Ę D Z IE T Y D Z IE Ń . W Y P E Ł N IĄ GO O D C Z Y T Y , K O N F E R E N C J E , K O M IS J E I W Y ­ C IE C Z K I. W O J E W O D A K IE L E C K I W IŚ L IC Z Z A P R O S IŁ P IS A R Z Y

„ W S I“ W T Y M R O K U , W IE R Z Ą C , ŻE Z A JE G O P R Z Y K Ł A D E M W L A T A C H N A S T Ę P N Y C H I N N I W O J E W O D O W IE Z A P R A S Z A Ć B Ę D Ą N A R O C Z N E Z J A Z D Y P IS A R Z Y „ W S I“ . — B L IŻ S Z E S Z C Z E G Ó ŁY P O D A M Y W N A S T Ę P ­ N Y M N U M E R Z E I W Z A P R O S Z E N IA C H . R E D A K C J A .

b) Enklawy sztuki lądowej p-zed wojną:

dwie grupy. 1. Grupa zapóźniona społeczni© i kulturalnie na Ziemiach Wschodnich, w gó­

rach, lasach.

2.

Grapa świadoma swych w a r.

tości klasowych: Łęczyckie, potem zakopiań­

szczyzna. Tu należą przykłady z zagranicy:

Szwajcaria, Szwecja, Finlandia, Węgry, c) Dziś rozsypanie środowisk. Wschód — garncarze, tkacze. Migracje w olbrzymiej skali ecit... Niepokalana sztuka ludowa bodaj czy gdzie przetrwała, a w każdym ra­

zie warunki społeczne i nowe warunki gospo' darfci wiejskiej nie wróżą jej

dłuższego

życia.

Sądzę, ż© Wszyscy się zgodzimy, że nie na­

leży i nie można wstrzymywać rozpędonego koła historii, tworzącej z odrębnych dotąd kultur klasowych: szlacheckiej, mieszczań­

skiej i chłopskiej — jedną wspólną kulturę poi ską.

Ale chodzi o to, żeby ta wspólna kultura była naprawdę wartościową. Musi ona za­

czerpnąć wartości i treści kulturalne najlepsze z dotychczasowych odrębnych i musi je umieć dalej rozwijać. Nie widzę żadnego sensu w tym, aby chłopi koniecznie musieli

się

wyrzec własnych zdobyczy kulturalnych stworzonych w dobie ich separacjo przymusowej w kultu­

rze’ własnej — ludowej.

V. WARTOŚCI SZTUKI LUDOWEJ Poczucie niższości wypracowane zostało wśród chłopów przez ich wielowiekową me wolę. Nasz chłop w X IX i początku X X w., z radością rzucał strój i obyczaj, gardził swo­

imi. nawykami estetycznymi, wstydził się swej własnej sztuki i kultury. Przechodząc ewolu­

cję, przechodząc do innych Mas społecznych czy na inny stopień kultury — rozstawał się bezpowrotnie ze swoją i przechodził w całko­

wicie inny, obcy krąg kulturalny. Sztuką lu­

dową snobowali się u„nas inteligenci i szczy­

ty artystyczne, ale proletariusz świadomy za cerat ślady swego pochodzenia po przejściu do miasta. Wina pa stronie historii i ¡po stro­

nie działaczy, którzy pragnąc wyzwolić go z wszelkich zależności kulturalnych i społecz­

nych—kazali ma ze wstrętem porzucać w szy stikie wspomnienia czy nawyki jego poprzed­

niej przynależności kulturalniej. Sądzę, że w dzisiejszych warunkach ustrojowych ten — zrozumiały' poniekąd pęd — jest już nieaktu­

alny.

Jakie wartości ''można zaczerpnąć ze sztu ki ludowej?

a ) , Artystyczne, Szczerość przeżycia i do­

skonałość formy z nim''zgodna. Jeszcze waż­

niejsze są procedery techniczne, które lud o

•calił w swej sztuce tradycyjnej.

b) Wartości ekonomiczne. Wieś jako konie­

czny warsztat pracy ręcznej. Szczupłość zie­

mi; powolny odpływ nadmiaru ludność', ko nieczność jej zatrudnienia. Przykłady: Rosja i kustarnyj promysł, Szwajcaria, Szwecja ect.

VI. co SIĘ DA OCALIĆ I JAK:

Uświadomienie o wartości własnej sztuki i konieczności ocalenia przede wszystkim pro­

cederów technicznycih. Organizacja zbytu dla kraju i zagranicę. Uświadomienie o wartości artystycznej i materialnej dzieł sztuki ludo­

wej i wzbudzenie dumy z ich posiadania i tworzenia. W tein sposób próby zorganizo • wania zbytu na samej wsi. Nie dziwię się, gdy chłop nie chcę dzisiaj chodzić w rogatywce i sukmanie, ale chciałbym, żeby we wnętrzu .swej chaty miał dobre własne tkaniny, a nie tandetę miejską,' żeby . miał dobre garnki, o- bolk dziś koniecznych żelaznych' czy aluminio­

wych, ale by nie kupował tandety poniemiec kiej, wyszabrowanej na Śląsku ect. Chcę, by utalentowane jednostki przechodząc do szkół ogólnonarodowych nie wstydziły się stosować tradycyjnych procederów technicznych przy tworzeniu swych dzieł, ale odwrotńrie: by li­

czyły swych kolegów miejskich ich użycia I stosowania i daty nowy wkład do kultury o- góluoinarodoweł.

■'ą

I b / T \ \ \ X \ 'O

X

(2)

Str. 2

,W I E $" N r. 23 (102)

Helena Brodowska

D r o g i i n t e l i g e n c j i p o l s k i e j

S iły społeczne w koń cu X I X i w p o czątkach X X w . r o z w ija ły się w trz e c h płaszczyznach:

1) Odejście, a p rz y n a jm n ie j ucieka nie w a rs tw szlaehecko-ziem iańskich i bogatego m ieszczaństw a od procesów gospodarow ania.

Zubożała w a rs tw a zie m iań sko - szlachecka i z b a n k ru to w a n e m ieszczaństw o nie m ia ło prze d sobą. w id o k ó w ro z w o jo w y c h w k r a ju

„p ó łk o lo n ii“ , w G a lic ji i K ró le s tw ie , co w y r a ­ ziście m a lu je J. K o t t w „ K u ź n ic y “ . U c ie k a ­ ją c od rze c z y w is to ś c i ekonom iczno - społecz­

n e j, gó rne s fe ry społeczeństw a z a m k n ę ły się w dziedzinie ż y c ia a rty s ty c z n o to w a rz y s k ie ­ go. N ie lic z n e t y lk o je d n o s tk i po św ię cały się p ra c y n a u k o w e j, ta b o w ie m w y m a g a ła tru d u . P ra c a n ie b y ła w w a rs tw ie in te lig e n c k ie j po­

p u la rn a , co dostatecznie w y k a z a ł p ro f. J.

C h a ła s iń s k i w książce „S połeczna genealogia in te lig e n c ji p o ls k ie j“ .

2 ) O płakane położenie społeczno-ekono­

m iczn e i k u ltu ra ln e w si. S y tu a c ja w s i w b.

K ró le s tw ie n ie b iła w oczy t a k ja s k ra w ą n ę ­ dzą ja k w G a lic ji, lecz i w K ró le s tw ie w id o ­ k ó w ro z w o jo w y c h ro ln ic tw o n ie m ia ło . R y n e k k r a jo w y z a le w a n y zbożem z R o s ji, o tw a rte r y n k i celne w K ró le s tw ie ze W schodu i Z a­

chodu o g ra n ic z a ły m o ż liw o ś c i chłop ów p o l­

s k ic h w sprzedaży w ła s n y c h p ro d u k tó w i n a ­ b y w a n iu p o trz e b n y c h n a rzę d zi p ra c y , odzieży c z y in n y c h w y tw o ró w p rze m ysło w ych , u tr z y ­ m u ją c stopę ż y c ia lu dności w ie js k ie j cią gle n a bardzo n is k im poziom ie. D o pełniejszego o b razu n a le ż y dodać bardzo n is k i s ta n oś w ia t y — pow szechny a n a lfa b e ty z m , z u p e łn y ’ b ra k k s ią ż k i na w s i i .n a jp ry m ity w n ie js z y c h in s ty tu c ji k u ltu ra ln y c h .

3 ) W a lk i p ro le ta ria tu o n o w y u s tr ó j spo­

łe czny. W y s ta rc z y w spom nieć w ie lk i proces 200 dzia ła czy „P r o le ta r ia tu “ o d b y w a ją c y się p rz e d w a rs z a w s k im sądem w o je n n y m w 1886 r. („K u ź n ic a “ N r 18) odbiegający życie L.

W a ry ń s k ie m u , St. K u n ic k ie m u i 29 in n y m w y ­ b itn y m ra d y k a ło m . R u ch społeczny h a m o w a n y b y ł w ro z w o ju niem ożnością pro w a dzen ia w ła s n e j nieza leżn ej p o lit y k i pa ństw o w ej, prze z co ś c ie ra ł się nie u sta n n ie z dą żeniam i n iep odleg łościow o -na rodo w ym i.

P ro ce sy społeczne d ru g ie j p o ło w y X I X w.

zep chn ęły gó rne w a rs tw y z ie m ia ń sko -a rysto - k ra ty c z n e od p rz o d o w n ic z e j r o li.

S ła b y zawsze w Polsce sta ń m ieszczaństw a n ie z d o ła ł u c h w y c ić s te ru w sw o je ręce*

N a czele ż y c ia narodow ego P o ls k i pozba­

w io n e j b y tu pa ństw o w eg o s ta je g ru p a in t e li­

g e n c ji zaw odow o p ra c u ją c e j re k ru tu ją c a się z szeregów zubożałego zie m ia ń stw a , k tó re zn a la z ło op arcie n a m ie js k im b ru k u ¿raz n ie ­ lic z n y c h synó w i có re k m ożn ych dom ów m ie ­ szczańskich.

Z ie m ia ń s k o - szlachecka in te lig e n c ja p o ls k a w w iększości s w o je j to n ie w tra d y c jo n a liź m ie i ob ycza jo w o ści m ie s z c z a ń s k o -z ie m ia ń s k ie j.

P racę zaw odow ą sp ro w a d z a ła n a jc h ę tn ie j do czynności b iu ro k ra ty c z n y c h . P rz y ję te j zasadzie u c ie k a n ia od procesów go spo da rstw a to w a . rz y s z y ł proces m asowego urzę dn iczen ia m ia s t. R o s ły m ia s ta n ie m a ją c e fa b ry k , nie po siadające s k ła d ó w ha nd lu h u rto w e g o ja k

¡np. L u b lin , n a w e t W a rs z a w a i K ra k ó w , po­

siadające n a to m ia s t do dziś lic z n e rzesze u rz ę d n ik ó w ry tm ic z n ie codziennie id ą c y c h do b iu ra z te c z k ą pod pachą.

N ie lic z n i z n ic h w z ro ś li w k u lc ie n a u k i, i te c h n ik i p rz e k s z ta łc a ją c e j do g ru n tu fo r m y p ro d u k c ji. C i n ie lic z n i osiąg nęli p rz e w o d n i­

c tw o w ż y c iu narod ow ym , p o ls k im .

Z. D ę b ic k i członek obozu w c a le nie p rz e ­ ciw nego z ie m ia ń s tw u 1 in te lig e n c ji po w ie po la ta c h : „zasób w o li b y ł sła by, zw łaszcza w ty c h w a rs tw a c h , k tó re ro z p o rz ą d z a ły odpo­

w ie d n im i ś ro d k a m i m a te ria ln y m i j sto su n ka ­ m i. T e w ła ś n ie w a r s tw y do bro w o ln ie w y p u ­ ś c iły z r ą k sw o ich p rz e w o d n ic tw o , p o z w a la ­ ją c m ło d z ie ż y u n iw e rs y te c k ie j, a n a w e t g im ­ n a z ja ln e j (co m ia ło m ie jsce w la ta c h 1905—

1906) u jm o w a ć w s w o je ręce bez żadnej k o n tr o li s ta rs z y c h całą n ie m a l rep reze ntację id eo w ą n a ro d u i całą w a lk ę o lepsze ju tr o . “

W w a ru n k a c h zu p e łn e j słabości n a ro d u p o l­

skie g o w y n ik a ją c e j z ekonom iczno-społecz­

nego zubożenia s z la c h ty i m ieszczaństw a, z w y n is z c z e n ia o rg a n iz u ją c y c h się s ił p ro le ta ­ r ia tu o ra z cią g le dużej b ie rn o ty i c ie m n o ty m as chłop skich, g ru p k a ru c h liw e j i n e rw o ­ w o u w ra ż liw io n e j in te lig e n c ji re p re z e n to w a ła sobą pew n ą siłę.- B y ła to s iła in te łe k tu a ln o - m o ra ln a .

P R Y M A T N IE L IC Z N Y C H Z IN T E L IG E N C J I

S am ouków “ redagow anego przez St. M ic h a l­

skiego, ażeby s tw ie rd z ić , że p ra c a ośw iato w a n ie b y ła po dyletam cku prow adzona. B ra ły u d z ia ł w ty m ru c h u o ś w ia to w y m n a jb a rd z ie j w y k s z ta łc o n e je d n o s tk i.

W w a lce o ję z y k p o ls k i, w w a ice o szkołę p o ls k ą ro z s z a la ła fa la s tra jk ó w i b u n tó w m ło ­ dzieży w 1905 r., uczęszczającej dotąd do r o ­ s y js k ic h lu b na p ó ł ro s y js k ic h g im n a z jó w . Opuszczone przez m ło dzie ż m u ry szkolne z m u s iły rz ą d za b o rczy do us tę p s tw i w p ro ­ w adzenia ję z y k a polskie go ja k o p rz e d m io tu na ucza nia w szkole.

O bok w a lk i o ję z y k , szła n u rte m podziem ­ n y m n a u k a h is to r ii i d z ie jó w k u ltu r y p o ls k ie j.

K a ż d y dom p o ls k i w W a rs z a w ie b y ł w p le ­ cio n y w te pra ce ośw iato w e. W y s ta rc z y sięg­

nąć do p a m ię tn ik ó w z teg o czasu, ab y zoba- czyć w ie lk ą pra cę’ S e m p ołow skiej, M e y h e r- tówny_ R a d liń s k ie j, J a h o łk o w s k ie j— na uczy­

c ie le k i d ziała czek o rg a n iz u ją c y c h w y c h o w a ­ n ie społeczno-narodow e m ło d e j in te lig e n c ji.

R u c h o w i te m u p rz y ś w ie c a ła id e o lo g ia głoszo­

n a przez filo z o fa i socjologa E d w a rd a A b ra - m ow skiego, k tó r y g łosił, że „ w stow arzysze­

n ia c h i zw ią z k a c h p rz y ja ź n i t k w i s iła n a ro ­ d o w a “ .

W p rz y ja c ie łs k o -to w a rz y s k ic h k rę g a c h p o l­

s k ic h ro d z in W a rs z a w y k w itn ie o żyw ion a -działa ln ość fila n tr o p ijn a . T w orzone są fu n d u ­ sze ze s k ła d e k i z b ió re k na ta jn ą ośw iatę, na w y d a w n ic tw a p o p u la rn e dla ludu, n a z a k ła ­ danie ro ln ic z y c h fe r m k s z ta łc e n ia c h ło p s k ie j m łodzieży. W dom u I. K o s m o w s k ie j g ro m a ­ dzone b y ły pieniądze z o fia r n a k u p n o ośrod­

k a w K ro s ie n in ie k o ło L u b lin a dla założenia (do dziś is tn ie ją c e j) s z k o ły ro ln ic z e j żeńskiej.

I D E A N A R O D O W A

D la o k re ś le n ia w s z e lk ie j sw oistości, p rz e ­ ja w ia ją c e j się w k u ltu rz e , p o lity c e , gospodar­

ce lu d z i m ie s z k a ją c y c h w g ra n ic a c h Rzeczy­

p o s p o lite j p rz e d ro z b io ro w e j, p rz y ję ło się og ól­

n e okre śle nie : „n a ro d o w e — p o ls k ie “ . Jest to pojęcie, k tó re podobnie ja k „p a ń ­ s tw o “ przechodzi k o le je h is to ry c z n e j z m ie n ­ ności. „ N a ró d “ w dobie p a n o w a n ia k ró ló w d y n a s ty c z n y c h zna czyło — k r ó l i szlachta.

W d n iu u ch w a le n ia K o n s ty tu c ji w p ro w a d z a ­ ją c e j m ieszczaństw o do w sp óło dp ow ied zialno­

ści za lo sy p a ń s tw a b rz m ia ły o k r z y k i: W iw a t k r ó l! W iw a t w s z y s tk ie s ta n y ! — co zna czy­

ło:^ szlachta, m ieszczaństw o i du cho w ie ństw o . Chłopi, m u s ie li dług o jeszcze czekać n a uzn a­

n ie go za stan, k t ó r y w c h o d z iłb y w ©oiecie narodu.

K a ta s tr o fa p o lity c z n a P o ls k i, a za n ią u- tr a ta w ła s n e j p a ństw o w ości s p r z y ja ły k u lt y w o w a n iu sło w a „n a ró d ",, k tó r e znaczyć m ia ło

„P o ls k a “ .

Niem ożność pro w a dzen ia sam odzielnej po­

l i t y k i i g o s p o d a rk i p a ń s tw o w e j— pa ństw a , po.

zostającego pod w p ły w a m i trz e c h ró ż n y c h za­

bo rców s p r z y ja ły tem u, że s p ra w a na ro d o w a p o ls k a s ta w a ła się coraz b a rd z ie j czym ś od er.

w a n ym , „k w e s tią lite ra c k ą i dogm atem r e li­

g ijn y m “ — ja k p o w ie - R . D m o w s k i. N a rod o­

wość P o ls k i doby p o z y ty w iz m u oddalała się coraz b a rd z ie j od re a ln y c h fo r m b y tu gospo­

darczego, przechodząc w s fe rę id ea listyczno - m is ty c z n y c h k on cep cji. P ojęciow e m u u jm o w a ­ n iu b y tu narodow ego s p rz y ja ła m y s i filo z o ­ fic z n a id ą c ą dd sąsiadów z Zachodu. D uch p r u s k i1 k r z e p ił filo z o fię N ietzschego id e a lis ty i m o ra lis ty . Jego idee społeczno-m oralnego b y tu n a ro d u p rz y jm o w a ły się ła tw o n a g ru n ­ cie p o ls k im , gd yż „b y liś m y w sta n ie posiada­

n ia ducha n a ro d u “ pozbaw ionego w szelkiego k s z ta łtu rea ln ego pa ństw a . R o ś liś m y i po tęż­

n ie li w sferze pojęciow ego ducha, z a tra c a ją c coraz b a rd z ie j zdolność rea ln ego działa nia.

R a to w a ły s y tu a c ję na rod ow ą na dzieje w ią ­ zane z u trz y m y w a n ie m b y tu narodow ego w ró ż n y c h fo rm a c h dzia ła ln o ści gospodarczej.

Ile n a d z ie i w ią z a n o z z a ło żo n ym w 1858 ro k u T o w a rz y s tw e m R o ln ic z y m ! W y s ta rc z y p r z y ­ toczyć to, że ówczesne p a rtie p o lity c z n e w y ­ m a g a ły od T ow . R o lniczego żeby w 1861 r.

og ło siło uw łaszczenie w łościan. M ów iono

„D z iś T o w a rz y s tw o p rz e d s ta w ia nasz k r a j“ . G a rs tk a in te lig e n c ji drogą dużego w y s iłk u i p ra c y in te le k tu a ln e j n a rz u c iła o g ó ło w i spo­

łeczeństw a n o w y id e a ł życia. P o s ta w iła w obec p e rs p e k ty w y n o w e j w o jn y , a z n ią o b u d z iła na d zie je od zyskan ia niep odległości. Rzecz p o ­ le g a ła n a p rz y g o to w a n iu og ó łu społeczeństw a polskie go do p o d ję cia w a lk i z b ro jn e j p rz e c iw zaborcom .

Z zam ierżen ia m i, ro d z ił się n o w y id e a ł w y ­ cho w a n ia narodow ego. N ie w y s ta rc z a ły id e ­ a ły na rod ow o -spo łeczn e d o b y p o z y ty w iz m u .

„P o trz e b a b y ło s k rz y d e ł — p o w ie H. R a d liń ­ ska — ażeby przenieść p o ls k ą narodow ość p o z y ty w is ty c z n ą w narodow ość b u d u ją c ą s il­

nego i prężnego ducha. U ra s ta ło znaczenie g ó rn y c h s łó w ro z g rz e w a ją c y c h serce“ .

Rosła zno w u narodow ość p o ls k a — poza go­

spodarcza. N arodow ość żyją ca w sferze ducha, p o n a d m a te ria ln a i n ie p o lity c z n a , o b ja w ia ją ­ ca się w k u ltu rz e d u c h o w e j w fo rm a c h t w ó r ­ czości a rty s ty c z n e j, lite r a c k ie j i n a u k o w e j.

N arodow ość odznaczająca się w ie lk im uzn a­

n ie m w a rto ś c i etyczno - m o ra ln y c h , k tó r y m i n a ró d p o ls k i m ia ł o tw o rz y ć in n y m „o d rz w ia do d z ie jó w k a r t y “ ja k m ó w iła poetka.

N a ró d p o ls k i — znaczyło b y t id e a ln y k u p ti^w o w a n y w m o w ie p o ls k ie j, w p ie ś n i p a trio ­ tyczne j, w uc z u c iu m iło s n y m do z ie m i ojc z y ­ stej, w u z n a n iu s u ro w y c h zasad e ty c z n o -m o - ra ln y c h .

■ W yrazem zgodności poczynań n a ro d o w y c h b y ła „ L ig a N a ro d o w a “ . O rg a n iz a c ja zaw iąza­

na w 1887 r . na z am ku H ilf ik o n w S z w a jc a rii

Jan Marszałek R i e r w c z te r e n u

NUTKI NABOŻNE

Kiedy ranne wstają zo rze---- ziemia stoi

w mgłach, jak w morzu.

Brzask, jak Chrzciciel siwy ranek

skrapia blaskiem krwi rumianej.

Tak z obłoków słońca patron błogosławi ziemi, kwiatom.

Gdy zadzwonią kosy żniwem daj im owoc sprawiedliwy.

Aż do barw i blasków tylu przetarł oczy z ros zawilec.

Aż zabrzęczał srebrem strumień w łożach rybie łuski gubiąc.

Szumią, zboża, drzewa, trawy

— przyjm ich prośby Boże prawy.

Stanisław Paieczny

P oko le n ie m ło d y c h p rę ż n y c h i p a trio ty c z ­ n ie rozb ud zonych je d n o s te k stan ęło n a czele ż y c ia narod ow e go P o ls k i.

D z ia ła ln o ś ć p o lity c z n o -a d m in is tra c y jn a b y ­ ła zaka zan a .

D z ia ła ln o ś ć gospodarcza — nie nęcąca i nie ro k u ją c a n a d z ie i w k o lo n ia ln e j grze s ił.

D w ie t y lk o d z ie d z in y ż y c ia b y ły dostępne, n ie ha ńb iące im ie n ia P o la ka , to : p ra c a ośw ia­

to w a i p ra c a społeczna.

W y s ta rc z y sięgnąć do k a r t od s ła n ia ją c y c h ży c ie podziem ne W a rs z a w y prze d 1905 r o ­ k ie m , ażeby zobaczyć lic z n ą ilo ś ć k ó łe k sa­

m o k s z ta łc e n ia , ta jn y c h ko m p le tó w , w y k ła d ó w pow szechnych z z a k re s u p rz y ro d y , b o ta n ik i, f iz y k i i b io lo g ii. B y ły to p rz e d m io ty m ię dzy k t ó r y m i „p rz e m y c a n o “ h is to rię P o ls k i i lit e ­ r a tu r ę ojc z y s tę .

L ic z n e rzesze n a u c z y c ie li i na uczyciele k p o c h o d z iły p rz e w a ż n ie ze sfe r, k tó re do n ie ­ d a w n a „b a k a la rs tw e m “ p o g a rd z a ły . Z w o l­

n y c h zaw odów , ad w o kaci, le ka rze , in ż y n ie ro ­ w ie ob ok o b o w ią z k ó w zaw o d o w ych chętnie u d z ie la li się w „ la ta ją c y c h u n iw e rs y te ta c h “ . W y s ta rc z y od w o łać się do w ychodzącego ów ­ cześnie a najlepszego do dziś „P o ra d n ik a dla

PASTERECZKA *)

Bada by ja rada jeszcze se pospała, a tu matuś krówkę popaść mi kazała.

Zimna rosa szczypię bose moje nogi,

nie wzięłam trzewiczków, mój Ty Boże drogi.

Czarna moja krówka gwiazdkę ma na czole, spokojna, nie biega przez szerokie pole.

Oj, ty krówko moja, co mi mleko dajesz, ja cię tam zawiodę, gdzie się dobrze najesz.

Potem cię napoję w tęj krynieznej wodzie, zawiodę do domu, uwiążę w zagrodzie, bo_ znowu do szkoły biegnąć muszę lotem,

Oj, Boże, co ja to mam w życiu roboty!

* ) W związku z artykułem A. Kamieńskiej w Nr. 48 „W si“ , poruszającym pro­

blem wieiszy dla dzieci, St. Paieczny nadesłał do Redakcji kilka prób tego typu utworów, z których jeden drukujemy.

przez Z. M iłk o w s k ie g o i L . M ich alskieg o, a na zie m ie p o ls k ie przeniesiona w 1893 r. Zada­

n ie m g łó w n y m o rg a n iz a c ji te j b y ło w c ią g n ię ­ cie lu d u do p ra c y n a ro d o w e j. D roga głów n a p ro w a d z iła przez ośw iatę lu d o w ą , k tó rą u w a ­ żano za p o d w a lin ę w s z e lk ie j dalszej pra cy.

„B e z o ś w ia ty n ig d y n ie będzie m ożna m a r­

tw e j b r y ły po ruszyć“ — m aw iano. Z orga nizo­

w a n ie p ra c y o ś w ia to w e j \y k r a ju w z ię ła na siebie „L ig a N a ro d o w a “ . P oczątkow o s k u p ia ­ ła w sw o ich szeregach o rg a n iz a c y jn y c h za­

ró w n o działa czy obozu narodow ego ja k i so­

cja listyczne go . P rz e w o d z ił L id z e R. D m o w s k i czołow y p rzyw ó d ca obozu narodowego, c z ło n - , k a m i b y li B. L im a n o w s k i, L . W a s ile w s k i zna­

n i h is to ry c y i działacze s o c ja lis ty c z n i. L ig a w p o c z ą tk o w y m s w o im okresie do 1904/5 r.

s ta n o w iła pew nego ro d z a ju la b ir y n t lu d z i ró ż - , n y c h obozów id e o lo g iczn ych i la b ir y n t org a­

n iz a c y jn y ro z lic z n y c h przyb u d ó w e k.

W org a n iza cja ch pod p a tro n a te m L ig i w X I X i w z a ra n iu X X w . b r a ły u d z ia ł — p o w ie Z.

D ę b ic k i „w s z y s tk ie n a jw y b itn ie js z e je d n o s t­

k i spośród m ło d zie ży ob ojga p łc i. T o b y ła szkoła, przez k tó rą p rz e c h o d z ił ka żd y począt­

k u ją c y k o n s p ira to r, z a n im po szczeblach d ra ­ b in y p o dziem ne j d o s ta w a ł się do p u n k tu , z k tó re g o m ó g ł ju ż o k ie m ogarnąć szersze i d a l­

sze p e rs p e k ty w y w a lk i p o lity c z n e j“ . O bok g łó w n y c h zadań ośw ieca nia lu d z i, cho dziło w L id z e jeszcze o je d n a n ie z w o le n n ik ó w dla o- k re ś lo n e i id e i s p o łe c z n o -p o lity c z n e j, co p rz y ­ szło znacznie p ó ź n ie j i p o d z ie liło zgo dn y o - bóz p ra c y n a p rz e c iw n e sobie p o lity c z n e g ru ­

py.'

W la ta c h 1903/4 w y z n a w a n y do tą d zgodnie p a trio ty z m n a ro d o w y o b ja w ia ją c y się w ro z ­ lic z n y c h a k c ja c h o ś w ia to w y c h i sam opom o­

cow ych zosta je po dd an y k ry ty c e i re w iz ji:

R. D m o w s k i w po c z ą tk o w y m okresie s te ro ­ w a n ia p o lity k ą obozu narodow ego w y ra ż a ł ten den cje n a w ią z a n ia ż y w y c h n ic i z Rosją, aby w p ro w a d z ić n a ró d n a szerokie po la d z ia ­ ła ln o ś c i gospodarczej i p o lity c z n e j. T w ie r d z ił że „za cie śn ia n ie po la na rodow ego czynu... i spro w a dzen ie zab ie gów n a ro d u do s p ra w p ro s ty c h , e le m e n ta rn ych , n ie p rz e d s ta w ia ją ­ cych zadań dostatecznie szerokich i s k o m p li­

k o w a n y c h , a stąd n ie d a ją c y c h w ła ś c iw e j p ra ­ cy u m y s ło m szerszym i odpow iedniego u j ­ ścia szerszym energiom , pociąga za sobą ten sku te k , że to co je s t w n a ro d z ie n a jz d o ln ie j­

szego pozostaje n ie u ż y tk o w a n e m w sferze narodow ego c zyn u “ .

R. D m o w s k i je d n a u m y s ły p o ls k ie dla im ­ p e ria liz m u , p o k a z u ją c p a trio ty z m w szech- b r y t y js k i w y ra ż a ją c y się w e k s p a n s ji k o lo - f.

n ia łn e j, każe p o d z iw ia ć zdolności n a ro d u w z d o b y w a n iu dró g m o rs k ic h i o tw ie ra n iu r y n ­ k ó w sw e m u h a n d lo w i — i tw ie rd z i, że „n a ró d te n n ie m a n ic ze s w y c h w ię k s z y c h zdolności, ze sw ych lepszych s ił do z m a rn o w a n ia , n ie m a on czasu an i usposobienia do n ie z d ro w y c h o r g ii“ .

Rzecz po le gała na tru d n o ś c i w y b o ru o k tó ­ r y z a b ó r oprzeć po czątkow ą działalność o d ro ­ dzenia P ań stw a P olskiego. P oczątkow o s tw o ­ rzono p ia n op arcia się o Rosję, b y pó źniej zm ie n ić k ie ru n e k na d a le k i zachód.

S p ra w a czynnego p a trio ty z m u b y ła ju ż d o ­ statecznie u trw a lo n a w społeczeństw ie p o l­

s k im w prze d e d n iu w o jn y ro s y js k o -ja p o ń ­ s k ie j i r e w o lu c ji 1905.

R óżnica ry s o w a ła się m ię d z y obozam i po­

lity c z n y m i w w y b o rz e fo r m p a trio ty c z n e g o d z ia ła n ia ja k ró w n ie ż w zasadach w y c h o w a ­ n ia narodowego.

G ru p a obozu narodow ego późniejszej p a r­

t i i N a ro d o w e j D e m o k ra c ji w id z ia ła drogę s tw o rz e n ia s iły n a ro d o w e j w po b u d ze n iu in ­ s ty n k tu w a lk i i w p rz ą g n ię c iu je d n o s tk i w s p ra w y ogólne n a ro d o w e i państw o w e.

W a ru n k ie m z a p e w n ia ją c y m ro z w ó j spra w y n a ro d o w e j są lu d z ie czyści p o d w zg lęd em n a ­ ro d o w y m (późniejsza te o ria czystej rasy).

Id e a ł w y c h o w a w c z y k re ś lo n y przez Z. B a ­ lic k ie g o na I I K o n g re s ie P edagogicznym w e L w o w ie w 1909, n a jb a rd z ie j m ia ro d a jn e g o w y ­ ra z ic ie la p o g lą d ó w n a ro d o w o -d e m o k ra ty c z - nych , b y ł w z o re m ż o łn ie rz a -o b y w a te la .

„P ra w o do b y tu niep odleg łeg o p rz y s łu g u je t y lk o na ro d o m o s iln e j in d y w id u a ln o ś c i, u - m ie ją c y m o te n b y t w a lc z y ć i zwyciężać, z d o l­

n y m p rz e c iw s ta w ia ć sile siłę, m ścić k rz y w d y doznane i zap ew nia ć sobie przew agę s p ra w ie ­ d liw o ś c i“ . D u c h p o d z iw ia n y c h P ru s i ro sn ą ­ cego n a c jo n a liz m u w N iem czech b y ł nie bez.

śla du w ty c h n o w y c h zasadach w y c h o w a n ia narodowego.

P rz e c iw s ta w n e s ta n o w isko z a jm o w a ła g ru ­ pa obozu s o cja listyczn o - pa trio tyczn e g o , k t ó ­ r ą re p re z e n to w a ła H . R a d liń s k a . Obóz socja­

lis ty c z n o - p a trio ty c z n y n a elem e ntach k u l­

t u r y _ i tr a d y c ji n a ro d o w e j p o ls k ie j p ra g n ą ł bu dzić ducha tw órczości, z w ra c a ją c baczną uw agę na „ r o lę lu d u roboczego“ .

P oprzez id eologie społeczne poczęła się k s z ta łto w a ć m y ś l p o lity c z n a i n iep odleg łoś­

cio w a p o c z ą tk ó w X X w. D la p rz y k ła d u w y ­ starczy o d w o ła ć się do fa k tu , że s o c ja liś c i po lscy w re w o lu c y jn y c h la ta c h 1905 — 1906 ,r.

n a w ią z u ją żyw e k o n ta k ty z s o c ja lis ta m i ro s y js k im i. Jedna tro s k a w y z w o le n ia mas p ra c u ją c y c h z ekonom icznego i społeczne­

go u c is k u d y k tu je po djęcie w s p ó ln y c h u c h w a ł de le gató w na rod ow o ści u c is k a n y c h przez c a ra t celem pro w a dzen ia w s p ó ln e j w a l­

k i z w ro g ie m p o lity c z n y m . M im o , że k s z ta łt re a ln y P o ls k i b y ł w dalszym ciągu zaw ieszo­

n y w sercach n a ro d u tęskniącego do sam o­

d z ie ln e j państw ow ości, idea na rod ow a pogłę­

b ia ła się o treść n o w ą —• treść społeczną.

(3)

N r 23 (102) Str. 3

„W I E S"

Józef Pogan

L I S T Y ZE

o

Zywoi »pożyiecznego« dla wsi

Ś L Ą S K A Adolf Kotarba człowieka nie mającego żadnego zajęcia i

piszącego głupstwa. Szczególnie tu na Ślą­

sku takie pojęcie wśród chłopów pokutuje.

Gdy w_ maju, 1945 r. osiedliłem się na amatorskie we własnych świetlicach, wy- Dowodem tego był fakt, iż na ogłoszony Górnym Śląsku — życie moje nie zaczęło daje gazetki ścienne, bierze udział w róż- komunikat w „Zagrodzie Chłopskiej“ o za- się różowo. Czekały mię dalsze trudy i mo- nych uroczystościach; zaś młodzież kato- kładaniu „K lubu chłopskich literatów “ na zoły. Bo półtora hektarowe gospodarstwo

poprzedni właściciel doszczętnie ogołocił.

Jedynym dla mnie ratunkiem były skrom­

ne honoraria, jakie już zacząłem pobierać za druk mych utworów w czasopismach.

Jeździłem więc często do Katowic po czar­

ny, przydziałowy chleb (bo we wsi jeszcze sklepu nie było) i popijałem gorzką kawą.

Znosiłem jednak wszystko cierpliwie, czując się szczęśliwy, iż otrzymałem rów­

ny kawałek ziemi i ładny, choć mały do- mek.

Pracowałem sam w gospodarstwie, gdyż Z powodu braku żywności'nie mogłem spro­

wadzać rodziny. Wolne od pracy chwile spędzałem w urzędzie gminnym z zaprzy­

jaźnionymi urzędnikami lub nauczyciela­

mi. W ójt gminy, PPR-owiec, był dobrym Polakiem i życzliwie był dla mnie usto­

sunkowany.

Za niewielką opłatą dostawałem też obia­

dy w gminnej stołówce wraz z urzędnika­

mi. Przy stole żartowaliśmy zazwyczaj lub mówiliśmy o polityce. Poruszaliśmy też tem aty o niegodziwych zdrajcach polsko­

ści, czy też o zachłannych szabrownikach.

Slązar-i-, wspominając o tym, spluwali po­

gardliwie, „pieronowali“ i z błotem „ona- czyli“ szabrówników.

Wiejska inteligencja ja k nauczycielstwo czy urzędnicy wcale nie są inni od pro­

staczków. Zarówno urzędnicy ja k też i na­

uczyciele między sobą przeważnie gwarą rozmawiają. Nawet bywa i tak, że urzęd­

n ik napisze coś poprawnie po polsku, lecz czyta to gwarą.

Na temat gwary górnośląskiej rozma­

wiałem często z nauczycielami. Mnie spe­

cjalnie podoba się ta gwara, ma bowiem w sobie wiele archaicznych wyrażeń, lecz jest dlatego — niepełna. Unowocześniło i wyrównało ją wiele wyrażeń niemieckich.

Ślązak bez pomocy niemieckich słów nie p o tra fi się wypowiedzieć. Z tego więc po­

wodu na przykład słowo „onaczyć“ w po­

jęciu Ślązaka ma wielorakie znaczenie..

„Zonaczyć“ znaczy: i rozwiązać i posunąć i posprzątać i naprawić i zmienić i tak bez końca; także, nie umiejąc nazwać pewnej miejscowości, mówią: „do tegćf onygo, do t y ony, w tym onym“ itd.

W przeciwieństwie do innych stron, gdzie to nawet półinteligenci wiejscy starają się mówić językiem literackim — tu na Śląsku nawet inteligenci unikają tego. Nawet sam wice-wojewoda A rka Bożek, jako chłop, mówi gwarą. I to taką, jaka tu ta j panuje, t j . z domieszką niemczyzny. Jednego ra ­ zu, potrzebując maszynistki, odezwał się do swego urzędnika: „Dadzą mi frele“ . Urzę­

dnik (nie Ślązak) szukał „ fr e li“ na biurku, w szufladkach i kręcił się po całym po­

koju.

Także i wtedy, gdy nie używają niemiec­

kich słów .— to jednak składnia jest na wzór niemiecki. Na przykład: „ja mam głód, mnie zima“ i t. p.

P ró b o w a łe m zacząć t u ż y w o t p o ż y te c z n e ­ g o d la w s i c h ło p a . O b s e rw o w a łe m ż y c ie lu d z i, ic h n a s t r ó j, z a m ia r y i p r ó b y r e a liz o ­ w a n ia p la n ó w .

I doszedłem do przekonania, że tu wieś­

niacy mają wszelkie w arunki do podnie­

sienia się kulturalnego. Są wszędzie sied­

mioklasowe szkoły, gimnazja, świetlice, k i­

na ,teatry, są poczty, gminy, elektrycz­

ność, szosy, tramwaje... Jedynie brak nie­

co pieniędzy ja k wszędzie w polskiej wsi, ale to chyba nie największa przeszkoda.

I mimo tych sprzyjających warunków

*— młodzież śląska nie rwie się do źródeł k u ltu ry . Ci, co kształcą się w szkole lub w przemyśle, czynią to po to przede wszyst­

kim , aby później dobrze zarabiać. Śląza­

kom wystarczają zdobycze techniki i to oni dumnie nazywają „swoją k u ltu rą “ . Piękne, murowane domy, porządnie umeblowane mieszkania, narzędzia i sprzęty do wszyst­

kiego, dobra odzież, elektryka, szosy, ro ­ wery, motocykle — jednym słowem wyższa znacznie od innych dzielnic stopa życiowa

— oto całkowita kultura w pojęciu śląskie­

go chłopa. Poza tym można już nic nie wiedzieć i nie znać. To te£ niewiele wiedzą i nieraz nawet półanalfabeta z innych stron więcej posiada wyrobienia umysłowego, niż śląski półinteligent. Jedynie sport jest tu silnie rozwinięty. Szkolne podwórza czy też specjalne boiska tętnią bezustannym ruchem grającej Czyli życi° sku­

pia się bardziej w akcji rozrywkowej, niż oświatowej.

Młodzież, o ile

się s k u p ia ,

to najchętniej W Związku W alki Młodych i w Katolickich

S to w a rz y s z e n ia c h . I c i t y a j^ r d ^ ie i są a k ­

ty w n i: ZWM

s ta le

urządza przedstawienia

licka uczy się przeważnie śpiewu, odgrywa jakieś klerykalne przedstawienia, odprawia nowenny itd.

Bo młodzież, zarówno ja k i starsi — jest bardzo pobożna. Kościoły zawsze są prze­

pełnione wiernymi, a na „farosza“ broń Boże, co powiedzieć. „Farosz“ dla ślązaków jest niemal świętą osobą.

Pobożność ta nie pozwala na ogranicza­

nie urodzin. Tkw i tu pojęcie, iż „kobieta jest tylko po to, aby dzieci rodziła“ . Tu najczęściej 20 letnia mężatka ma nawet czworo dzieci. I nie narzeka wcale, nie ma tego sobie za ciężar życia ja k kobiety z in­

nych stron.

Po żniwach, gdy żona z córką przyje­

chały, miałem już więcej czasu, więc czę­

sto wyjeżdżałem do Katowic, Bytomia, Gliwic i Zabrza. Najczęściej do Katowic do ZZLP, do Samopomocy Chłopskiej, czy do Stronnictwa Ludowego. Wrażenia z

„w iz y t“ nie zawsze odnosiłem dobre. Zna­

jom i urzędnicy, a nawet koledzy po fachu literackim

z

pewną wyższością patrzą na chłopskiego pisarza. Urzędnicy poniżali mię za to, że nie miałem posady, zaś w y­

kształceni literaci — że brak m i studiów.

Czasem śmiałem się w duchu z tego, a czasem złość mię ogarniała. Bo przecież rozumiałem, że gdybym zechciał, mógłbym zostać nawet „średnim“ urzędnikiem, na­

tomiast wyższy urzędnik rzadko kiedy mógłby napisać choćby kiepski felieton.

Jednego razu

W

Urzędzie Ziemskim po­

lecono m i iść do Urzędu Skarbowego i za­

płacić 40 zł. Referent żałuje bardzo mej stra ty i pyta, czy mogę sobie pozwolić na ten wydatek?

— Zobaczę, może mam tyle pieniędzy — odpowiedziałem spokojnie,. wydobywając z kieszeni parę tysięcy złotych.

Innym znów razem urzędnicy dziwili się, widząc mię w nowym, ubraniu. Na zapyta­

nie, ile mię kosztuje? — odpowiedziałem, że tó ubranie kupiłem za dwie nowelki.

Na punkcie materialnego położenia bar­

dziej jeszcze są dziwni wieśniacy. Na prży- kład „legenda o reformie rolnej“ drukowana we „W si“ , z początkiem 1946 r. — stała się we wsi przyczyną zaocznych drwin ze mnie, iż swego czasu byłem „dziadem“ , bo stróżem nocnym we dworze. A jeden nau­

czyciel, Ślązak, powiedział mi, bym „w yko­

rzystywał sytuację póki się da“ . Co zna­

czy, iż każdy, kto wychwala obecny sy­

stem, może pisać i dobrze zarabiać.

Są jednak ludzie, którzy rozumieją pi­

sarza i szanują go. Większość jednak, a zwłaszcza wieśniacy uważają pisarza za

Śląsku —- zaledwie -dwu kandydatów się zgłosiło i to nie ślązaków. Potwierdza to

ty m : miesięczny bilet kolejowy i mogę często bywać w mieście.

Momentalnie stałem się innym człowie­

kiem. Maleńkiego redaktora już n ik t nie pyta, czy ma 40 zł na jakiś wydatek. Prze­

ciwnie — cieszę się ogólnym szacunkiem.

Jest m i miło na sercu i duszy. Mieszkam we wsi, orzę, sieję, koszę, młócę, a na od- konkurs „W si“ : „Jakiej powieści chce mianę — urządzam eskapady do Katowic.

Tu odwiedzę kolegę, tam dłużej porozma­

wiam o literaturze, o kulturze, o polityce...

I to jest żywot: nie zatracać się jako chłop, a jednocześnie iść z prądem na­

przód. Nie gnuśnieć w ciasnych opłotkach wsi, ale ich też nie opuszczać, bo w nich się człek urodził i uchował, więc najlepiej

W

nich się czuje. Podmiejska wieś — to najlepszy w ylot dla pragnącego k u ltu ry chłopa.

Więc trzymam się te j wsi i przydzielo­

nego m i gospodarstwa ja k ojczystego za- gona. Gdzie mię los rzucił, tam pragnę trwać. I może w przyszłości naprawdę po­

kocham tutejszy lud z jego wadami i za­

letami. Bo Górnoślązacy — oprócz wad—- mają też i zalety: są pracowici,, spokojni i nie chytrzy na kawałek ziemi ja k gdzie­

indziej. Nie ma tu kłótni, b ija ty k i sądów o miedzę z sąsiadami. Wesela i zabawy odbywają się bardzo spokojnie. T utaj pi­

ja k „nie ryje nosem po ziemi“ , nikomu nie ubliży i nie zaczepi. Nawet wśród ciemnej nocy każdy człek może spokojnie przejść obok pijaków.

Mam tu ta j wiele przeszkód i różnych trudności, wszak jestem wśród obcych ja ­ ko intruz, bo „na cudzym m ajątku“ . Je­

stem „gorolym i tukej na Śląsku się dora­

biam“ . Krewni wysiedlonego gospodarza odgrażają mi, nawet „czerwoną krawatką na szyi“ .

Lecz mimo to — wcale nie chciałbym, wracać w rodzinne strony. Przeciwnie: —- pragnę jechać dalej na zachód gdzie więcej osadników, bym wraz z nimi mógł praco­

wać dla kulturalnego podniesienia się wsi.

wieś

" '!.

Na 123 wypowiedzi, z Górnego Śląska było tylko 3. Z Dolnego Śląska by­

ło 8 wypowiedzi, lecz w większości od osa­

dników.

Uprzytomniłem sobie, że tu wśród Gór­

noślązaków niewiele, albo zgoła nic nie zrobię, dla podniesienia k u ltu ry wsi. Znie­

chęcony, zamknąłem się w pracy węższej:

w gospodarstwie — i na odmianę pisałem lub czytałem. A że pracy fizycznej było niewiele, więc większość czasu spędzałem przy stoliku. Monotonna ta praca choć z wielkim wykonywana zapałem — jednak mię często nudziła i denerwowała. Szar­

pała się ma dusza ja k uwięziona w klatce ptaszyna, wszak człek od dzieciństwa przyzwyczajony współżyć z ludźmi. A tu, stajesz się, człeku, jakby półmartwym, bo tylko z samym sobą i dla, siebie musisz pracować. Chwilami ulatywałem myślą w rodzinne, podojcowskie strony. — ...Żeby tamci ludzie mieli te warunki co ci, ach!

z jakąż szybkością p a rli by naprzód w świetlaną przyszłość! A i ja jakiego na­

brałbym rozpędu!

Myśli nie dawały m i spokoju: czy w y r­

wać się z ciasnych opłotków wiejskiego życia, uczepić się miasta i pełnymi garś­

ciami czerpać ze zdobyczy kulturalnych?

— Nie, w mieście nie czułbym się dobrze.

Pracować tylko w mieście, lecz żyć na wsi i dla wsi wyłącznie... Rozsądek ciągnie do miasta, a dusza nie chce opuścić wsi... je j pól, pachnących łąk, przyrody... Tak, pra­

cować w mieście, a żyć dla wsi.

Szukam rozwiązania problemu tych dzi­

wnych marzeń. Okazja nadarza się w k ró t­

ce; zostaję redaktorem działu literackiego

w „Zagrodzie Chłopskiej“ . A w ślad za Józef Pogan

Przez czarne okulary

W o s ta tn im liś c ie z K a to w ic w sp o m n ia łe m o u s to s u n k o w a n iu się Ś lązaków do n o w y c h w s p ó ło b y w a te li z in n y c h dzieln ic, ja c y n a p ły ­ n ę li t u po odzyskaniu w olno ści. S to s u n k i te n ie są ta k ie , ja k ie b y ć p o w in n y . Są pew ne z g rz y ty i nied om ów ien ia .

W s ty d się przyznać do tego, że do zadraż­

n ie n ia ty c h stosunków p rz y c z y n ili się p io n ie ­ rzy, n a tu ra ln ie n ie ci id eo w i, lecz k o n iu n k tu ­ r a ln i, p ie rw s i osadnicy, k tó rz y p r z y b r a li t u ­ ta j ro lę „n a ro d u p a n ó w “ , czy też osa dn ików a n g ie ls k ic h w d z ik ic h p re ria c h A m e r y k i P ó ł­

nocnej z 17 czy 18 w ie k u . B y le c h ły s te k p lu ­ nie Ś lą zako w i słow em : „N ie m ie c “ , z ra c ji,

że te n m ó w i gw arą , w k tó r e j — cop raw da zup ełnie n ie p o trz e b n ie — wsadza się w ie le s łó w n ie m ie c k ic h .

Po z n ie sie n iu k a te g o rii „n a ro d o w o ś c i n ie ­ m ie c k ie j“ i z ró w n a n iu Ś lązaków w pi'a w a ch z p ra w d z iw y m i P o la k a m i ( ja k b y Ślązacy n i­

m i n ie b y li) p o w o li z m ie n i sie to na lepsze, ale co ślą z a c y s tra c ili, to s tra c ili.

N a Ś ląsku p a n u je nędza, w ś ró d m a te k obarczonych d ro b n y m i dziećm i, k tó ry c h ży­

w ic ie l w z ię ty do a r m ii n ie m ie c k ie j, a lbo je st jeszcze w k o rp u s ie A ndersa, albo gdzieś w

n ie w o li p rz e p a d ł bez w ieści.

P oznałem starego em e ryto w a neg o m aszy­

n is tę k o le jo w e g o , k tó r y 42 la ta spędził na m aszynie, i dziś m a na opiece staruszkę żo­

nę, w ie rn ą tow a rz y s z k ę życia. D w ó c h syn ó w prze pa dło im gdzieś w A fry c e , a może na w e t z n a jd u ją się na obczyźnie, dw ó ch starszych z a m o rd o w a li N ie m c y w obozie, ja k o b. p o w ­ stańców śląskich. \

O g ro m n y p ro c e n t dzieci i m ło d zie ży ślą­

s k ie j z a jm u je się ha nd lem , zwłaszcza sprze­

dażą gazet papierosów , ( ty lk o m on op olo­

w y c h ) . Jest to je d y n y sposób u trz y m a n ia opuszczonej m a tk i i m łodszego rodzeństw a.

M u s i, bo sy tu a c ja ro d z in n a tego w ym a g a . A le ta m łodzież je s t p ra w ie stracona d la społeczeństwa. D z is ia j w in n a się ona jeszcze uczyć czy to w szkole, czy w zawodzie, a n ie b łą k a ć się po u lica ch , czy placach ta rg o w y c h .

W ie le złego zasiano w duszach te j m ło ­ dzieży w o rg a n iz a c ji n ie m . „ H itle r ju g e n d “ , do k tó r e j ją w czasie w o jn y w ciąga no p rz y ­ m usow o, po do bn ie ja k o w ó w do w ra ż e j służ­

b y w a r m ii n ie m ie c k ie j, na co żalą się ic h m a tk i. W żad nym m ieście w Polsce n ie spot­

k a łe m ta k m iło s ie rn y c h k o b ie t , ja k Ślązaczki.

K ażd a z n ic h w ychodząc do m ia sta po zaku­

p y , w s z y s tk ie sw o je d ro bn e pien iąd ze po­

święca na w s p a rc ie ubogich, k tó r z y n a te j dobroczynności w ca le dobrze w ychodzą.

In n a jeszcze rzecz ra z i m o je oczy. Otóż większość d o m ów w K a to w ic a c h m a k o lo r cie m ne j papy. M a m w ra żen ie, że p rz e ­ h o lo w a n o w ty m c h a ra k te ry z o w a n iu m ia s ta na m ia sto k o m in ó w . N ie je s t p ra w d ą że w K a to w ic a c h sadza opada na lu d z i i do m y, że w s zystko b ru d z i i dlatego m a lu je się do­

m y na c z a rn y lu b .ciemno - szary k o lo r.

Z n a jd u ją się ' w K a to w ic a c h d o m y m a lo w a n e na jasne k o lo ry , b ia ły czy p ia s k o w y i sadzy na n ic h n ie w id a ć , m im o , że lic z ą ju ż po 20 i w ię c e j lat. i n ie b y ły od w y b u d o w a n ia ic h fasa dy odnaw iane.

G d y b y ka m ie n ic e k a to w ic k ie b y ły m a lo w a ­ ne na k o lo r b ia ły lu b p ia s k o w y , do da łob y .to w ie le u ro k u m ia stu , ty m w ię c e j, że p o łu d n io ­ w a p o ło w a m ia s ta le ży na w zg ó rzu i m a p ię k ­ ne położenie. N ie m n ie j k o m in ó w fa b ry c z n y c h je s t w Ł o ó z i, a do m y w ty m m ieście n ie no­

szą żałoby.

A. Kotarba

Cytaty

Powiązane dokumenty

nie ma u Barańczaka polityki traktowanej jako walka władzę, intrygi, jeśli już się pojawia, pojmowana jest jako arystotelesowska troska o dobro publiczne; bardziej jednak jest

sty po okulary i wtedy okazuje się, że problem jest poważniejszy, bo stwierdza się u niego na przykład zmiany nowotworowe. Wczesne wykrycie daje szansę na leczenie

Funkcjonowanie opieki zdrowotnej jest rozdzielone na siedem podmiotów: gminy, powiaty, wojewódz- twa, uczelnie medyczne, resortową ochronę zdrowia MSWiA, MON oraz

Kiedy się na to wszystko patrzy, to trudno nie oprzeć się przekonaniu, że gdyby nawet pojawiał się pol- ski Zajac, nasi bojowi politycy zakrzyknęliby od razu: Nu, pogodi!….

nych robotników, którzy ściągnęli do Wrocławia ze średnich miast Polski cen­.. tralnej — ze Skarżyska, Starachowic, Ostrowca, Częstochowy i z wielkich

[r]

Po włączeniu radia przyciskiem Alarm wybierz alarm, który chcesz wyłączyć, a następnie przyciskami Prev lub Next wybierz ustawienie Off w celu wyłączenia alarmu i

Żół wie mo żna jed nak na dal ku pić w nie któ rych skle pach zoo lo gicz - nych, na pchlich tar gach oraz przez In ter net, czę sto bez ostrze że nia o po ten cjal nym nie bez -